Seksualne życie Polaków - Magda Mieśnik, Piotr Mieśnik - ebook

Seksualne życie Polaków ebook

Magda Mieśnik, Mieśnik Piotr

0,0
31,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Co się dzieje za zamkniętymi drzwiami sypialni Polaków? Co Polacy robią w czterech ścianach swoich sypialń? Zaprosili do nich Magdę i Piotra Mieśników. Światło nie było zgaszone. Zresztą sypialnie to za mało. Kluby dla swingersów, studia BDSM, seksturystyka, szał na internetowe kamerki czy miłość uprawiana w miejscach publicznych. Polacy w krótkim czasie, głównie dzięki internetowi, przeprowadzili prawdziwą rewolucję seksualną. Ta książka łamie tabu. Opowiada o tym jak wygląda drugie, skrywane życie, życie erotyczne naszych sąsiadów, babć czy znajomych z pracy. Zrywa z Polaków ciepłą kołderkę konserwatyzmu, wstydu i niewinności. I bez zahamowań pokazuje, co skrywa się pod nią naprawdę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 246

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Magda Mieśnik, Piotr Mieśnik

SEKSUALNE ŻYCIE POLAKÓW

Projekt okładki: Joanna Strękowska

Ilustracja na okładce: Joanna Strękowska

Redakcja: Hanna Trubicka

Korekta: Małgorzata Denys, Milena Domańska

© Magda Mieśnik, Piotr Mieśnik

Copyright for the Polish edition © Grupa Wydawnicza Foksal, 2021

Fotografie na I stronie okładki: © Tatiana Chekryzhova via Shutterstock; © Viktoriia Kotliarchuk via Shutterstock; © elenovsky via Shutterstock; © La Gorda via Shutterstock

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Projekt wnętrza oraz skład i łamanie: TYPO Marek Ugorowski

Grupa Wydawnicza Foksal sp. z o.o.

ul. Domaniewska 48, 02-672 Warszawa

tel. 22 828 98 08

fax 22 395 75 78

[email protected], www.gwfoksal.pl

ISBN 978-83-280-9039-2

Warszawa 2021

Skład wersji elektronicznej: Michał Olewnik / Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.i Michał Latusek / Virtualo Sp. z o.o.

Gra wstępna

W sypialni, pod kołdrą, przy zgaszonym świetle. Bez gry wstępnej i zdejmowania stanika. W pośpiechu; wszystko trwa raptem kilka minut. Głównie na misjonarza, czasem na jeźdźca albo od tyłu, jeśli ona akurat się zgodzi. Żadnych wyszukanych pozycji. Seks oralny? Ona nie chce. On by chciał, żeby ona chciała, ale czy on zrobiłby to samo jej? O nie. Wszystko przez Kościół, jego nakazy i zakazy. To dlatego Polacy są takimi kiepskimi kochankami – twierdzą dziennikarze w kolorowych magazynach. Wrodzony konserwatyzm wpływa na każdą sferę naszego życia, również na nasz seks.

Sami też nie uważamy się za najlepszych kochanków, ale czemu mielibyśmy, skoro wierzymy w to, co czytamy w prasie kobiecej? A co, gdybyśmy powiedzieli wam, że jest inaczej i w ostatnich latach w Polsce wydarzyła się rewolucja seksualna? Po cichu, bez medialnego szumu. Co, gdybyśmy powiedzieli wam, że jako kochankowie nie mamy już nic wspólnego z naszymi dziadkami i babkami, a nawet z naszymi ojcami i matkami, dla których seks był albo aktywnością służącą prokreacji, albo chwilowym zapomnieniem się po hucznej, zakrapianej alkoholem imprezie?

Na pomysł napisania tej książki wpadliśmy podczas zbierania materiałów do naszej poprzedniej publikacji. Praca nad Prostytutkamiuświadomiła nam, jak wielkie znaczenie dla upowszechnienia się prostytucji w naszym kraju miał internet. Okazuje się, że z seksem jest podobnie. Ostatnie dwadzieścia lat ekspansji tego medium w Polsce to czas odrzucania przez nas, jej obywateli, wstydu i zahamowań. Dostęp do sieci sprawił, że w końcu możemy uatrakcyjniać nasze życie seksualne bez ograniczeń. Zaczęliśmy na potęgę eksperymentować – do tego stopnia, że czytając fragmenty tej książki, niektórzy z was mogą zacząć łapać się za głowy i pomyśleć: „To niewłaściwe, brudne, złe”. Liczymy się z tym. Zdajemy też sobie sprawę z tego, że jedni z was znajdą w naszej publikacji zapis własnych doświadczeń, inni przeczytają o swoich niezrealizowanych marzeniach, jeszcze inni odrzucą ją z obrzydzeniem, uznając za tanią pornografię. Nie ma się co obrażać. Tak jak nie ma się co obrażać na to, że... właśnie tak wygląda polska alkowa. Tu nie ma właściwych rozwiązań. Naszą seksualność ograniczają tak naprawdę tylko wolność i chęci drugiego człowieka. Coś, co kilka lat temu było określane jako zboczenie, dziś traktowane jest jako normalna praktyka seksualna.

Być gwiazdą, gwiazdą, ludzi fantazją

Pokaż się

Jesteśmy nadzy, bo dawno wykrwawił się nasz wstyd.

Flary, Pro8L3M

– Mama, mama! – słychać dziecięcy głos dobiegający zza kadru. – Mama!!! – wydziera się dalej dziecko. Mama nie reaguje, jest teraz zajęta. Ma na sobie obcisły, wbijający się w krocze, seledynowy strój, prawie jakby występowała w jakimś filmie z serii o Boracie – cienki pasek ledwo zasłania sutki – i nadziewa właśnie olbrzymiego indyka, który leży w brytfance. Relację wideo śledzi siedemdziesięciu dziewięciu widzów. „Ciebie bym nadział!”, „Fajne cycki, pokaż sutki”, „A cipka wygolona?”, „No widzisz, że gładziutka, przecież nic nie wystaje”, „Lubisz być od tyłu brana?”, „Spotykasz się?”.

„LolliMiss”, bo taki pseudonim ma występująca, nie reaguje ani na wrzaski swojego dziecka, ani na zaczepki internautów. Do krzyków kilkulatka jest pewnie przyzwyczajona, jak każdy rodzic, a na komputerze nie ma jak odpisać, bo pobrudziłaby laptopa. Dziecko drze się coraz głośniej, a „LolliMiss” zaczyna nagle się trząść. Nie porzuca jednak kulinarnego wyzwania. „No no, mamuśka z nadzieniem!” – komentują widzowie. – Co tak słabo? – prowokuje kobieta. – Patrzcie na opis: wibratory mam dwa, jeden w cipci, a drugi w dupce. Kto mnie pojedzie w obie dziurki naraz? – zachęca. Dziecko przestaje krzyczeć, być może to głos mamy je uspokaja.

*

Jaśka pracuje za ladą. Jest sklepową. Ma olbrzymi biust i tłusty brzuch. Tak właśnie siebie opisuje, mówi o swojej tuszy bez ogródek. Brzuch nie jest problemem, gdy pokazuje piersi – wtedy wszyscy mają na co się gapić. Nie w spożywczaku oczywiście, tylko na kamerkach.

„Jeśli Użytkownik lub Wykonawca korzysta z terminala komputerowego, który dostępny jest także dla osób trzecich, ma obowiązek za każdym odejściem od takiego terminala wylogować się oraz nie dopuścić, aby dana przeglądarka zarejestrowała login i hasło Użytkownika/Wykonawcy”.

[Z regulaminu jednego z serwisów].

Gośkę poznała na piwie. Choć bliższe prawdy byłoby: „przy zakupie piwa”. Wparowała do sklepu w ostatniej chwili, gdy Jaśka już miała zamykać drzwi, i zaświergotała słodko:

– Cztery kasztelanki tylko, złociutka. Randkę mam z mężem.

Przy kasie okazało się, że brakuje jej drobnych. Groszowe sprawy.

– Oddam, kochanieńka, na pewno oddam!

Jaśka machnęła ręką. W kolejnych tygodniach zaprzyjaźniły się – od słowa do słowa, od gestu do gestu, od jednej wypitej setki do drugiej.

Gośka też jest przy kości, choć piersi ma małe, ale za to „dupę jak kobyłka”, jak mówi jej mąż. Pracuje jako księgowa. Żadne tam kreatywne podejście czy jakieś wilki z Wall Street. Trochę jednoosobowych działalności, bo jak się jest starej daty, to te excele wcale nie są takie oczywiste.

„Od Użytkownika może być wymagane przekazanie określonej ilości wynagrodzenia wyrażonego w żetonach w celu możliwości pisania przez takiego Użytkownika na czacie”.

[Z regulaminu jednego z serwisów].

Jest jeszcze Mirka, przyjaciółka Gośki z najdawniejszych czasów: szkolnych, a nawet i wcześniejszych. Z całej trójki najmłodsza, najszczuplejsza; śmieją się, że w ogóle jest we wszystkim „naj”. Gdy siadają do kamerek, nie zakłada pasa wyszczuplającego na brzuch ani peruki. Początkowo nie chce powiedzieć, czym zajmuje się na co dzień. „Bo jeszcze się ktoś zorientuje…”.

I tak się orientują. Zawsze znajdzie się ktoś, kto próbuje zgadnąć tożsamość występującej. Jak jest nachalny albo blisko prawdy, to od razu zostaje zablokowany.

„Mira, to ty?” – zapytał kiedyś jeden z użytkowników.

„Mira, jaka Mira? Tu nie ma takiej, spierdalaj”. Najpierw palce wystukały słowa, a potem poszedł ban.

„Zakazane jest umieszczanie przez Użytkowników i Wykonawców komentarzy oraz wpisów na czacie: obraźliwych lub wulgarnych, chyba że z konwencji, w jakiej dokonywana jest transmisja, wynika, iż Wykonawca wyraża zgodę na treści obraźliwe i wulgaryzmy, np. BDSM (…)”.

[Z regulaminu jednego z serwisów].

[Skrót BDSM pochodzi od angielskich słów: bondage & discipline (BD), czyli związanie i dyscyplina, domination & submission (DS) – dominacja i uległość oraz sadism & masochism (SM) – sadyzm i masochizm].

Na stole leży cerata. Wygląda jak wzorzysty obrus, ale nim nie jest. Tak jest prościej, w końcu zawsze się coś przewróci, wyleje i już jest syf. Sok, wódka, oliwka. Na ceracie leżą talerze, na nich kanapeczki z serkiem, z mortadelą i z pasztetową – jak to zwykle bywa w polskich domach podczas spotkań towarzyskich. Są też oczywiście ogórki kiszone, jajka w majonezie i sałatka jarzynowa, bo bez nich nie ma dobrej imprezy. Między talerzami i salaterkami leżą, już mniej tradycyjnie, dwa dilda i jeden wibrator. Bo i imprezowiczki są trzy. Zgodnie z niepisaną zasadą transmisję zaczynają, gdy już są lekko zrobione i mogą sobie trochę popuścić. Może czasem za bardzo?

Z głośnika dobiegają dźwięki pierwszej piosenki. Dziewczyny zaczynają śpiewać: „Małgośka, idą święta, a cipka zarośnięta!” – zmieniają słowa przeboju Maryli Rodowicz. Mirka podnosi nałożoną na gołe ciało koszulkę nocną Gośki, która w międzyczasie weszła na kanapę i zaczęła tańczyć. Gośka w pierwszym odruchu zasłania miejsca intymne i odwraca się do kamerki plecami, ale po chwili znowu tańczy, śmiało kręci biodrami i obraca się dookoła, odsłaniając przy okazji owłosienie łonowe i pupę. Dołącza do niej Jaśka, która na głowie ma perukę ze zmierzwionych włosów, wciśniętą chyba tyłem do przodu, a w dłoni trzyma „dildofon”. Śpiewa: „O, biełyje kutasy!”, bo repertuar zdążył się już zmienić, a po chwili wykrzykuje: „Violetta Villas żyje!”.

Trzy godziny później wszystko wygląda mniej więcej tak samo. Jedyne, co się zmieniło, to mniejsza liczba kanapeczek na stole, bielizny na wciąż rozbawionych kobietach też jest mniej, natomiast alkoholu we krwi dużo więcej.

– Dawać zielone, nie bądźta chamy i sknerusy! – drze się wniebogłosy Jaśka. Apele zostają wysłuchane. Wirtualni obserwatorzy (licznik wskazuje ponad trzysta) natychmiast sięgają do wirtualnych sakiewek. W głośnikach słychać dźwięk przypominający sypanie się monet.

„Dzięki BydlaczekWawa!” – kobiety natychmiast odpisują wpłacającemu na czacie.

„Ile to was lat już podziwiam, chyba z osiem” – Bydlaczkowi zbiera się na sentymenty. Tu nie ma jednak na nie czasu. Nagle słychać huk, jakby ktoś trzasnął drzwiami. Matrony uśmiechają się do siebie porozumiewawczo, po czym wskakują na starą wersalkę i zaczynają intensywnie po niej skakać, ciesząc się jak małe dziewczynki. – Hokus-pokus, czary-mary, magiczna różdżka! – Gośka wskazuje dildem na mężczyznę wchodzącego do pokoju. Jej mąż nie jest zaskoczony całą sytuacją. Przeciwnie, wydaje się być na wszystko przygotowany. Jest pod wpływem alkoholu, w ręce trzyma butelkę wódki, a męskość swobodnie zwisa mu między nogami. „Monety” sypią się coraz obficiej.

„Wykonawca otrzyma wynagrodzenie w wysokości 10 groszy za każdy jeden żeton przekazany mu przez Użytkownika. Użytkownik przyjmuje do wiadomości, iż przekazując Wykonawcy określoną liczbę żetonów, płaci tym samym Wykonawcy równowartość 10 groszy za każdy przekazany żeton”.

[Z regulaminu jednego z serwisów].

Kieliszki nie są potrzebne, gdy butelka krąży z rąk do rąk. Po chwili nie ma już połowy zawartości. Powoli zaczyna zbierać się widownia, a już potem następuje nagły wzrost liczby obserwatorów. One trzy, on jeden. Po paru minutach jest już prawie pół tysiąca widzów. Obserwują wydarzenie, płacą, kibicują. „No dalej kowboju! Zruchaj wszystkie trzy!” – zachęca ktoś z nich na czacie. „W każdą dziurę, w każdą” – dopowiada inny. Tymczasem gdy kończy się wódka, zaczyna brakować chęci u występującego mężczyzny. Penis opada, żona próbuje pomóc mu w powrocie do formy, ale z marnym skutkiem. Potem próbują jej koleżanki, najpierw jedna, potem druga. Jednak nawet z Mirką nie wychodzi. Publiczność zaczyna się niecierpliwić. „Może pomóc?” – pyta ktoś i dodaje do swojej wypowiedzi śmiejącą się emotikonkę. „Osiołkowi w żłoby dano!” – dorzuca ktoś inny, przypominając sobie tekst wiersza czytanego kiedyś w szkole. „Kurwa, ale przegryw. Leć dziadek po viagrę” – dodaje ktoś inny. „Cipę pokaż” – domaga się. – Co to jest cipa? Kurwa, cipeczka, jak już – mówi do kamery jedna z występujących. Zdenerwowany mężczyzna podbiega do laptopa i zatrzaskuje jego klapę. Występ zakończony.

Za trzy dni, góra tydzień wrócą. Robią to już ósmy rok, tak łatwo się nie zniechęcą. Wracają nie tylko dla pieniędzy, lecz także dla zabawy i dla sławy.

*

Smażony boczek przyjemnie skwierczy, roznosząc cudowną woń po całym mieszkaniu. Dla takiego boczku można by zabić. Choć i on ponoć zabija, jak mówi lekarz. – Będziesz miał wysoki cholesterol, głupku! – mówi Gośka, wchodząc do kuchni i widząc, jakie śniadanie szykuje jej mąż. Jednak natychmiast czuje się rześko, choć jeszcze przed chwilą nie mogła się obudzić. Jest poniedziałek, ale żadne z nich nigdzie się nie spieszy. Ani ona do papierów, ani on do smarów. Od kilku już lat są na swoim. – Mówiłem ci, to mit. Zresztą na coś trzeba umrzeć – odpowiada mężczyzna, krojąc do jajecznicy grube pajdy białego pieczywa. – Tylko pomyśl, czy to przez te zwężone tętnice ci potem kuśka nie staje – odparowuje Gosia, nalewając gęstą kawę z ekspresu przelewowego.

Jaśka też miała leniwy poranek, bo w poniedziałki chodzi do sklepu na drugą zmianę. Chciała iść na targ, bo wiadomo, że tam jest najtaniej. Nigdy nie robi zakupów w spożywczym, w którym pracuje. Dziś musi czekać na wnusia. Obiecał przyjść i zaktualizować jej system w laptopie. „Ostatnio strasznie mulił, gdy rozmawiała przez Skype’a z koleżankami” – brzmi oficjalna wersja.

I tylko u Mirki od rana meksyk, który będzie trwał cały tydzień aż do soboty. W tygodniu musi zrywać się z samego rana. Niepisana zasada między paniami mówi, że pokazy robią tylko we trzy. Jeśli jedna zachoruje albo nie może z jakiegoś innego powodu, odwołują występ. Kamerki to ich wspólna zabawa. Tak naprawdę dyspensę od kamerkowej reguły ma tylko Mirka. No ale ona musi mieć, szczególnie w dobie koronawirusa, gdy codziennie o ósmej rano musi włączać laptopa i odpalać transmisję. Tym razem na teamsach ze swoimi niesfornymi uczniami.

Jaśka: – Dziewczyny, pamiętacie nasz pierwszy raz? Siedziałyśmy jak jakieś cnotki przy stole. Dopiero jak wódka wjechała, to jakoś poszło. Coś tam pogadałyśmy, pośmiałyśmy się. Któraś dekolcik pokazała. Ale i tak było zainteresowanie. Zachęcali, żebyśmy coś więcej pokazały. Jedni grzecznie, inni mniej. Dopiero za trzecim razem poszło. Gośka dupą zaświeciła. No to ja: cycki na stół. I się zaczęło. Za mną na ulicy to się nigdy nikt nie oglądał. Co najwyżej w szkole złośliwości były, że jak wychodzę zza rogu, to pierwsze idą moje cycki, a ja za nimi. A tutaj? Zobaczcie, jestem królową. Uwielbiają mnie. Prawią mi komplementy. Do łóżka chcą mnie brać. Jak tego nie kochać?

Gośka: – Moja babcia zawsze powtarzała: „Dawaj mężowi zawsze, kiedy tego chce. To jedyny pewny sposób na dobre małżeństwo. Jak mu dasz, to będzie ci jadł z ręki”. Większość kobiet obchodzi się bez seksu. Robią to z mężem raz na tydzień, raz na miesiąc, albo i rzadziej. Ale oni nie są bez winy. Jak baba ma mieć siłę i chęć, gdy jest zarobiona przy dzieciakach i jeszcze do roboty chodzi? Do tego gotowanie, sprzątanie. Chłopy, pomóżcie, a dostaniecie piękne podziękowanie. Powiem wam, że moja babcia mądra była. Nie mieliśmy żadnego kryzysu ze starym. Seks mamy nawet po dużej kłótni. Nie dziwię się, że tyle chłopów siedzi przed komputerem i nas ogląda. Żeby tylko kawałek piersi zobaczyć, a inne rzeczy to już spełnienie marzeń. Jakby w domu mieli wszystko, tobyśmy tylu widzów nie miały.

Mirka: – Nigdy nie byłam wstydliwa. Ciężko o wstyd, jak się od małego mieszka w małym domku, gdzie żyje osiem osób. Kąpaliśmy się razem, spaliśmy obok siebie. Widziałam wszystko. Nie to, co niektóre koleżanki w szkole. Gołego penisa nie widziały, a już miały po piętnaście lat. Mam taką młodą koleżankę w pracy. Dwoje dzieci ma. Osiem lat i jedenaście. Dziewczynki. I ona z nimi nawet o miesiączce nie rozmawia, a na kobiece organy mówi „psiapsioszka”. No to jak te dziewczyny mają wejść w dorosłe życie bez wstydu, bez skrępowania? Przecież to rzutuje na całe ich życie seksualne. Nie mówię, że od razu mają się rozbierać przed kamerką. Ale udane życie łóżkowe w czterech ścianach jest bardzo ważne. Sama możesz decydować, co i z kim chcesz robić. Trzeba czuć się wolnym w tych sprawach. Zobaczcie nasze występy. Bawimy się jak nikt. Inni też mają z tego radość. Trzeba się dzielić szczęściem.

*

Klikam na chybił trafił. Ląduję u „Anusiaka”, do tego „hot”. Ma 166 centymetrów wzrostu, waży 50 kilogramów. Tak przynajmniej deklaruje i gdy patrzę na jej wysportowane ciało, to nie odnoszę wrażenia, że była ze mną nieszczera. Ze mną i z kilkudziesięcioma facetami, którzy ją w tej chwili obserwują. Blondynka z prostymi włosami do ramion. Pełne usta, ale nie te hialuronowe, napompowane „karpie”. Sama pisze o sobie, że jest „kategoria MILF” („mother I’d like to fuck” – przyp. aut.) i nie tylko przez grzeczność. Trudno mi zaprzeczyć. Oczy... o oczach za wiele wam nie powiem, nie było dane mi w nie spojrzeć. O wiele więcej mógłbym opowiedzieć o zakamarkach ciała, które, na co dzień skryte, teraz są widoczne dla wszystkich obserwatorów.

By skupić się na pracy, przenoszę wzrok z jej mocno eksponowanej kobiecości na opis występującej. Początek tradycyjny, bez polotu: „Lubię dobrą zabawę, przystojnych mężczyzn i spontaniczne sytuacje niekoniecznie związane z seksem, zboczuszki”. No, ale dalej jest już pazur, wręcz pisarskie zacięcie! „Ważne! Nie jęczę, chyba że uderzę się w palec. Nie kwiczę jak zabijana świnia, nie stękam, chyba że mowa o polityce (wtedy stękanie jest na miejscu), nie wyję jak wilk do księżyca!”.

Jest też opis i cennik oferowanych usług:

• Znasz mnie już dobrze albo tak bardzo ci się podobam, że chcesz ze mną spędzić całą godzinę. Obiecuję, że sprawię, że zapamiętasz to na długo – czas: 60 minut, cena: 4999 żetonów.

• Ja i 23-centymetrowe czarne dildo, mówiąc wprost: big black cock in my little pussy – czas: 8 minut, cena: 599 żetonów.

• Full hard fucking – palcóweczka obu dziurek, dildowanie obu dziurek, twix-dildo w cipce i dupci jednocześnie, głębokie gardło, dużo ślinki, a jak się uda: squirt wielokrotny (kobiecy wytrysk – przyp. aut.) – czas: 20 minut, cena: 2650 żetonów.

• Zdjęcie z twoim pseudonimem w moim profilu – cena: 2000 żetonów.

• Ocenka penisa/ciebie– czas: 3 minuty, cena: 300 żetonów.

Wybieram ostatnią usługę, bo trwa ona krótko, jest niezobowiązująca i przede wszystkim tania. Czterdziestu sześciu mężczyzn najprawdopodobniej wzdycha w tej chwili z rezygnacją, bo „Anusiak” wyłącza transmisję publiczną i przenosi się ze mną na kilkuminutowego priva. Oznacza to 300 żetonów mniej w wirtualnym portfelu. Za chwilę przekonam się, czy było to tego warte. – No ale pokaż się kociaku, jak mam cię teraz ocenić? – słyszę jej głos i pierwszy raz widzę jej twarz w zbliżeniu. Nerwowo szukam ustawień, po chwili i ja włączam wizję. – No fajny jesteś, ile masz latek? – pyta i uśmiecha się do mnie. – Serio faceci chcą z tobą rozmawiać o metryce? – odpowiadam zaczepnie. – No pewnie, że nie, no to pokazuj się – rzuca już tonem niemalże rozkazującym. Sprawdzam ustawienia, przecież już ją włączałem! – No, peniska pokazuj, bo czas leci – pogania mnie „Anusiak”. Kiedy słyszę to zdrobnienie, przechodzi mi ochota na zabawę. „Anusiak” ocenia mnie więc, gdy jestem w stanie spoczynku. Dostaję 8 na 10, ale z jej słodką adnotacją, że „mocne”. Czas się kończy i nasze spotkanie zostaje gwałtownie przerwane, a żeby je wznowić, musiałbym wykupić kolejny „bilet na priva”. Za sakiewki chwytają jednak teraz mężczyźni czekający na transmisji publicznej. Za dwadzieścia żetonów mogą wykupić np. klapsa. Tego oczywiście sama sobie wymierza dziewczyna, ale jest jeszcze dodatkowa atrakcja. Klaps może być jeden, ale może być ich za tę samą cenę jeszcze więcej. Wszystko zależy od rulety, odpalanej w aplikacji w telefonie.

Palec kobiecej dłoni, zakończony na paznokciu długim tipsem, przesuwa wolno koło fortuny na ciekłokrystalicznym ekranie. Machina „rusza” z charakterystycznym stukotem, migają kolorowe pola na kole, ale liczb jeszcze nie da się odczytać. Wolno, wolniej. Już prawie zatrzymało się na 3, by przeskoczyć na wyczekiwane przez wszystkich pole zdefiniowane przez dwie 6. Ona odlicza na głos, my wszyscy odliczamy w myślach. Sześćdziesiąt sześć klapsów. – Wezmę tylko oliwkę – zaznacza i po wysmarowaniu sobie nią dłoni wymierza sobie soczyste uderzenia w jędrny pośladek, nie mając dla siebie litości. Po kilku razach na bladej skórze widać kształt dłoni, po kilkunastu razach czerwoną plamę, po kilkudziesięciu pojawia się lekka opuchlizna. – Ale się pobudziłam, no, kto dalej? Co robimy? – zachęca publikę „Hot_Anusiak”.

*

To wszystko przez covid. Tak, widzę, jak na mnie spojrzałeś. Pewnie już chciałeś pokręcić głową? Myślisz, że szukam wymówki? Tak pomyślą wszyscy, którzy to czytają? Trudno, może tak być, ale zostańmy w prawdzie, trzymajmy się faktów. To naprawdę wszystko przez covid. I myślę, że takich historii jest więcej.

Do stolicy przyjechałam trzy lata temu. Pierwsze wrażenia? Wiadomo, zachwyt. Trudno się nie zachłysnąć takim miastem, gdy wcześniej przez prawie dwadzieścia lat mieszkało się w sercu Częstochowy. Nowoczesne budynki, centra handlowe, celebryci, których spotykasz, nawet idąc ulicą. Pamiętam, jak tatuś niósł walizki z dworca, gdy szliśmy na tramwaj. Nagle rzucił je na ziemię i woła: „Curuś, zobacz, zobacz to!”. I wiesz, co mi pokazał? Dwóch czarnoskórych mężczyzn stojących przy budce z fast foodem, rozmawiali, palili fajki. Patrzył na nich z rozdziawioną gębą wystarczająco długo, żeby i oni zwrócili na niego uwagę i kiwnęli w pozdrowieniu. Jak się tu siedzi, mieszka, widzi tę różnorodność świata, to trudno to zrozumieć... Tego nie ma w „świętym mieście”. Całe życie to pątnicy, tym bardziej jeśli rodzina żyje z nich od pokoleń, blisko miejsc, gdzie do niedawna jeszcze była prohibicja, w wiecznym cieniu, jeśli nie mroku, Czarnej Madonny.

No więc stolica od początku mnie zachwyciła, oszołomiła, uzależniła. I nie, nie przeszło mi. Nie usłyszysz, że po czasie zabawy, jakiej wcześniej nie znałam w życiu, stosowaniu używek, o jakich nigdy nie słyszałam, przejrzałam na oczy i dostrzegłam też syf stolicy. Nie, moja Warszawa nadal jest piękna. Znalazłam pracę. W gastronomii, jak wiele pozbawionych fachu w ręku dziewczyn. Konkretniej to w kawiarni, w sieciówce, ale takiej z duszą. Dla rodziców też wstydu nie było, gdy przy niedzielnym obiedzie: pietrusiajce, wodziance albo przy kuglu mogli pochwalić się dalszej rodzinie, że ich ukochana Karola jest nie kelnerką, ale baristką, co brzmi, umówmy się, bardziej światowo. Do tego doszła nauka, zabezpieczyć się w razie czego. Najpierw fryzjerstwo, a potem kosmetologia, bo „pazury” to mój fetysz.

No i tak wszystko trzy lata sobie biegło, spokojnie, bez fajerwerków. Ale też bez tej niepewności, która towarzyszy biedzie. To były trzy dobre lata. Praca, chłopak, kawalerka wprawdzie wynajęta, ale jednak z tabliczką „home sweet home”, spacery po Starym Mieście, po Łazienkach, chłonięcie ogromnej i wciąż nieodgadnionej Warszawy. I ten świat się skończył, bo zaczął się covid.

Będziecie się śmiać? Ja też początkowo próbowałam. Trochę nerwowo, ale jednak. Wiecie, te gadki w stylu: jakoś to będzie. No bo jakoś to miało być. Te maseczki, przegródki z pleksi, rękawiczki, transakcje właściwie kartą, najlepiej zbliżeniowe. Pracowaliśmy z zapałem, choć w oczach nad maseczkami coraz częściej widać było zatroskanie, niepokój, pytania. Jak długo jeszcze? Czy to już na zawsze?

Odpowiedzi na te pytania nadeszły szybciej, niż myśleliśmy. I to nie takie, jakich byśmy sobie życzyli. „Lockdown” jako hasło samo w sobie nie brzmiało złowrogo, przynajmniej nie dla kogoś, kto nie miał specjalnie talentu do języków. Pamiętam, że w pierwszej chwili moje myśli pobiegły do Ady szukającej… nie, nie szczęścia, po prostu swojego miejsca do życia w Bournemouth, do Marty i Czarka, którzy od kilku już lat żyli na torbach w kolejnych dzielnicach Londynu, Elizki w Birmingham, Natana, który ponoć wylądował na ulicy w Edynburgu i wszystkich tych z mojej klasy, mojego bloku i dzielnicy, których znałam, a którzy już jakiś czas temu wyjechali z Polski.

– Zamykamy się, teraz, już – te słowa szefa pamiętam doskonale, wyrwały mnie akurat z chwilowego zamyślenia. Pamiętam te zmarszczone czoła, brwi zbiegające się nad oczami, w których już szkliły się pierwsze łzy. Nie chcieliśmy uwierzyć, nie mogliśmy uwierzyć, ale musieliśmy uwierzyć. – Co z nami, co z pensjami, co z wypowiedzeniami, co z naszym życiem? – Właściciel spojrzał na nas jak na całkiem obcych ludzi. – Możecie iść do sądu – rzucił i to był ostatni raz, gdy go widzieliśmy. Z rachunkami do zapłacenia, żołądkami do wypełnienia, marzeniami do zrealizowania, w dłoniach z umowami śmieciowymi, o których naiwnie myśleliśmy, że coś nam zapewniają, że coś znaczą.

To wszystko przez covid. Choć gdyby wejrzeć w to głębiej, to czy tylko przez niego? Mój Jasiek też odpadł. Oszczędności, te drobne, które w ogóle nie zasługują na tę nazwę, skończyły się w tydzień. Spakował nasze dotychczasowe życie do sportowej torby. – Muszę wracać, rodzicom pomóc, tu i tak nie ma dla mnie zajęcia, nic mnie nie trzyma – wypalił, a ja zrozumiałam, że też zaliczam się do tego „nic”. Pojechał do Uniejowa. Obiecał, że wróci. Kolejny czek bez pokrycia.

Całe dnie przed komputerem. Zabić nudę. Przeczekać wirusa. Nie zwariować. Niby przypadkiem, trochę z ciekawości weszłam jednego dnia na stronkę z kamerkami. Erotyczne transmisje na żywo. Oglądałam, chłonęłam. Tam nie zawsze jest seks, nie tylko on. Podziwiałam piękne dziewczyny, ale też te sprytne, których natura tak hojnie nie obdarzyła, a które potrafiły jednak zaczarować oglądających je facetów. Po tygodniu, nie, chyba po jakichś pięciu dniach lampka sygnalizująca, że kamerka w laptopie jest włączona, zaświeciła się też po mojej stronie.

Na początku były rozmowy. Czasem długie. O życiu, o kawie, o seksie też. Zazwyczaj z podtekstem. Bywali rozmówcy z klasą, z polotem, ale często było też chamsko i brutalnie. Niektórych już znałam i kojarzyłam po nickach, pojawiali się też nowi. W morzu gołych cycków, cipek wybierali jednak mnie, ubraną. Może dlatego, że byłam trochę tajemnicza? Zostawiałam miejsce na niedopowiedzenia? A może po prostu podobam się facetom. Nie zdajecie sobie sprawy, jak ten świat wciąga i zagina czasoprzestrzeń. Osiem, dziesięć lub dwanaście godzin może zlecieć niezauważenie. Ten czas przerywany jest tylko wyjściem na siku, na fajkę, na kanapkę. Całe życie w łóżku. Dlatego później trudno zasnąć... Zresztą, kto by spał, skoro wieczorami i w nocy facetów jest najwięcej.

I właśnie w nocy, po kilku wypitych redsach, postanowiłam zrobić pierwszy prywatny pokaz. No, właściwie prywatną rozmowę. Zareklamowałam się: „szczera i bez zahamowań, odpowiem na każde pytanie”. Dwadzieścia minut za pięć tysięcy kredytów. Cena z sufitu. Zaporowa. Tak myślałam. Tak myślałam przez pierwsze kilkanaście minut od odpalenia opcji prywatnego pokazu, bo po tym czasie pojawił się pierwszy chętny – gość z losowym nickiem. Był w stanie zapłacić pięćset złotych za dwadzieścia minut rozmowy ze mną, rozumiesz to? Sam nie chciał włączyć kamerki. Głos miał bardzo dojrzały, nie sprawiał wrażenia zainteresowanego seksem. Rozmawialiśmy o tym, co najciekawsze, o tym, o czym wam tutaj opowiadam, o życiu po prostu. Po ustalonym czasie rozłączył się i nigdy więcej się nie odezwał. Za to ja zaczęłam być głodna. Nie tylko kolejnych kredytów, choć nie ukrywam, że też. Zdałam sobie sprawę, że to na swój sposób jest interesujące, jeśli nie podniecające. Faceci, którzy chcą płacić za twój czas, ale nie jak u prostytutki. Tu ja mogłam decydować, w jaki sposób go spędzimy. Zdarzały się oczywiście nieprzyjemne sytuacje, dziwne życzenia. Zdarzają się nadal i zdarzać się będą, wiem o tym. Jeden facet zapłacił trzysta złotych tylko po to, żeby móc wyzwać mnie od kurew i się przy tym onanizować. Inny za dużą ilość kredytów najpierw zaczekał, aż kurier przywiezie mi pizzę, a potem z nieukrywanym zachwytem obserwował, jak ją jem.

Czy wciąż występuję ubrana? No nie, już nie. Kamerki uczą tego, że ciągle trzeba coś zmieniać, ciągle czymś zaskakiwać. Nagość jest w moim repertuarze już od dawna, ale elementy artystyczne również. Czasem robię karaoke, czasem bawimy się w role playing, a gdy jestem bardzo zmęczona, włączam kamerkę i... ulubiony serial. Są tacy, którzy nawet to oglądają. A ja mam tylko jeden cel. Uzbierać zadowalającą mnie ilość kredytów, wokół tego się to wszystko kręci.

„Wykonawca może zlecić wypłatę środków, gdy liczba środków na jego koncie wynosi minimum 10 000 żetonów”.

[Z regulaminu jednego z serwisów].

A wiesz, że po lockdownie odezwał się do mnie Jasiek? Wrócił do Warszawy znowu szukać pracy. Napisał nawet, że widział mnie na kamerkach i „spotkajmy się”. Dodał do tego jakiś głupi emotikon. Chyba dojrzałam przez ten czas, a on mentalnie został tam, gdzie był. Zablokowałam go.

To wszystko przez covid...

A może dzięki covidowi?

*

Profil Karoli znajduje się w pięćdziesiątce najpopularniejszych na jednej z największych polskich platform z sekskamerkami. Zarejestrowanych jest tam ponad trzy i pół tysiąca profili kobiecych. Do najchętniej odwiedzanych należy też między innymi profil „Bogini_Gypsy_Queen” (dwudziestodwuletniej Polki o oryginalnej urodzie, która ma swój kanał również na najpopularniejszej w Polsce platformie porno – PornHub). „Jest kozakiem wśród transmitujących. Maczeta!” – piszą o niej fani, choć zdarzają się też widzowie, którzy pozwalają sobie na rasistowskie wtręty. W czołówce znajdują się też „Pussycat” (deklarująca się jako fanka czerwonych szpilek i filmu Joker z Joaquinem Phoenixem) oraz „Twoja_sucz”, która swój profil ozdobiła zdjęciem, na którym penetruje się szyjką od butelki luksusowego szampana Dom Perignon. „Moja najpiękniejsza, moja gwiazdeczka, jesteś cudowna i nie zmieniaj się, na sam twój widok jest mi dobrze!” – pisze jeden z fanów. Sekstransmisje prowadzą również mężczyźni. Niekwestionowanym liderem jest tutaj profil o nazwie „Europa123”, którego posiadacz reklamuje się zdjęciem penisa i wygolonego łona.

*

Najpopularniejszy rodzaj transmisji to tzw. luszanki. Na początku nazwa była dla nas zagadką, szybko jednak dowiedzieliśmy się, że pochodzi ona od angielskiego słowa „lush” (niekiedy zastępowanego słowem „hush”), które odsyła nas do wibratora. Jednak nie takiego zwykłego wibratora. Takiego na miarę naszych czasów, takiego, o jakim naszym babkom i matkom nawet się nie śniło. Produkowany jest oczywiście w Chinach i z zewnątrz wygląda niewinnie – jest różowy i przypomina trochę duży plemnik, bo na jednym końcu ma główkę, na drugim ogonek. Jest to jednak wibrator… interaktywny i dlatego właśnie idealnie nadający się do kamerek.

Selena, która w nicku dookreśla się jako „bogini”, stoi na mrozie w grubej, srebrnej, ortalionowej kurtce. Czapki ani szalika nie założy. Wie, że patrzą. Oko zrobione, usta też, co chwilę składane w charakterystyczny dzióbek, co sprawia, że Selena wygląda, jakby ćwiczyła jakąś rolę przed lustrem. Nad nią, za nią i po bokach są ściany z falowanej blachy. Na jednej z nich wielki tekturowy banan. Nie doszukujcie się jednak podtekstów. To po prostu reklama Dole, Chiquity czy innej bananowej potęgi tego świata. Nieco poniżej, w drewnianych skrzynkach, są jeszcze: ziemniaki, kapusta, cebula, cytryny i jakaś zielenina. Nagle z boku słychać głos: „Włoszczyznę i trzy kilo kartofli”. Selena na chwilę przestaje być boginią, zakłada gumowe rękawiczki, żeby nie pobrudzić dłoni, i nakłada do foliówki ziemniaki. I to na tę chwilę tak naprawdę wszyscy czekają. Kto pierwszy, ten lepszy! Selena chce wydać kupcowi resztę i nagle zaczyna się trząść, ręka jej drży i z dłoni zaczynają wypadać drobne. Trwa to dosłownie kilka sekund i po chwili Selena uspokaja się, zbiera rozrzucone pieniądze, wciska je w dłoń zniecierpliwionego klienta. Uśmiecha się, ale nie do niego, tylko do nas. Znowu jest boginią. Boginią, która pracuje w budzie na targu i nawet wtedy nie wyłącza kamerki. Mało tego, stoi na mrozie, z wetkniętym w pochwę wibratorem, nad którym kontrolę mogą przejąć widzowie. Na tym właśnie polega „lush” – wibrator można kontrolować przez komórkę. „Lush w pracy. Happy birthday to me” – napisała na czacie Selena. „Kontroluj sex-zabawkę za dwadzieścia żetonów za pięć sekund”. W trakcie dziesięciu godzin pracy na targu z oferty skorzystało kilkudziesięciu użytkowników portalu.

*

Ściana ma jasny, zielony kolor, ale widać, że była malowana już jakiś czas temu, znać na niej plamy i ślady zniszczeń. Na jej tle, w środku filmowanego pomieszczenia, stoi „Laleczka_” – pod tym pseudonimem kryje się kobieta w podkoszulku na ramiączkach i w obcisłych, cielistych leginsach, która trzyma w dłoni szpachelkę. Kobieta zaczyna zdrapywać starą farbę, co jakiś czas prowokacyjnie rzucając w stronę kamery: – Tylko mi nie przeszkadzajcie w pracy! W pewnym momencie „Laleczka_” wchodzi na stołek, by sięgnąć szpachlą nieco wyżej, gdy nagle zgina ją wpół. – Aaaa, aaa – zaczyna jęczeć. Po chwili jej przechodzi, wraca do pracy. „Panowie, jak wy sterujecie tym lushem?” – pyta użytkownik „Rafael_Niegrzeczny”. „No trzeba suwakiem przesuwać w górę i w dół, myszką po ekranie” – odpowiada ktoś. – Pamiętajcie, żeby mi nie przeszkadzać – powtarza „Laleczka_”. Ktoś rzuca wyjątkowo dużo wirtualnych monet i przejmuje panowanie nad wibratorem na półtorej minuty. Dziewczyna jęczy, syczy, zgina się, w pewnym momencie znika z ekranu, by po chwili wrócić i pokazać się z potarganymi włosami i plamą między nogami. – Mówiłam wam, że mam mokre orgazmy – prowokuje dalej swoich sponsorów. „Ściany przed szpachlowaniem powinnaś zmoczyć, a nie siebie!” – komentuje na czacie użytkownik o nicku „Animator_orgietek”, a „Laleczka_” odpowiada do kamerki: – Zaczekajcie, co będzie, jak ten pokój będę musiała pomalować.

*

Vadim też ma lusha i streamuje. Chyba nie trzeba pisać, gdzie go umieszcza. Z opisu opublikowanego na jego profilu wynika, że zbiera na zgubiony telefon, którego potrzebuje, by wreszcie zadzwonić do rodziny na Ukrainie. Problem w tym, że wersję tę prezentuje już od wielu miesięcy. I ten dom, i ta kochająca rodzina raz są na Ukrainie, innym razem na Białorusi. Bywa, że Vadim jest też wdowcem z gromadką dzieci, bywa też tak, że żona cieszy się zdrowiem, a niedomagają w rodzinie seniorzy.

Pewnego razu ktoś z oglądających wyzywał Vadima, napisał o nim, że jest „zwykłym ruskiem”. Vadim od razu go zbanował. Historia zarobkowego emigranta tęskniącego do rodziny, takiej lub innej, po prostu dobrze się sprzedaje. Zresztą rosyjsko brzmiące gaworzenie na kamerkach słyszy się coraz częściej. Czasem ot tak, po prostu, gdy piękności ze Wschodu chcą pokazać swoje ciała w zamian za żetony czy kredyty, ale też przy okazji ważnych wydarzeń politycznych. Tak się stało w czasie, gdy omonowcy Łukaszenki brutalnie pacyfikowali demokratyczne protesty – pojawiły się wówczas na kamerkach dwie całujące się (czy raczej liżące) piękności w ludowych strojach z regionu turowsko-mozyrskiego, rzekomo zbierające na „białoruską sprawę”.

*

„Steruj lushem