Jedenaście minut - Paulo Coelho - ebook + audiobook + książka

Jedenaście minut ebook

Paulo Coelho

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Najsilniejsza jest taka miłość, która nie walczy ze swoją słabością”.

Maria, młoda dziewczyna z brazylijskiej prowincji, wyrusza w daleką podróż. Jednak świat jest inny, niż sobie wyobrażała. Gorzkie doświadczenia sprawiają, że zostaje prostytutką. Decyduje się na życie bez miłości i wpada w pułapkę, z której wybawić ją może jedynie miłość… Jedenaście minut to współczesna baśń dla dorosłych, przypowieść o seksie i miłości, a także o przeznaczeniu, które sprawia, że kręte ścieżki naszego losu mogą nieoczekiwanie poprowadzić nas ku szczęściu, choć dawno przestaliśmy w nie wierzyć.

Jedenaście minut to zarazem głębokie studium o naszej seksualności, o jej sacrum i profanum, o jednej z najważniejszych i zarazem najbardziej zakłamanych sfer naszego życia. To powieść, która nie pozwala na obojętność i budzi nadzieję, że spotkanie z drugim człowiekiem może być najważniejszym doświadczeniem naszego życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 237

Oceny
4,4 (223 oceny)
130
58
21
12
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
burgundowezycie

Dobrze spędzony czas

„Jedenaście minut" Paulo Coelho opowiada historię Marii, młodej dziewczyny z małego miasteczka w Brazylii, która marzy o lepszym życiu. Pragnąc przygód i odmiany życia, postanawia wyjechać do Europy, licząc na lepszą przyszłość. Początkowo na miejscu Marii wydaje się, że udało się jej spełnić marzenie. Niestety jednak rzeczywistość okazuje się brutalniejsza, niż sobie wyobrażała. Maria zostaje wplątana w szereg niefortunnych wydarzeń, które sprawiają, że zamiast żyć marzeniami, które snuła, zostaje prostytutką w Genewie. Powieść przedstawia jej codzienną walkę o godność i próby odnalezienia sensu w świecie, który traktuje s3ks jako towar. Mimo tych trudnych doświadczeń, Maria nie przestaje jednak marzyć i szuka odpowiedzi na pytania dotyczące miłości, wolności i swojego miejsca w świecie. Spotyka różnych mężczyzn, którzy próbują ją "kupić", by pewnego dni natrafić na artystę, który dostrzega w niej więcej niż tylko jej ciało. To spotkanie staje się kluczowe dla jej rozwoju, budząc w n...
00
alicja436

Dobrze spędzony czas

miły powrót po latach
00
Domicyb

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zawsze wiele prostych prawd można odnaleźć. Intymność i bliskość opisana bez zbędnej hipokryzji. Podobała mi się
00
Pinaczyta

Dobrze spędzony czas

Polecam!
00
dulcecossio

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa książka, pozwala poznać inna perspektywę.
00

Popularność




O Autorze

Paulo Coelho

Uro­dził się 24 sierp­nia 1947 roku w Rio de Jane­iro. Zanim został pisa­rzem, two­rzył tek­sty pio­se­nek, pra­co­wał jako pro­du­cent muzyczny i dzien­ni­karz. Waż­nym źró­dłem inspi­ra­cji jest dla Paula jego wła­sne życie. Świa­tową sławę przy­niósł mu Alche­mik, który uka­zał się po jego pierw­szej powie­ści Piel­grzym. Alche­mik był jed­nym z naj­waż­niej­szych wyda­rzeń wydaw­ni­czych XX wieku, sprze­dał się w 150 milio­nach egzem­pla­rzy i został opu­bli­ko­wany w 88 języ­kach, co czyni Paula Coelho naj­czę­ściej tłu­ma­czo­nym auto­rem z języka por­tu­gal­skiego na świe­cie i jed­nym z naj­po­pu­lar­niej­szych pisa­rzy współ­cze­snych. W Pol­sce jego książki osią­gnęły nakład 5 milio­nów egzem­pla­rzy.

Alche­mik, Piel­grzym, Brida, Pod­ręcz­nik wojow­nika świa­tła, Wero­nika posta­na­wia umrzeć, Jede­na­ście minut, Zahir, Cza­row­nica z Por­to­bello, Zwy­cięzca jest sam, Alef, Zdrada, Szpieg, Hipis i inne jego tytuły sprze­dały się w ponad 320 milio­nach egzem­pla­rzy na całym świe­cie.

Jest człon­kiem Bra­zy­lij­skiej Aka­de­mii Lite­ra­tury i otrzy­mał Order Legii Hono­ro­wej w ran­dze kawa­lera. W 2007 roku został mia­no­wany Posłań­cem Pokoju ONZ.

Dwu­dzie­stego dzie­wią­tego maja 2002 roku, kilka godzin przed ukoń­cze­niem tej powie­ści, poje­cha­łem do Lour­des we Fran­cji, by zaczerp­nąć tro­chę wody z cudow­nego źró­dła. Byłem już na placu przed bazy­liką, gdy pewien star­szy pan zwró­cił się do mnie: „Czy pan wie, że jest podobny do Paula Coelho?”. Odpo­wie­dzia­łem mu, że jestem Pau­lem Coelho. Wtedy uści­snął mnie ser­decz­nie, przed­sta­wił mi swoją żonę i wnuczkę, po czym wyznał, że moje książki są dla niego bar­dzo ważne. „Pozwa­lają marzyć” – pod­su­mo­wał. Bar­dzo czę­sto sły­sza­łem to zda­nie z ust moich czy­tel­ni­ków i zawsze spra­wiało mi wielką przy­jem­ność. Jed­nakże w tam­tej chwili odczu­łem żywe zanie­po­ko­je­nie – wie­dzia­łem, że Jede­na­ście minut poru­sza temat deli­katny, kło­po­tliwy, szo­ku­jący. Pod­sze­dłem do źró­dła, zaczerp­ną­łem tro­chę cudow­nej wody, po czym zapy­ta­łem tego pana, gdzie mieszka (na pół­nocy Fran­cji, w pobliżu bel­gij­skiej gra­nicy), i zapi­sa­łem jego nazwi­sko.

Tę książkę dedy­kuję Panu, Mau­rice Gra­ve­li­nes. Moją powin­no­ścią wobec Pana, Pań­skiej żony, wnuczki i wobec samego sie­bie jest mówić o tym, co dla mnie ważne, a nie o tym, co wszy­scy chcie­liby usły­szeć. Nie­które książki roz­bu­dzają nasze marze­nia, inne przy­wo­łują nas do rze­czy­wi­sto­ści, lecz każda winna odzwier­cie­dlać to, co dla pisa­rza naj­istot­niej­sze: uczci­wość pisa­nia.

O Maryjo bez grze­chu poczęta,módl się za nami, któ­rzy się do Cie­bie ucie­kamy. Amen

A oto kobieta, która pro­wa­dziła w mie­ście życie grzeszne,dowie­dziaw­szy się, że [Jezus] jest gościem w domu fary­ze­usza,przy­nio­sła fla­ko­nik ala­ba­strowy olejku i sta­nąw­szy z tyłuu nóg Jego, pła­cząc zaczęła łzami oble­wać Jego nogii wło­sami swej głowy je wycie­rać.Potem cało­wała Jego stopy i namasz­czała je olej­kiem.Widząc to fary­ze­usz, który Go zapro­sił, mówił sam do sie­bie:„Gdyby On był pro­ro­kiem, wie­działby, co za jednai jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesz­nicą”.Na to Jezus rzekł do niego: „Szy­mo­nie, mam ci coś powie­dzieć”.On rzekł: „Powiedz, Nauczy­cielu”.„Pewien wie­rzy­ciel miał dwóch dłuż­ni­ków.Jeden winien był mu pięć­set dena­rów, a drugi pięć­dzie­siąt.Gdy nie mieli z czego oddać, daro­wał oby­dwom.Który więc z nich będzie go bar­dziej miło­wał?”.Szy­mon odpo­wie­dział: „Sądzę, że ten, któ­remu wię­cej daro­wał”.On mu rzekł: „Słusz­nie osą­dzi­łeś”.Potem zwró­cił się do kobiety i rzekł Szy­mo­nowi:„Widzisz tę kobietę? Wsze­dłem do twego domu,a nie poda­łeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopyi swymi wło­sami je otarła. Nie dałeś Mi poca­łunku,a ona, odkąd wsze­dłem, nie prze­staje cało­wać nóg moich.Głowy nie nama­ści­łeś Mi oliwą; ona zaś olej­kiemnama­ściła moje nogi. Dla­tego powia­dam ci:Odpusz­czone są jej liczne grze­chy, ponie­waż bar­dzo umi­ło­wała. A ten, komu mało się odpusz­cza, mało miłuje”.

Łukasz 7: 37-47

Jestem pierw­szą i ostat­nią,Czczoną i nie­na­wi­dzoną,Jestem świętą i ladacz­nicą.Mał­żonką i dzie­wicą.Jestem matką i córką.Ramie­niem mojej matki jestem,Bez­płodną, lecz moje potom­stwo jest nie­po­li­czone.Zamężną i panną jestem,Jestem tą, która daje dzień i któraNi­gdy nie wydała potom­stwa.Pocie­sze­niem w bólach poro­do­wych jestem.Jestem mężem i żoną.Mąż mój do życia mnie powo­łał.Matką swego ojca jestem,Męża swego sio­strą, on zaś synem moim odrzu­co­nym.Cześć mi odda­waj­cie,Gdyż ja jestem gor­szącą i wspa­niałą!

Hymn na cześć Izydy, III lub IV wiek n.e. odna­le­ziony w Nag Hamadi [tłum. Elż­bieta Jan­czur]

Jedenaście minut

Była sobie raz pro­sty­tutka Maria.

Chwi­leczkę. „Była sobie raz…” to naj­lep­szy spo­sób, by roz­po­cząć bajkę dla dzieci, a o pro­sty­tut­kach roz­ma­wia się tylko mię­dzy doro­słymi. Jak można roz­po­czy­nać książkę od takiej oczy­wi­stej sprzecz­no­ści? No ale skoro w każ­dym momen­cie naszego życia jedną nogą tkwimy w świe­cie baśni, a drugą w otchłani pie­kieł, zacho­wajmy ten począ­tek.

Była sobie raz pro­sty­tutka Maria.

Nikt nie rodzi się pro­sty­tutką. Jako dziecko była uoso­bie­niem nie­win­no­ści, a dora­sta­jąc marzyła, że spo­tka męż­czy­znę swo­jego życia (boga­tego, pięk­nego, inte­li­gent­nego), wyj­dzie za niego za mąż (w bia­łej sukni z welo­nem), będzie mieć z nim dwoje dzieci (które staną się sławne), zamieszka w pięk­nym domu (z wido­kiem na morze). Jej ojciec był komi­wo­ja­że­rem, a matka kraw­cową. W rodzin­nym mia­steczku w bra­zy­lij­skim Nor­de­ste było tylko jedno kino, jedna restau­ra­cja i jeden oddział banku. A jed­nak Maria z utę­sk­nie­niem wycze­ki­wała dnia, w któ­rym książę z bajki pojawi się tu nagle, by ją ocza­ro­wać i zabrać ze sobą na pod­bój świata.

Ale ponie­waż książę z bajki się nie poja­wiał, nie pozo­sta­wało jej nic innego, jak marzyć. Po raz pierw­szy zako­chała się, kiedy miała jede­na­ście lat. Zoba­czyła tego chłopca w dro­dze na roz­po­czę­cie roku szkol­nego. Oka­zało się, że mieszka w sąsiedz­twie i cho­dzi do tej samej szkoły. Nie zamie­nili ze sobą ani słowa, ale Maria spo­strze­gła, że naj­bar­dziej lubi te chwile w ciągu dnia, kiedy słońce praży naj­moc­niej, a ona spra­gniona i zady­szana z tru­dem dotrzy­muje kroku żwawo idą­cemu chłopcu.

Trwało to przez wiele mie­sięcy. Maria, która nie prze­pa­dała za nauką i całe dnie spę­dzała przed tele­wi­zo­rem, zapra­gnęła nagle, by czas pły­nął jak naj­szyb­ciej. Nie mogła docze­kać się poranka, wyj­ścia do szkoły i w prze­ci­wień­stwie do swych rówie­śni­czek uznała week­endy za śmier­tel­nie nudne. Jed­nak dzie­ciom czas pły­nie o wiele wol­niej niż doro­słym. Maria cier­piała, a dni dłu­żyły się jej nie­mi­ło­sier­nie, bo mogła dzie­lić z uko­cha­nym tylko dzie­sięć minut, tysiące innych zaś spę­dzała na roz­my­śla­niach o nim i wyobra­ża­niu sobie, jak by to było cudow­nie, gdyby mogli ze sobą poroz­ma­wiać.

Aż pew­nego ranka chło­pak pod­szedł do niej i popro­sił, by poży­czyła mu ołó­wek. Maria wzru­szyła ramio­nami i nie ode­zwała się ani sło­wem. Udała, że jest zagnie­wana zaczepką, i przy­śpie­szyła kroku. Tak naprawdę kiedy zoba­czyła, jak uko­chany kie­ruje się w jej stronę, była prze­ra­żona. Bała się, że wszystko wyj­dzie na jaw. To, że go skry­cie kocha, że czeka na niego, że marzy, by wziąć go za rękę, minąć szkolną bramę i pójść z nim w świat, tam gdzie, jak mówiono, znaj­dują się wiel­kie mia­sta, boha­te­ro­wie powie­ści, arty­ści, samo­chody, liczne sale kinowe i mnó­stwo rze­czy do odkry­cia.

Na lek­cjach przez cały dzień była roz­ko­ja­rzona. Zło­ściła się na swoje nie­do­rzeczne zacho­wa­nie, ale i cie­szyła, że chło­piec rów­nież ją zauwa­żył. Gdy pod­szedł bli­sko, dostrze­gła pióro wysta­jące z jego kie­szeni. Ołó­wek był więc tylko pre­tek­stem, by zacząć roz­mowę. Tęsk­niła za tym chłop­cem. Tej nocy – i pod­czas następ­nych – zaczęła ukła­dać sobie w duchu odpo­wie­dzi, jakich mogłaby mu udzie­lić. Gorącz­kowo poszu­ki­wała takiej, która sta­łaby się począt­kiem ich wiel­kiej miło­ści.

Ale on już ni­gdy wię­cej się do niej nie ode­zwał. Na­dal widy­wali się w dro­dze do szkoły. Maria nie­raz szła kilka kro­ków przed nim, trzy­ma­jąc ołó­wek w pra­wej ręce, a nie­kiedy za nim, by móc się mu przy­glą­dać z czu­ło­ścią. Lecz pozo­sta­wało jej jedy­nie kochać i cier­pieć w mil­cze­niu aż do końca roku szkol­nego.

Pod­czas waka­cji, które wyda­wały się nie mieć końca, obu­dziła się pew­nego ranka z udami popla­mio­nymi krwią i wpa­dła w roz­pacz. Pomy­ślała, że umiera. Posta­no­wiła zosta­wić chłopcu list poże­gnalny, w któ­rym wyzna­łaby mu swoją wielką miłość, a następ­nie zapu­ścić się na pust­ko­wie i wydać na pastwę wil­ko­łaka czy bez­gło­wej mulicy, dzi­kich bestii, które budziły postrach wśród oko­licz­nych wie­śnia­ków. Rodzice nie opła­ki­wa­liby jej śmierci. Ubo­dzy nie tracą wiary pomimo tra­ge­dii, któ­rych nie szczę­dzi im los. Uzna­liby, że została porwana przez zamożną, bez­dzietną rodzinę i że powróci pew­nego dnia w aure­oli sławy i bogac­twa. Nato­miast obec­nej (i dozgon­nej) miło­ści jej życia nie uda­łoby się o niej zapo­mnieć. Chło­pak każ­dego dnia wyrzu­całby sobie, że już ni­gdy wię­cej się do niej nie ode­zwał.

Nie napi­sała jed­nak listu, gdyż matka weszła do pokoju, zoba­czyła pokrwa­wioną pościel, uśmiech­nęła się i powie­działa: „Teraz już jesteś panną, moja mała”.

Maria była cie­kawa, jaki zwią­zek ma krew, która wycie­kała spo­mię­dzy jej nóg, z byciem panną, lecz matka nie umiała jej tego wyja­śnić. Zapew­niła tylko, że to cał­kiem nor­malne i że odtąd będzie musiała nosić pod­pa­skę nie więk­szą niż poduszka dla lalki przez cztery albo pięć dni w mie­siącu. Maria zapy­tała, czy męż­czyźni uży­wają rurki, aby krew nie popla­miła im spodni, lecz usły­szała, że to się przy­da­rza tylko kobie­tom.

Żaliła się Bogu, ale w końcu pogo­dziła się z mie­siącz­kami. Nie pogo­dziła się jed­nak z nie­obec­no­ścią chłopca i wciąż wyrzu­cała sobie wła­sną głu­potę, przez którą szczę­ście umknęło jej sprzed nosa. W przed­dzień roz­po­czę­cia roku szkol­nego weszła do jedy­nego w jej mie­ście kościoła i przy­rze­kła świę­temu Anto­niemu, że pierw­sza ode­zwie się do chłopca.

Następ­nego dnia wyszy­ko­wała się pięk­nie, wło­żyła nową sukienkę, którą matka uszyła spe­cjal­nie na tę oka­zję, i wyszła, dzię­ku­jąc Bogu, że waka­cje wresz­cie dobie­gły końca. Ale chło­piec się nie poja­wił. Minął kolejny tydzień pełen obaw, zanim Maria usły­szała, że wyje­chał z mia­sta.

„Wyje­chał gdzieś daleko” – poin­for­mo­wał ją któ­ryś z kole­gów.

W ten spo­sób Maria dowie­działa się, że można coś utra­cić na zawsze. Dowie­działa się rów­nież, że ist­nieje miej­sce zwane „daleko”, że świat jest ogromny, a jej mia­sto małe i że ludzie naj­bar­dziej godni uwagi zawsze w końcu z niego wyjeż­dżają. Ona też chciała wyje­chać, ale była na to jesz­cze za młoda. Patrząc na zaku­rzone ulice rodzin­nego mia­sta przy­rze­kła sobie, że pew­nego dnia wyru­szy w ślad za chłop­cem. Przez dzie­więć kolej­nych piąt­ków, zgod­nie z miej­scową tra­dy­cją, przy­stę­po­wała do komu­nii i modliła się żar­li­wie do Matki Boskiej, by pew­nego dnia pomo­gła jej się stąd wyrwać.

Przez jakiś czas była przy­gnę­biona, bo nie mogła natra­fić na ślad chłopca. Nikt nie wie­dział, dokąd wypro­wa­dzili się jego rodzice. W końcu uznała, że świat jest zbyt wielki, miłość nie­bez­pieczna, a Matka Boska zbyt wysoko w nie­bie, aby wsłu­chi­wać się w prośby dzieci.

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji książki

Od Autora

Jak chyba wszyst­kim – w tym aku­rat przy­padku uogól­niam bez waha­nia – zajęło mi tro­chę czasu odna­le­zie­nie uświę­co­nego sensu sek­su­al­no­ści. Moja mło­dość przy­pa­dła na czasy skraj­nej swo­body sek­su­al­nej, odkryć i wybry­ków, po któ­rych nastą­pił okres asce­ty­zmu i pokuty – trzeba było zapła­cić cenę za lata roz­pu­sty.

W cza­sie tej dekady swa­woli, przy­pa­da­ją­cej na lata sie­dem­dzie­siąte, Irving Wal­lace wydał powieść o cen­zu­rze w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Opi­sał w niej machi­na­cje wymiaru spra­wie­dli­wo­ści mające dopro­wa­dzić do zakazu publi­ka­cji książki na temat seksu zaty­tu­ło­wa­nej Sie­dem minut.

W powie­ści Wal­lace’a ręko­pis książki sta­nowi jedy­nie pre­tekst do dywa­ga­cji na temat cen­zury, motyw seksu jako takiego poja­wia się rzadko. Czę­sto zada­wa­łem sobie pyta­nie, jak mogłoby wyglą­dać to dzieło. A gdy­bym pod­jął się jego napi­sa­nia?

Tak się jed­nak składa, że w swej powie­ści Wal­lace czę­sto przy­ta­cza ten fik­cyjny ręko­pis, co spra­wiło, że wyko­na­nie tego zada­nia stało się nie­moż­liwe. W pamięci zacho­wa­łem tylko tytuł (nota­bene uwa­żam, że Wal­lace bar­dzo ogra­ni­czył ten czas, co pozwo­li­łem sobie nieco zmie­nić) oraz pogląd, że o sek­sie należy mówić poważ­nie – co zresztą zro­biło już wielu pisa­rzy.

W 1997 roku, wkrótce po spo­tka­niu z czy­tel­ni­kami w Man­tui, w recep­cji hotelu, w któ­rym się zatrzy­ma­łem, ktoś zosta­wił dla mnie ręko­pis książki. Zazwy­czaj nie czy­tuję ręko­pisów, ale ten prze­czy­ta­łem jed­nym tchem. Była to histo­ria bra­zy­lij­skiej pro­sty­tutki, jej pery­pe­tie, kło­poty z pra­wem. W 2000 roku, będąc prze­jaz­dem w Zury­chu, skon­tak­to­wa­łem się tele­fo­nicz­nie z tą kobietą, która przy­brała pseu­do­nim Sonia. Powie­dzia­łem jej, że tekst mi się spodo­bał, i pora­dzi­łem, by wysłała go do mojego bra­zy­lij­skiego wydawcy, który jed­nak nie zde­cy­do­wał się go opu­bli­ko­wać. Sonia przy­je­chała do Zury­chu i zapro­siła nas – mojego przy­ja­ciela, repor­terkę z dzien­nika „Blick”, która wła­śnie prze­pro­wa­dzała ze mną wywiad, i mnie – na Lang­strasse w tam­tej­szej dziel­nicy „czer­wo­nych latarni”. Nie mia­łem poję­cia, że Sonia uprze­dziła swoje kole­żanki o naszej wizy­cie, i ku mojemu wiel­kiemu zasko­cze­niu przy­szło mi pod­pi­sy­wać tam moje książki w wielu języ­kach.

Już wtedy pod­ją­łem decy­zję pisa­nia o sek­sie, ale nie mia­łem jesz­cze ani fabuły, ani głów­nego boha­tera. Myśla­łem o histo­rii ukie­run­ko­wa­nej na poszu­ki­wa­nie świę­to­ści, lecz to spo­tka­nie na Lang­strasse olśniło mnie: aby pisać o uświę­co­nym wymia­rze seksu, trzeba naj­pierw zro­zu­mieć, dla­czego jest tak czę­sto bez­czesz­czony.

Zapy­tany przez dzien­ni­ka­rza szwaj­car­skiego pisma „L’Illustré”, opo­wie­dzia­łem mu aneg­dotę o zaim­pro­wi­zo­wa­nym pod­pi­sy­wa­niu ksią­żek na Lang­strasse, co zaowo­co­wało wiel­kim repor­ta­żem na ten temat. Po opu­bli­ko­wa­niu tego repor­tażu pew­nego popo­łu­dnia w genew­skiej księ­garni, gdzie roz­da­wa­łem auto­grafy, poja­wiło się wiele pro­sty­tu­tek z moimi książ­kami do pod­pisu. Jedna z nich szcze­gól­nie przy­kuła moją uwagę i wraz z moją agentką i przy­ja­ciółką, Mônicą Antu­nes, zapro­si­li­śmy ją na kawę, która prze­ro­dziła się w kola­cję i w kolejne spo­tka­nia przez następne dni. Tak zro­dziła się myśl prze­wod­nia Jede­na­stu minut.

Chciał­bym podzię­ko­wać Annie von Planta, mojej szwaj­car­skiej wydaw­czyni, za nie­zmier­nie ważne infor­ma­cje doty­czące sytu­acji praw­nej pro­sty­tu­tek w jej kraju, jak rów­nież nastę­pu­ją­cym kobie­tom z Zury­chu (są to oczy­wi­ście ich pseu­do­nimy): Soni, którą już zna­łem z Man­tui (może pew­nego dnia kogoś zain­te­re­suje jej książka!), Mar­cie, Ante­no­rze i Isa­belli, oraz z Genewy (rów­nież pseu­do­nimy): Amy, Lucii, Andrei, Vanes­sie, Patrick, The­re­sie i Annie Chri­sti­nie.

Dzię­kuję także Anto­nelli Zara, która pozwo­liła mi wyko­rzy­stać frag­menty swej książki Nauka o namięt­no­ści, by wzbo­ga­cić nie­które par­tie pamięt­nika Marii.

Wresz­cie dzię­kuję Marii (pseu­do­nim), która mieszka dziś w Lozan­nie, jest mężatką, ma dwie córki. To ona podzie­liła się ze mną i Mônicą swoją histo­rią, będącą kanwą tej książki.

Paulo Coelho