Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
KADENCJA KONSULA GENERALNEGO RP NA PLACÓWCE W PETERSBURGU (W REALIACH WOJNY Z UKRAINĄ)
Książka Grzegorza Ślubowskiego to doskonała, bo uczciwa i wolna od moralizatorstwa opowieść o Rosji czasów wojny w Ukrainie. O realiach, w których w kawiarniach obok siebie popiją kawę skrajni nacjonaliści, konformiści, którzy władzę popierają dla pieniędzy, starzy demokraci, którzy mimo braku pieniędzy pozostali sobie wierni i większość, która ma jedynie nadzieję, że wojna ich nie będzie dotyczyć. To podróż w głąb zła, które inaczej niż w horrorze nie pojawia się nagle, a raczej narasta. Jest bezwzględne, ale też faluje. Choć wszechogarniające, bywa też niekonsekwentne, dzięki czemu gdzieś w tle, jednak tli się nadzieja.
Witold Jurasz, dziennikarz Onetu, b. dyplomata
OPOWIEŚĆ O KRAJU W KTÓRYM POTRAFIĄ ZNIKAĆ BEZ ŚLADU NAWET WIELOTONOWE OBELISKI.
Petersburg w blasku historii i teraźniejszości, barwna opowieść o Pitrze oczami autora. Czyta się świetnie. Kopalnia wiedzy o Rosji i Rosjanach.
Jacek Bartosiak
Grzegorz Ślubowski – łączący wrażliwość doświadczonego dziennikarza międzynarodowego oraz perspektywę Konsula Generalnego, któremu przyszło likwidować polski konsulat w Petersburgu – zabiera czytelnika w fascynującą i gorzką opowieść o północnej stolicy Rosji. W swoim osobistym eseju odsłania paradoksy miasta letnich białych nocy, ale i zimowych czarnych dni. Przygląda się codzienności Pitera, w tym także okruchom polskości, które wciąż można odnaleźć w przestrzeni miasta i jego pamięci. Konfrontuje Petersburg, niegdyś symbol rosyjskiego otwarcia na Europę, z pesymistyczną rzeczywistością wojny rozpętanej przez Władimira Putina, rodowitego petersburżanina.
Adam Eberhardt
JAK BARDZO ROSYJSKI JEST DZIŚ MOSKWICZ? DLACZEGO JAZZ Z CHIN DORÓWNUJE POLSKIEMU, A NAWET GO PRZEWYŻSZA?
Wysoki rangą dyplomata i obdarzony lekkim piórem korespondent. Kolebka rosyjskich despotów. Największy konflikt zbrojny w Europie od zakończenia II wojny światowej. Wyjątkowe połączenie autora, miejsca i czasu. Ślubowski obserwuje piekło na Ukrainie, stojąc w tłumie Rosjan, ale coraz bardziej sam pod masztem z Biało-Czerwoną. Stara się opisać postawy rodaków Putina, nie ulegając ani nienawiści, ani fascynacji. Dorzuca tu i ówdzie obrazki z bliższej i dalszej przeszłości Petersburga. W efekcie podarował nam przeciekawą opowieść o bardzo nieciekawym świecie - kolejną na półce obok "Na skraju imperium" i "Na nieludzkiej ziemi".
Bartosz Cichocki
JAK PETERSBURG, MIASTO ZBUDOWANE NA KAMIENIU JAKO OKNO ROSJI NA ZACHÓD, ZNOSI ROSYJSKI PIVOT W STRONĘ CHIN?
Władymir Sorokin „Dzień oprycznika”. Kiedy czytałem tę książkę pewnie gdzieś około 2010 roku, wydawała się bardzo odległa od życia. Dzisiaj staje się narracją rzeczywistości. Jest rok 2027, Rosja odgrodziła się murem od świata, paszporty uroczyście spalono na Placu Czerwonym, wygoniono zagranicznych dyplomatów. Rządzą okrutni arystokraci ‒„oprycznicy”, którzy mordują, odbierają własność i sieją terror. Jedynym „oknem na świat” są Chiny. To stamtąd pochodzą wszystkie towary ‒ pralki, muszle klozetowe, a nawet sprowadzane dla opryczników „najlepsze, bo chińskie” mercedesy. W zamian sprzedaje się surowce, czyli ropę i gaz. Przypomnę, że książka była napisana w roku 2009, ale opisany w niej zwrot na Wschód wygląda mocno realistycznie.
Grzegorz Ślubowski
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 222
Projekt okładki i stron tytułowych
© Robert Kempisty
Redakcja i korekta
Barbara Manińska
Skład, łamanie, fotoedycja i retusz zdjęć
TEKST Projekt
O ile nie zaznaczono inaczej zdjęcia w książce pochodzą
z archiwum Autora
Dyrektor wydawniczy
Maciej Marchewicz
ISBN 9788368123432
© Copyright by Grzegorz Ślubowski
© Copyright for Zona Zero, Warszawa 2025
Wydawca Zona Zero Sp. z o.o.
ul. Łopuszańska 32
02-220 Warszawa
tel.: 22 836 54 44, 22 877 37 35
faks: 22 877 37 34
e-mail: [email protected]
Przygotowanie wersji elektronicznej
Epubeum
Niewiele jest miejsc na świecie, które powstały wyłącznie jako wola jednego człowieka. Takim miastem jest Sankt Petersburg.
Jestem świadomy, że opisując je, opisuję jedynie kawałek Rosji, i to kawałek bardzo specyficzny. Chyba najbardziej europejskie miasto w coraz mniej europejskim kraju. Dzisiaj z powodów politycznych Rosja przeżywa „zwrot na Wschód”.
Zrywa polityczne, gospodarcze i kulturalne relacje z cywilizacyjnym Zachodem i próbuje je zastąpić otwarciem na Wschód (Indie, Chiny i inne kraje tak zwanego Południa).
Najbardziej wyraźnie widać to w sferze propagandy – Europa w rosyjskiej telewizji i cały Zachód są pozbawione wszelkich wartości. „Gej-Ewropa”, która jakkolwiek sprzecznie by to brzmiało, oficjalnie popiera nazizm i ukraiński faszyzm.
Zachód gnije – zdaniem rosyjskich mediów czas końca „Zachodu” właśnie nadszedł. W nowych czasach wzorce wyznacza Wschód, a przede wszystkim Chiny. W gospodarce ten zwrot jest wyraźny – Chiny i Indie są głównym odbiorcą rosyjskich surowców. Dzięki nim rosyjska gospodarka funkcjonuje pomimo ogromnych sankcji z Zachodu. Co drugi samochód, który jeździ dzisiaj po ulicach Sankt Petersburga, jest chiński. Czasem formalnie i faktycznie, a czasem tylko faktycznie, jak słynna wskrzeszona przez Rosjan marka Moskwicz. Teoretycznie samochód jest rosyjski, „narodowy”, „ludowy”, ale wszyscy wiedzą, że do chińskiego samochodu składanego w Rosji jest doczepiany napis z nazwą marki. Jechałem takim samochodem nie raz, nigdy kierowcy nie mieli wątpliwości, jakiej jest produkcji, przy czym jego zakup jest dużo droższy od chińskiego pierwowzoru. Rosja powoli staje się rynkiem zbytu dla chińskiego przemysłu. Jeżeli w gospodarce ten proces przynosi Rosjanom korzyści, bo dzięki temu tak naprawdę prowadzili wojnę, to w kulturze zamienienie Zachodu na Chiny nie wychodzi. Dochodzi często do sytuacji kuriozalnych, których sam byłem świadkiem. W Sankt Petersburgu istnieje filharmonia jazzowa, w czasach sprzed wojny utrzymywała ona żywe kontakty ze środowiskiem jazzowym w Polsce. Wspólne polsko-rosyjskie koncerty jazzowe były normą. Wszystko zmieniło się 24.02.2022 roku. Dyrekcja filharmonii zerwała kontakty. Zrobiła to oczywiście na polecenie władz. Już później w czasie prywatnej rozmowy usłyszałem, że odbyło się spotkanie w siedzibie władz miasta, czyli w tak zwanym Smolnym, na którym wyraźnie powiedziano, że koniec z kontaktami z „muzykami z „nieprzyjaznych krajów”, a na pytanie dyrekcji filharmonii, z kim ta ma teraz współpracować, usłyszała że „w Chinach też jest jazz na wysokim poziomie, a w Egipcie mieszka słynna jazzowa śpiewaczka”. Tak się odbywa zwrot na Wschód w kulturze w praktyce. Dla ludzi, którzy od lat zajmują się jazzem musi on być bolesny.
Niewątpliwie nowego wymiaru nabiera książka Władimira Sorokina Dzień oprycznika.
Kiedy czytałem ją pewnie gdzieś około 2010 roku, wydawała się bardzo ciekawa, ale jednak odległa od życia. Dzisiaj staje się zupełnie realna. Sorokin przenosi stosunki społeczne z czasów Iwana Groźnego do współczesności. Jest rok 2027, Rosja odgrodziła się murem od świata, paszporty uroczyście spalono na pl. Czerwonym, wygoniono zagranicznych dyplomatów. Rządzą okrutni arystokraci – „oprycznicy”, którzy mordują, odbierają własność i sieją terror. Jedynym „oknem na świat” są Chiny. To stamtąd pochodzą wszystkie towary – pralki, muszle klozetowe, a nawet sprowadzane dla opryczników „najlepsze, bo chińskie” mercedesy. W zamian sprzedaje się surowce, czyli ropę i gaz. Przypomnę, że książka była napisana w roku 2009, ale opisany w niej zwrot na Wschód wygląda mocno realistycznie.
Dla Petersburga zwrot na Wschód jest obcy, ponieważ miasto powstało właśnie jako efekt „zwrotu na Zachód”.
Żaden rosyjski car nie zmienił tak bardzo swojego kraju jak Piotr I. Przy czym równocześnie funkcjonują dwie legendy cara, który nosi przydomek Wielki. Jedna dużo bardziej popularna – o władcy okrutnym, ale reformatorze, który z zacofanego kraju stworzył europejskie imperium, i druga – dużo rzadziej powtarzana – o człowieku, który Rosję zgubił, zaszczepiając jej obce wartości.
Piotr był niewątpliwie człowiekiem ogromnych sprzeczności i dziwactw, który oprócz tytanicznej pracowitości i silnej woli przejawiał zachowania, które z dzisiejszego punktu widzenia mogłyby go scharakteryzować jako psychopatę i szaleńca. Może nawet jedno nie wyklucza drugiego.
Już od dzieciństwa nienawidził Moskwy, w której mieszkał, i wszystkiego, co rosyjskie. Jako młody chłopak uciekał do tak zwanej niemieckiej słobody, gdzie żyli obcokrajowcy. Tam miał pierwszych przyjaciół, a później pierwsze kochanki. Otaczał się ludźmi z „ludu”, nie jest więc przypadkiem, że przez całe dorosłe życie jego najbliższym przyjacielem i doradcą był syn stajennego Aleksander Mienszykow, a ukochaną kobietą, a w efekcie żoną i carycą, została Marta Skowrońska – córka chłopa z dzisiejszej Łotwy, prawdopodobnie była prostytutka, którą kolejni mężczyźni odsprzedawali sobie z rąk do rąk. Dla Piotra tytuły i urodzenie nigdy nie miały znaczenia.
W dzieciństwie przeżył traumę, po której pozostały mu nerwowy tik i, jak twierdzą niektórzy historycy, wybuchy furii oraz zamiłowanie do okrucieństwa.
Był synem cara Aleksego Romanowa i jego drugiej żony Natalii Naryszkiny. Te koligacje rodzinne miały ogromne znaczenie, bo dzieciństwo Piotra to walka o tron między stronnictwem jego matki, czyli rodziną Naryszkinów, a Miłosławskimi, czyli rodziną pierwszej żony cara Aleksego. W czasie tak zwanego buntu strzelców, czyli, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, żołnierzy carskiej gwardii, jego matka i on sam o mało co nie stracili życia. Kiedy Piotr I doszedł do władzy, osobiście torturował i zabijał buntowników.
Od wczesnej młodości Piotr lubował się w „osobliwościach”. Miał karłów i podobno nawet chciał ich rozmnażać, aby stworzyć „nową” rasę ludzi. Kiedy już był rosyjskim imperatorem, założył pierwsze w Rosji muzeum. Kunstkamera do dzisiaj mieści się w prestiżowym miejscu w Sankt Petersburgu na Wasylewskiej Wyspie tuż przy brzegu Newy. Legenda głosi, że w tym miejscu rosła sosna, której gałąź wrosła w pień, taka anomalia przyrody była dla Piotra powodem, aby w tym miejscu powstało pierwsze muzeum, w którym właśnie można było oglądać różne przyrodnicze anomalie. Korzeń sosny do dzisiaj można zobaczyć w Kunstkamerze. Kunstkamera miała być gabinetem osobliwości, które zadziwią Rosję i Europę. Można powiedzieć, że dziwią i szokują do dziś. Są tam szkielety dzieci z dwiema głowami, zanurzone w słojach z żółtą cieczą płody z dwiema twarzami, płód w słoju, który ma dwie pary rąk, wypchane ciele z dwiema głowami, kozioł z przesuniętym pyskiem i wiele, wiele innych anomalii anatomicznych. Piotr i jego wysłannicy kupowali je w całej Europie, płacąc za nie niekiedy ogromne pieniądze. Największą kolekcję rosyjskiemu carowi sprzedał holenderski aptekarz i anatom Frederik Ruysch za ogromną wówczas kwotę 30 tysięcy guldenów. Stosował on metodę mumifikacji, która polegała na tym, że wstrzykiwał w żyły zwłok czerwoną substancję, która sprawia, że eksponaty z jego kolekcji, które ciągle można zobaczyć, „wyglądają jak żywe”. Po co gromadził to rosyjski car? Można powiedzieć, że dla oświecenia swoich rodaków. Chciał ich w szokujący sposób przekonać, że w ciele ludzkim nie ma nic mistycznego, żadnych mocy, których można by się było obawiać. Wszystko można zobaczyć (organizował w Kunstkamerze teatry anatomiczne), dotknąć, zmierzyć, odpowiednio spreparować. Deformacje są wyłącznie błędami natury, a nie znakiem od sił wyższych. Czyli w duchu oświecenia i w stylu Piotra I szybko, do końca i bez dyskusji, każdy miał przyjść i za darmo zagłębić się w zbiory w Kunstkamerze. Nie trzeba dodawać, że wzbudzały one przerażenie.
Utworzenie Kunstkamery było może najbardziej widowiskową, ale niezbyt istotną formą „europeizacji” Rosji. Dużo bardziej istotne było wprowadzenie 25-letniej obowiązkowej służby wojskowej (czyli tak naprawdę na całe życie), biurokracji tak zwanych rang urzędniczych, europejskiego stroju zamiast długich tradycyjnych rosyjskich żupanów czy golenie bród rosyjskim bojarom. Za pozostawienie brody, tak samo jak za niestosowanie się w czymkolwiek do carskich przepisów, groziły ogromne kary, tortury i więzienie. System, który wprowadził Piotr, dzisiaj można by nazwać totalitarnym – pełna kontrola, donosicielstwo i srogie kary.
Tak wyglądała przymusowa modernizacja Rosji, która opierała się na woli jednego człowieka. Aby mogła się ona zrealizować do końca, konieczne były dostęp do morza i zbudowanie europejskiej stolicy – europejskiego imperium. Trzeba było dokonać „zwrotu na Zachód”. Miasto miało być oknem na ówczesny świat. Zgodnie z zamysłem cara stolica musiała mieć dostęp do Morza Bałtyckiego. Piotr I dobrze rozumiał, że morze było autostradą, dzięki której mógł rozwijać swój kraj.
Na przeszkodzie tych planów stała Szwecja, a konkretnie należące do niej od ponad 100 lat ziemie nazywane Ingrią lub Ingermanlandią. To obszar dzisiejszego Petersburga i leningradzkiego obwodu. W rosyjskiej historiografii i kulturze masowej istnieje mit, że przed przyjściem wojsk rosyjskich nic na tych ziemiach nie było – tylko lasy i błota, jak można zobaczyć na wielu obrazach z epoki czy przeczytać w rosyjskiej literaturze. Piotr I jest zwykle przedstawiany na tle pustego obszaru lasu i mokradeł. To kłamstwo. Pierwotnymi mieszkańcami tych ziem były plemiona ugrofińskie Iżorów i Wepsów, później pojawili się Nowogrodzianie, czyli osadnictwo słowiańskie. Teren był od zawsze obszarem spornym między Nowogrodem Wielkim i Szwecją. Lassi Saressalo w swojej książce „Ingermalandia” (wydanej po rosyjsku przez Muzeum Kunstkamera w Sankt Petersburgu w 2023 r.) pisze, że od XIII wieku toczyła się między Zachodem a Wschodem walka o te ziemie. Były one pograniczem między prawosławiem a katolicyzmem, później protestantyzmem i cywilizacjami zachodu i wchodu Europy. W 1617 roku Ingria przypadła Szwecji. Zachodzą wówczas zmiany narodowościowe. Szwedzi osiedlają Finów – protestantów, tak zwanych Finów Ingermanlandzkich. Budują też liczne twierdze i miasta. Jak pisze w swojej książce T.A. Bazarowa Sozdanie «Paradiza». Sankt Petersburg i Ingermanlandia w epochu Pietra Wielikogo, w momencie rozpoczęcia przez Piotra I wojny ze Szwecją Finowie luteranie stanowili większość mieszkańców Ingermanlandii. Słowiańskie osadnictwo stanowiło około 20%, jeszcze mniej było Wepsów i Iżorów. Piotr I walczył ze Szwedami przez 21 lat. Na potrzeby wojny powstawały przemysł i flota. Oficjalna propaganda, a konkretnie założona przez cara jedyna gazeta „Wiedomosti”, utrzymywała, że jest to wyłącznie wojna „obronna, prowadzona w celu odzyskania rosyjskich terytoriów”.
Tym samym obecne władze Rosji niewiele różnią się od tych historycznych. W maju 1703 roku rosyjskie wojska zajęły znajdującą się u ujścia Newy twierdzę Nienszanc i znajdujące się obok niej miasto Nyen. 27 maja 1703 roku bardzo niedaleko, na jednej z wysp, Piotr I założył swoją twierdzę Pietropawłowską, która dała początek stolicy jego imperium. Do dzisiaj ta data jest traktowana jako moment założycielski. Tego dnia na ulicach Petersburga można spotkać wielu „Piotrow”. Przebrani w strój Piotra I nagabują przechodniów, aby zrobić sobie z nimi zdjęcie. Często ledwo stoją na nogach i z daleka czuć od nich woń alkoholu. Co też jest nawiązaniem do tradycji założyciela miasta, bo, jak wiadomo, car organizował pijaństwa, które trwały tygodniami. Miasto na początku nazywa się Petropolis, Saint Petersburg na cześć swojego patrona, czyli św. Piotra. Przyjęła się nazwa zgodnie z niemiecką pisownią Sankt Petersburg. W całej swojej historii miasto nazywało się jeszcze Piotrogród – kiedy rozpoczęła się I wojna światowa, Rosja walczyła z Niemcami i pod wpływem nastrojów antyniemieckich nazwa stolicy imperium musiała mieć swojskie, rosyjskie brzmienie – i Leningrad, na cześć wodza bolszewickiego przewrotu. Sankt Petersburg – Piotrogród – Leningrad i znowu Sankt Petersburg – rzadko się zdarza, żeby miasto tyle razy zmieniało nazwę.
W światowej historii jeszcze rzadziej, a może i nigdy się nie zdarza, żeby stolica powstawała na ziemiach dopiero co zabranych innemu państwu. Car nie czekał nawet na zawarcie pokoju ze Szwecją, tak bardzo mu się spieszyło. Budowa nowej, nowoczesnej stolicy była absolutnym priorytetem.
Budowali najpierw żołnierze, a później sprowadzani przymusowo chłopi. Zachowały się „ukazy” zobowiązujące klasztory, posiadłości ziemskie do wysyłania ściśle określonej liczby chłopów do budowy miasta. Były nawet przypadki, że niektóre klasztory, np. z Nowgorodu Wielkiego, wynajmowały obcych chłopów, aby wywiązać się z obowiązku, a równocześnie ocalić swoich. Całą ogromną logistyką zajmowała się „Kancelaria Spraw Miejskich”, ale często osobiście decydował o wszystkim najbliższy współpracownik i przyjaciel cara oraz gubernator Aleksander Mienszykow. Wiadomo, że budowa była priorytetem i na zwolnienie z uczestnictwa nikt nie mógł raczej liczyć. Teoretycznie pobyt trwał 4 miesiące, ale zdarzało się, że dłużej. Nie jest do końca jasne, ilu budowniczych miasta zmarło z głodu, chorób i zimna T. Bazarowa podaje, że było to od 13% do 50%. Zachodni dyplomaci, którzy przybywali do nowej stolicy, pisali o ogromnej śmiertelności wśród robotników. Duński dyplomata J. Jul podaje liczbę 60 tys., którzy zmarli przy budowie twierdzy Pietropawłowskiej. Holender Johan Fokkerot podaje liczbę 200 000. Budowa była praktycznie obozem pracy. Nic dziwnego, że Petersburg jest nazywany „miastem na kościach”.
Oprócz niewolniczej pracy rosyjskich chłopów do powstania nowoczesnego miasta byli potrzebni zachodni specjaliści, architekci i rzemieślnicy. Stąd do nowej stolicy masowo przyjeżdżali Holendrzy, Niemcy, Włosi, Francuzi, a z czasem i Polacy. Car wydzielał dla nich dzielnice, pozwalał na budowę własnych kościołów. Z zasady mieli oni być motorem cywilizowania Rosji.
Wzorem dla rosyjskiego władcy był Amsterdam. Chciał, żeby Petersburg był podobny, ale jeszcze bardziej usystematyzowany i poukładany. Plany architektury miasta tworzyli Włoch F. Terzini i Francuz Ż. Le Bone. Piotr płacił architektom ogromne pieniądze.
O tym, jak wielka była determinacja rosyjskiego cara, może świadczyć to, że w całej Rosji wprowadził zakaz budowania budowli z kamienia. Wszystko miało być przeznaczone dla nowej stolicy i było. Stąd też nazywanie Petersburga „kamiennym miastem”. Pewnym „efektem ubocznym” wysiłku modernizacyjnego i skupienia w jednym miejscu wszystkich środków jest wspaniałe architektonicznie miasto – Sankt Petersburg, które zachwyca do dziś. Mieszkając tam, można się poczuć trochę jak w muzeum, skansenie, a trochę jak na planie filmu historycznego. Miasto, choć miejscami jest zaniedbane i brudne, imponuje monumentalną architekturą.
Piotr I kazał budować stolicę, kierując się motywacjami geopolitycznymi. Problem polegał jednak na tym, że wybrane miejsce nie bardzo się na budowę dużego miasta nadawało. Okazało się to bardzo szybko, od razu po powstaniu pierwszych zabudowań na Wyspie Zajęczej, czyli po powstaniu miasta. Newa nie była gościnną rzeką, po raz pierwszy zatopiła Petersburg 3 miesiące od jego założenia w nocy z 19 na 20 sierpnia 1708 roku. Woda podniosła się na dwa metry. W sumie, według oficjalnych danych, miało miejsce 308 powodzi. Do największej doszło w 1824 roku. Ta powódź stała się tłem do poematu Jeździec miedziany A. Puszkina, którego jednym z bohaterów jest najbardziej znany pomnik Piotra I na pl. Senackim w Petersburgu.
Pomnik przedstawia Piotra I na skaczącym koniu. Całość waży 22 tony. Napis głosi „Piotrowi I – Katarzyna II”. To ona była też pierwszą twórczynią mitu cara – surowego reformatora, który wszystko robi dla kraju. Później narrację taką kontynuował Józef Stalin, dzięki któremu w 1938 roku na podstawie książki Aleksieja Tołstoja powstał film Piotr 1, i obowiązuje ona do dziś. Ale car Piotr I miał i ma również swoich krytyków. Lew Tołstoj pisał, że od Piotra I zaczyna się fałszowanie rosyjskiej historii. Jego zdaniem był to potwór, który przez ćwierć wieku zabijał, zakopywał żywcem, sam torturował, niszczył i wyśmiewał się z religii, pił z naczyń, które miały przypominać organy płciowe, koronował kurwę oraz swojego kochanka i zabił syna. To, czego pisarz nie mógł wybaczyć najbardziej, to oderwanie rosyjskiej elity od ludu. Zbudowanie nowego człowieka na „europejską modłę” dotyczyło wyłącznie klas wyższych, naród pozostał taki, jaki był. Tołstoj uważał, że wtedy powstały w jednym kraju dwa narody, które nie miały ze sobą nic wspólnego. I to jego zdaniem było przyczyną wszystkich nieszczęść Rosji. Byli również tacy, i są do dziś, którzy wierzyli, że car został podmieniony podczas pierwszego Wielkiego Poselstwa, kiedy Piotr I wyjechał na zachód Europy incognito, aby się uczyć. Miał zostać wówczas zabity, a zamiast niego wrócił ktoś zupełnie inny – Żyd, Niemiec, a na pewno Antychryst, który chciał zniszczyć Rosję. Do dzisiaj są ludzie, którzy w to wierzą, porównując obrazy rosyjskiego cara z poszczególnych epok. Piotr I zachowywał się chyba jednak podobnie podczas całego swojego życia. Jeszcze przed wyjazdem Wielkiego Poselstwa stworzył pseudoreligijną pijacką organizację, której głównym zadaniem były trwające tygodniami „zapoje” przechodzące w orgie. Piotr mianował w trakcie pijaństw papieża, a także swoich towarzyszy kardynałami, urządzał „śluby” karłów, a elementem zabawy było oglądanie ich podczas nocy poślubnej. Już wcześniej stworzył maszynę do tortur, które często sam prowadził. Nie zmienia to jednak faktu, że pozostawił po sobie zupełnie inny kraj, niż zastał. Spodobała mi się anegdota z czasów Leonida Breżniewa, którą opowiedział mi znajomy:
KGB w Leningradzie przesłuchuje oskarżonego o krytykowanie władzy.
– Na Leonida Iljicza złego słowa nie powiedziałem – przekonuje oskarżony.
– To na kogo?
– Na Piotra I.
– A co ma do tego Piotr I?
– Ach, gdyby przegrał wojnę ze Szwedami, toby nam się teraz żyło.
Założony przez Piotra I Petersburg jest największym miastem leżącym tak daleko na Północ. Zimy są bardzo długie i – co chyba najbardziej wszystkim dokucza – wszechobecne ciemności, czarne dni, które zaczynają się już od początku października i trwają do końca lutego. Wielu żyjących w mieście nad Newą stosuje taktykę wypierania. Kiedy ktoś pyta: „Czy zauważyłeś, że o 10.00 rano jest ciemno jak w nocy?”, najlepiej się wtedy dziwić: „Naprawdę? Nie wiem, nie widziałem, nie zwracam uwagi”. Wielu było takich, którzy pisali o białych nocach nad Newą, a prawie nikt o czarnych dniach. A są one bardzo trudne do życia. Oczywiście także w Polsce narzekamy na jesienne ciemności, ale nie można tego zupełnie porównać z tym, co widać w Petersburgu. Bywają takie dni, kiedy ciemno jest jeszcze o 10.00 i już o 14.00. Pozostały czas to szarości. Jest takie powiedzenie mieszkańców Petersburga, że jest to miasto, w którym widać tysiące odcieni szarości. Coś w tym jest. Nieprzypadkowo kamienice w Petersburgu mają żółty albo piaskowy kolor. Tak samo z kopułami największych cerkwi, czy to Isakijewskiej czy Kazańskiej. Stanowi to antidotum na szarości, które w Petersburgu dominują. Złote kopuły i ciemne niebo to codzienny widok w tym mieście. Jeśli czarne dni przeszkadzały nam, Polakom, to jak musiały przeszkadzać Włochom czy innym przyzwyczajonym do ciepła nacjom. Mój włoski przyjaciel miał na to jedną metodę – wyjechać w listopadzie i wrócić w połowie stycznia. „Normalnie da się żyć, tylko na dwa miesiące najlepiej wyjechać” – mawiał. Nie każdy ma takie możliwości.
Inna sprawa, że nawet osławione białe noce też niekiedy stanowią problem, nadmiar światła sprawia, że dzień zlewa się z nocą, noc staje się dniem. Można chodzić po ulicach oświetlonych słońcem i tylko przypadkowe spojrzenie na zegarek uświadamia, że minęła północ. Fiodor Dostojewski, jeden z największych wielbicieli miasta nad Newą, pisał o „podnieceniu” i „gorączce” „bezsenności” i malignie, która się przytrafia w czasie białych nocy. Porównywał miasto do człowieka, który z nadejściem wiosny „budzi się do życia” – tak pisał w opowiadaniu Białe noce.
1
1. Autor jako konsul w Petersburgu.
2
2. Konsulat generalny mieścił się przy ul. 5-ta Sowietskaja 12.
„Jest coś nieopisanie wzruszającego w naszej petersburskiej przyrodzie, gdy z nadejściem wiosny okaże nagle całą swoją moc, wszystkie dane jej z nieba siły, pokryje się liśćmi, ubierze się, ubarwi kwiatami… Jakoś dziwnie przypomina mi tę wychudłą i chorą dziewczynę, na którą spoglądam czasem z litością, czasem z jakąś współczującą sympatią, a niekiedy nie dostrzega się jej, lecz która nagle na chwilę jakoś nieoczekiwanie staje się w niepojęty sposób cudownie piękna, a wówczas zachwyceni, oczarowani mimo woli zadajemy sobie pytanie: jaka moc sprawiła, że te smutne zamyślone oczy błyszczą takim ogniem? Co było przyczyną, że te blade, wychudłe policzki okryły się rumieńcem?
3
3. Budynek Konsulatu Generalnego RP w Petersburgu.
4
4. Konsulat na pięknej pracy polonijnego dziecka.
5
5. Eduard Koczergin (pisarz polskiego pochodzenia) z wizytą w Konsulacie z okazji Święta Niepodległości.
6
6. Jedno z przyjęć polonijnych.
Co przydało namiętności tym delikatnym rysom? Dlaczego ta pierś tak faluje? Co tak niespodziewanie dodało siły i życia rysom biednej dziewczyny.”
Dostojewski dodawał, że ten stan trwał bardzo krótko i doprowadzał go do białej gorączki, wpędzał w ekstazę. Z drugiej strony działał na niego jak narkotyk, bez którego nie potrafił żyć. Kiedy mieszkał nad Jeziorem Bodeńskim w Szwajcarii, marzył o Petersburgu, tęsknił do zapachu tającego lodu, który spływa po Newie. Był nieczuły na przyrodę, kochał miasto. Nazywał Petersburg miastem ze snu. „Czasem mi się wydaje, że się obudzę i tego miasta nie będzie, okaże się, że są tylko fińskie błota”. Nikt przedtem ani potem nie opisywał tak chyba Petersburga. Dlatego gdziekolwiek mieszkał, zawsze tęsknił do tego miejsca. Dziwne to o tyle, że Fiodor Dostojewski był orędownikiem słowianofilstwa i „samodzierżawia”, a przecież prozachodni Petersburg jest z zasady antytezą antyzachodniej Moskwy.
Na pewno Petersburg mimo wszystkich ograniczeń jest ciągle bardziej otwarty, ludzie są przyzwyczajeni, że latami we wszystkich instytucjach mieli kontakty z Zachodem. Jest to dzisiaj miasto ogromne, megapolis, ale miasto prowincjonalne. Może dzięki tej prowincjonalności margines tego, co dozwolone, jest ciągle większy niż w rosyjskiej stolicy. Petersburg jest na rosyjskie warunki bogaty, ale w swojej masie bardzo zaniedbany. Stare kamienice z liszajami z odpadającego tynku na zdobionych ścianach. To wszystko wygląda jak dekoracje z filmu, albo z różnych filmów o różnych ludziach i epokach.