Orientalizm po rosyjsku - Jersild Austin - ebook + książka

Orientalizm po rosyjsku ebook

Jersild Austin

0,0
64,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka Austina Jersilda, profesora Wydziału Historii w Old Dominion University, jest bodaj pierwszą monografią o XIX-wiecznym podboju Kaukazu Północnego przez Rosję. Stanowi przy tym skuteczną odtrutkę na kłamliwą propagandę historyczną, posługującą się twierdzeniami, że „ciągła ekspansja Rosji na południe wynikała z konieczności obrony, ale także ze zwykłego pragmatyzmu”. Dokumentując proces narodzin i zmierzchu „orientalistycznej” narracji Imperium Rosyjskiego na Kaukazie, autor wykonał gigantyczną pracę archiwalną i - jak pisze dr Jerzy Rohoziński - „przynosi nam na tacy świeżutkie frykasy z archiwów Moskwy, Petersburga i Tbilisi”, łącząc solidny warsztat historyka z narracyjną swadą. Polski przekład uzupełnia obszerna przedmowa sytuująca pracę w kontekście polskim oraz krótkie, aktualizujące (zwłaszcza w dobie toczącej się na Ukrainie wojny) posłowie dr Jerzego Rohozińskiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 535

Rok wydania: 2022

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Annice i Kirsten

Tytuł oryginału

Orientalism and Empire: North Caucasus Mountain Peoples and the Georgian Frontier, 1845–1917

Redaktor prowadząca

Elżbieta Brzozowska

Redakcja

Anna Witek

Korekta

Bernadeta Lekacz

Opracowanie map

Radosław Kierełowicz vel Kieryłowicz

Wybór ilustracji

Ewa Mazur, dr Jerzy Rohoziński

Opracowanie ilustracji

Marek Ugorowski

Projekt okładki i stron tytułowych

AKC / Ewa Majewska

© Copyright by McGill-Queen’s University Press 2002

© Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, 2022

© Copyright for the Polish translation by Jerzy Rohoziński

Księgarnia internetowa www.piw.pl

www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy

Wydanie pierwsze, Warszawa 2022

Państwowy Instytut Wydawniczy

ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa

tel. 22 826 02 01

[email protected]

ISBN: 978-83-8196-460-9

„ZGRZESZYŁEŚ BRACIE JEFIMICZU”, CZYLI ORIENTALIZM PO ROSYJSKU. PRZEDMOWA DO PRZEKŁADU POLSKIEGO

Wulicz szedł sam ciemną ulicą; natknął się na niego pijany Kozak, który zarąbał świnię, i być może, minąłby go nie zauważywszy, gdyby Wulicz się nagle nie zatrzymał i nie powiedział: „Kogo ty, bratku, szukasz?” – „Ciebie!” – odparł Kozak i ciął go szablą: rozrąbał go od ramienia aż do serca prawie…

(…) Zabójca zamknął się w pustej chacie na końcu stanicy. (…) Tymczasem podszedł do drzwi stary esauł i zawołał go po imieniu; tamten odezwał się. – Zgrzeszyłeś bracie Jefimiczu – rzekł esauł – więc już trudna rada, poddaj się! – Nie poddam się! – odparł Kozak. – Bój się Boga! Toć nie przeklęty Czeczeniec z ciebie, lecz prawy chrześcijanin.

Michaił Lermontow, Bohater naszych czasów1

Strasznie się cieszę, że książka Austina Jersilda ukazuje się po polsku i że wydaje ją właśnie Państwowy Instytut Wydawniczy! No dobrze, rozpiera mnie też duma, że się do tego trochę przyczyniłem.

Praca profesora Wydziału Historii w Old Dominion University (Norfolk, Wirginia) w oczywisty sposób nawiązuje do słynnego Orientalizmu Edwarda Saida, z którego tezami polski czytelnik mógł się onegdaj zapoznać dzięki cenionej piwowskiej serii „Biblioteka Myśli Współczesnej”2. Zarzucano Saidowi, że skoncentrował się tam na kolonialnych wyobrażeniach świata anglosaskiego i francuskiego, i właśnie bardziej na wyobrażeniach niż praktykach administracji kolonialnej, a poza obszarem jego zainteresowań pozostały kolonializmy: niemiecki, włoski i inne. Zarzuty te zaowocowały wieloma nieznanymi u nas szerzej tekstami. Można w tym miejscu przywołać choćby głos profesora Ussamy Makdisiego z Rice University, który przekonywał, że nawet „orientalizowane” przez Europę Imperium Osmańskie miało swój „orientalizm”, czyli zestaw postaw paternalistycznych i egzotyzujących mieszkańców swoich arabskich prowincji3. Podobnie rzecz się ma z Imperium Rosyjskim, nietypowym organizmem kolonialnym, bo pozbawionym kolonii zamorskich, stanowiącym za to olbrzymią, zwartą masę lądu ze swoimi kolonialnymi peryferiami. Orientalizowana także przez zachodnią Europę, ekspansywna Rosja chłonęła jej oświeceniowe idee i zaprzęgała do swej misji imperialnej. Pamiętajmy, że choćby pojęcie „granicy” Rosji europejskiej i azjatyckiej na Uralu to produkt oświeceniowej kartografii i klasyfikacyjnych obsesji epoki. Ich owocem jest także podział samej Europy na tę „lepszą” – zachodnią i „gorszą” – wschodnią, co w błyskotliwy sposób opisuje nowojorski profesor historii Larry Wolff w wydanej u nas niedawno książce Wynalezienie Europy Wschodniej, stanowiącej również jedną z inspiracji dla Jersilda4. Podstawowym jej źródłem pozostaje jednak Edward Said ze swoją wizją narzucanej przez Europę dychotomii między chwalebną, wypełnioną sacrum, przeszłością Wschodu a jego godnym pożałowania stanem współczesnym. Europejski kolonializm usiłował w ujęciu Saida właśnie wskrzesić tę minioną chwałę, czemu służyły m.in. wykopaliska archeologiczne. Jersild w mistrzowski sposób ukazuje, jak narracja rosyjskiego imperializmu o „cywilizowaniu dzikiego Kaukazu” zasilana była wizjami przyciąganych do imperialnego projektu elit gruzińskich, stanowiących nieraz dla urzędników carskich swego rodzaju „przewodników”. Rosja „zbierała ziemie gruzińskie” i „chroniła” kraj przed dzikimi góralami, a krzepnąca gruzińska inteligencja poszukiwała w kamiennych wieżach, niedostępnych twierdzach i omszałych górskich świątynkach korzeni swej wspaniałej cywilizacji.

Nie, nie był tu Jersild pierwszy i na pewno nie jedyny. Nad istotą rosyjskiego orientalizmu debatowali na łamach „Kritiki” badacze z amerykańskich uczelni: prof. Adeeb Khalid i Nathaniel Knight, co zaowocowało również innymi głosami w trwającej niemal do dziś dyskusji5. Kaukaz jednak nie znajdował się w centrum tej dyskusji. Czytelnik polski miał możność zetknięcia się z dekonstrukcją mitów rosyjskiego orientalizmu (także na Kaukazie), ale przede wszystkim w literaturze, za sprawą znakomitej książki profesor slawistyki na Rice University (jak Makdisi) Ewy Thompson Trubadurzy imperium. Literatura rosyjska i kolonializm (2000)6. Mógł też przeczytać wydaną przez PIW pracę Michaela Khodarkovsky’ego Na granicach Rosji (2009, 2014), tyle że pisaną raczej z punktu widzenia „misji cywilizacyjnej” państwa carów, i to w okresie wcześniejszym, a nie z perspektywy „orientalistycznej”. Jej główne przesłanie: Imperium Rosyjskie „musiało” podbijać, bo było „nowocześniejsze” od stepowych i kaukaskich sąsiadów. A my tę narrację propagandowej machiny Petersburga mamy bezrefleksyjnie „kupić”? Ciągła ekspansja Rosji na południe wynikała z konieczności obrony, ale także ze zwykłego pragmatyzmu – dowodzi autor7. A barbarzyński atak na Ukrainę z czego wynika, Szanowny Panie? Z „konieczności obrony” czy też ze „zwykłego pragmatyzmu”? Proszę państwa, nie tłumaczmy już tak ohydnie zakłamanych książek!

Na szczęście dzięki książce Jersilda otrzymujemy skuteczną odtrutkę na tak żałosną propagandę historyczną. Jest to też bodaj pierwsza monografia o XIX-wiecznym podboju Kaukazu Północnego przez Rosję. Owszem, tematyka ta pojawiała się gdzieniegdzie jako wprowadzenie do relacji z czeczeńskiej walki o niepodległość w latach 90., jak choćby w książce Czeczenia. Rys prawdziwy Piotra Grochmalskiego8. Dramat wojen czeczeńskich opisują też reportaże Mirosława Kuleby Miecz Proroka, a także Wojciecha Jagielskiego Wszystkie wojny Lary i Wieże z kamienia9. Czytelnik polski mógł również spróbować zrozumieć kulturę czeczeńską „od środka” dzięki wyjątkowej pracy Issy Adgera-Adajewa Kamienie mówią10. W tym samym roku (2005) wydano też w końcu pracę emigracyjnego ukrainisty Bohdana Strumińskiego Czeczenia-Iczkeria i Czeczeńcy okiem językoznawcy: esej naukowo-polityczny. Maszynopis długie lata leżał i leżał, bo nikt nie chciał go wydać. Wojna niestety wydawniczo lepiej się sprzedaje niż kultura11. Dlatego też tak mało pisze się u nas o pozostałych obszarach Kaukazu Północnego. Sytuację ratują znakomite reportaże: Planeta Kaukaz i Abchazja Wojciecha Góreckiego oraz Matrioszka w hidżabie Iwony Kaliszewskiej i Macieja Falkowskiego (Dagestan)12. Dramatyczną przeszłość podboju z konwulsjami postsowieckimi fascynująco opisuje z kolei tłumaczona na polski książka walijskiego historyka i dziennikarza Olivera Bullougha Kaukaz. Niech świat rozbrzmiewa naszą chwałą13. Bieżąca sytuacja społeczno-polityczna i religijna na Kaukazie Północnym bywa przedmiotem regularnej analizy Ośrodka Studiów Wschodnich. Od czasu do czasu pojawiają się też i inne publikacje na ten temat, a studenci piszą prace magisterskie14. Instytut Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie wydał zaś wspólnie z Państwowym Uniwersytetem Technologicznym w Majkopie (stolica AR Adygei) pracę zbiorową Islam na Kaukazie Północnym: historia i wyzwania współczesności. Tyle że po rosyjsku15. Czytelnicy wszystkich tych prac powinni mieć sporą frajdę z lektury. Ba, co ja mówię: „frajdę”, otrzymają potężny zastrzyk wiedzy, ciekawie podanej i inteligentnie ustrukturyzowanej.

Jersild wykonał gigantyczną pracę archiwalną i przynosi nam na tacy świeżutkie frykasy z archiwów Moskwy, Petersburga i Tbilisi. Dla udokumentowania procesu narodzin i zmierzchu „orientalistycznej” narracji Imperium Rosyjskiego na Kaukazie to wybór ze wszech miar słuszny. Ale czy udziela wystarczająco dużo głosu stronie podbijanej? – spyta ktoś. Nie, ale był to świadomy i konsekwentny zamysł autora. Gdyby zaś chciał oddać jej głos, obowiązkiem byłaby wizyta w stolicy Dagestanu, Machaczkale. W czasach sowieckich działał tu prężnie Dagestański Oddział Instytutu Marksizmu-Leninizmu stawiający sobie za cel wydawanie dzieł klasyków marksizmu-leninizmu w językach narodowości Dagestanu, ale obecnie perłą naukową republiki jest Wydział Orientalistyki na miejscowym uniwersytecie. Jednostka dokumentująca bogate, sięgające głębokiego średniowiecza dziedzictwo arabskiego rękopiśmiennictwa, które jest naukowo opracowywane i tłumaczone na rosyjski także przez inne ośrodki orientalistyczne w Rosji. Dzieje oporu wobec rosyjskiej ekspansji na Kaukazie Północnym możemy więc także poznawać, oddając głos tamtej drugiej stronie. Poznawać w przekładzie na rosyjski – dodajmy. Nie musimy ślęczeć nad arabskimi rękopisami. Warto więc sięgnąć np. po kroniki imamatu Szamila autorstwa Imanmuhammada Gitlinskiego i Abdurahmana z Kazi-Kumuchu16. Po rosyjsku wydano też arabskojęzyczne dokumenty i korespondencję prowadzoną w okresie imamatu17. Dostępne są również w rosyjskim przekładzie kroniki powstania w Dagestanie w 1877 r. Ali-Kadiego Sałtyńskiego, Abdurahmana z Kazi-Kumuchu i Hajdarbeka Geniczutlinskiego, a także poematy o powstaniu w 1877 r. lezgińskiego poety i mułły Muhammada-Amina (Etima-Amina) z aułu Ciling18. Spuścizna prawnicza tych obszarów i jej społeczne funkcjonowanie stają się też coraz lepiej znane dzięki wysiłkom niezrównanego Władimira Bobrownikowa, rosyjskiego historyka, etnografa i orientalisty19. Jaka szkoda, że autor się z nim nie spotkał!

To nieoddawanie głosu tamtej stronie sprawia właśnie, że niektóre kwestie poruszone w książce przedstawione są w nieco uproszczonym świetle. Weźmy choćby relację prawa zwyczajowego do muzułmańskiego szariatu. Czytając Jersilda, można czasem odnieść wrażenie, że to dwa zupełnie odrębne byty. Tymczasem ostatnie badania znawców historii prawa muzułmańskiego zmieniają dość istotnie naszą perspektywę na dychotomię szariat/adat. Termin „zwyczaj” (āda, urf) używany przez prawników w klasycznym okresie islamu odnosił się do nowej praktyki prawnej zaaprobowanej przez kadiego. Krótko mówiąc, „zwyczaj” rodził się w sądzie szariackim i oznaczał zalegalizowaną ex post praktykę sądową. Co jest uznawane za dobre przez muzułmanów, jest także dobre w oczach Boga – miał stwierdzić Prorok w jednym z hadisów, na który powoływali się znawcy prawa, uzasadniając właśnie zatwierdzanie nowych „zwyczajów”. Adat nie istnieje więc tak naprawdę poza szariatem. Ani więc szariat nie jest sztywnym zbiorem nieprzekraczalnych zasad odwołujących się do Boskiego Objawienia, ani adat – utrwalonym od „niepamiętnych czasów” obyczajem, który siłą społecznej inercji wiedzie swój „alternatywny” żywot na obrzeżach cywilizacji muzułmańskiej. Obie te sfery są z sobą nierozerwalnie powiązane, wykazując elastyczność na wszelkie bodźce wysyłane przez dynamiczną rzeczywistość społeczną20.

Adat odgrywał bardzo ważną rolę w życiu społeczności północnokaukaskich górali, regulując wiele aspektów ich życia i wzajemnych stosunków. Ale – co istotne – umowy bądź ugody (ittifak) podejmowane w ramach adatu były zapisywane i archiwizowane (po arabsku, persku, w językach tureckich bądź w jakimś miejscowym zapisywanym arabskim alfabetem). Zaczynały się zazwyczaj standardową formułą W imię Allaha (…) mieszkańcy wioski takiej i takiej umówili się, że… Często przywoływano imiona świadków (niekiedy wraz z ich pieczęciami i podpisami) i zamieszczano cytaty koraniczne (ajaty). Najstarsze zachowane kodeksy (daftar) pochodzą już z XIV w., ale istniały z pewnością starsze, a z okresu XVIII–XX w. na terenie Dagestanu i Czeczenii zachowały się już ich tysiące. Przechowywano je najczęściej w przymeczetowych bibliotekach albo w prywatnych archiwach przedstawicieli miejscowej arystokracji obok muzułmańskiej literatury prawnej, czasem w formie inskrypcji na budynkach publicznych. A zatem – jak widzimy – miejscowy adat stanowi także wytwór i uzupełnienie muzułmańskiej kultury piśmienniczo-prawnej, nie jest formą jakiejś alternatywnej jurysdykcji wobec szariatu, z którego czerpał pełnymi garściami (niekiedy sądząc zgodnie z prawem zwyczajowym, przysięgano na Koran). Używając naszej współczesnej terminologii, można powiedzieć, że szariat obejmował prawo cywilne, a adat – prawo karne (ale niekiedy obejmujące też kwestie własności ziemi) oparte na precedensach. Adat miał poza tym wyłącznie lokalny charakter, obowiązywał tylko pośród „swoich”, szariat zaś miał naturę uniwersalistyczną. Niemniej jeden i ten sam sąd mógł sądzić raz według adatu, a innym razem według szariatu, a w przypadku spraw rodzinnych albo własności ziemi – nawet mieszać te dwa systemy prawne.

Tak, to prawda, proces islamizacji prawnej społeczności północnokaukaskich nabrał tempa w XVIII w., stosunkowo niedługo przed rosyjską ekspansją. Górale coraz częściej podejmowali na zgromadzeniach starszyzny decyzję o przenoszeniu konkretnych sfer życia spod jurysdykcji adatu pod prawodawstwo szariackie. W tym sensie islam stanowił „późną naleciałość” na tych terenach – a był to leitmotiv rosyjskiej narracji orientalistycznej. Ale w żadnej mierze nie „obcą”. Bo dagestańskie adaty wyrażały mocno zakorzenioną tożsamość islamską mieszkańców. Zapisy prawa zwyczajowego Chanatu Mechtulińskiego i Szamchałstwa Tarkowskiego w kwestii apostazji były np. dużo surowsze od szariatu (kara śmierci vs. pokuta). Szamil zaś usiłował wprowadzić iście rewolucyjne zmiany – równość wszystkich muzułmanów przed prawem i indywidualną odpowiedzialność jednostki (nie grupy) za popełnione przestępstwo. To była największa nowość, nie żaden tam dżihad (albo gazawat, czyli „święta wojna”).

Kaukaski adat znał bowiem fundamentalne dla tego świata społeczności wolnych wojowników (dżama’aty) pojęcie „wojny sprawiedliwej” – iszkil. Dotyczyło ono przede wszystkim warunków „windykacji” długu przez jedną wspólnotę od drugiej (podmiotem prawa była tu jednak właśnie zawsze grupa, nigdy jednostka, nieznana jest instytucja apelacji). I owszem, bywało, że postanowienia zawierane tutaj stały w sprzeczności z analogicznymi przepisami szariatu. Iszkil jest odpowiednikiem kazachskiej baranty/barymty przedstawianej często przez rosyjską administrację jako grabieżcze rajdy po trzody sąsiada, wyraz stepowej anarchii. Dezawuowanie tej praktyki wydaje się zrozumiałe, bo odbierała ona państwu monopol na przemoc. Na Kaukazie administracja rosyjska na potrzeby zarządzania góralami także angażowała się w badanie i gromadzenie tutejszego prawa zwyczajowego, ale w pewnym momencie przerodziło się to w badania archiwalne, nie „ankietowe”. Tu zapis stanowił podstawę do uznania danego rozwiązania czy wyroku za obowiązujące w danej dziedzinie prawo, a nie pytanie urzędnika ankietera, jakie orzeczenie wydawano w konkretnych przypadkach wśród przepytywanych przedstawicieli kazachskich elit rodowych. Zebrany materiał posłuży też do refleksji teoretycznej z dziedziny porównawczej antropologii prawa profesorowi Uniwersytetu Moskiewskiego Maksymowi Kowalewskiemu (1851–1916), który w książce Jersilda się nie pojawia. Będąc pod silnym wpływem Henry’ego Sumnera Maine’a (1822–1888) i jego Ancient Law, biblii ewolucjonistycznych historyków prawa, Kowalewski uzna szariat w Dagestanie za „najwyższe stadium adatu”. Jego przekonanie, że adat stanowi na Kaukazie „hamulec postępu”, a rosyjska administracja w ramach swojej „misji cywilizacyjnej” winna wspierać rozwój sądownictwa opartego na szariacie, stanowić będzie w zasadzie zakwestionowanie całej polityki rosyjskiej w tej dziedzinie21.

Administracja rosyjska miała sprawować nad tubylcami jurysdykcję w oparciu o lokalne prawo zwyczajowe pod warunkiem, że nie stoi ono w sprzeczności z prawodawstwem Imperium Rosyjskiego. Towarzyszyło temu założenie, że miejscowy adat w wyniku styku z praodawstwem rosyjskim będzie się „modernizować”, a szariat ulegać postępującej erozji. Sądownictwo oparte na prawie zwyczajowym podlegać zaś miało nieuchronnej sekularyzacji. Choć językiem orzecznictwa pozostał arabski, to rolę mułły ograniczano na rzecz wiejskiego starosty (begawuł), a w dokumentach z preambuły rugowano zwroty koraniczne i odwołania do Allaha. Jednym z filarów wprowadzonego przez Rosję systemu wojenno-narodnogo uprawlenija miało być oparcie sądownictwa w zakresie prawa cywilnego na poznaniu i kodyfikacji „wszystkich miejscowych obyczajów”, o czym będzie sporo w książce. Zbiory te sporządzano przy minimalnej znajmości miejscowych realiów, nie przybliżając metodologii gromadzenia informacji. W 1841 r. stojący na czele Kancelarii po uprawleniuju mirnymi gorcami pułkownik Bibikow zaproponował dla ujednolicenia całego procesu kwestionariusz zawierający 12 pytań. Jakieś 90 procent zagadnień, jakie znajdowały odzwierciedlenie w miejscowym sądownictwie, potraktowano tam niezwykle ogólnikowo, w kilku zaledwie pytaniach. Kwestionariusz próbował za to opisać miejscową rzeczywistość społeczną opartą na podziałach rodowo-klanowych w kategoriach rosyjskiego hierarchiczno-kastowego systemu sosłowij. Z czasem kwestionariusz okazywał się coraz mniej przydatny i zamiast dążenia do unifikacji miejscowych systemów prawnych starano się koncentrować na regionalnych różnicach i „katalogach przestępstw”, tracąc początkowo z pola widzenia podstawową rolę adatu jako budulca organizacji społecznej. Adat – jak słusznie przekonuje Jersild – stanowi zatem w dużej mierze wytwór rosyjskiej administracji, a nie kodyfikację dawnej tradycji. Tyle że władze rosyjskie nie posuną się do skrajności, która byłaby jednakowoż logiczną konsekwencją wcześniejszych działań: nie ogłoszą w muzułmańskim Dagestanie, czy gdziekolwiek indziej, całkowitego zastąpienia prawem zwyczajowym sądów szariackich dla jakiejś grupy ludności, jak to uczynili w maju 1930 r. Francuzi, wprowadzając dla marokańskich Berberów osobną jurysdykcję opartą na prawie zwyczajowym (tzw. dahir berbère), co zresztą okaże się wodą na młyn dla raczkujących w Maroku ruchu salafickiego i arabskiego nacjonalizmu.

Analogicznie postępowano w Dagestanie z sądownictwem szariackim, które miało w zamyśle rosyjskiej administracji obejmować jedynie kwestie związane z zawieraniem małżeństw, rozwodami i sprawami spadkowymi. W ten sposób prawo szariackie funkcjonujące na Kaukazie stało się w pewnej mierze także konstruktem administracji rosyjskiej, a jednocześnie zakładnikiem dobrej woli muzułmańskich elit do dzielenia się swoją wiedzą. Stopniowo klarowała się też wizja adatu jako „rywala”. Pogromca imama Szamila, książę Aleksander Bariatyński, pragnął odwrócić proces, który miejscowi w nieco ewolucjonistycznym duchu postrzegali jako przejście od „epoki adatu” do „epoki szariatu”, co nie do końca odpowiadało rzeczywistości historycznej, bowiem te dwie formy sądownictwa od dawna z soba współistniały. Przekonanie takie podzielała też część rosyjskiej administracji. Dlatego poza gromadzeniem starych rękopisów ankietowano także przedstawicieli starszyzny, starając się wyekstrahować „czysty, nieskażony szariatem” adat. Przykładem takiego podejścia będą choćby badania przeprowadzone na początku lat 90. XIX w. przez Baszira Dałgata i jego współpracowników wśród „półpogańskich” Czeczenów i Inguszy. Tyle że miejscowa starszyzna, która w takiej sytuacji pozostawała głównym kanałem komunikacyjnym, często manipulowała miejscowymi urzędnikami i badaczami22.

Szariat był również obiektem administracyjnej rekonstrukcji, za którą był odpowiedzialny Departament Spraw Duchowych Obcych Wyznań w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych (Diepartament duchownych dieł inostrannych ispowiedowanij), naczelny organ kontrolujący życie rosyjskich muzułmanów. Był to jeden z mniejszych departamentów w strukturze MSW, który w odróżnieniu od innych nie miał swoich oddziałów terenowych. Jego pracownicy byli zazwyczaj absolwentami wyższych uczelni i musieli być bez wyjątku wyznania prawosławnego. Departament współpracował ściśle w wybranych kwestiach z innymi organami administracji. We współpracy z Ministerstwem Oświecenia Narodowego dbał np. o zapewnienie muzułmanom studiującym w rosyjskich uczelniach dostępu do wykładu na temat podstaw szariatu. Jednym z głównych ekspertów współpracujących z departamentem był Mirza (Aleksander) Kazem-bek (1802–1870), azerbejdżański Turek z Derbentu, który przeszedł na prezbiterianizm i napisał wiele naukowych publikacji na temat islamu, w tym także muzułmańskiego prawodawstwa. Jest on w zasadzie jednym z ojców założycieli rosyjskiej orientalistyki kolonialnej. Jako ekspert i konsultant w sprawach islamu kwestionował często kompetencje muzułmańskich uczonych i kadich w zakresie prawa cywilnego szariatu. Narzekał, że są „fanatyczni” i że się na niczym nie znają, w związku z czym on sam orzekał, co jest muzułmańską ortodoksją, a co nie. Najczęściej było nią to, co znalazł w średniowiecznych traktatach szkoły hanafickiej. Tym samym cofał rosyjski islam o kilkaset lat, czyniąc z szariatu żywą skamielinę. Efekty? Jeszcze w latach 50. XIX w. muzułmanie rosyjscy zajmują zaraz po żydach drugie miejsce w Imperium pod względem liczby rozwodów, także tych na wniosek kobiety. Odkąd Kazem-bek wkroczył do akcji ze swymi rygorystycznymi, mizoginicznymi intepretacjami, liczba rozwodów zaczęła spadać, a wiele spraw spornych zaczęto interpretować na niekorzyść kobiet. Później z kolei administracja rosyjska będzie w ramach swej „misji cywilizacyjnej” „wyzwalać kobiety” z patriarchalnego „jarzma szariatu”23.

No dobrze, szariat szariatem, adat adatem, a wątki polskie? Mało i niezbyt apetyczne. Nie przeczytamy u Jersilda, jak to Adam Jerzy Czartoryski z Władysławem Zamoyskim podpisali w Londynie Manifest niepodległości czerkaskiej 1835. Nie przeczytamy też o naszym rodaku Teofilu Łapińskim (1826–1886), urodzonym we Lwowie uczestniku powstania węgierskiego, a później styczniowego, który w lutym 1857 r. przybył do Abchazji i zorganizował tam polski korpus posiłkowy wspierający przez dwa lata miejscowych górali w walce z Rosjanami. Sądził on, nawiasem mówiąc, że plemiona adygejskie, które błędnie (choć ze zrozumiałych względów) uważał za Indoeuropejczyków, przyjęły niegdyś od Genueńczyków katolicyzm, czego śladów dopatrywał się w charakterystycznych krzyżykach wyszywanych przez miejscowych na muzułmańskich dywanikach modlitewnych i świętowaniu przez nich dnia Wniebowzięcia Marii Matki Boskiej. Rozwiewał przy tym Łapiński mit „za naszą i waszą wolność”, żaląc się w jednym miejscu, że wśród 166 dezerterów z Półwyspu Tamańskiego było bardzo mało Polaków i Rusinów (jedynie ośmiu), a większość stanowili Moskwicianie i Tatarzy – zwłaszcza tych ostatnich była cała masa, bo mieli nadzieję, że trafią tu na Turków. A naszych rodaków służących w wojskach czernomorskoj bieregowoj linii, zwykłych żołnierzy i oficerów, było wtedy – jak twierdzi generał lejtnant Grigorij Filipson – ponad 10 procent. Lektura dokumentów archiwalnych potwierdza tę obserwację. Pogląd o jakiejś szczególnej sympatii polskich żołnierzy do walki kaukaskich górali brał się w dużej mierze z bezpodstawnych donosów. Owszem, czasem Polacy zbiegali do miejscowych. Ale nie zawsze kierowały nimi jakieś szlachetne wolnościowe pobudki. Przyczyny były często bardziej prozaiczne – trudne warunki służby, konflikty, jakieś grzeszki na sumieniu. Przy czym wielu z nich lądowało potem w czerkieskim stroju na bazarze niewolników w Trapezuncie. Większość jednak służyła wiernie w armii rosyjskiej, uczestnicząc w ujarzmianiu Kaukazu24. I na takich ludzi, uczestników rosyjskiej ekspansji kolonialnej, natkniemy się właśnie u Jersilda.

Na tłumaczącego z angielskiego taką książkę czyha wiele pułapek. Angielski, operujący skrótami myślowymi, generuje też u piszącego takie nawyki, „telegraficzny” model narracyjny ze skłonnościami do pewnej dezynwoltury. Dlatego starałem się zaglądać do źródeł, z których korzystał autor. Walczyłem z wyrywaniem krótkich fraz z kontekstu, skracaniem nazw instytucji, pozbawianiem ludzi ich rang, tytułów i stanowisk. Jeśli ktoś coś pisze, mówi i sądzi, to ważne jako kto. Generał, naczelnik czy zwykły czynownik? Poza tym niejeden z tych jegomościów byłby wściekły za nieodpowiednią tytulaturę. Nie było łatwo, ale radość spora.

Miłej lektury!

Jerzy Rohoziński

PRZEDMOWA

Relacje Rosji z północnym Kaukazem – jak to już wielokrotnie bywało w przeszłości – znów się zaogniły. W rosyjskiej prasie ponownie zagościł zestaw pojęć i wyobrażeń związanych z góralskim bandytyzmem, przestępczością i dzikimi obyczajami. Wszystko to ma na celu wytłumaczyć, po co aż interwencja zbrojna, ma też tworzyć wokół niej sprzyjającą atmosferę. Oddziały wojskowe Federacji Rosyjskiej nie mogą przecież robić nic złego „terrorystom” z Groznego, którzy choć w dzień wyglądają na pokojowych mieszkańców, w nocy przeistaczają się w bezlitosnych bojowników1. Rosyjski posterunek kontrolny w stanicy Assinowska na terenie Czeczenii – jak relacjonuje gruzińska dziennikarka – wita więc podróżnych ogromnym napisem z czerwonych liter: Wyleczymy was z choroby terroryzmu2. Czeczen Islam Saidajew żali się z kolei: W Rosji zawsze czuliśmy się obco, byliśmy takimi „czarnuchami” gorszego sortu3. Nawet nowy prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zawdzięcza swoje stanowisko częściowo zbrojnej reakcji na północnokaukaski kryzys4. A czyż nie pobrzmiewa jak XIX-wieczny generał Armii Kaukazu funkcjonariusz rosyjskiej Służby Pogranicznej FSB, gdy klaruje: Nie mamy prawa porzucić tych miejsc, do których minione pokolenia utorowały nam drogę swoim potem i krwią?!5. W pracy tej zademonstruję, jak współcześni publicyści i politycy czerpią garściami z długiej historii imperialnego dyskursu na temat islamu, surowych obyczajów i góralskich ludów północnego Kaukazu.

W mojej analizie krzepnięcia południowych rubieży imperium w XIX w. wykorzystuję różnorodne materiały, i po rosyjsku, i po gruzińsku. Pochodzą one z bibliotek i archiwów w Petersburgu, Moskwie i Tbilisi. W tekście i przypisach dokonuję transliteracji rosyjskiego zgodnie ze standardami stosowanymi przez Bibliotekę Kongresu USA6, a w przypadku gruzińskiego stosuję raczej uproszczony niż „naukowy” system transkrypcji. Gruziński, co prawda, nie ma wielkich liter, ale przyjąłem taką konwencję jak w angielskim i przerabiam gruzińskie imiona i nazwy miejsc tak, by zaczynały się od wielkiej litery. Jednak przypisy końcowe odnoszące się do materiałów po gruzińsku nie zawierają już wielkich liter. Odwołania podane są też w wersji skróconej, ale czytelnik może znaleźć pełny zapis danej pozycji w bibliografii. W stosunku do miasta Tbilisi (po rosyjsku Tyflis) używam zazwyczaj jego gruzińskiej nazwy, poza przypadkami, gdy występuje ona w imperialnej nomenklaturze, jak np. „Teatr Tyfliski” albo „gubernia tyfliska”. Daty wydarzeń przed 31 stycznia 1918 r. korespondują z kalendarzem juliańskim używanym w carskiej Rosji, a nie gregoriańskim – na Zachodzie. Regionalne etnonimy transponuję na angielski zgodnie z zasadami przyjętymi przez Ronalda Wixmana w jego pracy Language Aspects of Ethnic Patterns and Processes in the North Caucasus (Chicago, University of Chicago Press 1980).

Za wsparcie moich pięciu wyjazdów naukowych w różne miejsca w ciągu dziewięciu lat jestem wdzięczny realizowanemu przez Uniwersytet Kalifornijski programowi Studia Za Granicą (UCEAP) i Wydziałowi Historii tej uczelni w Davis, a także fundacji American Councils for International Education. W 1999 i 2000 r. Eric Johnson wraz z biurem tej fundacji w Tbilisi pomogli mi w nauce gruzińskiego, którą też sfinansowali, zorganizowali również dla mnie pracę w tamtejszych archiwach i bibliotekach. Szczególną wdzięczność winien jestem moim wspaniałym nauczycielom gruzińskiego – Ramazowi Kurdadze, Tamunie Koszoridze i Tamarze Czachtauri. Wiele zawdzięczam również Rezo Chuciszwilemu i jego zespołowi w Centralnym Archiwum Historycznym Narodowych Archiwów Gruzji, Larysie Cwiżbie z Rosyjskiego Państwowego Archiwum Wojskowego w Moskwie, Serafimie Wariechowej z Rosyjskiego Państwowego Archiwum Historycznego w Petersburgu, Neli Melkadze z Narodowej Biblioteki Parlamentu Gruzji oraz Aleko, Mai i Nucy Chuciszwilim z Tbilisi. W Stanach Zjednoczonych mogłem spędzić natomiast owocne lato 1997 r. dzięki Instytutowi Kennana przy Centrum Woodrowa Wilsona i równie twórcze miesiące letnie 1995 r. dzięki Instytutowi Hoovera przy Uniwersytecie Stanforda. Nowojorska Rada ds. Badań w Naukach Społecznych wspierała mnie w pisaniu pracy doktorskiej w latach 1992–1993. Biuro Badań i Studiów Podyplomowych oraz Koledż Sztuki i Literatury na Old Dominion University hojnie dofinansowały zaś mój projekt w jego finalnej fazie.

Chciałbym także podziękować Tomowi Barrettowi, Jamesowi Brooksowi, Michaelowi David-Foxowi, Wayne’owi Dowlerowi, Davidowi Hoffmanowi, Harshy’emu Ramowi, Ronowi Suny’emu, Jurijowi Slezkinowi, Tedowi Weeksowi, Dovowi Yaroshevsky’emu, Markowi Raeffowi i Anthony’emu Rhinelanderowi za krytyczne uwagi do kolejnych części pracy i pomoc organizacyjną, a anonimowym czytelnikom McGill-Queen’s University Press za lekturę całego maszynopisu w różnych momentach jego powstawania. Wszystkim tym osobom pragnę wyrazić również podziękowania za ukierunkowanie moich zainteresowań i sugestie poprawek w pracy. Absolutnie nieocenieni okazali się także Margaret Levey, Philip Cercone, Joan McGilvray i zespół wydawnictwa McGill-Queen’s, pomagając mi i doradzając w trakcie całego procesu wydawniczego. Miałem też wyjątkowe szczęście skorzystać z nadzwyczaj uważnej i inteligentnej redakcji książki wykonanej przez Elizabeth Hulse. Mapy przygotował zaś Don Emminger z działu usług technologicznych na Old Dominion University. Fora owocnej wymiany myśli i ciekawe towarzystwo zapewniło mi z kolei przez ostatnich kilka lat wiele regionalnych i krajowych konferencji organizowanych przez Amerykańskie Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Slawistyki, Centrum Studiów Postsowieckich w Berkeley, Grupę Studiów Postkolonialnych i Wydziałowe Seminarium Badawcze w Old Dominion University, a także w ramach inicjatyw Midwest Russian History Workshop i Maryland Workshop. Robert Crummey i Reginald Zelnik z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis przeczytali maszynopis książki jeszcze jako pracy doktorskiej. Jej konsultant Daniel Brower dzielił się ze mną swoją wiedzą o Rosji, zarażał też mnie swoim ogólnym zapałem do badań naukowych i podróżowania, ale z respektem dla życia rodzinnego. Miałem również to szczęście, że do miłych wspomnień z Davis w Kalifornii zaliczam liczne kawy z prof. Browerem.

Praca naukowa to owoc wielu niezapomnianych chwil poznawania i badania, co przypomina mi, że przez te wszystkie lata byli ze mną moi rodzice: Paul i Marylin Jersildowie, moje córki – Annika i Kirsten, no i przede wszystkim moja żona, Heather.

Fragmenty rozdziału szóstego i trzeciego ukazały się już wcześniej w postaci artykułów: Who Was Shamil? Russian Colonial Rule and Sufi Islam in the North Caucasus, 1859–1917 (Kim był Szamil? Rządy kolonialne Rosji i suficki islam na Kaukazie Północnym, 1859–1917) opublikowanego w periodyku „Central Asian Survey”, t. 14, nr 2 (1995), s. 205–223, oraz Faith, Custom, and Ritual in the Borderlands: Orthodoxy, Islam, and the ‘Small Peoples’ of the Middle Volga and the North Caucasus (Wiara, obyczaj i rytuał na obszarach pogranicza: prawosławie, islam i ‘małe narody’ na Powołżu Środkowym i Kaukazie Północnym) – w kwartalniku „Russian Review”, t. 59, nr 4 (październik 2000), s. 512–529. Wyrażam wdzięczność obu redakcjom za zgodę na zamieszczenie tego materiału tutaj.

Rozdział 1DYSKURS IMPERIALNY

Nasze poczynania na Kaukazie przypominają wiele tragicznych momentów z okresu wczesnego podboju Ameryki przez Hiszpanów. Brak nam tylko jakichkolwiek zwycięstw pełnych heroizmu czy sukcesów z pól bitewnych na miarę Pizarra czy Corteza. Oby Bóg nie dopuścił, by zawojowanie Kaukazu pozostawiło po sobie takie morze krwi w dziejach Rosji, jak to rozlane w dawnych wiekach przez Hiszpanów.

Nikołaj Rajewski do ministra wojny Aleksandra Czernyszowa, 1841 r.1

KAUKAZ PÓŁNOCNY – KRÓLESTWO „OSOBLIWOŚCI I SPRZECZNOŚCI TRUDNYCH DO POJĘCIA”

W 1872 r. gruziński misjonarz i wychowawca zatrudniony przez Towarzystwo Odbudowy Chrześcijaństwa Prawosławnego na Kaukazie o nazwisku Iosseliani uczestniczył w pogrzebie bogatego księcia w okolicach abchaskiej wsi Okum. W towarzystwie carskiego urzędnika obserwował starannie wyreżyserowane rytuały opłakiwania i wyrażania rozpaczy. Abchaskie arystokratki, oddzielone od mężczyzn, uderzały się po głowach i krzyczały, a przed rodziną i krewnymi zmarłego biły pokłony do ziemi, każdy po dziesięć minut. Mężczyźni zaś przechodzili obok ciała, kładli ręce na jego czole i wydawali okrzyki „A-a, a-a, a-a!”. Zwłoki były owinięte białą szatą i wyniesione na dziedziniec, gdzie mieszkańcy mogli nad nimi zawodzić, rwać sobie włosy z głowy i uderzać rękami o swoje czoła. Z ich ust dały się słyszeć najrozmaitsze wyrazy sympatii dla rodziny zmarłego, która uprzejmie dziękowała.

Jest coś intrygującego w tej relacji… Dlaczego cały ten Iosseliani czuł się w obowiązku, by tak drobiazgowo opisać swoim przełożonym, kolegom misjonarzom i carskim urzędnikom te obrzędy? W trakcie mojej podróży miałem okazję zaobserwować fascynujące sceny – wyjaśniał – i nie chodzi o to, że samo zdarzenie było niezwykłe, tylko że coś takiego było dla mnie całkowitą nowością2. By nadać większej wagi swojej relacji, przyjął etnograficzny model opisu: zdystansowany badacz obserwuje nieznany lud zamieszkujący odległe pogranicza Imperium: Razem z urzędnikiem zostaliśmy na dziedzińcu i patrzyliśmy na to widowisko3. Swe wrażenia związane z owym „widowiskiem” udało mu się jeszcze przekuć w ciekawą historię, w sam raz dla biurokratów w Tbilisi. I tak oto zakończyła się scena pogrzebu, którą dane mi było oglądać dwa tygodnie temu4. Gruzin doświadczający „nowości” abchaskich obyczajów pogrzebowych znajdzie wdzięczne grono czytelników swojej historii i w kręgach rosyjskich, i nie-rosyjskich na Kaukazie. Dla wielu z nich całe to zdarzenie, które rozegrało się pod względem geograficznym i kulturowym na pograniczu zarówno Imperium Rosyjskiego, jak i ziem gruzińskich, miało w sobie walor egzotycznej ciekawostki…

Tematem mojej książki jest nie tyle sam podbój Kaukazu Północnego, co właśnie uczynienie z tego opowieści. Iosseliani złożył swój raport niewiele ponad dekadę po zakończeniu długiej i brutalnej wojny kaukaskiej. A przedstawiciele wykształconego towarzystwa na rubieżach (obszczestwo po rosyjsku, sazogadoeba po gruzińsku) łaknęli takich historyjek. Chcieli słuchać o nowych poddanych Imperium – niegdyś „dzikich” góralach z kindżałami, oddanych krwawym wendettom i wiernych fanatycznym bractwom sufickim. O tym, jak to jeden z drugim porwał sobie jakąś dziewczynę na żonę. Ale nawet mieszkańcy gór północnego Kaukazu, ociekający egzotyką bohaterowie literackiego orientalizmu od Puszkina po Tołstoja, mogli teraz odnaleźć dla siebie jakieś miejsce w ramach imperialnej narracji, rozpisaną dla siebie rolę w scenariuszu dramatu nadającego cel i znaczenie istnieniu zarówno samego regionu, jak i Imperium Rosyjskiego w ogóle5. I w ten oto sposób społeczności wieloetnicznego pogranicza wnosiły spory wkład do rosnącej począwszy od lat 40. XIX w. samoświadomości imperialnej Rosji.

Różnorodność Kaukazu Północnego przyczyniała się do rosnącej potrzeby wyobrażenia sobie na użytek Imperium tego regionu na nowo. Już sam łańcuch gór Kaukazu rozciągający się od obszarów czarnomorskich do wybrzeży kaspijskich na odległość około 720 km przyczyniał się w znacznym stopniu do umacniania się tej różnorodności. Za pasmem kaukaskim leży Zakaukazie (Kaukaz Południowy), zamieszkane przez Gruzinów, Ormian i Azerbejdżan (azerbejdżańskich Turków)6. Rosjanie skutecznie podbili najpierw właśnie te bardziej odległe rejony, podczas gdy rozległe pasmo gór osłaniało tamtejszych mieszkańców przed penetracją Imperium. Pod względem językowym góry te tworzyły istną wieżę Babel. Boże, ile tu języków! Rodzina ibero-kaukaska, do której należą języki abchasko-adygejskie i kabardyjski używany na północno-zachodnim Kaukazie. Języki z grupy dagestańsko-wajnachijskiej używane przez ludy zamieszkujące północny wschód: Czeczenów, Inguszy, Karabułaków, a także Awarów, Dargijczyków, Laków, Lezginów i Tabasaranów. A to tylko najważniejsze języki Dagestanu! Spotkać tu można przecież także języki tureckie z rodziny ałtajskiej. Posługują się nimi Karaczajowie, Bałkarzy, Kumycy i Nogajowie. Jakby tego było mało, mamy również języki irańskie z rodziny indoeuropejskiej – mówią nimi Osetyjczycy, Kurdowie i Tatowie („Górscy Żydzi”)7. A i wśród samych plemion górskich występują jeszcze dalsze podziały. Weźmy choćby ludy adygejskie z północno-zachodniego Kaukazu, znane w świecie jako „Czerkiesi”. Można wśród nich wyróżnić aż trzynaście głównych plemion: Żane, Szegaków, Natuchajów, Abadzechów, Szapsugów, Adamejów, Bżedugów, Temirgojów, Chatukajów, Egerukajów, Mamchegów, Machoszów i Beslenejów8. Wystarczy? Tak, region ten jawił się Rosjanom jako królestwo osobliwości i sprzeczności trudnych do pojęcia pod każdym względem, jak to ładnie ujął hrabia Władimir Sołłogub9.

ORIENTALIZM

Kaukaz Północny przyprawiał architektów Imperium Rosyjskiego o prawdziwy ból głowy. Ta niezwykła różnorodność: z której strony nie spojrzysz – czy pod względem geograficznym, czy pod kątem etnicznym, czy wreszcie religijnym! No i ten zaciekły opór, jaki tamtejsi górale postawili panowaniu rosyjskiemu. Wszystko to czyni z kaukaskich rubieży doskonały poligon doświadczalny dla badania mechanizmów imperialnej ekspansji Rosji. Podobnie jak dziś Kaukaz Północny mocno komplikuje życie autorom federacyjnej układanki na Kremlu, tak i w XIX w. stanowił nie lada wyzwanie dla administracji rosyjskiej usiłującej wyobrazić sobie, jak ma prawidłowo funkcjonować Imperium. Różnorodność i opór tylko napędzały imperialną wyobraźnię, zapładniając ją całym mnóstwem planów, projektów i wizji dotyczących przyszłości państwa. Niniejsze studium analizuje tę właśnie konceptualizację Imperium, biorąc na warsztat działania i idee administratorów, a także kowali rosyjskiej państwowości, urzędników kolonialnych, podróżnych, literatów, myślicieli, etnografów i geografów, Rosjan, nie-Rosjan, cudzoziemców, którym przyszło administrować albo przetrawiać intelektualnie Kaukaz Północny w okresie 1840–1917. Imperialne wizje regionu i jego góralskich mieszkańców stanowiły bez wątpienia reakcję na przedłużającą się i tragiczną w skutkach wojnę. W okresie wielkich reform i potem służyły też jako budujące wzorce w poszukiwaniu przez Imperium Rosyjskie wewnętrznej spójności, integracji i własnej tożsamości. Powstanie nowej, wieloetnicznej i wykształconej elity ucieleśniało imperialne ideały, bo uzasadniało podbój i dostarczało ambitniejszego celu czy też elementu misji cywilizacyjnej realizowanej w wyniku ekspansji militarnej.

Niezwykle twórcze wykorzystanie przez Edwarda Saida rozmaitych nurtów w obrębie francuskiej szkoły poststrukturalistycznej do interpretacji dziejów kolonializmu zainspirowało wielu badaczy do ponownego odczytania historii reprodukcji europejskich tekstów o dalekich krajach i egzotycznych kulturach10. Światowy kolonializm cechowała często przemoc i przymus, ale przejawiał się on także w całym zestawie praktyk dyskursywnych obliczonych na potwierdzenie przez Europę na arenie globalnej poglądu o istnieniu hierarchii ludów ustanowionej przez XVIII-wieczne oświecenie. Uczeni reprezentujący różne dyscypliny badali sposób, w jaki autorzy kolonialni starali się stworzyć i narzucić jakąś formę porządku i znaczenia niepokojącemu chaosowi poznawczemu, jaki wywoływały w nich odległe kraje, a tym samym potwierdzali jakąś większą prawdę o sobie samych i swojej roli historycznej w świecie11. Jeden z uczonych rozszerzył nawet tę dyskusję w kierunku „wynalezienia” Europy Wschodniej przez Europę Zachodnią12. Badania związków między wiedzą a władzą wzbogaciły też z kolei cały ten dyskurs o fascynujące historie takich dyscyplin naukowych, jak geografia czy antropologia13. Wielu uczonych doceniło także wagę badań nad kulturą z punktu widzenia jej peryferii czy pogranicza, uznając, że w ten sposób uzyskają lepszy wgląd w jej wartości, troski, a nawet lęki.

Do doświadczeń Imperium Rosyjskiego na jego rubieżach pasują również uwagi Ann Laury Stoler i Fredericka Coopera odnośnie do Brytyjczyków w Indiach: Potężny aparat biurokratyczny kolonii zajmował się, zwłaszcza od lat 60. XIX w., klasyfikacją i charakterystyką ludności, spisami, ankietami i etnograficznym opisem interakcji międzyludzkich, oznaczaniem przestrzeni, a także ustanawianiem rytualnych reguł i standaryzacją praktyk14. W moim studium podążam za Edwardem Saidem, który przypisywał tak duże znaczenie zainteresowaniu, jakie Europa żywiła względem sakralnej przeszłości Wschodu, stanowiącej jakoby jaskrawy kontrast z jego żałosnym stanem obecnym. I cóż było robić z tym niepoprawnym Wschodem? A cóż miała począć w XIX w. z tym strasznym Kaukazem Północnym nasza biedna Rosja? Trzeba było najpierw poznać Orient, potem najechać go i opanować, potem stworzyć go na nowo z pomocą uczonych, żołnierzy i prawników, którzy wygrzebali spod ziemi zapomniane języki, historie, rasy, kultury, montując z nich – bez udziału współczesnych mieszkańców Orientu – ‘prawdziwy Orient klasyczny’, który można było wykorzystać w sądach i rządach nad nowoczesnym Wschodem15. Władza kolonialna uzasadnia więc swoją obecność poprzez jej rzekomą rolę w przywróceniu do życia pradawnej i romantycznie nakreślonej przeszłości. I tak np. brytyjscy uczeni i urzędnicy za cel postawili sobie wydobyć z mroków zapomnienia „chwalebną” przeszłość Indii niby to pogrążonych od dawna w charakterystycznym dla Wschodu procesie stagnacji i zepsucia16. Poza tym najbliższych analogii z owych dziejów europejskiego mitotwórstwa dostarcza nam francuski „mit kabylski”: kolonialna opowieść o berberyjskich autochtonach, co to nie dawali się arabskim najeźdźcom, i ich religii, a w swych górskich wysepkach wolności skrzętnie przechowywali wspaniałe dziedzictwo rzymskiej Afryki17.

ROSJA JAKO IMPERIUM

Ten dług pojęciowy budowniczych Imperium Rosyjskiego względem świata zachodniego kolonializmu, który ucieleśniała np. francuska Algieria, widać jeszcze wyraźniej w dyskusjach, jakie przetoczyły się wokół postaci Szamila, islamu, prawa zwyczajowego, etniczności i na inne tematy. Rosja z reguły przypisywała w XIX w. swoim peryferiom (okrainom) różnorodność, a zwłaszcza „orientalny” charakter, co zrodzi nowe obawy, ale też uporządkuje nieco filozofię ekspansji, szczególnie że w XVIII stuleciu państwo carów ulokowało się na „Zachodzie” mapy ówczesnego świata18. Z drugiej jednak strony rosyjski kontekst imperialny oczywiście znacznie się różnił od kolonializmu mocarstw zachodnich. Historycy zwracają przede wszystkim uwagę, że już samo podjęcie przez Saida tylu kwestii epistemologicznych to metoda z góry skazana raczej na zamazanie kontekstu historycznego każdej konkretnej sytuacji kolonialnej19. Rosja nie posiadała odległych „kolonii” zamorskich, ale przylegające peryferie (okrainy), a jej zakonserwowany, przedrewolucyjny porządek społeczny z „cesarzem Wszechrosji” na czele stanowił wyraźny kontrast z doświadczeniem europejskim. Badacze imperialnej historii Rosji całkiem słusznie analizowali znaczenie geograficznego „rdzenia” w zmaganiach o kontrolę nad „obszarami pogranicznymi”, znaczenie struktury społecznej i jej wpływ na procesy kooptacji w ramach wieloetnicznej elity urzędniczej, wreszcie rolę kluczowych administratorów strefy pogranicza, jak np. Michaił Woroncow piastujący swoje stanowiska w Odessie i Tbilisi20. Podobnie jak XIX-wieczni analitycy „kwestii wschodniej”, jak np. Siergiej Żygariow, uczeni ci zachowują trzeźwą ocenę tego, jak wydarzenia w stepie często zacierały granice między polityką zagraniczną a wewnętrzną Rosji21. Trochę inaczej rzecz się miała z historiografią sowiecką, tworzoną skądinąd przez kompetentnych uczonych kontynuujących tradycję pisania o wojnie kaukaskiej (kawkazskaja wojna), ale ograniczanych instytucjonalnymi wymogami koncentrowania się na wąskich kwestiach natury społeczno-gospodarczej stanowiących tło jej przebiegu22.

Tradycyjna historiografia rosyjskiego podboju militarnego i ekspansji kolonialnej na Kaukazie pisana przez XIX-wiecznych dziejopisów rosyjskich odmalowywała te wydarzenia w barwach pozytywnych. Dla odmiany autorzy tak różni, jak Brytyjczyk John Baddeley w swej monografii z 1908 r., historycy sowieccy, a ostatnio profesor z Uniwersytetu w Tel Awiwie Moshe Gammer, rozpisywali się o okrucieństwie i chciwości zdobywców. Takie czarno-białe podejście jednak nie jest w stanie oddać pełnego obrazu złożoności tutejszych stosunków etnicznych ani wspólnej natury wielu idei i założeń dyskursu kolonialnego23. Tymczasem książka ta podejmuje tematykę licznych przejawów współpracy Rosjan z innymi narodami w budowie i tworzeniu zrębów Imperium Rosyjskiego na Kaukazie. Gruzińskie klasy wykształcone w wielu kwestiach wiodły podobną debatę co ich rosyjscy koledzy na Kaukazie, i to rosyjscy bardziej w wieloetnicznym sensie rossijskij niż w zawężonym monoetnicznie – russkij. Tak jak Rosjanie w Petersburgu począwszy od lat 30. XIX w., Gruzini chlubili się swą dynamicznie rozwijającą się prasą i żywiołowo reagującym gronem „wyedukowanych czytelników” interesujących się gruzińskimi sztukami teatralnymi, gruzińskimi książkami i gruzińską historią24. I podobnie intelektualiści gruzińscy w czasach narodzin nowych idei partycypacji obywatelskiej i nowoczesnego narodu – tak jak to się działo w stołecznych miastach Rosji – martwili się swą alienacją od niższych warstw społecznych i ludności wiejskiej. W dziesięciolecie istnienia gruzińskiej gazety „droeba” („Dziennik”) redakcja postanowiła wziąć się za problem oddalenia gruzińskiej inteligencji od ludu, tej „ignorancji”, która równocześnie była „słabością” hamującą proces rozwoju narodowego25. Niektórzy Gruzini obwiniali zresztą sam carat, który – ich zdaniem – zbytnio rozpieszczał gruzińskie klasy wyższe26. Napięcia społeczne cechujące samą Rosję obserwować można było także i w innych częściach Imperium, podobnie było też z ramami kulturowymi debaty na ich temat, skądinąd przywłaszczonymi przez myślicieli rosyjskich od przedstawicieli niemieckiego romantyzmu. Nie dziwi przeto, że gruziński wieszcz Ilia Czawczawadze dokonywał oceny nowych trendów w literaturze i sztuce w zależności od tego, jak mogą się przysłużyć „ojczyźnie, narodowi i przodkom” (samszoblo, chalchi da mamuli)27. Odwoływał się on tu przecież do swych edukacyjnych doświadczeń z Rosji i znajomości jej własnych wysiłków, by jasno wyrazić swój unikalny i „niepowtarzalny” (samobytnyj) wkład w dzieje ludzkości. Tak naprawdę jednak dla Ilii Czawczawadze opisywanie tego, co „autentycznie narodowe” i „unikalnie gruzińskie”, miało także pełnić rolę – by iść dalej tropem tradycji romantycznej w Niemczech i w Rosji – dokładania cegiełki w wielkim gmachu ludzkiej cywilizacji. Rodzima i autentyczna poezja ludowa – jak przekonywał – stanowi przeciwieństwo wszelkiego „naśladownictwa” (midzabwa)28. Gruzini postrzegali Rosjan jako swój pomost do Europy, a sami siebie – jako głównych przedstawicieli Zachodu na „wschodnich” terenach Kaukazu.

Z prac Andreasa Kappelera i innych badaczy wiemy sporo o wieloetnicznym składzie carskiej biurokracji i przywilejach związanych ze służbą w niej. Niemały wkład w imperialny dyskurs o pożytkach płynących z kultywowania obyczajów i rodzimych języków, siły prawa zwyczajowego, niezwykłych losów Szamila, zagrożenia ze strony islamu dla Kaukazu Północnego, wagi badań archeologicznych i innych kwestii omawianych w tej książce wnieśli właśnie Gruzini. Na przedstawicieli tej narodowości oczywiście silnie oddziaływały możliwości awansu społecznego, robienia karier i wszelkie frukta z tym związane. Jednak retoryka imperialna stanowiła przede wszystkim produkt pewnej bliskości kulturowej, a gruzińskie doświadczenia i narracyjne zastrzyki tchnęły w dyskurs imperialny wiele życia, co z kolei mocno usprawniało ekspansję i kontrolę kolonialną. Rzecz jasna, czynnikiem mocno wiążącym Rosję z Gruzją było prawosławie, ale ta współpraca wykraczała poza sferę religii i duchowieństwa. Te podobieństwa na mapie emocji kulturowych Rosjan i Gruzinów stawały się wszakże jeszcze widoczniejsze, przede wszystkim gdy mowa była o Kaukazie Północnym, islamie i góralach. Oczywiście spośród kadr nierosyjskich nie tylko Gruzini nadawali się do uczestnictwa w dyskursie, o którym mowa będzie dalej. Wiele innych narodowości, jak Osetyjczycy, Abchazi, Dagestańczycy i inni, pełniło funkcje nauczycieli, misjonarzy i urzędników, budując gmach Imperium Rosyjskiego na jego kaukaskich rubieżach.

Choć Gruzinów łączyło z Rosjanami wiele wspólnych pojęć i założeń ideologicznych, to jednocześnie, podobnie jak w przypadku wielu innych przedstawicieli klas wykształconych Imperium wywodzących się z grona nie-Rosjan, naginali oni dla swych własnych celów ramy kolonialnej debaty29. Owszem, górale kaukascy mogli sobie być tym „dzikim innym” dla „cywilizacji” i „Europy” w imperialnym imaginarium, ale już z góralami gruzińskimi było zupełnie co innego. Ci bowiem dostarczali życiodajne soki przeszłości dla gruzińskiej tożsamości narodowej, jakże trwałej i niezniszczalnej. Aleksandr Kazbegi, który wespół z Ważą Pszawelą i innymi pisarzami tego okresu przekuwał ludowe podania i relacje etnograficzne w literaturę, wyjaśniał w prasie: Przekonałem się, że wysokogórskie (mtiuli) regiony Gruzji z trudem uznaje się w ogóle za gruzińskie, starałem się więc przybliżyć tych ludzi Gruzinom i zapoznać opinię publiczną z ich najskrytszymi uczuciami, które od wieków krążą wokół wspólnej sprawy30. Giorgi Cereteli zaś, nie tylko zresztą on, odmalowywał mieszkańców tego odległego świata, jak choćby Chewsurowie, jako „zamożnych i wprawnych rolników, śmiałych i miłujących wolność” wieśniaków, którzy wytrwali w swych tradycjach mimo licznych zakusów odwiecznych wrogów idei gruzińskiej31. Tropiciele gruzińskiego ducha widzieli bowiem „Gruzinów” w każdym, najodleglejszym choćby zakątku Gruzji, gotowi nieść owym zapomnianym i zagubionym braciom wsparcie i służyć im za drogowskazy w sferze kultury, religii i języka32. Domagali się oni przy tym uwagi ze strony nowo powstałych towarzystw naukowych czy też szerzej w ogóle gruzińskich klas wykształconych, lobbowali w rosyjskiej administracji na rzecz edukowania swych górali z zakresu gruzińskiej kultury i języka. Jeśli więc Rosjanie odbywali podróż na kaukaskie rubieże swojego imperium, to – rzecz typowa dla europejskiego kolonializmu – poruszali się nie tylko w przestrzeni, ale i cofali w czasie. Gruzini tymczasem, eksplorując swe peryferia, zanurzali się w głąb wyjątkowej przeszłości Gruzji. Gruzińskie zmagania dziejowe z islamem dostarczały natomiast rosyjskim wizjom imperialnym na Kaukazie nie tylko lokalnego kolorytu, ale także uzasadnienia pilnej potrzeby interwencji. Ten ruch powrotu do korzeni, jaki wyłonił się na podglebiu konfrontacji z islamem, jako pomysł na imperium zapowiadał już sowiecki model etniczno-terytorialny w XX w.

Dla Rosji rosnąca świadomość posiadania egzotycznych rubieży zamieszkanych przez nie mniej egzotycznych mieszkańców, od lat 40. i 50. XIX w. widoczna zwłaszcza na Kaukazie, oznaczała konieczność przemyślenia na nowo historycznych praktyk i mentalności czegoś, co Geoffrey Hosking nazwał „azjatyckim stylem imperialnym”33. Zgodnie z tą tradycją „ludzie władzy” wszelkiej maści oferowali lojalność wobec tronu w zamian za miejscowe bogactwa i przywileje34. Przybliżenie przebiegu podboju w początkowych partiach książki porusza właśnie kwestię tradycyjnych form lojalności i poddaństwa na kaukaskich rubieżach. Wierność wobec „narodu” to już było zupełnie co innego. Miała ona przecież niewielki sens w świecie wielkich państw, małych grup etnicznych i miejscowych elit przywykłych do ostrożnych sojuszy z sąsiednimi potęgami. Dopiero narodziny nowych i bardziej nowoczesnych idei dotyczących struktury społecznej i partycypacji obywatelskiej zaowocują autentycznymi wysiłkami zmierzającymi do przemyślenia charakteru wspólnoty wielonarodowej oraz roli Rosji i Imperium Rosyjskiego na jego peryferiach.

Budulca pod fundamenty owego „wynalezienia” Imperium Rosyjskiego na nowo dostarczyło kilka zjawisk. Wykształcone towarzystwo i warstwa czynownicza w pewnym momencie zaczęły reagować alergicznie na pełne tragizmu dzieje podboju i wysiedleń na Kaukazie Północnym. Czyż tak miała wyglądać „oświecona” polityka państwa niosącego postęp?! Frustrowało ich też fiasko prób integracji tego regionu z resztą Imperium. W następnym rozdziale spróbujemy opisać, jak wyglądały te próby nowej konceptualizacji imperialnej wspólnoty i co za nimi stało. Dość odległą, ale ważną inspirację dla tego procesu stanowił ogólny klimat wielkich reform i duch dzieła przebudowy struktury stosunków społecznych w całej Rosji. A tak się złożyło, że w głębszą styczność z Kaukazem i Azją Środkową Rosja weszła akurat w kluczowym momencie wiwisekcji własnej kultury i społeczeństwa. Ale pojęciem najważniejszym, choć geograficznie jeszcze odleglejszym, ale na różne sposoby wszechobecnym w umysłach tak Rosjan, jak i nie-Rosjan, okaże się idea samej „Europy”. Hasła „oświecenia”, „postępu” i europejskości Rosji odbijały się bowiem szerokim echem właśnie zwłaszcza w gronie klas wykształconych na kaukaskich rubieżach. Nie powinno to chyba dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że samo pojęcie „klas wykształconych” czy „towarzystwa” z założenia zakłada typ wspólnoty opartej na umiejętności czytania, pisania i pewnym poziomie wykształcenia.

Ta fascynacja europejską ideą postępu na imperialnych peryferiach przypomina nam o jeszcze dwóch różnych sprawach odnoszących się do pracy Edwarda Saida, a także badań interdyscyplinarnych znanych coraz częściej pod pojęciem „postkolonialnych studiów nad dziejami kolonializmu”. Jest rzeczą oczywistą, że w kontekście rosyjskim zespół idei, postaw i działań politycznych określanych przez Saida mianem „orientalistycznych” odgrywał naprawdę istotną rolę i ma kluczowe znaczenie w zrozumieniu charakteru aneksji takich obszarów, jak Kaukaz Północny, Powołże i Ural czy Turkiestan. Problematyka niełatwych relacji Rosji z Zachodem – jak niedawno zauważył amerykański geograf Mark Bassin – jeszcze bardziej się komplikuje na rubieżach Imperium, robiąc się jednocześnie niezwykle atrakcyjna poznawczo. No bo Wschód – na co zawraca uwagę – stawał się miejscem, gdzie Rosja mogła się wykazać jako promotor wartości europejskiego oświecenia i europejskiej cywilizacji, ba, mało tego, mogła tam wręcz zmienić warunki gry. Pierwotne przeciwstawienie Rosji i Europy, tak niekorzystne dla tej pierwszej, mogło zostać przemyślane na nowo i w efekcie skorygowane35. Historyczne zadania Rosji leżą na Wschodzie – obwieścił 1 stycznia 1900 r. wydawany w Batumi „Czernomorskij wiestnik” – który jest chętny na spotkanie z nami36. Oto wielkość Rosji może zajaśnieć pełnym blaskiem w trakcie jej ekspansji w tym kierunku. Nie tylko zresztą Rosji. Drugi renesans – jak lubił nazywać europejskie odkrycie Wschodu francuski pisarz i polityk Raymond Schwab – dał też Niemcom możliwość zabrania Europie łacińskiej pierwszego renesansu właśnie dzięki wyraźnemu opętaniu Orientem37. A Rosja? Czyż nie otrzymała niepowtarzalnej okazji do rozwijania swej kiełkującej świadomości narodowej poprzez udział w wielkiej przygodzie ekspansji kolonialnej?38

Z drugiej strony rosyjskie doświadczenie imperialne ukazuje – w podobny sposób co wnioski wyciągane przez wielu uczonych badających kolonializm zachodni – że lansowana przez Edwarda Saida „manichejska opozycja między Wschodem a Zachodem” nie do końca znajduje zastosowanie w przypadku hybryd kulturowych w nieuchronny sposób mediujących między kulturą kolonizującą a kolonizowaną39. Wspólne doświadczenia i zbliżone pojęcia nadawały bowiem wzajemnym zależnościom tak dużą intensywność, że często zacierały różnice etniczne pomiędzy mieszkańcami regionu. I wtedy widać było w pełnej krasie, że to jednak bardziej Imperium Rosyjskie w sensie państwowym (rossijskoje), a nie narodowym (russkoje)40. Rosjanie ramię w ramię z nie-Rosjanami służyli carowi, toczyli wojny, prowadzili wykopaliska archeologiczne, zajmowali się transkrypcją alfabetów, zakładali szkoły i pracowali jako nauczyciele, czytali o Szamilu i bezprawiu w górach, a także robili razem wiele, wiele innych rzeczy. Szczególnie czuli na punkcie swojego stosunku do idei „Europy” byli Gruzini, zresztą tak jak np. opisywani przez Marka Bassina rosyjscy osadnicy na Dalekim Wschodzie. I dopóki Rosję postrzegano jako misjonarza europejskiej cywilizacji i postępu wobec „zacofanych” ludów pozostających z dala od kultury i samego społeczeństwa, i dopóki tak postrzegali się sami Rosjanie, dopóty pęd ku koloniom, cechujący Zachód, pozostawał silny i zachowywał swą uwodzicielską moc. Ale równocześnie ten sam pęd był wyłącznie dziecięciem Imperium Rosyjskiego, ukształtowanym wieloetniczną i nieprzerwaną ekspansją, rywalizacją z innymi potęgami, niejednoznacznym i pełnym różnorakich uwikłań historycznych stosunkiem do cywilizacji europejskiej, wreszcie ideą starcia chrześcijaństwa z islamem.

Rozdział 2 PODBÓJ I WYSIEDLENIA

W roku 1864 dokonały się czyny bez precedensu w dziejach. Oto bowiem żaden z górali nie pozostał w swym dotychczasowym miejscu zamieszkania. Podjęto też środki, by oczyścić region i przygotować go na nadejście nowych osadników rosyjskich.

Sztab Główny Armii Kaukazu, 1864 r.1

Gunib leży wysoko, Allah jest wyżej, a wy zostaliście na dole.

Imam Szamil do księcia Bariatyńskiego, sierpień 1859 r.2

KAUKAZIE, DRŻYJ!

W 1828 r. rosyjski dramatopisarz Aleksandr Gribojedow przedstawił głównodowodzącemu na Kaukazie generałowi Iwanowi Paskiewiczowi plan utworzenia Rosyjskiej Zakaukaskiej Kompanii Handlowej. Projekt ów, przygotowany w Tbilisi wespół z radcą kolegialnym Piotrem Zawilejskim, w dość marzycielskim tonie kreślił taką oto wizję, która stanowić miała logiczną konsekwencję podbojów militarnych i następny etap epopei kolonialnej: Nic tak mocno nie połączy nierozerwalnym węzłem Rosjan z ich nowymi współobywatelami po tamtej stronie Kaukazu jak dążenie do obustronnych korzyści. Do tej pory przyjezdny urzędnik rosyjski myślał tylko, jak awansować w tabeli rang, i nie przejmował się tym, co było przed nim i co będzie po nim w tym kraju, gdzie bawił tylko przez krótki czas. (…) Kompania zaś w swej pełnej rozmachu działalności przyciągnie do współpracy i zaangażuje poza napływowymi Rosjanami i innymi Europejczykami także wielu tubylców z różnych warstw społecznych, mówiących różnymi językami i wyznających różne religie. Bo nic innego w świecie nie jest w stanie tak szybko i skutecznie ich wszystkich zbliżyć do siebie3.

Autorzy projektu wyprzedzili swoją epokę o jakieś dwudziestopięciolecie. Kompania handlowa jednak nigdy nie powstanie. Kaukaz wciąż pozostawał areną zmagań regionalnych rywali i podbojów armii rosyjskiej. Zawojowanie przez państwo carów kaukaskich rubieży przypominało nieco wcześniejsze wcielenie innych regionów pogranicznych, jak np. Syberia. Podbój Syberii przebiegał w rytmie budowy kolejnych fortów i ostrokołów (ostrogi) obsadzanych załogami kozackimi stawiającymi czoła wrogim plemionom, a czasem i lepiej zorganizowanemu przeciwnikowi, jak np. chan Kuczum. Forty stopniowo przeradzały się w centra administracyjne i ośrodki miejskie, których głównym zadaniem było ściąganie od tubylców podatku w skórach (jasak)4. I właściwie gdyby nie ten jasak, to podbój Kaukazu wyglądałby niemal tak samo.

Na kaukaskiej linii pogranicznej bowiem Kozacy także walczyli z żywiołami natury, budowali i obsadzali załogami forty, bronili się przed wrogimi działaniami Tatarów krymskich, Kałmuków i górali kaukaskich. Na początku XVIII w. armia rosyjska zaczęła stopniowo rozbudowywać sieć tych twierdz pogranicznych. W 1722 r. Piotr Wielki zajmuje Derbent, a rok później Persja odstępuje Rosji zachodnie wybrzeże Morza Kaspijskiego od Derbentu do Baku. W przeciwieństwie do wcześniejszego podboju Syberii Rosja natknęła się tu jednak na dwie przeszkody: Persję i Imperium Osmańskie, a rywalizacja ta odbywała się już w atmosferze dużo większej świadomości prestiżu wynikającego z potęgi państwa. Po tym sukcesie Piotra jego senatorowie wznosili toasty za zdrowie cara, który zaczął kroczyć śladami Aleksandra Wielkiego5. Po śmierci monarchy Persja, co prawda, odzyskała kontrolę nad tym obszarem, ale nie powstrzyma to rosyjskiego pochodu na południe. Rosjanie postawią twierdzę w Kizlarze (1735) i Mozdoku (1765), a w 1769 r. zawładną Azowem i Taganrogiem. Katarzyna Wielka i generał Pawieł Potiomkin zaczną nazywać ten pas twierdz linią kaukaską. I tak oto powstała ruchoma granica obsadzona Kozakami, którzy mieli strzec rosyjskich zdobyczy6.

Ten skrawek Imperium stał się zatem areną zmagań między regionalnymi rywalami. Rosyjskie zwycięstwo nad Portą Otomańską w wojnie 1768–1774 uczyniło z Katarzyny władczynię nowych obszarów na południu, co potwierdziła jeszcze bezpośrednia aneksja Chanatu Krymskiego w 1783 r. W tym samym roku z prośbą o ochronę przed agresją Turcji, Persji i najazdami okolicznych górali zwrócił się do carycy król Kartlii-Kachetii Herakliusz (Erekle) II. Rosjanie postawili też w 1784 r. twierdzę nad Terekiem, którą nazwali Władykaukaz („władająca Kaukazem”). Były to rzeczywiście wrota do łańcucha gór Kaukazu i na ziemie gruzińskie. Rok później generał Potiomkin ustanowił obwody kaukaski i astrachański, po czym zadbał o zaplecze dla organizacji sieci kozackich stanic nad rzeką Kubań7. Jak twierdzi rosyjski historyk Borys Winogradow, korespondencję wojskowych gubernatorów pogranicza z ważnymi urzędnikami w Petersburgu wypełnia w tym okresie głównie kwestia zabezpieczenia linii granicznej w obawie przed Turcją i Persją8.

W 1801 r. Aleksander I wcielił bezpośrednio do Imperium Rosyjskiego Gruzję. Kraj ten będzie odtąd służyć właśnie jako baza wypadowa dla Rosji w kolejnych wojnach przeciw Persji (1804–1813) i Turcji (1806–1812), a także do stopniowej pacyfikacji muzułmańskich terytoriów na Zakaukaziu (chanaty azerbejdżańskie)9. Generał Aleksiej Jermołow, mianowany w 1816 r. dowódcą Oddzielnego Korpusu Gruzińskiego kontynuował na północno-wschodnim Kaukazie budowę linii twierdz o nazwach epatujących potęgą armii rosyjskiej. Nad rzeką Sundża stanęła w 1818 r. twierdza Groznaja („Groźna”), rok później Wniezapnaja („Nagła”), a w 1821 r. – Burnaja („Burzliwa”)10. Do 1828 r. Rosji, w wyniku kolejnych wojen, udało się „uporządkować” swoje południowe granice. Armia rosyjska ponownie pokonała Turków w wojnie 1826–1828, a w 1827 r. zdobyła Erywań. Kończący wojnę z Persją traktat turkmanczajski z 1828 r. przyznawał zaś Rosji prawo do ziem Chanatu Erywańskiego i Nachiczewańskiego11. Opromieniony chwałą zwycięzcy dowódca wojsk rosyjskich generał-adiutant Iwan Paskiewicz otrzymał w nagrodę dziedziczny tytuł „hrabiego Paskiewicza-Erywańskiego”. Mikołaj I w liście z 20 sierpnia 1828 r. wyrazi swą „szczerą wdzięczność” dla generała za „ukazanie mocy rosyjskiego oręża w Azji”12. Nowe nabytki terytorialne na południu pozostaną głównie areną dalszych podbojów i konfliktów zbrojnych. Inkorporacja Gruzji da zaś Rosji nie tylko użytecznego sojusznika w walce przeciw kaukaskim góralom, ale także cenny przyczółek administracyjny na południowych rubieżach13.

Ukształtowany wówczas schemat imperialnej rywalizacji i konfliktów utrzymywał się jeszcze przez całe XIX stulecie. Francja i Wielka Brytania wsparły Turcję w wojnie krymskiej i połączonymi siłami zadały klęskę Rosji. Tureckie statki i oddziały pojawiły się zaś na Kaukazie Północnym podczas wojny lat 1877–1878. Kaukaz pozostawał areną ścierania się wpływów rywalizujących mocarstw od XVIII w. aż po zimną wojnę. To w dalekiej Anglii lord Palmerston deklarował w 1837 r.: Nikt tak nie docenia ogromnego znaczenia sprawy czerkieskiej dla równowagi politycznej w Europie jak ja14. Palmerston obawiał się bowiem, że podbój Kaukazu przez Rosję stworzy potencjalne zagrożenie dla brytyjskich interesów w Indiach15. Brytyjczycy za żadne skarby nie chcieli uznać rosyjskiej kontroli nad Morzem Czarnym i posyłali szkunery marynarki wojennej płynące dla niepoznaki pod banderą handlową. Na jednym z nich, przechwyconym przez Rosjan w 1836 r., zaokrętował się James Stanislaus Bell16. Zbiegł on jednak z niewoli rosyjskiej i spędził trzy lata wśród górali, a po powrocie spisał swe przygody dla rodaków17.

Przez całe XIX stulecie rosyjskich dowódców wojskowych na Kaukazie mocno wyprowadzał z równowagi każdy sygnał o tego typu zajściach. Stanowili oni trybik w machinie „Wielkiej Gry”, w imperialnych zmaganiach i intrygach rozgrywających się w Indiach, w Azji Środkowej i wielu, wielu innych częściach świata kolonialnego. Wielu dowódców na Czarnomorskiej Linii Brzegowej, jak generał Nikołaj Rajewski czy admirał Łazar Sieriebriakow, spędziło mnóstwo czasu, ścigając Bella i wszystkich posądzanych o udział w kontrabandzie tureckich towarów. Prowadząc latem 1839 r. na lewym brzegu rzeki Szache walki z góralami, Rajewski utwierdził się jeszcze w swoich podejrzeniach: Z murów twierdzy widać było człowieka w europejskim nakryciu głowy, który chodził od działa do działa, roznosząc pociski. To był Bell18. Rosyjskie krążowniki strzegące Czarnomorskiej Linii Brzegowej poszukiwały ładunku pochodzącego od Brytyjczyków i Turków, którzy starali się przemycać z Konstantynopola na Kaukaz armaty i inną broń19. Rajewski czuł, że toczy ze statkami tureckich przemytników walkę skazaną z góry na porażkę. Jeden ich udany rejs mógł zrównoważyć koszty dziewięciu innych przechwyconych przez Rosjan statków20.

Dla dowódców wojskowych toczących walki na kaukaskim pograniczu liczyła się przede wszystkim kontrola nad danym obszarem i ekspansja struktur państwa, niewiele natomiast zastanawiali się nad losem mieszkańców regionu, może ewentualnie z wyjątkiem wpływowych przywódców plemiennych. Podczas wojny rosyjsko-tureckiej lat 1826–1828 generał Gieorgij Emmanuel wydał, co prawda, „proklamację” do ludności adygejskiej, gdzie wyjaśniał okoliczności prowadzenia przez Rosję działań wojennych przeciw osmańskiej Turcji. Władze osmańskie – jak wyjaśniał – ponosiły winę za złamanie umowy z Rosją, w związku z czym na ziemi adygejskiej musiało dojść do konfrontacji. Ale ta wojna was nie dotyczy – zapewniał – i władze rosyjskie nie będą was mylić z Turkami21. Rosyjska broń miała zostać użyta tylko przeciw Turkom i miejscowym „buntownikom”. Dla Emmanuela konflikt ten rozgrywał się więc jedynie między państwami i nie dotyczył w ogóle mieszkańców za rzeką Kubań. Adygejczycy mieli więc pozostać w swych domostwach jak gdyby nic się nie działo i w spokoju zajmować się tymi co zwykle pracami gospodarskimi. To Turcy byli wrogami plemion adygejskich – jak głosiła odezwa – a gdyby, nie daj Bóg, wygrali, mieli pozbawić je własności, przywilejów, a nawet życia!22. Jakież było rozczarowanie rosyjskiego dowództwa, kiedy w 1843 r. plemiona adygejskie zjednoczyły się, by wysłać wspólną delegację do sułtana tureckiego z prośbą o pomoc w walce przeciw Rosji! Niektórzy oficerowie rosyjscy optymistycznie zakładali, że Wysoka Porta pozostanie obojętna na ten apel, bo przecież traktat adrianopolski z 1829 r. wymuszał na władzach tureckich zrzeczenie się kontroli nad wybrzeżem czarnomorskim na rzecz Rosji. Tyle tylko, że ludności adygejskiej nigdy nie ogłoszono artykułów traktatu adrianopolskiego – jak odnotowywał wojskowy raport – i nie bardzo wiadomo, jak by to teraz można zrobić. No bo skoro – jak twierdził – Czerkiesi nie posiadali żadnej władzy centralnej, nie mieli żadnych powinności i nie odpowiadali przed nikim, to z kim tu rozmawiać?23 Kraj należał jednak do Rosji i dla rosyjskiej administracji nie miało specjalnie znaczenia, że plemiona adygejskie nie były w stanie tego zrozumieć i przyjąć do wiadomości.

Rosyjska ekspansja na południe postawiła również carat w sytuacji konfliktowej z wyznawcami islamu. Rzecz jasna, muzułmanie nie byli dla Rosji niczym nowym. Podbój Chanatu Kazańskiego i Astrachańskiego dokonał się przecież jeszcze za czasów Iwana Groźnego w XVI w. Ruś pozostawała w stałym kontakcie z muzułmanami, odkąd książę Włodzimierz Wielki wszedł w styczność z Bułgarią Wołżańsko-Kamską w X w.24 Rosyjskie podboje w XVIII i XIX w. na południowych i wschodnich rubieżach stanowiły już jednak część globalnego procesu: młode chrześcijańskie potęgi kolonialne parły ku granicom świata islamu. Polityki Rosji w tej materii nie cechowała jakaś immanentna wrogość. Ewoluowała ona od „elastycznego pragmatyzmu” w XVI i XVII w., jak to ujął Andreas Kappeler, do skrajnej nietolerancji na początku XVIII w., kiedy to Piotr Wielki i jego następcy starali się zuniformizować Imperium Rosyjskie pod względem regulacji administracyjnych25. Za panowania Katarzyny władze powołały zaś szereg instytucji biurokratycznych do kontroli ludności muzułmańskiej, które sprawowały nadzór nad liderami religijnymi i majątkiem wspólnot, podobnie jak uczyniono w Persji i osmańskiej Turcji. Państwo carów nie było też specjalnie zainteresowanie nawracaniem muzułmanów. Rosyjski kolonializm w odróżnieniu od Brytyjczyków nie zapisał się realizacją ambitnych programów rozdawania egzemplarzy Biblii czy misjonarskim zapałem. Na Kaukazie Towarzystwo Odbudowy Chrześcijaństwa Prawosławnego powołano dopiero w 1860 r. Do tego czasu władze wspierały jedynie działającą od 1746 r. Osetyjską Komisję Duchową prezentującą raczej umiarkowane nastawienie względem prozelityzmu.

Jednak Rosjanie na Kaukazie często postrzegali ten styk odmiennych systemów religijnych i tradycji w kategoriach konfliktu militarnego i rywalizacji imperialnej. Wielu Rosjan tłumaczyło sobie ekspansję kolonialną jako jeden z etapów w historycznym procesie odsuwania najdalej jak można od granic świata chrześcijańskiego muzułmańskiego „barbarzyństwa”. Duchowieństwo prawosławne ochoczo towarzyszyło podbojom, a cerkwie pełniły rolę nie tyle ośrodków działalności misyjnej, ile widomych symboli tożsamości historycznej Imperium Rosyjskiego. To nie przypadek, że twierdzę postawioną przez Piotra Wielkiego pod Derbentem w 1722 r. nazwano „Fortem Świętego Krzyża”26. W Mozdoku cerkiew stanęła już w 1763 r., a we Władykaukazie – rok po zbudowaniu twierdzy. Na terenie twierdzy Kizlar zaś w 1788 r. pojawił się klasztor27. Niektórzy politycy rosyjscy, jak np. hrabia Karl Nesselrode, żywili nadzieję na wsparcie ze strony chrześcijańskich braci w wierze, jak choćby Ormianie, by wspólnie przesunąć granicę islamu jeszcze dalej na południe28.

Relacje prasowe opisujące rosyjską ekspansję w dużo bardziej dramatycznym tonie podejmowały kwestie religijne niż raporty wojskowe Armii Kaukaskiej. Stale rosnące rosyjskojęzyczne grono czytelnicze w Tbilisi i na Kaukazie postrzegało więc dzieje muzułmańskiej obecności w regionie, reprezentowanej czy to przez miejscowych chanów, górali, czy bractwa sufickie, albo też przez wpływy perskie bądź tureckie, jako zagrożenie dla religijnej integralności Gruzji, sąsiedniego kraju prawosławnego dzierżącego wespół z Rosją pochodnię dziedzictwa bizantyjskiego. Dla rosyjskiej opinii publicznej wydarzeniem najjaskrawiej obrazującym tę groźbę była łupieżcza wyprawa na północ perskiego szacha Agi Mohammeda Chana z 1795 r., a więc w momencie, gdy caryca Katarzyna kierowała swą uwagę na sprawy bałkańskie (druga wojna rosyjsko-turecka) i francuskie (rewolucja)29. Rosjanie będą się potem przez całe XIX stulecie lubować w przypominaniu i nawiązywaniu do całego barbarzyństwa towarzyszącego temu najazdowi na zasadzie: patrzcie, co by się stało z Kaukazem, gdyby nas tu nie było… Okrucieństwo i grabież – jak twierdzili Rosjanie – stanowiły typowe cechy życia pod panowaniem „orientalnego”, muzułmańskiego despoty. Morderstwo generała Pawła Cycjanowa było kolejnym zdarzeniem zawierającym w sobie – dla Rosjan – ogromny ładunek dydaktyczny. Za dobry stosunek do szlachty gruzińskiej tego zrusyfikowanego Gruzina (po gruzińsku Paata Ciciszwili) wspominano z nostalgią jeszcze za namiestnictwa księcia Michaiła Woroncowa (1844–1854). I takiego oto dobrodzieja zdradziecko zamordował w 1806 r. władca Chanatu Bakijskiego, Husajn Kuli Chan30. Czemu służyło przywoływanie tych zdarzeń? Tu znów Gruzja jawiła się jako sojusznik Rosji przeciwko muzułmanom. Cycjanow – jak podkreślała rosyjska prasa – zjawił się pod Baku, licząc na pertraktacje, pisał wcześniej do chana „jak brat do brata” i wyrażał nadzieję, że „zostaną na zawsze przyjaciółmi”31. Tymczasem nikczemny chan wykorzystał zawieszenie broni, by zabić pełnego dobrych zamiarów Cycjanowa – tak z grubsza układała się rosyjska narracja. Na czterdziestą rocznicę jego śmierci w 1846 r. całą tę historię przypominała gazeta Kawkaz32.

NOWI PODDANI CARA

Mieszkańcy kaukaskiego pogranicza znaleźli się w strefie rywalizacji państw sąsiednich i mocarstw kolonialnych. Miejscowi górale korzystali niekiedy na tym konflikcie: czasem były to pieniądze, innym razem nowe kontakty. Brytyjski awanturnik James Stanislaus Bell podobno oferował np. Ubychom milion rubli za głowę Rajewskiego33. Cebeldyński (adygejski) książę Szkoca Temurkwa z kolei w zamian za solidną gratyfikację pieniężną od barona Grigorija Rozena pomógł w 1837 r. siłom rosyjskim w ataku na czarnomorskie wybrzeże Abchazji34. Początkowo zainteresowanie Rosjan góralami przyjmowało głównie właśnie taki charakter. Miejscowi władcy, jak np. abchaski książę Michaił Szerwaszydze, okazywali się często użyteczni dla Rosjan, bo informowali ich o aktywności brytyjskich statków wzdłuż swojego wybrzeża35. Kiedy dowódcy rosyjscy mieli tylko styczność z jakimś plemieniem na Kaukazie Północnym, od razu usiłowali sobie zapewnić deklarację „lojalności” ze strony jego przywódcy. Z rosyjskiego punktu widzenia zawierała ona nieraz po prostu gwarancję powstrzymania się od napadów „łupieżczych” na kozackie garnizony albo plemiona, które na mocy złożonej wcześniej deklaracji już zostały nowymi „poddanymi” cara36.

Dążenia władz rosyjskich, by zapewnić sobie lojalność czołowych liderów plemiennych, wzmogły się jeszcze w miarę coraz większych trudności w radzeniu sobie z oporem północnokaukaskich górali, który szybko przerodził się w długą wojnę partyzancką. Praktyka taka stanowiła również logiczną konsekwencję tradycyjnej ideologii carskiej Rosji, gdzie państwo sankcjonowało przywileje arystokracji w zamian za jej lojalność. Szczególnie od panowania Katarzyny Wielkiej władza państwowa usiłowała wzmocnić jeszcze korporacyjny etos szlachty w nadziei na wzrost jej roli w promowaniu aktywności społecznej i zwiększaniu produkcyjności gospodarczej37. Takie praktyki były później bardzo widoczne na peryferiach, gdzie – jak ukazał Andreas Kappeler – ekspansja struktur państwowych ancien régime’u prowadziła do inkorporacji nierosyjskich elit jako „partnerów”38