Po prostu miłość - Haner K.N. - ebook + audiobook + książka

Po prostu miłość ebook i audiobook

Haner K.N.

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Ten ślub miał być jak z bajki. I prawie taki był. Meg i Brayan złożyli sobie przysięgę małżeńską, a teraz niecierpliwie czekają na narodziny ich wspólnego dziecka. Wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu. Dlaczego w takim razie Brayan musiał to wszystko zepsuć?

Meg znowu czuje się, jakby ktoś wyrwał jej serce.

Czy i tym razem podniesie się po takim ciosie? I czy Erick będzie umiał stanąć na wysokości zadania i po raz kolejny zawalczyć o swoją miłość?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 22 min

Oceny
4,8 (127 ocen)
108
14
4
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

fajnie się skończyło, ale za szybkk poszło...ta chwila mogłaby być bardziej wzruszająca
00
Anetaw1

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacja
00
Karooolinka92

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
magda8931

Nie oderwiesz się od lektury

extra 😍
00
Anka19799

Nie oderwiesz się od lektury

Cała seria fajna. Cudowne zakończenie. Polecam.
00

Popularność




Rozdział 1

ROZ­DZIAŁ 1

Obudził mnie potworny ból brzu­cha. Zwi­nę­łam się w kłę­bek, by ulżyć sobie choć na sekundę. Po chwili zro­biło mi się nie­do­brze, więc zerwa­łam się z łóżka i pobie­głam pro­sto do łazienki. Tar­gały mną tor­sje i przez kilka minut wymio­to­wa­łam. Wykoń­czona usia­dłam na pod­ło­dze, doty­ka­jąc głową zim­nych kafel­ków, któ­rymi wyło­żono ścianę. Brayan nawet się nie obu­dził, na pewno był bar­dzo zmę­czony po wczo­raj­szym dniu. Nie mia­łam poję­cia, która godzina, ale za oknem było już jasno. Wokół pano­wała gro­bowa cisza. Wszy­scy na pewno spali. Cho­lera, dziś miały się odbyć popra­winy. Jak ja to wszystko wytrzy­mam? Będę musiała poroz­ma­wiać z rodzi­cami… No i mia­łam nadzieję, że moje złe samo­po­czu­cie nie będzie głów­nym tema­tem. Cho­ciaż zna­jąc kole­gów Bray­ana, mogło być róż­nie. Ciąża nie była dla nich wystar­cza­ją­cym uspra­wie­dli­wie­niem.

Sie­dzia­łam w łazience jakiś czas. W końcu wsta­łam z pod­łogi, obmy­łam twarz, umy­łam zęby i zeszłam na dół do kuchni, by napić się wody. Ale cisza! Spoj­rza­łam przez okno na zapar­ko­wane przed domem dwa auto­kary i mnó­stwo samo­cho­dów. Namiot, który stał w ogro­dzie, miał zostać sprząt­nięty dopiero po popra­wi­nach. Spoj­rza­łam na swoją dłoń, na któ­rej błysz­czały obrączka i pier­ścio­nek zarę­czy­nowy. Ten pierw­szy, który dosta­łam zaraz po przy­jeź­dzie Bray­ana do Nowego Jorku, prze­ło­ży­łam na lewą dłoń. Wszyst­kie były takie piękne! Na mojej obrączce wygra­we­ro­wano datę i imię Bray­ana, na jego wid­niał dopi­sek „NA ZAWSZE”. Niby to banalne, ale ja tak chcia­łam. Nala­łam sobie wody i usia­dłam na wyso­kim krze­śle sto­ją­cym przy kuchen­nej wyspie. Dopiero teraz poczu­łam, jak bar­dzo bolą mnie stopy. Dobrze, że na popra­winy mia­łam zało­żyć wygodne buty na nie­wiel­kim obca­sie.

Kiedy wycho­dzi­łam z kuchni, zoba­czy­łam, że drzwi gabi­netu Ericka są uchy­lone. Usły­sza­łam męskie głosy, nale­żały do Ericka i Gor­dona. Pode­szłam bli­żej.

– No i widzisz… teraz to już wszystko stra­cone… – mówił, a wła­ści­wie beł­ko­tał Erick. Był nie­źle wsta­wiony.

– Ile razy mam ci powta­rzać, że to nie jej wina? Schrza­ni­łeś to, dałeś jej odejść i pozwo­li­łeś, by zwią­zała się z innym face­tem. To do cie­bie nie­po­dobne – mówił zde­ner­wo­wany Gor­don.

On też chyba nie był naj­trzeź­wiej­szy, ale na pewno nie tak pijany jak Erick.

– A co mia­łem zro­bić? Myśla­łem, że mnie nie kocha! Nie mogłem jej zmu­sić, by ze mną była!

W tym momen­cie usły­sza­łam gło­śny dźwięk, jakby ktoś w coś ude­rzył. Pod­sko­czy­łam i sama naro­bi­łam hałasu. Nie­wiele bra­ko­wało, a wyda­łoby się, że stoję w kory­ta­rzu.

– Prze­cież to było oczy­wi­ste, że ona cię kocha! Każdy to widział, Brayan też. Tole­ro­wał to, bo nie chciał jej stra­cić, no i dopiął swego, bo wła­śnie została jego żoną, a nie twoją, idioto!

– Wal się, Fox! Nie wiesz, jak się teraz czuję. Brayan jest dla mnie jak rodzina. Kurwa, naprawdę go polu­bi­łem, poko­cha­łem jak brata. Auten­tycz­nie! Jest w jakimś sen­sie do mnie podobny, tylko nie ma jak ja kija w tyłku. Jest wylu­zo­wany i bar­dziej wyro­zu­miały. Czy ty wiesz, że on chce jej pozwo­lić zro­bić prawo jazdy na motor?

Nie powin­nam była ich pod­słu­chi­wać, ale cie­ka­wość zwy­cię­żyła. Sta­łam jak wmu­ro­wana.

– Dobry z niego chło­pak, choć ma swoje pro­blemy. On był uza­leż­niony, tak?

– Tak, od alko­holu, nar­ko­ty­ków, leków i kobiet…

– To cho­lerne obcią­że­nie. Meg o tym wszyst­kim wie?

– Chyba tak, to zna­czy wie o trzech pierw­szych. Nie wiem, jak przed­sta­wił pro­blem z uza­leż­nie­niem od seksu.

Nie wie­rzy­łam wła­snym uszom. Brayan był uza­leż­niony od seksu? Mówił, że miał wiele kobiet, że zda­rzały się cza­sami naprawdę dziwne sytu­acje, ale nie wspo­mniał o uza­leż­nie­niu! Erick przy­znał się do uza­leż­nie­nia, gdy opo­wie­dział mi o wer­bo­wa­niu kobiet. Ale Brayan nic takiego nie mówił. Czyżby naprawdę byli do sie­bie aż tak podobni? Kurwa, to nie­moż­liwe! Tylko nie Brayan!

– Ich zwią­zek też cha­rak­te­ry­zuje się dużą aktyw­no­ścią sek­su­alną. Zupeł­nie tak jak wasz, prawda?

– Nie­stety tak. Meg zawsze będzie dla mnie naj­bar­dziej nie­winną osobą na świe­cie i to mimo tego wszyst­kiego, co wiem. Brayan dosko­nale wie­dział, że nie jest doświad­czona. Nakry­łem ich kilka dni przed ślu­bem, gdy posu­wał ją w sypialni.

– No co ty?! Nie żar­tuj! Nakry­łeś ich? – Gor­don aż pisnął z zasko­cze­nia. – Opo­wia­daj! – dodał.

Zago­to­wa­łam się. Mia­łam ochotę tam wejść. Cho­lera! Erick będzie mu teraz opo­wia­dał? No, kurwa mać!

– To było jakoś po tym, jak Meg nakryła mnie z Tani­shą po kon­cer­cie Bouchera. W sumie jeste­śmy kwita, tyle że kiedy ich zoba­czy­łem, mia­łem ochotę albo na nich patrzeć, albo się przy­łą­czyć. Rozu­miesz to? Ja miał­bym dołą­czyć do nich…

– Dziwne, fakt.

– Ni­gdy w życiu nie zgo­dził­bym się na trój­kąt z Megan, ale gdy ich wtedy zoba­czy­łem… Była naga, taka roz­grzana… jej skóra była taka deli­katna, świeża, zaró­żo­wiona… Kurwa, mówię ci! Tyle czasu minęło, a ja wciąż jej pra­gnę.

– Nie dzi­wię się, jest piękna, choć za szczu­pła. Gdy się pozna­li­ście, miała bar­dziej kobiece kształty. Ale biust jej został. Cycki ma ide­alne, co?

Nie podo­bał mi się spo­sób, w jaki o mnie mówili. Z dru­giej strony cóż… prze­cież to byli faceci.

– Ide­alne? Gor­don, ona cała jest ide­alna! Piersi ma cudowne… ale naj­bar­dziej kręci mnie jej tyłek. Zawsze chcia­łem się do niego dobrać, ale nie mia­łem odwagi pro­po­no­wać, bo wie­dzia­łem, że by się na to nie zgo­dziła.

– Nie upra­wia­li­ście seksu anal­nego? – Gor­don był wyraź­nie zdzi­wiony.

Naprawdę powin­nam była już dać sobie spo­kój i iść na górę, ale cie­ka­wość była sil­niej­sza. Słu­cha­łam dalej.

– Nie – wes­tchnął Erick. – Ale i tak seks, jaki z nią upra­wia­łem, był naj­lep­szy w całym moim życiu. Wiesz o co cho­dzi… Zawsze to kobiety robiły to, czego chcia­łem, przej­mo­wały pałeczkę, by mnie zado­wo­lić, a ja trak­to­wa­łem je jak zwy­kłe dziwki.

– Bo to były dziwki… – dopo­wie­dział Gor­don.

– No, w więk­szo­ści, choć Monica to była inna bajka.

– Nie wyma­wiaj przy mnie jej imie­nia! Nie­na­wi­dzę tej szmaty! – wrza­snął Gor­don.

– Wiem, że to, co zro­biła, jest nie­wy­ba­czalne, ale kryje się pod tym coś głęb­szego. Oba­wiam się, że Filip miał na nią coś wię­cej i dla­tego zro­biła to, co zro­biła. Szan­ta­żo­wał ją, miał nagra­nia, jak ją pie­przył, wie­dział o jej ciem­nych inte­re­sach. Moi ludzie pra­cują nad tą sprawą, by jej pomóc.

Nie mogłam uwie­rzyć, w to, co usły­sza­łam. Erick chciał pomóc Monice?!

– Słu­cham? Chcesz jej pomóc?! Popier­do­liło cię?! – Gor­don nie krył obu­rze­nia.

– Ona nie miała poję­cia, co dokład­nie pla­no­wał Filip. Wie­działa tylko o porwa­niu Adama, o tym, co zro­bił, dowie­działa się ode mnie pod­czas widze­nia.

– Widzia­łeś się z nią?! – wrzesz­czał Gor­don.

– Tak. Była prze­ra­żona i roz­trzę­siona. Prze­pra­szała i zarze­kała się, że nie miała o niczym poję­cia, że Filip ją też zasko­czył.

– A ty jej wie­rzysz?!

– Tak, wie­rzę jej, aku­rat tym razem jej wie­rzę.

Że co?! Byłam obu­rzona, mia­łam ochotę wejść do pokoju i zro­bić mu awan­turę. Okła­mał mnie! Powie­dział, że nie będzie jej poma­gał! Dupek!

– Zadzi­wiasz mnie, ale skoro mówisz, że fak­tycz­nie o niczym nie wie­działa, to moż­liwe, że tak było. Co jed­nak nie zmie­nia faktu, że na­dal jej nie­na­wi­dzę. Chciała znisz­czyć moje mał­żeń­stwo…

– Wiem, Gor­do­nie. Monica nie jest nie­wi­niąt­kiem, ale w tym przy­padku jest ofiarą. Zro­bię wszystko, by jej pomóc. Została oskar­żona o współ­udział w porwa­niu i usi­ło­wa­niu podwój­nego zabój­stwa, grozi jej doży­wo­cie.

– Nie sądzisz, że zasłu­żyła sobie na to wszystko? Zwa­żyw­szy na to, co robiła wcze­śniej…

– My też to robi­li­śmy, Gor­do­nie. Wyszu­ki­wa­li­śmy kobiety, pie­przy­li­śmy je, by potem zwer­bo­wać do agen­cji…

– To co innego!

– Pie­przysz głu­poty! Jak „innego”? „Innego”, bo co? Bo nie wni­ka­li­śmy, co dalej się z nimi dzieje?

Ponow­nie usły­sza­łam ten gło­śny dźwięk. Byłam pewna, że Erick w coś ude­rzył, by dać upust emo­cjom.

– Nie zmu­sza­li­śmy żad­nej do niczego, a Monica zmu­szała nie­które z nich. Uza­leż­niała od nar­ko­ty­ków, sto­so­wała prze­moc fizyczną i psy­chiczną! Zastra­szała je.

– Wiem, kurwa, wiem! I to mnie boli! Jak mogli­śmy o tym nie wie­dzieć?

– One się bały. Pamię­tasz Vivienne?

– Vivienne… Taka ruda?

– Tak, ta.

– Ale to ty ją zwer­bo­wa­łeś, nie ja.

– Mniej­sza z tym. Któ­re­goś razu, jesz­cze zanim wzią­łem ślub z Jen­ni­fer, gdy się z nią spo­tka­łem, dała mi do zro­zu­mie­nia, że chcia­łaby zre­zy­gno­wać. Dopiero teraz uświa­do­mi­łem sobie dla­czego. Miała wtedy siniaki na nogach. Skła­mała, że jeź­dziła konno i spa­dła.

– Marina też czę­sto miała siniaki, ale ona lubiła spe­cy­ficz­nych klien­tów. Dosta­wała za to dodat­kową kasę.

– Ona spo­tkała się z Meg. Wiesz o tym?

– Wiem. Na szczę­ście nie powie­działa za dużo, ostrze­gła ją nawet. Powie­działa, że Monica coś knuje z rosyj­ską mafią.

– Kurwa, szkoda dziew­czyny, Monica miała na nią ogromny wpływ. Nawet ją lubi­łem, zawsze była taka wesoła.

– Ech… Chyba pora spać, dziś są popra­winy.

– Jen­ni­fer już śpi, narze­kała, że poro­biły się jej pęche­rze na sto­pach. A ty co? Idziesz do Any?

– Sam nie wiem, chyba potrze­buję być sam.

– Nie zadrę­czaj się. Nic już nie zro­bisz.

– To co? Radzisz mi iść i zerżnąć Ana­sta­zję, by się zre­lak­so­wać?

Usły­sza­łam iro­niczny śmiech Ericka.

– Myślę, że porządne bzy­ka­nie lub cho­ciaż dobra laska na pewno ci nie zaszko­dzą, stary!

– Gor­do­nie Fox, gdyby sły­szała pana pań­ska żona! – Erick się roze­śmiał.

– Na szczę­ście nie sły­szy! Bo by mnie chyba zabiła! – stwier­dził Gor­don.

– Chodź spać. Muszę być wypo­częty na popra­winy.

– Jasne.

– Dzięki za roz­mowę. Zawsze można na cie­bie liczyć, stary!

Kiedy usły­sza­łam ich poże­gna­nie, wpa­dłam w popłoch. Uzna­łam, że nie zdążę wró­cić do sypialni, posta­no­wi­łam więc pobiec do kuchni. Nie­stety, po dro­dze zaha­czy­łam o komodę i upa­dłam jak długa na posadzkę.

– Aua! – zaję­cza­łam z bólu. – Kurwa mać! – zaklę­łam na głos, bo aku­rat ude­rzy­łam się w mały palec.

W tym cza­sie z pokoju wyszli Erick i Gor­don. Na mój widok bar­dzo się zdzi­wili. Zupeł­nie nie rozu­mieli, co tu robię.

– Co ty robisz? – zapy­tał Erick, pod­szedł do mnie i przy­glą­dał mi się cie­ka­wie.

– Prze­wró­ci­łam się przez tę pie­przoną komodę! – wark­nę­łam i z całej siły ude­rzy­łam w paskudny mebel. Cała ja… Teraz na doda­tek bolała mnie jesz­cze ręka.

– Oj, nie­zdaro! – Erick ujął moją dłoń i poca­ło­wał deli­kat­nie.

– Ericku, mie­li­śmy iść spać – przy­po­mniał Gor­don.

– To idź. Znasz drogę – odrzekł Erick, zupeł­nie na niego nie patrząc.

– Ericku! – Gor­don był naprawdę zły.

– Idź, pro­szę cię.

Przez chwilę w ciszy mie­rzyli się wzro­kiem. Potem Gor­don bez słowa poszedł do pokoju.

Erick tym­cza­sem ujął moją dłoń i pomógł mi wstać.

– Dzię­kuję – powie­dzia­łam.

– Znowu źle się poczu­łaś? – zapy­tał zmar­twiony, gdy zaję­li­śmy miej­sca w kuchni przy wyspie.

– Tak, obu­dziły mnie nud­no­ści i zeszłam się napić – skła­ma­łam naprędce.

Ulżyło mi, że się nie zorien­to­wał, że pod­słu­chi­wa­łam ich roz­mowę. Choć to, co usły­sza­łam o Bray­anie, naprawdę mnie zasta­no­wiło. Czy był uza­leż­niony od seksu? Jeśli tak, czy to się jakoś leczy? Erick cho­dził chyba na jakąś tera­pię, ale naj­wy­raź­niej nie­wiele pomo­gła.

– Kiedy masz następną wizytę u leka­rza? – zapy­tał spo­koj­nie Erick, wyj­mu­jąc z barku szklankę do whi­sky. Napeł­nił ją do połowy i natych­miast upił duży łyk.

– Za dwa tygo­dnie – odpo­wie­dzia­łam cicho. – A tobie jesz­cze mało? Nie podoba mi się, że tyle pijesz – powie­dzia­łam.

Sły­sząc moje słowa, zaczął się śmiać.

– No cóż… – odło­żył szklankę na gra­ni­towy blat i pod­szedł do mnie.

Sta­nął naprze­ciw mnie w taki spo­sób, że byłam unie­ru­cho­miona. Spoj­rza­łam na niego zasko­czona. Co on wypra­wiał? Odchy­li­łam się, ale za ple­cami mia­łam tylko kuchenny blat, a po bokach jego silne ręce.

– Jestem doro­słym chłop­cem i mogę robić to, na co mam ochotę, prawda? – powie­dział, patrząc na mnie cha­rak­te­ry­stycz­nym wzro­kiem.

O nie! Ja to znam! Muszę stąd ucie­kać, bo źle się to skoń­czy.

– Cza­sami mam wra­że­nie, że jesteś dziec­kiem, a nie doro­słym face­tem – odpar­łam, pró­bu­jąc zacho­wać spo­kój.

– Oj, maleńka, mógł­bym ci teraz udo­wod­nić, jakim doj­rza­łym face­tem jestem! – szep­nął Erick, przy­su­wa­jąc się do mnie nie­bez­piecz­nie bli­sko.

Na udzie poczu­łam jego erek­cję.

– Ericku! – zapisz­cza­łam, zasko­czona jego zuchwa­ło­ścią.

– No co? Zmie­ni­łaś zda­nie? – pro­wo­ko­wał, nie spusz­cza­jąc ze mnie wzroku.

– Nie będę z tobą roz­ma­wiać, gdy jesteś w takim sta­nie. Puść mnie! Chcę iść spać! – sta­ra­łam się mówić spo­koj­nie, ale nie było to łatwe. Erick był pijany, nie wie­dzia­łam, jak się zachowa.

– Twoim zda­niem jestem nie­trzeźwy?

Kiedy nachy­lił się nade mną, poczu­łam gorzki zapach alko­holu, ale też woń jego ciała. Pach­niał cudow­nie.

– Alko­mat na pewno nie zaświe­ciłby na zie­lono – oznaj­mi­łam zło­śli­wie.

– Oj, ty i ten twój cięty języ­czek. Uwiel­biam to w tobie…

W tym momen­cie zde­cy­do­wa­nym ruchem dotknął mojej brody. Jego zacho­wa­nie tak mnie prze­ra­ziło, aż pisnę­łam cicho. On jed­nak się tym nie zra­ził. Przez chwilę wpa­try­wał się we mnie, a potem zamknął oczy. Mia­łam wra­że­nie, że pró­buje się opa­no­wać. Sły­sza­łam jego szybki oddech. W końcu otwo­rzył oczy, poca­ło­wał mnie w poli­czek i powie­dział:

– Idź spać, Meg.

– Wła­śnie taki mam zamiar – odpo­wie­dzia­łam i potrzą­snę­łam głową.

Erick puścił moją brodę i zro­bił krok w tył. Zsu­nę­łam się ze stołka i obcią­gnę­łam koszulkę, która pod­wi­nęła mi się, odsła­nia­jąc pupę.

– Dobra­noc, Ericku – rzu­ci­łam szybko i czym prę­dzej wyszłam z kuchni.

W sypialni zer­k­nę­łam na zega­rek, docho­dziła siódma rano. Wsko­czy­łam do łóżka i wtu­li­łam się w pochra­pu­ją­cego męża. Oczy­wi­ście zaj­mo­wał całe łóżko, nogę i rękę trzy­mał na mojej poło­wie, może szu­kał mnie we śnie. Mam­ro­tał coś nie­zro­zu­miale pod nosem. Poca­ło­wa­łam go w oboj­czyk i poło­ży­łam głowę na jego piersi. Zamknę­łam oczy, a po chwili zasnę­łam.

Brayan pró­bo­wał mnie dobu­dzić, bo zaraz miały się roz­po­cząć popra­winy. Była pierw­sza po połu­dniu, na czter­na­stą zapla­no­wano uro­czy­sty obiad. Byłam nie­przy­tomna i nie mia­łam ochoty wsta­wać, a tym bar­dziej scho­dzić na dół do gości. Wie­dzia­łam, że bez­na­dziejna ze mnie gospo­dyni, ale nic nie mogłam na to pora­dzić. Byłam nie­ludzko zmę­czona, w dodatku fatal­nie się czu­łam – na­dal bolał mnie brzuch.

– Wsta­waj, śpio­chu! Wyśpisz się jutro, a dziś mamy obo­wiązki – mówił Brayan.

– Oddam wszystko za kawę z mle­kiem! – powie­dzia­łam, prze­krę­ca­jąc się na bok i zakry­wa­jąc oczy przed pro­mie­niami słońca wpa­da­ją­cymi do naszej sypialni.

Był bar­dzo ładny, sło­neczny dzień. Ide­alny na popra­winy. Cho­lera! Gdyby padało, goście szyb­ciej by poje­chali.

– Dobrze wiesz, że nie możesz. No już, wsta­waj! – Brayan zaśmiał się i klep­nął mnie w pupę.

– Męczysz cię­żarną żonę, to chyba jest karalne – zagro­zi­łam, po czym zakry­łam głowę poduszką.

Z dołu docho­dziły naszych uszu głosy roz­ba­wio­nych gości.

– Nie będę powta­rzał! Masz pół godziny i widzę cię na dole, przy moim boku! – Tym razem Brayan nie żar­to­wał. – Pół godziny! – powtó­rzył i wyszedł z sypialni.

– Spa­daj – powie­dzia­łam cicho i nakry­łam się koł­drą.

Minęło kolejne dzie­sięć minut, zanim zwle­kłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Nawet nie patrzy­łam w lustro, nie chcia­łam się doło­wać. Wzię­łam szybki prysz­nic. Przy­jem­nie chłodna woda tro­chę pobu­dziła mnie do życia. Zawi­nę­łam włosy, a potem usia­dłam przed toa­letką, by zro­bić maki­jaż.

Kole­żanka Kim, która mnie malo­wała, poka­zała mi kilka sztu­czek. Nało­ży­łam lekki krem wyrów­nu­jący kolo­ryt, uży­łam też brzo­skwi­nio­wego różu, który spra­wił, że wyglą­da­łam rześko. Pocią­gnę­łam tuszem rzęsy, usta pomalo­wałam dia­men­to­wym błysz­czy­kiem, na powieki zaś nało­ży­łam lekki wani­liowy pig­ment, który roz­świe­tlił oko. Przyj­rza­łam się swo­jemu odbi­ciu w lustrze – wyglą­da­łam naprawdę dobrze, maki­jaż może zdzia­łać cuda. Zado­wo­lona z sie­bie nakrę­ci­łam włosy na ter­mo­loki i poszłam do gar­de­roby po sukienkę. Zdję­łam z wie­szaka śliczną kre­mową bombkę uszytą z kilku warstw cie­niut­kiego tiulu, sukienka była lekka i zwiewna. Na nogi zało­ży­łam czó­łenka na plat­for­mie w kolo­rze nude. Były bar­dzo wygodne i nie tak wyso­kie jak wczo­raj­sze obu­wie, więc czu­łam się w nich sta­bil­nie. Odcze­ka­łam dwa­dzie­ścia pięć minut i zdję­łam wałki, następ­nie spry­ska­łam loki lakie­rem. O dziwo, tym razem nie napra­co­wa­łam się, ukła­da­jąc fry­zurę. Wpię­łam we włosy złotą ozdobną spinkę w kształ­cie kokardki. Dia­men­towe kol­czyki, które dosta­łam od mamy, razem z bran­so­letką dopeł­niały obrazu cało­ści. I tak po pięć­dzie­się­ciu minu­tach byłam gotowa. Uśmiech­nę­łam się do swo­jego odbi­cia w lustrze i wzię­łam głę­boki oddech. Prze­ra­żała mnie myśl o tym, co mnie cze­kało.

– Miało być pół godz…! – krzyk­nął Brayan. Wście­kły wszedł wła­śnie do sypialni. Na mój widok urwał w pół słowa.

Widzia­łam, że zro­bi­łam na nim wra­że­nie.

– Jestem już gotowa! – powie­dzia­łam, uśmie­cha­jąc się do niego.

– No dobrze, wygra­łaś. – Ton jego głosu był już znacz­nie łagod­niej­szy. Brayan pod­szedł do mnie i objął w pasie. – Jak ty to robisz? – zapy­tał.

– Co? – uda­łam, że nie wiem, co ma na myśli.

– Za każ­dym razem, gdy cię widzę, zapiera mi dech w pier­siach – odpo­wie­dział, a potem poca­ło­wał mnie w poli­czek.

– Ach, ma się ten urok oso­bi­sty! – rzu­ci­łam i by się z nim podro­czyć, zatrze­po­ta­łam rzę­sami.

– Lepiej chodźmy. Wszy­scy już cze­kają – powie­dział i wziął głę­boki oddech.

Znowu się uśmiech­nę­łam i przy­gry­złam wargę. Zro­bi­łam to z pre­me­dy­ta­cją.

– Jeśli jesz­cze raz to zro­bisz, goście umrą z głodu, cze­ka­jąc na obiad! – dodał cał­kiem poważ­nie.

Widzia­łam, że teraz chęt­nie by ze mną został sam na sam. Nie odpusz­cza­łam, otar­łam się pro­wo­ka­cyj­nie o jego udo, a on znie­ru­cho­miał.

– Dla­czego? – zapy­ta­łam i przy­gry­złam wargę.

– Bo mam ochotę cię zerżnąć, gdy jesteś w tej sukience! – odpo­wie­dział i wcią­gnął gło­śno powie­trze.

– To dla­czego tego nie zro­bisz? – Deli­kat­nie dotknę­łam pal­cem jego ust.

– Bo mam inne plany, kiedy będę kochał się z moją żoną po raz pierw­szy legal­nie i ofi­cjal­nie! Chodź! – Wziął mnie za rękę i wypro­wa­dził z sypialni.

Zasko­czona i roz­cza­ro­wana, a zara­zem pod­eks­cy­to­wana tym, że coś zapla­no­wał, drep­ta­łam za nim, sta­wia­jąc małe kroki.

Na dole spo­tka­li­śmy Kim i Roba. Na szczę­ście nie pytali o to, co się wczo­raj stało, co jed­nak bar­dzo mnie zdzi­wiło. To nie było w stylu mojej sio­stry, ale dla mnie lepiej. Moż­liwe, że Brayan popro­sił, by nie poru­szać tego tematu. Cie­kawe, czy moja mama to usza­nuje.

W namio­cie zmie­niono deko­ra­cje, z typowo wesel­nych na bar­dziej kla­syczne. Znik­nęły ozdoby z lodu i kwia­tów. Nasze oczy cie­szył widok wyjąt­kowo spo­koj­nego oce­anu. Choć był już wrze­sień, woda była jesz­cze na tyle cie­pła, że nabra­łam ochoty na kąpiel. Wie­dzia­łam jed­nak, że nie mogę sobie na nią pozwo­lić, nie mogłam ryzy­ko­wać prze­zię­bie­nia. Goście już cze­kali, nikt nie wyje­chał wcze­śniej, na­dal byli­śmy w kom­ple­cie. Posta­no­wi­łam roz­wiać wszel­kie wąt­pli­wo­ści i ogło­sić ofi­cjal­nie, że jestem w ciąży, byłam pewna, że mama i tak wszyst­kim powie­działa. Prze­pro­si­łam na chwilę Bray­ana i pode­szłam do kogoś z obsługi z prośbą, by zor­ga­ni­zo­wał mi mikro­fon. Sta­nę­łam na miej­scu, gdzie wczo­raj grał zespół, i wzię­łam głę­boki oddech.

– Czy mogę pro­sić o chwilkę uwagi? – powie­dzia­łam.

Mój głos roz­brzmiał w namio­cie i spoj­rze­nia wszyst­kich zgro­ma­dzo­nych spo­częły na mnie. Widzia­łam rodzi­ców, teściów, przy­ja­ciół, a także Ericka, któ­rego trudno było przy­dzie­lić do któ­rej­kol­wiek grupy. Mimo że kilka godzin temu był pijany w sztok, teraz w sza­rych fla­ne­lo­wych spodniach i bia­łej lnia­nej koszuli wyglą­dał rewe­la­cyj­nie.

Gdy roz­mowy uci­chły, uśmiech­nę­łam się i kon­ty­nu­owa­łam swoje wystą­pie­nie:

– Chcia­łam wszyst­kich bar­dzo ser­decz­nie prze­pro­sić wczo­raj­sze zaj­ście. – Spoj­rza­łam w stronę taty, który patrzył na mnie i uśmie­chał się lekko. – Jak już pew­nie więk­szość z was wie, spo­wo­do­wane to było tym, że jestem w ciąży – wypa­li­łam.

– Tak szybko? Prze­cież dopiero co była noc poślubna?! – zażar­to­wał któ­ryś z moich wuj­ków.

Po jego sło­wach wszy­scy wybuch­nęli śmie­chem.

– Dziś zaczyna się ósmy tydzień, wujku – dopre­cy­zo­wa­łam.

W tym momen­cie pod­szedł do mnie Brayan, objął mnie i poca­ło­wał w poli­czek.

– Chcie­li­śmy podzię­ko­wać za cudowne wesele, mimo że skoń­czyło się ono dla nas wcze­śniej, niż zamie­rza­li­śmy – powie­dział do mikro­fonu mój mąż.

Roz­le­gły się okla­ski. Powoli zeszli­śmy z podium i uda­li­śmy się do sto­lika. Wła­śnie podano obiad, ale mój żołą­dek nie­stety niczego nie przy­swa­jał. Jedyne, co mogłam zjeść, to kawa­łek bagietki, którą podano do zupy. Rozej­rza­łam się po sali i stwier­dzi­łam, że wszy­scy byli w wyśmie­ni­tych humo­rach. Mojej mamie chyba prze­szła złość, w ogóle nie nawią­zy­wała do wczo­raj­szego zaj­ścia. Obok nas sie­dzieli Alex z Tomem (mój przy­ja­ciel miał ogrom­nego kaca) oraz Erick i Ana­sta­zja, która wyglą­dała jak zawsze nie­na­gan­nie. Chyba jako jedyna z gości nie miała humoru. Zauwa­ży­łam także, że Eliot i James dopięli swego. Byłam prze­ko­nana, że bzyk­nęli moje kuzynki, bo sie­dzieli z nimi przy stole i mig­da­lili się. Na ich widok zro­biło mi się nie­do­brze. Dzi­siaj jesz­cze musieli zacho­wy­wać się popraw­nie, ale jutro wyjadą i zapo­mną imiona dziew­czyn, o ile w ogóle je pamię­tali.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki