Śmierć obywatela - Victor Davis Hanson - ebook

Śmierć obywatela ebook

Victor Davis Hanson

0,0

Opis

Historia ludzkości pełna jest opowieści o chłopach, poddanych i plemionach. Jednak koncepcja „obywatela” jest historyczną rzadkością — i przez ponad dwa wieki była jednym z najważniejszych ideałów Ameryki. Jednak bez radykalnych działań amerykański etos obywatela, jaki znamy, może wkrótce zniknąć, ostrzega historyk Victor Davis Hanson.

W książce Śmierć Obywatela Hanson opisuje historyczne siły, które doprowadziły do tego kryzysu. Osłabienie klasy średniej na przestrzeni ostatnich pięćdziesięciu lat sprawiło, że wielu Amerykanów stało się zależnych od rządu federalnego. Otwarte granice podważyły ideę przynależności. Progresywna polityka tożsamościowa zniszczyła tradycyjne poczucie obywatelskiej tożsamości.

Nadmiernie rozbudowana administracja państwowa zagroziła wolności osobistej i doprowadziła do prób formalnego osłabienia Konstytucji. Podobnie jak w rewolucyjnych latach 1848, 1917 i 1968, rok 2020 miał dać nadzieję na lepszą przyszłość. Czy Amerykanom uda się przywrócić wartości, które poprowadziły ich naród do potęgi?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 605

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Re­cen­zjeŚMIE­RĆ OBY­WA­TE­LA

„Ksi­ążka Vic­to­ra Da­vi­sa Han­so­na nie jest ani kry­ty­ką, ani po­le­mi­ką, lecz pre­cy­zyj­ną dia­gno­zą bar­dzo po­wa­żnej cho­ro­by. Jej ob­ja­wy są wy­ra­źne: utwo­rze­nie od­ręb­nych, se­pa­ra­ty­stycz­nych to­żsa­mo­ści, któ­re cie­szą się żar­li­wym po­par­ciem naj­bar­dziej uprzy­wi­le­jo­wa­nych Ame­ry­ka­nów, do­pro­wa­dzi­ło do frag­men­ta­ry­za­cji ame­ry­ka­ńskiej to­żsa­mo­ści na­ro­do­wej. Oby ta bły­sko­tli­wa dia­gno­za oka­za­ła się le­kar­stwem”.

– Edward N. Lut­twak, au­tor ksi­ążki

The Rise of Chi­na vs. the Logic of Stra­te­gy

„Wiel­ką za­słu­gą de­mo­kra­tycz­nej re­wo­lu­cji osiem­na­ste­go i dzie­wi­ęt­na­ste­go wie­ku było roz­sze­rze­nie przy­wi­le­ju oby­wa­tel­stwa na ka­żde­go, kto przy­jął za­sa­dy i obo­wi­ąz­ki sa­mo­sta­no­wi­ących o so­bie na­ro­dów. Jak wy­ja­śnia Vic­tor Da­vis Han­son, sub­tel­na, stop­nio­wa zmia­na kur­su to ce­lo­wa pró­ba osła­bie­nia i zli­kwi­do­wa­nia: to­żsa­mo­ści na­ro­do­wej, su­we­ren­no­ści, gra­nic te­ry­to­rial­nych oraz za­sad­ni­cze­go sen­su oby­wa­tel­stwa. Je­śli ka­żdy jest »oby­wa­te­lem świa­ta«, to lu­dzie nie są oby­wa­te­la­mi swo­ich wła­snych kra­jów. Będąc wszędzie, są ni­g­dzie. Ko­ńco­wy re­zul­tat to po­wrót au­to­kra­tycz­nych rządów. Cza­su jest co­raz mniej, dla­te­go mu­si­my po­dzi­ęko­wać Han­so­no­wi za tę wni­kli­wą dia­gno­zę, któ­ra uświa­da­mia nam, o co nale­ży wal­czyć”.

– Ste­ven F. Hay­ward, au­tor ksi­ążki

Pa­trio­tism Is Not Eno­ugh

„To nie są ćwi­cze­nia – to rze­czy­wi­sto­ść. Je­śli nie wie­rzysz, że prze­trwa­nie ame­ry­ka­ńskiej re­pu­bli­ki wisi na wło­sku, mu­sisz za­po­znać się z bru­tal­ną dia­gno­zą Vic­to­ra Da­vi­sa Han­so­na. Idea wol­ne­go oby­wa­tel­stwa ame­ry­ka­ńskie­go jest bez­po­śred­nio za­gro­żo­na za spra­wą nie­wy­bie­ral­ne­go deep sta­te, któ­re sprzy­mie­rzy­ło się z glo­ba­li­stycz­ną eli­tą, bez­kar­nie lek­ce­wa­żącą ame­ry­ka­ńskie pra­wo i pla­nu­jącą oba­le­nie Kon­sty­tu­cji. Na­wet je­śli sądzisz, że na bie­żąco śle­dzisz tren­dy, bły­sko­tli­wa ksi­ążka Han­so­na spra­wi, że będziesz le­piej przy­go­to­wa­ny do kon­fron­ta­cji z nad­ci­ąga­jący­mi za­gro­że­nia­mi. Po­leć ją ka­żdemu, kogo znasz”.

– Da­vid Gold­man, za­stęp­ca re­dak­to­ra „Asia Ti­mes”, au­tor ksi­ążki

You Will Be As­si­mi­la­ted: Chi­na’s Plan to Sino-form the World

„Po raz ko­lej­ny Vic­tor Da­vis Han­son spo­rządził mi­strzow­skie spra­woz­da­nie z wiel­kie­go kry­zy­su spraw pu­blicz­nych. Przed­sta­wił eru­dy­cyj­ną kon­cep­cję od­po­wie­dzial­ne­go de­mo­kra­tycz­ne­go oby­wa­tel­stwa; prze­ni­kli­wie opi­sał, jak sens tej idei zo­stał pod­wa­żo­ny w USA; po­ka­zał, jak Do­nald Trump na swój nie­kie­dy fre­ne­tycz­ny spo­sób pró­bo­wał oży­wić oby­wa­tel­stwo. Han­son za­ry­so­wał ta­kże na­sze pe­łne nie­po­ko­ju na­dzie­je do­ty­czące przy­szło­ści. Jego ksi­ążka to zwi­ęzłe ar­cy­dzie­ło, któ­re po­win­ni prze­czy­tać wszy­scy od­po­wie­dzialni oby­wa­te­le”.

– Con­rad Black

„To ksi­ążka o trwa­jącej i nie­bez­piecz­nej zmia­nie »ustro­ju«. Cho­dzi tu nie tyl­ko o me­to­dy spra­wo­wa­nia rządów, ale ta­kże o spo­so­by ży­cia zwy­kłych lu­dzi. Zro­zu­mie­nie tego wy­ma­ga przy­jęcia okre­ślo­nej per­spek­ty­wy: Vic­tor Han­son po­sia­da świet­ne wy­kszta­łce­nie w za­kre­sie stu­diów kla­sycz­nych. W tej dzie­dzi­nie opra­co­wa­no wie­dzę na te­mat ustro­jów po­li­tycz­nych. Jego ksi­ążka to rów­nież bacz­na ob­ser­wa­cja wspó­łcze­sno­ści, o któ­rej pi­sze wni­kli­wie i ob­szer­nie. Han­son po raz ko­lej­ny de­mon­stru­je swo­ją roz­le­głą wie­dzę hi­sto­rycz­ną i uka­zu­je jej nie­słab­nące zna­cze­nie dla na­szych cza­sów. Jego ksi­ążka, jak rów­nież on sam, to prawdzi­we skar­by”.

– Lar­ry P. Arnn, rek­tor Hills­da­le Col­le­ge

„Gdy pi­szę te sło­wa, ksi­ążka Vic­to­ra Da­vi­sa Han­so­na Śmie­rć oby­wa­te­la nie zo­sta­ła jesz­cze opu­bli­ko­wa­na. Prze­po­wia­dam za­tem przy­szło­ść: na­tych­miast zo­sta­nie ona słusz­nie uzna­na za jed­ną z naj­wa­żniej­szych i naj­bar­dziej wni­kli­wych ksi­ążek pierw­szych lat trze­ciej de­ka­dy XXI wie­ku. Han­son na­le­ży do gro­na nie­zwy­kle rzad­ko spo­ty­ka­nych au­to­rów: to czło­wiek o ogrom­nej eru­dy­cji, któ­ry jed­no­cze­śnie prze­ni­kli­wie i em­pa­tycz­nie spo­gląda na prak­tycz­ną stro­nę ży­cia ludz­kie­go. Wol­no­ść po­li­tycz­na, jak po­ka­zu­je Han­son, jest nie­ro­ze­rwal­nie zwi­ąza­na z ży­ciem oby­wa­tel­skim. A oby­wa­tel­stwo nie jest nam dane raz na za­wsze. Sta­no­wi ono zdo­bycz, to osi­ągni­ęcie, któ­re musi być pie­lęgno­wa­ne. Od tego za­le­ży jego trwa­ło­ść. W dzie­jach świa­ta oby­wa­te­le po­ja­wi­li się bar­dzo pó­źno. Hi­sto­ria opo­wia­da o pod­da­nych, o chło­pach pa­ńsz­czy­źnia­nych, nie­wol­ni­kach i sy­ko­fan­tach. Ist­nia­ły więc epo­ki po­prze­dza­jące po­wsta­nie oby­wa­tel­stwa, zaś opie­ra­jąc się na wła­snym do­świad­cze­niu, mo­że­my zo­ba­czyć, że jest ono za­gro­żo­ne. Gdy­by znik­nęło – ustępu­jąc miej­sca któ­re­mu­kol­wiek z uto­pij­nych roz­wi­ązań – na­sza wol­no­ść po­li­tycz­na rów­nież się za­ła­mie. Pad­nie ofia­rą do­brych in­ten­cji, któ­ry­mi wy­bru­ko­wa­ne jest pie­kło. Śmie­rć oby­wa­te­la to mi­ędzy in­ny­mi gwa­łtow­ny zryw ser­ca, prze­stro­ga, nie­spo­dzie­wa­ny dzwo­nek alar­mo­wy, któ­ry bu­dzi nas w środ­ku nocy. Vic­tor Han­son na­pi­sał wie­le do­brych i po­ucza­jących ksi­ążek, jed­nak Śmie­rć oby­wa­te­la to bez wąt­pie­nia jego ma­gnum opus”.

– Ro­ger Kim­ball, re­dak­tor i wy­daw­ca „The New Cri­te­rion”

SPIS TRE­ŚCI

Wstęp Pra­oby­wa­te­le i po­sto­by­wa­te­le Ame­ry­ki

Część pierw­sza PRA­OBY­WA­TE­LE

Roz­dział pierw­szy Chło­pi

Roz­dział dru­gi RE­ZY­DEN­CI

Roz­dział trze­ci PLE­MIO­NA

Część dru­gaPO­STO­BY­WA­TE­LE

Roz­dział czwar­ty NIE­WY­BIE­RAL­NI

Roz­dział pi­ąty EWO­LU­CJO­NI­ŚCI

Roz­dział szó­sty GLO­BA­LI­ŚCI

Epi­log Oby­wa­tel­stwo, an­nus hor­ri­bi­lis oraz wy­bo­ry z li­sto­pa­da 2020 roku

Wy­da­nie pierw­sze

Tytuł oryginału: The Dy­ing Ci­ti­zen: How Pro­gres­si­ve Eli­tes, Tri­ba­lism, and Glo­ba­li­za­tion Are De­stroy­ing the Idea of Ame­ri­ca

© 2020 by Victor Davis Hanson c/o Writers' Representatives LLC, New York, NY 10011, first published in the U.S. in English by Basic Books.All ri­ghts re­se­rved.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania lub przekazywana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób elektroniczny, mechaniczny, fotokopiujący, nagrywający lub inny, bez uprzedniej pisemnej zgody.

Redakcja: Renata NowakKo­rek­ta: Anna Śle­szy­ńskaSkład: Mi­chał Ba­naśE-book: Ro­bert Wasz­kie­wicz

Fundacja Warsaw Enterprise Institute

Al. Jerozolimskie 30

00-024 Warszawa

ISBN: 978-83-67272-40-7

Podziękowania

Dzi­ęku­ję mo­jej żo­nie Jen­ni­fer, przy­ja­cie­lo­wi Bru­ce’owi Thorn­to­no­wi oraz Ho­over In­sti­tu­tion za lek­tu­rę ma­nu­skryp­tu. Nie­zmien­nie dzi­ęku­ję Glen Har­ley oraz Lynn Chu z Wri­ter’s Re­pre­sen­ta­ti­ves. Przez okres trzech de­kad po­le­ga­łem na ich przy­ja­źni oraz li­te­rac­kiej rękoj­mie.

Lara He­imart – wy­daw­czy­ni z Ba­sic Bo­oks – po­now­nie prze­czy­ta­ła cały tekst. Je­stem jej wi­nien wdzi­ęcz­no­ść za ca­ło­ścio­we spoj­rze­nie, ob­ja­śnie­nia, do­brą or­ga­ni­za­cję pra­cy i eko­no­micz­ne po­de­jście do eks­pre­sji twór­czej. Po­nad­to chcia­łbym po­dzi­ęko­wać raz jesz­cze Ro­ge­ro­wi La­brie z Ba­sic Bo­oks za dro­bia­zgo­wą re­dak­cję tek­stu, któ­ra przy­czy­ni­ła się do jego istot­nej po­pra­wy. To już trze­cia ksi­ążka, nad któ­rą wspó­łpra­co­wa­li­śmy w ra­mach Ba­sic Bo­oks, zaś in­tu­icja i do­bry osąd Ro­ge­ra są bez­cen­ne. Za wszel­kie po­zo­sta­łe nie­do­ci­ągni­ęcia tek­stu winę po­no­szę wy­łącz­nie ja. Dzi­ęku­ję rów­nież Jen­ni­fer Kel­land za wspa­nia­łą pra­cę edy­cyj­ną – ta­kże w tym wy­pad­ku za wszel­kie błędy winą na­le­ży obar­czyć mnie.

Dr Da­vid Ber­kley – mój za­stęp­ca ba­daw­czy w Ho­over – rów­nież prze­czy­tał ma­nu­skrypt. Wraz z Joh­nem Ma­gru­de­rem po­mó­gł w spraw­dze­niu przy­pi­sów. Zaj­mo­wa­li się ta­kże kry­tycz­ną lek­tu­rą tek­stów oraz jego skła­dem na ko­lej­nych eta­pach pro­ce­su re­dak­cyj­ne­go. John spo­rządził bi­blio­gra­fię wszyst­kich prac cy­to­wa­nych w te­kście, z któ­rą mo­żna się za­po­znać na stro­nie: vic­tor­han­son.com. Mój asy­stent Me­gan Ring z Ho­over In­sti­tu­tion upew­nił się, że zdo­łam do­trzy­mać umów i de­adli­nów, rów­nież tych, któ­re da­le­ce wy­kra­cza­ły poza za­kres zo­bo­wi­ązań do­ty­czących tej ksi­ążki.

Dzi­ęku­ję ta­kże lu­dziom wspie­ra­jącym mnie w Ho­over In­sti­tu­tion, na Uni­wer­sy­te­cie Stan­for­da oraz wszyst­kim po­zo­sta­łym, któ­rzy po­mo­gli mi zna­le­źć czas na na­pi­sa­nie tej ksi­ążki. Oso­by, któ­rym głów­nie na­le­żą się po­dzi­ęko­wa­nia to: Mar­tin An­der­son, Be­atri­ce oraz Jim Ben­net, Will Edwards, Ro­ger i Su­san Her­tog, Lew Da­vies, Jim Ja­me­son, John i Ca­ro­le Har­ris, Mary My­ers Kaup­pi­la, Re­be­kah, Jen­ni­fer, Ro­bert Mer­cer, Ro­ger i Mar­tha Mertz, Je­re­miah Mil­bank, Tom i Dia­ne Smith, Ri­chard F. i Ka­ren Spen­cer, Vic­tor Trio­ne oraz Kay Wo­ods.

Wstęp Pra­oby­wa­te­le i po­sto­by­wa­te­le Ame­ry­ki

„Mo­nar­chie nie po­trze­bu­ją oby­wa­tel­stwa, któ­re na­da­je sens re­pu­bli­ce. Dzi­ęki sil­ne­mu oby­wa­tel­stwu re­pu­bli­ka jest w sta­nie ustać na no­gach”1.

– Mark Twa­in, 1906

Obec­nie nie­co po­nad po­ło­wa sied­mio­mi­liar­do­wej po­pu­la­cji świa­ta2 to oby­wa­te­le w pe­łni de­mo­kra­tycz­nych rządów, któ­rzy cie­szą się kon­sty­tu­cyj­nie ure­gu­lo­wa­ną wol­no­ścią. Nie­mal wszy­scy są przed­sta­wi­cie­la­mi cy­wi­li­za­cji za­chod­niej lub miesz­ka­ńca­mi pa­ństw, któ­re ule­gły okcy­den­ta­li­za­cji3. To tłu­ma­czy, dla­cze­go mi­lio­ny lu­dzi za­miesz­ku­jących Afry­kę Pó­łnoc­ną, ry­zy­ku­jąc uto­ni­ęciem w Mo­rzu Śró­dziem­nym, sta­ra się do­trzeć do Eu­ro­py. Wy­ja­śnia to rów­nież po­wód, dla któ­re­go ko­lej­ne mi­lio­ny lu­dzi z Mek­sy­ku i Ame­ry­ki Ła­ci­ńskiej usi­łu­ją prze­kro­czyć po­łu­dnio­wą gra­ni­cę Sta­nów Zjed­no­czo­nych i po­rzu­ca­ją swo­je rdzen­ne do­mo­stwa. Wy­bie­ra­ją szan­sę zo­sta­nia ob­cym oby­wa­te­lem w in­nym miej­scu, za­miast pew­no­ści by­cia znie­wo­lo­nym, po­zba­wio­nym oby­wa­tel­stwa i pod­mio­to­wo­ści we wła­snej oj­czy­źnie.

Na świe­cie jest nie­wie­le praw­dzi­wych pa­ństw de­mo­kra­tycz­nych. Oko­ło dwu­dzie­stu dwóch ist­nie­je dłu­żej niż pół wie­ku. Obec­nie ich licz­ba spa­da, za­miast ro­snąć, co na­le­ży od­no­to­wać z za­nie­po­ko­je­niem. Jest to swe­go ro­dza­ju iro­nia losu, bio­rąc pod uwa­gę licz­bę lu­dzi, któ­rzy po­rzu­ca­ją wła­sny, ro­snący w siłę świat, aby do­trzeć do świa­ta nik­nące­go. Być może ten przy­gnębia­jący fakt na­le­ży po­trak­to­wać jako przy­po­mnie­nie o tym, że lu­dziom nie jest ła­two po­kie­ro­wać wła­snym ży­ciem, a tym bar­dziej bro­nić i ko­rzy­stać ze swo­jej przy­ro­dzo­nej wol­no­ści. Osta­tecz­nie oby­wa­tel­stwo nie jest przy­wi­le­jem i wy­ma­ga pra­cy. A jed­nak tak wie­lu oby­wa­te­li za­rów­no sta­ro­żyt­nych, jak i wspó­łcze­snych re­pu­blik zda­je się wie­rzyć, że pra­wa na­le­żą się nam w ode­rwa­niu od kwe­stii od­po­wie­dzial­no­ści. Nie in­te­re­su­je ich ani po­cho­dze­nie, ani ra­cje, ani po­wo­dy, dla któ­rych odzie­dzi­czy­li swoje przy­wi­le­je4.

Nie­mniej jed­nak dla szczęśli­wych miesz­ka­ńców pa­ństw kon­sty­tu­cyj­nych ca­łe­go świa­ta oby­wa­tel­stwo po­ci­ąga za sobą wspól­no­tę swo­bód, któ­ra nie jest spra­wą po­wierz­chow­ną. To ja­ko­ść fun­da­men­tal­na, wa­żniej­sza od wspól­no­ty re­li­gij­nej i geo­gra­ficz­nej. Oby­wa­te­le nie są po pro­stu miesz­ka­ńca­mi po­sia­da­jący­mi przy­wi­le­je roz­le­glej­sze od zo­bo­wi­ązań ani przed­sta­wi­cie­la­mi ple­mion, bli­ski­mi so­bie za spra­wą wy­glądu lub wi­ęzów krwi. To nie chło­pi kon­tro­lo­wa­ni przez bo­ga­czy. Oby­wa­tel­stwo to ta­kże nie­je­dy­na for­ma zo­bo­wi­ąza­nia względem abs­trak­cyj­nie po­jętej ogól­no­światowej wspól­no­ty.

Im­ma­nu­el Kant – osiem­na­sto­wiecz­ny nie­miec­ki fi­lo­zof po­li­tycz­ny doby oświe­ce­nia5 – praw­do­po­dob­nie naj­le­piej pod­su­mo­wał wy­jąt­ko­we atry­bu­ty, któ­ry­mi w ide­al­nej przy­szło­ści po­wi­nien się wy­ró­żniać oby­wa­tel Za­cho­du, a przy­naj­mniej te, któ­re zga­dza­ły się z jego uto­pij­nym wy­obra­że­niem na te­mat po­żąda­ne­go roz­wo­ju cy­wi­li­za­cji eu­ro­pej­skiej. W oczach Kan­ta oby­wa­te­la ce­chu­je „wol­no­ść, któ­ra po­zwa­la mu nie prze­strze­gać żad­nych in­nych norm poza tymi, na któ­re wy­ra­ził zgo­dę”6. In­ny­mi sło­wy, ani król, ani dyk­ta­tor nie mają pra­wa na­rzu­cić swo­jej woli lu­dziom, któ­rzy go nie wy­bra­li. Kant pod­kre­ślał rów­nież, że lu­dziom na­le­ży się „oby­wa­tel­ska rów­no­ść”7 w świe­tle pra­wa. Oby­wa­tel nie po­wi­nien uzna­wać „żad­ne­go in­ne­go zwierzch­ni­ka poza tym, wo­bec któ­re­go przy­słu­gu­je mu taka sama mo­ral­na mo­żno­ść na­kła­da­nia na nie­go praw­nych zo­bo­wi­ązań, jaka przy­słu­gu­je temu zwierzch­ni­ko­wi wo­bec nie­go”8. Pa­ństwo nie może nada­wać szcze­gól­nych przy­wi­le­jów lu­dziom bo­ga­tym, le­piej uro­dzo­nym, po­sia­da­jącym zna­jo­mo­ści, nie po­win­no też trak­to­wać go­rzej bied­nych, chło­pów i lu­dzi nie­zbyt by­strych. Kant wska­zy­wał ta­kże na atry­but „oby­wa­tel­skiej sa­mo­dziel­no­ści”9. Za jego spra­wą oby­wa­tel „może (…) za­wdzi­ęczać swój byt i utrzy­ma­nie nie wy­bo­ro­wi ja­kie­goś in­ne­go człon­ka na­ro­du, lecz swo­im wła­snym pra­wom i si­łom, przy­słu­gu­jącym mu jako człon­ko­wi rze­czy­po­spo­li­tej”10. Oby­wa­tel nie musi ni­ko­mu dzi­ęko­wać za swo­je pra­wa, po­nie­waż są one wro­dzo­ne i na­le­żą bez­po­śred­nio do nie­go.

Osiem­na­sto­wiecz­ne kon­cep­cje fi­lo­zo­fów po­kro­ju Kan­ta urze­czy­wist­ni­ły się w Eu­ro­pie do­pie­ro we wcze­snych la­tach 90. XX wie­ku, gdy umie­ra­jące re­żi­my ko­mu­ni­stycz­nej Eu­ro­py Wschod­niej zo­sta­ły za­stąpio­ne przez de­mo­kra­cje par­la­men­tar­ne. Mia­ło to miej­sce po­nad dwa wie­ki od mo­men­tu po­wsta­nia de­mo­kra­cji ame­ry­ka­ńskiej. Twór­cy owych form de­mo­kra­tycz­nych nie za­wsze ho­łdo­wa­li za­chod­nim ide­ałom oby­wa­tel­stwa. Nie­kie­dy zaś na­wet w pe­łni nie zda­wa­li so­bie z nich spra­wy. Nie­mniej w kwe­stii oby­wa­tel­stwa je­dy­nie kon­sen­su­al­ne rządy stwa­rza­ją „szan­sę” na kon­fron­ta­cję ide­ałów z rzeczy­wi­sto­ścią11.

W kon­te­kście wspó­łcze­snej Ame­ry­ki wol­no­ść, rów­no­ść wo­bec pra­wa i oby­wa­tel­ska sa­mo­dziel­no­ść ozna­cza­ją mniej wi­ęcej tyle, że oby­wa­tel Sta­nów Zjed­no­czo­nych nie po­wi­nien pod­le­gać in­nym pra­wom, niż te, któ­re zo­sta­ły usta­lo­ne przez de­mo­kra­tycz­nie wy­bra­ny rząd. Or­ga­ny praw­ne, któ­rych nie wy­ło­nio­no bez­po­śred­nio w pro­ce­sie de­mo­kra­tycz­nym, mogą wy­da­wać mnó­stwo edyk­tów, lecz te nie­ko­niecz­nie będą mia­ły umo­co­wa­nie praw­ne. Ża­den ad­mi­ni­stra­tor uczel­nia­ny nie może któ­re­goś po­nie­dzia­łku zde­cy­do­wać, że pierw­sza po­praw­ka nie obo­wi­ązu­je na jego kam­pu­sie. Po­dob­nie też żad­na „pani bur­mistrz” nie ma ta­kich upraw­nień, by we wto­rek usta­lić, że fe­de­ral­ne pra­wo do­ty­czące imi­gra­cji w jej mie­ście jest bez zna­cze­nia.

Ża­den Ame­ry­ka­nin nie po­wi­nien być wy­ró­żnio­ny w świe­tle pra­wa – względy do­ty­czące rasy, płci, kla­sy, miej­sca uro­dze­nia oraz sta­tu­su ma­jąt­ko­we­go nie mogą tu być bra­ne pod uwa­gę. Ra­cje hi­sto­rycz­ne rów­nież nie po­win­ny de­cy­do­wać o obec­nym sta­tu­sie sądzo­ne­go. Po­li­cja i pro­ku­ra­tu­ra aresz­tu­ją i po­zy­wa­ją prze­stęp­ców, nie przy­po­mi­na to jed­nak Fol­war­ku zwie­rzęce­go12 Or­wel­la, gdzie nie­któ­rych prze­stęp­ców ści­ga się z wi­ęk­szą za­ci­ętością niż in­nych.

Se­na­to­ro­wie i pre­zy­den­ci nie na­da­ją lu­dziom szcze­gól­nych przy­wi­le­jów, po­nie­waż ich za­da­niem jest słu­żyć, a nie pa­no­wać nad lu­dem. Oby­wa­te­le Ame­ry­ki wie­rzą, że ich wol­no­ść oraz kon­sen­su­al­ne rządy nie są za­słu­gą kon­kret­nych par­tii po­li­tycz­nych, nie za­le­żą od przed­sta­wi­cie­li de­mo­kra­tów lub re­pu­bli­ka­nów. Źró­dłem na­tu­ral­nych i nie­zby­wal­nych praw oby­wa­te­li ame­ry­ka­ńskich jest Bóg i od­po­wia­da­ją oni wy­łącznie przed sobą.

Oby­wa­te­le ró­żnią się od prze­jezd­nych, ob­cych i tu­ry­stów, któ­rzy nie są w pe­łni przy­wi­ąza­ni do ame­ry­ka­ńskich re­gu­la­cji kon­sty­tu­cyj­nych. Aby idea oby­wa­tel­stwa mo­gła mieć w ogó­le sens, wi­ęk­szo­ść miesz­ka­ńców musi po­sia­dać sta­tus oby­wa­te­li. Jed­nak, żeby zy­skać ten przy­wi­lej, miesz­ka­niec musi zo­stać za­pro­szo­ny do wspól­no­ty i zre­zy­gno­wać ze swo­ich daw­nych zo­bo­wi­ązań na rzecz nowego go­spo­da­rza.

Oby­wa­tel­stwo jest rów­no­znacz­ne z na­szy­mi wol­no­ścia­mi oraz ich ochro­ną na mocy pra­wa i oby­cza­jów, któ­re wy­kra­cza­ją poza in­dy­wi­du­al­ne rządy i tym­cza­so­wych przy­wód­ców. Ba­rack Oba­ma po­zo­stał pre­zy­den­tem lu­dzi, któ­rzy za nim nie prze­pa­da­li. Po­dob­nie też wy­bor­cy nie­na­wi­dzący Do­nal­da Trum­pa byli na nie­go ska­za­ni. Ża­den pre­zy­dent nie mó­głby unie­wa­żnić Kon­sty­tu­cji ani na­szych wol­no­ści, chy­ba że sami oby­wa­te­le po­zwo­li­li­by mu na taki ruch.

W ra­mach re­kom­pen­sa­ty za na­sze pra­wo do wy­bo­ru przy­wód­ców oraz sta­no­wie­nia praw je­ste­śmy zo­bo­wi­ąza­ni do prze­strze­ga­nia ame­ry­ka­ńskie­go sta­tu­tu. Mu­si­my sza­no­wać tra­dy­cje i oby­cza­je na­sze­go kra­ju. Będąc Ame­ry­ka­na­mi, pie­lęgnu­je­my pa­mi­ęć o lu­dziach, któ­rzy po­zo­sta­wi­li nam w spad­ku ten wy­jąt­ko­wy na­ród, po­świ­ęca­my wła­sny czas, pie­ni­ądze, a ta­kże – je­śli zaj­dzie taka po­trze­ba – bez­pie­cze­ństwo i ży­cie w imie­niu naszej oj­czy­zny.

Mu­si­my ci­ągle po­na­wiać py­ta­nie: czy za­słu­ży­li­śmy na dar lu­dzi z Shi­loh lub Meu­se-Ar­gon­ne, czy jako oby­wa­te­le do­ra­sta­my do ich po­świ­ęce­nia? Ko­niecz­no­ść uklęk­ni­ęcia pod­czas hym­nu na­ro­do­we­go lub od­da­nia ho­łdu sym­bo­lom na­ro­do­wym nie jest na­szym praw­nym zo­bo­wi­ąza­niem. A jed­nak, w sy­tu­acji, gdy uprzy­wi­le­jo­wa­ni przed­sta­wi­cie­le Ame­ry­ki krzy­wią się na wi­dok fla­gi na­ro­do­wej, któ­rą lep­si od nich wznie­śli pod ostrza­łem na Iwo Ji­mie ku chwa­le przy­szłych po­ko­leń, to ta­kie za­cho­wa­nie nie li­cu­je z po­wa­gą urzędu. Cza­sa­mi na­ru­sza­jąc oby­cza­je i tra­dy­cje, oby­wa­te­le mogą wy­rządzić po­rów­ny­wal­ne szko­dy dla do­bra wspól­ne­go, jak gdy­by zła­ma­li pra­wo.

W sen­sie prak­tycz­nym ame­ry­ka­ńska kon­sty­tu­cja gwa­ran­tu­je oby­wa­te­lom bez­pie­cze­ństwo w ra­mach re­pu­bli­ki, któ­rej przed­sta­wi­cie­li sami wy­bie­ra­ją, i to wła­śnie jest gwa­ran­cją ich wol­no­ści. Na czym do­kład­nie po­le­ga­ją te przy­wi­le­je? Obej­mu­ją one wol­no­ść sło­wa, pra­wo do god­ne­go pro­ce­su, ha­be­as cor­pus13, pra­wo do po­sia­da­nia i no­sze­nia bro­ni, sta­wa­nia przed sądem zło­żo­nym z rów­nych so­bie, gło­so­wa­nia bez ogra­ni­czeń ra­so­wych, re­li­gij­nych oraz płcio­wych. Ame­ry­ka jest za­tem tak sil­na, jak oby­wa­te­le po­dej­mu­jący wy­si­łek jej za­cho­wa­nia na po­czet przy­szłych po­ko­leń. Re­pu­bli­ki nie giną bo­wiem na prze­strze­ni wie­ków, często ma to miej­sce w ci­ągu jed­nej de­ka­dy14. Mo­żna po­wie­dzieć, że jak do­tąd spra­wy przed­sta­wia­ją się ja­sno. Tak wy­gląda idea oby­wa­tel­stwa zgod­nie z jej sen­sem i za­ło­że­nia­mi.

A jed­nak hi­sto­ria się nie za­trzy­ma­ła, zaś lu­dzie nie za­wsze zmie­rza­ją w kie­run­ku po­stępu. Cy­wi­li­za­cje za­ni­ka­ją, zba­cza­ją z kur­su, do­świad­cza­ją re­gre­su oraz gwa­łtow­nych im­plo­zji. Po­dob­nie też oby­wa­tel­stwo może być raz sil­niej­sze, raz słab­sze. Może rów­nież gwa­łtow­nie znik­nąć. Dzie­je świa­ta to opo­wie­ść, w któ­rej oby­wa­tel przez wi­ęk­szo­ść cza­su był nie­obec­ny. W mo­nu­men­tal­nych cy­wi­li­za­cjach świa­ta przed­in­du­strial­ne­go, od Ba­bi­lo­ńczy­ków i Egip­cjan po Ma­jów i Az­te­ków No­we­go Świa­ta, ża­den miesz­ka­niec su­we­ren­nej mo­nar­chii, pa­ństwa teo­kra­tycz­ne­go czy au­to­kra­cji nie cie­szył się nie­zby­wal­ny­mi pra­wa­mi. De­mo­kra­tycz­nie wy­bra­ni przed­sta­wi­cie­le nie de­cy­do­wa­li o lo­sie miesz­ka­ńców, nad lu­dźmi nie roz­ci­ągał się pa­ra­sol praw i nie bro­ni­ły ich nie­za­le­żne sądy. Trud­no so­bie wy­obra­zić ka­rie­rę So­kra­te­sa, So­fo­kle­sa czy Cy­ce­ro­na w któ­rym­kol­wiek z wy­mie­nio­nych tu im­pe­riów, tak jak dzi­siaj, zda­niem wi­ęk­szo­ści Ame­ry­ka­nów, ży­cie w Chi­nach, Ira­nie, Ro­sji czy na Ku­bie jest ogra­ni­cza­jące czy wręcz nie­bez­piecz­ne. W świe­cie przed­in­du­strial­nym po­rządek i pra­wo po­cho­dzi­ły od au­to­ry­tar­nych, dzie­dzicz­nych, ple­mien­nych lub re­li­gij­nych wład­ców. Nie­po­kor­nych de­gra­do­wa­no, a usłu­żnych awan­so­wa­no. Ko­deks prze­trwa­nia wy­ma­gał pod­po­rząd­ko­wa­nia się prze­ło­żo­nym i wy­nio­sło­ści wo­bec tych, któ­rych uwa­ża­no za gor­szych. Su­ro­wo­ść pra­wa za­le­ża­ła od ka­pry­śne­go okru­cie­ństwa da­nej dy­na­stii. Rządy opar­te na kon­sen­su­sie nie stwo­rzy­ły ani nie ra­ty­fi­ko­wa­ły sta­ro­żyt­ne­go ba­bi­lo­ńskie­go ko­dek­su praw­ne­go Ham­mu­ra­bie­go (ok. 1750 roku p.n.e.), ani edyk­tów praw­nych Da­riu­sza I z Per­sji (ok. 500 roku p.n.e.).

Naj­częściej na­stępu­jący po so­bie au­to­ry­tar­ni przy­wód­cy igno­ro­wa­li wolę ludu, zaś samo to po­jęcie, for­mal­nie rzecz bio­rąc, nie ist­nia­ło. Rządzący do­cho­dzi­li do wła­dzy za spra­wą dzie­dzi­cze­nia, prze­wro­tów, re­wo­lu­cji, wo­jen do­mo­wych, za­ma­chów, na­masz­cze­nia re­li­gij­ne­go oraz pa­ła­co­wych in­tryg – poza świa­tem za­chod­nim na­dal często tak to wła­śnie wy­gląda. W po­li­ty­ce rzad­ko na­stępo­wa­ły zmia­ny bez uży­cia prze­mo­cy, a je­śli już mia­ły miej­sce, to wy­ni­ka­ły one z ko­neksji ro­dzin­nych.

Gło­so­wa­nia były po­zba­wio­ne trans­pa­rent­no­ści, świ­ęto­ści i po­wszech­no­ści – pod wa­run­kiem że w ogó­le mia­ły miej­sce. Sy­tu­acja po­nad trzech mi­liar­dów lu­dzi wy­gląda po­dob­nie ta­kże dziś. Często rów­nież w tzw. de­mo­kra­cjach „gło­so­wa­nie” od­by­wa się pod bez­po­śred­nim lub po­śred­nim przy­mu­sem, wy­bo­ry są z góry za­pla­no­wa­ne i fa­łszo­wa­ne. Ozna­ką de­mo­kra­tycz­ne­go otępie­nia jest scep­ty­cyzm względem pro­ce­su gło­so­wa­nia – po­strze­ga się go jako da­rem­ny wy­si­łek, a nie ba­stion oby­wa­tel­stwa.

W wi­ęk­szo­ści za­mierz­chłych re­żi­mów ist­niał inny zbiór praw dla bo­ga­tych, ksi­ęży, au­to­kra­tów i ary­sto­kra­tów, inny zaś dla lu­dzi ubo­gich, po­zba­wio­nych przy­wi­le­jów po­li­tycz­nych i re­li­gij­nych, szla­chec­kie­go uro­dze­nia i ro­do­wo­du. Oso­by zdo­by­wa­jące wła­dzę w pro­ce­sie wy­bor­czym często sa­bo­to­wa­ły ko­lej­ne elek­cje, ho­łdu­jąc teo­rii, że „jed­ne wy­bo­ry w zu­pe­łności wy­star­czą”.

Oby­wa­tel­stwo to sto­sun­ko­wo pó­źna idea. Aby w pe­łni do­ce­nić ten ame­ry­ka­ński przy­wi­lej, po­win­ni­śmy na chwi­lę się za­trzy­mać i przy­po­mnieć so­bie dłu­gą dro­gę pro­wa­dzącą od sta­ro­żyt­no­ści aż do po­wsta­nia na­szej kon­sty­tu­cji. De­mo­kra­tycz­ny rząd po­ja­wił się dwa ty­si­ące sie­dem­set lat temu (przede wszyst­kim cho­dzi o Ate­ny) i dwa ty­si­ące pi­ęćset lat po po­wsta­niu du­żych miast na Bli­skim Wscho­dzie. Na po­cząt­ku VII wie­ku p.n.e. oby­wa­te­le będący wła­ści­cie­la­mi nie­ru­cho­mo­ści (po­li­tai) cie­szy­li się pra­wem gło­su w de­mo­kra­tycz­nych rządach oko­ło ty­si­ąca pi­ęciu­set grec­kich miast-pa­ństw (po­lis), za­tem w du­żej części antycz­nej Gre­cji.

Po­cząt­ko­wo garst­ka lu­dzi utwo­rzy­ła wąskie oli­gar­chie. Tego ro­dza­ju rządy uprzy­wi­le­jo­wa­ły po­ło­wę męskiej po­pu­la­cji, głów­nie po­sia­da­czy ma­łych farm. Lu­dzie ubo­dzy i bez zie­mi byli po­strze­ga­ni jako po­zba­wie­ni ka­pi­ta­łu, na któ­rym mo­gło­by sko­rzy­stać spo­łe­cze­ństwo i z tego względu nie na­le­ża­ło li­czyć się z ich oce­na­mi – cza­sem twier­dzo­no wręcz, że ich bie­da jest świa­dec­twem nie­do­sko­na­ło­ści mo­ral­nych i etycz­nych. Z wol­na te re­stryk­cyj­ne rządy ewo­lu­owa­ły w kie­run­ku de­mo­kra­cji bez­po­śred­nich (w VI i dru­giej po­ło­wie V wie­ku p.n.e.). Osta­tecz­nie wi­ęk­szo­ść wol­nej po­pu­la­cji płci męskiej mo­gła gło­so­wać, zaś wi­ęk­sza część gło­sów da­ne­go zgro­ma­dze­nia często de­cy­do­wa­ła o spo­sobie rządze­nia15.

Pla­ton – kon­ser­wa­tyw­ny my­śli­ciel – ubo­le­wał nad tym, że idea oby­wa­tel­stwa, któ­ra ugrun­to­wa­ła się w świe­cie za­chod­nim na wcze­snym eta­pie, prze­cho­dzi­ła gwa­łtow­ną ewo­lu­cję. Tra­jek­to­ria tego pro­ce­su sta­le zmie­rza­ła w kie­run­ku zwi­ęk­sze­nia in­klu­zyw­no­ści. W nie­po­zba­wio­nych au­to­re­flek­sji spo­łe­cze­ństwach brak pe­łne­go oby­wa­tel­stwa przy­zna­ne­go bied­nym (oli­gar­chia) oraz nie­wol­ni­kom i ko­bie­tom (de­mo­kra­cja) był za­tem źró­dłem ci­ągłych dys­ku­sji, po­chwał, kry­tyk i spo­rów. Tym, co tak nie­po­ko­iło Pla­to­na i in­nych re­ak­cyj­nych kry­ty­ków de­mo­kra­cji, był fakt, że na sku­tek in­sty­tu­cjo­na­li­za­cji rów­no­ści i wol­no­ści w ra­mach de­mo­kra­tycz­nych rządów pęd w kie­run­ku in­klu­zyw­no­ści sta­le się zwi­ęk­szał i trud­no było do­strzec lo­gicz­ną gra­ni­cę tego pro­ce­su. Jed­na z po­nu­rych kon­cep­cji Pla­to­na – na po­zór będąca efek­tem dłu­gie­go okre­su hi­sto­rii post­de­mo­kra­tycz­nej – to idea gło­sząca, że ra­dy­ka­li­za­cja de­mo­kra­cji osta­tecz­nie do­pro­wa­dzi do cha­osu, a na­stęp­nie powro­tu ty­ra­nii.

Jed­nak przez ja­kiś czas grec­kie po­lis sta­ły się bar­dziej in­klu­zyw­ne, nie po­pa­da­jąc przy tym w anar­chię. Nie­przy­pad­ko­wo w de­mo­kra­tycz­nych Ate­nach bo­ha­ter­ka­mi (oraz po­sta­cia­mi tra­gicz­ny­mi) wi­ęk­szo­ści spo­śród sztuk Eu­ry­pi­de­sa były ko­bie­ty: Al­ke­stis, An­dro­ma­cha, An­dro­me­da, An­ty­go­na, He­ku­ba, He­le­na, Ifi­ge­nia oraz Me­dea. Tra­ge­dio­pi­sa­rzy naj­wy­ra­źniej in­te­re­so­wa­ło zja­wi­sko siły i mo­ral­no­ści, któ­ry­mi ko­bie­ty prze­wy­ższa­ły nie­któ­rych mężczyzn, a jed­nak nie skut­ko­wa­ło to rów­no­ścią po­li­tycz­ną i kul­tu­ro­wą. Na­dal były trak­to­wa­ne jako oso­by gor­sze, co de­ma­sko­wa­ło sła­bo­ść lo­gi­ki, na któ­rej zo­sta­ła oparta idea po­lis.

Nie dzi­wi fakt, że ów zrzędli­wy Ary­sto­fa­nes, au­tor ko­me­dii, uczy­nił Li­zy­stra­tę – po­stać fe­mi­ni­stycz­ną – wy­ra­zi­ciel­ką wy­ższej mądro­ści i mo­ral­no­ści roz­dar­tych woj­ną Aten, za­miast sku­pić się na ate­ńskiej star­szy­źnie, któ­ra za­ini­cjo­wa­ła i pro­wa­dzi­ła ten kon­flikt. Naj­wy­ra­źniej w oczach ko­me­dio­pi­sa­rza męscy przy­wód­cy po­lis byli bez­rad­ni wo­bec wy­nisz­cza­jącej woj­ny, a cała na­dzie­ja le­ża­ła w oso­bach zmargi­na­li­zo­wa­nych.

Na dłu­go przed po­ja­wie­niem się bry­tyj­skich i ame­ry­ka­ńskich abo­li­cjo­ni­stów Al­ki­da­mas, ży­jący w IV wie­ku p.n.e. mów­ca z Elei i miesz­ka­niec Aten, przy­po­mniał Gre­cji o sprzecz­no­ściach po­mi­ędzy dwo­ma po­jęcia­mi: eleu­te­ria (wol­no­ść) a do­ule­ia (nie­wol­nic­two): „Na­tu­ra – uska­rżał się Al­ki­da­mas – nie uczy­ni­ła ni­ko­go nie­wol­ni­kiem”. Nie była to je­dy­nie ja­ło­wa de­kla­ra­cja. Sta­ła się bo­wiem okrzy­kiem bo­jo­wym, któ­re­go echo do­ta­rło do Epa­mi­non­da­sa – wiel­kie­go te­ba­ńskie­go wy­zwo­li­cie­la de­mo­kra­cji – któ­ry uwol­nił mes­se­ńskich he­lo­tów od kon­trak­to­wej słu­żby dla Spar­ty. Wy­czyn ten wy­ró­żnił go na tle naj­wy­bit­niej­szych Gre­ków epo­ki kla­sycz­nej. Pod­su­mo­wu­jąc, od sa­me­go po­cząt­ku spe­cy­fi­ka de­mo­kra­tycz­ne­go rządu po­le­ga­ła na ci­ągłej sa­mo­oce­nie i sa­mo­kry­ty­ce. Ko­niec tego ro­dza­ju in­tro­spek­cji do­pro­wa­dzi zaś do za­ni­ku oby­wa­tel­stwa16.

Zgod­nie ze stan­dar­da­mi XXI wie­ku okre­śli­li­by­śmy grec­ką de­mo­kra­cję mia­nem „et­no­cen­trycz­nej, na­ty­wi­stycz­nej i sek­si­stow­skiej”. Tego ro­dza­ju ety­kie­ty trze­ba jed­nak do cze­goś od­nie­ść. Oko­ło dwóch ty­si­ęcy pi­ęciu­set lat temu Gre­cy byli bez­pre­ce­den­so­wo oświe­ce­ni i li­be­ral­ni, bio­rąc pod uwa­gę ów­cze­sne stan­dar­dy ple­mien­nej Eu­ro­py Pó­łnoc­nej albo wpły­wo­we dy­na­stie cy­wi­li­za­cji egip­skich, per­skich, bli­skow­schod­nich, in­dyj­skich oraz chi­ńskich. W tych re­jo­nach wi­ęk­szo­ść miesz­ka­ńców po­zo­sta­wa­ła człon­ka­mi ple­mion, pod­da­ny­mi, pod­bi­ty­mi lub nie­wol­ni­ka­mi pozbawio­ny­mi praw17.

Pod ko­niec V wie­ku p.n.e. w zde­cy­do­wa­nej wi­ęk­szo­ści po­lis co­raz wi­ęk­sza licz­ba męskich, ro­dzi­mych miesz­ka­ńców te­ry­to­riów Gre­cji cie­szy­ła się oby­wa­tel­stwem. De­cy­do­wa­li rów­nież o tym, czy na­le­ży ten przy­wi­lej przy­znać in­nym miesz­ka­ńcom. Cie­szy­li się wol­no­ścią sło­wa na zgro­ma­dze­niach i mie­li wi­ęk­szą swo­bo­dę wy­po­wie­dzi niż lu­dzie na wspó­łcze­snych ame­ry­ka­ńskich kam­pu­sach. Jako oby­wa­te­le mo­gli rów­nież prze­ka­zać swo­ją wła­sno­ść wy­bra­nym spad­ko­bier­com – ko­bie­tom lub mężczy­znom. Sta­wa­li przed sąda­mi w spra­wach kar­nych i cy­wil­nych, wy­stępo­wa­li przed ła­wa­mi przy­si­ęgłych zło­żo­ny­mi z rów­nych im oby­wa­te­li. Cie­szy­li się su­we­ren­nym kra­jem z wy­ra­źnie okre­ślo­ny­mi gra­ni­ca­mi. Po­sia­da­li przy­wi­lej gło­so­wa­nia w spra­wach woj­ny i po­ko­ju oraz słu­że­nia po­lis w sze­re­gach fa­lan­gi, a w za­mian ocze­ki­wa­li, że pa­ństwo po­zwo­li im chro­nić ich ro­dzi­ny i go­spo­dar­stwa.

Oby­wa­te­le grec­kich po­lis byli ta­kże od­zwier­cie­dle­niem wzra­sta­jącej po­zy­cji kla­sy śred­niej. Me­toj­ko­wie (znaj­du­jący się w środ­ku hie­rar­chii spo­łecz­nej), za­miesz­ku­jący po­lis, nie byli ani szla­chet­nie uro­dze­ni, ani też ska­za­ni na bie­dę z po­wo­du nie­szczęśli­wych oko­licz­no­ści i bra­ku istot­nych wi­ęzów krwi. Od sa­mych po­cząt­ków kszta­łto­wa­nia się Za­cho­du „uśred­nie­nie” (to me­son) – za­rów­no w kon­te­kście my­śli, jak i dzia­ła­nia – sta­no­wi­ło nie­od­zow­ny ide­ał oby­wa­tel­stwa. Istot­na część Po­li­ty­ki Ary­sto­te­le­sa to hi­sto­rycz­na ana­li­za grec­kiej de­mo­kra­cji okre­su kla­sycz­ne­go. Ary­sto­te­les po­dej­mu­je ta­kże kwe­stie wspó­łcze­sne. Nic więc dziw­ne­go, że wy­chwa­la oby­wa­te­li śred­nie­go szcze­bla jako spo­iwo ca­ło­ści pa­ństwa i nie spo­gląda na nich z góry na spo­sób cha­rak­te­ry­stycz­ny dla osób bo­ga­tych i wpły­wo­wych. W po­chwa­le na te­mat me­soi Arystote­les na­pi­sał:

Pa­ństwo zaś chce po­sia­dać mo­żli­wie rów­nych i po­dob­nych oby­wa­te­li, a po­stu­la­to­wi temu naj­wi­ęcej od­po­wia­da stan śred­ni. To­też naj­lep­szy ustrój ma z ko­niecz­no­ści to pa­ństwo, któ­re taki wła­śnie skład wy­ka­zu­je, ja­kie­go we­dług na­szych wy­wo­dów wy­ma­ga na­tu­ra pa­ństwa. Tacy też oby­wa­te­le naj­wi­ęcej są w pa­ństwach bez­piecz­ni. Bo ani sami nie po­żąda­ją, jak ubo­dzy, dóbr ob­cych, ani też dru­dzy nie po­żąda­ją ich mie­nia, jak ubo­dzy w sto­sun­ku do bo­ga­tych; że zaś nikt na nich nie czy­ha ani też oni sami na ni­ko­go nie na­sta­ją, więc ży­wot z dala od nie­bez­pie­cze­ństw pędzą. (…) Ja­sną jest też rze­czą, że rów­nież i wspól­no­ta pa­ństwo­wa, któ­ra na śred­nim sta­nie się opie­ra, jest naj­lep­sza, i że ta­kie pa­ństwa mogą po­sia­dać do­bry ustrój, w któ­rych ist­nie­je licz­ny stan śred­ni, sil­niej­szy bez­względ­nie od obu po­zo­sta­łych lub je­śli nie, to cho­ciaż od jed­ne­go z nich. Bo na któ­rąkol­wiek stro­nę się skło­ni, prze­chy­la sza­lę i nie do­pusz­cza do wy­two­rze­nia prze­wa­gi jed­nej czy dru­giej skraj­no­ści. To­też naj­wi­ęk­szym szczęściem jest, je­śli oby­wa­te­le da­ne­go pa­ństwa mają śred­ni a wy­star­cza­jący ma­jątek (…)”18.

Ary­sto­te­les po­strze­gał za­tem kla­sę śred­nią jako gru­pę lu­dzi, któ­ra prze­wy­ższa bo­ga­tych pod kątem mo­ral­nym i jest sta­bil­niej­sza oraz bar­dziej god­na za­ufa­nia niż bie­do­ta. Mia­sto rządzo­ne przez kla­sę śred­nią jest zaś efek­tyw­niej­sze niż oli­gar­chia lub ple­mię zło­żo­ne z no­ma­dów po­zba­wio­nych sta­łe­go miej­sca za­miesz­ka­nia, któ­rzy okre­śla­ją swój byt po­li­tycz­ny na pod­sta­wie wi­ęzów krwi i ma­łże­ństw, od­wo­łu­ją się więc do ra­cji wy­prze­dza­jących samą cy­wi­li­za­cję.

Gre­cy opar­li się na ta­len­tach i ener­gii mo­ral­nie oraz eko­no­micz­nie pod­bu­do­wa­nych miesz­ka­ńców, na kla­sie śred­niej – idea oby­wa­tel­stwa tłu­ma­czy ten pro­ces. Dla­cze­go jed­nak i w jaki spo­sób mała licz­ba lu­dzi, zgro­ma­dzo­na na tak nie­wiel­kiej prze­strze­ni jak Gre­cja, stwo­rzy­ła pod­wa­li­ny za­chod­niej fi­lo­zo­fii, po­li­ty­ki, li­te­ra­tu­ry, hi­sto­rii i na­uki? Oby­wa­tel, chro­nio­ny przez pra­wo, a nie ka­pry­śną wolę i pa­tro­nat ary­sto­kra­tów oraz au­to­kra­tów, w prak­tycz­nym sen­sie miał znacz­nie wi­ęk­szą swo­bo­dę praw­ną i eko­no­micz­ną w za­kre­sie sze­ro­ko po­jętej twór­czo­ści: od ma­lo­wa­nia, pi­sa­nia, bu­do­wa­nia i upra­wia­nia zie­mi, przez in­ży­nie­rię, po od­kry­wa­nie i pro­wa­dze­nie spo­rów praw­nych. Fun­da­men­ta­li­sta re­li­gij­ny lub bez­pro­duk­tyw­ny ko­mi­sarz po­li­tycz­ny nie mu­szą „ko­ry­go­wać” lub tłu­mić do­cie­kli­wo­ści i osi­ągni­ęć, nie­zbęd­nych dla ma­te­rial­ne­go po­stępu, bez­pie­cze­ństwa, do­bro­by­tu i wol­no­ści po­lis. Ate­ński tra­gik Aj­schy­los w ostat­niej części try­lo­gii pt. Ore­ste­ja (458 rok p.n.e.) roz­wi­ązał pro­blem wen­de­ty rodu Atreu­sa, do­ko­nu­jąc mi­tycz­ne­go usta­no­wie­nia dwo­ru hi­sto­rycz­ne­go na Are­opa­gu i przy tej oka­zji przed­sta­wił cy­wi­li­zu­jący wpływ pra­wa na spo­łe­cze­ństwo. Oby­wa­tel może le­piej wy­ko­rzy­stać wła­sne ta­len­ty, je­śli się nie mar­twi, że zo­sta­nie bez­pod­staw­nie uwi­ęzio­ny, za­bi­ty, po­zba­wio­ny ma­jąt­ku i dzie­dzic­twa, i nie musi się oba­wiać, że ktoś na­rzu­ci mu miej­sce za­miesz­ka­nia. Wów­czas jest w sta­nie przy­czy­nić się do wzro­stu bo­gac­twa wspól­no­ty. Wol­ne pa­ństwo, któ­re nie po­słu­gu­je się węszy­cie­la­mi, szpie­ga­mi oraz ko­mi­sa­rza­mi po­li­tycz­nej po­praw­no­ści, nie pa­ra­li­żu­je naj­od­wa­żniej­szych i naj­bar­dziej in­no­wa­cyj­nych umy­sło­wo­ści i roz­wija się prężnie.

Pa­trząc tra­dy­cyj­nie, wi­ęk­szo­ść zwo­len­ni­ków kla­sy śred­niej ar­gu­men­to­wa­ła, że spo­łe­cze­ństwo zło­żo­ne w prze­wa­ża­jącej części z po­sia­da­czy ma­jąt­ków o śred­niej war­to­ści, to jed­no­cze­śnie za­chęta do kul­ty­wo­wa­nia ta­kich cech jak sa­mo­dziel­no­ść, od­po­wie­dzial­no­ść i sta­bil­no­ść spo­łecz­na (cze­go bra­ku­je bied­nym), a jed­no­cze­śnie blo­ka­da dla in­te­re­sów i nad­mier­nych wpły­wów in­nych jed­no­stek. W cza­sach, gdy tak chęt­nie de­pre­cjo­nu­je się „tra­dy­cyj­ne biz­ne­sy”, za­po­mi­na­my, że głów­nym im­pul­sem sta­ro­żyt­nych de­mo­kra­cji była ochro­na pra­wa do po­sia­da­nia wła­sno­ści na sze­ro­ką ska­lę. Ed­mund Bur­ke na­wi­ązu­jąc do tra­dy­cji kla­sycz­nej, po­strze­gał pra­wo wła­sno­ści jako sy­no­nim konsty­tu­cjo­na­li­zmu:

Mam na­dzie­ję, że ni­g­dy nie wy­zbędzie­my się tak ca­łko­wi­cie po­czu­cia obo­wi­ąz­ku na­kła­da­ne­go na nas przez pra­wo spo­łecz­nej wspól­no­ty, by pod pre­tek­stem ja­kich­kol­wiek pu­blicz­nych ko­rzy­ści kon­fi­sko­wać do­bra Bogu du­cha winnego oby­wa­te­la19.

Re­pu­bli­ka­ński Rzym istot­nie roz­wi­nął grec­ką kon­cep­cję oby­wa­te­la (ci­vis). Rzy­mia­nie sko­dy­fi­ko­wa­li licz­ne pra­wa i okre­śli­li jego obo­wi­ąz­ki. Z cza­sem one i przy­wi­le­je były sys­te­ma­tycz­nie in­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­ne w ra­mach rzym­skie­go pra­wa ce­sar­skie­go i po­wszech­ne­go. Pro­ces ten obej­mo­wał wszyst­ko, od ha­be­as cor­pus po wy­ra­fi­no­wa­ny, kom­plek­so­wy prze­gląd ustaw, sądów kar­nych i cy­wil­nych. W ca­łym sta­ro­żyt­nym świe­cie ko­bie­ty i nie­wol­ni­cy nie mo­gli gło­so­wać – po­mi­mo ty­si­ąc­le­ci kry­ty­ki przed­sta­wio­nej w kla­sycz­nej li­te­ra­tu­rze, uzna­jącej sys­te­ma­tycz­ną dys­kry­mi­na­cję za hi­po­kry­zję, a jej za­sa­dy i pro­to­ko­ły za nie­prak­tycz­ne za­le­ce­nia. Co jed­nak naj­wa­żniej­sze, rzym­ski re­pu­bli­ka­nizm sta­rał się zła­go­dzić nie­sta­bil­no­ść i nad­uży­cia nie­odłącz­nie zwi­ąza­ne z ra­dy­kal­ną, a zwłasz­cza ate­ńską, de­mo­kra­cją. Na Rzym wi­ęk­szy wpływ mia­ła za­ścian­ko­wa kon­sty­tu­cja Spar­ty, któ­rej po­dwój­ne zgro­ma­dze­nia usta­wo­daw­cze (Apel­la i Ge­ru­zja), dwaj głów­ni do­wo­dzący (ist­nia­ły tam rów­no­le­głe li­nie dzie­dzicz­nych kró­lów) oraz sądow­nic­two (efo­ro­wie) za­pew­nia­li kon­tro­lę i rów­no­wa­gę w ko­rzystaniu z wła­dzy20.

Pó­źniej­sza, post­kla­sycz­na idea za­chod­nie­go oby­wa­tel­stwa kon­sty­tu­cyj­ne­go prze­cho­dzi­ła okre­sy spo­wol­nie­nia, uci­sku i au­to­ry­ta­ry­zmu. Nie­mniej jed­nak stop­nio­wo ewo­lu­owa­ła po­przez śre­dnio­wie­cze, re­ne­sans, re­for­ma­cję i oświe­ce­nie w kie­run­ku zwi­ęk­szo­ne­go za­kre­su praw i sta­łe­go upodmio­to­wie­nia wy­własz­czo­nych. Idea rów­no­ści wo­bec pra­wa była z ko­niecz­no­ści dy­na­micz­na – po­mi­mo ubó­stwa przed­in­du­strial­ne­go, któ­re wy­mu­sza­ło na lu­dziach ci­ężką pra­cę fi­zycz­ną i ogra­ni­cza­ło swo­bo­dy po­li­tycz­ne, zaś ro­dze­nie i wy­cho­wy­wa­nie dzie­ci po­zo­sta­wa­ło nie­bez­piecz­nym, w pe­łni an­ga­żu­jącym obo­wi­ąz­kiem21.

W XXI wie­ku za­chod­nia idea oby­wa­tel­stwa, po okre­sie dwóch ty­si­ęcy pi­ęciu­set lat ewo­lu­cji, zbli­ża­ła się do swej lo­gicz­nej kon­klu­zji w po­sta­ci pe­łnej eman­cy­pa­cji bied­nych, ko­biet i mniej­szo­ści. Umo­żli­wi­ły to wpro­wa­dzo­ne przed wie­lo­ma laty mo­dy­fi­ka­cje praw­ne: znie­sie­nie pa­ńsz­czy­zny, przy­mu­so­we­go chłop­stwa oraz per­so­nal­ne­go nie­wol­nic­twa. Jed­nak po­stępu­jące sta­ra­nia praw­ne, któ­re mają na celu ob­jęcie ca­ło­ścią praw wy­ni­ka­jących z pe­łne­go oby­wa­tel­stwa nowo przy­by­łych nie­le­gal­nych imi­gran­tów, prze­stęp­ców i na­sto­lat­ków (oso­by przed osiem­na­stym ro­kiem ży­cia) skut­ku­ją prak­tycz­nym osła­bie­niem przy­wi­le­jów wy­ni­ka­jących z po­sia­da­nia oby­wa­tel­stwa za­chod­nie­go. Przed 700 ro­kiem p.n.e. nie ist­niał jesz­cze rząd kon­sty­tu­cyj­ny i nie jest wca­le po­wie­dzia­ne, że w toku roz­wo­ju XXI wie­ku będą na­dal ist­nieć de­mo­kracje i re­pu­bli­ki.

Ka­ta­stro­fa może na­stąpić w do­wol­nym mo­men­cie. Jej przy­czy­na tkwi naj­częściej w na­szych za­cho­wa­niach: bo­gac­two oraz nad­miar roz­ry­wek są dla oby­wa­tel­stwa bar­dziej nie­bez­piecz­ne niż ubó­stwo i znój pra­cy. Zdu­mie­wa­jącą ce­chą kul­tu­ry de­mo­kra­tycz­nej w Sta­nach Zjed­no­czo­nych jest oso­bli­wy zwy­czaj ob­wi­nia­nia wspó­łcze­snej Ame­ry­ki za jej rze­ko­mo nie­li­be­ral­ną prze­szło­ść. Im bar­dziej od­da­la­my się od źró­deł, za­rów­no w ro­zu­mie­niu ma­te­rial­nym, jak i chro­no­lo­gicz­nym, tym w wi­ęk­szym stop­niu ob­wi­nia­my na­szych Oj­ców Za­ło­ży­cie­li za to, że ich po­sta­wy nie li­cu­ją z na­szym wspó­łcze­snym wy­obra­że­niem o nas sa­mych. Mam wra­że­nie, że bo­gac­two na­szych cza­sów za­chęca nas do spoj­rze­nia na prze­szło­ść okiem nad­mier­nie kry­tycz­nym, któ­re zu­ba­ża ob­raz hi­sto­rii. Za­miast ob­wi­niać ży­wych za wła­sne nie­szczęścia, kon­cen­tru­je­my się na zma­rłych, któ­rzy nie­gdyś mu­sie­li sta­wiać czo­ła o wie­le po­wa­żniej­szym prze­ciw­no­ściom niż my sami.

Rze­czy­wi­sto­ść wy­gląda tak, że im bar­dziej za­ni­ka­ją dys­pro­por­cje po­li­tycz­ne i spo­łecz­ne, tym w wi­ęk­szym stop­niu pod­kre­śla się i wy­ol­brzy­mia ich obec­no­ść. W re­zul­ta­cie pa­ństwo bie­rze na sie­bie sta­le ro­snącą od­po­wie­dzial­no­ść za­pew­nia­nia pa­ry­te­tów. Czy źró­dłem na­pi­ęcia jest to, że wraz z pro­ce­sem zbli­ża­nia się do pe­łnej rów­no­ści ra­so­wej, et­nicz­nej, kla­so­wej, płcio­wej i re­li­gij­nej ro­śnie w nas nie­za­do­wo­le­nie, po­nie­waż wci­ąż le­d­wie przy­bli­ża­my się do na­szych uto­pij­nych ide­ałów, a nie do ko­ńca je re­ali­zu­je­my? Pa­ństwo, któ­re za­pew­nia „rów­no­ść” szans, jest ob­wi­nia­ne o to, że nie wszyst­kich trak­tu­je jed­na­ko­wo i nie gwa­ran­tu­je ka­żde­mu ta­kich sa­mych re­zul­ta­tów. Być może uto­żsa­mia­my po­stęp tech­no­lo­gicz­ny z dzie­jo­wą ko­niecz­no­ścią pro­por­cjo­nal­ne­go roz­wo­ju ludz­kiej na­tu­ry? Nie­wąt­pli­wie kul­tu­ra, któ­rej oby­wa­te­le są w sta­nie oglądać świat za po­mo­cą iPho­ne’ów, nie jest w sta­nie to­le­ro­wać pe­łnych uprze­dzeń ne­an­der­tal­czy­ków wraz z ich ple­mienną men­tal­no­ścią.

W at­mos­fe­rze dys­kur­su na te­mat rów­no­ści spo­łecz­nej, któ­rej gwa­ran­tem ma być wła­dza rządo­wa, w Ame­ry­ka­nach na­ra­sta po­czu­cie, że coś stop­nio­wo zni­ka z ich co­dzien­no­ści. Ro­snąca fru­stra­cja skut­ku­je prze­ko­na­niem o tym, że za­gro­żo­ne są ich pra­wa oby­wa­tel­skie. W an­kie­cie Har­ris Poll/Pur­ple Pro­ject z grud­nia 2019 roku zde­cy­do­wa­na wi­ęk­szo­ść an­kie­to­wa­nych Ame­ry­ka­nów – oko­ło 92 pro­cent – uwa­ża­ła, że ich pra­wa „są ogra­ni­cza­ne”. Pre­cy­zu­jąc: son­daż wy­ka­zał, że Ame­ry­ka­nie naj­bar­dziej oba­wia­ją się, że za­gro­żo­na jest ich wol­no­ść sło­wa (48 pro­cent), pra­wo do no­sze­nia bro­ni (47 pro­cent) i pra­wo do spra­wie­dli­we­go sądu (41 pro­cent)22.

Wcze­śniej­sze ba­da­nia udo­ku­men­to­wa­ły zbli­żo­ny sto­pień nie­za­do­wo­le­nia, zwłasz­cza w zwi­ąz­ku ze spad­kiem au­to­no­mii lo­kal­nej względem roz­wo­ju kom­pe­ten­cji rządu fe­de­ral­ne­go, ero­zją su­we­ren­no­ści ludu i oba­wa­mi przed dal­szym zwi­ęk­sze­niem kom­pe­ten­cji rządu fe­de­ral­ne­go. Son­daż Pew Re­se­arch Cen­ter z 2018 roku wy­ka­zał, że: „Dwie trze­cie an­kie­to­wa­nych (67 pro­cent) ma po­zy­tyw­ną opi­nię o swo­im sa­mo­rządzie lo­kal­nym, lecz za­le­d­wie 35 pro­cent jest za­do­wo­lo­nych z rządu fe­de­ral­ne­go”. Grec­ki mąż sta­nu ze sta­ro­żyt­nej po­lis mó­głby zin­ter­pre­to­wać ta­kie nie­za­do­wo­le­nie jako sku­tek nad­mier­ne­go wzro­stu po­tęgi i znacze­nia rządu23.

Cho­ciaż Ame­ry­ka­nie czu­ją, że ich kon­sty­tu­cyj­ne pra­wa są za­gro­żo­ne, nie za­wsze mają świa­do­mo­ść tego, co do­kład­nie tra­cą. Taka kon­fu­zja jest zro­zu­mia­ła, bio­rąc pod uwa­gę nie­do­stat­ki edu­ka­cji oby­wa­tel­skiej w ame­ry­ka­ńskich szko­łach. W an­kie­cie prze­pro­wa­dzo­nej w 2017 roku przez Cen­trum Po­li­ty­ki Pu­blicz­nej w An­nen­berg na Uni­wer­sy­te­cie Pen­syl­wa­nii oka­za­ło się, że wi­ęk­szo­ść Ame­ry­ka­nów nie zna pod­staw Kon­sty­tu­cji Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Trzy­dzie­ści sie­dem pro­cent osób nie po­tra­fi­ło przy­to­czyć ani jed­ne­go pra­wa chro­nio­ne­go przez pierw­szą po­praw­kę. Tyl­ko je­den na czte­rech Ame­ry­ka­nów zdo­łał wska­zać wszyst­kie trzy or­ga­ny rządo­we. Co trze­ci nie był w sta­nie wska­zać żad­ne­go or­ga­nu wła­dzy.

W an­kie­cie prze­pro­wa­dzo­nej w 2018 roku przez Wo­od­row Wil­son Na­tio­nal Fel­low­ship Fo­un­da­tion pra­wie 75 pro­cent an­kie­to­wa­nych nie po­tra­fi­ło zi­den­ty­fi­ko­wać trzy­na­stu bry­tyj­skich ko­lo­nii. Po­nad po­ło­wa nie mia­ła po­jęcia, z kim Sta­ny Zjed­no­czo­ne wal­czy­ły pod­czas II woj­ny świa­to­wej. Mniej niż 25 pro­cent wie­dzia­ło, dla­cze­go ko­lo­ni­ści to­czy­li boje w woj­nie o nie­pod­le­gło­ść. Dwa­na­ście pro­cent uwa­ża­ło, że Dwi­ght D. Eisen­ho­wer do­wo­dził żo­łnie­rza­mi pod­czas wojny se­ce­syj­nej.

W sy­tu­acji, gdy wi­ęk­szo­ść Ame­ry­ka­nów nie wie, czym są wol­no­ści kon­sty­tu­cyj­ne, la­ment do­ty­czący mo­żli­wo­ści ich utra­ty zda­je się mniej wia­ry­god­ny. Kie­dy w czerw­cu 2020 roku le­wi­co­wi pro­te­stu­jący za­częli oba­lać po­mni­ki, aby po­tępić rze­ko­me iko­ny ra­si­zmu, na do­ce­lo­wej li­ście uświ­ęco­nych mo­nu­men­tów zna­la­zły się rów­nież te upa­mi­ęt­nia­jące unij­ne­go eg­ze­ku­to­ra z cza­sów re­kon­struk­cji ge­ne­ra­ła Ulys­se­sa S. Gran­ta, bo­ha­ter­skich afro­ame­ry­ka­ńskich we­te­ra­nów woj­ny se­ce­syj­nej oraz uho­no­ro­wa­ne­go męczen­ni­ka i abo­li­cjo­ni­stę Han­sa Chri­stia­na Hega. Naj­wy­ra­źniej mło­dzi iko­no­kla­ści w szko­le śred­niej lub na stu­diach nie­wie­le do­wie­dzie­li się o woj­nie do­mo­wej, usły­sze­li jed­nak bar­dzo dużo na te­mat bez­za­sad­nych przy­wi­le­jów ka­żde­go, kto zo­stał upa­mi­ęt­nio­ny w ra­si­stow­skim spo­łe­cze­ństwie daw­nych Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Ame­ry­ka­ńska igno­ran­cja nie­kie­dy ob­ja­wia się w po­sta­ci na­śla­dow­nic­twa sztu­ki przez rze­czy­wi­sto­ść. Tak jak igno­ranc­ki tłum z Szek­spi­row­skie­go Ju­liu­sza Ce­za­ra omy­łko­wo i bez skru­pu­łów za­mor­do­wał po­etę Cin­nę, za­miast uśmier­cić ty­ra­no­bój­cę o tym sa­mym imie­niu, tak w lu­tym 2019 roku pro­te­stu­jący pod­pa­li­li po­mnik ge­ne­ra­ła dy­wi­zji Wil­lia­ma C. Lee z cza­sów II woj­ny świa­to­wej, naj­wy­ra­źniej my­ląc jego mo­nu­ment z po­mni­kiem kon­fe­de­rac­kie­go ge­ne­ra­ła Ro­bert E. Lee24.

Oby­wa­tel­stwo w Sta­nach Zjed­no­czo­nych zmie­rza w dwóch ró­żnych, często prze­ciw­staw­nych kie­run­kach. Idee tę ob­ra­ca się do góry no­ga­mi na po­zór cha­otycz­nie, lecz ce­lo­wo. Po­wo­dem tego jest z jed­nej stro­ny nie­zna­jo­mo­ść Kon­sty­tu­cji, a z dru­giej po­czu­cie pre­de­sty­na­cji do jej obro­ny.

Wie­lu Ame­ry­ka­nów nie przej­mu­je się lub nic nie wie o kon­se­kwen­cjach ra­dy­kal­nych prze­mian de­mo­gra­ficz­nych, kul­tu­ro­wych i po­li­tycz­nych. Nie in­te­re­su­je ich pro­blem mi­lio­nów imi­gran­tów o nie­pew­nym sta­tu­sie, któ­rzy są w ich kra­ju praw­dzi­wy­mi ob­cy­mi. Po­dob­nie wie­lu nie­daw­nych imi­gran­tów i ro­dzi­mych miesz­ka­ńców Ame­ry­ki często nie ma po­jęcia, czym ró­żni się oby­wa­tel­stwo ame­ry­ka­ńskie od zwy­kłe­go miej­sca za­miesz­ka­nia lub zgru­po­wa­nia ple­mien­ne­go. Wie­lu przy­by­szów uwa­ża, że nie­le­gal­na prze­pro­wadz­ka do Sta­nów Zjed­no­czo­nych po­win­na mimo wszyst­ko za­gwa­ran­to­wać im wszyst­kie ko­rzy­ści wy­ni­ka­jące z oby­wa­tel­stwa ame­ry­ka­ńskie­go. Jed­no­cze­śnie zde­cy­do­wa­nie zbyt wie­lu oby­wa­te­li nie wi­dzi po­trze­by po­zna­wa­nia hi­sto­rii i tra­dy­cji Sta­nów Zjed­no­czo­nych, nie chce zro­zu­mieć, na czym po­le­ga od­po­wie­dzial­no­ść zwi­ąza­na z by­ciem Ame­ry­ka­ni­nem. Prze­ko­na­nie na te­mat nie­zmien­nych „man­ka­men­tów” kra­ju uspra­wie­dli­wia ich zda­niem in­te­lek­tu­al­ne le­ni­stwo, po­zwa­la za­nie­chać wy­si­łków za­głębie­nia się w rze­ko­mo mrocz­ne ko­rze­nie i zwy­cza­je Ame­ry­ki. Kie­dy nie­mal czte­rech na dzie­si­ęciu Ame­ry­ka­nów nie ma po­jęcia o swo­ich pra­wach wy­ni­ka­jących z pierw­szej po­praw­ki, ła­two jest je ogra­ni­czyć.

Na­le­ży jed­nak pa­mi­ętać rów­nież o tym, że część elit uwa­ża się za spe­cja­li­stów od Kon­sty­tu­cji. Ba­zu­jąc na wła­snym au­to­ry­te­cie, uza­sad­nia­ją po­trze­bę ra­dy­kal­nych skre­śleń i mo­dy­fi­ka­cji, któ­re po­zwo­lą do­pa­so­wać Kon­sty­tu­cję do no­wych cza­sów. Są owład­ni­ęci wi­zją sta­le ewo­lu­ującej, zmie­nia­jącej się na lep­sze Kon­sty­tu­cji, któ­ra po­win­na słu­żyć jako glo­bal­ny mo­del dla roz­le­głe­go, eku­me­nicz­ne­go bra­ter­stwa. Pra­gną ta­kże glo­bal­ne­go pa­ństwa ad­mi­ni­stra­cyj­ne­go, któ­re mo­gło­by mo­ni­to­ro­wać i eg­ze­kwo­wać w prak­ty­ce ten am­bit­ny ide­ali­stycz­ny plan. Na sku­tek tego cha­osu nie­któ­rzy Ame­ry­ka­nie wolą, żeby na­zy­wa­no ich „oby­wa­te­la­mi świa­ta”. Może to nie­któ­rych za­ska­ki­wać, lecz ta wy­świech­ta­na kon­cep­cja si­ęga już cza­sów So­kra­tej­skie­go uto­pi­zmu. Ni­g­dy jed­nak nie po­skut­ko­wa­ła utwo­rze­niem wia­ry­god­ne­go pla­nu, któ­ry uka­zy­wa­łby mo­żli­wo­ść spraw­ne­go dzia­ła­nia pa­ństwa ponad­na­ro­do­we­go25.

Na­le­ży za­tem po­sta­wić py­ta­nie: ja­kie tok­sycz­ne siły oraz zgub­ne idee są od­po­wie­dzial­ne za spro­wa­dze­nie ame­ry­ka­ńskie­go oby­wa­tel­stwa – dwu­stu­trzy­dzie­sto­trzy­let­niej idei, któ­ra trans­cen­du­jąc wła­sne uwa­run­ko­wa­nia, do­pro­wa­dzi­ła do roz­sze­rze­nia praw oby­wa­tel­skich na ko­bie­ty oraz przed­sta­wi­ciel­ki mniej­szo­ści ra­so­wych i et­nicz­nych – na kra­wędź upad­ku?

Pierw­sze trzy roz­dzia­ły są opa­trzo­ne na­głów­kiem Pra­oby­wa­te­le. Po­jęcie „pra­oby­wa­tel­stwa” od­zwier­cie­dla sta­ro­żyt­ne idee i zwy­cza­je na­tu­ry go­spo­dar­czej, po­li­tycz­nej oraz et­nicz­nej, któ­re nie­gdyś trak­to­wa­no jako sprzecz­ne z no­wo­cze­snym pa­ństwem de­mo­kra­tycz­nym. Jed­nak zwy­cza­je te nie­spo­dzie­wa­nie po­wra­ca­ją, gro­żąc zdu­sze­niem wspól­no­ty ame­ry­ka­ńskiej. W roz­dzia­le pierw­szym za­ty­tu­ło­wa­nym Chło­pi przy­glądam się sta­ro­żyt­nej ar­gu­men­ta­cji gło­szącej, że sa­mo­rząd­no­ść oby­wa­te­li jest po­chod­ną ich eko­no­micz­nej nie­za­le­żno­ści. Gre­cy zde­fi­nio­wa­li sa­mo­wy­star­czal­no­ść jako „au­tar­kię”, czy­li ro­dzaj wol­no­ści eko­no­micz­nej, któ­ra po­ci­ąga za sobą po­li­tycz­ną nie­za­le­żno­ść od bo­ga­tych lub pa­ństwa. Wi­ęk­szo­ść spo­łe­cze­ństwa nie może chro­nić ani na­wet ko­rzy­stać ze swo­je­go pra­wa do swo­bod­nej wy­po­wie­dzi i wol­no­ści za­cho­wa­nia bez bez­pie­cze­ństwa ma­te­rial­ne­go, któ­re jest w sta­nie za­gwa­ran­to­wać wy­łącz­nie sa­mo­dziel­no­ść eko­no­micz­na i au­to­no­mia kla­sy śred­niej. Jed­nak obec­nie eve­ry­man miesz­ka­jący na przed­mie­ściach to ra­czej no­stal­gicz­ny ide­ał niż na­ma­cal­na rze­czy­wi­sto­ść. Z po­wo­du ro­snące­go za­dłu­że­nia go­spo­darstw do­mo­wych, sta­gna­cji za­rob­ko­wej i re­kor­do­wych ob­ci­ążeń z ty­tu­łu kre­dy­tów stu­denc­kich ame­ry­ka­ńska kla­sa śred­nia stra­ci­ła grunt go­spo­dar­czy na pra­wie pół wie­ku. Bez kla­sy śred­niej spo­łe­cze­ństwo ule­ga zaś po­dzia­ło­wi. Do­cho­dzi do jego roz­pa­du i po­wsta­nia no­wo­cze­snych pa­nów i chło­pów. W ta­kich wa­run­kach funk­cją rządu nie jest za­pew­nie­nie wol­no­ści, ale do­to­wa­nie bied­nych, któ­re po­zwa­la unik­nąć re­wo­lu­cji oraz za­pew­nie­nie ulg dla bo­ga­tych, któ­rzy od­wdzi­ęcza­ją się zwi­ęk­sze­niem wspól­ne­go bo­gac­twa i wzmac­nia­niem klas rządzących.

W roz­dzia­le dru­gim za­ty­tu­ło­wa­nym Re­zy­den­ci ar­gu­men­tu­ję, że pa­ństwa mu­szą fa­wo­ry­zo­wać oby­wa­te­li w sto­sun­ku do zwy­kłych miesz­ka­ńców. Oby­wa­te­le żyją w wy­ty­czo­nych i usta­lo­nych gra­ni­cach i łączy ich wspól­na hi­sto­ria. W tej uświ­ęco­nej prze­strze­ni mogą re­ali­zo­wać swo­je kon­sty­tu­cyj­ne pra­wa bez in­ge­ren­cji ze­wnętrz­nych. Ży­cie w eks­klu­zyw­nej wspól­no­cie prze­strzen­nej za­chęca do wspó­łdzie­le­nia war­to­ści, asy­mi­la­cji i in­te­gra­cji oraz de­fi­niu­je cha­rak­ter na­ro­do­wy. Obec­nie ży­je­my w świe­cie, w któ­rym zni­ka­ją ko­lej­ne gra­ni­ce, a po­gląd, że ktoś w chwi­li uro­dze­nia mó­głby być szczęśliw­szy od ko­goś in­ne­go, jest po­strze­ga­ny jako nie­spra­wie­dli­wy – tak jak­by w epo­ce nie­dro­gich i szyb­kich pod­ró­ży kwe­stia uro­dze­nia nie po­win­na po­wstrzy­my­wać ni­ko­go z ośmiu mi­liar­dów lu­dzi za­miesz­ku­jących pla­ne­tę przed przy­jaz­dem i osie­dle­niem się w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Oby­wa­tel­stwo nie jest jed­nak nie­znisz­czal­ne. Im moc­niej zo­sta­nie roz­ci­ągni­ęte, aby ob­jąć wszyst­kich, tym mniej­sze jest praw­do­po­do­bie­ństwo, że będzie w sta­nie ochronić ko­go­kol­wiek.

Roz­dział trze­ci za­ty­tu­ło­wa­ny Ple­mio­na przy­po­mi­na nam, dla­cze­go wszy­scy oby­wa­te­le po­win­ni po­rzu­cić swo­ją pod­sta­wo­wą to­żsa­mo­ść et­nicz­ną, ra­so­wą i ple­mien­ną. Je­dy­nie bez­kom­pro­mi­so­wa asy­mi­la­cja po­zwa­la za­cho­wać wspól­no­tę kul­tu­ro­wą w stu­le­ciu, w któ­rym po­wierz­chow­ne ró­żni­ce ra­so­we i ple­mien­ne, będące pa­li­wem wie­lu hi­sto­rycz­nych wo­jen, nie są kwe­stią przy­pad­ku, lecz roz­my­śl­nie przy­wo­ły­wa­nym ele­men­tem spo­rów o ame­ry­ka­ński cha­rak­ter. In­klu­zyw­na idea oby­wa­te­la ame­ry­ka­ńskie­go ule­ga osła­bie­niu i frag­men­ta­ry­za­cji na sku­tek bra­ku zbio­ro­we­go, oby­wa­tel­skie­go po­czu­cia to­żsa­mo­ści. Aż do ko­ńca XX wie­ku w Ame­ry­ce spo­ra­dycz­nie po­ja­wia­ły się spo­ry do­ty­czące wy­łącz­no­ści zie­mi oraz czy­sto­ści krwi, zwy­kle jed­nak po­przez asy­mi­la­cję i ma­łże­ństwa mie­sza­ne idea czy­sto­ści ra­so­wo-et­nicz­nej po­zo­sta­wa­ła kwe­stią obo­jęt­ną. Kie­dy jed­nak na­ród sta­je się ple­mien­ny, to na­wet lu­dzie, któ­rzy nie mają ła­twych do zi­den­ty­fi­ko­wa­nia przod­ków et­nicz­nych lub po­kre­wie­ństw ple­mien­nych, będą sta­ra­li się je zre­kon­stru­ować lub wy­my­ślić, cho­ćby po to, by uchro­nić się przed ma­ja­czącą na ho­ry­zon­cie prze­mo­cą i frak­cyj­no­ścią. Je­śli czło­wiek po­czu­wa się do wi­ęk­szej lo­jal­no­ści względem swo­je­go ku­zy­na niż wspó­ło­by­wa­te­la, re­pu­bli­ka kon­sty­tu­cyj­na nie może ist­nieć.

Trzy roz­dzia­ły dru­giej po­ło­wy ksi­ążki, ze­bra­ne w części za­ty­tu­ło­wa­nej Po­sto­by­wa­te­le, po­dej­mu­ją kwe­stię jesz­cze po­wa­żniej­szych za­gro­żeń dla oby­wa­tel­stwa, któ­re stwa­rza sto­sun­ko­wo nie­wiel­ka eli­ta ame­ry­ka­ńska. Są to „post­mo­der­ni­ści” aż za do­brze zna­jący hi­sto­rię swo­je­go na­ro­du. Uwa­ża­ją, że Sta­ny Zjed­no­czo­ne po­win­ny ra­czej do­sto­so­wać się do eu­ro­pej­skie­go i ko­smo­po­li­tycz­ne­go eto­su, niż szczy­cić swo­ją „wy­jąt­ko­wo­ścią”. Są spe­cja­li­sta­mi od Kon­sty­tu­cji i elo­kwent­nie po­ucza­ją, w jaki spo­sób na­le­ży nie­od­wra­cal­nie zmie­nić jej isto­tę, prze­kszta­łcić ją tak, aby po­wsta­ła praw­dzi­wie bez­po­śred­nia de­mo­kra­cja opar­ta na rów­no­ści re­zul­ta­tów. W ich oce­nie ma ją za­gwa­ran­to­wać licz­niej­szy rząd oraz bar­dziej roz­bu­do­wa­na i ob­da­rzo­na wi­ęk­szy­mi kom­pe­ten­cja­mi ad­mi­ni­stra­cja pa­ństwo­wa. Eli­ty te uwa­ża­ją, że od 1788 roku na­tu­ra ludz­ka ewo­lu­owa­ła, zaś Kon­sty­tu­cja musi za tym pro­ce­sem nadążać. In­ny­mi sło­wy, nad­sze­dł czas, aby zre­zy­gno­wać z kla­sycz­nie po­jęte­go oby­wa­tel­stwa, do­sto­so­wu­jąc się do wa­run­ków od­mien­nej spo­łecz­no­ści ame­ry­ka­ńskiej oraz glo­bal­nej.

Roz­dział czwar­ty za­ty­tu­ło­wa­ny Nie­wy­bie­ral­ni do­ku­men­tu­je pro­ces, w ra­mach któ­re­go biu­ro­kra­cja fe­de­ral­na (bez­po­śred­nio nie­wy­bra­na przez oby­wa­te­li) prze­jęła znacz­ną część wła­dzy Kon­gre­su USA. Ka­żde­go roku two­rzy­ła ona taką licz­bę praw i prze­pi­sów, że izba i Se­nat nie były w sta­nie wspól­nie ich prze­dys­ku­to­wać, uchwa­lić i wy­słać pre­zy­den­to­wi do pod­pi­su. Roz­rost biu­ro­kra­cji przy­tło­czył na­wet urząd pre­zy­den­ta. Cho­ciaż jest on ob­da­rzo­ny naj­wy­ższy­mi kom­pe­ten­cja­mi, to jed­nak często jego pra­cow­ni­kom bra­ku­je wy­star­cza­jącej wie­dzy, aby kon­tro­lo­wać ar­mię urzęd­ni­ków głębo­ko za­ko­rze­nio­nych w struk­tu­rach pa­ństwa. Urzęd­ni­cy przy­cho­dzą i od­cho­dzą, ce­re­mo­nial­nie na­rze­ka­jąc na „Taj­ny układ” (Deep sta­te). Biu­ro­kra­cja jest jed­nak nie­śmier­tel­na i naj­mądrzej­sza. Roz­ra­sta się zaś często kosz­tem oby­wa­te­la. Do­cho­dzi­my do sy­tu­acji, któ­ra przy­po­mi­na po­wsta­nie fik­cyj­ne­go ter­mi­na­to­ra, ro­bo­ta nisz­czące­go swo­ich ludz­kich twór­ców. Biu­ro­kra­tycz­na eli­ta wie­rzy bo­wiem, że na­le­ży za­wcza­su upo­rać się z ka­żdym przed­sta­wi­cie­lem pa­ństwa, któ­ry uzna­łby, że roz­rost biu­ro­kra­cji to gro­źny stan rze­czy. O ile oby­wa­tel nie może wy­brać przed­sta­wi­cie­li pa­ństwo­wych, któ­rzy będą gwa­ran­cją kon­tro­li i mo­żli­wo­ści usu­ni­ęcia de­mo­kra­tycz­nie nie­wy­bra­nych urzęd­ni­ków, o tyle utra­ci swą oby­wa­telską su­we­ren­no­ść.

Ewo­lu­cjo­ni­ści – głów­ny te­mat roz­dzia­łu pi­ąte­go – to bez­kom­pro­mi­so­wi wiel­cy ar­chi­tek­ci de­mon­ta­żu kon­sty­tu­cyj­ne­go oby­wa­tel­stwa, dzia­ła­cze po­li­tycz­ni, oso­bi­sto­ści me­dial­ne, przed­sta­wi­cie­le za­wo­dów praw­ni­czych oraz na­ukow­cy. Jako po­stępow­cy uwa­ża­ją, że Ame­ry­ka­nie są obec­nie ha­mo­wa­ni przez osiem­na­sto­wiecz­ną kon­sty­tu­cyj­ną kulę u nogi i zbyt­nio opie­ra­ją się na daw­nych war­to­ściach (ty­po­wych dla bia­łych mężczyzn oraz chrze­ści­jan), któ­re dziś rze­ko­mo się zdez­ak­tu­ali­zo­wa­ły. Za­rzu­ca­ją Oj­com Za­ło­ży­cie­lom Ame­ry­ki nie­zro­zu­mie­nie dla no­wo­cze­snej mądro­ści, na­szej oświe­co­nej edu­ka­cji oraz ko­rzy­ści pły­nących z nie­ustan­ne­go do­sko­na­le­nia na­tu­ry ludz­kiej. Ewo­lu­cjo­ni­ści nie mają opo­rów przed tłu­ma­cze­niem in­nym, dla­cze­go Kon­sty­tu­cja oraz wy­ni­ka­jące z niej wie­lo­wie­ko­we tra­dy­cje ha­mu­ją roz­wój lub są nie­ak­tu­al­ne (albo jed­no i dru­gie). Ich zda­niem po­win­ni­śmy do­pro­wa­dzić do for­mal­ne­go usu­ni­ęcia skost­nia­łych kon­cep­cji (a na­wet do­ku­men­tów za­ło­ży­ciel­skich) ta­kich jak: Ko­le­gium Elek­to­rów, dru­ga po­praw­ka, ob­struk­cja Se­na­tu, dzie­wi­ęcio­oso­bo­wy Sąd Naj­wy­ższy, ko­niecz­no­ść ob­sa­dze­nia dwóch se­na­to­rów z ka­żde­go sta­nu. Je­śli te ule­ga­jące ero­zji za­sa­dy będą po­strze­ga­ne jako prze­szko­dy w po­stępie, to z pew­no­ścią uła­twi ich zmia­nę lub ca­łko­wi­tą eli­mi­na­cję, kie­ru­jąc Ame­ry­kę w stro­nę na­ro­du rządzo­ne­go pi­ęćdzie­si­ęcio­jed­no­pro­cen­to­wą wi­ęk­szo­ścią gło­sów, prze­mie­nia­jąc ją w kraj po­zba­wio­ny kon­sty­tu­cyj­nych i do­brze ugrun­to­wa­nych barier ochron­nych.

Ostat­ni roz­dział za­ty­tu­ło­wa­ny Glo­ba­li­ści wy­ja­śnia obec­ną modę, któ­ra na­ka­zu­je Ame­ry­ka­nom trans­for­ma­cję w oby­wa­te­li świa­ta. W no­wej od­sło­nie po­wró­ci­ła sta­ro­żyt­na, nie­prak­tycz­na idea ko­smo­po­li­ty­zmu. Dziś na­pędza­ją ją uprzy­wi­le­jo­wa­ni uto­pi­ści, be­ne­fi­cjen­ci glo­bal­nych pod­ró­ży, ryn­ków fi­nan­so­wych oraz cha­rak­te­ry­stycz­nych dla XXI wie­ku me­tod ko­mu­ni­ka­cji. Pa­trząc cy­nicz­nie, trze­ba przy­znać, że rzad­ko cier­pią z po­wo­du fak­tycz­nych kon­se­kwen­cji swo­ich nie­prak­tycz­nych idei. Sprzy­ja­jąca im ame­ry­ka­ńska wła­dza za­pew­nia tym lu­dziom bo­gac­two oraz przy­wi­le­je, któ­re w znacz­nej mie­rze zwal­nia­ją ich od edyk­tów, z wiel­ką siłą ude­rza­jących w kla­sę śred­nią i ni­ższą. Mam na my­śli ta­kie zja­wi­ska jak nad­mier­na re­gu­la­cja go­spo­dar­ki w dąże­niu do re­ali­za­cji pro­gra­mów śro­do­wi­sko­wych lub po­świ­ęce­nie in­te­re­sów ame­ry­ka­ńskich pra­cow­ni­ków na rzecz za­gra­nicz­ne­go, dra­pie­żne­go han­dlu. Z jed­nej stro­ny glo­ba­li­ści są cy­nicz­ny­mi kry­ty­ka­mi, któ­rzy punk­tu­ją na­cjo­na­lizm oraz ame­ry­ka­ńskie po­czu­cie wy­jąt­ko­wo­ści. Z dru­giej sta­ra­ją się roz­sze­rzyć de­mo­kra­cję w sty­lu ame­ry­ka­ńskim oraz li­be­ral­ną to­le­ran­cję, tak aby ob­jęły one cały świat. Nie za­sta­na­wia­ją się jed­nak głębiej ani nad źró­dła­mi tych wy­jąt­ko­wych idei, ani nad tym, dla­cze­go tak duża część świa­ta za­wsze się im opie­ra­ła. Naj­wa­żniej­sza ce­cha glo­ba­li­zmu jest jed­nak bar­dziej przy­ziem­na. Jego ar­chi­tek­ci sku­pia­ją się na ży­jących da­le­ko stąd, ano­ni­mo­wych lu­dziach, za­miast skon­cen­tro­wać się na znaj­du­jących się w ich kra­ju kon­kret­nych Ame­ry­ka­nach. Za­cho­wu­ją się za­tem tak, jak­by teo­re­ty­zo­wa­nie na te­mat wy­kro­czeń w po­sta­ci sto­so­wa­nia pla­sti­ko­wych to­reb oraz uży­wa­nia gazu ziem­ne­go mo­gło być re­kom­pen­sa­tą w ob­li­czu mar­gi­na­li­za­cji ta­kich pro­ble­mów, jak ame­ry­ka­ńska bez­dom­no­ść, ob­ni­ża­ne pła­ce, epi­de­mie nar­ko­ty­ko­we oraz dru­zgo­cące dłu­gi stu­denc­kie. Osta­tecz­nie glo­ba­li­za­cja może nie do­pro­wa­dzić do okcy­den­ta­li­za­cji pla­ne­ty, lecz do umi­ędzy­na­ro­dowie­nia Ame­ry­ki.

Pod­su­mo­wu­jąc, za­mie­rzam wy­ja­śnić, dla­cze­go to, co nie­gdyś uzna­wa­li­śmy za wy­raz ame­ry­ka­ńskiej siły, swoj­sko­ści oraz bez­pie­cze­ństwa, za­częło stop­nio­wo za­ni­kać. Rok 2020 – po­dob­nie jak inne re­wo­lu­cyj­ne lata, ta­kie jak 1848, 1917 oraz 1968 – ze­rwał za­sło­nę sa­mo­za­do­wo­le­nia i bło­go­sta­nu. Nie­daw­ne zda­rze­nia przy­po­mnia­ły Ame­ry­ka­nom o tym, że ich oby­wa­tel­stwo jest kru­che i chwie­je się nad prze­pa­ścią. Jed­nak nie­szczęścia by­wa­ją ta­kże mo­ty­wu­jącą lek­cją, któ­ra może po­zwo­lić na od­bu­do­wę i od­zy­ska­nie tego, co zosta­ło stra­co­ne.

1 Brak pol­skie­go prze­kła­du – przyp. tłum.

2 W roku 2024 świa­to­wa po­pu­la­cja prze­kro­czy­ła 8 mi­liar­dów (https://www.worl­do­me­ters.info/world-po­pu­la­tion) – przyp. tłum.

3 W tłu­ma­cze­niu po­słu­gu­ję się za­mien­nie spo­pu­la­ry­zo­wa­nym przez Sa­mu­ela Hun­ting­to­na ter­mi­nem „we­ster­ni­za­cja” oraz ter­mi­nem „okcy­den­ta­li­za­cja”, któ­ry wy­stępu­je w pol­skich prze­kła­dach pism Max We­be­ra. Ten dru­gi ter­min ma szer­sze ko­no­ta­cje, któ­re wy­kra­cza­ją poza wspó­łcze­sne ro­zu­mie­nie glo­ba­li­za­cji. Vic­tor Han­son rów­nież wy­ko­rzy­stu­je bar­dziej roz­le­głe zna­cze­nie ter­mi­nu „Za­chód”, si­ęga­jąc do jego an­tycz­nej ge­ne­zy. W kon­te­kście spe­cy­fi­ki okcy­den­tu We­ber zwra­cał uwa­gę mi­ędzy in­ny­mi na źró­dła de­mo­kra­cji oraz ge­ne­zę ka­pi­ta­li­zmu. Jego ob­ser­wa­cje wy­da­ją się do pew­ne­go stop­nia zbie­żne z roz­wa­ża­nia­mi Han­so­na i war­to je tu przy­wo­łać: „Sta­no­wo zor­ga­ni­zo­wa­ne po­li­tycz­ne i spo­łecz­ne zwi­ąz­ki były sze­ro­ko roz­po­wszech­nio­ne, jed­nak pa­ństwo sta­no­we typu rex et re­gnum znał je­dy­nie Okcy­dent. Do­ty­czy to tym bar­dziej par­la­men­tów z ich re­gu­lar­nie wy­bie­ra­ny­mi »przed­sta­wi­cie­la­mi ludu«, de­ma­go­gów oraz rządów par­tyj­nych przy­wód­ców w ich funk­cji »mi­ni­strów«, od­po­wie­dzial­nych przed par­la­men­tem. (…). Rów­nież »pa­ństwo« w sen­sie po­li­tycz­nej in­sty­tu­cji z ra­cjo­nal­nie usta­no­wio­ną »kon­sty­tu­cją«, z ra­cjo­nal­nie usta­no­wio­nym pra­wem oraz ad­mi­ni­stro­wa­ne przez za­wo­do­wych urzęd­ni­ków na pod­sta­wie ra­cjo­nal­nie usta­lo­nych re­guł (»ustaw«) zna­ne jest – w tej kom­bi­na­cji istot­nych jego cech – je­dy­nie w Okcy­den­cie (nie­za­le­żnie od ist­nie­jących gdzie in­dziej za­cząt­ków). I tak się rzecz przed­sta­wia rów­nież z ka­pi­ta­li­zmem, ową siłą, któ­ra kszta­łtu­je na­sze obec­ne ży­cie”. Zob. M. We­ber, Ra­cjo­nal­no­ść, wła­dza, od­cza­ro­wa­nie, przeł. M. Ho­lo­na, Wy­daw­nic­two Po­zna­ńskie, Po­znań 2011, s. 50–51 – przyp. tłum.

4 Dane po­da­ję za Max Ro­ser „De­mo­cra­cy”, Our World in Data, czer­wiec 2019,https://our­worl­din­da­ta.org/de­mo­cra­cy. Spo­śród 7,35 mi­liar­da miesz­ka­ńców świa­ta w 2015 roku, 4,1 mi­liar­da to miesz­ka­ńcy kra­jów de­mo­kra­tycz­nych. Zob. Lar­ry Dia­mond, red. Marc F. Plat­t­ner, De­mo­cra­cy in Dec­li­ne? (Bal­ti­mo­re: Johns Hop­kins Uni­ver­si­ty Press, 2015). Licz­ba pa­ństw de­mo­kra­tycz­nych ma­le­je, zob. Char­les Edel, De­mo­cra­cy Is Fi­gh­ting for Its Life, Fo­re­ign Po­li­cy, 10 wrze­śnia 2019, https://fo­re­ign­po­li­cy.com/2019/09/10/de­mo­cra­cy-is-fi­gh­ting-for-its-life.

5 Nie­wąt­pli­wie Kan­ta in­te­re­so­wa­ły roz­ma­ite ob­sza­ry wspó­łcze­sne­go mu świa­ta – od nauk ści­słych, przez fi­lo­zo­fię po re­li­gię i kwe­stie spo­łecz­ne. Okre­śle­nie my­śli­cie­la z Kró­lew­ca mia­nem fi­lo­zo­fa po­li­tycz­ne­go jest jed­nak my­lące. Naj­bar­dziej wpły­wo­we dzie­ła Kan­ta (Kry­ty­ka czy­ste­go ro­zu­mu, Kry­ty­ka prak­tycz­ne­go ro­zu­mu, Kry­ty­ka wła­dzy sądze­nia) po­dej­mo­wa­ły pro­ble­my z za­kre­su me­ta­fi­zy­ki, epi­ste­mo­lo­gii, ety­ki i es­te­ty­ki. Kan­ta zaj­mo­wa­ły ta­kże kwe­stie po­li­tycz­no-spo­łecz­ne, cze­go wy­ra­zem jest przy­wo­ła­na przez Han­so­na Me­ta­fi­zy­ka mo­ral­no­ści oraz tekst Ku wie­czy­ste­mu po­ko­jo­wi. Nie­mniej w ca­ło­ści swo­je­go do­rob­ku Kant po­świ­ęcił pro­ble­mom po­li­tycz­nym wy­ra­źnie mniej miej­sca niż fun­da­men­tal­nym za­gad­nie­niom epi­ste­mo­lo­gicz­no-etycz­nym – przyp. tłum.

6 I. Kant, Me­ta­fi­zy­ka mo­ral­no­ści, przeł. W. Ga­le­wicz, [w:] I. Kant, Dzie­ła Ze­bra­ne tom V. Re­li­gia w ob­rębie sa­me­go ro­zu­mu, Spór fa­kul­te­tów, Me­ta­fi­zy­ka mo­ral­no­ści, przeł. Trans­la­to­rium Fi­lo­zo­fii Nie­miec­kiej In­sty­tu­tu Fi­lo­zo­fii UMK, Wy­daw­nic­two Na­uko­we Uni­wer­sy­te­tu Mi­ko­ła­ja Ko­per­ni­ka, Toruń 2011, s. 415.

7 Idem.

8 Idem.

9 Idem.

10 Idem.

11 I. Kant, Me­ta­fi­zy­ka mo­ral­no­ści, przeł. W. Ga­le­wicz, [w:] I. Kant, Dzie­ła Ze­bra­ne, t. V. Re­li­gia w ob­rębie sa­me­go ro­zu­mu, Spór fa­kul­te­tów, Me­ta­fi­zy­ka mo­ral­no­ści, przeł. Trans­la­to­rium Fi­lo­zo­fii Nie­miec­kiej In­sty­tu­tu Fi­lo­zo­fii UMK, Wy­daw­nic­two Na­uko­we Uni­wer­sy­te­tu Mi­ko­ła­ja Ko­per­ni­ka, Toruń 2011, s. 415.

12 G. Or­well, Fol­wark zwie­rzęcy, przeł. T. Bie­roń, Zysk i S-ka, War­sza­wa 2021 – przyp. tłum.

13 „(…) za­sa­da He­be­as Cor­pus (…) tra­dy­cyj­nie ozna­cza zna­ny wy­móg, aby o ewen­tu­al­nym (i ka­żdo­ra­zo­wym) po­zba­wie­niu czło­wie­ka wol­no­ści de­cy­do­wał wy­łącz­nie nie­za­le­żny sąd (w ra­mach trój­po­dzia­łu władz) oraz nie­za­wi­sły sędzia (w ra­mach za­sa­dy nie­pod­le­ga­nia przy orze­ka­niu sądo­wym wła­dzy wy­ko­naw­czej). Na­zwa tej in­sty­tu­cji pod­cho­dzi od an­giel­skiej usta­wy (Ha­be­as Cor­pus Act) z 1679 roku”. Zob. J. Izy­dor­czyk, Za­sa­da Ha­be­as Cor­pus jako wzo­rzec re­spek­to­wa­nia pra­wa do wol­no­ści a ak­tu­al­ne pra­wo pol­skie, [w:] Ver­ba Vo­lant, Scrip­ta Ma­nent, Pro­ces Kar­ny, Pra­wo kar­ne skar­bo­we i pra­wo wy­kro­czeń po zmia­nach z lat 2015–2016. Ksi­ęga pa­mi­ąt­ko­wa po­świ­ęco­na Pro­fe­sor Mo­ni­ce Zbro­jew­skiej, red. T. Grze­gor­czyk, R. Ol­szew­ski, Wol­ters Klu­wer, War­sza­wa 2017, s. 97 – przyp. tłum.

14 W kwe­stii praw­dzi­wych de­mo­kra­cji zob. Ri­chard Bel­la­my, Ci­ti­zen­ship: A Very Short In­tro­duc­tion (Oxford: Oxford Uni­ver­si­ty Press, 2008), s. 13–14.

15 Zob. Mo­gens Her­man Han­sen, Po­lis: An In­tro­duc­tion to the An­cient Gre­ek City-Sta­te (Nowy Jork: Oxford Uni­ver­si­ty Press, 2006), s. 31, 110–111.

16 O sa­mo­kry­ty­ce de­mo­kra­tycz­nej w sta­ro­żyt­nym świe­cie zob. Vic­tor Da­vis Han­son, John He­ath, Who Kil­led Ho­mer? The De­mi­se of Clas­si­cal Edu­ca­tion and the Re­co­ve­ry of Gre­ek Wis­dom (Nowy Jork: En­co­un­ter Bo­oks, 2001), s. 101–115. Je­śli szu­kasz od­mien­nej per­spek­ty­wy zob. Paul Car­tled­ge, The Gre­eks: A Por­tra­it of Self and Others, 2. wyd. (Oxford: Oxford Uni­ver­si­ty Press, 2002), s. 8–104. W spra­wie Al­ki­da­ma­sa i Epa­mi­non­da­sa zob. Vic­tor Da­vis Han­son, The Soul of Bat­tle (Nowy Jork: Free Press, 1999), s. 17–122; naj­le­piej zaś si­ęgnąć do pu­bli­ka­cji Vic­to­ra Da­vi­sa Han­so­na, The End of Spar­ta: A No­vel (Nowy Jork: Blo­oms­bu­ry Press, 2011). Zob. Ko­stas Vlas­so­po­ulos, Gre­ek Sa­ve­ry: From Do­mi­na­tion to Pro­per­ty and Back Aga­in, „Jo­ur­nal of Hel­le­nic Stu­dies” 131 (2011): s. 115–130.

17 W kwe­stii kwa­li­fi­ka­cji ma­jąt­ko­wych i wcze­sne­go okre­su grec­kie­go po­lis, a ta­kże częstych nie­po­ro­zu­mień do­ty­czących od­set­ka wol­nych oby­wa­te­li upraw­nio­nych do gło­so­wa­nia w ra­dy­kal­nej de­mo­kra­cji w po­rów­na­niu z rol­ni­czą oli­gar­chią zob. Vic­tor Da­vis Han­son, The Other Gre­eks (Nowy Jork: Free Press, 1995), s. 126–178, 206–211.

18 Ary­sto­te­les, Po­li­ty­ka, przeł. L. Pio­tro­wicz, Wy­daw­nic­two Na­uko­we PWN, War­szawa 2004, s. 122

19 E. Bur­ke, Roz­wa­ża­nia o re­wo­lu­cji we Fran­cji, przeł. D. La­chow­ska, Wy­daw­nic­twa Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go, War­sza­wa 2008, s. 182. – przyp. tłum.

20 Do­głęb­ne omó­wie­nie wpły­wu ma­łże­ństwa na sta­tus spo­łecz­ny i ochro­nę praw­ną ko­biet w pó­źnym okre­sie re­pu­bli­ki i pryn­cy­pa­tu zob. San­dra R. Jo­shel i She­ila Mur­na­ghan (red.), Wo­men and Sla­ves in Gre­co-Ro­man Cul­tu­re: Dif­fe­ren­tial Equ­ations (Lon­dyn: Ro­utled­ge, 1998), s. 1–22. Por. Su­san Treg­gia­ri, Ro­man Mar­ria­ge (Oxford: Oxford Uni­ver­si­ty Press, 1993);. zob. E. Bur­ke, Roz­wa­ża­nia o re­wo­lu­cji we Fran­cji, przeł. D. La­chow­ska, Wy­daw­nic­twa Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go, War­szawa 2008, s. 182.

21 W kwe­stii Pla­to­ńskiej kry­ty­ki oraz skarg, że w de­mo­kra­cji na­wet suki, ko­nie i osły będą cie­szyć się nad­mier­ną wol­no­ścią (8.557–563) zob. Pla­ton, Pa­ństwo, przeł. W. Wi­twic­ki, Wy­daw­nic­two Na­uko­we PWN, War­sza­wa 2010, s. 346-356. Na te­mat dłu­giej tra­dy­cji nie­za­do­wo­le­nia z de­mo­kra­cji, roz­po­czy­na­jącej się w sta­ro­żyt­no­ści kla­sycz­nej zob. Bru­ce S. Thorn­ton, De­mo­cra­cy’s Dan­gers and Di­scon­tents: The Ty­ran­ny of the Ma­jo­ri­ty from the Gre­eks to Oba­ma (Stan­ford: Ho­over In­sti­tu­tion Press, 2014), s. 9–54.

22 Jo­shua Bote, 92% of Ame­ri­cans Think The­ir Ba­sic Ri­ghts Are Be­ing Thre­ate­ned, New Poll Shows, „USA To­day”, 16 grud­nia 2019, www.usa­to­day.com/sto­ry/news/na­tion/2019/12/16/most-ame­ri­cans-think-the­ir-ba­sic-ri­ghts-thre­ate­ned-new-poll-shows/4385967002.

23 Car­roll Do­her­ty, Key Fin­dings on Ame­ri­cans’ Views of the U.S. Po­li­ti­cal Sys­tem and De­mo­cra­cy, Pew Re­se­arch Cen­ter, 26 kwiet­nia 2018, www.pew­re­se­arch.org/fact-tank/2018/04/26/key-fin­dings-on-ame­ri­cans-views-of-the-u-s-po­li­ti­cal-sys­tem-and-de­mo­cra­cy.

24 Zob. Ilya So­min, Pu­blic Igno­ran­ce Abo­ut the Con­sti­tu­tion, „Wa­shing­ton Post”, 15 wrze­śnia 2017, www.wa­shing­ton­post.com/news/vo­lokh-con­spi­ra­cy/wp/2017/09/15/pu­blic-igno­ran­ce-abo­ut-the-con­sti­tu­tion. Igno­ran­cja w kwe­stiach hi­sto­rii i oby­cza­jów USA zob. Pa­trick Ric­cards, Na­tio­nal Su­rvey Finds Just 1 in 3 Ame­ri­cans Wo­uld Pass Ci­ti­zen­ship Test, Wo­od­row Wil­son Na­tio­nal Fel­low­ship Fo­un­da­tion, 3 pa­ździer­ni­ka 2018, https://wo­od­row.org/news/na­tio­nal-su­rvey-finds-just-1-in-3-ame­ri­cans-wo­uld-pass-ci­ti­zen­ship-test. W kwe­stii de­wa­sta­cji po­mni­ków zob. Grant Hen­ry Ol­sen, The Anti-sta­tue Mo­ve­ment Has Ta­ken a Turn into Ab­sur­di­ty, „Wa­shing­ton Post”, 22 czerw­ca 2020, www.wa­shing­ton­post.com/opi­nions/2020/06/22/anti-sta­tue-mo­ve­ment-has-ta­ken-turn-into-ab­sur­di­ty. Na te­mat czar­nych we­te­ra­nów woj­ny do­mo­wej zob. An­drew Mark Mil­ler, Geo­r­ge Floyd Rio­ters De­fa­ce 16 Bo­ston Sta­tu­es, In clu­ding Me­mo­rial Ho­no­ring Black Ci­vil War Re­gi­ment, Wa­shing­ton Exa­mi­ner, 4 czerw­ca 2020, www.wa­shing­to­ne­xa­mi­ner.com/news/geo­r­ge-floyd-rio­ters-de­fa­ce-16-bo­ston-sta­tu­es-in­c­lu­ding-me­mo­rial-ho­no­ring-black-ci­vil-war-re­gi­ment. Na te­mat abo­li­cjo­ni­sty zob. Law­ren­ce An­drea, Hans Chri­stian Heg Was an Abo­li­tio­nist Who Died Try­ing to End Sla­ve­ry. What to Know Abo­ut the Man Who­se Sta­tue Was Top­pled in Ma­di­son, Mil­wau­kee Jo­ur­nal Sen­ti­nel, 24 czerw­ca 2020, www.json­li­ne.com/sto­ry/news/lo­cal/wi­scon­sin/2020/06/24/hans-chri­stian-hegs-abo­litio­nist-sta­tue-top­pled-ma­di­son-what-know/3248692001. Na te­mat po­mni­ków zob. Lee: Mark Pri­ce, Van­dals Tried to Burn a Con­fe­de­ra­te Sta­tue in NC—but It Was the Wrong Ge­ne­ral Lee, Char­lot­te Ob­se­rver, 20 lu­te­go 2019, www.char­lot­te­ob­se­rver.com/news/lo­cal/ar­tic­le226506060.html.

25 Do­mnie­ma­ne sło­wa So­kra­te­sa o tym, że nie był on je­dy­nie oby­wa­te­lem Aten, mo­żna od­na­le­źć w Mo­ra­liach Plu­tar­cha (O wy­gna­niu, 5). Dzie­ło to po­wsta­ło mniej wi­ęcej pi­ęćset lat po śmier­ci So­kra­te­sa, zaś przy­wo­ła­ne sło­wa do­ty­czą pra­gnie­nia So­kra­te­sa, aby udać się w pod­róż poza gra­ni­ce At­ty­ki: „So­kra­tes po­wie­dział, że nie jest Ate­ńczy­kiem ani Gre­kiem, tyl­ko oby­wa­te­lem świa­ta [tak samo ktoś mó­głby po­wie­dzieć, że jest Rho­dyj­czy­kiem lub Ko­ryn­tij­czy­kiem], po­nie­waż nie był zwi­ąza­ny je­dy­nie z Su­nion, Taj­na­ron ani gó­ra­mi Ce­rau­nij­ski­mi”, zob. Plu­tarch, Mo­ra­lia, (On Exi­le, 5) – brak prze­kła­du ksi­ęgi w pol­skim tłu­ma­cze­niu Mo­ra­liów – przyp. tłum. W kwe­stii „ko­smo­po­li­tycz­ne­go na­sta­wie­nia” jako jed­nej z pi­ęciu cech de­fi­niu­jących kla­sycz­ny okres grec­kiej sztu­ki i fi­lo­zo­fii zob. J. J. Pol­litt, Art in the Hel­le­ni­stic Age, Cam­brid­ge: Cam­brid­ge Uni­ver­sity Press, 1986.

Część pierw­szaPRA­OBY­WA­TE­LE

Roz­dział pierw­szyChło­pi

„Są trzy gru­py oby­wa­te­li: mo­żni, umiar­ko­wa­ni i co­raz to chciw­si. Ci, co nie mają nic, na­wet na ży­cie – gro­źni, bo wi­ęk­sza w nich cząst­ka za­wi­ści i żądła swo­je mie­rzą w za­sob­niej­szych, nie­cnych przy­wód­ców zwo­dze­ni języ­kiem. Z trzech grup środ­ko­wa jest miast oca­le­niem, bo strze­że ładu, któ­rym stoi mia­sto”1.

– Eu­ry­pides, Bła­gal­ni­ce

An­giel­ski ter­min pe­asant2 ma ko­rze­nie an­giel­sko-fran­cu­skie i po­cho­dzi od sło­wa pa­isant, któ­re wy­wo­dzi się z ła­ci­ńskie­go pa­gus (pro­win­cja). Po­cząt­ko­wo pe­asant ozna­cza­ło po­kor­ne­go miesz­ka­ńca pro­win­cji lub pra­cow­ni­ka ni­ższej ran­gi.

Ła­two zro­zu­mieć, dla­cze­go sło­wo to rzad­ko wy­stępo­wa­ło w ame­ry­ka­ńskiej od­mia­nie języ­ka an­giel­skie­go w zna­cze­niach in­nych niż pro­tek­cjo­nal­ne i po­ni­ża­jące, zwi­ąza­ne z ta­ki­mi okre­śle­nia­mi jak „wsio­wy” lub „cham”. Na gra­ni­cy Ame­ry­ki znaj­du­ją się prze­cież mi­lio­ny hek­ta­rów upraw­nych. Przez po­nad sie­dem­dzie­si­ąt lat dzia­ła­nia Usta­wy o go­spo­dar­stwach rol­nych (1862–1930) rząd miał na­dzie­ję za­pew­nić wol­ną zie­mię wszyst­kim lu­dziom ci­ężko pra­cu­jącym i zde­ter­mi­no­wa­nym do po­pra­wy jej ja­ko­ści. Wi­ąza­ło się to z obiet­ni­cą sta­bil­no­ści, nie­za­le­żno­ści oraz trans­for­ma­cji w od­po­wie­dzial­ną kla­sę śred­nią. Gdy dziś uży­wa się ter­mi­nu „chłop” w kon­te­kście ame­ry­ka­ńskim, ob­raz przy­gar­bio­ne­go ro­bot­ni­ka, któ­re­go przy­gnia­ta ci­ężar da­ni­ny i udzia­łów na rzecz nie­obec­ne­go wła­ści­cie­la ziem­skie­go, jest ana­chro­nicz­ny i należy go po­rzu­cić.

W ce­lach po­rów­naw­czych po­win­ni­śmy sku­pić się ra­czej na sze­ro­kiej pa­no­ra­mie eko­no­micz­nej chłop­stwa ży­jące­go w śre­dnio­wiecz­nej Eu­ro­pie. Ich świat był za­le­żny od klas wy­ższych – lor­dów, ba­ro­nów i bi­sku­pów – któ­rych mu­sie­li utrzy­my­wać (do dziś tak to wy­gląda w nie­któ­rych częściach Azji, Afry­ki i Ame­ry­ki Ła­ci­ńskiej). Szans e na awans spo­łecz­ny lub cho­ciaż uzy­ska­nie nie­za­le­żno­ści były ni­kłe. Chło­pi nie przy­po­mi­na­li za­tem ani nie­za­le­żnych rol­ni­ków ame­ry­ka­ńskich, ani au­to­no­micz­nych go­spo­da­rzy śred­nio­rol­nych.

No­wo­cze­sne uży­cie sło­wa chłop wska­zu­je na de­struk­cję kla­sy śred­niej oraz jej trans­for­ma­cję w za­dłu­żo­ną i tra­cącą nie­za­le­żno­ść kla­sę ni­ższą. Rze­czy­wi­sto­ść wy­gląda tak, że mi­lio­ny Ame­ry­ka­nów po­przez dłu­gi, bez­ro­bo­cie i spa­dek płac sta­ją się nową wer­sją eu­ro­pej­skie­go, śre­dnio­wiecz­ne­go chłop­stwa, któ­re tym ra­zem za­miesz­ku­je mia­sta i przed­mie­ścia.

Idea gło­sząca, że bez kla­sy śred­niej de­mo­kra­cja par­ty­cy­pa­cyj­na, spo­kój spo­łecz­ny i sta­bil­no­ść kul­tu­ro­wa do­zna­ją uszczerb­ku, nie jest nowa. To gorz­ka lek­cja, któ­ra wy­pły­wa z na­szej wspól­nej prze­szło­ści. Źró­dłem tzw. kla­sy śred­niej (me­soi), po­cho­dzącej z an­tycz­nej Gre­cji – do któ­rej na­wi­ązy­wa­łem we wstępie – były Wie­ki ciem­ne (oko­ło 1150–800 p.n.e.) i wy­wo­dzący się z nich in­trat­ni far­me­rzy, po­sia­da­cze ma­łych sa­dów, win­nic oraz pól upraw­nych. Po­cząt­ko­wo idea praw­ne­go oby­wa­tel­stwa była od­po­wie­dzią na ro­snące pra­gnie­nia owych go­spo­da­rzy śred­nio­rol­nych, któ­rzy sta­ra­li się za­bez­pie­czyć swą wła­sno­ść w spad­ku dla po­tom­stwa. Ma­jątek ziem­ski po­strze­ga­no jako źró­dło wszyst­kich praw oraz au­to­no­mii. Uzy­ska­nie oby­wa­tel­stwa by­ło­by nie­mo­żli­we bez wcze­śniej­szej nie­za­le­żno­ści i bez­pie­cze­ństwa ma­te­rial­ne­go.

Rol­ni­cy (geo­r­goi) z wie­lu grec­kich po­lis sta­no­wi­li wi­ęk­szo­ść ca­łej po­pu­la­cji. Byli to rów­nież lu­dzie uzbro­je­ni we wła­sną broń. Z za­ło­że­nia licz­ba po­sia­da­nych przez nich na­rzędzi bo­jo­wych i zbroi wy­kra­cza­ła poza za­po­trze­bo­wa­nie wy­ni­ka­jące z po­lo­wań oraz za­pew­nie­nie bez­pie­cze­ństwa oso­bi­ste­go. Wy­da­je się za­tem ca­łkiem lo­gicz­ne to, że już nie­ba­wem pierw­si oby­wa­te­le świa­ta za­chod­nie­go de­cy­do­wa­li o wa­run­kach, zgod­nie z któ­ry­mi mi­li­cje sta­no­we ma­sze­ro­wa­ły w celu obro­ny po­lis jako pie­cho­ta ho­pli­tów. Za­tem u sa­mych po­cząt­ków cy­wi­li­za­cji za­chod­niej owo re­wo­lu­cyj­ne pra­wo oby­wa­tel­skie do­ty­czące mo­żli­wo­ści po­sia­da­nia naj­wy­ższej kla­sy uzbro­je­nia – będące obec­nie naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­ną po­praw­ką w Kar­cie praw Sta­nów Zjed­no­czo­nych – oraz mo­żli­wo­ści de­cy­do­wa­nia o tym, gdzie, kie­dy oraz prze­ciw­ko komu mo­żna tej bro­ni użyć, było rów­no­znacz­ne z oby­wa­tel­stwem.

Co naj­wa­żniej­sze, nowi oby­wa­te­le z kla­sy śred­niej uzna­li, że będąc sa­mo­wy­star­czal­ny­mi pro­du­cen­ta­mi żyw­no­ści, mogą cie­szyć się nie­za­le­żno­ścią za­rów­no od bied­nych, jak i bo­ga­tych miesz­ka­ńców miast. Z ana­liz grec­kie­go fi­lo­zo­fa Ary­sto­te­le­sa wy­ni­ka­ło, że uzbro­je­ni, śred­nio za­mo­żni po­sia­da­cze wła­sno­ści sta­li się w po­lis wi­ęk­szo­ścią. Do­pie­ro to umo­żli­wi­ło rządy opar­te na kon­sen­su­sie1.

Szo­wi­ni­stycz­na pro­pa­gan­da „śred­nio­ści” ogła­sza­ła mo­ral­ną wy­ższo­ść me­toj­ków nad resz­tą spo­łe­cze­ństwa. Wy­ni­ka­ła ona z ich wy­jąt­ko­wej cno­ty, po­łącze­nia pra­cy fi­zycz­nej z umie­jęt­no­ścią za­rządza­nia wła­snym lo­sem. Ha­rów­ka przy­pa­dła w udzia­le bied­nym, zaś bez­czyn­no­ść sta­no­wi­ła brze­mię bo­ga­tych. Ci­ężką pra­cę nad sobą uzna­wa­no jed­nak za lep­szą, wy­wa­żo­ną dro­gę. Ro­dzi­ny od­po­wie­dzial­nie pod­cho­dzące do przy­szło­ści by­ły­by naj­lep­szy­mi stra­żni­ka­mi de­mo­kra­tycz­ne­go pa­ństwa. Jak ujął to grec­ki po­eta Fo­ky­li­des z Mi­le­tu (po­ło­wa VI wie­ku p.n.e.): „Śred­ni stan jest naj­lep­szy, do nie­go pra­gnę w państwie na­le­żeć”3.

Wo­bec bo­ga­tych Gre­cy nie prze­ja­wia­li nie­chęci czy za­zdro­ści, ale ra­czej szo­wi­nizm. Ich zda­niem bo­ga­ci, po­dob­nie jak bied­ni, nie mie­li umie­jęt­no­ści i na­rzędzi nie­zbęd­nych do obro­ny po­lis, nie cie­szy­li się rów­nież za­ufa­niem spo­łecz­nym. Bied­nych nie było stać na zbro­ję ho­pli­tów; bo­ga­ci roz­sie­dli się na ku­cy­kach. Je­dy­nie środ­ko­wa gru­pa skła­da­jąca się z pie­cho­ty, czy­li opan­ce­rzo­nych włócz­ni­ków fa­lan­gi, mia­ła mo­ral­ne pra­wo gło­su, aby mó­wić o tym, kie­dy iść lub nie iść na woj­nę. Nad­miar zie­mi czy­ni czło­wie­ka le­ni­wym. Z pew­no­ścią jed­nak po­sia­da­nie wła­sne­go te­ry­to­rium nie wpędza go w bie­dę i za­zdro­ść. Oko­ło dzie­si­ęciu akrów upraw oli­wek, wi­no­ro­śli i zbóż za­pew­nia­ło już sa­mo­wy­star­czal­no­ść go­spo­dar­czą i po­li­tycz­ną. Kult kla­sy śred­niej roz­prze­strze­nił się na po­nad ty­si­ąc pi­ęćset grec­kich po­lis, a pó­źniej stał się pod­sta­wo­wym za­ło­że­niem agrar­nej Re­publiki Rzym­skiej4.

W kil­ku bar­dziej za­co­fa­nych grec­kich po­lis żyło mnó­stwo na­jem­nej słu­żby i he­lo­tów. W wi­ęk­szo­ści po­lis znaj­do­wa­li się ta­kże nie­wol­ni­cy – ich sta­tus był zwy­kle wy­ni­kiem pe­cho­we­go uro­dze­nia lub poj­ma­nia w cza­sie woj­ny (zwy­kle nie miał jed­nak źró­deł ra­so­wych). W ta­kich wa­run­kach na­ro­dzi­ła się za­rów­no idea wol­no­ści, jak i rów­no­ści wśród oby­wa­te­li, dla któ­rych na­tu­rą lo­gi­ki ewo­lu­cyj­nej był zwrot w kie­run­ku co­raz wi­ęk­sze­go ega­li­ta­ry­zmu oraz in­klu­zyw­no­ści. W ten spo­sób wśród grec­kich po­lis z V wie­ku p.n.e. sta­ro­żyt­na kon­cep­cja „chło­pa” – wie­śnia­ka na sta­łe zwi­ąza­ne­go z pew­nym ob­sza­rem jako dzie­rżaw­cy lub wła­ści­cie­la ziem­skie­go bez praw po­li­tycz­nych i wol­no­ści – zosta­ła usu­ni­ęta.

W ten spo­sób nowe po­jęcie oby­wa­te­la za­stąpi­ło fi­gu­rę pod­da­ne­go. Wkrót­ce uku­ty zo­stał iko­nicz­ny ter­min: po­li­tês, czy­li „oso­ba z po­lis”. Po­lis i po­li­tês dały na­stęp­nie po­czątek ca­łej ga­mie an­giel­skich ter­mi­nów kon­sty­tu­cyj­nych, ta­kich jak „po­li­ty­ka”, „po­li­tyk”, „po­li­tycz­ny”, „po­li­sa” oraz „po­li­cja”. Wbrew po­wszech­ne­mu za­ło­że­niu w kla­sycz­nym grec­kim słow­ni­ku, zwi­ąza­nym z kwe­stią po­lis, ni­g­dy nie wy­stępo­wał ter­min, któ­rym mo­żna by okre­ślić „chło­pów”. Jed­nak w sta­ro­żyt­nej Gre­cji sprzed cza­sów po­lis oraz w nie­ty­po­wych re­gio­nach, w któ­rych żyli spar­ta­ńscy he­lo­tai oraz pe­ne­stai w Te­sa­lii, ist­nia­ło już mnó­stwo takich ter­mi­nów5.

Rów­nież w tym kon­te­kście Re­pu­bli­ka Rzym­ska wzo­ro­wa­ła się na hel­le­ni­stycz­nym pre­ce­den­sie. Drob­ni rol­ni­cy: wło­scy żo­łnie­rze, słyn­ni rzym­scy le­gio­ni­ści, sta­li się fun­da­men­tem re­pu­bli­ki, któ­rej ce­lem było za­pew­nie­nie praw po­li­tycz­nych na ba­zie ich eko­no­micz­nej ży­wot­no­ści oraz spraw­no­ści bo­jo­wej – pa­ra­dyg­mat nie­spo­ty­ka­ny ni­g­dzie in­dziej w re­gio­nie Mo­rza Śró­dziem­ne­go. Rzym­skie ci­vis (por. „cy­wil­ne”, „oby­wa­tel­skie”, „cy­wi­li­za­cja” itp.), czy­li oby­wa­tel, był be­ne­fi­cjen­tem przy­wi­le­jów za­pi­sa­nych w ob­szer­nym kodek­sie praw­nym.

Ochro­na praw­na ci­vis przed ar­bi­tral­nym aresz­to­wa­niem, kon­fi­ska­tą ma­jąt­ku czy opo­dat­ko­wa­niem sta­no­wi­ła o war­to­ści oby­wa­tel­stwa. I rze­czy­wi­ście, pó­źniej w ca­łym kon­tro­lo­wa­nym przez Rzym re­gio­nie Mo­rza Śró­dziem­ne­go roz­brzmie­wa­ła echem prze­chwa­łka z cza­sów re­pu­bli­ka­ńskich: ci­vis Ro­ma­nussum, czy­li: „Je­stem oby­wa­te­lem rzym­skim”. Mó­wi­ący te sło­wa (je­śli miał tyle szczęścia, że żył w ob­rębie roz­ra­sta­jących się ob­sza­rów rzym­skich) cie­szył się wi­ęk­szy­mi pra­wa­mi niż prze­jezd­ni, a ta­kże zwy­kli miesz­ka­ńcy. Isto­ta spra­wy po­le­ga­ła – po­dob­nie jak w Gre­cji – na ugrun­to­wa­niu po­zy­cji czło­wie­ka: je­śli za­pew­ni się oby­wa­te­lo­wi rów­no­ść wo­bec pra­wa, wol­no­ść i sta­bil­no­ść go­spo­dar­czą, to jego ta­len­ty roz­kwit­ną, wzbo­ga­ca­jąc całe pa­ństwo6.

W dru­gim i trze­cim wie­ku na­szej ery w du­żej mie­rze za­ni­kła wło­ska rów­no­wa­ga, będąca osto­ją re­pu­bli­ki przez całe ty­si­ąc­le­cie. Rzym w co­raz wi­ęk­szym stop­niu sta­wał się im­pe­rium dwóch klas: bo­ga­tych i bied­nych. Za­bra­kło jed­nak kla­sy śred­niej, któ­ra mo­gła­by je zba­lan­so­wać, wła­ści­wie za­ni­ka­ła sama in­sty­tu­cja gło­so­wa­nia na­ro­do­we­go. Pierw­szy na świe­cie eks­pe­ry­ment z glo­ba­li­za­cją (w tym przy­pad­ku do­ty­czył on Mare No­strum, czy­li Mo­rza Śró­dziem­ne­go) osta­tecz­nie wy­nisz­czył rzym­ską kla­sę średnią i rol­ni­czą.

Wy­pra­wy le­gio­ni­stów rol­nych, będących wła­ści­cie­la­mi ziem­ski­mi, da­le­ko za gra­ni­cę w celu pod­bo­ju no­we­go te­ry­to­rium (na­sza wer­sja „za­stęp­czych wo­jen za­mor­skich”) do­star­cza­ły za­gra­nicz­nych nie­wol­ni­ków, któ­rych obec­no­ść umo­żli­wia­ła kon­so­li­da­cję rol­nic­twa pod nie­obec­no­ść rzym­skich rol­ni­ków. Pa­mi­ętaj­my, że agra­ryzm sta­no­wił kręgo­słup przed­in­du­strial­nej kla­sy śred­niej. Nie­za­le­żno­ść drob­ne­go rol­ni­ka zwi­ąza­na z ko­niecz­no­ścią łącze­nia siły mi­ęśni oraz in­te­lek­tu w celu pro­duk­cji żyw­no­ści to cno­ty nie­zbęd­ne dla osi­ągni­ęcia sa­mo­rząd­no­ści. Za­rów­no z prag­ma­tycz­ne­go, jak i in­dy­wi­du­ali­stycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia. Nie­ste­ty, rol­ni­cze le­gio­ny stop­nio­wo sta­wa­ły się na­jem­ni­ka­mi albo były ob­sa­dza­ne przez lu­dzi nie­ma­jących żad­ne­go udzia­łu w spo­łe­cze­ństwie rzym­skim. Eli­ta w celu utrzy­ma­nia rządów wy­ko­ny­wa­ła ge­sty w stro­nę ar­mii i bied­nych, do­star­cza­jąc im ste­reo­ty­po­we­go „chle­ba i igrzysk” (pa­nem et cir­cen­ses) – jak to ujął po­eta Ju­we­na­lis, któ­ry „ka­ry­ka­tu­ro­wał” miej­skie, zwy­kle bez­czyn­ne masy utrzy­my­wa­ne na po­wierzch­ni dzi­ęki kom­bi­na­cji pa­ństwo­wych do­ta­cji żyw­no­ści oraz bez­płat­nej roz­ryw­ce.

Jed­nak na­wet po upad­ku świa­ta kla­sycz­ne­go w dru­giej po­ło­wie V wie­ku na­szej ery i prze­jścio­we­mu za­ni­ko­wi szcząt­ko­wej kla­sy śred­niej, idea sze­ro­ko za­kro­jo­ne­go oby­wa­tel­stwa Za­cho­du ni­g­dy do ko­ńca nie uma­rła. Wręcz prze­ciw­nie, w ci­ągu na­stęp­ne­go pó­łto­ra ty­si­ąc­le­cia wy­stępo­wa­ła w ró­żnych po­sta­ciach w ca­łej Eu­ro­pie. Kla­sy rol­ni­cze – raz wi­ęk­sze, raz mniej­sze – sta­ra­ły się stwo­rzyć pa­ństwo kon­sty­tu­cyj­ne, któ­re chro­ni­ło­by i od­zwier­cie­dla­ło ich wła­sne in­te­re­sy. W od­ró­żnie­niu od bied­nych bez zie­mi nie chcie­li re­dy­stry­bu­cji cu­dzej wła­sno­ści i pie­ni­ędzy. W prze­ci­wie­ństwie do bo­ga­tych nie po­strze­ga­li rządu jako środ­ka wspo­ma­ga­jące­go utrzy­ma­nie przy­wi­le­jów wy­ni­ka­jących z uro­dze­nia lub jako or­na­men­tu sym­bo­li­zu­jące­go wpływy i wła­dzę7.

Po­wra­ca­jący w hi­sto­rii eu­ro­pej­ski ide­ał nie­za­le­żnej kla­sy śred­niej (pier­wot­nie kla­sy rol­ni­czej), prze­ciw­sta­wio­ny znie­wo­lo­ne­mu chłop­stwu, stał się ide­ałem ame­ry­ka­ńskim. A przy­naj­mniej tak było do nie­daw­na. Po­li­ty­cy wci­ąż wy­chwa­la­ją kla­sę śred­nią, ale nie­wie­lu zna spo­so­by (lub cho­ciaż ich szu­ka­ło), któ­re po­zwo­li­ły­by pod­trzy­mać jej eg­zy­sten­cję w ra­dy­kal­nie zmie­nia­jącym się zglo­ba­li­zo­wa­nym świe­cie. W efek­cie do­szło do po­wsta­nia no­we­go ame­ry­ka­ńskie­go chłop­stwa, skła­da­jące­go się z mi­lio­nów Ame­ry­ka­nów, któ­rzy nie po­sia­da­ją żad­nej wła­sno­ści lub mają jej nie­wie­le. Nowa wi­ęk­szo­ść ma zni­ko­me oszczęd­no­ści lub nie po­sia­da ich w ogó­le. Pi­ęćdzie­si­ąt osiem pro­cent Ame­ry­ka­nów ma w ban­ku mniej niż 1000 do­la­rów. Brak wy­pła­ty po­zba­wia ich środ­ków do ży­cia i skut­ku­je ca­łko­wi­tą nie­zdol­no­ścią do po­ra­dze­nia so­bie ze zna­czącym za­dłu­że­niem. Wi­ęk­szo­ść tego, co ku­pu­ją, od sa­mo­cho­dów po sprzęt elek­tro­nicz­ny, opła­ca­ją kar­ta­mi kre­dy­to­wy­mi. Śred­nie za­dłu­że­nie na kar­cie ob­ci­ąże­nio­wej wy­no­si po­nad 8000 do­la­rów na go­spo­dar­stwo do­mo­we i po­nad 2000 do­la­rów na oso­bę fi­zycz­ną. Jest ono spła­ca­ne w mie­si­ęcz­nych ra­tach przy śred­niej rocz­nej sto­pie pro­cen­to­wej wy­no­szącej od 15 do 19 pro­cent, w cza­sie gdy wi­ęk­szo­ść kre­dy­tów hi­po­tecz­nych na cele miesz­ka­nio­we jest zwy­kle ni­ższa niż 4 pro­cent. Krót­ko­ter­mi­no­we za­dłu­że­nie przy­po­mi­na sys­tem płat­no­ści i po­ro­zu­mień w spra­wie dzie­rża­wy udzia­łów, któ­re przed­no­wo­żyt­ni chło­pi za­wie­ra­li ze swo­imi pa­na­mi. W efek­cie chłop pa­ńsz­czy­źnia­ny nie mógł ko­rzy­stać z po­li­tycz­nej nie­za­le­żno­ści i nie miał na­dziei na awans spo­łecz­ny. Głów­ną ró­żni­cą jest oczy­wi­ście to, że wspó­łcze­sny chłop ame­ry­ka­ński jest be­ne­fi­cjen­tem wy­ra­fi­no­wa­ne­go spo­łe­cze­ństwa tech­no­lo­gicz­ne­go, któ­re umo­żli­wia mu na­tych­mia­sto­wą ko­mu­ni­ka­cję, za­awan­so­wa­ną opie­kę zdro­wot­ną, roz­ryw­kę te­le­wi­zyj­ną i kom­pu­te­ro­wą, nie­dro­gą żyw­no­ść oraz pa­ństwo opie­ku­ńcze. Te ma­te­rial­ne bło­go­sła­wie­ństwa często ma­sku­ją zja­wi­sko kur­czącej się kla­sy śred­niej, tra­cącej kon­tro­lę nad wła­snym lo­sem.

Jed­na pi­ąta oby­wa­te­li Ame­ry­ki otrzy­mu­je bez­po­śred­nią po­moc pu­blicz­ną od rządu. Znacz­nie po­nad po­ło­wa miesz­ka­ńców kra­ju jest uza­le­żnio­na od ja­kie­goś ro­dza­ju do­ta­cji sta­no­wych lub rządo­wych trans­fe­rów pie­ni­ężnych, co wy­ja­śnia, dla­cze­go oko­ło 60 pro­cent Ame­ry­ka­nów po­bie­ra od rządu wi­ęcej pie­ni­ędzy, niż wpła­ca w po­sta­ci ró­żnych fe­de­ral­nych po­dat­ków do­cho­do­wych. Ko­rzy­sta­ją oni z roz­ma­itych upraw­nień do opie­ki zdro­wot­nej, ulg po­dat­ko­wych i zwol­nień, wspie­ra­nych przez wła­dze fe­de­ral­ne po­ży­czek stu­denc­kich i ko­mer­cyj­nych, do­dat­ków miesz­ka­nio­wych, do­ta­cji żyw­no­ścio­wych, po­mo­cy dla osób nie­pe­łno­spraw­nych i bez­ro­bot­nych oraz pomo­cy praw­nych.

Spo­łecz­na kro­plów­ka w po­łącze­niu z osi­ągni­ęcia­mi na­uki na­pędza­nej przez wol­no­ryn­ko­wy ka­pi­ta­lizm po­zwo­li­ły po­ło­żyć kres gło­do­wi, umie­ra­niu po trzy­dzie­st­ce i czter­dzie­st­ce, a przede wszyst­kim chro­nicz­ne­mu nie­do­ży­wie­niu. Za­pew­ni­ły one ta­kże do­stęp do bo­gac­twa dóbr ma­te­rial­nych. Nie­mniej jed­nak ame­ry­ka­ńscy „chło­pi” XXI wie­ku – obec­nie być może oko­ło 46 pro­cent po­pu­la­cji – umie­ra­ją zwy­kle z ma­jąt­kiem net­to mniej­szym niż 10 000 do­la­rów, otrzy­mu­ją i po­zo­sta­wia­ją nie­wiel­ki spa­dek, je­śli w ogó­le zo­sta­wia­ją po sobie co­kol­wiek.

Wy­star­czy prze­je­chać się El Ca­mi­no Real na obrze­żach eli­tar­ne­go kam­pu­su Uni­wer­sy­te­tu Stan­for­da, aby zo­ba­czyć, jak set­ki osób miesz­ka w przy­cze­pach przy kra­wężni­ku na wzór bied­nych miesz­ka­ńców Ka­iru albo od­wie­dzić bocz­ne ulicz­ki w po­bli­żu sie­dzi­by Go­ogle w po­bli­skim Mo­un­ta­in View, gdzie ty­si­ące lu­dzi żyje w swo­ich sa­mo­cho­dach, prze­spa­ce­ro­wać się wśród bez­dom­nych po Tony Uni­ver­si­ty Ave­nue w Palo Alto. Po­rów­naj­my ich styl ży­cia z po­sia­dło­ścia­mi w po­bli­skim Wo­od­si­de, Ather­ton lub Por­to­la Val­ley oraz mer­ce­de­sa­mi i BMW na par­kin­gach stu­denc­kich Uni­wer­sy­te­tu Stan­for­da, któ­rych wła­ści­cie­la­mi są dwudzie­sto­lat­ko­wie.

Na­tu­ral­nym hi­sto­rycz­nym punk­tem od­nie­sie­nia dla tej dy­cho­to­mii z pew­no­ścią nie jest dy­na­micz­nie roz­wi­ja­jąca się kla­sa śred­nia, któ­ra wy­ło­ni­ła się po II woj­nie świa­to­wej. Ob­raz, któ­ry po­wi­nien nam sta­nąć przed ocza­mi, przed­sta­wia je­den z dwo­rów śre­dnio­wiecz­nej Eu­ro­py lub twier­dzę, za któ­rej mu­ra­mi znaj­du­ją się chłop­skie cha­ty. Ze względów prak­tycz­nych pra­wie nie­mo­żli­we jest, aby mło­de ro­dzi­ny ku­pi­ły dom gdzie­kol­wiek w pi­ęciu­set­mi­lo­wym po­stępo­wym pa­sie przy­brze­żnym Ka­li­for­nii, łączącym San Die­go z Ber­ke­ley, tak samo jak nie stać ich na domy w wi­ęk­szych ob­sza­rach Por­t­land i Se­at­tle. To samo do­ty­czy w du­żej mie­rze ob­sza­rów me­tro­po­li­tal­nych i pod­miej­skich od Bo­sto­nu po Wa­szyng­ton. Czym­kol­wiek sta­ła się ta nowa, roz­dwo­jo­na kul­tu­ra – a jest ona nowa i ró­żna od tej sprzed pół wie­ku – nie sprzy­ja już kla­sycz­ne­mu oby­wa­tel­stwu8.

Na­wet ci z kla­sy śred­niej, któ­rzy po­tra­fią oszczędzać i od­kła­da­ją część swo­ich do­cho­dów po za­ło­że­niu skrom­nych kont ban­ko­wych w for­mie ksi­ążecz­ki oszczęd­no­ścio­wej, sta­ją się ofia­ra­mi zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nych ta­nich od­se­tek. Re­zul­ta­tem ogrom­nych i chro­nicz­nych rocz­nych de­fi­cy­tów bu­dże­to­wych, któ­re si­ęga­ją bi­lio­nów do­la­rów – dług pu­blicz­ny wy­no­si obec­nie pra­wie 30 bi­lio­nów do­la­rów – oraz ze­ro­wych stóp pro­cen­to­wych (często nie­sta­bil­nej Re­zer­wy Fe­de­ral­nej) jest znisz­cze­nie wszel­kich do­cho­dów czer­pa­nych z od­se­tek na kon­tach oszczęd­no­ścio­wych. Skrom­ny przed­sta­wi­ciel kla­sy śred­niej sta­je za­tem przed trud­ny­mi wy­bo­ra­mi, gdy chce za­cho­wać war­to­ść swo­ich pie­ni­ędzy. Może an­ga­żo­wać się w ry­zy­kow­ne spe­ku­la­cje na ryn­ku nie­ru­cho­mo­ści lub in­we­sto­wać na dy­na­micz­nie roz­wi­ja­jącej się gie­łdzie, któ­rej często nie na­pędza­ją wy­ni­ki biz­ne­so­we, lecz oso­by nie­ma­jące gdzie ulo­ko­wać swo­ich pie­ni­ędzy. Dla­te­go ro­dzi­ny z kla­sy śred­niej dla bez­pie­cze­ństwa często trzy­ma­ją swo­je skrom­ne oszczęd­no­ści na ksi­ążecz­kach oszczęd­no­ścio­wych lub ku­pu­ją ob­li­ga­cje fe­de­ral­ne, gdzie od­set­ki po­ni­żej jed­ne­go pro­cen­ta nie po­kry­wa­ją spad­ku war­to­ści ka­pi­ta­łu w wy­ni­ku rocznej in­fla­cji9.