Rysopis kapłana - pod red. Łukasza Janickiego  - ebook

Rysopis kapłana ebook

pod red. Łukasza Janickiego

0,0

Opis

Książka Rysopis kapłana. Wizerunek księdza w kulturze polskiej w XXI wieku to dwanaście tekstów, które są odpowiedzią na ankietę przygotowaną przez redaktorów czasopisma „Akcent”. Pomysłodawcy zaprosili do współpracy księży zajmujących się literaturą, sztuką oraz pracą naukową. Wśród respondentów znaleźli się m.in.: o. Tomasz Dostatni OP, ks. Alfred Wierzbicki, ks. Jerzy Szymik, o. Wacław Oszajca SJ, ks. Andrzej Luter. Pytania postawione księżom – poetom, profesorom, publicystom, duszpasterzom – dotyczyły ważkich spraw i skłoniły do wielu ciekawych przemyśleń.
Teksty wcześniej publikowane przez „Akcent” mają wyjątkową wartość – są zapisem głosu konkretnych osób, osobistymi – czasem wręcz intymnymi – refleksjami na tematy tak trudne, jak kwestia powołania, wierności własnym przekonaniom, stosunku do hierarchii Kościoła czy relacji z Bogiem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 98

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Abp Stanisław Budzik

Wprowadzenie

Księża na Księżyc?

 

 

 

Dwanaście tekstów zamieszczonych w tej publikacji stanowi pokłosie ankiety, do której kwartalnik „Akcent” zaprosił księży zajmujących się literaturą, sztuką oraz nauką. Zgodnie z profilem pisma zasugerowano temat obrazu księdza we współczesnym piśmiennictwie, filmie i mediach. Tematykę poszerzono o refleksję dotyczącą wizerunku osoby duchownej zgodnego z oczekiwaniami ludzi wierzących i niewierzących. Redakcji „Akcentu” należy się wdzięczność za tę inicjatywę, która przyniosła interesujące owoce.

Chociaż adresaci ankiety należą do tego samego środowiska, ich wypowiedzi ukazują różnorodność doświadczeń i spojrzeń. Obok socjologicznych uogólnień, poszukiwania teologicznej prawdy o kapłaństwie, wielu z autorów dzielisię swym osobistym świadectwem. Niektórzy podkreślają znaczenie dialogu w duszpasterstwie i książka ta wydaje się w swym zamyśle czymś w rodzaju rozmowy o kapłaństwie prowadzonej przez samych księży, w nadziei, że dołączą do niej również czytelnicy.

Autorzy tekstów są niemal zgodni, że literacki, filmowy, a zwłaszcza medialny wizerunek kapłana jest często uproszczony, uwikłany w schematy, pozbawiony wewnętrznej prawdy. Wartością prezentowanych tekstów jest już to, że ukazują autentyczne przemyślenia księży świadomych potrzeby nowej ewangelizacji w kulturze odcinającej się od chrześcijańskich korzeni, obojętnej na nadprzyrodzoność i jednocześnie poszukującej bliżej nieokreślonych form duchowości. Niektórzy z ankietowanych nie ukrywają rozczarowania postnowoczesnością, otwarcie mówią o swych obawach i trudnościach związanych z głoszeniem Ewangelii dzisiejszemu człowiekowi.

Uderza fakt, że w wypowiedziach tych nie ma narzekania czy zniechęcenia, wyrażają one natomiast pragnienie towarzyszenia ludziom. Księża poeci wyznają, że wśród różnorodnych powodów uprawiania przez nich poezji na czoło wybija się poszukiwanie języka zdolnego do komunikowania własnego doświadczenia wiary, wykazują wrażliwość na „mistykę codzienności” i ludzki – w pełni humanistyczny – sens religii. Cenne są ponadto krytyczne uwagi o treści i stylu kazań, połączone z próbami znalezienia słowa wywołującego duchowy rezonans.

Autorzy, niezależnie od różnorodności swych doświadczeń i punktów widzenia, są świadomi siły tradycji we współczesnym, szybko zmieniającym się świecie. Wolni od nostalgii za jakimś utraconym ładem, wierzą w ciągłość poszukiwania sensu na drodze powołania kapłańskiego i wskazują na jego służebny wymiar. Bliskie jest im spojrzenie ks. Jana Twardowskiego, który pisał, że jak słonecznik obraca się stale za słońcem, tak ksiądz – za Chrystusem.

Księża wypowiadający się w ankiecie należą do pokolenia, którego wizja kapłaństwa kształtowała się pod wpływem wielkiego pontyfikatu św. Jana Pawła II. Niektórzy byli bardzo aktywni w służbie pontyfikatowi Benedykta XVI i przyczynili się do pogłębienia recepcji jego nauk w Polsce. Cieszą – jakże liczne w prezentowanej ankiecie – głosy kapłańskiego entuzjazmu i zrozumienia dla papieża Franciszka. Warto zastanowić się głębiej na tymi tekstami, w których wyraża się krytyczna ocena płytkiej, a nawet fałszywej, interpretacji przesłania zarówno Jana Pawła II, jak i Franciszka w kręgach polskiego duchowieństwa. Szczerość wypowiedzi łączy się w tej książce z powagą i głębią troski o skarb noszony – używajmy języka biblijnego – w kruchych glinianych naczyniach, jakimi sami jesteśmy.

Rzecz zrozumiała, że ankietowani mówią o sobie jako o duchownych i twórcach (jeden z nich nawet zauważa, że najbardziej autentyczny wizerunek księży wyłania się z pisanych przez kapłanów autobiografii). A mimo to nie koncentrują się na samych sobie. W duchu papieża Franciszka są krytyczni wobec klerykalizmu, dążą do pastoralnego i misyjnego nawrócenia i nie mają nic przeciwko rabanowi w Kościele, jeśli ma on być narzędziem łaski i miłosierdzia.

Autorzy sporo miejsca poświęcają też swoim mistrzom, odwołują się do dzieł ks. Jana Twardowskiego, ks. Janusza Pasierba, ks. Józefa Tischnera, ks. Wacława Hryniewicza czy ks. Michała Hellera. Ankieta „Akcentu” przekonuje, że księża prowadzący obecnie dialog Kościoła z kulturą czerpią obficie z doświadczeń poprzedniego pokolenia twórczych kapłanów. Zauważają jednak nie tylko osoby o znakomitych dokonaniach, bliski jest im też ks. Jan Kaczkowski – młodszy od wielu z nich – przyciągający swą kapłańską osobowością.

Czytając tę książkę, nie otrzymujemy łatwych odpowiedzi. Daje ona natomiast do myślenia. Do myślenia o księżach, którzy tak często mówią, że kapłaństwo jest paradoksalne. Również do myślenia o własnej tajemnicy człowieczeństwa i jeszcze większej tajemnicy Boga, a także o tajemnicy Kościoła, który stanowi naturalne środowisko egzystencji każdego kapłana.

 

*

 

Jeden z zamieszczonych w książce tekstów, zatytułowany Jeszcze nie wysyłajcie nas na Księżyc, zainspirował mnie do przypomnienia tak zwanej „eklezjologii lunarnej”, czyli księżycowej, rzucającej ciekawe światło na rolę Kościoła i kapłana w społeczeństwie.

Nie tylko ks. Jerzy Sikora zauważył „nabazgrane czarnym sprejem na murze” hasło „Księża na Księżyc!”. Pojawiało się ono w wielu miejscach na początku lat 90. XX wieku, po upadku komunizmu. W klimacie rozchwiania wartości, jaki towarzyszył przemianom ustrojowym, pewnym środowiskom w Polsce udało się rozniecić mocniejszy płomień antyklerykalizmu. Autorzy tego typu apeli, wzywający do tak radykalnej deportacji „urzędników kościelnych”, zapewne zadowoleni z figlarnie skonstruowanej złośliwości, nie zdawali sobie sprawy, iż w haśle tym wyrażają pośrednio jedną z głębokich prawd o istotnych zadaniach Kościoła i kapłana.

Kardynał Kurt Koch, pochodzący ze Szwajcarii watykański przewodniczący Rady ds. Popierania Jedności Kościoła, przypomina, że „eklezjologia lunarna” wyrasta z tradycji Ojców Kościoła i warta jest rozwijania oraz upowszechniania w naszych czasach. Tak jak Księżyc przyjmuje cały swój blask od Słońca, aby następie oddać go niejako ciemnej nocy, tak też Kościół nie może mieć żadnego innego światła jak tylko to, które pochodzi od Boga i rozbłyska na obliczu Chrystusa1. Wizja Kościoła jako tajemnicy światła obecna jest również w Katechizmie Kościoła Katolickiego, w którym – w nawiązaniu do soborowej konstytucji Lumen gentium – podkreśla się, że Kościół nie ma innego światła niż światło Chrystusa. Według obrazu drogiego Ojcom Kościoła jest on podobny do Księżyca, którego całe światło jest odbiciem światła Słońca (KKK 748).

Główne założenia tej koncepcji tłumaczy – z właściwą sobie precyzją i szerokością wejrzenia wielkiego erudyty – kardynał Joseph Ratzinger: Symbolika księżycowa i ziemska jest wielorako spleciona. Księżyc w swej przemijalności, jak również zdolności do odradzania się, symbolizuje świat człowieka, świat ziemski, świat, którego charakterystycznym rysem jest przyjmowanie i niepełność, bo z zewnątrz – ze Słońca – czerpiący swoją płodność. Sam, będąc ciemnością, przekazuje jasność innego, którego światło dzięki niemu rozchodzi się dalej. Dokładnie przez to staje się symbolem Kościoła, który świeci – pomimo że sam z siebie jest ciemnością; świeci nie własnym światłem, lecz otrzymanym od prawdziwego Heliosa, Chrystusa – tak, że choć sam uczyniony jest „z ziemi” (podobnie jak Księżyc będący także swoistą „ziemią”) – może dawać światło pośród nocy naszego oddalenia od Boga: „Księżyc opowiada o tajemnicy Chrystusa” (...). Najważniejsze jest to, że Kościół, będąc z siebie zaledwie piachem i kamieniami, jest także światłem pochodzącym od Pana, od innego. A owo nie-własne światło Kościoła jest jednak także jego światłem, jest tym, co jemu, Kościołowi, jest najwłaściwsze2.

Tak więc hasło „Księża na Księżyc” – zapewne wbrew intencjom jego autorów – może mieć wydźwięk nie tylko pozytywny, ale i brzemienny głębią religijno-egzystencjalnych treści. Przypomina najpierw o eklezjologicznym przyporządkowaniu duchownych: naturalne miejsce życia i posługi duszpasterza stanowi zawsze Kościół. Natomiast „księżycowa koncepcja” Kościoła komunikuje, iż jest on (a w nim każdy ksiądz i każdy człowiek wierzący) świadom swej ziemskiej, ludzkiej mizerii, lecz także swojej autentycznej godności i wielkości płynącej z Boskiego pochodzenia, z promieniowania światłem Chrystusa. Kościół, jak Księżyc, świeci odbitym Boskim blaskiem i dlatego może być dla ludzi kalendarzem życia, lampą na splątanych ścieżkach oraz jasnym drogowskazem wśród ciemności.

 

 

 

 

 

1 Por. R. Biel: Kościół Wielkiej Soboty, Paschalna wizja Kościoła w ujęciu kardynała Kurta Kocha. Biblos, Tarnów 2012, s. 421.

2 Cyt. za J. Szymik: Teologia benedicta 2. Księgarnia św. Jacka, Katowice 2012, ss. 246 i n.

Ks.Alfred Marek Wierzbicki

Księża/kapłani... pracownicy kultury?

 

 

Od papieża Franciszka próbuję uczyć się wyzbywania mentalności klerykalnej i właściwego nieraz ludziom Kościoła koncentrowania się wokół tematu samych siebie, a tu redakcja „Akcentu” prowokuje do udziału w ankiecie dotyczącej kogoś, kogo tożsamość już w postawionych pytaniach jawi się jako wieloznaczna, napisano bowiem, że chodzi o „wizerunek księdza/kapłana w pierwszym piętnastoleciu XXI wieku”. Oczywiście, duchowni są obecni w masowym przekazie jako bohaterowie kilku seriali, sporo uwagi poświęcają im media, ale czy znaczy to, że ksiądz jest istotą naprawdę znaną, rozumianą i akceptowaną?

Rzadko oglądam seriale, w których protagonistami są kapłani, ale wiem, że cieszą się one dużą popularnością. Mam znajomych świeckich, którzy stale mi relacjonują, co dzieje się w Ranczu, Plebanii i u Księdza Mateusza. Pewien ksiądz, którego czas emisji Plebanii zastał poza domem, wpadł kiedyś do mnie z prośbą, aby włączyć telewizor, bo idzie ten serial. Gdy powiedział, że ogląda każdy odcinek, uszczypliwie zapytałem, czy zamiast brewiarza?

Plebania jest serialem najbardziej udanym, nie popada w schematyczność. Proboszcz nie ma recept gotowych na każdą sytuację, stara się rozumieć losy swych parafian, jedni są bardzo blisko plebanii, inni trochę dalej, a jeszcze inni całkiem daleko. Nie zawsze księdzu udaje się znaleźć z nimi wspólny język i cudowne jest, że to nie żaden „cudotwórca” – są sytuacje, w których pozostaje bezradny, na czym wcale nie cierpi jego autorytet. Potrafi dzielić się swymi wątpliwościami, ale również wie, że życzliwość i ludzkie ciepło nie zawodzą. Plebania wiele zawdzięcza konsultacjom z księdzem Stanisławem Bartmińskim, bardzo cenionym duszpasterzem z Krasiczyna na Podkarpaciu. Jest to opowieść o dużej dozie realizmu, o jej wartości stanowi ukazywanie ideału kapłaństwa jako procesu. Serial ten zaczęto realizować jeszcze przed pontyfikatem Franciszka, w pewnym sensie antycypując jego wizję duszpasterza. Dobry proboszcz to taki, który zna każdego parafianina po imieniu i wie, jak nazywają się wszystkie psy w parafii. W Plebanii można dopatrzeć się często przywoływanej przez Franciszka idei pastoralnego nawrócenia, według której być dobrym księdzem to umieć odnaleźć się w zmieniającej się rzeczywistości i ciągle na nowo przeżywać świeżość Ewangelii.

Ranczo i Ojciec Mateusz przedstawiają księży budzących sympatię i podziw, ale pomimo dbałości o realia, trącą konwencjonalnością i niewiele wnoszą w poznanie realnych postaci, jakimi są duszpasterze w polskiej rzeczywistości kościelnej, społecznej i politycznej. Seriale te dobrze się ogląda, gdyż są oparte na sprawdzonych scenariuszach włoskich. Już w latach 50. zrealizowano we Włoszech produkcję telewizyjną o proboszczu i burmistrzu komuniście, którym ideologiczna rywalizacja nie przeszkadza działać wspólnie na rzecz dobra miasteczka. Ranczo nawet przerysowuje ten schemat, bo proboszcz i burmistrz to bliźniacy, grani na dodatek przez tego samego aktora. W Ojcu Mateuszu tylko krajobrazy Sandomierza są autentyczne, reszta zaś mieści się w formacie włoskiego pierwowzoru.

Ostatnie półtorej dekady przyniosło poruszające świadectwa zmagania się księży z chorobą i śmiercią. Ksiądz Józef Tischner zostawił doniosłą spuściznę intelektualną i będziemy z niej jeszcze długo czerpać. Zajmował się filozofią dramatu i krótko przed swą zbyt wczesną śmiercią zdołał ukończyć książkę będącą sumą przemyśleń na ten temat. Marco Politi zauważył, że najważniejszą encykliką Jana Pawła II była encyklika bez słów, przekazywana światu w dniach odchodzenia. Podobnie można powiedzieć, że filozofia dramatu księdza Tischnera znalazła swój najpełniejszy wyraz w ostatnich miesiącach jego życia, jak pokazuje Tomasz Ponikło w książce Józef Tischner – myślenie według miłości. Ostatnie słowa (Kraków 2013).

O księdzu Janie Kaczkowskim mówiono, że stał się celebrytą, rozchwytywano jego książki, gdy tylko pojawiały się w księgarniach. Nie chwalił się wyłącznie swymi sukcesami, lecz opowiadał o pasji życia i głębokiej wierze w obliczu nieuleczalnej choroby. Na początku lat 80. ikoną polskiego kapłana stał się ksiądz Jerzy Popiełuszko, bez reszty oddany zwalczaniu zła dobrem. Wówczas zło miało postać systemu totalitarnego, który w końcu został obalony bez użycia przemocy. Zło choroby i śmierci zawsze będzie nas dotykać niezależnie od ustroju i przemian cywilizacyjnych, dlatego nadawanie sensu chorobie i śmierci przez młodego księdza dotyczy nie tylko kapłana jako istoty rzekomo niezwykłej, wybranej, lecz każdego człowieka. Ksiądz Jan Kaczkowski pięknie żył i umierał na oczach wielu ludzi, którzy go pokochali.

Nie wszyscy księża robią to samo. Moja „parafia” to sala wykładowa, seminarium naukowe, słuchacze radia, telewidzowie, czytelnicy gazet, niewielki krąg czytelników moich książek. Jeśli jest to jakieś duszpasterstwo, to nie ma ono charakteru bezpośredniego, wypadło mi pracować w sferze kultury i pełnić funkcję, którą Jan Paweł II podniośle nazywał „posługą myślenia”. Nikt nie uprawia myślenia samotnie, myśli się wspólnie, dlatego trzeba się spierać, poddawać próbie wartość swych przekonań, słuchać racji innych. Ksiądz, który staje się „pracownikiem kultury” (używam określenia księdza Janusza Stanisława Pasierba), nie jest katechistą zwracającym się tylko do wierzących, lecz szuka takiego języka, dzięki któremu czasem, bo przecież nie zawsze, udaje się nawiązać dialog z ludźmi spoza „sektora wyznaniowego”. Nie może to być język moralizatorski – zamiast rzucania gromów na podobieństwo mitycznego Zeusa trzeba się ćwiczyć w trudnej sztuce hermeneutyki i jak jej patron Hermes być towarzyszem ludzi, którzy imają się różnych spraw i nie mają zwyczaju pozostawać zawsze w tym samym miejscu.

Piszę wiersze, eseje i felietony. Pisarstwo stało się pokaźną częścią mojego kapłaństwa i chociaż nie stanowi jego rdzenia, pomaga budować mosty, przekraczać granice, oswajać peryferie, wyrażać niewyrażalne. Mam usposobienie raczej awangardowe, fascynuje mnie to, co nowe, chciałbym przynajmniej trochę przyśpieszać historię. Chyba dlatego w moich tekstach pojawia się zniecierpliwienie, gdy świat, a właściwie różne światy – nie wyłączając światów samego Kościoła – idzie w inną stronę, niż wskazuje moja wewnętrzna busola. Pisarz nie może iść za światem, musi pozostawać wierny sobie, jest istotą dziwną i niewygodną, a to nie kłóci się z kapłaństwem.

Patrzę także wstecz i wtedy odnajduję w swej własnej działalności trwałość tradycji księży pisarzy. Nie jest to jedna linia tradycji. Bliski mi jest barokowy poeta ksiądz Józef Baka. Wyznam jak ksiądz Jan Twardowski: „Miałbym chrapkę księdza Bakę cmoknąć w łapkę”. Za metafizyczną wrażliwość – cóż po poezji, jeśli nie ma w niej zdziwienia i drżenia? Ale fascynuje mnie także pisarz polskiego oświecenia, Xiążę Biskup Warmiński. Bardzo jest dziś potrzebny Kościołowi zmysł krytyki i satyry, która nie omija duchownych. Czy to nie paradoks, że rozwijając swe pisanie, próbuję pogodzić Bakę i Krasickiego? Nie są mi potrzebni jako mistrzowie, jest inaczej – kształtując swą osobowość kapłańską i pisarską, znalazłem się w sposób nieoczekiwany na polu podobnych doświadczeń, w których oni kiedyś już uczestniczyli.

 

Ks. Alfred Marek Wierzbicki

ur. 1957 w Maryninie. Duszpasterz, filozof, publicysta, poeta. Studia teologiczne i filozoficzne w KUL oraz w Internationale Akademie für Philosophie w Liechtensteinie. W latach 1982-1983 wikariusz w Nałęczowie, 1983-1986 duszpasterz akademicki w Lublinie. W latach 1992-1997 redaktor programów katolickich w Telewizji Lublin. Od 1992 r. pracownik naukowo--dydaktyczny KUL, aktualnie kierownik Katedry Etyki. W latach 2002-2012 prorektor Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Lublinie. W latach 2004-2007 dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego. Od 2004 r. wikariusz biskupi do spraw kultury. W latach 2008-2014 dyrektor Instytutu Jana Pawła II KUL i redaktor naczelny kwartalnika „Ethos”. Prowadzi wykłady z etyki. Interesuje się nowożytną i współczesną myślą włoską, czemu dał wyraz jako tłumacz Zasad etyki A. Rosminiego (1999) oraz autor monografii: Filozofia i totalitaryzm. Augusta Del Nocego interpretacja kryzysu moderny (2005). Ponadto opublikował m.in. The Ethics of the Struggle for Liberation. Towards a Personalistic Interpretation of the Principle of Non-Violence (1991), Spotkania na placu (2001), Wokół „Tryptyku rzymskiego” Jana Pawła II (red., 2003), Świadkowie świadka (współred., 2003), ...na ziemi w lublinie... (2008), Polska Jana Pawła II (2011), Szeroko otwierał drzwi Kościoła (2016). Redaktor serii „Świadkowie Duchowego Piękna”. Autor tomów wierszy: Jak ciemność w ciemności (1991), Inaczej każdej wiosny (1993), Kogut z Akwilei (1999), Znaki szczególne (2000), Miejsca i twarze (2003), Głosy i glosy (2008), Fotografia rodzinna (2010), Autoportret z miastem (2013), Boso (2015). Laureat Literackiej Nagrody im. J. Czechowicza. Felietonista „Gazety Wyborczej w Lublinie” i „Zoomu”.

 

 

 

Tomasz DostatniOP

Papieskie „niestety” – ksiądz polski dziś

 

 

Polscy duchowni katoliccy – myślę o całym pokoleniu przełomu XX i XXI wieku – mocno utożsamiają się z Janem Pawłem II. Postrzegają go jako wielkiego Polaka i wielkiego papieża. I tu moja pierwsza uwaga krytyczna: wydaje mi się, że księża (a także inni katolicy) nie odpracowali lekcji w kwestii papieskiego spojrzenia na polskość i papieskiego spojrzenia na Kościół. Myślę o wizji polskości w rozumieniu jagiellońskim, która jakże mocno wybrzmiała w książce Jana Pawła II Pamięć i tożsamość: A więc polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie. Wydaje się jednak, że ten jagielloński wymiar polskości, o którym wspomniałem, przestał być, niestety, w naszych czasach czymś oczywistym. To papieskie „niestety” jest zupełnie zapomniane, gdy ideał narodowo-katolicki bierze dziś górę nad tym jagiellońskim. Polscy duchowni katoliccy nie zrozumieli papieża Jana Pawła II albo nie byli w stanie go zrozumieć – i to jest nadal problemem.

Kolejna sprawa dotyczy tego, jak wygląda papieskie rozumienie Kościoła. Już w pierwszej swojej encyklice, Redemptor hominis, papież zaznaczał, „że to człowiek jest drogą Kościoła”. A więc drugi człowiek staje się zadaniem, celem mojego bycia chrześcijaninem. I znowu: nie widać tego na co dzień. Ciągle dla nas jako księży – mimo ogromu naszej pracy i zajęć – nie ten drugi i nie jego potrzeby są najważniejsze. Przykładem – uchodźcy. Profesor Stefan Swieżawski mówił, że Kościół powinien być: wspólnotowy, służebny i otwarty. Autentyczna wspólnotowość oznacza dla Swieżawskiego Kościół niekastowy. Kościół klerykalny jest kościołem kastowym i dlatego nie można ani faworyzować świeckich z odrzuceniem duchowieństwa, ani na odwrót...

Jeśli chodzi o służebność, profesor przypomina sobór, w czasie którego mówiło się, że trzeba skończyć z epoką konstantyńską. Ona się na szczęście w dziejach skończyła – Kościół utracił swoje państwo, stracił straszliwe obciążenie polityczne, które się z tym łączyło, oraz fałszywą ambicję teokratyzmu...

Natomiast otwartość – co zauważa mocno Swieżawski – jest bardzo widoczna w pontyfikacie Jana Pawła II. Kościół otwarty to znaczy realnie szukający porozumień, a nie różnic.

To jest kontekst, w którym księża w Polsce żyją i pracują. A by jeszcze mocniej uwypuklić, że nie chodzi o sprawy przebrzmiałe, przywołam listy wymienione między przyjaciółmi: profesorem Swieżawskim a Janem Pawłem II. Bo choć pisane one były w 1990 roku, zaraz po upadku komunizmu i w początkach naszej wolności, wydaje się, że właśnie dziś są znowu wielce aktualne.

 

Bardzo nam Drogi Ojcze Święty, Kochany Karolu

(...) Głównym błędem wydaje mi się klerykalizm wyrażający się wielorako. Przede wszystkim w praktyce zapomina się o koncepcji Kościoła jako Ludu Bożego. Zbyt często używa się przeciwstawienia: „duchowieństwo – Lud Boży”, tak jakby kler stał poza Ludem Bożym (jako element władczy i kierowniczy). Prowadzi to wprost do klerykalizmu, paternalizmu i tryumfalizmu... Coraz częściej słyszy się ze strony ludzi głęboko wierzących i głęboko oddanych Kościołowi, że ten klimat „tryumfalizmu i bogatego klerykalizmu” staje się u nas tak odpychający, że czasem trudno powstrzymać się od głębokiej niechęci i krytyki.

W Polsce dochodzi do tego bardziej nasilający się element nacjonalistyczny. Aż serce się kraje, jak często wspaniała tradycja naszego „jagiellońskiego” patriotyzmu – otwartego, pluralistycznego i tolerancyjnego – zanika na rzecz ciasnych, egoistycznych postaw szowinistycznych. Wbrew temu, co się mówi i pisze, trzeba stwierdzić, że u bardzo wielu „Polaków – katolików” tkwią silne odruchy antysemickie, a także podskórna niechęć do Niemców, Rosjan, Ukraińców, Czechów itp. Nie jest wolna od tego spora cześć kleru i episkopatu.

 

To prywatny list, cóż do tego dodać – poza odpowiedzią adresata:

 

Czcigodny i Drogi Stefanie, Profesorze, Jubilacie i Przyjacielu!

Bóg zapłać za list... i życzenia w nim zawarte. Bardziej jeszcze od życzeń, zawarty w nim jest „rachunek sumienia” Kościoła (i społeczeństwa) posoborowego AD 1990. Będę się starał, aby ten „rachunek sumienia” dotarł do „adresatów” (myślę bowiem, że odnosi się on przede wszystkim do adresatów!)...

*

I druga uwaga krytyczna – już wprost AD 2016. Papież Franciszek jest w Polsce nierozumiany. A olbrzymia liczba księży nic – i to dosłownie nic – z tym nie robi. Trochę z lenistwa, trochę z braku narzędzi intelektualnych, a boję się nawet dopowiedzieć, że także z powodu małej wiary. Czysto ewangeliczne przesłanie Franciszka trafia na twardy grunt naszej głuchoty duchowej. W książce Franciszek między wilkami Marco Politi, włoski watykanista, cytując Gian Franca Svidercoschiego, który współpracował z Janem Pawłem II przy pisaniu książki Dar i Tajemnica, zauważa: Spada liczba chrztów, także powołań kapłańskich, ślubów kościelnych... dochodzi do upadku życia moralnego wśród chrześcijan, niezdolności świadczenia o swojej wierze we współczesnym świecie