20,00 zł
Po burzy. Fraszka w jednym akcie to przykład tzw. dramatu popularnego. Matrymonialne perypetie drobnomieszczańskiej rodziny przedstawione w lekkim tonie obfitują w zabawne sytuacje i zaskakujące zwroty akcji. O rękę panny Zosi ubiegają się aż trzej konkurenci; aby osiągnąć upragniony cel, muszą zdobyć przychylność nie tylko rodziców, ale również dwóch zamożnych ciotek, które jednak „dla miłej opozycji” z zasady mają przeciwne zdania na wszelki temat.
Adolf Abramowicz (1849–1899) był polskim dramatopisarzem ormiańskiego pochodzenia, dziś mało znanym, ale popularnym w XIX wieku autorem utworów z repertuaru rozrywkowego. Nie dziwi fakt, że jego utwory były tak chętnie wystawiane na deskach teatrów. Kunszt w kreowaniu komicznych sytuacji oraz wysoko rozwinięty zmysł obserwacji pozwalały mu tworzyć zgrabne, pełne humoru farsy i krotochwile. Dramat Po burzy prowadzi czytelnika od błahego incydentu, przez zagęszczenie wątków i powiązań bohaterów, aż do efektownego rozwiązania akcji.
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
Adolf Abrahamowicz
Po burzy
Epoka: Pozytywizm Rodzaj: Dramat Gatunek: Komedia
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 31
Rok wydania: 2022
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN-978-83-288-2997-8
przedstawiona po raz pierwszy na scenie lwowskiej w lutym 1882 r.
Józefie! Józefie! Do kroćset! Józefie!
Co się stało?
Nie widzisz, cymbale? Cały przemokłem! Podaj szlafrok i gorącą herbatę.
I po co to byłemu kupcowi udawać oficera od ułanów?
Nie mam słów dla wyrażenia panu mojej wdzięczności.
To było moim obowiązkiem.
Co? Pan płaczesz?
Nie... ale jestem...
Wzruszony? I ja także. Wyobraź pan sobie, co to za szalony pomysł: moje siostry, dwie stare panny, przysłały mi dziś, w dzień moich urodzin, konia wierzchowego... Taki pomysł mogą mieć jedynie stare panny.
Wybacz! Panie te nie są tak stare... Bardzo zresztą przyjemne, słodycz serca, łagodność charakteru...
To wszystko być może w łaskawych oczach pana, ale ja tego nie widzę. Lecz wracam do mojego opowiadania. Oprócz tego konia kuzynka moja przysłała mi ten stary czerwony parasol. Ma to być grat familijny mego pradziada... I wyobraź pan sobie, mnie, byłemu kupcowi, mieszczaninowi, zachciało się wyjechać. Niewiele namyślając się, zamiast szpicruty biorę parasol, wyjeżdżam. Szkapa ledwie się wlecze... Nagle... zrywa się burza, grzmoty, błyskawice... Otwieram to familijne straszydło...
...a tu, panie łaskawy, jak go spostrzeże mój wysłużony artylerzysta... staje, panie, dęba, aż mnie ciarki przechodzą!
Taki artylerzysta... proszę!
Ano... wybrakowana szkapa kanonierska, na której jechałem, jak zacznie, panie, manewrować to przodem...
To tyłem...
Gromada trutniów, próżniaków, śmiejąc się, dokoła mnie oblega i wykrzykuje: „Hop! Ha! Hop! Ha!” Ja zaczynam czerwonym parasolem im grozić, koń jeszcze więcej szaleje, wtem... w tak okropnej chwili zjawiasz się pan z szybkością...
Meteoru!
O tak! Meteoru, błyskawicy, pioruna! Zatrzymujesz moją szkapę, gromisz gamoniów i ocalasz mnie...
Tak! Jestem drogiemu panu bardzo zobowiązany i niczego w tej chwili nie odmówiłbym.
Pomyślna sposobność. Spróbujmy, skorzystajmy z jego rozczulenia.
Szanowny panie! Niechwalący się, starałem się panu, o ile moje skromne siły na to pozwalały, być użyteczny. Nie wymawiając, broń Boże... wyrządziłem panu niejedną grzeczność z poświęceniem własnej osoby...
O tak! Z poświęceniem, to prawda! Prowadząc konia przez całe miasto, zdjąłeś pan swoją pąsową krawatkę, ażeby go nie spłoszyć.
Pan dla mnie szedłeś bez krawatki wobec tylu kobiet! Bez krawatki!...
Robiłem to w pewnych zamiarach... I tak...
Wiem już, jak się wywdzięczyć: poślę mu ćwiartkę cielęciny i cztery butelki wina węgierskiego.
Niechwalący się, wówczas, kiedy pan byłeś jeszcze właścicielem korzennego sklepu, robiłem skuteczną reklamę pańskim hiszpańskim winom...
Przymawia się do hiszpańskiego wina, które darmo spija.
Niechwalący się, udowodniłem to całemu miastu, iż pan należysz do drugiej, odrębnej rodziny Kanikułów, którzy są szlachcicami, herbu Doliwa.