47,90 zł
Jak niewidzialna praca kształtuje nasze życie i jak poznać się na własnej sile
„Co taka poważna, uśmiechnij się!” – mówi mijany na ulicy przechodzień do kobiety, która biegnie spóźniona do pracy. Pielęgniarka pracująca na pierwszej linii frontu walki z Covidem boi się o własne zdrowie, ale wobec pacjentów musi zachować pogodną twarz. Młodej pracownicy odmawia się awansu, bo uznano ją za konfliktową tylko dlatego, że miała odmienne zdanie od szefa i zasugerowała inne rozwiązanie. Kobiety przyucza się do zarządzania nerwami i humorami partnerów, a od matek oczekuje się, by cicho zajmowały się niezbędnymi obowiązkami, z których korzysta cała rodzina, ale których nikt nie chce wykonywać. Każdego dnia kobiety są zmuszone regulować i dostosowywać własne emocje tak, by pozytywnie wpływać na uczucia i potrzeby innych. Wysiłek ten jest żmudną pracą, która – mimo że opiera się na niej nasze społeczeństwo – często pozostaje niezuważona i nie przysługuje za nią żadne wynagrodzenie.
Rose Hackman przez lata zgłębiała temat pracy emocjonalnej i przeprowadziła wywiady z ponad setką kobiet, śledząc historię tego zjawiska i ujawniając jego najbardziej powszechne formy. Ale książka ta jest czymś więcej niż tylko dziennikarską analizą problemu – dostarcza ona narzędzi do tego, by stawić mu czoła i sprawić, by ciężar pracy emocjonalnej nie spoczywał tylko na kobietach. Rozpoznanie prawdziwej wartości tego rodzaju pracy przybliży nas do świata, w którym empatia i opiekuńczość to cechy przynależne każdej płci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 355
Rok wydania: 2025
Książka wydana w ramach Impact Books, serii przekładów najciekawszych i najbardziej istotnych międzynarodowych tytułów dotyczących biznesu, geopolityki i kultury. Impact Books to inicjatywa, która powstała w odpowiedzi na przekonanie, że dzielenie się wiedzą jest kluczem do tworzenia dobrobytu gospodarczego i społecznego.
Jednym z największych problemów w historii jest to, że pojęcia miłości i władzy zazwyczaj zderza się ze sobą jako przeciwieństwa, dwa bieguny, tak że miłość utożsamia się z oddaniem władzy, a władzę z odmową miłości.
– MARTIN LUTHER KING JR.
Gdy zaczynamy myśleć o miłości zawsze raczej jako o działaniu niż o uczuciu i używamy słowa „miłość” w ten sposób, automatycznie bierzemy na siebie odpowiedzialność.
– BELL HOOKS
Patriarchat, jak każdy inny system dominacji (na przykład rasizm), zasadza się na socjalizowaniu wszystkich do wiary w to, że w każdej relacji międzyludzkiej musi być ktoś lepszy i ktoś gorszy, że jedna strona musi być słaba, a druga silna, i w związku z tym władza silnych nad słabymi jest naturalna. Ci, którzy wspierają patriarchat, akceptują utrzymywanie władzy i kontroli wszelkimi środkami.
– BELL HOOKS
Komplementarność często służy za maskę dla nierówności w oczekiwanych należnościach, zarówno w ekspresji, jak i w działaniach głębokich, które ją wspierają.
– ARLIE HOCHSCHILD1
Mojej matce, Judith. Trafne nadano Ci imię
Tego lata – w okolicach moich osiemnastych urodzin – mama powiedziała mi coś, co w pełni zrozumiałam dopiero wiele lat później.
– Rose – oznajmiła stanowczo, a zarazem z uznaniem, z siedzenia kierowcy w naszym używanym samochodzie – świetnie zarządzasz mężczyznami.
Jechałyśmy ulicami Brukseli do dzielnicy Molenbeek, gdzie mieszkał mój ówczesnych chłopak. Jeszcze nie miałam prawa jazdy. Mama była wdową i pracowała na pełny etat jako administratorka biura. Twierdziła więc, że z przyjemnością wszędzie mnie wozi, kiedy akurat nie jest w pracy, bo może ze mną spędzić czas. Zbliżyłyśmy się do siebie przez te trzy lata, po tym jak nagle zamieszkałyśmy tylko we dwie. Ojciec zmarł, a dwie starsze siostry wyjechały na studia. Do „potowarzyszenia mi samochodem”, jak mawiają Belgowie, mama podchodziła wyrozumiale i wspaniałomyślnie, jakby to był prezent. Niestety najczęściej woziła mnie na mecze koszykówki do niepozornych zakątków wiejskiej, poprzemysłowej Walonii, czyli francuskojęzycznej części Belgii. Nieopodal metalowych pudełek sal gimnastycznych krowy przeżuwały trawę. Dudnienie piłek rozchodziło się po pustych polach.
Tego dnia było jednak po sezonie. Jechałam zobaczyć się z Erikiem, z którym od trzech lat schodziłam się i rozchodziłam. Zaprosił znajomych na parapetówkę, bo dopiero co wyprowadził się od rodziców. W połowie drogi zabrzęczała moja nokia. Dzwonił Eric. Z komórki popłynął paniczny ciąg zdań.
– Ja nawet nie wiem, jak się tego kurczaka robi! Za co ja się mam zabrać? Goście przychodzą za godzinę! Co za głupota, żeby ich zapraszać! Wiedziałem, że będę żałował! To ty wpadłaś na ten idiotyczny pomysł!
Za oknem migały szare ulice Brukseli. Słuchałam w milczeniu. Przyswajałam informacje. Stopniowo w głowie układał mi się obraz sytuacji. Eric – człowiek, który uważał, że na stole musi być białko nieżywej istoty – kupił na kolację kurczaka, ale nie wiedział, jak go się przyrządza. Ja byłam wegetarianką od ósmego roku życia. Nie trzeba chyba dodawać, że też nie wiedziałam nic o mięsie. A do tego byłam najzupełniej pewna, że to z jego inicjatywy robimy imprezę, nie z mojej. Nie to jednak mu powiedziałam.
– Słuchaj, w ogóle nie masz się czym martwić. Zobaczysz, że wszystko się uda. Ja szybko zrobię tego kurczaka, jak dojadę. To jest prosta sprawa. A co jeszcze masz w lodówce? Coś podszykowałeś? – zapytałam.
Odpowiedział, już spokojniej, że ma deser. Jeżeli to mnie zdenerwowało, nie pozwoliłam irytacji potrwać dłużej niż nanosekundę. Wiedziałam, że powinnam okazywać cierpliwość, nieść pocieszenie i miłość – i właśnie te emocje starałam się wyrazić.
– Fantastycznie – zaszczebiotałam do telefonu. – Zawsze tak fajnie ci to wychodzi. Dobra. O resztę się nie martw. Wymyślę, co pasuje do kurczaka, i szybko dorobię. Mam pesto, to gdzieś dodamy. Pycha.
Zmianę jego nastroju usłyszałam w głosie. Eric całkowicie się uspokoił. Po panice nie było śladu. Mówił wolniej, a w jego głosie brzmiały radość i odprężenie.
– Wszystko w porządku? Przykro mi, że tyle stresu cię to kosztowało – ciągnęłam, starając się ukończyć swoje zadanie na szóstkę. – Zaraz będę.
Niewyraźnie przytaknął, może podziękował.
– Nie mogę się doczekać – skończyłam i rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon na kolana. Rozluźniłam barki. Wypuściłam powietrze, a z nim tłumiony stres. Czułam ulgę, że udało mi się zapanować nad sytuacją. Jeszcze nawet nie przyswoiłam sobie, że będę musiała tę kolację przygotować. Nie miałam pojęcia, jak się obejść z surowym kurczakiem. Od wizji bladoróżowego mięsa robiło mi się niedobrze. Ale przecież nie chodziło o gotowanie, tylko o to, żeby mój chłopak znowu dobrze się poczuł, odzyskał spokój i równowagę. Istotne było to – jak zresztą zorientowałam się natychmiast po odebraniu telefonu – żeby przekonać go, że ma sytuację pod kontrolą, nawet jeśli jeszcze nie miał. Konkretne działania w kuchni były naprawdę drugorzędne.
Spojrzałam na mamę. Uśmiechnęła się. I wtedy właśnie, pamiętam, wypowiedziała te słowa: „Świetnie zarządzasz mężczyznami. Poradziłaś sobie doskonale. Zrobiłaś na mnie ogromne wrażenie”.
– Zarządzam mężczyznami – powtórzyłam. Obróciłam się do niej na siedzeniu. Nigdy wcześniej nie słyszałam takiego zwrotu, nie uświadamiałam sobie, że powinnam do czegoś podobnego dążyć, a co dopiero, że już to robię. Poczułam jednak ciepło komplementu i jakąś zmianę w jej głosie, coś jak tajne porozumienie, może nawet inny rodzaj szacunku do mnie.
Przeszłyśmy do metod przyrządzania kurczaka i do pytania, co zrobić z pesto. Mama poinstruowała mnie o czasie i temperaturze pieczenia, a nawet o tym, jak pokroić gotowego ptaka. Tak się składało, że również nie jadała mięsa, z powodów zdrowotnych, ale nauczyła się, jak je przygotować, żeby zadowolić swoich bliskich.
Brzmi to może jak nic nieznacząca historia, ale nigdy nie zapomniałam wymiany zdań o kurczaku, pesto i zarządzaniu mężczyznami. Dziś tę rozmowę mogę wskazać jako moment w życiu, kiedy praca emocjonalna, którą wykonywałam w związku z moją płcią na rzecz mężczyzny, została pierwszy raz dostrzeżona i pochwalona.
Oczywiście wówczas nie wiedziałam, jak to się nazywa. Miała minąć cała dekada, zanim wreszcie przeczytałam o pracy emocjonalnej w poważnej literaturze. Jeszcze więcej czasu upłynęło, nim pojęcie to upowszechniło się w głównym nurcie, a ludzie dowiedzieli się, że chodzi o niewidzialną formę pracy, którą musimy wreszcie wziąć pod uwagę, bo inaczej padniemy z wysiłku. Ale ten dzień, te słowa były w moim życiu szczególnie doniosłe. Krótki komentarz okazał się jedną z najważniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek usłyszałam od matki. W tej rozmowie zaliczyłam ostatnie wtajemniczenie w rytuale przejścia, o którym nigdy mi nie powiedziano, i zostałam przyjęta do kręgu kobiet.
***
Jestem może jedną z nielicznych, którym puentę tej lekcji wyłożono wprost. Natomiast kobiety na całym świecie od najmłodszych lat uczy się, jak regulować i dostosowywać własne uczucia oraz jak nimi manipulować, aby pozytywnie wpłynąć na uczucia innych. Kobietom wiecznie każe się uśmiechać – ale mają one też za zadanie sprawiać, żeby uśmiechali się wszyscy wokół. Odpowiadają więc nie tylko za to, jak wyrażają własne uczucia, lecz także za to, co czują inni.
Dzieje się to w rodzinie. Od kobiet oczekuje się nieustannego wkładu energii, wysiłku i czasu w budowę przyjemnej atmosfery dla całej grupy – czy to poprzez niewidoczne kształtowanie i przeobrażanie poczucia emocjonalnego „ja”, przynależności i związku z innymi, czy poprzez ciche zajmowanie się niezbędnymi obowiązkami i czynnościami, z których korzysta każdy, ale których nikt nie chce wykonywać. Dzieje się to w związkach. Kobiety zostają przyuczone do zarządzania humorami i nerwami partnerów. Nagminnie przyznają uczuciom, przeżyciom i potrzebom drugiej połowy pierwszeństwo przed własnymi. Dzieje się to w pracy. Kobiety, poza wykonywaniem zadań związanych z faktycznie zajmowanym stanowiskiem, zmuszane są do odgrywania roli matki albo seksbomby dla przyjemności innych, ale rzadko dla jakiejkolwiek korzyści własnej. Dzieje się to na ekranie. Intelekt, moralność i człowieczeństwo bohaterek ocenia się przez pryzmat tego, jakie te kobiety – a właściwie ich ekspresja i prezencja – wywołują w widzach uczucia, a nie tego, co mają do powiedzenia ani czego dokonały. Dzieje się to na ulicy. Od wczesnego dzieciństwa dziewczęta i kobiety słyszą od nieznajomych mężczyzn, że mają się uśmiechać – a przez traumatyzujące doświadczenia, które następują po odmowie uśmiechu, uczą się, że może je czekać kara.
To jest praca emocjonalna: najpierwotniejsze przećwiczenie kobiet i dziewcząt do tego, że przede wszystkim powinny retuszować swoje emocje, aby dogadzać emocjom innych i wynosić je na piedestał. Pojęcie pracy emocjonalnej ukuła czterdzieści lat temu socjolożka Arlie Hochschild, opisując umiejętność wymaganą od amerykańskich pracowników i pracownic sektora usług, który powoli zastępował wówczas sektor produkcji. Autorka wskazała, że praca w usługach przestała mieć wyłącznie charakter fizyczny, intelektualny czy nawet twórczy, a stała się zasadniczo i jednoznacznie emocjonalna. Od pracowników zaczęto więc oczekiwać takich zmian ekspresji emocjonalnej, które wywoływałyby konkretne uczucia u klientów, pasażerów, dłużników i pacjentów2. Hochschild odniosła tego rodzaju pracę do odpowiadającej jej sfeminizowanej „pracy nad emocjami”, tradycyjnie wykonywanej prywatnie, bez wynagrodzenia, obok innych form niepłatnej pracy3. „Z braku innych zasobów kobiety czynią zasobem uczucia i oferują je mężczyznom w zamian za dobra o bardziej materialnym charakterze, których nie posiadają” – pisała wówczas socjolożka4.
Od czasu, kiedy wprowadzono to pojęcie, badanie i rozumienie pracy emocjonalnej ograniczyło się jednak do środowiska akademickiego – a to przeszkadza w rozmowach na temat utrzymujących się szkodliwych nierówności; rozmowach, które powinniśmy pilnie przeprowadzić jako społeczeństwo. Emocjonalne spektakle więc się nie kończą, a nasze kobiece role zarówno w sytuacjach zawodowych, jak i osobistych pozostają takie same: opiekunka, łagodzicielka, słuchaczka, empatka, podwładna. To źle, że ktoś wyraża empatię? Nie. To źle, że ktoś wykorzystuje emocje do pomocy innym? Nie. Ale oczekiwania, że my i tylko my, kobiety, mamy nieść ten ciężar, nie da się już podtrzymać. Choć na emocjonalnych kontach mamy potężne debety, przetrwanie i rozwój tego społeczeństwa wciąż opierają się na naszej niewidzialnej pracy. Takie oczekiwania wobec kobiet wynikają z niepokojącej, trwałej dystrybucji władzy, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Natomiast nie są one tylko skutkiem życia w społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn. W tej książce pokażę, że oczekiwania stanowią również jedną z głównych przyczyn tego, że wciąż w takim społeczeństwie żyjemy.
W ostatnim stuleciu doszło do głębokich zmian w życiu kobiet w Stanach Zjednoczonych i nie tylko. Amerykanki otrzymały prawo głosu w 1920 roku. Początkowo mogły się nim cieszyć głównie obywatelki białe, ale wreszcie, w 1965 roku, Voting Rights Act przyznał je wszystkim kobietom. W 1950 roku kobiety stanowiły jedną trzecią siły roboczej, a dziś – nieco poniżej połowy5. Dane na 2019 rok mówią, że połowa osób pracujących z wykształceniem wyższym to kobiety. Od 1974 roku nie potrzebujemy już podpisu męża ani członka rodziny płci męskiej, by złożyć wniosek o pożyczkę bądź kartę kredytową6. W 1972 roku zalegalizowano antykoncepcję dla wszystkich, a w 1973 roku legalna stała się aborcja. Kobiety uzyskały większą kontrolę nad własnym ciałem oraz planowaniem i przebiegiem swojego życia ekonomicznego, społecznego i politycznego.
To ostatnie prawo obowiązywało jedynie przez pięćdziesiąt lat. W czerwcu 2022 roku amerykański Sąd Najwyższy dokonał wstrząsającej likwidacji federalnego prawa do przerywania ciąży, nagle pozbawiając miliony kobiet prawa do samostanowienia i autonomii cielesnej. Jak mogło dojść do takiego ograbienia z fundamentalnych uprawnień? Czy kwestia równości płci nie została już ustalona?
Nie została. Żyjemy złudzeniem, że osiągnęliśmy tę równość, ale liczne wskaźniki świadczą o czymś wręcz przeciwnym. W rzeczywistości funkcjonujemy w patriarchacie, który w dodatku ma się dobrze. Trudno to przyjąć do wiadomości. Te i ci z nas, którzy mieli szczęście wychować się w zamożnych gospodarkach i demokracjach, przyzwyczajeni są też do tego, że ich władze i instytucje porównują się do innych, względnie mniej równościowych społeczeństw i kultur, a same rzadko patrzą w lustro. Doskonale zdajemy sobie także sprawę z tego, o ile więcej mamy praw i możliwości wyboru niż nasze matki i babki. Uznanie i szacunek dla poświęceń rodziców należy zwłaszcza do tożsamości dzieci, w tym córek, imigrantów pierwszego pokolenia. Tym z nas, które są białe, przypomina się, i słusznie, że mamy więcej dojść i możliwości niż nasze niebiałe siostry. Kobiety czarne muszą natomiast patrzeć, jak system prześladuje ich czarnych braci, i postawione w takiej sytuacji, uznają własne problemy za mniej pilne.
Postęp względny jest znaczny i warto to podkreślać. Nie zmienia to jednak faktu, że kobiety do tej pory sytuuje się niżej niż mężczyzn, nasze przeżycia się umniejsza i często wymazuje na rzecz męskich, a fundamenty dystrybucji władzy według płci pozostają nienaruszone.
Mężczyznę wciąż uznaje się za głowę rodziny. Jego nieobecność w domu sprawia, że gospodarstwo postrzega się jako niekompletne i wadliwe7. Od kobiet ciągle oczekuje się, że po ślubie przyjmą nazwisko męża. A mimo że coraz większa liczba panien młodych8, choć nadal ich mniejszość9, optuje za pozostaniem przy własnym nazwisku, przede wszystkim mężczyźni przekazują swoje nazwiska potomkom. Oznacza to, że nazwisko rodowe należy do mężczyzny, a wkład kobiety, przynajmniej nominalnie, jest w każdym pokoleniu wymazywany.
Do dziś w Stanach Zjednoczonych głową państwa stają się wyłącznie mężczyźni. Zaprzysiężony w styczniu 2022 roku Kongres liczył najwięcej kobiet w dziejach. Na początku kadencji zasiadło ich w nim 149, czyli 26,9 procent wszystkich wybranych10, nieco ponad ćwierć ogółu. W lutym 2022 roku pośród wszystkich dyrektorów generalnych firm z rankingu Fortune 500 było 31 kobiet, co stanowi żałośnie niskie 6,2 procent11. W 2021 roku na liście dziesięciu najbogatszych osób w USA znaleźli się wyłącznie biali mężczyźni12. Druga strona medalu jest taka, że kobiety wciąż częściej niż mężczyźni żyją w biedzie i częściej niż mężczyźni zasilają grupę biednych pracujących, co najbardziej dotyczy kobiet czarnych i hiszpańskojęzycznych13.
Tak, dokonaliśmy postępu, ale nadal funkcjonujemy w społeczeństwie udręczonym męską dominacją, a zatem nie jest to przypadek, że od kobiet oczekuje się wykonywania lwiej części pracy emocjonalnej.
I mówiąc wprost, doszłyśmy do granic możliwości.
W najgorszych latach pandemii COVID-19 ekonomiści donosili, że kobiety odchodzą z pracy dwa razy częściej niż mężczyźni14. Do początku 2022 roku mężczyźni odzyskali utracone zatrudnienie, podczas gdy kobiet w sile roboczej wciąż było o milion mniej niż dwa lata wcześniej. Stwierdzono, że w ciągu zaledwie kilku lat awans gospodarczy kobiet cofnął się o całe pokolenie15. Rozbieżność ta wynikała ze znacznego zagęszczenia kobiet na najgorzej płatnych stanowiskach usługowych z dużą częstotliwością kontaktu z ludźmi, czyli na pandemicznym froncie16, a także z większego prawdopodobieństwa tego, że kobiety wezmą na siebie obowiązki związane z opieką nad dziećmi i innymi bliskimi.
Kryzysy te tylko zaostrzyły ukryty, nierówny stan rzeczy. Analiza „New York Timesa” z 2020 roku wykazała, że gdyby rozliczyć się z Amerykankami po minimalnej stawce godzinowej za niepłatną pracę wykonywaną w domu w 2019 roku, zarobiłyby one 1,5 biliona dolarów17. W tym samym roku w analizie Oxfamu – międzynarodowej organizacji zajmującej się problemem głodu – obliczono, że tylko niepłatna praca opiekuńcza kobiet dodaje do globalnej gospodarki równowartość przynajmniej około 10,8 biliona dolarów rocznie, czyli trzykrotność bogactwa generowanego przez przemysł wysokotechnologiczny albo całość przychodów pięćdziesięciu największych firm z listy Fortune 50018.
„Liczba ta, choć wielka, została oszacowana nisko; z uwagi na dostępność danych bazuje ona na stawce minimalnej, a nie godziwej, i nie uwzględnia szerszej wartości pracy opiekuńczej dla społeczeństwa ani tego, że gospodarka w końcu stanęłaby bez takiego wsparcia”19 – piszą autorzy raportu.
Wywalczyliśmy prawa kobiet, dokonaliśmy istotnych postępów, ale niewidoczne i nierówne brzemię pracy emocjonalnej nadal nam ciąży. Kobiety dołączyły do mężczyzn w miejscach pracy zarobkowej, ale wciąż oczekuje się od nich, że będą świadczyły niemal całość niepłatnej albo niskopłatnej pracy wspierającej, która sprawia, że gospodarki w ogóle działają. Chodzi między innymi o opiekę nad dziećmi i starszymi, pracę w domu, w rodzinie, w społeczności, podtrzymującą żywotność i trwałość relacji oraz społeczeństw. Ludzi trzeba żywić, ubierać, zapewnić im dach nad głową, uczyć ich, obsługiwać i pielęgnować. Do funkcjonowania w gospodarce potrzebują oni poczucia sensu, przynależności i więzi.
Takie wsparcie, chociaż niewidoczne i nieprzynoszące uznania, jest niezwykle cenne. Mimo to wciąż uważamy tak zwaną pracę kobiecą za oczywistość – po to, by można ją było wyzyskiwać. Jak pisała radykalna feministka Heidi Hartmann, „materialną bazą, na której zasadniczo opiera się patriarchat, jest męska kontrola nad kobiecą siłą roboczą”20. Jedną z najbardziej zmyślnych sztuczek patriarchatu jest przemiana wszelkiej pracy uznanej za kobiecą w ponadczasową i nieuświadomioną emanację kobiecości – niezależnie od poświęconego czasu, wysiłku czy od umiejętności wymaganych w takiej pracy. System, w którym kobiety pracują za nic albo za niewiele na korzyść innych, zwłaszcza mężczyzn, najłatwiej utrzymać, przekonując społeczeństwo, że one wcale nie pracują.
W samym sercu tego systemu znajduje się więc praca emocjonalna, najbardziej niewidoczna i podstępna forma pracy kryjącej się w cieniu, wymaganej od kobiet, a wyzyskiwanej na korzyść mężczyzn i społeczeństwa w ogóle.
Praca emocjonalna nie obejmuje całości wsparcia pozwalającego na działanie społeczeństwa i regularnej gospodarki, jest ona jednak istotnym składnikiem dużej części takich zadań. Stanowi zarówno samodzielną formę, jak i bodziec do wykonywania innych rodzajów pracy niepłatnej. Przedkładanie uczuć innych nad własne oraz tworzenie znaczących więzi emocjonalnych pomiędzy ludźmi ma znaczny udział w opiece, wychowaniu dzieci czy budowaniu relacji w społecznościach. Jednak ze stawiania emocji innych na pierwszym miejscu często wynika również oczekiwanie, że kobieta weźmie na siebie więcej zadań i obowiązków niekoniecznie mających charakter ściśle emocjonalny. Zawiezie dzieci na zajęcia w weekend, nie przyjmie awansu, przejdzie na część etatu, pokaże cioci, jak się uruchamia nowego iPhone’a, położy się później, żeby zrobić pranie.
Praca emocjonalna opiera się na fundamentalnym przekonaniu, że kobieta powinna zajmować się przede wszystkim cudzymi doświadczeniami. Taka praca odbywa się wtedy, kiedy ktoś najpierw stara się obsłużyć emocjonalne przeżycie drugiej osoby i do pracy na jej korzyść zaprzęga własne emocje. Obecnie świadczenia tej pracy oczekuje się od kobiet, a od mężczyzn nie. Obowiązuje więc zasadnicze porozumienie co do tego, że egzystencję mężczyzny należy chronić priorytetowo w stosunku do egzystencji kobiety. W takim systemie jakość życia mężczyzn ma większe znaczenie, a kobiety zostają zaangażowane do pracy na jej rzecz. Nie istnieje wyraźniejszy przejaw hierarchii płci.
Fakt, że tak niezbędna forma pracy zostaje zamieciona pod dywan i zepchnięta na kobiety, stanowi jedną z przyczyn nierówności płci. Przecież w istocie praca emocjonalna jest nie tylko niezauważana, lecz także pogardzana – co z kolei powoduje pogardę dla osób, którym się ją powierza.
Z tego ostatniego powodu idea pracy emocjonalnej jako opis pewnego stanu rzeczy – oczywiście w odniesieniu do genderu – wykazuje podobieństwo do ram teoretycznych nakreślonych przez wielkich intelektualistów i postacie czarnej kultury XX wieku, na przykład do pojęcia podwójnej świadomości u W.E.B. DuBois, białej maski u Frantza Fanona czy pozbawienia widzialności u Ralpha Ellisona. Praca emocjonalna jako brzemię związane z płcią została wielokrotnie ukazana wprost w literaturze pięknej kobiet, czy to w powieści Toni Morrison Sula, czy w Żonie Meg Wolitzer, zaadaptowanej na film z Glenn Close. Ale nazwa jest nowa. Jest też niezbędna.
Ta książka obnaża i podcina głęboko tkwiące korzenie patriarchatu, korzenie splecione z białym suprematyzmem i uprzedzeniem klasowym. Odkrywa szczególną formę rabunkowego kapitalizmu emocjonalnego, którą te systemy podtrzymują. Wskazuje na nierówny – i niesprawiedliwy – rozkład pracy emocjonalnej, na jej systematyczne niedowartościowanie oraz na konsekwencje nagminnego stawiania doznań mężczyzn ponad doznaniami kobiet, doświadczeń grup dominujących ponad doświadczeniami grup niedominujących.
O ile w pracy dziennikarskiej przyjmuję perspektywę intersekcjonalną, o tyle tutaj interesuje mnie przede wszystkim kategoria genderu. Chodzi mi zwłaszcza o to, jak kobiety stale i jawnie doświadczają ekstremalnych, dyktujących tok życia form niesprawiedliwości i nierówności przy minimalnej trosce społeczeństwa. Zgodnie z mainstreamowym przekazem powinnyśmy się cieszyć z poczynionych postępów, natomiast barbarzyństwo, które jeszcze pozostaje, przyjąć – z nieznanego powodu – jako nieunikniony skutek uboczny, a przynajmniej coś, co należy znosić z wdzięcznością, że nie trzeba znosić więcej.
Takie fatalistyczne podejście nie tylko przeszkadza w dokonywaniu ekscytujących postępów, lecz także jest po prostu błędne. Świadczy o tym analiza działania pracy emocjonalnej w domach, społecznościach, miejscach zatrudnienia, na dużych i małych ekranach – jak pokażę w tej książce. Tę formę pracy narzuca się osobom, które nie mają władzy, ukrywa się, a potem wykorzystuje, żeby je usadzić na miejscu. Ta forma pracy została na tyle zrównana z kobiecością, że niemal zupełnie odwrażliwiła nas na to, jak kobiety stale zmusza się do poddaństwa i okrutnie w nim utrzymuje. A zarazem ta forma pracy stanowi głęboką, dalekosiężną, niepodważalną wartość, zasługuje na dostrzeżenie i docenienie – poza tym, że trzeba sprawiedliwie ją rozdzielić. Natomiast rozpatrywana wobec problemów współczesności, ta forma pracy żąda wręcz całkowitego przemyślenia naszych zbiorowych zasad moralnych i stosunku do pracy w ogóle.
Praca emocjonalna to efekt siedmiu lat dociekań, w tym pięciu spędzonych na intensywnej lekturze, zbieraniu informacji, refleksji i konfrontacji, łącznie z setkami wywiadów na żywo, telefonicznych i mailowych. Wywiady przeprowadzałam przekrojowo, w różnych grupach społecznych, rasowych, ekonomicznych i wiekowych, głównie w Stanach Zjednoczonych, a zwłaszcza w Michigan, Missisipi i Nowym Jorku, bo tam spędzałam najwięcej czasu. Dane rozmówczyń i rozmówców najczęściej poddawałam anonimizacji. Sami wybierali sobie pseudonimy, chyba że nalegali na publikację pod pełnym imieniem i nazwiskiem i uznałam, że nie grozi im z tego powodu żadne niebezpieczeństwo21. W książce znalazł się tylko niewielki odsetek historii osób, które zaszczyciły ten projekt swoim udziałem. Bohaterowie i bohaterki, o których piszę, odzwierciedlają różnorodność Ameryki na tyle, na ile jest to możliwe w książce z natury niewyczerpującej tematu. Jeśli rasa rozmówcy bądź rozmówczyni nie zostaje określona, nie oznacza to, że mowa o osobie białej, ale że rasa nie odgrywała najważniejszej roli w jej wypowiedziach – na przykład dotyczących relacji z partnerem czy partnerką należącą do tej samej rasy.
Mam nadzieję, że ta książka uzbroi czytających w historie i informacje, którymi będą mogli się dzielić z innymi i sami nad nimi zastanawiać. Liczę na to, że zachęci czytelniczki i czytelników do zmierzenia się z trudnymi pytaniami, co doprowadzi ich do radykalnie nowego postrzegania świata wokół i wewnątrz nich. Jestem dziennikarką, więc staram się opisywać ludzkie historie w jak najwierniejszej, jak najmniej zmienionej formie. Natomiast równocześnie wyrobiłam sobie zdecydowane, uzasadnione opinie, które będę czasem przedstawiać otwarcie i szczerze.
Minęło prawie dwadzieścia lat od pamiętnej rozmowy z mamą w samochodzie. Kształtowały mnie kolejne doświadczenia. Byłam brytyjskim dzieckiem wychowanym w Belgii, potem studentką w Londynie i Rzymie, gdzie stawiałam pierwsze zawodowe kroki jako dziennikarka w Associated Press. Dwanaście lat temu przyjechałam do Stanów Zjednoczonych za mężczyzną, który przez krótki czas był moim mężem. To doświadczenie zadecydowało o dalszym biegu mojego życia, scementowało mój feminizm i sprawiło, że Ameryka stała się moim domem. Tu czuję się zarówno jak osoba z zewnątrz, jak i ktoś, kto wrócił do domu, by zmierzyć się z jednym z najbardziej przełomowych następstw swojej własnej, brytyjskiej historii. Praca emocjonalna to zjawisko globalne, ale jej amerykańska odmiana wynika z konkretnego rodzaju patriarchatu i białej supremacji, przyniesionych tu przez dawnych kolonizatorów. Właśnie taki głos przemawia na następnych stronach, taki głos uwierzył – poprzez pracę dziennikarską i doświadczenie życiowe – w wagę tematu, któremu poświęcony jest ten reportaż.
Ta książka zgłębia formę nierówności, z którą zbyt długo się nie rozprawialiśmy. Przygląda się ona – czasem gniewnie – poświęceniom kobiet, które bezustannie się zmusza, aby brały wszystko na siebie, a nawet oczekuje od nich, aby przy tym przepraszały czy się uśmiechały. Ale przede wszystkim jest wyrazem wiary w sprawczość kobiet oraz w siłę sfeminizowanych form pracy i sfeminizowanych cech. Podtrzymuje nadzieję, że opieka, empatia i miłość w działaniu mogą prowadzić nas naprzód i wzbudzić u wszystkich to, co w człowieczeństwie najlepsze.
WŁADZA
Jennifer mówi, że do ściany doszła krótko przed Dniem Matki, w którym zresztą robiła wszystko poza odpoczynkiem i świętowaniem. Jennifer mieszkała w amerykańskim pasie rdzy22 i pracowała w sektorze usług. Jeszcze do niedawna miała nadzieję, że ten dzień23 przyniesie to, czego najbardziej jej brakowało: czas spędzony wspólnie z synkiem i mężem, może nawet chwilę dla siebie. Ale już od kilku tygodni krewni dalsi i bliżsi napomykali o spotkaniu z innej okazji, przypadającej w podobnym terminie: pierwszej rocznicy śmierci ojca Jennifer. Wujowie, ciotki i kuzynki ustalili datę imprezy, ale nie mogli dojść do porozumienia, kto dopnie szczegóły. Wkrótce Jennifer – wciąż pogrążona w żałobie, z przepełnionym kalendarzem, bynajmniej nie inicjatorka tego pomysłu – została obarczona organizacją wydarzenia, choć nawet nie miała pewności, czy emocjonalnie da radę w nim uczestniczyć. Narzekanie na nic by się zdało. Poza tym przyzwyczaiła się już, że dla wspólnego dobra powinna zacisnąć zęby i „być ponad to”. Swoje uczucia odsunęła na boczny tor. Skupiła się na niuansach logistyki.
„Najłatwiej byłoby zaplanować spotkanie w restauracji”, pomyślała najpierw, ale musiała wziąć też pod uwagę inne czynniki. Nie mogła narazić się na ryzyko, że krewni zostawią ją z rachunkiem, a uważała to za prawdopodobny scenariusz.
– Kocham swoją rodzinę, ale wydawać to oni nie lubią – żartuje, kiedy się spotykamy.
Choć ona sama chętnie by zapłaciła, musiała pilnować własnego budżetu.
Rok wcześniej Jennifer zauważyła, że jej mąż Shawn, który raczej rzadko wyraża uczucia, sprawia wrażenie jeszcze bardziej nieobecnego i przygnębionego. Byli razem od dziesięciu lat. Jennifer powoli i umiejętnie przekonała męża do wyjawienia, co leży mu na sercu.
– Jeśli się nie otworzysz, to skończysz jak butelka coli, którą ktoś trzęsie, trzęsie i trzęsie, aż ona wreszcie wybucha – ostrzegała. – Rozumiem, że starasz się być głową rodziny, sam się wszystkim zająć. Ale na mnie możesz się oprzeć, po to jestem. Zafundujesz sobie zawał, jeśli tego z siebie nie zrzucisz.
Uważny dobór słów, jak podczas terapii, przyniósł efekty. Shawn w końcu opuścił gardę. Wyznał, że nie wiążą już końca z końcem, a przez długi grozi im utrata domu. To było rok wcześniej. Od tego czasu para wspólnie stawiła czoła perspektywie ruiny. Małżonkowie zwrócili się do jednej z nielicznych bliskich osób, która mogła im pomóc finansowo, i udało się utrzymać dom. Natomiast opłacenie trzy- czy czterocyfrowego rachunku w restauracji było wykluczone. Goście nie zmieściliby się też w ich ciasnym mieszkaniu.
Wreszcie Jennifer namówiła kuzynostwo na zrobienie spotkania u nich w domu, ale obiecała, że to ona weźmie na siebie planowanie, dogrywanie wszystkiego, catering, tort i wożenie tych członków rodziny, którzy nie będą mieli samochodu. Innymi słowy, to Jennifer miała odpowiadać za zapewnienie gościom bezproblemowego, przyjemnego przeżycia. A dbając o zaspokojenie wszystkich ich potrzeb – żeby każdy miał czas i miejsce na pocieszenie i wspominki w bezkonfliktowej atmosferze rodzinnej miłości, bez zmartwień o czynniki zewnętrzne, takie jak pieniądze – Jennifer wykonywała pracę emocjonalną konieczną do organizacji takiego spotkania.
W czwartek przed imprezą żonglerka piłkami logistyki oraz uwzględnianie obaw, oczekiwań i potrzeb kolejnych osób w połączeniu z nieubłaganym upływem czasu doprowadziły kobietę na skraj załamania. Dzień Jennifer zaczął się od reprymendy szefa, zresztą krewnego, który płacił jej w zależności od obrotów firmy. Upomnienie odebrała jako niesprawiedliwe i upokarzające. Ale w zamian za niestałą płacę miała elastyczne godziny pracy, co pozwalało jej być na bieżąco ze wszystkimi innymi ruchomymi elementami życia.
Tego dnia elastyczny grafik przydał się jej jeszcze bardziej niż zwykle. Miała do wypełnienia wrażliwą misję w dość nietypowym miejscu: krematorium. Minął rok od odejścia taty, a nikt jeszcze nie zapłacił za urnę. Szczątki czekały w pojemniku z tworzywa. Chcąc uniknąć wydatku, na który nie było jej stać, a jednocześnie tego, że zebrani zobaczą prochy taty w plastikowej śniadaniówce, zadzwoniła do domu pogrzebowego. Wyjaśniła problem i odwołując się do dobrej woli właścicieli, poprosiła o wypożyczenie urny na weekend. Zgodzili się, ale dali jej bardzo krótki termin na odbiór: tylko późnym popołudniem w czwartek, między dwiema ceremoniami. Tego dnia w pracy trzymała nerwy na wodzy, uśmiechała się przez zęby i myślała o szerszej perspektywie. Przecież nie zawiedzie przy pierwszej przeszkodzie.
Po zaliczeniu pierwszego etapu misji, czyli punktualnym wyjściu z pracy, pojechała odebrać z przedszkola czteroletniego syna, Spencera. Odhaczywszy zadanie drugie, błyskawicznie podjechała do domu, by zostawić synka ze swoją matką Shelley, która z nimi mieszkała i zgodziła się tego dnia pójść z wnukiem na rower. Przy trzeciej przeszkodzie misja zaczęła się sypać. Matka pomieszkiwała u nich od czterech lat. Jennifer zakładała początkowo, że to tylko krótki pobyt, ale Shelley nigdzie się nie wybierała. Miała za sobą pobyt w szpitalu z powodu choroby dwubiegunowej, trzeba było więc pilnować objawów i dawek leków. Czy zapomniała wziąć pigułki, czy coś ją tego dnia uruchomiło, czy należało zmienić dawki – tego Jennifer nie wiedziała. Wiedziała tylko tyle, że wkrótce po tym, jak wróciła ze Spencerem z przedszkola, matka zaczęła krzyczeć i rzucać kwieciste obelgi pod adresem córki i wnuka – ku zdumieniu malucha. Wrzeszczała i wrzeszczała, a wreszcie oznajmiła zdecydowanie, że nie bierze Spencera na obiecaną przejażdżkę.
Jennifer nie mogła w to uwierzyć. Kochała mamę i koniec końców była z siebie zadowolona, że udało jej się zorganizować życie rodzinne tak, aby ją u siebie gościć. Nawet jeżeli matka nigdy nie zapytała, czy jej to przeszkadza, a Jennifer doszła kolejna osoba, nad którą musiała sprawować opiekę. Nawet jeżeli Spencer musiał spać w pokoju z babcią. Nawet jeżeli oglądanie przez Shelley telewizji do późna zaszkodziło życiu seksualnemu Jennifer i Shawna, bo obawiali się, że przez cienkie jak papier ściany dojdą do jej uszu sugestywne odgłosy. O tak niewiele prosili w zamian. Niechęć matki do pomocy w tym jednym kluczowym zadaniu nagle wzbudziła gniew Jennifer.
Na chwilę zrzuciła maskę łatwości. Przestała uważać, jakim tonem mówi. Głos jej się załamał, z ust wymknęła się skarga na ciężar niewidzialnej pracy, którą kazano jej wykonywać.
– Mam dosyć robienia wszystkiego za ciebie, za niego, za Shawna – powiedziała matce. – Sama jestem w żałobie. Mentalnie jest mi bardzo ciężko i chciałam dotrwać, po prostu dotrwać do Dnia Matki. Przepraszam, nie wiem, co jest nie tak, ale ja nie umiem tego naprawić i jestem zmęczona. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, ile rzeczy robię, za ile rzeczy jestem odpowiedzialna.
Shelley, zaskoczona wybuchem, uspokoiła się, ale nie była w stanie wywiązać się z obietnicy. Kiedy już udało się zostawić babcię bezpiecznie w domu, Jennifer załadowała Spencera z powrotem do samochodu i pojechała po urnę. Musiała zrobić to, czego cały dzień chciała uniknąć: ciągnąc za sobą czterolatka, przejść spóźniona przez salę, w której trwała czyjaś ceremonia pogrzebowa.
Niedzielne wspominki – z prochami w pożyczonej urnie – poszły gładko. Jennifer nie mogła złapać oddechu pomiędzy wożeniem wujków w tę i z powrotem a pilnowaniem, czy każdy je to, co lubi. Ale wtedy przynajmniej już spadł jej kamień z serca – impreza udała się bez dalszych komplikacji i było po wszystkim.
Kiedy siedzimy z Jennifer i rozmawiamy, przez cały czas odnosi się do mnie miło, ciepło i łagodnie. W ciągu tych kilku godzin, które udało jej się wygospodarować na spotkanie, w jej oczach nieraz pojawiają się łzy. Nigdy nie pozwala im popłynąć. Od czasu do czasu, kiedy zagłębia się w warstwy wykonywanej przez siebie niepłatnej pracy, przybiera proszący ton, a jej opisy zaczynają brzmieć jak pytania: ona widzi, że jej praca jest faktem, ale potrzebuje, żeby ktoś, ktokolwiek, ją usłyszał, dostrzegł, potwierdził, że to wszystko prawda.
– Ty ogarniasz ten młyn – komentuję w jednym z takich momentów.
– No… Ogarniam – odpowiada z nagle rozpogodzoną twarzą.
***
Praca emocjonalna – rozpoznawanie albo przewidywanie cudzych uczuć, dostosowywanie do nich uczuć własnych i skuteczne zarządzanie emocjami innych – często przybiera postać dawania cudzym uczuciom pierwszeństwa przed własnymi. Takie korygowanie własnych emocji, dokonywane na korzyść innych, czasem łatwo dostrzec, a czasem nie.
Jennifer przeczuła, że coś jest na rzeczy, i jak coachka przeprowadziła Shawna przez jego emocje, by mógł się z nią skomunikować i znaleźć rozwiązanie. To prosty przykład pracy emocjonalnej.
W innych sytuacjach praca emocjonalna może być nieco bardziej ukryta. Zamiast przede wszystkim zająć się przeżywaniem własnej żałoby, Jennifer dostosowała się do potrzeb i życzeń członków rodziny. Postanowiła być ponad to. Swoje emocje i troskę zaprzęgła do służby innym. Dzięki jej pracy emocjonalnej w postaci działania na rzecz wspólnoty rodzina mogła się zebrać, by razem wspominać zmarłego i cieszyć się bliskością: doznawać poczucia przynależności, więzi i sensu.
Wytwarzanie tego typu uczuć u innych często uzewnętrzniało się jako konkretne zadania, wyznaczane, wykonywane i delegowane przez Jennifer. Uważne przewidywanie emocji i zachowań, wywiązywanie się z różnorodnych zadań i zarządzanie logistyką, w tym ograniczeniami finansowymi, aby dać innym jakieś przeżycie i podtrzymać więzi pomiędzy ludźmi – to wszystko też są wytwory pracy emocjonalnej, choć rzadko w ten sposób się je postrzega. Właściwie najczęściej nijak się ich nie postrzega: ani jako pracy, ani jako wysiłku, ani jako umiejętności, ani jako czegoś, co zajmuje czas. Dla wszystkich jest to co najwyżej ustalona rola. Oczywiście dla wszystkich z wyjątkiem osoby, która faktycznie ją odgrywa.
A przecież praca emocjonalna – tak jak fizyczna, umysłowa i twórcza – jest pracą, to znaczy wymaga czasu, wysiłku i umiejętności.
Postulat, żeby traktować pracę emocjonalną jako działalność wymagającą czasu, wysiłku i umiejętności, pozostaje kontrowersyjny. W naszym zglobalizowanym, kapitalistycznym świecie pracę wciąż sprowadza się do zarobkowej produkcji dóbr i usług w sferze publicznej, tradycyjnej domeny mężczyzn, najczęściej poza domem. W gospodarce rynkowej praca jest realna, jeśli jest oficjalnie wynagradzana. Innymi słowy, jeżeli ci nie płacą, to znaczy, że nie pracujesz24.
Dla dużej grupy ekspertów i ekspertek ta wąska, neoklasyczna ekonomiczna definicja pracy nie tylko brzmi fałszywie, lecz także podważa istnienie niezbędnej, a często źle opłacanej pracy wykonywanej przez wiele kobiet. Wąska definicja przyczynia się do odbierania takiej pracy wartości i nie pozwala jej zauważyć25.
Praca emocjonalna jako konkretna forma pracy sfeminizowanej wciąż jest wyśmiewana i niedostrzegana, bo wielu ludziom trudno sobie wyobrazić, że zadania i obowiązki związane z miłością, troską, rodziną i kobiecością mogłyby mieć cokolwiek wspólnego z prawdziwą pracą. Zamiast postrzegać ją jako działalność, przedstawiamy pracę emocjonalną jako samoistną emanację rzekomej kwintesencji kobiecości. Przekonywanie, że to wysiłek, coś innego niż mistyczny przejaw kobiecości w jej naturalnym stanie spoczynku, plami – jak nas się uczy – szlachetne zjawisko, a nawet je umniejsza. Jak śmiemy obalać figurę boskiej, nieskończenie empatycznej niewiasty?
Ale czy odsłonięcie kurtyny i ukazanie prawdziwego oblicza pracy emocjonalnej jest rzeczywiście umniejszające? A gdyby nawet było, to komu i czego właściwie umniejsza takie odkrycie? Pytam serio. Poza tym, czy naprawdę nikt nie wie, gdzieś w głębi, że praca emocjonalna polega na umiejętnościach i wysiłku mających prawdziwą wartość? Bo przecież chyba wszyscy rozumiemy, że ktoś tę pracę wykonuje. Czy to my, tłumiące własne uczucia i uzasadniające to sobie przypomnieniami o miłości i „szerszej perspektywie”; czy to ktoś inny – a wtedy deklarujemy niewinność i niewiedzę, ale stosujemy różne sztuczki, żeby te zadania zostały wykonane za nas, i po wszystkim powściągliwie okazujemy wdzięczność, tylko nie za dużo tej wdzięczności, żeby się nie zdradzić.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
1 Źródła cytatów: 1. Martin Luther King, Where Do We Go From Here?, wystąpienie w Atlancie, 16.08.1967, https://kinginstitute.stanford.edu/where-do-we-go-here (dostęp: 21.03.2024), przeł. A.P.; 2. bell hooks, Wszystko o miłości. Nowe wizje, przeł. Karolina Iwaszkiewicz, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2023, s. 38–39; 3. tamże, s. 120–121; 4. Arlie Russell Hochschild, Zarządzanie emocjami. Komercjalizacja ludzkich uczuć, przeł. Jacek Konieczny, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 94.
Wstęp
2 Arlie Russell Hochschild, Zarządzanie emocjami. Komercjalizacja ludzkich uczuć, przeł. Jacek Konieczny, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009.
3 Taż, Emotion Work, Feeling Rules, and Social Structure, „American Journal of Sociology” 1979, no. 85 (3), s. 551–575. Por. taż, Praca emocjonalna, reguły odczuwania i struktura społeczna, przeł. Kinga Sekerdej, w: Emocje w kulturze, red. Małgorzata Rajtar i Justyna Straczuk, Narodowe Centrum Kultury – Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2012. [Tłumaczę za kulturoznawczynią Magdą Szcześniak, która zauważa: „W polskim tłumaczeniu tego artykułu […], a także w przekładzie książki Zarządzanie emocjami… […] błędnie przetłumaczono jedną z kategorii podstawowych dla tych prac, czyli emotion work. […] Łączenie tych dwóch kategorii […] jest niezgodne z zamierzeniami socjolożki” (Magda Szcześniak, Poruszeni. Awans i emocje w socjalistycznej Polsce, Krytyka Polityczna, Warszawa 2023, s. 40, przypis 64). Szcześniak proponuje własne tłumaczenie: „praca nad emocjami”, czyli „proces modyfikowania, zarządzania własnymi emocjami, również w reakcji na dominujące reguły odczuwania” (tamże) – przyp. tłum.].
4 Arlie Russell Hochschild, Zarządzanie emocjami…, s. 171. Dziś, gdy koncepcja ta już przedostała się do mainstreamu, potocznie przestano odróżniać „pracę emocjonalną” (emotional labor) w miejscu zatrudnienia od „pracy nad emocjami” (emotion work) w życiu prywatnym – oba zjawiska określa się jednym pojęciem. W kręgach akademickich takie ujednolicenie stanowi przedmiot sporu, ale ja będę się nim posługiwać – nie tylko dlatego, że to łatwiejsze, lecz także dlatego, że rozdzielenie jednego i tego samego działania na prywatne i publiczne tylko legitymizuje ukrywany wyzysk. A przecież celem tej książki jest ujawnienie i ukrócenie wyzysku.
5 Mitra Toossi, Teresa L. Morisi, Women in the Workforce Before, During, and After the Great Recession, US Bureau of Labor Statistics, 21.07.2017.
6 Brian Kreiswirth, Anna-Marie Tabor, What You Need to Know About the Equal Credit Opportunity Act and How It Can Help You: Why It Was Passed and What It Is, Consumer Financial Protection Bureau, 31.10.2016, https://www.consumerfinance.gov/about-us/blog/what-you-need-know-about-equal-credit-opportunity-act-and-how-it-can-help-you-why-it-was-passed-and-what-it/ (dostęp: 27.12.2023).
7 Luke Rosiak, Fathers Disappear from Households Across America, „The Washington Times”, 25.12.2012, https://www.washingtontimes.com/news/2012/dec/25/fathers-disappear-from-households-across-america/ (dostęp: 27.12.2023).
8Name Keeping, on the Rise, „The New York Times”, 26.06.2015, https://www.nytimes.com/interactive/2020/admin/100000003765839.embedded.html (dostęp: 27.12.2023).
9 Jillian Berman, Why So Many Women Still Take Their Husband’s Last Name, MarketWatch, 27.12.2017, https://www.marketwatch.com/story/why-so-many-women-still-take-their-husbands-last-name-2017-11-30 (dostęp: 27.12.2023).
10Women in Congress: Statistics and Brief Overview, Congressional Research Service, aktualizacja: 13.10.2022, https://sgp.fas.org/crs/misc/R43244.pdf (dostęp: 27.12.2023). [W 2024 roku łączna liczba członkiń Kongresu wynosi 146, co stanowi 27,3 procent z 535 miejsc – przyp. tłum.].
11Women CEOs of the S&P 500 (List), „Catalyst”, 25.03.2022, https://www.catalyst.org/research/women-ceos-of-the-sp-500/ (link nieaktywny).
12The Forbes 400 2021, ed. Karry A. Dolan, deputy ed. Chase Peterson-Withorn, Jennifer Wang, „Forbes” (dostęp: 7.02.2022). [Do 2023 roku sytuacja się nie zmieniła, por. The Forbes 400. The Definitive Ranking of The Wealthiest Americans In 2023, ed. Rob LaFranco, Chase Peterson-Withorn, „Forbes”, 3.10.2023, https://www.forbes.com/forbes-400/ (dostęp: 27.12.2023) – przyp. tłum.].
13A Profile of the Working Poor, 2016, BLS Reports, US Bureau of Labor Statistics, lipiec 2018, https://www.bls.gov/opub/reports/working-poor/2016/home.htm (dostęp: 27.12.2023).
14The Great Resignation: Why People Are Leaving Their Jobs in Growing Numbers, NPR, 22.10.2021, https://www.npr.org/2021/10/22/1048332481/the-great-resignation-why-people-are-leaving-their-jobs-in-growing-numbers (dostęp: 27.12.2023).
15 Jasmine Tucker, Men Have Now Recouped Their Pandemic-Related Labor Force Losses While Women Lag Behind, National Women’s Law Center, 4.02.2022, https://nwlc.org/resource/men-recouped-losses-women-lag-behind/ (dostęp: 27.12.2023).
16Low-Paid Women Workers on the Front Lines of COVID-19 Are at High Risk of Living in Poverty, Even When Working Full-Time, National Women’s Law Center, informacja prasowa, 2.04.2022, https://nwlc.org/press-release/low-paid-women-workers-on-the-front-lines-of-covid-19-are-at-high-risk-of-living-in-poverty-even-when-working-full-time/ (dostęp: 27.12.2023).
17 Gus Wezerek, Kristen R. Ghodsee, Women’s Unpaid Labor Is Worth $10,900,000,000,000, „The New York Times”, 5.03.2020, https://www.nytimes.com/interactive/2020/03/04/opinion/women-unpaid-labor.html (dostęp: 27.12.2023).
18 Clare Coffey i in., Time to Care: Unpaid and Underpaid Care Work and the Global Inequality Crisis, Oxfam, 20.01.2020, https://doi.org/10.21201/2020.5419.
19 Tamże, s. 12.
20 Heidi Hartmann, Nieszczęśliwe małżeństwo marksizmu i feminizmu.W stronę bardziej postępowego związku, przeł. Małgorzata Chmiel i Katarzyna Szumlewicz, Biblioteka Online Think Tanku Feministycznego, 2009, s. 17, http://www.ekologiasztuka.pl/pdf/f0101hartmann1979.pdf (dostęp: 7.09.2024).
21 Przy wyborze pseudonimów uwidoczniła się ciekawa tendencja. Zauważyłam, że kobiety wybierały raczej imiona mniej charakterystyczne etnicznie czy rasowo, a sprawiające wrażenie bardziej „białych”. Uszanowałam te wybory, ale warto zwrócić uwagę, że nie wszystkie bohaterki o „biało” brzmiących imionach w rzeczywistości są kobietami białymi.
1. Czym dokładnie jest praca emocjonalna?
22 Określenie to dotyczy obszaru m.in. stanów Michigan, Indiana, Ohio i Pensylwania, gdzie w XIX wieku i w pierwszej połowie XX wieku prężnie rozwijał się przemysł ciężki. Od połowy XX wieku produkcja zaczęła podupadać, co poskutkowało zubożeniem regionu. Niegdysiejszy „pas stalowy” został „pasem rdzy” – przyp. tłum.
23 W USA Dzień Matki obchodzony jest w drugą niedzielę maja – przyp. tłum.
24 Tattwamasi Paltasingh, Lakshmi Lingam, „Production” and „Reproduction” in Feminism: Ideas, Perspectives and Concepts, „IIM Kozhikode Society & Management Review” 2014, no. 3 (1), s. 45–53, https://doi.org/10.1177/2277975214523665.
25 Marianne A. Ferber, A Feminist Critique of the Neoclassical Theory of the Family, w: Women, Family, and Work: Writings on the Economics of Gender, ed. Karine S. Moe, John Wiley & Sons, Oxford 2007, s. 9–24, https://doi.org/10.1002/9780470755648.ch2.
Rose Hackman, Praca emocjonalna. Jak niewidzialna praca kształtuje nasze życie i jak poznać się na własnej sile Tytuł oryginału: Emotional Labor: The Invisible Work Shaping Our Lives and How to Claim Our Power Warszawa 2025
Copyright © by Rose Hackman, 2023 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2025 Copyright © for the translation by Aleksandra Paszkowska, 2025
Published by arrangement with Flatiron Books. All rights reserved.
Przekład: Aleksandra PaszkowskaRedakcja: Agata GogołkiewiczKorekta: Aleksandra Czyż, Aleksandra MarczukRedaktorka prowadząca: Justyna PelaskaProjekt okładki: Damian Chomątowski
Wydawnictwo Krytyki Politycznejul. Jasna 10, lok. 300–013 Warszawaredakcja@krytykapolityczna.plwydawnictwo.krytykapolityczna.pl
Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w księgarnio-kawiarni KP „Prześniona” (ul. Jasna 10, Warszawa), Świetlicy KP w Cieszynie (Al. Jana Łyska 3), księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl) oraz w dobrych księgarniach na terenie całej polski.
Wydanie pierwsze ISBN 978-83-68267-34-1 Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Na zlecenie Woblinkwoblink.complik przygotowała Katarzyna Ossowska