Otoczeni przez wampiry energetyczne - Thomas Erikson - ebook + audiobook + książka

Otoczeni przez wampiry energetyczne ebook i audiobook

Thomas Erikson

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Znany na całym świecie szwedzki psycholog komunikacji społecznej tym razem rozpracowuje męczących perfekcjonistów, przynudzające ofiary losu, irytujące królowedramatu i agresywnych mobberów oraz inne osoby, które sprawiają, że już nic ci się nie chce.

 

Kolega z pracy, który rozsyła pięćdziesiąty mail w sprawie korzystania z ekspresu do kawy, znajoma, której drugie imię to „czarnowidztwo”, szef tyran czyhający tylko na okazję, by wdeptać kogoś w biurową wykładzinę, albo kumpel, który wytrzyma najwyżej trzy sekundy skupiony na twojej opowieści o podróży życia, by szybko wtrącić: „Stary, to jeszcze nic! Posłuchaj, gdzie ja byłem…”.

 

Znacie to? No jasne! Na pewno któraś z tych sytuacji przytrafiła się też Wam. I jak się wtedy czuliście? Zmęczeni? Bezsilni? Zniechęceni? Wyzuci z energii? Jakby ktoś wyciągnął zatyczkę i spuścił z was całe powietrze i entuzjazm? Niby nic, a jednak coś się stało. Thomas Erikson wie dokładnie co – trafiliście na wampira energetycznego. Osobę, która odbiera radość z każdej chwili, sprawia, że brakuje nam siły na cokolwiek, a na dodatek stajemy się podenerwowani i zrzędliwi. Ale Thomas Erikson zna sposoby na tych, którzy rozładowują nasze baterie życiowe.

 

Jak namówić torpedującą wszelkie inicjatywy marudę na spontaniczny wyjazd; jak ułożyć niezawodny plan rozmowy z besserwisserem i przekonać go do swoich racji; jak za pomocą mowy ciała oczarować roztrzepanego ekstrawertyka i przemówić mu do rozumu – nauczysz się tych wszystkich trików. Choć są też sytuacje, gdy – w trosce o własne zdrowie i psychikę – najlepiej zastosować się do prostej, acz radykalnej rady: wstań i wyjdź!

 

Naucz się, jak zidentyfikować i unieszkodliwić wampiry energetyczne, aby w pełni czerpać ze swojego potencjału.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 394

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 50 min

Lektor: Thomas Erikson

Oceny
3,9 (18 ocen)
6
6
5
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
sniff

Całkiem niezła

Do połowy w miarę ok, ale potem autor niepotrzebnie skupiał się na innych rzeczach.
00
Ania199625

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka ,dowiedziałam się wielu rzeczy , serdecznie polecam tą książkę oraz inne od tego autora :)
00
Patricia8888

Dobrze spędzony czas

Jak zwykle u Eriksona - garść praktycznej wiedzy o sobie, swoich emocjach i zachowaniu, jak i innych ludziach wokół nas. A także o tym, jak ważna i przydatna na co dzień jest samoświadomość. A to wszystko podane w lekki, często okraszony humorem sposób. Jak poradzić sobie z ludźmi, który wysysają z nas energię? Jak sprawić, żeby nasze relacje z innymi były lepsze, bardziej efektywne, dawały nam więcej energii i satysfakcji? To tylko dwa z pytań, na które odpowiedź można znaleźć w tej książce. Polecam wszystkim, którzy interesują się psychologią i relacjami międzyludzkimi.
00
Asaroth

Nie polecam

Książkę bardzo źle się czyta, głowienie z powodu mnogości historii pobocznych... Spodziewałam się jakiś konkretnych rad, jak radzić sobie z wampirami tymczasem autor podaje jakieś wykresy, kolory i aby dociec co ma na myśli trzeba by wracać do wykresu. W rezultacie czyta się to tragicznie. Przerost formy nad treścią.
00

Popularność




Przed­mowa

GDY JUŻ MIA­ŁEM SIĘ POD­DAĆ

Zu­peł­nie nie­świa­domy tego, że moje ży­cie zmie­rzało w stronę dość dra­stycz­nej zmiany, wiele lat temu sie­dzia­łem w zbyt mięk­kim fo­telu biu­ro­wym w lo­kal­nym od­dziale banku i ciężko pra­co­wa­łem. Zu­peł­nie nie pa­mię­tam, co do­kład­nie ro­bi­łem w tam­tej kon­kret­nej, wy­jąt­ko­wej chwili, ale na pewno nie było to coś, co mia­łoby ja­ki­kol­wiek wpływ na ży­cie ko­go­kol­wiek.

Ści­ślej rzecz uj­mu­jąc, po pro­stu ro­bi­łem to, co mi ka­zano. W tam­tym aku­rat mo­men­cie po pro­stu mru­cza­łem pod no­sem nad swo­imi co­dzien­nymi za­da­niami, zu­peł­nie nie za­sta­na­wia­jąc się nad kwe­stiami typu „jak” albo „dla­czego”.

Od razu pro­wa­dzi nas to do in­te­re­su­ją­cego py­ta­nia – po co to ro­bi­łem?

Cel, dla któ­rego w ogóle znaj­do­wa­łem się w tej pracy, był ukryty tak głę­boko, jak tylko się dało. Na­wet dzi­siaj, po po­nad trzy­dzie­stu la­tach, nie je­stem w sta­nie udzie­lić mą­drej od­po­wie­dzi, dla­czego wła­ści­wie zaj­mo­wa­łem się tą wy­nisz­cza­jącą pracą. W grun­cie rze­czy zna­la­złem się tam chyba przy­pad­kowo.

Co­dzien­nie rano bu­dzi­łem się, ścią­ga­łem ro­dzinę z łó­żek, ro­bi­łem śnia­da­nie, je­cha­łem do biura, pra­co­wa­łem, wra­ca­łem do domu, ja­dłem obia­do­ko­la­cję, przez go­dzinę oglą­da­łem te­le­wi­zję, po czym kła­dłem się spać.

Czy tak nie wy­gląda po pro­stu ży­cie więk­szo­ści z nas? W czym za­tem tkwił pro­blem?

Trudno go było uchwy­cić. W mo­jej pracy nie było nic złego. Ale też nic mi nie da­wała. Tym sa­mym nie było to coś dla mnie. Mó­wiąc zu­peł­nie szcze­rze, w tam­tym okre­sie dość czę­sto bra­ko­wało mi mo­ty­wa­cji – żeby nie po­wie­dzieć, że po pro­stu nie mia­łem siły. Z dzi­siej­szej per­spek­tywy mogę za­pew­nić, że ten stan nie prze­kła­dał się po­zy­tyw­nie na wy­niki mo­jej pracy.

Praw­dzi­wym wy­zwa­niem, gdy czu­jemy się bez­silni i wy­dre­no­wani z ener­gii, jest zna­le­zie­nie rze­czy­wi­stych przy­czyn tego stanu. W moim wy­padku – na co za­czą­łem zwra­cać po­tem szcze­gólną uwagę – nie jed­nej, ale kilku.

Naj­waż­niej­sza z nich tkwiła w tym, że moje obo­wiązki za­wo­dowe same w so­bie były prze­raź­li­wie nudne. Może bym so­bie z tym ja­koś po­ra­dził, gdyby nie to, że Szwe­cja prze­cho­dziła wła­śnie przez kry­zys fi­nan­sowy, który wy­ni­kał ze spo­wol­nie­nia go­spo­darki ma­ją­cego wpływ za­równo na sek­tor ban­kowy, jak i na ry­nek nie­ru­cho­mo­ści.

Jak to wy­glą­dało od środka? Naj­go­rzej – w okien­kach ban­ko­wych, bo mu­sie­li­śmy słu­chać ko­men­ta­rzy klien­tów na te­mat de­cy­zji, które sami ro­zu­mie­li­śmy rów­nie słabo, co oni. Nikt nas nie py­tał, czy chcemy prze­pu­ścić jesz­cze kilka ko­lej­nych mi­liar­dów. By­li­śmy za­równo prze­mę­czeni pracą, jak i słabo opła­cani, co nie zwięk­szało zbyt­nio na­szej mo­ty­wa­cji.

Żeby było ja­sne: banki oczy­wi­ście miały sporo za uszami. Bez dwóch zdań. Po­peł­niały ogromne, nie­sły­cha­nie kosz­towne błędy. Ale działo się to tak wy­soko po­nad na­szymi gło­wami, że nie mie­li­śmy naj­mniej­szego wpływu na po­dej­mo­wane de­cy­zje.

Wszystko to trwało przy­naj­mniej kilka lat i było dla mnie eks­tre­mal­nie wy­czer­pu­jące, po­nie­waż znaj­do­wa­łem się do­kład­nie tam, gdzie się znaj­do­wa­łem, zu­peł­nie bez wpływu na co­kol­wiek. Czu­łem się, jak­bym prze­by­wał w ja­kimś men­tal­nym czyśćcu. Gdyby na­poje ener­ge­tyczne na­prawdę dzia­łały, wle­wał­bym je w sie­bie je­den za dru­gim.

Gdy kry­zys i kurz wresz­cie opa­dły, wiele osób stra­ciło pracę, nasi klienci ogła­szali ban­kruc­twa, ro­dziny zna­la­zły się na bruku. Do mo­ich obo­wiąz­ków na­le­żało zaj­mo­wa­nie się tymi naj­gor­szymi przy­pad­kami, co w prak­tyce ozna­czało spo­ty­ka­nie w każ­dym ty­go­dniu pła­czą­cych lu­dzi.

Mimo to...

Może to wszystko da­łoby się ja­koś prze­trwać, gdyby nie fakt, że by­łem oto­czony przez ko­le­gów, któ­rzy nie­sa­mo­wi­cie dre­no­wali mnie z ener­gii. Przez ich po­dej­ście do wielu spraw, spo­sób dzia­ła­nia i ra­dze­nia so­bie z sy­tu­acją w nie­które wie­czory czu­łem, jakby całą moją du­szę zu­peł­nie wy­zuto z ży­cio­wej mocy.

Z każ­dym z tych zja­wisk z osobna naj­praw­do­po­dob­niej bym so­bie po­ra­dził. Je­stem dość zrów­no­wa­żoną osobą, która nie­je­den raz zna­la­zła się w pie­kle i z niego wró­ciła – tylko mnie to wzmoc­niło. W tam­tym cza­sie by­łem jesz­cze mło­dym męż­czy­zną, nie­zna­ją­cym żad­nych do­brych spo­so­bów na upo­ra­nie się z pro­ble­mami. Przede wszyst­kim nie mia­łem w ogóle po­ję­cia, skąd tak wła­ści­wie brała się bez­na­dzieja, którą wtedy czu­łem. Wie­dzia­łem je­dy­nie, że gdy wie­czo­rami wra­ca­łem do domu, bra­ko­wało mi siły i ener­gii na co­kol­wiek, a na do­da­tek by­wa­łem po­de­ner­wo­wany i zrzę­dliwy.

Bez wąt­pie­nia za­sad­ni­czym czyn­ni­kiem było to, że po­świę­ca­łem czas nie­wła­ści­wym obo­wiąz­kom. Wszy­scy, któ­rzy zna­leźli się na nie­od­po­wied­nim sta­no­wi­sku pracy, wie­dzą, jak wy­czer­pu­jące może być wy­krze­sa­nie z sie­bie naj­mniej­szej iskry en­tu­zja­zmu, gdy tak na­prawdę głę­boko i bez­den­nie nie­na­wi­dzi się tego, co się robi.

Na do­da­tek na­sze sze­fo­stwo było zu­peł­nie głu­che na fru­stra­cję pra­cow­ni­ków. Za­miast wy­da­wać ja­sne po­le­ce­nia i nam prze­wo­dzić, wy­słano nas na szko­le­nia mo­ty­wa­cyjne. Były one dość za­bawne. Śmia­łem się po­ro­zu­mie­waw­czo w wielu mo­men­tach, tak jak reszta osób na wi­downi w sali. Nie roz­wią­zały one żad­nego z na­szych rze­czy­wi­stych pro­ble­mów, cho­ciaż nio­sły za sobą wiele in­spi­ru­ją­cych tre­ści. Słu­cha­nie ża­rzą­cej się kuli ener­gii, która stoi na wiel­kiej sce­nie i wy­ja­śnia, że je­dyne, czego nam trzeba, to MY­ŚLEĆ PO­ZY­TYW­NIE (!!!), było oczy­wi­ście wcią­ga­jące, ale – co pew­nie nie sta­nowi za­sko­cze­nia – nie przy­czy­niło się do tego, że słu­cha­nie re­pry­mend i ża­lów klien­tów banku na­gle stało się mniej ob­cią­ża­jące. Na pewno wie­cie, jak to jest mieć szefa, który pró­buje mo­ty­wo­wać, pod­czas gdy tak na­prawdę po­trze­bu­je­cie od niego kon­kret­nych roz­wią­zań i wska­zó­wek.

Naj­bar­dziej in­te­re­su­jące było jed­nak to, że wiele osób, z któ­rymi pra­co­wa­łem, za­cho­wy­wało się w oso­bliwy spo­sób. Pewna ko­le­żanka tak bar­dzo mi­gała się od pracy, że pra­wie co ty­dzień brała dzień cho­ro­bo­wego. Z każ­dym ko­lej­nym mie­sią­cem jej opo­wie­ści o róż­nych do­le­gli­wo­ściach sta­wały się co­raz bar­dziej wy­myślne, ale trudno oskar­żyć po­ten­cjal­nie cho­rego pra­cow­nika o to, że sy­mu­luje. Gra­nica zo­stała jed­nak prze­kro­czona, gdy ko­bieta wzięła dwu­ty­go­dniowe zwol­nie­nie po tym, jak – we­dług jej wer­sji – zo­stała ugry­ziona w kciuk przez bie­dronkę. Szcze­rze nie zno­siła, gdy ktoś wy­da­wał jej po­le­ce­nia, i pró­bo­wała wy­ko­ny­wać za­da­nia, wkła­da­jąc w nie tak mało wy­siłku, jak tylko się dało. Te­raz już wiem, że ten typ dzia­ła­nia to – jak mó­wią psy­cho­lo­go­wie – za­cho­wa­nie bierno-agre­sywne, które spro­wa­dza się do uni­ka­nia wszel­kich form od­po­wie­dzial­no­ści. Z tego, co mi wia­domo, ta ko­bieta na­dal się nie zmie­niła.

W banku na­szym miej­scem pracy był je­den wielki open space. Chło­pak, z któ­rym dzie­li­łem biurko, ni­gdy nie po­tra­fił usie­dzieć ci­cho. Nie miało naj­mniej­szego zna­cze­nia, czy był na­prawdę za­jęty pracą, czy też tylko na­le­wał so­bie kawy – bu­zia ni­gdy mu się nie za­my­kała. Za żadne skarby świata nie mogę so­bie te­raz przy­po­mnieć, o czym wła­ści­wie mó­wił, po­nie­waż cała moja ener­gia sku­piała się na wy­głu­sza­niu go. Był bar­dzo gło­śny, na­pu­szony i uwiel­biał, gdy zwra­cano na niego uwagę. Kiedy w banku zja­wiali się ja­cyś ważni klienci, da­wał po­kaz swo­ich moż­li­wo­ści. Był praw­dzi­wym kró­lem dra­matu – o tym ty­pie oso­bo­wo­ści prze­czy­tasz da­lej w tej książce.

Inny ko­lega ca­łym ser­cem pra­co­wał na to, by sa­bo­to­wać każdy usta­lony de­adline. Spo­wal­niał cały ze­spół ma­ka­brycz­nie złą dys­cy­pliną pracy. Jesz­cze dzi­siaj po­trafi wy­sko­czyć w mo­jej świa­do­mo­ści, gdy tylko za­czy­nam my­śleć o nie­efek­tyw­nych lu­dziach. Nie ro­bił nic z tego, o co się go po­pro­siło, przy­naj­mniej ni­gdy na czas. Ni­czego nie no­to­wał i pra­wie wcale nie pa­mię­tał, o czym się mó­wiło na spo­tka­niach. Nie miał o ni­czym po­ję­cia. We­dług jego żony w domu za­cho­wy­wał się do­kład­nie tak samo. Jest dla mnie zu­pełną za­gadką, jak uda­wało mu się trzy­mać ży­cie w ry­zach. Jedno nie ule­gało wąt­pli­wo­ści: pra­co­wa­nie z nim nad wspól­nym za­da­niem sta­no­wiło nie­malże karę.

Naj­gor­sze było jed­nak to, że za­wsze zrzu­cał z sie­bie winę i cią­gle przed­sta­wiał się jako po­krzyw­dzony na sku­tek nie­szczę­śli­wych zbie­gów oko­licz­no­ści. Gdyby do­stał ja­śniej­sze in­struk­cje, to nie padłby ofiarą wście­kłych klien­tów. Gdy wy­mówką nie były aku­rat ne­ga­tywne ko­men­ta­rze od prze­ło­żo­nego, oka­zy­wało się, że ów pe­chowy ko­lega od dzie­ciń­stwa ma po­ważne pro­blemy ze snem i przez to jest cią­gle zmę­czony. I z tą marną pen­sją, którą do­staje – czego my niby ocze­ku­jemy? Miał bar­dzo wy­raźne ob­jawy kom­pleksu mę­czen­nika, mimo że naj­pew­niej nie sta­no­wił wcale jego naj­gor­szego przy­padku. Jedno było jed­nak pewne: nikt nie wie­dział, jak so­bie z nim po­ra­dzić.

Był­bym za­po­mniał o ko­le­żance, która chyba ni­gdy nie po­świę­ciła ani mi­nuty na praw­dziwą pracę, po­nie­waż wszystko wska­zy­wało na to, że po­chła­niał ją ro­mans – z sze­fem biura.

Wraz z tym, jak po­głę­biał się kry­zys, przy­dzie­lono mi tak zwa­nych klien­tów bez­na­dziej­nych, czyli ta­kich, któ­rzy stra­cili domy, bo nie byli w sta­nie spła­cić kre­dy­tów. Ła­twiej mo­głem po­li­czyć dni, kiedy nie spo­ty­ka­łem pła­czą­cych lu­dzi, niż te, gdy się z nimi wi­dy­wa­łem. Stres psy­chiczny był nie­ludzki. A ja nie mia­łem prze­cież jesz­cze trzy­dziestki i ża­den był ze mnie te­ra­peuta.

Cała ta sy­tu­acja z ko­le­gami, z któ­rymi nie mo­głem so­bie po­ra­dzić, z krzy­czą­cymi na mnie klien­tami oraz sze­fo­stwem, które gdzieś tam na gó­rze, po­nad chmu­rami, zaj­mo­wało się waż­niej­szymi rze­czami, była to­tal­nie bez­na­dziejna. Na do­da­tek moją uwagę po­chła­niały wszyst­kie moż­liwe wia­do­mo­ści, na ja­kie na­tra­fia­łem – za­czy­ty­wa­łem się zwłasz­cza w in­for­ma­cjach na te­mat ka­ta­strof ze świata fi­nan­sów, któ­rych było co nie­miara. Je­den z więk­szych szwedz­kich ta­blo­idów pro­wa­dził ba­ta­lię prze­ciwko ca­łemu sek­to­rowi ban­ko­wemu, która spra­wiała, że można było się po­czuć jak prze­stępca. Na­stroje sia­dały co­raz bar­dziej i cały ten ba­ła­gan miał ne­ga­tywny wpływ na moje mał­żeń­stwo. Sta­łem się zrzę­dliwy, ze­stre­so­wany i czu­łem bez­denną bez­na­dzieję.

Na dłuż­szą metę mój zwią­zek tego nie wy­trzy­mał. Praca i nie­ludz­kie wa­runki, które cza­sami w niej pa­no­wały, nie były oczy­wi­ście je­dy­nym po­wo­dem, ale na pewno przy­czy­niły się do tego, że psy­chicz­nie zmie­rza­łem w zu­peł­nie nie­od­po­wied­nim kie­runku. Przy­pusz­czam, że gdy­bym po­dą­żał ob­ra­nym wtedy kur­sem, po­padł­bym w de­pre­sję.

Sy­tu­acja była trudna, choć nie chciał­bym w żad­nym ra­zie ro­bić z sie­bie ofiary. W za­sa­dzie wcale nie było ze mną aż tak źle. Mia­łem prze­cież pracę. Mo­głem za­ro­bić na chleb dla ro­dziny. By­łem młody i pe­łen sił, mia­łem przed sobą całe ży­cie. Ale skła­mał­bym, mó­wiąc, że ten czas nie był dla mnie mę­czący.

Co by to dało, gdyby ktoś usiadł obok i wy­ja­śnił mi, dla­czego tak wła­ści­wie lu­dzie wo­kół po­stę­po­wali w ten, a nie inny spo­sób? Jak to się działo, że na­wet je­śli nie za­da­wa­łem się z nimi zbyt długo, po­tra­fili po­zba­wić mnie tak du­żej ilo­ści ener­gii – i to nie tylko mnie, lecz także inne osoby, z któ­rymi się sty­kali?

Gdyby ktoś wtedy wpro­wa­dził mnie w to, o czym opo­wiada wła­śnie ta książka, przy­pusz­czam, że moje po­dej­ście zu­peł­nie by się zmie­niło. Wy­obra­żam so­bie, że nie re­ago­wał­bym tak mocno na za­cho­wa­nie pew­nych osób. I wy­daje mi się, że był­bym dużo więk­szym wspar­ciem za­równo dla sie­bie sa­mego, jak i dla mo­ich klien­tów oraz ro­dziny.

1.

JAK ROZ­PO­ZNAĆ WAM­PIRA ENER­GE­TYCZ­NEGO

Cza­sami wszystko bie­rze w łeb. Do­słow­nie wszystko. Nie ma zna­cze­nia, czego się tkniesz, bo każda rzecz roz­pada się na ka­wałki. Albo nie chce dzia­łać. Nie­ważne, ile wkła­dasz wy­siłku, i tak nic się nie udaje.

W inne dni, dzięki Bogu, świat działa dużo le­piej. Ży­cie to­czy się, jak po­winno, i więk­szość spraw rze­czy­wi­ście wy­daje się iść po na­szej my­śli. Żad­nych wiel­kich ka­ta­strof na ho­ry­zon­cie, choć pew­nie ży­czył­byś so­bie tro­chę lep­szego tempa.

A cza­sami wszystko idzie bar­dzo do­brze. Je­steś pe­łen ener­gii, za­an­ga­żo­wa­nia, masz mo­ty­wa­cję. Tam gdzie jesz­cze ty­dzień temu wi­dzia­łeś ka­ta­strofę i bez­na­dzieję, te­raz do­strze­gasz nowe moż­li­wo­ści. Może to być oczy­wi­ście spo­wo­do­wane po­godą, ale naj­praw­do­po­dob­niej wy­nika ra­czej z faktu, że zła­pa­łeś po­zy­tywny rytm, że znaj­du­jesz się w tym spe­cy­ficz­nym tran­sie. Sprzyja ci układ pla­net albo też jest to po pro­stu je­den z  tych dni.

W tym wła­śnie mo­men­cie dużo mniej­sze zna­cze­nie ma to, skąd wła­ści­wie po­cho­dzi ta po­zy­tywna ener­gia. Ona naj­zwy­czaj­niej w świe­cie jest tu­taj i roz­ta­cza w twoim wnę­trzu przy­jemny na­strój. Obez­wład­nia cię z całą swoją siłą i w ciągu kilku ma­gicz­nych chwil zda­jesz so­bie sprawę, że wszystko jest prze­cież ta­kie ła­twe. Że nie po­my­śla­łeś o tym wcze­śniej. Świat leży u two­ich stóp. Nic, tylko dzia­łać!

Masz po­czu­cie by­cia nie­zwy­cię­żo­nym i świa­do­mość, że mo­żesz ro­bić to, na co tylko masz ochotę. Zła­ma­łeś kod, zna­la­złeś wła­ściwe drogi uj­ścia ener­gii, która krąży zu­peł­nie swo­bod­nie. To wła­śnie ta chwila. Myśl, że to dzieje się te­raz – wła­śnie tu­taj wszystko może się wy­da­rzyć!

Co za­dzi­wia­jące, dzie­sięć mi­nut póź­niej – albo też pół mi­nuty póź­niej – te re­wo­lu­cyjne po­my­sły gdzieś ule­ciały. My­śli o świe­tla­nej przy­szło­ści roz­wiał wiatr, a twoje wiel­kie ma­rze­nia się roz­pły­nęły. To, co chwilę wcze­śniej wy­glą­dało tak obie­cu­jąco, wy­daje się te­raz zu­peł­nie nie do zre­ali­zo­wa­nia. Na­gle je­steś cał­ko­wi­cie wy­zuty z sił. Wi­dzisz przed sobą tylko mrok, a przede wszyst­kim ulot­niła się cała twoja ener­gia. Nie masz w tym mo­men­cie na nic ochoty.

Jak to jest moż­liwe, że w ciągu za­le­d­wie kilku mi­nut prze­sze­dłeś od po­czu­cia osza­ła­mia­ją­cego szczę­ścia do czar­nej roz­pa­czy? Gdzie tak wła­ści­wie po­działa się cała ta wa­riacka i osza­ła­mia­jąca siła? Czy ulot­niła się przez ja­kiś we­wnętrzny men­talny ku­rek, aby ni­gdy wię­cej się nie po­ja­wić? Je­śli tak się wła­śnie stało – co spo­wo­do­wało tę zmianę? Prze­cież ten dzień, ty­dzień czy rok za­częły się tak do­brze, a w tej wła­śnie chwili wszystko wy­daje się bez­na­dziejne.

Od­po­wiedź jest pro­sta.

Na­tkną­łeś się na wam­pira – tego ro­dzaju per­sonę, któ­rej dzia­ła­nie po­lega na szyb­kim i sku­tecz­nym za­bi­ja­niu ma­rzeń in­nych lu­dzi oraz nisz­cze­niu wszel­kich per­spek­tyw na świe­tlaną przy­szłość.

Naj­zwy­czaj­niej w świe­cie na­tra­fi­łeś na wam­pira ener­ge­tycz­nego.

To jakby men­talny dar­mo­zjad, który żywi się wy­sy­sa­niem ener­gii z oto­cze­nia. Mo­gli­by­śmy po­wie­dzieć, że jest swego ro­dzaju zło­dzie­jem ener­gii.

Wiesz jed­nak, że to, co wła­śnie zro­dziło się w two­jej gło­wie – wspa­niały po­mysł na biz­nes, po­dróż ma­rzeń, zwią­zek, o któ­rym chcia­łeś ko­muś opo­wie­dzieć, dom za mia­stem, który zna­la­złeś, lub też co­kol­wiek in­nego, co od po­czątku da­wało ci tę fan­ta­styczną moc – tak wła­ści­wie nie było złą kon­cep­cją. To wszystko na­prawdę dało się zre­ali­zo­wać. Cho­dzi ra­czej o to, że w tej chwili... po pro­stu nie masz już siły o tym my­śleć. Ktoś spra­wił, że te­raz brzmi to zu­peł­nie bez­na­dziej­nie.

Od­kła­dasz wszystko na półkę z naj­róż­niej­szymi wi­zjami przy­szło­ści. Po­ży­jemy, zo­ba­czymy. Może in­nym ra­zem. Albo w ogóle. Po­mysł zo­stał efek­tyw­nie zdu­szony i naj­praw­do­po­dob­niej ni­gdy do niego nie po­wró­cisz. Ileż ta­kich ma­rzeń ma każdy z nas, ileż z nich gdzieś za­lega i się roz­kłada!

Wy­obraź so­bie osobę, która nie­za­leż­nie od tego, co po­wiesz, za­wsze od­po­wie: „Hm, to ra­czej nie tak po­winno być. Wy­daje mi się, że źle po­sta­wi­łaś prze­ci­nek”. W po­je­dyn­czym przy­padku nie ma to może żad­nego zna­cze­nia. Pew­nie prze­ży­jesz to na­wet dwa lub trzy razy. Jed­nak by­cie po­pra­wia­nym ZA­WSZE, nie­za­leż­nie od tego, o czym mó­wisz, musi być strasz­nie fru­stru­jące, nie­praw­daż? Na­wet je­śli mowa o rze­czach, na któ­rych, jak ci się wy­daje, znasz się nie­źle. Su­rowa twarz marsz­czy czoło w głę­bo­kie fałdy i sta­wia dwa­na­ście róż­nych py­tań, które su­ge­rują jedną rzecz: „Nie masz bla­dego po­ję­cia, co ro­bisz”. W końcu nie chce ci się w ogóle otwie­rać ust, w oba­wie, że ten cze­pial­ski du­pek ci je za­mknie.

Inna sy­tu­acja: wra­casz do pracy po po­by­cie w szpi­talu, któ­rego nie ży­czył­byś na­wet swo­jemu naj­więk­szemu wro­gowi (tak wła­ści­wie to dość głu­pie po­wie­dze­nie – prze­cież gdyby tego ro­dzaju nie­szczę­ście zda­rzyło się na­szemu naj­gor­szemu wro­gowi, prze­szli­by­śmy nad tym do po­rządku dzien­nego!). Nie za­bie­gasz spe­cjal­nie o ni­czyje współ­czu­cie, ale gdy w końcu re­la­cjo­nu­jesz, jak bar­dzo by­łeś chory i jak duży nie­po­kój czu­łeś, pewna osoba, którą do­brze znasz, wtrąca, że ona – „słowo daję” – była jesz­cze bar­dziej chora! Przy po­mocy przy­dłu­giej aneg­doty, w któ­rej praw­dzi­wość nie wie­rzysz ani tro­chę, od­ciąga od cie­bie całą uwagę. Je­śli ty cier­pia­łeś na za­pa­le­nie płuc, ta osoba miała przy­naj­mniej OBU­STRONNE za­pa­le­nie płuc! Prawda, że fru­stru­jące?

Spójrzmy na inny przy­kład: twoja za­wsze po­zy­tyw­nie na­sta­wiona sze­fowa, która ra­do­śnie ci ki­bi­cuje i do­pin­guje cię we­soło: „Dasz radę, je­steś su­per! Do boju!”, przy­dzie­liła ci nie­sa­mo­wi­cie skom­pli­ko­wany pro­jekt. Im bar­dziej jed­nak za­głę­biasz się w szcze­góły, tym moc­niej za­czy­nasz zda­wać so­bie sprawę, że oprócz tego, że ten pro­jekt nie ma żad­nego planu, to jego cele są hor­ren­dal­nie za­wy­żone. Trzeba by było zła­mać co naj­mniej jedno z praw fi­zyki i za­an­ga­żo­wać dwóch no­bli­stów, żeby co­kol­wiek z tego wy­szło. Gdy pro­sisz o wię­cej wska­zó­wek, sze­fowa spo­gląda na cie­bie, jak­byś był z in­nej pla­nety. Za­miast cię wes­przeć i za­ofe­ro­wać po­moc, pyta z trudno skry­wa­nym nie­za­do­wo­le­niem, czy na pewno do­brze się czu­jesz w pracy. „Mam wra­że­nie, że je­steś ostat­nio tak ne­ga­tyw­nie na­sta­wiony. O co cho­dzi?”.

Albo weźmy na przy­kład nie­zbyt skom­pli­ko­wany pro­jekt bu­dow­lany w twoim ogro­dzie. Chcesz skon­stru­ować nowy ta­ras o po­wierzchni kilku me­trów kwa­dra­to­wych, ca­łość po­winna za­jąć naj­wy­żej kilka dni. Po­tem do wszyst­kiego swoje trzy gro­sze do­rzuca są­siad. Ze zło­śli­wym uśmiesz­kiem wy­krzy­kuje po­nad wa­szym pło­tem kilka sta­ran­nie prze­my­śla­nych uwag. I na­gle cały po­mysł z ta­ra­sem znika jak kam­fora.

Jesz­cze inny, wzięty z ży­cia przy­kład: mój wie­lo­letni i dość bli­ski przy­ja­ciel do­wie­dział się, że po­wio­dło mi się i po trzy­dzie­stu la­tach ha­rówki ku­pi­łem wy­ma­rzony dom – willę z XVIII wieku, która wy­maga ab­sur­dal­nie dro­bia­zgo­wego re­montu, co aku­rat jest ide­al­nym wy­zwa­niem dla mnie i żony. Mia­łem na­dzieję, że usły­szę od przy­ja­ciela coś w stylu: „Ale su­per! Wiem, że od za­wsze o tym ma­rzy­łeś. Chęt­nie wpadnę do was i zo­ba­czę to cudo”. Albo coś po­dob­nego. Za­miast tego sły­szę: „Se­rio? Co ty ga­dasz?”. Po czym zmie­niamy te­mat.

Nie­przy­jemne? Być może. Ja sam po­czu­łem roz­cza­ro­wa­nie. To wła­śnie z tym czło­wie­kiem chcia­łem się po­dzie­lić tą wia­do­mo­ścią. Na­sza roz­mowa dała mi jed­nak dużo do my­śle­nia, zwłasz­cza na te­mat tego, co za­zdrość po­trafi zro­bić z ludźmi.

Wszyst­kie te aneg­doty ilu­strują, jak wiele jest w sta­nie zdzia­łać wam­pir ener­ge­tyczny – jed­nym zda­niem cał­ko­wi­cie nisz­czy nasz en­tu­zjazm. Osza­leć można!

Może też być to sy­tu­acja, która dzieje się w naj­bar­dziej pro­za­iczny dzień, po­zba­wiony ja­kichś szcze­gól­nych wy­zwań. Sprawy to­czą się zu­peł­nie nor­mal­nie do mo­mentu, gdy zmie­rza­jąc do biu­ro­wego eks­presu do kawy, tra­fisz na nie­od­po­wied­nią osobę. Na­gle wszystko wy­daje się bez­na­dziejne.

Wam­piry ener­ge­tyczne po­tra­fią skraść nasz en­tu­zjazm bez naj­mniej­szego wy­siłku.

Skąd jed­nak mamy wie­dzieć, że spo­tka­li­śmy wła­śnie tego ro­dzaju osobę i czy jest ja­kiś spo­sób, by za­po­biec po­dob­nym sy­tu­acjom?

Wam­pi­rem ener­ge­tycz­nym może być twoja praca, grupa osób, ja­kieś zja­wi­sko albo coś, co aku­rat po­szło nie tak. Zdu­mie­wa­jąco czę­sto jest to jed­nak czło­wiek z krwi i ko­ści, który lubi rzu­cać in­nym kłody pod nogi. Nie­któ­rzy są wam­pi­rami ener­ge­tycz­nymi, bo pa­trze­nie na cu­dze po­rażki po pro­stu sta­nowi dla nich roz­rywkę. Być może, gdy udaje im się spra­wić, że inni czują się go­rzej, sami mogą po­czuć się lepsi? Po­zo­stali jed­nak stą­pają ciężko po ży­ciach na­po­tka­nych na swo­jej dro­dze lu­dzi – jak ja­kieś sło­nie w skła­dzie por­ce­lany – i po­wo­dują nie­go­jące się rany, zu­peł­nie nie bę­dąc tego świa­domi.

Zja­wi­sko wam­pi­ry­zmu ener­ge­tycz­nego do­tyka nas z róż­nym na­tę­że­niem. Każ­demu zda­rzyło się cho­ciaż raz w kilka chwil prze­sko­czyć z peł­nego roz­pę­dze­nia do gwał­tow­nego ha­mo­wa­nia. Cu­downa ener­gia gdzieś ule­ciała. Czy nie by­łoby su­per do­wie­dzieć się, jak unik­nąć tego ro­dzaju wy­pad­ków? Może jest ja­kiś spo­sób, by od­pę­dzić od sie­bie rze­czy i osoby, które po­zba­wiają nas po­zy­tyw­nej ener­gii, po­zo­sta­wiają z po­czu­ciem pustki i za­gu­bie­nia? Może mógł­byś za­wczasu do­strze­gać i ła­two iden­ty­fi­ko­wać sy­gnały ostrze­gaw­cze oraz wie­dzieć, jak spraw­nie i ele­gancko od­pę­dzać od sie­bie naj­gor­sze wam­piry?

W książce, którą trzy­masz w ręku, mam am­bi­cję prze­stu­dio­wać zja­wi­sko na­zy­wane po an­giel­sku emo­tio­nal vam­pi­res. Nie wszyst­kie ję­zyki okre­ślają je w ten wła­śnie spo­sób, ale uwa­żam, że sfor­mu­ło­wa­nie to od­daje dość do­brze istotę pro­blemu. Wam­piry ener­ge­tyczne – które, co cie­kawe, po szwedzku na­zy­wamy zło­dzie­jami ener­gii – wy­sy­sają wszystko, co w to­bie wi­talne, i po­zo­sta­wiają cię bez siły, a ty sta­jesz się jakby ży­wym tru­pem. I po­ja­wia się ry­zyko, że sam mo­żesz za­cho­wy­wać się w taki spo­sób wo­bec in­nych.

Oczy­wi­ście zdaje się to brzmieć w tro­chę na­cią­gany spo­sób, ale po chwili za­sta­no­wie­nia doj­dziemy do wnio­sku, że „wam­pir” jest dość ade­kwat­nym okre­śle­niem. Te mi­tyczne po­staci wy­sy­sały prze­cież siłę ży­ciową ze swo­ich ofiar, opróż­nia­jąc je z krwi; wam­pir ener­ge­tyczny poi się zaś ich ener­gią, po­zba­wia­jąc je po­czu­cia wła­snej war­to­ści i mo­ty­wa­cji, a cza­sami na­wet chęci do ży­cia.

Nie bę­dziemy da­lej za­głę­biać się w se­man­tyce, choć ta­kie po­rów­na­nia są bar­dzo ob­ra­zowe. Ist­nieje jed­nak róż­nica: mi­tyczne wam­piry wie­dzą, co czy­nią, ale nie po­tra­fią się po­wstrzy­mać, na­to­miast pa­so­żyty ener­ge­tyczne nie za­wsze uświa­da­miają so­bie, jaki wpływ mają na swoje ofiary.

Na do­da­tek różni lu­dzie tracą ener­gię na od­mienne spo­soby. Nie re­agu­jemy prze­cież jed­na­kowo na te same zda­rze­nia, co w za­sa­dzie jest dość po­zy­tyw­nym zja­wi­skiem. Nie­któ­rzy będą cał­ko­wi­cie wy­czer­pani po zu­peł­nie nie­groź­nej sprzeczce o nie­ma­jący naj­mniej­szego zna­cze­nia cel wa­ka­cyj­nej po­dróży, inni zaś dzięki niej po­czują się pełni ener­gii. To tak, jakby do ży­cia bu­dziła ich sama utarczka słowna. Te same osoby sza­leją, gdy przy­cho­dzi im na coś cze­kać, z czym z ko­lei pierw­sza grupa nie ma naj­mniej­szego pro­blemu. Jedna sy­tu­acja, a re­ak­cje na nią zu­peł­nie różne.

Gdy jedni ro­bią się tylko lekko po­iry­to­wani z po­wodu śla­ma­zar­no­ści ko­le­gów – o ile w ogóle ich to obej­dzie – inni będą chcieli zre­zy­gno­wać z du­żego pro­jektu, je­żeli nie po­czują wy­star­cza­jąco dużo en­tu­zja­zmu oto­cze­nia. Je­śli ta­kie osoby nie wy­czują uzna­nia i apro­baty, nic z tego nie bę­dzie. Re­agują jed­nak po­zy­tyw­nie na no­wo­ści i zmiany, czego ta pierw­sza grupa w zu­peł­no­ści nie do­ce­nia. Jedna sy­tu­acja, a re­ak­cje na nią zu­peł­nie różne.

Nie­któ­rzy z nas po­trze­bują cza­sami po pro­stu zro­bić so­bie prze­rwę, usiąść i do­brze wy­po­cząć, żeby mieć siłę na pro­wa­dze­nie ko­lej­nych ba­ta­lii. Je­śli po dro­dze po­mi­niemy zbyt wiele ta­kich przerw, to nie damy rady prze­biec ca­łego dy­stansu. Pewne osoby nie­na­wi­dzą jed­nak sie­dzieć w spo­koju i nic nie ro­bić, a ener­gię gro­ma­dzą, bę­dąc jesz­cze bar­dziej ak­tywne w cza­sie wol­nym, na przy­kład po pracy w dni ro­bo­cze. Je­śli nie będą pę­dzić z pełną pręd­ko­ścią, z tur­bo­do­ła­do­wa­niem, stracą całą ener­gię, staną się zrzę­dliwe i podi­ry­to­wane. Pod­czas gdy jedni po­trze­bują in­nych lu­dzi wo­kół sie­bie, by móc na­ła­do­wać ba­te­rie, dru­gich to wła­śnie ci inni lu­dzie i roz­mowy z nimi cał­ko­wi­cie po­zba­wiają ener­gii. Je­śli przez ja­kiś czas nie będą mieli moż­li­wo­ści po­być sami z sobą, nie da się z nimi w ogóle wy­trzy­mać.

Ener­gia po­ja­wia się i znika u róż­nych lu­dzi w róż­nych for­mach i na różne spo­soby – do­ty­czy to ener­gii i po­zy­tyw­nej, i ne­ga­tyw­nej. Nie cho­dzi o to, co jest do­bre, a co złe, ogromną war­tość ma na­to­miast świa­do­mość, na co się tak wła­ści­wie re­aguje – i dla­czego. Spra­wia to, że je­steś w sta­nie uni­kać po­peł­nia­nia naj­gor­szych błę­dów w ży­ciu i mo­żesz tym sa­mym za­osz­czę­dzić swoją we­wnętrzną ener­gię na inne rze­czy.

Kwe­stia ta jest zło­żona. Za­leży czę­sto od tego, kim je­steś i ja­kie są ce­chy two­jego cha­rak­teru. Przyj­rzymy się uważ­niej tym aspek­tom w roz­dziale o teo­rii DISC – czyli we frag­men­cie o mo­delu utraty ener­gii. W przy­padku więk­szo­ści pro­ble­mów da się zna­leźć roz­wią­za­nie.

Nie­za­leż­nie od tego, na co re­agu­jesz: czy nie by­łoby wspa­niale, gdyby – w miarę moż­li­wo­ści – udało ci się uni­kać wam­pi­rów ener­ge­tycz­nych? Ile był­byś go­towy dać za to, by móc za­cho­wać swój za­sób ener­gii na naj­wyż­szym po­zio­mie, gdy na­prawdę tego po­trze­bu­jesz? Dla­czego by nie przez cały czas?

W tej książce opi­szę kilka ty­pów wam­pi­rów ener­ge­tycz­nych, opo­wiem, jak je roz­po­znać oraz w jaki spo­sób i dla­czego mogą na cie­bie wpły­wać.

Mu­szę jed­nak za­zna­czyć, że nie jest to je­dyna na rynku książka o wam­pi­rach ener­ge­tycz­nych. Prze­ana­li­zo­wa­łem wiele do­stęp­nych i uwa­żam, że część po­dej­muje kwe­stie, co do któ­rych je­stem dość scep­tycz­nie na­sta­wiony i nie wiem, czy co­kol­wiek uła­twiają.

Moja książka bie­rze za punkt wyj­ścia ży­cie co­dzienne – czyli sy­tu­acje do­brze znane i to­bie, i mnie. Moją in­ten­cją jest, by każdy po jej prze­czy­ta­niu po­tra­fił chro­nić się przed ludźmi, któ­rzy mają na niego ne­ga­tywny wpływ.

Kto pada ofiarą wam­pi­rów ener­ge­tycz­nych? Hm, czy aby nie wszy­scy? Ten sam wam­pir nie działa jed­nak na każ­dego w ten sam spo­sób. To zu­peł­nie lo­giczne. Mo­żesz po­wie­dzieć zna­jo­memu: „Ten Johnny, co za upier­dliwa z niego osoba!”. Ale twój roz­mówca wy­daje się zu­peł­nie nie ro­zu­mieć, o co ci cho­dzi: „Johnny? Prze­cież to świetny gość!”.

Jak zwy­kle, gdy mowa o ludz­kich za­cho­wa­niach, nie ma ła­twych od­po­wie­dzi. Osoba, którą twój part­ner uważa za mę­czącą i cha­otyczną, po­nie­waż nie po­trafi usie­dzieć spo­koj­nie na miej­scu, dla cie­bie może być bar­dzo ener­ge­tyczna i sty­mu­lu­jąca. Inna zaś jest we­dług cie­bie dziwna, po­nie­waż pra­wie w ogóle nic nie mówi – co za wam­pir ener­ge­tyczny! Inni zaś po­wie­dzą, że to prze­cież su­per, że ten ktoś nie pa­pla bez ładu i składu.

Każdy z nas może stać się ofiarą wam­pi­rów ener­ge­tycz­nych, ale wy­glą­dają one róż­nie. Oczy­wi­ście jest wiele wa­ria­cji na ten te­mat, choć co do nie­któ­rych z nich więk­szość z nas może mieć ta­kie same od­czu­cia – na przy­kład pa­to­lo­giczny kłamca nie ma zbyt licz­nego grona sprzy­mie­rzeń­ców.

Różne ro­dzaje wam­pi­rów mają na nas roz­ma­ity wpływ. Może się on prze­ja­wiać zdu­mie­niem, iry­ta­cją lub ze­spo­łem stresu po­ura­zo­wego. Skala jest sze­roka. Czę­sto do­piero post fac­tum zda­jemy so­bie sprawę z tego, co nas spo­tkało. Jedno nie ulega jed­nak wąt­pli­wo­ści: świa­do­mość tego, kim je­steś, może ci po­móc uni­kać tych szcze­gól­nych ro­dza­jów osób. Sa­mo­świa­do­mość sta­nowi więc klucz – może na­wet naj­lep­szy – do ochrony przed wam­pi­rami ener­ge­tycz­nymi.

Je­śli czy­ta­łeś wcze­śniej jedną z mo­ich ksią­żek, wiesz z pew­no­ścią, że za­wsze na po­czątku wpro­wa­dzam mo­del DISC i cztery ko­lory. To uprosz­czony spo­sób zro­zu­mie­nia ludz­kich za­cho­wań, który nie za­pew­nia jed­nak peł­nego i po­głę­bio­nego poj­mo­wa­nia tego, jak działa dana osoba. W ca­łej książce będę się od­wo­ły­wał do tego mo­delu, a w póź­niej­szej czę­ści po­dam wię­cej szcze­gó­łów oraz opo­wiem, jak przed­sta­wi­ciele okre­ślo­nych ko­lo­rów mogą spo­wo­do­wać dość znaczne straty ener­gii – w za­leż­no­ści od tego, kim je­steś.

Ta książka różni się od po­przed­nich, po­nie­waż kon­cen­truję się w niej na za­cho­wa­niach i po­stę­po­wa­niach, które nie mają bez­po­śred­niego związku z czte­rema ko­lo­rami. Ale zro­zu­mie­nie tego, w jaki spo­sób ty sam funk­cjo­nu­jesz, może być klu­czem do tego, by po­ra­dzić so­bie z jed­nym lub kil­koma wam­pi­rami.

Chciał­bym zro­bić w tym miej­scu krót­kie wpro­wa­dze­nie do mo­delu DISC, żeby ci, któ­rzy nie sły­szeli o nim wcze­śniej, wie­dzieli, o czym mowa. Je­śli czu­jesz, że do­brze go znasz, mo­żesz po­mi­nąć ten frag­ment, choć ra­dzę, że­byś szybko od­świe­żył so­bie in­for­ma­cje na te­mat tego, kto jest Czer­wony, a kto Zie­lony i dla­czego warto znać ten po­dział.

Cztery ko­lory opie­rają się na po­wszech­nie zna­nej teo­rii DISC, którą sto­suje się mię­dzy in­nymi w re­kru­ta­cji, tre­ningu sprze­daży, za­rzą­dza­niu, jak rów­nież aby roz­wi­nąć sa­mo­świa­do­mość da­nej osoby. Ja sam sto­suję ten sys­tem od po­nad trzy­dzie­stu lat, czę­sto w po­łą­cze­niu z in­nymi na­rzę­dziami, by uzy­skać jesz­cze lep­szy ob­raz sy­tu­acji.

Teo­ria DISC ba­zuje na na­stę­pu­ją­cej ma­trycy:

Jak ła­two do­strzec, główna oś po­działu spro­wa­dza się do prze­ci­wieństw: in­tro- lub eks­tra­wer­tyzm oraz skon­cen­tro­wany na rze­czach lub na oso­bach. Efekty prze­ja­wia­jące się w za­cho­wa­niach mo­żesz zo­ba­czyć w ta­belce na są­sied­niej stro­nie.

Czer­woni czer­pią ener­gię z tempa, ru­chu, by­cia w cią­głym biegu. Tracą ją, gdy po­prosi się ich, by usie­dli i tro­chę zwol­nili. Utrata kon­troli to naj­gor­sze, co może im się przy­tra­fić. Ła­two przy­cho­dzi im ob­co­wa­nie z ludźmi, ale nie mają wy­raź­nej po­trzeby by­cia oto­czo­nymi przez in­nych.

Żółci uwiel­biają ży­cie spo­łeczne i znaj­do­wa­nie się w cen­trum uwagi. Chcą za­wsze przed­sta­wić swój ob­raz sy­tu­acji i czer­pią ener­gię ze zmian. Naj­gor­szym zło­dzie­jem ener­gii jest dla nich izo­la­cja spo­łeczna, bo sta­nowi po­ważny czyn­nik stre­so­genny. Zbyt mało kon­taktu z in­nymi po pro­stu ich wy­kań­cza.

Czer­wony

Do­mi­nu­jący

Pe­łen za­pału

Am­bitny

Ob­da­rzony silną wolą

Świa­domy ce­lów

Po­stę­powy

Na­sta­wiony na roz­wią­zy­wa­nie pro­ble­mów

Pio­nier

De­cy­zyjny

In­no­wa­tor

Nie­cier­pliwy

Kon­tro­lu­jący

Prze­ko­nu­jący

Sku­teczny

Ener­giczny

Na­sta­wiony na wy­nik

Wy­ka­zu­jący ini­cja­tywę

Dzia­ła­jący w szyb­kim tem­pie

Świa­domy czasu

In­ten­sywny

Za­wzięty

Żółty

In­spi­ru­jący

Do­bry mówca

Po­zy­tyw­nie na­sta­wiony

Per­swa­zyjny

Kre­atywny

Opty­mi­styczny

To­wa­rzy­ski

Spon­ta­niczny

Wy­ra­zi­sty

Uro­czy

Ra­do­sny

Ego­cen­tryczny

Wraż­liwy

Ugo­dowy

In­spi­ru­jący

Po­trze­bu­jący uwagi

Od­ważny

Do­brze się ko­mu­ni­ku­jący

Ela­styczny

Otwarty

Na­sta­wiony na re­la­cje

Zie­lony

Sta­bilny

Cier­pliwy

Opa­no­wany

Na lu­zie

Godny za­ufa­nia

Spo­kojny i zrów­no­wa­żony

Lo­jalny

Skromny

Ro­zu­mie­jący

Szcze­gó­łowy

Sta­bilny

Ostrożny

Dys­kretny

Wspie­ra­jący

Umie­jący słu­chać

Po­mocny

Spraw­czy

Wy­trwały

Ase­ku­rancki

Tro­skliwy

Nie­bie­ski

Ana­li­tyczny

Skru­pu­latny

Sys­te­ma­tyczny

Zdy­stan­so­wany

Po­prawny

Kon­wen­cjo­nalny

Wy­daje się nie­pewny

Obiek­tywny

Ustruk­tu­ry­zo­wany

Ana­li­tyczny

Per­fek­cjo­ni­sta

Po­trze­bu­jący czasu

Roz­ważny

Me­to­dyczny

We­ry­fi­ku­jący fakty

Na­sta­wiony na ja­kość

Spraw­dza­jący

Prze­strze­ga­jący za­sad

Lo­giczny

Kwe­stio­nu­jący

Do­kładny

Zie­loni chcie­liby, aby nic się ni­gdy nie zmie­niało. Czują się naj­le­piej, gdy jest tak jak za­wsze. Naj­wię­cej ener­gii tracą przy po­wta­rza­ją­cych się – a w naj­gor­szym wy­padku zu­peł­nie nie­uza­sad­nio­nych – zmia­nach, które bar­dzo ich mę­czą. Tego ro­dzaju osoby po­trze­bują in­nych w swoim oto­cze­niu, ale nie byle kogo, tylko lu­dzi, któ­rych do­brze znają i któ­rzy nie spra­wiają pro­ble­mów.

Nie­bie­scy lu­bią po­rzą­dek i ład. Dużą część swo­jej chłod­nej, ale sta­bil­nej ener­gii po­świę­cają na zdo­by­cie kon­troli nad szcze­gó­łami. To wła­śnie w niej znaj­dują bez­pie­czeń­stwo, a ujaw­nie­nie, że się mylą – ozna­cza­jące, że wcale nie mają tak do­brej kon­troli – jest praw­do­po­dob­nie naj­gor­szym, co może im się przy­tra­fić. Inne osoby to dla nich tak jakby zło ko­nieczne, więc Nie­bie­ski, na­wet je­śli pój­dzie na im­prezę, po­trze­buje po­tem dużo czasu na re­ge­ne­ra­cję.

Jak za­pewne wi­dzisz, nie­wiele osób wy­ka­zuje ce­chy cha­rak­te­ry­styczne tylko dla jed­nego z opi­sa­nych po­wy­żej pod­sta­wo­wych ty­pów. Naj­licz­niej­sza grupa – we­dług mo­ich ba­dań około 80 pro­cent – to lu­dzie skła­da­jący się z co naj­mniej dwóch ko­lo­rów. Są rów­nież tacy zło­żeni z trzech. Na­prawdę nie­liczni re­pre­zen­tują tylko je­den, ale oni też ist­nieją.

Wię­cej szcze­gó­łów do­ty­czą­cych tej ty­po­lo­gii oraz tego, jak po­szcze­gólne ko­lory ze sobą współ­dzia­łają, znaj­dziesz w dal­szej czę­ści książki. Zna­jąc swoje wła­sne barwy, bę­dziesz wie­dzieć rów­nież, jak za­re­agu­jesz na roz­ma­ite ro­dzaje wam­pi­rów ener­ge­tycz­nych, które przed­sta­wię. Cho­dzi tu­taj po pro­stu o sa­mo­świa­do­mość.

Ce­lem tej książki jest – nie­za­leż­nie do tego, jaki lub jaka je­steś – byś mógł lub mo­gła za­cho­wać zna­cząco wię­cej swo­ich za­so­bów ener­ge­tycz­nych na rze­czy waż­niej­sze niż zaj­mo­wa­nie się oso­bami i zja­wi­skami, które – szcze­rze mó­wiąc – tylko mie­szają ci w ży­ciu. O tym wła­śnie jest ta książka.

A skoro już mowa o sa­mo­świa­do­mo­ści...

Pi­sząc tę książkę, do­wie­dzia­łem się o so­bie rze­czy, na które wła­ści­wie nie by­łem przy­go­to­wany. Od­kry­łem, że o ile ro­bie­nie ba­dań i pi­sa­nie o mniej lub bar­dziej dziw­nych za­cho­wa­niach in­nych osób było in­te­re­su­jące, o tyle zi­den­ty­fi­ko­wa­nie sie­bie w dwóch ty­pach bar­dziej skom­pli­ko­wa­nych wam­pi­rów ener­ge­tycz­nych oka­zało się dla mnie za­sko­cze­niem. Ra­czej nie w ja­kimś szcze­gól­nie nie­po­ko­ją­cym stop­niu, ale do­strze­głem ten­den­cje, na te­mat któ­rych nie mia­łem wcze­śniej zbyt wielu prze­my­śleń. Może każdy z nas ma w so­bie ce­chy ta­kiego wam­pira, tro­chę w za­leż­no­ści od tego, kogo po­pro­simy o przyj­rze­nie się nam z ze­wnątrz? Bez wąt­pie­nia mam w so­bie na przy­kład pewne nie­zbyt chwa­lebne ce­chy ma­niaka kon­troli, o któ­rym prze­czy­tasz da­lej w książce.

To nic przy­jem­nego uświa­do­mić so­bie taki fakt.

Spra­wiło to jed­nak, że za­czą­łem nad tym my­śleć, po­nie­waż tak na­prawdę nie chcę w ten spo­sób od­dzia­ły­wać na swoje oto­cze­nie.

Może się zda­rzyć, że czy­ta­jąc tę książkę, do­świad­czysz cze­goś po­dob­nego. Naj­praw­do­po­dob­niej roz­po­znasz sa­mego sie­bie w pew­nych za­cho­wa­niach. Nie martw się w ta­kich chwi­lach, ale po­trak­tuj to jako szansę, by jesz­cze bar­dziej po­pra­co­wać nad sa­mo­roz­wo­jem. Nie jest to wcale ta­kie straszne.

Moja książka za­wiera li­stę tych, któ­rych uwa­żam za naj­więk­szych ło­trów, je­śli cho­dzi o kra­dzież two­jej – albo mo­jej – ener­gii, chęci do ży­cia i ochoty, aby ro­bić co­kol­wiek. Nie ozna­cza to oczy­wi­ście, że nie ma jesz­cze in­nych wa­ria­cji na ten dość przy­gnę­bia­jący te­mat, ale w tej książce chcia­łem się sku­pić wła­śnie na tych wy­bra­nych.

Żeby nie było nie­po­ro­zu­mień: ta książka oprócz fak­tów i ob­ser­wa­cji za­wiera rów­nież moje wła­sne opi­nie i oceny. Za prze­kleń­stwo uwa­żam fakt, że jako lu­dzie kie­ru­jemy się przede wszyst­kim uczu­ciami. Trudno być zu­peł­nie obiek­tyw­nym. Nie ma w ogóle pew­no­ści, że ty jako czy­tel­nik za­re­ago­wał­byś do­kład­nie tak samo jak ja. W jed­nym z roz­dzia­łów w dal­szej czę­ści książki za­uwa­żam na przy­kład, że dla mnie 90 pro­cent wszyst­kich wia­do­mo­ści ze świata jest na­ce­cho­wa­nych ne­ga­tyw­nie. Być może przy­znasz mi ra­cję. Lub też uznasz, że jest to 100 pro­cent. Albo 76 pro­cent. W isto­cie cho­dzi jed­nak o to, że praw­do­po­dob­nie, nie bę­dąc zgodni co do do­kład­nej liczby, mo­żemy usta­lić, że duża część tego, co prze­ka­zują nam me­dia, nie­sie za sobą ry­zyko ob­ni­że­nia na­stroju.

Poza tym po­zwo­li­łem so­bie uży­wać hu­moru jako broni, by od­dra­ma­ty­zo­wać zbyt skom­pli­ko­wane za­wi­ło­ści psy­cho­lo­giczne. Nie po to jed­nak, by zdys­kre­dy­to­wać pro­blemy jako ta­kie, lecz by uczy­nić lek­turę bar­dziej przy­stępną, a książkę ła­twiej­szą w od­bio­rze. Wie­rzę, że przyj­miesz to ze zro­zu­mie­niem.

Za­pra­szam cię w fa­scy­nu­jącą po­dróż przez długą se­rię co­dzien­nych i ła­twych do zi­den­ty­fi­ko­wa­nia sy­tu­acji. Miej przy so­bie no­tat­nik, cho­ciaż w su­mie – dla­czego by nie ro­bić no­ta­tek po pro­stu w książce? Masz na to moją zgodę.

//Tho­mas Erik­son

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
Ty­tuł ory­gi­nałuOMGI­VEN AV ENER­GI­TJU­VAR
Tłu­ma­cze­nieMa­ciej Li­gu­ziń­ski
Pro­jekt gra­ficzny okładkiNa­stka Dra­bot
Ilu­stra­cje i wy­kresyMat­thew Burne
Re­dak­cjaAlek­san­dra Ku­bis
Ko­rektaAnna Bur­ger Marta Stoch­mia­łek
Co­py­ri­ght © Tho­mas Erik­son, 2022 Ac­cor­ding to agre­ement with Bo­okLab Agency, Po­land, and En­berg Agency, Swe­den Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Ma­ciej Li­gu­ziń­ski, 2023 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera sp. z o.o., War­szawa 2023
ISBN 978-83-8032-905-8
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.