Psychologia tłumu - Gustave Bon Le - ebook

Psychologia tłumu ebook

Gustave Bon Le

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Duszą tłumu nie kieruje potrzeba wolności, lecz potrzeba uległości. Pragnienie posłuszeństwa każe tłumowi poddać się instynktownie każdemu, kto chce być jego panem Pierwsza w historii nauki próba psychologicznej analizy zachowania jednostek w dużych zbiorowiskach.

Le Bon dokonał klasyfikacji tłumów i poddał analizie czynniki mające wpływ na ich działanie, ukazał też znaczenie wiecowych przywódców. Autor charakteryzował tłum jako impulsywny, zmienny, drażliwy, podatny na sugestie, przesadny w emocjach i nietolerancyjny. Książka napisana w 1895 roku stała się w pewnym sensie prorocza. W następnym wieku to tłumy, masy w dużym stopniu umożliwiły przejęcie władzy m.in. Leninowi, Mussoliniemu czy Hitlerowi.

Mimo upływu niemal 130 lat od czasu powstania Psychologii tłumu wiele zawartych w niej spostrzeżeń (i ostrzeżeń) pozostaje aktualnych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 173

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przedmowa

Cało­kształt wspól­nych cech, które dzie­dzicz­ność nadaje wszyst­kim osob­ni­kom pew­nej rasy, sta­nowi jej duszę. Ale gdy pewna ilość tych osob­ni­ków połą­czy się, two­rząc tłum, samo to ich zbli­że­nie, jak nas prze­ko­nuje obser­wa­cja, wywo­łuje pewne nowe cechy psy­cho­lo­giczne, wyra­sta­jące na pokła­dzie daw­niej­szych cech raso­wych i nie­kiedy róż­niące się od nich znacz­nie.

Tłumy zor­ga­ni­zo­wane odgry­wały zawsze wybitną rolę w życiu naro­dów, ale ni­gdy nie była ona tak donio­sła, jak dzi­siaj. Naj­zna­mien­niej­szą cechą wieku bie­żą­cego jest wła­śnie ta prze­waga bez­wied­nej dzia­łal­no­ści tłumu nad świa­domą dzia­łal­no­ścią jed­no­stek.

W moich bada­niach nad tym trud­nym pro­ble­mem duszy tłumu sta­ram się iść drogą wyłącz­nie naukową tj. trzy­mać się metody ści­słej, pozo­sta­wia­jąc na ubo­czu wszel­kie utarte poglądy, teo­rie i dok­tryny. Tylko tą drogą można, jak sądzę, odkryć choćby czą­steczkę prawdy, zwłasz­cza gdy cho­dzi o kwe­stię trak­to­waną zazwy­czaj z takim roz­na­mięt­nie­niem. Uczo­nemu, który usi­łuje skon­sta­to­wać ist­nie­nie pew­nego zja­wi­ska, powinno być obo­jętne, czy wyniki jego badań naru­szą czy­je­kol­wiek inte­resy. Jeden z wybit­nych myśli­cieli współ­cze­snych, Goblet d’Alviela, zauwa­żył nie­dawno w naj­śwież­szej swej pracy, że autor niniej­szego dzieła, nie nale­żąc do żad­nej ze współ­cze­snych szkół filo­zo­ficz­nych wypo­wiada nie­kiedy poglądy nie znaj­du­jące u żad­nej z nich uzna­nia. I niniej­szą pracę moją spo­tka, jak sądzę, wyrok podobny, jestem bowiem zda­nia, że nale­żeć do jakiej­kol­wiek szkoły, to zna­czy z koniecz­no­ści dzie­lić jej prze­sądy i uprze­dze­nia.

Winie­nem jed­nak wyja­śnić czy­tel­ni­kowi, dla­czego nie­raz docho­dzę w moich bada­niach do wnio­sków odmien­nych od tych, które na pierw­szy rzut oka wyda­wa­łyby się zupeł­nie logicz­nymi, np. że kon­sta­tu­jąc niski poziom umy­słowy tłumu, nawet zgro­ma­dzeń zło­żo­nych z samej inte­li­gen­cji, twier­dzę rów­no­cze­śnie, że pomimo to byłoby nie­bez­piecz­nie naru­szać ich orga­ni­za­cję.

Naj­skru­pu­lat­niej­sza bowiem obser­wa­cja fak­tów histo­rycz­nych prze­ko­nała mnie, że orga­ni­zmy spo­łeczne są rów­nie skom­pli­ko­wane, jak i wszel­kie inne i że by­naj­mniej nie jeste­śmy w sta­nie rap­tow­nie doko­nać w nich zmian grun­tow­nych. Natura działa nie­kiedy rady­kal­nie, ale ni­gdy nie używa dróg takich, jakie my jej przy­pi­su­jemy i dla­tego manię wiel­kich reform uwa­żać należy dla każ­dego narodu za rzecz naj­zgub­niej­szą, cho­ciażby reformy te z teo­re­tycz­nego punktu widze­nia wyda­wały się dosko­na­łymi. Mogłyby one przy­nieść poży­tek, ale tylko pod tym warun­kiem, gdyby udało się kie­dy­kol­wiek za jed­nym zama­chem zmie­nić duszę narodu. Takiej wszakże zmiany tylko czas doko­nać jest w sta­nie. Ludźmi rzą­dzą bowiem idee, uczu­cia i oby­czaje, sta­no­wiące naszą wewnętrzną istotę. Insty­tu­cje spo­łeczne i ustawy są tylko prze­ja­wem naszej duszy, wyra­zem naszych potrzeb, a będąc pod duszy tej wpły­wem, nie mogą, rzecz jasna, jej zmie­nić.

Bada­nia zja­wisk spo­łecz­nych nie można oddzie­lić od bada­nia ludów, wśród któ­rych zja­wiska te powstały. Ze sta­no­wi­ska filo­zo­ficz­nego można tym zja­wiskom przy­pi­sać byt samo­dzielny, abso­lutny, ale bio­rąc rzecz prak­tycz­nie, trzeba przy­znać, iż mają one byt tylko względny.

Bada­jąc zatem jakie­kol­wiek zja­wi­sko spo­łeczne, powin­ni­śmy je roz­wa­żać kolejno z róż­nych stron, a wów­czas na pewno doj­dziemy do wnio­sku, że wska­za­nia czy­stego rozumu czę­sto są w sprzecz­no­ści ze wska­za­niami rozumu prak­tycz­nego. Nie ma zja­wi­ska, nawet fizycz­nego, do któ­rego to roz­róż­nie­nie nie dałoby się zasto­so­wać. Z obiek­tyw­nego punktu widze­nia sze­ścian i koło są to figury geo­me­tryczne nie­zmienne, ści­śle okre­ślone przez pewne for­muły. Ale w naszym oku figury owe przy­bie­rają kształty roz­ma­ite. Per­spek­tywa może prze­obra­zić sze­ścian w pira­midę lub kwa­drat, koło w elipsę lub linię pro­stą i te formy fik­cyjne zasłu­gują na naszą uwagę w stop­niu znacz­nie wyż­szym, niż formy realne, gdyż one tylko są oku naszemu dostępne i dadzą się odtwo­rzyć na rysunku lub foto­gra­fii. Fik­cja bywa zatem nie­kiedy bar­dziej praw­dziwa od rze­czy­wi­sto­ści.

Gdy­by­śmy bowiem przed­sta­wiali przed­mioty z zacho­wa­niem dokład­nym ich form geo­me­trycz­nych, wyko­śla­wia­li­by­śmy naturę do nie­po­zna­nia. Świat, któ­rego miesz­kań­com byłoby dane tylko kopio­wać lub foto­gra­fo­wać przed­mioty, bez moż­no­ści ich doty­ka­nia, z naj­więk­szym tru­dem potra­fiłby sobie wytwo­rzyć dokładne poję­cie o ich for­mie. Zna­jo­mość tych form, dostępna jedy­nie dla nie­licz­nego grona uczo­nych, przed­sta­wia­łaby dla ogółu nie­znaczny tylko inte­res.

Nauko­wiec zaj­mu­jący się bada­niami spo­łecz­nymi powi­nien więc zawsze pamię­tać o tym, że zja­wi­ska spo­łeczne mają oprócz zna­cze­nia teo­re­tycz­nego jesz­cze i zna­cze­nie prak­tyczne i że ze sta­no­wi­ska ewo­lu­cji cywi­li­za­cji tylko to ostat­nie ma pewną donio­słość. Świa­do­mość zaś powyż­szej prawdy uczyni go bar­dzo prze­zor­nym przy wycią­ga­niu wnio­sków, cho­ciaż logicz­nie zupeł­nie upraw­nio­nych.

Ale i inne jesz­cze motywy naka­zują mu postę­po­wać z pewną rezerwą. Zja­wi­ska spo­łeczne są tak skom­pli­ko­wane, iż nie można objąć ich w cało­ści i prze­wi­dzieć skut­ków ich wza­jem­nego na sie­bie oddzia­ły­wa­nia. Przy­pusz­czać rów­nież należy, iż poza fak­tami wido­mymi ukry­wają się nie­kiedy tysiące przy­czyn nie­wi­dzial­nych, a te zja­wi­ska spo­łeczne, które widzimy, zdają się być wypad­kową całej masy pro­ce­sów nie­świa­do­mych, w więk­szo­ści zupeł­nie nie­do­stęp­nych dla naszej ana­lizy. Zja­wi­ska dostrze­galne można porów­nać do fal, które na powierzchni oce­anu świad­czą o prze­wro­tach odby­wa­ją­cych się w jego głębi, zupeł­nie nam nie­zna­nej. Więk­szość czy­nów doko­ny­wa­nych przez tłumy dowo­dzi naj­czę­ściej, że inte­li­gen­cja ich jest bar­dzo niska. Ale są rów­nież czyny inne, kie­ro­wane, jak się zdaje, ową siłą tajem­ni­czą, którą sta­ro­żytni nazy­wali prze­zna­cze­niem, naturą, opatrz­no­ścią, a my nazy­wamy gło­sem umar­łych, siłą nie­wąt­pli­wie potężną, acz­kol­wiek z istoty swej nie­znaną. Nie­kiedy wydaje się, jakby w łonie naro­dów spo­czy­wały jakieś siły uta­jone, które kie­rują ich życiem. Czyż jest, na przy­kład coś bar­dziej skom­pli­ko­wanego, bar­dziej logicz­nego oraz cudow­nego niż język? A skądże powstaje ów twór, tak dobrze zor­ga­ni­zo­wany i sub­telny, czyż nie z nie­świa­do­mej duszy tłumu? Naj­po­waż­niej­sze aka­de­mie, naj­wy­bit­niejsi gra­ma­tycy z tru­dem tylko reje­strują prawa rzą­dzące języ­kiem, ale są prze­cież zupeł­nie nie­zdolni go stwo­rzyć. A o genial­nych ide­ach wiel­kich ludzi czyż możemy na pewno twier­dzić, że są one wyłącz­nie ich dzie­łem? Zapewne, idee te stwo­rzyły umy­sły poje­dyn­czych ludzi, ale czyż to nie dusza tłumu nagro­ma­dziła skła­dowe czę­ści osadu, na któ­rym owe idee wyro­sły?

Nie ulega wąt­pli­wo­ści, iż tłumy dzia­łają zawsze nie­świa­do­mie, ale wła­śnie ta nie­świa­do­mość jest może tajem­nicą ich potęgi. Wszak w natu­rze są istoty, które, kie­ru­jąc się tylko instynk­tem, wyko­nują czyny zdu­mie­wa­jąco skom­pli­ko­wane.

Rozum jest w roz­woju ludz­ko­ści nabyt­kiem zbyt świe­żej daty i zbyt jesz­cze nie­do­sko­na­łym, aby mógł nam odkryć prawa pro­ce­sów nie­świa­do­mych, a tym bar­dziej je zastą­pić. We wszyst­kich naszych czyn­no­ściach rola tych pro­ce­sów jest olbrzy­mia, a rola rozumu nie­zmier­nie mała. Nie­świa­do­mość jed­nak jest potęgą dotąd jesz­cze nie­zba­daną.

Jeżeli zatem pra­gniemy pozo­stać w wąskich, ale pew­nych gra­ni­cach rze­czy, które nauka może poznać, nie zaś błą­dzić po bez­dro­żach nie­okre­ślo­nych domy­słów lub bez­ce­lo­wych hipo­tez, powin­ni­śmy poprze­stać na kon­sta­to­wa­niu dostęp­nych dla nas zja­wisk i na tym się ogra­ni­czyć.

Wszel­kie wnio­ski, wycią­gane z naszych spo­strze­żeń, są zazwy­czaj przed­wcze­sne, gdyż poza zja­wi­skami, które widzimy dobrze, ist­nieją inne, które widzimy nie­do­kład­nie, a jesz­cze dalej, poza tym, i ostat­nimi, są takie, któ­rych nie widzimy wcale.

Przedmowa do drugiego wydania polskiego

Psy­cho­lo­gia tłumu Le Bona była po raz pierw­szy wydana w tłu­ma­cze­niu pol­skim w roku 1899. Pierw­sze to tłu­ma­cze­nie jest już zupeł­nie wyczer­pane. Obecne jej wyda­nie pol­skie jest tłu­ma­cze­niem z trzy­dzie­stego szó­stego wyda­nia fran­cu­skiego z roku 1929.

Trzy­dzie­ści sześć wydań książki tej, dru­ko­wa­nej po raz pierw­szy w 1895 roku, świad­czy wyraź­nie, że jest ona cią­gle i stale czy­tana przez kształ­cącą się w naukach spo­łecz­nych mło­dzież fran­cu­ską – choć w ciągu tych trzy­dzie­stu kilku lat każdy nie­mal rok wzbo­ga­cał fran­cu­ską lite­ra­turę socjo­lo­giczną nowymi cen­nymi pra­cami.

I nie stra­ciła Psy­cho­lo­gia tłumu na war­to­ści nie tylko dla ści­śle nauko­wych badań, lecz i dla prak­tycz­nej orien­ta­cji w bie­żą­cym życiu spo­łeczno-poli­tycz­nym – pomimo że cały jej układ i cały tok rozu­mo­wa­nia w ostat­nim jej wyda­niu pozo­stał ten sam co w pierw­szym.

Nie uzu­peł­niał też Le Bon w póź­niej­szych wyda­niach fak­tów, na któ­rych oparł swe wnio­ski i twier­dze­nia, wyda­rze­niami ostat­nich cza­sów.

Ale czy­ta­jąc dziś Psy­cho­lo­gię tłumu nie spo­sób nie odczu­wać, jak wiele tłu­ma­czy nam ona fak­tów współ­cze­snych – i z wojny świa­to­wej, i z rewo­lu­cji bol­sze­wic­kiej, i nawet z ostat­niego u nas czte­ro­le­cia.

Bo uczu­cia, myśli, dąże­nia zbio­ro­wisk ludz­kich kształ­tują się dziś tak samo jak i w naj­daw­niej­szych zna­nych nam okre­sach cywi­li­za­cji, wedle pew­nych sta­łych praw psy­cho­lo­gii spo­łecz­nej.

Trafne i ści­słe więc okre­śle­nie tych praw daje nam wyja­śnie­nie zarówno zamierz­chłej prze­szło­ści, jak i dnia bie­żą­cego, a zara­zem pozwala lepiej prze­wi­dy­wać przy­szłość.

Zawsze dotych­czas po okre­sie wiel­kich wojen­nych wysił­ków więk­szej czę­ści Europy nastę­po­wały głę­bo­kie prze­miany całego jej spo­łeczno-gospo­dar­czego i prawno-pań­stwo­wego życia. Tak było i po woj­nach krzy­żo­wych w poło­wie śred­nich wie­ków, i po woj­nach reli­gij­nych na początku nowych wie­ków, i po woj­nach napo­le­oń­skich.

I wiel­kim złu­dze­niem byłoby przy­pusz­cze­nie, że życie spo­łeczne i pań­stwowe naro­dów euro­pej­skich po woj­nie świa­to­wej, rewo­lu­cji bol­sze­wic­kiej w Rosji, prze­róż­nych dyk­ta­tu­rach, zama­chach stanu w sze­regu kra­jów będzie się za parę dzie­się­cio­leci opie­rać na­dal na tych samych co dziś pod­sta­wach.

Europa weszła w okres szyb­kich i głę­bo­kich prze­mian swego życia cywi­li­za­cyj­nego. Narody, któ­rych war­stwy kie­ru­jące w czas nale­ży­cie kie­ru­nek tych prze­mian zro­zu­mieją – wyjdą z nich wzmoc­nione. Narody, któ­rych rządy zaska­ki­wać będzie ewo­lu­cja poglą­dów, dążeń, uczuć sze­ro­kich mas lud­no­ści nie­ocze­ki­wa­nymi przez nie nie­spo­dzian­kami, staną się przed­mio­tem obcego wyzy­sku gospo­dar­czego i poli­tycz­nego.

War­stwą kie­ru­jącą naszym życiem spo­łeczno-pań­stwo­wym jest ogół zawo­do­wej inte­li­gen­cji.

Pod­nie­sie­nie na moż­li­wie naj­wyż­szy poziom jej wie­dzy socjo­lo­gicz­nej, jej rozu­mie­nia praw ewo­lu­cji spo­łecz­nej, umie­jęt­no­ści nale­ży­tego odróż­nia­nia prze­mi­ja­ją­cych nastro­jów tłu­mów od trwa­łych dążeń ducha rasy i narodu – to waru­nek konieczny, by Pol­ska wywal­czyła sobie należne jej sta­no­wi­sko w świe­cie cywi­li­zo­wa­nym.

A jedną z ksią­żek naj­bar­dziej pogłę­bia­ją­cych zro­zu­mie­nie ewo­lu­cji spo­łecz­nej – jest Le Bona Psy­cho­lo­gia tłumu.

Pole­ca­jąc dokładne jej prze­czy­ta­nie i prze­my­śle­nie nie tylko spe­cjal­nie naukami spo­łecz­nymi zaj­mu­ją­cej się mło­dzieży praw­ni­czej, lecz w ogóle tym wszyst­kim, któ­rzy chcą być świa­do­mym czyn­ni­kiem postępu naszej siły naro­dowo-cywi­li­za­cyj­nej i potęgi mocar­stwo­wej Pol­ski – jed­no­cze­śnie jed­nak uwa­żam za obo­wią­zek swój prze­strzec czy­tel­ni­ków przed pesy­mi­zmem, jakim owiane są osta­teczne wnio­ski fran­cu­skiego socjo­loga.

„Cywi­li­za­cja, zupeł­nie już zachwiana, zdana jest cał­ko­wi­cie na pastwę losu. Roz­po­czy­nają się rządy pospól­stwa, a u wrót pań­stwa stają hordy bar­ba­rzyń­ców. Cywi­li­za­cja może jesz­cze błysz­czeć pozo­rami świet­no­ści, posiada bowiem zewnętrzną oka­za­łość z doby daw­niej­szej. Ale w rze­czy­wi­sto­ści robac­two sto­czyło już ten gmach wspa­niały i runie on przy pierw­szej burzy”.

Jest to zupeł­nie słuszne, że siła cywi­li­za­cji opiera się na sile ide­ałów, że osła­bie­nie ide­ałów w spo­łe­czeń­stwach jest zapo­wie­dzią ich cywi­li­za­cyj­nego upadku. Ale czy musi zawsze i wszę­dzie przyjść to osła­bie­nie ide­ałów?!

Le Bon zdaje się skła­niać do tego bar­dzo ponu­rego wnio­sku.

Ostat­nie słowa jego książki brzmią: „Naród więc każdy w pogoni za ide­ałem prze­cho­dzi ze sta­dium bar­ba­rzyń­stwa do cywi­li­za­cji, a następ­nie, z chwilą, gdy ideał ten utra­cił swą moc, chyli się ku upad­kowi i wresz­cie umiera – taki jest cykl jego żywota”.

Ideał, który sta­no­wił przez wieki siłę „rasy fran­cu­skiej”, jest więc wedle Le Bona „marze­niem”, które wcze­śniej czy póź­niej roz­wiać się musi, a wtedy przyj­dzie „śmierć” cywi­li­za­cji fran­cu­skiej. Wojna świa­towa świad­czy jed­nak, że naród fran­cu­ski naprawdę daleki jest nie tylko od chwili śmierci, lecz i sta­ro­ści.

Ale bo mimo ofi­cjal­nej ate­iza­cji Trze­ciej Repu­bliki reli­gia nie stała się dla narodu fran­cu­skiego „marze­niem” tylko, tra­cą­cym swą siłę.

Wła­śnie wojna wyka­zała, że w głębi duszy narodu fran­cu­skiego jest żywa wiara reli­gijna.

I nie ślepy to jedy­nie przy­pa­dek zrzą­dził, że naczel­nym wodzem zwy­cię­skich wojsk fran­cu­skich i wszyst­kich sprzy­mie­rzo­nych państw i naro­dów był mar­sza­łek Foch, głę­boko wie­rzący kato­lik.

Ale Le Bon pozo­stał wol­no­my­śli­cie­lem, bar­dzo cenią­cym cywi­li­za­cyjną rolę ide­ałów reli­gij­nych, ale oso­bi­ście uwa­ża­ją­cym je za „marze­nia” nie­zisz­czalne. I wsku­tek tego życie naro­dów to wedle niego koło, które fatal­nie koń­czy się ich śmier­cią.

Przed tym z oso­bi­stej autora nie­wiary, a nie z fak­tów histo­rycz­nych pły­ną­cym pesy­mi­zmem ostat­nich stro­nic książki niniej­szej prze­strze­gam.

Sta­ni­sław Grab­ski

Od Autora

Cało­kształt wspól­nych cech jed­no­stek danego narodu, wyni­ka­ją­cych z wpły­wów śro­do­wi­ska i z dzie­dzicz­no­ści, sta­nowi duszę rasy. Cechy te są dzie­dziczne, a zatem nie­zwy­kle stałe. Gdy jed­nak pewna ilość ludzi, ule­ga­jąc pew­nym wpły­wom, chwi­lowo się zespoli, wtedy obok ich cech dzie­dzicz­nych wystę­pują na jaw nowe cechy, nie­raz mocno odmienne od cech rasy. Ich cało­kształt two­rzy duszę zbio­rową, potężną, lecz krót­ko­trwałą. W dzie­jach naro­dów tłumy odgry­wały zawsze nie­po­śled­nią rolę; nie była ona ni­gdy jed­nak tak w skutki brze­mienna jak w obec­nej epoce. Cha­rak­te­ry­stycz­nym rysem obec­nego wieku jest góro­wa­nie nie­świa­do­mej dzia­łal­no­ści tłumu nad świa­domą dzia­łal­no­ścią jed­no­stek.

Wprowadzenie. Era tłumów

Wpro­wa­dze­nie

Era tłu­mów

Na pierw­szy rzut oka zdaje się zawsze, iż wiel­kie prze­wroty, poprze­dza­jące zmiany cywi­li­za­cyjne, jak np. upa­dek cesar­stwa rzym­skiego i utwo­rze­nie pań­stwa Ara­bów, są zależne przede wszyst­kim od znacz­nych prze­obra­żeń poli­tycz­nych, od inwa­zji całych naro­dów lub upad­ków dyna­stii. Ale uważ­niej­sze bada­nie tych wypad­ków wyka­zuje, iż poza owymi przy­czy­nami pozor­nymi znaj­du­jemy naj­czę­ściej głę­bo­kie zmiany w spo­so­bie myśle­nia ludów, jako przy­czynę rze­czy­wi­stą. Istotne prze­wroty histo­ryczne nie zdu­mie­wają nas ani swą wiel­ko­ścią ani gwał­tow­no­ścią. Naj­waż­niej­sze bowiem zmiany, te mia­no­wi­cie, mocą któ­rych odna­wiają się cywi­li­za­cje, zacho­dzą w ide­ach, poję­ciach i wie­rze­niach. Naj­bar­dziej pamiętne wypadki histo­ryczne to widoczne skutki nie­wi­docz­nych zmian w spo­so­bie myśle­nia ludów. A jeżeli spo­ty­kamy się z takimi wiel­kimi wypad­kami nader rzadko, to dzieje się to dla­tego, iż naj­bar­dziej stałą cechą każ­dej rasy jest wła­śnie dzie­dzicz­nie prze­ka­zany jej spo­sób myśle­nia.

W epoce obec­nej mamy wła­śnie do czy­nie­nia z takim momen­tem kry­tycz­nym, kiedy spo­sób myśle­nia ogółu ulega prze­obra­że­niu, które zależy od dwóch zasad­ni­czych czyn­ni­ków.

Pierw­szym z nich jest zupełny upa­dek tych wszyst­kich dogma­tów reli­gij­nych, poli­tycz­nych i spo­łecz­nych, które dały począ­tek całej naszej cywi­li­za­cji. Dru­gim jest powsta­nie zupeł­nie nowych warun­ków bytu i myśle­nia, wywo­łane przez współ­cze­sne odkry­cia w dzie­dzi­nie nauki i prze­my­słu.

Ponie­waż idee wie­ków ubie­głych, acz­kol­wiek pod­ko­pane, zacho­wały jesz­cze wpływ silny, a idee, które miały tamte zastą­pić, dopiero się kształ­tują, dla­tego też czasy obecne są okre­sem przej­ścio­wym i epoką roz­przę­że­nia.

Trudno dziś prze­wi­dzieć, co się kie­dyś wyłoni z tego okresu naszej histo­rii, z natury rze­czy nieco cha­otycz­nego. Nie wiemy jesz­cze, na jakich poglą­dach zasad­ni­czych oprą się spo­łe­czeń­stwa, które zajmą nasze miej­sce, ale już dziś możemy prze­wi­dzieć, że one w orga­ni­za­cji swej zmu­szone będą liczyć się z nową potęgą i ostat­nim władcą bie­żą­cego wieku: z potęgą tłumu. Na zwa­li­skach tylu poglą­dów, nie­gdyś praw­dzi­wych, a dziś już prze­brzmia­łych, tylu auto­ry­te­tów, jeden po dru­gim zdru­zgo­ta­nych przez rewo­lu­cje, wyro­sła ta jedna tylko potęga i, jak się zdaje, pochło­nie ona wkrótce wszyst­kie inne.

W chwili, gdy wszyst­kie nasze odwieczne poglądy chwieją się i zni­kają, gdy kolejno padają wszyst­kie sta­ro­dawne pod­pory spo­łe­czeń­stwa, tylko potę­dze tłumu nic nie grozi, a pre­stiż jego wciąż rośnie. Stu­le­cie, w które wstę­pu­jemy, będzie zatem erą tłumu.

Przed nie­spełna jesz­cze wie­kiem, głów­nymi czyn­ni­kami wypad­ków histo­rycz­nych były: tra­dy­cyjna poli­tyka państw i rywa­li­za­cja panu­ją­cych. Z opi­nią tłumu liczono się bar­dzo mało, a po więk­szej czę­ści nie zwra­cano na nią nawet uwagi. Dziś za to nie liczą się by­naj­mniej z tra­dy­cyjną poli­tyką, ani z indy­wi­du­al­nymi skłon­no­ściami panu­ją­cych i z ich rywa­li­za­cją, a prze­ciw­nie, na pierw­szym pla­nie stoi głos tłumu. On to dyk­tuje kró­lom, jak mają postę­po­wać, jemu to przy­słu­chują się monar­cho­wie. Losy naro­dów roz­strzy­gają się teraz nie na taj­nych radach monar­chów, ale w duszy tłumu.

Jed­nym z naj­bar­dziej ude­rza­ją­cych rysów cha­rak­te­ry­stycz­nych naszej epoki przej­ścio­wej jest wystą­pie­nie klas ludo­wych na widow­nię poli­tyczną, a raczej stop­niowe prze­obra­że­nie tych klas w klasy panu­jące. Przej­ście wła­dzy do rąk klas ludo­wych zazna­czyło się w rze­czy­wi­sto­ści nie pra­wem powszech­nego gło­so­wa­nia, które przez czas dłuż­szy miało wpływ bar­dzo nie­znaczny i począt­kowo tak łatwo dawało sobą kie­ro­wać. Potęga tłumu wyra­stała stop­niowo, naj­pierw drogą pro­pa­gandy pew­nych idei, które z wolna zako­rze­niały się w umy­słach, a następ­nie przez sto­wa­rzy­sza­nie się jed­no­stek w celu zre­ali­zo­wa­nia tych idei i poglą­dów teo­re­tycz­nych. Drogą to wła­śnie aso­cja­cji tłum wytwo­rzył sobie poję­cie jeżeli nie cał­ko­wi­cie uza­sad­nione, to w każ­dym razie zupeł­nie okre­ślone o swych inte­re­sach i stał się świa­dom swej potęgi. Teraz tłum ten two­rzy syn­dy­katy, przed któ­rymi wszyst­kie wła­dze jedna za drugą kapi­tu­lują, two­rzy giełdy pracy, które, wbrew wszel­kim pra­wom eko­no­micz­nym, chcą rzą­dzić warun­kami pracy i płacy robo­czej. Do zgro­ma­dzeń usta­wo­daw­czych tłum ten posyła przed­sta­wi­cieli, pozba­wio­nych wszel­kiej ini­cja­tywy, wszel­kiej nie­za­leż­no­ści i będą­cych tylko mów­cami komi­te­tów, które ich wysłały.

Żąda­nia tłumu stają się dziś coraz wyraź­niej­sze i dążą w osta­tecz­no­ści do zupeł­nego zbu­rze­nia obec­nego porządku spo­łecz­nego. Na jego miej­sce tłum chce zapro­wa­dzić ów komu­nizm pier­wotny, który był sta­nem nor­mal­nym wszyst­kich grup ludz­kich u zara­nia cywi­li­za­cji. Ogra­ni­cze­nie godzin pracy, wywłasz­cze­nie kopalń, kolei żela­znych, fabryk i grun­tów, równy podział docho­dów, pozba­wie­nie klas wyż­szych wła­dzy na rzecz warstw ludo­wych itp. – oto żąda­nia tłumu.

Posia­da­jąc nie­wielką zdol­ność argu­men­ta­cji, tłum ma nato­miast ogromną zdol­ność czynu, przez obecną jego orga­ni­za­cję nie­zmier­nie jesz­cze spo­tę­go­waną. Dogmaty tłumu powsta­jące w dobie obec­nej, będą miały wkrótce siłę dogma­tów odwiecz­nych, siłę wszech­mocną i despo­tyczną, nie­do­pusz­cza­jącą żad­nej dys­ku­sji. Boskie prawo tłumu zastąpi boskie prawo monar­chów.

Ulu­bieni pisa­rze naszej bur­żu­azji, będący naj­lep­szymi wyra­zi­cie­lami jej nieco cia­snych poglą­dów i płyt­kich idei, jej powierz­chow­nego scep­ty­cy­zmu i ego­izmu, nie­raz nad­mier­nego, pisa­rze ci padają plac­kiem przed tą nową potęgą, która wyra­sta w ich oczach, a pra­gnąc zwal­czyć anar­chię umy­słową, z roz­pa­czą wołają o pomoc moralną kościoła, tak przez nich nie­gdyś lek­ce­wa­żoną.

Pra­wiąc o ban­kruc­twie wie­dzy, odbyw­szy pokutę przed kościo­łem, wska­zują nam oni na donio­słość prawd obja­wio­nych. Ale ci nowo nawró­ceni zapo­mi­nają, że na tego rodzaju zwroty obec­nie jest już za późno. Jeżeli oni są nawet w sta­nie łaski, to wąt­pić należy, czy mieć ona będzie taką samą moc nad duszami tych, któ­rych mało lub nic nie obcho­dzą owe tro­ski nowo nawró­co­nych zelo­tów. Tłumy nie dbają już teraz o tych bogów, któ­rzy ich nie chcieli znać i któ­rych te tłumy wła­śnie oba­liły. Nie ma takiej mocy ani ludz­kiej ani boskiej, która by była w sta­nie kazać rze­kom pły­nąć w górę, ku źró­dłom.

Nauka by­naj­mniej nie zban­kru­to­wała i nie jej to winą jest owa współ­cze­sna anar­chia umy­słów, ani też powsta­nie tej potęgi, która wśród tej anar­chii wyra­sta. Nauka bowiem przy­rze­kła nam tylko prawdę lub co naj­wy­żej pozna­nie sto­sun­ków dostęp­nych naszemu rozu­mowi, ale nie obie­cała nam ni­gdy ani pokoju ani szczę­ścia. Obo­jęt­nie spo­glą­da­jąc na uczu­cia nasze, nie zważa ona wcale na nasze skargi. Powin­ni­śmy też pogo­dzić się z jej wyni­kami, nic bowiem już nie wskrzesi tych złu­dzeń, które ona roz­wiała.

Symp­tomy te powszechne, dające się zauwa­żyć u wszyst­kich naro­dów, wska­zują na gwał­towny wzrost potęgi tłu­mów i nie pozwa­lają przy­pusz­czać, aby wzrost ten miał wkrótce się zatrzy­mać. Cokol­wiek bądź ona nam zwia­stuje, w przy­szło­ści musimy się pogo­dzić z tym, że wszelka z nią pole­mika to czcze tylko słowa. Zapewne, moż­liwą jest rze­czą, że wystą­pie­nie na widow­nię tłu­mów ozna­cza, iż dla cywi­li­za­cji Zachodu nad­cho­dzi jedna z ostat­nich faz, powrót kom­pletny do tej anar­chii pier­wot­nej, która zdaje się zawsze poprze­dzać kieł­ko­wa­nie wszel­kich nowych form spo­łecz­nych. Ale w jaki spo­sób możemy temu zapo­biec?

Dotych­czas zawsze tłum naj­wy­raź­niej wystę­po­wał w tej roli burzy­ciela cywi­li­za­cji prze­sta­rza­łych i nie od dziś dopiero stało się to jego zada­niem.

Histo­ria naucza nas prze­cież, że zawsze w chwili, gdy siły moralne, na któ­rych wspiera się pewna cywi­li­za­cja, utra­ciły już swą moc żywotną, osta­tecz­nego roz­kładu doko­nują owe tłumy nie­uświa­do­mione a bru­talne, które dość słusz­nie nazwano bar­ba­rzyń­skimi. Cywi­li­za­cję two­rzyły i roz­wi­jały dotych­czas zawsze pewne drobne grupy ary­sto­kra­cji inte­lek­tu­al­nej, ni­gdy zaś tłumy.

Potęga tłu­mów jest destruk­cyjna, a ich pano­wa­nie przed­sta­wia zawsze fazę bar­ba­rzyń­stwa. Cywi­li­za­cja wymaga pew­nych sta­łych reguł, dys­cy­pliny, ozna­cza, iż miej­sce instynk­tów zajął rozum, wymaga prze­wi­dy­wa­nia przy­szło­ści, pew­nego stop­nia kul­tury, sło­wem takich warun­ków, jakich tłumy, pozo­sta­wione same sobie, ni­gdy abso­lut­nie nie mogły urze­czy­wist­nić. Swą bowiem potęgą wyłącz­nie destruk­cyjną dzia­łają one jak mikroby, przy­spie­sza­jące roz­kład orga­ni­zmów bez­sil­nych lub tru­pów. Gdy gmach cywi­li­za­cji jest już zupeł­nie sto­czony, osta­teczną jego ruinę spro­wa­dzają zawsze tłumy, wystę­pu­jąc wów­czas w swej wła­ści­wej roli, a w potę­dze liczby szu­kać wtedy należy roz­wią­za­nia zagadki filo­zo­fii histo­rii.

Czy taki sam los spo­tka naszą cywi­li­za­cję? Można się tego oba­wiać, ale nie można jesz­cze tego na pewno twier­dzić.

W każ­dym więc razie powin­ni­śmy być przy­go­to­wani na rządy tłumu, skoro nie­baczne ręce stop­niowo usu­wały wszel­kie prze­szkody, które mogły mu sta­nąć na dro­dze.

Tłumy te, o któ­rych tyle zaczyna się już mówić, znamy jed­nak w bar­dzo małym stop­niu. Zawo­dowi psy­cho­lo­go­wie, trzy­ma­jąc się od nich z daleka, zawsze je igno­ro­wali, a jeżeli nawet w ostat­nich cza­sach zajęli się nimi, to wyłącz­nie tylko ze sta­no­wi­ska kry­mi­na­li­stycz­nego. Ist­nieją bez wąt­pie­nia tłumy zbrod­ni­cze, ale ist­nieją też i tłumy cno­tliwe, boha­ter­skie i wsze­la­kie inne. Zbrod­nie tłu­mów to tylko jeden z obja­wów ich psy­chicz­nego życia i nie można poznać ustroju umy­sło­wego tłu­mów, stu­diu­jąc tylko ich zbrod­nie tak, jak nie można poznać duszy poje­dyn­czego osob­nika, opi­su­jąc wyłącz­nie tylko jego występki.

A jed­nak wszy­scy władcy świata, wszy­scy zało­ży­ciele reli­gii i państw, apo­sto­ło­wie wszel­kich wyznań, wybitni mężo­wie stanu, a w roz­mia­rach skrom­niej­szych także i pro­ści naczel­nicy drob­nych grup spo­łecz­nych, zawsze byli intu­icyj­nymi psy­cho­lo­gami, zawsze posia­dali instynk­tową, czę­sto bar­dzo wierną zna­jo­mość duszy tłu­mów i wła­śnie, dzięki tej to zna­jo­mo­ści, sta­wali się tak łatwo ich panami. Napo­leon wspa­niale prze­nik­nął psy­cho­lo­gię tłu­mów tej kra­iny, nad którą pano­wał, ale nie­kiedy zupeł­nie nie poj­mo­wał psy­chiki tłu­mów, nale­żą­cych do innych ras i tylko dzięki tej niezna­jo­mo­ści przed­się­wziął wyprawy do Hisz­pa­nii i Rosji, które były począt­kiem jego upadku.

Zna­jo­mość psy­cho­lo­gii tłu­mów jest obec­nie ostat­nią deską ratunku mężów stanu, któ­rzy pra­gną już nie rzą­dzić tłu­mem – bo to rzecz nad­zwy­czaj trudna – ale przy­naj­mniej nie pozwo­lić mu zbyt­nio sobą powo­do­wać.

Zagłę­bia­jąc się choćby cokol­wiek w psy­cho­lo­gię tłu­mów, spo­strze­gamy zaraz, jak mały wywie­rają na nie wpływ ustawy i insty­tu­cje, widzimy dalej, że tłumy nie są wcale w sta­nie two­rzyć sobie wła­snych poglą­dów, a pod­dają się tym, które im narzu­cono; prze­ko­nu­jemy się wresz­cie, że nie można ich pro­wa­dzić za pomocą prze­pi­sów czy­stej spra­wie­dli­wo­ści teo­re­tycz­nej, ale należy oddzia­ły­wać na ich wraż­liwą wyobraź­nię.

Gdy pra­wo­dawca zamie­rza, dajmy na to, zapro­wa­dzić nowy poda­tek, czyż szu­kać on będzie podatku teo­re­tycz­nie naj­spra­wie­dliw­szego? By­naj­mniej. Bo poda­tek naj­nie­spra­wie­dliw­szy może ze wzglę­dów prak­tycz­nych być dla mas naj­od­po­wied­niej­szym. Jeżeli np. nie rzuca się on w oczy, jeżeli pozor­nie jest naj­lżej­szym, będzie naj­ła­twiej przy­jęty. Dla­tego to masy łatwiej zno­szą podatki pośred­nie, choćby bar­dzo uciąż­liwe, bo, opła­cane nie­zmier­nie drob­nymi kwo­tami w cenie arty­ku­łów codzien­nej potrzeby, nie naru­szają one jego zwy­cza­jów i nie czy­nią na nich zbyt­niego wra­że­nia. A spró­buj­cie zastą­pić je przez pro­por­cjo­nalny poda­tek od płac albo innych docho­dów, opła­cany jed­no­ra­zowo, to cho­ciażby ze sta­no­wi­ska teo­re­tycz­nego był on dzie­sięć razy mniej uciąż­liwy od poprzed­nich, spo­tka się ze zgod­nym pro­te­stem. Nie­wi­dzialne bowiem ułamki gro­szy, pła­cone co dnia, zastąpi w tym wypadku kwota sto­sun­kowo dość wysoka, która w chwili, gdy ją trzeba będzie uiścić, czy­nić będzie wra­że­nie nie­zmier­nie wiel­kiej. Gdyby ją zbie­rano stop­niowo, odkła­da­jąc codzien­nie po gro­szu, wyda­wa­łaby się istot­nie nie­znaczna, ale tego rodzaju pro­ce­der eko­no­miczny wymaga pew­nej dozy roz­sądku, do któ­rej masy są nie­zdolne.

Przy­kład, który wybra­li­śmy, należy do naj­prost­szych i bez trudu prze­kona każ­dego. Taki psy­cho­log, jak Napo­leon, nie zapo­mniał o tej praw­dzie, ale usta­wo­dawcy, negu­jący ist­nie­nie duszy tłu­mów, gotowi nie dać się prze­konać, gdyż doświad­cze­nie nie­do­sta­tecz­nie jesz­cze pouczyło ich o tym, iż ludzie nie kie­rują się ni­gdy regu­łami czy­stego rozumu.

Psy­cho­lo­gia tłu­mów da się zasto­so­wać i w wielu innych wypad­kach. Rzuca ona jaskrawe świa­tło na wiele zja­wisk histo­rycz­nych i eko­no­micz­nych bez niej zupeł­nie nie­zro­zu­mia­łych. Będę miał spo­sob­ność wyka­zać niżej, że jeden z naj­wy­bit­niej­szych histo­ry­ków współ­cze­snych, Taine, dla­tego wła­śnie nie­kiedy tak nie­wła­ści­wie tłu­ma­czył wypadki z doby rewo­lu­cji fran­cu­skiej, iż ni­gdy nie usi­ło­wał zba­dać duszy tłumu. Stu­diu­jąc ten skom­pli­ko­wany okres histo­ryczny, Taine trzy­mał się opi­so­wej metody natu­ra­li­stów, nie zwa­ża­jąc na to, że w zja­wiskach, bada­nych przez natu­ra­li­stów, nie ma się do czy­nie­nia z czyn­ni­kami natury moral­nej. A te wła­śnie czyn­niki sta­no­wią prze­cież główną sprę­żynę wyda­rzeń histo­rycz­nych.

A więc stu­dia psy­cho­lo­giczne nad tłu­mem mają war­tość choćby ze wzglę­dów czy­sto prak­tycz­nych. Ale już przez samą cie­ka­wość, jaką budzą, zasłu­gują one rów­nież na uwagę. Wszak zro­zu­mie­nie pobu­dek czy­nów ludz­kich powinno budzić tyleż zain­te­re­so­wa­nia, co zba­da­nie jakie­goś mine­rału lub rośliny.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki