Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Jestem katolikiem niepraktykującym", czy nawet częściej: "Jestem wierzącym niepraktykującym", to sformułowania, które wcale nie należą dziś do rzadkości. Wielu ludzi odnajduje się w tego rodzaju deklaracjach. Nabrały one cech utartych formuł. Przestają nas nawet zdumiewać. Wręcz porażają swoją banalnością.
Denis La Balme, jako filozof, postanowił rozważyć na nowo znaczenie powyższych sformułowań. Alain Quilici, dominikanin, autor wielu książek, nie pozostał natomiast obojętny wobec faktu, że praktyki religijne traktowane są jako opcja, którą da się pominąć. Rozważania obu autorów wzajemnie się dopełniają, podejmując istotny dziś temat: Po co praktykować, gdy się wierzy??
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 226
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału
Pourquoi pratiquer quand on est croyant?
© Éditions des Béatitudes 2008
Burtin, 41-600 Nouan-le-Fuzelier
Société des Oeuvres Communautaires, grudzień 2008
© Wydawnictwo „Bernardinum”, Sp. z o.o.
Pelplin 2013
redakcja
Anna Faszczowa
projekt okładki
Marcin Lipiński
Nihil obstat
ks. Zdzisław Benedict
cenzor ksiąg religijnych
Imprimatur
f Ryszard Kasyna
Biskup Pelpliński
Pelplin, dnia 14 stycznia 2013 r.
L.dz. 2/2013/K.0rd.
Wydawnictwo „Bernardinum” Sp. z o.o.
ul. Biskupa Dominika 11, 83-130 Pelplin
tel. +48 58 536 17 57; fax +48 58 536 17 26
bernardinum@bernardinum.com.pl
www.bernardinum.com.pl
ISBN 978-83-7823-047-2
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
„Jestem katolikiem niepraktykującym”, czy nawet częściej: „Jestem wierzącym niepraktykującym”, to sformułowania, które wcale nie należą dziś do rzadkości. Wielu ludzi odnajduje się w tego rodzaju deklaracjach. Nabrały one cech utartych formuł. Przestają nas nawet zdumiewać. Wręcz porażają swoją banalnością.
Denis La Balme, jako filozof, postanowił rozważyć na nowo znaczenie powyższych sformułowań. Z logicznego punktu widzenia stawia sprawę następująco: czy nie ma sprzeczności w tym, że dana osoba uważa się za wierzącą i niepraktykującą? Czy wiara i praktyki religijne nie są czymś nierozłącznym? Jego wywód zmierza do refleksji nad samą możliwością bycia wierzącym niepraktykującym. Taka jest treść pierwszej części niniejszej książki. Denis La Balme sięga do źródeł tego współczesnego podejścia, odwołując się między innymi do myśli Jeana-Jacquesa Rousseau.
Alain Quilici, dominikanin, autor wielu książek, nie pozostał natomiast obojętny wobec faktu, że praktyki religijne traktowane są jako opcja, którą da się pominąć. Zbyt wielu wierzących, również wierzących katolików, uważa wprawdzie wiarę za coś istotnego, lecz jej praktykowanie za sprawę drugorzędną. Ludzie dziś – twierdzi Alain Quilici – powinni odnaleźć drogę do prawdziwego Pokarmu, do samego źródła Życia. Jest rzeczą godną pożałowania, że wielu zagubiło wrażliwość na piękno celebracji eucharystycznej. Świadom tego, że niepraktykujący katolicy nie dostrzegają skarbu, który jest tak blisko, Alain Quilici OP proponuje, żeby mówić, wręcz obwieszczać znaczenie praktyk religijnych w życiu wierzących. Jego wywód zawarty został w drugiej części książki.
Rozważania obu autorów wzajemnie się dopełniają. Denis La Balme pyta: „Czy można wierzyć i nie praktykować?”, zaś Alain Quilici OP stawia nas wobec kwestii: „Dlaczego praktykować, gdy się wierzy?”. Obaj uznali za ważne, by w Aneksach, odwołując się do specjalistów, ukazać relacje zachodzące między wiarą a praktyką w innych religiach. W niniejszej książce, będącej kolejnym owocem ich współpracy1, podejmują delikatny temat, którego dzisiaj nie sposób pominąć.
1. Powszechny brak praktyk
Kim są „wierzący niepraktykujący”? Wszyscy, którzy w ten sposób siebie określają, potwierdzają brak praktyk religijnych (w przypadku chrześcijanina oznacza to brak modlitwy, chodzenia do kościoła, uczestnictwa we Mszy świętej itd.), ale mówią, że wierzą. Uważają się za wierzących, nie praktykując swej wiary, czyli nie realizując jej w codziennym życiu. Nie jest więc pewne, czy faktycznie wierzą. Być może zatem niesłusznie nazywają siebie ludźmi wierzącymi?
Brak praktyk religijnych jest szeroko rozpowszechnionym zwyczajem. Wielu chrześcijan zostało ochrzczonych, przystąpiło do Pierwszej Komunii świętej, do bierzmowania, a jednak dawno temu porzuciło Kościół. Narzeczeni przygotowujący się do małżeństwa są w przytłaczającej większości – jak sami mówią – „katolikami niepraktykującymi”. Podobnie jest z wieloma członkami rodzin spotykającymi się na pogrzebie albo z niektórymi rodzicami zapisującymi swoje dzieci na lekcje religii. Wszystkie najnowsze sondaże wskazują na porzucanie wiary, a przede wszystkim praktyk religijnych.
Coraz mniej Francuzów przyznaje się otwarcie do swego katolicyzmu, począwszy od wierzących uczniów chodzących do koledży i prywatnych liceów katolickich. Wielu uczniów wstydzi się wobec kolegów tego, że wierzy, i, co gorsza, że praktykuje. Nawet ludziom dorosłym, intelektualistom, naukowcom czy filozofom, trudno jest o tym głośno mówić. Przyznawanie się do swego katolicyzmu to narażanie się na dyskwalifikację w płaszczyźnie intelektualnej. Myśl chrześcijańską uważa się bowiem za skażoną przez wiarę, a nie za racjonalną i obiektywną. Odpowiedzialnemu politykowi dziennikarze każą się nieustannie tłumaczyć i usprawiedliwiać, że jest katolikiem, gdyż dla nich jest to równoznaczne z sekciarstwem i wstecznictwem. Dyrektor katolickiej telewizji KTO, Damien Dufour, sądzi, że mamy do czynienia z ewidentnym kompleksem przyznawania się do wiary. Nie pomaga w tym obraz Kościoła prezentowany w mediach2. Reklamy pokazują mnichów i zakonników w groteskowych sytuacjach, a najmniejsze gorszące wydarzenie z ich udziałem bezlitośnie przedstawia się w reportażach czy dziennikach telewizyjnych. Gdyby w podobny sposób postępowano z rabinami lub imamami, czy nie wywołałoby to silnych reakcji w ich wspólnotach?
Sytuacja, w której wiara, zwłaszcza chrześcijańska, jest dyskredytowana, z pewnością nie prowadzi do antyklerykalizmu we wcześniejszym wydaniu, rodzi jednak ugrzecznioną lub kpiącą obojętność, połączoną z olbrzymią niewiedzą. Otwarte przyznawanie się do wiary chrześcijańskiej, nawet w liceum katolickim, wydawałoby się, przychylnie do niej nastawionym, wiąże się niekiedy z hero izmem. Rosnące powodzenie szkolnictwa prywatnego nie powinno przesłaniać rzeczywistych motywacji rodziców zapisujących swoje dzieci do tego rodzaju szkół. Najczęściej nie czynią oni tego ze względu na przekonania religijne, ale żeby uniknąć niepowodzeń dziecka w nauce i przemocy w szkole. Rodziców przyciągają pewne ramy, dyscyplina, nawet rygor, o który trudno w szkole publicznej; rzadko jednak to, co proponuje w danej placówce duszpasterstwo.
Francuzi pytani w ankietach o przekonania religijne nie odpowiadają szczerze i chętnie. Na podstawie ankiet można jednak zauważyć, że coraz mniej praktykuje spośród tych, którzy uważają się za katolików. 13% przyznaje się do okazjonalnych (z uwagi na szczególne okoliczności) praktyk religijnych. 47% (!) uważa się za wierzących niepraktykujących3. Jedynie 8-9% (zależnie od sondaży) praktykuje regularnie. Te ostatnie dane dotyczące praktyk spadły zresztą z 13% w 1988 roku do mniej niż 9% obecnie. Praktykujący katolicy chodzą regularnie na Mszę świętą, ale rzadko czytają Pismo Święte, prawie nie uczestniczą w katechezach czy w modlitwie różańcowej, jeszcze rzadziej chodzą na spotkania grup modlitewnych czy adorację Najświętszego Sakramentu. Statystyki wskazują na systematyczny spadek liczby chrztów dzieci (z 444 571 w 1992 roku do 385 460 w 2002 roku), jak również liczby wyświęcanych księży (1000 rokrocznie na początku lat pięćdziesiątych XX wieku do 105 w 2003 roku4). Nie chodzi o to, żeby potępiać czy osądzać, ale żeby zwyczajnie stwierdzić, że praktykujący chrześcijanie są w mniejszości i ich liczba stale spada.
Nikt nie może pozostawać na ten fakt obojętnym. Dlaczego coraz mniej katolików praktykuje? Jak doszło do tego, że Kościół stracił na atrakcyjności i znaczeniu? Dlaczego uczestnictwo we Mszy świętej jest ignorowane przez tylu katolików?
Trzeba będzie najpierw ujawnić przyczyny, niekiedy ukryte, z powodu których doszło do takiego osłabienia praktyki chrześcijańskiej wiary. Niepraktykujący katolik musi zadać sobie pytanie, czy porzucając Kościół, może w dalszym ciągu nazywać siebie chrześcijaninem. Ale i ten, kto praktykuje, kto uważa się za „dobrego” chrześcijanina, powinien zadać sobie pytanie, dlaczego tylu jego braci nie chce go naśladować. Kto wie, czy nie ja sam byłem przyczyną zgorszenia lub przeszkody w wierze moich bliskich? Każdy katolik wezwany jest do rozważenia w sumieniu tej kwestii, co stanowi jeden z przejawów odpowiedzialności i solidarności, jakie z chwilą chrztu stały się naszym udziałem. Czy zawsze jesteśmy dobrymi świadkami? Czy księża nie mają sobie nic do zarzucenia? Co myśleć na przykład o celebransach ostro strofujących wiernych, którzy nie śpiewają podczas liturgii? Niezręczna forma pouczeń moralnych, na przykład podczas kazania, może niektórych wiernych na długo zniechęcić do pojawienia się w kościele. A co z rodzicami, którzy zmuszają swoje dzieci, już dorosłe, do chodzenia na Mszę, a gdy nie idą, mają im to za złe i tym samym wymierzają im karę? Czy to najlepszy sposób, by je zachęcić? Czy
Powszechny brak praktyk zawsze wzbudzamy w innych pragnienie praktykowania i modlitwy w Kościele?
Nietzsche, który, zresztą, obrał sobie chrześcijaństwo za ulubiony cel ataków, często mówił swoim bliskim, że patrząc na chrześcijan wychodzących z kościoła, wcale nie ma ochoty do niego wstępować. Kościół nie jest zewnętrzną wobec nas instytucją, złożoną jedynie z papieża, biskupów i prezbiterów – jest także, i przede wszystkim, ludem wierzących, wspólnotą braci Jezusa, do której się przyłączam; jest moją prawdziwą rodziną na ziemi i w niebie. Słowa te odnoszą się do nas wszystkich jako do członków tej samej rodziny.
Rzecz w tym, by wiedzieć, czy słusznie ktoś uważa się za wierzącego, gdy nie praktykuje. Albo jakim rodzajem człowieka wierzącego ktoś taki jest? Co brak praktyk odsłania z samej istoty wiary? Czy mogę wierzyć tak samo i w to samo, kiedy praktykuję i kiedy nie praktykuję? Czy praktyka i wiara są do tego stopnia rozdzielne, iż da się potwierdzić jedną, negując zarazem drugą? Czym zatem jest wiara, której się nie praktykuje? Czy faktycznie ma rację ktoś, kto uważa się za katolika, a od lat nie przestąpił progu świątyni?
Jak określić „niepraktykującego” ekologa? Co sądzić o kimś, kto wygłasza piękne przemowy na temat ocieplenia klimatu, piękna przyrody itp., ale wskakuje do wielkiego auta, żeby jechać po pieczywo na drugi koniec ulicy, albo kto pochwala metodę recyklingu śmieci, ale nie ma ochoty segregować własnych? Czy dałoby się powiedzieć o kimś takim, że jest „ekologiczny”? A kim jest niepraktykujący nudysta?! A kim sportowiec, który w ogóle nie uprawiałby sportu? A mąż, który nie okazywałby miłości swojej żonie? Czy miłość, której się nie okazuje, jest jesz – cze miłością? Czy można mówić o miłości do dziecka, jeśli nigdy się go nie przytuliło?
Czym jest taka wiara, której się nie praktykuje? Czy posiadane przekonania da się pogodzić z brakiem wcielania ich w życie? Czy brak praktyk, ogólnie rzecz biorąc, nie narusza w znaczący sposób samej wiary?
Czy człowiek wierzący naprawdę wierzy, kiedy nie praktykuje? Czy wyrażenie „wierzący niepraktykujący” ma jeszcze jakiś sens? Czy nie jest samo w sobie sprzeczne?
Aby podjąć próbę odpowiedzi na te pytania, trzeba przedstawić powody całkowitego zaniechania praktyk albo podejmowania ich tylko przypadkowo i epizodycznie. Dlaczego tak wielu chrześcijan opuszcza dziś Kościół, a szczególnie Mszę świętą?
Czy za praktykami religijnymi lub za ich brakiem nie stoi swoiste pojęcie wiary? Redukuje się ją do subiektywnego przekonania, zespołu poglądów, mniej lub bardziej mglistych opinii bez konkretnych konsekwencji i osobistego zaangażowania. Wszystko dzieje się tak, jakby przedmiotem wiary był zbiór idei, do których można przylgnąć rozumem, nie przyjmując praktycznych tego skutków na płaszczyźnie wyborów życiowych.
Czym w gruncie rzeczy jest wiara? Do jakiej wiary, w co czy kogo, jesteśmy zaproszeni, kiedy uważamy się za chrześcijan?
2. Usprawiedliwianie braku praktyk
Powodów, które usprawiedliwiają brak praktyk religijnych lub ich ograniczenie do minimum, jest niemało. U wielu ludzi wiara i praktyka nie należą dziś do tej samej sfery i nie można ani nie należy ich ze sobą mieszać. Wiara postrzegana jest jako coś wewnętrznego i głęboko osobistego, a praktyka jako coś zewnętrznego i płytkiego. Wiara to coś czystego, czego praktyka nie powinna zabrudzić. Ów rozziew między tym, co wewnętrzne i czyste, a tym, co zewnętrzne i nieczyste, widać we wszystkich dziedzinach, nawet dalekich od jakiejkolwiek religijności.
Z tego rodzaju logiką mamy do czynienia na przykład w przypadku rzeczywistości określanej jako niewysłowiona. Łatwo przychodzi nam do głowy, że kiedy doświadczamy czegoś mocnego, wielkiego, intensywnego, nie jesteśmy w stanie oddać tego słowami. Nie powinniśmy nawet próbować tego robić, żeby tej rzeczywistości nie zniekształcić. Wolimy wtedy zamilknąć. Z jednej strony zatem mamy czystość tego, co jest odbierane wewnętrznie, z drugiej zaś niedoskonałość i nieczystość tego, co jest wyrażane na zewnątrz i sformułowane w mowie. Można by jednak zadać sobie pytanie: czym jest odczucie, które nie zostaje wypowiedziane, uświadomione i poddane refleksji?
Logikę tę widać także w pewnym podejściu do małżeństwa. Twierdzi się, iż wystarczy sama miłość, że więź miłosna jest czymś osobistym, nie ma zatem potrzeby wyrażać jej poprzez zewnętrzne i społeczne zaangażowanie. W ostateczności, niebranie ślubu stanowi tu dowód miłości. Wchodzenie w małżeństwo to narażanie miłości na wynaturzenie, „ubranie” jej w umowny, publiczny akt, który tylko ją zniekształca. Ludzie, którzy się pobierają, tak naprawdę się nie kochają, ponieważ potrzebują widzialnego, zewnętrznego zaangażowania, żeby się niejako upewnić co do siły ich rzekomej miłości.
Taki sposób myślenia w naturalny sposób przenika do religijności: praktykowanie, a zwłaszcza kult, kala czystość wiary. Wiara, osobista wiara jest – jak się uważa – czystsza, wznioślejsza, piękniejsza niż jej zewnętrzne przejawy. Wierzący niepraktykujący może sądzić, że jest lepszym wierzącym niż ten, kto praktykuje, kto wyraża na zewnątrz swoją wiarę i odczuwa potrzebę świadczenia o niej, by poczuć się pewniej. W ten sposób w mniemaniu niepraktykującego wiara i praktyka stają się sobie wrogie: prawdziwa wiara odsuwa na bok praktyki religijne, oceniając je jako niepotrzebne i niebezpieczne, odbierające wierze jej szczerość i autentyczność.
Chrześcijanie niepraktykujący myślą, że istotne jest samo życie, a nie kult, Msza święta, modlitwa. Jedną praktykę przeciwstawiają drugiej. Rozdzielają zaangażowanie w wierze, w Kościele od zaangażowania w świecie. Mogą powiedzieć, że praktykują swoją wiarę, ale poza Kościołem. Mówią, że żyją jak chrześcijanie i to im wystarczy. Twierdzą nawet, że ich praktyka jest wartościowsza od kultu. Za hipokrytów uważają osoby, które zadowalają się modlitwą, ale nie żyją po chrześcijańsku. Uważają je za zdolne prosić Boga o przebaczenie, ale nieprzebaczające swoim bliskim, zdolne głosić miłosierdzie, ale niepełniące uczynków miłosierdzia itd. Wyglądają one na chrześcijan, ale ich pobożność jest zafałszowana. Oni sami za to są prawdziwi, nawet jeśli ich nie widać i jeśli nie wysuwają się naprzód. Prawdziwa wiara – jak mówią – jest ukryta, daleka od ostentacji i nie pozwala się zamknąć w kościelnych murach. Trzeba przyznać, że piętnując obłudę niektórych osób praktykujących, mają niejednokrotnie rację. Nie wystarczy bowiem chodzić na Mszę i regularnie się modlić, aby być w porządku z Bogiem i braćmi. Być chrześcijaninem to coś wyjątkowo pasjonującego, ale również wymagającego.
Jednak oddzielanie faktu życia po chrześcijańsku od faktu praktykowania swej wiary w Kościele jest niepoważne. Usprawiedliwianie braku kultu przez mocne podkreślanie rozdziału między praktyczną realizacją w życiu wartości chrześcijańskich (miłość, szacunek, przebaczenie, wielkoduszność itd.) a uczestnictwem w życiu Kościoła, zwłaszcza w jego wymiarze sakramentalnym, nie świadczy ani o odwadze, ani o rzeczowości. Nie można tego uznać ani za słuszne, ani za sprawiedliwe.
Przeszkody w regularnym praktykowaniu wiary mogą być bardzo prozaiczne i stanowić przejaw lenistwa lub zaniedbania. Na Mszę świętą bowiem trzeba przewidzieć czas, nastawić w niedzielę rano budzik, wstać… Udział w Eucharystii domaga się zresztą wysiłku: uwagi, skupienia. Dotyczy to nawet postawy ciała – należy wstać, usiąść, znowu wstać, niekiedy uklęknąć. Zresztą, w ogóle modlitwa wymaga wygospodarowania pewnego czasu i przeznaczenia go dla Boga. Nawet zwyczajnej modlitwy w rodzinie nie będzie bez odrobiny organizacji i woli. Konieczne życiowe zadania, sukcesy zawodowe, ale także obowiązki i troski wypełniają cały dzień, a Bóg jest ostatnim obsłużonym, jeśli w ogóle się jeszcze o Nim pamięta…
Msze święte odbierane są jako rzeczywistość sztywna, smutna, w której trudno uczestniczyć. Mają one poza tym powtarzającą się strukturę: kolejność występowania czytań, psalmu, modlitwy wiernych, Komunii świętej jest zawsze taka sama. Bardziej uciążliwe może być uczestnictwo we Mszy świętej aniżeli w wykładzie. Eucharystia ma zawsze podobny przebieg, w określonych momentach pojawiają się te same gesty, którym towarzyszą te same słowa – wypowiadane wprawdzie przez samego Chrystusa w trakcie ostatniej Wieczerzy, ale jednak te same. Stąd wrażenie zmęczenia i nieukrywanej nudy, których nie rozwieją śpiewy uważane za banalne i nijakie. Na Mszę świętą idzie się jak na spektakl, można więc poczuć się rozczarowanym i przestać na nią przychodzić. Za tym rozczarowaniem stoi egoizm: człowiek nie przychodzi na Mszę przede wszystkim dla Boga, ale dla siebie. Chce „odczuć” Bożą miłość, coś przeżyć, poczuć się lepiej. Kiedy kazanie okazuje się mało trafione, śpiewy niewystarczająco podniosłe, asysta nie dość rozmodlona, a gra organisty kiepska, człowiek wychodzi rozczarowany, a nawet rozgniewany, i nie ma zbytniej chęci pojawić się znowu w świątyni.
Aby zrekompensować sobie ten brak wyraźnej satysfakcji, chrześcijanie zwracają się w stronę ruchów nazywanych charyzmatycznymi. Takie wspólnoty jak na przykład Emmanuel czy Wspólnota Błogosławieństw dają możliwość uczestnictwa w bardziej radosnej, żywej celebracji, podczas której można śpiewać, klaskać, a nawet tańczyć. Nie trzeba ganić różnych przejawów tej samej wiary. Jan Paweł II często się nimi cieszył, widząc w Odnowie Charyzmatycznej zwiastuny tak upragnionej nowej ewangelizacji. Jednak motywy, dla których można przylgnąć do tych praktyk na marginesie „oficjalnego” praktykowania, nie zawsze są zdrowe. Jeśli w grę wchodzi jedynie piękno celebracji lub spotkań modlitewnych, byłoby to krótkowzroczne. Niektórym zdarza się nawet wpaść w pułapkę oddzielania swojej wspólnoty – Emmanuel, Opus Dei czy jakiejkolwiek innej – od Kościoła; wolą bardziej tę od tamtej, zapominając, że przecież należą do wspólnoty znacznie większej niż oni sami.
Do wspomnianej pewnej sztywności liturgii dochodzi jeszcze obowiązek niedzielnej Mszy świętej, co ludzie dziś nie zawsze należycie rozumieją. Obowiązek ten bywa uważany za krępowanie wolności, a nawet pogwałcenie osobistej swobody wyznawania wiary, jako przymus i przemoc. Kiedy więc do sztywności ceremonii dochodzi jej obligatoryjny charakter, niewiele już trzeba, by współczesny człowiek porzucił Kościół.
3. Zachęta do braku praktyk
Powody oddalenia się od kultu lub jego ograniczenia są zatem różnorakie, mogą jednak sprowadzać się do jednego – zasadniczego i podstawowego powodu.
Od pewnego czasu ludzie postrzegają wiarę przede wszystkim jako wybór. Do nich należy wybór, czy wierzą czy nie wierzą, oraz przynależność, lub nie, do określonej religii. Sam wybór zależy od ich własnej wrażliwości. Katolikiem zatem byłby ktoś, kto „czuje”, że prawda znajduje się w przesłaniu chrześcijańskim, agnostykiem ten, kto mówi, że o niczym nie wie, zaś ateistą człowiek, który twierdzi, że nie odczuwa istnienia Boga itd. Wiara wypływałaby zatem z naszych osobistych wrażeń. Nie miałaby innego uzasadnienia poza nimi i zależałaby jedynie od nas.
Również z uwagi na te odczucia, a nawet wspomnianą wrażliwość, odrzuca się praktyki religijne, bo – jak słyszymy – nie „odczuwa się” takiej konieczności, nie „doświadcza się” takiej potrzeby.
Wrażliwość ta dochodzi w nas także do głosu, kiedy Msza nas rozczarowuje, kazanie usypia, a śpiewy nie porywają tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Miejsce, jakie przyznaje się własnym odczuciom czy wrażliwości w obszarze wiary, jak również braku praktyk religijnych, jest bardzo duże.
A jednak to szczególne podejście do religii w ogóle ma swoje początki gdzie indziej. Na pewno nie tylko filozofia odpowiada za powszechnie panujące opinie, byłoby jednak absurdem twierdzić, że nie odgrywa ona żadnej roli w formowaniu albo deformowaniu umysłów. To właśnie filozofowie, odnosząc się do tego zagadnienia, zredukowali wiarę do wyboru zależnego od naszej wrażliwości i osobistej historii życia.
Taki filozof jak Jean-Paul Sartre odrzucił Boga bez żadnego uzasadnienia. Zdecydował, że pozbędzie się Go jako zbędnej hipotezy. Przekonanie religijne jest takim samym przekonaniem jak każde inne: można odczuwać jego konieczność albo zbędność. Opisując swój definitywny wybór, czyli odrzucenie Boga, Sartre używa następujących słów: „Bóg istniał, ale ja w ogóle się tym nie zajmowałem. A później w La Rochelle, czekając któregoś dnia na panny Machado, z którymi jeździłem razem rano do liceum, zniecierpliwiłem się ich spóźnieniem i żeby czymś zająć sobie czas, postanowiłem pomyśleć o Bogu. «A więc – powiedziałem sobie – Bóg nie istnieje». Była to autentyczna oczywistość, choć zupełnie nie wiedziałem, na czym ona się opierała. I na tym koniec, już nigdy więcej o tym nie myślałem; ani nie zajmowałem się tym umarłym Bogiem, ani mnie nie obchodziło, czy żyje. Przypuszczam, że byłoby trudno znaleźć mniej religijną naturę od mojej. Kwestię tę załatwiłem raz na zawsze, w wieku 12 lat”5.
Skoro wiara to jedynie osobisty wybór wypływający z ludzkiej wrażliwości, to podobnie dzieje się z jej praktykowaniem. Chodzenie do kościoła, przyjmowanie sakramentów, udział we Mszy świętej są jedynie subiektywnymi wyborami, które wynikają z naszego osobistego podejścia do Boga. Praktyki religijne mają tę samą naturę co wiara: jeśli „czuję”, że Bóg zaprasza mnie do słuchania Jego słowa, jeśli odczuwam konieczność pójścia na Mszę, wtedy idę. W przeciwnym razie – nie. Każdy czuje to, co chce. Każdy robi, co chce. Czyż nie na tym polega bycie wolnym człowiekiem? Jak w tej sytuacji nie odczuwać obowiązku pójścia na Mszę jako przymusu, przeszkody dla naszej pełnej autonomii? Czy wolność nie oznacza bycia w zgodzie z samym sobą, z tym, co odczuwa się w głębi siebie?
Takie czysto zmysłowe, osobiste i fakultatywne podejście do wiary jest dzisiaj bardzo rozpowszechnione. Przekracza ono, zresztą, wyłącznie ramy religii, gdyż dotyczy wszystkich ludzkich czynów. Nic – jak się zdaje – nie umyka tej logice doskonałej autonomii: od aktu głosowania do wyboru zawodu, od naszych zobowiązań aż po wybór zawarcia małżeństwa i założenia rodziny, od naszych upodobań dotyczących sposobu ubierania się aż po życie seksualne itd. Zanika moralność obiektywna na rzecz całkiem subiektywnej „moralności” – każdy sam sobie ma dawać wartości. Jesteśmy tym samym znowu odesłani do moralności Sartre’a, a raczej do negacji moralności, co usprawiedliwia on i uzasadnia we wszystkich swoich tekstach6.
Żeby jednak zrozumieć fundamenty tego współczesnego podejścia do wiary i do jej fakultatywnego praktykowania, trzeba sięgnąć sporo wstecz. Filozofem, który niezaprzeczalnie uprawomocnił taki sposób postrzegania religii, jest Jean-Jacques Rousseau.
4. Religia naturalna u Rousseau
1 Razem napisali książkę Pourquoi se marier quand on vit ensemble?, Mame/Édifa, Paris 2003; wyd. polskie: Po co ślub, kiedy żyjemy razem?, Wydawnictwo Świętego Stanisława BM Archidiecezji Krakowskiej, Kraków 2010.
2 Artykuł Où sont les cathos?, „Marianne” z 14-20 sierpnia 2004.
3 Z ankiety przeprowadzonej zimą 2005 roku (pierwsze badanie 26-27 stycznia i drugie badanie 9-10 lutego 2005 roku) dla pisma „Pèlerin” na próbie reprezentatywnej 1333 osób ogółu dorosłych obywateli (mających 18 lat i więcej), badanych bezpośrednio w miejscu swego zamieszkania, wynika, że 68% katolików nie chodzi regularnie na Mszę świętą i w weekendy nie podejmuje żadnych działań w zakresie życia religijnego.
4 „Marianne” z 14-20 sierpnia 2004 (sondaż CSA z 2003).
5 J.-P. Sartre, Carnets de la drôle de guerre, Gallimard, Paris 1995, s. 94.
6 Zob. zwłaszcza: „[Człowiek] Obowiązany był odkryć swoje prawa sam osobiście. (…). Człowiek tworzy siebie. Nie będąc od początku ukształtowany, człowiek tworzy siebie dokonując wyboru swojej moralności” (Egzystencjalizm jest humanizmem, tłum. J. Krajewski, Wydawnictwo Muza, Warszawa 1998, s. 70).
7 J.-J. Rousseau, Emil czyli o wychowaniu, tłum. E. Zieliński, Zakład Imienia Ossolińskich. Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, Wrocław 1955, t. II, Księga IV, s. 91.
8Tamże, s. 94.
9Tamże, s. 96.
10Tamże, s. 98.
11Tamże, s. 103.
12Tamże, s. 97.
13Tamże, s. 122.
14Tamże, s. 97.
15Tamże, s. 98.
16Tamże.
17Tamże, s. 100.
18Tamże, s. 101.
19Tamże.
20Tamże, s. 103.
21Tamże, s. 116.
22Tamże.
23Tamże, s. 111.
24Tamże.
25Tamże, s. 112.
26Tamże.
27Tamże, s. 113.
28 Zob. tamże.
29Tamże.
30 Zob. zwłaszcza: J.-J. Rousseau, Umowa społeczna, IV,VIII, tłum. A. Peretiatkowicz, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2002, s. 105.
31 J.-J. Rousseau, Lettre à Voltaire (z 18 sierpnia 1756).
32 Tenże, Emil, dz. cyt., s. 7.
33Tamże, s. 137.
34 J. Starobinski, Jean-Jacques Rousseau: la transparence et l’obstacle, Gallimard, Paris 1971, s. 88.
35 J.-J. Rousseau, Emil, dz. cyt., s. 148.
36Tamże, s. 153.
37Tamże, s. 151.
38Tamże.
39Tamże, s. 128.
40 Zob. zwłaszcza: B. Baczko, Rousseau: samotność i wspólnota, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2009, s. 233-234.
41 B. Baczko pisze: „Cała teologia musi być ograniczona do tego, co mogę uzyskać samodzielnie, przez badanie wszechświata i dobry użytek mych zdolności” (tamże, s. 234).
42 J.-J. Rousseau, Emil, dz. cyt., s. 130.
43Tamże, s. 134.
44Tamże, s. 131.
45Tamże.
46 J.-J. Rousseau, Lettre à d’Alembert, Garnier Flammarion, Paris 1967, s. 59 (w przypisie).
47Tamże, s. 61.
48 J. Lagrée twierdzi: „Religia naturalna jest dzisiaj zapoznanym i nieświadomym poglądem pewnej liczby ludzi, którzy nazywają siebie «wierzącymi niepraktykującymi», chcąc przez to powiedzieć, że nie uczestniczą zwyczajowo w kulcie, ale pragną przez akt religijny zaznaczyć ważne etapy życia, jak narodziny, małżeństwo, śmierć. Kiedy ich zapytać, potwierdzają, że wierzą w Boga Stwórcę i rządzącego światem, mają nadzieję na życie pozagrobowe i jakieś wynagrodzenie zasług (wierząc bardziej w szczęście wieczne aniżeli w wieczne męki), uważają, że Bóg ocenia w większym stopniu moralne postępowanie człowieka niż jego udział w kulcie, i w swoich wypowiedziach na temat religii nie odwołują się ani do Chrystusa, ani do żadnej z wielkich tajemnic religii, której – jak twierdzą – są wyznawcami” (La religion naturelle, Presses Universitaires de France, Paris 1991, s. 100-101).
49 J.-J. Rousseau, Emil, dz. cyt., s. 123.
50Tamże, s. 160.
51Tamże, s. 126.
52 Zob. tamże.
53Tamże, s. 82.
54Tamże, s. 155
55Tamże, s. 118.
56Tamże, s. 117.
57 „Poznaje się tylko to, co się oswoi – powiedział lis [do Małego Księcia]. – Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie! (…) Potrzebny jest obrządek. – Co znaczy «obrządek»? – spytał Mały Książę. – To także coś całkiem zapomnianego – odpowiedział lis. – Dzięki obrządkowi pewien dzień odróżnia się od innych, pewna godzina od innych godzin” (cyt. za: A. de Saint-Exupéry, Mały Książę, tłum. J. Szwykowski, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2003, s. 76-78).
58 Jeśli relacja między lisem a Małym Księciem symbolizuje przyjaźń, to relacja między nim a jego różą symbolizuje miłość. Lis jest przyjacielem, róża ukochaną kobietą. To „praktyka” przyjaźni, jak również miłości przydaje im mocy. Życie miłością czyni miłość żywą.
59 A. de Saint-Exupéry, Mały Książę, dz. cyt., s. 79-80.
60 Analizowaliśmy to w innym kontekście, zob. Po co ślub, kiedy żyjemy razem?, zwłaszcza rozdz. II.
61 B. Pascal, Myśli, tłum. T. Żeleński (Boy), wyd. VIII, IW PAX, Warszawa 1989, s. 241-242.
62Tamże, s. 242.
63 Wpada się wówczas w synkretyzm, który będzie nam kazał wybierać przekonania religijne najbardziej adekwatne do naszej własnej wrażliwości.
64 Jest to punkt wyjścia idolatrii, która odsyła do ludzkiej skłonności, żeby być jak Bóg i stworzyć sobie religię na swój obraz i swoje podobieństwo.
65 Zob. Św. Augustyn, Wyznania, III,1, wyd. III, tłum. Z. Kubiak, IW PAX, Warszawa 1987, s. 44 (przyp. tłum.).
66 B. Pascal,Myśli, dz. cyt., s. 244.
67 Św. Augustyn, De fide rerum quae non videntur (PL 40,171-196), I,2 i II,4. Zob. ważna książka o wierze: F. Laupies, La croyance – premières leçons, Presses Universitaires de France, Paris 2003, zwłaszcza s. 77-78.
68 B. Pascal,Myśli, dz. cyt., s. 246-247; „Jakże daleko jest od poznania Boga do kochania Go!” (tamże, s. 244); „Poznajemy prawdę nie tylko rozumem, ale i sercem” (tamże, s. 245).
69 F. Laupies, La croyance, dz. cyt.
70 B. Pascal,Myśli, dz. cyt., s. 240.
71 S.-T. Bonino OP, Je vis dans la foi au Fils de Dieu. Entretiens sur la vie de foi, Parole et Silence, Saint-Maur 2000, s. 20.
72Tamże, s. 96.
73Tamże, s. 33.
74 Św. Tomasz uważa to nawet za nasz ścisły obowiązek, zob. Suma teologiczna, II-II, q.10, a.7.
75 Zob. tamże, II-II, q.161, a.5, ad.2.
76 A. Lizotte, Les sept sacrements, seria: Docteur Angélique, Nouvelles Éditions Latines, Paris 1982, s. 31-32.
77 B. Pascal, Myśli, dz. cyt., s. 374-375.
78Tamże, s. 375.
79Tamże, s. 376.
80Tamże, s. 377.
81 Zastanówmy się nad tym, co pisze Jan Paweł II w swojej encyklice Ecclesia de Eucharistia (56) o Maryi przyjmującej Eucharystię: to tak, jakby przyjmowała na nowo Jezusa do swojego łona.
82 Jan Paweł II przypomina, że istnieje głęboka analogia pomiędzy fiat Maryi, Jej „tak” przy zwiastowaniu, które umożliwiło wcielenie naszego Pana, i naszym „tak”, kiedy przyjmujemy ciało Chrystusa w chwili Komunii podczas Mszy świętej. Zob. EE 55.
83 Kard. J.-M. Lustiger, Wybór Boga. Z Kardynałem rozmawiają Jean-Louis Missika i Dominique Wolton, tłum. A. Turowiczowa, Wydawnictwo Znak, Kraków 1992, s. 54.
84 W Aneksach znajduje się refleksja na temat wiary i praktyki w różnych religiach.
85 „Od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło” (J 6,66).
86 Dobrze zaświadczył o tym św. Paweł, pisząc w latach 55-60 do chrześcijan w Koryncie: „Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy, połamał i rzekł: «To jest Ciało moje za was wydane. Czyńcie to na moją pamiątkę!». Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: «Kielich ten jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę!». Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny staje się Ciała i Krwi Pańskiej” (1 Kor 11,23-27).
87 „La Documentation catholique”, nr 2401 z 4 maja 2008, s. 438. Chodzi o Akta męczeństwa świętych Saturnina, Datiwa i wielu innych (PL 8,707.709-710).
88 „A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie, i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał na służbę do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pas! świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał” (Łk 15,14-16).
89 Uczniowie idący do Emaus, którzy spotkali Jezusa wieczorem w dniu zmartwychwstania, „również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba” (Łk 24,35).
90 „A oto wypływała woda spod progu świątyni w kierunku wschodnim, ponieważ przednia strona świątyni była zwrócona ku wschodowi; a woda płynęła spod prawej strony świątyni na południe od ołtarza. (…) A oto woda wypływała spod prawej ściany świątyni” (Ez 47,1-2).
91 „Tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok, a natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli” (J 19,34-35).
92 „Rzekła mu [Hiobowi] żona: «Jeszcze trwasz mocno w swej prawości? Złorzecz Bogu i umieraj!». Hiob jej odpowiedział: «Mówisz jak kobieta szalona. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?». W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył swymi ustami” (Hi 2,9-10).
93 „Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważy! tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?». Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: «Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów»” (Mt 22,11-13).
94 „Nie dążcie do śmierci przez swe błędne życie, nie gotujcie sobie zguby przez czyny swych rąk! Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się z zagłady żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość jest nieśmiertelna” (Mdr 1,12-15).
95 „A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesi! z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha. (…) Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8,11.19-21).
96 Cyt. słowa A. Michela, w: La parole et la beauté, za: F. Cheng, Cinq méditations sur la beauté, Éditions Albin Michel, Paris 2006, s. 34.
97 „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: «Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie». Wówczas zapytają sprawiedliwi: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?». A Król im odpowie: «Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili»” (Mt 25,31-40).
98 „Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć” (1 J 5,16).
99 „Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6,6).
100 „Chwałą Boga jest żyjący człowiek, zaś życiem człowieka jest oglądanie Boga” – powiedział św. Ireneusz z Lyonu (zm… ok. 200). Któż lepiej od niego to wyraził?
101 W książce A. Besançona Trois tentations dans l’Église (Perrin, Paris 2002) można znaleźć znakomitą analizę relacji między chrześcijaństwem i islamem oraz niebezpieczeństwa, jakie grozi chrześcijanom w Europie dziś, a także w historii, zwłaszcza w historii Bizancjum.
102 Benedykt XVI, Homilia w czasie Mszy świętej na zakończenie XXIII Światowego Dnia Młodzieży (hipodrom w Randwick, 20 lipca 2008). Cyt. za: „L’Osservatore Romano” (wyd. polskie), 9/2008, s. 31.
103 Y. Menuhin, Le violon de la paix, Éditions Alternatives, Paris 2000, s. 59.
104 J.-H. Tisin OP, doktor teologii, profesor we Francuskiej Szkole Biblijnej i Archeologicznej w Jerozolimie, później w domu studiów dominikanów w Tuluzie; święcenia kapłańskie przyjął w 1971 roku. Jest specjalistą w zakresie języków starożytnych i religii dalekowschodnich.
105 A. Heschel, Bóg szukający człowieka. Podstawy filozofii judaizmu, tłum. A. Gorzkowski, Wydawnictwo Esprit SC, Kraków 2007.
106 Warto przytoczyć choćby dwa cytaty: „Żyjąc jako Żydzi, możemy dostąpić wiary jako Żydzi. Nie mamy wiary z powodu uczynków, lecz możemy jej dostąpić poprzez święte uczynki. Od Żyda wymaga się, aby wykonał raczej skok czynu niż skok myśli” (tamże, s. 351); „Nauczamy, że Bóg dał człowiekowi nie tylko życie, lecz także prawo. Najwyższym nakazem nie jest jedynie wiara w Boga, lecz postępowanie zgodne z Jego wolą” (tamże, s. 370).
107 I dalej: „To jego mocna strona. Na tej płaszczyźnie konfucjanizm jawi się jako próba poprawienia świata. Wyznawca konfucjanizmu może zachowywać się w nim jak bohater. Jego serce nie jest ukierunkowane na życie pozagrobowe, ale na mgliste szczyty, gdzie kończy się wszechświat; ku temu czemuś czy temu komuś, kim jest on sam, będąc jednocześnie kimś więcej, kto – w ramach tej dziwnej dialetyki – utwierdza jego życie, nadaje mu wartość, należycie je skupia i jednoczy. Wydaje się, że moralności tego człowieka brakuje centralnego ogniwa i – jak zauważył Hegel – pewnej wewnętrzności (…). Jesteśmy tak bardzo przyzwyczajeni do tego, że wszelka moralność jest teorią ludzkiego zachowania, że trzeba koniecznie podkreślić praktyczny wymiar nauczania konfucjańskiego. Zdaniem Mistrza Lu chodzi o to, by sobą samym i przez swoje działanie efektywnie urzeczywistniać moralność. Według niego nie wystarczy przekonać do tego umysł i wolę. Trzeba w to wciągnąć cały byt poprzez cierpliwą i metodyczną pracę. Prawda jest na służbie tego celu. Dlatego słowa mistrzów konfucjańskich bardziej przypominają pouczenia aniżeli teoretyczne wyjaśnienia. Mają przymuszać i wyzwalać. Ożywia je niedające spokoju poczucie trudnego zadania, poważnego obowiązku i odpowiedzialności” (P. Do-Dinh, Confucius et l’humanisme chinois, Seuil, Paris 1958, s. 120-121).
108 E. Pisani OP, po ukończeniu studiów w Rzymie kilkakrotnie przebywał w Kairze; święcenia kapłańskie przyjął w 2006 roku. Jest specjalistą w zakresie islamu.
109Koran, tłum. J. Bielawski, FAKTOR Biuro Wydawnicze Marian Bronakowski, Warszawa 2009, t. I, s. 461.
110 Wypowiedź tę przytacza M. Lelong w książce Chrétiens et Musulmans – adversaires ou partenaires, Harmattan, Paris 2007, s. 32. Cyt. za: Mały Brat Moris, Brat Karol de Foucauld, tłum. M. Żurowska, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1997, s. 35.
111Koran, dz. cyt., t. I, s. 120.
112 Zob. zbiór hadisów Sahiha al-Bukhariego, I,II,7.
113Koran, dz. cyt., t. II, s. 42.
114Tamże, s. 520.
115Breviarium fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, Księgarnia Świętego Wojciecha, Poznań 2007, s. 147.