Słoń - Sławomir Mrożek - ebook + książka

Słoń ebook

Sławomir Mrożek

0,0

Opis

Opowiadania z tomu Słoń (wydane po raz pierwszy w 1957 roku) prezentują wszystkie cechy pisarstwa Sławomira Mrożka.

Krytyka uznała je za najbardziej charakterystyczne dla jego twórczości: groteskowo ukazane sytuacje, w które uwikłany zostaje zdezorientowany bohater, kompromitacja postępowości i rzekomej naukowości, absurdalność poczynań urzędniczej władzy. Podkreślić należy także fenomenalne posługiwanie się językiem przez m.in. wykorzystanie i parodiowanie różnych stylów i konwencji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 165

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ko­rekta: JA­NINA ZGRZEMB­SKA
Pro­jekt okładki: TO­MASZ LEC
Co­py­ri­ght © 1992 by Dio­ge­nes Ver­lag AG Zürich, Swit­zer­land All ri­ghts re­se­rved and Co­py­ri­ght © 2021, Noir sur Blanc, War­szawa For all Po­lish lan­gu­age edi­tions All ri­ghts re­se­rved
Wy­da­nie pierw­sze w tej edy­cji
ISBN 978-83-7392-967-8
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

SŁOŃ

Kie­row­nik ogrodu zoo­lo­gicz­nego oka­zał się ka­rie­ro­wi­czem. Zwie­rzęta trak­to­wał tylko jako szcze­bel do wy­bi­cia się. Nie dbał także o na­le­żytą rolę swo­jej pla­cówki w wy­cho­wa­niu mło­dzieży. Ży­rafa w jego ogro­dzie miała krótką szyję, bor­suk nie po­sia­dał na­wet swo­jej nory, świ­staki, zo­bo­jęt­niałe na wszystko, świ­stały nad­mier­nie rzadko i jakby nie­chęt­nie. Nie­do­cią­gnię­cia te nie po­winny mieć miej­sca, tym bar­dziej że ogród by­wał czę­sto od­wie­dzany przez wy­cieczki szkolne.

Był to ogród pro­win­cjo­nalny, bra­ko­wało w nim kilku pod­sta­wo­wych zwie­rząt, mię­dzy in­nymi sło­nia. Usi­ło­wano go na ra­zie za­stą­pić, ho­du­jąc trzy ty­siące kró­li­ków. Jed­nak w miarę jak roz­wi­jał się nasz kraj – pla­nowo uzu­peł­niano braki. Wresz­cie przy­szła ko­lej i na sło­nia. Z oka­zji 22 Lipca ogród otrzy­mał za­wia­do­mie­nie, że przy­dział sło­nia zo­stał osta­tecz­nie za­ła­twiony. Pra­cow­nicy ogrodu, szcze­rze od­dani spra­wie, ucie­szyli się. Tym więk­sze było ich zdzi­wie­nie, kiedy do­wie­dzieli się, że dy­rek­tor na­pi­sał do War­szawy me­mo­riał, w któ­rym zrze­kał się przy­działu i przed­sta­wił plan uzy­ska­nia sło­nia spo­so­bem go­spo­dar­czym.

„Ja i cała za­łoga – pi­sał – zda­jemy so­bie sprawę, że słoń jest wiel­kim cię­ża­rem na bar­kach pol­skiego gór­nika i hut­nika. Pra­gnąc ob­ni­żyć koszty wła­sne, pro­po­nuję za­stą­pić sło­nia wy­mie­nio­nego w od­no­śnym pi­śmie – sło­niem wła­snym. Mo­żemy wy­ko­nać sło­nia z gumy, w od­po­wied­niej wiel­ko­ści, na­peł­nić go po­wie­trzem i wsta­wić za ogro­dze­nie. Sta­ran­nie po­ma­lo­wany, nie bę­dzie się od­róż­niał od praw­dzi­wego, na­wet przy bliż­szych oglę­dzi­nach. Pa­mię­tajmy, że słoń jest zwie­rzę­ciem ocię­ża­łym, nie wy­ko­nuje więc żad­nych sko­ków, bie­gów i nie ta­rza się. Na ogro­dze­niu umie­ścimy ta­bliczkę wy­ja­śnia­jącą, że jest to słoń szcze­gól­nie ocię­żały. Pie­nią­dze za­osz­czę­dzone w ten spo­sób mo­żemy ob­ró­cić na bu­dowę no­wego od­rzu­towca albo kon­ser­wa­cję za­byt­ków ko­ściel­nych. Pro­szę zwró­cić uwagę, że za­równo ini­cja­tywa, jak i opra­co­wa­nie pro­jektu jest moim skrom­nym wkła­dem we wspólną pracę i walkę. Po­zo­staję uni­że­nie” – i pod­pis.

Wi­docz­nie me­mo­riał tra­fił do rąk bez­dusz­nego urzęd­nika, który biu­ro­kra­tycz­nie trak­to­wał swoje obo­wiązki i nie wnik­nął w istotę sprawy, ale kie­ru­jąc się tylko wy­tycz­nymi w za­kre­sie ob­niżki kosz­tów wła­snych – za­ak­cep­to­wał ten plan. Otrzy­maw­szy od­po­wiedź ze­zwa­la­jącą, dy­rek­tor ogrodu zoo­lo­gicz­nego po­le­cił wy­ko­nać ogromną po­włokę z gumy, którą na­stęp­nie wy­peł­nić miano po­wie­trzem.

Mieli do­ko­nać tego dwaj woźni przez na­dmu­chi­wa­nie po­włoki z dwóch prze­ciw­nych koń­ców. Aby rzecz utrzy­mać w dys­kre­cji, cała praca mu­siała być ukoń­czona w ciągu nocy. Miesz­kańcy mia­sta do­wie­dzieli się już, że ma przy­być praw­dziwy słoń – i chcieli go zo­ba­czyć. Poza tym dy­rek­tor na­glił, po­nie­waż spo­dzie­wał się pre­mii, o ile jego po­mysł zo­sta­nie uwień­czony po­wo­dze­niem.

Za­mknęli się w szo­pie, w któ­rej urzą­dzony był pod­ręczny warsz­tat, i za­częli na­dmu­chi­wa­nie. Jed­nak po dwóch go­dzi­nach wy­siłku stwier­dzili, że szara po­włoka tylko nie­znacz­nie unio­sła się nad pod­łogą, two­rząc bul­wia­sty, spłasz­czony kształt, w ni­czym jesz­cze nie­przy­po­mi­na­jący sło­nia. Noc po­stę­po­wała, głosy ludz­kie uci­szyły się, je­dy­nie z ogrodu do­la­ty­wało wo­ła­nie sza­kala. Zmę­czeni, prze­rwali na chwilę pil­nu­jąc, żeby po­wie­trze już na­dmu­chane nie ucie­kło. Byli to starsi lu­dzie, nie przy­zwy­cza­jeni do ta­kiej ro­boty.

– Jak tak da­lej pój­dzie, skoń­czymy do­piero rano – rzekł je­den z nich. – Co ja po­wiem żo­nie, kiedy wrócę do domu? Nie uwie­rzy mi prze­cież, je­żeli jej po­wiem, że przez całą noc na­dmu­chi­wa­łem sło­nia.

– Rze­czy­wi­ście – zgo­dził się drugi. – Sło­nie na­dmu­chuje się rzadko. Wszystko przez to, że nasz dy­rek­tor jest le­wak.

Po dal­szej pół­go­dzi­nie po­czuli się zmę­czeni. Ka­dłub sło­nia po­więk­szył się, ale da­leko było mu jesz­cze do peł­nych kształ­tów.

– Co­raz cię­żej idzie – stwier­dził pierw­szy.

– W sa­mej rze­czy – przy­tak­nął drugi. – Jak po gru­dzie. Od­pocz­nijmy tro­chę.

Kiedy od­po­czy­wali, je­den z nich za­uwa­żył ku­rek ga­zowy wy­sta­jący ze ściany. Po­my­ślał, czy nie da­łoby się wy­peł­nić sło­nia do reszty ga­zem, za­miast po­wie­trzem. Po­wie­dział o tym ko­le­dze.

Po­sta­no­wili zro­bić próbę. Za­łą­czyli ku­rek do sło­nia i ku ich ura­do­wa­niu już po krót­kiej chwili na środku szopy sta­nęło zwie­rzę w ca­łej wy­so­ko­ści. Było jak żywe. Zwa­li­sty tu­łów, słu­pia­ste nogi, wiel­kie uszy i nie­od­łączna trąba. Dy­rek­tor, nie zmu­szany już do li­cze­nia się z żad­nymi wzglę­dami, a po­wo­do­wany am­bi­cją po­sia­da­nia w swoim ogro­dzie oka­za­łego sło­nia, po­sta­rał się, żeby mo­del był bar­dzo duży.

– Pierw­szo­rzędny – oświad­czył ten, który wpadł na po­mysł z ga­zem. – Mo­żemy iść do domu.

Ran­kiem przy­nie­siono sło­nia do umyśl­nie urzą­dzo­nego dlań wy­biegu, w cen­tral­nym punk­cie, koło klatki z mał­pami. Usta­wiony na tle na­tu­ral­nej skały wy­glą­dał groź­nie. Przed nim umiesz­czono ta­blicę: „Szcze­gól­nie ocię­żały – w ogóle nie biega”.

Jed­nymi z pierw­szych go­ści tego dnia byli ucznio­wie miej­sco­wej szkoły, przy­pro­wa­dzeni przez na­uczy­ciela. Na­uczy­ciel za­mie­rzał prze­pro­wa­dzić lek­cję o sło­niu w spo­sób po­glą­dowy. Za­trzy­mał całą grupę przed sło­niem i za­czął wy­kład:

– ...Słoń jest ro­śli­no­żerny. Za po­mocą trąby wy­rywa młode drzewka i ob­jada je z li­ści.

Ucznio­wie sku­pieni przed sło­niem oglą­dali go pełni po­dziwu. Cze­kali, żeby słoń wy­rwał ja­kieś drzewko, ale on tkwił za ogro­dze­niem bez ru­chu.

– ...Słoń po­cho­dzi w pro­stej li­nii od za­gi­nio­nych już dzi­siaj ma­mu­tów. Nic więc dziw­nego, że jest naj­więk­szym z ży­ją­cych zwie­rząt lą­do­wych.

Pil­niejsi ucznio­wie no­to­wali.

– ...Tylko wie­lo­ryb jest cięż­szy od sło­nia, ale ten żyje w mo­rzu. Mo­żemy więc śmiało po­wie­dzieć, że kró­lem pusz­czy jest słoń.

Przez ogród po­wiał lekki wiatr.

– ...Waga do­ro­słego sło­nia waha się od czte­rech do sze­ściu ty­sięcy ki­lo­gra­mów.

Wtem słoń drgnął i uniósł się w po­wie­trze. Przez chwilę ko­ły­sał się tuż nad zie­mią, ale pod­trzy­many wia­trem ru­szył do góry i uka­zał całą swą po­tężną po­stać na tle błę­kitu. Jesz­cze chwila i mknąc co­raz wy­żej, zwró­cił się ku pa­trzą­cym z dołu czte­rema krąż­kami roz­sta­wio­nych stóp, pę­ka­tym brzu­chem i ko­niusz­kiem trąby. Po­tem, nie­siony przez wiatr po­ziomo, po­że­glo­wał po­nad ogro­dze­nie i znik­nął wy­soko za wierz­choł­kami drzew. Osłu­piałe małpy pa­trzyły w niebo.

Sło­nia zna­le­ziono w po­bli­skim ogro­dzie bo­ta­nicz­nym, gdzie spa­da­jąc, na­dział się na kak­tus i pękł.

A ucznio­wie, któ­rzy wtedy byli w ogro­dzie zoo­lo­gicz­nym, opu­ścili się w na­uce i stali się chu­li­ga­nami. Po­dobno piją wódkę i tłuką szyby. W sło­nie nie wie­rzą w ogóle.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki