Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pisanie Barbary Kosackiej jest szczere, autentyczne, prawdziwe, nie udające niczego i nic nie skrywające. Jej książki są przemierzaniem Drogi, szukaniem głębiej, wchodzeniem w opór, by znów się otworzyć, by jeszcze więcej cienia rozpuścić w Świetle.
Świat nadziei, Misterium Istnienia, Misterium Duchowości, Kontemplacja Istnienia, Spełnienie. To tytuły jej wcześniejszych książek. Jej pisanie jest jej drogą, która staje się wsparciem dla tych, którzy podobnie przeżywają świat i podobnie są prowadzeni. Pisze poetycką prozą. Pisze również wiersze, poematy, jak je lubi nazywać.
Pieśń Przebudzenia, jej najnowsza książka, jest ukoronowaniem doświadczeń życiowych spisanych w jesieni życia, które ukazują bogactwo przeżyć i przemyśleń autorki. Autorka opisuje w niej swój własny proces podążania do Światła, czyniąc to z intuicyjną zdolnością wnikania w tajniki ludzkiej duszy.
Marek Konieczniak, Wydawnictwo Pokoju Chrystusa
Jestem wdzięczna, że mogę obdarować – Ciebie ukochana Siostro i Bracie zawartością swojego serca. Zawsze było i jest moją intencją podzielenie się najlepszą cząstką siebie z umiłowanymi istotami, które razem ze mną zamieszkują tę piękną Planetę. Ufam, że te rozmyślania pomogą w doświadczaniu większego zrozumienia istoty własnego życia , tym którzy tego pragną. Mam nadzieję, że przyczynią się do większej harmonii. I tak było warto zrobić to dla siebie a może jeszcze dla kogoś […]
Według mnie najkrótszą drogą jest kochanie i obserwowanie wszystkiego, co się pojawia jako części siebie. Po prostu bezwarunkowa akceptacja każdego aspektu, który w danym momencie się wyświetla. Wówczas odsłania się prawda i pamięć powraca do umysłu. Z oddali słychać pieśń Nieba i dotyk jak muśnięcie czułej miłości Ojca-Matki i drogich mi istot.
Barbara Kosacka, Pieśń Przebudzenia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 163
Rok wydania: 2022
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Słowo od Wydawcy
Lekkość pisania, piękno i umiejętność wyrażania siebie jest ewidentnym darem Barbary Kosackiej, autorki książki Pieśń Przebudzenia. Dla mnie najcenniejszą częścią jej opowieści są rozdziały opisujące ciemną noc ego. Świadomość pewnej chronologii wydarzeń jeszcze uwypukla dla mnie ich głębię.
Otóż Basia czuje w sobie w pewnym momencie przynaglenie do pisania. Poddaje się temu, wchodzi w ten proces i pozwala, by pisanie się pisało. Wszystko zaczyna się od jej wyrażenia intencji poddania się Bogu: ja nie wiem, ale On wie i niech prowadzi.
„Nie wiem i nie potrafię sobie wyobrazić kształtu końcowego [książki], Zaufałam Bogu, że On wie i poprowadzi mnie do celu.”
Wówczas jeszcze nie wiedziała, że jest przed nią głębokie, bolesne doświadczenie ciemnej nocy, doświadczenie fizycznej choroby, cierpienia i kompletnej bezsilności wobec tego, co wydawało się prowadzić do śmierci, czy wręcz kusiło, jak pisze, by już samemu życie zakończyć.
Lecz Bóg wiedział, że tym poddaniem się Jemu, pójściem za pragnieniem i przynagleniem serca, jest gotowa na przyjęcie głębokiego oczyszczenia po to, by przyjąć Życie, pełnię Życia. Bóg wiedział również, że Basia nie porzuci pisania, gdy będzie przechodzić przez ten proces i stąd te rozdziały opisujące jej duchowe i fizyczne wręcz umieranie mają szczególną moc i ogromną wartość. Bóg wiedział, że zostaną napisane i spełnią swoje zadanie leczenia jej i każdego, kto sięgnie po książkę. Poruszająca jest autentyczność, otwartość i szczerość nie chowająca niczego, niczego nie próbująca tuszować, zabarwiać, wyjaśniać. Basia zaufała Bogu, więc nawet w stanach, gdy samo pojęcie ufności było dla niej pustym słowem, opisuje ten stan, co jest w istocie wyrazem ufności wbrew wszystkiemu.
Dziękuję Ci Basiu za odwagę dzielenia się. Dziękuję za Twój literacki dar pięknego operowania słowem, ale przede wszystkim za ten niesamowity autentyzm, z jakim opisujesz i otwierasz się przed światem i ludźmi. W tej ciemnej nocy odnajdowałem siebie, swoje doświadczenia, inne co do formy i konkretnych kontekstów, ale tożsame co do bólu, cierpienia i umierania starego człowieka – ego, które walczy o „swoje” życie, nie przebierając w środkach. Lecz co najważniejsze w Twoim doświadczeniu – umieranie jest dla Życia, a nie dla samego umierania, i to właśnie niesie ze sobą olbrzymią nadzieję, radość i ogromną dawkę uzdrowienia.
Nie można zmartwychwstać wpierw nie umierając i często na drogach duchowych różnych ścieżek nie chcemy tego przyjąć do wiadomości. Lecz to jest etap niezbędny. Nie da się go zastąpić mistycznymi doznaniami, wizjami, przeżyciami, emocjami, bo one i tak doprowadzą w końcu do świadomości, że wszystko trzeba porzucić, ażeby Wszystko otrzymać. I nie mając już niczego, mamy wszystko, bo niczego już nie zagarniamy.
Pieśń Przebudzenia rozbrzmiewa w każdym sercu i tych, którzy już ją słyszą, i tych, którzy jeszcze nie są gotowi, by chcieć ją usłyszeć. Ale to tylko kwestia czasu, jednego podmuchu, jednego spotkania, jednej myśli, jednego bólu czy straty, jednego zachwytu, ale i rozczarowania, jednego zwykłego dnia lub niezwykłego, jednej burzy lub kompletnej ciszy przed nią. Przebudzenie nastąpi dla każdego, bo z Miłości jesteśmy i Miłość nigdy nie zostawi Samej Siebie.
Wstęp
Chcę napisać kilka zdań na temat zamysłu tej książki. Tak naprawdę to pierwszy raz w życiu usiadłam do pisania bez planu i jakiejkolwiek wizji tego, co zamierzam uczynić. Czasami miałam przebłyski obrazów siebie z tak zwanej przyszłości, piszącej swoje przemyślenia pod koniec życia. Nie miałam jednak żadnych konkretnych zamierzeń. Dopiero po rozmowie z przyjacielem coś się wyraźnie odmieniło. Niezwykłość tej relacji zostanie opisana w pierwszym rozdziale. Pojawiła się jasność i przestronność wokół tej myśli. Tak jakby otworzyła się nowa rzeczywistość. Czułam wyraźny przekaz, po prostu każdego dnia usiądź do pisania i otwórz się na natchnienie. Nic więcej nie musisz robić. To jest takie proste. Zanim jeszcze zorganizowałam sprzęt do pisania, zaczęły napływać obrazy, zdania, całe strony, czułam nastrój i koloryt tego, co miało powstać. Znalazłam się w zaczarowanej krainie wszelkich możliwości. Widziałam jak na moich zdumionych oczach, tkany był doskonały gobelin. Byłam uczestnikiem a zarazem obserwatorem tego niecodziennego zjawiska. Wszystko działo się od zawsze i płynęło rzeką spełnienia w znanym sobie kierunku. Nigdy tak tego nie odczuwałam, tej cudownej, zaczarowanej pieśni przepływającego przeze mnie życia. Wiedziałam, że to jest zaproszenie do czegoś mi nieznanego a zarazem pięknego, do lekkości i tańca Stwórcy. Do tej pory wszystko było obciążone kontrolą, obawami, planami i niepewnością jutra. Wątpliwości zasłaniały horyzont, niepokoje odbierały siły i nie pozwalały odczuwać radości i lekkości tworzenia. Wszystko to przysłaniało cudowny plan Wszechświata. Zawsze nosiłam w sobie marzenie wyrażenia siebie na najgłębszym poziomie w swój jedyny, niepowtarzalny sposób. Pragnęłam podzielić się odkrywaną dla siebie prawdą rzeczywistości, wyrazić swój zachwyt dla piękna natury. Mam w sobie potrzebę rozprzestrzeniania się i obdarowywania. Lecz wątpliwości odbierały mi często zapał, poczucie mniejszej wartości skłaniało do porównań i niewłaściwych sądów na swój temat. Umniejszałam swoje zdolności, wolałam pozostać w cieniu, w spokoju. Tak było łatwiej. Rozkwit daje spełnienie i radość, ale też przeraża ogromem zobowiązań, niepokoi odsłanianiem siebie, ukazaniem swoich delikatnych stron. To nigdy nie było dla mnie łatwe tutaj na Ziemi. Trzeba było liczyć się z różnymi reakcjami i napaściami. Potrzebowałam odwagi, a może jeszcze bardziej wolności od ludzkich osądów i ocen. Dopiero odnalezienie swej duchowej istoty i ugruntowanie się w niej daje fundament dla odważnych planów pójścia za swoim wewnętrznym głosem. Musiał dokonać się proces uniezależniania się od opinii świata pozorów. Wcześniejsze moje książki powstawały również z natchnienia, lecz okupione były mozołem i niepokojem o ich przyjęcie oraz wartość.
Jest moim pragnieniem opisać swój proces budzenia się i powrotu do pierwotnego piękna. Wszyscy zostaliśmy obdarzeni doskonałością i pełnią. Tak zwana praca duchowa to nic innego jak odsłanianie swojej prawdziwej istoty. My już jesteśmy wszystkim, nie musimy nic dodawać i nigdzie dążyć, potrzebujemy zatrzymania i zdjęcia z siebie masek, otorbień i rozpuszczenia murów obronnych, które zbudowaliśmy powodowani lękiem. Każdy z nas wybiera swój własny scenariusz procesu budzenia się. Ja opisuję mój niepowtarzalny proces powrotu do siebie. Niechaj więc popłynie opowieść o wychodzeniu z oparów snu boskiej cząstki zanurzonej w Jedności i do Niej powracającej poprzez różnorodne sny oddzielenia.
Zapraszam więc do wspólnej podróży przez ogrody natchnienia. Mam nadzieję, że dla każdego będzie to zaproszeniem do przygody odkrywania siebie i czułego objęcia wszystkich swoich części.
Zawierzenie
Dzisiejszy dzień należy do miłości. Spłynął na mnie szeptem nieba. Od rana bardziej przebijał się do mnie wewnętrzny, cichy głos aniżeli hałaśliwe myśli w mojej głowie. Takie myśli jak na przykład, co teraz powinnam, co trzeba i co jest dzisiaj do zrobienia. Wraz z kolejną chwilą dawałam się ponieść życiu. Wewnętrzny głos stawał się tego dnia moim przewodnikiem. W moim sercu zrodziło się pragnienie rozmowy z przyjacielem. Tak dawno już nie słyszałam jego głosu. Przyjaciel ten jest niezwykłą duszą. Poznałam go na warsztatach duchowych. Około roku temu odsłoniłam przed nim swoje wewnętrzne zmagania, poszukiwania, dylematy. W tamtym momencie swojego życia odczuwałam rozdarcie, zaniepokojenie i nie wiedziałam, jaką decyzję podjąć w związku z miejscem pracy. Ten niezwykły brat duchowy wsparł mnie swoją odpowiedzią tak skutecznie, że cały rok prawie codziennie czytałam jego list, który nazwałam odpowiedzią z Nieba. Było tam wszystko, czego potrzebowałam: nadzieja, zachęta do spoglądania w głąb siebie i szukania odpowiedzi w sobie. Całość tekstu przepełniona była pokorą, mądrością, głębią spostrzeżeń i taką wrażliwością, że zapierało mi dech. Nigdy nie otrzymałam takiego listu trafiającego w sedno moich wątpliwości a zarazem najgłębszych pragnień i marzeń. Zawsze chciałam kierować się miłością i nie zapominać, kim w istocie jestem. Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz przeczytałam ten list. Byłam w pracy sama. Wykonywałam jakieś mało istotne prace przy komputerze. Łagodny zimowy dzień za oknami nastrajał do wyciszenia. Czułam lekką senność, graniczącą ze znudzeniem. Otworzyłam pocztę i przeczytałam długą odpowiedź. Szybko zapisałam ją w swoim folderze, aby przypadkiem jej nie utracić. Poczułam czystość, piękno i wartość brylantu. Wiedziałam, że otrzymałam ją od najwyższego Ducha. Moje ciało zareagowało odczuciem ciepła i niesamowitym przepływem energii. Jakbym unosiła się gdzieś w przestworzach. Lekkość i nieważkość ciała połączona była z błogostanem ekstatycznej radości. Przymknęłam na chwilę oczy i miałam wrażenie opływającego całą moją postać tęczowego wodospadu. Byłam obmywana z wszelkich zanieczyszczeń świata iluzji. W jednej chwili przypomniałam sobie siebie jako istotę duchową. Spojrzałam na swoje położenie w obecnej chwili i poczułam jego absolutną doskonałość. Byłam zdziwiona, że jeszcze przed chwilą tak się zamartwiałam. Mój Boże pomyślałam, jakże wszystko inaczej spostrzegam z pozycji ludzkiego myślenia. Gdybym pamiętała, kim jestem, po co tu przybyłam i co jest moim celem i spełnieniem, nie cierpiałam bym tak bardzo, a może wcale.
Rano podczas krótkiej medytacji postać drogiej mi istoty przebijała się na pierwszy plan. Więc zadzwoniłam. Po rozmowie z przyjacielem wszystko się zmieniło. Byłam już w innym miejscu i czasie. Jeszcze podczas rozmowy czułam intensywny przepływ energii i pojawił się błogostan uniesienia. Miałam wrażenie, że moja dusza zabrała mnie do tańca pośród chmur. Moje przyziemne, ludzkie nawyki zniknęły i pojawiło się doznanie lekkości i całkowite zaufanie. Zaufanie, że dzieje się coś bardzo dobrego i wielkiego, coś co mnie przerasta, że dzieje się plan Wszechświata. Mogę się temu poddać i obserwować rezultaty. Jakby cała moja udręka kontroli, planowania i przymusu rozumienia wszystkiego zniknęły bezpowrotnie. Pasja i miłość wzięły mnie w ramiona. Ujrzałam siebie odważną i gotową na każdy plan. Poczułam pragnienie poddania się natchnieniu. Jakże kochałam te chwile łaski, które zawsze pojawiały się, gdy pisałam. Z moim przyjacielem rozmawialiśmy między innymi o pisaniu i o moich planach na ten rok. W tym roku pojawiła się dla mnie możliwość ukończenia pracy zawodowej i w związku z tym dużo wolnego czasu na realizację pasji. Teraz przypłynęły obrazy mojej nowej rzeczywistości. Aż brakowało mi tchu od piękna tych kolorowych przedstawień w moim duchowym umyśle. Od kilku tygodni modliłam się o pokierowanie moim życiem. Najwyraźniej mój przyjaciel był kanałem przekazu dla mnie. Odpowiadał na wszystkie moje dawniejsze wątpliwości. Ostatnio pojawiło się we mnie pragnienie wyśpiewania pieśni życia na swój jedyny, niepowtarzalny sposób. Nie chcę już dłużej ani jednej chwili żyć nie swoim życiem. Karmiona miłością bez granic, oświetlana promieniami nadziei, ciągle jednak bałam się poddać rozkwitowi. I oto plan objawia mi się poza mną, wyraźny, prosty, jasny i dostępny. Pojawiło się przesłanie: po prostu daj siebie światu, poddaj się rzece spełnienia i tylko bądź gotowa na Nieznane. Otwórz serce na uwalniające promienie łaski a umysł na myśli Boga. Daj się ponieść życiu. Oto wszystko, co jest dzisiaj do uczynienia!
Obdarowanie
Miniony rok na planecie słońca, zieleni i błękitu otulał mnie pieśnią obfitości.
Przeniknięte złotem powietrze zapraszało do tańca i zachwytu.
Niebiańskie obłoki przelewały w moją duszę ukojenie i słodycz spoczynku.
Zatrzymując się w zachwycie, jak nigdy dotąd odczuwałam
ciężar zagubienia, trwogę osamotnienia
i ból niespełnienia zalegające w mym wnętrzu.
Był to czas oczyszczeń i pożegnań
tego, co obciążało i kurczyło moje skrzydła wolności.
Upływający rok z chwili na chwilę uczył mnie otwartości na Nieznane.
Jak przypływ i odpływ morza oddech Wszechświata
oczyszczał moją duszę ze starego, rozświetlając miejsce na Nowe.
Pośród błękitno-szarych mgieł niepewności
zakwitały na mojej drodze Istoty z Krainy Miłości.
Ich ponadczasowe piękno leczyło rany serca.
Obecnie wdzięczność wypełnia mnie i moją przestrzeń po brzegi.
Pragnę rozdawać ją tym, którzy jeszcze nie potrafią jej odczuwać.
Modlę się o łaskę wyśpiewania własnej pieśni życia.
Nikogo nie naśladując, chcę pójść wyznaczonymi tylko dla mnie śladami.
Wierzę, że w moim sercu znajduje się nieomylny drogowskaz
prowadzący do Krainy Spełnienia.
Powitanie
Zapatrzona w piękno kwiatu powitałam siebie u własnego progu. Tak dawno nie odczuwałam tej części siebie tak wyraźnie i ciepło. Słońce oświetlało czerwone płatki i mocne, jędrne zielone liście. W środku zimy na parapecie okna objawił się cud życia. Tak niedawno pytałam siebie, jak celebrować każdą chwilę i zamieniać ją w wieczność? Właśnie tak – pojawiło się wewnętrzne zapewnienie. Im więcej jest ciebie w danej chwili, tym więcej odczuwasz szczęścia i spokoju. Wszystko, co ciebie otacza, może być twoim przewodnikiem. Zachwyt pięknem potrafi całkowicie rozpuścić odczuwanie czasu i ludzkie ograniczenia.
Podążyłam więc dalej przez dzień ufna i napełniona życiem po brzegi. Dawniej potrafiłam tkwić latami w stanie znieczulenia i śmiertelności. Było wówczas szaro i nijako, chwile ciążyły w sercu jak kamienie. Obezwładniał mnie lęk przed każdym krokiem. W korowodzie cienistych postaci nie widziałam żadnych drogowskazów. Jakże trudno było przeżyć dzień wlokąc się jak zranione zwierzę przez ugór nieczucia. Dawne wspomnienie poraziło mnie przez chwilę ciężarem cierpienia. Właśnie pomyślałam – tak to jest żyć życiem bez życia. Jakże piękne na tle wspomnień były obecne chwile budzenia. Czasem mam wrażenie, że odczuwam tętniące życie w każdym kwiecie, drzewie i rzeczy. Energia miłości przepływa przez wszystko, co żyje. Nawet powietrze jest pełne złocistych iskierek. W mojej każdej komórce ciała również wibrują iskierki życia i radość istnienia. Z chwili na chwilę życie składa hołd życiu! A ja oniemiała z zachwytu pochylam głowę przed cudem istnienia!
W połączeniu ze Źródłem jestem jednym ze wszystkim, co mnie otacza.
Jedność
Jak gwiazda jest częścią nocnego nieboskłonu,
owoc marzeniem drzewa,
a fala łączy się gniewną grzywą z cichą głębiną
oceanu,
tak ja stanowię cząstkę świętości życia.
Jakże często mroki zapomnienia przysłaniały tę Wielką Prawdę w moim życiu.
Płakałam nad swoją samotnością i zagubieniem,
jednocześnie będąc zanurzona w nieskończonym pięknie i bezpieczeństwie.
Buntowałam się rozpadając z bólu niepomna pokoju
i radości zawartych w mym sercu.
Raz po raz czarna noc niezgłębioną otchłanią napawała mnie lękiem.
Czasem stawałam oniemiała ze zgrozy
pośród wymyślonych przez mój umysł demonów.
Lecz w rzeczywistości otulała mnie symfonia zrozumienia i błogosławieństwa.
Drzewa i kwiaty pochylały się w hołdzie przed moim światłem,
którego tak długo nie byłam świadoma.
Zasłony zapomnienia powoli znikają z mojego świata.
Pragnienie miłości wypełnia moje wnętrze po brzegi
rozpraszając cienie zwątpienia.
Przebaczenie rozpuszcza ostatnie fortece buntu i oporu.
Wokół mnie miłość zaczęła przeświecać przez każdą cząstkę Istnienia.
Wspomnienie
Piękny, zimowy dzień jasnością bieli nastrajał mnie do wspomnień i refleksji. Pojawiły się radosne odczucia z dzieciństwa. Moja ukochana mama krzątająca się w kuchni i zaczarowany widok za oknem padającego powoli dużymi płatkami śniegu. Było w tym coś nadzwyczaj pięknego, jakby otaczający świat dostrajał się do jakiegoś cudu spełnienia. Opadające płatki dekorowały krajobraz, przeobrażając go w zaczarowaną krainę zabaw dla dzieci. Wspomnienie z dzieciństwa przywołało we mnie tęsknotę za pisaniem. Znów zapragnęłam dzielić się swoimi przemyśleniami i odczuciami z innymi. Zaczęłam pisać tekst do książki i otworzyła się dawno nieodwiedzana przestrzeń we mnie. Jakby ktoś otworzył dawno, dawno temu zaryglowane drzwi. Kiedy to było i jak to się stało? Przepływające obrazy wspomnień przywróciły pamięć bolesnych chwili. Około dziesięć lat temu w moim życiu doświadczyłam pożegnania trzech bliskich mi osób w ciągu pół roku. Było to dla mnie wielkim przeżyciem odczuwanym jak kataklizm tornada. Aby przetrwać, zamroziłam swoje odczuwanie i złożyłam do grobu swoją kreatywną i twórczą część siebie. Nie chciałam już nigdy więcej przeżywać czegoś podobnego, więc wolałam przestać pragnąć za cenę uśpienia. Nie była to pierwsza w mojej historii życia trauma związana z pożegnaniem. Niezagojone z dzieciństwa rany tkwiły pod tymi wydarzeniami. W wieku dwunastu lat utraciłam ukochaną mamę wskutek choroby nowotworowej. Wydarzenie to wyżłobiło ranę, która nie dawała się uleczyć. Każde następne doświadczenie było naznaczone pierwotnym bólem utraty. Trudne uczucia wywoływały znane mi i stosowane w sposób nieświadomy nastawienie na przetrwanie. Idea braku była moim nieodzownym towarzyszem. Pracowałam zawodowo, rozwijałam się duchowo tak, jak potrafiłam, brałam udział w warsztatach, uczęszczałam na grupy wsparcia, dzieliłam się swoim doświadczeniem. Czasem tylko gdzieś jakby spod ziemi przedostawał się ogrom bólu i przerażenia. Coś wewnątrz mnie płakało łzami nieutulenia, zapomniane, pominięte, porzucone. Wówczas sięgałam po swój poemat napisany pod wpływem natchnienia. U zarania tych bolesnych wydarzeń – sprzed dziesięciu lat – spłynął na mnie tekst prowadzący mnie do miejsca ukojenia. Moja dusza przywoływała mnie do ogrodu stworzonego w moim wnętrzu. Dzięki wieloletniemu rozwojowi duchowemu zaczęłam coraz bardziej odkrywać swój wewnętrzny świat. Zanim ruszyły na mnie wichry zmian, obudziłam się pewnego dnia rano z pieśnią w sobie, wieczorem spisałam jej słowa i powstał poemat. Zatytułowałam go Zapachy ogrodu. To było moje lekarstwo na chwile zwątpienia w sens wszystkiego. Obecnie wiem, że niepełne istnienie szybko zniechęca i powoduje odczucie braku energii. Jest to naturalna konsekwencja tłumienia odczuć, tęsknot i pragnień. Odrzucenie nawet najmniejszej części siebie, powoduje brak przepływu energii, blokady i zniechęcenie życiem.
Odkąd sięgam pamięcią miałam odczucie funkcjonowania naraz w dwóch światach. Jakby moje życie toczyło się wielowymiarowo. Świadomość dnia codziennego była jakaś zawężona, okrojona i mglista. Natomiast gdzieś we mnie istniało coś tajemniczego, co wiedziało wszystko. Czasem był to wewnętrzny głos, innym razem widziałam obrazy lub nawet kolorowe filmy przedstawiające wydarzenia z przyszłości. Byłam prowadzona i zaopiekowania, czasami miałam wrażenie unoszenia w przestworzach, jakby czyjeś miłosierne ramiona przenosiły mnie przez pozorne trudności. Wmawiałam sobie, że nie potrafię, nie wiem i nie widzę, będąc obdarowana widzeniem, telepatią i intuicją ponad przeciętną miarę. Niektóre doświadczenia były mi objawiane wcześniej, zanim się zmaterializowały. Często buntowałam się, nie chciałam znać przyszłości, która była nie po mojej myśli. Dopiero po dłuższym okresie widziałam sens minionych wydarzeń i odczuwałam wdzięczność za ich dobro. Miłość w swojej niewyczerpanej cierpliwości uczyła mnie pokory, mądrości i głębokiego spojrzenia na to, co działo się wokół mnie. To była niesamowita nauka, dzień po dniu – chwila po chwili obserwować swoje myśli i uczucia oraz objawiający się przede mną plan Wszechświata. Odkąd pamiętam miałam co jakiś czas odczucie, że stąpam po swoich własnych śladach, jakbym powtarzała swoją historię. Uporczywie szukałam odpowiedzi i żadna mnie nie zadowalała. Czytając niedawno wydaną książkę, oglądając nowy film lub słuchają opowieści innych widziałam obrazy, sytuacje i czułam, że są mi znajome. Życie ukazywało mi swoje tajemnice i zagadki, budząc ciekawość odkrywcy. Pytania zapraszały do mojego życia wszystko, co mogło być odpowiedzią. Pewnego dnia odkryłam mistrza duchowego Antoniego de Mello. Jego książki podarowały mnie zupełnie inną rzeczywistość. Jakaż to była przygoda! Byłam najwyraźniej już gotowa na proces przebudzenia. Ponieważ jego przewodnictwo dosłownie zaczęło wyrywać mnie ze snu. Pasja i miłość do prawdy porwały mnie w ramiona. Z zapartym tchem czytałam i uczyłam się na pamięć jego opowiadań, anegdot, mądrości zawartej w książkach. W chwilach, gdy moje części kłóciły się ze sobą tworząc konflikt, przywoływałam dialog z jego książki:
Uczeń spytał Mistrza – jaki jest sekret twojego spokoju?
Poświęcenie się całym sercem współpracy z Nieuniknionym – odpowiedział Mistrz.
Uczyłam się poddania i cierpliwości, odpuszczania swoich wyobrażeń i oczekiwań. Obecnie zapragnęłam podzielić się swoimi odkryciami, pisząc i dając światu to, co ja otrzymałam. Po raz pierwszy w życiu, po wspomnianej już rozmowie z przyjacielem, postanowiłam usiąść do pisania bez planu i wyobrażenia, jak to ma wyglądać. Nie wiem i nie potrafię sobie wyobrazić kształtu końcowego. Zaufałam Bogu, że On wie i poprowadzi mnie do celu.
Zapachy ogrodu
Okaleczona z krwawiącymi od ciosów ranami
przybita ciemnością do ziemi
aby przetrwać zaczęłam tworzyć
własny ogród zrodzony z marzeń mej duszy.
I tak powstał zaczarowany maleńki świat
pośród ogromu ziemskich przestrzeni.
Im więcej marzeń, tęsknot i zagubionych pragnień
wydobywała z siebie moja dusza
tym stawał się ten zakątek raju coraz piękniejszy.
Płynęły dni i lata jak obłoki
zmienne w swych kształtach i kolorach.
W wielkim mozole wzrastania
powstało wokół mnie coś co przekroczyło moje marzenia.
Dorodne drzewa, krzewy i kwiaty
opromieniał blask tęczy a złocista mgiełka miłości
rozjaśniała przestrzeń wokół mnie i mojego ogrodu.
Czasem tylko wielkie nawałnice ciemności
i lodowate zawieje odzierają z piękna i słodyczy
ten maleńki świat mgielnych cudów.
Przyszła raz chwila zamierania w nas życia.
Leżałam cicha, spopielona na dnie,
a moje rośliny i drzewa usychały z tęsknoty
skamieniałe i szare od smutku.
Wówczas przybył ktoś,
kto czerpał wiele lat świeżość z tego ogrodu.
Jego przybycie poprzedzał obłok świetlisty.
Woń wiosennych kwiatów podarował mi na powitanie.
Jego obecność rozjaśniła miłością zgęstniały mrok.
Drzewa i kwiaty powstały z popielatego uśpienia
i wystrzeliły wiosenną świeżością i zapachem
jakby zapragnęły dotknąć nieba.