Rzecz o cyckach. W stronę wolności - Thornton Sarah - ebook + książka

Rzecz o cyckach. W stronę wolności ebook

Thornton Sarah

0,0
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

PIERWSZA KSIĄŻKA, W KTÓREJ TO KOBIETY ROZMAWIAJĄ O CYCKACH

Sarah Thronton, uznana socjolożka i autorka bestsellerów zabiera nas w osobistą podróż do świata symboliki i znaczenia kobiecego ciała. Doświadczyła go w pełni, gdy będąc w grupie ryzyka, najpierw zdecydowała się na podwójną mastektomię, a następnie rekonstrukcję piersi. Po tych wydarzeniach postanowiła zbadać temat społecznego i kulturowego znaczenia kobiecego biustu.

Rozmawia ze striptizerkami, konsultantkami laktacyjnymi, projektantkami biustonoszy, modelkami bielizny, chirurżkami plastycznymi i aktywistkami.

Zdradza, dlaczego kobiece atrybuty stały się biznesem wartym miliardy dolarów, a jednocześnie tematem publicznych debat o braku równości płci. I ofiarowuje nam lekki w stylu i dowcipny reportaż socjologiczny, który wyzwala kobiety i ich piersi z patriarchalnych uprzedzeń.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 436

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp. Odzyskanie ważnego symbolu kobiecości

WSTĘP

ODZY­SKA­NIE WAŻ­NEGO SYM­BOLU KOBIE­CO­ŚCI

O nieobecnych myśli się cieplej

Kilka lat temu pod­czas świą­tecz­nego obiadu roz­mowa zeszła na moje piersi. Rodzi­nie nie podo­bało się, że ochrzci­łam je Bert i Ernie1. Mama suge­ro­wała, że lepiej byłoby nazwać je Thelma i Louise, córka zapro­po­no­wała imiona jej ulu­bio­nych kome­dian­tek, Tiny i Amy, moja żona z kolei upie­rała się, żeby mówić na nie Venus i Serena. Tata, wtedy sie­dem­dzie­się­cio­sied­mio­letni, i mój dwu­dzie­sto­dwu­letni syn spoj­rzeli na sie­bie poro­zu­mie­waw­czo i prze­wró­cili oczami. Ja odczu­wa­łam moje nowe, sili­ko­nowe piersi jako obce, wcale nie kobiece, nawet nie ludz­kie, tro­chę jakby były przy­bysz­kami z kosmosu. Pierw­szą parę otrzy­ma­łam w darze przy uro­dze­niu, te zain­sta­lo­wane przez zna­nego chi­rurga pla­stycz­nego zda­wały się uzur­pa­tor­kami.

Gdy sta­łam naga przed lustrem, myśla­łam: ta babka ma nie­złe cycki. Jed­nak gdy wkła­da­łam ubra­nie i zaczy­na­łam się poru­szać, to odczu­cie, że mam coś nowego, dziw­nego z przodu, odstrę­czało mnie. Sama zawsze akcep­to­wa­łam w pełni płeć, z którą przy­szłam na świat, ale teraz instynk­tow­nie rozu­mia­łam, jakim dyso­nan­sem musi być dla osoby trans­pł­cio­wej posia­da­nie czę­ści ciała, któ­rych się nie chce, jak musi iry­to­wać taki zafał­szo­wany obraz rze­czy­wi­sto­ści.

W 2018 roku pod­da­łam się ope­ra­cji podwój­nej mastek­to­mii i nie zasta­na­wia­jąc się zbyt długo, zde­cy­do­wa­łam się na rekon­struk­cję, któ­rej koszty pokry­wało moje ubez­pie­cze­nie zdro­wotne2. Sły­sza­łam plotki, że mój zawsze opa­no­wany, dosko­nale znany w branży chi­rurg pla­styczny w week­endy odda­wał się hobby – malo­wa­niu. Musiał więc mieć jakieś poczu­cie este­tyki. Powie­dzia­łam mu, że chcę „cycuszki joginki” – mając na myśli coś pomię­dzy miseczką A i B. „Takie… cycki A plus” – zażar­to­wa­łam. Wyobraź­cie sobie, w jakim byłam szoku, gdy zmie­rzy­łam piersi, by zamó­wić pierw­szy sta­nik po ope­ra­cji, i odkry­łam, że moja dys­mor­fia miała pro­stą przy­czynę: Bert i Ernie miały roz­miar D.

Były też dobre wia­do­mo­ści: mój rak oka­zał się jedy­nie mnó­stwem nie­pra­wi­dło­wych komó­rek – nie­in­wa­zyj­nym rakiem prze­wo­do­wym in situ typu DCIS. Po sied­miu latach stre­su­ją­cych biop­sji mogłam ode­tchnąć z ulgą: nie­bez­pie­czeń­stwo zostało zaże­gnane. Bądź wdzięczna i zigno­ruj te dwa Mup­pety – powie­dzia­łam sobie. Nie­stety, psy­cho­lo­gia zwią­zana z posia­da­niem piersi jest jed­nak dość zło­żona. Wraz z mastek­to­mią stra­ci­łam nie tylko biust, ale też coś, co trud­niej spre­cy­zo­wać – mgli­ste odczu­cie powią­zane z pier­wot­nym instynk­tem – z braku lep­szej frazy można nazwać to „per­cep­cją piersi”. Zanim poja­wiły się implanty, moje piersi w róż­nych sytu­acjach dawały mi znać, że coś się dzieje: gdy było mi zimno, byłam zde­ner­wo­wana, gdy cier­pia­łam na lęk wyso­ko­ści, gdy mia­łam dostać okres albo byłam pod­nie­cona, zupeł­nie jakby były odczu­wa­ją­cymi isto­tami z wła­sną pod­mio­to­wo­ścią. Teraz, prze­ciw­nie, nie­oży­wione implanty mil­czały. Nie mówiąc już o tym, że jak dla mnie były nie­po­ręczne i za bar­dzo rzu­cały się w oczy.

Gdy stu­dio­wa­łam histo­rię sztuki, oglą­da­łam powstałe na prze­strzeni trzy­dzie­stu tysięcy lat wize­runki Wenus topless, kar­mią­cych Madonn, roz­ne­gli­żo­wa­nych kocha­nek i femi­ni­styczne auto­por­trety. Ale teraz, trzy­dzie­ści lat póź­niej, w toż­sa­mo­ścio­wym prze­ło­mie wywo­ła­nym przez nowe piersi była jedna postać, która wciąż poja­wiała się w mojej gło­wie: Wol­ność, a w szcze­gól­no­ści ta z obrazu Eugène’a Dela­croix z 1830 roku Wol­ność wio­dąca lud na bary­kady.

Widzimy na nim kobietę z wypro­sto­waną, silną syl­wetką, trzy­ma­jącą w jed­nej dłoni fran­cu­ską flagę, a w dru­giej kara­bin. To nie tak, że zbyt luźna szata przy­pad­kiem jej się zsu­nęła: odsło­nięte celowo nagie piersi pod­kre­ślają jej odwagę i sym­bo­li­zują potęgę demo­kra­cji. Jed­nak jest w tym dziele prze­ra­ża­jąca iro­nia. Mimo bła­gań i mani­fe­stów kobie­tom nie dano jesz­cze prawa głosu, prawa do posia­da­nia majątku, kon­tro­lo­wa­nia wła­snych zarob­ków, a także dostępu do edu­ka­cji. Ta cała Wol­ność jest pozorna – fik­cyjna kobieta to tylko atrapa, zwo­dząca te praw­dziwe i wpę­dza­jąca je w pułapkę zasta­nej rze­czy­wi­sto­ści.

Wol­ność zwo­dzi.

Nagie popier­sie Wol­no­ści rzecz jasna łączyło poli­tykę i este­tykę w nowa­tor­ski spo­sób zgodny z dzie­więt­na­sto­wiecz­nymi ide­ami budo­wa­nia narodu, jed­nak już w kształ­cie i roz­mia­rze samych piersi nie było niczego nowego. Przez całe tysiąc­le­cia ide­ałem euro­pej­skim były piersi w roz­mia­rze mniej wię­cej jabłka: czy było to śre­dnio­wieczne dzi­kie jabłuszko, czy baro­kowe, spore jabłko odmiany Bram­ley. Z wyjąt­kiem cudow­nie biu­ścia­stych hin­du­istycz­nych bogiń, piękno koja­rzone było raczej z pier­siami o umiar­ko­wa­nym roz­mia­rze. Po dru­giej woj­nie świa­to­wej jed­nak ide­alny ame­ry­kań­ski cycek zaczął pęcz­nieć. Czy nowy mega­biust był prze­wrot­nym następ­stwem hiper­wi­zu­ali­za­cji ciała, efek­tem wysypu pla­ka­tów z „gołymi babami” i fil­mów z Hol­ly­wood? Czy może ucie­le­śnie­niem ide­olo­gii pola­ry­za­cji płci, pró­bu­ją­cej na powrót zamknąć kobiety w domu, by mogły cze­kać na wra­ca­ją­cych z frontu męż­czyzn? Pod­czas dru­giej wojny świa­to­wej, gdy ame­ry­kań­ska pro­pa­ganda rzą­dowa zachę­cała kobiety do pomocy w wysiłku wojen­nym, Rózia Nito­waczka3 miała, ow­szem, zalot­nie pod­krę­cone rzęsy, jed­nak nie epa­to­wała biu­stem.

Rózia, ikona kobiety pra­cu­ją­cej

Duże piersi, jak suge­ruje Rózia, tylko prze­szka­dzają. Są jak wrzód na dupie. Odkąd dosta­łam moją nową parę, zda­rzało mi się ude­rzać nimi przy­pad­kiem o fra­mugi drzwi, w prze­chod­niów na zatło­czo­nych uli­cach czy męż­czyzn w win­dzie. Ponie­waż są pozba­wione czu­cia, czę­sto nie orien­tuję się w porę, że moje drę­twe sutki wbi­jają się w kogoś obcego (lub co gor­sza zna­jo­mego).

Przed ope­ra­cją jedy­nym okre­sem w moim życiu, gdy moje piersi osią­gnęły nie­po­ręczny roz­miar D, był czas po poro­dzie. Pamię­tam, jak kar­mi­łam dziecko w środku nocy, zasta­na­wia­jąc się nad ety­mo­lo­gią słowa „żywić”, czu­jąc głę­bo­kie połą­cze­nie z pier­wot­nym sio­strzeń­stwem wszyst­kich tych, które dają życie. Ogłu­piała z braku snu, spę­dza­łam całe godziny, utoż­sa­mia­jąc się emo­cjo­nal­nie z kro­wami czy roz­wa­ża­jąc praw­dzi­wie egzy­sten­cjalne zagad­nie­nia, jak to, czemu ssaki – mam­ma­lia – otrzy­mały nazwę od gru­czo­łów pier­sio­wych, skoro tylko u kobiet roz­wi­nęły się one na tyle, by dawać pożywne mleko. W andro­cen­trycz­nym świe­cie, w któ­rym wszel­kie kla­sy­fi­ka­cje doko­ny­wane były przez męż­czyzn i zawsze pod­kre­ślały ich wyż­szość, wyglą­dało to na ano­ma­lię. Męskie piersi są deko­ra­cyjne, jed­nak bez­u­ży­teczne, a ewo­lu­cjo­ni­ści od wie­ków zasta­na­wiają się nad tajem­nicą ich ist­nie­nia4.

Choć ni­gdy tak bar­dzo nie czu­łam mojej zwie­rzę­cej natury jak wła­śnie pod­czas kar­mie­nia pier­sią, sama czyn­ność wcale nie przy­cho­dziła mi z łatwo­ścią. Może nie odczu­wa­łam tego jako „wyczer­pu­ją­cej służby”, jak napi­sała o tym Simone de Beau­voir, jed­nak z pew­no­ścią jako obo­wią­zek5. Czy­ta­łam, że mleko matki jest „płyn­nym zło­tem”. Że pobu­dza układ odpor­no­ściowy dziecka, zmniej­sza jego skłon­ność do aler­gii, a nawet zwięk­sza jego ilo­raz inte­li­gen­cji. Wynio­słam z domu prze­ko­na­nie, że naj­lep­sze jest domowe jedze­nie i świeża żyw­ność, podejrz­li­wie więc trak­to­wa­łam fast food w proszku nazy­wany mle­kiem mody­fi­ko­wa­nym.

Gdy uro­dzi­łam dru­gie dziecko, dziew­czynkę, przy­plą­tało się do mnie okropne zapa­le­nie piersi, infek­cja skut­ku­jąca ata­kami gorączki i zie­lon­ka­wym wysię­kiem z sutka. Przez mie­siąc odcią­ga­łam pokarm z lewej piersi ręcz­nym lak­ta­to­rem i pła­ka­łam, gdy wyle­wa­łam bez­u­ży­teczną „wydzie­linę” do zlewu. Ponie­waż infek­cja nie mijała, skie­ro­wano mnie do spe­cja­li­sty – star­szego angiel­skiego dżen­tel­mena przyj­mu­ją­cego w gabi­ne­cie na Har­ley Street w Lon­dy­nie. Gdy zdję­łam wypchany do gra­nic sta­nik do kar­mie­nia, moje cycki były tak nabrzmiałe, że z jed­nej z nich wyle­ciał silny stru­mień mleka, pro­sto na koł­nie­rzyk leka­rza. Wcale go to nie roz­ba­wiło. A prze­cież w jego zawo­dzie musiało się już mu to przy­da­rzyć, tym­cza­sem zacho­wy­wał się tak, jak­bym zro­biła mu jakiś straszny afront. Jak to moż­liwe, że lak­ta­cja to jed­no­cze­śnie cnota i ohyda?

Choć dok­tor wyda­wał się relik­tem prze­szło­ści, zapi­sał mi anty­bio­tyk zamiast kom­presu ze szcze­niąt, który kła­dziono w osiem­na­stym wieku na prze­peł­nione piersi kobiet dotknię­tych „gorączką poło­gową”: pie­ski miały wycią­gać złe mleko. Taki był los Mary Wol­l­sto­ne­craft, zało­ży­cielki angiel­skiego femi­ni­zmu, która, zain­spi­ro­wana rewo­lu­cją fran­cu­ską, wydała w 1792 roku Woła­nia o prawa kobiety6. Nie­stety, zmarła w wieku trzy­dzie­stu ośmiu lat, wkrótce po uro­dze­niu swo­jej córki, Mary Shel­ley, tej samej, która póź­niej napi­sze pierw­szy hor­ror medyczny, czyli Fran­ken­ste­ina.

Moje pierw­sze zetknię­cie się ze śmier­cią spo­wo­do­wane było rakiem piersi. Moja bab­cia ze strony mamy zmarła w 1971 roku, gdy mia­łam pięć lat. Byłam w szoku, bo nagle zoba­czy­łam, jak moja mama, zawsze nie­zwy­kle opa­no­wana i jak na Angielkę przy­stało, nie­oka­zu­jąca emo­cji, wybu­cha pła­czem. Wciąż mia­łam w gło­wie tę histo­rię, dla­tego łatwo było mi pod­jąć decy­zję o roz­sta­niu się z moimi pier­siami. W ciągu sied­miu lat mia­łam sie­dem biop­sji, wciąż odkry­wano w moich pier­siach rosnące dyna­micz­nie masy aty­po­wych komó­rek, a leka­rze doszli do punktu, w któ­rym nie mogli z cał­ko­wi­tym prze­ko­na­niem stwier­dzić, że nie mam raka. Pod­czas badań dwa razy dosta­łam krwiaka, raz uszko­dzono mi żebro, raz w żyle wywią­zało się zaka­że­nie; zaczę­łam potwor­nie się bać i wprost nie­na­wi­dzić mam­mo­gra­fów i biop­sji. Dopa­dło mnie coś, co nazwano „zmę­cze­niem moni­to­ro­wa­niem stanu zdro­wia” i podwójna mastek­to­mia zda­wała się jedy­nym racjo­nal­nym wybo­rem, który wresz­cie popchnie mnie do przodu.

W mie­siącu poprze­dza­ją­cym ope­ra­cję czu­łam nie­po­kój, ale i wyrzuty sumie­nia. Zwy­kle cho­dzę na kryty basen, ale tym razem na nasz ostatni wypad moje piersi i ja poje­cha­ły­śmy do hotelu Cla­re­mont na wzgó­rzach Oakland, gdzie znaj­duje się dwu­dzie­sto­me­trowy basen zewnętrzny. W to sło­neczne ponie­dział­kowe popo­łu­dnie prze­pły­nę­łam moje zwy­cza­jowe sie­dem­dzie­siąt dwie dłu­go­ści, wciąż w myślach dzię­ku­jąc moim pier­siom za to, że jesz­cze tu są. Prze­pro­si­łam je za to, że nie kocham ich wystar­cza­jąco mocno, i popro­si­łam o wyba­cze­nie tego, że się ich pozby­wam. Tak, wiem, że to było dzi­waczne. Koły­sały się, wciąż tak żywe, nie­świa­dome losu, który je czeka. Gdyby obda­rzone były mocą mowy, ich żąda­nia zapewne byłyby dość pro­ste: Pozwól nam pły­wać wolno! Uwol­nij nas od tego bikini, w któ­rym czu­jemy się jak w wię­zie­niu!

Dwa dni póź­niej moje piersi ode­szły do jakie­goś bli­żej nie­spre­cy­zo­wa­nego nieba wycię­tych ludz­kich tka­nek. Pod mię­śniami pier­sio­wymi chi­rurg umie­ścił dwie poduszki wypeł­nione solą fizjo­lo­giczną, które nazy­wano eks­pan­de­rami, pie­kiel­nie to bolało. Gdy roz­py­chały mi pierś, wymie­nia­łam maile z kole­żanką, któ­rej trans­pł­ciowe dziecko wła­śnie prze­szło ope­ra­cję powięk­sze­nia piersi będącą ele­men­tem korekty płci w gór­nej czę­ści ciała. Nasza kore­spon­den­cja spra­wiła, że zaczę­łam się zasta­na­wiać: rekon­struk­cja piersi, powięk­sze­nie piersi, korekta płci to w grun­cie rze­czy bar­dzo podobne ope­ra­cje. Dla­czego więc ina­czej się je nazywa? Moja ope­ra­cja umiesz­cze­nia implan­tów nazy­wała się rekon­struk­cją, ale nie róż­niła się od ope­ra­cji potrzeb­nej przy tran­zy­cji, rów­nie dobrze mogła­bym więc nazwać ją ope­ra­cją ponow­nego potwier­dze­nia płci. Wła­śnie otrzy­my­wa­łam stwo­rzony ludzką ręką nowy „dowód” na moją kobie­cość.

Dzień, w któ­rym ope­ra­cja miała się odbyć, był nie­ocze­ki­wa­nie cał­kiem przy­jemny. Całe zespoły ludzi inte­li­gent­nych, sumien­nych i życz­li­wych ota­czały mnie aten­cją i sło­wami otu­chy. Sie­dzia­łam w łóżku na kół­kach, w roz­pi­na­nej z przodu szpi­tal­nej koszuli, ane­ste­zjo­lożka zada­wała mi szcze­gó­łowe pyta­nia na temat moich reak­cji na leki, a potem wyszła z obiet­nicą, że dostanę naj­lep­sze znie­czu­le­nie ogólne, jakie kie­dy­kol­wiek mia­łam.

Szczyt przed­ope­ra­cyj­nego zamie­sza­nia nastą­pił, gdy mój chi­rurg pla­styczny poja­wił się z czar­nym mar­ke­rem w dło­niach i cichą świtą uczniów i asy­sten­tów. Popro­sił mnie, żebym wstała, a potem, trzy­ma­jąc mazak w lewej dłoni, nary­so­wał krótką, pio­nową linię wio­dącą przez śro­dek klatki pier­sio­wej, dwie dłuż­sze krzywe linie w zagię­ciach pod moimi ist­nie­ją­cymi nie­gdyś gru­czo­łami sut­ko­wymi i pół­księ­życe nad szczy­tem każ­dej otoczki. Bar­dziej zwiot­czała pierś, ta, która cier­piała kie­dyś na zapa­le­nie, a potem prze­szła sie­dem biop­sji, czyli lewa – „no jasne, że lewa, lewi­zna i tyle”, zda­rzało mi się ponuro żar­to­wać – otrzy­mała więk­szy pół­księ­życ, co ozna­czało, że wycięte zosta­nie wię­cej skóry. Dok­tor pod­pi­sał się swo­imi ini­cja­łami nad każdą z piersi, bio­rąc odpo­wie­dzial­ność za efekt.

Spę­dzi­łam tydzień w łóżku, obej­rza­łam wszyst­kie odcinki Opo­wie­ści pod­ręcz­nej, ale też odkry­łam, że moje okrą­głe implanty, mie­rzone w cen­ty­me­trach sze­ścien­nych, to „numer jeden w port­fo­lio chi­rur­gii pla­stycz­nej”, a przy­naj­mniej tak firma rekla­mo­wała kolek­cję Natrelle. Misją przed­się­bior­stwa miało być „dostar­cza­nie inno­wa­cyj­nych roz­wią­zań nauko­wych w obsza­rze odnowy bio­lo­gicz­nej”. Aller­gan gło­sił, że „z tobą kształ­tuje przy­szłość”. Ten język spra­wił, że poczu­łam się jak nieco zdez­o­rien­to­wany cyborg, nie­pewny, co myśleć o swo­ich nowych, udo­sko­na­lo­nych czę­ściach.

Dopiero gdy do mojego ciała wpro­wa­dzili się Bert i Ernie, zaczę­łam zasta­na­wiać się nad tymi pier­siami, które mia­łam kie­dyś. Dla­czego wie­dzia­łam o nich tak mało? Jakie wio­dły życie? Co utra­ci­łam?

Jeśli dobrze pamię­tam, zade­biu­to­wały pew­nego let­niego dnia w poło­wie lat sie­dem­dzie­sią­tych. Jesz­cze nie byłam nawet nasto­latką, ale już wyobra­ża­łam sobie, że moje nowe atuty staną się moc­nym sym­bo­lem doro­słego pano­wa­nia nad sobą albo źró­dłem hip­no­ty­zu­ją­cej siły. Wciąż mam przed oczami nie­zwy­kle popu­larny w tam­tym cza­sie pla­kat, opu­bli­ko­wany w 1976 roku. Przed­sta­wiał czo­łowy sym­bol seksu dekady: Far­rah Faw­cett w jed­no­czę­ścio­wym kostiu­mie kąpie­lo­wym marki Norma Kamali, roz­ra­do­waną, z sut­kami, które wyglą­dały na nie­skrę­po­wane i wolne (patrz zdję­cie na stro­nie 7).

Gdy mia­łam pięt­na­ście lat, na moje piersi wylano jed­nak otrzeź­wia­jący kubeł zim­nej wody. Byłam zmę­czona pracą w cha­rak­te­rze baby­sit­terki, zna­la­złam więc inną – jako kel­nerka w lokal­nym klu­bie gol­fo­wym. W kuchni cał­ko­witą wła­dzę miał szef kuchni, który pił w pracy. Raz w cza­sie lun­chu prze­cho­dzi­łam przez kuch­nię z tacą wyła­do­waną czy­stymi fili­żan­kami i spodkami, gdy nagle zata­ra­so­wał mi drogę, poło­żył dło­nie na moich pier­siach i łyp­nął na mnie zado­wo­lony z sie­bie. Oboje wie­dzie­li­śmy, że to ja będę miała kło­poty, gdy upusz­czę tacę i por­ce­lana zbije się w drobny mak. Dla gór­nej czę­ści mojego ciała był to smutny dzień – upo­ka­rza­jąca ini­cja­cja do świata sek­su­al­nej agre­sji.

Jakiś rok póź­niej, pod­czas noco­wanki u kole­żanki ze szkoły, moje piersi znów zostały dotknięte bez mojej zgody. Spa­ły­śmy na kana­pach w salo­nie, było to miesz­ka­nie jej star­szej sio­stry. W środku nocy obu­dzi­łam się, a nade mną stał gigan­tyczny nagi facet (był to chło­pak sio­stry kole­żanki, znacz­nie star­szy od niej). Jego wiel­kie łapy zaczęły mysz­ko­wać pod górą mojej piżamy. Prze­wró­ci­łam się gwał­tow­nie na bok i powie­dzia­łam mu, żeby natych­miast wra­cał do łóżka, tonem tak ostrym, jaki tylko zdo­ła­łam z sie­bie wykrze­sać. Był tak naćpany, że jego oczy były zupeł­nie pozba­wione wyrazu, nie­przy­tomne. Przez godzinę, która zda­wała się trwać całą wiecz­ność, leża­łam na brzu­chu, odrę­twiała ze stra­chu, pod­czas gdy on łaził po pokoju.

Przez następne dekady jakoś zdo­ła­łam zapo­mnieć o tym pustym spoj­rze­niu… aż do chwili, gdy Brett Kava­naugh został nomi­no­wany na sędziego Sądu Naj­wyż­szego. Podob­nie jak Chri­stine Bla­sey Ford7, i ja przez lata cier­pia­łam na zabu­rze­nia snu, a wła­ści­wie to chro­niczną bez­sen­ność. Agre­sor zapewne nie­wiele albo w ogóle niczego nie pamię­tał, a ja nie powie­dzia­łam o tym rodzi­com. Ruch #MeToo potrafi pobu­dzić pamięć, poka­zuje, jak ważne jest mówie­nie gło­śno o takich przy­pad­kach i zwięk­sza­nie świa­do­mo­ści spo­łecz­nej. To dla­tego teraz zagłę­biam się we wła­sne doświad­cze­nia, trak­tu­jąc to jako śro­dek do zro­zu­mie­nia kwe­stii ide­olo­gicz­nych.

Mia­łam szes­na­ście lat, wciąż byłam dzie­wicą, a moje cycki czuły się, jakby je ktoś wycyc­kał – i teraz trzeba je było cho­wać pod ogrom­nia­stymi swe­trami. Och, jakże bym chciała, żeby w sło­wie „cycki” mogła wybrzmieć taka deter­mi­na­cja i siła jak w sło­wach „dupa” czy „cipa”, jakże bym chciała mieć wię­cej śmia­ło­ści! Gdy obser­wuję kobiety, które upa­jają się swoim odsło­nię­tym dekol­tem, myślę, że musiały mieć ogromne szczę­ście. Piersi, dekolt – to przed­pole i cen­trum cia­ło­po­zy­tyw­no­ści.

Przez wiele lat żywi­łam w sobie wynio­słe, femi­ni­styczne uprze­dze­nia wobec kobiet, które „robiły sobie cycki”, koja­rzy­łam to z nie­pew­no­ścią, próż­no­ścią i pod­dań­czym pra­gnie­niem, by być atrak­cyjną dla męż­czyzn. Jed­nak moja „ope­ra­cja ponow­nego potwier­dze­nia płci” zmio­tła te osądy. Kilka osób zasu­ge­ro­wało co prawda, że moja decy­zja jest kon­for­mi­styczna, sank­cjo­nu­jąca tra­dy­cyjne podej­ście do płci i że w grun­cie rze­czy powin­nam odrzu­cić pomysł rekon­struk­cji i wybrać znacz­nie odważ­niej­szą drogę pła­skiej klatki pier­sio­wej, jed­nak jak widać, mnie ni­gdy nie udało się osią­gnąć, a co dopiero utrzy­mać, poli­tycz­nie popraw­nej toż­sa­mo­ści. Zresztą, chyba warto byłoby dać kobie­tom tro­chę luzu, wszak powięk­sze­nie piersi to naj­czę­ściej wyko­ny­wana ope­ra­cja pla­styczna na świe­cie8. Czy to tak­tyka zwięk­sza­jąca szanse na prze­ży­cie w spo­łe­czeń­stwie patriar­chal­nym, w któ­rym powięk­szone piersi to mani­fe­sta­cja pew­nego sys­temu war­to­ści? A może wła­śnie spo­sób na to, by kobiety prze­jęły kon­trolę nad tym, jak postrze­gane jest ich ciało?

W ten spo­sób znów powra­cam do moich nowych piersi w roz­mia­rze 34D (75D)9. W końcu przy­szedł dzień wizyty kon­tro­l­nej. Mia­łam na sobie koszulkę z napi­sem „Pod­no­sząc innych na duchu, sami wzra­stamy”. Zapew­ni­łam mojego chi­rurga, że jak naj­bar­dziej, rozu­miem, że mój biust wygląda dobrze, pró­bo­wa­łam go jed­nak prze­ko­nać, że nie czuję się z nim naj­le­piej. Implanty zostały umiesz­czone pod mię­śniami, więc gdy ćwi­czy­łam jogę, przy każ­dej desce i kobrze wcho­dziły mi pod pachy. Ten efekt „ani­ma­cji”, jak nazy­wają go chi­rur­dzy, wzma­gał rów­nież towa­rzy­szące mi odczu­cie, że moje piersi są masywne i prze­ry­so­wane.

Mój lekarz wyja­śnił mi trzy rze­czy. Po pierw­sze, nawet jeśli minęły już mie­siące od ope­ra­cji, opu­chli­zna mogła nie w pełni zejść. Po dru­gie, w oszczę­dza­ją­cych sutki mastek­to­miach jak moja, naj­waż­niej­szym zada­niem chi­rurga jest utrzy­ma­nie sutka na środku piersi. Po trze­cie, musiał być ostrożny przy „wypeł­nia­niu kie­szonki”, żeby nie odciąć zbyt dużo i zapo­biec „obumar­ciu tkanki skór­nej”. Gdy mówił, nagle dozna­łam odczu­cia déjà vu – ta roz­mowa już miała miej­sce. Jej treść do mnie nie dotarła z powodu poope­ra­cyj­nej opio­ido­wej mgły. Tym razem wyra­zi­łam moje zro­zu­mie­nie dla trud­no­ści, z jakimi lekarz musi zma­gać się pod­czas pracy, jed­nak rów­nież zdzi­wie­nie, że mimo iż ta gałąź medy­cyny tak nie­zwy­kle się roz­wi­nęła, i tak w rezul­ta­cie dosta­łam biust matki kar­mią­cej zamiast nie­wiel­kich, lecz dostoj­nych piersi rodem ze śre­dnio­wiecz­nych snów. Coś było nie tak z sys­te­mem.

Jedna z moich sąsia­dek prze­cho­dziła ope­ra­cję rekon­struk­cji piersi cztery razy. Wciąż były w jej odczu­ciu zbyt duże, zanim natra­fiła na chi­rurżkę o nazwi­sku Caro­lyn Chang, którą opi­sy­wała jako „drobną kobietę, która zro­zu­miała moje pra­gnie­nie posia­da­nia słod­kiej miseczki B”. Lekarka była znana w śro­do­wi­sku arty­stycz­nym, dowie­dzia­łam się, że spod jej ręki wycho­dzą naj­droż­sze cycki w całym obsza­rze Zatoki San Fran­ci­sco. Byłam cie­kawa, co zro­bi­łaby z moim biu­stem, więc umó­wi­łam się na wizytę. Półki na bia­łych ścia­nach jej biura wypeł­nione były książ­kami o malar­stwie i foto­gra­fii, co suge­ro­wało, że jest kimś w rodzaju zna­ją­cej się na współ­cze­snych tren­dach badaczki atrak­cyj­no­ści.

Gdy już się roze­bra­łam, dok­tor Chang prze­chy­liła głowę i zaczęła obser­wo­wać moje ciało z róż­nych per­spek­tyw, zupeł­nie jakby była artystką przy­go­to­wu­jącą się do rzeź­bie­nia popier­sia modelki. Zapew­niła mnie, że efekt, który uzy­skał chi­rurg, obiek­tyw­nie jest zna­ko­mity. Bli­zny są mini­malne. Kształt bar­dzo natu­ralny. Piersi za bar­dzo się nie marsz­czą. Gdy wspo­mnia­łam o dys­kom­for­cie zwią­za­nym z ich roz­mia­rem, kiw­nęła życz­li­wie głową. Pod­nio­sła moją prawą pierś, potem lewą, jakby sza­co­wała dło­nią ich cię­żar. Zba­dała też ich gęstość i sprę­ży­stość, naci­ska­jąc deli­kat­nie pal­cami na środku i po bokach. Spoj­rzała mi pro­sto w oczy, wes­tchnęła i powie­działa: „Lep­sze jest wro­giem dobrego”.

W póź­niej­szej roz­mo­wie tele­fo­nicz­nej wyra­ziła się bar­dziej dosad­nie: „Mastek­to­mia to ampu­ta­cja. Stra­ce­nie czę­ści ciała to ciężka trauma. Ludzie, któ­rym ampu­to­wano część ciała, noszą pro­tezy, by mogli poczuć się nor­mal­nie. Ale potrzeba czasu” – wyja­śniła. Te słowa pozwo­liły mi zro­zu­mieć, że Bert i Ernie, te dwa kosmiczne głupki, prze­cho­dziły w tym momen­cie pro­ces zespa­la­nia, były wchła­niane w zmie­nioną mnie, kobietę, która otrzy­mała zastęp­cze pla­sti­kowe czę­ści i wyru­szyła z nimi w nową podróż poszu­ki­waw­czą, ogar­nięta pra­gnie­niem, by zro­zu­mieć róż­no­rodne zna­cze­nia i funk­cje kobie­cych piersi.

Demitologizacja i docenienie piersi

Jak to moż­liwe, że tak czę­sto przy­glą­damy się pier­siom, a tak mało się nad nimi zasta­na­wiamy? Moje wisiały mi przed nosem przez czter­dzie­ści lat, zanim zaczę­łam dostrze­gać ich waż­ność. To reflek­sja nad histo­rią moich wła­snych cyc­ków popchnęła mnie do decy­zji, by zostać kone­serką biu­stu. Zaczę­łam od lek­tury prac nauko­wych, a potem szu­ka­łam świe­żego spoj­rze­nia, robi­łam więc wywiady z bar­dzo róż­nymi oso­bami. Prze­pro­wa­dzi­łam ich sześć­dzie­siąt i odkry­łam pięć grup spe­cja­li­stów, któ­rym zapra­gnę­łam poświę­cić wię­cej czasu. Ci eks­perci sta­no­wią w moim odczu­ciu pen­ta­gon wie­dzy o pier­siach. Patrzy­łam, jak pra­cują, zbie­ra­łam ich spo­strze­że­nia, a także bada­łam, jaki wpływ na postrze­ga­nie kobie­cych piersi ma śro­do­wi­sko, w któ­rym prze­by­wają ze względu na wyko­ny­waną pracę. Przez cztery lata tej podróży badaw­czej odkry­łam całe mnó­stwo pod­sta­wo­wych, ale i ude­rza­ją­cych prawd.

Piersi są czę­sto nie­zro­zu­miane i nie­do­ce­niane, mar­gi­na­li­zo­wane w histo­rii ludz­ko­ści i ewo­lu­cji i tak bar­dzo zanu­rzone w męskich szo­wi­ni­stycz­nych mitach, że zanim ruszymy w dal­szą podróż, muszę się tu z wami podzie­lić kil­koma dobrze udo­ku­men­to­wa­nymi i roz­ja­śnia­ją­cymi umysł praw­dami.

Piersi karmią

Z per­spek­tywy ewo­lu­cyj­nej jedyną funk­cją piersi jest kar­mie­nie nowo­rod­ków. Łaciń­skie słowo mam­mae, które ozna­cza „pierś”, brzmi jak „mama” i bar­dzo moż­liwe, że zostało zain­spi­ro­wane dzie­cin­nym gawo­rze­niem. Zanim poja­wiły się jego sztuczne sub­sty­tuty – mleko mody­fi­ko­wane zwane ina­czej mie­szanką – nowo­rodki bez dostępu do mleka matki nie miały szans na prze­ży­cie. W prze­szło­ści, gdy matka zmarła przy poro­dzie, musiała ją zastą­pić mamka czy allo­matka, która decy­do­wała się wykar­mić cudze dziecko za pie­nią­dze lub z dobrej woli.

Piersi to podstawa człowieczeństwa

Jako homo sapiens w odróż­nie­niu od innych zwie­rząt wykształ­ci­li­śmy nie­zwy­kle roz­wi­nięte umie­jęt­no­ści spo­łeczne oraz zło­żone spo­soby komu­ni­ka­cji. „Lak­ta­cja oka­zuje się peł­nić klu­czową rolę w ewo­lu­cji zwie­rząt, które są jed­no­cze­śnie towa­rzy­skie i inte­li­gentne” – pisze Sarah Blaf­fer Hrdy w książce Mother Nature: Mater­nal Instincts and How They Shape the Human Spe­cies (Matka natura: jak instynkt macie­rzyń­ski ukształ­to­wał gatu­nek ludzki)10. Oka­zuje się, że to wła­śnie cał­ko­wita zależ­ność ludz­kich nie­mow­ląt od mleka matki spra­wia, że mogą się roz­wi­nąć odpo­wied­nie połą­cze­nia neu­ro­nowe zwią­zane ze zdol­no­ścią do kocha­nia i bycia kocha­nym.

Piersi to pierwszorzędowe cechy płciowe

Prze­ko­na­nie, że piersi należą do „dru­go­rzę­do­wych cech płcio­wych”, podob­nie jak na przy­kład owło­sie­nie twa­rzy u męż­czyzn, jest błędne. Piersi są nie­zbędne dla roz­mna­ża­nia czło­wieka. Cat Bohan­non w książce Eve: How the Female Body Drove 200 Mil­lion Years of Human Evo­lu­tion (Ewa: jak kobiece ciało stało się napę­dem dla dwu­stu lat ewo­lu­cji czło­wieka) stwier­dza, że naj­waż­niej­szym zagro­że­niem dla ludz­kiego życia jest odwod­nie­nie, a zaraz po nim infek­cje. Mleko matki pozwala unik­nąć obu tych zagro­żeń: w dzie­więć­dzie­się­ciu pro­cen­tach składa się z oczysz­czo­nej przez ciało matki wody, a do tego ma tysiące skład­ni­ków pobu­dza­ją­cych układ immu­no­lo­giczny i mikro­biom11. Bez lak­ta­cji dwie­ście tysięcy lat ludz­kiej repro­duk­cji po pro­stu by się nie wyda­rzyło. Nie ma piersi, nie ma potom­stwa.

Postrzeganie piersi jako seksualnie atrakcyjnych nie jest uniwersalne kulturowo

Antro­po­lo­dzy zebrali mnó­stwo dowo­dów na to, że pociąg do kobie­cych piersi jest uwa­run­ko­wany kul­tu­rowo. W rdzen­nych spo­łecz­no­ściach tro­pi­ków, gdzie kobiety nie zasła­niają gór­nej czę­ści ciała ani na co dzień, ani przy kar­mie­niu, piersi należą do dzieci. Kathe­rine Det­twy­ler, która prze­pro­wa­dziła sze­roko zakro­jone bada­nia etno­gra­ficzne w Mali w Afryce Zachod­niej, odkryła, że zarówno męż­czyźni, jak i kobiety byli nie­zwy­kle skon­ster­no­wani, gdy zasu­ge­ro­wano im, że doro­sły męż­czy­zna może jako ele­ment gry wstęp­nej pie­ścić ustami pierś kobiety. Uznali za bar­dzo „nie­na­tu­ralne” to, że doro­słych mogłyby pocią­gać sek­su­al­nie kobiece piersi12.

To Francuzi zapoczątkowali przemianę piersi w obiekt seksualny

Postrze­ga­nie piersi jako sek­su­al­nie atrak­cyj­nych roz­wi­nęło się wraz z rosnącą popu­lar­no­ścią insty­tu­cji mamki we Fran­cji w okre­sie rene­sansu, jakieś sześć­set lat temu. Gdy ary­sto­krat­kom udało się prze­ka­zać kar­mie­nie dzieci mam­kom, nie tylko mogły mieć wię­cej potom­stwa (lak­ta­cja może zaha­mo­wać owu­la­cję), ale też ich pier­siom uda­wało się zacho­wać bar­dziej mło­dzień­czy kształt. Piersi nie nale­żały już do dzieci, lecz do mężów i kochan­ków, stały się fety­szem i sym­bo­lem sta­tusu.

Począw­szy od 1500 roku, fran­cu­scy kró­lo­wie zaczęli zama­wiać obrazy, na któ­rych przed­sta­wiano nie­ska­zi­telne, zgrabne, nie­ule­ga­jące sile gra­wi­ta­cji piersi nałoż­nic, które uro­dziły im dzieci, obok wiel­kich balo­nów mamek, które je wykar­miły13. W poło­wie dzie­więt­na­stego wieku w Paryżu rynek mat­czy­nego mleka stał się waż­nym biz­ne­sem, w któ­rym agen­cje poma­gały wła­ści­cie­lom skle­pów i innym przed­sta­wi­cie­lom miej­skiej petit bour­ge­ois umiesz­czać ich dzieci u wiej­skich kobiet, które wykar­miały je za sto­sowną opłatą14. W innych pań­stwach euro­pej­skich insty­tu­cja mamki to zyski­wała popu­lar­ność, to ją tra­ciła, w zależ­no­ści od bie­żą­cego kli­matu poli­tycz­nego, we Fran­cji to była potęga. Do dzi­siaj Fran­cuzki rza­dziej kar­mią swoje dzieci niż kobiety innych nacji, a Paryż to wciąż sto­lica uwo­dzi­ciel­skiej koron­ko­wej bie­li­zny15.

Możliwe, że mleko modyfikowane miało wpływ na heteroseksualną grę wstępną

We wcze­snych latach dwu­dzie­stego wieku ero­ty­za­cja piersi przy­spie­szyła i nabrała glo­bal­nego zasięgu wraz z poja­wie­niem się paste­ry­zo­wa­nych mie­sza­nek dostar­cza­nych w szkla­nych butel­kach. Sztuczne kar­mie­nie zyskało popu­lar­ność, a kar­mie­nie pier­sią stało się déclassé, koja­rzone było z rodzi­nami, któ­rych nie stać na kupno sub­sty­tutu mat­czy­nego mleka. Co cie­kawe, jeśli cho­dzi o roz­war­stwie­nie spo­łe­czeń­stwa doty­czące uży­wa­nia mie­szanki, przy­po­mi­nało ono do złu­dze­nia róż­nice w sek­su­ali­za­cji piersi. Słynny raport Kin­seya przed­sta­wiony w książce Sexual Beha­vior in the Human Male (Sek­su­alne zacho­wa­nia męż­czyzn), opu­bli­ko­wany w 1948 roku, przy­nosi intry­gu­jące spo­strze­że­nia. Oka­zało się, że o ile aż 82 pro­cent męż­czyzn z wyż­szym wykształ­ce­niem w cza­sie gry wstęp­nej pie­ści ustami piersi żony, wśród męż­czyzn bez wyż­szego wykształ­ce­nia robiło to tylko 33 pro­cent16. Gdy o to samo zapy­tano les­bijki, jedy­nie 24 pro­cent zade­kla­ro­wało sto­so­wa­nie takich piesz­czot, choć aż 95 pro­cent tej grupy osią­gało orgazm – znacz­nie więk­szy odse­tek niż kobiety w rela­cjach hete­ro­sek­su­al­nych17. Te dane suge­rują, że aktyw­ność sek­su­alna zwią­zana z pier­siami jest zacho­wa­niem wyuczo­nym, które jest bar­dziej atrak­cyjne dla męż­czyzn.

W dwudziestym wieku seksualny fetysz przeniósł się z nóg na piersi

W pierw­szej poło­wie dwu­dzie­stego wieku to nogi były bez wąt­pie­nia naj­bar­dziej nace­cho­waną ero­tycz­nie czę­ścią kobie­cego ciała. Po wie­kach ukry­cia pod suk­niami do ziemi poka­zane nagle łydki i uda naprawdę potra­fiły pod­nie­cać. Na przy­kład u Betty Gra­ble, która mię­dzy 1942 a 1951 rokiem stała się naj­le­piej opła­caną ame­ry­kań­ską aktorką, tak podzi­wianą za jej nogi, że wytwór­nia 20th Cen­tury Fox ubez­pie­czyła je na milion dola­rów. Jed­nak w 1953 roku, prze­ło­mo­wym dla sek­su­ali­za­cji piersi, to Mari­lyn Mon­roe stała się czo­łową seks­bombą Hol­ly­wood18, gdy zagrała w nie­sły­cha­nie popu­lar­nym fil­mie Męż­czyźni wolą blon­dynki i poja­wiła się topless w pierw­szym nume­rze „Play­boya”. W ciągu kilku lat piersi Mari­lyn stały się tak sławne, że trak­to­wano je jako coś w rodzaju jej poma­gie­rów. W pla­ka­cie do filmu Pół żar­tem, pół serio sutki Mari­lyn Mon­roe są dokład­nie na pozio­mie oczu gra­ją­cych z nią w tym fil­mie Tony’ego Cur­tisa i Jacka Lem­mona. Zdję­cie opa­trzono hasłem „Mari­lyn Mon­roe and her bosom com­pa­nions”19.

Bez­cenne nogi Betty Gra­ble.
Mari­lyn Mon­roe i jej „bli­skie przy­ja­ciółki”.

Napompowane piersi były w Ameryce w modzie pomiędzy 1953 a 2007 rokiem

Choć piersi odgry­wają ogrom­nie ważną rolę w życiu ero­tycz­nym Zachodu, trwa­jąca pięć­dzie­siąt lat main­stre­amowa obse­sja na punk­cie ich wiel­ko­ści roz­po­częła się od wyda­nego po raz pierw­szy w 1953 roku cza­so­pi­sma „Play­boy”, który natych­miast osią­gnął ogromny suk­ces, i trwała aż do ostat­niego odcinka Sło­necz­nego patrolu w 2001 roku, serialu tele­wi­zyj­nego, w któ­rym gwiazdą była cyca­sta blond ratow­niczka grana przez Pamelę Ander­son. W tym okre­sie ide­ali­zo­wano piersi dużych roz­mia­rów, podob­nie jak w prze­my­śle porno w cenie były wiel­kie penisy. Silna sek­su­ali­za­cja piersi była glo­ry­fi­ko­wana i glo­ba­li­zo­wana. Począw­szy od 2007 roku, liczba ope­ra­cji powięk­sze­nia piersi zaczęła jed­nak spa­dać20. Choć piersi wciąż pod­ska­kują i podry­gują na ekra­nach, nie ma w tym już ani podob­nej ener­gii, ani per­wer­syj­nej eks­cy­ta­cji. Spo­soby wyra­ża­nia toż­sa­mo­ści poprzez ciało w obec­nych cza­sach to temat, który rów­nież poja­wia się w tej książce.

Idee piękna na świecie są bardzo różne

Pod koniec dwu­dzie­stego wieku nastą­pił wysyp etno­cen­trycz­nych dążeń męż­czyzn-naukow­ców do prze­kształ­ce­nia ame­ry­kań­skiej obse­sji dużych, okrą­głych piersi w zgodne z ewo­lu­cją „prawo natury”, które można dostrzec u wszyst­kich ludzi i w każ­dej epoce21. Jed­nakże ten arche­typ atrak­cyj­no­ści nie tylko nijak się miał do tego, jak w rze­czy­wi­sto­ści wyglą­dają prze­ciętne piersi, ale w dodatku w Afryce ni­gdy się nie przy­jął. Na przy­kład drew­niane wize­runki kobiet Dogo­nów w Mali mają piersi w kształ­cie dłu­gich stoż­ków, co suge­ruje, że taki jest ich ideał. Wzo­rzec azja­tycki to z kolei pła­ska klatka pier­siowa, co widać w tra­dy­cyj­nych stro­jach japoń­skich gejsz czy chiń­skich ary­sto­kra­tek, które pró­bo­wały zmi­ni­ma­li­zo­wać wypu­kło­ści przez obwią­zy­wa­nie biu­stu22. Nawet jeśli okrą­gły, duży biust po czę­ści się zglo­ba­li­zo­wał, postrze­gany był jako „ame­ry­ka­ni­za­cja” i w dużej mie­rze wpływ Hol­ly­wood23.

Ide­alne piersi Dogo­nów mają kształt stożka.
Obwią­zy­wa­nie biu­stu to wschod­nio­azja­tycka ścieżka do piękna.

Większość kobiet nie docenia swoich piersi

„Więk­szość Ame­ry­ka­nek nie­na­wi­dzi swo­ich piersi” – powie­działa mi w wywia­dzie pro­jek­tantka bie­li­zny i stro­jów kąpie­lo­wych24. To stwier­dze­nie jest tro­chę prze­sadne, ale też dobrze udo­ku­men­to­wane. Jako twór­czyni kon­fek­cji, która otula, pod­trzy­muje i zdobi biu­sty, pro­jek­tantka dokład­nie stu­diuje wszyst­kie dostępne wyniki badań rynku, bie­rze udział w gru­pach focu­so­wych skła­da­ją­cych się z kobiet roz­ma­wia­ją­cych o swo­ich pier­siach, ana­li­zuje opi­nie klien­tów o pro­duk­tach i codzien­nie czyta wszyst­kie zwią­zane z bie­li­zną posty w social mediach. Być może „nie­na­wi­dzić” to zbyt mocne słowo, ale cał­ko­wi­cie zasadne jest stwier­dze­nie, że więk­szość Ame­ry­ka­nek nie jest zado­wo­lona ze swo­jego biu­stu, ma na jego temat mie­szane odczu­cia albo jest on jej obo­jętny25. Nad­mierna sek­su­ali­za­cja naszych piersi zdaje się u wielu kobiet skut­ko­wać bar­dzo kry­tycz­nym ich ana­li­zo­wa­niem, a nawet zupeł­nym odrzu­ce­niem. W każ­dym razie uprzed­mio­to­wie­nie piersi ma głę­boki wpływ na ich postrze­ga­nie, nawet jeśli jest to pod­świa­dome i subiek­tywne26.

Doce­nie­nie to zarówno zro­zu­mie­nie, jak i nada­nie więk­szej war­to­ści. Na tych stro­nach mam zamiar rzu­cić świa­tło na pro­ble­ma­tykę doty­czącą piersi w taki spo­sób, żeby kobiety nabrały do nich sza­cunku. To wcale nie zna­czy, że każdy aka­pit będzie rado­sną zabawą. Jak potwier­dzi każdy, kto prak­ty­kuje tera­pię nar­ra­cyjną, należy ziden­ty­fi­ko­wać nega­tywne per­spek­tywy, aby móc spoj­rzeć w nie przez lusterko wsteczne. Jeśli piersi koja­rzone są ze sła­bo­ścią, być może moje słowa pozwolą czy­tel­nicz­kom i czy­tel­ni­kom na to, by postrze­gały/postrze­gali je – prze­ciw­nie – jako źró­dło siły. I w końcu wie­rzę, że moja książka roz­sze­rzy i pogłębi histo­rie, które opo­wia­damy nam samym o naszych cia­łach. A jesz­cze ambit­niej – mam nadzieję, że ta książka pod­nie­sie piersi ze stanu nie­ła­ski i prze­nie­sie je w kra­inę oświe­co­nej dumy. Piersi to klu­czowe emble­maty kobie­co­ści, więc ich sta­tus ma wpływ na cały sta­tus kobiety. Doce­nia­jąc war­tość gór­nej czę­ści ciała kobiet, Rzecz o cyc­kach podej­muje próbę doło­że­nia cegiełki do ich roz­woju.

Akty mowy i miejsca badań

W języku angiel­skim tytuł tej książki brzmi: Tits up. W ame­ry­kań­skim show-biz­ne­sie tego potocz­nego wyra­że­nia używa się, gdy jedna kobieta chce życzyć dru­giej powo­dze­nia przed wyj­ściem na scenę. To takie przy­po­mnie­nie, że trzeba wstać, wypro­sto­wać się, ścią­gnąć łopatki i gnać po suk­ces. W książce Mother Camp Esther New­ton, wyda­nej w 1960 roku, etno­gra­ficz­nej skarb­nicy wie­dzy o kul­tu­rze gejow­skiej, autorka opo­wiada, że tak mówią drag queen, by zachę­cić wystę­pu­ją­cego do wej­ścia w rolę przed przed­sta­wie­niem27. W 2017 roku fraza została też spo­pu­la­ry­zo­wana przez serial Ama­zon Prime Wspa­niała pani Maisel. Jed­nak w moim rodzin­nym Lon­dy­nie tits up ozna­cza porażkę albo klapę – tak jak­by­śmy pły­wali w wodzie cyc­kami (czyli i brzu­chem) do góry – jak zde­chła ryba. Bar­dzo moż­liwe, że pozy­tywne ame­ry­kań­skie zna­cze­nie tego wyra­że­nia poja­wiło się nie­za­leż­nie, może na zasa­dzie podo­bień­stwa do takich fraz, jak „głowa do góry”, albo że ludzie teatru odwró­cili zna­cze­nie rzadko wyko­rzy­sty­wa­nej meta­fory, uży­wa­jąc bry­tyj­skiego idiomu iro­nicz­nie, tro­chę tak jak mówi się „poła­ma­nia nóg”. W każ­dym razie moim bry­tyj­skim przy­ja­cio­łom mówię, że ta książka to część ruchu, który prze­wi­duje, że z męską domi­na­cją sta­nie się w końcu to, co z pły­wa­jącą „cyc­kami do góry” zde­chłą rybą.

W języku angiel­skim ist­nieje ponad sie­dem­set wyra­żeń okre­śla­ją­cych kobiece piersi, jed­nak więk­szość z nich uży­wana jest przez męż­czyzn28. W tej książce sta­ram się prze­jąć kilka tych słów, tak by ich kono­ta­cje stały się bar­dziej pozy­tywne, by zaczęły przy­na­le­żeć do kobie­cego tery­to­rium29.

Na począ­tek – słowo bre­ast, czyli „pierś”. Z pozoru zdaje się neu­tralne, jed­nak choć wybrzmiewa w nim sza­cu­nek, to zdaje się wyja­ło­wione i medyczne. Koja­rzy się z rakiem piersi i, choć może tro­chę mniej, z kar­mie­niem nie­mow­lę­cia.

Gdy dora­sta­łam, w moim oto­cze­niu popu­larny był kolo­kwia­lizm boobs (balony)30, ale teraz mam co do niego bar­dzo sprzeczne myśli. Z jed­nej strony ma tę zaletę, że jest jowialny i nie wydaje się groźny, jed­nak suge­ruje, że piersi są głup­ko­wate i zawsty­dza­jące31. Poza tym w języku angiel­skim ist­nieje sporo nega­tyw­nych kolo­ka­cji ze sło­wem boob – booby pri­zes to nagrody pocie­sze­nia, booby traps to bomby-pułapki, a boob tube to pod­kre­śla­jące głup­ko­wa­tość nie­któ­rych pro­gra­mów okre­śle­nie tele­wi­zora. Słowo to należy też tylko do bia­łych: wyra­że­nie, któ­rego naj­czę­ściej uży­wają czar­no­skóre kobiety w Ame­ryce, to titty, czyli „cycu­szek”, które jest bar­dzo czu­łym okre­śle­niem i nie idą za nim żadne sko­ja­rze­nia z głu­potą czy wsty­dem.

Tits, czyli „cycki” to okre­śle­nie numer jeden w inter­ne­cie. To męskie słowo, ale zachę­cam kobiety, żeby wła­śnie jego uży­wały. Jeśli nie odzy­skamy dla sie­bie zsek­su­ali­zo­wa­nego slangu, raczej nie powin­ny­śmy mieć nadziei na odzy­ska­nie wła­dzy nad opi­sy­waną przez niego czę­ścią ciała. Może i „cycki” to tro­chę nie­przy­zwo­ite okre­śle­nie, ale przy­naj­mniej nie suge­ruje, że nasze piersi są nie­do­rzeczne czy chore. Gdy zaczną go uży­wać kobiety, może brzmieć dum­nie i otwar­cie – nie jakby było bez­wstydne, tylko wolne od wstydu. Dla mnie mówie­nie „cycki” to nie tylko wybór słowa, lecz praw­dziwy „akt mowy”, który przy­nie­sie efekty, zarówno ide­olo­giczne, jak i – mam nadzieję – kul­tu­rowe.

Każdy z pię­ciu roz­dzia­łów książki kręci się wokół grupy eks­per­tów i miej­sca, z któ­rym są zwią­zani. Staje się ono punk­tem wyj­ścia, pew­nego rodzaju węzłem komu­ni­ka­cyj­nym. To w kolej­no­ści: klub ze strip­ti­zem, bank mleka ludz­kiego, kli­nika chi­rur­gii pla­stycz­nej, przy­mie­rzal­nia pro­to­ty­pów bie­li­zny oraz las sekwo­jowy w Kali­for­nii, w któ­rym trwają week­en­dowe warsz­taty samo­roz­woju. W każ­dym z tych miejsc piersi nabie­rają nowego zna­cze­nia, które zależy od kon­tek­stu, ale też uży­wa­nego w tych śro­do­wi­skach żar­gonu.

Akcja Roz­działu 1, Haru­jące cycki, toczy się w klu­bie ze strip­ti­zem, gdzie sta­ram się zba­dać rolę piersi w branży usług sek­su­al­nych. Roz­ma­wiam ze strip­ti­zer­kami i oglą­dam ich występy, jed­no­cze­śnie przy­wo­łu­jąc wywiady z pro­sty­tut­kami, cyfro­wymi bur­del­ma­mami lub mene­dżer­kami, tan­cer­kami bur­le­ski oraz akty­wist­kami na rzecz praw osób pra­cu­ją­cych sek­su­al­nie. Pro­fe­sjo­na­listki, któ­rych utrzy­ma­nie zależy od sztuki uwo­dze­nia, mają bar­dzo wysoką świa­do­mość piersi i efek­tów, jakie wywo­łują. Jedna z pro­sty­tu­tek, z któ­rymi roz­ma­wia­łam (sama o sobie mówi „szczę­śliwa dziwka”), powie­działa mi: „Pro­sty­tu­cja to pry­watne przed­sta­wie­nie”32. W świe­cie sek­su­al­nej roz­rywki cycki są ero­ty­zo­wane i spie­nię­żane, jak dania w kar­cie restau­ra­cji. Poza tym pra­cow­nice sek­su­alne znają nie tylko swoją wła­sną per­spek­tywę – czę­sto nawią­zują bar­dzo szczere i pozba­wione fil­trów inte­rak­cje z klien­tami, sły­szą na swój temat komen­ta­rze i bory­kają się z zacho­wa­niami, na które nie natra­fiają żony, dziew­czyny, sio­stry i kole­żanki z biura.

Roz­dział 2, Życio­dajne dzbany, sku­pia się na kar­mie­niu pier­sią oraz naj­star­szym w Ame­ryce banku ludz­kiego mleka. Roz­po­czy­nam od roz­mów z daw­czy­niami mleka, któ­rych szczo­drość ratuje życie wcze­śnia­ków na oddzia­łach inten­syw­nej tera­pii neo­na­to­lo­gicz­nej, a także popra­wia stan zdro­wia dzieci adop­to­wa­nych i innych nowo­rod­ków, któ­rych matki nie są w sta­nie kar­mić pier­sią. Kobiety pro­du­ku­jące dzie­siątki litrów mleka w nad­mia­rze, któ­rych codzienne życie to kar­mie­nie i odcią­ga­nie mleka, mają sporo do powie­dze­nia na temat piersi. Za ich mle­kiem podą­żam do banku, gdzie mleko jest paste­ry­zo­wane i przy­go­to­wy­wane do dys­try­bu­cji, i roz­ma­wiam z pra­cow­ni­kami tej insty­tu­cji. Spo­ty­kam się też z praw­ni­kiem, który zaj­muje się kwe­stiami mleka, oraz nie­zwy­kle popu­larną kon­sul­tantką lak­ta­cyjną. W tym roz­dziale posłu­guję się sło­wem „dzbany” (jugs), ponie­waż to rzadki przy­kład potocz­nego słowa, które oddaje hołd pod­sta­wo­wej funk­cji piersi jako dostar­czy­cie­lek nawod­nie­nia i odży­wie­nia33.

Roz­dział 3, Cenne torsy, bada per­spek­tywę chi­rur­gów pla­stycz­nych. W Ame­ryce i na całym świe­cie ponad 90 pro­cent ope­ra­cji pla­stycz­nych wyko­ny­wa­nych jest na kobie­tach, a jeśli cho­dzi o ope­ra­cje z wyboru, piersi są ich naj­częst­szym celem34. Akcja roz­działu toczy się w sali ope­ra­cyj­nej. Krzywa nar­ra­cyjna roz­po­czyna się od eks­plan­ta­cji, czyli usu­nię­cia implantu, potem przy­glą­damy się pod­nie­sie­niu piersi, które jest coraz czę­ściej wyko­ny­wa­nym zabie­giem. W tym roz­dziale zasta­na­wiam się, jak powięk­sza­nie, zmniej­sza­nie, rekon­struk­cja, pod­no­sze­nie piersi oraz ope­ra­cje wyko­ny­wane w gór­nej czę­ści ciała przy korek­cie płci potra­fią wzmoc­nić poczu­cie toż­sa­mo­ści. Po dro­dze roz­dział eks­plo­ruje też zmie­nia­jącą się filo­zo­fię i kształt piersi, który chi­rur­dzy pla­styczni uwa­żają za piękny.

Roz­dział 4, Aktywne wierz­chołki, zagląda za kulisy firm odzie­żo­wych. Roz­ma­wiam z pro­jek­tant­kami sta­ni­ków albo ina­czej – „inży­nier­kami biu­sto­no­szy”, model­kami do przy­mia­rek, na któ­rych mie­rzy się i kształ­tuje nowe modele, oraz model­kami poka­zu­ją­cymi bie­li­znę na zdję­ciach. Przy­glą­dam się pro­ble­mom zwią­za­nym z pro­jek­tami biu­sto­no­szy o tra­dy­cyj­nej kon­struk­cji, sta­ni­ków spor­to­wych i stro­jów kąpie­lo­wych, zasta­na­wiam się nad wpły­wem reformy ubioru na kobiece zdro­wie i kon­dy­cję. Słowo „sutek” sta­nowi tabu w śro­do­wi­skach kor­po­ra­cyj­nych, pro­jek­tanci bie­li­zny intym­nej oraz spor­to­wej uży­wają ter­minu „wierz­cho­łek”. I rze­czy­wi­ście, zdaje się, że ocen­zu­ro­wa­nie wysta­ją­cych czub­ków piersi to pod­sta­wowa funk­cja sta­ni­ków. To pro­wa­dzi mnie do zada­nia pyta­nia o to, co jest tak obraź­li­wego w kobie­cych sut­kach, a także do przyj­rze­nia się dzia­ła­niom akty­wi­stek i akty­wi­stów uży­wających hasła „uwol­nij sutek”.

W końcu Roz­dział 5, Święte pół­kule, bada duchowe zna­cze­nie piersi. Roz­ma­wiam w nim z cia­ło­po­zy­tyw­nymi czci­ciel­kami natury oraz się­gam do auto­ry­te­tów z innych tra­dy­cji reli­gij­nych. W długi week­end w cza­sie prze­si­le­nia let­niego wzię­łam udział w pogań­skich warsz­ta­tach wyjaz­do­wych, w tym w sesjach samo­roz­woju i rytu­ałach eko-femi­ni­stycz­nych, któ­rych celem było popra­wie­nie dobro­stanu zgro­ma­dzo­nych. Spo­strze­że­nia kobiet, z któ­rych spora grupa uważa się za współ­cze­sne cza­row­nice, były w więk­szo­śći potwier­dzone kon­kret­nymi dowo­dami i miała na nie wpływ ich codzienna praca w cha­rak­te­rze tera­peu­tek, pie­lę­gnia­rek-spe­cja­li­stek i edu­ka­to­rek. Jako wielka entu­zjastka sztuki byłam zafa­scy­no­wana ich spoj­rze­niem na matriar­chalne ikony, takie jak sta­ro­żytne bogi­nie grec­kie i hin­du­istyczne, bud­dyj­skie bodhis­sa­twy czy matkę Chry­stusa, Marię. Łatwo też odna­la­złam w sobie podob­nie głę­bo­kie umi­ło­wa­nie dzi­kiej natury, za któ­rym idzie trak­to­wa­nie z pie­ty­zmem świę­tego cudu naszych wła­snych, dzi­kich ciał.

Rzecz o cyc­kach kon­cen­truje się na praw­dzi­wych cia­łach, w praw­dzi­wym cza­sie i prze­strzeni. Pro­po­nuje zdro­wo­roz­sąd­kowe podej­ście w kon­tra­ście do tego, jak biust poka­zy­wany jest w środ­kach maso­wego prze­kazu. Bada piersi z per­spek­tywy ich wła­ści­cie­lek. Wszy­scy jeste­śmy zanu­rzeni w rze­czy­wi­sto­ści postrze­ga­nej z męskiego punktu widze­nia, gdzie rzadko przy­znaje się, jaka tak naprawdę jest jego geneza, i maskuje się go, przyj­mu­jąc jako neu­tralny. Jedna z moich roz­mów­czyń, Mar­ga­ret Miles, pierw­sza kobieta ze sta­no­wi­skiem pro­fe­sora habi­li­to­wa­nego w Harvard Divi­nity School, brała aktywny udział w odby­wa­ją­cej się w latach osiem­dzie­sią­tych XX wieku bitwie o stop­nie naukowe w obsza­rach stu­diów kobie­cych. Jak mi powie­działa: „Na Harvar­dzie mawiano: »Ale prze­cież nie mamy pro­gramu stu­diów męskich«, a ja na to odpo­wia­da­łam: »Ja bar­dzo prze­pra­szam, ale całe to cho­lerne miej­sce to pro­gram stu­diów męskich!«”.

W tej książce z roz­my­słem wybie­ram wzbo­ga­ca­jące i dające siłę histo­rie. Jeśli ktoś zasta­na­wia się, dla­czego w moich roz­wa­ża­niach o chrze­ści­jań­stwie w roz­dziale pią­tym uni­kam opo­wie­ści o świę­tej Aga­cie i wielu innych męczen­ni­cach, które tor­tu­ro­wano za pomocą odcię­cia piersi, odpo­wia­dam, że nasza codzienna dieta i tak jest bogata w mizo­gi­nię35. Doda­wa­nie jej jesz­cze wię­cej nie jest w mojej opi­nii dobre dla naszego zdro­wia psy­chicz­nego, nie pozwoli nam nabrać mocy. Oczy­wi­ście, opra­co­wy­wa­nie rapor­tów na temat sek­si­zmu i mizo­gi­nii jest klu­czowe, jed­nak powta­rza­nie jak man­tra, że kobiety są ofia­rami, nie jest żadną stra­te­gią pro­wa­dzącą do zmiany. Widzę opty­mizm jako dys­cy­plinę i rodzaj samo­speł­nia­ją­cej się prze­po­wiedni, więc jeśli ktoś się zasta­na­wia, dla­czego w książce o cyc­kach bra­kuje roz­działu o por­no­gra­fii, odpo­wia­dam wprost: Rzecz o cyc­kach bada pracę sek­su­alną w praw­dzi­wym świe­cie. Książka kon­cen­truje się na per­spek­ty­wie kobie­cej bar­dziej niż na męskich spoj­rze­niach i szuka nie­prze­wi­dy­wal­nych form kobie­cej auto­no­mii ciała.

Z wykształ­ce­nia jestem etno­grafką (a w tra­dy­cji antro­po­lo­gicz­nej to ktoś, kto jest obser­wa­to­rem uczest­ni­czą­cym oraz pro­wa­dzi z obser­wo­wa­nymi oso­bami posze­rzone roz­mowy). Sta­ram się mieć otwarty umysł i akcep­to­wać doświad­cze­nia i poglądy moich roz­mów­czyń naj­le­piej jak potra­fię. Przy pro­wa­dze­niu sze­roko zakro­jo­nego rese­ar­chu oce­nia­nie bar­dzo prze­szka­dza – zaciem­nia widze­nie i utrud­nia zro­zu­mie­nie. Trudno jest zbie­rać dane, gdy poty­kasz się o swoje wła­sne opi­nie. Poza tym piersi już są prze­cież oplą­tane sie­cią mora­li­za­tor­skich prze­ko­nań doty­czą­cych tego, co wypada, a co nie. Bar­dzo trudno jest też oddzie­lić instynk­towne reak­cje i prze­ko­na­nia oso­bi­ste od uprze­dzeń zwią­za­nych z przy­na­leż­no­ścią do danej klasy spo­łecz­nej, rasy, grupy etnicz­nej i wspól­noty wyzna­nio­wej, nie mówiąc już o wła­snej pozy­cji w całym spek­trum sek­su­al­no­ści i płci kul­tu­ro­wej. A wszel­kie osądy burzą poczu­cie zjed­no­cze­nia i dzielą ludzi na frak­cje. Nie pozwa­lają na sfor­mo­wa­nie więk­szego, szer­szego, bar­dziej inklu­zyw­nego ruchu kobie­cego. W tak róż­no­rod­nym świe­cie, w jakim żyjemy, byłoby naiw­no­ścią sądzić, że tylko jedna droga pro­wa­dzi do postępu – ja widzę wiele, wiele dróg do lep­szej przy­szło­ści kobiet36. I bar­dzo moż­liwe, że te nowa­tor­skie, prze­ło­mowe ścieżki mogą oka­zać się lep­szą szansą na roz­wój.

Piersi a wyzwolenie kobiet

Piersi ni­gdy nie były klu­czową sprawą w ruchu wyzwo­le­nia kobiet. Jeśli cho­dzi o kobiece ciało, femi­nistki miały ten­den­cję do sku­pia­nia się na wagi­nach, łonie i macicy37. Jako sym­bole pod­dań­czej sek­su­al­no­ści i histo­rycz­nej słu­żal­czo­ści matek, piersi wpra­wiały w zakło­po­ta­nie. Wyda­wały się bar­dzo wyraźną prze­szkodą w rów­no­ści, koja­rzone były raczej z naturą i kar­mie­niem niż roz­sąd­kiem i siłą. Sufra­żystki z epoki wik­to­riań­skiej intu­icyj­nie to rozu­miały, dla­tego zakry­wały biust pod uko­śnymi szar­fami opa­trzo­nymi slo­ga­nami, na przy­kład „Głos dla kobiet!”.

Mun­dur sufra­żystki

Gdy w latach sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku nastą­piło ponowne oży­wie­nie ruchu na rzecz praw kobiet, femi­nistki były bar­dzo wrogo nasta­wione do „esen­cja­li­stycz­nych” idei spro­wa­dza­ją­cych kobiety do ich funk­cji bio­lo­gicz­nych. W rezul­ta­cie macie­rzyń­stwo, a w szcze­gól­no­ści kar­mie­nie pier­sią zostały odsu­nięte na boczny tor. Jed­nak prze­cież prze­wa­ża­jąca więk­szość doro­słych kobiet albo jest, albo zosta­nie mat­kami. Jak pisze Vanessa Olo­ren­shaw, autorka książki Libe­ra­ting Mother­hood (Uwol­nić macie­rzyń­stwo): „Są trzy rze­czy, któ­rych męż­czyźni nie potra­fią, a kobiety tak: stwo­rzyć życie, uro­dzić dziecko i wykar­mić je pier­sią. Powin­ny­śmy raczej roz­gło­sić naszą moc, niż czuć się nią zawsty­dzone”38.

Mówiąc o pew­nym poczu­ciu dys­kom­fortu ruchu femi­ni­stycz­nego w związku z tema­tem piersi, należy wspo­mnieć o tym, że uwol­nie­nie kobiet czę­sto przed­sta­wiane było jako wol­ność od opre­syj­nego mono­litu nazy­wa­nego „praw­dziwą kobie­co­ścią”.

Cho­ciaż femi­nistki dru­giej fali cza­sami przy­zna­wały, że kobie­cość widziana jako sub­telna este­tyka może być twór­cza i przy­jemna, jed­nak w końcu doszły do wnio­sku, że pro­wa­dzi ona do błęd­nego zro­zu­mie­nia sytu­acji, fał­szy­wej świa­do­mo­ści, która jest „deko­ra­cyjna i fry­wolna”, a w końcu pro­wa­dzi do „ogra­ni­cze­nia wol­no­ści umy­słu”39. Jak tłu­ma­czy to trans­pł­ciowa femi­nistka Julia Ser­rano, „ten­den­cja anty­ko­bieca to być może naj­więk­szy błąd tak­tyczny ruchu femi­ni­stycz­nego”40.

Dewa­lu­ując tra­dy­cyj­nie postrze­ganą kobie­cość, ruch kobiecy nie­świa­do­mie zde­wa­lu­ował rów­nież nasze piersi. Zauwa­ża­jąc, że sek­su­alne uprzed­mio­to­wie­nie piersi może być ele­men­tem odczło­wie­cza­nia kobiet, wiele femi­ni­stek ule­gło patriar­chal­nym dys­kur­som, które je try­wia­li­zo­wały. Zmia­tały piersi na bok jako nie­istotne dla naszej eman­cy­pa­cji. Nawet sym­bo­liczne wyrzu­ca­nie biu­sto­no­szy do „kosza wol­no­ści” pod­czas kon­kursu pięk­no­ści Miss Ame­rica w 1968 roku, które media opi­sały jako „pale­nie sta­ni­ków”, było jed­nak aktem bar­dziej prze­ciwko samej bie­liź­nie niż na rzecz piersi.

Akty­wizm trans­pł­ciowy jed­nak ostat­nio prze­su­nął rolę piersi i klatki pier­sio­wej w defi­ni­cji płci. Pomniej­sza­jąc wagę płci, którą otrzy­ma­li­śmy przy uro­dze­niu, odrzuca jed­no­cze­śnie funk­cję geni­ta­liów jako okre­śla­ją­cych płeć kul­tu­rową. A w niej coraz bar­dziej cho­dzi o auto­pre­zen­ta­cję i o to, co rzuca się w oczy – piersi nabrały więc więk­szego zna­cze­nia. Jest to jedna z przy­czyn, dla któ­rych chi­rur­gia gór­nej czę­ści ciała to czę­sto jedyna ope­ra­cja, na którą decy­dują się męż­czyźni trans­pł­ciowi (któ­rych celem fizycz­nym jest męskość), a z kolei trans­pł­ciowe kobiety tak zachwy­cają się pącz­ku­ją­cymi na sku­tek przyj­mo­wa­nia estro­genu pier­siami. Innymi słowy, hie­rar­chia cech, które nazy­wa­li­śmy pierw­szo- i dru­go­rzę­do­wymi, wła­śnie zaczyna być odwra­cana.

Stary podział na płeć bio­lo­giczną i płeć spo­łeczno-kul­tu­rową, czyli gen­der, rów­nież zaczyna drżeć w posa­dach, ponie­waż bada­nia naukowe ludz­kiego genomu poka­zują wyraź­nie, że śro­do­wi­sko bar­dzo sil­nie oddzia­łuje na nasze geny – natura i kul­tura są ze sobą nie­ro­ze­rwal­nie połą­czone, jak rów­nież, że płeć bio­lo­giczna jest zwią­zana z anar­chią około sześć­dzie­się­ciu genów „roz­sia­nych przy­pad­kowo po całym geno­mie”41. Męskość i kobie­cość są coraz czę­ściej rozu­miane jako ucie­le­śnione stany wewnętrzne, nad któ­rymi mamy nie­wiele świa­do­mej kon­troli. Jak wyja­śnił mi to Chase Stran­gio z Ame­ri­can Civil Liber­ties Union (ACLU): „Płeć bio­lo­giczna i płeć kul­tu­rowa nie są odrębne w tym sen­sie, że ta pierw­sza jest praw­dziwa, raz na zawsze usta­lona i zwią­zana z okre­ślo­nymi czę­ściami ciała, a ta druga to wyra­ża­jący się w zacho­wa­niu per­for­ma­tywny kon­strukt. Obie są dyna­miczne, płynne i nie­od­łącz­nie ze sobą zwią­zane”42.

Trans­pł­ciowi akty­wi­ści Laverne Cox i Chase Stran­gio.

Myślę, że ponowna ocena kon­ceptu płci kul­tu­ro­wej to ogromna szansa dla kobiet cispł­cio­wych – tych, które uro­dziły się kobie­tami i iden­ty­fi­kują się ze swoją płcią. Ostat­nio ponow­nie prze­czy­ta­łam książkę Kate Mil­let Sexual Poli­tics, kla­sykę z 1970 roku. Mil­let nie poświęca zbyt dużo uwagi pier­siom, jed­nak jej komen­ta­rze na temat stra­te­gii ruchu wol­no­ścio­wego kobiet są nie­zwy­kle wni­kliwe. Ame­ry­kań­skie femi­nistki for­mal­nie wnio­sły o prawo wybor­cze już w 1848 roku, a przy­znano je dopiero w roku 1920. Prawo głosu stało się „tema­tem zastęp­czym rewo­lu­cji, który przez sie­dem­dzie­siąt lat zabie­rał całą ener­gię – pisze Mil­let. – Opo­zy­cja była tak mono­li­tyczna… prawo do głosu zyskało nie­pro­por­cjo­nalną wagę. Po wygra­nej ruch femi­ni­styczny zapadł się w sobie, popadł w stan, który naj­le­piej można nazwać wyczer­pa­niem”43. A prze­cież gdyby tę ener­gię roz­dzie­lono na różne sprawy – walkę o lep­szą pracę, równe wyna­gro­dze­nie, kry­mi­na­li­za­cję prze­mocy domo­wej – kobiety bar­dziej efek­tyw­nie popra­wi­łyby swoją sytu­ację i być może i tak w końcu otrzy­ma­łyby prawo głosu. Spo­strze­że­nia Mil­let spra­wiają, że zasta­na­wiam się, czy tym, czym dla femi­ni­stek pierw­szej fali było prawo głosu, dla tych po roku 1970 jest prawo do abor­cji? Bio­rąc pod uwagę to, że Sąd Naj­wyż­szy uchy­lił orze­cze­nie w spra­wie Roe prze­ciwko Wade44, być może warto byłoby myśleć bar­dziej nie­stan­dar­dowo o auto­no­mii cie­le­snej. Jestem prze­ko­nana, że wspólny wysi­łek dążący do odzy­ska­nia i rede­fi­ni­cji piersi będzie miał pozy­tywny wydźwięk dla wol­no­ści kobiet.

Rzecz o cyc­kach poru­sza takie tematy jak piękno, zdro­wie, sza­cu­nek, poczu­cie wła­snej war­to­ści, samo­okre­śle­nie, czło­wie­czeń­stwo i rów­ność. Mam nadzieję, że książka rzuci tro­chę świa­tła na różne aspekty kobie­cych piersi, pod­nie­sie ich war­tość i to nie dla­tego, że wie­rzę w cudowną, szczę­śliwą cia­ło­po­zy­tyw­ność, lecz dla­tego, że te organy to sym­bole kobie­co­ści. Innymi słowy, sta­tus, jakim cie­szą się piersi – nie wspo­mi­na­jąc nawet o cyc­kach, cycusz­kach, balo­nach czy bufe­cie – jest ści­śle zwią­zany ze spo­łeczną pozy­cją kobiety. Tak długo, jak będziemy z nich szy­dzić, pozo­sta­niemy „drugą płcią”.

Rozdział 1. Harujące cycki

ROZ­DZIAŁ 1

Haru­jące cycki

Bram­karz Con­dor Club, klubu noc­nego o dłu­giej tra­dy­cji45, obej­muje mnie na przy­wi­ta­nie. Dobrze pamięta sta­łych bywal­ców: kiwa głową do kasjera, żeby odpu­ścił mi opłatę za wstęp. W środku, w pustej jesz­cze sali, sie­dzą przy ścia­nach cztery strip­ti­zerki. Dwie przez firanki gigan­tycz­nych sztucz­nych rzęs zer­kają w ekrany tele­fo­nów komór­ko­wych. Trze­cia zamknęła oczy i pogrą­żyła się w rege­ne­ru­ją­cej drzemce na sie­dząco. Czwarta objęła pal­cami sta­ro­modną szklankę do whi­sky, ma akry­lowe paznok­cie, które świecą w ciem­no­ści, wygląda na znu­żoną życiem. Myślę, że będzie świetną eks­pertką w tema­cie, który zamie­rzam zba­dać – roli piersi w pracy sek­su­al­nej.

W 1964 roku pewna bar­dzo śmiała kel­nerka o nazwi­sku Carol Doda zaszo­ko­wała klien­tów, tań­cząc przed nimi twi­sta i kaczuszki jedy­nie w majt­kach od bikini. Nie pozby­wała się stop­niowo odzieży ani nie pro­wo­ko­wała jak w tra­dy­cyj­nym strip­ti­zie – po pro­stu pozwo­liła, by jej kom­plet­nie nagie piersi podry­gi­wały do rytmu rock and rolla. W ten spo­sób klub Con­dor roz­po­czął „naro­dowe sza­leń­stwo” – modę na non­sza­lancki topless, rewo­lu­cję w komer­cyj­nej roz­rywce, która wyrzu­ciła z tego biz­nesu manie­ryczną bur­le­skę46. Dzi­siaj wła­ści­cie­lem klubu Con­dor jest Déjà Vu, naj­więk­szy wła­ści­ciel klu­bów noc­nych na świe­cie, posia­da­jący liczne nie­ru­cho­mo­ści w dziel­ni­cach czer­wo­nych latarni na tere­nie całych Sta­nów Zjed­no­czo­nych47.

Didżej Bling prze­rywa play­li­stę hipho­po­wych kawał­ków o sek­sie, dra­gach i kasie i ogła­sza: „Teraz pora na Bar­bie!”. W klu­bie jest wiele sal, ta aku­rat została zaaran­żo­wana w stylu kaba­re­to­wym: z wiel­kimi pół­okrą­głymi lożami przy ścia­nach i sto­li­kami kok­taj­lo­wymi obok sceny. Ściany z tyłu wyło­żone są lustrami, a reflek­tory na szy­nach świecą czer­wo­nym świa­tłem – to kolor, w któ­rym podobno każdy odcień skóry wygląda pięk­nie.

Bar­bie wycho­dzi z tyłu klubu – to obszar, w któ­rym znaj­duje się rząd kabin prze­zna­czo­nych do pry­wat­nego lap dance48 (tańca na kola­nach)49. Ma dłu­gie jasne włosy i różowe bikini, poru­sza się nie­pew­nie w butach marki Ple­aser na dwu­dzie­sto­cen­ty­me­tro­wej plat­for­mie. W „śledz­twie” doty­czą­cym publicz­nych wystę­pów piersi Bar­bie stała się moją klu­czową infor­ma­torką. Okrąża rurę, potrzą­sa­jąc nie­dawno prze­dłu­żo­nymi wło­sami. Jej „wło­so­gra­fia”, jak tan­cerki nazy­wają układ cho­re­ogra­ficzny wyko­ny­wany głową, składa się z ruchów ide­al­nie dopa­so­wa­nych do rytmu rapo­wego kawałka o mari­hu­anie, pisto­le­tach i „rąba­niu”.

– Muzyka jest dla mnie jak biały szum – wyja­śniła mi wcze­śniej pod­czas wywiadu. – Gdy zda­rzy mi się dosły­szeć treść pio­senki – jakieś tam »suki ssące kutasa« czy coś w tym stylu – przy­po­mi­nam sobie, że muzyka to część gry, któ­rej uży­wamy dla wła­snych inte­re­sów. Pomaga zbu­do­wać prze­strzeń, w któ­rej męż­czyźni nabie­rają mocy, a gdy czują się silni, wydają pie­nią­dze.

Bar­bie ma dwa­dzie­ścia dzie­więć lat i jest jedną ze star­szych strip­ti­ze­rek w klu­bie, zacho­wała jed­nak pew­nego rodzaju nie­win­ność, dziew­czę­cość. Gdy jest na sce­nie, zdaje się bar­dziej aktorką niż tan­cerką, przy­biera nastę­pu­jące po sobie pozy, które nazywa „żywymi obra­zami”. Jej ulu­biony film to Bride of Chucky, paro­dia hor­roru z 1998 roku, któ­rego boha­terką jest mor­der­cza lalka.

– Zawsze lubi­łam grać lalki – wyznaje. – Podoba mi się to nie­po­ko­jące odczu­cie, że jestem per­fek­cyj­nie piękna, a jed­no­cze­śnie zimna i prze­ra­ża­jąca.

Typowy występ strip­ti­zerki trwa tyle, co dwie lub trzy pio­senki: dopiero ostat­nia wyko­ny­wana jest topless. Bar­bie obej­muje rurę poślad­kami, wygina krę­go­słup, a następ­nie zmy­słowo prze­cho­dzi do szpa­gatu. Szybki obrót i tym razem dziew­czyna przyj­muje kształt litery V, a potem robi skłon i przez prze­strzeń pomię­dzy udami patrzy na trzech samot­nych męż­czyzn, któ­rzy przed chwilą weszli do klubu i usie­dli w przy­ciem­nio­nym kącie, ulu­bio­nym miej­scu widzów chcą­cych zacho­wać dystans. Bar­bie spo­koj­nie stara się nawią­zać z każ­dym z nich kon­takt wzro­kowy. Jeden z nich, wyraź­nie zawsty­dzony, odwraca głowę. Inny uznaje, że to naj­lep­sza pora na spraw­dze­nie wia­do­mo­ści w tele­fo­nie. Dopiero trzeci, w żół­tej cza­peczce base­bal­lo­wej z emble­ma­tem Gol­den State War­riors, przyj­muje wyzwa­nie i nie cofa wzroku: ta wymiana spoj­rzeń może dopro­wa­dzić do trans­ak­cji. Teo­rie femi­ni­styczne doty­czące tego, jak męż­czyźni patrzą na kobiety, wzięły się z badań nad fil­mem, a nie z wystę­pów na żywo, pod­czas któ­rych kobiety tań­czące na sce­nie mogą odpo­wie­dzieć spoj­rze­niem50. A jak powie­działa mi Bar­bie: „Kon­takt wzro­kowy spra­wia, że oboje sta­jemy się bar­dziej bez­bronni. Więk­szość klien­tów trak­tuje nas przed­mio­towo, jed­nak gdy sku­piamy na nich wzrok, nagle dostrze­gają, że jeste­śmy ludźmi”.

Bar­bie, „domina w prze­bra­niu ule­głej”.

Strip­ti­zerka odwraca się od upo­lo­wa­nej zwie­rzyny, patrzy na mnie kątem oka i uśmie­cha się poro­zu­mie­waw­czo. Tro­chę o niej wiem. Jej matka, współ­cze­sna poganka, a dokład­niej wic­canka, zde­cy­do­wała o edu­ka­cji domo­wej i sama uczyła córkę, nie tylko przed­mio­tów szkol­nych, ale też życia. Wycho­wała ją w prze­ko­na­niu, że na męż­czyzn trzeba uwa­żać. „Nie ufaj im, tre­nuj ich” – radziła. Bar­bie nazywa ją mizo­an­dryczką (mizo­an­dria, jak spraw­dzi­łam w słow­niku, to nie­na­wiść do męż­czyzn, prze­ci­wień­stwo mizo­gi­nii). Sama strip­ti­zerka dekla­ruje się jako „inter­sek­cjo­nalna femi­nistka”51 i odcina się od swer­fek (SWERF – Sex Wor­ker Exc­lu­sio­nary Radi­cal Femi­ni­sts), czyli rady­kal­nych femi­ni­stek wyklu­cza­ją­cych osoby pra­cu­jące sek­su­al­nie52. Jest inte­li­gentna, ale udaje, że, jak to okre­śla, „ma cycki zamiast rozumu”. Co do jej pre­fe­ren­cji sek­su­al­nych, uwiel­bia domi­no­wać, uda­jąc ule­głość, w slangu strip­ti­ze­rek to „domina w prze­bra­niu ule­głej”. Ste­reo­typ dominy w mediach to gotka z ufar­bo­wa­nymi na czarno wło­sami i w czar­nej skó­rze. Tym­cza­sem wygląd Bar­bie przy­wo­dzi na myśl domi­nantkę z fan­ta­zji – pla­sti­kową lalkę firmy Mat­tel wiel­ko­ści kobiety, w bia­łym latek­sie i ze świe­cącą packą do klap­sów w dłoni.

Wiel­bi­ciel Bar­bie, facet w cza­peczce base­bal­lo­wej, prze­siadł się na sie­dze­nie w pozwa­la­ją­cej na dawa­nie napiw­ków odle­gło­ści od sceny. Gdy tan­cerka wbija w niego wzrok, zaczyna obsy­py­wać ją poje­dyn­czymi bank­no­tami dola­ro­wymi, a potem wyrzuca w górę cały plik, żeby „spa­dły na nią jak deszcz”. Bar­bie dzię­kuje mu, peł­znąc na czwo­ra­kach jak kot w jego stronę. Oczy­wi­ście, gdy z daleka patrzymy na tę scenę, jest ona dowo­dem na to, że kluby ze strip­ti­zem schle­biają bar­dzo jasno spre­cy­zo­wa­nemu sty­lowi męskiej domi­na­cji, jed­nak poszcze­gólne strip­ti­zerki wyko­rzy­stują każdy gram swo­ich zdol­no­ści inter­per­so­nal­nych, by ograć sys­tem i wycią­gnąć z niego to, co się da53.

Prze­sia­du­jąc w klu­bie i obser­wu­jąc prze­bie­głość strip­ti­ze­rek oraz ich umie­jęt­ność poru­sza­nia się na pierw­szej linii frontu glo­bal­nej wojny płci, nabra­łam dla nich sza­cunku. Jako pro­fe­sjo­nalne mani­pu­la­torki męskich żądz są bole­śnie świa­dome dyna­miki patriar­chatu. W prze­szło­ści zapewne uzna­ła­bym, że mu się pod­dały, teraz takie opi­nie zdają mi się pru­de­ryjne i bez­myśl­nie kon­ser­wa­tywne. Moja przy­ja­ciółka, pro­fe­sorka, która pew­nego razu odwie­dziła klub Con­dor, wyznała mi, że takie sceny, jakie przed chwilą widzia­łam, zdają się jej „odra­ża­jące”. Odpo­wie­dzia­łam krótko: wstręt to przy­wi­lej, który w dodatku nie pozwala zbu­do­wać ruchu poli­tycz­nego, który byłby bar­dziej dyna­miczny i nie pomi­jałby pod­łoża socjo­eko­no­micz­nego, ruchu, który porwałby za sobą kobiety każ­dego rodzaju54.

Trzeci kawa­łek muzyczny, przy któ­rym tań­czy Bar­bie, to Candy Shop – nie­zbyt szybka pio­senka rapera 50 Cent o bur­delu. Tan­cerka na chwilę usta­wia się tyłem, żeby poka­zać, jak roz­pina sprzączkę sta­nika na ple­cach. Bez­ce­re­mo­nial­nie upusz­cza górną część bikini na pod­łogę i odwraca się, uka­zu­jąc nie­wiel­kie, kształtne piersi. Nagłe uka­za­nie nago­ści pod­czas pokazu wzmaga pożą­da­nie i suge­ruje dostęp­ność. To dla­tego strip­tiz jest inte­gralną czę­ścią reklamy tań­ców lap dance, które, jak się dowie­dzia­łam, przy­no­szą klu­bowi naj­wię­cej pie­nię­dzy. Obecny lap dance roz­wi­nął się ze zwy­czaju, w któ­rym tan­cerki sia­dy­wały na kola­nach klien­tów, uśmie­chały się i ocie­rały się o nich cia­łami, aby zdo­być więk­sze napiwki. W latach dzie­więć­dzie­sią­tych dwu­dzie­stego wieku zwy­czaj ten stał się for­malną czę­ścią mode­lów biz­ne­so­wych wielu noc­nych klu­bów, cho­ciaż w nie­któ­rych ame­ry­kań­skich mia­stach lap dance uważa się za rodzaj pro­sty­tu­cji i jest one praw­nie zabro­niony.

Bar­bie pro­wa­dzi szcze­gó­łowe arku­sze kal­ku­la­cyjne doty­czące jej zarob­ków w klu­bie, jed­nak nie jest to jej jedyna praca, ma jesz­cze dwie, dzienne: pro­jek­tuje i sprze­daje odzież cyr­kową, a także pra­cuje jako nia­nia. To dru­gie mnie zdzi­wiło, bo strip­ti­zerki uwa­żane są za nie­udo­mo­wione i szczy­cące się swoją odpor­no­ścią na wizję nud­nego życia kury domo­wej. Gdy zapy­ta­łam moją roz­mów­czy­nię, jak można pogo­dzić bycie strip­ti­zerką i opie­kunką, odparła:

– Te zawody nie są aż tak różne, jak ci się wydaje. Pijani męż­czyźni są jak dzieci.

Gdy w myślach dywa­guję nad pewną para­lelą lin­gwi­styczną okre­śleń „baby­stit­terka” i „lap­dan­cerka”, przez fron­towe drzwi klubu wol­nym kro­kiem wcho­dzi Red­Bone55. To tan­cerka z dwu­dzie­sto­pię­cio­let­nim doświad­cze­niem w prze­my­śle sek­su­al­nym. Zgo­dziła mi się pomóc jako eks­percka obser­wa­torka (jej zdję­cie znaj­dziesz na stro­nie 47). Ter­min „Red­Bone” (dosłow­nie „czer­wona kość”) to slan­gowe okre­śle­nie Afro­ame­ry­kanki o jaśniej­szej skó­rze. Gdy była w liceum, pewien słodki chło­pak raz wykrzyk­nął do niej: „Hej, Red­Bone, jesteś piękna!”. Ta pozy­tywna ocena pozo­stała z nią na długo i wła­śnie dla­tego wybrała taki pseu­do­nim sce­niczny, który stał się czymś w rodzaju kami­zelki sło­wo­od­por­nej. „Zawsze spra­wia, że czuję się sexy, pożą­dana i bar­dziej pewna sie­bie, jeśli cho­dzi o wystę­po­wa­nie solo na sce­nie” – wyja­śnia.

Red­Bone ma na sobie fla­ne­lowy płasz­czyk w kratę, jest bez maki­jażu. Trudno zgad­nąć, że ta nie­śmiała chłop­czyca była panu­jącą Księż­niczką Bur­le­sque Hall of Fame. Jej wyróż­nia­jąca się oso­bo­wość sce­niczna to, jak sama okre­śla, „sporo zmy­sło­wo­ści, odro­bina dzi­ko­ści”56. W wystę­pie, który przy­niósł jej wygraną w Las Vegas, tań­czyła do pio­senki Jun­gle Fever zespołu Cha­ka­chas, wiel­kiego, fun­kowo-jaz­zo­wego hitu z lat sie­dem­dzie­sią­tych, który został zabro­niony przez BBC z powodu wystę­pu­ją­cego w nim gło­śnego oddy­cha­nia i jęcze­nia. W sukience z ceki­nów, z ażu­ro­wym przo­dem sku­pia­ją­cym uwagę na rowku pomię­dzy pier­siami, wyko­nała bra­wu­rowy strip­tiz, a w końcu zdjęła sta­nik, zaczęła nim wywi­jać jak las­sem i odrzu­ciła go, pozo­sta­jąc tylko w tur­ku­so­wych ozdo­bach na sut­kach, które trzę­sły się w rytm muzyki. Jej cycki były w cią­głym ruchu, zbyt aktywne, żeby je odrzeć z ich tajem­nic.

W tym noc­nym świe­cie dla okre­śle­nia piersi, czę­ści ciała mają­cej tu zna­cze­nie i ero­tyczne, i finan­sowe, słowa „cycki” używa się najczę­ściej. W języku angiel­skim tits to mający tysiąc lat wariant wyrazu teat, który ozna­cza sutek i praw­do­po­dob­nie pocho­dzi od sta­ro­żyt­nego pra­in­do­eu­ro­pej­skiego słowa tata57.

W spro­śnej mowie potocz­nej było uży­wane już bar­dzo czę­sto na początku dwu­dzie­stego wieku, gdy roz­kwi­tała bur­le­ska i inne formy roz­rywki pod wezwa­niem „cyc­ków i dupy”58. Dziś słowo „cycki” jest klu­czowe w nawi­ga­cji po stro­nach z por­no­gra­fią oraz przy wyszu­ki­wa­niu usług ero­tycz­nych59. Choć czę­ściej jest uży­wane przez męż­czyzn, widać jego rosnącą popu­lar­ność wśród kobiet. Jego wdro­że­nie do zawo­do­wego żar­gonu osób pra­cu­ją­cych sek­su­al­nie to próba uzy­ska­nia poczu­cia kon­troli60. Modne jest także wśród nasto­la­tek, które lubią muzykę rap – uży­wają one rów­nież czę­sto słów „cycuszki” (tit­ties) lub „cycu­sie” (yit­ties)61. Choć ja sama z początku peszy­łam się, gdy w grzecz­nym towa­rzy­stwie uży­wa­łam słowa „cycki”, teraz jed­nak uwiel­biam poczu­cie mocy, które mi to daje. To odrzu­ce­nie pury­tań­skiego tabu i powi­ta­nie wol­no­ści sek­su­al­nej. Gdy dumne ze swo­ich cyc­ków kobiety opi­sują je tym wła­śnie sło­wem, nie brzmi ono w ogóle jak znie­waga. Staje się czę­ścią sym­bo­licz­nej stra­te­gii w walce o odzy­ska­nie wła­dzy nad wła­sną fizycz­no­ścią.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Boha­te­ro­wie zna­nego pro­gramu dla dzieci Ulica Sezam­kowa. (Wszyst­kie przy­pisy dolne pocho­dzą od tłu­maczki. Przy­pisy autorki znaj­dują się na końcu książki). [wróć]

Patrz Women’s Health and Can­cer Rights Act z 1998 roku. [wróć]

W ory­gi­nale Rosie the Rive­ter, postać z napi­sa­nej w 1942 pio­senki, powszech­nie koja­rzona też z pla­ka­tem pro­pa­gan­do­wym We Can Do It, przed­sta­wia­ją­cym robot­nicę w ubra­niu robo­czym. [wróć]

Ste­ven Jay Gould, Male Nip­ples and Cli­to­ral Rip­ples, “A Jour­nal of Arts and Lite­ra­ture”, nr 20, Kolum­bia, lato 1993, str. 80–96. [wróć]

Simone de Beau­voir, The Second Sex, tłum. Con­stance Borde, She­ila Malo­vany-Che­val­lier, Vin­tage, Nowy Jork 2011, str. 42. [wróć]

Wil­liam Godwin, Godwin on Wol­l­sto­ne­craft: Memo­irs of the Author of “The Rights of Woman”, pod red. Richarda R. Hol­mes, Har­per Peren­nial, Lon­dyn 2005, str. 84. [wróć]

Oskar­ża­jąca go o sek­su­alne mole­sto­wa­nie. [wróć]

Inter­na­tio­nal Society of Aesthe­tic Pla­stic Sur­gery, ISAPS Inter­na­tio­nal Survey on Aesthe­tic/Cosme­tic Pro­ce­du­res Per­for­med in 2020, 2021. [wróć]

W dal­szej czę­ści książki zde­cy­do­wa­łam się uży­wać tylko nume­ra­cji euro­pej­skiej – pol­skiej. [wróć]

Sarah Blaf­fer Hrdy, Mother Nature: Mater­nal Instincts and How They Shape the Human Spe­cies, Bal­lan­tine, Nowy Jork 2000, str. 145. [wróć]

Cat Bohan­non, Eve: How the Female Body Drove 200 Mil­lion Years of Human Evo­lu­tion, Alfred A. Knopf, Nowy Jork 2023, str. 30-38. [wróć]

Kathe­rine A. Det­twy­ler, Beauty and the Bre­ast: The Cul­tu­ral Con­text of Bre­astfeeding in the Uni­ted Sta­tes. W: Bre­ast­fe­eding: Bio­cul­tu­ral Per­spec­ti­ves, red. Patri­cia Stu­art-Maca­dam, Kathe­rine A. Det­twy­ler, Aldine de Gruy­ter, Nowy Jork 1995, str. 171. [wróć]

Mary­lin Yalom, A History of the Bre­ast, Bal­lan­tine, Nowy Jork 1998. [wróć]

Geo­rge D. Sus­sman, Pari­sian Infants and Nor­mal Wet Nur­ses in the Early Nine­te­enth Cen­tury: A Sta­ti­sti­cal Study, “Jour­nal of Inter­di­sci­pli­nary History” 7, nr 4, 1977, str. 637. [wróć]

Frédéric Cour­tois i inni: Trends in bre­ast­fe­eding prac­ti­ces and mothers’ expe­rience in the French Nutri­Net-Santé cohort, w “Inter­na­tio­nal Bre­ast­fe­eding Jour­nal” 16, nr 1, 2021, str. 1-12. [wróć]

Alfred C. Kin­sey, War­dell B. Pome­roy, Clyde E. Mar­tin, Sexual Beha­vior in the Human Male, Saun­ders, Fila­del­fia 1948, str. 368. [wróć]

Clel­lan S. Ford and Frank A. Beach, Pat­terns of Sexual Beha­vior, Har­per and Paul B. Hoeber, Oks­ford 1951, str. 136. [wróć]

Quigley Publi­shing Com­pany’s Top Ten Money Making Stars Poll, oparte na kwe­stio­na­riu­szu wysła­nym do dys­try­bu­to­rów fil­mo­wych, https://en.wiki­pe­dia .org/wiki/Top_Ten_Money_Making_Stars_Poll. [wróć]

Nie­prze­tłu­ma­czalna gra słów: w języku angiel­skim bosom to pierś, ale bosom com­pa­nions to bli­scy przy­ja­ciele (lub w tym wypadku bli­skie przy­ja­ciółki – skoro w fil­mie byli to męż­czyźni prze­brani za kobiety). [wróć]

Aesthe­tic Society, Aesthe­tic Pla­stic Sur­gery Natio­nal Data­bank Sta­ti­stics, 1997–2022. [wróć]

Fran Mascia-Lees, Are Women Evo­lu­tio­nary Sex Objects? Why Women Have Bre­asts w “Anth­ro­po­logy Now” 1, nr 1, kwie­cień 2009, str. 9. [wróć]

Jun Lei, „Natu­ral” Curves: Bre­ast-Bin­ding and Chan­ging Aesthe­tics of the Female Body in China of the Early Twen­tieth Cen­tury w “Modern Chi­nese Lite­ra­ture and Cul­ture 27”, nr. 1 (2015): str. 163–223. [wróć]

Laura Mil­ler, Mam­mary Mania in Japan w “Posi­tions: Asia Cri­ti­que” 11, nr. 2 (jesień 2003), str. 295. [wróć]

Lau­ren Wal­ker, wywiad z autorką, 16 marca 2023. [wróć]

Viren Swami i inni, The Bre­ast Size Satis­fac­tion Survey: Bre­ast Size Dis­sa­tis­fac­tion and Its Ante­ce­dents and Out­co­mes in Women from 40 Nations w “Body Image” 32 (1 marca 2020), str. 199–217. [wróć]

Diana P. Jones, Cul­tu­ral Views of the Female Bre­ast w “Asso­cia­tion of Black Nur­sing Jour­nal” (sty­czeń/luty 2004), str. 15–21. [wróć]

Esther New­ton, Mother Camp: Female Imper­so­na­tors in Ame­rica, Uni­ver­sity of Chi­cago Press, Chi­cago 1970. [wróć]

Diane Naugler, Cre­den­tials: Bre­ast Slang and the Disco­urse of Femi­ni­nity w “Atlan­tis” 34, nr 1 2009, str. 100. [wróć]

Jak pisze Lisa Sha­rik: “Kobiety muszą odzy­skać kon­trolę and języ­kiem uży­wa­nym do okre­śla­nia ich piersi”. Lisa Sha­rik, Bre­asts: From Func­tio­nal to Sexu­ali­zed w Bre­asts Across Mother­hood, red. Patri­cia Drew, Rosann Edwards, Deme­ter Press, Brad­ford, Onta­rio 2020, str. 34. [wróć]

Luźne tłu­ma­cze­nie – nie ist­nieje w języku pol­skim dokładny odpo­wied­nik słowa boobs – cycki, w języku angiel­skim to słowo ozna­cza też „głupki” albo „gafy”. [wróć]

Jedno z badań sta­ty­stycz­nych wyka­zało, że stu­denci w latach dzie­więć­dzie­sią­tych koja­rzyli małe piersi z przy­miot­ni­kami „samotny” i „inte­li­gentny”. Duże piersi z kolei koja­rzone były zarówno przez respon­den­tów płci żeń­skiej, jak i męskiej z wyra­że­niem „sek­su­al­nie aktywny”. Sta­cey Tan­tleff-Dunn, Bre­ast and Chest Size: Ide­als and Ste­reo­ty­pes Thro­ugh the 1990s w Sex Roles 45, nr 3/4 (sier­pień 2001), str. 239. [wróć]

Annie Sprin­kle, wywiad z autorką, 22 stycz­nia 2022 r. [wróć]

Na szczę­ście dla naszych wysił­ków w odzy­ski­wa­niu piersi jako sym­bolu kobie­co­ści cza­so­pi­smo soft-porno „Juggs” prze­stało się uka­zy­wać w 2013 roku. [wróć]

Inter­na­tio­nal Society of Aesthe­tic Pla­stic Sur­gery. ISAPS Inter­na­tio­nal Survey on Aesthe­tic/Cosme­tic Pro­ce­du­res Per­for­med in 2020, 2021. [wróć]

Patrz Kir­sten Wolf, The Seve­red Bre­ast: A Topos in the Legends of Female Vir­gin Mar­tyr Saints w “Arkiv för nor­disk filo­logi” 112 (1997), str. 96–112; Ber­na­dette Wegen­stein, Aga­tha’s Bre­asts on a Plate: „Ugli­ness” as Resi­stance and Queer­ness w On the Poli­tics of Ugli­ness, Pal­grave Mac­mil­lan, Toronto 2018; Liana De Giro­lami Che­ney, The Cult of Saint Aga­tha w “Woman’s Art Jour­nal” 17, nr. 1 (wio­sna/lato 1996), str. 3–9. [wróć]

Jak pisze Kathy Davis: „Różne podej­ścia do ciała mogą być odmien­nie inter­pre­to­wane w róż­nych kon­tek­stach – to, co w jed­nym kon­tek­ście może być postrze­gane jako femi­ni­styczne, w innym zosta­nie zinter­pre­to­wane jako etno­cen­tryczne, a nawet rasi­stow­skie”. Kathy Davis, Bared Bre­asts and Body Poli­tics w “Euro­pean Jour­nal of Women’s Stu­dies” 23, nr 3 (2016), str. 235. [wróć]

Wiele waż­nych wyjąt­ków można odna­leźć w biblio­gra­fii na końcu tej książki. [wróć]

Vanessa Olo­ren­shaw, Libe­ra­ting Mother­hood: Bir­thing the Pur­ple­stoc­kings Move­ment, Woman­craft Publi­shing, Cork 2016, str. 7. [wróć]

Susan Brown­mil­ler, Femi­ni­nity, Simon & Schu­s­ter, Nowy Jork 1984, str. 17, 51. [wróć]

Julia Serano, Whip­ping Girl: A Trans­se­xual Woman on Sexism and the Sca­pe­go­ating of Femi­ni­nity Seal Press, Ber­ke­ley 2016, str. 320. [wróć]

Lucy Cooke, Bitch: On the Female of the Spe­cies, Basic Books, Nowy Jork 2022, str. 14. [wróć]

Chase Stran­gio, wywiad z autorką, 8 marca 2023. [wróć]

Kate Mil­lett, Sexual Poli­tics, Uni­ver­sity of Illi­nois Press, Urbana 1970, str. 83–84. [wróć]

Gło­śna sprawa sądowa z 1973 roku, w któ­rej kobieta uży­wa­jąca pseu­do­nimu Jane Roe zaskar­żyła Tek­sas (repre­zen­to­wał go pro­ku­ra­tor Henry Wade) o nie­zgod­ność restryk­cyj­nych prze­pi­sów abor­cyj­nych z kon­sty­tu­cją. Sąd Naj­wyż­szy przy­znał powódce rację, uzna­jąc zakaz abor­cji za nie­zgodny z kon­sty­tu­cją (a dokład­niej pra­wem do pry­wat­no­ści wyni­ka­ją­cym z zapi­sów doty­czą­cych wol­no­ści oso­bi­stej). W 2022 roku Sąd Naj­wyż­szy uchy­lił jed­nak to orze­cze­nie. [wróć]

Con­dor Club w San Fran­ci­sco powstał w 1958 roku, a w 1964 roku stał się pierw­szym klu­bem w Ame­ryce, gdzie panie wystę­po­wały topless. [wróć]

Rachel Shteir, Strip­te­ase: The Untold History of the Gir­lie Show, Oxford Uni­ver­sity Press, Nowy Jork 2004, str. 321. [wróć]

Biz­nes zwią­zany z klu­bami ze strip­ti­zem jest mocno roz­człon­ko­wany, żadna sieć klu­bów nie posiada wię­cej niż 5 pro­cent udzia­łów w rynku. Inne spore sieci to MAL Enter­ta­in­ment, Rick’s Caba­ret oraz Spe­ar­mint Rhinr Déjà Vu, który ma swoją sie­dzibę główną na przed­mie­ściach Las Vegas, posiada kluby ze strip­ti­zem w sze­ściu pań­stwach (Austra­lii, Kana­dzie, Fran­cji, Mek­syku, Wiel­kiej Bry­ta­nii i Sta­nach Zjed­no­czo­nych) i naj­więk­szy strip-klub na świe­cie, na któ­rego stro­nie inter­ne­to­wej rekla­muje się „apar­ta­menty SPA z pełną obsługą”. Jeremy Moses, US Indu­stry Spe­cia­li­zed Report: Strip Clubs, Ibi­sWorld, gru­dzień 2019, https://deja­vu­ti­ju­ana.com/. [wróć]

W tym i nie­któ­rych innych przy­pad­kach zosta­wiam rów­nież (albo tylko) nazwy ory­gi­nalne, ponie­waż są bar­dzo czę­sto uży­wane zarówno przez osoby pra­cu­jące sek­su­al­nie, jak i klien­tów czy w ofer­tach klu­bów ze strip­ti­zem na stro­nach inter­ne­to­wych. Cza­sem zresztą pol­skie nazwy brzmią nie­zbyt for­tun­nie, jak na przy­kład w przy­padku lap dance – tańca na kola­nach. Lap to po angiel­sku wła­ści­wie nie kolano jako takie, tylko łono, uda, cała ta część nóg, na któ­rej można komuś usiąść. W języku pol­skim mówimy o sia­da­niu komuś na kola­nach (choć prze­cież sia­damy raczej na udach), co spra­wia, że gdy sły­szę „taniec na kola­nach”, zaraz wyobra­żam sobie kogoś, kto wywija hołubce na klęcz­kach. Jak dowiemy się przy końcu tego roz­działu, lap dance nie jest też zresztą tań­cem wyko­ny­wa­nym tylko w tej pozy­cji. [wróć]

W prze­my­śle ero­tycz­nym defi­niuje się „lap dance” jako „usługę dostępną w klu­bach ze strip­ti­zem pole­ga­jącą na tym, że osoba tań­cząca wyko­nuje pry­watny taniec dla klienta, zwy­kle trwa­jący jedną pio­senkę za wcze­śniej usta­loną opłatą”. Moses, Strip Clubs, 44. [wróć]

Patrz Laura Mulvey, Visual Ple­asure and Nar­ra­tive Cinema w “Screen” 16, nr. 3 (1975). [wróć]

Femi­nizm inter­sek­cjo­nalny nie sku­pia się jedy­nie na opre­sji płcio­wej, lecz stara się poka­zać jako całość wza­jemne oddzia­ły­wa­nie wszyst­kich wyklu­czeń, np. ze względu na rasę czy nie­peł­no­spraw­ność. [wróć]

Kim­berle Cre­en­shaw, Demar­gi­na­li­zing the Inter­sec­tion of Race and Sex: A Black Femi­nist Cri­ti­que of Anti­di­scri­mi­na­tion Doctrine, Femi­nist The­ory and Anti­ra­cist Poli­tics, Uni­ver­sity of Chi­cago Legal Forum (1989): str. 139–68. [wróć]

Kluby ze strip­ti­zem były popu­lar­nym obsza­rem badań etno­gra­fów, któ­rzy sku­piali się na rów­no­wa­dze sił pomię­dzy tan­cer­kami i klien­tami. Uży­wano przy tym takich ter­mi­nów jak „obu­stronne wyko­rzy­sta­nie”, „opór”, „uwła­sno­wol­nie­nie”, „kon­trola spo­łeczna” czy „oba­le­nie wła­dzy”. Żadne z tych stu­diów nie sku­piają się zanadto na pier­siach. Patrz Kathe­rine Frank Thin­king Cri­ti­cally about Strip Club Rese­arch, “Sexu­ali­ties” 10, nr. 4 (2007), str. 501–17. [wróć]

Akty­wi­ści i akty­wistki wal­czące o prawa osób pra­cu­ją­cych sek­su­al­nie zbie­rają się 2 czerwca na Mię­dzy­na­ro­do­wym Dniu Dziwki (zwa­nym też Mię­dzy­na­ro­do­wym Dniem Pra­cow­ni­ków Sek­su­al­nych) oraz 17 grud­nia na Mię­dzy­na­ro­do­wym Dniu Prze­ciw Prze­mocy Wobec Osób Pra­cu­ją­cych Sek­su­al­nie i przy wielu innych oka­zjach. W marcu 1919 roku nowo­jor­ska sek­cja Naro­do­wej Orga­ni­za­cji Kobiet (NOW – NYC) zgro­ma­dziła się na stop­niach City Hall w Nowym Jorku z żąda­niem dal­szej kry­mi­na­li­za­cji pracy sek­su­al­nej. Według Lore­lei Lee mówcy wystę­pu­jący pod­czas mani­fe­sta­cji powie­dzieli, że pra­cow­nicy sek­su­alni „nie zdają sobie sprawy z wła­snego uci­sku”. Patrz: Lee, When she says women, she does not mean me w We Too: Essays on Sex Work and Survi­val, pod red. Nata­lie West, Tiny Horn Femi­nist Press, Nowy Jork 2021, str. 226–27. [wróć]

Na ten roz­dział zło­żyło się wiele moich wizyt w klu­bie Con­dor – cza­sem przy­cho­dzi­łam sama, cza­sem z innymi, w tym z Red­Bone i Kitty KaPowww. [wróć]

Red­Bone została uko­ro­no­wana w 2019 roku. Z powodu pan­de­mii koro­na­wi­rusa rzą­dziła przez trzy lata. [wróć]

Słowo „cycek” w języku pol­skim może pocho­dzić od nie­miec­kiego Zitze, które z kolei może być spo­krew­nione z angiel­skim tits. Wska­zuje się też na moż­li­wość, że „cycek” to w grun­cie rze­czy wyraz dźwię­ko­na­śla­dow­czy, koja­rzony z powsta­ją­cym pod­czas ssa­nia piersi cmo­ka­niem. [wróć]

Jenni Nut­tall, Mother Ton­gue: The sur­pri­sing History of Women’s Words, Viking, Nowy Jork, 2023, str. 40–41; John Ayto, The Oxford Dic­tio­nary of Modern Slang, Oxford Uni­ver­sity Press, Oks­ford, 2010; “Tit Defi­ni­tion & Meaning” Mer­riam-Webster; Jona­thon Green Tits and Ass; Green”s Dic­tio­nary of Slang, Cham­bers Har­rap, Edyn­burg 2011); Sesqu­io­tic (znany także jako James Har­beck), Boobs vs. Tits: A First Look, “Strong Lan­gu­age: A swe­ary Blog About Swe­aring”, 5 kwiet­nia 2018 r., https://stron­lang.word­press.com/2018/04/05/boobs-vs-tits-a-first-look/ [wróć]

Na przy­kład pod hasłem „kate­go­rie” na XHam­ster­Live znaj­dziemy nastę­pu­jące odnie­sie­nia do czę­ści ciała: duże cycki, małe cycki, duża dupa, owło­siona cipka oraz fetysz stóp. W kate­go­rii „duże cycki” możemy dobie­rać dalej pod wzglę­dem wieku (Nasto­latki 18+, Młode 22+, MILF i Bab­cie) oraz rasy (Arabki, Azjatki, Mahoń, Hin­du­ski, Laty­no­ski, Białe). [wróć]

Karyn Sta­ple­ton, Gen­der and Swe­aring: A Com­mu­nity Prac­tice, “Women and Lan­gu­age” 26, nr 2 (22 wrze­śnia 2003): str. 22–34. [wróć]

Yitty to także nazwa marki bie­li­zny kory­gu­ją­cej, któ­rej współ­twór­czy­nią jest pio­sen­karka Lizzo. [wróć]