Przepis na potwora. Jak z odkryć naukowych narodził się Frankenstein - Kathryn Harkup - ebook + audiobook

Przepis na potwora. Jak z odkryć naukowych narodził się Frankenstein ebook i audiobook

Harkup Kathryn

4,2
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów, by naprzemiennie czytać i słuchać.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Jak powstawał słynny potwór Frankensteina?

Na przełomie XVIII i XIX wieku dokonał się wielki postęp w zakresie zrozumienia elektryczności i fizjologii. Wyobraźnię ludzi rozpalały sensacyjne demonstracje naukowe, w tym otwarte dla publiczności sekcje zwłok, a łamy gazet były pełne doniesień o porywaczach ciał zwanych wskrzesicielami. W tej atmosferze podziwu dla osiągnięć nauki i strachu przed jej zbyt szybkim rozwojem narodził się pomysł na jedną z najsłynniejszych postaci z fantastyki naukowej – Victora Frankensteina.

Przepis na potwora to pasjonujące sprawozdanie z badań dziewiętnastowiecznych naukowców, stanowiących inspirację dla Mary Shelley. Kathryn Harkup skrupulatnie przygląda się ówczesnym teoriom naukowym, rozwojowi chemii, fizjologii, elektryczności. Zagląda w mroczne zaułki medycyny, tworzy niesamowitą miksturę nauki i historii oraz pokazuje, że nowoczesne dokonania (defibrylatory, transfuzja krwi, transplantacja organów) są w dużej mierze następstwem tych właśnie makabrycznych eksperymentów.

Przepis na potwora przemieni zwykły wieczór z książką w przerażające spotkanie z najmroczniejszym okresem w dziejach nauki. A czy potworem jest monstrum złożone z części ciał innych ludzi czy bezwzględni, wiktoriańscy naukowcy? O tym niech zdecyduje sam czytelnik.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 378

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 50 min

Lektor: Kathryn Harkup

Oceny
4,2 (12 ocen)
5
5
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Isenor_Tarpanito

Dobrze spędzony czas

Przepis na potwora to pasjonujące sprawozdanie z badań dziewiętnastowiecznych naukowców, stanowiących inspirację dla Mary Shelley. Kathryn Harkup skrupulatnie przygląda się ówczesnym teoriom naukowym, rozwojowi chemii, fizjologii, elektryczności.
10
Paulaa16

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka,fachowo opisuje wiele eksperymentów, doświadczeń i wydarzeń historycznych z przełomu XVIII/XIX wieku. Idealna dla zainteresowanych tymi czasami oraz ,, Frankensteinem", wielce interesująca!
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Co­per­ni­cus Cen­ter Press, 2023 Co­py­ri­ght © Ka­th­ryn Har­kup, 2018 Co­ver de­sign © Neil Ste­vens All ri­ghts re­se­rved.
This trans­la­tion of Ma­king the Mon­ster is pu­bli­shed by Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. by ar­ran­ge­ment with Blo­oms­bury Pu­bli­shing Plc.
Ty­tuł ory­gi­nałuMa­king the Mon­ster. The Science Be­hind Mary Shel­ley’s Fran­ken­stein
Re­dak­cja i ko­rekta ję­zy­kowaJo­anna Fi­fiel­ska
Opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki i stron ty­tu­ło­wych na pod­sta­wie ory­gi­nałuMi­chał Du­ława
Składmo­ni­ka­imar­cin.com
ISBN 978-83-7886-738-8
Wy­da­nie I
Kra­ków 2023
Wy­dawca: Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pań­ski 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: re­dak­[email protected]
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

PRZED­MOWA

Dnia 4 li­sto­pada 1818 roku pe­wien na­uko­wiec sta­nął przed sto­łem la­bo­ra­to­ryj­nym ma­jąc przed sobą mar­twe ciało atle­tycz­nego, mu­sku­lar­nego męż­czy­zny. Z tyłu sły­chać było szum włą­czo­nych ma­szyn elek­trycz­nych. Był go­towy do prze­pro­wa­dze­nia do­nio­słego eks­pe­ry­mentu.

Trupa pod­dano ostat­nim przy­go­to­wa­niom – kil­koma na­cię­ciami od­sło­nięto klu­czowe nerwy. Z ran nie po­cie­kła krew. W tej chwili obiekt znaj­du­jący się na stole przed mło­dym na­ukow­cem skła­dał się tylko z mięsa i ko­ści, zga­sło w nim wszel­kie ży­cie. Na­stęp­nie ciało sta­ran­nie po­łą­czono z apa­ra­turą elek­tryczną.

Każdy mię­sień zo­stał od razu wpra­wiony w kon­wul­sje, jakby ciało dy­go­tało od chłodu. Ma­szyna, po pod­da­niu jej drob­nej re­gu­la­cji, zo­stała włą­czona po raz drugi. Te­raz trup za­czął ciężko od­dy­chać. Brzuch roz­dął się, a klatka pier­siowa uno­siła się i opa­dała. Po ostat­nim po­da­niu prądu elek­trycz­nego palce pra­wej dłoni za­częły się po­ru­szać, jakby grały na skrzyp­cach. Po­tem je­den pa­lec się wy­pro­sto­wał i zda­wało się, że na coś wska­zuje.

Ob­razy, które wy­wo­łuje w umy­śle ten opis, mogą wy­da­wać się zna­jome. Być może czy­tel­nik wi­dział po­dobne na srebr­nym ekra­nie, gdy le­gen­darna już po­stać stwo­rzona przez Bo­risa Kar­loffa za­czy­nała się trząść i wstę­po­wało w nią nowe ży­cie. Być może czy­tel­nik zna tę hi­sto­rię z kart po­wie­ści na­pi­sa­nej przez na­sto­let­nią Mary Wol­l­sto­ne­craft Shel­ley. Po­wyż­szy opis nie jest jed­nak zmy­ślony. Wszystko wy­da­rzyło się na­prawdę. Dwóch eks­pe­ry­men­ta­to­rów, Al­dini i Ure, przy uży­ciu apa­ra­tury elek­trycz­nej spra­wiło, że mar­twe ciała za­częły się po­ru­szać.

Mary Shel­ley w de­biu­tanc­kiej po­wie­ści Fran­ken­stein, czyli współ­cze­sny Pro­me­te­usz nie tylko po­wo­łała do ży­cia po­twora. Dała też po­czą­tek no­wemu ga­tun­kowi li­te­rac­kiemu – fan­ta­styce na­uko­wej. Fan­ta­styka na­ukowa w wy­da­niu tej au­torki za­wdzię­cza jed­nak wiele na­uko­wym fak­tom. Po­wieść pi­sana w cza­sach nad­zwy­czaj­nej re­wo­lu­cji na­uko­wej i spo­łecz­nej od­daje za­chwyt i trwogę w ob­li­czu no­wych od­kryć oraz po­tęgi na­uki.

ROZ­DZIAŁ 1

OŚWIE­CE­NIE

Wsze­lako fi­lo­zo­fo­wie owi, choć zda­wać się może, że ręce ich stwo­rzone są je­dy­nie do grze­ba­nia w bło­cie, oczy zaś do ślę­cze­nia nad ty­glem lub mi­kro­sko­pem, w rze­czy sa­mej do­ko­nują cu­dów.

Mary Shel­ley, Fran­ken­stein

Mary Wol­l­sto­ne­craft Shel­ley (z domu Go­dwin) uro­dziła się 30 sierp­nia 1797 roku, a zmarła 1 lu­tego 1851 roku. Całe jej pięć­dzie­się­cio­trzy­let­nie ży­cie było wy­peł­nione skan­da­lami, kon­tro­wer­sjami i cier­pie­niem. Jak stwier­dzono, była ona „ucie­le­śnie­niem an­giel­skiego ru­chu ro­man­tycz­nego”. Po­zo­sta­wiła po so­bie syna Percy’ego Flo­rence’a Shel­leya, na­zwa­nego tak po ojcu, po­ecie Per­cym Bys­she Shel­leyu. Jej ży­cie przy­pa­dło na okres wiel­kiego prze­wrotu po­li­tycz­nego, spo­łecz­nego i na­uko­wego, który we wszyst­kich swo­ich aspek­tach zna­lazł wy­raz w jej ar­cy­dziele – Fran­ken­ste­inie.

Jak to się stało, że na­sto­latka stwo­rzyła dzieło li­te­rac­kie, które od dwóch wie­ków za­chwyca, daje na­tchnie­nie, a za­ra­zem prze­raża? Po­dob­nie jak wy­my­ślo­nego przez sie­bie po­twora zło­żyła z roz­ma­itych ele­men­tów, tak ze­brała różne okru­chy z wła­snego ży­cia i spraw­nie wy­mie­szała ze sobą, two­rząc utwór, który jest czymś wię­cej niż sumą swo­ich czę­ści. Kształt osta­tecz­nemu dziełu nadały miej­sca od­wie­dzane przez nią pod­czas po­dróży, spo­ty­kani lu­dzie i liczne prze­czy­tane przez nią książki.

Po­wieść opu­bli­ko­wana w 1818 roku za­wład­nęła całą spu­ści­zną li­te­racką Mary Shel­ley, tak jak po­twór zdo­mi­no­wał ży­cie jego twórcy, Vic­tora Fran­ken­ste­ina. Fran­ken­stein przy­niósł pi­sarce sławę, choć nie for­tunę, i szybko zo­stał uznany za kla­syczną po­zy­cję li­te­racką. W 1831 roku dzieło włą­czono do se­rii kla­sycz­nych an­giel­skich po­wie­ści, co po­zwo­liło au­torce na wpro­wa­dze­nie zmian i ulep­szeń. Znacz­nie po­pu­lar­niej­sze jest to dru­gie wy­da­nie, ale my w tej książce bę­dziemy zaj­mo­wać się i jed­nym, i dru­gim.

Czę­sto mówi się, że Fran­ken­stein jest pierw­szą po­wie­ścią z ga­tunku fan­ta­styki na­uko­wej, a tym­cza­sem na jego stro­ni­cach można zna­leźć wiele fak­tów na­uko­wych. W ni­niej­szej książce pra­gniemy przyj­rzeć się licz­nym spra­wom i oko­licz­no­ściom, ja­kie wpły­nęły na po­wieść, w szcze­gól­no­ści zaś sto­ją­cym za nimi fak­tom na­uko­wym. Mary wy­my­śliła swych bo­ha­te­rów – co prawda w du­żej mie­rze opie­ra­jąc się na re­al­nych po­sta­ciach z wła­snych krę­gów – nie­mniej jed­nak na­uka, którą stu­dio­wali jej bo­ha­te­ro­wie, była bar­dzo rze­czy­wi­sta. Na­wet al­che­micy, któ­rzy fa­scy­no­wali po­wie­ścio­wego Vic­tora Fran­ken­ste­ina, żyli w re­al­nym świe­cie. Fakty na­ukowe ustą­piły miej­sca fan­ta­styce na­uko­wej do­piero wtedy, gdy Vic­to­rowi udało się do­ko­nać sen­sa­cyj­nego od­kry­cia ta­jem­nicy ży­cia.

Aby zro­zu­mieć, w jaki spo­sób Mary stwo­rzyła swoje dzieło, warto przyj­rzeć się po­li­tycz­nym, spo­łecz­nym i na­uko­wym re­aliom, w któ­rych wzra­stała, a także oso­bom i do­świad­cze­niom, które od­ci­snęły swoje piętno na cha­rak­te­rze po­wie­ści. Idee i po­ję­cia, które zna­la­zły swój głę­boki odźwięk we Fran­ken­ste­inie – na­uka, ży­cie, od­po­wie­dzial­ność – le­żały w cen­trum fi­lo­zo­ficz­nej i pu­blicz­nej de­baty w stu­le­ciu po­prze­dza­ją­cym wy­da­nie książki. W ko­lej­nych roz­dzia­łach zba­damy istotny wpływ dzie­ciń­stwa Mary na kształt po­wie­ści, a na­stęp­nie przyj­rzymy się do­kład­nie pew­nym na­uko­wym aspek­tom, w tym sa­mej po­staci Vic­tora Fran­ken­ste­ina.

Wiek XVIII na­zy­wany jest epoką oświe­ce­nia. Był to czas, gdy naj­więksi my­śli­ciele za­częli ba­dać i pod­wa­żać nie tylko teo­rie po­li­tyczne, ale rów­nież au­to­ry­tety re­li­gijne i uży­tecz­ność spo­łeczną ra­dy­kal­nych za­sad po­stę­po­wa­nia. Ich zda­niem ko­nieczne było wy­kształ­ce­nie elit, czyli pod­no­sze­nie stanu ich wie­dzy, lub oświe­ce­nie – wszyst­kich lu­dzi, nie tylko sa­mych elit. Im­ma­nuel Kant, czo­łowy nie­miecki fi­lo­zof tego okresu, w 1784 roku zde­fi­nio­wał oświe­ce­nie jako „uwol­nie­nie ludz­ko­ści od za­wi­nio­nej przez nią samą nie­doj­rza­ło­ści i braku na­wyku sa­mo­dziel­nego my­śle­nia[1]”.

Stu­le­cie po­prze­dza­jące na­ro­dziny Mary było okre­sem wiel­kiego za­mętu. Po­li­tyczne za­wi­ro­wa­nia od­biły swoje silne piętno na wcze­snym ży­ciu pi­sarki. W XVIII wieku znaczna część kra­jów Eu­ropy prze­szła od śre­dnio­wiecz­nego sys­temu do no­wo­cze­snego ustroju pań­stwo­wego. Przej­ście to nie było pro­ste ani ła­twe. Gra­nice czę­sto się prze­su­wały, mniej­sze jed­nostki te­ry­to­rialne pod­po­rząd­ko­wano więk­szym pań­stwom na­ro­do­wym, to­czono wojny o te­ry­to­ria i pa­no­wa­nie nad nimi. W cza­sie na­ro­dzin Mary, dla przy­kładu, i da­lej przez pierw­sze sie­dem­na­ście lat jej ży­cia Wielka Bry­ta­nia nie­mal nie­ustan­nie znaj­do­wała się w sta­nie wojny z Fran­cją.

Władcy dą­żyli wtedy do kon­so­li­da­cji wła­dzy i wielu z nich za­częło wła­dać roz­le­głymi te­re­nami oraz ży­ją­cymi na nich lu­dami. Wielu też pod wpły­wem idei oświe­ce­nia sta­rało się dą­żyć do po­prawy losu pod­da­nych. Cho­ciaż dzi­siaj może wy­da­wać się nam to dziwne, władcy ci znaj­do­wali uzna­nie w oczach współ­cze­snych fi­lo­zo­fów[2], któ­rzy na­zy­wali ich „oświe­co­nymi de­spo­tami”.

Na prze­ło­mie XVII i XVIII wieku, za pa­no­wa­nia Lu­dwika XIV, Fran­cja stała się ar­ty­stycz­nym, kul­tu­ral­nym i po­li­tycz­nym li­de­rem Eu­ropy. Inni władcy na­śla­do­wali nie tylko nowy spo­sób spra­wo­wa­nia rzą­dów, ale także modę i pe­łen prze­py­chu styl ar­chi­tek­to­niczny dworu Króla Słońce. Przez całe na­stępne stu­le­cie fran­cu­ski był pod­sta­wo­wym ję­zy­kiem dy­plo­ma­cji i na­uki.

Po Lu­dwiku XIV tron ob­jął jego wnuk Lu­dwik XV. Jego rządy po­ka­zały, że wła­dza jed­nej osoby jest na tyle do­bra, jak ona sama, i że nowy król nie jest w sta­nie spro­stać swoim za­da­niom. Za Lu­dwika XV Fran­cja prze­ży­wała okres po­li­tycz­nej sta­gna­cji, sta­jąc się za­ra­zem miej­scem na­ro­dzin ca­łego bo­gac­twa in­te­lek­tu­al­nych idei.

Wielu ów­cze­snych fran­cu­skich fi­lo­zo­fów swoje idee za­warło w Wiel­kiej en­cy­klo­pe­dii fran­cu­skiej wy­da­wa­nej w la­tach 1751–1772. Było to przed­się­wzię­cie zbio­rowe sku­pia­jące nie tylko fi­lo­zo­fów, ale także eks­per­tów z róż­nych dzie­dzin, w tym nauk przy­rod­ni­czych i in­ży­nie­rii. Skła­da­jące się z 28 to­mów dzieło, li­czące po­nad 70 ty­sięcy ha­seł i prze­szło 3 ty­siące ilu­stra­cji, było ob­li­czone na „zmianę my­śle­nia”. To ogromne kom­pen­dium wie­dzy i idei oświe­ce­nio­wych za­się­giem od­dzia­ły­wa­nia ob­jęło całą Eu­ropę.

Po­li­tyczne i spo­łeczne wstrząsy nie omi­nęły też in­nych kra­jów. W Ame­ryce wy­bu­chła wojna mię­dzy rdzenną lud­no­ścią a fran­cu­skimi i bry­tyj­skimi ko­lo­ni­stami. Z bry­tyj­skiego punktu wi­dze­nia kam­pa­nia ta zo­stała zwień­czona suk­ce­sem. Za­warto po­ro­zu­mie­nie z rdzenną lud­no­ścią w spra­wie po­działu ziemi, a Fran­cja zna­la­zła się w sta­nie mi­li­tar­nej i fi­nan­so­wej ka­ta­strofy. Ceną wojny było jed­nak po­dwo­je­nie długu bry­tyj­skiego rządu, który dla zre­kom­pen­so­wa­nia strat na­ło­żył na ko­lo­nie nowe po­datki. Ame­ry­ka­nie nie­chęt­nie od­no­sili się do tych nie­spra­wie­dli­wych ob­cią­żeń i za­częli pod­wa­żać au­to­ry­tet od­le­głego, ob­cego im rządu. Na­pię­cie za­ostrzały in­cy­denty (ta­kie jak bo­stoń­skie pi­cie her­baty z 1773 roku) i w 1775 roku do­szło do wy­bu­chu re­wo­lu­cji. Do­pro­wa­dziła ona do cał­ko­wi­tego od­dzie­le­nia no­wego pań­stwa od Im­pe­rium Bry­tyj­skiego w 1783 roku.

Za­in­te­re­so­wa­nie Ame­ryką spra­wiło, że po­wszech­nie zwró­cono uwagę na to, jak trak­to­wani są nie­wol­nicy przy­wo­żeni z Afryki do pracy w ame­ry­kań­skich i bry­tyj­skich ko­lo­niach. Wiemy, że mał­żeń­stwo Shel­leyów ubo­le­wało nad tym pro­ble­mem, stąd też Fran­ken­ste­ina in­ter­pre­to­wano jako ko­men­tarz do kwe­stii nie­wol­nic­twa, uka­zu­jący ciężki los rasy istot wy­raź­nie od­mien­nych od in­nych.

Skutki wojny w Ame­ryce dało się od­czuć także we Fran­cji. Po­rażka mi­li­tarna i koszty fi­nan­sowe osła­biły za­równo in­sty­tu­cję mo­nar­chii, jak i fran­cu­ską elitę wła­dzy. Za sprawą upo­wszech­nie­nia się idei oświe­ce­nio­wych oraz prze­si­leń spo­łecz­nych co­raz czę­ściej zwra­cano uwagę na to, jak trak­to­wani są oby­wa­tele. Jed­nak – mimo za­ko­rze­nie­nia się no­wych idei – ary­sto­kra­cji udało się za­blo­ko­wać re­formy i umoc­nić swoją uprzy­wi­le­jo­waną po­zy­cję. Nie­uro­dzaj, po­głę­bia­jąca się prze­paść mię­dzy bo­ga­tymi i bied­nymi i wiele in­nych czyn­ni­ków do­pro­wa­dziły w końcu do krwa­wej re­wo­lu­cji. W 1789 roku wy­bu­chła Re­wo­lu­cja Fran­cu­ska, w na­stęp­stwie któ­rej do­szło do wo­jen na­po­le­oń­skich, które od­ci­snęły swoje piętno na po­li­tyce w ca­łej Eu­ro­pie.

Re­wo­lu­cja Fran­cu­ska prze­obra­ziła spo­łe­czeń­stwo fran­cu­skie i po­pchnęła w kie­runku bar­dziej de­mo­kra­tycz­nego i świec­kiego spo­sobu spra­wo­wa­nia wła­dzy. Wła­dza ma­łej grupy nad więk­szo­ścią – przy bier­nej ak­cep­ta­cji tego stanu rze­czy przez więk­szość – prze­stała ucho­dzić za zgodną z pra­wem bo­skim. W Ko­dek­sie Na­po­le­ona usta­no­wiono zbiór za­sad, które aż do dziś po­zo­staną pod­stawą prawa cy­wil­nego we Fran­cji i od­niosą po­dobny suk­ces w in­nych kra­jach – we Wło­szech, Niem­czech, Bel­gii i Ho­lan­dii. De­kla­ra­cja Praw Czło­wieka i Oby­wa­tela przy­znała wię­cej wol­no­ści i ochrony lu­dziom in­nych wy­znań, ko­loru skóry, orien­ta­cji sek­su­al­nej i płci. Choć ni­gdy nie zo­stała w pełni wpro­wa­dzona w ży­cie, to i tak wy­warła silny wpływ na de­mo­kra­cję li­be­ralną wpro­wa­dzaną na ca­łym świe­cie.

Wiek XVIII przy­niósł zmiany za­równo geo­gra­ficzne i po­li­tyczne, jak i kul­tu­rowo-in­te­lek­tu­alne, wi­doczne w po­sta­wach ów­cze­snych lu­dzi wo­bec na­uki. Śre­dnio­wieczny po­gląd na świat oparty na bo­skim ob­ja­wie­niu ustą­pił miej­sca świec­kiemu poj­mo­wa­niu wszech­świata w ka­te­go­riach po­wszech­nie obo­wią­zu­ją­cych praw. Ogromny po­stęp na­ukowy stał się moż­liwy dzięki trzem głów­nym za­ło­że­niom ba­daw­czym. Po pierw­sze – w miarę, jak wi­doczne sta­wały się ogra­ni­cze­nia wy­ni­ka­jące z grec­kiej tra­dy­cji kon­stru­owa­nia wie­dzy w opar­ciu o do­brze zbu­do­wany wy­wód – uznano eks­pe­ry­ment i do­świad­cze­nie za pra­wo­mocne me­tody do­cho­dze­nia do prawdy.

Po dru­gie, Isaac New­ton i inni wy­ka­zali, że pro­cesy ta­kie jak ruch można wy­ja­śnić w ka­te­go­riach czy­sto ma­te­ma­tycz­nych. Krą­że­nie pla­net na nie­bie nie wy­maga bez­po­śred­niej i nie­ustan­nej bo­skiej in­ter­wen­cji, a wszech­świat można przed­sta­wić jako fan­ta­styczny me­cha­nizm. Obec­no­ści Boga we wszech­świe­cie jed­nak nie wy­klu­czono cał­ko­wi­cie, czę­sto od­wo­łu­jąc się do „pierw­szego po­ru­szy­ciela” jako ini­cja­tora wszyst­kiego, co ist­nieje.

Po trze­cie, oświe­ce­nie było epoką kon­struk­to­rów i wy­na­laz­ców. Pro­jek­to­wano, bu­do­wano i wy­ko­rzy­sty­wano w prak­tyce co­raz bar­dziej zło­żone i do­kładne przy­rządy i różne przed­mioty. W me­cha­nicz­nym wszech­świe­cie New­tona Bóg był albo ma­te­ma­ty­kiem, albo wy­twórcą uży­tecz­nych urzą­dzeń.

W XVIII-wiecz­nej Eu­ro­pie, kiedy to gra­nice wie­lo­krot­nie zmie­niały swój prze­bieg, po­ja­wiło się też więk­sze niż kie­dy­kol­wiek za­in­te­re­so­wa­nie sze­ro­kim świa­tem. Gdy na nie­bie po­nad Lon­dy­nem i Pa­ry­żem po­ja­wiły się ba­lony na­peł­nione go­rą­cym po­wie­trzem, lu­dzie prze­stali czuć tak silne przy­wią­za­nie do sa­mej po­wierzchni globu. W prze­ciągu jed­nego stu­le­cia znany im świat jed­no­cze­śnie po­sze­rzył się, dzięki od­kry­ciu no­wych kon­ty­nen­tów, oraz skur­czył, gdyż częst­sze po­dróże i co­raz le­piej roz­wi­nięty han­del po­zwa­lały spro­wa­dzać do Eu­ropy z naj­od­le­glej­szych miejsc eg­zo­tyczne to­wary i fan­ta­styczne opo­wie­ści.

Władcy zdali so­bie sprawę z tego, że han­del jest naj­lep­szym spo­so­bem na przy­cią­gnię­cie do ich kra­jów bar­dzo po­trzeb­nej im wtedy go­tówki. Ho­len­drzy, bę­dący wtedy roz­wi­nię­tym pod wzglę­dem han­dlo­wym i jed­nym z naj­bo­gat­szych na­ro­dów Eu­ropy, za­ło­żyli wła­sną Kom­pa­nię In­dii Wschod­nich, pro­wa­dzącą in­te­resy wy­łącz­nie na Da­le­kim Wscho­dzie, a także po­dej­mu­jącą się in­nych zwią­za­nych z tym dzia­łań w Afryce Po­łu­dnio­wej i obu Ame­ry­kach. Przy­prawy, je­dwab i nie­wol­ni­ków ła­do­wano na statki i prze­wo­żono do punk­tów roz­lo­ko­wa­nych na ca­łym glo­bie. Po­zo­stałe kraje pró­bo­wały po­wtó­rzyć suk­ces Kom­pa­nii, lecz efekty ich wy­sił­ków oka­zały się mi­zerne.

Eks­plo­ra­cja od­le­głych krain jest waż­nym wąt­kiem pod­ję­tym we Fran­ken­ste­inie. Kanwę po­wie­ści sta­nowi na­ukowa wy­prawa Wal­tona do nie­od­kry­tego jesz­cze Bie­guna Pół­noc­nego, bę­dą­cego źró­dłem fa­scy­na­cji dla XVIII-wiecz­nych fi­lo­zo­fów na­tu­ral­nych. Nikt nie wie­dział, czy szczyt świata po­krywa zie­mia, lód, czy otwarte mo­rze. Spo­dzie­wano się, że or­ga­ni­zo­wane wów­czas wy­prawy do Ark­tyki przy­czy­nią się do wzro­stu wie­dzy na­uko­wej, choćby za sprawą od­kry­cia przy­czyny przy­cią­ga­nia igły kom­pasu, lub przy­niosą eko­no­miczne ko­rzy­ści z ra­cji skró­ce­nia tras han­dlo­wych do Azji.

W miarę jak od­krywcy po­su­wali się w głąb no­wych kon­ty­nen­tów, mapy za­wie­rały co­raz mniej nie­wia­do­mych, a kar­to­gra­fo­wie nie mu­sieli wy­peł­niać bia­łych plam fan­ta­stycz­nymi stwo­rze­niami. Być może naj­lep­szym przy­kła­dem z tam­tych cza­sów, ob­ra­zu­ją­cym pa­no­wa­nie czło­wieka nad pla­netą, jest se­ria eks­pe­ry­men­tów na­uko­wych, prze­pro­wa­dzona w la­tach 1797–1798. To, co glo­balne, i to, co lo­kalne, zbie­gło się w pra­cach Henry’ego Ca­ven­di­sha, stro­nią­cego od lu­dzi na­uko­wego ge­niu­sza, który do­słow­nie zwa­żył świat w swo­jej ogro­do­wej szo­pie w Cla­pham Com­mon[3].

Do­stęp­ność co­raz bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­nych przy­rzą­dów znacz­nie uła­twiła prace od­kryw­com i fi­lo­zo­fom na­tu­ral­nym. Pro­jek­to­wano i do­sko­na­lono te­le­skopy, mi­kro­skopy oraz inne in­stru­menty na­ukowe. Astro­no­mo­wie spo­glą­dali poza Zie­mię, gdzie gra­nice prze­strzenne ule­gły znacz­nemu prze­su­nię­ciu, dzięki włą­cze­niu do Układu Sło­necz­nego no­wej pla­nety – Urana, oraz ko­met. Ob­ser­wo­wano i ka­ta­lo­go­wano gwiazdy i mgła­wice. To, co kie­dyś ucho­dziło za do­menę bo­ską, obec­nie od­wzo­ro­wy­wano na ma­pach nieba i de­fi­nio­wano ję­zy­kiem ma­te­ma­tyki.

Na po­czątku XVIII wieku na­uka lub fi­lo­zo­fia na­tu­ralna, jak wów­czas ma­wiano, wciąż nie była pro­fe­sją o zde­fi­nio­wa­nym za­kre­sie i obej­mo­wała prak­tycz­nie wszystko, co mo­gło być in­te­re­su­jące. W miarę upływu ko­lej­nych de­kad jedno od­kry­cie pro­wa­dziło do na­stęp­nego. Mno­żyły się fan­ta­styczne eks­pe­ry­menty i za­chwy­ca­jące osią­gnię­cia. Upra­wia­nie na­uki prze­stało mieć cha­rak­ter do­raź­nego za­ję­cia, w któ­rym główną rolę od­gry­wały za­możne jed­nostki, dys­po­nu­jące cza­sem i pie­niędzmi i mo­gące swo­bod­nie od­da­wać się swoim pa­sjom, a stało się cią­głym dą­że­niem do pro­fe­sjo­na­li­za­cji. Zmie­niały się także cele na­uki. Prze­stała być po­strze­gana jako za­ję­cie czy­sto in­te­lek­tu­alne i co­raz bar­dziej oczy­wi­ste sta­wały się jej prak­tyczne im­pli­ka­cje. Oświe­ce­niowe za­da­nia na­uki po­le­gały nie tylko na po­sze­rza­niu ludz­kiej wie­dzy, ale także na jej za­sto­so­wa­niu w praw­dzi­wym ży­ciu. Po­cze­sne miej­sce w tym za­jęła in­ży­nie­ria, która słu­żyła wy­raź­nie wy­ty­czo­nym ce­lom dal­szego po­stępu prze­my­sło­wego, me­dycz­nego i spo­łecz­nego.

Na­uka stała się fi­lo­zo­ficzną modą, mó­wiono o niej na sa­lo­nach i na ze­bra­niach to­wa­rzy­skich. Po­wsta­wały to­wa­rzy­stwa nie tylko w sto­li­cach Eu­ropy, ale także na pro­win­cji, w któ­rych oma­wiano za­gad­nie­nia na­ukowe i prze­pro­wa­dzano eks­pe­ry­menty. W ka­wiar­niach w Lon­dy­nie to­czono gwarne dys­ku­sje na te­mat naj­now­szych od­kryć w naj­od­le­glej­szych czę­ściach świata. Od pro­ce­dur na­uko­wych za­częto wy­ma­gać więk­szego ry­goru in­te­lek­tu­al­nego, a co szcze­gól­nie ważne, wie­ści o no­wych od­kry­ciach upo­wszech­niano wśród sze­ro­kiej pu­blicz­no­ści dzięki wy­kła­dom, od­czy­tom i pu­bli­ka­cjom. O ide­ach na­uko­wych do­wia­dy­wały się nie tylko uczone to­wa­rzy­stwa za po­śred­nic­twem ar­ty­ku­łów, ale także ogół lu­dzi czy­ta­ją­cych, dzięki ku­po­wa­nym lub po­ży­cza­nym so­bie na­wza­jem książ­kom.

W 1801 roku In­sty­tut Kró­lew­ski w Lon­dy­nie otwo­rzył swoje po­dwoje dla wszyst­kich, któ­rzy chcieli po­słu­chać wy­kła­dów do­ty­czą­cych naj­now­szych od­kryć na­uko­wych. Słu­cha­czy i czy­tel­ni­ków z ko­lei za­chę­cano nie tylko do tego, by śle­dzili po­stępy na­ukowe, ale też, by sami prze­pro­wa­dzali eks­pe­ry­menty. Fi­lo­zo­fia an­giel­skiego oświe­ce­nia wzy­wała wręcz każ­dego do uczest­nic­twa w dal­szych od­kry­ciach. Za nie­wielką cenę można było ku­pić bro­szury i książki za­wie­ra­jące ja­sne i prak­tyczne po­rady na te­mat prze­pro­wa­dza­nia eks­pe­ry­men­tów sto­sun­kowo nie­wiel­kim kosz­tem. W lon­dyń­skich skle­pach sprze­da­wano wy­po­sa­że­nie na­ukowe, mi­kro­skopy, ze­stawy che­miczne i przy­rządy elek­tryczne.

W tym cza­sie gra­nice mię­dzy róż­nymi dys­cy­pli­nami na­uko­wymi po­zo­sta­wały bar­dzo płynne. In­te­re­so­wano się ge­ne­alo­gią, an­tro­po­lo­gią, in­ży­nie­rią, me­dy­cyną i astro­no­mią, lecz jed­no­cze­śnie za­czy­nały się wy­od­ręb­niać in­dy­wi­du­alne dys­cy­pliny i spe­cja­li­za­cje. Na po­czątku XIX wieku wy­ło­niła się che­mia jako wio­dąca na­uka tam­tego okresu.

Przez długi czas ko­ja­rzono che­mię z al­che­mi­kami i zna­cho­rami, ale pod ko­niec XVIII i na po­czątku XIX wieku zdu­mie­wa­jąca se­ria od­kryć po­zwo­liła tej na­uce stać się – ze zbio­ro­wi­ska fak­tów i wy­ni­ków eks­pe­ry­men­tal­nych – za­cząt­kiem spój­nej dzie­dziny na­uko­wej. Che­micy za­częli po­szu­ki­wać głęb­szej prawdy, po­zwa­la­ją­cej po­wią­zać ze sobą wszyst­kie znane im fakty. Pew­nych wska­zó­wek do­star­czył im New­ton, który ze­sta­wił ru­chy pla­net z pro­stą ob­ser­wa­cją spa­da­nia jabłka na zie­mię, stwier­dza­jąc, że wszystko łą­czy gra­wi­ta­cja. Czy ist­nieją ja­kieś za­sady, które wią­za­łyby ze sobą roz­ma­ite re­ak­cje che­miczne i wła­ści­wo­ści związ­ków oraz pier­wiast­ków?

Jako przy­czynę spa­la­nia za­pro­po­no­wano flo­gi­ston, ta­jem­ni­czą ciecz, która w mniej­szej lub więk­szej mie­rze miała znaj­do­wać się we wszyst­kich sub­stan­cjach. Wy­bitny fran­cu­ski che­mik An­to­ine La­vo­isier, któ­rego po­stać po­jawi się jesz­cze w dal­szych roz­dzia­łach, uwa­żał, że obec­ność tlenu na­daje związ­kom wła­ści­wo­ści kwa­sowe. Ro­snące wy­ma­ga­nia w za­kre­sie ści­sło­ści i rze­tel­no­ści ba­dań wy­mu­siły co prawda od­rzu­ce­nie tych teo­rii, ale i tak ów­cze­sne ba­da­nia che­miczne po­su­wały się na­przód. Za­częto bu­do­wać ta­blice po­wi­no­wactw che­micz­nych, które ujaw­niły po­do­bień­stwa wy­stę­pu­jące mię­dzy róż­nymi pier­wiast­kami, a także ich zgru­po­wa­nia. La­vo­isier wraz z Pierre-Si­mo­nem La­pla­cem (na­zy­wa­nym fran­cu­skim New­to­nem) opra­co­wali nowy sys­tem na­zew­nic­twa che­micz­nego, który usta­no­wił po­rzą­dek i wy­ka­zał po­wią­za­nia tam, gdzie wcze­śniej wi­dziano tylko chaos i izo­lo­wane fakty.

W miarę jak do­ko­ny­wano no­wych od­kryć, ro­sła ilość obiek­tów – krain, ro­ślin, lu­dów, pier­wiast­ków, tech­nik wy­twór­czych i me­tod na­uko­wych – które wy­ma­gały no­wych nazw. Na­zy­wa­nie na­brało za­tem wiel­kiego zna­cze­nia. Na przy­kład wy­my­śloną przez La­vo­isiera na­zwę tlenu oxy­gen (ozna­cza­jącą „twórca kwasu”) można od­czy­tać jako stresz­cze­nie jego teo­rii na te­mat tego pier­wiastka i jego po­wią­zań z in­nymi sub­stan­cjami. Za­sad­ni­czo na­ukowcy zaj­mu­jący się ba­da­niami w no­wych, do­piero co wy­ła­nia­ją­cych się dzie­dzi­nach wie­dzy de­fi­nio­wali się po­przez od­nie­sie­nie do spe­cy­fiki swo­jej pracy. Ben­ja­min Fran­klin i Jo­seph Prie­stley mó­wili, że są elek­try­kami, na­to­miast Hum­ph­reya Davy’ego i An­to­ine’a La­vo­isiera iden­ty­fi­ko­wano jako che­mi­ków. Toż­sa­mo­ści te były jed­nak płynne. W XVIII wieku Fran­klin mógł być jed­no­cze­śnie mę­żem stanu, dru­ka­rzem i fi­lo­zo­fem na­tu­ral­nym. Prie­stley był znany rów­nież ze swo­ich pism do­ty­czą­cych te­ma­tyki po­li­tycz­nej, re­li­gij­nej i wy­cho­waw­czej.

Ża­den jed­nak z tych lu­dzi – także Vic­tor Fran­ken­stein z po­wie­ści Mary Shel­ley – nie na­zwałby się „na­ukow­cem”. Choć wy­daje się to dziwne, słowo to jesz­cze wtedy nie ist­niało. Do­piero w 1833 roku, pod­czas po­sie­dze­nia Bry­tyj­skiego To­wa­rzy­stwa Na­uko­wego, Wil­liam Whe­well nie­jako dla żartu stwier­dził, że skoro osoby zaj­mu­jące się dzia­łal­no­ścią ar­ty­styczną na­zywa się ar­ty­stami, to osoby od­da­jące się pracy na­uko­wej można by na­zy­wać na­ukow­cami. Lecz po­trzeba było jesz­cze kilku lat, by słowo to we­szło do po­wszech­nego użytku[4].

W owym cza­sie che­micy w bar­dzo szyb­kim tem­pie iden­ty­fi­ko­wali, izo­lo­wali i na­zy­wali nowe pier­wiastki, przy czym na­wet po­ję­cie pier­wia­stek wy­ma­gało no­wej de­fi­ni­cji. Zwy­czajne sub­stan­cje, ta­kie jak woda, zu­peł­nie zmie­niły swoją toż­sa­mość – wy­ka­zano, że jest ona związ­kiem wo­doru i tlenu, a nie pier­wiast­kiem, jak uwa­żano od sta­ro­żyt­no­ści.

Sta­tus che­mii jako dzie­dziny wie­dzy umoc­nił się dzięki wy­sił­kom ta­kich lu­dzi jak Hum­phry Davy, który był ba­da­czem i wy­kła­dowcą w In­sty­tu­cie Kró­lew­skim. Che­mia stała się po­wo­ła­niem dla rzesz za­wo­do­wych spe­cja­li­stów i obo­wiąz­ko­wym przed­mio­tem dla wszyst­kich osób aspi­ru­ją­cych do ka­riery me­dycz­nej, na­uko­wej, in­ży­nie­ryj­nej, geo­lo­gicz­nej lub agro­no­micz­nej. Nic dziw­nego za­tem, że Vic­tor Fran­ken­stein stu­dio­wał che­mię, gdy uczęsz­czał na uni­wer­sy­tet In­gol­stadt.

Wielką rolę w od­kry­ciach na­uko­wych w dzie­dzi­nie che­mii ode­grała elek­trycz­ność. Na­ukowcy XVIII wieku cał­ko­wi­cie zre­wi­do­wali swój po­gląd na zja­wi­ska elek­tryczne. Na po­czątku stu­le­cia elek­trycz­ność sta­tyczna była je­dyną po­sta­cią elek­trycz­no­ści, którą umiano wy­twa­rzać. Za­uwa­żono, że pewne zwie­rzęta, ta­kie jak drę­twa, ge­ne­rują wstrząsy. Wielu są­dziło, że wstrząsy te mają na­turę elek­tryczną, lecz nikt nie był tego pewny. O wiele po­tęż­niej­szą od­mianą iskier, które można było wy­twa­rzać przy uży­ciu elek­trycz­no­ści sta­tycz­nej, wy­da­wał się pio­run, ale nikt nie wie­dział na pewno, czy cho­dzi o jedną i tę samą sub­stan­cję. Tak było, do­póki Ben­ja­min Fran­klin nie ob­my­ślił swo­jego prze­ło­mo­wego eks­pe­ry­mentu.

W 1750 roku Fran­klin wy­su­nął przy­pusz­cze­nie, że elek­trycz­ność można by spro­wa­dzić na zie­mię z chmur w cza­sie bu­rzy, by udo­wod­nić, że pio­run jest zja­wi­skiem elek­trycz­nym. Na­ukowcy fran­cu­scy prze­pro­wa­dzili ten eks­pe­ry­ment w 1752 roku i po­twier­dzili jego hi­po­tezę. Bu­rze z pio­ru­nami były tłem dla wielu dra­ma­tycz­nych chwil w ży­ciu Mary Shel­ley. W po­wie­ścio­wej sce­nie, gdy młody Vic­tor wi­dzi drzewo znisz­czone przez pio­run, na­wią­zuje ona wła­śnie do eks­pe­ry­mentu Fran­klina.

W 1745 roku do­ko­nał się wielki po­stęp w tech­nice elek­trycz­nej dzięki wy­na­laz­kowi bu­telki lej­dej­skiej, pro­stego urzą­dze­nia zdol­nego do prze­cho­wy­wa­nia ła­dunku elek­trycz­nego. Od­tąd elek­trycz­ność można było gro­ma­dzić i do­star­czać na żą­da­nie. Póź­niej­szy wy­na­la­zek ogniwa gal­wa­nicz­nego (który mo­gli­by­śmy na­zwać pierw­szą ba­te­rią) z 1800 roku po­zwo­lił na uzy­ska­nie więk­szej kon­troli nad elek­trycz­no­ścią, dzięki czemu na­ukowcy mo­gli wy­ko­rzy­sty­wać ją do ba­da­nia róż­nych ma­te­ria­łów i od­kry­wa­nia no­wych pier­wiast­ków. Ogniwo gal­wa­niczne zna­la­zło także za­sto­so­wa­nie przy oży­wia­niu mię­śni mar­twych żab i spa­ra­li­żo­wa­nych lu­dzi.

Tym sa­mym do­ko­nano po­wią­zań po­mię­dzy elek­trycz­no­ścią a po­godą oraz elek­trycz­no­ścią a ma­te­rią. Eks­pe­ry­menty pro­wa­dzone na zwie­rzę­tach ujaw­niły także silny zwią­zek mię­dzy elek­trycz­no­ścią i ży­ciem. Można było za­tem zu­peł­nie po­waż­nie roz­wa­żać moż­liwe za­sto­so­wa­nia che­mii i elek­trycz­no­ści w me­dy­cy­nie.

W Eu­ro­pie wie­dza me­dyczna i ana­to­miczna znaj­do­wała się w sta­nie sta­gna­cji przez po­nad 1500 lat. Było tak do czasu, gdy pierwsi ana­to­mo­wie, tacy jak XVI-wieczny le­karz An­dreas Ve­sa­lius, od­wa­żyli się zba­dać wnę­trze ludz­kich tru­pów i z nie­zwy­kłymi de­ta­lami opi­sać piękno ukry­tego me­cha­ni­zmu ludz­kiego ciała. W XVII wieku co­raz czę­ściej pa­trzono na ludz­kie ciało jak na or­ga­niczną ma­szynę, czemu być może naj­lep­szy wy­raz dał XVII-wieczny le­karz Wil­liam Ha­rvey, gdy na­zwał serce pompą. W tym sen­sie Fran­ken­stein Mary Shel­ley jest ko­lej­nym lo­gicz­nym kro­kiem w roz­woju tej idei. Po­wieść za­kłada, że można zbu­do­wać stwo­rze­nie z czę­ści, do­kład­nie tak samo, jak bu­duje się sprawną ma­szynę, gdy po­praw­nie złoży się wszyst­kie jej pod­ze­społy.

W dru­giej po­ło­wie XVIII wieku me­dycy bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek przed­tem byli za­fa­scy­no­wani bu­dową ludz­kiego ciała. Zna­jo­mość ana­to­mii sta­no­wiła wy­móg dla wszyst­kich osób ma­rzą­cych o ka­rie­rze le­kar­skiej. W Wiel­kiej Bry­ta­nii, zgod­nie z pra­wem, ludz­kie trupy w ogra­ni­czo­nej ilo­ści były do­stępne je­dy­nie na­uczy­cie­lom ana­to­mii w ofi­cjal­nych szko­łach me­dycz­nych. Rzut­kie jed­nostki za­kła­dały więc pry­watne szkoły, ofe­ru­jące prak­tyczną na­ukę ana­to­mii. Ma­te­riał źró­dłowy do­star­czali stu­den­tom lu­dzie trud­niący się wy­kra­da­niem tru­pów z cmen­ta­rzy w środku nocy. To wła­śnie szkoły ana­to­mii i cmen­ta­rze za­pew­niły Vic­to­rowi Fran­ken­ste­inowi z po­wie­ści Mary Shel­ley su­rowca do bu­dowy jego stwo­rze­nia.

W świe­cie peł­nym roz­ma­itych kon­cep­cji na­uko­wych i prak­tycz­nie nie­zna­ją­cym zde­fi­nio­wa­nych spe­cjal­no­ści mu­siało dojść do po­łą­cze­nia obu fa­scy­na­cji: z jed­nej strony – zja­wi­skami elek­trycz­nymi, a z dru­giej – bio­lo­gią czło­wieka, co w efek­cie przy­nio­sło gal­wa­nizm, po­le­ga­jący na wy­ko­rzy­sta­niu elek­trycz­no­ści do po­draż­nia­nia mię­śni. Sen­sa­cyjne po­kazy na tru­pach nie­dawno po­wie­szo­nych prze­stęp­ców wy­da­wały się wska­zy­wać na to, że elek­trycz­ność wskrze­sza zmar­łych. Prak­tyka gal­wa­ni­zmu dys­ku­to­wana była w do­mach pry­wat­nych i na mod­nych ze­bra­niach, jak rów­nież na po­sie­dze­niach to­wa­rzystw na­uko­wych. Stała się też przed­mio­tem kon­wer­sa­cji, po­dob­nie jak inne me­dyczne i ma­ka­bryczne te­maty, w Villi Dio­dati, gdzie Mary po­wzięła po­mysł na­pi­sa­nia Fran­ken­ste­ina. Na­tura elek­trycz­no­ści jako sub­stan­cji lub siły wciąż była jed­nak sporna. Nie­któ­rzy przy­pusz­czali, że elek­trycz­ność może być czymś w ro­dzaju siły ży­cio­wej, a na­wet w isto­cie sa­mym ży­ciem.

Pod ko­niec XVIII wieku za­częto py­tać o na­turę i po­cho­dze­nie ży­cia. Wcze­śniej nie do po­my­śle­nia by­łoby pod­wa­ża­nie bi­blij­nej in­ter­pre­ta­cji po­cho­dze­nia czło­wieka i wszyst­kich in­nych stwo­rzeń. W bio­lo­gii i bo­ta­nice sama róż­no­rod­ność ga­tun­ków – ale także wi­doczne mię­dzy nimi po­do­bień­stwa – wska­zy­wała na ja­kiś ro­dzaj przy­sto­so­wa­nia i po­stępu. Na tej pod­sta­wie Era­smus Dar­win, le­karz, wy­na­lazca i dzia­dek Ka­rola Dar­wina, przed­sta­wił swoje wcze­sne i nie­śmiałe teo­rie ewo­lu­cji – jak mó­wił: „wszystko wy­wo­dzi się od muszli” – i snuł wła­sne hi­po­tezy na te­mat po­cho­dze­nia ży­cia. Do­kła­dał jed­nak sta­rań, by cał­ko­wi­cie nie wy­klu­czyć z tego pro­cesu Boga, pod­kre­śla­jąc „po­tęgę wiel­kiej pierw­szej przy­czyny” jako ini­cja­tora wszech­rze­czy.

Le­karz ten przy­pusz­czał na­wet, że nad­mierna siła u jed­nego ga­tunku mo­głaby pro­wa­dzić do za­głady in­nego – po­dobną obawę wy­ra­żał Vic­tor Fran­ken­stein, gdy roz­wa­żał stwo­rze­nie to­wa­rzyszki dla swo­jego stwora. We wstę­pie do wy­da­nia z 1831 roku Mary Shel­ley wy­mie­nia Era­smusa Dar­wina jako jedną z osób, pod wpły­wem któ­rych kla­ro­wał się w jej gło­wie po­mysł na­pi­sa­nia Fran­ken­ste­ina. Wspo­mniała o eks­pe­ry­men­cie do­ty­czą­cym sa­mo­ródz­twa (do­mnie­ma­nej zdol­no­ści nie­któ­rych stwo­rzeń do sa­mo­rzut­nego po­wsta­wa­nia bez udziału ro­dzi­ców), w któ­rym nie­wielka ilość zwy­czaj­nego ma­ka­ronu prze­cho­wy­wa­nego w szkla­nym po­jem­niku miała się po­ru­szać i prze­ja­wiać oznaki ży­cia. By­łoby to coś nie­spo­dzie­wa­nego w przy­padku żyw­no­ści, ale przy­czyną były praw­do­po­dob­nie ja­jeczka much – zbyt małe, by można było je do­strzec go­łym okiem – z któ­rych wy­kluły się larwy. Nie­wąt­pli­wie ist­niały do­nie­sie­nia o ob­ser­wa­cjach tego, co na­zy­wano sa­mo­rzut­nym po­wsta­wa­niem, jed­nak eks­pe­ry­ment, który przy­ta­cza Mary, błęd­nie przy­pi­sy­wano Dar­wi­nowi.

Tempo po­stępu na­uko­wego w stu­le­ciu po­prze­dza­ją­cym na­ro­dziny au­torki Fran­ken­ste­ina, a także przez kilka ko­lej­nych de­kad było dla jed­nych nie­zwy­kłe, pod­nie­ca­jące, a dla in­nych prze­ra­ża­jące. Gdy Mary się uro­dziła, che­mia wła­śnie od­rzu­ciła swoją starą al­che­miczną ter­mi­no­lo­gię i prze­kształ­ciła się w no­wo­cze­sną, sys­te­ma­tyczną na­ukę – w 1789 roku La­vo­isier spo­rzą­dził li­stę 33 pier­wiast­ków che­micz­nych[5]. Gdy Mary umie­rała, do­dano już 27 ko­lej­nych pier­wiast­ków i za­częły się ujaw­niać re­gu­lar­no­ści, które wkrótce miały do­pro­wa­dzić do po­wsta­nia pierw­szego okre­so­wego układu pier­wiast­ków.

Speł­niały się na­dzieje po­kła­dane w na­uce, że do­pro­wa­dzi do po­stępu na polu pro­duk­cji, umoż­liwi stwo­rze­nie no­wych ma­te­ria­łów i ra­dy­kal­nie po­prawi zdro­wie i do­bro­byt lu­dzi. Tak szybki po­stęp i śmiałe am­bi­cje na­ukowe spo­ty­kały się z en­tu­zja­stycz­nymi re­ak­cjami, ale także z gło­sami kry­tyki. Te wła­śnie na­dzieje i obawy ze zna­ko­mi­tym skut­kiem wy­ko­rzy­stała Mary Shel­ley we Fran­ken­ste­inie. Po­wieść można ro­zu­mieć jako pod­su­mo­wa­nie osią­gnięć na­uko­wych po­przed­niego stu­le­cia.

Wy­soki sta­tus na­uki wy­ni­kał też ze spo­łecz­nej i  po­li­tycz­nej at­mos­fery pa­nu­ją­cej na prze­ło­mie wie­ków XVIII i XIX. W okre­sie, gdy Fran­cja prze­ży­wała re­wo­lu­cyjne wstrząsy, a kon­flikt mię­dzy tym pań­stwem i Wielką Bry­ta­nią osią­gnął apo­geum, bry­tyj­skie od­kry­cia na­ukowe przed­sta­wiano jako do­wód wyż­szo­ści nad na­uką fran­cu­ską. Tajne, pro­wa­dzone w zu­peł­nej izo­la­cji eks­pe­ry­menty Vic­tora sta­no­wiły po­gwał­ce­nie oświe­ce­nio­wej za­sady dzie­le­nia się wie­dzą na­ukową i być może w tym tkwił je­den z po­wo­dów jego upadku.

Epoka oświe­ce­niowa ozna­czała także zmianę po­staw wo­bec kształ­ce­nia, w szcze­gól­no­ści na po­zio­mie na­uko­wym. Różne kraje przyj­mo­wały nieco inne po­dej­ście, ogól­nym tren­dem było jed­nak kła­dze­nie na­ci­sku na na­ucza­nie umie­jęt­no­ści tech­nicz­nych, po­przez two­rze­nie spe­cjal­nych in­sty­tu­cji kształ­cą­cych pra­cow­ni­ków, ka­drę za­rzą­dza­jącą i dy­rek­to­rów na po­trzeby roz­wi­ja­ją­cego się prze­my­słu. Pró­bo­wano także pod­nieść po­ziom wy­kształ­ce­nia po­pu­la­cji ogól­nej, w tym klas naj­bied­niej­szych. Choć re­zul­taty były nie­jed­no­znaczne i za­sad­ni­czo nie udało się po­pra­wić wy­kształ­ce­nia bied­niej­szych dzieci (uwa­żano, że tracą czas w szkole, pod­czas gdy mo­głyby po­ma­gać w domu lub za­rob­ko­wać), za­siano ziarna, które wy­dały swój plon w XIX wieku.

Dzieci z klas wyż­szych i ro­sną­cej w siłę klasy śred­niej za­chę­cano do lek­tury tre­ści na­uko­wych, wy­da­wano też wiele ksią­żek pi­sa­nych spe­cjal­nie dla dzieci. Także ko­biety na­by­wały wie­dzę o do­ko­na­niach na­uko­wych i sta­wały się au­tor­kami po­pu­lar­nych ksią­żek o tej te­ma­tyce prze­zna­czo­nych dla dzieci. Na przy­kład na po­czątku XIX wieku ogromną po­pu­lar­no­ścią cie­szyła się se­ria Jane Mar­cet pod ty­tu­łem Roz­mowy, w któ­rej dwie młode uczen­nice, Ca­ro­line i Emily, roz­ma­wiały na te­maty na­ukowe ze swoją na­uczy­cielką pa­nią Bry­ant. Książki Mar­cet, ilu­stro­wane ry­sun­kami sa­mej au­torki przed­sta­wia­ją­cymi różne urzą­dze­nia na­ukowe, wy­ja­śniały czy­tel­ni­kom pod­stawy fi­zyki, astro­no­mii, che­mii i bo­ta­niki, a na­uczy­cielka z ksią­żek za­chę­cała młode uczen­nice do kwe­stio­no­wa­nia i we­ry­fi­ko­wa­nia cu­dzych po­glą­dów.

Mar­cet miała wielu na­śla­dow­ców i pla­gia­to­rów, a jej książki przez pra­wie sto lat wy­zna­czały stan­dardy prze­ka­zy­wa­nia tre­ści na­uko­wych. Lu­bili je za­równo chłopcy, jak i dziew­częta – sam Mi­chael Fa­ra­day był za młodu ich mi­ło­śni­kiem. Mar­cet zwró­ciła szcze­gólną uwagę na kwe­stię na­uko­wej edu­ka­cji dziew­cząt. To, że czuła się w obo­wiązku po­ru­szać ten te­mat w swo­ich książ­kach, świad­czy o jego kon­tro­wer­syj­no­ści. Pi­sarka twier­dziła, że po­gląd, iż dziew­częta nie po­winny być trzy­mane z dala od na­uki, znaj­duje po­par­cie opi­nii pu­blicz­nej. Jak wi­dać, po­sia­da­nie przez ko­bietę roz­le­głej wie­dzy z dzie­dziny che­mii już wtedy uwa­żano za prze­jaw uprzy­wi­le­jo­wa­nia spo­łecz­nego.

Wkład Mar­cet w krze­wie­nie na­uki nie był wy­jąt­kowy. Gdy Era­smus Dar­win za­ło­żył szkołę dla dziew­cząt, opra­co­wał pro­gram na­ucza­nia, który obej­mo­wał che­mię i bo­ta­nikę. Z ko­lei szkocki in­ży­nier Ja­mes Watt w ko­re­spon­den­cji ze swoją żoną nie stro­nił od po­da­wa­nia licz­nych szcze­gó­łów tech­nicz­nych. Młoda żona La­vo­isiera Ma­rie-Anne na­uczyła się an­giel­skiego, by móc tłu­ma­czyć ar­ty­kuły To­wa­rzy­stwa Kró­lew­skiego i inne prace an­giel­skich na­ukow­ców. Zo­stała se­kre­tarką i asy­stentką la­bo­ra­to­ryjną swego męża, przy­go­to­wu­jąc dla niego szcze­gó­łowe ry­sunki i no­tatki do­ty­czące eks­pe­ry­men­tów, przez co wnio­sła istotny wkład do jego dzieła. W 1787 roku Ca­ro­line Her­schel jako pierw­sza ko­bieta w Wiel­kiej Bry­ta­nii otrzy­my­wała pen­sję za swoją pracę na­ukową. Przy­znał ją król Je­rzy III w uzna­niu jej za­sług jako astro­nomki i „łow­czyni ko­met”.

Poza kil­koma wy­jąt­kami na ogół nie uwa­żano za coś wła­ści­wego, by ko­bieta pa­rała się pracą w la­bo­ra­to­rium. Wie­dziano jed­nak o bar­dziej dys­kret­nym wkła­dzie ko­biet oraz za­uwa­żano i do­ce­niano ich obec­ność pod­czas wy­kła­dów pu­blicz­nych.

Mary Shel­ley żyła w epoce, w któ­rej ko­biety mo­gły ko­rzy­stać z no­wych moż­li­wo­ści w za­kre­sie edu­ka­cji. Mimo że uro­dziła się w ro­dzi­nie nie­cie­szą­cej się do­brą sławą i nie­obca była jej bieda, miała godne po­zaz­drosz­cze­nia, choć nie­kon­wen­cjo­nalne dzie­ciń­stwo, je­śli cho­dzi o wy­kształ­ce­nie i sprawy in­te­lek­tu­alne. Jako dziecko wiele czy­tała i spę­dzała czas w to­wa­rzy­stwie pi­sa­rzy, ar­ty­stów, na­ukow­ców i fi­lo­zo­fów. Nie było dla ni­kogo za­sko­cze­niem (a być może na­wet tego ocze­ki­wano), że Mary zo­stała pi­sarką. Nikt jed­nak nie mógł prze­wi­dzieć, że stwo­rzy po­stać taką, jak po­twór Fran­ken­ste­ina.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

[1] Prze­kład wła­sny.
[2] Byli to oświe­ce­niowi in­te­lek­tu­ali­ści, z któ­rych nie wszy­scy byli fi­lo­zo­fami. Na polu pu­blicz­nym pro­mo­wali „re­pu­blikę li­te­racką”, prze­kra­cza­jącą gra­nice pań­stwowe i anek­tu­jącą idee z tak róż­nych dzie­dzin, jak hi­sto­ria, po­li­tyka, eko­no­mia i sto­sunki spo­łeczne.
[3] Ca­ven­dish w rze­czy­wi­sto­ści okre­ślił gę­sto­ści Ziemi w cza­sach, gdy lu­dzie nie mieli pew­no­ści, czy na­sza pla­neta jest jed­no­litą, czy wy­drą­żoną kulą. Sam eks­pe­ry­ment wią­zał się z po­mia­rem przy­cią­ga­nia gra­wi­ta­cyj­nego obiek­tów o róż­nych ma­sach i stał się wzo­rem do na­śla­do­wa­nia. Warto bli­żej za­po­znać się z do­ko­na­niem Ca­ven­di­sha, bę­dą­cym wiel­kim po­pi­sem zręcz­no­ści i po­my­sło­wo­ści.
[4] W książce tej, ze względu na pro­stotę i ła­twość od­bioru, słowo „na­uko­wiec” bę­dzie uży­wane, na­wet je­śli hi­sto­rycz­nie nie od­po­wiada oma­wia­nej epoce.
[5] Więk­szość sta­no­wiły pier­wiastki obec­nie nam znane. La­vo­isier jed­nak za­li­czał do pier­wiast­ków także świa­tło i cie­plik (cie­pło).