Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zbiór źródeł, które Voelker zebrał podczas swej wieloletniej, pieczołowitej pracy wzbudza podziw. Ta autentyczna relacja, ujęta w formie dziennika, powstała poprzez zapytania, kierowane osobiście przez autora do świadków wydarzeń, dzięki szerokiej korespondencji, której większa część zachowała się do dziś, poprzez wysyłanie kwestionariuszy do tych uczestników walk, których adresy udało się ustalić. Z tej dużej ilości informacji, z setek elementów układanki, Voelker, działając zgodnie z zasadami historycznego warsztatu, stworzył obszerny dziennik o upadku Kołobrzegu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 307
Rok wydania: 2014
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
zakupiono w sklepie:
Sklep Testowy
identyfikator transakcji:
1645559639901124
e-mail nabywcy:
znak wodny:
Seria DWŚ
Tom XI
Tytuł oryginału
Die letzten Tage von Kolberg. Kampf und Untergang einer deutschen
Stadt im März 1945
© Copyright 2011 Lindenbaum Verlag GmbH, D-56290 Schnellbach
© Copyright 1995 Verlag Peter Jancke, Hamburg
© All Rights Reserved
© Copyright for Polish Edition
Wydawnictwo NapoleonV
Oświęcim 2014
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Tłumaczenie:
Maciej Tylec
Redakcja:
Paweł Grysztar
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Strona internetowa wydawnictwa:
www.napoleonv.pl
Kontakt:[email protected]
Numer ISBN: 978-83-7889-537-4
Skład wersji elektronicznej:
Kamil Raczyński
konwersja.virtualo.pl
Mimo, iż od pierwszego wydania „Ostatnich dni Kołobrzegu” w Niemczech minęło ponad 50 lat, niniejsze jej wydanie jest pierwszym wydaniem polskim. Choć polskojęzyczna literatura dotycząca walk o Kołobrzeg w 1945 r. jest dość obszerna, książce Johannesa Voelkera jak dotąd nie było dane ukazać się w Polsce. Jednym z powodów tego były zapewne – w czasach komunistycznych – względy polityczne. Innym – ujęcie wydarzeń wyłącznie z niemieckiej perspektywy.
Podczas lektury książki należy mieć na względzie czas jej powstania. Ukazała się ona po raz pierwszy w 1959 r., przy czym autor zmarł już w 1958 r. Prace nad niniejszą publikacją rozpoczął jeszcze w latach czterdziestych, zbierając relacje świadków wydarzeń. Można zżymać się na stosunek Voelkera do komendanta obrony miasta – Fritza Fullriede. Na ten rzutowała zapewne ocena Wehrmachtu i jego miejsca w systemie narodowosocjalistycznym, jaka panowała w czasach powstania książki w Niemczech. Większość Niemców żywiła wówczas przekonanie o „czystych rękach” Wehrmachtu. Wehrmacht często przeciwstawiany był systemowi nazistowskiemu i umieszczany niejako w opozycji do postrzeganych jako winowajcy wszelkiego zła, bezwzględnych i nieliczących się z losami ludności cywilnej SS i aparatu partyjnego – czego reminiscencje możemy dostrzec i w tej publikacji. Poglądy te zostały zrewidowane dopiero wiele lat później, w oparciu o badania historyczne, które wykazały, iż niemieckie siły zbrojne co do zasady nie przeciwstawiały się reżimowi nazistowskiemu, ale też, że stanowiły one jego nieodzowny element. Poza tym, należy pamiętać, że publikacja ta opiera się w głównej mierze na relacjach bezpośrednich uczestników wydarzeń, często spisywanych ledwie parę lat po nich (a nawet kilka dni, jak miało to miejsce w przypadku raportów bojowych wojsk lądowych i marynarki), kiedy to rany tamtych dni wciąż były żywe w ich pamięci. Osobiste uczestnictwo w opisywanych, jakże dramatycznych wydarzeniach z pewnością nie pozostało bez wpływu na relacje. Wielu z nich po raz pierwszy zetknęło się z prawdziwym obliczem wojny, wcześniej znanej tylko z relacji z drugiej ręki. Na kształt później spisywanych relacji czy też samej książki wpłynęły również zapewne późniejsze losy i rozgoryczenie samych świadków wydarzeń czy autora, którym przyszło porzucić ich rodzinne strony. Autor zdaje się rysować obraz oblężenia Kołobrzegu jako jedyną w swym rodzaju apokalipsę, nie wspominając, iż taki – lub o wiele gorszy – był los niezliczonych miejscowości w całej Europie, ofiar rozpętanej przez Niemcy drugiej wojny światowej i że ludności miasta przyszło ponieść zbiorową odpowiedzialność za błędy lat trzydziestych i czterdziestych. Powyższe wynika jak się wydaje z atmosfery tych pierwszych lat powojennych, gdy książka powstawała. Czy jednak sam ogrom cierpień, jakie Voelker zdecydował się opisać, nie świadczy już o jego stosunku do wydarzeń lat drugiej wojny światowej?
Niniejsza książka jest bez wątpienia pozycją wartościową dla polskiego Czytelnika – tak zainteresowanego historią drugiej wojny światowej, jak i historią Kołobrzegu. Choć do dzieła Voelkera odnoszono się w najważniejszych powojennych opracowaniach polskich dotyczących walk o Kołobrzeg, to zwykle czyniono to wyrywkowo i ogólnie – i zazwyczaj tylko w odniesieniu do kwestii operacyjnych, czysto wojskowych. Oprócz zawartych w niej treści wojskowo-historycznych dotyczących kwestii operacyjnych, praca Voelkera jest również szerokim, szczegółowym opisem losów ludności cywilnej i dramatów poszczególnych uczestników tamtych wydarzeń. Z tą warstwą książki polski Czytelnik niewładający językiem niemieckim jak dotąd nie miał okazji się zapoznać. Bez wątpienia stwierdzić można, iż publikacja ta jest obowiązkową pozycją dla każdego zainteresowanego historią oblężenia Kołobrzegu, a bez jej lektury wiedza o tamtych wydarzeniach z pewnością nie będzie pełna.
Mając na uwadze, iż książka ta relacjonuje wydarzenia wyłącznie z perspektywy niemieckiej zdecydowano się, by przy redakcji książki nie odnosić się do jej treści poprzez wskazywanie wersji poszczególnych wydarzeń w skazywanych w literaturze polskiej. Po pierwsze, odniesienia te musiałyby być dość szerokie i przekroczyłyby ramy, w jakich zwykle odbywa się redakcja książki. Po drugie, zdaniem tłumacza, precyzyjne odniesienie się do informacji zawartych w książce i skonfrontowanie ich z danymi zawartymi w źródłach polskich, powinno być zadaniem historyków (zarówno zawodowych jak i amatorów) zajmujących się obroną Kołobrzegu 1945 r., dysponujących lepszą wiedzą o tamtych wydarzeniach. Tłumacz szczerze ich do tego zachęca, mając nadzieję, że wykonana przez niego praca ułatwi im to zadanie. Z powyższych względów w przypisach tłumacz ograniczył się głównie do objaśnień dotyczących niemieckich sił zbrojnych czy organizacji sfery cywilnej, pozwalających lepiej zrozumieć tekst.
Wszystkie dopiski w nawiasach kwadratowych pochodzą od tłumacza. Zamieszczono w nich głównie terminy niemieckie – które są precyzyjniejsze od terminów polskich lub mogą być dla Czytelnika interesujące – oraz drobnych uzupełnień.
Ze względu na to, iż książka może zainteresować Czytelników nieobeznanych szerzej z tematyką militarną, zdecydowano się przetłumaczyć niemieckie nazwy stopni. Mając na uwadze, iż w historiografii polskiej stosowane są różne tłumaczenia stopni niemieckich – zwłaszcza tych niższych – na końcu książki umieszczono zestawienie, pozwalające jednoznacznie określić, o jaki niemiecki stopień w danym przypadku chodzi. Wyjątkiem od tłumaczenia nazw stopni na stopnie polskie jest nazwa funkcji Hauptfeldwebel – czyli funkcji szefa kompanii, która w tłumaczeniu występuje w oryginale. Przetłumaczono również stopnie marynarki wojennej, SS czy SA – wobec tego jednak, że pojawiają się one w publikacji sporadycznie, ich niemieckie odpowiedniki zamieszczono przy pierwszym pojawieniu się danego stopnia w tekście.
Zdecydowano, aby w tłumaczeniu zachować niemieckie nazwy ulic i placów. Obecny układ ulic Kołobrzegu nie zawsze odpowiada układowi ulic z okresu drugiej wojny światowej. Ponadto zdaniem tłumacza powojenne nazewnictwo ulic, niekiedy odnoszące się do bohaterów wydarzeń z 1945 roku lub lat powojennych, nie zawsze przystawałoby do historycznych opisów. Najważniejsze ulice a także obiekty terenowe, do których odnosi się autor, zaznaczone są na planach, stanowiących załącznik do książki. Przetłumaczono za to wszystkie niemieckie nazwy miejscowe. Tam, gdzie tłumaczenie mogłoby być niejednoznaczne, dodano nazwę niemiecką.
Autor niniejszej kroniki o końcu niemieckiego Kołobrzegu nie dożył już jej publikacji w serii „Artykuły wschodnioniemieckie zespołu getyńskiego” [„Ostdeutsche Beiträge des Göttinger Arbeitskreises”] (1959 r.). Zmarł 2 lutego 1958 r. w Stade nad Elbą. W 1994 r., w serii monografii Zespołu Badań nad Historią Kołobrzegu [„Schriftenreihe des Historischen Arbeitskreises Kolberg”] w wydawnictwie Peter Jancke Hamburg, ukazał się niezmieniony reprint.
Kiedy teraz – po ponad pięćdziesięciu latach od powstania dzieła – w wydawnictwie Lindenbaum miało wyjść na rynek wydanie licencjonowane, wskazane wydawało się przejrzenie tekstu, aby po tak długim czasie od pierwszego wydania, z uwzględnieniem nowszych badań, dokonać ewentualnych niezbędnych sprostowań, a może też uzupełnić go w kilku miejscach. Zrobiono to z pełnym szacunkiem dla dzieła Voelkera. Skorygowano kilka oczywistych błędów zecerskich, nazwy miejscowości, których znajomość u dzisiejszego Czytelnika nie jest już tak oczywista, uzupełniono dodatkami w nawiasach kwadratowych1, dłuższe objaśnienia albo sprostowania dodano na odpowiednich stronach w formie przypisów. W załącznikach zamieszczono przedruki kilku dokumentów i parę tabelarycznych zestawień – o oddziałach walczących po obu stronach, uczestniczących w ewakuacji statkach handlowych i jednostkach marynarki, analizę w przedmiocie liczby żołnierzy poległych w trakcie działań bojowych. Co cieszy, nowe wydanie udało się uzupełnić również archiwalnymi zdjęciami.
Zbiór źródeł, które Johannes Voelker zebrał podczas swej wieloletniej, pieczołowitej i prowadzonej w trudnych warunkach osobistych pracy, budzi podziw i szacunek. Ta autentyczna relacja, ujęta w formie dziennika, powstała poprzez zapytania, kierowane osobiście przez autora do świadków wydarzeń, dzięki szerokiej korespondencji, której większa część zachowała się do dziś, poprzez wysyłanie kwestionariuszy do tych uczestników walk, których adresy udało się ustalić. Voelker czerpał też z dzienników poszczególnych osób, ha wreszcie z większych, syntetycznych raportów z walk, sporządzonych zaraz po zakończeniu bojów o miasto – dla działań wojsk lądowych przez oficera II a [adiutanta] w sztabie twierdzy, a dla żołnierzy marynarki przez ich dowódcę batalionu, komandora podporucznika [Korvettenkapitän] Priena. Z tej dużej ilości informacji, z setek elementów układanki, Voelker, działając zgodnie z zasadami historycznego warsztatu, stworzył obszerny dziennik o upadku Kołobrzegu.
Wszystkie późniejsze artykuły w gazetach i magazynach ilustrowanych, powieści żołnierskie i książki traktujące o oblężeniu miasta w marcu 1945 r. zwykle zauważalnie opierają się na tej fachowej, bazującej na skrupulatnych i dokładnych badaniach pracy. Także obie publikacje polskie z czasów komunistycznych, wydane przez wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej w Warszawie – „Wyzwolenie Pomorza” Emila Jadziaka i obszerne dzieło Alojzego Srogi „Na drodze stał Kołobrzeg”, wymieniają pracę Voelkera jako ważne źródło. Książka Jadziaka, która ukazała się już w 1962 r., zawiera dużą liczbę odpowiednich przypisów.
Jeżeli chodzi o późniejsze publikacje niemieckie, szczególną jakością wyróżnia się praca historyka wojskowości Ericha Murawskiego „Zdobycie Pomorza przez Armię Czerwoną” [„Die Eroberung Pommerns durch die Rote Armee”] (1969 r.). Niestety, najwyraźniej do dzisiaj nikt nie podjął się napisania podsumowującego, naukowo-wojskowego opracowania wydarzeń tamtych dni, wykorzystującego zasoby archiwów wojskowych wszystkich trzech państw uczestniczących w walkach – a przecież interesujące byłoby dowiedzieć się, co doprowadziło wówczas do decyzji, że zdobycie Kołobrzegu powierzono głównie siłom polskim. Jeżeli zrobiono tak na skutek odgórnych wpływów ze względów politycznych, to jednostki polskie musiały za ów „honor” złożyć ciężką daninę krwi2.
Dziękuję wydawnictwu Lindenbaum, że dzięki jego inicjatywie możliwa stała się publikacja niniejszego wydania, które – docierając już nie tylko do bezpośrednio zainteresowanych tematem Kołobrzeżan – będzie mogło przybliżyć tamte wydarzenia szerszemu kręgowi Czytelników.
Peter Jancke
1 W wydaniu polskim opatrywanie stosunkowo jednoznacznych dla polskiego Czytelnika dzisiejszych nazw miejscowości dodatkami nie wydawało się konieczne – całość uwag w kwadratowych nawiasach pochodzi od tłumacza bądź redakcji polskiej. – przyp. tłum.
2 Trudno uznać, by główną przyczyną skierowania jednostek polskich do zajęcia Kołobrzegu były względy polityczne. Decyzja taka wynikała raczej z ogólnej sytuacji operacyjnej. – przyp. tłum.
Urodził się 23 września 1884 r. w miejscowości Buszów [Hammer] pod Gorzowem Wielkopolskim, jako pierwsze dziecko nauczyciela [Hauptlehrer1] Franza Voelkera i jego żony Idy, z domu Hauff. Rok później urodziła się siostra Johannesa. Ojciec zmarł już w 1886 r., przez co rodzina popadła w wielką biedę. Matka z dwojgiem małych dzieci wróciła do swych rodzinnych stron, do Chojny. Voelker, jak sam stwierdził, „przez straszne ubóstwo miał dzieciństwo i młodość zmuszające do powagi”.
Po trzech latach nauki przedszkolnej w 1894 r. został uczniem Friedrich-Wilhelm-Gymnasium, które opuścił ze świadectwem dojrzałości w 1905 r. Dzięki stypendiom i znacznej pomocy oddanych przyjaciół mógł podjąć studia. Rozpoczął je w Berlinie, studiował religię, hebrajski, historię i łacinę. Egzamin państwowy złożył w 1910 r. w Greifswaldzie.
Potem nastąpił rok seminaryjny w Królewskim Gimnazjum2 w Koszalinie [Königliches Gymnasium in Köslin] i rok próbny w szkole przykatedralnej w Kamieniu Pomorskim. W 1912 r. przeniesiony został, jako naukowy nauczyciel pomocniczy3, do Królewskiego Gimnazjum Katedralnego i Realnego [Kgl. Dom- und Realgymnasium] w Kołobrzegu. W 1916 r. stanowisko jego zostało zmienione w stanowisko Oberlehrer, do 1945 r. Voelker był etatowym nauczycielem szkoły średniej [Studienrat]. Kołobrzeg stał się jego życiem. W 1917 r. pracą o Konradzie III uzyskał w Greifswaldzie tytuł doktora filozofii.
W marcu 1915 r. został żołnierzem, na koniec był podoficerem służby medycznej w 120. Lazarecie Polowym [Feldlazarett 120] we Francji. Przeżycia te znalazły swe odzwierciedlenie w książce Voelkera „Żołnierz niemiecki w swych pieśniach i wierszach” [ „Der deutsche Soldat in seinen Liedern und Reimen”], która ukazała się w 1929 r., w wydawnictwie Hesseland Verlag w Szczecinie4.
4 października 1927 r. ożenił się z Dorotheą Bolle, córką właściciela apteki w Gryficach na Pomorzu, Franza Bolle. Z małżeństwa tego pochodziło czterech synów: Hermann, Fritz, Hans i Eberhard. Nie żyje już żaden z nich.
Johannes Voelker miał nastawienie bardzo pronarodowe i zajmował wiele honorowych stanowisk w organizacjach patriotycznych. Tak np. w 1920 r., razem z wdową po radcy sądowym Richterze, założył w Kołobrzegu grupę lokalną Stowarzyszenia Opieki nad Grobami Wojennymi [Kriegsgräberfürsorge]. Była to pierwsza taka grupa na Pomorzu, Voelker kierował nią do 1935 r. Przejściowo był też członkiem kołobrzeskiej loży, sądził bowiem, że jej ideały mogą kiedyś doprowadzić do odrodzenia ojczyzny. Rozczarował się jednak i w 1931 r. z niej wystąpił. Dla nazistów członkostwo to było wystarczającym powodem, aby po 1933 r. zmusić go do złożenia wszystkich piastowanych stanowisk honorowych i utrudnić jego rozwój zawodowy. Stanowisko starszego zboru [Kirchenälteste] przy katedrze kołobrzeskiej było jedynym stanowiskiem honorowym, jakie zachował. Jako historyk i filolog klasyczny zgromadził w swym kołobrzeskim okresie życia pokaźną bibliotekę. Przepadła w 1945 r.
4 marca 1945 r. – zmuszony rozkazem ewakuacyjnym – ze swą żoną, dwoma najmłodszymi synami i dobytkiem na dwóch wózkach ręcznych – opuścił pieszo swój ukochany Kołobrzeg. Ucieczka zakończyła się jednak już w Dźwirzynie, 12 km na zachód od Kołobrzegu, gdzie rodzinę dogonili Rosjanie. Przez dziesięć miesięcy błąkała się ona w najtrudniejszych warunkach po wsiach Pomorza, znosząc różnorakie szykany żądnych zemsty zwycięzców. Raczej wątły mężczyzna, jakim był Voelker, parający się pracą umysłową i słowem, musiał wykonywać ciężkie prace polowe i imać się najpodlejszych zajęć. Był duszpasterzem dla Niemców, którzy pozostali na tamtym terenie, odprawiał nabożeństwa i grzebał zabitych, w tym licznych żołnierzy, których ciała znajdowano dopiero po wielu tygodniach. Polski burmistrz surowo zakazał Voelkerowi prowadzenia zorganizowanego przez niego nauczania dla niemieckich dzieci wszystkich grup wiekowych. Dwukrotnie ledwie uniknął wywózki. W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia 1945 r. Polacy wydalili rodzinę Voelkera. W drodze do przeprawy na Odrze pod Szczecinem przez Białogard i Stargard polskie bandy okradły ją z resztek dobytku. 27 grudnia 1945 r. dotarła do granicy pod Gumieńcami. Z cudem graniczy, że zachował się dziennik, który Voelker wówczas skrupulatnie prowadził – nadzwyczajny dokument z tragicznych czasów, gdy Niemcy nie mieli żadnych praw.
Przez różne stacje Pomorza Przedniego, Berlina i Westfalii Voelker dotarł w końcu do Stade, gdzie przez pierwsze miesiące mógł pracować jako referent przy kościelnej służbie poszukiwawczej [kirchlicher Suchdienst]. Jego nadzieja, że wśród milionów zaginionych uda mu się też znaleźć trop zaginionego syna Fritza, nie spełniła się.
W Stade dano mu jeszcze dużą satysfakcję – przez kilka lat, do chwili przejścia na emeryturę, mógł pracować jako pedagog – tym razem w szkole średniej dla dziewcząt [Oberschule für Mädchen], Vincent-Lübeck-Schule. Tak jak w Kołobrzegu, i tam szybko zyskał sobie duży szacunek grona nauczycielskiego, a dzięki swej dobrodusznej, serdecznej naturze zaskarbił sobie zaufanie i przychylność uczennic.
Również w Stade rychło zaczął pracować w radzie parafii św. Kosmy i przez wiele lat sprawował funkcję jej przewodniczącego. Znamienne dla oceny jego osoby jest ile osób wzięło udział w jego pogrzebie oraz pełne wdzięczności nekrologi władz kościelnych, gminy oraz władz Ziomkostwa Pomorskiego [Pommersche Landsmannschaft], którego prezesem w Stade Voelker był przez jakiś czas.
Miłość i wierność dla rodzinnego miasta sprawiły, że Voelker dość szybko zaczął pracę na rzecz swych krajanów, rozsianych wskutek wypędzeń po całych Niemczech. Już w 1946 r., jeszcze gdy obowiązywały zakazujące tego ustawy władz okupacyjnych, założył w Stade stowarzyszenie kołobrzeżan, które zorganizowało swe pierwsze spotkanie 27 lipca 1947 r. w Hotelu Birnbaum. Po raz pierwszy po wojnie zabrzmiała tam Pieśń Pomorza [Pommernlied]5. Po tym spotkaniu do 1949 r. odbywały się w Stade kolejne, przy okazji których na uroczystości i mszę odprawianą przez pastora Handtmanna w ratuszu zbierało się wówczas już do 850 kołobrzeżan. Voelker był jednym z pierwszych organizatorów ogólnoniemieckich spotkań wszystkich kołobrzeżan – odbywających się w Lubece od 1950 r., teraz już ponad 50 lat, z tradycyjnym świętem mieszkańców miasta, przypadającym na 2 lipca6. Tam w 1950, 1951 i 1954 r. wygłosił uroczyste przemówienia – wówczas już przed tysiącami kołobrzeżan. Esejami historycznymi swego pióra ubogacał ukazujące się corocznie z tej okazji księgi jubileuszowe.
Oprócz tego niezmordowany Voelker już w Stade systematycznie zbierał adresy kołobrzeżan. Zaczął od poszukiwań swych kołobrzeskich znajomych, potem rozszerzając kwerendę na uczniów kołobrzeskiej szkoły katedralnej. Szczególnie leżało mu na sercu wyjaśnienie losów zaginionych uciekinierów i pochodzących z Kołobrzegu żołnierzy. We współpracy z Gazetą Kołobrzeską [Kolberger Zeitung] Ericha Müllera sporządził listę poległych. Zawierała ona ponad 1000 nazwisk i ukazała się w 1953/54 r. w dwóch małych broszurach pt. „Epitafia kołobrzeskie” [„Kolberger Totentafel”], w wydawnictwie Peter Jancke. Nie zdążył już ukończyć „Księgi pamiątkowej dla nauczycieli i uczniów kołobrzeskiego gimnazjum katedralnego” [„Gedenkbuch für die Lehrer und Schüler des Kolberger Domgymnasiums”]. Prace dokończył jego niegdysiejszy uczeń, Wilhelm Heyden w 1985 r. i publikacja została wydana w godnej formie przez stowarzyszenie byłych uczniów szkoły katedralnej [Vereinigung ehemaliger Domschüler].
Umierając nagle 6 lutego 1958 r. Johannes Voelker pozostawił jeszcze dwa ukończone rękopisy: „Historię miasta Kołobrzeg” [„Geschichte der Stadt Kolberg”] i niniejszą kronikę „Ostatnie dni Kołobrzegu”.
„Historia miasta Kołobrzeg” jest streszczeniem historii miasta pióra Riemanna (do 1807 r.), którą do upadku w Kołobrzegu w 1945 r. dopełniają własne badania Voelkera. Publikacja ta ukazała się w 1964 r., w wydawnictwie Ostseeverlag, w Leichlingen.
Spoglądając na owe dzielne, pracowite życie naszego krajana, Johannesa Voelkera, stwierdzić można tylko: w najwyższym stopniu przysłużył się miastu i jego mieszkańcom. Pełni szacunku i wdzięczności zachowujemy go w naszej pamięci.
Peter Jancke
1 Nauczyciel pełniący rolę dyrektora w mniejszych szkołach. – przyp. tłum.
2 Szkoła dziewięcioklasowa, w której edukowano z naciskiem na łacinę i grekę, kończąca się maturą. – przyp. tłum.
3 Nauczyciel bez etatu, nauczający pomocniczo. – przyp. tłum.
4 Swą służbę podczas I wojny światowej Johannes Voelker opisuje również w artykule „Mit Reserve-Feldlazarett 120 in Französisch-Flandern” („Ze 120. Rezerwowym Lazaretem Polowym we francuskiej Flandrii”), który ukazał się w periodyku „Unser Pommerland” w 1926 r. (zeszyt 4, s. 165-170). – przyp. tłum.
5 Pieśń regionalna, powstała w 1850 r., autorstwa teologa i poety Gustava Adolfa Pompe, hymn niemieckich mieszkańców Pomorza – przyp. tłum.
6 Na pamiątkę daty zakończenia oblężenia twierdzy Kołobrzeg w 1807 r. – przyp. tłum.
Udana obrona Kołobrzegu w marcu 1945 r., a co za tym idzie uratowanie ludzi otoczonych w mieście, nie byłyby możliwe, gdyby komenda wojskowa nad obrońcami nie spoczywała w rękach nadzwyczaj solidnego oficera. Pułkownik Fritz Fullriede był oficerem zahartowanym w bojach, który sprawdził się na froncie wschodnim i w Afrika Korps feldmarszałka Rommla. Dotarł do miasta 1 marca 1945 r., na trzy dni przed przybyciem pod nie Rosjan, powołany na czoło sformowanego w lutym sztabu twierdzy. Na stanowisku zmienił schorowanego generała Paula Herrmanna. Pierwsze dni poświęcić musiał na uporządkowanie sfery cywilnej i zewidencjonowanie rozbitych oddziałów, które miał do dyspozycji do obrony miasta. Według jego danych, gdy Rosjanie 4 marca pojawili się przed Kołobrzegiem, było to 3 300 żołnierzy należących do różnych rodzajów broni – wojsk lądowych, marynarki, Luftwaffe i Volkssturmu. Pod jego dowództwem ci różnie uzbrojeni i niezbyt doświadczeni w bojach żołnierze dzielnie bronili miasta przed mającym wielokrotną przewagę wrogiem. Szczególnie należy zaakcentować sposób wykorzystania Volkssturmu – obrona Kołobrzegu jest jednym z nielicznych przykładów sensownego użycia tych ostatnich niemieckich sił pod koniec wojny. W rzeczywistym sensie swojego zadania żołnierze toczyli tam walkę o uratowanie swych kobiet i dzieci.
Celem Fullriedego – wbrew rozkazom trzymania się do ostatniego żołnierza – było, aby bronić miasta tylko do chwili, w której będą mogli opuścić je szukający w jego murach schronienia uciekinierzy z zagrożonych regionów Pomorza, Prus Zachodnich i Wschodnich oraz mieszkańcy. Plan pułkownika się udał. Motywowani wolą uratowania ludności przed żądnym zemsty wrogiem oraz nadzieją na własny ratunek przez morze, dzielni żołnierze i volkssturmiści bronili portu przed dostępem wroga aż do momentu odtransportowania ostatnich cywili. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wsparcie artyleryjskie dwóch niszczycieli Kriegsmarine. Niezapomniane pozostaną również dokonania dzielnych załóg śpieszących z ratunkiem statków handlowych.
We wczesnych godzinach porannych 18 marca pułkownik Fullriede, razem ze swym sztabem i ostatnimi ubezpieczeniami, opuścił w dramatycznych okolicznościach, na małych łodziach, spustoszone czternastodniowymi walkami, płonące miasto. Zniszczenia te były ceną, jaką trzeba było zapłacić za możliwość uratowania przed bezlitosnym wrogiem 70 000 kobiet, dzieci i starców. Zamiast grożącej normalnie za oddanie twierdzy nieprzyjacielowi szubienicy, Fullriede za tę wyjątkową obronę otrzymał od swego naczelnego wodza Liście Dębowe do Krzyża Rycerskiego1. W kwietniu 1945 r. powierzono mu jeszcze dowodzenie sformowaną w Świnoujściu 3. Dywizją Piechoty Morskiej [3. Marine-Infanterie-Division2]. Fullriede zmarł 3 listopada 1969 r. i pochowany został z honorami wojskowymi w swoim rodzinnym mieście – Bremie.
Peter Jancke
1 Liśćmi Dębowymi do Krzyża Rycerskiego odznaczono Fullriedego dn. 23 marca 1945 r. – przyp. tłum.
2 Dywizja sformowana 1 kwietnia 1945 r. z rozbitej 163. Dywizji Piechoty i batalionów strzelców marynarki o numeracji od 126 do 131. Fullriede był jej dowódcą od 3 kwietnia 1945 r. Walczyła w rejonie Dziwnowa i Kamienia Pomorskiego, broniła Wolina i Międzyzdrojów. Potem operowała w rejonie przyczółka pod Oranienburgiem i skierowana została do natarcia na odsiecz Berlinowi, by następnie znów walczyć na przyczółku pod Oranienburgiem. Po kapitulacji przed aliantami zachodnimi została wydana Rosjanom. – przyp. tłum.
Nazwa pomorskiego miasta portowego, będącego przez pewien czas twierdzą – Kołobrzegu – kilkakrotnie pojawiała się na kartach nowszej historii wschodnioniemieckiej w związku z wydarzeniami wojennymi. Z położenia miasta – stanowiącego najważniejszy pomorski port bałtycki między Szczecinem a Gdańskiem – wynikało jego znaczenie wojskowe. O Kołobrzeg toczono więc walki już wcześniej – np. podczas wojny trzydziestoletniej. Szereg oblężeń przyniosła wojna siedmioletnia: w 1758 r. miasto nadaremnie oblegała armia rosyjska, w 1760 r. oparło się ono atakom rosyjskim i szwedzkim z morza i lądu, w 1761 r., po czteromiesięcznym oblężeniu, musiało poddać się Rosjanom. Słynna stała się zwycięska obrona twierdzy przed Francuzami, prowadzona pod dowództwem Gneisenaua i Nettelbecka w 1807 r.
Podczas II wojny światowej historyczną sławę żołnierskiej i cywilnej obrony Kołobrzegu chciała wykorzystać propaganda – starając się stworzyć w beznadziejnej sytuacji przykład nieugiętej woli oporu. Z takich samych pobudek kręgi przywódcze starały się wówczas przypisać desperackiej obronie Kołobrzegu w 1945 r. dodatkowe znaczenie dla wyniku wojny. Owe bezcelowe, podejmowane w krytycznej sytuacji działania, mające na celu posłużenie się na potrzebę chwili nawet jeśli szczytną, to zniekształcaną przez film i prasę przeszłością, nie ujmują ostatniej walce o miasto charakteru ważnego wydarzenia historycznego. Nie pomniejszają uznania dla obrońców i tego, że poświęcając się w największym niebezpieczeństwie zrobili oni dla swych krajanów wszystko, co tylko było możliwe.
Znaczenie obrony Kołobrzegu przeciw nacierającym siłom radzieckim w 1945 r. dostrzec można tylko, gdy wziąć pod uwagę sytuację na froncie wschodnim, a przede wszystkim ruchy uciekającej ludności cywilnej. Wielka ofensywa sowiecka, która ruszyła w połowie stycznia 1945 r. między Kłajpedą a górną Wisłą, na interesującym nas odcinku pod koniec stycznia dotarła do Odry pod Fürstenbergiem i Kostrzynem. Z początkiem lutego Wschodnia Brandenburgia była w radzieckich rękach. Oznaczało to, że Rosjanie oskrzydlili na całej długości wojskowe połączenia komunikacyjne, wiodące z zachodu przez Pomorze Wschodnie do sił niemieckich walczących jeszcze w Prusach Zachodnich, a przez to i drogę ratunku ludności cywilnej, uciekającej ze wschodu na zachód. Sowiecką próbę przerwania komunikacji uderzeniem na Szczecin udało się wprawdzie zniweczyć, ale dowództwo niemieckie nie dało już rady odepchnąć kontruderzeniem flanki nieprzyjaciela. Natarcie na południe, które rozpoczęło się w połowie lutego w rejonie Pyrzyc – Choszczna, utknęło mimo początkowych sukcesów.
Oprócz rozwoju sytuacji wojskowej, nacechowanej dzielnym i pełnym poświęcenia oporem stopniałych sił niemieckich, gdzie cieniem rzucał się brak sił i materiałów, na ogólny obraz wydarzeń składa się również położenie ludności cywilnej. Tą, w przypadku wdarcia się Sowietów na Pomorze, czekał szczególnie ciężki los, znany już wówczas z siejących przerażenie wydarzeń w Prusach Wschodnich. Na terenie między Prusami Wschodnimi a dolnym biegiem Odry, gdzie wówczas nie było jeszcze nieprzyjaciela, znajdowały się prawie trzy miliony miejscowych Niemców oraz milion, który uciekł z Prus Wschodnich i rejonu Wisły oraz Warty. Ludzi tych na Pomorzu Wschodnim i w Prusach Zachodnich trzymały wycieńczenie, brak transportu, przede wszystkim zaś jednak nadzieja, że wkrótce uda się wrócić do oswobodzonych stron ojczystych. Kriegsmarine i marynarka handlowa ewakuowały przez morze – przez Gdańsk i wschodniopruskie porty – setki tysięcy uchodźców, co było osiągnięciem bezprecedensowym, jednym z owych wielkich, a dokonywanych w cichym bohaterstwie czynów końca wojny. Gdy jednak na początku marca 1945 r. rozpoczęło się zakrojone na szeroką skalę uderzenie sowieckie na Pomorze Wschodnie i Gdańsk, znajdowało się tam jeszcze około dwa i pół miliona Niemców, z tego ponad 25% uciekinierów. Droga lądowa na zachód, wiodąca wzdłuż wybrzeża, stawała się coraz węższa, a w końcu została odcięta, uciekający gromadzili się więc w portach – do których obok Gdańska zaliczał się przede wszystkim Kołobrzeg.
Radziecka ofensywa marcowa – która przez zajęcie terenu Prus Zachodnich i Pomorza Wschodniego zabezpieczyć miała flankę skierowanego na Berlin klina uderzeniowego – posuwała się w trzech kierunkach: z rejonu Strzelec Krajeńskich – Choszczna w stronę ujścia Odry pod Szczecinem, a potem brzegu Bałtyku w rejonie Kamienia Pomorskiego, z rejonu Piły – Wałcza ku wybrzeżu na wschód od Koszalina, wreszcie z Prus Zachodnich na Gdynię i Gdańsk. Podczas gdy ofensywa w Prusach Zachodnich dotarła do wybrzeża między Gdynią a Gdańskiem dopiero 22 marca, na Pomorzu Wschodnim odnosiła sukcesy i czyniła szybkie postępy. Już 1 marca dotarła do wybrzeża morskiego pod Koszalinem, 3 marca Armia Czerwona była nad ujściem Odry – w ten sposób nie tylko odcięła Pomorze Wschodnie, ale też podzieliła je na dwie części. Do 10 marca całe Pomorze Wschodnie znalazło się w rękach radzieckich, bronił się już tylko Kołobrzeg.
Sowiecka ofensywa wyrwała ze złudnego spokoju stycznia znajdujących się na Pomorzu Wschodnim miejscowych i uchodźców. W pośpiechu i zimowej aurze, ruszyły kolumny i transporty uciekinierów. Pozwolenia na opuszczenie miejscowości zwykle udzielane były za późno. Ludność na terenie znajdującym się na wschód od rejonu sowieckiego uderzenia znów ruszyła na Gdańsk, gdzie wielu znalazło jeszcze ratunek. Z zachodniej części Pomorza Wschodniego jednak tylko nielicznym udało się jeszcze dotrzeć przez Odrę na Pomorze Przednie i do Meklemburgii – ostatni ratowali się przez wyspy Zalewu Odrzańskiego. Zwłaszcza dla ludności powiatów koszalińskiego, kołobrzeskiego i białogardzkiego droga do Odry była za daleka, żeby dało się ją pokonać jeszcze przed pojawieniem się rosyjskich czołówek. Przez to ostatnią możliwością ratunku był Kołobrzeg z jego portem – największa miejscowość w tym rejonie. Liczba ludności wzrosła z 35 000 do 85 000. Gdy zaczęło się okrążanie miasta, na linii kolejowej z Białogardu do Kołobrzegu stały jeszcze 22 pociągi z uchodźcami i rannymi. Tylko opór w rejonie Kołobrzegu, obrona miasta i portu pozwalały żywić nadzieję na uratowanie przez morze mieszkańców, rannych, uchodźców i resztek oddziałów wojskowych. Było to zadaniem obrońców Kołobrzegu i sensem ich walki.
Autor, który sam brał udział w walkach, w oparciu o zbierane wiele lat materiały nakreślił szczegółowy obraz działań bojowych i wydarzeń w sferze cywilnej – o ile w ogóle można te dwie sfery w zmaganiach o twierdzę odróżniać. Tym samym zawdzięczamy mu – któremu nie dane już było dożyć publikacji tego tomu – istotny wkład do badań nad historią wschodnioniemiecką 1945 r., którego znaczenie wykracza poza ramy lokalne. Z wojskowego punktu widzenia obrona miasta nie miała szans na powodzenie, skończyła się też jego ewakuowaniem. Mimo to 3 300 żołnierzy, którzy podjęli walkę przeciw sowieckim oddziałom pancernym, artylerii i wyrzutniom rakietowym oraz przeciwko sowiecko-polskim dywizjom piechoty, umożliwiło uratowanie około 7 000 osób niemieckiego i nieniemieckiego pochodzenia (np. jeńców wojennych). Tej odwadze, którą żołnierze okazali świadomi swej odpowiedzialności, należy się wzmianka.
Zespół Getyński [Der Göttinger Arbeitskreis]
W swej historii Kołobrzeg przeżył sześć oblężeń. 28 lutego 1631 r., po pięciomiesięcznym oblężeniu, musiał poddać się szwedzkiemu generałowi [Gustawowi Karlssonowi] Hornowi. Siły cesarskie wycofały się 2 marca 1631 r., a do miasta wkroczyli Szwedzi. W październiku 1758 r. i w okresie od 27 lipca do 23 września 1760 r. małą twierdzę daremnie oblegali Rosjanie. Trzecie oblężenie rosyjskie – a czwarte w historii twierdzy – trwało od 24 sierpnia do 16 grudnia 1761 r. Wieczorem 16 grudnia pułkownik [Heinrich Sigismund] von der Heyde podpisał honorową kapitulację, bo 15 grudnia wydał garnizonowi ostatni bochenek chleba. Piąte oblężenie Kołobrzegu przez Francuzów – od marca do 2 lipca 1807 r. – zakończyło się niepowodzeniem wojsk napoleońskich. Sprawiło ono, że Kołobrzeg i jego sławni obrońcy, dowódca twierdzy major Neithardt von Gneisenau, major [Ferdinand] von Schill, zastępca dowódcy kapitan [Karl Wilhelm Ernst] von Waldenfels i reprezentant mieszczan Joachim Nettelbeck na zawsze zapisali się złotymi zgłoskami w niemieckiej historii. Szóste oblężenie – od 4 do 18 marca 1945 r. – zakończyło się zajęciem Kołobrzegu przez Rosjan i Polaków. Zdobyli zgliszcza, bo czternastodniowy ostrzał zniszczył miasto w dziewięćdziesięciu procentach.
W marcu 1945 r. Kołobrzeg przepełniony był uciekinierami, którzy od stycznia 1945 r. tygodniami, nieprzerwanym strumieniem, przetaczali się przez miasto, pokonawszy wcześniej drogę z Zachodnich i Wschodnich Prus. Przepuszczani byli oni przez Kołobrzeg, a gdy zdarzały się zatory, zatrzymywani do następnego dnia. Większości uciekinierów ze stycznia i lutego udało się jeszcze dotrzeć w rejon na zachód od Odry1. Wielu jednak – zwykle tych nadchodzących z południowego wschodu, z Pomorza Tylnego2 – wciąż spychanych coraz dalej na północ przez Rosjan, daremnie próbowało uciec na zachód3. Niektóre z grup zostały rozbite przez siły radzieckie4.
Wobec dziejów miasta, tym lepiej pasujących do narodowosocjalistycznej propagandy, im bardziej beznadziejna stawała się sytuacja, Hitler życzył sobie, żeby Kołobrzeg bronił się do ostatniego żołnierza i dowiódł, że jest godzien historycznych obrońców walczących pod dowództwem Nettelbecka5. Komendant miasta nie był jednak skłonny dać się omamić niedorzecznym historycznym paralelom do walk w 1807 r. Z pewnością jednak uważał za swój obowiązek, aby z trzema tysiącami swych ludzi bronić miasta tak długo, aż dzięki dużej pomocy marynarki uda się ewakuować masy uchodźców przez morze6.
Po zakończeniu wojny w prasie miała miejsce godna pożałowania dyskusja, w której namiętnie rozważano argumenty przemawiające za obroną Kołobrzegu i przeciw niej. Ówczesnemu komendantowi, pułkownikowi Fullriede, postawiono ciężki zarzut, że wykonał „niedorzeczny rozkaz” obrony, przyczyniając się w ten sposób do zniszczenia Kołobrzegu – miasta otwartego7.
Walka mogła mieć dla pułkownika Fullriede tylko jeden cel: wytrzymać do momentu, aż okrążeni w mieście uchodźcy i mieszkańcy będą mogli zostać ewakuowani przez morze. Gdy udało się cel ten osiągnąć, komendant poddał miasto – wbrew rozkazowi poświęcenia nawet ostatniego żołnierza i stworzenia w ten sposób mitu Kołobrzegu8.
Komendant i jego dzielni ludzie słusznie są więc wstrząśnięci, że ich obronę Kołobrzegu nazywa się „szaleństwem” – tym bardziej, że pułkownik Fullriede wyraźnie oświadczył swym towarzyszom broni, że nie bronią oni miasta czy twierdzy Kołobrzeg, ale ludności cywilnej, przede wszystkim kobiet i dzieci9 i że wyprowadzi ich z Kołobrzegu – nawet gdy będzie trzeba działać wbrew rozkazom – gdy tylko uda się ewakuować ostatniego cywila10. Komendant wydał więc taki, a nie inny rozkaz wyłącznie dlatego, że inaczej nie dałoby się uratować ludności11. Co więcej, Kołobrzeg był jedynym miastem bronionym do momentu, aż udało się – na tyle na ile było to możliwe – ewakuować ludność cywilną12. Właśnie dlatego podczas obrony miasta zginęły tysiące żołnierzy i mężczyzn z Volkssturmu13. Walka ta uratowała dziesiątki tysięcy ludzi przed straszliwym końcem. Obrońcy dobrze zdawali sobie sprawę, jak straszny los czekał mieszkańców miasta i uchodźców, zwłaszcza kobiety i dziewczynki. Dowództwo wojskowe ciągle im o tym przypominało. Rosjanie dwukrotnie wzywali pułkownika Fullriede do kapitulacji i zapewniali, że pozostawią żołnierzy przy życiu i będą ich dobrze traktować, nie gwarantując jednak tego samego mieszkańcom14! Obrońcy Kołobrzegu walczyli więc tylko i wyłącznie za ludność cywilną15. Co stałoby się z 80 000 ewakuowanymi przez morze cywilami, gdyby żołnierze i volkssturmiści nie wytrzymali do końca?16. To, że pułkownik Fullriede i jego ludzie byli gotowi oddać swe życie za kobiety, dzieci i starców nie było więc „szaleństwem”, a w owych schyłkowych dniach czynem honorowym i bohaterskim17. Cóż mogłoby zatrzymać wroga przed miastem, gdyby nie było ono bronione? Czy oszczędziłby on Kołobrzeg i na pewno nie popędził 80 00018 stłoczonych w nim Niemców, jak zwykł to wówczas robić, w straszliwy marsz na wschód? W każdym razie, gdy stoi się przed taką nieuniknioną decyzją, jak pułkownik Fullriede, zawsze należy mieć na uwadze: życie ludzi jest więcej warte, niż choćby najszacowniejsze budowle miasta!19.
1 Dresewski, Paul, relacja z 31.3.1950 r.
2 Niem. Hinterpommern – historyczna część Pomorza, między Odrą a Prusami Królewskimi. – przyp. tłum.
3 Tippelskirch, Kurt von, „Geschichte des zweiten Weltkrieges” („Historia drugiej wojny światowej”), 1951 r., s. 627.
4 Dresewski, Paul, op. cit.
5 Thorwald, Jürgen, „Es begann an der Weichsel” („Zaczęło się nad Wisłą), 1950 r., s. 338.
6 Tippelskirch, Kurt von, op. cit., s. 627.
7 Brand, Werner, dr med. „Antwort an Oberst a.D. Fullriede” („Odpowiedź dla pułkownika w stanie spoczynku Fullriedego”), Kolberger Zeitung, lipiec 1952 r.
8 Thorwald, Jürgen, op. cit., s. 338.
9 „Schwere Beschuldigungen Fullriedes gegen Behörden und Einzelpersonen”, („Ciężkie zarzuty Fullriedego wobec władz i poszczególnych osób”) Kolberger Zeitung, październik 1952 (autor niewzmiankowany).
10 Panten, Emil, relacja z 20.1.1950 r.
11 „Oberst Fullriedes Entgegnung” („Odpowiedź pułkownika Fullriede”), Kolberger Zeitung, listopad 1952 r.
12 „Oberst Fullriedes Entgegnung”, op. cit.
13 Straty patrz załącznik „Kołobrzeska księga poległych w drugiej wojnie światowej” – przyp. red. niem.
14 „Schwere Beschuldigungen Fullriedes gegen Behörden und Einzelpersonen”, op. cit.
15 Fullriede, Fritz, w: „Neue Jeetzel-Zeitung”, 1.3.1950 r.
16Ibidem.
17 Behr, dr Hildegard, relacja z 27.7.1957 r.
18 Liczba ta jest zawyżona, chyba że doliczono do niej uchodźców, których udało się przeprowadzić przez miasto w styczniu i lutym. – przyp. red. niem.
19 Behr, dr Hildegard, op. cit.
Kołobrzeg nie posiadał żadnych obiektów wojskowych przedstawiających jakąś wartość w działaniach nowoczesnej wojny1. W listopadzie 1944 r. zdecydowano, że miasto zostanie zamienione w twierdzę poprzez przygotowanie odpowiednich umocnień. Wyznaczono trzy pierścienie obrony: zewnętrzny w odległości około 12 km od miasta (pozostał jedynie w planach, bo przewidziane dywizje grupy bojowej generała [Hansa] von Tettau nigdy nie dotarły na miejsce)2, wewnętrzny – około 5 km od miasta (częściowo wykonano tam prace ziemne, ale był obsadzony tylko na wschodzie – i to przejściowo), oraz umocnienia skraju miasta (które wykonać poleciło zastępstwo dowództwa II Korpusu na początku lutego 1945 r.). Tych ostatnich później broniono, z braku sił nie dało się jednak w większości przypadków utworzyć jednolitej linii frontu – jednolicie obsadzono tylko pozycje na skraju miasta3.
W listopadzie – grudniu 1944 r. na potrzeby ewentualnej obrony miasta sformowano jednostki Volkssturmu.
Gdy władze którym powierzono zadanie przygotowania obrony, przystąpiły do przeglądu oddanych im do dyspozycji sił, zrozumiano, że bez użycia jednostek sformowanych z cywili w ogóle nie może być mowy o obronie. Wobec tego wszystkich jako tako zdolnych do służby wojskowej mężczyzn Kołobrzegu wcielono do jednostek Volkssturmu4 i regularnych wojsk lądowych5. Dowódcą pułku Volkssturmu został Marine-SA-Standartenführer6 Erhard Pfeiffer z Koszalina – sprawny, solidny dowódca.
Pułk ten sformowano z przeróżnych resztek jednostek Volkssturmu. Komendant twierdzy mianował Pfeiffera dowódcą odcinka zachodniego – na tym stanowisku dowodził on walczącymi w Kołobrzegu batalionami Volkssturmu. W 2. kompanii Volkssturmu znalazły się wszystkie osoby z ważnych powodów reklamowane od obowiązku służby wojskowej [u.k.-gestellt7], pracownicy urzędów i służący w Wehrmachcie. Dowódcą kompanii został starszy inspektor powiatowy [Kreisoberinspektor] Franz Müller.
Z powodu różnicy zdań z osobami kierującymi powietrznym obszarem dowodzenia [Luftgau] kierownik strzelnicy artylerii przeciwlotniczej w Ustce, Krapp, który uczestniczył w jej odbudowie w 1937 r., został w 1943 r. zwolniony ze służby w stopniu generała brygady. Znany był jako skrupulatny i pracowity oficer, zaś kołobrzeskiego nadburmistrza, dr Wegenera, powołano do wojska. Wobec tego Krappa mianowano komisarycznym nadburmistrzem Kołobrzegu (komisarzem państwowym). Stanowisko to objął 1 stycznia 1945 r.
Pod koniec stycznia 1945 r. generał brygady [Paul] Herrmann został pierwszym komendantem ogłoszonego twierdzą miasta. Ciężko chory na rwę kulszową, przebywał w nim ze swą rodziną. W dodatku w święta Bożego Narodzenia 1944 r. pośliznął się na lodzie i złamał nadgarstek prawej ręki, którą trzeba było na trzy miesiące włożyć do gipsu. Nie było mowy żeby mógł pełnić służbę. Gdy objął komendę, w Kołobrzegu nic jeszcze nie zrobiono w celu przygotowania obrony8.
Jego stosunki z kreisleiterem już wcześniej były napięte – kreisleiter nie miał najmniejszego pojęcia o wojsku, ale na początku, nie zważając na to, często mieszał się w sprawy militarne,.
Generał Herrmann zrobił co tylko mógł, aby pozbyć się z miasta licznych oddziałów służby tyłowej. Wciąż zwracał uwagę dowództwu korpusu w Szczecinie, że jeżeli Rosjanie nadal będą czynić postępy, Kołobrzeg ze swym portem będzie działał jak magnes. Nie przyniosło to większych skutków, ale przydzielono mu przynajmniej jakąś osłonę artylerii przeciwlotniczej9.
Sztab komendantury twierdzy Kołobrzeg utworzono 26 stycznia 1945 r. Jako oficer saperów „twierdzy” wysłany został do niej pułkownik Gerhard Troschel, który dotarł do miasta z początkiem lutego, z południowo-wschodnich Prus. Twierdza jednak nie istniała – miała dopiero zostać stworzona. Sztab dopiero co się zebrał. Nie miał do dyspozycji oddziałów, z pomocą których mógłby umocnić „twierdzę Kołobrzeg” i jej bronić10.
Około 20 stycznia 1945 r. z kołobrzeskiego 4. Zapasowego Batalionu Grenadierów [Grenadier-Ersatz-Bataillon 4 Kolberg] utworzono batalion alarmowy, ale wkrótce potem wysłano go do działań w okolicy Kostrzyna. Pozostałe elementy tej jednostki uzupełniono rekrutami i żołnierzami z innych oddziałów – w tym podoficerami różnych formacji zaopatrzenia i Luftwaffe, którzy mieli tam zostać przeszkoleni do służby jako podoficerowie piechoty. Około 4 lutego z 4. Batalionu Zapasowego utworzono batalion szkoleniowy [Ausbildungsbataillon]. Właściwy batalion zapasowy krótko potem przerzucono do Wismaru w Meklemburgii.
W ramach Batalionu Szkoleniowego Kołobrzeg wystawiono z początku tylko dwie kompanie, za to nadzwyczaj silne. Kompania porucznika Erdmanna, nazywana wówczas „kompanią podoficerską” [Unterführer-Kompanie] miała na przykład pięć plutonów po pięćdziesięciu ludzi. 5. pluton składał się tylko z podoficerów i dowodzony był przez bardzo solidnego starszego sierżanta sztabowego Jaurscha. Nie zrealizowano istniejącego w pierwszych dniach zamiaru wystawienia dwóch kolejnych kompanii poprzez podział już istniejącej, brakowało bowiem oficerów, doświadczonych instruktorów i sprzętu. Później również nie udało się już sformować kolejnych kompanii batalionu, bo sytuacja zaczęła zmieniać się jak w kalejdoskopie.
W ciągu następnych dwóch tygodni utworzono w Kołobrzegu z innych jednostek i zasobów ludzkich jeden sztab pułku i kolejny batalion, który (prawdopodobnie) dysponował trzema kompaniami. Żołnierze pochodzili zapewne z innych kołobrzeskich jednostek, ale też z formacji obcych, przerzuconych do miasta. Te nowe jednostki nie stacjonowały przy batalionie szkoleniowym w koszarach Jägerkaserne11, lecz przy szosie na Korzystno – przy Siederlandschanze. Około 20 lutego całość połączono w Polowy Pułk Szkoleniowy 11. Armii [Feld-Ausbildungs-Regiment, 11. Armee]. Składał się on głównie ze sztabu pułku (dowódca pułku pułkownik Woller) i dwóch, niepełnych jeszcze, batalionów (I i II). Pułkowe jednostki pomocnicze były dopiero w powijakach, albo w ogóle nie istniały. Był więc ten pułk jednostką jeszcze zupełnie niegotową i mocno improwizowaną. Przez proste przemianowanie otrzymał nazwę „Polowy Pułk Szkoleniowy Dowództwa 3. Armii Pancernej” [Feld-Ausbildungs-Regiment Pz. A.O.K. 3]12 – stało się tak zapewne dlatego, że sztab dowództwa 3. Armii Pancernej pod komendą generała wojsk pancernych [Hasso] von Manteuffla przejął dowodzenie nad odcinkiem i jednostkami 11. Armii13.
Aby utworzyć „twierdzę” najpierw przeprowadzono rekonesans pozycji obronnej poza miastem, która po obu stronach opierała się o morze. Jej budowa sprawiała ogromne trudności, bo brakowało profesjonalnego personelu i materiałów. Przeszkadzała w niej również panująca w lutym deszczowa pogoda – wszystkie prace kończono w błocie. Ponadto w rejonie Kołobrzegu poziom wód podskórnych jest bardzo wysoki i żołnierze szybko trafili na ich lustro. Przez to wszystko oddziałom bojowym można było oddać tylko pozycję, która na niewiele się zdała14. Jeżeli chodzi o saperów, do dyspozycji było może stu szeregowców i jeden podporucznik. Pomagali przy budowie stanowisk i przygotowali do wysadzenia trzy mosty przez Parsętę (kolejowy, Friedrichsbrücke i Adlerbrücke). Wszystkie trzy przedwcześnie wyleciały w powietrze od ostrzału, wobec czego podczas oblężenia w końcu nie było do dyspozycji żadnego mostu15.
Generał Herrmann – mimo ciężkich dolegliwości, do których w połowie lutego doszła jeszcze grypa – w związku ze swymi licznymi obowiązkami nie zdecydował się zameldować o chorobie i opuścić stanowiska. Musiał to w końcu zrobić około 20 lutego. Najpierw zastępował go pułkownik saperów Troschel – bardzo dzielny żołnierz, który mimo swego wieku niezmordowanie trwał u boku pułkownika Fullriede.
28 lutego albo 1 marca wieczorem telefonicznie zameldował się pułkownik Fullriede, informując, że jest następcą generała Herrmanna. Jakieś pół godziny później zadzwonił dowódca [XXVII] korpusu generał [Walter] Hörnlein. Przekazał on Herrmannowi, że zdjęto go ze stanowiska wyłącznie dlatego, że sytuacja wymaga komendanta o dobrym zdrowiu. Powiedziano mu, że gdy tylko będzie w stanie, może zameldować się w rezerwie oficerskiej w Szczecinie. Generał Herrmann wywnioskował z tego, że miejscowe komórki partyjne nie miały na ową zmianę personalną wpływu. W związku z przeniesieniem do dowództwa II okręgu generał opuścił Kołobrzeg16.
Przy podjęciu decyzji o mianowaniu komendantem pułkownika Fullriede bez wątpienia rozstrzygające były kryteria wojskowe. W marcu 1943 r., podczas kampanii w Afryce, wówczas mający stopień podpułkownika Fullriede otrzymał rozkaz, aby „samodzielnie i podług własnego uznania podjąć wszelkie środki w celu stawienia czoła natarciu nieprzyjaciela przez przesmyk Fondouk”. Pułkownik Fullriede odparł tam atak Amerykanów i Anglików, ratując armię Rommla przed przedwczesną klęską17. Potem niemalże bez przerwy wykonywał podobne zadania na wszystkich frontach. Kołobrzeg był dla niego tylko jednym z wielu miejsc walki, w które kierowany był ze względu na swe wyjątkowe kompetencje oficerskie. Hitler bardzo cenił pułkownika jako żołnierza. Mimo to ich „relacje osobiste” były więcej niż napięte, bo Fullriede „pięciokrotnie nie wykonał wyraźnych rozkazów” Führera. Zapobiegł m.in. bezsensownemu zniszczeniu miasta Cairouan w Tunezji, rozstrzeliwaniom zakładników w Piglio i spaleniu miasta Putten w Holandii18.
26 stycznia Szkołę Obrony Przeciwpancernej [Panzerabwehrschule], której garnizon znajdował się w Koszarach Waldenfelsa [Waldenfelskaserne] skierowano do Wałcza. Jej cztery kompanie, w tym około 50 rzemieślników wojskowych, wysłano tam do boju19. 4 lutego Batalion Volkssturmu „Kołobrzeg” przeniesiono do Krosina pod Złocieńcem.
Superintendent Handtmann wobec powagi sytuacji przesunął wyznaczoną na niedzielę palmową konfirmację i z konieczności przeniósł uroczystość na 11 lutego. Miała odbyć się w katedrze. Po południu 12 lutego udzielił konfirmantom komunii w kościele garnizonowym (klasztornym). Ze względu na zagrożenie nalotem, świątynia była tylko prowizorycznie oświetlona świecami. Dla wielu konfirmantów, którzy potem zginęli lub trafili do rosyjskiej niewoli, była to pierwsza i ostatnia zarazem komunia.
W lutym w Dźwirzynie sformowano dwie baterie. Miały walczyć w Kołobrzegu. Gdy oficer łączności i dowódca sztabu niższego udał się naprzód do sztabu Dywizjonu „Heimel”, aby przygotować kwaterę, jego pierwsze wrażenia o Kołobrzegu były następujące: „Jest to miasteczko, które jak dotąd ominęły wszelkie zawirowania i niebezpieczeństwa wojny. Wszędzie życie jak za czasów pokoju, na wszystkich uliczkach beztroscy mieszczanie. Jedynym, co przypominało o surowej wojnie, było parę kolumn uchodźców, które nadchodząc ze wschodu przechodziły przez miasto”. Dzięki wsparciu komendanta miasta sztab dywizjonu otrzymał stosunkowo dobrą kwaterę w koszarach Jägerkaserne (Stettiner Straße). Porucznik sam musiał zająć się zorganizowaniem najpotrzebniejszego sprzętu łączności. Później nadeszły baterie. Bateria „Frehse” zajęła stanowiska przy dowództwie lotniska, a bateria „Billerbeck” w kazamatach terenu portowego20. Oprócz nich sztabowi dywizjonu podporządkowano dwie baterie kalibru 10,5 cm, ściągnięte z rejonu Pyrzyc. „Dni wciąż jeszcze beztroskie” – zapisał porucznik – „wieczorem siedzieliśmy razem i graliśmy w karty. Tak mijał nam czas”21.
Oddział niszczycieli czołgów [Panzervernichtungstrupp22] z Horstkompanie – kompanii obsługi lotniska w Bagiczu (w skrócie zwanej „Hoko”), pod komendą swego dowódcy, Hauptfeldwebla [szefa kompanii23] Otta Kirchoffa, w ostatnich dniach lutego był kilkakrotnie kierowany do działań w rejonie między Koszalinem a Bobolicami. W nocy 25 lutego, około 1 – 2 km przed Bobolicami, miał pierwszy kontakt z nieprzyjacielskimi czołgami, ale wrócił bez strat. Następnego dnia znów wysłano go w marsz na ciężarówkach w kierunku Koszalina. Zaraz za Koszalinem, gdy zmierzał w stronę Sianowa, został zupełnie zniszczony, razem z innymi jeszcze oddziałami, należącymi do wojsk lądowych. „Hoko” straciła tam wielu poległych, wśród nich kaprala Schulz(e), pisarza służącego przy sierżancie sztabowym nazwiskiem Witt24.
26 lutego I batalionowi F.A.R. polecono rozbudowę jednego z odcinków wewnętrznego pierścienia obrony „twierdzy” Kołobrzeg (Körliner Straße wraz z pozycjami czat bojowych przy Hohenbergschanze, rakarni, zakładzie ogrodniczym Ernsta Hoffmanna w Psarach – przy szosie na Karlino, odcinek linii kolejowej Kołobrzeg-Karlino, Koszary Waldenfelsa przy szosie koszalińskiej razem z ich kasynem). Po prawej znajdował się II batalion F.A.R., po lewej zaś flanka była jeszcze odsłonięta – aż do skraju plaży. Po południu 26 lutego dowódca batalionu, kapitan Gruber, wprowadził w sytuację dowódców kompanii należących do I batalionu. 1. kompanią dowodził porucznik Erhard Erdmann. Jego oddział był silniejszy, wobec czego przydzielono mu większy (lewy) odcinek. Pozycja była już w pewnym stopniu umocniona. Mimo to wykopane w wilgotnej ziemi rowy strzeleckie częściowo zawaliły się wskutek odwilży i były do połowy głębokości wypełnione wodą. Było dość zimno, choć świeciło słońce. Łąki Salzwiesen i Matzwiesen przy szosie na Karlino były w części zalane przez spiętrzenie Parsęty. Ze względu na szerokość odcinka i niewielką ilość sił będących do dyspozycji, początkowo można było obsadzić go tylko miejscami, tworząc punkty oporu. Na odcinku 1. kompanii przewidziano następujące punkty oporu [Stützpunkte]: punkt oporu nasyp kolejowy Kołobrzeg-Karlino, 1. pluton – na prawo od torów – jedna drużyna (nie było bezpośredniej styczności z prawym sąsiadem, ale była łączność wzrokowa przy Kösliner Straße; po lewej izolował go nasyp; miał dobre pole rażenia). Na lewo od torów znajdowały się dwie drużyny (dobre pole strzału). Przy cmentarzu Maryi Panny [St. Marienfriedhof] przy Kösliner Str. ustawiono ciężki karabin maszynowy, początkowo stanowiący jedyną broń ciężką batalionu (podporządkowany 1. kompanii). Pozycja ciągnęła się na północny wschód aż do Kösliner Str. Stanowiska 2. i 3. batalionu znajdowały się w już wykopanym rowie strzeleckim, zaraz na wschód od Koszar Waldenfelsa. Jako odwód dla tego punktu oporu przewidziano jedną drużynę z 3. plutonu. 4. plutonowi (dwie drużyny na prawo od linii kolejowej Kołobrzeg-Koszalin, jedna na lewo od niej) przydzielono za punkt oporu kasyno przy Koszarach Waldenfelsa (około 300 – 400 m na północ od koszar). 2., 3. i 4. pluton miały łączność jedynie wzrokową, ale za to płaski teren z dobrym polem strzału. Tam także rowy strzeleckie częściowo zawaliły się od odwilży. We wszystkich punktach przewidziano wykopanie dołków do chowania się przed czołgami. 200 metrów na zachód od Koszar Waldenfelsa, między nimi a gazownią miejską [Städtische Gasanstalt], przebiegał rów przeciwczołgowy, ukończony do skrzyżowania szosy koszalińskiej i linii kolejowej do Karlina. 5. pluton (kurs podoficerski) Porucznik Erdmann zachował w rezerwie – jako pluton łowców czołgów i oddział uderzeniowy. Jako stanowisko dowodzenia kompanii przewidziano najpierw jeden z domków mieszkalnych25.
27 lutego rozpoczęto dalszą rozbudowę pozycji 1. kompanii. Po południu poinstruowano dowódców plutonów i omówiono w terenie szczegóły planowanej obrony. Rosjanie znajdowali się w rejonie Miastka – Bytowa i posuwali się dalej. Od wielu dni przez miasto ciągnęły niekończące się kolumny uchodźców.
28 lutego cała 1. kompania F.A.R., oprócz 5. plutonu, udała się na budowę pozycji. Było zimno i wilgotno, w południe zaczął mocno padać śnieg, a w już zalanych rowach strzeleckich zaczęło się zbierać jeszcze więcej wody. Wczesnym popołudniem porucznik Erdmann kazał przerwać prace okopowe, bo ilasta ziemia kleiła się do łopat. Transzeje były pełne błota.
1 marca 1. kompania kopała dalej, bo pogoda się poprawiła. Niemal wszystko było gotowe.
Uzupełniono i w miarę możliwości ujednolicono uzbrojenie oraz wyposażenie kompanii. Każdy żołnierz dostał nową bieliznę, skarpety, buty i odzież. Sprawdzono nieśmiertelniki. Było jeszcze dużo pracy – kompania musiała przejąć również odcinek od kasyna Koszar Waldenfelsa do plaży, przez co jej dowódca był zmuszony skierować na linie odwodowy 5. pluton. Dowodził nim starszy sierżant sztabowy Jaursch, który rankiem przeprowadził rekonesans, badając możliwości użycia swego oddziału26.
Pod koniec lutego i na początku marca z Kołobrzegu do Szczecina odjeżdżały codziennie już tylko dwa pociągi osobowe: pociąg nr 842 (odjazd godz. 4.35) i pociąg nr 848 (o godz. 19.35). Uciekinierzy, którzy mieli krewnych i znajomych w Kołobrzegu, wysiadali tam z zamiarem udania się w dalszą drogę do Szczecina dopiero wieczorem. Przez to wieczorową porą na peronie stały i czekały gęsto stłoczone setki ludzi. Pociąg jeszcze jechał, a pierwsi już skakali do środka. Gdy się zatrzymywał, wszyscy zaczynali napierać, żeby wejść. Gdy nadchodził moment odjazdu, zwykle połowa ludzi musiała zostać. W ten sposób często dochodziło do rozdzielenia rodzin27.
Ośrodek Demobilizacyjny Wojsk Lądowych nr 1 [Heeres-Entlassungsstelle 128] należący do II Korpusu, a mieszczący się w nowych koszarach przy Stettiner Straße, otrzymał 28 lutego rozkaz wymarszu. Kierownik medyczno-wojskowy, Stabsarzt29 rezerwy dr med. Karl Hille, przekazał żłobek – którym opiekował się do ostatniej chwili obok swej służby wojskowej – cywilnemu pełnomocnikowi ds. sanitarnych [Zivilbeauftragte für das Sanitätswesen], doktorowi medycyny Wernerowi Brandowi. Od tego momentu Hille pełnił służbę już tylko przy ośrodku demobilizacyjnym.
Ośrodek przeniesiony miał być do Dymina, ale nie udało mu się już wydostać z Kołobrzegu podstawionym dopiero 4 marca pociągiem szpitalnym. Ewakuowano go drogą morską 6 marca. Czas oczekiwania personel placówki spędził w tymczasowej kwaterze w budynku na rogu Riemannstraße i Luisenstraße. Dowódca ośrodka major v. Wedel i dr Hille przebywali zwykle przy komendancie portu (w pobliżu portu) albo przy stanowisku dowodzenia pułkownika Fullriede (Urząd Skarbowy przy Parkstraße), aby zorganizować statek dla inwalidów wojennych30.
Skierowani 28 lutego do Ustronia Morskiego żołnierze 2. kompanii Volkssturmu pierwszego dnia marca wrócili do Kołobrzegu, aby zająć się przekierowywaniem nadchodzących od Koszalina kolumn uchodźców przez Kukinię na szosę karlińską. 2 marca ludzie tej kompanii znajdowali się nieopodal Koszar Waldenfelsa. 3 marca oddział wysłano na szosę karlińską, aby zatrzymywał pojazdy silnikowe nadjeżdżające od strony Białogardu. Poza tym volkssturmiści przynosili wodę i gotowali jedzenie dla grup uchodźców. Kwatera 2. kompanii Volkssturmu znajdowała się początkowo w budynku urzędu starostwa [Landratsamt]31.
1 marca do Kołobrzegu przybył pułkownik Fullriede. Obronę miasta Naczelne Dowództwo Wehrmachtu [OKW] przekazało mu na kilka dni przed zamknięciem okrążenia.
Pułkownik Fullriede w radiogramie do OKW odmówił ogłoszenia miasta twierdzą. Oficer I a32 podpisał wiadomość nazwiskiem swoim, zamiast generała – co nie było dopuszczalne jeżeli chodzi o komunikację z przełożonymi szczeblami dowodzenia. Hitler, podejrzewając sabotaż, zażądał wobec tego, aby oficera skuć kajdankami, doprowadzić na pokład jednej z jednostek i natychmiast zdegradować. Od decyzji tej odwiodło go dopiero złożone drogą radiową oświadczenie Fullriedego, iż podpisuje się pod tym meldunkiem i przyjmuje za niego odpowiedzialność. – Kołobrzeg w rzeczywistości nie został ogłoszony twierdzą, a od pułkownika Fullriede nie odebrano przysięgi składanej normalnie w twierdzach [Festungseid]33.
Trudności, jakie komendant napotkał przy oczyszczaniu Kołobrzegu z uchodźców i mieszkańców, były duże34.
Stosunki nowego komendanta z kreisleiterem Gerrietem od początku były napięte, bo Fullriede natychmiast po przybyciu do Kołobrzegu anulował całość rozkazów wszelkich władz partyjnych, na które powoływali się kreisleiter i inni członkowie partii. Gauleiter i kreisleiter złożyli później z tego powodu doniesienie na komendanta, które nie odniosło jednak skutku. Wielu żołnierzy źle rozumiało zamiary Fullriedego i w związku z tym podczas swych rozmów wyrażało się o obronie jako o bezcelowej z wojskowego punktu widzenia35. Osiągnięty później sukces wspaniale jednak usprawiedliwił decyzję komendanta, aby bronić miasta celem uratowania możliwie wielu ludzi.
Gdy pułkownik Fullriede dotarł do Kołobrzegu, natychmiast polecił ludności cywilnej przerwać prace nad budową obiektów obronnych miasta, bo obiekty te uważał za zupełnie bezsensowne36.
Z planowanych i rozpoczętych już obiektów jak dotąd wykonano tylko część rowu przeciwczołgowego, stanowiska dla piechoty i szesnaście prowizorycznych stanowisk dla ciężkich pocisków rakietowych Wurfkörper 28 cm37. Jedna zapora kolejowa znajdowała się na linii Kołobrzeg – Koszalin tzn. na południowo-wschodnim rogu Gneisenauschanze (park Wolfsberg), druga na linii prowadzącej do Białogardu – bardzo blisko gazowni (na wschód od niej), trzecia natomiast na linii do Trzebiatowa, na południe od dworca Kolberger Vorbahnhof. Zapory przeciwczołgowe umiejscowiono na wszystkich drogach wyjazdowych – na pozycji na skraju miasta. Barykady przygotowano na końcu ulic Kösliner, Körliner, Treptower i Camminer Straße. Droga Kołobrzeg – Koszalin została zablokowana 7 marca, a Kołobrzeg-Karlino-Białogard prawdopodobnie 8 marca38. W niektórych przypadkach były to jednak zapory bardzo prowizoryczne39.
W chwili przybycia komendanta, w „twierdzy” zebrano 85% zapasów żywności, jeżeli zaś chodzi o amunicję, posiadano tylko zapas ciężkich pocisków Wurfkörper i dla artylerii przeciwlotniczej. Dopiero 6 i 7 marca drogą morską dotarło 100 ton amunicji wszelkiego rodzaju40.
Gdy pułkownik Fullriede przejmował dowództwo, skład oficerski sztabu twierdzy przedstawiał się następująco: komendant – pułkownik Fritz Fullriede; I a – major Döring; II a – kapitan Döllefeld; O 1 [pierwszy oficer ordynansowy] – porucznik rezerwy Günther Kuchenbecker; I a saperów – pułkownik Gerhard Troschel; I a broni pancernej – podpułkownik rezerwy Karl August von der Osten; I a łączności – podpułkownik Ulrich-Kurt Endemann41.
Do dyspozycji 1 marca były następujące oddziały: jeden batalion F.A.R., wraz z oddziałami pułkowymi i sztabem pułku, jeden częściowo tylko uzbrojony batalion Volkssturmu (na każdy karabin przypadało jedynie 7 nabojów), należący do Volkssturmu pluton moździerzy rakietowych i elementy Dywizjonu Obrony Przeciwlotniczej „Heinzel”42.
Ze stacjonującej w Kołobrzegu III Szkoły Torpedystów [Torpedoschule III] sformowano 2 marca jednostki alarmowe. Szkoła ta składała się wówczas ze 170 ludzi kadry macierzystej. Przydzielono jej jeszcze specjalny oddział wydzielony „Prom” [Sonderkommando Fähre] z siedemdziesięcioma osobami, trzydziestu trzech żołnierzy z 59. Zapasowego Batalionu Marynarki, trzech z 25. Zapasowego Batalionu Marynarki [Marine-Ersatz-Abteilung 59 i 25] i 49. Oddział Radiowy i Radiolokacyjny [Funkmeß-Nachrichten Trupp 49]. Razem było to 373 żołnierzy i 7 oficerów. W porozumieniu z Komendantem Morskim Pomorza [See-Kommendant Pommern] komendant mianował dowódcą środkowego odcinka komandora podporucznika Waldemara Priena, podporządkował mu wszystkich żołnierzy marynarki i powierzył mu prowadzenie spraw Szkoły Torpedystów43, 44.
Poza tym załoga składała się z żołnierzy wszystkich rodzajów broni. Do służby w roli piechoty skierowano większą część personelu Luftwaffe z Bagicza45.
Już po rozpoczęciu walk z rozbitków z różnych jednostek utworzono Batalion Alarmowy „Hempel”, grupę artylerii „Schleiff” i grupę pancerną „Beyer”46. W skład tej ostatniej wchodziły cztery Hetzery i cztery Pz.Kpfw. IV, wysłane do Kołobrzegu przez Dywizję [Pancerną] Holstein47, w celu dokonania napraw48; niektóre z nich trzeba było holować na stanowiska ogniowe, bardzo często nie były zdolne do manewrowania49. Stan bojowy Batalionu „Hempel” wynosił 4 marca około 400 ludzi. Podlegał on bezpośrednio komendantowi twierdzy. Jednostka ta miała wystarczające zaopatrzenie w żywność, ale braki w uzbrojeniu – choć dysponowała odpowiednią ilością amunicji50.
2 marca dotarło osiem dział, lekkich haubic polowych le.F.H. 18 (kaliber 10,5 cm) – bez obsługi, przodków i zaprzęgu. Przodki pozyskano z kołobrzeskiej składnicy sprzętu [Gerätelager Kolberg]. Aby mieć w gotowości ogniowej przynajmniej jedną baterię, z jednej z kompanii karabinów maszynowych przeniesiono do kompanii sztabowej dwóch obserwatorów, pięciu celowniczych i kanonierów. Braki w działonach uzupełniono volkssturmistami51. Wystawiono dwie baterie, każda dysponowała czterema działami52. Jako surogat brakujących dział w lutym dostarczono 820 ciężkich pocisków rakietowych Wurfkörper kalibru 28 cm. W celu ich użycia polecono około sześćdziesięciu volkssturmistom przygotować szesnaście prowizorycznych stanowisk ogniowych. Oprócz tego udział w walkach brało siedem armat przeciwlotniczych 10,5 cm, siedem armat p.lot. 3,7 cm, dwa działka p.lot. 2 cm53, 54. 3 marca doszedł do tego 91. Zmotoryzowany Forteczny Batalion Karabinów Maszynowych [Festungs-M.G.-Bataillon 91 (mot.)], a 4 marca pociąg pancerny „Römig”55 i 9. [sic!] Zmotoryzowany Forteczny Batalion Karabinów Maszynowych56.
Jedna z baterii z trzema działami stała najpierw na terenie ogrodów, na południe od warsztatu remontowego kolei niemieckich [Reichsbahn-Ausbesserungswerk]. Jedno należące do niej wysunięte działo umieszczono na pozycji w pobliżu zapory przeciwczołgowej przy wyjeździe z miasta na Karlino. Po wielokrotnych zmianach pozycji, na końcu walk stała ona z trzema działami na plaży, w pobliżu Hotelu Strandschloβ57.
2. bateria miała swoje stanowisko ogniowe na terenie portowym, na południe od Fortu Münde58. Podobno 4 marca jedna z baterii stała w Maikuhle59 (nieopodal strzelnic – na prawo od nich), wydaje się jednak, że w rzeczywistości nie skierowano jej do działań w tym miejscu60.
Większość z szesnastu stanowisk wyrzutni rakietowych rozlokowano od południowo-zachodniego do południowo-wschodniego skraju miasta, kilka wysuniętych umieszczono zaraz na północ i północny wschód od Zieleniewa oraz pod Korzystnem61.
Czołgi skierowano w główne ogniska walk62.
Składy amunicji znajdowały się głównie w Gneisenauschanze (Wolfsbergschanze), na plaży (zamaskowane w zaroślach), w lesie koło niej i w parku Maikuhle63.
Na kołobrzeskim dworcu stało osiem czeskich dział, których nie można było wykorzystać ze względu na brak optyki64.
Obrona nie dysponowała więc żadnymi działami o kalibrze przekraczającym 10,5 cm. Te posiadane można było wykorzystywać do czasu, gdy istniała możliwość umieszczenia ich na stanowiskach ogniowych poza miastem. Kiedy Rosjanie zepchnęli obrońców do miasta, nie było już żadnych możliwości ich użycia. Można było stosować już tylko nebelwerfery – Do-Geräte65 – które mogły strzelać nawet ulokowane zaraz za domami i bardzo dobrze przysłużyły się obrońcom66.
Wyrzutnie ciężkich pocisków rakietowych Wurfkörper obsługiwane były wyłącznie przez volkssturmistów, pełniących swą służbę z niezachwianym spokojem i z dobrymi rezultatami. Pod koniec lutego, na terenie obok stacji pomp (Koppendicksgrund), przeprowadzono strzelanie ćwiczebne z tej broni67.
Około 400 – 500 m na wschód od pozycji przy Koszarach Waldenfelsa – przy zachodnim brzegu Solnego Bagna – przebiegał system umocnionych stanowisk. W gruncie rzeczy był to tylko zalany wodą rów strzelecki z kilkoma stanowiskami karabinów maszynowych. Wprawdzie z Koszar Waldenfelsa wiódł tam rów łączący, ale był on prawie niezdatny do użytku68.
Leżący na wschód od miasta Bagicz ogłoszono fortem kołobrzeskim i 1 marca skierowano tam kompanię „Hoko” pod dowództwem majora Engewalda – jedyną wyszkoloną w służbie piechoty kompanię bazy lotniczej w Bagiczu. Składała się z około 60 żołnierzy, w tym żołnierzy Wehrmachtu, którzy dotarli ze wschodu. Miała obsadzić północny odcinek tamtejszej linii obrony, zaczynającej się zaraz nad brzegiem morza, a potem biegnącej na południe i tam kończącej się na szosie Kołobrzeg – Koszalin. Sąsiednią jednostką był dywizjon moździerzy rakietowych [Werferabteilung], skierowany do działań już pod koniec lutego. Był on wysunięty dalej w stronę Ustronia Morskiego. Gdy wysyłano do działań „Hoko”, dywizjon miał już jednego poległego69.
Oddział niszczycieli czołgów z „Hoko” był wykorzystywany niezależnie od reszty kompanii, wobec czego został zupełnie oddzielony od innych jednostek bazy lotniczej w Bagiczu, podlegających mu dotąd logistycznie i służbowo. Każda z nich była teraz zdana sama na siebie. Do jednostek tych doszły jeszcze oddziały minerskie, które pozostały w bazie do ostatniej chwili i przeprowadziły planowane wysadzenia dopiero wtedy, gdy Rosjanie dotarli do samego lotniska. Na ile tylko się dało, oddział niszczycieli czołgów utrzymywał kontakt z innymi pododdziałami „Hoko”70.
W nocy z 2 na 3 marca szalała burza śnieżna. Po mieście krążyły przeróżne plotki, mówiono m.in., że Rosjanie są już w Koszalinie71.
Na kołobrzeskim rynku stały samochody z urzędnikami rejencji i policji z Koszalina, które następnie na rozkaz urzędu gaulteitera znów musiały wrócić do Koszalina72.
Wielu mieszkańców Kołobrzegu starało się teraz opuścić miasto. Na dworcu nikt nie był w stanie im powiedzieć, kiedy i czy w ogóle odjedzie jakiś pociąg. Stały tam przepełnione ludźmi składy towarowe, już od 24 godzin czekające na odjazd73. Pułkownik Fullriede to władze kolejowe – obok organów partii – obwinia za to, że w Kołobrzegu nagromadziło się tyle osób: jego zdaniem przeszkodziły one cywilom w opuszczeniu miasta74. Przez kołobrzeski dworzec pod koniec lutego i na początku marca przepuszczano codziennie około dziesięć pociągów z uchodźcami z Prus Wschodnich i Zachodnich75. Zarząd Kolejowego Odcinka Drogowego Kołobrzeg [Bahnbetriebsamt Kolberg