Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland. Zagadka miłości - Barbara Cartland - ebook + audiobook

Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland. Zagadka miłości ebook i audiobook

Barbara Cartland

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Po śmierci rodziców, którzy zginęli w katastrofie kolejowej, Katrina Darley została zupełnie sama bez środków do życia. Wuj Katriny, lord Branston, sprowadza ją do Anglii, by wziąć pod swoje opiekuńcze skrzydła. Nie podoba to się jego drugiej, młodej żonie, zazdrosnej o urodę dziewczyny. Lady Branston jest zakochana w księciu Lyndbrooke do posiadłości którego właśnie przybywają zaproszeni na przyjęcie goście. Zjawia się także z mężem hrabina Calverton – pierwsza miłość księcia z czasów gdy nie był bogaty. Wtedy Anastazja odrzuciła jego propozycję małżeństwa. Dziś chętnie nawiązałaby romans z bogatym, przystojnym i utytułowanym mężczyzną. Aranżuje w swoim pokoju nocną schadzkę, którą przerywa przybycie męża hrabiny. Książę – zmuszony do ucieczki – trafia do pokoju Katriny, czego świadkiem jest jej ciotka. Żąda wszystkiego, żeby ratował reputację dziewczyny.

Książka przedstawia pokrętną intrygę. Czy Katrina, po groźnych przeżyciach znajdzie wymarzoną miłość?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 162

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 8 min

Lektor: Justyna Kowalska

Oceny
4,0 (39 ocen)
16
14
4
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
anetat78

Nie polecam

To było tak infantylne ,ze az czuje niesmak
10
Margaretka1402

Nie oderwiesz się od lektury

👍🏻🙂
00
M_rezo

Dobrze spędzony czas

Polecam
01

Popularność



Podobne


Barbara Cartland

Zagadka miłości

Lindhardt og Ringhof

Zagadka miłościz prsełożyła

Małgorzata Samborska

tytył oryginału: The Love Puzzle

Cover font: Copyright (c) 2010-2012 by Claus Eggers Sørensen ([email protected]), with Reserved Font Name ‘Playfair’

Copyright © 1986, 2017 Barbara Cartland i Lindhardt og Ringhof Forlag A/S

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788711726518

1. Wydanie w formie e-booka, 2017

Format: EPUB 2.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Lindhardt i Ringhof oraz autora.

lindhardtogringhof.dk

Lindhardt og Ringhof Forlag A/S, spółka wydawnictwa Egmont

Rozdział 1

1872

— To niedorzeczność! — oburzyła się lady Branston. — Jestem pewna, że książę nie zechce głupiutkiej, nieokrzesanej osiemnastolatki na swoim przyjęciu.

— Nie rozumiem, dlaczego miałby uznać Katrinę za głupią— odparł lord Branston nieco pompatycznie. — Mój szwagier był wyjątkowo inteligentny. Podobnie jak moja siostra. — Po chwili dodał zdecydowanym tonem: — To, że mieli mało pieniędzy i mieszkali za granicą, niekoniecznie oznacza brak rozumu. — Kiedy lord Branston przemawiał w ten sposób, jego żona rozumiała, że posunęła się za daleko. Potrafiła namówić męża niemal do wszystkiego. Z jednym wyjątkiem. Był bardzo dumny ze swojej rodziny. Każda uwaga na jej temat wywoływała irytację. Wtedy nieodwołalnie upierał się przy swoim. — Tak się składa, że już rozmawiałem z księciem Lyndbrooke — mówił dalej lord Branston. — Powiedział oczywiście, że możemy w piątek przywieźć Katrinę. — Przerwał na chwilę. — W końcu jego dom jest wielki niczym koszary i bez trudu znajdzie się miejsce do spania dla jeszcze jednej kobiety.

Lady Branston zacisnęła wargi w cienką kreskę. Przemierzyła pokój, a jej turniura zakołysała się mocno, wyrażając oburzenie właścicielki.

— Bardzo dobrze, mój Arthurze. Jeśli taka jest twoja ostateczna decyzja, nie ma sensu o tym więcej rozprawiać. Mam tylko nadzieję, że weźmiesz odpowiedzialność za swoją siostrzenicę. — Spojrzała na męża. — Musisz pilnować, aby nikogo z gości nie zirytowała dziewczyna niemająca pojęcia o sprawach, które ich interesują. Jeśli chcesz znać moje zdanie, to powiem ci, że w moim przekonaniu nie jest to miejsce dla niej.

Wystrzeliła tę zatrutą strzałę i wyszła, a lord Branston podszedł do kominka i głęboko westchnął. Powinien był przewidzieć, że sprowadzając Katrinę do domu, zrobi przykrość Lucy.

— Cóż jednak — zapytał sam siebie — miałem zrobić z tym dzieckiem?

Kiedy się dowiedział, że jedyna siostra i jej mąż zginęli w katastrofie kolejowej we Francji, pospiesznie przebył kanał La Manche i pojechał do Amiens. Mieszkali w małym, ale wygodnym i ładnie urządzonym domu. Znalazł swoją siostrzenicę oszołomioną i przerażoną faktem, że nagle, bez żadnego ostrzeżenia, została sama na świecie.

— Papa i mama — powiedziała swemu wujowi — pojechali tylko na dwa dni do Paryża. Papa miał spotkanie z marszandem w sprawie obrazu, który właśnie ukończył.

Jest bardzo ładna, pomyślał lord Branston, a pomimo tragedii wykazała się wyjątkowym opanowaniem. Serdecznie i bez wahania zapewnił ją, że w przyszłości będzie mieszkała w jego domu i on się o nią zatroszczy. Była mu za to niezmiernie wdzięczna. Okazała się również bardzo rozsądna. Zrobił wszystko, aby Katrina pod stosowną opieką podążyła za nim do Anglii. Najpierw jednak musiała spakować to, co pragnęła zatrzymać po rodzicach. Dopiero kiedy zostal sam, lord Branston zaczął się zastanawiać, co powie swojej żonie Lucy. Ożenił się ponownie już po pięćdziesiątce, z uroczą, piękną wdową. Jego druga żona była młodsza od niego o siedemnaście lat. Zupełnie go oczarowała. Pochodziła z dobrej rodziny. Innej kandydatki nie brałby zresztą pod uwagę. Wydawało mu się, że dwoje owdowiałych ludzi pocieszy się nawzajem. Po ślubie lord Branston odkrył, że Lucy nieszczególnie przeżyła odejście pierwszego męża z tego świata. Gdyby stać ją było na szczerość, musiałaby przyznać, że z przyjemnością się go pozbyła. Natomiast lord Branston bardzo cierpiał po utracie żony. Kochał ją gorąco, mimo iż nie dała mu dzieci. Pragnął mieć syna. Chciał mieć również córkę, którą mógłby wprowadzić w świat, w którym zajmował wysoką pozycję.

Lucy bardzo chętnie brała udział w spotkaniach z szanowanymi powszechnie przyjaciółmi męża i pokłoniła się królowej w pałacu Buckingham. Radość sprawiało jej zasiadanie u szczytu stołu w domu przy Brook Street oraz w rozległym imponującym dworze na wsi. Wiedziała, że mąż pragnie syna, i była zdecydowana urodzić go, ale zamierzała najpierw okryć się sławą piękności. Chciała też, aby ją znano jako „dowcipną lady Branston”.

Nie spodziewała się, że się w kimś zakocha. A jednak w chwili kiedy ujrzała księcia Lyndbrooke, zrozumiała, że to on jest mężczyzną, którego powinna była poślubić. Był ucieleśnieniem królewicza z bajki, o którym marzyła jako dziewczynka. Nie miało dla niej znaczenia, że jest od niego o kilka lat starsza. Ani to, iż książę publicznie deklarował, że nie ma zamiaru się żenić, choć krewni nalegają, aby to uczynił.

Skoro nie mogła wyjść za niego za mąż, tylko jedno mogło jej to wynagrodzić. Uważała, że książę wkrótce ulegnie jej czarom, które przez lata wdowieństwa doprowadziła do mistrzostwa. Przed powtórnym zamęściem nie miała środków, aby ozdobić „lilię”, czyli nadać odpowiednią oprawę swojej urodzie. Lord Branston jednak był niezwykle hojny, jeśli chodziło o suknie i klejnoty. Lucy, błyszcząc niczym bożonarodzeniowa choinka, była pewna, że żaden mężczyzna, a zwłaszcza książę, nie zdoła jej się oprzeć. Wiedziała, że musi pokonać rywalki. Śmietanka towarzyska z księciem Walii na czele dobrze się bawiła, mimo że na zamku w Windsorze od lat panowała żałoba. Kobiety uważały za powód do chwały nawet to, że książę obdarzył je spojrzeniem. A Lucy była pewna swoich zalet. Nie zależało jej na takich obowiązkach jak pilnowanie młodej dziewczyny, która z pewnością będzie jej się czepiać niczym trujący bluszcz.

Doszła do swojej sypialni i tupnęła nogą, pozwalając, by gniew wykrzywił jej śliczną twarz. Wtem spostrzegła swoje odbicie w lustrze. Wiedziała, że poddawanie się emocjom z pewnością wyryje zmarszczki na jej delikatnej skórze. Z nadludzkim wysiłkiem zmusiła się do spokoju i usiadła przy toaletce. Wyglądała uroczo z włosami leciutko rozjaśnionymi, tak aby barwą przypominały złote promienie słońca zachodzącego właśnie ża horyzontem. Miała oczy niebieskie jak Morze Śródziemne i wargi, o których wielu mężczyzn mówiło, że zapraszają do pocałunków. Kusiły ich idealnym kształtem.

— Czym mam się martwić, skoro tak wyglądam? szepnęła do siebie.

Przyszło jej jednak do głowy, że opiekowanie się debiutantką przeszkodzi w podboju księcia. Sama myśl o tym tak ją irytowała, że chciała krzyczeć. Oczywiście to nieznośne dziecko nie mogło się z nią równać. Pragnęła być jedyną gwiazdą na firmamencie, a książę oraz wszyscy inni powinni wiedzieć, że nikt nie dorównuje jej urodą.

Lord Branston po powrocie z Francji uprzedził żonę, że za trzy dni przybywa Katrina. W pierwszej chwili Lucy nie zrozumiała, że jej mąż zamierza zatrzymać tę dziewczynę u nich dopóty, dopóki nie wyjdzie za mąż.

— Czy nie byłoby lepiej, mój drogi, aby do zakończenia sezonu twoja siostrzenica pozostała w domu na wsi z guwernantką lub inną odpowiednią dla niej towarzyszką? W końcu jest w żałobie i nie może brać udziału nawet w popołudniowej herbatce, nie wspominając o innych rozrywkach.

— Mylisz się, moja kochana — odparł lord Branston, a Lucy spojrzała na niego pytająco. — Katrina powiedziała mi — zaczął wyjaśniać żonie — że ani jej ojciec, ani moja siostra nie pochwalali żałoby. Właściwie, jak mi to przedstawiła, nie wierzyli w śmierć!

— Co, na Jowisza, chciała przez to powiedzieć? — zapytała Lucy podniesionym głosem.

— Jak dobrze wiesz, moja siostra i jej mąż zaraz po ślubie zamieszkali w Indiach. Wygląda na to, że tam zainteresowali się buddyzmem. Zaczęli wierzyć, że po śmierci nikt nie umiera, lecz się odradza.

— W całym swoim życiu nie słyszałam podobnych bzdur! — zawołała ostrym tonem Lucy. — Jak ktoś może uwierzyć w coś tak pozbawionego sensu?! Widziałeś martwe ciała, ja też! Byli bardzo martwi, zanim włożono je do trumny i pogrzebano w ziemi!

Lord Branston westchnął.

— Wiele osób nie zgodziłoby się z tobą. Sam wielokrotnie myślałem, że byłoby to sprawiedliwe, gdyby cały nasz wysiłek, włożony w tym życiu w samodoskonalenie się, po naszej śmierci nie został bezpowrotnie zmarnowany.

— Nie rozumiem, o czym mówisz — stwierdziła kategorycznie Lucy. — Nie mam zamiaru słuchać dłużej takich głupstw.

— Czy będziesz słuchała, czy nie — powiedział lord Branston — to Katrina, chociaż jest zrozpaczona, że straciła oboje rodziców, głęboko wierzy, iż są razem i czuwają nad nią. Dlatego nie ma zamiaru nosić żałoby. — Przerwał na chwilę. — Tym samym będzie brała udział we wszystkich przyjęciach, zarówno tych, które wydajemy, jak i tych, na które będziemy zapraszani. Tak jakby nic się nie wydarzyło.

— Uważam, iż to nienormalne i niezgodne z naturą, że młoda dziewczyna, która choć odrobinę kochała swoich rodziców, nie wypłakuje sobie za nimi oczu.

— Już ci to wyjaśniłem, Lucy — stwierdził lord Branston z nutą irytacji w głosie. — Katrina nie wierzy, że oni nie żyją.

— Powinno się ją zamknąć w domu wariatów! — zawołała Lucy. Spojrzała na męża i natychmiast się zorientowała, że popełniła błąd. Dlatego dodała miękkim, łagodnym głosem, któremu mąż nie potrafił się oprzeć: — Przykro mi, najdroższy, że straciłeś jedyną siostrę. Wiem, że byłeś do niej bardzo przywiązany, mimo iż mieszkała za granicą. Oczywiście musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, dla biednej, osieroconej Katriny.

— Właśnie to chciałem od ciebie usłyszeć — odrzekł lord Branston surowo, klepiąc żonę po ramieniu. — Tobie pozostawiam sprawę skompletowania strojów, jakie przystają mojej siostrzenicy, i dopilnowanie, aby osiągnęła sukces towarzyski.

Wtedy właśnie Lucy pomyślała, że im szybciej doprowadzi dziewczynę do ołtarza z jakimś mężczyzną, tym lepiej. Zanim Katrina dotarła do Londynu, Lucy już zadecydowała, jakie suknie jej kupi i w którym domu mody. Nie spodziewała się jednak, że Katrina na swój sposób będzie pięknością. Gdy przekroczyła próg jej domu, Lucy przeżyła wstrząs. Nie zdawała sobie sprawy, że przez chwilę jej ładna twarz zrobiła się bardzo brzydka. Katrina wyglądała zupełnie inaczej, niż Lucy oczekiwała.

Wiedziała, że Elizabeth, siostra Arthura, której nigdy nie spotkała, była powszechnie uważana za piękną, a jej mąż, w którym się zakochała do szaleństwa, był bardzo przystojnym mężczyzną. Śmieszne wydawało jej się tylko to, że ta kobieta mogła błyszczeć w świecie, który Lucy uważała za ogromnie ważny, a wyszła za mąż za człowieka bez pieniędzy i bez pozycji… tylko dlatego że się w nim zakochała.

Według lorda Branstona istniała całkiem spora grupa młodych dystyngowanych arystokratów, gotowych składać hołdy jego siostrze, od chwili kiedy opuściła szkolną ławę. Na skutek lekkomyślności rodziców Elizabeth do ich domu na wsi zawitał Michael Darley. Zaproszono go, jako dodatkowego gościa, na kolację wydawaną przed balem myśliwskim. Zatrzymał się u lorda, którego poznał przypadkiem. Był doskonałym jeźdźcem i na koniach przyjaciela wygrał wszystkie gonitwy. Mimo że Elizabeth nie była jeszcze debiutantką, w drodze wyróżnienia pozwolono jej wziąć udział w kolacji. Ktoś z gości jej ojca zaproponował, żeby zabrano ją również na bal myśliwski. W prostej, lecz bardzo ładnej sukni i bez biżuterii prezentowała się zupełnie inaczej niż damy w diademach, wystrojone w olbrzymie krynoliny, w których trudno było im nawet usiąść. Elizabeth wyglądała naturalnie jak stokrotka wśród egzotycznych orchidei. Michael Darley oddał jej serce i zdobył ją na własność. Czekali pół roku. Michael stał się niemal stałym gościem w domu wspólnego przyjaciela.

Po raz pierwszy w życiu Elizabeth okłamywała swoich rodziców. Zrobiła wszystko, aby pozwolono jej na samotne przejażdżki konne. Podczas nich spotykała się z Michaelem w lesie. Zobaczyli się również na kilku lokalnych balach. Jej rodziców przeraziła wiadomość, że młodzi zamierzają się zaręczyć. Lord i lady Branston niemal na kolanach błagali córkę, aby odbyła sezon debiutancki w Londynie, tak jak to było zaplanowane. Mieli nadzieję, że złoży pokłon królowej, zanim pomyśli o ślubie z Darleyem. Na próżno. Elizabeth była zakochana po uszy. Jej rodzice w końcu zrozumieli, że wszelki opór na nic się nie zda, i wyrazili zgodę na zaręczyny. Nim jeszcze ogłoszono je w gazetach, Michael i Elizabeth zaczęli nalegać, aby jak najszybciej ustalono datę ślubu. Było oczywiste, że wszelkie przekonywanie ich jest zwykłą stratą czasu, dlatego lord i lady Branston w końcu skapitulowali.

Trudno sobie było wyobrazić bardziej szczęśliwą parę. Mieli mało pieniędzy. Utrzymywali się z niewielkiej sumy wypłacanej Elizabeth przez ojca. Nic jednak nie miało znaczenia, ponieważ byli razem. Podróżowali po całym świecie, często w niewygodzie, ale każda chwila sprawiała im ogromną radość. Kiedy Michael odkrył, że ma talent malarski, osiedlili się we Francji, gdzie bardziej ceniono sztukę niż w Anglii. Nie dostawał za swoje prace dużo pieniędzy. Nie chciano płacić za obrazy, które najbardziej lubił malować. Najchętniej tworzył w stylu artystów, którzy mówili o sobie, że są impresjonistami. Nie dbał o to, że wyśmiewają ich wszyscy krytycy, którzy oglądali ich dzieła. Michael potrafił również malować obrazki, które nazywał podpałką. Dobrze się sprzedawały, gdyż były po prostu ładne. Zarabiał tyle, że było ich stać na drobne luksusy. Starał się o to, by Elizabeth miała suknie, w których wyglądała tak pięknie jak wtedy, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Byli biedni, oczywiście, że byli biedni, ale brakowało im jedynie pieniędzy. Ich dom wypełniał śmiech, rozbrzmiewały w nim błyskotliwe rozmowy, powstawały nowe idee, głoszone przez niezwykłych ludzi. Oszczędzali każdy grosz, by co roku odwiedzić tę część świata, w której jeszcze nie byli. Katrina zobaczyła Grecję, kiedy miała zaledwie pięć lat. Dwa lata później trafiła do Turcji, a w następnym roku do Egiptu. Często jedzenie w czasie tych podróży było niesmaczne, a kwatery niewygodne, ale widzieli rzeczy, których nie dostrzegali inni, wydający setki funtów. Wracali do domu z rysunkami i obrazami, które? Michael Darley sprzedawał bez trudu, gdyż były, jak mówił, „ładniutkie”. Katrinie też się bardzo podobały. Przywiozła do Londynu niewiele ubrań, chociaż w jej kufrach były również rzeczy matki. Za to zabrała ze sobą każdy obraz, szkic i rysunek ojca. Wszystko, co zdołała zapakować bardzo starannie w skrzyniach, które tanio kupiła na targowisku.

— Nie wiem, co zamierzasz zrobić z tymi śmieciami!— zawołała ciotka Lucy ze wzgardą, kiedy zobaczyła zawartość skrzyń.

— Wuj Arthur powiedział, że mogę zabrać to, co chcę zatrzymać z rzeczy mamy i papy — odpowiedziała Katrina.

— Nie możesz zagracać swojej sypialni — stwierdziła Lucy. — Wyjmij tylko rzeczy niezbędne. Powiedz służącym, aby resztę zanieśli na strych. Zawsze będziesz mogła je tam obejrzeć, kiedy nie będziesz miała nic innego do roboty.

Katrina nie odpowiedziała. Nie liczyła na to, że ciotka mogłaby zrozumieć jej słowa. Wyczuła o wiele wcześniej, zanim ciotka Lucy się do niej odezwała, że jej nie lubi i jest niezadowolona, że z nimi zamieszkała. Muszę odejść i jak najszybciej znaleźć dla siebie inne miejsce, pomyślała z rozpaczą. Wiedziała, że w tej chwili powinna być uległa. Miała tylko nadzieję, że niechęć cioci Lucy do niej nie jest aż tak wielka, jak jej się wydawało.

Była to niestety próżna nadzieja. W nocy rozmawiała ze swoją matką i wyżaliła się, opowiadając, jak jest jej ciężko.

— Staram się, jak mogę, mamo — szeptała w ciemności. — Ale czuję, że zalewa mnie fala nienawiści cioci Lucy. Wiem, że oczekujecie ode mnie, abym zachowywała się właściwie, lecz to naprawdę bardzo trudne.

Była pewna, że matka słyszy jej słowa i je rozumie. Czuła, że rodzice są blisko i nie jest zupełnie sama. Tylko dzięki temu jakoś wytrzymała pierwsze dni w Londynie. Musiała się pogodzić z prawdą, że jej życie zupełnie się zmieniło. Już nigdy nie zazna szczęścia, radości i przyjemności przebywania z dwojgiem ludzi, którzy z takim oddaniem ją kochali. Wujek Arthur jest serdeczny na swój sposób, pomyślała, ale w tym wielkim, przerażającym domu nie ma miłości. Wyczuwała, że wszystko jest tu na pokaz. Wielki salon z ciężkimi meblami, obitymi drogim brokatem, ozdobiony kwiatami z cieplarni, metodycznie ułożonymi w kryształowych wazonach, w niczym nie przypominał prostej wygody saloniku w ich domu we Francji. Tam też w wazonach stały kwiaty. Zrywała je w ogrodzie lub na łące. Z potrzeby serca układała starannie bukiety, tylko po to, aby jej ojciec zawołał na ich widok:

— Muszę je namalować. Są doskonałe. Jakiejś starszej pani przypomną o pierwszej namiętnej miłości młodzieńca.

Wybuchał śmiechem, bo jego słowa brzmiały tak Zabawnie, a Katrina też się śmiała. Potem ostrożnie zanosiła ułożony bukiet do pokoiku z tyłu domu. Tam światło padało z północy. Ojciec nazywał ten pokoik pracownią. Malował kwiaty, mówiąc, że to jej wkład w pieniądze na utrzymanie domu i że jest bardzo mądrą dorastającą osobą.

Tak jak każdej dziewczynie, sprawiły jej przyjemność suknie kupione dla niej przez ciotkę, choć wiedziała, że Lucy narzekała na kłopot i wydatki. Kiedy się w nie ubierała, czuła, jak uderza w nią fala nienawiści ciotki.

— Zupełnie nie pojmuję, dlaczego nie możesz wyglądać jak inne debiutantki — stwierdziła Lucy.

Katrina, spoglądając w lustro, rozumiała niezadowolenie ciotki. Sama to sobie uświadomiła, kiedy poszła na pierwszą kolację, na której było kilka innych debiutantek, ubranych, podobnie jak ona, na biało. Siedziały milczące i onieśmielone, kiedy ktoś się do nich zbliżył, albo chichotały między sobą.

Ponieważ podróżowała z rodzicami, poznała ludzi wielu narodowości. Prowadzenie z nimi rozr mów pozbawiło ją nieśmiałości. Ojciec tłumaczył jej, że w każdym człowieku można znaleźć coś interesującego.

— Każdy ma coś, co przyspiesza bicie jego serca, kiedy o tym pomyśli — powiedział córce Michael Darley. Po chwili dodał: — Musisz to tylko z niego wydobyć. Zahipnotyzować go, jeśli chcesz, aby ci powiedział, co czuje i o czym myśli. To właśnie czyni z każdego mężczyzny i z każdej kobiety interesujące osobowości, chyba że są zupełnymi tępakami.

— Wiem, o czym mówisz, papo — przyznała mu rację Katrina — ale to bardzo trudne.

— Oczywiście — przytaknął jej ojciec — lecz wyobraź sobie, że jesteś archeologiem szukającym skarbów w grobowcu… jednym z tych, które widzieliśmy w Egipcie. — Wyciągnął rękę przed siebie. — Albo kuratorem z Grecji, walczącym z wandalami niszczącymi cuda przeszłości.— Mrugnął do Katriny. — Skąd wiesz, że nie znajdziesz czegoś równie wspaniałego i cennego, zanurzając się po prostu w głąb serca i duszy kogoś, kto z pozoru wygląda jak okropna stara baba?

Katrina głośno się roześmiała.

— Jak myślisz, co dziś odkryłam? — pytała potem często ojca. Opowiadała mu o spotkaniu z kobietą, która wydawała się nudna i nieciekawa. — Musisz wiedzieć, papo, że od lat zbiera rzadkie rośliny i zioła. Suszy je pod prasą i przechowuje w zielnikach jedynie dla własnej przyjemności, ponieważ jest zbyt nieśmiała, aby je komukolwiek pokazać.

Poznała też polityka, który był bardzo odważny podczas dyskusji w Izbie Deputowanych, ale bał się duchów. Wśród jej znajomych był również handlarz bydła, z którym matka Katriny rozmawiała na targu, a który zawsze ją odwiedzał podczas każdej bytności w Amiens. Hodował koty, jasnoszare persy, które rzadko widywano w tej części kraju.

Poznawanie ludzi fascynowało Katrinę. Przestało być jednak takie ciekawe, kiedy nie miała komu opowiadać o swoich odkryciach.

— Ciotka Lucy — zwierzała się ojcu po kilku dniach od przyjazdu do Londynu — zachowuje się tak, jakby nosiła niewidzialną zbroję.., a ponieważ mnie nienawidzi, nie potrafię się do niej zbliżyć.

Była pewna, że ojciec to rozumiał. Nie musiała mu tłumaczyć, że ciotka nie cierpi jej głównie ze względu na wygląd. Patrząc w lustro, Katrina widziała twarz bardzo młodą, być może nawet dziecinną. Wyrażała to, co jej ojciec nazywał „uduchowieniem”. Próbował to uchwycić na obrazach, ale bez powodzenia.

— Jak człowiek może malować to, co czuje, a nie to, co widzi? — pytał z irytacją w głosie.

— To właśnie starają się zrobić impresjoniści — odpowiadała Katrina.

— W takim razie jestem złym impresjonistą. Mimo to musimy spróbować jeszcze raz, innego dnia, lecz to bardzo trudne, kiedy chodzi o ciebie, moja droga.

— Wydaje mi się, że twój obraz jest całkiem dobry, tato.

— Ńie dość dobry — odparł Michael. — Jesteś piękna, ale to piękno pochodzi z twojego wnętrza. Podobnie jak na chińskim rysunku, na którym dmuchawiec lub spadająca gwiazda zawsze mają drugie znaczenie.