Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland. Ukryci w miłości - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - Barbara Cartland - ebook + audiobook

Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland. Ukryci w miłości - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland ebook i audiobook

Barbara Cartland

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Nadina jest piękną, młoda opiekunka małej Rahim na tureckim dworze. Jej życie jest pasmem podróży, które niekoniecznie zawsze odbywały się wbrew jej woli. A we wszystkim na pewno nie zawsze pomagała jej nieziemska uroda. Obecnie pracuje jednak jako nauczycielka francuskiego u Nannka Osmana. Ten jest bardzo zadowolony ze swojej zdobyczy. Pewnego dnia młodej Nadine przytrafia się niesamowita przygoda. Przyjdzie jej uratować angielskiego panicza Lyle Westleya. Pełna strachu daje mu schronienie i ratuje przed śmiercią. Ten później okazuje się prawdziwą osobistością, z która niejedna panna wiązała swoje plany na życie. Opiekun Nadine, ojciec Rahim, ma jednak wobec niej inne plany. Chce ją wydać za wielkiego wezyra, któremu ta wpadła w oko. Nadine jest przerażona tym pomysłem, nie ma jednak zbyt wile siły, aby przeciwstawić się swojemu panu. Na szczęście ona pomogła kiedyś Lyleowi, więc teraz i on odwdzięczy się pomocą. Czy tylko o pomoc będzie chodziło? Czy wielki wezyr odpuści walkę o wybrankę?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 42 min

Lektor: Kasia Bagniewska
Oceny
4,4 (7 ocen)
5
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Margaretka1402

Nie oderwiesz się od lektury

🙂👍🏻
00

Popularność



Podobne


Barbara Cartland

Ukryci w miłości

SAGA Egmont

Ukryci w miłościtytuł oryginału Hidden by Loveprzełożyła Teresa Komłosz

Cover font: Copyright (c) 2010-2012 by Claus Eggers Sørensen ([email protected]), with Reserved Font Name ‘Playfair’

Copyright © 1992, 2018 Barbara Cartland i SAGA

Wszystkie prawa zastrzeżone

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

ISBN: 9788711728307

1. Wydanie w formie e-booka, 2018

Format: EPUB 2.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA oraz autora.

SAGA Books, spółka wydawnictwa Egmont

Od autorki

Kiedy w 1927 roku odwiedziłam Turcję po raz pierwszy, w całym kraju panowała straszliwa bieda, a na ulicach Konstantynopola roiło się od Rosjan, którzy uciekli przed rewolucją 1917 roku.

Popłynęliśmy z mężem na wycieczkę po Morzu Śródziemnym; kapitan statku ostrzegł nas, byśmy uważali na to, co jemy i pijemy. Nie przeszkodziło mi to jednak zachwycić się miastem, widzianym po raz pierwszy haremem oraz słynnym bazarem.

Po raz drugi wybrałam się do Turcji w roku 1976, w towarzystwie moich dwóch synów, i chociaż sytuacja uległa znacznej poprawie, nadal można było dostrzec oznaki ubóstwa.

Z dreszczykiem emocji przepłynęliśmy promem cieśninę Dardanele, jak opisuję to w tej powieści, po czym ruszyliśmy wzdłuż wybrzeża zwiedzać Troję i inne miejsca dobrze znane z historii starożytnej. Efez okazał się prawdziwym objawieniem – nigdy nie zapomnę jego piękna i historii.

Podczas mojego trzeciego pobytu w Turcji wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Olbrzymie hotele nie ustępowały wygodą i elegancją tym, które spotyka się w Europie, Bosfor dumnie prezentował swą urodę, a ludzie, sprawiający wrażenie zamożnych i szczęśliwych, okazywali wielką gościnność. Byłam zachwycona dowiedziawszy się, że trzydzieści procent tureckich kobiet czytuje moje powieści. Choć wiele z nich zostało wydanych po piracku, to jednak z wielką starannością, co sprawiło mi przyjemność.

Przejechaliśmy wzdłuż brzegu Bosforu; letni pałac sułtanów natchnął mnie pomysłem na wstęp do tej powieści. Reszta przyszła mi do głowy, kiedy dojechałam do miejsca, gdzie Bosfor łączy się z Morzem Czarnym.

Wraz z młodszym synem spędziłam w Turcji pięć szczęśliwych dni, a otaczająca nas zewsząd uprzejmość i życzliwość sprawiły, że postanowiliśmy tam wrócić, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.

Rozdział pierwszy

Rok 1875

Dziecko spoczywające w ramionach Nadiny słodko zasnęło. Dziewczynka miała dopiero cztery lata i cały ranek spędziła na zabawie i nauce. Nadina kołysała ją leciutko.

Ostre promienie słońca zapalały miliony świecących punkcików na niebieskich wodach Bosforu. Było to jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie morze wychodziło wprost na ląd, nie oddzielone od niego plażą. Woda z chlupotem obmywała mur tarasu, na którym siedziała Nadina. Chwilę wcześniej pokazywała dziecku przepływającą w pobliżu rybę.

Wracając myślami do własnego dzieciństwa, zaczęła śpiewać kołysankę. Kiedy była w wieku małej Rahmi, słyszała ją od swojej niani. Dziewczynka, jako muzułmanka, miała wiele imion. Jej drobną, okrągłą twarzyczkę okalały kręcone czarne włosy, a z wielkich oczu, teraz zamkniętych, biła inteligencja. Nadina uwielbiała uczyć Rahmi.

Śpiewając, uświadomiła sobie, jakie miała szczęście, znajdując to bezpieczne schronienie. Miejsce, gdzie nic jej nie groziło.

Umilkła; ostatnie ciche tony uleciały porwane wiatrem. Angielskie słowa jakoś dziwnie pasowały do bajkowego widoku, który się przed nią rozpościerał.

Nagle tuż przed nią, nad krawędzią tarasu, pojawiła się męska głowa. Zaskoczona Nadina aż zesztywniała.

– Pomóż mi – poprosił przybysz po angielsku. – Na litość Boską, pomóż mi! Depczą mi po piętach!

Przez moment Nadina wpatrywała się w niego oszołomiona, a potem, jakby jakiś wewnętrzny głos podpowiedział jej, co ma robić, odezwała się:

– Tam są jakieś ubrania.

Wskazała na szopę, niewiele większą od altany, którą jej pracodawca, Nannk Osman, wykorzystywał jako przebieralnię, kiedy zażywał kąpieli w Bosforze. Był młodym czlowiekiem i lubił pływać, nawet gdy woda była zimna. Wygodniej mu było wówczas korzystać z miejsca usytuowanego tuż nad wodą niż biegać do wielkiego domu, służącego mu za letnią rezydencję.

Nie tracąc czasu na odpowiedź, mężczyzna wyczołgał się z wody na taras i poruszając się z niewiarygodną szybkością, zniknął w szopie. Pozostawił po sobie wielką kałużę na białych kamieniach.

Nadina wstała z miejsca, powodowana odruchem kogoś, kto sam musiał się ukrywać i przywykł zacierać za sobą ślady. Podtrzymując dziecko jedną ręką, zarzuciła na mokre kamienie biały szal, którym wcześniej okrywała nogi śpiącej Rahmi. Zaraz potem wróciła na miejsce i usiadła, czując, jak serce wali jej w piersi.

Bała się. Powód jej lęku wkrótce ukazał się w polu widzenia: duża łódź, zwana przez miejscowych kaikiem, a w niej, przy wiosłach, sześciu ludzi. Nadina od razu domyśliła się, że przypłynęli z Morza Czarnego, jako że niedaleko cieśnina Bosfor łączyła się z morzem. Ludzie w łodzi bez wątpienia musieli być Rosjanami. Wpływając na wody Bosforu wiele ryzykowali – od czasu wojny krymskiej Rosja była zaprzysięgłym wrogiem Turcji. Większość państw Europy popierała ten stan, ponieważ żadne z nich nie chciało, by Rosja rozszerzała swoje wpływy. A Anglia zaciekle broniła swej trasy do Indii.

Nadina w milczeniu patrzyła, jak łódź podpływa do tarasu. Wioślarze byli potężnymi, krępymi chłopami, jakich widywało się na południu Rosji, lecz dwaj siedzący na rufie już na pierwszy rzut oka bardzo różnili się od pozostałych. Pomyślała, że ich lisie twarze i świdrujący wzrok są typowe dla funkcjonariuszy Ochrany.

To z ich winy na Bałkanach popełniono w imię wolności liczne zbrodnie. Rosjanie pojawiali się wszędzie, zawsze niosąc ze sobą kłopoty. Ulgą była myśl, że Turcy, którzy nie ucierpieli zbyt mocno w wojnie krymskiej, mogli się ich pozbyć z Konstantynopola. Zależało im na utrzymaniu dobrych stosunków z Europą.

Siedzący od strony brzegu wioślarze uchwycili się tarasu, a dwaj mężczyźni z rufy wysiedli na ląd. Nie spuszczali oczu z Nadiny.

– Przypłynął tu pewien człowiek! Gdzie on jest? – odezwał się jeden z nich po turecku.

Nadina przez moment zastanawiała się, czy powinna mu odpowiedzieć w tym samym języku. Cała rosyjska inteligencja porozumiewała się po francusku. Na dworze w Sankt Petersburgu znaczące osoby nie używały żadnego innego języka. Po chwili wahania, powoli wymawiając francuskie słowa, rzekła:

– Non, nie ma tu nikogo i wy też nie macie prawa tu przebywać. To prywatna posiadłość Nannka Osmana.

Mężczyźni wymienili spojrzenia, a potem jeden z nich zwrócił się do Nadiny w języku, w którym mu odpowiedziała.

– To nieprawda, mademoiselle. Jesteśmy pewni, że właśnie tu się zatrzymał.

– Nie wiem, o kim mówicie – odparła stanowczo Nadina – ale jeśli wedrzecie się choćby krok dalej, wezwę straże. Są tuż obok, w domu, i zjawią się natychmiast, jeśli je zawołam.

Zauważyła błyski niepokoju w oczach intruzów. Wiedziała, że nie w smak im spotkanie z tureckimi strażnikami, którym bez wątpienia nie spodoba się wtargnięcie na teren posiadłości bez pozwolenia.

– Odpłyńcie stąd! – poleciła ostro Nadina. – I zachowujcie się cicho, żeby nie obudzić tego dziecka, które jest oczkiem w głowie mego pana.

Przybysze nie wykonali najmniejszego ruchu. Jeden rozglądał się, przeczesując wzrokiem pobliskie krzewy. Drugi nagle spojrzał w kierunku szopy, w której ukrył się Anglik.

Nadina czuła, że musi grać na zwłokę.

– Proszę mi powiedzieć – zaczęła – czy ten człowiek, którego szukacie, płynął wpław?

– Oui, oui! – potwierdził jeden z Rosjan. – Płynął. Widziała go pani?

– Wydaje mi się, że przed chwilą widziałam przepływającego tędy człowieka. Poruszał się bardzo szybko.

– W którą stronę?

Nadina wolno podniosła się z krzesła. Ze śpiącym dzieckiem na ręku podeszła na brzeg tarasu i wskazała w kierunku Konstantynopola.

Rosjanie wymienili szeptem jakieś uwagi.

Nadina nieśpiesznie wróciła na krzesło. Nagle jeden z mężczyzn ruszył gwałtownie w stronę szopy.

– Nie, tam nie wolno wchodzić! – krzyknęła. – To zabronione!

Rosjanin obejrzał się na nią ze zdziwieniem, a potem, jakby uznał, że nie warto się przejmować jej protestem, wszedł do środka.

Nadina wstrzymała oddech; mogła jedynie mieć nadzieję, że Anglik zdołał się jakoś ukryć. Jednakże gdyby wiedziała, jaką scenę Rosjanin zastał w szopie, byłaby całkowicie zaskoczona.

Na dywanie wyścielonym poduszkami spoczywał potężny Turek. Miał na sobie długą luźną koszulę i bufiaste szarawary. Jego głowę okrywał czerwony fez, a obok leżała fajka. Spał z twarzą ukrytą w poduszce, z ramieniem uniesionym nad głowę tak, że zakrywało policzek. Ponieważ rolety w oknach były opuszczone, trudno było przyjrzeć się dokładnie śpiącemu, którego donośne chrapanie odbijało się echem po niewielkim pomieszczeniu.

Rosjanin przez chwilę stał w progu, obserwując pogrążonego we śnie Turka. Uświadomiwszy sobie, że popełnił błąd, wycofał się bez słowa.

Drugi z Rosjan stał obok Nadiny. Widząc, że jego towarzysz wychodzi z szopy potrząsając głową, dołączył do niego i obaj wsiedli do łodzi. Wydali rozkaz wioślarzom i łódź odbiła od brzegu, lecz nie popłynęła w kierunku wskazanym przez Nadinę. Zawróciła w miejscu i ruszyła z powrotem w stronę Morza Czarnego.

Nadina odetchnęła z ulgą; strach i napięcie odebrały jej siły. Dobrze wiedziała, co by się stało, gdyby Rosjanie znaleźli zbiega. Zostałby siłą wciągnięty na łódź, zabraliby go ze sobą, żeby wymusić na nim zeznania, uciekając się niechybnie do tortur. Cudem udało jej się go uratować.

Rosjanie nie rozmawiali ze sobą, więc nie miała pojęcia, co jeden z nich zastał w szopie. Nie wiedziała, czy Anglik zdołał się ukryć, czy też jakoś oszukał prześladowcę.

Czekała, nasłuchując, ale się nie pojawiał, więc nie mogąc dłużej znieść napięcia, podniosła się z krzesła. Wciąż trzymając na rękach dziecko, podeszła do drzwi szopy i spytała:

– Jest pan tam? Oni już odpłynęli!

– Jest pani tego całkiem pewna? – odezwał się nieznajomy dopiero po chwili.

– Wrócili na Morze Czarne.

– Zatem muszę podziękować Bogu i pani za ratunek – powiedział.

– Potrzebuje pan czegoś? – spytała Nadina z wahaniem, zastanawiając się, co zrobi, jeśli padnie odpowiedź twierdząca. Nie byłoby dobrze, gdyby domowa służba dowiedziała się o obecności nieznajomego. Na szczęście o tej porze dnia wszyscy służący, jak cała reszta ich rodaków, zażywali poobiedniej sjesty. Nawet strażnicy zwykle spali, zamiast patrolować ogród, co należało do ich obowiązków. Doprawdy nie było się czego obawiać.

Każdy Turek o znaczącej pozycji miał osobistą straż w swoim pałacu czy domu, a Nannk Osman był bardzo ważną osobą. Był największym importerem towarów, które po raz pierwszy zaczęły docierać do Turcji z Europy. W zamian Europa nabywała winogrona, gruszki, granaty, warzywa i ryby, co powodowało napływ do Konstantynopola jakże potrzebnego kapitału.

Osman zaczynał od rozstawiania na ruchliwej ulicy przenośnego piecyka, na którym smażył świeżo złowione ostrygi. Sprzedawał też pilaw z ogórkami, gulasz z baranich podrobów i niezwykle popularne flaczki. W niedługim czasie dorobił się stoiska na bazarze i kilku sklepów w innych częściach miasta, a co roku przybywały mu kolejne.

W Konstantynopolu szybko następowały zmiany. Tak szybko, że wielu starszym mieszkańcom trudno było się z nimi pogodzić. A ostatni sułtan wprowadzał zmiany w niewiarygodnym tempie.

Abdulmedżid zaczął bić monety. Zbudował pierwszy most przez Złoty Róg. Następnie, ku zgorszeniu co bardziej konserwatywnych Turków, zreformował narodowy strój. Miało się wrażenie, że z dnia na dzień zniknęły z ulic bufiaste szarawary, lamowane sobolim futrem kaftany i wysokie na dwie stopy turbany. Zastąpiły je obcisłe czarne spodnie, czarny surdut i oczywiście fez. Ten sposób ubierania się pochodził z Maroka i mimo początkowych protestów drogą naśladownictwa przyjął się w całym kraju.

Nadina zastanawiała się, czy jej pracodawca zostawił w szopie służącej mu za przebieralnię swoje ubranie. Przebywając w domu, często dla wygody nosił dawny luźny strój. Widziała go w nim tego ranka, kiedy śpieszył nad wodę, żeby popływać.

Obawiała się, że Anglik może nie znaleźć żadnego ubrania, którym mógłby się okryć.

Czekała, aż się odezwie, ale on pojawił się przed nią znienacka, tak że wzdrygnęła się na jego widok. Był rosłym mężczyzną, ale na szczęście i Nannk Osman wyróżniał się słusznym wzrostem i szerokimi ramionami. Miał na sobie czarne spodnie i surdut, spod którego wystawała nieco dziwna koszula; było to jedno z tych luźnych okryć, jakie Nannk Osman nosił dla wygody.

Nadina stwierdziła w duchu, że Anglik jest bardzo przystojny. Ciemne włosy sczesane do tyłu odsłaniały kształtne czoło. Rysy jego twarzy wydały jej się wyraziste i bardzo angielskie.

– Jak mam pani dziękować za uratowanie mi życia? – spytał niskim, miłym głosem.

– Całe szczęście, że tu byłam – przyznała. – Oni już odpłynęli i sądzę, że będą się bali wrócić.

– Mogę jedynie podziękować pani z głębi serca. Granie na zwłokę było bardzo mądrym posunięciem z pani strony. Domyśliłem się, że specjalnie ich pani przetrzymuje.

– Tak się bałam, że nie znajdzie pan tam żadnego odpowiedniego ubrania, takiego jak to, w którym mógłby pan wyjść.

– Zwrócę je, gdy tylko odnajdę swoje rzeczy – zapewnił Anglik.

Nadina na chwilę pogrążyła się w zadumie.

– Właściciela tego domu nie będzie jeszcze przez trzy dni – powiedziała wreszcie. – Gdyby pan mógł niepostrzeżenie odłożyć je na miejsce, zaoszczędziłoby mi to kłopotliwych wyjaśnień.

Anglik przyjrzał jej się z uwagą, jakby podejrzewał, iż Nadina ma jakiś szczególny powód, by go o to prosić.

Uśmiechnął się.

– Oczywiście, zrobię wszystko, co pani każe – obiecał. – Muszę jednak przyznać, iż jestem zdumiony tym, że taka młoda kobieta jak pani pomogła mi, nie żądając wyjaśnień, które w istocie mogłyby się okazać fatalne w skutkach.

– Mam pewne doświadczenie w ukrywaniu się – wyznała z uśmiechem.

– Dlaczego miałaby się pani ukrywać? – zdziwił się Anglik. – Sądziłem, że od czasu zakończenia wojny Anglicy są w Turcji mile widziani.

Nadina odwróciła wzrok.

– Nie jestem Angielką. Jestem Francuzką. Nazywam się Nadina Revon.

– Zatem, mademoiselle Revon, oddaję pani cześć! – Kiedy przeszli w głąb ogrodu, powiedział: – Myślę, że powinienem już pójść, bo ktoś w domu może obudzić się ze sjesty.

– Jak zdoła pan dotrzeć do Konstantynopola? – spytała.

– Proszę się o mnie nie martwić. Przywykłem radzić sobie sam – uspokoił ją. – Obiecuję zwrócić ubranie tak, że nikt się nie dowie, że w ogóle je pożyczałem.

– Dziękuję.

Była pewna, że jest gotów do odejścia, gdy zwrócił się do niej z wahaniem:

– Żałuję, że nie mam nic, czym mógłbym się pani odwdzięczyć. Nazywam się Lyle Westley. Jeśli znajdzie się pani kiedyś w kłopotach i będzie potrzebowała pomocy, w ambasadzie brytyjskiej będą wiedzieli, jak mnie znaleźć. Nawet jeśli mnie tam nie będzie, zapewnią pani wszelką możliwą pomoc.

Nadina podziękowała z uśmiechem. Przytulając do siebie dziecko, wyciągnęła do Anglika rękę. Ujął podaną dłoń i ku zdumieniu Nadiny pochylił się nad nią. Musnąwszy wargami jej delikatną skórę, rzekł;

– Jeszcze raz dziękuję, mademoiselle, i niech Bóg panią błogosławi.

Puścił jej rękę i natychmiast zniknął w zaroślach. Instynktownie wybrał tę część ogrodu, która dawała najlepszą osłonę. Potem mógł z łatwością przesadzić ogrodzenie i wydostać się na drogę.

Nie miał jednak pieniędzy.

Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna była mu pożyczyć, ale była całkowicie przekonana, że najbardziej ze wszystkiego pragnął być wolny. Nie tylko od Rosjan, lecz od wszystkich.

Każdy zbędny kontakt był niebezpieczny; oddawanie pożyczonych rzeczy mogło prowadzić do pytań i dociekań.

Nadina wciąż stała nieruchomo, patrząc za odchodzącym, gdy mała Rahmi obudziła się w jej ramionach. Przecierając zaspane oczka, dziewczynka odezwała się po turecku:

– Opowiedz mi bajkę.

– Poproś mnie o to po francusku – poleciła łagodnie.

Dziecko usłuchało, choć z pewnym ociąganiem.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.