Piekło Iwo Jimy - Wacław Malten - ebook

Piekło Iwo Jimy ebook

Malten Wacław

0,0
12,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Planując operację zajęcia Iwo Jimy na cztery dni i określając ją jako „spacer dla marines”, admirał Nimitz nawet przez moment nie przypuszczał, że stanie się ona jedną z najkrwawszych batalii II wojny światowej, którą historycy nazwą później „piekłem Iwo Jimy”. Japończycy bowiem od dawna spodziewali się ataku na tę wyspę. Dlatego też już jesienią 1944 roku wysiedlili z niej całą ludność cywilną i zaczęli wzmacniać siły miejscowego garnizonu, uzupełniając go weteranami walk z Birmy i Malajów, a więc doświadczonymi i zahartowanymi w bojach żołnierzami. Jednocześnie dowódcą garnizonu został mianowany generał Kuribayashi, zajadły militarysta i fanatyczny zwolennik budowy wielkiego japońskiego imperium.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 99

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Okinawa czy Iwo Jima?

Tego dnia w szta­bie Naczel­nego Dowódcy Alianc­kich Połą­czo­nych Sił Zbroj­nych w rejo­nie pół­noc­nego, środ­ko­wego i połu­dnio­wego Pacy­fiku, a jed­no­cze­śnie Dowódcy Ame­ry­kań­skich Sił Mor­skich na Pacy­fiku, admi­rała floty Che­stera W. Nimitza, pano­wał nie­co­dzienny ruch.

Pod obsa­dzony pal­mami pod­jazd luk­su­so­wego pała­cyku w kolo­nial­nym stylu, który jakimś cudem unik­nął znisz­czeń od ame­ry­kań­skich bomb i nawały poci­sków arty­le­ryj­skich hoj­nie obsy­pu­ją­cych wyspę w cza­sie nie­daw­nej inwa­zji na Archi­pe­lag Mariań­ski, z piskiem gwał­tow­nie hamo­wa­nych opon zajeż­dżały kolejno jeepy powie­wa­jące na bokach maski sil­nika pro­por­czy­kami z różną liczbą zło­tych gwiaz­dek. Każdy taki pro­por­czyk oznaj­miał wszem i wobec, że na „pokła­dzie” jeepa znaj­duje się „big brass”, to jest wysoki dowódca ame­ry­kań­skich bądź alianc­kich sił zbroj­nych na Pacy­fiku, któ­rego sto­pień woj­skowy odzwier­cie­dlała liczba zło­tych gwiaz­dek na pro­por­czyku, nato­miast kolor pro­por­czyka mówił o przy­na­leż­no­ści pasa­żera do rodzaju wojsk.

Pięt­na­sto­ki­lo­me­trowy odci­nek drogi łączący bazę lot­ni­czą North Field ze szta­bem naczel­nego dowódcy zamie­nił się w praw­dziwą „pro­me­nadę VIP-ów”1, jak nazwał ją dowódca 314 Skrzy­dła Bom­bo­wego, któ­remu z racji rów­no­cze­snego peł­nie­nia obo­wiąz­ków dowódcy bazy przy­padł w udziale zaszczyt wita­nia i odpra­wia­nia do sztabu admi­rała Nimitza zla­tu­ją­cych się do North Field z róż­nych zakąt­ków Oce­anu Spo­koj­nego na pokła­dach samo­lo­tów bom­bo­wych typu B-29 Super­for­tress wyso­kich dowód­ców ame­ry­kań­skich i alianc­kich.

l tak z bazy mor­skiej Uli­thi na Karo­li­nach zawi­tał dowódca 5 Floty USA na Pacy­fiku wice­ad­mi­rał Ray­mond E. Spru­ance w towa­rzy­stwie dowódcy nowo utwo­rzo­nego 58 Zespołu Ope­ra­cyj­nego Lot­ni­skow­ców, czyli 58 Task Force, wice­ad­mi­rała Marca A. Mit­chera.

Z Wysp Hawaj­skich przy­był dowódca sił amfi­bij­nych floty wojen­nej Sta­nów Zjed­no­czo­nych wice­ad­mi­rał Rich­mond Kelly Tur­ner, który po dro­dze wziął na pokład swej maszyny o wdzięcz­nej nazwie „Wan­de­ring Star” dowódcę V Kor­pusu Amfi­bij­nego pie­choty mor­skiej gene­rała majora Harry Schmidta.

Oso­bi­ście pro­wa­dząc super­for­tecę, przy­le­ciał z Indii dowódca ame­ry­kań­skich sił powietrz­nych na Pacy­fiku gene­rał porucz­nik Mil­lard F. Har­mon w towa­rzy­stwie dowódcy 20 Armii Powietrz­nej gene­rała majora Hay­wo­oda S. Han­sella i dowódcy 7 Armii Powietrz­nej gene­rała majora Wil­lisa H. Hale.

Z Wysp Salo­mona zja­wił się wice­ad­mi­rał Harry Hill, który poprzed­nio dowo­dził inwa­zją na wyspy Saipan i Tinian, a z wyspy Leyte na Fili­pi­nach – prze­by­wa­jący tam służ­bowo w szta­bie gene­rała MacAr­thura – dowódca zespołu ogniowo-ude­rze­nio­wego 58 Zespołu Ope­ra­cyj­nego wice­ad­mi­rał Wiliam H. P. Blandy.

I wresz­cie z samych Sta­nów Zjed­no­czo­nych przy­le­ciał dowódca ame­ry­kań­skich sił powietrz­nych gene­rał Henry H. Arnold, przy­wo­żąc ze sobą świeżo mia­no­wa­nego dowódcę nowo utwo­rzo­nego XXI Kor­pusu Bom­bo­wego gene­rała majora Cur­tissa E. Le Maya, który bojowe laury zdo­by­wał dotąd na euro­pej­skim teatrze wojny, dowo­dząc lot­nic­twem bom­bo­wym słyn­nej 8 Armii Powietrz­nej w jej ofen­sy­wie prze­ciwko prze­my­słowi zbro­je­nio­wemu III Rze­szy.

Więk­szość z przy­by­łych dowód­ców gościła w North Field po raz pierw­szy od czasu prze­nie­sie­nia sztabu naczel­nego dowódcy z Karo­lin na Mariany. Admi­rał Nimitz chciał być jak naj­bli­żej aktu­al­nego teatru dzia­łań wojen­nych i dla­tego wkrótce po opa­no­wa­niu Wysp Mariań­skich przez oddziały ame­ry­kań­skiej pie­choty mor­skiej pole­cił wyszu­kać odpo­wied­nie miej­sce na wyspie Guam i zor­ga­ni­zo­wać polowy sztab naczel­nego dowódcy alianc­kich połą­czo­nych sił zbroj­nych i głów­no­do­wo­dzą­cego flotą wojenną Sta­nów Zjed­no­czo­nych na Pacy­fiku.

Było to tym waż­niej­sze, że teraz, po opa­no­wa­niu Fili­pin przez woj­ska pod­le­głe naczel­nemu dowódcy alianc­kich połą­czo­nych sił zbroj­nych w rejo­nie połu­dniowo-zachod­niego Pacy­fiku gene­ra­łowi MacAr­thu­rowi, główny cię­żar ame­ry­kań­skiego i alianc­kiego wysiłku zbroj­nego prze­su­nął bar­dziej na pół­noc, to jest w kie­runku wysp japoń­skiej metro­po­lii, a więc rejony znaj­du­jące się w ope­ra­cyj­nym dowo­dze­niu admi­rała Nimitza.

Nimitz żywił ciche nadzieje, że może naresz­cie doczeka się peł­nej swo­body dzia­ła­nia pod­le­głych sobie sił i środ­ków. Do tej pory bowiem na teatrze wojny Pacy­fiku pano­wała nie­nor­malna sytu­acja. Pod­czas gdy na innych teatrach II wojny świa­to­wej siłami zbroj­nymi państw sprzy­mie­rzo­nych dowo­dził jeden dowódca naczelny, tu, na Pacy­fiku, było ich aż dwóch: gene­rał MacAr­thur i admi­rał Nimitz. Zade­cy­do­wały o tym racje czy­sto per­so­nalne. Otóż pre­zy­dent Roose­velt chciał umoż­li­wić gene­rałowi MacAr­thurowi dotrzy­ma­nie słowa danego Fili­piń­czy­kom pod­czas wyco­fy­wa­nia się Ame­ry­ka­nów z wysp w 1942 roku, że wróci na Fili­piny i prze­pę­dzi z nich japoń­skich agre­so­rów.

Teraz stało się to już fak­tem, a zatem rejon połu­dniowo-zachod­niego Pacy­fiku stra­cił na zna­cze­niu stra­te­gicz­nym, które dotąd gene­rał Mac Arthur gło­śno pod­kre­ślał, zwłasz­cza przez swych poplecz­ni­ków w Kon­gre­sie Sta­nów Zjed­no­czo­nych i wśród oto­cze­nia pre­zy­denta Roose­velta.

Nimitz zatem spo­dzie­wał się, że „nie­ko­ro­no­wany król Fili­pin”, dopiąw­szy wresz­cie swego celu, spo­cznie na zasłu­żo­nych lau­rach, a główny cię­żar dal­szego pro­wa­dze­nia ofen­syw­nej wojny prze­ciwko Japoń­czy­kom spad­nie teraz na niego i pod­le­głe mu ame­ry­kań­skie i sprzy­mie­rzone woj­ska.

Utwier­dzały go w tym rów­nież ści­śle tajne instruk­cje otrzy­my­wane z połą­czo­nego komi­tetu sze­fów szta­bów ame­ry­kań­skich sił zbroj­nych, naka­zu­jące jak naj­szyb­sze roz­po­czę­cie ope­ra­cji „Grand Strike”, to jest zma­so­wa­nej ofen­sywy powietrz­nej na japoń­skie ośrodki prze­my­słu zbro­je­nio­wego, a zwłasz­cza lot­ni­czego. Miało to być pre­lu­dium do reali­za­cji naj­więk­szego zamie­rze­nia stra­te­gicz­nego II wojny świa­to­wej, okre­ślo­nego kryp­to­ni­mem „Down­fall”, czyli inwa­zji na wyspy japoń­skie. Pierw­sza część tego zamie­rze­nia pod kryp­to­ni­mem „Olym­pic” prze­wi­dy­wała roz­po­czę­cie w dniu 1 wrze­śnia 1945 roku inwa­zji na wyspę Kiu­siu. W ślad za nią, równo w trzy mie­siące póź­niej, miała się roz­po­cząć „Coro­net”, czyli inwa­zja na wyspę Hon­siu.

Zgod­nie z zało­że­niami ope­ra­cji „Olym­pic” inwa­zja na wyspę Kiu­siu powinna zostać poprze­dzona zde­cy­do­wa­nymi ata­kami powietrz­nymi o nie­spo­ty­ka­nej dotąd skali i inten­syw­no­ści, pro­wa­dzo­nymi przez siły powietrzne Dale­kiego Wschodu, 20 armię powietrzną Sta­nów Zjed­no­czo­nych i lot­nic­two pokła­dowe Floty Pacy­fiku, a zwłasz­cza spe­cjal­nie w tym celu utwo­rzo­nego 58 Zespołu Ope­ra­cyj­nego Lot­ni­skow­ców.

Co prawda, już od połowy 1944 roku lot­nic­two bom­bowe 20 Armii Powietrz­nej sta­cjo­nu­ją­cej wów­czas w Indiach zostało prze­ba­zo­wane na wysu­nięte lot­ni­ska polowe do pro­win­cji Cheng Tu w czang­kaj­sze­kow­skich Chi­nach i stam­tąd roz­po­częto pro­wa­dze­nie raj­dów bom­bo­wych na ośrodki prze­my­słowe Man­dżu­rii i czę­ściowo samej Japo­nii w ramach reali­za­cji ope­ra­cji „Mat­tern­horn”. Nie­stety, nawet mak­sy­mal­nie wyśru­bo­wany zasięg super­for­tec typu B-29 pozwa­lał im na osią­gnię­cie tylko naj­bar­dziej na połu­dnie wysu­niętego tery­to­rium japoń­skiej metro­po­lii, to jest wyspy Kiu­siu.

Ten fakt wła­śnie stał się główną przy­czyną pod­ję­cia inwa­zji na Wyspy Mariań­skie odda­lone od Tokio i wszyst­kich waż­niej­szych japoń­skich ośrod­ków prze­my­sło­wych „zale­d­wie” o 2500 kilo­me­trów. Taka odle­głość już zupeł­nie swo­bod­nie mie­ściła się w pro­mie­niu bojo­wym samo­lo­tów B-29, który pozwa­lał na prze­nie­sie­nie sze­ścio­to­no­wego ładunku bom­bo­wego na odle­głość rzędu 3 tysięcy kilo­me­trów, wyko­na­nie nawet dwóch zajść nad bom­bar­do­wany cel naziemny i powrót do rodzi­mej bazy. Dla­tego też po zdo­by­ciu Wysp Mariań­skich przy­stą­piono do gorącz­ko­wej budowy pię­ciu wiel­kich baz lot­ni­czych spe­cjal­nie przy­sto­so­wa­nych do obsługi super­for­tec B-29. Pierw­sza z nich – Isley Field na wyspie Saipan – była gotowa już w końcu paź­dzier­nika 1944 roku. W począt­kach listo­pada prze­ba­zo­wano do niej z Chin 73 Skrzy­dło Bom­bowe.

I oto w dniu 24 listo­pada 1944 roku sto jede­na­ście super­for­tec ze składu 73 Skrzy­dła Bom­bo­wego wystar­to­wało z bazy Isley Field i wyko­nało pierw­szy – od czasu zuchwa­łego rajdu Mit­chel­lów słyn­nego puł­kow­nika Doolit­tle’a w sierp­niu 1942 roku – zma­so­wany nalot bom­bowy na Tokio. Cho­ciaż nie przy­niósł on jakichś szcze­gól­nie zna­czą­cych wyni­ków i został oku­piony sto­sun­kowo dużymi stra­tami, to jed­nak miał kapi­talne zna­cze­nie moralne, zwłasz­cza dla Ame­ry­ka­nów. Sto­lica impe­rium wscho­dzą­cego słońca naresz­cie zna­la­zła się w zasięgu ame­ry­kań­skiego oręża.

Następną bazę lot­ni­czą – na wyspie Tinian – ukoń­czono w poło­wie grud­nia 1944 roku i jesz­cze przed świę­tami Bożego Naro­dze­nia zna­la­zło się w niej 313 Skrzy­dło Bom­bowe.

Trze­cia baza lot­ni­cza – North Field na wyspie Guam – gotowa była w począt­kach stycz­nia 1945 roku, a w dniu święta Trzech Króli zawi­tało tam 314 Skrzy­dło super­for­tec B-29.

Jed­no­cze­śnie gorącz­kowo budo­wano drugą bazę na wyspie Tinian i drugą bazę na wyspie Guam, aby pomie­ścić w nich wszyst­kie samo­loty XXI Kor­pusu Bom­bo­wego.

W każ­dej z nich znaj­do­wało się około 12 tysięcy żoł­nie­rzy, któ­rzy mogli obsłu­żyć 180 super­for­tec. Lot­nic­two ame­ry­kań­skie dale­kiego zasięgu naresz­cie dostało odskocz­nię do pro­wa­dze­nia ofen­sywy powietrz­nej na cesar­stwo. Ponie­waż jed­nak odda­le­nie Maria­nów od wysp japoń­skich było więk­sze niż zasięg ame­ry­kań­skich myśliw­ców towa­rzy­szą­cych dale­kiego zasięgu, super­for­tece musiały odby­wać swe rajdy samot­nie, licząc tylko na wza­jem­nie powią­zany sys­tem ognia rombu bojo­wego oraz przy­sło­wiowy łut szczę­ścia.

Aby więc wypeł­nić dyrek­tywy zawarte w pla­nach ope­ra­cji „Grand Strike”, trzeba było doko­nać kolej­nej inwa­zji na archi­pe­lag wysp Bonin i Riu­kiu, wśród któ­rych czo­łową rolę odgry­wały dwie wyspy: Oki­nawa w archi­pe­lagu Riu­kiu i Iwo Jima w archi­pe­lagu Bonin, a raczej w jego naj­bar­dziej połu­dnio­wej czę­ści, zwa­nej Kazan Retto, czyli Wyspami Wul­ka­nicz­nymi.

Oki­nawa była odda­lona od Tokio o 1500 kilo­me­trów, a od połu­dnio­wych wybrzeży Kiu­siu o 675 kilo­me­trów, nato­miast odle­głość Iwo Jimy zarówno od Tokio, jak i od więk­szo­ści japoń­skich ośrod­ków prze­my­sło­wych wyno­siła około 1200 kilo­me­trów. Te odle­gło­ści mie­ściły się już swo­bod­nie w zasięgu ame­ry­kań­skich myśliw­ców towa­rzy­szą­cych typu Mustang.

Pozo­sta­wał zatem do roz­wią­za­nia dyle­mat: gdzie doko­nać inwa­zji naj­pierw? Na Oki­nawę czy Iwo Jimę? Kie­row­nic­two Połą­czo­nego Komi­tetu Sze­fów Szta­bów ame­ry­kań­skich sił zbroj­nych pozo­sta­wiło tu admi­ra­łowi Nimit­zowi zupeł­nie wolną rękę. Przed pod­ję­ciem jed­nak osta­tecz­nej decy­zji naczelny dowódca posta­no­wił wysłu­chać opi­nii swych naj­bliż­szych współ­pra­cow­ni­ków i pod­wład­nych. To wła­śnie stało się przy­czyną maso­wego zjazdu w North Field wyso­kich oso­bi­sto­ści woj­sko­wych z róż­nych zakąt­ków Oce­anu Spo­koj­nego.

Punk­tu­al­nie o godzi­nie szes­na­stej na salę odpraw wszedł admi­rał Nimitz w towa­rzy­stwie dowódcy 5 Floty USA wiceadmi­rała Spru­ance’a, dowódcy sił amfi­bij­nych Sta­nów Zjed­no­czo­nych wiceadmi­rała Tur­nera i dowódcy lot­nic­twa ame­ry­kań­skich sił lądo­wych gene­rała Arnolda. Wszy­scy obecni pod­nie­śli się ze swych miejsc i przy­jęli postawę zasad­ni­czą, trwa­jąc tak aż do chwili, gdy admi­rał Nimitz wraz z towa­rzy­szą­cymi oso­bi­sto­ściami zajęli miej­sca za sto­łem pre­zy­dial­nym.

– Gen­tle­men – roz­po­czął dowódca ame­ry­kań­skich sił mor­skich na Pacy­fiku. – Zebra­łem panów tutaj, żeby­śmy się wspól­nie zasta­no­wili nad celem naszego następ­nego ude­rze­nia, które położy pod­wa­liny pod reali­za­cję ope­ra­cji „Grand Slam”, a następ­nie ope­ra­cji „Olym­pic”. Zało­że­nia obu ope­ra­cji mają pano­wie w leżą­cych przed wami tecz­kach. Zanim wypo­wie­cie swe opi­nie, pro­szę o wysłu­cha­nie krót­kich rapor­tów o sta­nie naszych sił mor­skich, pie­choty mor­skiej i lot­nic­twa, które aktu­al­nie znaj­duje się w naszej dys­po­zy­cji. Admi­rale Mit­cher – tu Nimitz zwró­cił się do dowódcy 58 Zespołu Ope­ra­cyj­nego Lot­ni­skow­ców – może pan zapo­zna pokrótce kole­gów o moż­li­wo­ściach Task Force 58 i przed­stawi swoje pro­po­zy­cje w przed­mio­to­wej spra­wie.

Mit­cher pod­niósł się ze swego miej­sca i prze­szedł pod ścianę sali, na któ­rej wisiał cały rząd wiel­kich plansz z czer­wo­nymi napi­sami „Top Secret” na wszyst­kich rogach.

Wska­zu­jąc na jedną z plansz z napi­sem „Fast Car­rier Force, 58 Task Force”, wice­ad­mi­rał Mit­cher roz­po­czął:

– W skład pod­le­głego mi nowo utwo­rzo­nego 58 Zespołu Ope­ra­cyj­nego Lot­ni­skow­ców wcho­dzi sto szes­na­ście okrę­tów wojen­nych, a w tym: jede­na­ście cięż­kich lot­ni­skow­ców ude­rze­nio­wych klasy „Essex” o wypor­no­ści dwa­dzie­ścia sie­dem tysięcy ton do dzia­łań dzien­nych, dwa cięż­kie lot­ni­skowce ude­rze­niowe do dzia­łań noc­nych, pięć lek­kich lot­ni­skow­ców ude­rze­nio­wych klasy „Inde­pen­dence” o wypor­no­ści jede­na­ście tysięcy ton, rów­nież do dzia­łań dzien­nych, osiem znacz­nie wol­niej­szych lot­ni­skow­ców towa­rzy­szą­cych, prze­wi­dzia­nych głów­nie do zabez­pie­cze­nia wspar­cia lot­ni­czego dla pie­choty mor­skiej, a ponadto osiem okrę­tów linio­wych, dwa­na­ście cięż­kich krą­żow­ni­ków oraz sześć­dzie­siąt jeden nisz­czy­cieli i okrę­tów wspar­cia. Na pokła­dach szyb­kich lot­ni­skow­ców ude­rze­nio­wych i towa­rzy­szą­cych bazują pięć­dzie­siąt trzy dywi­zjony lot­ni­cze liczące łącz­nie tysiąc dwie­ście trzy­na­ście samo­lo­tów myśliw­skich, myśliw­sko-bom­bo­wych, bom­bo­wych i tor­pe­do­wych, w prze­wa­ża­ją­cej więk­szo­ści nowych typów.

Po sali prze­szedł lekki szme­rek. Wszy­scy obecni z grub­sza orien­to­wali się, że nowo utwo­rzony 58 Zespół Ope­ra­cyjny to coś zupeł­nie nowego w histo­rii wojny na Pacy­fiku, ale dopiero teraz mogli sobie w pełni uzmy­sło­wić, jaka potęga mor­ska i lot­ni­cza kryła się za tym skrom­nym ozna­cze­niem: Task Force 58.

– Nazwa „szybki lot­ni­sko­wiec” – pod­jął swe wywody wice­ad­mi­rał Mit­cher – jest w pełni uza­sad­niona, bowiem cięż­kie lot­ni­skowce ude­rze­niowe roz­wi­jają pręd­kość mak­sy­malną rzędu trzy­dzie­stu trzech, a lek­kie lot­ni­skowce ude­rze­niowe rzędu trzy­dzie­stu dwóch węzłów2. Pozwala to na szyb­kie prze­miesz­cza­nie się całego zespołu ope­ra­cyj­nego po olbrzy­mich bez­mia­rach wod­nych Pacy­fiku. Dla przy­kładu: w razie potrzeby śred­nie tempo prze­miesz­cza­nia się 58 Zespołu Ope­ra­cyj­nego wynosi około tysiąca trzy­stu kilo­me­trów na dobę. W ciągu zatem nie­ca­łych dwóch dób od chwili opusz­cze­nia dotych­cza­so­wej bazy w atolu Uli­thi na Karo­li­nach zespół ten jest w sta­nie osią­gnąć wody Oki­nawy czy nawet przed­pola wysp Kiu­siu i Hon­siu, a w ciągu jed­nej doby – zna­leźć się pobliżu Iwo Jimy. Aby uła­twić wyko­ny­wa­nie zadań tak­tycz­nych, cały 58 Zespół Ope­ra­cyjny został podzie­lony na cztery grupy ude­rze­niowe, w skład któ­rych wcho­dzą na ogół dwa cięż­kie lot­ni­skowce ude­rze­niowe, jeden lub dwa lek­kie lot­ni­skowce ude­rze­niowe, dwa pan­cer­niki lub cięż­kie krą­żow­niki i prze­cięt­nie dwa dywi­zjony nisz­czy­cieli.

Dowódca Task Force 58 prze­rwał i pod­szedł do kolej­nej plan­szy, przed­sta­wia­ją­cej skład dru­giej grupy ude­rze­nio­wej ozna­czo­nej jako TG 58.2.

– Jak pano­wie widzą, w skład grupy wcho­dzą cięż­kie lot­ni­skowce ude­rze­niowe „Lexing­ton” i „Han­cok” oraz jeden lekki lot­ni­sko­wiec ude­rze­niowy „San Jacinto”, posia­da­jące na swych pokła­dach łącz­nie dwie­ście dwa­dzie­ścia osiem samo­lo­tów bojo­wych, w tym dzie­więć­dzie­siąt pięć myśliw­skich, sie­dem­dzie­siąt dwa myśliw­sko-bom­bowe, dwa­dzie­ścia sie­dem bom­bo­wych i trzy­dzie­ści cztery tor­pe­dowe, zor­ga­ni­zo­wane w trzy pokła­dowe grupy lot­ni­cze, które sta­no­wią pod­sta­wową pięść ude­rze­niową tego zespołu. Nato­miast potęgę ogniową grupy sta­no­wią pan­cer­niki „Mis­so­uri” i „Wiscon­sin” ze swymi dzia­łami, cięż­kie krą­żow­niki „San Fran­ci­sco” i „Boston” oraz szes­na­ście nisz­czy­cieli.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. VIP – popu­larny skrót od „Very Impor­tant Per­son, czyli „Bar­dzo Ważna Oso­bi­stość”, któ­rej przy­słu­gi­wały spe­cjalne honory i przy­wi­leje. [wróć]

2. Węzeł – mila mor­ska (1852 m) na godzinę (33 węzły odpo­wia­dały pręd­ko­ści 61 km/h, a 32 węzły – pręd­ko­ści nieco ponad 59 km/h). [wróć]