Przewodnik po Rekolekcjach Lectio Divina. Zeszyt 6 - ks. Krzysztof Wons SDS,  abp Grzegorz Ryś - ebook

Przewodnik po Rekolekcjach Lectio Divina. Zeszyt 6 ebook

ks. Krzysztof Wons SDS, abp Grzegorz Ryś

5,0

Opis

W szóstym zeszycie przewodnika na drodze lectio divina, spotykamy się ze św. Piotrem.
 
W pierwszej części abp Grzegorz Ryś dzieli się swoją meditatio do wybranych perykop ewangelicznych, w których żywo obecny jest Szymon Piotr. Stronice ewangeliczne czytane przez abpa Rysia są cennym ubogaceniem rekolekcyjnych treści o drodze Piotra, które proponujemy podczas etapu „Pogłębienie”. 
 
Druga część przewodnika to refleksja nad przebiegiem rekolekcji lectio divina z Piotrem jako pomoc dla rekolekcjonistów i kierowników duchowych. Krzysztof Wons SDS wskazuje i omawia przełomowe momenty wyłaniające się podczas kolejnych dni rekolekcji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 119

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opracowanie redakcyjne publikacji abp. Grzegorza Rysia

s. Agnieszka Koteja

 

Korekta

Magdalena Mnikowska

 

Projekt okładki

Artur Falkowski

 

Imprimi potest

ks. Józef Figiel, prowincjał

 

© 2019 Wydawnictwo SALWATOR

 

ISBN 978-83-7580-753-0

 

Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. 12 260 60 80 e-mail: [email protected]

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com

Wstęp

Po czteroletniej formacji rekolekcyjnej w programie: „Cztery Ewangelie jako cztery etapy dojrzewania chrześcijańskiego” proponuje się uczestnikom kontynuację w ramach tzw. etapu „Pogłębienie”. Jaki jest jego cel? Na czym polega proces pogłębienia w życiu duchowym? Odwołajmy się do Ćwiczeń duchownych św. Ignacego z Loyoli. W rozumieniu św. Ignacego pogłębiać oznacza: powtarzać, smakować, trwać w rozważanym Słowie aż do nasycenia duszy. „Bo przecież nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę” (Ćwiczenia duchowne, uwaga druga). Podobnie wiele wieków wcześniej ojcowie pustyni i mistrzowie lectio divina uwrażliwiali na proces ciągłego zgłębiania Słowa poprzez tzw. praktykę ruminatio, dosłownie tłumacząc – „przetrawianie”. Ruminatio polega na powolnym i wielokrotnym powtarzaniu jakiegoś słowa albo wersetu, czy krótkiego fragmentu Pisma Świętego, aż przeniknie do wnętrza, zakorzeni się w sercu i pomoże otworzyć się na działanie Boga, który działa przez swoje Słowo.

W procesie pogłębiania chodzi o to, aby poprzez powtarzanie, „przetrawianie” pozwolić życiodajnym sokom Słowa rozlać się we wnętrzu duszy, nasycać ją i przemieniać od wewnątrz osobę. Życiodajna moc jest w Słowie, a nie w ludzkim działaniu; w mądrości Słowa, a nie w ludzkiej wiedzy; w mocy Słowa, a nie w ludzkiej woli. Słowo Boga – to ono jest żywe i skuteczne. Jest zdolne przenikać aż do rozdzielenia duszy i ducha i zna zamysły serca (por. Hbr 4, 12). Zgłębianie słowa Bożego, stałe nasycanie się i asymilowanie tego, co już się usłyszało, wynika z wewnętrznego przekonania, że tylko w słowie Boga znajduje się źródło życia. Nie jest więc bez znaczenia, czy mamy do czynienia ze zgłębianiem słowa Boga czy z jakimkolwiek ludzkim słowem. Nie technika, nie ludzkie metody kryją w sobie życiodajną moc, lecz słowo Boga.

Powracanie, powtarzanie, pogłębianie służy temu, aby pójść w głąb Słowa i dotrzeć do żywej wody. To czynność podobna do kopania studni. Trzeba pokonać w sobie samym (nie tylko w tekście biblijnym!) warstwy twarde, skaliste, aby dotrzeć do źródła. Takie drążenie jest częścią lectio divina, Bożego czytania.

Temu właśnie służy tzw. etap „Pogłębienie” proponowany po czterech latach formacji w rekolekcjach z ewangelistami. Chodzi o to, aby nie „pędzić do przodu” w zaliczaniu kolejnych serii rekolekcji, ale uwrażliwiać wnętrze na pogłębioną relację ze Słowem, aby coraz skuteczniej oddziaływało na życie osobiste. Jedną z propozycji ruminatio może być ponowne uczestniczenie w odbytym etapie rekolekcji, aby głębiej zasymilować, przyswoić owoce wcześniejszych rekolekcji. W takim kierunku idzie propozycja rekolekcji lectio divina z Szymonem Piotrem w Ewangeliach. Pomaga pogłębić formację opartą na czterech Ewangeliach.

Oddajemy do rąk naszych Czytelników szósty zeszyt „Przewodnika po rekolekcjach lectio divina” z nadzieją, że będzie kolejną inspiracją dla wszystkich, którzy są na drodze lectio divina, zwłaszcza dla prowadzących rekolekcje i kierowników duchowych, którzy osobiście przeszli tę drogę i pragną rozszerzać dzieło rekolekcji lectio divina w Kościele w Polsce i wśród Polonii. Przewodnik zawiera dwie części. W pierwszej abp Grzegorz Ryś dzieli się swoją meditatio do wybranych perykop ewangelicznych, w których żywo obecny jest Szymon Piotr. Autor wybrał perykopy w kluczu wyznań Piotra: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”; „Panie, zbaw mnie!”; „Nie przyjdzie to na Ciebie…!”; „Ty wiesz, że Cię kocham”; „Bracia, musiało wypełnić się słowo Pisma…”; „Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby”. Wyznania streszczają jego samego: życie, osobowość, relację z Jezusem i misję Kefasa. Stronice ewangeliczne czytane przez abpa Rysia są cennym ubogaceniem rekolekcyjnych treści o drodze Piotra, które proponujemy w CFD podczas etapu „Pogłębienie”.

Druga część przewodnika to refleksja nad przebiegiem rekolekcji lectio divina z Piotrem jako pomoc dla rekolekcjonistów i kierowników duchowych. Krzysztof Wons SDS wskazuje i omawia przełomowe momenty wyłaniające się podczas kolejnych dni rekolekcji. Towarzyszenie w tych momentach rekolektantowi zakłada wpierw osobiste przejście tej drogi. Aby stać się dobrym rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym, trzeba być najpierw dobrym rekolektantem. Prowadzenie innych po drogach modlitwy Słowem możliwe jest wtedy, gdy wpierw samemu przeszło się tę samą drogę. Pozostaje ważna zasada: „Na ile pozwolę pomóc sobie, na tyle będę mógł pomagać innym” oraz „od formacji własnej do formacji innych”. Nie wystarczy wiedza na temat rekolekcyjnej drogi, potrzebne jest osobiste doświadczenie duchowe zdobyte na tej drodze.

Krzysztof Wons SDS

abp Grzegorz Ryś.Sześć spotkań z Piotrem

Powołanie do uczniostwa

Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret –2 zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci.3 Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy.4 Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!».5 A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci».6 Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać.7 Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały.8 Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny».9 I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali;10 jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił».11 I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.Łk 5, 1-11

Poproszono mnie, żeby w tym krótkim czasie zmierzyć się z osobą św. Piotra. Wybrałem sześć tekstów, które w tym spotkaniu wydają mi się kluczowe. Pierwszy pochodzi z Ewangelii Łukasza (Łk 5, 1-11): powołanie Piotra, żeby był uczniem. Nie ma tu mowy o powołaniu przyszłego papieża, nawet jeszcze nie ma mowy o powołaniu przyszłego apostoła. Jest powołanie ucznia – podstawowe powołanie każdego z nas, i to niezależnie od tego, w jakim miejscu swego życia się znajdujemy. Akurat to Słowo powracało nieustannie przez cztery tygodnie synodu biskupów1. Myślę, że było najważniejszym refrenem synodu. Niektórzy się dziwili, bo im się wydawało, że synod zebrał się po to, aby nauczać. Właśnie nie! Nie nauczasz, jeśli najpierw nie posłuchałeś. Nie przekazujesz, jeśli najpierw nie jesteś uczniem. Pierwsze powołanie, jakie w życiu mamy, jest powołaniem do uczniostwa i ta perykopa bardzo pięknie to powołanie opisuje.

Kilka momentów wydaje mi się kluczowych. Pierwszy – przejście od tłumu do osoby. Na początku słyszymy w Ewangelii, że tłum jest przy Jezusie i ciśnie się do Niego, żeby Go słuchać. Piotra nie ma w tym tłumie, on jest trochę obok, siedzi, płucze sieci. Wygląda na to, że nie jest zainteresowany tym, co się dzieje na brzegu. A Jezus naucza tłum. Chwilę potem dochodzi do skrócenia dystansu, bo Jezus wsiada do łodzi Piotra i prosi go, żeby odbił trochę od brzegu. I z jego łodzi nadal naucza tłum. Ale teraz, możemy to sobie łatwo wyobrazić, Piotr już słucha. Trudno, żeby nie słuchał Słowa, które jest głoszone o metr od niego. Jezus bardzo skrócił dystans. Piotr stał się częścią tłumu słuchającego Jezusa. Ale to nie jest jeszcze ostatni etap tego procesu. Ostatni jest wtedy, kiedy Piotr słyszy Słowo skierowane bezpośrednio do niego: „Wypłyń na głębię”. To jest Słowo tylko do niego.

I to jest rzeczywisty moment spotkania, kiedy słyszę Słowo, które jest skierowane do mnie. Nie słyszę Słowa, które jest skierowane do tłumu, ale jestem przez Jezusa z tego tłumu jakoś wyjęty, jestem wezwany do spotkania twarzą w twarz, osoby z osobą. W tym spotkaniu słyszę Słowo, skierowane do mnie. To jest moment, w którym się rodzi uczniostwo. Bardzo istotny moment.

Pierwsze pytanie, które wynika ze spotkania z Piotrem, jest pytaniem o to, czy i na ile dajemy się Jezusowi zaprosić do osobistego dialogu, do spotkania twarzą w twarz, osoby z Osobą. Ile w naszym życiu jest czasu, który spędzamy z Nim sam na sam? Ile w naszym życiu jest pasji, by Słowo, które jest skierowane do wszystkich, odczytać jako Słowo skierowane osobiście do mnie? Które zdanie jest skierowane osobiście do mnie? Ile macie w sobie tej pasji? O której rano wstajecie, żeby posłuchać Słowa? Nie wystarczy słuchać w tłumie.

Bardzo ciekawe, że w tym spotkaniu (we wszystkich wydaniach podano tytuł „Powołanie pierwszych uczniów”), w zapisie Łukasza nie pada wezwanie Jezusa: „Pójdź za Mną”. U Łukasza Jezus nie mówi: „Pójdź za Mną”. Powołaniem jest samo spotkanie. Samo wydarzenie jest powołaniem. Nie potrzeba, żeby ono było od razu przez Jezusa wprost wypowiedziane. Już to spotkanie człowieka z Bogiem, już samo spotkanie osoby z Osobą, kryje w sobie wezwanie do czegoś. Człowiek wyszedł z rąk Boga; już sam moment, kiedy Bóg go zamyślił, kiedy go, stwarzając, przyjął, jest momentem powołania. Nie ma spotkania z Jezusem, w które nie byłoby wpisane powołanie. Nie musi być wprost mowy na ten temat. Każde spotkanie z Nim ostatecznie zmierza do odkrycia powołania.

Tu się nasuwa refleksja, która bardzo mocno wybrzmiała na synodzie biskupów. Wszyscy się zastanawiają nad posługą młodym w Kościele. Nie ma innej posługi młodym, posługi powołaniowej, jak w spotkaniu z Bogiem, do którego prowadzicie młodych. Jeśli oni nie odkrywają powołania, to znaczy, że jeszcze to spotkanie się nie wydarzyło, a na pewno nie wydarzyło się do końca. Nie ma innego duszpasterstwa niż powołaniowe. Rzeczywiste wydarzenie spotkania z Jezusem powołuje cię. Wcale nie musisz słyszeć: „Pójdź za Mną”. To, co się dzieje, niesie w sobie wezwanie. Piotr, przynajmniej w tym zapisie Łukaszowym, nie usłyszał tego dnia od Jezusa: „Pójdź za mną”. Piotr przeżył coś istotnego, przeżył spotkanie z Jezusem, które go popchnęło ku czemuś – ku pójściu za Nim. Myślę, że to jest jedna z zasad rozeznawania. Ludziom może się wydawać, że zmierzą spotkanie z Bogiem intensywnością swojego przeżycia albo emocji, które mu towarzyszą. Ale jeśli z tego spotkania nie odczytują żadnego wezwania, jeśli to spotkanie ostatecznie zamyka się w bardzo sympatycznym samopoczuciu, to być może jest gdzieś głęboko błąd, jakaś pomyłka w rozeznawaniu co do samego siebie i co do swojej wiary, co do jakości spotkania z Bogiem. Spotkanie z Bogiem – nawet bez mówienia wprost o powołaniu – człowieka uruchamia.

W tym spotkaniu pada inne Słowo: „Wypłyń na głębię”, i cały dialog z Piotrem: „Całą noc pracowaliśmy, nic nie ułowiliśmy”. Jedno i drugie zdanie jest ważne, i potem to trzecie – „…na Twoje Słowo zarzucę sieci”. Pierwsza myśl: Słowo, które Piotr dostał, jest absolutnie niemożliwe do spełnienia. Nie ma prawa udać się połów ryb w środku dnia, na głębi. Nie ma prawa, tak się ryb nie łowi. Piotr, opierając się na całym swoim doświadczeniu życiowym, mógł powiedzieć Jezusowi: z całym szacunkiem, Mistrzu, ale to nie ma sensu. Nic takiego nie powiedział, chociaż Słowo, które usłyszał, jest wyrazem tego, co niemożliwe. Niemożliwe, żeby się wydarzyło, niemożliwe, żeby się spełniło. Wiele razy jest tak w naszym spotkaniu ze Słowem Boga. Kiedy ono do nas dociera, to naszą pierwszą reakcją jest: tak nie może być, to jest niemożliwe, to się nie ma prawa spełnić. Przeciw niemu staje całe moje wcześniejsze doświadczenie. Na synodzie raz po raz powracały przykłady młodych ludzi, z którymi Pan Bóg robił w Kościele rzeczy niemożliwe. Myślę, że najczęściej przywoływanym przez różnych ojców synodu świętym był św. Franciszek. Chłopak miał dwadzieścia jeden lat, kiedy usłyszał od Boga: „Idź, odbuduj mój Kościół”. Z kryzysu, który był znacznie gorszy niż nasz dzisiejszy. Dzisiaj już wszyscy mówią, że mamy kryzys w Kościele. W zestawieniu z tym, co się działo w XIII wieku, to my jeszcze jesteśmy na etapie wzrostu. Wtedy sytuacja w Kościele była przerażająca. A Jezus mówi z krzyża do chłopaka, który ledwie co skończył dwadzieścia jeden lat: „Idź, odbuduj mój Kościół”. I jeszcze zaraz potem mu dopowiada, że tego nie zrobi inaczej jak poprzez absolutne ubóstwo, rezygnację z własności. Weszlibyście w to? Jesteście za starzy, macie za dużo wyobraźni, za dużo doświadczenia. Tak się nie działa, to nie ma prawa się udać. Takie jest nasze myślenie. To jest zderzenie się ze Słowem, które mówi: zrób to, co niemożliwe.

Piotr odpowiada: „…na Twoje Słowo”. To jest bardzo ważny moment, bo kiedy Piotr poddał się temu Słowu sam na sam, kiedy wszedł w uczniostwo, jeszcze nie wiedział, z kim ma do czynienia, ale wiedział, że to jest Mistrz, nauczyciel. I w związku z tym Jego Słowo traktuje poważnie. Jezus jest dla niego na tyle ważnym Mistrzem, że Jego Słowo, jakkolwiek szalone, jest godne rozważenia. Nawet jeśli wszystko stoi przeciwko niemu; wszystko to, co rozumie z rybołówstwa. „Na Twoje Słowo zarzucę sieci” – to jest nasze podejście do Słowa: zaufanie autorytetowi Nauczyciela, jakim jest Jezus.

Jezus Nauczyciel – jedno z najstarszych przedstawień Jezusa w kulturze chrześcijańskiej, bardzo często jako nauczyciela anatomii. Siedzi sześciu albo siedmiu uczniów apostołów, a Jezus ma przed sobą rozłożonego, rozciętego człowieka i przegląda, co on ma we wnętrzu. On się na tym zna, On wie, co jest w człowieku. Nawet jeśli się nie zna na łowieniu ryb, to wie, co jest w człowieku. Piotrowi bardzo jest potrzebny ten nakaz i bardzo jest potrzebne to doświadczenie, które go za chwilę spotka.

Zanim do niego dojdziemy, to jeszcze jedno ważne stwierdzenie: „Całą noc pracowaliśmy, nic nie ułowiliśmy”. Jan Paweł II zaczynał nowe tysiąclecie też od tego tekstu. Mówił, że każdemu z nas tego życzy. Ja do dziś pamiętam pierwszą lekturę Novo Millennio Ineunte 38: „Niech zatem także naszym udziałem stanie się doświadczenie uczniów, opisane w ewangelicznej relacji o cudownym połowie: «Całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili» (Łk 5, 5)”. Całą noc – i tyle. Papież mówi: bardzo wam tego życzę. Wszystko we mnie było przeciwko temu, co papież napisał. I byłem zdumiony, jak człowiek, który jest najwyższym pasterzem w Kościele, może takie życzenia w ogóle sformułować. On mi życzy jednej wielkiej porażki, żebym się rozbił o swoją nieudolność i bezowocność, bezradność. Żeby nie zadziałało wszystko to, co powinno było zadziałać. Piotr łowił ryby w nocy, bo ryby się łowi w nocy. Znał się na łowieniu ryb. I cała noc pracy sensownej, umiejętnej nie przyniosła żadnego efektu. Jeśli papież życzy każdemu takiego doświadczenia, to zapewne w przekonaniu, że ono może otworzyć na Boga. Kiedy odkryję swoją bezradność, kiedy myślałem, że umiem i nic z tego nie wyszło, to być może ten moment mi powie: na szczęście jest Ktoś ode mnie mocniejszy. Na szczęście tam, gdzie jest moja nieudolność, jest przestrzeń dla zadziałania Boga i mogę się z Nim spotkać w swojej bezradności. Od kilku dni na Deonie wisi tytuł konferencji ks. Pawlukiewicza „Nie cnoty, ale grzechy wprowadzą nas do nieba”. Sam tytuł jest dość, hm… kontrowersyjny – do nieba nie prowadzą nas nasze cnoty, prowadzą nas nasze grzechy. To jest oczywiście paradoks, ludzie będą krzyczeć przeciwko temu tytułowi, ale w nim jest głęboka prawda. Kiedy wszystko mi się udaje, kiedy mam za każdym razem pełne sieci ryb, to moje mówienie o Bogu, o Jego wszechmocy, choć oczywiście poprawne (tak mówić wypada), jest bardzo teoretyczne. Mówię o zdaniu się na Niego, mówię o tym, jaka piękna jest wola Boża i dziękuję Mu za wszystko, co zdziałał w moim życiu, ale mam jednocześnie głębokie przekonanie, że sam sobie to zrobiłem. Zrobiłem, bo umiem. W końcu skończyłem dobrą szkołę, nauczyli mnie. Nie można zostać uczniem, a tym bardziej nie można zostać w przyszłości pasterzem, bez doświadczenia bezsilności i bezradności, i bezowocności. Nie można! Może będzie jeszcze okazja, by do tego wrócić.

Oczywiście wcale nie musi być tak, że moja słabość mnie otworzy na Boga. Może być dokładnie odwrotnie – świadomość własnych granic, świadomość własnej słabości, doświadczenie bezowocności skutecznie mogą mnie na Niego zamknąć. Ta Ewangelia jest po to, żeby się zapytać, czy czasem nie jest ze mną właśnie tak. Doznałem totalnej porażki i jeszcze się z nią mierzę, tak jak Piotr. On czyści te sieci, które były puste, i dostaje polecenie: wypłyń i zarzuć sieci jeszcze raz. Być może moja pierwsza reakcja jest taka, że nie – nigdy nie będę rzucał tych sieci, a już na pewno nie teraz. Teraz mam dość wszystkiego. Właśnie się zderzyłem z tym, jaki jestem do niczego, nie będę rzucał sieci. Słabość, ograniczenie, limit mogą mnie zamknąć na Boga – wcale mnie nie muszą na Niego otworzyć. Słabość może mnie zamknąć też na innych ludzi – wcale mnie nie musi na nich otworzyć. Wiele razy w życiu to widziałem, na przykład pracując z ludźmi niepełnosprawnymi. To, czego oni doświadczają, wcale nie musi ich na nikogo otwierać. Mogą skutecznie stworzyć takie fajne getto, w którym się zamkną – utwierdzając się nawzajem w poczuciu, jacy są biedni – zamiast wyjść do innych z tymi możliwościami, które mają; także z doświadczeniem słabości.

Piotr rzuca sieci w posłuszeństwie Słowu Jezusa i widzi działanie Boga w samym środku swojego działania. Myślę, że nawet jeśli rzucał sieci bez jakiejś wielkiej wiary, rzucał dlatego, że był posłuszny Słowu. A zaraz potem musiał się zdziwić tym, jak zobaczył Boże działanie pośrodku tego, co sam zrobił. Bóg jest w stanie działać w samym środku naszego działania niedoskonałego, podjętego czasami bez przekonania. On działa.

Teraz następuje kluczowe zdanie pierwszego spotkania: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. „Panie”, już nie „Mistrzu”. Piotr Go jeszcze nadal będzie nazywał Mistrzem, będzie Go zawsze nazywał Nauczycielem, ale odkrył w Nim Pana. Tam jest Kyrios – słowo, które w greckiej Biblii zastępuje niewypowiadalne imię Boga. Piotr zobaczył w Jezusie stojącego przy nim w jego łódce Boga, który się objawił w całej swej mocy, w całej swej świętości. I to, co mówi, jest niesłychanie intymne. On przypadł Jezusowi do kolan, trzyma twarz przy Jego kolanach. Niesłychana pokora. On nie ma odwagi patrzeć na twarz Jezusa. Bo nie można widzieć Boga i żyć. On nie patrzy w Jego twarz, bo już wie, że ta twarz jest twarzą Boga. Pan, mój Pan. Nie tylko Nauczyciel, nie tylko autorytet – mój Pan.

To odkrycie oznacza, że jesteśmy w samym środku działania Ducha Świętego. „Jezus jest Panem” – tego nikt nie potrafi powiedzieć bez pomocy Ducha. Jest spotkanie i jest działanie wewnątrz, które się dokonuje w Piotrze. To jest działanie Ducha Świętego, któremu on się poddaje. To, co Duch w nim czyni, wyjawia się wyznaniem: Pan, mój Pan. I ten sam Duch, który uświadamia mu, że właśnie spotkał Pana, ten sam Duch uświadamia mu jego grzeszność. To jest funkcja Ducha, który przekonuje nas o grzechu. To są znowu dwa niesłychanie istotne wymiary tego spotkania, które nazywamy wiarą. Odkryłem w Jezusie swojego osobistego Pana i odkryłem własną grzeszność. Nie ma sensu mówić o grzechu, jeśli nie rozpoznałem w Jezusie Boga. Grzech jest sprawą między mną a Bogiem (nie ma Boga, nie ma grzechu). Odkrycie Boga przekłada się też na odkrycie niesłychanie osobiste – własnej grzeszności. Mój grzech i mój Pan, mój grzech między mną a moim Panem: „Odejdź ode mnie”.

Ostatnia rzecz: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. Dosłownie ten tekst trzeba by przetłumaczyć tak: „Nie bój się, odtąd będziesz łowiącym ludzi”. Będziesz „łowiącym ludzi”, nie: „Będziesz łowił ludzi”. Jezus mu nie mówi, co on będzie robił. Jezus mu mówi, kim on będzie. Kim będzie. Papież Franciszek, przygotowując Kościół na synod biskupów na temat młodych i spotykając się z młodymi na presynodzie w Rzymie, proponował młodym, by zastąpili pytanie: „Kim jestem?” pytaniem: „Dla kogo jestem?”. Jeśli chcą jakoś siebie samych zrozumieć, niech przestaną pytać, kim są. Niech się zapytają, dla kogo są. „Będziesz łowiącym ludzi”. Z ust papieża Franciszka padło nawet takie zdanie (w pierwszej chwili szokujące), że nie mamy misji, tylko my jesteśmy misją. My jesteśmy misją.

To jest może w pierwszej chwili trudne do przyjęcia. Staje się łatwiejsze, jeśli się popatrzy na to z drugiej strony. Misja nie jest tylko tym, co umiesz robić; misja jest tym, kim jesteś. Misja jest wpisana w nasze bycie, w naszą tożsamość. Liczy się to, kim się staniesz w spotkaniu z Jezusem, a nie tylko to, jakich zdolności nabędziesz. Wielu rzeczy w Kościele można się nauczyć. Co za kłopot, nawet próbujemy to robić. Szkoła katechistów, szkoła spowiedników, szkoła homiletów, Ogólnopolska Szkoła Ewangelizatorów. Wszystkiego możecie człowieka nauczyć i koniec końców będzie wyśmienitym rzemieślnikiem. Myślę, że Pan Bóg nawet będzie przez to działał. Pan Bóg sobie poradzi, Pan Bóg będzie przez to działał. Wiele razy widziałem, jak Pan Bóg robi cuda przez człowieka, który sam ze sobą ma niewyobrażalne problemy, który coś robi, bo tego potrzebuje. Robi, bo lubi, bo nie chce robić czego innego, bo go nauczyli. Wychodzi – robi. Ma w sobie tyle odwagi, ma uzdolnienie i robi. Pan Bóg przez to działa, ale stan tego człowieka wcześniej czy później robi się dramatyczny. On jest człowiekiem, który łowi ryby, zamiast stać się łowiącym ryby.

Liczy się to, kim jesteś. To nie jest sprawa tylko nabycia kilku zdolności, na przykład przywódczych, żeby nadawać się na papieża. I jeszcze go nauczą wszystkich nowych metod działania, to sobie poradzi. Nie! Odtąd będziesz łowiącym ludzi, to znaczy: wejdziesz w misję, która stanie się prawdą o tobie, twoją własną prawdą, twoją tożsamością. Liczy się to, kim człowiek jest, a nie tylko to, co umie, czego się nauczył. Misja nie jest aktorstwem, misja nie jest funkcją. Misja jest sposobem bycia.

To dotyczy osoby i to dotyczy Kościoła. Kościół jest misją. Kościół, który nie jest misją, jest problemem. Wy jesteście solą, a nie: macie sól. Wy jesteście światłem, a nie tylko wiecie, gdzie jest światło. Wy jesteście! To jest odwaga Pawła, który mówi: „Bądźcie naśladowcami moimi”. Ile razy to czytam, myślę: ależ się zapędził! Kim trzeba być, by móc powiedzieć: „Bądźcie naśladowcami moimi”! A kim ja mam być? „Będziesz łowiącym” ryby, nie: „będziesz łowił” ryby. Drobiazg, ale istotny.

Przypisy

1 XV Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów o młodzieży (6-28 października 2018), na temat „Młodzież, wiara i rozeznanie powołania”.