Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Emocjonująca wyprawa w głąb krainy wiecznego lodu śladami pingwinów cesarskich
O pingwinach cesarskich można mówić same niezwykłe rzeczy i ani razu nie skłamać. Są największe ze wszystkich pingwinów, najgłębiej nurkują, potrafią najdłużej wstrzymać oddech. Żyją w najzimniejszych i najbardziej odizolowanych miejscach. Jako jedyne mają złote pióra na piersi. Poruszają się dostojnie ze skrzydłami przyciśniętymi do boków, a nie rozłożonymi w celu utrzymania równowagi. Wciąż jednak niewiele o nich wiemy.
Jak utrzymują ciepło i jak ich skóra pozostaje sucha na takich głębokościach? Jak wstrzymują oddech na wystarczająco długo? Jak widzą w czasie polowań? Jak ich narządy radzą sobie z ciśnieniem panującym na 500 metrach pod powierzchnią oceanu? To przecież ponad 51 kilogramów naciskających na każdy centymetr kwadratowy ciała!
Kiedy raz uległem czarowi pingwina cesarskiego, nic już nie mogło zdjąć ze mnie tego uroku, wyznaje Gerald Kooyman, stary wyjadacz wypraw antarktycznych.
Wzbogacony o piękne zdjęcia i nagrania dostępne w internecie pasjonujący reportaż Pingwiny cesarskie jest przesycony szacunkiem do tych wspaniałych stworzeń i fascynacją ich ogromnymi możliwościami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 355
Książkę dedykuję mojej żonie Melbie, która na własnej skórze doświadczyła wszystkich polarnych i nie tylko ekspedycji, przeczytała i skomentowała każde słowo większości moich artykułów badawczych oraz tej książki, i wychowała dwójkę chłopców jako samotna, pracująca matka, podczas gdy ja byłem nieobecny, bo pracowałem w terenie. Książka jest także dla tych dwóch młodzieńców, Carstena i Tory’ego, którzy większość dzieciństwa spędzili bez swojego ojca – przynajmniej do momentu, gdy dorośli na tyle, by móc towarzyszyć mi w polarnych wyprawach.
Jerry Kooyman
Książkę dedykuję mojemu współautorowi, Jerry’emu Kooymanowi, wytrwałemu badaczowi i drogiemu przyjacielowi. Jego naukowa skrupulatność i kreatywność na zawsze zmieniły biologię morską, a jego ciekawość i pasja poznawania natury i zamieszkujących ją zwierząt wciąż są dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji.
Jim Mastro
Ryc. F.1. Mapa batymetryczna Morza Rossa.
Przedmowa
Wsłuchując się w historie o pionierskich eksploracjach i badaniach Antarktyki lub o początkach lotów kosmicznych człowieka, miałam czasami wrażenie, że urodziłam się w niewłaściwej epoce. Było wtedy tak wiele do zbadania, tak wiele miejsc nietkniętych, faktów niesprawdzonych i nieznanych, wreszcie – tyle cudów czekających na odkrycie, zarówno na naszej planecie, jak i poza nią. Nie dostałabym wprawdzie w tamtych czasach takich samych możliwości, jakie miałam przez całą moją karierę „na lodzie” (jak o życiu i pracy na Antarktydzie mówią jej mieszkańcy) oraz w przestrzeni kosmicznej – nadal jednak lubię wyobrażać sobie te początki. Możliwe też, że nic nie dzieje się bez powodu, skoro naukowcy i naukowczynie wszelkich narodowości wciąż mają na Ziemi i poza nią niezliczone rzeczy do odkrycia.
Pierwsze dziesięciolecia wczesnych badań nad Antarktydą to był zupełnie inny czas – w pewnym sensie „czystszy”, dzikszy, korzystający z metod i procedur naukowych w sposób nieskażony niezliczonymi ograniczeniami i regulacjami związanymi z bezpieczeństwem, wszechobecnymi dziś protokołami i przepisami. Był to czas, kiedy prawdziwi pionierzy, tacy jak Jerry Kooyman, wyruszali w zamarzniętą, nieznaną Antarktydę uzbrojeni jedynie w nurtujące ich pytania naukowe i bez żadnego doświadczenia (własnego lub innych), z którego mogliby czerpać. To był czas, kiedy laski dynamitu rozdawano wszystkim chętnym naukowcom, nie mającym żadnego doświadczenia z materiałami wybuchowymi (tak, Jerry był z tego doskonale znany, nawet jeśli nie wspomniano o tym na dalszych kartach tej książki!), a ci jakimś cudem opuszczali Antarktydę nie tylko ze zdobytymi danymi, ale też z wszystkimi palcami u rąk i nóg.
Istnieją uderzające podobieństwa między tamtą epoką polarnych eksploracji a światem eksploracji kosmosu – mniej więcej w tym samym okresie człowiek wyruszył w swoją pierwszą podróż na Księżyc. Dzisiaj NASA, obciążona spotkaniami, procedurami, biurokracją narzucaną przez rząd i różne własne komisje, byłaby nie do poznania dla armii młodych, świeżo upieczonych inżynierów podejmujących co godzinę fundamentalne decyzje, próbujących sprostać odważnej deklaracji prezydenta Johna F. Kennedy’ego o zamiarze postawienia ludzkiej stopy na Księżycu.
Zarówno w kosmosie, jak i na lodzie był to czas nieokiełznanej, surowej eksploracji. Ci, którzy mieli szczęście odegrać w niej jakąś rolę, pozostawili po sobie wielką spuściznę, przecierając szlak, którym mogą podążać dzisiaj inni. Jerry niewątpliwie stał na czele tej grupy. Oprócz tego, że to prawdziwy odkrywca, jest także prawdziwym przyrodnikiem. W swoich dociekaniach nie tylko poszukiwał odpowiedzi na pytania oparte na hipotezach badawczych, ale też próbował rozwikłać tajemnice życia badanych przez niego organizmów.
W książce, którą trzymasz w ręku, Jerry snuje opowieść o jednym z najbardziej znanych przedstawicieli charyzmatycznej megafauny i robi to w sposób, który zarówno oddaje ogrom jego dorobku naukowego, jak też uwodzi elegancją opisów i osobistych anegdot, przenoszących czytelnika na lód – a wszystko to obserwujemy przez pryzmat trwających zmian klimatu. Jego akty prawdziwego bohaterstwa – przeprawy przez szalejące rzeki, ryzykowne trawersy lodowcowe, częste spacery po metaforycznie i dosłownie cienkim lodzie – były po prostu rutynowymi elementami jego codziennej pracy badawczej. I choć cztery dekady później podczas mojego pobytu na Antarktydzie podobne operacje były nie do pomyślenia, nie można zaprzeczyć, że wraz z ograniczeniem swobody działań wynikającym z coraz ściślejszych regulacji straciliśmy dostęp do jakiejś części niegdysiejszej przygody.
Jerry jest nie tylko naukowcem, przyrodnikiem i odkrywcą; jest także wynalazcą. Czymś oczywistym było dla niego zawsze struganie, majsterkowanie, tworzenie czegoś z niczego – wszystko dla osiągnięcia zamierzonego celu. Na początku swej naukowej drogi nie mógł po prostu otworzyć katalogu rejestratorów i fotopułapek, żeby wybrać sprzęt mierzący potrzebne mu parametry. Kiedy chciał zbadać imponujące głębokości i czasy zanurzenia wytrawnych zwierzęcych nurków, jego pierwszym krokiem było zaprojektowanie i zbudowanie własnego systemu rejestrującego. Do dziś nie widziałam bardziej kreatywnego wykorzystania zwykłego minutnika! I chociaż był inicjatorem wielu pionierskich osiągnięć metodologicznych, Jerry sam nigdy by się do tego nie przyznał, ponieważ jest równocześnie jednym z najskromniejszych naukowców takiego kalibru.
„Są tacy, którzy mogą żyć bez dzikich istot, i tacy, którzy tego nie potrafią”. Jerry rozpoczyna pierwszy rozdział swojej książki, cytując wymowne słowa Aldo Leopolda. Podobnie jak Jerry, już jako małe dziecko odznaczałam się ciekawością otaczającego mnie świata, pragnęłam doświadczyć i lepiej zrozumieć cuda otaczającej mnie przyrody. Owa naukowa ciekawość przekształciła się w ciągłą potrzebę eksplorowania, która prowadziła mnie i napędzała przez całe życie. Zanurzenie się pod lodem Antarktyki w celu zbadania fizjologii nurkowania pingwinów cesarskich było przedsięwzięciem badawczym zainspirowanym przez dawnych odkrywców i prawdziwych pionierów, takich jak Jerry. Konsekwentne podążanie drogą wytyczoną w pracy nad zwierzętami w ekstremalnych środowiskach ostatecznie doprowadziło mnie do tego zawodowego osiągnięcia, jakim było robienie nauki dosłownie nie z tego świata i patrzenie z góry na naszą planetę-matkę. Skoro sięgasz po tę książkę, zakładam, że ty także nie możesz żyć bez dzikości... Myślę, że historie opowiadane tutaj przez Jerry’ego jeszcze bardziej cię z nią zwiążą.
Człowiek, mit, legenda – to nie tylko naprędce wymyślona etykieta, lecz słowa, którymi faktycznie definiuję Jerry’ego. Byłabym jednak niedbała, gdybym nie dodała do tej listy określenia „mentor”. Stymulujące rozmowy, rady i historie opowiadane mi przez Jerry’ego oraz przygody, które przeżyliśmy podczas wielu lat studiów w Scripps Institution of Oceanography, należą do moich najcenniejszych wspomnień. Wszystko to odegrało kluczową rolę w ukształtowaniu moich akademickich ambicji i mojej naukowej ścieżki; podobnie było w przypadku niezliczonych innych osób, które miały zaszczyt zetknąć się w swoim życiu z Jerrym. Błogosławię Jerry’ego – i Jima Mastro – za ich najnowszy wysiłek próby uchwycenia pełnego przygód życia Jerry’ego i opowiedzenia go światu. Ci z nas, którzy mieli szczęście prowadzić życie pełne tak głębokich doświadczeń – czy to na tej planecie, czy poza nią – rozumieją, że te przygody i spostrzeżenia nie należą wyłącznie do nas. Prowadzimy badania w imieniu całej ludzkości, dlatego naszym obowiązkiem jest przekazywanie tego, co widzimy, dzielenie się tym wszystkim z całą ludzkością, a jeśli ma się trochę więcej szczęścia – przetarcie szlaku tak szerokiego jak ten wytyczony przez Jerry’ego.
Dr Jessica Ulrika Meir,fizjolożka porównawcza i astronautka NASA
Przypisy