Putin przeciw Zachodowi. Francuska analiza rosyjskiego zagrożenia - Duchêne Aurélien - ebook
NOWOŚĆ

Putin przeciw Zachodowi. Francuska analiza rosyjskiego zagrożenia ebook

Duchêne Aurélien

0,0

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Jakie zagrożenie dla krajów zachodnich będzie stwarzać Rosja w nadchodzących dekadach?

 

W swojej książce Aurélien Duchêne pokazuje, że putinowska Rosja po raz kolejny jest gotowa urzeczywistnić nawet najbardziej niewiarygodne scenariusze. Autor wyjaśnia, dlaczego pomimo niepowodzeń i międzynarodowych sankcji rosyjskie mocarstwo nie chwieje się w posadach. Analizuje również zjawiska w rosyjskim życiu politycznym i społecznym zapowiadające dalszy dryf w kierunku autorytaryzmu. Opierając się na opiniach cenionych specjalistów, Duchêne rozszyfrowuje mechanizmy walki, jakąRosja toczy z zachodnimi demokracjami, i wyjaśnia, w jakich okolicznościach ta konfrontacja może przerodzić się w konflikt zbrojny.

 

We Francji od lat dominują dwie szkoły myślenia o Rosji: prorosyjska i antyrosyjska, Astolphe de Custine, Albert Camus czy Alain Besançon krytykowali rosyjski despotyzm, biurokrację i sowiecki model władzy – Aurélien Duchêne kontynuuje te tradycje i ostrzega przed zagrożeniem nadciągającym ze Wschodu.

 

Aurélien Duchêne jest jednym z niewielu analityków, którzy już prawie dziesięć lat temu trafnie opisali naturę Rosji i odczytali jej intencje.

 

- Bruno Tertrais, politolog, zastępca dyrektora ośrodka analitycznego Fondation pour la Recherche Stratégique

 

Aurélien Duchêne jest ekspertem i wykładowcą w dziedzinie geopolityki oraz obronności, a także badaczem związanym z think tankiem Euro Créative, który koncentruje się na Europie Środkowo-Wschodniej i promuje zacieśnianie relacji między Francją a tym regionem. Jednym z jego obszarów badawczych jest rosnąca rola Polski w Europie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 251

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginalny: La Russie de Poutine contre l'Occident: La menace russe au-delà de la guerre en Ukraine

Przekład: Justyna Nowakowska

Redakcja: Magdalena Matyja-Pietrzyk

Korekta: Imperium Słowa Renata Nowak

Skład i łamanie: JOLAKS – Jolanta Szaniawska

Korekta po składzie: Krystyna Hołoga

Projekt okładki: Ludwika Gnyp | Studio Flow

Opracowanie e-wydania: Karolina Kaiser |

Zdjęcie autora na okładce Benoît GoussuOriginal French title: La Russie de Poutine contre l'Occident

Copyright © 2024, Éditions Eyrolles, Paris, France

All rights reserved.

Copyright © 2025 for this edition by Poltext Sp. z o.o.

All rights reserved.

Copyright © for the Polish translation by Justyna Nowakowska, 2025

All rights reserved.

Warszawa 2025

Wydanie pierwsze

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

Poltext Sp. z o.o.

wydawnictwoprzeswity.pl

[email protected]

ISBN 978-83-8175-773-7 (epub)

ISBN 978-83-8175-774-4 (mobi)

Wstęp do polskiego wydania

Pierwsze prawo geopolityki powinno brzmieć: „Francja zachowa się zawsze dużo powyżej lub poniżej oczekiwań”. To naród, któremu obcy jest rejestr średni: wzlatuje wyżej i upada boleśniej od europejskiej średniej. Podobnie ma się rzecz z tamtejszymi intelektualistami. Gdy trafiają – trafiają w sedno, bezbłędnie; kiedy chybiają – chybiają o kilometr, i jeszcze wydaje się, że są z tego dumni. Znakomicie widać to na przykładzie francuskich publikacji poświęconych kwestii rosyjskiej.

Aż chciałoby się dokonać swoistej syntezy introligatorskiej: wszystko, co napisali o naszym trudnym sąsiedzie Astolphe de Custine, Jules Michelet, Albert Camus, Alain Besançon, Raymond Aron, Vladimir Volkoff, François Furet, należałoby obłożyć na biało – i tę książkę powinien przeczytać każdy; wszystko zaś, co pisały kolejne generacje Russlandversteherów, trzeba by wsadzić w oprawę czarną – i tej książki nie powinien czytać nikt. Z polskiego punktu widzenia (nie kryjmy bowiem, że najlepszy subiek­tywizm to subiektywizm jawny i uświadomiony) musi cieszyć, że biały tom pęcznieje, bo autorzy tacy, jak Jean-Dominique Merchet, Sylvie Kauffmann, Isabelle Lasserre, Françoise Thom, Michele da Empoli, pracowicie wypełniają go kolejnymi rozdziałami. Nad Sekwaną zmieniła się nie tyle intelektualna pogoda, ile wręcz klimat. Relacje francusko-rosyjskie sięgają pół tysiąca lat wstecz. Przez ten czas obydwa kraje były sojusznikami, wrogami i wszystkim pomiędzy. Teraz dominuje wrogość, a przynajmniej nieufność.

Sam to odczułem pewnego dnia, gdy dla zabicia czasu na podparyskim lotnisku poszedłem przejrzeć prasę. Wystarczył rzut okiem na pierwsze strony dzienników, tygodników, miesięczników. Nagłówki pytały: „Jak zatrzymać Putina?”, „Jak obronić Ukrainę?”, „Jak stawić czoła rosyjskiej dezinformacji?”, a nawet „Czy Francja jest gotowa na wojnę?”. Dodatki historyczne przypominały dzieje rosyjskiego szpiegostwa przeciw Republice, pomocy udzielanej Polsce w toku wojny roku 1920, twardą postawę de Gaulle’a w czasie kryzysu kubańskiego i Mitterranda w obliczu kryzysu eurorakiet. Jeden z magazynów umieścił na okładce obraz przedstawiający marszałka Patrice’a Mac-Mahona na Kurhanie Małachowskim, triumfującego wodza w ostatniej wojnie rosyjsko-francuskiej, która w latach 1853–1856 rozgrywała się, nota bene, na Krymie (stąd jej popularna nazwa), na terenie dzisiej­szej Ukrainy. W środku numeru można było zaś znaleźć zapadającą w pamięć anegdotę. Otóż w przededniu owego konfliktu znana paryska śpiewaczka miała akurat występy w Petersburgu. Po owacyjnie przyjętym recitalu podeszło do niej dwóch oficerów w strojach galowych, aby butnie oświadczyć, że dziś piją zdrowie artystki w Petersburgu, ale za rok o tej porze wypiją je w Paryżu. „Obawiam się, panowie – odrzekła – że jeńcom wojennym szampana nie podajemy”. Niepocieszonym Moskalom pozostało tylko to, co niebawem stanie się udziałem ich dowódców – złożenie broni. Taką Francję chcielibyśmy oglądać częściej!

Dobrym reprezentantem właśnie takiej Francji jest autor książki, którą mam przyjemność poprzedzić tym krótkim wstępem. Jej ton jest stanowczy, rzeczowy, ale jednocześnie lekki i przystępny. Łatwo można poznać, że przemawia tutaj człowiek, który wziął sobie do serca maksymę Emmanuela Macrona wypowiedzianą podczas szczytu GLOBSEC w Bratysławie: „To nie nasz region stracił okazję, aby siedzieć cicho, to Francja straciła okazję, aby go wysłuchać”. Aurélien Duchêne słuchał, notował, analizował i dzięki niezwykłemu talentowi do syntezy przedstawił klarowny, nabity faktami wykład wszystkich powodów, dla których Putin stanowi zagrożenie nie tylko dla Ukrainy i jej najbliższego sąsiedz­twa, lecz także dla całego Zachodu. Jego podejście badawcze jest podejściem realisty, w najlepszym sensie tego słowa. Autor umie myśleć w kategoriach interesu narodowego, nie staczając się jedno­cześnie w cyniczny woluntaryzm; pojmuje znaczenie społeczności międzynarodowej i prawa międzynarodowego, ale nie polega na nich w sposób naiwny; dostrzega, że polityka jest sztuką tego, co możliwe, a przy tym wie, że zadaniem męża stanu jest czynić to, co konieczne, możliwym.

Piszę to wszystko, bo mam jeszcze w pamięci naszą wielogodzinną rozmowę w Saint-Germain-des-Prés. Była to w zasadzie odwrotność doświadczenia, które Adolf Bocheński tak mistrzowsko opisał w tekście Rozmowa z intelektualistą francuskim o polityce ministra Józefa Becka. Wtedy nasz wybitny pisarz polityczny – choć był frankofonem i frankofilem – tłumaczył, dlaczego rozbież­ności interesów i perspektywy czynią sojusz polsko-francuski praktycznie niemożliwym, jakkolwiek był on naczelnym artykułem wiary ówczesnych kierunków naszego państwa. Dziś jest idealnie odwrotnie. W mediach obowiązuje zasada „o Francji albo źle, albo wcale”. W prawdziwym świecie jednak nasze interesy i perspektywy wreszcie zaczynają się zazębiać, a wzajemne zrozu­mienie zdaje się znacznie łatwiejsze.

Gdyby ktoś w 2022 roku powiedział mi, że Paryż będzie przeka­­zywać walczącemu Kijowowi armatohaubice, myśliwce i taktyczne pociski manewrujące, że zapewni mu rozpoznanie satelitarne i wywiadowcze, że powie ustami swojego prezydenta, że Władimir Putin powinien być sądzony za zbrodnie wojenne, uznałbym go za szaleńca. Nie byłbym też bardzo przekonany do wizji Francji jako „arsenału demokracji”, która na potęgę zbroi nie Rosję, lecz jej wrogów. Nie obstawiałbym też, że Republika śmiało wtargnie na obszar postsowiecki, rzucając wyzwanie Moskwie w Armenii, Gruzji, Kazachstanie, Uzbekistanie czy Mongolii, stając się dla tych krajów „dostarczycielem suwerenności”. Tymczasem każda z tych rzeczy się wydarzyła. Obecnie zaś ważą się losy tego, czy to siły europejskie, w których najliczniej reprezen­towani mają być Francuzi, wezmą na siebie rolę sił rozjemczych za naszą wschodnią granicą. Nie milkną też dyskusje na temat wykorzystywania francuskiego potencjału atomowego do ochrony Starego Kontynentu. Wspólnie z Aurélienem z zadowoleniem przyjęliśmy fakt, że Emmanuel Macron stał się mimowolnym ojcem nowej francuskiej Ostpolitik. Byliśmy też jednomyślni w nadziei, że obecny gospodarz Pałacu Elizejskiego w tych zamie­rzeniach wytrwa, a jego następcy ich nie zaniechają. Zgodnie też skonstato­waliśmy, że zwłaszcza w zakresie francuskiej pomocy dla Ukrainy nazbyt wiele działań podjęto za późno, zbyt nieśmiało albo w niedostatecznym zakresie. Jeden z dziennikarzy napisał: „Gdyby Macron zachowywał się w 2022 roku tak, jak się zachowuje w 2024, byłby dziś królem Europy”. Gdyby!

Niemniej jednak trzeba odnotować z zadowoleniem, że najzdolniejsi analitycy młodego pokolenia ten zwrot wspierają i pomagają opinii publicznej go zrozumieć. Takich ludzi na obszarze Heksagonu nam potrzeba. Z ich wiedzy możemy i powinniśmy korzystać także my, nad Wisłą, szczególnie w czasie, gdy antyukraiński resentyment zaczyna brać u nas górę nad poczuciem zagrożenia ze strony Rosji. Oto paradoks: długo tłumaczyliśmy Francuzom realność rosyjskiego ekspansjonizmu, a teraz to wielu z nas powinno sobie o niej przypomnieć, sięgając do pracy francuskiego autora. Tę książkę mógłby napisać oczytany w sprawach rosyjskich Polak, Estończyk albo Rumun. W tym kontekście jest to chyba najwyższy komplement i najlepsza rekomendacja.

Timothy Garton Ash domagał się kiedyś wprowadzenia zaszczytu „honorowego obywatela Europy Środkowej”. Gdyby tako­wy istniał, Aurélien Duchêne byłby na najlepszej drodze, aby sobie na niego zapracować, pisząc właśnie takie książki jak Putin przeciwko Zachodowi.

Marcin Giełzak

Marcin Giełzak – pisarz, publicysta, przedsiębiorca, autor Wiecznej lewicy i współautor książek Antykomuniści lewicy, Crowdfunding. Zrealizuj swój pomysł ze wsparciem cyfrowego tłumu oraz O niepodleg­łość i socjalizm. Studia i szkice z dziejów PPS. Jego teksty można znaleźć m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Polityce”, „Wszystkim Co Najważniejsze”, „Krytyce Politycznej”, „Układzie Sił”. Na co dzień współprowadzi podcast polityczny „Dwie Lewe Ręce”.

Przedmowa

W 2022 roku na okrągło mówiło się o „kolejnej wojnie w Europie”. Jakby świat zapomniał o straszliwych konfliktach, które sprawiły, że przez całą dekadę (1991–1999) Jugosławia spływała krwią. Jakby wojny na Kaukazie – w Czeczenii, Armenii, Gruzji – nigdy nie wybuchły. Jakby napaść na Ukrainę nie rozpoczęła się w 2014 roku wraz z pierwszą od prawie wieku zbrojną aneksją części terytorium sąsiedniego państwa przez agresora, który lata wcześniej oficjalnie uznał jego granice.

Pod wieloma względami czasy, w których żyjemy, stanowią nową odsłonę zimnej wojny, ale widać w nich niestety coraz więcej analogii do trzeciej dekady XX wieku. Od lat siedemdziesiątych Związek Sowiecki był potęgą utrzymującą w Europie „terytorialne status quo”. Rywalizacja między dwoma wielkimi mocarstwami przeniosła się w inne zakątki świata. Rosja Władimira Putina jest reżimem rewanżystowskim, którego neoimperializm czerpie zarówno z kolonialnych tradycji caratu, jak i z budowanego w czasach stalinizmu kultu jednostki.

Aurélien Duchêne jest jednym z niewielu analityków, którzy już prawie dekadę temu trafnie opisali naturę Rosji i odczytali jej intencje. Co znamienne, autor był wówczas jeszcze na studiach. W tej książce wybiega myślami w przyszłość – do lat trzydziestych i czterdziestych naszego stulecia – i przedstawia czarne scenariusze, wizje „kolejnej wojny”. Niezależnie bowiem od wyniku konfliktu w Ukrainie Putin – lub jego następca – postawi sobie nowe cele. Albo poniesie klęskę i będzie szukał zemsty, albo przedstawi wynik konfliktu jako zwycięstwo i nie złoży broni.

W taki scenariusz nie wierzą na przykład ci, którzy twierdzili, że różnice w potencjale militarnym między Moskwą a Kijowem pozwolą Kremlowi na szybki podbój. Wtórują im osoby postrzega­jące przewagę Zachodu – ocenianą przez pryzmat suchych danych statystycznych, takich jak produkt krajowy brutto czy oficjalne wydatki na obronność – jako powód, dla którego Rosja powinna mieć się na baczności. Zapominamy, że apetyt kraju na wojnę nigdy nie zależy od pozornej równowagi sił. Zapominamy, że Rosja Putina zmieniła się od 2022 roku i przestawiła swoją gospodarkę na tryb wojenny. Zapominamy, że Kreml otrzymuje wsparcie od Chin, Iranu i Korei Północnej. Zapominamy również, że dys­ponuje on niedrogimi, acz niezwykle skutecznymi narzędziami, zwłaszcza w cyberprzestrzeni.

Jak będzie wyglądać „kolejna wojna”? Nie możemy bagatelizować hipotez, które pozwalają Kremlowi twierdzić, że broni ruskiego miru, tworu o nieokreślonych granicach, i wbijać klin między państwa Zachodu, uderzać w ich solidarność, aby osłabić zarówno Organizację Paktu Północnoatlantyckiego (NATO), jak i Unię Europejską. Aurélien Duchêne słusznie wspomina w tym kontekście o Mołdawii i Estonii. Oczywiście tę ostatnią chroni artykuł 5 Traktatu północnoatlantyckiego, w którym zawarto zasadę przyświecającą NATO: „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Nawet jeśli Moskwa nie snuje planów trwałego zajęcia terytorium tego kraju, to ewentualna napaść pozwoli jej zademonstrować zdolność do stawienia czoła Zachodowi, choć może się to zakończyć porażką militarną.

Nie możemy pozostawać ślepi i głusi na poczynania Rosji Putina. Niech ta książka otworzy oczy tym, którzy wciąż nie chcą dostrzec rzeczywistości.

Bruno Tertrais

Bruno Tertrais – zastępca dyrektora Fondation pour la recherche stratégique i doradca geopolityczny Institut Montaigne. Jeden z czoło­wych francuskich specjalistów w dziedzinie bezpieczeństwa międzyna­rodowego. Autor wielu książek, m.in. La Guerre des mondes. Le retour de la géopolitique et le choc des empires (Éditions de l’Observatoire, 2023).

Wstęp

Moskwa, 30 września 2022 roku. Władimir Putin wchodzi na scenę ustawioną na placu Czerwonym, u stóp Kremla. Ogłasza wiwatującemu na jego cześć tłumowi aneksję obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego, sformalizowaną kilka godzin wcześniej.

W swoim przemówieniu pisze na nowo historię ostatniego stulecia – stwierdza, że to Rosja „stworzyła” współczesną Ukrainę, przekazując jej rosyjskie terytoria, które bezprawnie zawłaszczono po upadku Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich (ZSRS). Przedstawia również swoją wersję ostatnich wydarzeń – daje do zrozumienia, że większość ludności „wyzwolonej” przez armię rosyjską zagłosowałaby za przyłączeniem do Rosji. Nie jest jednak w stanie ukryć wszystkich napotkanych trudności i ma powody, by się obawiać o przyszłość.

„Specjalna operacja wojskowa” w Ukrainie może się zakończyć tragicznie dla armii rosyjskiej; ukraińska kontrofensywa zadaje jej serię dotkliwych ciosów. Rosjanie tylko częściowo kontrolują zaanektowane obwody i tracą kolejne tereny; 11 listopada Ukraińcy odbijają Chersoń, duże miasto, które miało dołączyć do Rosji „na zawsze”.

Po ogłoszeniu pierwszej mobilizacji rosyjskich rezerwistów władze obawiają się niezadowolenia społecznego i ryzyka, że opinia publiczna sprzeciwi się wojnie. Tymczasem zachodni przywódcy skupiają się na ogromnych szkodach, jakie sankcje mogą wyrządzić gospodarce; wierzą, że rosyjskiej armii, która okazała się znacznie słabsza, niż wcześniej sądzono, wkrótce zacznie brakować ludzi i sprzętu.

Jesienny wieczór 2022 roku staje się wydarzeniem na miarę świętowanej aneksji – obnaża absurdalność reżimu, osłabionego, bliskiego przegrania wojny, a co za tym idzie – utraty władzy. Przede wszystkim przypomina wizję wyjętą żywcem z dystopii. Rosja fetująca nowe podboje jest państwem rodem nie tyle z poważnych analiz – wschodzącą potęgą, otwartą na globalizację – ile raczej z kart nieprawdopodobnych fikcji: rewanżystowskim imperium, gotowym zaryzykować rozpętanie trzeciej wojny światowej.

Te smutne uroczystości pokazują, że Rosja Putina jest zdolna wprowadzić w życie niewyobrażalne scenariusze, a jej działania potwierdzają najgorsze obawy Zachodu. Co tego dowodzi?

Przechodzące najśmielsze wyobrażenia próby urzeczywistnienia imperialistycznych planów.

Nie ma znaczenia, że ogłoszone przez Kreml aneksje niewiele mają wspólnego z sytuacją w terenie ani nie wzbudzają w Rosjanach takiego samego entuzjazmu co przyłączenie Krymu osiem lat wcześniej, w 2014 roku. Nie ma również znaczenia, że pod wielo­ma względami ten desperacki akt służył zamieceniu pod dywan spektakularnej porażki operacji, która rozpoczęła się 24 lutego i miała na celu szybkie zainstalowanie nowego rządu w Kijowie.

Rosja, przejmując ukraińskie ziemie, które okupuje i do których rości sobie prawo w imię imperialnego dziedzictwa, po raz kolejny przesunęła granice tego, na co można sobie pozwolić. Początkowo w aneksji Krymu widziano zrządzenie losu, pokłosie szczególnego splotu okoliczności, ale dziś jawi się ona jako jeden z etapów realizacji dalekosiężnych planów. W XXI wieku mocarstwo nuklearne i stały członek Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) prowadzi w Europie imperialną rekonkwistę.

Dziesięć lat temu ci w Rosji, którzy otwarcie wzywali do siłowe­go odebrania zawłaszczonych ziem, uchodzili za ekstremistyczną mniejszość; dziś takie postulaty stanowią główną oś polityki rosyjskiego rządu, zresztą przez długi czas pobrzmiewały w jego dyskur­sie, wystarczyło się w niego wsłuchać.

Przechodząca najśmielsze oczekiwania radykalizacja reżimu.

Nie ma znaczenia, że w zgromadzonym na placu Czerwonym tłumie nie brakuje ludzi, których zmuszono do udziału w tym „patriotycznym wiecu”, a nawet zapłacono im za przybycie. Nie ma również znaczenia, że publiczność nie okazuje entuzjazmu, gdy jeden z przedmówców Putina, aktor Ivan Okhlobystin, nawołuje do „świętej wojny” przeciwko „zboczeńcom i satanistom” z Zachodu.

To, że jedną z osobistości, które uświetniają to wydarzenie swoją obecnością, jest popularny aktor propagujący „raszyzm”[1] i wzywający do spalenia wszystkich homoseksualistów w piecu, daje do myślenia. Podobnie jak to, że zaraz po przemówieniu Putina hymn Rosji intonuje nowa ikona rosyjskiej popkultury – Shaman, młody, hołubiony przez środowiska nacjonalistyczne piosenkarz, który jawnie wykorzystuje nazistowskie symbole w swoich strojach, oprawie koncertów i piosenkach.

W Rosji sprzed dekady ci, którzy opowiadali się za wprowadzeniem systemu totalitarnego, uchodzili za odosobnionych w poglądach radykałów; dziś cieszą się poparciem rządu, który normalizuje niepokojące przekonania, czerpiąc z nich inspirację, i skazuje rosyjskie społeczeństwo na dryf w kierunku ideologii bliskiej faszyzmowi.

Potwierdzający najgorsze obawy wzrost napięcia na linii Wschód–Zachód.

Nie ma znaczenia, na co zwraca uwagę wielu ekspertów, że dokonując inwazji na Ukrainę, Rosja pokazała, że jest niebezpiecz­na – na arenie międzynarodowej stanowi niewielkie zagrożenie, przynajmniej pod względem militarnym. Jej armia ponosi poraż­ki, które trudno będzie odrobić, tymczasem kraje NATO zbroją się na potęgę, przeznaczając na ten cel ogromne środki.

Ci na Zachodzie, którzy ostrzegali przed rosyjskim zagrożeniem, są na fali; bagatelizujący je lub przyklaskujący działaniom Kremla wycofują się ze swoich dotychczasowych poglądów, aby uniknąć marginalizacji.

Moskwa, 30 września 2022 roku. Władimir Putin schodzi ze sceny. Nie ma pewności, czy zapisze się na kartach historii.

Posunięcia Rosji pod jego rządami po raz kolejny jednak potwierdzają najgorsze obawy Zachodu.

Wiemy, co się wydarzyło w kolejnych miesiącach. Rosyjska armia odzyskała przewagę na polu walki, oparła się pozosta­wiającej wiele do życzenia ukraińskiej kontrofensywie i odbudowała swoje siły szybciej, niż się spodziewano; reżim Putina się umocnił, tłumiąc bunt Grupy Wagnera i zacieśniając zagraniczne sojusze.

Latem 2024 roku jedynym pewnikiem było to, że wojna w Ukrainie potrwa jeszcze długo, a kres położyć jej może jedynie mało prawdopodobne zawieszenie broni, korzystne dla Rosjan, którzy nie zwlekaliby z jego zerwaniem.

We Francji wiele już powiedziano na temat tego, że działania Rosji Putina wykraczają poza zakładane scenariusze. Takie głosy podnosili na ogół ci, którzy błędnie ocenili sytuację. Wielokrotnie również zastanawiano się nad tym, co doprowadziło do pogorsze­nia stosunków z Zachodem – zazwyczaj przyczyn takiego obrotu spraw szukały te same osoby.

Wiele pytań pozostaje jednak bez odpowiedzi. Dlaczego świat nie potrafi właściwie ocenić potencjału Rosji Putina, zarówno pod względem stwarzanego przez nią zagrożenia, jak i jej wytrzymałości? Co leży u źródeł jej niepokojącego dryfu, który za granicą przejawia się wzmożoną agresją, a w kraju autorytarnym usztywnieniem kursu? Jaka przyszłość czeka Rosję? Co ten kraj trzyma jeszcze w zanadrzu dla Zachodu?

Pozorne przebudzenie

Do rangi truizmu urosło we Francji stwierdzenie: „nikt się nie spodziewał inwazji na Ukrainę”, ponieważ „wszyscy myśleli, że Putin się nie odważy”. Zdecydowana większość ekspertów w dziedzi­nie geopolityki, wojskowości, a zwłaszcza od spraw Rosji z uporem godnym lepszej sprawy podkreślała, że Rosja nie napadnie na Ukrainę, niektórzy nawet nie brali takiego scenariusza pod uwagę.

Nie się ma co rozwodzić nad przeszłością – panuje powszechna zgoda co do tego, że nie doszacowano zagrożenia ze strony Rosji, wylano już morze atramentu, aby opisać przyczyny tej ślepoty. Inwazja, do której doszło w 2022 roku, była w pewnym sensie zbawienna, otworzyła bowiem oczy tym, którzy przez lata negowali rzeczywistość.

Niestety przebudzenie jest pozorne. Prawdziwe dopiero nastąpi i wiele wskazuje na to, że będzie bolesne. Nadal w dużej mierze nie znamy przyczyn dryfu, który doprowadził putinowską Rosję do wprawienia w ruch trybów reżimowej machiny i ataku na Ukrainę. I nadal nie potrafimy przewidzieć skutków tego zwrotu, który może zaważyć na politycznej przyszłości kraju i stać się przyczynkiem do rozpętania wojny z NATO.

Powody moich sądów są tożsame z tymi, które kilka lat temu skłoniły mnie do obrony hipotez uchodzących w opinii ogółu za zbyt śmiałe. Okazało się jednak, że nakreślone wówczas scenariusze się sprawdziły, zwłaszcza ten zakładający, że w najbliższej przyszłości Rosja zaatakuje Ukrainę i będzie próbowała odzyskać kontrolę nad terytoriami, które obecnie okupuje.

Nielicznych ekspertów medialnych[2], którzy na początku 2022 roku wieszczyli, że Rosja napadnie na swojego sąsiada, oskarżano w najlepszym razie o szukanie sensacji i amatorszczyznę, a w najgorszym o podżeganie do wojny i szerzenie antyrosyjskiej propagandy na zlecenie krajów anglosaskich. Ponieważ byłem wówczas odosobnionym w swoich opiniach studentem, zasłużyłem sobie jedynie na złośliwe przytyki na temat mojego wieku, podob­nie jak inni młodzi ludzie, którzy mogli się pochwalić większym doświadczeniem i cieszyli się większym autorytetem[3].

Możliwość przyglądania się tak nieprawdopodobnemu rozwojowi wypadków, nawet z daleka, nie czyni nikogo wyrocznią w sprawach przyszłości. To, że przewidywania, które miały niewiel­ką szansę się spełnić, ostatecznie się spełniły, nie oznacza, że zgodnie z jakimś prawem historii muszą się ziścić jeszcze czarniejsze scenariusze.

Nie chodzi tylko o wojnę o Ukrainę[4]. To, co skłoniło mnie do wysunięcia tezy o wybuchu wielkiego konfliktu stanowiącego przyczynek do nowego rozdania politycznego, zachęciło mnie również do napisania, między innymi, że partnerstwo między Rosją a Chinami okaże się znacznie głębsze i trwalsze, niż się powszechnie sądzi, radykalizacja rosyjskiego reżimu potwierdzi najgorsze obawy, a świat bagatelizuje wysiłki obronne Rosji i jej zdolność do utrzymania gospodarki w trybie wojennym[5].

Postawiłem na inne podejście analityczne niż większość uczestników debaty publicznej we Francji. Niektórzy wciąż nie dostrzegają, że wartości narodowe i religijne mogą wpływać na bieg historii, ja natomiast uważam, że jedna z nauk Raymonda Arona, mówiąca o tym, że „ci, którzy wierzą, że ludzie będą się kierować nie tyle namiętnościami, ile interesami, nie wyciągnęli żadnej lekcji z XX wieku”[6], nie straci na aktualności w XXI wieku, ponieważ trzeba być przygotowanym na najgorsze.

Inni błędnie odczytują intencje Władimira Putina, patrząc na jego poczynania przez pryzmat racjonalności zachodnich przywódców, ja natomiast myślę, że rosyjskie elity władzy cechuje inna racjonalność, zdolna popychać rządzących do podejmowania decyzji, które nam wydają się irracjonalne.

Jeszcze inni lekceważą ideologiczny wymiar reżimu Putina, postrzegając go jako zwykłą fasadę, a nawet zaprzeczając twierdzeniom, że reżim opiera się ideologii, ja natomiast widzę w tej ostatniej podstawę i oś jego działań.

Postawiłem na inne źródła i punkty widzenia, zwłaszcza zagra­niczne. Część francuskich ekspertów i przywódców puszczała mimo uszu płynące z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, błędnie nazywanych „krajami wschodnimi”, ostrzeżenia o odro­dzeniu się rosyjskiego imperializmu, od którego uwolniły się pod koniec zimnej wojny, ja natomiast wolałem słuchać tego, co mieli do powiedzenia eksperci i przywódcy owych krajów.

Niektórzy oparli swoje analizy na założeniu, że Rosja jest słabym mocarstwem, które w porównaniu z krajami NATO ma niewielki potencjał obronny i nie stanowi zagrożenia militarnego, mnie natomiast interesowały publikacje dowodzące czegoś przeciwnego.

Inni eksperci nie biorą na poważnie wypowiedzi przedsta­wicieli rosyjskiego obozu władzy, widząc w nich same kłamstwa i wydumane wywody, ja natomiast uznałem, że powinniśmy potraktować je na serio i wziąć pod uwagę dalekosiężne plany, od przemiany rosyjskiego społeczeństwa przez rewizję granic Rosji po zmianę światowego układu sił.

Wydarzenia ostatnich kilku lat potwierdziły nie tylko moje najważniejsze hipotezy dotyczące dryfu Rosji, ale również słuszność wybranego przeze mnie podejścia analitycznego i przyjętych punktów widzenia. Dały mi możliwość przyjrzenia się własnym poglądom z dystansu, poznania nowych ludzi i przeprowadzenia dodatkowych badań, które stały się pretekstem do napisania tej książki. Pozycji rzucającej nowe światło na złożoną i skomplikowaną kwestię konfrontacji między Rosją a Zachodem i kreślącej nowe scenariusze przyszłości.

Powodów do obaw, a nawet do trwogi nie brakuje, ponieważ wiele wskazuje na to, że ta konfrontacja nie zakończy się zbyt szybko, może się nawet przerodzić w konflikt o większym zasięgu. Niemniej, jak powiedział Tocqueville, „Myślmy więc o przyszłości z owym zbawiennym niepokojem, który każe czuwać i walczyć, a wolni od małodusznego i leniwego strachu, który łamie i osłabia serca”[7].

[1] Ukraiński neologizm oznaczający nową formę rosyjskiego faszyzmu. Niektórzy o skrajnych poglądach nazywają siebie „raszystami”. Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie przypisy, a także ingerencje w cytowane teksty, pochodzą od Autora (przyp. red.).

[2] Począwszy od Pierre’a Serventa, który słusznie zwraca uwagę na to, że jego analiza była „ultramniejszościowa”, zob. P. Servent, Le Monde de demain, Paris 2024, s. 76.

[3] Mam na myśli zwłaszcza Arsène’a Sabaniejewa, francusko-ukraińskiego lekarza, który wyruszył jako ochotnik na front, oraz Cyrille’a Amoursky’ego, francusko-rosyjskiego reportera wojennego, który dorastał na Ukrainie – obaj wykazali się znajomością realiów, oraz Arthura Kenigsberga i Romaina Le Quiniou, współzało­życieli Euro Créative, którzy zaskakują rozległą wiedzą na temat Europy Środkowo-Wschodniej oraz trzeźwym spojrzeniem na rosyjskie zagrożenie.

[4] W tej książce celowo używam sformułowania „wojna o Ukrainę”, a nie „wojna w Ukrainie”, ponieważ Ukraina jest nie tylko ofiarą konfliktu mającego na celu zniszczenie jej jako suwerennego narodu, ale także główną ofiarą wieloaspektowej wojny rozpętanej przez Rosję przeciwko Zachodowi, którego integralną częścią są Ukraińcy.

[5] A. Duchêne, Russie. La prochaine surprise stratégique?, Paris 2022.

[6] Cyt. za: P. Hassner, La revanche des passions. Métamorphoses de la violence et crises du politique, Paris 2015, s. 14.

[7] A. de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, tłum. M. Król, Warszawa 1976, s. 479.