Podręcznik wojownika światła - Paulo Coelho - ebook + książka

Podręcznik wojownika światła ebook

Paulo Coelho

3,0

Opis

„Jeśli skupi się jedynie na celu podróży, nie zwróci uwagi na znaki na drodze”.

Podręcznik wojownika światła to ponadczasowe i inspirujące dopełnienie Alchemika – międzynarodowego bestsellera, który oczarował miliony czytelników na całym świecie. Każdy krótki fragment zachęca nas do spełnienia marzeń, przyjęcia niepewności życia i podążania ku naszemu własnemu, unikalnemu przeznaczeniu. W swoim niepowtarzalnym stylu Paulo Coelho pomaga wydobyć z każdego z nas wojownika światła. Pokazuje czytelnikom, jak wkroczyć na drogę wojownika, który docenia cud istnienia, akceptuje porażkę i w swoich poszukiwaniach dąży do spełnienia i radości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 63

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jadlodajnia

Nie oderwiesz się od lektury

lekka książka
00

Popularność




O Autorze

Paulo Coelho

Uro­dził się 24 sierp­nia 1947 roku w Rio de Jane­iro. Zanim został pisa­rzem, two­rzył tek­sty pio­se­nek, pra­co­wał jako pro­du­cent muzyczny i dzien­ni­karz. Waż­nym źró­dłem inspi­ra­cji jest dla Paula jego wła­sne życie. Świa­tową sławę przy­niósł mu Alche­mik, który uka­zał się po jego pierw­szej powie­ści Piel­grzym. Alche­mik był jed­nym z naj­waż­niej­szych wyda­rzeń wydaw­ni­czych XX wieku, sprze­dał się w 150 milio­nach egzem­pla­rzy i został opu­bli­ko­wany w 88 języ­kach, co czyni Paula Coelho naj­czę­ściej tłu­ma­czo­nym auto­rem z języka por­tu­gal­skiego na świe­cie i jed­nym z naj­po­pu­lar­niej­szych pisa­rzy współ­cze­snych. W Pol­sce jego książki osią­gnęły nakład 5 milio­nów egzem­pla­rzy.

Alche­mik, Piel­grzym, Brida, Pod­ręcz­nik wojow­nika świa­tła, Wero­nika posta­na­wia umrzeć, Jede­na­ście minut, Zahir, Cza­row­nica z Por­to­bello, Zwy­cięzca jest sam, Alef, Zdrada, Szpieg, Hipis i inne jego tytuły sprze­dały się w ponad 320 milio­nach egzem­pla­rzy na całym świe­cie.

Jest człon­kiem Bra­zy­lij­skiej Aka­de­mii Lite­ra­tury i otrzy­mał Order Legii Hono­ro­wej w ran­dze kawa­lera. W 2007 roku został mia­no­wany Posłań­cem Pokoju ONZ.

O Maryjo bez grze­chu poczęta, módl się za nami, któ­rzy się do Cie­bie ucie­kamy.

Amen.

Dzieci wasze nie są dziećmi waszymi.

Są bowiem synami i cór­kami Życia – a ono pra­gnie sie­bie samego. Zatem przez was przy­cho­dzą, ale nie od was przy­cho­dzą. I cho­ciaż są z wami, to do was nie należą.

Może­cie dać im miłość swoją, lecz myśli waszych dać nie może­cie.

Albo­wiem one mają myśle­nie swoje.

Może­cie zbu­do­wać dom dla nich. Ale tylko dom dla ciała, ni­gdy dla duszy. Ich dusze bowiem miesz­kają w domu jutra, a tego domu nawet w snach nie może­cie odwie­dzić.

Więc może­cie sta­rać się być jako dzieci wasze, ale nie spra­wi­cie, aby one się stały, jacy wy jeste­ście.

Życie ani nie zawraca, ani nie prze­dłuża dnia wczo­raj­szego.

Jeste­ście niby łuk drżący, z któ­rego dzieci wasze jak strzały posłano.

A Łucz­nik widzi cel na dro­dze nie­skoń­czo­no­ści – napina was po to z całej mocy, aby strzały leciały daleko i szybko.

Bądź­cie więc ku rado­ści napięci pod dło­nią Jego.

On kocha i strzałę szybką, i łuk mocny kocha.

Pro­rok, Kha­lil Gibran w prze­kła­dzie Erne­sta Brylla, wyd. Drzewo Babel 2006

Dla S.I.L., Edo­uarda Ran­gela i Anne Carrière, mistrzów rygoru i współ­czu­cia

Uczeń nie prze­wyż­sza nauczy­ciela. Lecz każdy, dobrze wyuczony, będzie jak jego nauczy­ciel.

Łukasz, 6:40

Prolog

Pro­log

– Z plaży, we wschod­niej czę­ści wio­ski, doj­rzeć można wyspę, na któ­rej wznosi się gigan­tyczna świą­ty­nia, z nie­zli­czoną ilo­ścią dzwo­nów – powie­działa kobieta. Mały chło­piec po raz pierw­szy widział ją w tych oko­li­cach. Zwró­cił uwagę na oso­bliwy strój i welon, okry­wa­jący jej włosy. – Czy znasz tę świą­ty­nię? – spy­tała. – Pójdź ją obej­rzeć i powiedz mi, czy ci się podoba.

Dzie­ciak urze­czony urodą nie­zna­jo­mej, udał się we wska­zane miej­sce. Usiadł na pia­sku i zaczął bacz­nie wpa­try­wać się w hory­zont, ale zoba­czył tylko to, co zwy­kle: błę­kitne niebo, zle­wa­jące się z taflą oce­anu.

Roz­cza­ro­wany, powę­dro­wał do sąsied­niej osady i spy­tał napo­tka­nych ryba­ków, czy sły­szeli cokol­wiek o jakiejś wyspie albo świą­tyni.

– O tak! To było bar­dzo dawno temu, w cza­sach, kiedy żyli tu moi pra­dzia­do­wie – ode­zwał się stary rybak.

– Trzę­sie­nie ziemi pochło­nęło wyspę. Choć nie można jej już zoba­czyć, zda­rza się cza­sem, że w mor­skich głę­bi­nach sły­chać bicie świą­tyn­nych dzwo­nów.

Chło­piec powró­cił na plażę i wytę­żył słuch, ale do jego uszu dobie­gał jedy­nie szum mor­skich fal i krzyk mew.

Kiedy zapa­dła noc, przy­szli po niego rodzice. Lecz już następ­nego ranka, skoro świt, znów wró­cił na plażę. Obraz nie­zna­jo­mej nie dawał chłopcu spo­koju. Wyda­wało mu się nie do pomy­śle­nia, aby osoba tak piękna mogła kła­mać. Jeśli ona któ­re­goś dnia powróci, chciałby móc jej powie­dzieć, że choć nie doj­rzał wyspy, to sły­szał dzwony świą­tyni pusz­czone w ruch przez fale.

Mijały mie­siące. Z cza­sem chło­piec zapo­mniał o tajem­ni­czej kobie­cie, lecz pamię­tał o skry­wa­ją­cej skarby pod­wod­nej świą­tyni. Gdyby posły­szał dźwięki dzwo­nów, miałby przy­naj­mniej pew­ność, że rybacy mówili prawdę. A gdy doro­śnie mógłby zgro­ma­dzić dość pie­nię­dzy, by zor­ga­ni­zo­wać wyprawę w poszu­ki­wa­niu zato­pio­nych skar­bów.

Nie inte­re­so­wała go już szkoła ani zabawy z kole­gami. Stał się ulu­bio­nym celem kpin innych dzieci, które powta­rzały w kółko: „On nie jest taki jak my. Woli prze­sia­dy­wać nad brze­giem morza, niż bawić się z nami, bo lęka się prze­gra­nej”. I śmiały się gło­śno na widok chłopca sie­dzą­cego na plaży.

Wciąż nie uda­wało mu się posły­szeć sta­rych dzwo­nów, lecz każ­dego ranka uczył się cze­goś nowego. Na początku odkrył, że kiedy wsłu­chuje się w szum morza, fale nie roz­pra­szają już jego uwagi. Tro­chę póź­niej przy­wykł do krzyku mew, do brzę­cze­nia psz­czół, do sze­le­stu wia­tru w pal­mo­wych liściach. W bez mała pół roku po pierw­szym spo­tka­niu z tajem­ni­czą kobietą, żaden hałas nie był już w sta­nie go roz­pro­szyć, lecz i tak nie potra­fił dosły­szeć bicia dzwo­nów zato­pio­nej świą­tyni.

Cza­sami przy­cho­dzili do niego rybacy. „My je sły­szymy” – mówili z prze­ko­na­niem. Chłopcu to się cią­gle nie uda­wało. Z cza­sem słowa ryba­ków stały się inne: „Jesteś zbyt prze­jęty tymi dźwię­kami dzwo­nów. Daj temu spo­kój i wra­caj do zabaw z kole­gami. Pew­nie tylko rybacy mogą je usły­szeć”.

Po roku dał za wygraną. „A jeśli ci ludzie mają rację? Lepiej będzie, jak uro­snę i zostanę ryba­kiem. Wtedy każ­dego ranka będę wra­cał na brzeg i kie­dyś na pewno usły­szę dzwony. A zresztą, może to tylko legenda? Może pod­czas trzę­sie­nia ziemi roz­trza­skały się wszyst­kie dzwony i ni­gdy już nie zagrają?” – myślał w duchu.

Tego popo­łu­dnia posta­no­wił wró­cić do domu i dać sobie spo­kój z zato­pioną wyspą. Zbli­żył się do oce­anu, by go poże­gnać i raz jesz­cze ogar­nął wzro­kiem jego bez­miar. A ponie­waż nie zaprzą­tał już sobie głowy dzwo­nami, mógł rado­wać się po pro­stu śpie­wem mew, szu­mem fal i sze­le­stem wia­tru w pal­mo­wych liściach. W oddali posły­szał roz­ba­wione głosy dzieci i poczuł się szczę­śliwy, że znów powróci do zabaw z rówie­śni­kami. Pew­nie na początku jego kole­dzy będą się z niego naśmie­wać, ale szybko zapo­mną o tym co się zda­rzyło i, jak daw­niej, znów przyjmą go do swego grona. Roz­pie­rała go radość i tak jak może to uczy­nić tylko dziecko – podzię­ko­wał za dar życia. Był pewien, że nie stra­cił czasu na marne, bo nauczył się obco­wać z przy­rodą i sza­no­wać ją. I nagle, nie­spo­dzie­wa­nie, kiedy słu­chał morza, mew, sze­le­stu palm i gło­sów swo­ich przy­ja­ciół w oddali, dobiegł go pierw­szy dźwięk dzwonu.

I następny.

A potem jesz­cze następny, aż w końcu ode­zwały się wszyst­kie dzwony zato­pio­nej świą­tyni, wypeł­nia­jąc rado­ścią jego serce.

Wiele lat póź­niej, kiedy był już doro­słym męż­czy­zną, powró­cił do swo­jej rodzin­nej wio­ski. Nie zamie­rzał już wydo­by­wać z głę­bin morza zato­pio­nych skar­bów. Pew­nie cała ta histo­ria była jedy­nie wytwo­rem jego dzie­cię­cej wyobraźni. Może ni­gdy nie sły­szał bicia zato­pio­nych dzwo­nów? Ale poszedł na plażę, by posłu­chać szumu fal i śpiewu mew. Jakież było jego zdzi­wie­nie, kiedy na pia­sku ujrzał sie­dzącą kobietę, tę samą, która kie­dyś opo­wie­działa mu o wyspie i o świą­tyni.

– Co tu robisz? – spy­tał.

– Cze­kam na cie­bie.

Cho­ciaż od ich spo­tka­nia upły­nęło wiele lat, była tak samo piękna jak daw­niej. Ten sam, wcale nie spło­wiały welon okry­wał jej włosy. Podała mu zeszyt w błę­kit­nej okładce.

– Pisz. Kiedy wojow­nik świa­tła pra­gnie dowie­dzieć się, czy jakaś osoba jest godna zaufa­nia, wtedy spo­gląda na nią oczami dziecka, bowiem dzieci potra­fią patrzeć na świat bez gory­czy.

– A kim jest wojow­nik świa­tła?

– Czło­wie­kiem, który umie doce­nić, jakim cudem jest życie; który do samego końca wal­czy o to, w co wie­rzy i potrafi usły­szeć bicie dzwo­nów koły­sa­nych w głę­bi­nach oce­anu.

Męż­czy­zna ni­gdy dotąd nie sądził, że jest wojow­ni­kiem świa­tła. Nie­zna­joma zda­wała się czy­tać w jego myślach:

– Wszy­scy to potra­fią. Ale nikt nawet nie podej­rzewa, że jest wojow­ni­kiem świa­tła. Każdy czło­wiek może nim być.

Spoj­rzał na białe, nie­za­pi­sane kartki zeszytu. Kobieta znów się uśmiech­nęła:

– Pisz.

Podręcznik wojownika światła

POD­RĘCZ­NIK WOJOW­NIKA ŚWIA­TŁA

Wojow­nik świa­tła ni­gdy nie zapo­mina, co to wdzięcz­ność. Anioły dopo­mo­gły mu pod­czas bitwy, siły nie­biań­skie usta­wiły każdą rzecz na odpo­wied­nim miej­scu i spra­wiły, że wojow­nik mógł dać z sie­bie wszystko. Jego zna­jomi mówią: „Ależ on ma fart!”, bo wojow­nik otrzy­muje cza­sem od życia o wiele wię­cej, niż ocze­kuje. Dla­tego kiedy zacho­dzi słońce, klęka i dzię­kuje Opie­kuń­czemu Płasz­czowi, który go otula. Jed­nak jego wdzięcz­ność, nie ogra­ni­cza się tylko do świata ducho­wego: nie zapo­mina ni­gdy o przy­ja­cio­łach, bowiem na polu bitwy ich krew zmie­szała się z jego wła­sną. Wojow­nikowi nie trzeba przy­po­mi­nać o pomocy, któ­rej udzie­lili mu inni – sam o tym pamięta i dzieli się z nimi nagrodą.

Wszyst­kie drogi świata pro­wa­dzą do serca wojow­nika. Zanu­rza się on bez waha­nia w rzece namięt­no­ści, która prze­pływa przez jego życie. Wojow­nik wie, że wolno mu wybrać to, czego pra­gnie. Podej­muje więc decy­zje z odwagą, bez­in­te­re­sow­no­ścią, a cza­sem – z odro­biną sza­leń­stwa. Akcep­tuje swoje pasje i raduje się nimi z całego serca. Prze­ko­nał się, że wcale nie trzeba wyrze­kać się pod­bo­jów – sta­no­wią one nie­odzowną część życia i napa­wają rado­ścią tych, któ­rzy biorą w nich udział. Jed­nak ni­gdy nie traci z oczu rze­czy nie­prze­mi­jal­nych ani sil­nych więzi z ludźmi, zacie­śnia­ją­cych się z bie­giem czasu. Wojow­nik potrafi odróż­nić to, co ulotne od tego, co wieczne.

Wojow­nik świa­tła nie polega tylko na wła­snych siłach – korzy­sta także z ener­gii swo­jego prze­ciw­nika. Kiedy roz­po­czyna się bitwa, jedyne co posiada, to zapał i sztuka fech­tunku, któ­rej nauczył się pod­czas ćwi­czeń. Ale pod­czas walki odkrywa, że zapał i ćwi­cze­nia nie wystar­czają do zwy­cię­stwa – nie­odzowne jest doświad­cze­nie. Wtedy otwiera serce na Wszech­świat i prosi Boga o natchnie­nie, tak aby każdy cios wroga stał się dla niego lek­cją obrony. Jego towa­rzy­sze mówią: „Jakiż on zabo­bonny! Prze­rwał walkę by się pomo­dlić i sza­nuje pod­stęp­ność wroga!”. Wojow­nik świa­tła nie odpo­wiada na te zaczepki. Wie, że bez natchnie­nia i bez doświad­cze­nia na nic się zda­dzą zapał i tre­ningi.

Epilog

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji książki