Populus. Jak żyli i umierali starożytni Rzymianie - Guy de la Bédoyère - ebook

Populus. Jak żyli i umierali starożytni Rzymianie ebook

Guy de la Bédoyère

0,0
80,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Szalejące tłumy, pożary, walące się domy, fetor Tybru – życie w antycznym Rzymie było intensywne, a nierzadko zwyczajnie niebezpieczne. Rzymianie relaksowali się i plotkowali w łaźniach, kradli cenną wodę z akweduktów, a także ucztowali i bawili się do utraty tchu. Od senatorów po niewolników – wszyscy tłoczyli się w teatrach i cyrkach, by oglądać walki gladiatorów, występy ulubionych śpiewaków, aktorów pantomimy i komików, wyścigi rydwanów. Bogatsi wieńczyli swoje życie okazałymi grobowcami. W świecie przesiąkniętym brutalnością i nierównością rozkwitało jednak piękno – w architekturze, poezji i sztuce.

Od woni kadzideł w świątyniach i przypraw w ulicznych garkuchniach, po krzyki skazańców i liczne śmiertelne ofiary zamieszek wyborczych – książka Guy de la Bédoyère’a, oparta na bogatych źródłach historycznych i literackich, przenosi nas w samo serce tętniącego życiem Rzymu u szczytu jego potęgi.

Guy de la Bédoyère jest brytyjskim dziennikarzem. Studiował historię i archeologię na uniwersytetach w Durham i Londynie, a następnie uzyskał tytuł magistra archeologii na University College London. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych pracował dla BBC. Autor książek poświęconych starożytności: „Pretorianie. Rozkwit i upadek gwardii cesarskiej”; „Roman Britain: A New History”; „Domina: The Women Who Made Imperial Rome”; „The Fall of Egypt and the Rise of Rome”; „Gladius: Living, Fighting and Dying in the Roman Army” oraz „Pharaohs of the Sun”.

Recenzje:

Niezwykle zajmująca książka… „Populus” czerpie z archiwów codzienności, ukazując starożytny Rzym jako miejsce zarazem osobliwe i zaskakująco autentyczne… Książka obfituje w liczne obrazy Rzymu „od kuchni”, inne od tych przedstawianych oficjalnie… Najlepiej sprawdza się jako swoisty szwedzki stół tematów, a jest to uczta nadzwyczaj smakowita. Dzięki ogromnemu wachlarzowi źródeł, wyczuciu szczegółu i lekkiemu stylowi de la Bédoyère nieustannie rozbudza ciekawość czytelnika, który nie może się doczekać, jaką osobliwość życia rzymskiego autor zaserwuje mu w kolejnej odsłonie.

„Wall Street Journal”

Dzięki szczegółowości i swobodnemu stylowi książka w atrakcyjny sposób przedstawia codzienne życie przeciętnego Rzymianina. Miłośnicy historii będą zachwyceni.

„Publishers Weekly”

De la Bédoyère maluje barwny obraz, oferując czytelnikowi nowatorskie spojrzenie na życie w starożytnym Rzymie.

„Booklist”

Życie w starożytnym Rzymie – w całej swej znajomej zwyczajności i absurdzie – stanowi temat porywającej książki de la Bédoyère’a. Opierając się na listach, inskrypcjach, sztukach teatralnych, poezji, architekturze, monetach, a nawet zachowanej zawartości kanalizacji, autor rekonstruuje codzienność ludzi ze wszystkich warstw społecznych. Co jedli, co czuli, co widzieli i w co wierzyli; jak się wspierali, bawili, chronili i postrzegali samych siebie starożytni Rzymianie… Liczne anegdoty nie tylko ożywiają narrację, ale też wnoszą mnóstwo ważnych treści. Zasady rządzące życiem Rzymian, podobnie jak nasze normy społeczne, nie zostały spisane raz na zawsze. Były elastyczne, podatne na reinterpretacje, będące wynikiem nieustannych negocjacji między ideałami przeszłości a realiami teraźniejszości. Dzięki de la Bédoyère’owi ukazują się nam tak, jakbyśmy sami je odczuwali – jako suma tysięcy decyzji podejmowanych codziennie przez jednostki.

„The Telegraph” (wyd. brytyjskie)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 628

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginalny

POPULUS:

LIVING AND DYING IN THE WEALTH,

SMOKE, AND DIN OF ANCIENT ROME

Copyright © Guy de la Bédoyère 2024

First published in Great Britain in 2024 by Abacus

All rights reserved

Ilustracja na okładce

© Guy de la Bédoyère; tło: Shutterstock

Ilustracje na wkładkach

© Guy de la Bédoyère 2024

Ilustracje w środku książki

© D.R.3D/Shutterstock; domena publiczna;

Krikkiat/shutterstock; Alamy Stock Photo/BE&W;

BlackMac/Shutterstock; pepebaeza/Adobe Stock;

WH_Pics/Adobe Stock; BlackMac/Shutterstock;

Bill Perry/Shutterstock; philip openshaw/Shutterstock;

mario/Adobe Stock;

Renáta Sedmáková/Adobe Stock

Redaktor prowadzący

Adrian Markowski

Redakcja

Joanna Popiołek

Korekta

Anna Zawadzka

Małgorzata Denys

ISBN 978-83-8391-863-1

Warszawa 2025

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

ul. Rzymowskiego 28, 02 697 Warszawa

www.proszynski.pl

[email protected]

Ryc. 1. Plan starożytnego Rzymu

1 Termy Dioklecjana

2 Panteon, świątynia Neptuna i termy Nerona (Pole Marsowe), z teatrem Pompejusza po lewej stronie

3 Teatr Marcellusa

4 Wzgórze Kapitolińskie

5 Fora cesarskie w dolinie

6 Koloseum

7 Rermy Tytusa (na miejscu Złotego Domu Nerona), a później termy Trajana

8 Castra Praetoria (obóz gwardii pretoriańskiej)

9 Circus Maximus, górujące nad nim Wzgórze Palatyńskie

10 Termy Karakalli

11 Monte Testaccio

12 Via Appia (dzisiejsza Via Appia Antica)

Źródło: W. Ramsay, A Manual of Roman Antiquities, wyd. 15, 1894.

PRZEDMOWA

„Nie masz większego (mem zdaniem)

dowodu szczęścia, jak gdy wszyscy pragną wiedzieć, jakim kto był.

Pliniusz Starszy1

1 Pliniusz Starszy, Historia naturalna (35.2), tłum. Józef Łukaszewicz.

Tuż za Porta Maggiore w Rzymie ukazuje się nam niecodzienny widok. Jest to grobowiec mający kształt stosu dzieży do wyrabiania ciasta. Otacza go sieć współczesnych ulic i napowietrznych kabli, a on pozostaje cichy pośród nieustającego zgiełku. To miejsce pochówku zamożnego wyzwoleńca (libertus) Euryzacesa, żyjącego w I wieku p.n.e. Inskrypcja2: „Widać, że to jest grób Marka Wergiliusza Euryzacesa, piekarza i przedsiębiorcy” wskazuje, że miał on poczucie humoru. Pomnik nagrobny, w którym kadzie na ciasto zastępują tradycyjne urny kremacyjne, jest zatem wyrafinowanym żartem. Euryzaces, najwyraźniej nieco ironicznie myślący o śmierci, dorobił się majątku na prowadzeniu piekarni dzięki państwowemu kontraktowi na dostawę żywności i chciał żeby o tym pamiętano. Grobowiec został umiejscowiony przy dawnym skrzyżowaniu wąskich dróg, tak by górował nad niekończącą się procesją wozów, zwierząt i pieszych zmierzających do antycznego miasta.

Bez tego nagrobka nic byśmy nie wiedzieli o Euryzacesie i jego żonie Atistii, ponieważ – co nie dziwi – ich imiona nie występują w żadnym zachowanym źródle pisanym z tego okresu. Pomnik przetrwał tylko dlatego, że trzy wieki później wbudowano go w wieżę bramy w nowych murach Rzymu wzniesionych przez cesarza Aureliana (270–275). Euryzaces i Atistia są doskonałym przykładem zwykłych obywateli (populus) starożytnego Rzymu, o których życiu świadczy przypadkowy zapis. Grobowiec przypomina, że nazywali to miasto domem, pracowali w nim i żyli jako mąż i żona, podobnie jak miliony innych, po których nie pozostało nic oprócz wytartych monet oraz odłamków ceramiki w resztkach starożytnych ruin, na których wznosi się współczesny Rzym.

Wieczorem w Wielkanoc 1975 roku, podczas swej pierwszej wizyty w Rzymie, ujrzałem niezapomniany widok: trzy zachowane kolumny świątyni Kastora i Polluksa na Forum efektownie oświetlone na tle granatowego nieba. Zza ich konturów wyłaniał się potężny zarys cesarskich pałaców na Palatynie. To tam w wysoko sklepionych komnatach rezydowali i rządzili cesarze – niektórzy mądrze, inni z niewyobrażalnym okrucieństwem, jedni przez dekady, inni tylko dni lub tygodnie. Niewielu doczekało naturalnej śmierci. Większość została zamordowana, czy to w Rzymie, czy to w jakiejś odległej prowincji, albo zginęła w walce. Wokół i w oddali wznosiły się inne monumentalne budowle antycznego świata: łuk Tytusa, ruiny Koloseum Wespazjana oraz imponujące pozostałości świątyni Marsa Mściciela wzniesionej przez Augusta dla upamiętnienia jego zwycięstwa nad zabójcami Juliusza Cezara.

Najbardziej fascynujące było wyobrażanie sobie mieszkańców Rzymu, tłumu ludzi zgromadzonych w Circus Maximus, by dopingować swoich ulubionych woźniców, rzeszy tych, którzy w Koloseum szydzili z pokonanych gladiatorów, i tych, którzy przepychali się, kłócili albo „próżnowali na forum” – jak to ujął Katullus. Albo modlili się w świątyniach, wywoływali zamieszki, walczyli i prowadzili zaciekłe spory podczas wyborów. Oglądali triumfalne procesje prezentujące łupy Rzymu, podziwiając owoce brutalnych podbojów jego imperatorów3. Mieszkali w niezliczonych domach i czynszowych kamienicach, wypełniali ciasne boczne uliczki i zaułki, ustępując przed lektykami niosącymi możnych. Gromadzili się na targach, by kupować jedzenie i inne niezbędne rzeczy. Ich prawdziwe historie przetrwały zarówno w słowach rzymskich historyków i pisarzy, jak i w inskrypcjach. Choć są to źródła niepełne, nie ma innej starożytnej cywilizacji, która pozostawiłaby tak dramatyczny i żywy zapis ludzkiego doświadczenia.

W trudnych czasach, w których nam samym przyszło żyć, można znaleźć pewną otuchę w myśli, że człowiek od wieków borykał się z podobnymi problemami. W przypadku Rzymian mamy do czynienia z wyjątkowym świadectwem, które obejmuje nie tylko dokonania i wybryki cesarzy, ale także życie zwykłych zjadaczy chleba. Wystarczy chwila, by uświadomić sobie, jak jest to niezwykłe. Nie istnieje żaden porównywalny zbiór archiwów obejmujący całe średniowiecze. Dopiero w czasach nowożytnych nagrobki oraz dokumenty w postaci listów i dzienników pozwalają ponownie dostrzec istnienie skromnych jednostek, których życie nie odcisnęło znaczącego piętna na wielkiej scenie historii.

Wiele aspektów rzymskiego świata na pierwszy rzut oka wydaje się nam obcych lub wręcz przerażających, zwłaszcza ekstremalna brutalność rzymskich wojen i masowych widowisk. Jednak pod wieloma względami Rzymianie byli tacy jak my – mieli ambicje, rodziny, wierzenia, nadzieje, lęki, frustracje i chwile radości. Najbardziej uderzającym elementem ówczesnego życia była jednak głęboka świadomość zarówno własnej odrębności, jak i nieuchronności śmierci. To właśnie ta świadomość skłoniła wielu z tych ludzi do pozostawienia po sobie pisanych świadectw o swoim życiu, zazwyczaj w formie nagrobków lub dedykacji religijnych, co umożliwia napisanie książki o ich codziennych doświadczeniach.

Część tych, których życie koncentrowało się wokół Rzymu, zwłaszcza cesarze i przedstawiciele elity, swobodnie podróżowała po całej Italii i cesarstwie rzymskim. Oprócz tego, że mieli oni domy oraz prowadzili interesy polityczne i gospodarcze w Rzymie, często byli właścicielami wiejskich posiadłości w Kampanii oraz w rejonie Zatoki Neapolitańskiej, w tym na wyspach takich jak Ischia czy Capri. Mimo to centrum ich życia zawsze pozostawało w samym Rzymie, choć chętnie korzystali z okazji, by zaszywać się w miejscach, które lubili przedstawiać jako swoje wiejskie schronienia przed codziennością.

To oczywiście rodzi pytanie: co oznaczało bycie Rzymianinem? Dla tych, którzy mogli prześledzić swoje pochodzenie – rzeczywiste lub wyobrażone – aż do najwcześniejszych dni miasta, odpowiedź była oczywista. Jednak bycie Rzymianinem to także stan umysłu, który można było w mniejszym lub większym stopniu zyskać, przeprowadzając się do miasta lub w jego okolice. Dotyczyło to zwłaszcza osób, które mogły pochwalić się obywatelstwem rzymskim, a jednocześnie z dumą zachowywały swoją regionalną lub prowincjonalną tożsamość. Miliony ludzi mogły – i wielu z nich rzeczywiście to robiło – postrzegać siebie jako Rzymian, mimo że nigdy nie postawiły stopy w Rzymie ani nawet w Italii.

Rzym był pełen ludzi z całego imperium i spoza jego granic. Tworzyli oni niekończący się korowód przybyszów – żołnierzy, poszukiwaczy przygód, awanturników i robotników – na zatłoczonych ulicach, forach, w sklepach, kamienicach i miejskich rezydencjach. Na krótko pojawiła się tam nawet Kleopatra VII, którą jej kochanek Cezar ostentacyjnie pokazywał w Rzymie, obdarowując ją „bogactwem i zaszczytami”4. Dla wielu z tych ludzi pobyt w Rzymie mógł być jedynie przelotnym lub okazjonalnym doświadczeniem, jednak niezwykle intensywnym i pozostawiającym trwały ślad w pamięci, inni natomiast spędzili w mieście wszystkie swoje dni, zmagając się z trudami codzienności i ledwo wiążąc koniec z końcem.

Głównym tematem tej książki jest codzienne życie Rzymianina w sercu imperium, ale jego opis wymaga elastyczności w doborze źródeł informacji. Ma to swoje uzasadnienie, albowiem mimo że świadectwa dotyczące życia w starożytnym Rzymie są imponujące, nie można ich uznać za w pełni kompletne. Dlatego należy uzupełniać wiedzę danymi pochodzącymi z innych miejsc w świecie rzymskim, które dostarczają nam analogii oraz dodatkowych informacji. Najbardziej oczywiste przykłady to miasta Kampanii – Pompeje i Herkulanum – które zostały zniszczone przez erupcję Wezuwiusza w 79 roku n.e. Odkrycie ogromnej liczby przedmiotów związanych z codziennością w tych miastach pod koniec I wieku odgrywa kluczową rolę w zrozumieniu, jak wyglądało życie zwykłych Rzymian. Nawet jeśli uwzględnimy, że Pompeje i Herkulanum były prowincjonalnymi miastami z własną historią i lokalnymi tradycjami, ich wykorzystanie jako analogii pozostaje zasadne. Zarówno zapisy dotyczące jednostek, jak i materialne pozostałości budynków publicznych, sklepów oraz lokali handlowych wskazują, że życie w Pompejach i Herkulanum miało wyraźnie rzymski charakter. Świadczy o tym również intensywny przepływ ludzi i towarów między tymi miastami a Rzymem. Pompeje i Herkulanum pokazują przede wszystkim, że bycie Rzymianinem często oznaczało łączenie lokalnych, regionalnych tożsamości z poczuciem przynależności do większego rzymskiego świata.

Ta książka skupia się przede wszystkim na jednostkach – bez względu na ich pozycję społeczną. Na każdą z tych osób w mniejszym lub większym stopniu wpływały idee i koncepcje, które cechowały doświadczenie bycia Rzymianinem, dlatego warto rozważyć również te zagadnienia. Jednym z kluczowych elementów rzymskiej tożsamości był sposób sprawowania władzy. W czasach republiki oczekiwano od Rzymian, że będą akceptować system uznawany za formę demokracji. Wolni obywatele płci męskiej mieli prawo głosować w wyborach na urzędników, a nad zgromadzeniem czuwał Senat – organ składający się z wybranej starszyzny. W rzeczywistości system ten daleki był od ideału: na wskroś przesiąknięty korupcją, intrygami i konfliktami interesów. W Senacie rządziła bogata elita, której członkowie dbali głównie o własne korzyści. W późnej republice wybory coraz częściej stawały się polem manipulacji – o wyniku decydowały pieniądze i przemoc. Niewolnicy i wyzwoleńcy nie mieli żadnych praw wyborczych, a kobiety były całkowicie wykluczone z życia politycznego. Upadek republiki nie był nagłym wydarzeniem, lecz długotrwałym procesem, wynikiem ciągu katastrof i postępującego rozkładu systemu. Władza trafiała w ręce kolejnych dowódców wojskowych (imperatores), wywodzących się z elity, którzy zawierali i zrywali sojusze, co prowadziło do coraz brutalniejszych konfliktów. Ich rywalizacja ostatecznie przerodziła się w wojny domowe w latach czterdziestych i trzydziestych przed naszą erą.

W rezultacie doszło do faktycznego upadku republiki i wyniesienia Augusta do roli pierwszego cesarza. Rzymianie znaleźli się wówczas pod władzą systemu, który w istocie był monarchią dziedziczną, choć starannie podtrzymywano iluzję, jakoby jednostka sprawująca najwyższą władzę jedynie przywróciła republikę, obejmując ją swoją opieką (patrz dalsza część tego rozdziału). Świat rzymski pełen był sprzeczności i paradoksów, które większość ludzi gotowa była zaakceptować, byle tylko uniknąć kolejnych fal przemocy, które doprowadziły do końca republiki.

Dlatego czytelnik znajdzie – tam gdzie to uzasadnione – refleksje na temat bardziej abstrakcyjnych idei. Te pozorne niespójności, które można by określić jako niedopowiedzenia, były istotnym elementem rzymskiego sposobu myślenia. Tworzyły ramy, w których funkcjonowali Rzymianie, kształtowały ich postawy, przekonania i zachowania. Choć nasze życie różni się w szczegółach od życia starożytnych, również my egzystujemy w chaosie sprzeczności i niejasności, które cechują współczesną rzeczywistość.

Rzymianie byli bez wątpienia owładnięci poczuciem własnego sukcesu i przywilejów. To jednak nie przynosiło im spokoju ducha, co jest kolejnym paradoksem ich cywilizacji, zwłaszcza pod rządami cesarzy. Niezwykłe bogactwo, jakim cieszył się Rzym, wywołało kryzys moralny, gdyż pogrążanie się w luksusie i dogadzanie sobie zdawało się niszczyć cechy, które pierwotnie uczyniły Rzym wielkim. Wśród rzymskiej elity, zwłaszcza wśród wywodzących się z niej historyków, panowało przekonanie, że sukces miasta unicestwił idyllę wczes­nego społeczeństwa rzymskiego, gdy ludzie o silnym charakterze, skromności i umiarze, pracujący na roli i walczący w obronie swoich domów przyczynili się do wielkości Rzymu. Część elity spoglądała teraz na miasto i widziała coraz bardziej rozgorączkowany tłum, przyzwyczajony do kosztownych udogodnień publicznych i państwowej pomocy, a także arystokrację z coraz bardziej niepohamowanym brakiem umiaru i zajętą spełnianiem własnych zachcianek.

Liwiusz, historyk epoki augustowskiej, hołdował konserwatywnemu przekonaniu, że Rzymianie niegdyś stanowili naród moralnie wyższy i lepszy. Twierdził, że Rzym został przytłoczony ciężarem własnej wielkości5. Katullus z kolei zazdrościł swojemu przyjacielowi Furiuszowi skrajnego ubóstwa, które uniemożliwiało mu posiadanie niewolnika, szkatuły na pieniądze, a nawet ognia. Dla Furiusza oznaczało to życie wolne od strachu i trosk6. Sto lat później poeta Juwenalis pisał, że rozrzutny Rzym nie zna granic swej ekstrawagancji i że wszystko w tym mieście jest na sprzedaż7. Ta melancholijna rzymska autorefleksja wciąż brzmi znajomo w naszych czasach – epoce, którą coraz bardziej dręczy poczucie winy wynikające z naszej rozrzutności i bezmyślnego marnotrawienia zasobów oraz nadużywania udogodnień.

ŹRÓDŁA I HISTORIA

Książka ta jest przede wszystkim oparta na starożytnych źródłach oraz inskrypcjach, które pochodzą z ostatnich dwóch stuleci republiki rzymskiej i pierwszych dwóch lub trzech wieków rządów cesarskich. Ten wybór wynika z dostępności materiału historycznego. Był to czas, gdy Rzym po pokonaniu Kartaginy w drugiej wojnie punickiej stał się dominującą potęgą w basenie Morza Śródziemnego, następnie stworzył rozległe imperium, które osiągnęło największy zasięg za panowania Trajana, a później nastąpił jego stopniowy schyłek prowadzący do chronicznej niestabilności w III wieku n.e., zapoczątkowany śmiercią Kommodusa w 192 roku i trwający co najmniej do objęcia władzy przez Dioklecjana w roku 284.

Czytelnik szybko zauważy, że niniejsza książka wykracza poza ramy jednego okresu. Zebrane tu opowieści i świadectwa pochodzą zarówno z najdawniejszych dziejów Rzymu, jak i dotyczą wydarzeń aż do IV wieku n.e., tworząc panoramę obejmującą około tysiąca lat. Materiały związane z wczesnymi czasami miały ogromne znaczenie dla samych Rzymian, nawet jeśli wiele z nich było wyidealizowanych lub wręcz zmyślonych. Rzymianie nieustannie spoglądali wstecz na początki swojego miasta, czerpiąc inspirację ze zmitologizowanych bohaterów oraz z wyobrażeń o epoce, w której sami kierowali się wyższymi standardami moralności, poświęcenia, ciężkiej pracy i samodyscypliny.

Z okresu późnej republiki oraz czasów od Augusta do panowania Sewera Aleksandra na początku III wieku n.e. zachowało się wiele dzieł historycznych. Jednak świadectwa późniejszych historyków rzymskich, z nielicznymi wyjątkami, pozostawiają wiele do życzenia zarówno pod względem szczegółowości, jak i wiarygodności. Zachowane inskrypcje pochodzą głównie z ostatniego stulecia republiki oraz z okresu od Augusta do pierwszej połowy III wieku n.e. Wśród tych źródeł niektóre mają jednak szczególną wartość. Na przykład pisma Cycerona stanowią niezastąpione świadectwo wydarzeń politycznych u schyłku republiki, podczas gdy dzieło Tacyta pozostaje głównym źródłem wiedzy o panowaniu Tyberiusza, a także o części rządów Klaudiusza i Nerona.

Nie podjęto próby ułożenia całości materiału w spójny porządek chronologiczny, ponieważ źródła są zbyt rozproszone w czasie, by takie podejście było sensowne lub pożądane. Kwestia dat zostanie omówiona w dalszej części. Dzieje Rzymu Liwiusza, spisane za panowania Augusta, stanowią najważniejsze źródło dotyczące wzrostu potęgi Rzymu aż po upadek republiki. Niestety wiele fragmentów tego dzieła zaginęło lub zachowało się jedynie w formie późniejszych streszczeń. Im dalej Liwiusz zagłębiał się w przeszłość, tym bardziej jego praca cierpiała z powodu braku odpowiednich kronik i dokumentów, co zauważał zresztą sam autor. Aby uzupełnić luki w relacji Liwiusza, badacze muszą sięgać do tekstów innych autorów, takich jak greccy historycy Polibiusz czy Diodor Sycylijski, których dzieła również nie zachowały się w całości.

Teksty Tacyta piszącego na początku II wieku n.e. stanowią znakomite źródło informacji o okresie od 14 do 69 roku n.e., choć niestety znaczne części jego dzieła zaginęły – na przykład relacja z panowania Kaliguli (37–41). Żaden inny starożytny rzymski historyk nie dorównuje Tacytowi pod względem jakości narracji i głębi analizy. Skupiał się on jednak głównie na sprawach państwowych, wojsku oraz rodzinie cesarskiej. Doskonale rozumiał, jak wielki wpływ na bieg historii mają nieprzewidywalne wydarzenia, co zrodziło w nim fascynację procesami kształtującymi ówczesny świat. Eventusque rerum, qui plerumque fortuiti sunt – „[Aby móc poznać nie tylko] perypetie zdarzeń i ich wyniki, które bardzo często bywają przypadkowe…”8, pisał. Jego zainteresowanie cesarzami i działalnością elit sprawiło, że reszta społeczeństwa została w dużej mierze zepchnięta na margines jako szum tła, czyli vulgus – hołota9. Tacyt przekazuje nam stosunkowo niewiele informacji o codzienności zwykłych ludzi w Rzymie. A jednak to właśnie świadectwa dotyczące ich życia dają nam poczucie wspólnoty ludzkich doświadczeń.

Tacyt rzadko wspomina o swoich głównych źródłach, do których zresztą dziś nie mamy dostępu. Piszący niewiele później Swetoniusz przedstawił barwny obraz tego samego okresu, stosując jednak inną metodę. Sporządził odrębne biografie dyktatora Juliusza Cezara oraz cesarzy od Augusta do Domicjana. Oprócz głównych faktów historycznych zawarł w nich liczne anegdoty i plotki, co pozwala uzupełnić niektóre luki u Tacyta. Podobnie jak w wielu innych rzymskich przekazach, uwaga Swetoniusza skupiała się głównie na wydarzeniach i postaciach związanych z Rzymem, często z czasów sprzed narodzin zarówno swoich, jak i Tacyta. Kasjusz Dion postępował podobnie, ale w późniejszych partiach swojego dzieła opisywał wydarzenia z końca II i początku III wieku n.e., często opierając się na własnych obserwacjach. Z kolei piszący także w tym okresie Herodian przedstawia te same zdarzenia w odmienny sposób, co podaje w wątpliwość relacje Kasjusza Diona, a także świadectwa Tacyta oraz Swetoniusza.

Dla historyków pokroju Tacyta i Swetoniusza imperium stanowiło przede wszystkim arenę, na której cesarze oraz klasa senatorska rozgrywali swoje polityczne gry – prawdziwą wielką scenę dziejów. Tymczasem współcześni im poeci, tacy jak Marcjalis i Juwenalis, przybliżają nam barwny, wręcz awanturniczy obraz Rzymu z końca I i początku II wieku n.e., który nie znajduje odpowiednika w innych epokach. W okresie panowania Tyberiusza (14–37) Waleriusz Maksymus zebrał i opublikował liczne „godne zapamiętania czyny i wypowiedzi” zarówno wybitnych Rzymian, jak i ludzi spoza Rzymu, czerpiąc z różnorodnych źródeł, które w większości nie przetrwały do naszych czasów. Ułożył swoją relację w dziewięć tematycznych części, by ułatwić czytelnikom orientację w materiale. Jego dzieło zachowało się w całości i dostarcza bezcennego świadectwa cech, które Rzymianie szczególnie cenili, na przykład odwagi czy umiarkowania. Pliniusz Starszy (Gajusz Pliniusz Sekundus) w swojej monumentalnej Historii naturalnej przytoczył niezliczone anegdoty i teorie, zginął niestety podczas wybuchu Wezuwiusza w sierpniu 79 roku n.e. Żaden inny Rzymianin nie zdołał go zastąpić. Źródła pisane z III wieku i późniejsze (oprócz Kasjusza Diona, Herodiana i Ammiana Marcellinusa) są na ogół ubogie i niepewne, co szczególnie utrudnia badanie wybranych biografii niektórych cesarzy z III wieku.

Mamy również szczęście posiadać zbiory korespondencji, przede wszystkim listy Cycerona, a później Seneki i Pliniusza Młodszego, siostrzeńca Pliniusza Starszego. Te wyjątkowe okna, które pozwalają nam zerknąć na życie w Rzymie, Italii i prowincjach, często pojawiają się w tej i innych książkach. Ilustrują one nierównowagę w dostępnych źródłach, której nie możemy zmienić, ale powinniśmy docenić, że przynajmniej te źródła przetrwały. Niemniej nie możemy być pewni, czy teksty, które posiadamy, przekazują treści rzeczywiście wysłanych listów, ponieważ nasze wersje pochodzą z zachowanych kopii. Istnieje możliwość, że zostały one zmodyfikowane przed publikacją – czy to przez samych autorów, czy przez późniejszych redaktorów. Wiemy na przykład, że tak właśnie stało się z listami Samuela Pepysa (1633–1703), gdy ich wybór został po raz pierwszy opublikowany przez Richarda Griffina, barona Braybrooke, w 1825 roku. Griffin wprowadzał zmiany i skróty w tekstach, tam gdzie uznał to za stosowne. Porównanie z istniejącymi rękopisami pozwala wykazać, co dokładnie zostało zmienione, jednak w przypadku korespondencji rzymskiej nie mamy takiej możliwości10. Forma listu pełniła również funkcję literacką. Gdy autor zachowywał kopię, tekst mógł być odpowiednio modyfikowany i „ulepszany”. W niektórych przypadkach list nigdy nie został wysłany, a był skomponowany wyłącznie po to, by wzbogacić archiwum.

Zdarza się, że napisy i graffiti, które dostarczają nam informacji o imionach i karierach zwykłych Rzymian, przetrwały w najróżniejszych miejscach. Niektóre znajdują się w pierwotnej lokalizacji, na przykład na cmentarzach, inne odnajdujemy na ołtarzach, wśród inskrypcji religijnych czy w pozostałościach dawnych budowli. Część z nich została przeniesiona z pierwotnego miejsca, zachowana na stopniu schodów w domu czy na pokrywie studzienki – i często właśnie w ten sposób uniknęła zniszczenia. Jeśli w inskrypcji nie ma wzmianki o konkretnej dacie, konsulach danego roku czy cesarzu, zazwyczaj można ją datować jedynie na podstawie stylu. Jest to nieunikniona słabość tego rodzaju źródeł. W praktyce oznacza to, że badając życie w starożytnym Rzymie, niejednokrotnie musimy zestawiać dane z różnych przekazów rozdzielonych okresami porównywalnymi do tych, jakie dzielą nas od panowania Jerzego III (1760–1820) lub nawet dłuższymi.

Ocenianie wiarygodności jakichkolwiek źródeł stanowi duże wyzwanie, zwłaszcza gdy starożytni historycy opisują wydarzenia, w których przytaczają czyjeś słowa. James Boswell (1740–1795) za życia cieszył się niemałą sławą (a momentami wręcz niesławą) z powodu regularnie prowadzonych dzienników i zapisków. Utrwalał w nich liczne epizody i zdarzenia, skupiając się głównie na relacji z doktorem Samuelem Johnsonem (1709–1784). Boswell wyróżniał się wyjątkową metodą pracy i niezwykłą umiejętnością odtwarzania żywych, dynamicznych rozmów, których był świadkiem i uczestnikiem. Twierdził, że spisywał je tak szybko, jak tylko mógł, zaraz po ich zakończeniu. Te właśnie archiwa stały się podstawą Żywota doktora Samuela Johnsona – najsłynniejszej biografii napisanej w języku angielskim.

Zawsze jednak toczono dyskusje, na ile autentyczne były relacje Boswella dotyczące wypowiedzi Johnsona i jego rozmów z innymi ludźmi. Można argumentować, że Boswell odtwarzał te sceny (a były to prawdziwe sceny, często zawierające wskazówki reżyserskie) w charakterystycznym dla Johnsona stylu, który znał na tyle dobrze, że potrafił to robić wiarygodnie. Nie sposób jednak stwierdzić, na ile rezultat był wynikiem jego talentu pisarskiego, a na ile jedynie dokładnym zapisem rozmowy. Mimo że zachowało się wiele notatek i rękopisów Boswella, a biografia była wielokrotnie wydawana i poprawiana za jego życia11, wciąż nie mamy pewności, jak wiele jest w niej literackiej kreacji.

Gdy natrafiamy na rzymski przekaz opisujący spotkanie zwykłego człowieka z cesarzem, nie sposób ustalić, czy dana opowieść jest zmyśleniem, pogłoską, czy też wynikiem pomyłki, w której jednego władcę zastąpiono innym. Może to być zarówno pastisz rzeczywistego wydarzenia, jak i autentyczna historyjka lub czysta fantazja. Nie dysponujemy żadnymi zapiskami podobnymi do pozostawionych przez Boswella, które pozwoliłyby zweryfikować takie opowieści. On przynajmniej znał swojego bohatera osobiście.

Rzymianie mieli wyjątkowo wyostrzoną świadomość własnej historii, choć była to wersja zdarzeń dopasowana do ich poczucia tożsamości – podobnie jak wszystkie dzieje narodowe. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się ona irytująco nieprecyzyjna, zwłaszcza jeśli chodzi o najwcześniejsze czasy, lecz przecież o tożsamości ludów w równym stopniu decydują mity założycielskie, co faktyczny bieg wydarzeń. W konsekwencji odnalezienie absolutnej „prawdy” o tym, co się wtedy działo, jest niemożliwe – choć nie bardziej niż ustalenie w pełni prawdziwego obrazu tego, co zdarzyło się wczoraj w Londynie lub Waszyngtonie. Narzekanie na tę sytuację jest więc bezcelowe. Rozmaite relacje i kontrrelacje rodzą się bowiem niemal równocześnie ze zdarzeniem, które próbują opisać. W jednym z serwisów informacyjnych BBC Radio 4 redaktor od spraw politycznych Chris Mason poinformował o spotkaniu, do którego tuż wcześniej doszło pomiędzy urzędującym premierem Wielkiej Brytanii Rishim Sunakiem a jego poprzednikiem Borisem Johnsonem, zauważając z przekąsem, że „relacje na temat tego spotkania znacząco się różnią”12. Jak zatem po dwudziestu stuleciach w ogóle próbować dotrzeć do prawdy? Najpewniej większość rozmaitych świadectw zniknie z czasem i pozostanie co najwyżej jedno – jeśli w ogóle jakiekolwiek – a wówczas będzie ono traktowane jako „pełna i jedyna prawda”, gdyż alternatywą byłoby całkowite przemilczenie danej historii.

Jedyną prawdą jest to, że nie istnieje i nigdy nie istniała absolutna prawda, co do której wszyscy by się zgodzili, nawet w trakcie rozgrywających się właśnie wydarzeń – jakiekolwiek by one były. C.S. Lewis stwierdził, że wszystko, co można zrobić, to zapytać: kto wywarł wpływ na tego starożytnego pisarza, jak dalece dane twierdzenie zgodne jest z tym, co napisał w innych swych dziełach, jaką to fazę w rozwoju pisarza lub w ogólnej historii myśli ilustruje, jaki to wywarło wpływ na późniejszych pisarzy, jak często bywało źle rozumiane. Jednocześnie pozostaje nierozwiązana kluczowa kwestia: czy u podstaw całej tej relacji w ogóle tkwi jakakolwiek prawda13.

Mity te mówią nam o kulturze, z której się wywodzą, co najmniej tyle samo, co jakiekolwiek inne źródło wiedzy – podobnie jak bitwa o Anglię czy amerykańska wojna o niepodległość, które dziś funkcjonują w mglistej mieszance faktów i legend. Rzymianie, zarówno jako wspólnota, jak i jako jednostki, uważali się za aktorów we własnym dziejowym spektaklu, kreując swój wizerunek i opowieść o sobie zgodnie z tą narracją.

Podobnie rzecz ma się z historiami o pierwszych cesarzach, które przekazał nam choćby Swetoniusz. Opisywał je, ponieważ były powszechnie znane w jego czasach i stały się trwałymi motywami rzymskiej tożsamości kulturowej. Swetoniusz znał swoich czytelników i odpowiadał na ich oczekiwania, ale jednocześnie utrwalał dla przyszłych pokoleń sposób, w jaki postrzegano takich władców jak Kaligula czy Neron – niezależnie od tego, czy ten obraz był zgodny z prawdą, czy nie.

Obaj ci cesarze zostali przez rzymskich historyków nierozerwalnie związani z gorszącymi opowieściami o kazirodztwie, rozpuście oraz skrajnym okrucieństwie i barbarzyństwie. Dziś nie jesteśmy już w stanie stwierdzić, czy kryło się w tych historiach ziarno prawdy, ponieważ brak nam dowodów, które pozwoliłyby jednoznacznie je potwierdzić lub obalić. Dlatego zamiast dociekać ich autentyczności, lepiej przyjąć, że owe oskarżenia i plotki stanowiły istotny element rzymskiej kultury masowej – tym bardziej że wiele z nich powstało długo po opisywanych wydarzeniach. To właśnie poprzez takie narracje Kaligula i Neron zostali wykreowani na archetypicznych tyranów, do których później dołączyły postaci takie jak Kommodus czy Heliogabal. Przyjęcie, że te opowieści mogły mieć jakieś (nawet minimalne) podstawy w faktach, nie oznacza jednak, że należy je traktować jako całkowicie wiarygodne. Plotki zyskują na sile głównie dlatego, że wpisują się w określone wyobrażenia i oczekiwania odbiorców. Największym wyzwaniem – często niemożliwym do przezwyciężenia – pozostaje oddzielenie prawdy od fikcji. Nieustanne roztrząsanie i podważanie wiarygodności tych przekazów może jednak prowadzić do wniosku, że wszystkie są z gruntu niewiarygodne, a takie podejście jest zarówno stronnicze, jak i nieproduktywne. Oczywiście każde źródło należy czytać krytycznie. Wskazałem miejsca, w których szczególnie warto zachować ostrożność.

W swojej głośnej książce Prostaczkowie za granicą Mark Twain wspomina wizytę w bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie, gdzie – w latach sześćdziesiątych XIX wieku – pokazano mu domniemany grób Adama. Z typową dla siebie ironią zauważył: „Nie ulega wątpliwości, że tam właśnie go pochowano, ponieważ nikt dotąd nie udowodnił, że jego grób znajduje się gdzie indziej”14. Trudno o lepsze podsumowanie problemów, z jakimi mierzą się wszyscy historycy, a w szczególności badacze dziejów starożytnych. Zazwyczaj nie dysponujemy dowodami, które pozwoliłyby bezsprzecznie rozstrzygnąć wiele kwestii, przez co powstaje niekończący się pochód hipotez – od kuriozalnych aż po całkiem rozsądne. Trwają one w obiegu głównie dlatego, że z reguły brak dowodów zarówno na ich potwierdzenie, jak i obalenie. To samo dotyczy wielu pytań na temat cesarstwa rzymskiego, zwłaszcza tych odnoszących się do prawdziwego charakteru niektórych cesarzy. Jak zwykle wszystko sprowadza się do tego, w co chcemy wierzyć. W tym kontekście przekonania Rzymian na temat ich władców są dla naszego zrozumienia, na czym polegało bycie Rzymianinem, równie ważne, a może nawet ważniejsze niż najbardziej wyrafinowane teorie naukowe.

Kultura rzymska, podobnie jak nasza, była nasycona stereotypami, choć w przeciwieństwie do nas Rzymianie nie mieli skrupułów w szufladkowaniu ludzi. Nie powstrzymywali się również przed okazywaniem uprzedzeń i bigoterią, zwłaszcza wobec cudzoziemców. Gospody i tawerny uchodziły w ich oczach za siedliska wszelkiej maści podejrzanych typów knujących swoje niecne intrygi. Jeśli przywodzi to na myśl słynną scenę z Gwiezdnych wojen rozgrywającą się w kantynie wypełnionej międzygalaktycznymi wyrzutkami i dziwadłami, to znak, że świat Rzymian wcale nie był tak odległy od naszego. Ich uliczne jadłodajnie i tanie czynszówki pełne były podobnych przybyszów i rozbitków z całego rozległego imperium.

CESARZE

Rzeczywisty status cesarza krył się za osobliwą fasadą republikańskich urzędów i innych zaszczytów, podtrzymywanych w zaskakująco konsekwentnej grze pozorów (szczegółowo omówiono to w rozdziale 2). Rzym i jego mieszkańcy sprawowali niepodzielną władzę nad rozległymi obszarami Europy, Afryki Północnej oraz Bliskiego Wschodu. Imperium to zostało zdobyte dzięki grabieżczym podbojom. W I wieku n.e. rzymska cywilizacja niepowstrzymanie zmierzała ku szczytowi swojej potęgi.

Dla większości mieszkańców cesarstwa rzymskiego – zarówno senatorów, jak i niewolników, a także pozostałych zajmujących wszelkie pośrednie pozycje – to, kto aktualnie sprawuje władzę, nie miało w gruncie rzeczy większego znaczenia. Na monetach, które trzymali w dłoniach, widniała twarz panującego cesarza, ale obok nich istniały monety z wizerunkami jego poprzedników, ponieważ mogły one pozostawać w obiegu przez pokolenia. Każda z nich symbolizowała ideę władzy cesarskiej skupionej w rękach jednego człowieka, a nad nim przeciętny Rzymianin nie miał żadnej kontroli, chyba że dołączył do rozwścieczonego tłumu, który wyciągał cesarza z pałacu i go zabijał.

Na ogół intrygi i machinacje w pałacu cesarskim nie wpływały znacząco na codzienne życie zwykłych mieszkańców. Owszem, wojny domowe wybuchające między rywalizującymi cesarzami potrafiły doszczętnie zniszczyć społeczności, które miały nieszczęście znaleźć się w pobliżu działań zbrojnych. Dla niemal wszystkich innych były to jednak odległe wydarzenia, sygnalizowane głównie nagłym pojawieniem się nowych monet opatrzonych imieniem i wizerunkiem nowego władcy. Istnieją jednak pewne dowody na to, że zwykli Rzymianie poważnie traktowali nadużycia władców. Jedną z metod wyrażenia sprzeciwu było wtedy wyjście na ulice, ale czasami gniew ludu znajdował ujście w bardziej symbolicznych gestach. Jako jeden z przykładów można podać usunięcie wizerunku Nerona z monet, co miało oznaczać jego symboliczne uśmiercenie.

Zwykli obywatele mogli jednak – i rzeczywiście tak robili – pisać listy do cesarza lub zwracać się do niego osobiście podczas audiencji, by prosić o różne przysługi bądź przywileje. Przykładem może być nadanie obywatelstwa dziecku żołnierza, który związał się z kobietą z prowincji.

W porównaniu z naszymi czasami rzymscy cesarze byli zaskakująco dostępni. Zdarzało się, że zwykli ludzie przypadkowo spotykali cesarza i korzystali z okazji, by przedstawić mu prośbę. Pewnego razu Hadrian, będąc w podróży – nie wiemy, gdzie dokładnie, a biorąc pod uwagę jego zwyczaj częstego podróżowania, mogło to być zarówno w Italii, jak i gdziekolwiek w imperium – został zaczepiony przez kobietę, która postanowiła spróbować szczęścia. Zanim skończyła przedstawiać swoją prośbę, Hadrian zbył ją, mówiąc, że nie ma czasu. Popełnił jednak błąd. Kobieta odparowała, iż w takim razie nie powinien być cesarzem. Zawstydzony Hadrian zsiadł z konia i wysłuchał jej, choć nie wiemy, czego dotyczyła skarga15. Historia ta pochodzi od Kasjusza Diona, który spisał ją co najmniej sześćdziesiąt lat po tym wydarzeniu. Nie mamy najmniejszego pojęcia, jak ta opowieść przetrwała przez ten czas i czy została ubarwiona lub zmodyfikowana. Wiele dekad wcześniej Cyceron z irytacją odkrył, że przypisywano mu żarty, jakich nigdy nie opowiedział16. Jest to przykład zjawiska, które można by określić mianem przypisywania autorytetu (ang. prestigeattribution), czyli nadawania danej anegdocie, komentarzowi czy wypowiedzi fałszywego potwierdzenia poprzez przypisanie ich osobie o wystarczająco dużej renomie, by wzmacniała ich wiarygodność i znaczenie.

DATOWANIE RZYMU

Rzymianie liczyli lata od założenia miasta – ab urbe condita – lub od narodzin miasta, co odpowiada rokowi 753 p.n.e. Jednak Rzymianie rzadko umieszczali daty na monetach lub pomnikach17. Lata oznaczano zazwyczaj w oficjalnych dokumentach za pomocą imion dwóch konsulów wybieranych na początku każdego roku. Zachowały się listy tych urzędników. Cesarze umieszczali swoje tytuły na monetach i inskrypcjach, nie odróżniali ich jednak od tych, które nosili przed objęciem władzy. Na przykład Domicjan aż siedmiokrotnie pełnił urząd konsula przed wstąpieniem na tron w roku 81. Dlatego też, gdy był cesarzem w roku 84, na jego monetach i inskrypcjach odnotowano, że jest to jego dziesiąty konsulat (oznaczany jako COS X). To właśnie spisy konsulów w największej mierze przyczyniły się do stworzenia chronologii, którą w czasach nowożytnych dopasowano do współczesnego kalendarza, między innymi dzięki zapiskom o zaćmieniach odnotowanych przez rzymskich historyków. Drugie tysiąclecie Rzymu rozpoczęło się w roku 248 (według naszej rachuby) i stało się pretekstem do wielkich uroczystości zorganizowanych przez Filipa I (244–249).

Nie ulega więc wątpliwości, że Rzymianie ustalili chronologię własnych dziejów, zyskując w ten sposób klarowną wizję początków swojego miasta – nawet jeśli najwcześniejsze etapy tej historii były w dużej mierze fikcyjne i jedynie symbolicznie osadzone w faktach. Początki Rzymu, jak powszechnie wiadomo, były nader skromne. Miasto powstało z kilku rolniczych osad rozlokowanych na niskich wzgórzach nad brzegami Tybru. Z początku wydawały się one niepozorne i mało znaczące, bo w istocie takie były. Jednak wyjątkowy splot okoliczności sprawił, że z czasem zjednoczyły się w siłę, która przez kolejne pokolenia prowadziła walki terytorialne i ekonomiczne z sąsiednimi społecznościami. Z biegiem stuleci ta siła stopniowo przekształciła się w dominującą potęgę na terenie całej Italii. Najważniejszy moment nastąpił jednak pod koniec III wieku p.n.e., po tym jak w pierwszej i drugiej wojnie punickiej Rzym pokonał swego największego rywala – Kartaginę. Zwycięstwo to otworzyło mu drogę do panowania nad całym obszarem Morza Śródziemnego.

Historia Rzymu obejmuje ponad tysiąc lat – od legendarnego założenia miasta w 753 roku p.n.e. po upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego pod koniec V wieku n.e. Jednak jego wschodnia część, znana jako Cesarstwo Bizantyńskie, przetrwała jeszcze niemal tysiąc lat, aż do zdobycia Konstantynopola w 1453 roku. To niezwykła opowieść o tym, jak z kilku skromnych osad nad Tybrem narodziło się miasto, które z czasem stało się najpotężniejszym ośrodkiem starożytnego świata, przez stulecia kształtującym historię, kulturę i politykę Europy.

Ta książka nie jest kolejną historią starożytnego Rzymu – powstało już wiele znakomitych opracowań, które doskonale spełniają to zadanie. Jest to natomiast opowieść o codziennym życiu w Wiecznym Mieście i o tym, co oznaczało bycie Rzymianinem. Od makabrycznych scen strącania ciał przestępców i wrogów publicznych ze Skały Tarpejskiej po niemal opustoszałe ulice w te nieliczne dni, gdy cała ludność zdawała się przenosić do Circus Maximus, by śledzić emocjonujące wyścigi rydwanów – Rzym był miejscem pełnym kontrastów, namiętności i spektakli, które nadawały rytm jego codzienności.

Rzym był zarazem olśniewający i odpychający – miasto, w którym niewyobrażalny przepych współistniał z makabrycznymi widokami ciał skazańców rozkładających się na krzyżach. Zamożni obywatele wylegiwali się na łożach z kości słoniowej w czasie wystawnych uczt, podczas gdy ulice pokrywały nieczystości i odpadki. W 1775 roku Samuel Johnson miał (rzekomo) powiedzieć, że pełny nurt ludzkiej egzystencji płynie przez Charing Cross18. Mówił, rzecz jasna, o Londynie, ale równie dobrze mógłby opisywać cesarskie fora Rzymu, termy Karakalli, zatłoczone garkuchnie i targowiska czy wreszcie niekończący się strumień ludzi i towarów napływających każdego dnia via Appia oraz wzdłuż Tybru z portu w Ostii.

Satyryk Juwenalis nie miał wysokiego mniemania o historykach, nazywając ich „leniwymi” i „gnuśnymi”. Kpił z ilości zużytej oliwy do lamp oraz niezliczonych godzin spędzanych nad tysiącami stronic, które – według niego – prowadziły jedynie do zguby samych badaczy19. Paradoks polega jednak na tym, że on sam, jak i jemu podobni odegrali kluczową rolę w zachowaniu codziennych obrazów życia w starożytnym Rzymie. To właśnie dzięki ich słowom i barwom ożywają dziś puste ruiny rzymskich świątyń, ulice Pompejów czy domy czynszowe w Ostii.

Poszczególne rozdziały książki zostały ułożone głównie według tematów, co nieuchronnie prowadzi do licznych powtórzeń i wzajemnego przenikania się wątków. Na przykład wyzwoleńcy, choć doczekali się osobnego rozdziału, pojawiają się także wielokrotnie w innych miejscach, podobnie jak cechy, do których należało wielu z nich. Nie roszczę sobie prawa do stworzenia wyczerpującego zestawu tematów ani przewodnika, który w pełni oddałby życie w starożytnym Rzymie. Bogactwo materiału źródłowego sprawia, że całkowite omówienie tego świata byłoby niemożliwe – podobnie jak w przypadku rzymskiej armii, opisanej w mojej książce Gladius. Próba takiego przedsięwzięcia byłaby po prostu nierozsądna. Dlatego wybór przedstawionych tu historii jest subiektywny. Za każdą anegdotą, inskrypcją czy opowieścią kryje się wiele innych, których nie sposób uwzględnić. Moim celem było oddanie różnorodności i intensywności życia w Rzymie – zarówno tych jego przejawów, które wciąż wydają się nam bliskie, jak i tych, które dziś postrzegamy jako obce i osobliwe.

Choć niektóre źródła są obszerne, wiele innych ma charakter marginalny. Często nasza wiedza o danej świątyni czy danym kulcie opiera się wyłącznie na pobocznej wzmiance w tekście poświęconym zupełnie innemu zagadnieniu. W niniejszej książce każdy przytoczony fakt, anegdota czy inskrypcja są opatrzone pełnym odsyłaczem do źródła. Współczesne publikacje popularno­naukowe z zakresu historii starożytnej nie zawsze uznają to za konieczne – często zakłada się, że autorytet i reputacja autora powinny wystarczyć jako dowód prawdziwości przedstawionych tez. Jednak taka praktyka tworzy niepotrzebną barierę między współczesnym odbiorcą a starożytnymi Rzymianami, co jest stratą. Każdy czytelnik ma prawo wiedzieć, skąd pochodzą prezentowane informacje, i jeśli zechce, samodzielnie je zweryfikować, zamiast bazować jedynie na czyimś autorytecie lub żmudnie poszukiwać źródeł na własną rękę. Dzięki internetowi dostęp do oryginalnych tekstów jest dziś znacznie łatwiejszy, dlatego każdy zainteresowany powinien z tej możliwości skorzystać. W rozdziale „Polecane lektury” znajdują się wskazówki, jak to zrobić.

Jeśli w trakcie pisania tej książki miałem w głowie jakąś inspirację, to były nią dzieła Waleriusza Maksymusa i Pliniusza Starszego (zwanego dalej Pliniuszem). Obaj w I wieku n.e. stworzyli niezwykłe, bardzo osobiste opisy rzymskiego świata, a ich teksty przetrwały do naszych czasów. Waleriusz Maksymus ocalił od zapomnienia wiele niezwykłych historii, które w innym wypadku bezpowrotnie by przepadły. Dzieło Pliniusza, określane mianem „historii naturalnej”, ze względu na ogromną rozpiętość tematyczną stanowi raczej nieprzebrany literacki gabinet osobliwości niż klasyczne kompendium wiedzy. Obaj autorzy korzystali swobodnie z różnorodnych źródeł, pochodzących z rozmaitych epok i zakątków świata, nie przejmując się zbytnio chronologią ani innymi technicznymi subtelnościami. Wyraźnie czerpali przyjemność z samego aktu pisania i korzystali z wolności zgłębiania tematów, które ich fascynowały, nie poddając się ograniczeniom wynikającym ze współczesnej skłonności do specjalizacji. Każdy, kto po przeczytaniu tej lub innej książki zapragnie dowiedzieć się więcej o realiach życia w czasach rzymskich, nie mógłby zrobić lepiej, niż zaczynając właśnie od nich.

Zgłębianie świata rzymskiego poprzez analizę zachowanych źródeł to także spojrzenie na złożoną cywilizację miejską, która funkcjonowała bez elektryczności i jakichkolwiek rozwiniętych form mechanizacji. Niezliczone wynalazki, które dziś traktujemy jako oczywistość – od okularów do czytania po klimatyzację, pralkę czy zawieszenie pneumatyczne – były Rzymianom całkowicie nieznane. W naszym coraz bardziej cyfrowym świecie, gdzie elektryczność i maszyny stały się nieodłącznym elementem codzienności, a życie bez nich wydaje się niewyobrażalne, warto uświadomić sobie, jak niedawny i kruchy jest nasz obecny sposób funkcjonowania. A jednak Rzymianie, samowystarczalni i przedsiębiorczy, potrafili żyć, pracować i bawić się bez wielu rzeczy, które my uznajemy za niezbędne. Ich osiągnięcia, dokonane w warunkach dziś mogących się wydawać prymitywnymi, świadczą o niezwykłej zdolności adaptacji, innowacyjności i organizacji.

Historia jest niczym innym jak odkrywczą podróżą w głąb ludzkich doświadczeń oraz naszego skromnego w nich udziału, bo „w życiu każdego zdarza się, że jakieś zajście powtórzy kształt wcześniejszych zdarzeń”20. Spośród wszystkich starożytnych cywilizacji to właśnie ta stworzona przez Rzymian wywarła na nasze życie najtrwalszy i najbardziej wszechstronny wpływ. Korzystamy z ich alfabetu i wielu ich słów, sławimy ich największe osiągnięcia i potępiamy popełniane przez nich błędy, a materialne pozostałości ich epoki budzą w nas szczery podziw. Ich głosy wciąż rozbrzmiewają w naszej codzienności.

Guy de la Bédoyère

Augusta w Australii Zachodniej, gdzie – z wyjątkiem końcowych poprawek – ukończyłem tę książkę w marcu 2023 roku

Uwaga: Wszystkie daty w niniejszej książce dotyczą lat naszej ery (n.e.), o ile wyraźnie nie zaznaczono, że chodzi o lata przed naszą erą (p.n.e.). Gdzie było to uzasadnione, użyto formy n.e., by uniknąć wątpliwości.

2 CIL 1.1203 – Corpus Inscriptionum Latinarum.

3 Katullus, Pieśni (10.2).

4Swetoniusz, Żywoty cezarów, Cezar (52.1).

5 Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta (1, przedmowa 4).

6 Katullus, Pieśni (23).

7 Juwenalis, Satyry (7.138, 3.183).

8 Tacyt, Dzieje (1.4), tłum. Seweryn Hammer.

9 Tacyt, Dzieje (1.71), tłum. Piotr Laskauer, Władysław Okęcki.

10 G. de la Bédoyère, Particular Friends: The Correspondence of Samuel Pepys and John Evelyn, Boydell Press, Woodbridge 1997, s. 16.

11 O tym, jak Boswell opracowywał biografię Johnsona, patrz: Adam Sisman, Boswell’s Presumptuous Task, Penguin, London 2001, s. 168 n.

12 Chris Mason, BBC Radio 4, 1800 News, 11 czerwca 2023.

13 C.S. Lewis, Listy starego diabła do młodego (list 27).

14 Mark Twain, Prostaczkowie za granicą (1869), tłum. Andrzej Keyha, Akapit, Katowice 1992.

15 Kasjusz Dion, Historia rzymska (59.6.3).

16 Cyceron, Mowy. W obronie Plancjusza (14.35). Cyceron skarżył się tu, że irytuje go, gdy „wypowiedzi innych ludzi” przypisywane są jemu – między innymi dlatego, że uważał się za niegodnego tych słów. Podobną skargę wyraził również w liście do Volumniusa Eutrapelusa (Listy do przyjaciół, 7.32.1).

17 Wyjątkiem jest sesterc Hadriana ze 122 r. n.e., na którym wybito 874 rok od założenia miasta. RIC (Hadrian) 609.

18 18 kwietnia 1775 r., jak odnotował James Boswell w swojej książce Żywot doktora Samuela Johnsona.

19 Juwenalis, Satyry (7.98) użył określenia ignavus.

20 William Shakespeare, Henryk IV, część II, akt III, scena 1, tłum. Stanisław Barańczak.

1

MIEJSKI PEJZAŻ

„Zostaw to innym

wielbić w szczęsnej Romie

uliczną wrzawę, przepychy i dymy”21.

Horacy

21 Horacy, Ody (3.29.12), tłum. Lucjan Siemieński.

Rzym u szczytu swej potęgi był największym miastem starożytnego świata zachodniego. Liczba jego mieszkańców wynosiła wówczas około miliona, choć nie zachowały się żadne oficjalne dokumenty, które mogłyby to potwierdzić. Tę wartość szacuje się na podstawie powierzchni miasta – porównanej ze średniowiecznymi i wczesnonowożytnymi ośrodkami europejskimi, których populacje znamy przynajmniej w przybliżeniu. W pewnych momentach rzeczywista liczba mieszkańców mogła być nawet wyższa, choć bez wątpienia zmieniała się w czasie, zależnie od okoliczności. Nawet w zestawieniu z miastami epoki średniowiecza starożytny Rzym imponował wielkością, zdecydowanie przewyższając swoje późniejsze, średniowieczne wcielenie. Londyn osiągnął porównywalną liczbę mieszkańców dopiero w XVIII wieku, a ówczesny zgiełk jego ulic i targowisk daje nam pewne wyobrażenie o tym, jak zatłoczony, hałaśliwy i tętniący życiem musiał być Rzym w okresie swojej świetności. Największy obszar cesarskiego Rzymu rozciągał się na długości od 3 do 5 kilometrów. Dziś na terenie współczesnego miasta nadal znajdują się rozległe niezabudowane rejony skrywające pod sobą olbrzymie połacie archeologicznych pozostałości dawnej stolicy imperium.

W tej scenerii mieściły się wspaniałe budowle publiczne, takie jak termy i świątynie, okazałe rezydencje bogaczy, cuchnące slumsy złożone z zatłoczonych czynszówek oraz wszystko, co mogło się znaleźć pomiędzy tymi skrajnościami. Przez sam środek miasta wił się Tyber. W górę rzeki nieprzerwanie płynęły barki przywożące towary z całego rzymskiego świata. Z nurtem spływały ścieki wylewane dniem i nocą, a wraz z nimi wzdęte ciała padłych zwierząt oraz ofiary egzekucji i morderstw.

Życie Rzymian, bez względu na ich status społeczny, było w większości krótkie i surowe. W mieście panowało nieustanne napięcie, co nie dziwi, zważywszy na ogromną liczbę mieszkańców oraz brak metod zarządzania tłumem czy zorganizowanych sił policyjnych. W społeczeństwie, gdzie krwawe igrzyska stanowiły rdzeń publicznej rozrywki, napady i brutalna przemoc były codziennością, a panowie mogli bezkarnie znęcać się nad swoimi niewolnikami. Nic więc dziwnego, że państwo samo posługiwało się terrorem, by utrzymać porządek. Do tej mieszanki wystarczyło dodać kapryśnego, nieobliczalnego cesarza, który jednym słowem mógł skazać na śmierć każdego, kto mu się sprzeciwił, a chwilę później sam też mógł paść ofiarą tej samej bezwzględnej machiny.

Punktem zapalnym mógł być incydent podczas wyścigów rydwanów, sportu cieszącego się ogromną popularnością. Tłumy w Circus Maximus lub na innych stadionach już przed wejściem były rozgrzane do czerwoności. Tertulian opisywał cyrk jako miejsce, w którym niepodzielnie rządzi szaleństwo22. Podnieceni i ośmieleni ludzie często krzyczeli na cesarzy, domagając się rozdawania łask i dóbr. Pewnego razu wyjątkowo nieprzewidywalny i niestabilny Kaligula (37–41) musiał zmierzyć się z żądającą obniżenia świadczeń na rzecz państwa ciżbą, która ciskała w jego stronę oskarżenia o opodatkowanie wszystkiego, co tylko było możliwe. Kaligula wpadł w furię. Zebrani zaczęli krzyczeć jeszcze głośniej, co podsyciło gniew cesarza. Rozkazał swoim „agentom” (prawdopodobnie członkom gwardii pretoriańskiej) wmieszać się w tłum, aresztować podejrzanych i natychmiast ich stracić. Widok tylu ludzi zabijanych bez wyroku przyniósł oczekiwany efekt. Tłum uspokoił się, zobaczywszy na własne oczy, że jego żądania kończą się gwałtowną śmiercią23.

Mieszkańcy Rzymu, nieustannie przekraczający bramy miasta, wypełniający jego ulice, place, obiekty publiczne oraz własne domostwa, żyli w cieniu monumentalnych budowli, które zdawały się ich przytłaczać. W wąskich zaułkach, gdzie mieszkała większość Rzymian, słońce ledwie przedzierało się między wysokimi kamienicami, tylko na krótką chwilę oświetlając brudne ściany, łuszczący się tynk i zaniedbane ulice. Jego promienie wpadały na moment do wnętrz czynszowych kamienic, sklepów i przydrożnych kaplic, po czym znikały, pozostawiając mieszkańców w półmroku. Niedaleko stamtąd to samo słońce lśniło na złoconych ścianach świątyń Forum Romanum, odbijało się od jaskrawo pomalowanych posągów bogów, cesarzy i wielkich wodzów, połyskiwało na trofeach przywiezionych z podbitych krain i na innych dekoracjach. Powietrze w mieście było ciężkie od dymu – snuł się on z niezliczonych pieców, ognisk ofiarnych i lamp oliwnych (patrz rozdział 10). Do tego dochodził nieustanny hałas i gwar.

Wśród Rzymian poruszających się pieszo lub niesionych w lektykach przemieszczali się przybysze, którzy odbyli wyczerpującą podróż do miasta w poszukiwaniu lepszego losu, pracy, bibliotek, bezpieczeństwa lub po prostu po to, by się pogapić. Sami Rzymianie wyruszali w podróże po całym imperium, pełniąc różnorodne funkcje: jako gubernatorzy, urzędnicy, żołnierze, kupcy czy nawet turyści (choć dokładne informacje o pochodzeniu poszczególnych osób często pozostają nieuchwytne – patrz rozdział 15). Ci, którzy wracali do Rzymu, przywozili ze sobą nie tylko doświadczenia, ale również pamiątki, nowe słowa, nawyki oraz egzotyczne kulty. Kwintus Cyceron postrzegał Rzym jako miasto stworzone z mieszaniny narodów, w którym roiło się od pułapek i wszelkiego rodzaju występków, a także od arogancji, zuchwałości, zła, pychy, nienawiści i trudności, które trzeba znosić24. Choć jego opis dotyczył wyzwań stojących przed człowiekiem ubiegającym się o urząd, nakreślony przez niego obraz miasta do dziś wydaje się znajomy, przypomina życie w niemal każdej wielkiej metropolii.

Część mieszkańców Rzymu urodziła się i dorastała w mieście. Inni przybywali z różnych stron Italii, niemal każdego zakątka rzymskiego świata, a nawet spoza jego granic. Byli wśród nich żołnierze, cywile, kupcy, woźnice rydwanów, gladiatorzy, kapłani oraz niewolnicy. Uwzględniając fizyczne rozmiary Rzymu, w tym jego wielopoziomową zabudowę, Pliniusz zauważył, że żadne inne miasto w historii nie mogło równać się z nim pod względem ogromu25. Juwenalis opisywał finansowe obciążenia związane z życiem w stolicy. „Wszyscy biedni z Rzymu się wynieśli” – stwierdził, podkreślając, że ludzie ubierają się ponad stan, aby zaimponować innym, a za wynajem ciasnych, podziemnych kwater płacą tyle, ile gdzie indziej kosztowałby elegancki wiejski dom. „Rzecz wstydliwa jedna jest tylko, biednym być” – ubolewał26.

Rzymianie tworzyli boskie personifikacje rozmaitych idei i miejsc, kontynuując ugruntowaną tradycję starożytności. Jedną z najbardziej wyróżniających się postaci była Roma. Makrobiusz pisał, że wszystkie miasta znajdują się pod opieką bóstwa27, odnosząc się właśnie do niej. Przedstawiana jako wojowniczka w hełmie, z tarczą, włócznią i trofeami, Roma symbolizowała rzymskie przekonanie, że ich miasto jest żywym organizmem, co nietrudno było odczuć, biorąc pod uwagę jego ogrom i zachodzące w nim nieustanne zmiany.

Początki Rzymu jako osady datuje się tradycyjnie na 753 p.n.e., kiedy to – według legendy – miał go założyć Romulus, potomek mitycznego trojańskiego bohatera Eneasza, i zostać jego pierwszym królem. Według legendy Eneasz, uciekając z płonącej Troi, poprowadził swoich ludzi na poszukiwanie nowej ojczyzny. W Italii znalazł odpowiednie miejsce, ożenił się z kobietą z plemienia Latynów i stworzył nową społeczność, która miała stać się Rzymianami. Archeologia, co zrozumiałe, nie dostarcza nam żadnych dowodów na istnienie Eneasza i Romulusa, pokazuje jednak, że w VIII wieku p.n.e. na tym obszarze zaczęły powstawać rozmaite osady wiejskie.

Mieszkańcy tych osad mówili różnymi językami, które wskazywały na ich zróżnicowane pochodzenie. Łacina była na przykład diametralnie różna od etruskiego i z czasem wchłonęła liczne obce słowa, głównie pochodzenia greckiego. Choć łacina przejęła wiele słów z etruskiego, sam język etruski wciąż pozostaje słabo zrozumiały. Z biegiem czasu kontakty między różnymi społecznościami stawały się coraz częstsze. Etruskowie nawet na pewien czas objęli władzę w Rzymie. Ludy środkowej Italii nawiązywały również szersze kontakty, głównie z Grekami, którzy jako kupcy i osadnicy rozprzestrzenili się w zachodnim regionie Morza Śródziemnego, szczególnie na Sycylii i w południowej Italii. W późnej republice i w czasach cesarstwa wykształceni Rzymianie zazwyczaj biegle posługiwali się greką, a zamożniejsi mieli greckie książki w swoich bibliotekach28. Mieszkający dalej na wschód Fenicjanie nawiązali kontakty z Afryką Północną, Bliskim Wschodem oraz podupadającym wówczas Egiptem.

Typowe dla okresu przejściowego między epoką brązu a epoką żelaza było to, że osadami rządzili wodzowie, stojący na szczycie hierarchii społecznej zdominowanej przez lokalną arystokrację. Ich prestiż opierał się na zdolności do kontrolowania terytoriów, a znaczną część energii poświęcali na podsycanie konfliktów o ziemię. Wśród tych społeczności Rzym, z powodów początkowo trudnych do zauważenia, zaczął zyskiwać większe znaczenie niż inne ośrodki, choć jego wpływy i władza ograniczały się do stosunkowo niewielkiego obszaru. Pod rządami wczesnych wodzów, nazywanych przez Rzymian królami, miasto przekształciło się w najważniejszą potęgę w regionie. Rzym przestał być prostą osadą wiejską – już w VI wieku p.n.e. stworzono pierwszy system kanalizacyjny, który umożliwił osuszenie doliny, gdzie miało powstać Forum Romanum. Elity inwestowały w okazałe i dobrze wyposażone kamienne domy. Świadectwem istniejących wówczas napięć były pierwsze mury miejskie, które otaczały obszar w kształcie rombu, o długości około 1,5–2 kilometrów. Kluczowym czynnikiem decydującym o przyszłym sukcesie Rzymu był nadzór nad przeprawą przez Tyber znajdującą się na lądowym szlaku wzdłuż zachodniego wybrzeża Italii. Tyber pełnił funkcję korytarza dla handlu morskiego z całego znanego świata, a bliskość wybrzeża umożliwiała Rzymowi kontrolowanie portu rozwijającego się w Ostii.

W 509 roku p.n.e. Rzymianie obalili swojego etruskiego króla Tarkwiniusza Pysznego i ustanowili republikę. Od tego momentu władza w Rzymie należała do dwóch corocznie wybieranych urzędników – konsulów, którzy przewodzili hierarchii niższych urzędników. Początkowo konsulowie byli wybierani spośród członków Senatu – rady arystokratów (patrycjuszy), której skład opierał się na kryterium majątkowym. Zamożni obywatele prowadzili interesy na jednym z rzymskich forów, w świątyniach, innych budowlach publicznych lub we włas­nych wystawnych rezydencjach. Republika pozostawała systemem rządów aż do czasu, gdy Oktawian August przejął władzę jako pierwszy cesarz, choć formalnie nigdy nie przyjął tego tytułu. Nawet wtedy podtrzymywał fikcję, jakoby przywrócił republikę, co stało się tradycją kontynuowaną przez jego następców. Republikańskie urzędy i instytucje nadal formalnie funkcjonowały.

Niewiele wiemy o wczesnym okresie republiki rzymskiej aż do jej schyłku – z tego czasu zachowało się zaledwie kilka materialnych świadectw. Obraz życia w Rzymie pochodzi głównie z I wieku p.n.e., kiedy republika chyliła się ku upadkowi, oraz z okresu cesarstwa, który nastąpił po jej ostatecznym rozpadzie. Za panowania Augusta Rzym z miasta sprawującego władzę nad obszarem o rozciągłości niewiele większej niż 100 kilometrów stał się stolicą imperium obejmującego całą Italię, Hiszpanię, Galię (dzisiejszą Francję), Bałkany, Grecję, Azję Mniejszą (dzisiejszą Turcję i Syrię) oraz Afrykę Północną, a od 30 roku p.n.e. także Egipt. Wpływ tej ekspansji na miasto był ogromny, jednak dopiero za Augusta – i dzięki stabilizacji, jaką przyniosły jego rządy – możliwe stały się spektakularne inwestycje w infrastrukturę oraz przepych zarówno w przestrzeni publicznej, jak i w prywatnych rezydencjach najbogatszych Rzymian.

RZYM W CZASACH CESARZY

Za panowania Wespazjana (69–79) Rzym był podzielony na czternaście dzielnic, w których rzekomo znajdowało się 265 skrzyżowań ulic, a każde z nich pozostawało pod opieką duchów zwanych larami. Skrzyżowania te odgrywały istotną rolę w wyznaczaniu granic od dawna ustalonych dzielnic miasta29 nazywanych vici – co pierwotnie oznaczało osadę. Od czasów Augusta były one nadzorowane przez specjalnych urzędników, vicomagistri. Kult larów stanowił kluczowy element życia społeczności tych dzielnic, podkreślając ich odrębność i tożsamość. Dziś fizyczne ślady dzielnic można odnaleźć jedynie w ruinach Ostii i Pompejów. Połączenie trzech dróg określano mianem trivium – to właśnie od tego słowa pochodzi współczesny termin „trywialny”, ponieważ takie miejsca uchodziły za pospolite i nieistotne. Uosabiała je bogini Trivia, związana również z cmentarzami i magią30.

Ludność każdej dzielnicy – licząca średnio około 3000–4000 osób, co wynika z szacunkowej populacji Rzymu, która mogła sięgać nawet miliona – prawdopodobnie znała się przynajmniej powierzchownie, żyjąc i pracując w bliskim sąsiedztwie. Mężczyźni często uczestniczyli w działalności lokalnych cechów (collegia), które zazwyczaj skupiały się wokół wspólnego zawodu, udziału w kulcie religijnym lub, jak też bywało, obu jednocześnie. Te organizacje były zdominowane głównie przez wyzwoleńców i pozwalały im nadrabiać brak praw politycznych poprzez zdobywanie prestiżu i wpływów w swoich społecznościach. Dzięki cechom wyzwoleńcy nie tylko zyskiwali uznanie w środowisku, ale również odgrywali ważną rolę w kształtowaniu życia społecznego i religijnego miasta.

Te organizacje miały własne statuty, kalendarze, urzędników oraz przeprowadzały wewnętrzne wybory. Ich działalność i wpływy sięgały zarówno sfery religijnej, jak i głównego nurtu polityki. Przynależność do cechu była źródłem prestiżu, a jego członkowie wspierali się nawzajem w różnych aspektach życia. Cechy działały też jako frakcje polityczne. Bardziej wpływowi członkowie, pełniący rolę patronów, wykorzystywali swoje stanowiska do angażowania klientów w interesy handlowe oraz do zapewnienia wsparcia, także siłowego, zarówno na swoją korzyść, jak i na rzecz swoich własnych patronów, wśród których nie brakowało senatorów. W rezultacie cechy stały się znaczącymi graczami na rzymskiej scenie politycznej i gospodarczej. Rywale polityczni często korzystali z poparcia różnych cechów, co prowadziło do napięć, które łatwo przeradzały się w przemoc. Rytuały oraz powiązania z kultami religijnymi sprawiały, że przypominały one bardziej współczesne loże masońskie niż zwykłe zrzeszenia zawodowe.

Rzym, ze swoim nieustannym ruchem ulicznym i aktywnością na 265 skrzyżowaniach, tonął w chaosie i nieprzerwanym hałasie. Przechodniów ogłuszał huk żelaznych obręczy kół wozów, które z impetem uderzały o nierówne drogi brukowane wulkanicznymi kamieniami. Musieli oni schodzić z drogi bogaczom, którzy zawsze wymuszali pierwszeństwo. Juwenalis, opisując panujący w Rzymie nieustanny zgiełk, narzekał, że w tym mieście spać mogą tylko zamożni31. Marcjalis wyjaśniał w jednym z epigramów, dlaczego tak często ucieka do swojej willi w Nomentum (dzisiejszej Mentanie), niewielkim miasteczku oddalonym o około 30 kilometrów od Rzymu. Skarżył się na krzyki nauczycieli szkolnych, hałas piekarzy i kotlarzy, brzęk monet rzucanych na stoły bankierów, a nawet na nocne hałasy, gdy mieszkańcy tłukli garnkami i patelniami podczas zaćmień Księżyca, aby odpędzić złe duchy32.

Zamożni Rzymianie i ich żony przemierzali ulice w lektykach, jak choćby Afer, który ostentacyjnie kazał się nosić „na ramionach sześciu kapadockich niewolników”. Przechodnie musieli ustępować miejsca, gdy lektyki przeciskały się przez tłum, a ich właściciele wygodnie wylegiwali się wewnątrz, ukryci za zasłonami, by odgrodzić się od pospólstwa. Za nimi, w pośpiesznym poddaństwie, podążała „gromada starannie wypielęgnowanych klientów”, demonstrując swoje podporządkowanie33. Nawet po śmierci przedstawiciel elity cieszył się wyjątkowym statusem. Jego ciało, ułożone w pozycji siedzącej, było najpierw uroczyście przenoszone na podium na Forum Romanum, gdzie krewny wygłaszał do tłumu mowę pochwalną, sławiąc dokonania zmarłego. Następnie zwłoki były obnoszone ulicami miasta, by w końcu zostać skremowane i pochowane wzdłuż dróg leżących poza granicami Rzymu.

Ludzie zmuszeni ustępować miejsca zmarłym wielmożom to przede wszystkim zwykli obywatele oraz liczne rzesze niewolników i wyzwoleńców próbujących wykonywać swoje codzienne obowiązki. Jedni zmierzali do łaźni, inni może wybierali się na spacer po jednym z wielkich eleganckich ogrodów publicznych i kompleksów rekreacyjnych, takich jak portyk Liwii. Jednak wszyscy ryzykowali, że zostaną brutalnie zepchnięci na bok przez żołnierzy, którzy w razie sprzeciwu nie wahali się użyć siły wobec protestujących.

Rzymianie bez skrupułów postrzegali cudzoziemców przez pryzmat stereotypów. Herodian opisywał Eklektosa, który był szambelanem Kommodusa, jako „typowego Egipcjanina”, działającego pod wpływem emocjonalnych impulsów34. Pliniusz wspominał o „fałszywości Greków”, natomiast Cyceron ostrzegał, że wielu z nich to oszuści i ludzie niegodni zaufania, doradzając swojemu bratu Kwintusowi, by zachował czujność podczas pełnienia funkcji namiestnika prowincji w Azji35. Natomiast niektóre z najwspanialszych relacji o Rzymie pochodzą od tych, którzy przybyli do miasta z odległych zakątków świata. Grecki mówca Eliusz Arystydes odwiedzający Rzym za panowania Hadriana był oszołomiony rozmiarami i bogactwem miasta. Opisał je jako miejsce, w którym można znaleźć wszystko, co kiedykolwiek stworzono na świecie.

Niektórzy Rzymianie, głównie urzędnicy, żołnierze lub kupcy, wyruszali w dalekie podróże zarówno po rzymskich terytoriach, jak i poza ich granice. Wśród nich byli tacy, którzy przywozili do Rzymu łupy wojenne, dzieła sztuki i trofea, na przykład zdobyte w greckim Koryncie po zwycięstwie Rzymu w 146 roku p.n.e. Dla bardziej zachłannych i ostentacyjnych przedstawicieli elity posiadanie oraz wystawianie takich przedmiotów w mieście stało się symbolem prestiżu.

W 139 roku p.n.e. rzymska misja dyplomatyczna pod przewodnictwem Scypiona Emilianusa, zwycięzcy trzeciej wojny punickiej, dotarła do Aleksandrii, aby ocenić sytuację w Egipcie. Scypion i jego towarzysze byli oszołomieni bogactwem oraz imponującą architekturą egipskich miast, lecz nie mogli pojąć, dlaczego rządzący nie potrafią w pełni wykorzystać potencjału swojego kraju36. W tym czasie Egipt szybko chylił się ku upadkowi pod rządami ostatnich faraonów z dynastii Ptolemeuszów, których władza w coraz większym stopniu zależała od wsparcia Rzymu. W 116 roku p.n.e. w pobliżu Asuanu, na wyspie File ze świątynią Izydy37, trzej lub czterej rzymscy kupcy pozostawili inskrypcję opatrzoną ich imionami. Z pewnością istniała cała rzesza innych podobnych koniunkturalistów, którzy odwiedzali Egipt w poszukiwaniu korzyści. W 112 roku p.n.e. do Egiptu zawitał także rzymski senator Lucjusz Memmiusz. Choć jego kariera jest słabo udokumentowana, przetrwał papirus opisujący jego podróż. Memmiusz przybył do Aleksandrii, planując rejs w górę Nilu, aby odwiedzić najważniejsze zabytki i atrakcje. Został przyjęty z uniżoną gorliwością przez miejscowych organizatorów, którzy zadbali o to, by wszędzie, gdzie się pojawiał, był witany z „wielkim przepychem”38. Wręczono mu nawet przysmaki, które miał rzucać świętemu krokodylowi. Przetrwanie tego papirusu to dzieło przypadku, ale jego treść dowodzi, że istniały łatwo dostępne środki transportu do Egiptu oraz dobrze rozwinięty przemysł turystyczny. Po powrocie do Rzymu podróżnicy opowiadali o swoich doświadczeniach, co wzmacniało rosnące zainteresowanie Egiptem, szczególnie jego sztuką i religią, choć dopiero w 30 roku p.n.e. stał się on rzymską prowincją. Oryginalne egipskie zabytki zaczęły trafiać do Rzymu i Italii, a jednocześnie rozwinął się rodzimy przemysł artystyczny. Wykorzystywał on egipskie motywy i symbolikę, tworząc tak zwane nilotica, które zdobiły rzymskie domy oraz przestrzenie publiczne.

RZYMSKI GARNIZON

Rzymski system władzy opierał się na armii, która nie tylko egzekwowała decyzje rządzących, ale także uosabiała obecność i autorytet państwa. W czasach republiki istniał jednak surowy zakaz wprowadzania wojsk do miasta przez dowódców. Złamanie tej zasady przez Sullę było jednym z najbardziej haniebnych momentów w historii republiki. Po tym, jak jego żołnierze dopuścili się grabieży, Sulla musiał ich ukarać, a następnie rozmieścił straże wokół miasta, by zapobiec kolejnym ekscesom39. W 43 roku p.n.e., w czasie upadku republiki, triumwirowie Oktawian, Antoniusz i Lepidus posunęli się jeszcze dalej, sprowadzając swoje armie do Rzymu i ostentacyjnie eksponując sztandary wojskowe w całym mieście40. Dopiero w okresie cesarstwa obecność żołnierzy w stolicy stała się trwałym i zinstytucjonalizowanym elementem życia miasta. Powstała elitarna gwardia pretoriańska, która miała chronić cesarza i pełnić funkcję jego osobistej straży, oraz miejskie kohorty, które odpowiadały za utrzymanie porządku publicznego. Te formacje stały się kluczowym narzędziem władzy, umożliwiając cesarzowi skuteczne sprawowanie kontroli nad ogromną, zróżnicowaną i potencjalnie niestabilną populacją Rzymu.

Już w późnym okresie republiki rzymscy wodzowie powoływali elitarne kohorty pretoriańskie, które pełniły rolę ich osobistych straży przybocznych. Nazwa wywodzi się od praetorium – określenia namiotu dowódcy wojskowego podczas kampanii lub jego rezydencji w twierdzy. Oktawian August nadał tej doraźnej formacji trwały charakter, przekształcając ją w stałą jednostkę. Nowo utworzona gwardia pretoriańska została podporządkowana dwóm prefektom, co było strategicznym posunięciem. Taki podział dowództwa zapobiegał bowiem możliwości koncentracji zbyt dużej władzy w rękach jednego człowieka, co mogłoby prowadzić do zamachu stanu. Pomimo tych zabezpieczeń za panowania Tyberiusza doszło niemal do przewrotu. Prefekt gwardii pretoriańskiej Lucjusz Eliusz Sejan nie tylko przejął pełną kontrolę nad formacją, ale również próbował obalić cesarza. Co gorsza, sprowadził gwardię do samego Rzymu i ulokował ją w nowo wybudowanym obozie – Castra Praetoria – na północno-wschodnich obrzeżach miasta. Fragmenty tego obozu przetrwały do dzisiaj. Gwardia pozostawała stałym elementem rzymskiego życia aż do czasów Konstantyna Wielkiego (306–337), który rozwiązał tę formację po tym, jak wsparła jego rywala Maksencjusza.

Za czasów Augusta istniało dziewięć kohort pretoriańskich, z których każda liczyła 500 żołnierzy (tzw. quingenaria). Łączna liczba żołnierzy ulegała jednak zmianom, szczególnie podczas wojny domowej w latach 68–69. Do końca II wieku liczba kohort wzrosła do dziesięciu, a każda z nich liczyła 1000 żołnierzy (tzw. kohorty milliaryjne)41. Świadectwa rozproszone po różnych zakątkach imperium rzymskiego dowodzą, że pretorianie byli oddelegowywani zarówno indywidualnie, jak i w większych jednostkach do wykonywania różnorodnych zadań niemal wszędzie tam, gdzie było to potrzebne. Często obejmowało to również emerytowanych pretorian, którzy pod warunkiem honorowego zwolnienia ponownie wstępowali do wojska na dalszą służbę. Określano ich mianem evocati Augusti („ponownie wezwani [pod broń] przez cesarza”).

Żołnierze gwardii pretoriańskiej, w tym także jej konny oddział equites singulares mający własne koszary i stajnie, byli stałym elementem życia w Rzymie. Pretoriańscy żołnierze eskortowali cesarza, strzegli pałacu i zajmowali się szpiegowaniem społeczeństwa. W zależności od tego, kto sprawował władzę, często pozwalali sobie na podejmowanie dodatkowych zajęć według własnego uznania. Najbardziej niesławne było jednak ich zaangażowanie w obalanie cesarzy i wynoszenie ich na tron, zwykle w zamian za niebotyczne gratyfikacje finansowe i inne przywileje. Działo się tak pomimo tego, że byli najlepiej opłacanymi i najbardziej uprzywilejowanymi żołnierzami w całej armii rzymskiej.

Miejskie kohorty (cohortes urbanae) zostały utworzone przez Augusta, aby pełniły rolę miejskiej siły policyjnej, podlegały jednak prefektowi Rzymu. W roku 23 istniały trzy takie kohorty, być może taka była ich pierwotna liczba. W roku 69 liczba miejskich kohort została zwiększona do czterech, a każda z nich liczyła 900 żołnierzy (kohorty milliaryjne)42. Miejskie kohorty stanowiły użyteczną przeciwwagę dla gwardii pretoriańskiej.

Powszechnym i niezwykle groźnym problemem były w Rzymie pożary. W gęsto zabudowanym starożytnym mieście wiele konstrukcji wznoszono z drewna. Pożar z 7 roku p.n.e. doprowadził do podziału miasta na czternaście dzielnic administracyjnych. W tamtym okresie bezpieczeństwo przeciwpożarowe spoczywało na 6000 strażników zorganizowanych w cztery kohorty. Kolejny katastrofalny pożar w 6 roku n.e. stał się impulsem do utworzenia cohortes vigilum – oddziału liczącego 3500 strażników rekrutowanych głównie spośród wyzwoleńców. Strażnicy ci, zwani vigiles, zostali rozmieszczeni w strategicznie ulokowanych bazach (stationes) na terenie całego miasta, aby mogli szybko reagować na zagrożenia pożarowe oraz zapobiegać zawaleniu się budynków43. Funkcja vigiles nie ograniczała się jednak wyłącznie do gaszenia pożarów. Byli oni również narzędziem równoważenia wpływów gwardii pretoriańskiej, której władza nieustannie rosła. W 31 roku n.e. to właśnie vigiles pod dowództwem Sutoriusza Makrona odegrali główną rolę w obaleniu nadmiernie ambitnego pretoriańskiego prefekta Sejana.

Żołnierze gwardii pretoriańskiej byli znani z brutalnego traktowania obywateli, zarówno podczas wykonywania oficjalnych obowiązków, jak i z czystej samowoli. Na ulicach miasta często bezceremonialnie przepychali się wśród przechodniów, zmuszając ich do ustąpienia z drogi. Po zamordowaniu Kaliguli to właśnie gwardia pretoriańska wyniosła na tron jego wuja Klaudiusza. Eskortowała go na Palatyn, gdzie miał spotkać się z Senatem, przy czym żołnierze „bardzo surowo” obchodzili się z tłumem, torując sobie drogę przez miasto44.

Zwykli obywatele Rzymu nie śmieli wchodzić w konflikty z żołnierzami. Złożenie skargi czy dochodzenie sprawiedliwości przed urzędnikiem cywilnym było praktycznie niemożliwe. Sprawy przeciwko żołnierzom mogły być rozpatrywane wyłącznie przez sąd wojskowy w obozie pretoriańskim, co oznaczało, że przewodniczył im centurion, a członkami ławy przysięgłych byli jego towarzysze broni. Rezultat takich postępowań był niemal zawsze niekorzystny dla skarżącego, który narażał się nie tylko na dalsze upokorzenia, ale nawet na pobicie45. Z kolei żołnierz wnoszący sprawę do sądu mógł liczyć na natychmiastowe jej rozpatrzenie, co stanowiło przywilej zupełnie niedostępny dla reszty obywateli46.

Za panowania Kommodusa (180–192), którego rządy cechowała skrajna pobłażliwość, zachowanie gwardii pretoriańskiej uległo dalszemu pogorszeniu. Po zamordowaniu Kommodusa pod koniec 192 roku na tron wyniesiono Pertynaksa, znanego z rygorystycznego podejścia do dyscypliny. Herodian odnotował, że żołnierzom wydano rozkaz, by zaprzestali obrażania ludności, oraz zakazano im noszenia toporów i atakowania przypadkowych przechodniów47. Ta wzmianka ukazuje szokujący obraz uzbrojonych żołnierzy, którzy rutynowo napadali na niewinnych mieszkańców Rzymu. Jednak już pod koniec marca 193 roku Pertynaks został zamordowany przez tych samych pretorianów. Za ten czyn nowy władca, Septymiusz Sewer, po przejęciu kontroli nad cesarstwem pod koniec wojny domowej w latach 193–197 rozwiązał gwardię pretoriańską. Jej członkowie zostali zwolnieni ze służby i wydaleni z miasta, a ich miejsce zajęły lojalne oddziały oddelegowane z regularnych legionów cesarskich. Zreformowana gwardia pretoriańska wciąż odgrywała istotną i nieprzewidywalną rolę w historii Rzymu aż do jej ostatecznego rozwiązania przez Konstantyna Wielkiego w 312 roku.

NIERÓWNOŚCI SPOŁECZNE

Kosmopolityczną populację tętniącego życiem Rzymu cechowały nierówności tamtej epoki. Poza rodziną cesarską najbogatsi byli ludzie tacy jak bracia Kwintyliusze, którzy pod koniec II wieku n.e. wznieśli przy Via Appia olbrzymią rezydencję. Monumentalne ruiny, dorównujące wielkością budynkom użyteczności publicznej, do dziś stanowią dominujący element krajobrazu w zachodniej części miasta, przy trasie z lotniska Ciampino. Najubożsi byli najniżsi rangą niewolnicy, zwykle jeńcy z rzymskich podbojów. Nawet w takim systemie istniały jednak szanse na awans społeczny. Niewolnik mógł zostać wyzwolony, wyzwoleńcy zaś mieli możliwość dorobienia się na handlu i zapewnienia swoim synom szansy na zdobycie wysokiego urzędu. Urbanus i Klarus, wyzwoleni przez Aulusa Memmiusza tego samego dnia, przyjęli zgodnie z obyczajem jego nazwisko. Po śmierci Klarusa Urbanus zlecił wykonanie nagrobka przy Via Appia, upamiętniając ich dożywotnią przyjaźń48. Innym takim wyzwoleńcem był Euhodus, który sam ufundował sobie pomnik. Udało mu się osiągnąć sukces w sprzedaży pereł na Via Sacra w Rzymie. Dorobił się na tyle, że mógł kupić własnych niewolników, a następnie ich również wyzwolić. Co ciekawe, w swoim grobowcu zarezerwował miejsca wyłącznie dla nich, podkreślając, że absolutnie nikt inny nie zostanie tam pochowany49. Niektórzy niewolnicy gromadzili wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić sobie wolność i dobrze prosperować (patrz rozdział 7).

TAKI JEST RZYM

Świadectwa, które przetrwały do dziś, dzięki niezwykłej umiejętności uchwycenia ducha miejsca i czasu, ukazują niezrównany obraz życia w imperium rzymskim, a zwłaszcza w samym Rzymie. Za panowania Domicjana (81–96) Marcjalis radził swojemu przyjacielowi Luperkusowi, aby udał się do części miasta zwanej Argiletum. To właśnie tam, naprzeciwko forum Cezara, znajdował się sklep należący do Atrektusa. Na framugach jego drzwi poeci umieszczali ogłoszenia o swoich dziełach przeznaczonych na sprzedaż – czynił to również Marcjalis50. Ta pozornie błaha anegdota, podobnie jak groby wzdłuż Via Appia, otwiera kolejne z niezliczonych okien ukazujących codzienne życie w starożytnym Rzymie.

Eliusz Arystydes z zachwytem opisywał niezwykłą mnogość towarów, które codziennie przybywały do Rzymu z całego imperium i spoza jego granic, nawet z Indii. Przepływ tych dóbr był, jak pisał, stały – z tego wynikała ich obfitość, dzięki czemu Rzym był światowym rynkiem51. Choć te słowa miały charakter retoryczny, kryło się w nich ziarno prawdy. Napływ tak ogromnej ilości towarów umożliwiał wówczas port u ujścia Tybru w Portusie niedaleko Ostii52. O astronomicznej ilości samej tylko oliwy, która trafiała do miasta, świadczy dziś Monte Testaccio – wzgórze składające się z odłamków amfor. Oliwa była używana jako paliwo do lamp i do przyrządzania posiłków. Publiusz Sulpicjusz Menofilus, wyzwoleniec pochodzenia greckiego, pochował swoją żonę w połowie I wieku n.e., pozostawiając inskrypcję informującą, że był on doctor de portu oleario („nauczycielem z portu oliwnego”) w Vicus Victoria53. Lokalizacja tego miejsca pozostaje nieznana, podobnie jak szczegóły zawodu Menofilusa, lecz możliwe, że port oliwny znajdował się na brzegach Tybru w pobliżu Forum Boarium (targu bydła). Był to prawdopodobnie jeden z kilku takich portów w mieście.

Geograf Strabon opisał Rzym za czasów panowania Augusta. Uczony ten pochodził z miasta Amaseia znajdującego się w rzymskiej prowincji Pont w północnej części dzisiejszej Turcji. Wieczne Miasto wywarło na Strabonie ogromne wrażenie, choć wiele z jego najsłynniejszych budowli jeszcze wtedy nie istniało. Zauważył, że powstało raczej z konieczności niż z wyboru – brakowało mu naturalnych obronnych granic i zaplecza gospodarczego niezbędnego do utrzymania miasta tych rozmiarów54. Kluczowym czynnikiem jego rozwoju okazało się przejęcie przez Rzymian sąsiadującej żyznej i rozległej ziemi, co było możliwe dzięki ich „męstwu i ciężkiej pracy”. Te dwie cechy – odwaga i pracowitość – były dobrze znanymi motywami w opiniach Rzymian o samych sobie. Jednocześnie jednak sukcesy Rzymu budziły w jego mieszkańcach nieustanny niepokój, gdyż obserwowali oni, że dobrobyt prowadzi do rozleniwienia, samozadowolenia i utraty dawnych cnót.

Zasoby, jakimi dysponował Rzym – w tym drewno i kamień oraz dostęp do żywności – były zdaniem Strabona kluczowym czynnikiem jego sukcesu. Geograf był oszołomiony ciągłymi zmianami, jakim podlegało miasto. Nieustannie wznoszono nowe domy, które były szybko burzone lub niszczone w przypadkowych pożarach, by zrobić miejsce dla nowych, lepszych budowli. Piszący w tym samym czasie Horacy skarżył się na ciągłe burzenie i odbudowywanie, wieczne przemiany z dobrego na lepsze, opisywał chaos codziennego życia w mieście, które wydawało się pozbawione jakiegokolwiek porządku55.