Pogoda ducha - Komasińska-Moller Maja - ebook + książka

Pogoda ducha ebook

Komasińska-Moller Maja

4,7

Opis

Piękno kobiecej emocjonalności

Radość, smutek, euforia, nadzieja, lęk, fascynacja, czułość, gniew, rozpacz, miłość. Świat uczuć jest niezwykły, rozległy i bardzo pogmatwany. Kobiece serce doświadcza go w sposób zupełnie wyjątkowy. Czasami przeżywanie uczuć jest przyjemne i napełnia energią niczym ciepły, wiosenny promień słońca. Innym razem to gwałtowna ulewa niszcząca ogród pełen kwiatów. 

Podążając za Pismem Świętym i spostrzeżeniami Ignacego z Loyoli, świętego o nieprzeciętnej wrażliwości i gorącym temperamencie, autorka odkrywa, że emocjonalność jest fascynującym Bożym darem, który nadaje życiu niepowtarzalną barwę. Pokazuje, jak ukryte w tobie piękno wyraża się we wszystkich stanach twojego ducha.

Otwórz się na swoje uczucia, pokochaj te trudne i bądź kobietą pełną życia!

Maja Komasińska-Moller - szczęśliwa żona i mama dwójki dzieci. Z wykształcenia psycholog i dentysta. Jej pasją są górskie wędrówki, muzyka i pisanie. Prowadzi bloga chrzescijanskamama.pl, współpracuje z Internetowym Domem Rekolekcyjnym i Modlitwą w drodze, towarzyszy też w rekolekcjach ignacjańskich w życiu codziennym. Współautorka książki Ile lat ma Twoja dusza? (WAM, 2018).

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 145

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Wydawnictwo WAM, 2019Opieka redakcyjna: Kama HawryszkówRedakcja: Agnieszka ZielińskaKorekta: Magdalena Merchut, Katarzyna OnderkaSkład i opracowanie graficzne: Emilia PyzaProjekt okładki: Emilia PyzaISBN EPUB: 978-83-277-2072-6ISBN MOBI: 978-83-277-2073-3DodrukWznowienie 2020WYDAWNICTWO WAMul. Kopernika 26 • 31-501 Krakówtel. 12 62 93 200 e-mail: [email protected]Ł HANDLOWYtel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496e-mail: [email protected]ĘGARNIA WYSYŁKOWAtel. 12 62 93 260www.wydawnictwowam.plDruk: EDICA • PoznańPublikację wydrukowano na papierze Stella Press 80 g vol. 1.15dostarczonym przez ZING Sp. z o.o.

Spis treści

Od autorki

Na pogodę

Nieprzypadkowo piękna

Podobna do Ojca

Serce w serce

Ogródek

Oczarowałaś serce me

Mission impossible

Misja: wyruszyć w drogę

Wzbudzaj urodzaje

Pocieszenie duchowe

Zapasy na zimę

Mogę wszystko (ale tylko w Tym, który mnie umacnia)

Przygodnik

Co za dużo…

Dach najlepiej naprawiać,gdy świeci słońce5

Wystarczy kwadrans

Wypłyń na głębię,czyli ocean (nie)spokojny

Kompas

Z wiatrem i pod wiatr

Na niepogodę

Pod wiatr

Wichry

Burze

Deszcz

Dialog we łzach

Sosna karłowata

Rany serc złamanych

Miłość niepoliczalna

Nieustający egzamin

Strapienie

Noc polarna

Pustynia

Przewodnik

Antidotum

Ziemia Obiecana

Nie umiem się modlić

We mgle

Duchowy przyjaciel

Codzienność,

Drzewo figowe

Woda, mleko, moszcz

Akt bardzo strzelisty

Gaduła

Obecny

Dziewczynko, wstań

Z mego serca tryska piękne słowo:utwór mój głoszę dla króla;mój język jest jak rylec biegłego pisarza.Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich,wdzięk rozlał się na twoich wargach,(…) wszystkie twoje szaty pachną mirrą, aloesem1.

(Ps 45,2–3.9)

AMDG

Dziękuję mojej rodzinie i wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób wspierali mnie w pisaniu, szczególnie jednak: mojemu Mężowi i dzieciom za miłość, Agnes i Grzesiowi za przyjaźń i wsparcie, Ani i Asi za pomoc w odkrywaniu piękna kobiecości i Jego Serca.

Maja

1 Wszystkie cytaty, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą z Biblii Tysiąclecia, wyd. V, Poznań 2014.

Od autorki

Pewnego dnia w internecie spotkałam się z takim przedstawieniem różnicy między kobietami i mężczyznami:

typowy dzień kobiety

typowy dzień mężczyzny

To spore uproszczenie, a jednak typowy dzień kobiety naprawdę oznacza wiele emocji, niekiedy skrajnych. Przyzwyczaiłam się już do tego, że nie zawsze są one rozumiane przez innych. Niekiedy w chwilach, gdy walił mi się świat, zdarzało mi się słyszeć, żebym „nie przesadzała” albo że „nic się nie stało”. Z perspektywy innych osób moje przeżycia mogły wydawać się niezrozumiałe. Między wierszami odczytywałam wtedy komunikat wsączający się niczym trucizna powoli w moje myślenie o sobie: nie masz prawa tak

czuć. Nie bez powodu uważa się przecież część emocji za pozytywne, a inne za negatywne, czyli takie, którymi niechętnie dzielimy się ze światem. Płakać należy dyskretnie, a złość okazywać jedynie cichym liczeniem do dziesięciu, by nie wybuchnąć… Musiało minąć dużo czasu, zanim odkryłam, że właściwym pytaniem nie jest: „Czy mam prawo odczuwać w jakiejś chwili konkretne emocje?”, ale raczej: „Co mam z nimi zrobić?”. Zamiast zastanawiać się, czy wypada się złościć albo czy to nie jest głupie, że odczuwam lęk w sytuacji, która innych nie stresuje, powinnam przyjąć, że z jakichś powodów taka właśnie jestem i tak reaguję, a swoją energię spożytkować na to, by zobaczyć, co w tej chwili mogę z tym zrobić.

„Nie powinnam tak czuć” to słowa wypowiadane przez wiele kobiet przekonanych, że panowanie nad emocjami jest oznaką ich wyciszenia i że wystarczy wytłumaczyć sobie racjonalnie pewne sprawy, by opanować towarzyszące im uczucia. Próbowałaś kiedykolwiek wejść w negocjacje z garnkiem, w którym gotuje się makaron? Jeśli w przeciwieństwie do mnie nie doświadczasz na co dzień kuchennych katastrof wynikających z robienia piętnastu rzeczy naraz, tym razem spróbuj. Nalej do garnka dużo wody, wsyp sporo makaronu, przykryj pokrywką i nastaw na bardzo duży ogień. Gdy woda zacznie się gotować i pienić – nie, nie zmniejszaj gazu. Dociśnij pokrywkę – mocno. Mocniej! Pomaga?…

Jeśli kiedykolwiek gotowałaś się w sobie, doświadczając nie tylko ogromnej siły emocji, ale też poczucia winy wynikającego z samego faktu ich odczuwania, zapraszam cię w podróż po świecie, który każda z nas może dla siebie oswoić, do wędrówki w głąb siebie bez oceniania tego, co w tym czasie zobaczysz. Liczę, że wspólnie uda nam się odkryć, co kryje się w świecie kobiecych uczuć, i pojąć, że nie muszą być one zbędnym bagażem niesionym przez życie, lecz mogą być źródłem naszej siły. Mam również nadzieję, że wchodząc na drogę odkrywania tego, kim naprawdę jesteśmy i co wypełnia nasze serce, będziemy w stanie podejmować coraz lepsze decyzje dotyczące naszego życia i odważnie odpowiadać na zaproszenia, jakie kieruje do nas Bóg. Te zaproszenia zazwyczaj opatrzone są napisem „niespodzianka”, Nadawca dodaje tam jednak drobnym druczkiem, że to właśnie takie przeżyte wspólnie z Nim przygody składają się na to, czego każdy z nas szuka – na prawdziwe szczęście i poczucie spełnienia.

Nie ruszamy w tę podróż same. Chciałabym, aby towarzyszył nam jeden z moich ulubionych świętych – Inigo, czyli Ignacy z Loyoli, urodzony w 1491 roku dzielny rycerz, którego celem była najpierw oszałamiająca kariera na dworze wicekróla Nawarry. Spragniony sławy i wielkości, oddawał się zarówno ćwiczeniom rycerskim, jak i dworskim rozrywkom. Nawrócenie przyszło w dwudziestym szóstym roku życia, a Pan Bóg musiał wtedy dosłownie zatrzymać Ignacego, rozpędzonego na co dzień i pchanego wielkimi pragnieniami, jakie miał w sercu. Unieruchomiony w czasie rekonwalescencji z powodu ran odniesionych w walce o Pampelunę, Ignacy spędzał czas na lekturze. Czytając Pismo Święte i żywoty świętych, stopniowo zaczynał odczuwać, że przedmiot jego pragnień się zmienia. Nadal pragnął rzeczy wielkich, pragnął też służby – jednak już nie u wicekróla Nawarry, ale u Kogoś znacznie większego. Zapragnął służyć pod sztandarem Jezusa. Nie pociągało go do tego, jak dawniej, pragnienie sławy i rozgłosu, lecz odkrycie ogromnej Miłości. I choć ten zdecydowany i konkretny Bask na pierwszy rzut oka wydawał się kimś na kształt Bożego komandosa, wcale nie stosował się do zasady „chłopaki nie płaczą”. Pod koniec życia modlitwa poruszała go tak bardzo, że lekarz wręcz zakazywał mu płakać z obawy o utratę wzroku!

Jeśli chodzi o świat uczuć, Ignacy nie jest więc jedynie teoretykiem, lecz także praktykiem. Dzięki temu może nam podpowiedzieć, w jaki sposób przeżywać codzienność, w której przeplatają się ze sobą radości i smutki, a pogoda (ducha) okazuje się bardzo zmienna. Dla niego uczucia nie są jedynie niewygodnym bagażem, który musimy dźwigać przez życie albo ciągnąć za sobą jak kulę u nogi. W uczucia warto się wsłuchać, bo pokazują nam, co się w nas kryje. Pokazują prawdę. Przemawiają przez nie nasze pragnienia i potrzeby, nawet te, które próbujemy w racjonalny sposób zamknąć w klatce nakazów, powinności i mądrych słów. Towarzyszą nam również w przeżywaniu relacji z Bogiem, w której, jak łatwo możemy zauważyć, radość bycia blisko Niego przeplata się ze smutkiem spowodowanym przeciwnościami i własnymi słabościami.

Opisując to, co dzieje się w naszym życiu duchowym, św. Ignacy wyróżnił dwa stany, w których możemy się znajdować – duchowe pocieszenie oraz strapienie. Stan pocieszenia to okres doświadczania Bożej obecności. Modlitwa przychodzi nam wtedy z łatwością, a wszystkie trudności wydają się niewiele znaczącymi drobiazgami. W stanie strapienia jest zupełnie odwrotnie – mamy wrażenie oddalenia od Boga, czujemy się atakowani przez pokusy, a modlitwa to ostatnia rzecz, na jaką mamy ochotę. Brzmi znajomo?

Jeśli do tych dwóch stanów dodamy bogactwo kobiecej emocjonalności, trudno się dziwić, że zdarza nam się śmiać i płakać jednocześnie albo że nie wiemy do końca, czego chcemy, ale chcemy mieć to dokładnie teraz. Poniższe rozważania są jedynie nawiązaniem do pewnych elementów duchowości ignacjańskiej oraz nieśmiałą próbą podzielenia się z tobą tym, co niekiedy dzieje się w moim sercu. A w moim sercu czasem świeci słońce, dzięki czemu rozkwitam – jak kwiaty w maju. Niekiedy przetaczają się nad nim huragany i śnieżyce, by zaraz później zagrozić powodzią spowodowaną niepohamowanym płaczem. W tej pogodzie i niepogodzie jedno jest stałe – Boże zaproszenie, by wszystko przeżywać razem z Nim, a przez to wzrastać niezależnie od okoliczności.

Na pogodę

Słońce, ciepły wiatr, zapach kwiatów i łąki rozkwitające wszystkimi kolorami tęczy – to za tym tęsknimy przez całą zimę. „Byle do wiosny” – rzucamy niekiedy, zanurzeni po kolana w śniegu czy przytłoczeni jesienną szarością. Wiosna to nadzieja, optymizm, szansa na rozpoczęcie od nowa. I choć dotyczy to pogody za oknem, czasem bardzo dobrze obrazuje również to, co dzieje się w naszych sercach.

Gdy spojrzymy uważnie na to, w jaki sposób przeżywamy relację z Panem Bogiem, dostrzeżemy, że jest ona bardzo dynamiczna. Są okresy, w których modlitwa przychodzi nam z łatwością, a wszystkie przeszkody wydają się łatwe do pokonania. Są i takie dni, kiedy brakuje nam sił, nadziei, a niekiedy i wiary w to, że Bóg jest obecny w naszych zmaganiach. Nasze życie czasem jest trochę jak kwiecień plecień, co przeplata trochę zimy, trochę lata. Zdezorientowani możemy szarpać się z rzeczywistością, próbując w letniej sukience przebrnąć przez śnieżycę lub zapominając o zdjęciu ciepłej czapki w lipcowym upale. Żeby tak nie było – żebyśmy nie tracili sił (i radości, którą przecież tak łatwo zgubić po drodze) na niepotrzebne zmagania – św. Ignacy daje nam kilka konkretnych podpowiedzi. Pocieszenie to czas pomnażania wiary, nadziei, miłości i radości. Co zatem zrobić, by w tym czasie nie mnożyć Bożych darów przez zero? Jak przeżywać ten stan, by wzrastać, rozkwitać i przynosić dobre owoce?

O dobrych owocach słyszymy przy różnych okazjach i skupiamy się najczęściej na ich liczbie. Fajnie jest usłyszeć o plonie przynajmniej dziesięciokrotnym, bo marzyć o stukrotnym, to pewnie już pycha… To naturalne – żyjemy w czasach, w których bardzo lubimy liczyć, oceniać i czuwać nad efektywnością. Ja jednak dzisiaj chciałam poprosić cię, abyś na chwilę o tym zapomniała.

W jednej z przypowieści Jezus mówi, że nie zbiera się winogron z cierni ani fig z ostu (Mt 7,16). Chwilę później wypowiada słowa o tym, że dobre drzewo wydaje dobre owoce – lub w dosłownym tłumaczeniu z greki: „drzewo dobre owoce piękne czyni”2. Nie chodzi o ich liczbę – chodzi o piękno. Nie chodzi o ciernie i osty, bo one są w każdej z nas i Jezus doskonale wie, jak sobie z nimi poradzić. Chodzi o twoją wyjątkowość, o to, że twoje życie może wydać owoce jedyne w swoim rodzaju. Dlatego na początek zapraszam cię do zatrzymania się nad tym, kim naprawdę jesteś i co w tobie dobre i piękne.

2 Cytat pochodzi z Biblii interlinearnej.

Nieprzypadkowo piękna

Bóg mieszka w stworzeniach: w żywiołach, dając im istnienie,w roślinach, dając im życie i wzrost,w zwierzętach, dając im czucie,w ludziach, darząc ich rozumnością.I we mnie także mieszka, dając mibyć, żyć, czuć i rozumem mię darząc…

św. Ignacy Loyola, ĆD 235

Mam na imię Maja. To nie tylko zdrobnienie od Marii, lecz również nawiązanie do jednego z najpiękniejszych miesięcy w roku, gdy wszystko rozkwita, pachną bzy, a w cieple słonecznych promieni skrywa się obietnica lata. Moje drugie imię zapisane w akcie urodzenia to Magdalena, mam więc wspaniałą patronkę – apostołkę apostołów i kobietę o niezwykle wrażliwym sercu. Nazywam się Maja Magdalena. Niekiedy jednak w myślach zmieniam moje imię na inne, w pewnym sensie wykreślając to naprawdę określające moją tożsamość. Wstawiam tam przerażający wyraz: przypadek. To wychodzi na jaw w różnych sytuacjach: gdy boję się, że stanie mi się coś złego – przez przypadek. Gdy nie potrafię siebie zaakceptować i czuję się, jakbym przyszła na świat nie dlatego, że Ktoś mnie ukochał przed założeniem świata, ale – przez przypadek. Gdy poddaję się czarnym myślom podpowiadającym, że ktoś z moich bliskich może ciężko zachorować – przez przypadek. Gdy na co dzień staram się sprostać wyzwaniom i zakładam po kolei maski osoby pewnej siebie, nieskazitelnej i perfekcyjnej, a boję się, że prawda wyjdzie na jaw – przez przypadek…

Gdy patrzę w lustro, zastanawiam się czasem nad swoim miejscem w świecie. Słowa o tym, że jestem arcydziełem Bożej miłości, słyszałam nieraz. Powtarzałam je nawet z przekonaniem i w bardzo wiarygodny sposób. A jednak co jakiś czas musiałam bić się z myślami: jestem tylko częścią wielomilionowego tłumu zamieszkującego Ziemię. Czy rzeczywiście kimś wyjątkowym? Bóg naprawdę chciał, abym pojawiła się na świecie? Czy po prostu tak wyszło – i jestem?

Oczywiście – na takiej samej zasadzie, na jakiej recytuję formułki z katechizmu – odpowiadałam sobie na to pytanie, próbując pobożnymi słowami przekonać samą siebie, że nie mam się czym niepokoić. A jednak wątpliwość wracała jak bumerang, zwłaszcza wtedy, gdy doświadczałam trudności. Odpowiedź, która zadowoliła nie tylko rozum, ale i serce, przyszła dość niespodziewanie.

Stało się to w czasie zwyczajnego spaceru po lesie. Niespiesznym krokiem chodziłam wśród drzew, obserwując, jak na niektórych z nich pojawiły się pąki, a na innych już powoli rozwijały się liście, bardzo delikatne i najzieleńsze z zielonych. Zachwyciłam się tym, jak precyzyjnie zbudowany jest każdy z nich. Pod spodem pokrywa je symetryczna siateczka małych żyłek, co fachowo nazywa się systemem waskularnym. Mały listek zaplanowany w najdrobniejszym szczególe…

Precyzja. Mistrzostwo. Niesamowite dopasowanie tylu elementów potrzebnych, by ten mały, zwykły listek zaistniał: odpowiedniego podłoża, ilości słońca, temperatury. W tym wszystkim nie było miejsca na chaos i przypadek. „Jeśli tak działa Bóg, jeśli nie popełnia błędów i wszystko idealnie planuje – pomyślałam wtedy – to mogę być pewna jednego: gdybym miała zjawić się na świecie przez przypadek, na pewno by mnie tu nie było!” Trudno przecież pomyśleć, że Ktoś, kto wymyślił budowę atomu i układ planet, delikatność i siłę skrzydełek pszczoły oraz słodycz miodu, mógłby pomylić się w choć jednej kwestii. Jeśli tutaj jestem, to znaczy, że On tego chciał. Jestem częścią uporządkowanego, rządzącego się konkretnymi prawami świata. Jestem częścią tego piękna, częścią

stworzenia, a nie efektem niekontrolowanego przez nikogo zbiegu okoliczności.

Twórcę poznaje się po jego dziele. Gdy wchodzimy do galerii, by oglądać dzieła Picassa, wiemy dobrze, że będą one zupełnie inne niż na przykład impresjonistyczne pejzaże Moneta. Wybierając się do teatru czy na koncert, oceniamy artystę na podstawie jego dorobku. Gdy zachwyca nas to, co stworzył, jesteśmy skłonni przyznać: „To ktoś bardzo utalentowany” lub nawet krzyknąć: „To jest genialne!”.

Kiedy ostatnio zachwyciłaś się pięknem krajobrazu, zachodem słońca czy zapachem kwiatów? Pamiętasz tę chwilę? Co to mówi o tobie, skoro tak zachwycające arcydzieła wychodzą spod ręki Stwórcy… twojego Stwórcy?

Ty utkałeś mnie w łonie mej matki.Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,godne podziwu są Twoje dzieła.I dobrze znasz moją duszę,nie tajna Ci moja istota,kiedy w ukryciu powstawałem,utkany w głębi ziemi.

(Ps 139,13–15)

Podobna do Ojca

Ten, kto popełnił błąd, niech nie upada na duchu,bo i błędy pomagają do zdrowia duszy.

św. Ignacy Loyola

Podobieństwo dzieci do rodziców najłatwiej zauważają chyba osoby postronne. Zdarza im się wtedy mówić: „Ależ podobny do taty!” albo „Ma oczy po mamusi”. A mamusia lub tatuś uśmiechają się wtedy z dumą. Robią to też w sytuacjach, w których widzą swoje dziecko dokonujące dobrych wyborów. „Moja krew!” – mogą wtedy powiedzieć, a echo tych słów słyszymy również w powiedzeniach takich jak „Niedaleko pada jabłko od jabłoni”.

Być może gdy patrzysz w lustro, potrafisz zauważyć swoje podobieństwo do członków najbliższej rodziny. Może dostrzegasz też zbieżność charakterów i sposobów reagowania na różne sytuacje. A czy myślałaś kiedyś, w czym objawia się twoje podobieństwo do Ojca?

Moim pierwszym skojarzeniem związanym z tak postawionym pytaniem są słowa Jezusa o tym, by ludzie widzieli nasze dobre uczynki i chwalili Ojca, który jest w niebie (Mt 5,16). „Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi” – mówi w tym miejscu Jezus. A ja nie wiem, co na to odpowiedzieć, bo choć bardzo się staram, często czuję, że nie dorastam do tej roli. I wcale nie pomagają mi w tym słowa z końca tego rozdziału: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48).

Choć staram się pamiętać słowa z Psalmu 139 – „dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie” – nie jestem naiwną i bagatelizującą problemy optymistką. Wiem, że moje wybory nie zawsze są idealne. Zdarza mi się popadać ze skrajności w skrajność. Są dni, które rozpoczynam z uśmiechem na ustach, a kończę z poczuciem totalnej porażki, przytłoczona swoją słabością. Wtedy szczególnie trudno jest mi wierzyć, że zostałam „stworzona cudownie” i że moje światło ma świecić dla innych. Czasem – choć trudno mi to przyznać – mam wrażenie, że zamiast światła jest we mnie ciemność. W takich chwilach z pomocą przychodzi mi pieśń trzech młodzieńców z Księgi Daniela (por. D 3,52-90).

Ich historia jest dramatyczna – po tym jak odmawiają oddania pokłonu posągowi króla Nabuchodonozora, zostają wrzuceni do pieca rozpalonego tak mocno, że ogień wznosi się „czterdzieści dziewięć łokci ponad piec”. Nie jestem mocna z matematyki, ale według moich wyliczeń to ponad dwadzieścia metrów! Młodzieńcy jednak wychodzą z tej próby bez szwanku, co więcej – w rozgrzanym piecu śpiewają Bogu pieśń uwielbienia. Dziękują w niej za cały świat, który – stworzony przez Boga – ma Go chwalić i wywyższać. Słońce i księżyc, gwiazdy nieba, ogień i mrozy, światło i ciemności…

Gdy mówimy o stanie ducha, najczęściej to właśnie światło jest czymś pozytywnym, a wewnętrzne ciemności przerażają i kojarzą się ze stanem zamieszania i oddalenia od Boga. Światło chętnie stawiamy na widoku, by świeciło innym, a czasem też – by trochę się nim pochwalić. Ciemności skrzętnie chowamy. Udajemy, że ich nie ma, a gdy nas doganiają, próbujemy jak najszybciej się z nimi rozprawić.

„Światło i ciemności, błogosławcie Pana, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki!” (Dn 3,72). A gdyby przyjąć, że moje zmagania i słabości nie oznaczają, że nie zasługuję na Bożą miłość? Gdyby na ich podstawie nie wyciągać pochopnego wniosku, że oto nie pasuję do doskonałego świata, który On stworzył? Może moje potknięcia są po prostu dowodem na to, że jestem człowiekiem? Jestem słaba, potykam się, błądzę, ale taką właśnie stworzył mnie Bóg. Moja siła nie jest ukryta we mnie, ale w Nim.

W moich ciemnościach mogę błogosławić Pana, zwłaszcza wtedy, gdy życie stawia mnie przed zadaniami, którym nie potrafię sprostać, i gdy czuję się jak trzej młodzieńcy spoglądający na wzbijające się dwadzieścia metrów w górę płomienie. W moich ciemnościach mogę błogosławić Boga dlatego, że właśnie wtedy najbardziej potrzebuję Jego obecności. Jeśli w tym, co we mnie niedoskonałe, czego nie rozumiem albo się wstydzę, stworzę przestrzeń do spotkania z Kimś większym, jest szansa, że ciemność przestanie być taka ważna. Ważniejszy stanie się Ten, którego w niej odkrywam. A to, co niedoskonałe, dostanie wreszcie szansę, by stać się nowym początkiem – jak pąki na drzewie, które są bardzo niepozorne i niczym nie zdradzają, jak wielkie piękno w sobie kryją.

Serce w serce

O dobry Jezu, wysłuchaj mnie.W ranach swoich ukryj mnie.Nie dopuść mi oddalić się od Ciebie.

św. Ignacy Loyola „Duszo Chrystusowa”

Gdybym poprosiła cię o wypisanie dziesięciu twoich zalet i dziesięciu wad, a czas spisywania tych list mierzyła stoperem, prawdopodobnie okazałoby się, że szybciej wymieniasz to, co w tobie negatywne. Nad listą mocnych stron trzeba się zazwyczaj dłużej zastanowić. Może to dlatego, że w dążeniu do dobra skupiamy się często właśnie na bezlitosnym polowaniu na nasze słabości? Tropimy je, wyłapujemy, bijemy się w piersi, obiecując poprawę, a gdy nie wyjdzie – uderzamy, próbując je zniszczyć. Celujemy wtedy często nie tylko w słabości, lecz w samych siebie…

Dlatego dzisiaj, zastanawiając się nadal nad naszym podobieństwem do Ojca, nie chcę pisać o tym, co masz w sobie poprawić. Nie będę cię zachęcać do radykalnych decyzji, nie będę zagrzewać do walki o doskonałość za pomocą brutalnego rozprawienia się ze swoimi wadami. Takich cięć w naszym życiu dokonuje Bóg, naprawdę dobry ogrodnik (J 15,2). Tylko On wie, w jaki sposób to zrobić, by przyczynić się do naszego wzrostu. I tylko On robi to skutecznie, a jednocześnie delikatnie i tak, by nas nie zranić.

Czy zachęcam więc do bezczynności? Zdecydowanie nie! Jednak zamiast do walki na oślep ze słabościami zapraszam cię do spojrzenia na kogoś, w kim podobieństwo do Boga jest najdoskonalsze – na Jezusa.

Gdy małe dziecko uczy się jakiejś czynności, robi to najczęściej przez naśladowanie. Obserwuje, co robi osoba dorosła, a potem próbuje robić to samo – najpierw nieudolnie, potem coraz lepiej. Również dlatego dzieci są tak podobne do swoich rodziców. Wynika to nie tylko z uwarunkowań genetycznych, ale też z przejmowania przez nie sposobów reagowania w określonych sytuacjach.

Długo szukałam wzoru dla swojego kobiecego serca, dla serca potrzebującego miłości jak tlenu, a jednocześnie wrażliwego i pełnego uczuć, gotowego tę miłość dawać innym. Czytałam mądre książki, słuchałam konferencji, skrzętnie notowałam. Przyswajałam coraz więcej teorii, ale nasycało mnie to jedynie na chwilę; do czasu, gdy odkryłam najdoskonalszy wzór: serce miłości i dobroci pełne. Serce, w którym goreje ognisko miłości. Serce cierpliwe i miłosierne, a jednocześnie znające cierpienie, bo zostało „dla nieprawości naszych starte”.

Swój wzór odkryłam w sercu mojego Przyjaciela. To tam znalazłam swoje schronienie przed tym, co przerasta moje siły. Okazało się też, że wpatrywanie się w Jego serce jest o wiele lepszą motywacją do działania niż jakikolwiek program autonaprawy i samodoskonalenia. Jak się człowiek tak napatrzy, to po prostu chciałby być podobny…

Znasz pewnie Litanię do Najświętszego Serca Jezusa. Być może czasem modlisz się jej słowami. A czy dzisiaj chciałabyś spróbować nie tylko mówić do Jego serca, ale również się w nie wsłuchać? Gdyby Jezus miał opowiedzieć ci o twoim sercu, czy chciałabyś posłuchać? Czy pozwoliłabyś, by powiedział, ile jest w tobie piękna? Uwierzyłabyś w Jego słowa, gdybyś usłyszała w nich zachwyt i miłość? Zgodziłabyś się, by opowiedział także o tym, co jest raną twojego serca – w czym zostało starte, czym zostało przebite, dlaczego nie ma w nim życia?

Ogródek

Wszystko na większą chwałę Boga3.

św. Ignacy „Maksymy…”

Kto mnie zna, ten wie, że jestem kiepską ogrodniczką. Usychają mi nawet kaktusy! Tylko dzięki pomocy mojej mamy w przydomowym ogródku co roku rozkwitają kwiaty, a ja mogę cieszyć się smakiem ekologicznych warzyw i owoców. Wprawdzie nie wszystko jest w nim takie, jakie sobie zaplanowałam, ale nie narzekam. Owszem, nie mam słoneczników, o których zawsze marzyłam. Jabłonki co roku zawiązują owoce, te jednak spadają, zanim zdążą dojrzeć, i nie mogę cieszyć się ich smakiem. Gdybym chciała ponarzekać, mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Jednak krzątanie się przy tym, czego nie mam, to nic innego jakkontemplowanie braku. Skupianie się na tym nie przynosi żadnej korzyści.

Nie mam słoneczników, co roku jednak początek lata zwiastują w moim ogrodzie kwitnące piwonie. Tuż po nich zakwitają przytulone do siebie w długim rzędzie kule lawendy, których

zapach cudnie komponuje się z lipcowym ciepłem słońca. Wieczorny spacer po ogrodzie przynosi naturalną radość i wdzięczność za to piękno – wdzięczność za to, co jest.

Spacer po krętych ścieżkach mojego serca nie zawsze przynosi to samo. Gdy ktoś pyta mnie, kim jestem, niekiedy wcale nie opowiadam o sobie. Trochę z przyzwyczajenia, a trochę dlatego, że nie wypada się chwalić, mówię o tym, czego nie mam. Zamiast definiować to, kim jestem, narzekam na to, czego nie udało mi się osiągnąć. Trudno wtedy o wdzięczność, niezwykle łatwo za to o zgorzknienie, frustrację i zazdrość.

Bóg na różne sposoby próbuje mi przypominać, żeo tym, kim jestem, nie mówi mój brak. Nie określają mnie moje niedomaganie i słabość. Określają mnie proste słowa: córka Boga. O tym, kim jestem, świadczą też dary, które otrzymałam i które mogę w sobie rozwijać, o ile będę chciała się skupić na nich, a nie na tym, czego nie mam. Mogę spędzić całe życie na zaglądaniu przez płot do sąsiada i pielęgnowaniu w sobie zazdrości, że trawa u niego jest bardziej zielona. Tyle że to nie prowadzi do niczego poza frustracją.

Nasze codzienne doświadczenia nie sprzyjają odkrywaniu tego, co w nas dobre. Systemy oceniania w szkole czy pracy, listy wymagań do spełnienia – to wszystko sprawia, że łatwo skupiamy się na swoich niedociągnięciach, dążąc do ich eliminacji w drodze do ideału. Ale to nie oznacza, że jesteśmy skazane na pesymizm. Do odkrywania tego, co w nas dobre i wyjątkowe, również potrzeba treningu. Można go zacząć w każdej chwili, ucząc się patrzenia na szczególne dary od Boga. Nazywanie tych konkretnych dóbr, które od Niego dostałyśmy, prowadzi do wdzięczności, a ona sama w sobie jest modlitwą. Gdy dziękujesz Bogu za prezenty, którymi cię obsypuje, mówisz o Jego dobroci, a to najprostszy sposób uwielbienia.

„Niech moja modlitwa będzie stale przed Tobą jak kadzidło” – czytamy w Psalmie 141. Lubię myśleć, że postawa wdzięcznego serca, nawet jeśli nie wyrażają jej wielkie i odpowiednio dobrane słowa, jest jak dym kadzidła i że po prostu sprawia Mu radość.

Może dzisiaj, zamiast mówić Mu o swoich brakach i niepowodzeniach, opowiesz Mu o tym, co w sobie lubisz?

3 W Maksymach... pojawia się informacja, że te słowa św. Ignacy powtarza w swych konstytucjach aż trzysta siedemdziesiąt sześć razy (por. G. Hevenesi, Maksymy świętego Ignacego, przeł. A. Chmielowski, Kraków 2014, s. 11).

Oczarowałaś serce me

„Oczarowałaś me serce jednym spojrzeniem twych oczu” – mówi Oblubieniec w Pieśni nad Pieśniami (Pnp 4,9). Potem opisuje Oblubienicę w ten sposób:

Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico,ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym.Pędy twe – granatów gajz owocem wybornym, kwiaty henny i nardu:nard i szafran, wonna trzcina i cynamon,i wszelkie drzewa żywiczne,mirra i aloes, i wszystkie najprzedniejsze balsamy.

(Pnp 4,12–14)

Ten ogród to różnorodność kolorów, form i zapachów. To nie zawsze oczywiste piękno. Nard i inne rośliny, z których wytwarzano w dawnych czasach cenne olejki, mają niewiele wspólnego z Chanel nr 5, w różny sposób będą więc odbierane przez osoby różnych kultur. A jednak ten ogród tętni życiem i porywa zapachem. Wonna trzcina i cynamon, delikatny powiew wiatru, zapach kwiatów i smak owoców granatu – to ogród z charakterem, niepowtarzalny w swoim pięknie.

• Co jest twoim niepowtarzalnym pięknem?

• Co pomaga ci rozwijać w sobie dobro? Co cię karmi, daje ci życie?

• Co sprawia, że tracisz siły? Co zabiera ci życie, zamyka na głos Pana Boga?

Mission impossible

Uznanie bowiem darów Bożych i pamięć o nichbardzo pobudza do jeszcze większych rzeczy.

św. Ignacy „Listy wybrane”

Wdzięczność i świadomość własnego obdarowania to dopiero początek. Praktyczna strona mojego charakteru chciałaby porównać ten etap do wnikliwego spojrzenia, co też mamy w… spiżarni. Jak każda mama znajduję się czasem w sytuacji, w której muszę szybko zrobić obiad albo upiec ciasto. Pierwszym etapem jest wtedy zerknięcie do lodówki, a potem szybka decyzja, co uda się przygotować ze składników, które mam pod ręką.

To porównanie może wydawać się banalne, ale do mnie przemawia tak samo jak przypowieść o talentach. Wyobraź sobie, że dostajesz mąkę, jaja, cukier i kilka innych składników. Możesz schować je do spiżarni i po jakimś czasie oddać ofiarodawcy. Możesz też zrobić z nich danie, które nie tylko zachwyci smakiem, ale również nakarmi naprawdę głodnych ludzi. To niezła perspektywa, prawda?