Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
161 osób interesuje się tą książką
Trzy mocarstwa.
Siedem grzechów głównych.
Jedna księżniczka.
Lilly zwana Śnieżką to spokojna dziewczyna, oczko w głowie swojego ojca i księżniczka mocarstwa Życiodajnych. Gdy król po śmierci żony wybiera kolejną władczynię na tron, w królestwie zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Monarcha ginie, a towarzysząca mu w podróży córka na skutek tego wypadku traci wzrok. Macocha pastwi się nad nią, aż pewnego dnia Lily podsłuchuje jej rozmowę na temat zamążpójścia królewny. Wystraszona Śnieżka postanawia uciec z zamku. Niepełnosprawność utrudnia jej jednak wyprawę i powoduje, że dziewczyna trafia do sąsiedniego mocarstwa.
Damon to oschły generał królestwa Braterskich. On i sześciu jego kuzynów są nazywani przez poddanych siedmioma grzechami głównymi, gdyż każdy z nich skrywa sekret. Stronią od świadków, ponieważ mają cel – zadbać o to, by królestwo Wygnanych na zawsze pożegnało się z tytułem. Kiedy Śnieżka przekracza próg ich domu, drzemiący w Damonie gniew narasta, a tajemnice przeszłości rzucają cień na jego dalsze wybory.
Czy obecność dziewczyny o bladej cerze zmieni mężczyzn, czy przeciwnie – wciągną niewinną Śnieżkę do swojego świata i pokażą jej, jak smakuje każdy z grzechów?
Uzależniająca, gorąca i… pełna intryg opowieść o królewnie Śnieżce. Tej historii jeszcze nie znacie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 233
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Siedem grzechów Śnieżki
PAULINA ZALECKA
Do tej małej, skrzywdzonej dziewczynki wewnątrz mnie:
Jestem z ciebie dumna, bo dawałaś sobie radę nawet wtedy, kiedy chroniłaś, chociaż to ty powinnaś być chroniona.
Chcę twojego ciała jak diabeł, jak złego nawyku.
Zły nawyk jest trudny do przezwyciężenia, kiedy jestem z tobą.
Teddy Swims, Lose Control
W tej książce znajdziesz przemoc oraz brutalność: opisy tortur i psychicznego znęcania się, a także mocne sceny erotyczne.
Jeżeli jesteś świadomym czytelnikiem i masz ukończone osiemnaście lat, możesz wejść do tego świata. Jeżeli zaś czujesz, że Twoja dusza mogłaby którejś z tych rzeczy nie unieść, lepiej pomiń ten tytuł.
Historia jest fikcyjna.
Ile razy przed snem słyszałaś historię o królewnie, która była tak piękna, że zła królowa chciała się jej pozbyć?
Schronienie dały jej krasnoludki, bajka kończyła się szczęśliwie, a ty szłaś spać.
A co, jeśli ci powiem, że kiedy ty spałaś, z szafy Śnieżki wychodziły potwory?
Czy uwierzysz, że krasnoludki reprezentowały siedem grzechów głównych, a Gniew wciągnął Śnieżkę w otchłań swojej złości?
Śnieżka nie tylko była dobra i niewinna – później dzięki krasnoludkom stała się kobietą, która odkryła, czego pragnie.
A pragnęła tego, do czego wstydziła się głośno przyznać.
Trzy królestwa, które nie potrafiły tworzyć jedności, weszły w świat intryg, a kiedy Śnieżka okazała się kartą przetargową, dla jednych stała się ofiarą, dla innych – wybranką.
Nie opowiadali ci tej wersji, prawda?
Pozwól, że teraz zdradzę ci, jak ta bajka brzmiała w rzeczywistości.
Tak, to ja jestem Śnieżką, a raczej Lily i wyjaśnię ci, dlaczego moja historia została przesłodzona i zakłamana.
Mówili, że zgorszyłam grzechy główne, ale to nieprawda.
Ja od zawsze byłam grzechem, oni mi tylko to uświadomili.
Tony – Superbia – Pycha
Eric – Cupiditas – Chciwość
Asher – Immunditia – Nieczystość
Ian – Invidia – Zazdrość
Milo – Gula – Obżarstwo
Damon – Ira – Gniew
Leo – Segnities – Lenistwo
Lily – Notatus – Naznaczona
Clark – Insidiosa – Podstępny
Serena – Mendacem – Kłamliwa
Osiem lat
– Cicho, bo ją wystraszysz.
Znowu głosy. Naciągam kołdrę na głowę i mocniej zaciskam powieki, starając się nie wydawać z siebie dźwięków. Zawsze przychodził jeden, dzisiaj przyprowadził kolegę.
– Chyba o to chodzi w tej zabawie, prawda?
Przestaję oddychać. Słyszę, jak szaleńczo bije mi serce.
– Złapią nas i będziemy mieli przechlapane.
Potwory spod mojego łóżka dyskutują zażarcie, w jakim stopniu wystraszyć mnie dzisiaj. Jeżeli miałabym wybrać jednego z nich, byłby to ten o poważniejszym głosie. On z tej dwójki jest milszy.
– Nie mów, że masz cykora.
Czuję, jak materac na łóżku się ugina.
– Co słychać, księżniczko? – Ręka wsuwa się pod kołdrę i chwyta mnie za kostkę u nogi.
Jak na potwora, ma dziwnie miękkie dłonie. Nie czuję żadnych szponów.
Niczym dłoń człowieka.
– Przecież wiemy, że nie śpisz.
Moje usta opuszcza pisk, kiedy szarpnięciem zsuwa mnie w dół łóżka. Mimo to nie ściągam kołdry z głowy. Boję się na nich spojrzeć. Boję się ujrzeć strachy, które co jakiś czas mnie odwiedzają.
– Chyba nie mieliśmy jej dotykać. – Stanowczy głos tego drugiego sprawia, że znów chwytam się nadziei.
Mówiłam mamie, że ktoś do mnie przychodzi. Kazała założyć monitoring. Gdy jednak zgłaszałam, że właśnie tej nocy potwory wyszły z szafy, odczyt z kamer niczego nie potwierdził. Pustka. Widać tylko, jak śpię. Nerwowo, z lękiem siedzącym mi na ramieniu, ale śpię. Tata mówił, że w moim wieku też miewał realne koszmary.
Ale moje koszmary są naprawdę realne.
Istnieją.
Poza tym nie mam czterech lat. Skończyłam już osiem.
– Dobra, miałem ci to powiedzieć w domu, ale widocznie muszę teraz. – Słyszę jakąś szamotaninę, a ręka znika z mojej nogi.
– Co robisz?
– Znudziły mi się te twoje gówniarskie zabawy. To jeszcze dziecko.
– Nieprawda, to księżniczka – oponuje tamten, jakby mój wiek ze względu na status społeczny nie miał znaczenia.
– Wracamy, więcej tu nie przychodzimy.
– Chyba ty.
– Leo akurat jest po mojej stronie.
– Cykor.
Wszystkie mięśnie mam napięte w oczekiwaniu. Potwory kłócą się o to, czy przestać mnie odwiedzać.
Błagam, nie przychodźcie nigdy więcej.
– Przestało mnie to bawić. Jak dorośniesz, zrozumiesz, co mam na myśli.
– Jak dorośniesz, zrozumiesz, co mam na myśli – przedrzeźnia go ten zły. – Wcale nie jesteś dorosły. Nie jesteś nawet pełnoletni.
– Chciałem tylko ją zobaczyć. Zobaczyłem, teraz możemy kończyć tę chorą grę.
– Psujesz dobrą zabawę. – Tamten cmoka, ale słyszę, że kapituluje.
Coś skrzypi, a po chwili następuje cisza. Dla pewności siedzę jeszcze przez moment pod kołdrą, a kiedy zaczyna mi brakować tlenu, unoszę delikatnie pościel, tak by tylko wychylić nos. Wtedy rejestruję kątem oka przed swoim łóżkiem buty. Z prędkością światła znów naciągam na siebie kołdrę.
Nie poszli sobie. Jedynie mnie zmylili.
– Przepraszam, nie chciałem, byś się bała. Już więcej nie przyjdziemy, dopilnuję tego. – Stanowcza obietnica wibrująca w jego głosie daje mi nadzieję, lecz nie odpowiadam. – Chciałem tylko zobaczyć, z kim… – Przerywa, a ja staram się wytężyć słuch, bo krew szumi mi w uszach ze strachu. – Nieważne. Jesteś dzieckiem, nie powiedzieli, że jesteś dzieckiem, do cholery.
Z jego tonu wnioskuję, że odczuwa żal i rozczarowanie.
– Żegnaj, księżniczko. Życzę ci jak najlepiej.
Po tych słowach następuje skrzypnięcie. Nie potrafię zasnąć, ponieważ całą noc rozmyślam o tym, dlaczego potwór był tak zawiedziony tym, że jestem dzieckiem.
Dotrzymał jednak obietnicy i nigdy nie wrócili. Aż do tamtego feralnego dnia.
Dnia, w którym mój świat legł w gruzach, a potwór mnie uratował.
17 lat
Siedzę przy oknie, rozczesując swoje czarne włosy. Wpatruję się w płatki śniegu, które nieśpiesznie opadają na ziemię i przykrywają ją, tworząc puszystą kołderkę. Jabłonie już dawno zostały przyszykowane na mróz, a pszczoły wygodnie egzystują w swoich ulach.
Królestwo Życiodajnych.
Dzięki pracy naszych ludzi mamy najlepszą gospodarkę, jeżeli chodzi o produkty żywnościowe, poza tym są u nas najżyźniejsze gleby.
Kocham pszczoły, kocham przyrodę. Dlatego kiedy przychodzi pora mrozów, moja depresja dostaje depresji. A odkąd mama zmarła, nic nie napawa mnie optymizmem.
Nie mam przyjaciół, bo skupiam się wyłącznie na pracy i nauce.
– Nie lubię, gdy moja córeczka jest smutna.
Krzyżuję wzrok z tatą w odbiciu szyby.
– Nie lubię zimy, ojcze.
– Mama mówiła na ciebie: Śnieżka. Urodziłaś się zimą, twoja cera jest niczym płatki śniegu. – Uśmiecha się miękko, a mnie na wzmiankę o mamie mięknie serce.
– Chciałabym zamknąć się w ulu i wyfrunąć dopiero wiosną. – Wzdycham, odkładając szczotkę na parapet. – Jak nasze pszczoły.
– Kochasz pracę w sadzie.
Odwracam się w stronę taty.
– Królestwo Życiodajnych zapewnia przetrwanie, ojcze. Utożsamiamy się z życiem. Nasza ciężka praca owocuje.
– Będziesz dobrą władczynią.
– Mogę rządzić sama? – Unoszę brew z nadzieją, że tym razem przekonam tatę.
– Znasz zasady, Lily.
Znów to samo. Zasady.
– Uczę się, znam nasze królestwo od podszewki, wiem, co dla niego najważniejsze, ciężko pracuję… Czy to nie jest najlepszy przykład na to, że dam radę sama?
Argument goni argument. Byleby tylko przekonać ojca, że nie potrzebuję męża.
– Lily, tak będzie lepiej. Dobrze jest mieć kogoś, kto będzie cię wspierał.
– Dobrze jest mieć kogoś, kogo się zna, ojcze. – Wstaję, po czym wyciągam z szafy zimowe futro i je wkładam. – Pójdę się przejść.
– Chciałem ci kogoś przedstawić.
Zamieram w pół kroku.
– Zabrzmiało poważnie.
Ojciec wstaje, by podejść i chwycić mnie za ręce.
– Bo to jest coś poważnego, córko. Przynajmniej dla mnie i będzie mi miło, jeśli mnie wesprzesz.
Po moich plecach przebiega zimny dreszcz. Jeszcze nie wiem, o co chodzi, ale czuję, że to nie będzie nic przyjemnego.
– Kiedy zmarła twoja matka…
– Przejdź do sedna, ojcze. Darujmy sobie czcze słówka i przemówienia rozluźniające atmosferę.
Serce wali mi jak szalone. Chyba wiem, co chce powiedzieć.
– Żenię się.
Przełykam ślinę. Chcę coś odpowiedzieć, ale zamiast tego zaciskam usta i odwracam się na pięcie, by wybiec na zewnątrz.
– Tak będzie lepiej dla królestwa, Lily! – krzyczy, ruszając w ślad za mną. – Musimy myśleć o naszym ludzie! Ja jestem gotowy na poświęcenie, twoja kolej również przyjdzie.
Dla dobra ludu?
Nie z miłości?
O nie…
Co on narobił?
Nim dobiegam do drzwi, strażnik otwiera je zamaszyście, a osoba po drugiej stronie progu sprawia, że zamieram.
– Serena – szepczę, a jej zimny wyraz twarzy może konkurować z mrozem na zewnątrz.
– Witaj, Śnieżko. – Czułe określenie, którym nazywała mnie matka, brzmi w jej ustach niczym jad.
– To ma być dla dobra ludu, ojcze? – Odwracam się ze łzami w oczach. – Związek z ludźmi Wygnanych?
– Twoja matka nie wniosła nic od siebie, my połączymy siły i stworzymy coś wielkiego.
Jej oszczerstwa mnie rozwścieczają.
– Nie waż się mówić o mojej matce, Sereno. Nie dorastasz jej do pięt.
– Lily…
Ostry ton ojca nie robi na mnie wrażenia.
– Miałam cię za godnego zaufania. Sprowadziłeś na nas nieszczęście. Lud ci tego nie zapomni.
Być może moje słowa brzmią podle, ale mam to gdzieś. Mijam Serenę, zarzucam na siebie futro i wychodzę, pozwalając, aby mróz wniknął w moje płuca. Oddycham rześkim powietrzem. Biegnę co sił odśnieżoną ścieżką i dygocę, bo z tych emocji nie włożyłam cieplejszych butów, więc jestem tylko w swoich ulubionych trampkach. Zaciskam szczelniej poły futra, ocierając łzy wierzchem dłoni. Padam na kolana przed grobem matki i wybucham płaczem.
– Sprowadził ją, matko. Wiesz, co to znaczy dla Życiodajnych? – żalę się, obserwując, jak płatki śniegu opadają na końcówki moich czarnych włosów. – To Mendacem1, a on jej zaufał.
Unoszę głowę, by spojrzeć na otaczającą mnie biel, i wtedy znów go zauważam. Czarna postać stojąca za wielkim dębem. Kiedy dostrzega, że na niego patrzę, znika.
I tak już po raz trzeci.
Pierwszy raz spotkałam go zaraz po tym, jak umarła matka, drugi raz – latem, gdy odwiedzałam jej grób.
Nie wiem, czy ta postać chce, bym ją zauważyła, czy wręcz przeciwnie. Czy ma ukryty cel, czy tylko mnie szpieguje?
Mogłabym powiedzieć o tym ojcu, przecież jestem księżniczką. Ktoś może się na mnie czaić w celu porwania, ale nie czuję niepokoju.
Czasami potwory kroczą za nami, by chronić nas przed większymi potworami.
– Widzę cię! – krzyczę, kiedy znika za drzewem. – Podejdź!
Może postradałam zmysły? Nikogo nie widać.
– On tutaj jest, prawda, mamo? – szepczę, mocniej zaciskając palce na futrze. Chichoczę, bo obserwator z pewnością by uznał, że jestem szalona.
Ekscytacja miesza się ze strachem. Adrenalina wypełnia moje żyły, gdy podnoszę się z kolan, a nogi niosą mnie w stronę starego dębu.
– Nie podchodź – słyszę głęboki głos. Uchylam usta, wypuszczając powietrze.
– Boisz się? – Przekrzywiam głowę, chcąc go dostrzec, bo z tej odległości nie jestem w stanie rozpoznać nieznajomego. Czy to ktoś, kogo znam?
– Strach jest naszym przyjacielem. Sami robimy z niego wroga.
Niemalże wyczuwam wibracje jego głosu na swoim ciele. Serce bije coraz szybciej, a cisza wokół tylko potęguje doznania.
– Ściągnij futro.
– Och.
Nie wiem, czy dobrze usłyszałam. Przecież jest zima.
– Ściągnij futro, Notatus2.
O co może mu chodzić?
Chwytam drżącymi palcami materiał i zrzucam go z ramion, zostając w cienkiej sukience oraz z mętlikiem w głowie. Spełniam rozkazy zakapturzonego mężczyzny, zamiast uciekać. Powinnam wiać gdzie pieprz rośnie, ale moje nogi niczym przymarznięte stoją w miejscu, czekając na kolejne polecenie.
– Odwróć się.
Mój oddech staje się urywany. Przestałam czuć zimno, odczuwam tylko chorą fascynację.
– Naprawdę zwariowałam. – Wzdycham, a wtedy czuję na gardle dłoń.
Mężczyzna dociska mnie do siebie.
– Nigdy więcej tego nie rób, Notatus – chrypi mi do ucha. – Następnym razem wiej.
Odwracam się, gdy tylko mnie puszcza, lecz jego sylwetka niknie już w oddali.
Więcej go nie spotkałam.
19 lat
Przy stole słychać tylko dźwięk sztućców obijających się o talerze za każdym razem, gdy ktoś chce wziąć do ust kęs pieczonej kaczki. Odkąd ojciec poślubił Serenę, radość w tym pałacu została zabita. Macocha wprowadziła swoje zasady, a poddani jej słuchają, bo wszystko zatwierdza król. Jej spojrzenie jest nieprzychylne nikomu, kto pragnąłby poczuć choć odrobinę szczęścia. Widzę w niej chęć władzy. Szkoda, że ojciec tego nie zauważa. Nie bije od nich miłość, widać raczej… obowiązek.
Nie życzyłabym sobie takiego życia. Wolę już do końca swoich dni pracować w sadzie jako chłopka. Opiekować się jabłoniami i pszczołami.
– Coś mało mówisz, Lily – zauważa ojciec, nabijając ziemniaka na sztuciec.
– Tak, od dwóch lat. – Serena parska, sięgając po kieliszek z winem.
Zaciskam zęby, bo każda chwila z nią spędzona skraca moje życie o kilka godzin. Gdy tylko mogę, unikam jej jak ognia, niestety muszę przestrzegać królewskiej etykiety.
– Nie mam nic do powiedzenia – szepczę, wbijając wzrok w talerz. Odechciało mi się jeść.
– Jak sad? – Tata usilnie próbuje ze mną rozmawiać.
– Dobrze.
– Pszczoły nie zawodzą?
Unoszę głowę, by odpowiedzieć.
– Pszczoły nie zawodzą. Ludzie zawodzą, ojcze.
Następuje cisza, której nikt nie chce przerwać. Decyduję się zatem na odejście od stołu.
– Pójdę…
– Wpadłam na pewien pomysł. – Serena ociera kącik ust, a następnie kładzie dłonie płasko na blacie. Wie, że mi przerwała, ale nie zamierza za to przeprosić. – Zauważyłam, że odkąd twój ojciec mnie poślubił, wasze relacje się oziębiły, a to – mówi, chwytając ojca za rękę i posyłając mu nikły uśmiech – ostatnie, czego bym chciała. Jesteście rodziną, macie tylko siebie.
Unoszę brew, bo widzę, że coś knuje. Ojciec zaś święcie wierzy w jej przemianę i obdarza ją szczerym uśmiechem.
Ona nie stanęła po twojej stronie. Ma ukryty motyw. Wygnani nie robią niczego z dobroci serca. Są podli, cwani, stale kombinują.
– Cieszę się, że widzisz moją więź z córką, Sereno.
Jaką więź? Ta nić już dawno została przecięta. Nawet jeśli połączy się dwa końce, scalający je supeł zawsze będzie przypominał o tym, że kiedyś ta nić została wystawiona na próbę.
I jej nie przetrwała.
– Mam dla was prezent. – Kobieta unosi dłoń, by przywołać służącą.
Odbiera od niej kopertę i podaje ją mężowi.
– To wyjazd do ośrodka prowadzonego przez pewne małżeństwo. Kochają przyrodę tak samo jak wy. Zwierzęta chodzą u nich wolno, bo teren jest rozległy i ogrodzony. Kochasz przyrodę, prawda, Śnieżko?
– Mówiłam ci, że nazywam się Lily – cedzę przez zaciśnięte zęby.
– Właśnie dlatego uważam, że to dobry pomysł, byście się tam udali. – Puszcza mimo uszu to, co powtarzam od dwóch lat, ale widocznie mówienie do mnie w ten sposób sprawia jej satysfakcję. – Odpoczniecie dwa dni, porozmawiacie, pooddychacie świeżym powietrzem.
– Tutaj też mam świeże powietrze, to nie królestwo Wygnanych.
– Lily, proszę, bądź milsza. Serena naprawdę się stara.
Przełykam ślinę, bo naiwność ojca jest nie do opisania.
– Zajmę się wszystkim do waszego powrotu.
– Dziękuję, Sereno, to wspaniały prezent. Prawda, Lily?
– Nie. – Wstaję, a krzesło, na którym siedziałam, omal się nie przewraca. – Nigdzie nie jadę.
– Lily…
– Powiedziałam: nie, ojcze. – Unoszę dłoń, dając mu do zrozumienia, że kończę ten temat. – Możesz wybrać się tam z Sereną, dobrze wam zrobi oddech od spraw związanych z królestwem.
– Ale to ja chcę naprawić naszą relację, córko.
Zastygam w miejscu, kiedy padają te słowa.
– Zrobiłeś coś, nawet nie pytając mnie o zdanie, chociaż wiedziałeś, że to wpłynie na moje życie, ojcze – szepczę, nie odwracając się w jego kierunku.
– Wiem, ale czasu nie cofnę. – Wzdycha niecierpliwie. – Oddaliłaś się przez to ode mnie, a to boli. To jest moja największa nauczka.
Przygryzam wargę, bijąc się z myślami. Może Serena chce tutaj coś zrobić podczas naszej nieobecności, ale tata ma szczere intencje. Zależy mu na mnie. Dwa dni to nie wieczność. Mogę spróbować odbudować rodzinne stosunki.
– Mają tam pszczoły?
– Tak, sprawdziłam. – Serena wtrąca kolejną informację, próbując mnie przekonać.
Odwracam się do nich.
– Możemy się wybrać do tego ośrodka. Może Serena nie rozniesie królestwa w dwa dni.
Macocha wybucha sztucznym śmiechem.
– Przecież to teraz mój dom, dlaczego miałabym mu szkodzić? – Macha lekceważąco dłonią. – Przypilnuję, ile się da, nie trzeba teraz podejmować poważnych decyzji, a te, które wynikną w trakcie waszego pobytu, zaczekają do powrotu króla.
Mierzę kobietę ostatni raz spojrzeniem, które ma jej przekazać, że ją przejrzałam, po czym odpowiadam:
– Zatem jedźmy, ojcze.
Tata wstaje od stołu, podchodzi i ściska mnie mocno.
– Naprawię to, zobaczysz.
Może chwila bez Sereny u boku to dobry pomysł? W końcu to ona niszczy atmosferę.
Wyswobadzam się z uścisku ojca i wychodzę na zewnątrz. Idę do sadu, by zająć się pracą i nie myśleć już o tym, czy Serena ma niecne plany co do naszego królestwa.
Kiedy kończę układać jabłka w skrzyni do transportu, podchodzi do mnie jedna z naszych pracownic.
– Księżniczko, nie wypada panience tak ciężko pracować.
– Nie wypada nie pracować, moja droga. – Uśmiecham się, po czym wycieram dłonie o materiał sukienki. – Praca nie hańbi.
Biorę jeden z owoców i wgryzając się w niego, podążam ścieżką do uli. Siadam na ławce pod czereśnią i obserwuję, jak robotnice uwijają się, byśmy mieli co jeść. Zauważam kątem oka kilka owadów, które przysiadły na nadgniłym owocu.
– Dlaczego z wami jest mi lżej, hm? – Ścieram opuszką palca sok spływający mi po nadgarstku i kończę jeść. – Czasami chciałabym zostać w tym sadzie na zawsze i nie wracać do pałacu.
Wzdycham i wstaję, postanawiając odwiedzić grób matki.
– Czy nie wydaje ci się dziwne, że Serena wyskoczyła z aktem dobrej woli, mamo? – Zakładam ramiona na piersi, wlepiając oczy w tablicę z imieniem. – Nie ufam jej, ale tacie chyba na mnie zależy.
Unoszę głowę, by sprawdzić, czy nikt nie stoi obok wielkiego dębu. Robię tak od dwóch lat, lecz od tamtego czasu zakapturzona postać więcej nie pojawiła się w tym miejscu.
A może się pojawiła, tylko tak genialnie się ukrywa, że nie jestem w stanie jej dostrzec?
Przypominam sobie dłoń na swoim gardle i aż zaciskam uda na to wspomnienie. Nikomu nie mogę o tym powiedzieć, bo uznają mnie za szaloną.
Co byłoby później, gdyby jednak nie uciekł? Kręcę głową ze śmiechem.
Lily, za dużo hormonów, zamieniasz się w głupią gówniarę.
– Mamo, czy ja wariuję? – Przykładam palce do skroni, by je rozmasować. – Dlaczego to mnie kręciło?
Zaciskam usta w wąską linię i raz jeszcze spoglądam w stronę dębu.
– Wiesz, chciałabym, byś żyła, mogłabym z tobą o tym wszystkim porozmawiać. – Przyklękam, by poprawić bukiet na jej grobie. – Ale chyba o tym bym ci nie opowiedziała, są rzeczy, o których nie mówi się nawet mamie. – Chichoczę, jakbym prowadziła rozmowę z najlepszą przyjaciółką o chłopakach, a nie z matką, która w sumie jest trupem zakopanym trzy metry pod ziemią. – No dobra, może bym coś napomknęła, zarumieniła się i uciekła. Ale ten głos…
Notatus.
Przymykam oczy z rozkoszy, jaką dawało mi słuchanie jego głębokiego głosu.
– Dobra, chyba naprawdę jestem szalona, mamo. Pogadamy jutro. – Odwracam się na pięcie, lecz po chwili przystaję. – Aha, jeszcze jedno: pojadę z tatą na te dwa dni. Mam nadzieję, że gdy wszystko sobie wyjaśnimy, dojdziemy do porozumienia, a najważniejszy temat, który chcę poruszyć, to moje poświęcenie dla królestwa i ożenek z człowiekiem, którego nawet nie znam. Nie wyjdę za kogoś z obowiązku, wolę zrzec się korony i pracować z naszymi rolnikami. Być może cię zawiodę, ale długo nad tym myślałam. Sprzedałabym swoje serce, zanim pozwoliłabym mu się cieszyć tym, na co naprawdę zasługuje.
– Wszystko spakowałaś?
Wrzucam walizkę do bagażnika i zamykam go z trzaskiem, patrząc na Serenę. Stoi oparta o bok pojazdu i wpatruje się we mnie z niewielkim uśmiechem.
– Tak, tato. – Obchodzę wóz i czekam, aż macocha się przesunie, bym mogła usiąść na fotelu. – Możemy ruszać.
Ojciec kiwa głową i podchodzi do Sereny, by się pożegnać. Odwracam głowę, bo nie lubię widzieć ich razem.
– Uważaj na siebie. Daj znać, gdy dojedziecie.
– Pilnuj królestwa. Najważniejsze sprawy zostały już załatwione na trzy dni do przodu, te niewymagające pilnej ingerencji niech zaczekają do mojego powrotu.
– Spokojnie, nic złego się nie stanie.
Parskam na te słowa. Serena i zło idą w parze.
Kiedy ojciec wsiada, kierowca rusza.
– Nie muszę pytać o pracę w sadzie i pasiece, bo zakładam, że wszystkiego dopilnowałaś. – Ciepły uśmiech i duma w oczach taty sprawiają, że w moim sercu kiełkuje radość.
Powierzył mi funkcję nadwornego ministra gospodarki pół roku temu. Stwierdził, że mianowanie obcych ludzi na to stanowisko byłoby niemądre, skoro przesiaduję w sadzie i pasiece od dziecka i znam naszych pracowników lepiej niż ktokolwiek. Cieszę się, że to zauważył, bo te tereny to całe moje życie. Nasza wizytówka. Nadzór nad pozostałymi częściami gospodarstwa zleciłam mężczyźnie, który kocha nasze uprawy i się nimi opiekuje. Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się przydzielić tak ważne obowiązki zwykłemu robotnikowi.
– Masz do tej roboty ludzi, którzy żyją pasją do uprawy i rolnictwa, ojcze. Lepiej wybrać nie mogłeś.
– Myślisz, że Daniel sobie poradzi? Praca na polu i prowadzenie tego biznesu to trochę inna bajka. – W jego głosie pobrzmiewa zawahanie.
– Tato, Daniel pilnował kalendarza upraw, siewu i zbioru przez ostatnie dwadzieścia pięć lat. Nikt tak jak on nie czyta z kiełków zboża. Poza tym ludzie go szanują. Zadowolony lud pracuje wydajnie, bo wie, że zostanie doceniony. A docenione społeczeństwo przekłada się na rozwój królestwa. Moja teoria sprawdza się od ponad sześciu miesięcy, czyż nie?
– Masz rację. Teraz czas upraw, zbliżamy się małymi krokami do żniw i zbioru plonów…
– A później ta nieszczęsna zima usypiająca świat – mamroczę, kręcąc głową niezadowolona.
– Aż dziw, że tak nienawidzisz tej pory roku, skarbie. Wiesz, że właśnie zimą mama nazwała cię Śnieżką? Urodziłaś się przed świętami, gdy królestwo tonęło w białym puchu. Kiedy mama zabrała cię na pierwszy spacer na świeżym powietrzu, na twoim mlecznym policzku osiadł płatek śniegu. To wtedy po raz pierwszy powiedziała do ciebie: Śnieżko.
– Chciałabym, żeby była z nami.
– Wiem, skarbie. Ja też bym tego chciał. – Wzdycha udręczony. – Ale życie to nie bajka. Musimy przyjmować to, co nam daje.
– Jesteś niewolnikiem własnego życia – stwierdzam, ponieważ jakoś mi nie po drodze z przyjmowaniem wszystkiego z pokorą.
– Że co proszę?
– A nie jest tak? Co to za życie, gdy bierzesz to, co ci dają, a nie skupiasz się na tym, czego byś chciał. To marna egzystencja, żeby tylko być… Wstać o świcie, zjeść, odbębnić obowiązki i położyć się spać, a rano robić te same rzeczy od nowa.
– Też tak żyjesz – zauważa, ale ja dopiero nakręciłam się na swój monolog.
– A jak jeszcze dołożysz do tego życie u boku człowieka, z którym nie czujesz żadnej więzi… – kontynuuję, udając, że nie słyszałam jego wtrącenia. – To tak, jakbyś sam na siebie sprowadził karę. Gdzie miejsce na radość? Mnie praca w sadzie i pasiece sprawia radość. Pragnę mieć u boku kogoś, kto będzie dzielił ze mną pasje, rozumiał mnie i kochał, ojcze.
– Czy my znów schodzimy na temat twojego małżeństwa?
– Aranżowanego. – Unoszę palec, by podkreślić to słowo. – Widzę to tak: robię to, co kocham. Wstaję rano, jem, idę do pasieki i sadu, z tą jednak różnicą, że wracam do człowieka, który mnie nie kocha, bo ożenił się ze mną dla sprawy.
– Z czasem możecie się do siebie przekonać i zapałać do siebie wielką miłością, Lily.
Unoszę brew sceptycznie.
– Wybacz, jeżeli nie poczuję tego czegoś od razu, to po czasie przekonanie się do siebie będzie oznaczało dosłownie przekonanie się do siebie, ojcze. Nie kupuję tego. Byłabym zamknięta w klatce, pomiędzy kratami, których nie widać, lecz które czuć.
– Myślę, że dramatyzujesz.
– Myślisz, że mam rację, ale boisz się do tego przyznać. – Krzyżuję ramiona na piersi.
– Mieliśmy się pogodzić na tej wycieczce.
– A czy my się kłócimy? – Rozkładam ręce.
Tata zaciska usta w wąską linię.
– Będziesz dobrym strategiem i negocjatorem.
– Pokieruję tym królestwem, ojcze. Życiodajni będą kwitnąć jak pąki kwiatów na wiosnę, tylko daj mi się wykazać. Nie potrzebuję przydupasów.
– Mąż to nie przydupas, bogowie… Nie mów takich rzeczy przy ludziach, dobrze?
Opieram się wygodnie o siedzenie i przymykam oczy.
– Niech będzie. – Unoszę kącik ust, bo moi pracownicy słyszeli to określenie już niejednokrotnie.
– Sprawdziłem miejsce, do którego jedziemy, Lily. – Tata chrząka, by zmienić temat. – Niedaleko jest restauracja, w której oświadczyłem się twojej matce. Chcę tam teraz zjeść z moją córką.
Kiwam głową.
– Kochałem ją. Tylko ją tak naprawdę – dodaje ciszej, a mnie puchnie serce.
Nie rozumiem, po co zatem ponownie brał ślub.
– Wziąłem Serenę za żonę, bo chciałem zrobić coś dla królestwa. Tym razem małżeństwo połączyło dwa rody, nie chcę wojny…
– Wojna wisiała w powietrzu? – Obracam się w jego kierunku na tyle, na ile pozwalają mi pasy. Po raz pierwszy nawiązał do wojny.
– Brat Sereny…
Niestety to, co się dzieje później, jest niczym koszmar, z którego pragnę, aczkolwiek nie potrafię się obudzić. Następuje potężny huk, a nasz samochód odbija się od czegoś niczym piłka. Tak mocno uderzam się w głowę, że mam w uszach jeden wielki pisk. Pamiętam tylko tyle, że auto zatrzymuje się na drzewie.
Później zapada ciemność, która długo nie chce mnie opuścić.
1 Mendacem (łac.) – kłamca/kłamliwy.
2 Notatus (łac.) – naznaczona.
To niebezpieczna, odurzająca i piekielnie namiętna historia o pożądaniu, które przekracza granice dobra i zła. Paulina Zalecka w swojej wersji Śnieżki bawi się moralnością, pragnieniem i lękiem, tworząc erotyk, który wciąga jak zakazany owoc.
Motyw krasnoludków jako siedmiu grzechów głównych to majstersztyk – dojrzały, odważny i cholernie intrygujący. Czytałam z szybko bijącym sercem i wypiekami na twarzy, a każda kolejna strona tylko podsycała ciekawość: czy Lily ulegnie pragnieniu? Czy przekroczy granice, których nie powinna?
Paulina Zalecka jest dla mnie królową retellingów, a ta książka to jej najbardziej kusząca i pełna pokusy historia.
Daria Nowak, @blondyneczkapisze
Ta bajka dla dorosłych obnaża grzechy i sprawia, że chcemy je popełniać. Wielokrotnie. W mroku kryją się nie tylko złe bestie, a potwory spod łóżka mogą mieć różne twarze. Piekielnie gorąca i nieoczywista. Ogromnie polecam.
A.P. Mist, autorka
© Paulina Zalecka
© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2025
ISBN 978-83-68442-89-2
Wydanie pierwsze
Redakcja
Paulina Zyszczak – Zyszczak.pl
Korekta
Kinga Dąbrowicz
Danuta Perszewska
Paulina Wójcik
Skład i łamanie
Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Projekt okładki
Melody M. – Graphics Designer
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.
