Pasterzy jest coraz mniej. Reportaż z Krety - Thomas Orchowski - ebook

Pasterzy jest coraz mniej. Reportaż z Krety ebook

Thomas Orchowski

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 238

Data ważności licencji: 7/9/2032

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



W serii ukazały się ostatnio:

Katarzyna Kobylarczyk Pył z landrynek. Hiszpańskiefiesty (wyd. 2)

Paweł Smoleński Izrael już nie frunie (wyd. 6)

Piotr Lipiński Bierut. Kiedy partia była bogiem (wyd. 2)

Derek Scally Najlepsi katolicy pod słońcem. Pożegnanie Irlandczyków z Kościołem

Kalina Błażejowska Bezduszni. Zapomniana zagłada chorych (wyd. 2)

Murong Xuecun Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhanu

Bradley Hope Pokonać Kimów. Tajna misja przeciwko reżimowi

John Treherne Zbrodnia w raju. W poszukiwaniu utopii na Galapagos

Maciej Wasielewski Jutro przypłynie królowa (wyd. 3)

Bartosz Panek Zboże rosło jak las. Pamięć o pegeerach

Jacek Hołub Wszystko mam bardziej. Życie w spektrum autyzmu

Marcelina Szumer-Brysz Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji (wyd. 3 rozszerzone)

Wojciech Górecki Wieczne państwo. Opowieść o Kazachstanie

Mateusz Marczewski Pasażerowie. Ayahuasca i duchy Amazonii

Aleksandra Łojek Belfast. 99 ścian pokoju (wyd. 3)

Katarzyna Bednarczykówna Masz się łasić. Mobbing w Polsce

Anna Maziuk Niedźwiedź szuka domu

Anna Malinowska Sosnowiec. Nic śląskiego

Anna Sawińska Przesłonięty uśmiech. O kobietach w Korei Południowej (wyd. 2 zmienione)

Adam Zadworny Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku

Zbigniew Rokita Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium (wyd. 2 rozszerzone)

Thomas Orchowski Wyspa trzech ojczyzn. Reportaż z podzielonego Cypru (wyd. 2)

Maciej Czarnecki Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym (wyd. 3)

Maciej Czarnecki Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice

Bartosz Józefiak Wszyscy tak jeżdżą (wyd. 2)

Aleksandra Boćkowska Gdynia. Pierwsza w Polsce

Anna Malinowska Od Katowic idzie słońce (wyd. 2)

Anna Bikont Nie koniec, nie początek. Powojenne wybory polskich Żydów

John McPhee Plac Zgody. Wieczyście neutralna Szwajcaria

Marta Grzywacz Radość Soboty. Archiwum życia i śmierci

Ilona Wiśniewska Białe. Zimna wyspa Spitsbergen (wyd. 5)

Paweł Smoleński Trędowate kobiety czyszczą ryż

Marta Wroniszewska Matka bez wyboru. O kobietach, które opuściły swoje dzieci

Barbara Seidler Pamiętajcie, że byłem przeciw. Reportaże sądowe (wyd. 3)

François-Henri Désérable Kruszenie świata. Podróż do Iranu

Martyna M. Wojtkowska W Nowej Zelandii wschodzi słońce. Wojenna tułaczka polskich dzieci

Katarzyna Kobylarczyk Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci (wyd. 2)

Patrick Radden Keefe Cokolwiek powiesz, nic nie mów. Zbrodnia i pamięć w Irlandii Północnej (wyd. 3)

W serii ukaże się m. in.:

Karolina Bednarz Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet (wyd. 3)

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Projekt okładki Agnieszka Pasierska

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś

Fotografia na okładce © Christophe Boisvieux / Getty Images

Fotografie wewnątrz tomu © Thomas Orchowski

Copyright © by Thomas Orchowski, 2025

Opieka redakcyjna Przemysław Pełka

Redakcja Małgorzata Tarnowska

Korekta Małgorzata Tabaszewska / d2d.pl, Katarzyna Juszyńska / d2d.pl

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-8396-157-6

Wydawnictwo Czarne sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Wołowiec 2025

Wydanie I

Dla Stasia

Kalendarium

ok. 3000–1450 p.n.e. – okres minojski

ok. 1450–1200 p.n.e. – okres mykeński

ok. 1200–67 p.n.e. – okres grecki

67 p.n.e.–395 n.e. – okres rzymski

395–824 – pierwszy okres bizantyjski

824–961 – panowanie arabskie

961–1204 – drugi okres bizantyjski

1204–1669 – panowanie Wenecjan

1669–1898 – panowanie imperium osmańskiego

1898–1913 – autonomia Krety

1913 – przyłączenie do Grecji

1941–1945 – niemiecka okupacja Krety

1944–1949 – grecka wojna domowa

1967–1974 – rządy junty czarnych pułkowników

Na początku był wstrząs

Leżę na małżeńskim łożu w pokoju z zimnymi kaflami na podłodze. Gapię się w sufit, z zewnątrz dobiegają odgłosy herakliońskiej ulicy. Kiriako! Manoli! Ale chłopcy niewiele sobie robią z wezwań matek. Od jedzenia obiadów wolą kopanie piłki. Obok nich pędzą auta i skutery, na których rozwrzeszczane nastolatki przemieszczają się z miejsca na miejsce, żeby pić frappé w plastikowych kubeczkach.

Przewracam się z boku na bok. Nawet gdybym spuścił żaluzje, i tak nie odgrodzę się od gwarnego kreteńskiego świata. Może jeśli byłbym wyżej… ale nie – to tylko drugie piętro. Ściskają mnie krwistoczerwone ściany, w plecy wbijają się twarde żebra metalowego ikeowskiego łóżka, którego piankowy materac jest cienki i zbyt miękki.

Nagle wszystko zaczyna się lekko kołysać. Faluje umysł, telepie się ciało. Co, u licha? Piłem? Nie. A czuję się, jakbym pił.

Leżę na tafli wody, nie umiem pływać, ojciec nagle zabiera spod moich pleców ręce. Unoszę się, góra ciała raz opada, raz się wznosi, a za nią podążają nogi. Strach. Jak to się skończy? Wracam myślami do budynku, który po kilkunastu sekundach przestaje drżeć. Muchy znowu latają po pokoju i znowu irytująco siadają na nogach. Łażą po włoskach. Łaskoczą.

Wstaję z łóżka i szukam stopą podłogi. Wychodzę na balkon.

Na anomalię nikt nawet nie zwrócił uwagi. Dzieciaki dalej kopią piłkę, wielokolorowe pranie suszy się jak wcześniej, a samochody na parkingu czekają na właścicieli, żeby zawieźć ich w odległe rejony wyspy, bo komunikacja miejska nie jest tutaj rozwiązaniem. Kilkupiętrowe bloczki w kolorze brudnej bieli, ulica, nad którą unoszą się wzbite przez przejeżdżających tumany kurzu. Wszystko jest tak jak wcześniej. Szczekające psy, miauczące koty, ludzie gadający w kafejce. Tylko jeden papieros wypadł z pełnej niedopałków popielniczki i toczy się na skraj balkonu.

Kilka miesięcy wcześniej siedzę na poddaszu Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Przed podróżą na Kretę chcę się dowiedzieć czegoś więcej na temat trzęsień ziemi, o których co rusz czytam w wyspiarskich mediach, przygotowując się do kolejnej wyprawy. Naprzeciwko mnie siedzi profesorka Irena Argira Tsermegas, z pochodzenia Greczynka, ale przede wszystkim ekspertka od trzęsień ziemi.

– Grecja jest najbardziej sejsmicznym obszarem w Europie – zaczyna wykład, a ja grzecznie wyciągam kajet i notuję. – To jest jedna płyta, afrykańska. – Rysuje ją białą kredą na tablicy. – A to druga, euroazjatycka.

Na razie proste. Nadążam.

– Kreta i cały obszar egejski to mikrokontynent – cedzi słowa. Ostrzegałem ją, że ze mną tak trzeba, inaczej nie zrozumiem. – Skorupa afrykańska, oceaniczna, wchodzi tu jako cieńsza pod egejską. Dochodzi do subdukcji: masy w wyniku konwekcji krążą i napędzają płytę – mówi, a ja potakuję, chociaż nie rozumiem z tego krótkiego zdania aż dwóch słów. Sprawdzę później. Subdukcja to właśnie nasuwanie się na siebie płyt, a konwekcja jest ruchem wynikającym z różnicy temperatur.

– Działa tam jakaś siła. Nikt jej nigdy nie widział, ale teoria tektoniki mówi, że to jest konwekcja w płaszczu Ziemi. Ona pcha płytę, żeby się dalej zagłębiała.

W opracowaniu Krajobrazy Krety i Santorini1, które profesorka Tsermegas prześle mi po spotkaniu, czytam, że płyta egejska, na której jest Kreta, porusza się w kierunku południowo­-zachodnim z prędkością około trzydziestu mili­metrów rocznie. Z kolei płyta afrykańska podąża na północ, tyle że trzy razy wolniej.

Tektoniczne lapidarium: trzęsienia ziemi to wynik wzajemnego ruchu płyt, w których obrębie gromadzą się naprężenia. Gdy te naprężenia stają się zbyt duże, dochodzi do pęknięcia skał. Takie pęknięcie to uskok, a punkt pęknięcia nazywa się ogniskiem wstrząsu. Nie należy go mylić z epicentrum, które znajduje się na powierzchni ziemi bezpośrednio nad ogniskiem.

Najgłębsze trzęsienie odnotowano na Fidżi. Miało około siedmiuset kilometrów głębokości. Podobne drgania to ewenement. W Grecji najgłębsze trzęsienie zarejestrowano jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów pod ziemią. Im dalej w dół, tym trzęsienia są mniej groźne. Nawet jeśli drgania są silne, na powierzchni mniej się je odczuwa. Żeby głębokie trzęsienie było odczuwalne, musi mieć magnitudę wynoszącą pi razy drzwi siedem. Płytkie drgania czuć powyżej czterech (takie bohatersko przeżyłem w Heraklionie). Pięć i pół może być już niszczycielskie.

– Czy są jakieś pory w roku, kiedy do trzęsień dochodzi częściej? – pytam.

– Nie ma na to dowodów. – Profesorka kręci głową. – Kiedyś trafiłam na opinię, że większość energii trzęsień jest wyzwalana latem. To się jednak nie potwierdza. Doszukiwano się jakichś związków z fazami księżyca… ale nie, moment rozładowania naprężeń to przypadek. Masy są zbyt duże i zróżnicowane – podkreśla.

Oczywiście w mitologii wstrząsy nie stanowiły dzieła przypadku. Za taki kataklizm odpowiadać mogła tylko siła nadprzyrodzona. Bogiem kontrolującym żywioł był Posejdon, któremu przypadły rządy nad morzem, po tym jak z pomocą swoich braci, Zeusa i Hadesa, zdetronizował Kronosa, ojca całej trójki. Można się domyślać, że rywalizujący z Ateną Posejdon, gdy „w straszliwym gniewie posłał olbrzymie fale, by zalały tracką równinę”2, po prostu zatrząsł ziemią i wywołał tsunami.

To pewnie także w wyniku wstrząsu Posejdon odłamał trójzębem część jednej z wysp i rzucił nią w giganta, tworząc w ten sposób nową wyspę. Miał też zabić króla Aten, mordercę jego syna, „trójzębem pod Makraj, gdzie ziemia otworzyła się, by go przyjąć do swego wnętrza”. Czy ta ziemia nie otworzyła się przypadkiem w wyniku wstrząsu wywołanego przez boga, którego święto obchodzone jest ósmego dnia miesiąca, bo osiem jako trzecia potęga liczby parzystej symbolizuje jego niezachwianą władzę? Potężnego Posejdona, który zmiótł olbrzymią falą Odyseusza, zanim wrócił do swojego podwodnego pałacu?

– Czy trzęsienie da się w ogóle przewidzieć? – Wracam na ziemię.

– W krótkiej perspektywie nie – przyznaje profesorka Tsermegas. – W dłuższej jesteśmy w stanie oszacować, z jakim prawdopodobieństwem, w jakim rejonie trzęsienie może wystąpić. Nikt jednak nie powie, że będzie to jutro o osiemnastej. Bardziej chodzi o perspektywę roczną i prawdopodobieństwo rzędu dwudziestu procent.

– Mało… – dziwię się.

– Całkiem dużo jak na trzęsienia ziemi – poprawia mnie naukowczyni. – Takiej prognozy nie podaje się do wiadomości publicznej. Skutki paniki mogą być gorsze niż samo trzęsienie! – podkreśla.

Grecja ma bardzo rozbudowany system sejsmografów i laboratoriów. Grecy są na trzęsienia po prostu przygotowani. Prowadzi się ćwiczenia w szkołach, wprowadzono wyśrubowane normy budowlane. Jeśli obiekty je spełniają – a wiadomo, czasem buduje się po łebkach – to powinny wytrzymać nawet trzęsienie o magnitudzie siedem, czyli takie, które trzęsie jak jasna cholera.

Władze wyciągnęły wnioski i chwała im za to. Konkluzje rzadko są ich domeną. Pod koniec lat siedemdziesiątych trzęsienie spowodowało olbrzymie zniszczenia w Salonikach. W Atenach w 1999 roku zginęło ponad sto czterdzieści osób. Gdy niedawno zatrzęsło się na Samos, zginęły już tylko dwie osoby. Miały pecha – szły ulicą i spadł na nie kawałek ściany. Ale budynki wytrzymały. W czasie trzęsień w Turcji straty są znacznie większe. Na początku 2023 roku zginęło tam ponad pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Jako jeden z powodów aż tak wysokiej liczby ofiar podaje się właśnie nieprzestrzeganie norm budowlanych.

Dla wytrzymałości budynków bardzo ważne jest, by były one postawione na litej skale. W Grecji domy mają żelbetonową konstrukcję, którą wypełnia się cegłami. Nie stawia się wysokich bloków. Nie dlatego, że nie da się zbudować takich odpornych na trzęsienia. Da się, ale pochłania to znacznie większe pieniądze. Po co przepłacać? Molochy nie pasowałyby zresztą ani do greckiej tradycji, ani do lokalnego krajobrazu. W Atenach bloki z lat pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych mają pięć–sześć pięter. Współczesne apartamentowce są jeszcze niższe. Czasem jednak, by zaoszczędzić, w żelbetonowych konstrukcjach pozostawia się puste przestrzenie.

– To ma trzy i trzy, a to… dwa koma dziewięć. – Profesorce w końcu udaje się uruchomić stronę internetową Instytutu Geodynamicznego, na której można śledzić trzęsienia w Grecji. – Dzisiaj silnego trzęsienia nie było – oznajmia.

Pierwszy wstrząs rozładowuje większość naprężeń. Nie wszystkie. Zanim teren wróci do względnej równowagi, pojawiają się wstrząsy wtórne. Występują przy płytkich drganiach (w Grecji to naprawdę małe głębokości: osiem, dziesięć czy dwadzieścia kilometrów). Nie da się jednak wykluczyć, że któreś z ponownych trzęsień będzie prawie tak samo silne jak pierwsze. Wtórne drgania mogą dawać o sobie znać nawet przez dwa miesiące! W Grecji są także takie obszary, które uważa się za niemal asejsmiczne: rejon wyspy Andros lub północne Cyklady, archipelag u południowo-wschodnich wybrzeży kraju.

– Zdarzają się okresy, gdy w wiadomościach nie ma żadnych wzmianek o trzęsieniach. Podobne cisze trwają mniej więcej pół roku. Chociaż to nie jest tak, że wtedy trzęsień nie ma – zastrzega profesorka Tsermegas. – Grecja drga codziennie! Większość wstrząsów jest jednak słaba i nieodczuwalna. Jak pojechałam na Ikarię, było trzęsienie między tą wyspą a Samos, które jest jeszcze bliżej Turcji. Miało cztery koma dwa. Stałam z innymi osobami na dworze. Kuzynka, która siedziała na krześle i była oparta o budynek, poczuła wstrząs. Praktycznie ocierałyśmy się o siebie, ale ja stałam. Nic nie poczułam – opowiada.

Przez ostatnie dwa i pół tysiąca lat Grecję nawiedziło ponad czterysta trzęsień ziemi o magnitudzie wyższej niż sześć. Najsilniejsze wydarzyło się w IV wieku naszej ery.

– To tak zwany wczesnobizantyjski paroksyzm tektoniczny – tłumaczy moja rozmówczyni, a ja aż stękam, bo takie określenie to koszmar dla wszystkich reporterów, nie mówiąc o czytających później ich teksty redaktorach i czytelnikach. Wykładowczyni się jednak nie zraża i kontynuuje wywód. – To trzęsienie odbiło się na całym basenie Morza Śródziemnego. Prawdopodobnie było najsilniejsze w tej części świata. Podniosło zachodnią Kretę o dziewięć metrów. ­Takie zjawiska zdarzają się raz na kilka tysięcy lat! – zachwyca się.

– A skąd wiemy, że akurat o dziewięć metrów? – powątpiewam.

– Mamy szczątki organizmów, które żyły w morzu, a potem zostały podniesione i zachowały się w tej wyższej części – tłumaczy naukowczyni. – Wtedy doszło też do potężnego tsunami, które prawdopodobnie dotarło do wybrzeży dzisiejszego Izraela i Egiptu. Dla całego świata bizantyjskiego był to szok. Odnotowano duże straty – podkreśla.

Mniej więcej sto lat później doszło do trzęsienia, które zniszczyło znaczną część Sparty. Zginęło wtedy około dwudziestu tysięcy ludzi. Z nowszych wstrząsów najkrwawszy był kataklizm, który pod koniec XIX wieku nawiedził Chios. Życie straciło w nim ponad trzy i pół tysiąca osób.

W czasach współczesnych najsilniejsze drgania wystąpiły w 1956 roku między wyspami Amorgos i Astipalea – ich magnituda wyniosła siedem i pół. Trzęsienie było płytkie, więc i bardzo odczuwalne. Drgania spowodowały duże szkody. Odbiły się na całej południowej części Morza Egejskiego.

– Moja rodzina pochodzi z Ikarii, która znajduje się niedaleko Amorgos – opowiada profesorka. – Wszyscy poczuli to trzęsienie z pięćdziesiątego szóstego. Ale płytkie wstrząsy, mimo że bardziej niszczycielskie, koncentrują się zwykle na mniejszym obszarze – dodaje.

Trzęsienie, o którym mówi, doprowadziło do tsunami. Wody poodbijały się jednak między wyspami, które są tu naturalnie wysokie. To nie Azja, gdzie mieszkańcom i turystom grozi wysoka, śmiercionośna ściana, bo nie ma przeszkód, na których fala mogłaby się spiętrzyć. Na greckich wyspach łatwo wręcz przeoczyć tsunami, chyba że jest się tam, gdzie linia brzegowa znajduje się niżej: w Zatoce Korynckiej, rejonie Wysp Jońskich czy na zachodnim wybrzeżu Peloponezu.

W 2021 roku trzęsienie o magnitudzie sześć spowodowało duże zniszczenia w kreteńskiej wiosce Arkalochori. Poruszyło ziemię o nawet czternaście centymetrów. Tysiące budynków w rejonie przestało nadawać się do użytku. Gdy odwiedziłem tę wioskę ponad pół roku po trzęsieniu, na elewacjach wciąż straszyły czerwone i żółte trójkąty, którymi pooznaczano zagrożone budynki. Zginęła jedna osoba, ale przy tak silnym wstrząsie ofiar mogłoby być znacznie więcej. W dzisiejszej Grecji bardziej cierpią jednak stare budynki niż ludzie. Dzięki ci za to, Posejdonie!

Tak jak Posejdon był bogiem mórz i trzęsień, tak wulkany kontrolował Hefajstos, pan ognia, kowalstwa i rzemiosła metalurgicznego.

– Niektórzy twierdzą, że przez wulkan Santoryn upadła cała wielka kultura minojska – zmieniam wątek.

– Tę teorię Spiridona Marinatosa już dawno podważono. – Profesorce Tsermegas chodzi o sławnego greckiego archeologa, który zmarł pół wieku temu.

Olbrzymi wybuch. Huk mógł być słyszalny aż po Spitsbergen, Nowosybirsk, Delhi, Monrowię, Azory i wschodnie wybrzeża Grenlandii! Północ Krety spowita całkowitą ciemnością przez co najmniej pięćdziesiąt godzin. Gigantyczne tsunami o wysokości dwustu metrów! Jeszcze kilka dekad temu teorię Marinatosa o tym, że wybuch Santorynu doprowadził do końca kultury minojskiej (nazywanej też kreteńską), powtarzało wielu naukowców.

– To był chwytliwy pomysł – przyznaje profesorka Tsermegas – ale wynikał ze złego wydatowania wybuchu. Dzisiaj są lepsze badania. Okazało się, że do erupcji doszło przynajmniej dwa pokolenia przed zniszczeniem kultury minojskiej – zaznacza.

Obecnie naukowcy raczej skłaniają się ku teorii, że kulturę minojską wykończyli Achajowie, przybysze z północy, którzy przejęli wiele osiągnięć Minojczyków i stworzyli kulturę mykeńską.

– To w ogóle możliwe, by trzęsienie wymazało całą kulturę?

– W Chinach były wstrząsy, w których ginęło po dwieście tysięcy ludzi, a tamtejsza kultura przetrwała – odpowiada naukowczyni. – Drgania nie mogłyby zabić wszystkich mieszkańców Krety – podkreśla. – Patrząc na historię trzęsień, widać, że większość ich ofiar nie ginie przez same wstrząsy, tylko w wyniku ich następstw.

Na to, że erupcja Santorynu pośrednio przyczyniła się do końca kultury minojskiej, profesorka Tsermegas zwraca uwagę w tekście „Minojska erupcja Santorynu i jej skutki. Mity i rzeczy­wistość”. Minojczycy dominowali na morzu, więc utrata chociażby floty znacznie osłabiła ich gospodarkę. To z kolei sprzyjało uzyskaniu przewagi militarnej przez plemiona achajskie, które koniec końców po około dwustu latach od wybuchu Santorynu przejęły kontrolę nad wybrzeżami Morza Egejskiego. Więc jednak na początku był wstrząs…

Trzy krajobrazy

Otwieram oczy. Nie wyspałem się. W klaustrofobicznej kajucie bez okien, gdzie tylko obraz z morzem dawał namiastkę przestrzennej wolności, przez całą noc głośno działała klimatyzacja. Wciąż bałem się też, że ktoś położy się na łóżku obok. Pisząc wprost – obawiałem się kradzieży. Budziłem się więc co chwilę, by sprawdzić, czy mój podróżny dobytek w postaci plecaka – resztę rzeczy upchnąłem do bagażnika samochodu – nadal jest ze mną. Był, przetrwał, ale wyspać się nie udało. Trudno.

Przecieram powieki i zapalam światło w kajucie promu. Wsiadłem do niego w Pireusie, dokąd dotoczyłem się przez Belgrad aż z Warszawy. Pokoik wypełnia błękitnawe, nieprzyjemne światło. Jest rano, wcześnie rano, chyba po szóstej, słońce dopiero wstaje, ale ja o tym nie wiem, przecież nie mam okna. Zwlekam się z miękkawego materaca i zerkam na puste łóżko obok. Więc udało się, nie zapłaciłem dodatkowo, a nikt do mnie nie dołączył – myślę. Cwany reporter. Oszczędny reporter. Polski reporter!

Biorę prysznic, wypijam kilka łyków wody, która częściowo budzi mój umysł do życia, i schodzę na parking, gdzie dzień wcześniej z innymi podróżnymi poupychaliśmy auta, kierowani przez doświadczonych w takich manewrach pracowników. Wsiadam i znowu trę oczy, jako że ani woda, ani prysznic w pełni nie postawiły mnie na nogi. Potrzebuję kawy, ale to dopiero za chwilę.

Rozglądam się. Przed maską widzę czarne auto z tureckimi blachami, które jakby towarzyszyło mojej śródziemnomorskiej pisarskiej ewolucji. Po książkach o „nowej Turcji”, a potem o podzielonym w 1974 roku na część grecką i turecką Cyprze czas na wyspę, gdzie żyją już tylko Grecy, bo sto lat wcześniej Turcy wyjechali z niej na dobre. „Moja hellenizacja trwa” – chcę powiedzieć na głos, ale się powstrzymuję, to jednak trochę absurdalne mówić do siebie. Odpalam silnik i wciskam pedał gazu, bardziej po południowoeuropejsku, czyli wolniej puszczając sprzęgło. Auto warczy i rusza.

Po tirach wytaczam się stukającym pod kołami trapem. Największa grecka i piąta co do wielkości wyspa Morza Śródziemnego wita mnie różowawym wschodem słońca. Jest środek marca, w górach widocznych z Heraklionu, których najwyższy szczyt ma prawie dwa i pół tysiąca metrów, zalega śnieg. Białe są też o tej porze roku wierzchołki zachodnich pasm. Na wschodzie góry są już trochę niższe, ale wciąż – to góry. Z wierzchołka podherakliońskiej góry Juchtas w niebo patrzy sam Zeus. Tam ma się znajdować grobowiec boga bogów. Przynajmniej tak wierzono kiedyś. Dzisiaj „Bóg” piszemy wielką literą. Taki to odnotowaliśmy postęp przez kilka tysięcy lat.

Szczyty, kamulce, wąwozy, jaskinie, niedostępne półki skalne – wszystko to składa się na surowy krajobraz Krety. Te krajobrazy są trzy. Pierwsza jest strefa śródziemnomorska, która rozciąga się do siedmiuset metrów nad poziomem morza. To świat wody, piasku i plażowych kamyczków, które po wyjściu z wody przyklejają się do stóp i nieprzyjemnie wchodzą między palce. To też kraina lekkich podejść – albo zejść: zależy, z której morskiej perspektywy patrzeć. Królują tu błękit, turkus oraz skąpana słońcem biel i żółć. Jest tak jasno, że kolory te wydają się lekko wypłowiałe.

Ścieżka nieopodal wioski Aradena w regionie Sfakia

W wyższych partiach (700–1700 m n.p.m.) nie żyje się już tak sielankowo, a co dopiero tam – w strefie wysokogórskiej (1700–2456 m n.p.m.), gdzie w zimie spada dużo deszczu i śniegu, a w lecie niemiłosiernie praży słońce. W osiemnasto­kilometrowym wąwozie Samaria, położonym w południowo­-zachodniej części Krety, co jakiś czas giną ludzie. Najdłuższy suchy wąwóz Europy może stać się pułapką ze względu na osuwiska, ulewy powodujące gwałtowne przybory wody czy upały.

Słońce jest na Krecie turystycznym błogosławieństwem, ale podczas szczytu sezonu potrafi być przekleństwem. Rozgrzane kamienie aż parzą. Nie ma gdzie się schronić, woda nie daje wytchnienia, w sierpniu przypomina słony kisiel. Brakuje drzew, które rzucałyby kojący cień. Zalesione dębami, sosnami czy cyprysami jest jedynie mniej więcej pięć procent terytorium wyspy. Zdecydowanie więcej niż drzew jest krzewów. Złowrogi krwiściąg ciernisty, trudne do wyobrażenia pistacje kleiste, chruścina jagodna i nazywany też drzewem karobowym szarańczyn strąkowy zajmują mniej więcej jedną trzecią Krety.

Na górze – znój. Niedostępne jaskinie i górskie wąwozy, które w przeszłości służyły za kryjówki dla palikarów, antytureckich powstańców, a potem andartes, partyzantów bijących się w czasie II wojny światowej z Niemcami. Oni i pasterze to ludzie skały, bohaterowie nie do skruszenia. Na dole – idylla i zepsucie. W nadmorskich miastach żyją słabeusze, którzy nie wiedzą, czym są wyrzeczenia. To uwarunkowania geograficzne zadecydowały o charakterze prawdziwych Kreteńczyków, czyli górskich bojowników o wolność, a nie jakichś rozlazłych mieszkańców nadmorskich miast pełnych obcych. Urodzony w Heraklionie poeta Odiseas Elitis, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, w ogóle twierdził, że krajobraz to nie ziemia, rośliny czy woda. Według niego to projekcja człowieczej duszy na materię1.

Enosis

Na pierwszy cel swojej kreteńskiej podróży wybieram Teriso, małą wioskę leżącą kilkanaście kilometrów w głąb lądu od Chanii. Nie jadę tam sam, towarzyszy mi Iosif Chadzikiriakos, antropolog i szef archiwów w Larnace. Poznaliśmy się podczas pracy na Cyprze. Iosif był wtedy moim dragomanem – tłumaczem i przewodnikiem. Razem odwiedziliśmy kilka wiosek po obu stronach wyspy. Wizytę w jednej z nich niektórzy mieszkańcy pamiętają do dzisiaj. Iosif był cały napuchnięty po zabiegu u dentysty, ja – po długiej biesiadzie. Chcemy powtórzyć tę owocną współpracę. Dla niego wyjazd na Kretę to też powrót do przeszłości. Jako grecki Cypryjczyk służył tu w wojsku.

Wytaczam się z miasta, mijam ostatnie zabudowania i wjeżdżam między góry. W niektórych miejscach są tak wysokie, a przejazd tak wąski, że szczyty sprawiają wrażenie, jakby zasklepiały się nad głowami. Wzdłuż drogi płynie strumyk. Gdy robię przy nim postój, wokół panuje cisza, tylko w oddali słychać dzwoneczki odważnych kóz wspinających się jak gdyby nigdy nic po zboczach w kolorze rdzy.

To nie od upadku z gór ginie najwięcej kóz. Najczęściej umierają po włożeniu łba w siatkę w płocie. Nie mogą się potem wydostać. Płaczą dzień, dwa. I mrą. Giną też kozy, które skacząc z drzewa na drzewo, zahaczają o gałąź rogami i na niej zawisają. Teoretycznie pasterz powinien być zawsze blisko. Z upływem czasu pasterzy na Krecie jest jednak coraz mniej.

Teriso to dobre miejsce, by poznać nowożytną historię Krety. To tu w 1905 roku wybuchła rewolucja, której liderem był urodzony na wyspie Elefterios Wenizelos, późniejszy długoletni szef greckiego rządu, nazywany etnarchą, ojcem narodu. Celem zrywu było przyłączenie Krety do Grecji, podobnie jak podczas wielu tego typu powstań w XIX wieku (wybuchały w latach: 1821, 1833, 1841, 1858, 1866, 1878, 1889, 1895 i 1897).

W Teriso jest muzeum, które opowiada o miejscowej rewolucji. Można w nim obejrzeć zdjęcia wąsatych i brodatych powstańców w turbanach i dowiedzieć się więcej o autonomicznym Państwie Kreteńskim, które istniało w latach 1898–1913.

Powstało jako zgniły kompromis. Kreteńczycy walczyli o enosis, ale na przyłączenie do Grecji nie chciały się zgodzić europejskie mocarstwa, które bały się zachwiania status quo w regionie. Bez Krety mizerniejące imperium osmańskie stałoby się jeszcze słabsze, a za wyspiarzami mogły pójść bałkańskie narody, co dobiłoby sułtana, a na tym skorzystałaby przede wszystkim Rosja. Wymyślono więc Państwo Kreteńskie, by osłabić Konstantynopol i równocześnie nie doprowadzić do całkowitego przewrotu. Wyspa formalnie pozostała częścią imperium osmańskiego, faktycznie zarządzał nią jednak grecki książę Jerzy, który reprezentował na niej mocarstwa: Rosję, Wielką Brytanię, Francję i Włochy. Jerzy początkowo współpracował z Wenizelosem, ale potem obaj panowie się pożarli. Ten drugi krytykował księcia za autorytaryzm i niedoprowadzenie do enosis. Stąd rewolucja Wenizelosa rozpoczęta w Teriso. W końcu Jerzy pożegnał się ze stanowiskiem, a po pierwszej wojnie bałkańskiej, w której sułtan stracił większość europejskich terytoriów, sytuacja geopolityczna zmieniła się na tyle, że w 1913 roku Kreta została oficjalnie przyłączona do Grecji.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy końcowe

Na początku był wstrząs

1 Z tej pracy zbiorowej pochodzą też teksty profesorki Tsermegas, o których wspominam w dalszej części rozdziału.

2 Ten fragment o Posejdonie i inne cytaty na podstawie: R. Graves, Mity greckie, przeł. H. Krzeczkowski, Warszawa 1974.

Trzy krajobrazy

1 Zob. Elytis’ Greece, ed. I. Iliopoulou, trans. D. Connolly, Athens 2021, s. 86.