12,99 zł
Planując operację zajęcia Iwo Jimy na cztery dni i określając ją jako „spacer dla marines”, admirał Nimitz nawet przez moment nie przypuszczał, że stanie się ona jedną z najkrwawszych batalii II wojny światowej, którą historycy nazwą później „piekłem Iwo Jimy”. Japończycy bowiem od dawna spodziewali się ataku na tę wyspę. Dlatego też już jesienią 1944 roku wysiedlili z niej całą ludność cywilną i zaczęli wzmacniać siły miejscowego garnizonu, uzupełniając go weteranami walk z Birmy i Malajów, a więc doświadczonymi i zahartowanymi w bojach żołnierzami. Jednocześnie dowódcą garnizonu został mianowany generał Kuribayashi, zajadły militarysta i fanatyczny zwolennik budowy wielkiego japońskiego imperium.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 99
Tego dnia w sztabie Naczelnego Dowódcy Alianckich Połączonych Sił Zbrojnych w rejonie północnego, środkowego i południowego Pacyfiku, a jednocześnie Dowódcy Amerykańskich Sił Morskich na Pacyfiku, admirała floty Chestera W. Nimitza, panował niecodzienny ruch.
Pod obsadzony palmami podjazd luksusowego pałacyku w kolonialnym stylu, który jakimś cudem uniknął zniszczeń od amerykańskich bomb i nawały pocisków artyleryjskich hojnie obsypujących wyspę w czasie niedawnej inwazji na Archipelag Mariański, z piskiem gwałtownie hamowanych opon zajeżdżały kolejno jeepy powiewające na bokach maski silnika proporczykami z różną liczbą złotych gwiazdek. Każdy taki proporczyk oznajmiał wszem i wobec, że na „pokładzie” jeepa znajduje się „big brass”, to jest wysoki dowódca amerykańskich bądź alianckich sił zbrojnych na Pacyfiku, którego stopień wojskowy odzwierciedlała liczba złotych gwiazdek na proporczyku, natomiast kolor proporczyka mówił o przynależności pasażera do rodzaju wojsk.
Piętnastokilometrowy odcinek drogi łączący bazę lotniczą North Field ze sztabem naczelnego dowódcy zamienił się w prawdziwą „promenadę VIP-ów”1, jak nazwał ją dowódca 314 Skrzydła Bombowego, któremu z racji równoczesnego pełnienia obowiązków dowódcy bazy przypadł w udziale zaszczyt witania i odprawiania do sztabu admirała Nimitza zlatujących się do North Field z różnych zakątków Oceanu Spokojnego na pokładach samolotów bombowych typu B-29 Superfortress wysokich dowódców amerykańskich i alianckich.
l tak z bazy morskiej Ulithi na Karolinach zawitał dowódca 5 Floty USA na Pacyfiku wiceadmirał Raymond E. Spruance w towarzystwie dowódcy nowo utworzonego 58 Zespołu Operacyjnego Lotniskowców, czyli 58 Task Force, wiceadmirała Marca A. Mitchera.
Z Wysp Hawajskich przybył dowódca sił amfibijnych floty wojennej Stanów Zjednoczonych wiceadmirał Richmond Kelly Turner, który po drodze wziął na pokład swej maszyny o wdzięcznej nazwie „Wandering Star” dowódcę V Korpusu Amfibijnego piechoty morskiej generała majora Harry Schmidta.
Osobiście prowadząc superfortecę, przyleciał z Indii dowódca amerykańskich sił powietrznych na Pacyfiku generał porucznik Millard F. Harmon w towarzystwie dowódcy 20 Armii Powietrznej generała majora Haywooda S. Hansella i dowódcy 7 Armii Powietrznej generała majora Willisa H. Hale.
Z Wysp Salomona zjawił się wiceadmirał Harry Hill, który poprzednio dowodził inwazją na wyspy Saipan i Tinian, a z wyspy Leyte na Filipinach – przebywający tam służbowo w sztabie generała MacArthura – dowódca zespołu ogniowo-uderzeniowego 58 Zespołu Operacyjnego wiceadmirał Wiliam H. P. Blandy.
I wreszcie z samych Stanów Zjednoczonych przyleciał dowódca amerykańskich sił powietrznych generał Henry H. Arnold, przywożąc ze sobą świeżo mianowanego dowódcę nowo utworzonego XXI Korpusu Bombowego generała majora Curtissa E. Le Maya, który bojowe laury zdobywał dotąd na europejskim teatrze wojny, dowodząc lotnictwem bombowym słynnej 8 Armii Powietrznej w jej ofensywie przeciwko przemysłowi zbrojeniowemu III Rzeszy.
Większość z przybyłych dowódców gościła w North Field po raz pierwszy od czasu przeniesienia sztabu naczelnego dowódcy z Karolin na Mariany. Admirał Nimitz chciał być jak najbliżej aktualnego teatru działań wojennych i dlatego wkrótce po opanowaniu Wysp Mariańskich przez oddziały amerykańskiej piechoty morskiej polecił wyszukać odpowiednie miejsce na wyspie Guam i zorganizować polowy sztab naczelnego dowódcy alianckich połączonych sił zbrojnych i głównodowodzącego flotą wojenną Stanów Zjednoczonych na Pacyfiku.
Było to tym ważniejsze, że teraz, po opanowaniu Filipin przez wojska podległe naczelnemu dowódcy alianckich połączonych sił zbrojnych w rejonie południowo-zachodniego Pacyfiku generałowi MacArthurowi, główny ciężar amerykańskiego i alianckiego wysiłku zbrojnego przesunął bardziej na północ, to jest w kierunku wysp japońskiej metropolii, a więc rejony znajdujące się w operacyjnym dowodzeniu admirała Nimitza.
Nimitz żywił ciche nadzieje, że może nareszcie doczeka się pełnej swobody działania podległych sobie sił i środków. Do tej pory bowiem na teatrze wojny Pacyfiku panowała nienormalna sytuacja. Podczas gdy na innych teatrach II wojny światowej siłami zbrojnymi państw sprzymierzonych dowodził jeden dowódca naczelny, tu, na Pacyfiku, było ich aż dwóch: generał MacArthur i admirał Nimitz. Zadecydowały o tym racje czysto personalne. Otóż prezydent Roosevelt chciał umożliwić generałowi MacArthurowi dotrzymanie słowa danego Filipińczykom podczas wycofywania się Amerykanów z wysp w 1942 roku, że wróci na Filipiny i przepędzi z nich japońskich agresorów.
Teraz stało się to już faktem, a zatem rejon południowo-zachodniego Pacyfiku stracił na znaczeniu strategicznym, które dotąd generał Mac Arthur głośno podkreślał, zwłaszcza przez swych popleczników w Kongresie Stanów Zjednoczonych i wśród otoczenia prezydenta Roosevelta.
Nimitz zatem spodziewał się, że „niekoronowany król Filipin”, dopiąwszy wreszcie swego celu, spocznie na zasłużonych laurach, a główny ciężar dalszego prowadzenia ofensywnej wojny przeciwko Japończykom spadnie teraz na niego i podległe mu amerykańskie i sprzymierzone wojska.
Utwierdzały go w tym również ściśle tajne instrukcje otrzymywane z połączonego komitetu szefów sztabów amerykańskich sił zbrojnych, nakazujące jak najszybsze rozpoczęcie operacji „Grand Strike”, to jest zmasowanej ofensywy powietrznej na japońskie ośrodki przemysłu zbrojeniowego, a zwłaszcza lotniczego. Miało to być preludium do realizacji największego zamierzenia strategicznego II wojny światowej, określonego kryptonimem „Downfall”, czyli inwazji na wyspy japońskie. Pierwsza część tego zamierzenia pod kryptonimem „Olympic” przewidywała rozpoczęcie w dniu 1 września 1945 roku inwazji na wyspę Kiusiu. W ślad za nią, równo w trzy miesiące później, miała się rozpocząć „Coronet”, czyli inwazja na wyspę Honsiu.
Zgodnie z założeniami operacji „Olympic” inwazja na wyspę Kiusiu powinna zostać poprzedzona zdecydowanymi atakami powietrznymi o niespotykanej dotąd skali i intensywności, prowadzonymi przez siły powietrzne Dalekiego Wschodu, 20 armię powietrzną Stanów Zjednoczonych i lotnictwo pokładowe Floty Pacyfiku, a zwłaszcza specjalnie w tym celu utworzonego 58 Zespołu Operacyjnego Lotniskowców.
Co prawda, już od połowy 1944 roku lotnictwo bombowe 20 Armii Powietrznej stacjonującej wówczas w Indiach zostało przebazowane na wysunięte lotniska polowe do prowincji Cheng Tu w czangkajszekowskich Chinach i stamtąd rozpoczęto prowadzenie rajdów bombowych na ośrodki przemysłowe Mandżurii i częściowo samej Japonii w ramach realizacji operacji „Matternhorn”. Niestety, nawet maksymalnie wyśrubowany zasięg superfortec typu B-29 pozwalał im na osiągnięcie tylko najbardziej na południe wysuniętego terytorium japońskiej metropolii, to jest wyspy Kiusiu.
Ten fakt właśnie stał się główną przyczyną podjęcia inwazji na Wyspy Mariańskie oddalone od Tokio i wszystkich ważniejszych japońskich ośrodków przemysłowych „zaledwie” o 2500 kilometrów. Taka odległość już zupełnie swobodnie mieściła się w promieniu bojowym samolotów B-29, który pozwalał na przeniesienie sześciotonowego ładunku bombowego na odległość rzędu 3 tysięcy kilometrów, wykonanie nawet dwóch zajść nad bombardowany cel naziemny i powrót do rodzimej bazy. Dlatego też po zdobyciu Wysp Mariańskich przystąpiono do gorączkowej budowy pięciu wielkich baz lotniczych specjalnie przystosowanych do obsługi superfortec B-29. Pierwsza z nich – Isley Field na wyspie Saipan – była gotowa już w końcu października 1944 roku. W początkach listopada przebazowano do niej z Chin 73 Skrzydło Bombowe.
I oto w dniu 24 listopada 1944 roku sto jedenaście superfortec ze składu 73 Skrzydła Bombowego wystartowało z bazy Isley Field i wykonało pierwszy – od czasu zuchwałego rajdu Mitchellów słynnego pułkownika Doolittle’a w sierpniu 1942 roku – zmasowany nalot bombowy na Tokio. Chociaż nie przyniósł on jakichś szczególnie znaczących wyników i został okupiony stosunkowo dużymi stratami, to jednak miał kapitalne znaczenie moralne, zwłaszcza dla Amerykanów. Stolica imperium wschodzącego słońca nareszcie znalazła się w zasięgu amerykańskiego oręża.
Następną bazę lotniczą – na wyspie Tinian – ukończono w połowie grudnia 1944 roku i jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia znalazło się w niej 313 Skrzydło Bombowe.
Trzecia baza lotnicza – North Field na wyspie Guam – gotowa była w początkach stycznia 1945 roku, a w dniu święta Trzech Króli zawitało tam 314 Skrzydło superfortec B-29.
Jednocześnie gorączkowo budowano drugą bazę na wyspie Tinian i drugą bazę na wyspie Guam, aby pomieścić w nich wszystkie samoloty XXI Korpusu Bombowego.
W każdej z nich znajdowało się około 12 tysięcy żołnierzy, którzy mogli obsłużyć 180 superfortec. Lotnictwo amerykańskie dalekiego zasięgu nareszcie dostało odskocznię do prowadzenia ofensywy powietrznej na cesarstwo. Ponieważ jednak oddalenie Marianów od wysp japońskich było większe niż zasięg amerykańskich myśliwców towarzyszących dalekiego zasięgu, superfortece musiały odbywać swe rajdy samotnie, licząc tylko na wzajemnie powiązany system ognia rombu bojowego oraz przysłowiowy łut szczęścia.
Aby więc wypełnić dyrektywy zawarte w planach operacji „Grand Strike”, trzeba było dokonać kolejnej inwazji na archipelag wysp Bonin i Riukiu, wśród których czołową rolę odgrywały dwie wyspy: Okinawa w archipelagu Riukiu i Iwo Jima w archipelagu Bonin, a raczej w jego najbardziej południowej części, zwanej Kazan Retto, czyli Wyspami Wulkanicznymi.
Okinawa była oddalona od Tokio o 1500 kilometrów, a od południowych wybrzeży Kiusiu o 675 kilometrów, natomiast odległość Iwo Jimy zarówno od Tokio, jak i od większości japońskich ośrodków przemysłowych wynosiła około 1200 kilometrów. Te odległości mieściły się już swobodnie w zasięgu amerykańskich myśliwców towarzyszących typu Mustang.
Pozostawał zatem do rozwiązania dylemat: gdzie dokonać inwazji najpierw? Na Okinawę czy Iwo Jimę? Kierownictwo Połączonego Komitetu Szefów Sztabów amerykańskich sił zbrojnych pozostawiło tu admirałowi Nimitzowi zupełnie wolną rękę. Przed podjęciem jednak ostatecznej decyzji naczelny dowódca postanowił wysłuchać opinii swych najbliższych współpracowników i podwładnych. To właśnie stało się przyczyną masowego zjazdu w North Field wysokich osobistości wojskowych z różnych zakątków Oceanu Spokojnego.
Punktualnie o godzinie szesnastej na salę odpraw wszedł admirał Nimitz w towarzystwie dowódcy 5 Floty USA wiceadmirała Spruance’a, dowódcy sił amfibijnych Stanów Zjednoczonych wiceadmirała Turnera i dowódcy lotnictwa amerykańskich sił lądowych generała Arnolda. Wszyscy obecni podnieśli się ze swych miejsc i przyjęli postawę zasadniczą, trwając tak aż do chwili, gdy admirał Nimitz wraz z towarzyszącymi osobistościami zajęli miejsca za stołem prezydialnym.
– Gentlemen – rozpoczął dowódca amerykańskich sił morskich na Pacyfiku. – Zebrałem panów tutaj, żebyśmy się wspólnie zastanowili nad celem naszego następnego uderzenia, które położy podwaliny pod realizację operacji „Grand Slam”, a następnie operacji „Olympic”. Założenia obu operacji mają panowie w leżących przed wami teczkach. Zanim wypowiecie swe opinie, proszę o wysłuchanie krótkich raportów o stanie naszych sił morskich, piechoty morskiej i lotnictwa, które aktualnie znajduje się w naszej dyspozycji. Admirale Mitcher – tu Nimitz zwrócił się do dowódcy 58 Zespołu Operacyjnego Lotniskowców – może pan zapozna pokrótce kolegów o możliwościach Task Force 58 i przedstawi swoje propozycje w przedmiotowej sprawie.
Mitcher podniósł się ze swego miejsca i przeszedł pod ścianę sali, na której wisiał cały rząd wielkich plansz z czerwonymi napisami „Top Secret” na wszystkich rogach.
Wskazując na jedną z plansz z napisem „Fast Carrier Force, 58 Task Force”, wiceadmirał Mitcher rozpoczął:
– W skład podległego mi nowo utworzonego 58 Zespołu Operacyjnego Lotniskowców wchodzi sto szesnaście okrętów wojennych, a w tym: jedenaście ciężkich lotniskowców uderzeniowych klasy „Essex” o wyporności dwadzieścia siedem tysięcy ton do działań dziennych, dwa ciężkie lotniskowce uderzeniowe do działań nocnych, pięć lekkich lotniskowców uderzeniowych klasy „Independence” o wyporności jedenaście tysięcy ton, również do działań dziennych, osiem znacznie wolniejszych lotniskowców towarzyszących, przewidzianych głównie do zabezpieczenia wsparcia lotniczego dla piechoty morskiej, a ponadto osiem okrętów liniowych, dwanaście ciężkich krążowników oraz sześćdziesiąt jeden niszczycieli i okrętów wsparcia. Na pokładach szybkich lotniskowców uderzeniowych i towarzyszących bazują pięćdziesiąt trzy dywizjony lotnicze liczące łącznie tysiąc dwieście trzynaście samolotów myśliwskich, myśliwsko-bombowych, bombowych i torpedowych, w przeważającej większości nowych typów.
Po sali przeszedł lekki szmerek. Wszyscy obecni z grubsza orientowali się, że nowo utworzony 58 Zespół Operacyjny to coś zupełnie nowego w historii wojny na Pacyfiku, ale dopiero teraz mogli sobie w pełni uzmysłowić, jaka potęga morska i lotnicza kryła się za tym skromnym oznaczeniem: Task Force 58.
– Nazwa „szybki lotniskowiec” – podjął swe wywody wiceadmirał Mitcher – jest w pełni uzasadniona, bowiem ciężkie lotniskowce uderzeniowe rozwijają prędkość maksymalną rzędu trzydziestu trzech, a lekkie lotniskowce uderzeniowe rzędu trzydziestu dwóch węzłów2. Pozwala to na szybkie przemieszczanie się całego zespołu operacyjnego po olbrzymich bezmiarach wodnych Pacyfiku. Dla przykładu: w razie potrzeby średnie tempo przemieszczania się 58 Zespołu Operacyjnego wynosi około tysiąca trzystu kilometrów na dobę. W ciągu zatem niecałych dwóch dób od chwili opuszczenia dotychczasowej bazy w atolu Ulithi na Karolinach zespół ten jest w stanie osiągnąć wody Okinawy czy nawet przedpola wysp Kiusiu i Honsiu, a w ciągu jednej doby – znaleźć się pobliżu Iwo Jimy. Aby ułatwić wykonywanie zadań taktycznych, cały 58 Zespół Operacyjny został podzielony na cztery grupy uderzeniowe, w skład których wchodzą na ogół dwa ciężkie lotniskowce uderzeniowe, jeden lub dwa lekkie lotniskowce uderzeniowe, dwa pancerniki lub ciężkie krążowniki i przeciętnie dwa dywizjony niszczycieli.
Dowódca Task Force 58 przerwał i podszedł do kolejnej planszy, przedstawiającej skład drugiej grupy uderzeniowej oznaczonej jako TG 58.2.
– Jak panowie widzą, w skład grupy wchodzą ciężkie lotniskowce uderzeniowe „Lexington” i „Hancok” oraz jeden lekki lotniskowiec uderzeniowy „San Jacinto”, posiadające na swych pokładach łącznie dwieście dwadzieścia osiem samolotów bojowych, w tym dziewięćdziesiąt pięć myśliwskich, siedemdziesiąt dwa myśliwsko-bombowe, dwadzieścia siedem bombowych i trzydzieści cztery torpedowe, zorganizowane w trzy pokładowe grupy lotnicze, które stanowią podstawową pięść uderzeniową tego zespołu. Natomiast potęgę ogniową grupy stanowią pancerniki „Missouri” i „Wisconsin” ze swymi działami, ciężkie krążowniki „San Francisco” i „Boston” oraz szesnaście niszczycieli.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. VIP – popularny skrót od „Very Important Person, czyli „Bardzo Ważna Osobistość”, której przysługiwały specjalne honory i przywileje. [wróć]
2. Węzeł – mila morska (1852 m) na godzinę (33 węzły odpowiadały prędkości 61 km/h, a 32 węzły – prędkości nieco ponad 59 km/h). [wróć]