Run Away - Weronika Dobrzyniecka - ebook + książka

Run Away ebook

Weronika Dobrzyniecka

4,0

Opis

Wychowywana przez samotną matkę alkoholiczkę Etinet Winston nigdy nie była grzeczną nastolatką. W końcu jednak udało się jej wyjść na prostą: dziewczyna za chwilę ma rozpocząć studia na prestiżowym college'u w Mieście Aniołów, a otwierający się przed nią nowy rozdział życia napawa ją optymizmem i nadzieją na szczęśliwą przyszłość. Wkrótce jednak jej plany pokrzyżuje pewien blondwłosy Kanadyjczyk i... grupa zamaskowanych mężczyzn,
wynajętych, by ją zabić.
Aby ocalić życie i marzenia, Etinet będzie musiała rzucić się w szaloną ucieczkę przez amerykańskie bezdroża, nauczyć się walczyć i zabijać, a przede wszystkim – zmierzyć się z własną przeszłością, która okaże się bardziej mroczna, niż kiedykolwiek jej się wydawało...

Wpadłam na stację benzynową i z piskiem opon zahamowałam przed sklepem, zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół. Trzęsącymi się dłońmi wyrwałam kluczyk ze stacyjki, a silnik i radio natychmiast ucichły. Odpięłam pasy, po czym, nie wychodząc na zewnątrz, wgramoliłam się na tylne siedzenia, a z nich przesunęłam się na podłogę. Dopiero kiedy adrenalina opadła, zaczęłam słabnąć; nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Przycisnęłam policzek do wycieraczki, błagając Austina, żeby się pospieszył, z nadzieją, że w jakiś magiczny, telepatyczny sposób dotrze do niego moja prośba i, gdziekolwiek się znajduje, przydepnie gaz. (…) Czy wiedział, kim jestem? Czy, co gorsza, wybrał mnie przypadkiem? Po prostu napatoczyłam mu się…?
Coś uderzyło w przednią szybę, a moje oczy otworzyły się szeroko. Serce podeszło mi do gardła.


Jeśli lubicie akcję i skrywane tajemnice – ta pozycja jest dla Was! Historia Etinet od początku do końca trzyma w napięciu, a nam nasuwają się miliony pytań. Czy dostaniemy odpowiedź na wszystkie? Przekonajcie się sami – nie pożałujecie!
Patrycja Cygan, whothatgirl.blogspot.com

Run Away” to powieść, która jako literatura dla kobiet sprawdza się idealnie wśród fanów nie tylko wątku romantycznego, ale i fanów piętrzących się tajemnic, posmaku grozy oraz wszechobecnego mroku. Autorka stworzyła namiętny romans na tle niebezpieczeństw i okrucieństw. Gorąco polecam!
Jules Evans, arystokratkispodksiegarni.blogspot.com

Jeśli szukacie ciekawej historii, która wciągnie Was na wiele godzin, to trafiliście doskonale. Weronika Dobrzyniecka pisze tak lekko, że „Run Away” czyta się jednym tchem, a zwroty akcji i bohaterowie sprawią, że o tej powieści z pewnością tak łatwo nie zapomnicie.
Katarzyna Krupska, mojswiatliteratury.blogspot.com

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 623

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (44 oceny)
22
10
3
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tapiratorek

Całkiem niezła

Może być nawet fajna.
00

Popularność




PROLOG

Sierpień 2014

 

Lubiłam drogie motocykle, nielegalne wyścigi i otaczającą mnie woń używek. Jednym słowem – lubiłam swoje życie. Zdarzało mi się wsiadać do pociągów, nie wiedząc, gdzie będą w stanie się zatrzymać – zawsze jechałam do końca trasy. Nieraz kończyłam na pustkowiu, zdana na siebie, z dziesięcioma dolarami w kieszeni, paczką papierosów i telefonem, który i tak nie miał zasięgu. Tym razem znalazłam się na dworcu głównym, z którego ruszyć mogłam w dosłownie każdą stronę miasta. Byłam tylko nastolatką lubiącą korzystać ze wszystkiego, co przecież było dla ludzi. Nielegalne bójki, ustawki, wyścigi, imprezy, po których urywał mi się film, czy narkotyki cięższe od marihuany, od której niezaprzeczalnie byłam uzależniona, chociaż nigdy w życiu nie przyznałabym się do tego.

– Bryana, polej! – zawołał ktoś tuż przy moim uchu.

Zaśmiałam się, głównie dlatego, że nie miałam na imię Bryana. Uniosłam butelkę wysoko nad głowę, po czym przechyliłam ją nad wyciągniętą w moim kierunku szklankę, a następnie sama pociągnęłam kilka łyków tequili prosto z gwinta.

Atmosfera panująca w jednym z piwnicznych klubów była bajeczna, a stwierdzenie, że dawno nie bawiłam się tak dobrze – jak najbardziej trafne.

Co jakiś czas tłum ponosił mnie w stronę parkietu, na którym wszystkie te rozpalone ciała stykały się ze sobą. Nie robiło to na nikim wrażenia, wszyscy przyszli tu, by dobrze się bawić. Odrzuciłam pustą butelkę na blat baru, a chłopak stojący po drugiej stronie podsunął mi następną. Zignorowałam to, ruszając w stronę największego skupiska ludzi poruszających się w rytm muzyki buczącej z głośników. Włosy lepiły się do mojej twarzy, a makijaż pewnie całkiem spłynął za sprawą potu, ale nie przejmowałam się tym. To była moja noc, moje miejsce, tak właśnie czułam. Nie nadawałam się do nudnego życia poukładanej dziewczynki. Potrzebowałam oderwania – zbyt często w ostatnim czasie – od panującego w moim życiu bałaganu.

Jakiś rudowłosy przystojniak przyciągnął mnie do siebie, a ja, mając zbyt wiele alkoholu we krwi, nie protestowałam. Tańczyłam z nim, pozwalając jego dłoniom błądzić po moim ciele. Byłam przekonana, że wygląda to nieziemsko seksownie. Od jego ciała biła przyjemna woń świeżości, jakby dopiero wszedł do środka.

Chwilę później balowałam już ramię w ramię z innym chłopcem. Spędziłam tak trochę czasu, poruszając się między ludźmi, zmieniając partnerów, aż do momentu, w którym poczułam, jak szpilki na moich nogach robią się ciężkie.

Wróciłam do baru, gdzie ruch był, o dziwo, mniejszy, i skinęłam na barmana, żeby nalał mi czegokolwiek. Było mi gorąco i byłam spragniona. Powoli zaczynałam też odczuwać zmęczenie. Nie spałam od dawna, nie miałam czasu na odpoczynek w ciągu dnia, a i w samym klubie spędziłam już dobrych kilka godzin. W planach miałam wypić jeszcze kilka kolejek, po czym udać się do domu.

Poczułam, jak czysta wódka przepala mi przełyk, i zdecydowałam, że tyle mi wystarczy. Udałam się do wyjścia, uznając, że maksymalnie wykorzystałam ten wieczór. W końcu nie zawsze musiało kończyć się na bójce czy przekraczaniu prędkości.

Powietrze na zewnątrz uderzyło we mnie z zabójczą siłą, kiedy tylko otworzyłam drzwi. Było zdecydowanie chłodno, ale niczego innego nie mogłam spodziewać się po letnim zmierzchu w Filadelfii.

Zarzuciłam na ramiona kurtkę, którą w ostatniej chwili zgarnęłam z wieszaka, modląc się, żeby faktycznie udało mi się trafić na moją.

Wydawało mi się, że idę prosto, co przy moim stanie było pewnym wyczynem. Spojrzałam na zegar elektroniczny wiszący nad jednym z banków, mrugałam zawzięcie, żeby wyostrzyć zamglony wzrok, a kiedy już mi się to udało, zobaczyłam, że czerwone cyfry podają godzinę pierwszą. Przeklęłam pod nosem, bo gdzieś z tyłu głowy nadal miałam świadomość, że z samego rana będę musiała tłumaczyć się rodzicom.

Przyspieszyłam, chcąc jak najszybciej dotrzeć do jakiejkolwiek linii autobusowej, stacji kolejowej czy chociażby postoju taksówek. Prawda była jednak taka, że całkowicie straciłam orientację w terenie. Szybciej przebierając nogami, zaczęłam zataczać się, mamrocząc pod nosem niewyraźne obelgi na ludzi, który postanowili wyłożyć tę przeklętą uliczkę kocimi łbami. W końcu zatrzymałam się i zdjęłam buty, postanawiwszy, że dalszą drogę przebrnę boso.

Wyszłam z bocznej uliczki i znalazłam się przy drodze, którą mogły jeździć samochody. Ruch w Pensylwanii był wzmożony o każdej porze dnia i nocy.

Asfalt był zdecydowanie mniej nagrzany, więc postanowiłam założyć szpilki z powrotem. Schyliłam się, by nie stracić równowagi i nie runąć na jezdnię, a jakiś samochód zjechał na pobocze i zatrzymał się tuż za mną.

Słabo łącząc wątki, zmarszczyłam brwi, po czym podniosłam się i odwróciłam w stronę kierowcy, który już zaczął wychodzić z wozu.

– Co taka panienka robi sama w środku nocy przy głównej drodze? – zapytał mężczyzna, opierając się o maskę swojego auta.

Nie był to pojazd wyższej rangi. Nieodrestaurowany ford z końca lat dziewięćdziesiątych miał widoczne na pierwszy rzut oka wgniecenia i mogłam się założyć, że w normalnym świetle i trzeźwa dostrzegłabym jeszcze wiele innych uszczerbków.

Mama mówiła, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi, ale mówiła też wiele innych rzeczy, których nigdy nie słuchałam.

– Idę do domu – odpowiedziałam, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Spojrzałam na mężczyznę, zastanawiając się, czy mogę skądś go znać, ponieważ wydawało mi się, że ten europejski akcent już gdzieś słyszałam. Z drugiej strony – w Stanach żyło naprawdę wielu Europejczyków.

– Może trzeba cię podwieźć?

Facet nosił jasne, niebieskie dżinsy i koszulę w kratę, ale to jedyne, co mogłam dostrzec w żółtym świetle latarni i świecących mi w oczy reflektorów forda.

Wahałam się przez chwilę. Był na pewno po pięćdziesiątce, nie znajdował się zatem w kręgu moich zainteresowań. Wręcz przeciwnie, odczuwałam wstręt do jego pociągłej twarzy i szczupłego ciała. To mogło skończyć się dla mnie naprawdę źle, nie zdziwiłoby mnie nawet, gdyby mężczyzna chciał mnie zabić. W końcu na ulicach tego kontynentu pełno było niebezpiecznych i nieobliczalnych świrów, którzy w każdej chwili mogli podejść do ciebie i bez powodu poderżnąć ci gardło, ot tak, nawet nie wiedząc, jak masz na imię.

Z drugiej jednak strony nawet wariaci czasem sypiają, czyż nie? Szczerze wątpiłam, by którykolwiek jeździł głównymi ulicami, wypatrując swoich nowych ofiar. Bardziej prawdopodobne było to, że czaili się na niegroźnie wyglądających zakrętach tych spokojnych, rzadko odwiedzanych uliczek.

Szybko odgoniłam od siebie wszelkie złe myśli. Po odbytej imprezie czułam się wykończona, a nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Przecież nie mogło stać się nic złego, zresztą niejednokrotnie pakowałam się w kłopoty i niejednokrotnie, jak widać, wychodziłam z nich cało.

– Właściwie to tak – zgodziłam się, pewnie ruszając do samochodu.

Zamknęłam za sobą drzwi, zwróciwszy uwagę na to, że nie jest to najnowocześniejszy samochód i nawet zamknięte na klucz drzwi można było mechanicznie otworzyć od środka, i to nawet od strony pasażera. Odetchnęłam więc z ulgą, mając świadomość istnienia dobrej drogi ewentualnej ucieczki.

– Dokąd? – zapytał, idąc w moje ślady, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce.

– Pierwsza stacja na Kingsessing.

Jechaliśmy, nie zamieniając ze sobą nawet słowa. Wsłuchiwałam się w płynące ze starego radia piosenki Katy Perry, stukając paznokciami o udo w ich rytm. Szczerze lubiłam głos tej piosenkarki, chociaż tekst jej najnowszego utworu był niekoniecznie w moim typie.

– Więc – odezwał się, przełamując ciszę – mieszkasz w Kingsessing?

– Nie – skłamałam. Nie miałam przecież zamiaru mówić nieznajomemu o moim miejscu zamieszkania. – Idę na imprezę.

– Zabawne, bo mówiłaś, że wracasz do domu – zauważył. – Poza tym wyglądasz, jakbyś z jednej imprezy – z sarkazmem użył tego słowa – wracała.

Przełknęłam ślinę, czując rosnące napięcie.

– To chyba nie pana sprawa – rzuciłam, patrząc prosto przed siebie na drogę, którą, dzięki Bogu, dobrze znałam.

– Dobrze się bawiłaś? – kontynuował, w ogóle nie zwracając uwagi na mój komentarz. – Pewnie chłopcy nie odstępowali cię na krok. Nie mogłaś się od nich opędzić? Dotykali cię? Podobało ci się to? A może jednak jeszcze jesteś dziewicą? No, cukiereczku?

Zobaczyłam majaczące niedaleko światła stacji paliw. Nie miałam pojęcia, z jaką prędkością jechaliśmy, ale żołądek zaczął podchodzić mi do gardła. Już nie tylko za sprawą alkoholu. Ten człowiek nie był do końca zdrowy. Co go obchodziły moje sprawy, moje ciało, moje dziewictwo? Chyba że… Wstrzymałam oddech, panikując.

– Proszę się zatrzymać – zażądałam stanowczo, starając się jak najbardziej opanować ton głosu. Co tu dużo mówić, byłam upita i miałam tego świadomość, moje ruchy byłyby nieporadne podczas biegu w stronę jakichkolwiek żywych ludzi, musiałam więc grać na czas, by znaleźć się jak najbliżej stacji paliw.

Facet zaśmiał się gardłowo, po czym położył rękę na moim udzie. Mimo materiału spodni poczułam bijące od niego zimno. Kierował jedną ręką, zerkając to na niemal pustą jezdnię, to na mnie.

Wiedziałam, że nie mogłabym liczyć na czyjąkolwiek pomoc.

– Zabierz rękę – warknęłam, zaciskając dłoń na klamce. Byłam gotowa w każdej chwili wypaść z auta prosto w krzewy rosnące na poboczu i błagać innych kierowców o pomoc albo samodzielnie udać się na stację, gdzie mogłabym bezpiecznie zaczekać na świt, nawet jeśli miałoby to oznaczać sen w tamtejszej obleśnej toalecie. A jeśli udałoby mi się trafić na zmianę kogoś znajomego, może nawet odwiózłby mnie do domu i postawił kawę, ponieważ byłam całkowicie spłukana. Byłam niepoprawną optymistką. Marzyłam o ciepłym napoju, kiedy groziło mi niebezpieczeństwo.

Nie po raz pierwszy naprawdę zaczęłam żałować swojej bezmyślności.

Zamiast zabrać swoje brudne łapsko, obleśny facet posunął je wyżej.

Światła stacji zrobiły się zdecydowanie bardziej wyraźne, mogłam nawet odczytać znajomy napis. Zastanawiałam się, czy ten bydlak ma zamiar zrobić mi krzywdę w pobliżu mojego domu. W miejscu, w którym powinnam czuć się bezpiecznie?

Ale on przemknął obok wskazanego przeze mnie punktu, nawet nie myśląc o zatrzymaniu się. Przez cały ten czas sprawiał wrażenie porządnego gościa, ale skoro już odkrył swoją twarz, przestał nawet dbać o pozory.

Nie zastanawiając się nawet sekundy dłużej, szarpnęłam za klamkę, po czym rzuciłam się na zewnątrz.

Serce biło mi jak oszalałe, oddech był płytki, a przez nerwowy pot grzywka przykleiła mi się do czoła.

Poczułam ból przeszywający mnie na wskroś. Leżałam na poboczu przez krótką chwilę, czekając, aż prąd, przechodzący po wszystkich moich kościach i całkowicie zapierający dech w piersiach, nie minie.

– Wariatka! – wydarł się jakiś kierowca, omijając mnie szerokim łukiem.

Nie miałam nawet siły, żeby unieść w jego stronę środkowy palec. Satysfakcjonowała mnie jedynie myśl, że nie usłyszałam pisku opon zatrzymującego się ledwo sprawnego forda.

Podniosłam się gwałtownie, zrzucając obuwie i pozostawiając je na pastwę losu. Wiedziałam, że szpilki będą wyłącznie mnie opóźniać. Ignorując pulsowanie w czaszce, pędem ruszyłam w stronę, z której bił blask neonów. Musiała dochodzić druga, co oznaczało jeszcze tylko kilka godzin do poranka, a to było ogromnie motywujące. Nie zamierzałam odwracać się za siebie ani też zwalniać, aż do momentu, w którym znajdę się między ludźmi.

Wpadłam do ciepłego sklepu niczym oszalała.

Przysypiająca pracownica uniosła na mnie znużony wzrok. Nie znałam jej w ogóle, musiała być tam nowa.

– W czym mogę pomóc? – odezwała się monotonnym głosem.

Na moje oko nie miała więcej niż siedemnaście lat.

– J-ja – wyjąkałam, dopiero teraz postanawiając zerknąć na zewnątrz w obawie, że facet jechał za mną, ale ani na parkingu, ani przy dystrybutorach z paliwem nie było żywej duszy. – Chciałam tylko skorzystać z toalety – wyjaśniłam, posyłając jej ciepły uśmiech i siląc się na spokój. – Ale gdyby ktoś pytał, nie było mnie tutaj – dodałam, zatrzymując się przy drzwiach.

– Pokłóciłaś się z chłopakiem? – zapytała, nagle zainteresowana.

– Och… – westchnęłam, powoli wypuszczając powietrze z płuc. – Bardziej z ojcem.

Nie pozwoliwszy jej na reakcję, zamknęłam się w kabinie. Spojrzałam w lustro. Jęknęłam, widząc pokaźnego siniaka na lewej stronie swojej szczęki. To cud, że jej nie złamałam.

– Idiotka – wymamrotałam, po czym odkręciłam kran i przemyłam twarz wodą. – Przecież było jasne, jak to się skończy.

Potrzebowałam wytrzeźwieć i zacząć myśleć logicznie. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, z każdą chwilą coraz bardziej. Ścisnęłam nasadę nosa, siadając na zamkniętej toalecie. Nogi mi się chwiały, a w żołądku wrzało. Musiałam jak najszybciej znaleźć się w domu, zażyć odpowiednie leki i położyć się spać. O niczym innym nie marzyłam.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi, a ja zamarłam.

Rozważałam ich otwarcie, ale jeśli to był ten psychopata, nie miałam żadnej drogi ucieczki, jeśli natomiast była to jakaś kobieta… ale co kobieta mogłaby robić w środku nocy na jednym z osiedli Filadelfii, w dodatku pukając do drzwi beznadziejnej stacji benzynowej?

No właśnie, Etinet, co takiego?

– Hej, żyjesz tam? – odezwał się dziewczęcy głos, który skojarzyłam z głosem zmęczonej ekspedientki.

Wstałam i podeszłam do drzwi. Mogła być przecież z kimś…

Przez dłuższą chwilę panowała cisza, po czym znowu rozległo się ciche pukanie. Zrezygnowana, postanowiłam zaryzykować.

Ku mojemu zdziwieniu nie zobaczyłam przed sobą wstrętnej męskiej twarzy, a kubek ciepłej kawy trzymany przez zdenerwowaną blondynkę.

– O Boże, jak dobrze – odetchnęła, a wyraźna ulga wymalowała się na jej twarzy. – Kiedy mówiłam, że chciałabym, żeby coś się tu w końcu stało, nie miałam na myśli wpadającej w środku nocy dziewczyny wyglądającej niczym z horroru. I to w dodatku bez butów. – Faktycznie, całkiem zapomniałam o tym, że mogłam ją przestraszyć. – Jestem Vanessa.

Zamrugałam, nie mając pojęcia, czego właściwie chce ode mnie ta dziewczyna. Nie był to dobry moment – ale zastanawiałam się też, co nastolatka ubrana w dresy od Chanel robi za ladą na stacji paliw.

– Etinet – przedstawiłam się, biorąc od niej kawę.

Do rana siedziałam razem z Vanessą w oczekiwaniu na klientów, którzy, co było dla mnie jasne, nie mieli się pojawić. Dowiedziałam się za to, że dziewczyna jest nowa, przeprowadziła się z Nowego Jorku na początku lata, a praca w tym miejscu bez przyszłości miała służyć zaaklimatyzowaniu się. To była jej pierwsza i ostatnia nocna zmiana, gdyż zamierzała zrezygnować ze stanowiska. Nic dziwnego, na jej miejscu zrobiłabym to już dawno. Zabawne, że widziałam ją po raz pierwszy, mimo że w okresie wakacji tankowałam na tej stacji niemal codziennie.

Wróciłam do domu nad ranem, wchodząc do środka tak cicho, jak było to możliwe, i mając nadzieję, że uda mi się nie obudzić rodziców.

Było to jednak zbędne, ponieważ gdy tylko przestąpiłam próg salonu, zobaczyłam mamę siedzącą na kanapie.

Serce momentalnie podskoczyło mi do gardła, a język stanął kołkiem. Gdyby o cokolwiek mnie zapytała, nie byłabym w stanie odpowiedzieć.

Okazało się, że wcale nie musiałam się o to troszczyć, bo mama nie zwracała na mnie uwagi. W ręku trzymała szklankę whisky i wpatrywała się w kartkę leżącą przed nią tak pustym wzrokiem, że poczułam dreszcze przebiegające po ramieniu.

Wzięłam do ręki świstek, który okazał się listem. Już po przeczytaniu pierwszych słów poczułam, jak wzbierają we mnie emocje. Nie potrafiłam określić, czy jestem bardziej wściekła, zraniona, sfrustrowana, czy może najzwyczajniej w świecie czuję się zdradzona.

Zgniotłam papier, mocno zaciskając szczękę, po czym z impetem rzuciłam go przed siebie, ale lekka kartka nie pofrunęła na drugi koniec pokoju, tak jak chciałam, lecz zamiast tego uderzyła mamę w głowę.

Szczerze mówiąc, nie przejęłam się tym. W tamtym momencie i dla mnie, i dla niej liczyła się wyłącznie jedna rzecz: bezpodstawne, nagłe odejście ojca.

Nawet się z nami nie pożegnał. Zostawił idiotyczny świstek, jakby to miało wszystko załatwić.

Miałam ochotę płakać, łzy autentycznie cisnęły mi się do oczu, a to nie zdarzało się często.

– Nie wierzę – syknęłam ze złością, po czym ruszyłam w stronę swojego pokoju. Miałam gdzieś cały świat, ból głowy i nudności czy obicia, których nabawiłam się, wyskakując z pędzącego samochodu. W obliczu aktualnych wydarzeń ten facet mógł mnie zgwałcić i zabić, zamiast po prostu odpuścić. Nie musiałabym wtedy przechodzić przez piekło, które, jak wiedziałam, niebawem miało się zacząć.

ROZDZIAŁ 1

Czerwiec 2017

 

– Austin Dawkins nie wygląda mi na faceta, który używałby prezerwatyw podczas seksu, więc nie oszukuj się, brałabyś go.

Kelnerka przyniosła nam nasze beztłuszczowe latte, a ja podziękowałam jej uśmiechem, w dalszym ciągu wsłuchując się w śmiałe słowa przyjaciółki. Ta dziewczyna zdecydowanie wiedziała, jak być kompromisową i stylową jednocześnie. Znałyśmy się długo, co dawało jej pełną swobodę w moim towarzystwie, ale przypuszczałam, że nawet wobec kogoś całkiem obcego byłaby skłonna wygłosić podobne przemówienie. Po prostu nie wiedziała, co to wstyd.

– Zwolnij, Vanessa – zaśmiałam się niezręcznie, zbierając z wierzchu kawy puszystą piankę. – Jest całkiem przystojny, ale nic o nim nie wiem.

– Im mniej wiesz, tym ciekawiej może być – stwierdziła, zanurzając swoje błyszczące różowe usta w bladobrązowym płynie.

Zastanawiałam się, co w tej chwili miała na myśli, ale ostatecznie stwierdziłam, że chyba wcale nie chcę tego wiedzieć. Myśli mojej przyjaciółki potrafiły być naprawdę brudne.

– W każdym razie dopiero zerwaliśmy z Ethanem, nie mam nastroju na kolejne miłosne podboje.

– A on już prowadza się z Angelą. – Z niesmakiem pokiwała głową, wydymając przy tym usta i stukając paznokciami o wiśniowy blat stolika.

Nie wiem, jak daleko od swojej granicy wytrzymałości się znajdowałam, ale rozmowa o moim byłym chłopaku wyłącznie popychała mnie do jej przekroczenia. Nie lubiłam tego typu rozmów z Van. Zazwyczaj nie kończyły się dobrze – jedna z nas wychodziła z lokalu, dumnie unosząc głowę, a druga odzywała się do niej dopiero następnego dnia, gdy emocje obu stron opadły. Obsługa lokalu pewnie była już przyzwyczajona.

– Najwidoczniej ma niskie poczucie własnej wartości, skoro już szuka pocieszenia – sarknęłam, kończąc tym samym temat.

Naprawdę nie miałam ochoty na rozmowy o chłopcach. Nie szukałam związków. Chciałam skupić się na nauce w ostatnim miesiącu liceum, miałam szansę na wysokie stypendium naukowe i przepustkę do wymarzonego college’u w Los Angeles, nie mogłam zaprzepaścić takiej szansy.

To nie tak, że przekreślałam ich wszystkich i na zawsze, bo mimo wszystko, jak każda dziewczyna, potrzebowałam ciepła i drobnych pocałunków. Chciałam tylko trochę czasu, krótkiej przerwy.

– Więc… – Vanessa odchrząknęła znacząco. – Jak tam w domu?

– Och – westchnęłam, odwracając wzrok. Tego tematu też nie lubiłam. – Nic nowego. Marley urzęduje z moją matką, a ojciec nadal udaje, że nie istnieje. – Obojętnie wzruszyłam ramionami.

Marzenia o college’u miały też drugie dno – po prostu nie mogłam doczekać się dnia, w którym uda mi się wyrwać z Filadelfii, zapomnieć o matce alkoholiczce, jej obrzydliwym facecie i ojcu, który, układając sobie nowe życie, postanowił całkiem zapomnieć o przeszłości, w tym o mnie.

Nie mogę powiedzieć, że było mi całkiem źle, miałam większość rzeczy, których tak naprawdę potrzebowałam czy chociażby chciałam.

– A u ciebie? – spytałam, żeby jakoś kleiła się ta rozmowa, chociaż doskonale wiedziałam, jak to wygląda u niej.

Idealny obrazek pięknej amerykańskiej rodzinki i tylko ona, jakby wklejona w niego, nie umiała docenić, jak wiele ma.

Ale nie miałam jej tego za złe, mimo że bywałam zazdrosna. Marzyłam, żeby moja rodzina była normalna. Żeby mama zajmowała się domem, żeby tata każdego wieczora wracał z pracy, żebyśmy rozmawiali przy niedzielnych obiadach, żebyśmy kłócili się czasami, przepraszali, razem oglądali filmy. Marzyłam, żeby moi rodzice się mną interesowali.

– Billy ma dziewczynę – zachichotała, a ja niemal wyplułam kawę.

Tego nie mogłam się spodziewać.

– Billy ma dziewczynę? – powtórzyłam. – Od kiedy go znam, spotykał się wyłącznie z chłopcami.

– Świat staje na głowie. – Ze śmiechem rozłożyła ręce. – A teraz uważaj. – Jej ciemne oczy zaświeciły się nagle i gwałtownie złapała mnie za łokieć. Nie dała mi nawet czasu na zakodowanie nowej wiadomości. – Austin Dawkins na drugiej. Wydaje mi się, że on cię śledzi.

Wywróciłam oczami, po czym dyskretnie odwróciłam się za siebie.

Faktycznie, opalona sylwetka Austina rzuciła mi się w oczy. Jego złote włosy zaczesane były do tyłu i zakręcały się za uszami, a biały T-shirt z logo zespołu, którego nie znałam, opinał mu ramiona, na które dodatkowo narzucił koszulę w czerwoną kartę. Lewisy zwisały mu z bioder i od samego patrzenia na ten strój zrobiło mi się gorąco.

Moje spodnie ledwo sięgały mi za pośladki, a koszulka była niemożliwe wycięta po bokach, ale nie było w tym nic wyzywającego, bo w ciepłe dni w Filadelfii wszyscy nosili się w ten sposób.

– Anioł – tęsknie westchnęła Vanessa.

Trzepnęłam ją w ramię, zaciskając wargi w wąskim, wymuszonym uśmiechu.

– Zdaje mi się, że jesteś w związku.

– No tak. – Ułożyła usta w smutną podkówkę, udając załamaną tym faktem. – Ale ty nie jesteś.

– Van, mówiłam ci, że nie szukam… – próbowałam przemówić jej do rozsądku, ale zanim udało mi się skończyć zdanie, jej ręka wystrzeliła w górę i brunetka zaczęła machać nią zawzięcie.

– Hej, Austin! – zawołała. – Może przysiądziesz się do nas?

Powoli zabijałam ją wzrokiem, ale ona nic sobie z tego nie robiła, nawet przeciwnie, coraz szerzej uśmiechała się do zmierzającego w naszą stronę chłopaka.

– Vanessa, Etinet – odezwał się, opierając o moje krzesło. – Jak miło was widzieć.

„Bez wzajemności” – pomyślałam, ale nie odważyłam się powiedzieć tego na głos. Nie chciałam przecież wyjść na niemiłą. Nie mogłam oceniać Austina, zupełnie go nie znając. Po prostu zjawił się w złym miejscu i w złym czasie.

– Właśnie o tobie mówiłyśmy – zaszczebiotała radośnie moja przyjaciółka.

„Cóż za zbieg okoliczności” – prychnęłam w myślach.

– Ty mówiłaś – poprawiłam ją, podnosząc do ust na wpół pełny kubek.

– Chodź, usiądź sobie z nami – kontynuowała, zupełnie mnie ignorując. – Wiesz, że Etinet jest singielką? Wyglądalibyście razem całkiem seksownie…

Słysząc te słowa, czułam, jak w środku mnie wrze. Miałam ochotę trzepnąć dziewczynę w jej śliczną, ale najwyraźniej pustą główkę. Odsunęłam napój od ust, ze świstem wypuszczając powietrze. Byłam niemal pewna, że moje policzki przybrały kolor dojrzałych truskawek, ale w żadnym wypadku nie było to spowodowane onieśmieleniem. Byłam po prostu wściekła.

– Okej, miłego dnia. – Wstałam zbyt energicznie, zabierając ze sobą kawę, po czym wyszłam z kawiarni, z trudem opanowując chęć trzaśnięcia drzwiami.

Tak, zdecydowanie byłam impulsywna, ale gdyby nie to przedstawienie z mojej strony, mogłoby paść za dużo słów, a tego nie chciałam. Mój status nie był tajemnicą, ale Vanessa nie musiała chwalić się nim za mnie.

Chwała właścicielom za tekturowe naczynia niczym w Starbucksie, inaczej mogłabym zostać posądzona o kradzież. Niejednokrotnie, zważywszy na częstotliwość naszych kłótni.

Oparłam się o ścianę, ciężko dysząc. Całkiem straciłam ochotę na kawę, więc wyrzuciłam ją do stojącego przy wejściu kosza na śmieci.

Mój samochód stał zaparkowany kilka przecznic dalej, bo przy plaży nad rzeką zwyczajnie nie było wolnych miejsc, chociaż starałam się zatrzymać przy niej, od kiedy tylko otrzymałam prawo jazdy na cztery kółka.

W tym wypadku byłam jednak za to wdzięczna, spacer powinien dobrze mi zrobić.

Ruszyłam przed siebie, uprzednio biorąc głęboki wdech, żeby nieco się uspokoić.

Wcisnęłam do uszu słuchawki, starając się zagłębić we własnym świecie, wyciszyć i odpuścić sobie myślenie o Austinie Dawkinsie i o tym, jak bardzo Vanessa nie powinna nas swatać.

Austin był nowym dzieciakiem w naszym roczniku i obie z Vanessą chodziłyśmy z nim na angielski oraz nauki społeczne. Wiedziałam o nim tyle co nic – że przeniósł się z Kanady, chociaż jego akcent sprawiał wrażenie mocno australijskiego. Był dobry w lacrosse’a, bo nasz szkolny kapitan, brat bliźniak Van, Billy, od kilku dni niemal na kolanach prosił go o dołączenie do drużyny, ale z tego, co mi wiadomo, Austin nie był pozytywnie nastawiony do tego pomysłu.

Jednym słowem – wcale go nie znałam. Był to wystarczający argument przeciwko budowaniu z nim głębszej relacji, w jakiej widziała nas Vanessa.

Zatrzymałam się przy swoim samochodzie i wyjąwszy słuchawki z uszu, otworzyłam drzwi, by wsiąść do środka.

Przekręciłam kluczyk w stacyjce i to właściwie byłoby na tyle z mojej samotnej przejażdżki autostradą przy włączonej na maksymalną głośność starej płycie Queen. Ze złością uderzyłam w kierownicę, wyrzucając z siebie wiązankę cichych przekleństw. Spróbowałam ponownie, jednak kiedy silnik nie zaskoczył, wyszłam z samochodu i otworzyłam przednią maskę. Wszystko pod nią wydawało się w porządku. Zrezygnowana, usiadłam na miejscu kierowcy i przez chwilę po prostu patrzyłam przez przednią szybę na roztaczający się przede mną widok.

Wysokie budynki o strzelistych dachach, przeszklone ściany drogich apartamentów niemal zanurzające się w wodzie wybrzeża.

Piękny i równocześnie odrażający widok.

Spróbowałam raz jeszcze odpalić, ale silnik ponownie nie chciał zaskoczyć, więc mimowolnie przeniosłam wzrok na wskaźnik poziomu paliwa w baku i kiedy zauważyłam, że wynosi zero, miałam ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło.

Sprawdziłam w nawigacji, jak daleko mam do najbliższej stacji paliw, oraz przejrzałam książkę telefoniczną. Niestety jedyną osobą, której błaganie o pomoc wpadło mi do głowy, był Ethan. To smutne, ale nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Już nie. Straciłam większość, kiedy postanowiłam zmienić swoje życie – rzuciłam imprezy, alkohol, narkotyki, wszystko inne, co nielegalne. Zostawili mnie, kiedy zdecydowałam się być przy mamie, która mnie potrzebowała. Szkoda tylko, że od tamtej pory nie było jej przy mnie, gdy potrzebowałam tego ja.

Zaczęłam wykręcać numer byłego chłopaka, kiedy ktoś oparł się o drzwi mojego auta.

– Nie powinnaś do niego dzwonić – odezwał się ciepły głos i mimowolnie skojarzył mi się z syropem klonowym płynącym po jeszcze ciepłych naleśnikach.

Uniosłam wzrok na Austina, mrugając z dekoncentracją.

– Słucham?

Czy on naprawdę mnie śledził?

„Absurd” – pomyślałam. „Głupota Vanessy zaczyna uderzać mi do głowy”.

A jednak poczułam ogarniający mnie niepokój, ponieważ do tej pory ta dziewczyna miała dobre przeczucia co do różnych spraw.

– To poniżej twojej godności – zauważył, wybijając na moich drzwiach nieznany mi rytm.

– Skąd możesz wiedzieć o takich rzeczach? – Uniosłam brwi, uważnie lustrując jego sylwetkę.

Przedtem nie zauważyłam ray-banów w złotej ramce na jego nosie.

– Twoja przyjaciółka ma raczej długi język – zaśmiał się, a ja odruchowo mocniej ścisnęłam telefon w dłoni.

– Posłuchaj, Austin, niczego od ciebie nie chcę, niezależnie od tego, co mówiła ci Vanessa – wyjaśniłam, przenosząc wzrok na kierownicę. – A teraz, jeśli pozwolisz, trochę się spieszę.

Nie chciałam go widzieć, sprawiał, że moja złość na Vanessę wzrastała z każdą chwilą.

– Masz pusty bak – zauważył, pochylając się nade mną, po czym stuknął mi w deskę rozdzielczą.

Był zbyt spostrzegawczy.

Z frustracją zdmuchnęłam kilka opadających mi na czoło jasnych kosmyków.

– No i?

– Nie ruszysz – prychnął. – Mogę przywieźć ci trochę paliwa, bo stoję niedaleko, ale będziesz mi winna przysługę.

No jasne, ponieważ już nie można zrobić niczego bezinteresownie…

– Jeśli tylko będzie w granicach rozsądku – sapnęłam z czystą rezygnacją w głosie.

Naprawdę potrzebowałam paliwa, a jeśli Austin był w stanie mi je zapewnić, nie mogłam nie skorzystać. Przynajmniej nie czekało mnie płaszczenie się przed Ethanem.

– Oczywiście, że tak, przecież nie proszę cię, żebyś sprzedała mi duszę – mrugnął porozumiewawczo, zdjąwszy okulary.

Irytujący – to pierwszy z epitetów, którymi zamierzałam go określić. Irytujący Austin Dawkins.

Kiedy oddalał się w kierunku plaży, zwątpiłam, że jeszcze wróci, w końcu nie miałam żadnych podstaw, by zdawać się na niego. Postanowiłam, że jeśli nie pojawi się po godzinie, schowam dumę do kieszeni i poproszę o pomoc Ethana.

Jednak pół godziny i dziesięć przesłuchanych piosenek, i dwa przeczytane na szkolnej stronie artykuły później Austin zapukał w szybę po stronie pasażera.

Uśmiechnęłam się – tylko dlatego, że naprawdę chciałam być już w domu, a ten blondwłosy chłopak był moją jedyną w miarę godną drogą, by to osiągnąć.

Napełnił mój zbiornik wystarczającą ilością paliwa, bym sama mogła dotrzeć do stacji, po czym rzucił coś na temat tego, że powinien już lecieć, ale złapie mnie przy najbliższej okazji, i ulotnił się tak szybko, jak tylko mógł.

Wydało mi się to co najmniej podejrzane. Najpierw rozwlekał naszą rozmowę w czasie, a później sprawiał wrażenie niezwykle się spieszącego.

Nie spuszczałam wzroku z jego dobrze zbudowanej sylwetki aż do chwili, gdy skręcił w którąś z bocznych ulic.

Oglądał się za siebie, a ja odniosłam wrażenie, że zachowuje się nad wyraz ostrożnie.

Czyżby ktoś go obserwował?

Nie zastanawiając się nad tym zbyt długo, ruszyłam z przydrożnego parkingu w zupełnie inną stronę.

Filadelfia nigdy nie była bezpiecznym miastem, ale Austin zdecydowanie owiał je tajemnicą, a ja obejrzałam zbyt wiele horrorów i przeczytałam zbyt wiele kryminałów, by pozostawić tę aurę samej sobie.

Drzwi do domu okazały się otwarte, co pozwoliło mi stwierdzić, że mama – przytomna czy też nie – jest w środku.

Wyjęłam z lodówki butelkę wody niegazowanej. Po drodze zatrzymałam się przy McDrivie i kierując, poradziłam sobie z Big Makiem, więc nie byłam już za bardzo głodna.

– Zrobić ci kanapkę czy coś? – zapytałam, spoglądając na leżącą na kanapie kobietę.

Miała na sobie sukienkę w biało-różowe pasy i wyglądała trochę jakby urwała się z filmu o latach osiemdziesiątych.

Zdecydowanie coś musiało się dziać. Zazwyczaj nie stroiła się tak, żeby sobie poleżeć. Chyba żaden normalny człowiek tak nie robił – trzeźwy czy nie.

– Wychodzę z Marleyem, poradzisz sobie, skarbie? – Odniosłam wrażenie, że nie zabrzmiało to jak pytanie.

W gruncie rzeczy było mi jej żal. Tak po prostu, patrząc na nią, na osobę, która tylko sprawiała pozory, że na czymkolwiek jej zależy… Nie miała planów, nie miała marzeń, większych celów. Miała wyłącznie alkohol.

Sięgając pamięcią wstecz, uświadamiałam sobie, że mogłam skończyć tak samo, w dodatku o wiele szybciej. Coś skręcało mnie w żołądku za każdym razem, gdy o tym myślałam. Robiłam dużo naprawdę głupich rzeczy, ale udało mi się przerwać to w odpowiednim momencie. Dla mamy było już zbyt późno.

– Jasne – przytaknęłam, nie odwracając się do niej, ponieważ obawiałam się, że mogłoby mi to sprawić za dużo bólu. – Bawcie się dobrze.

Chociaż nie było to zbyt dojrzałe, po prostu uciekłam do swojego pokoju.

Potrzebowałam powietrza, przestrzeni i kawałka miejsca, w którym od zawsze mogłam czuć się dobrze, swobodnie i bezpiecznie.

Doskonale pamiętałam dzień, w którym mama przyprowadziła Marleya do naszego domu po raz pierwszy. Nie było to specjalnie długo po zniknięciu ojca, ale już wystarczająco, by ludzie nie zaczęli mówić.

Wtedy jeszcze nie piła nałogowo i przejmowała się tym, co o niej sądzili.

Facet po trzydziestce, śniada cera, rude włosy i stara, wytarta koszulka z Myszką Miki – niczym wyjęty z głupiej komedii palant, którego największą rozrywką jest oglądanie meczy przed telewizorem z sześciopakiem piwa pod ręką.

Już wtedy wiedziałam, że nie przyniesie nic dobrego mojej matce i jak widać, nie myliłam się.

Jeśli to znaczyło, że znam się na ludziach, to przypuszczałam też, że Austin Dawkins przyniesie kłopoty mi, niezależnie, czy będę utrzymywać z nim kontakt, czy wyłącznie go śledzić, bo przecież to miałam zamiar robić.

Być może kobiety w naszej rodzinie po prostu miały skłonności do towarzystwa mężczyzn, którzy nie byli dla nich odpowiedni.

ROZDZIAŁ 2

– To, że jestem na pana lekcji, nie znaczy, że może mi pan rozkazywać – warknęłam, opierając ręce na biodrach, by wyjść na bardziej pewną siebie, chociaż ani trochę nie byłam. – Mama jest za mnie odpowiedzialna w tym czasie. Mam zwolnienie z wychowania fizycznego.

I to na tle czystego lenistwa, ale przecież nie musiał o tym wiedzieć.

Mocno zacisnęłam telefon w dłoni. Nie miał prawa żądać ode mnie, żebym oddała mu moją własność.

Nie byłam osobą, która chowałaby głowę w piasek i z pokorą wykonywała jakiekolwiek polecenia, broniłam swoich racji, nawet gdy doskonale wiedziałam, że się mylę. To wszystko już niejednokrotnie wpędzało mnie w kłopoty i śmiałam przypuszczać, że przysporzy mi ich jeszcze wiele. Nie miałam na to jednak większego wpływu. Czasami wydawało mi się, że kłopoty to moje drugie imię albo hobby, do którego wolałam nie przyznawać się nawet sama przed sobą.

– W takim razie wyjdź z moich zajęć, Etinet – zarządził trener, ku mojemu zdziwieniu całkiem spokojnym tonem.

Nie miałam w planach wyprowadzać go z równowagi, ale jeszcze bardziej nie miałam zamiaru słuchać jego rozkazów.

Rzuciwszy mu wyzywające spojrzenie, usiadłam na ławce obok Vanessy, przybijając z nią jak najbardziej jawną piątkę.

Miałam na pieńku z trenerem, od kiedy tylko pierwszy raz pojawiłam się na jego zajęciach. Większość dziewczyn była wysportowana, w tym również ja, z tym drobnym szczegółem, że ja nie zamierzałam wygrzebywać spod paznokci grudek ziemi po grze w lacrosse’a. Trener chciał stworzyć kobiecą drużynę i brakowało mu do niej dokładnie jednej zawodniczki, ale przez cały czas pozostawałam nieugięta, więc ze złośliwości oblał mnie po pierwszym trymestrze. Szybko odwołałam się od oceny i załatwiłam sobie zwolnienie z jego zajęć, ale konflikt między nami nie ustał przez kolejne lata.

Spojrzałam na Billy’ego, który przeczesał swoje blond kosmyki palcami, uśmiechając się zabójczo. Kiedy poznałam tego chłopaka, byłam skłonna umówić się z nim na randkę, jednak na moje szczęście wolał wtedy chłopców.

Nie wiem, czy mieszane zajęcia WF-u były dobrym, czy też złym pomysłem, w każdym razie stanowiły najlepszą okazję do przyglądania się nawzajem swoim mokrym od wysiłku ciałom.

Van uważała to za seksowne, ale ja osobiście nie byłam pewna, co o tym myśleć. Niezaprzeczalnie kiedy któryś z chłopców podnosił swoją koszulkę, by otrzeć nią pot z twarzy, ukazując kawałek swojego dobrze wyrzeźbionego brzucha, wzdychałam tęsknie. Taka jest kobieca natura, niezależnie od tego, czy szuka się partnera, czy też nie.

– Etinnette, nie będę powtarzał dwa razy.

– Nie musi pan. I tak nie zamierzam pana słuchać.

Jego twarz przybrała kolor purpury, a chwilę potem gwizdnął w gwizdek tak głośno, że myślałam, że bębenki w moich uszach popękały.

Jeśli to miała być zemsta, wyszła, mimo wszystko, słabo.

Na sygnał wszyscy grający na boisku do tej pory usiedli, a na ich miejsce wbiegła druga grupa zawodników.

Szczerze nienawidziłam lacrosse’a.

Vanessa posłała mi całusa z pozycji, którą zajęła, po czym skupiła się na grze.

W jej miejscu, na ławce obok mnie, postanowił pojawić się Ethan, a ja wzdrygnęłam się z mimowolną odrazą.

Jego wygolone z jednej strony włosy zaczęły odrastać, a tatuaże na skórze musiały być niedawno odnawiane, bo nabrały nowej głębi. Sporej części populacji podobał się ten styl bycia. Pozorna szarmanckość, nutka grozy, tajemniczość. Która dziewczyna nie chciałaby mieć chłopaka niczym z książek młodzieżowych? Niestety, ja też dałam się nabrać pierwszemu wrażeniu.

– Co tam? – spytał niewinnie, nawet nie racząc obdarzyć mnie spojrzeniem. – Widziałem cię wczoraj z tym nowym. Jak mu tam?

– Austin – mruknęłam niechętnie na jego pytanie.

Po ostatniej kłótni straciłam cały szacunek dla tego człowieka i naprawdę nie chciałam mieć z nim już nic wspólnego, zaś on, podchodząc do mnie w tak bezpardonowy sposób, okazał, jak bardzo bezczelny potrafi być. Przez chwilę zastanowiłam się, co stało się z moim umysłem, kiedy pozwoliłam mu pocałować się po raz pierwszy.

– Dobry jest? – zagaił, a ja czułam, jak ciśnienie mojej krwi wzrasta.

Tego było już zdecydowanie za wiele. Powiedziałam mu, że nie chcę mieć z nim więcej żadnego kontaktu, a on przysiadł się do mnie, jakby mało mu było miejsca na ławkach na całej długości boiska, po czym zaczynał sugerować mi, że przespałam się z nowym uczniem naszej szkoły.

Czy za taką właśnie mnie miał?

Czy według jego opinii byłam łatwą, naiwną dziewczynką, która już znalazła następny obiekt westchnień?

Zacisnęłam dłonie na ławce, mocno wbijając paznokcie w jej miękkie drewno. Nie mogłam dać mu się sprowokować, moja złość była jedynym, na czym naprawdę mu w tym momencie zależało.

– Skąd mam to wiedzieć? – fuknęłam. – Lepiej powiedz, jak z Angelą.

Nie zamierzałam go atakować, odpychając agresję. Chciałam zabrzmieć niezależnie i obojętnie, jednak, nie po raz pierwszy, nie udało mi się. Gotowałam się od środka, a chłopak najprawdopodobniej zauważył to, bo uśmiechnął się delikatnie. Jeśli ten uśmiech kiedyś przyprawiał mnie o palpitacje serca, to teraz zaczęłam zastanawiać się, co było nie tak również z moimi oczami.

Moje zachowanie wskazywało na urażoną dumę, co tylko łechtało jego ego.

– Między nami bardzo dobrze, dzięki – pochwalił się, nieznacznie zadzierając głowę.

Ale ja widziałam ten mały gest.

Nawet nie próbował udawać, że jest inaczej, nie starał się sprawiać pozorów zranionego i dotkniętego naszym rozstaniem. Po prostu powiedział mi, że ma nową dziewczynę i układa im się bajecznie. Może nie powinno mnie to zaboleć, a jednak tak się stało; czułam się tak, jakbym dostała w policzek. Doznawałam tego pieczenia w sposób niemal fizyczny.

– Traktuj ją lepiej niż mnie – ucięłam, wprawiając go w konsternację.

Może atak i zaskoczenie były moją jedyną obroną przed próbami zadawania mi bólu, bo używałam ich równie często co ucieczki.

Tym razem sytuacja wymagała ode mnie podwójnego zaangażowania.

Trener musiał wyrzucić mnie z zajęć, nie mogłam wytrzymać dłużej w towarzystwie Ethana, a równocześnie zdawałam sobie sprawę, że gdybym wyszła tak po prostu, jednoznacznie znalazłabym się na przegranym polu.

A to przecież ja z nim zerwałam.

Wstałam, po czym podeszłam do Billy’ego. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć.

– Trener McCauz ma alergię na komórki, zgadza się? – zapytałam wprost, zupełnie ignorując gwiżdżących na mnie kolegów chłopaka.

– Kompletną – przytaknął. – Nie toleruje ich na treningach ani lekcjach. A ty co właściwie tu robisz?

Dobre pytanie.

To był jeden z tych gorących dni w Filadelfii, który najchętniej spędziłabym w barze z drinkami, sącząc wiśniową colę z lodem, a zamiast tego utknęłam na szkolnym boisku.

– Twoja siostra i jej kobiece sprawy – rzuciłam, lekceważąco machając ręką.

Miałam jej tabletki i tampony, przyjaciół nie zostawia się w potrzebie.

Ale lekcja już dobiegała końca i z czystym sumieniem mogłam spędzić jej ostatnie piętnaście minut na korytarzu.

– Okej, rozumiem.

– Zrób mi zdjęcie. Wyglądam dziś niesamowicie, przyda mi się coś nowego na Instagrama, w dodatku z tak oryginalnym tłem. Zazwyczaj nie mam okazji bywać na boiskach.

– Co? – Zamrugał kilkukrotnie, patrząc na mnie, czekając, aż powiem, że to kiepski żart z mojej strony, ale ja byłam jak najbardziej poważna. – Etinet, traktuję cię jak siostrę, a nawet lepiej, bo jesteś milsza od tej wywłoki, przyjaźnisz się z Vanessą i ogólnie rzecz biorąc, uwielbiam cię, ale nie bardziej niż moje miejsce w drużynie, więc musisz mi wybaczyć, ale nie ma opcji, żebym zrobił dla ciebie coś, za co McCauz najprawdopodobniej mnie wyleje.

Może nie byłam od razu królową taktyki i podstępnych planów, ale wiedziałam, jak uzyskać to, na czym mi zależało, więc nie potrzebowałam szkolić się na bardziej przebiegłą, nie zamierzałem przecież pracować w policji. Otrzymałam od Billy’ego dokładnie to, o co mi chodziło.

Upewniwszy się, że trener to zobaczy, wyjęłam z tylnej kieszeni spodni telefon, wyciągnęłam ręce wysoko, włączyłam aparat… żeby zrobić sobie selfie. Było to szczeniackie zachowanie, niegodne dorosłej dziewczyny z końcówki ostatniego roku liceum, ale nie znałam innego tak skutecznego sposobu na wyprowadzenie trenera z równowagi, więc postanowiłam ten jeden raz poświęcić swoją opinię dojrzałej i rozważnej nastolatki.

Mina Billy’ego była bezcenna i to jego powinnam sfotografować.

Dla McCauza musiałam być po prostu żałosna i nieposłuszna, a do tego zupełnie nie żywił do mnie sympatii, więc zanim zdążyłam się obejrzeć, stał tuż przy mnie.

– Co ja ci mówiłem, Winston?! – warknął, a ja z trudem powstrzymałam się przed triumfalnym uśmiechem. – Wyjdź albo oddaj mi telefon.

Więc wyszłam, tym razem dramatycznie trzaskając drzwiami.

Zamknęłam szafkę, zostawiając w niej wszystkie niepotrzebne podręczniki. Miałam już tylko kilka lekcji, nie musiałam więc nosić wszystkich tych ciężkich książek przy sobie. Odwróciłam się, pewna, że korytarz jest pusty, nucąc cicho nową piosenkę Katy Perry.

Kolana ugięły się pode mną, a głos ugrzązł mi w gardle, kiedy zobaczyłam opartą o ścianę tuż przede mną sylwetkę Austina Dawkinsa.

– To było spektakularne – stwierdził, wyjmując z ust wykałaczkę. – I dobrze przemyślane.

Zmarszczyłam brwi, przez chwilę zastanawiając się, o czym on w ogóle mówi i skąd tak nagle wziął się tuż obok. Byłam pewna, że nie widziałam go wcześniej.

– Czy ty mnie śledzisz? – rzuciłam pewnie. – W dodatku prawie dostałam zawału!

– Dziękuję, Austin, też tak sądzę – naśladował mój głos, a raczej próbował to zrobić. – Nie ma za co, Etinet, naprawdę bardzo sprytnie uwolniłaś się od byłego chłopaka.

A więc o to mu chodziło. Musiał wszystko widzieć. Ani trochę mnie nie to uspokoiło, nie po tym, co widziałam dzień wcześniej, kiedy zachowywał się niesamowicie podejrzanie.

– Pytam poważnie. – Złożyłam ręce na piersi, dając mu jasno do zrozumienia, że oczekuję odpowiedzi.

– Dlaczego miałbym to robić?

– Ty mi powiedz.

Wywrócił oczami z wyraźną irytacją, ale w dalszym ciągu nie zaprzeczył, co odrobinę mnie zaniepokoiło, chociaż prawdopodobnie tylko prowadził ze mną grę mającą na celu rozkoszne wyprowadzenie mnie z równowagi.

Jednak wczorajsze słowa Vanessy i jego zachowanie po powrocie ze stacji benzynowej skutecznie pobudzały moją czujność.

– „Nie jestem gejem, ale dwadzieścia dolarów to dwadzieścia dolarów”? – z kpiną przeczytałam tekst z jego koszulki. – Jakie to płytkie.

Odgarnęłam włosy z ramion, poprawiając torbę. Do dzwonka zostało jeszcze dziesięć minut, ale wizja spędzenia ich w towarzystwie blondyna nie do końca mi odpowiadała. Może byłam lekką paranoiczką, ale postanowiłam nie ufać mu, dopóki nie dowiem się, co tak bardzo rozproszyło go wczorajszego wieczora.

– Pożyczyłem z szafy brata.

– Usprawiedliwiasz się przede mną?

Po raz kolejny przewrócił oczami, ale tym razem więcej było w tym rozbawienia niż rozdrażnienia.

– Pytałaś – stwierdził, unosząc lekko prawy kącik ust.

– Raczej wyraziłam swoje zniesmaczenie.

– Zadziorna.

– Nie, Etinet.

Prychnął, zatapiając swoje długie palce w nieokrzesanych blond włosach.

– Naprawdę nie jestem gejem – zapewnił, gdy opanował już śmiech. – Ale musisz przyznać, że tekst jest niezły.

– Jest obrzydliwy – odpowiedziałam wesoło. Oczywiście, że mi się podobał, ale nie przyznałabym tego wprost. Miałam naprawdę beznadziejne poczucie humoru, bawiły mnie tak idiotyczne sformułowania. – Obrzydliwy – powtórzyłam, kręcąc głową. – Tak jak jego właściciel.

– Och, poczułem się urażony. – Dumnie i przesadnie wysoko zadarł głowę, a rękę położył na sercu. – Musisz odpokutować swoje winy.

– W jaki sposób?

Zaczęłam bujać się na piętach, przyciskając podręcznik do piersi. Nie liczyłam na nic konkretnego, ale nie byłam też ślepa – podobałam mu się. Spędzenie z nim czasu w miejscu publicznym mogłoby pomóc mi rozszyfrować jego zachowanie, które nie dawało mi spokoju przez całą noc.

Austin przyjrzał mi się przez chwilę i przez ten moment poczułam się odrobinę nieswojo; miałam wrażenie, że jestem dla niego otwartą księgą i może do woli przewracać strony moich myśli. Nie żebym miała coś do ukrycia… poza kilkoma małymi sekretami sprzed trzech lat.

– Lubię chodzić na kręgle, ale nie widziałem jeszcze tu, w Filadelfii, żadnej kręgielni. W ogóle nie za dobrze znam to miasto.

– Mam robić ci za przewodniczkę? – zapytałam wprost.

Nie miałabym nic przeciwko, to tylko niewinna przysługa, zresztą byłam mu ją winna.

Pokazałabym mu najważniejsze miejsca w mieście, wyjaśniła, których ulic unikać, a gdzie wręcz należy się pokazywać, jeśli chce się mieć jakiekolwiek życie towarzyskie. I może dowiedziałabym się czegoś na jego temat, na czym najbardziej mi zależało.

– Jak ładnie to ujęłaś – zgodził się, przytakując skinieniem głowy. – Może jutro?

– Tak, po szkole. – Dzwonek rozległ się po korytarzu, a ja w sumie straciłam orientację, czy właśnie zaczęła się przerwa, czy kolejna lekcja. – To…?

– To jesteśmy umówieni. A teraz leć na matematykę, bo zaraz się spóźnisz.

– Skąd wiedziałeś, że mam teraz matmę?

Wymownie spojrzał na trzymaną przeze mnie książkę, a ja czułam, jak zalewa mnie fala zażenowania.

Byłam przewrażliwiona.

Uniosłam palec wskazujący, zaciskając usta w wąskim uśmiechu, dając mu znak, żeby lepiej nie odzywał się na ten temat, po czym niemal biegiem ruszyłam w stronę strzelistych schodów.

Mniej więcej w połowie ich wysokości Vanessa złapała mnie za łokieć, posyłając pytające spojrzenie pełne ekscytacji. Wiedziała, że wczoraj pomógł mi z samochodem, więc liczyłam na to, że odpuści. Przecież tylko rozmawialiśmy.

Znacząco pokiwałam głową, a widząc jej zrezygnowaną minę, odetchnęłam z ulgą.

Austin był wyłącznie znajomym i nie miała łączyć mnie z nim żadna skomplikowana relacja.

ROZDZIAŁ 3

Zerwałam się mokra od potu, z szeroko otwartymi oczami i rwącym oddechem.

Odruchowo położyłam rękę na sercu, garbiąc się.

Musiałam krzyczeć, wiedziałam, że obudził mnie mój własny głos.

Starałam się wyrównać oddech, równocześnie mocno zaciskając powieki.

Koszmary prześladowały mnie coraz częściej, zaczynały sprawiać, że bałam się usypiać. To było naprawdę nieznośne uczucie. Powoli przestawałam w pełni przesypiać noce.

Starłam pot z czoła, odgarniając włosy z oczu.

Przez chwilę siedziałam w plątaninie pościeli, czując, że ciemność mnie przytłacza. Byłam jednak zbyt zdenerwowana, żeby wstać i włączyć światło, postanowiłam więc, że poczekam, aż moje oczy przyzwyczają się do mroku, a emocje nieco opadną. Pot w dalszym ciągu spływał mi po karku, sprawiając, że czułam, jak po moim rozgrzanym ciele przebiegają dreszcze.

Powtarzałam sobie, że jedyne, co teraz muszę zrobić, to w końcu się uspokoić. To przecież nie mogło trwać w nieskończoność. Postanowiłam, że w wolnej chwili postaram się przejrzeć internet w poszukiwaniu naturalnych środków poprawiających jakość snu.

Słyszałam, jak bicie mojego serca powoli wraca do normy, więc odetchnęłam z ulgą. Logiczne myślenie i zastawianie się nad rzeczami nudno przyziemnymi najwyraźniej dobrze wpływało na mój organizm.

Zegarek na szafce nocnej wskazywał trzecią nad ranem. Z radością stwierdziłam, że mogę się jeszcze położyć.

Moje łóżko było zabójczo miękkie, a poduszka niemożliwie zwiększyła swoją siłę przyciągania. Pod pierzyną zrobiło mi się cieplej, a mózg zaczął przyswajać, że jestem całkowicie bezpieczna w swoim pokoju.

Poczułam, jak ten słodki stan niemocy obejmuje całe moje ciało i wiedziałam już, że ponownie usypiam. Nie mogłam powiedzieć, że nie czułam lęku przed następnym koszmarem, ale naprawdę byłam zmęczona i potrzebowałam odpoczynku.

Przez chwilę mamrotałam coś do siebie, po czym objęłam poduszkę leżącą obok, odpływając.

Obraz przed moimi oczami zaczął się rozjaśniać, mogłam poznać widoki z poprzedniego snu.

Szare wysokie ściany otaczające mnie z czterech stron. Szary sufit, podłoga i świecąca trupim odcieniem bieli żarówka.

Czarne drzwi znajdowały się po mojej lewej stronie i stanowiły jedyny wystrój, o ile w ogóle można było tak to nazwać, pokoju.

Spanikowana, zaczęłam rozglądać się wokół, jednak nie udało mi się dostrzec niczego ponad to, co już widziałam.

Popychana klaustrofobiczną chęcią uwolnienia się z popielatej pułapki, dopadłam do drzwi.

Otworzyły się bez najmniejszego trudu, co wydało mi się co najmniej podejrzane.

Przede mną rozpościerały się kłęby dymu. Nie potrafiłam określić jego koloru, nigdy wcześniej nie spotkałam podobnego. Iskrzył się i węglił, mienił, a może nawet pienił. Byłam natomiast pewna, że miał gorzki smak i podrażniał moje nozdrza.

Mimo złego przeczucia pragnęłam jak najszybciej opuścić ciasny szary pokój, który z każdą chwilą wydawał się coraz mniejszy.

Dopiero kiedy wykonałam krok do przodu, zrozumiałam, że nie mam na nogach butów. Dym łaskotał mnie w stopy, ale nie było to przyjemne uczucie.

Przestrzeń nade mną, ponieważ zdecydowanie nie było to niebo, przybrała krwistoczerwoną barwę, napawając mnie – absurdalnie – zachwytem.

– Etinet to imię dla anioła, co więc robisz w Piekle?

Odwróciłam się gwałtownie, podążając za głosem.

Serce waliło mi w piersi tak mocno, że czułam jego pulsowanie w opuszkach palców.

Nikogo tu nie było. Nikogo.

Zachłysnęłam się powietrzem, przerażona. Nie byłam wariatką, przecież słyszałam, że ktoś do mnie mówił.

Rozglądałam się w poszukiwaniu właściciela słów, starając się zapanować nad szalejącym tętnem.

Gdzieś z tyłu głowy uderzała we mnie podświadomość, powtarzająca, że to tylko sen.

To tylko sen, to tylko sen, to tylko sen…

Autentyczny ból wstrząsnął moim ciałem, od koniuszka stóp po czubek głowy, po czym skumulował się w okolicach żołądka, całkiem jakby ktoś mocno uderzył mnie pięścią. Nagle padłam na kolana, plując własną krwią.

Nie rozumiałam nic z tego, co zaczęło się dziać.

Ciepła, ciemna ciecz spływała po mojej brodzie, pozostawiała metaliczny smak w mojej buzi. Pragnęłam jak najszybciej się obudzić. Byłam pewna, że pierwszym, co zrobię po wstaniu z łóżka, będzie umycie zębów.

Z trudem podniosłam się i poczuwszy lepką, ciepłą substancję wypływającą spod łokcia, musiałam powstrzymać odruch wymiotny i chęć utraty przytomności. Moją rękę zdobiła dość pokaźna otwarta rana.

– Nieładnie wchodzić do czyjegoś mieszkania bez pozwolenia.

Kolana ugięły się pode mną i ponownie przewróciła mnie ta nieznana siła.

Mrugałam szybko, chcąc pozbyć się mroczków, które wywołało uderzenie.

W przeciwieństwie do smaku zapach dziwnego dymu był mdląco słodki i piekło, gdy zanurzyłam w nim świeże rozcięcie w okolicy łokcia.

Niewidzialna dłoń z trzaskiem uderzyła w mój policzek.

Zatoczyłam się, a nogi zaplątały mi się w gęstych oparach, potknęłam się, a czerwień nade mną rozdarł purpurowy błysk.

Było mi słabo i niedobrze. Czułam, jak w błyskawicznym tempie tracę siły, nie mam kontroli nad swoim ciałem. Moje oczy zrobiły się ciężkie. Strach odpuścił, jakbym z obojętnością przystała na tortury; opadła adrenalina.

Zaczęłam spadać, dym skutecznie mnie dusił, odcinając tlen od moich płuc swoją ciężką, kleistą konsystencją.

Czułam łzy na policzkach; w porównaniu do temperatury mojego ciała były zaskakująco zimne.

Niespodziewanie wokół mnie rozjarzył się jasny błękit, a okropny dym pozostał nade mną.

Duża ilość świeżego powietrza sprawiła, że zaczęłam kaszleć, w dalszym ciągu spadając z zabójczą prędkością.

Otaczała mnie lekka, niewyczuwalna w dotyku para, przypominająca białą watę cukrową.

W oddali gęstniała, a na jej miękkich obłokach stało miasteczko, tak małe, jakby zbudowane z klocków Lego. Dopiero po chwili zrozumiałam, że jest ono po prostu strasznie daleko. Otępienie ustępowało wraz z dotlenieniem mózgu.

Mimo zbliżającego się upadku nie czułam strachu, w Niebie nie można się bać.

To zabawne, ale zawsze myślałam, że Piekło znajduje się niżej, zdecydowanie niżej… pod ziemią.

Zamiast twardego gruntu poczułam silne i równocześnie anielsko delikatne ramiona oplatające moje ciało.

Zanurzyłam się w ich cieple, całkowicie ufając właścicielowi tych nieziemskich rąk.

Niezależnie od tego, kim był, wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy. Uratował mnie, nie było powodu, dla którego chciałby mnie skrzywdzić.

Odwróciłam głowę, by dostrzec jego twarz, przepełniała mnie ciekawość, ale kiedy byłam już naprawdę blisko, sen nagle się urwał.

Tym razem obudziłam się przez głośną melodię wygrywaną przez mój budzik. Jęknęłam niechętnie, przyciskając poduszkę do głowy i w ten sposób wyrażając swój sprzeciw. Potrzebowałam jeszcze co najmniej kilu godzin, żeby w końcu się wyspać.

Niechętnie otworzyłam oczy, ścierając się z rzeczywistością.

Ręka leżąca bezwładnie na nocnym stoliku pulsowała mi w łokciu.

Musiałam miotać się podczas snu i uderzyć nią o kant. Nie przejęłam się zbieżnością tego zdarzenia z jednym ze snów, które ledwo pamiętałam, chociaż przyśniły mi się tej nocy.

Ziewnęłam przeciągle, zwlekając się z łóżka. Przy okazji postanowiłam, że nigdy więcej nie będę jeść słodyczy przed snem.

Spóźniłam się na pierwszą lekcję, opatrzenie ręki zajęło mi więcej czasu, niż sądziłam. Rana znajdowała się w miejscu, do którego trudno było się dostać, a znalezienie apteczki po niedawnym przemeblowaniu (które polegało na tym, że mama postanowiła poupychać wszystkie podręczne kuchenne przedmioty do kilku szafek, a resztę przestrzeni wykorzystać na butelki z alkoholem) graniczyło z cudem. W dodatku rozbite szkło w kuchni ktoś musiał posprzątać. Mama znów się upiła. Leżała na fotelu, blada na twarzy, ale oddychała spokojnie, więc nie wzywałam pogotowia. Wiedziona pierwszą myślą, planowałam okiełznać ten bałagan po powrocie ze szkoły, jednak podczas brania prysznica przypomniało mi się, że mam już plany i wiązały się one z nie najkrótszą wycieczką po Filadelfii; mogłam więc wrócić dopiero wieczorem, jeśli nie w nocy, a mama pokaleczyłaby się szkłem podczas mojej nieobecności.

Stwierdziłam, że nie opłaca mi się wchodzić do klasy w połowie wykładu nauczyciela, więc zatrzymałam się jeszcze na stacji benzynowej i kupiłam colę z lodówki, przy okazji uzupełniając bak do pełna. Miałam nauczkę, by pilnować jego stanu.

Byłam rozkojarzona i trzy razy pomyliłam się w liczeniu kwoty do zapłaty, a ostatecznie zostawiłam pracownikowi spory napiwek.

Zmierzałam do samochodu, przeliczając, ile pieniędzy za dużo mu dałam, kiedy znajomy głos rozbrzmiał w mojej głowie.

– Tankujesz?

Zatrzymałam się w pół kroku i uniosłam wzrok znad paragonu. Uśmiechnęłam się delikatnie na widok kogoś znajomego, chociaż niekoniecznie marzyłam o towarzystwie akurat jego.

– Czy ty czasami bywasz na lekcjach, Austin? – zapytałam, przekrzywiając głowę odrobinę na prawo. To kolejny raz, kiedy spotkałam go, gdy powinien siedzieć w ławce.

Opierał się o czerwonego jaguara z dwa tysiące czwartego. Ubrany w swoje jasne lewisy i białą, idealnie gładką koszulę z rozpiętym ostatnim guzikiem, prezentował się niezwykle szarmancko. Było w tym coś z elegancji z nutką seksapilu i młodzieżowego wdzięku. Jednak zamiast na nim mój wzrok na dłuższą chwilę zatrzymał się na jego pięknym samochodzie. Porzuciłam życie na krawędzi, ale nie zmieniało to faktu, że w dalszym ciągu miałam słabość do takich cudeniek na czterech kółkach.

– Mógłbym zapytać cię o to samo – rzucił, sprawiając tym samym, że powróciłam na ziemię.

– Miałam mały wypadek. – Wskazałam na zawiniętą w bandaż rękę, niepewnie podchodząc do chłopaka.

Nie chciałam rozmawiać z nim, krzycząc przez całą stację. Tu byli też inni ludzie i było wątpliwe, by chcieli posłuchać rozmowy dwójki nastolatków.

Jego twarz w ciągu ułamka sekundy diametralnie się zmieniła, gdy tylko spojrzał na biały materiał zawiązany na mojej ręce. Nie uśmiechał się już tak pogodnie, a spojrzenie stało się skupione i poważne. Zacisnął szczękę, uwydatniając kości żuchwy.

Z trudem przełknęłam ślinę, widząc jego zmianę. Zachowywał się tak, jakby był zły, chociaż przecież nie miał ku temu powodów.

– Wszystko w porządku? – Ton jego głosu jasno wymagał ode mnie odpowiedzi, a ja nie miałam odwagi sprzeciwiać się jego żądaniu.

– Tak. – Powoli skinęłam głową. – Po prostu uderzyłam się podczas snu.

Wypuścił powietrze z płuc z dość głośnym świstem, a jego twarz znów pojaśniała.

Stwierdziłam, że to dobra okazja do zmiany tematu. Nie chciałam zastanawiać się nad tym, co właśnie się stało. Czy myślał, że ktoś mnie skrzywdził? Miał jakieś powody, by tak sądzić? Przecież niczego o mnie nie wiedział, nie mógł nikogo podejrzewać, skoro ja sama nie podejrzewałabym nikogo. Nie miałam wielu przyjaciół, ale nie miałam też żadnych wrogów.

– A ty? Dlaczego ty nie jesteś w szkole? – zapytałam, przenosząc ciężar swojego ciała na lewą stronę.

– Zaspałem. – Potarł kark, a po tym jak uniósł rękę otoczył nas mocny zapach męskich perfum. – Nie wiem, co ma w sobie powietrze w Pensylwanii, ale śpi się tu zaskakująco dobrze.

Nie mogłam powiedzieć tego samego. Mój sen w ostatnim czasie miewał się bardzo źle.

– Cieszę się, że widzisz plusy mieszkania tutaj.

– Tak, jest ich całkiem dużo – przytaknął. – Niezłe widoki, świetna pogoda, przyjaźnie nastawieni ludzie. – Porozumiewawczo trącił mnie w ramię.

Uśmiechnęłam się życzliwie, po czym przeniosłam wzrok na swoje paznokcie.

Prawdopodobnie mówił o mnie, co, chcąc nie chcąc, pochlebiało mi. Nie sądziłam, żeby znał tu wiele osób, skoro przeniósł się zaledwie dwa tygodnie temu. Zapewne dopiero skończył rozpakowywać kartony. Gdyby było inaczej, nie prosiłby mnie o oprowadzanie po mieście.

Napiłam się coli, proponując ją również Austinowi, ale odmówił, tłumacząc się niechęcią do gazowanych napojów.

– Nasze spotkanie jest nadal aktualne?

– Jeśli masz na myśli to, że miałam pokazać ci Filadelfię, to jak najbardziej.

– Świetnie. Więc do zobaczenia na angielskim – podsumował, puszczając mi kocie oczko, by zaraz potem zniknąć we wnętrzu samochodu z przyciemnianymi szybami.

Zasalutowałam ze szczerym uśmiechem, niemal natychmiast ruszając w stronę swojego auta.

Nagle atmosfera między nami rozluźniła się, dając mu pole do popisu. Dalszy rozwój relacji Etinet – Austin zależał głównie od niego. Po tej krótkiej rozmowie miałam więcej pytań niż przed jej odbyciem, więc w moim interesie było utrzymanie pozytywnych kontaktów. Musiałam tylko dopilnować, żeby i on chciał tego samego.

Austin przygazował, zwracając na siebie moją uwagę. Odniosłam wrażenie, że było to wyzwanie. Jeśli uważał, że nie potrafię jeździć szybko, był w dużym błędzie. Puściłam sprzęgło, wyminęłam go na wyjeździe, a kiedy we wstecznym lusterku zobaczyłam, że otwiera okno i wystawia przez nie łokieć, zrobiłam to samo.

Łamałam prawo tylko odrobinę. Przekroczenie dozwolonej prędkości o niecałe trzydzieści na liczniku w środku dnia nie jest przecież czymś okropnym, a przynajmniej ja tak sądziłam i to mi wystarczyło.

Poczułam wiatr we włosach, słyszałam trzepotanie luźnego materiału mojej koszulki i widziałam szybko zmieniający się krajobraz. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, widząc błysk satysfakcji w oczach. Wiedziałam, że właśnie udowodniłam Austinowi, że nie tylko on ma rzeczy, o których nikt nie wie. Dopiero się poznawaliśmy, ale robiliśmy to z pełnym impetem, po prostu pakując się nawzajem w swoje historie. Bez zastanowienia, pytania i pozwolenia.

– Prr, szalona! – krzyknął, dobijając do mnie na czerwonym świetle.

Zaśmiałam się głośno i chwilę potem ponownie zostawiłam go w tyle.

Okazało się, że opłacało mi się to, ponieważ zajęłam ostatnie wolne miejsce na parkingu w sektorze pod zadaszeniem.

Poczekałam na blondyna, obracając kluczyki na palcu. Z niekrytą dumą uniosłam głowę, gdy podszedł do mnie, gwiżdżąc przy tym beztrosko.

– Dawałem ci fory – rzucił radośnie, uśmiechając się.

Parsknęłam śmiechem, po czym ruszyłam w stronę wejścia do szkoły. Ten dzień zapowiadał się naprawdę dobrze, a ja, mimo parszywego nastroju z samego rana, czułam się niesamowicie lekko. Towarzystwo Austina dobrze na mnie działało.

Dawkins zrównał ze mną krok. Spojrzałam na niego wesoło, delikatnie przygryzając policzek od środka.

– Wygrałam uczciwie – przekomarzałam się z nim.

Skręciliśmy w prawo. Na końcu długiego korytarza znajdowała się sala do angielskiego, czyli nasze miejsce docelowe.

– Chciałabyś – prychnął, lekko popychając mnie na ścianę. – Tym srebrnym cadillakiem z dziewięćdziesiątego?

– Hej, on jest z dwa tysiące szóstego! – broniłam się, ze śmiechem trącając go w ramię.

Z perspektywy osoby trzeciej musiał to być dość zabawny widok – dwójka prawie dorosłych ludzi kłócąca się o rok wypuszczenia samochodu na rynek i wynik małego wyścigu. A to wszystko w szkolnym holu.

– I co jeszcze? Mów, mów, chętnie posłucham.

Już otworzyłam usta, żeby rzucić jakimś złośliwym docinkiem, kiedy znajomy ociekający jadem głos zabrzmiał tuż przy moim uchu.

– Jak uroczo. Zakochani.

Odwróciłam się przez ramię, mierząc Ethana wzrokiem bez emocji. Miałam ochotę walić głową w mur, kiedy docierało do mnie, że coś nas łączyło. Ten człowiek nie zasługiwał na uczucie, którym go darzyłam. Właściwie jedyne, na co zasługiwał, to porządny kopniak.

– Nie masz co robić? – warknął Austin, z wrogością patrząc na czarnowłosego chłopaka. – Zajmij się swoimi sprawami i swoją dziewczyną, Eliot.

– Ethan – poprawiłam mimowolnie.

Byłam perfekcjonistką, gdy w grę wchodziły błędy rzeczowe. Dopiero gdy zobaczyłam zirytowane spojrzenie blondyna, dotarło do mnie, że celowo pomylił jego imię. Mój były chłopak spojrzał na mnie z politowaniem. Mocno zacisnęłam zęby, by nie zauważył, jak bardzo działa mi na nerwy. Wiedziałam, że czerpałby ogromną satysfakcję z mojej złości.

Widząc, że nie udaje mu się wyprowadzić mnie z równowagi, brnął w to dalej.

– Przyjechaliście razem? – zapytał, składając ręce na piersi. – Wyglądacie, jakbyście nie przespali nocy. Jak bardzo produktywnie spędziliście ten czas?

Wzięłam głęboki wdech. Tego było zdecydowanie za wiele, Ethan przegiął i przekroczył nienaruszalną granicę.

– Och, zamknij się – westchnęłam, bezsilnie opuszczając ramiona. – Nawet jeśli wszystko, co mówisz, byłoby prawdą, chociaż nie jest, nie powinno cię to obchodzić.

– Puszczalska – syknął w moją stronę.

Zdążyłam zaledwie zamrugać z konsternacją, nie do końca przyjmując do wiadomości to, co powiedział, a pięść Austina uniosła się w stronę twarzy drugiego chłopaka.

W ostatnim momencie złapałam go za nadgarstek, pociągając jego rękę na dół.

Bójka w mojej obecności to ostatnie, czego potrzebowałam. Został mi miesiąc szkoły, nie chciałam kończyć jej ze złą reputacją. O ile w normalnych warunkach nie miałabym nic przeciwko spraniu Ethana na kwaśne jabłko, o tyle teraz musiałam mieć sytuację pod kontrolą.

Obaj spojrzeli na mnie, zaskoczeni moją reakcją. Wiedzieli, jak bardzo impulsywna potrafię być. To jednak nie znaczyło, że nie potrafię iść za głosem rozsądku. A w tamtej chwili podpowiadał mi, że powinnam powstrzymać dwóch plujących trucizną przedstawicieli płci męskiej.

– Chyba nie dasz się sprowokować takiemu śmieciowi, Austin? – zapytałam, tępo patrząc w ścianę przed sobą.

Mój głos był całkowicie wyprany z emocji, bezbarwny i opanowany, co tylko podsycało wściekłość czarnowłosego nastolatka. Jego oczy wręcz płonęły nienawiścią, ale nie przejęłam się tym za bardzo.

Odwróciłam się na pięcie, nie puszczając ręki Austina. Jeśli Ethan tak bardzo chciał wierzyć w nieistniejący związek, postanowiłam dać mu ku temu powody.

W tamtym momencie wiedziałam jeszcze jedną rzecz – ten chłopak pożałuje, że kiedykolwiek ze mną zadarł.

ROZDZIAŁ 4

Równo z dzwonkiem dosłownie wrzuciłam swoje podręczniki do torebki. Lekcje geografii miały to do siebie, że niewiele osób brało je na poważnie. Większość z uczniów obecnych w klasie przychodziła na potrzebne do zdania semestru minimum. Nie byłam inna, nie zależało mi na tym przedmiocie, nie wiązałam z nim przyszłości, uważałam go za nudny. Nie interesowały mnie formy skalne ani rodzaje gleb w całych Stanach ani nawet w Pensylwanii. Nie chciałam przecież oprowadzać wycieczek, a tym bardziej nie chciałam zostać ogrodniczką. Nie do końca wiedziałam, co chciałabym robić w życiu, byłam jednak pewna rzeczy, których robić nie chcę.

Kiedy tylko nauczycielka wyszła z klasy, wstałam, przeciągając się przy tym leniwie. Dochodziła trzecia – moja pora na kawę. Potrzebowałam kofeiny, żeby przetrwać dzień po kolejnej nocy pełnej koszmarów.

– Czy tylko mnie usypiają te wykłady na temat stref klimatycznych? – jęknęła Vanessa, wstając z miejsca chwilę po mnie. – Przysięgam, że gdyby nie moja dramatyczna frekwencja na lekcjach geografii, dałabym sobie spokój.

– Nawet nie wiedziałam, że ta lekcja była o strefach klimatycznych – rzuciłam, zbierając się do wyjścia. – Nie wiesz, czy automat do kawy już działa?

– Ten przy parkingu? – zapytała dla pewności, na co skinęłam głową. – Tak, serwisanci naprawili go w czasie lunchu.

Zatrzymałyśmy się przy swoich szafkach. Wpakowałam wszystkie podręczniki z tego dnia do torebki, modląc się, żebym jednak nie miała zbyt wiele zadane na jutro. Nie miałam pojęcia, o której wrócę do domu i czy będę miała siłę cokolwiek robić. Jeśli uda mi się załatwić sprawę za jednym objechaniem miasta, powinnam wrócić dość szybko. Wiedziałam jednak, że nie mogę nastawiać się w ten sposób. Austin na pewno znajdzie skuteczny sposób, by zatrzymać mnie przy sobie na kilka godzin dłużej.

– Dalej trzymasz zdjęcie tego palanta? – głos przyjaciółki sprowadził mnie na ziemię.