Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tomik poezji nasycony głęboką oceną postępowania człowieka, roli jaką pełni tu na ziemi, odbierania świata i rzeczywistości. Autor dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat życia, ludzi, miłości i otaczającego go piękna, w sposób liryczny.
Omawia tematy istotne, ukazując lekceważenie wobec otaczającego świata. Wyjaśnia nam to, czego na co dzień nie dostrzegamy, albo robimy to wyjątkowo rzadko – patrzymy, nie dostrzegając istoty sprawy. Słuchamy, nie słysząc. Smakujemy, nie odczuwając smaku. Dezaprobujemy, sądzimy, szukamy winnych. Gonimy za niespełnionym i nieosiągalnym, szukamy ideałów, gdy tymczasem tuż obok nas ludzie żyją w piekle na ziemi, w odwrotności raju.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 52
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Maksymilian Bron „Odwrotność Raju”
Copyright © by Maksymilian Bron, 2020
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie
może być reprodukowana, powielana i udostępniana w
jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak
Korekta: Robert Olejnik, „Dobry Duszek”
Projekt okładki: Robert Rumak
Ilustracje na okładce: © Elena Schweitzer – stock.adobe.com
Skład: Jacek Antoniewski
Skład epub i mobi: Adam Brychcy
ISBN: 978-83-8119-671-0
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]
William Blake
Oscar Wilde
Éric-Emmanuel Schmitt
Śri Iszopaniszad
„…mówiąc słowami z Listu Pawła Apostoła do Hebrajczyków (13,14), »nie mamy tu miasta trwałego«, tj. że miasto nasze właściwe jest gdzie indziej, że nie w pełni do tego świata należymy, że mamy status wygnańców”
Leszek Kołakowski, Czy już w po-chrześcijańskim czasie żyjemy?, „Tygodnik Powszechny” 2000, nr 40 (2673)
Dla mych dzieci:Leonarda i Jeremiego
Czego oczekiwałeś od potoku?Że wpadnie sprintem do źródła?Czego chciałeś od wiosny?Dzień zakończy w południe?Czego żądałeś od Niebaw kolejce po bajki czy wiedzę?Czemu wierzyłeś w człowieka,że lepszy od wilka on będzie?
Demony przeszłości wykrzywiają się,w twarzach ciągle żywych pewnie znajdziesz je.Ta podagra, jad, czarna polewka,dookoła,nad twą głową jest strach,zamiast kwitnąć jemioła.Tak o kulach oddychasz,wyglądając lepiej,gdy słyszysz, że inninie mają wcale cieplej,aż zrozumiesz, że Ziemiajest odwrotnością Raju,a jedynie świadomisię stąd wydostaną.
Wśród ruin, na zniszczonym pianinie chwil tych pięknych,złożonych z grafitu, nałożonego na stalowo-blady błękit.Wśród cegieł, które czerwieńsze nie były nawet przy zachodzie słońca, zrozumiał słowa pisane wciąż i wciąż od końca, że początek świata zaczyna się bólem, a koniec nie musi, że czasami widzimy, ale wówczas jesteśmy głusi.
I jak niewiele zależy od tych podających sobie cegły, ani od tych, co na pianinie tworzą nastrój, bo plany, tło oraz mundury szyją hurtem wojen, zguby i nieszczęścia sprawcy.Przed kolejnymi spuszczonymi bombamikazali nienawidzić dzieci innych języków,matkę i ich ojca, zatruwali serca w sieci gwałtami i mordami,by nienawidziły innych, nie miały ogrójca.
Wśród ruin zaczynamy wszystko od nowa,wiedząc, że bardzo szybko zapomnimy i tuż za rogiem, po wschodzie promieni,kolejnego winnego dzikusa odnajdziemy,któremu przypiszemy wszystkie nasze wady,prawo do bezprawia, niekończące ich nakazy.
I została mu tylko para białych klawiszyoraz parę smutnych odkopanych pieśni,a drzewa zdążyły spleśnieć od wisielców,a wiśnie na nich nie wyrosły więcej.
A nam zostało jeszcze kilka lat,zanim ponownie spotkamy się na wojnie.Tylko człowiek woli bagnet niż dłoń,a zło wybiera bezinteresownie.
Na rozstaju mostów,choć banalnie to zabrzmi,wymieniamy się sercem,język gryzie miętę,umówiliśmy się na szczyt,nie na podróż piorunów,widzimy tylko powóz,zamiast czekać na tęczę.
Tak chcemy w kolejce stać z dłońmi w kieszeniach,zamiast zrozumieć, że częstoze zła tworzy się dobro, a że kolana bolą w tej zastanej pozycji,szukamy już wroga – to wina woźnicy.
I nie widzimy już siebie, i dłonie rozłączamy, język pluje ogniem, serce matowieje,rozpoczynamy wojnę, w bagażu zbite lustro.Wczoraj ukradłem kolację,dziś Ty jesteś złodziejem.
A ten powóz dojedzieprzez błota, aż do blasku,woźnica znów ze smutkiemchwyci za złotą klamkę,zza której odór gniciauniesie się na zewnątrz,na świeży zapach tęczyprzed kolejną szansą.
Bezpańskie psy często same wybierają życzenia wiecznego wagabundy i kręte motele narzekań.Szukają domu, który nie istnieje,pałaców, o jakich czytał im ojciec,drugiej połowy z piersią matki,muzyki, jaką wygwiżdże im róż strumyku przed Amen,wspomnienia, które się ziści,miękkiej poduszki z paproci i jagód,drgania świerszczy i rosy,zanim położą się na trawie w nieznanym.
Bezpańskie psy rzadko miewają gorsze sny niż przy otwartych oczach.Zbierają ostropest zamiast chabrów,z ochotą celują w każdego,kto nie śpiewa z nimi refrenów,walczą ze zmarłymi,oddają mocz na mogiły,w niewierze licytują się z Tomaszem,a w alkoholizmie z Bukowskim.
I tylko czasem, kiedy zbudzi je chłód zorzy, czują, że łzy mają ten sam smak dla wszystkich,a ich wyjątkowość polega na ich końcu.
Wciąż szukam odpowiedzi, patrząc na zmieniające kolory liście.Inni przestali już nawet pytać,a i mi zaczęło wystarczać przeglądanie się w słońcui zamknięcie oczu na pustynny cień,który tak bardzo kłuje rdzeń.Nasz koncentracyjny obózciągle poddawany jest promieniowaniu,dzięki któremu, za drobną opłatą,po zrzuceniu pasiaków włączają nam seriale,abyśmy jedyne szczęście odnaleźliw półwytrawnym winie lub rosyjskim szampanie,po którym nie mamy snów o lagerrzeczywistości.
Starsi jeszcze mają to ziarenko świadomości, że zatruwają nam jedzenie i picie i eksperymentują na nas istoty w jasnych fartuchach,które wbijają w żyły naszych dzieci i wnuków igły pełne chorób, a granatowi milicjanci, wraz z czarnymi togami, dbają o przyrost przestępstw, żeby wziąć większą dotację.Każdy członek ruchu oporu trafia do karceru lub staje się bezrobotnym i musi wyjechać do innego obozu, gdzie już sam podaje łapę, biegnie za piłką i obgryza kości,bo się zreedukował.Poza tym broń mają jedynie strażnicyi wymyśleni przestępcy,czyli granatowi, którzy przebierają się, gdy księżyc świeci,bo gady przewidziały bunt ludzkościi jedyne, co mamy do obrony,to te tępe noże.Historycy z międzywojennej szkołyopowiadali, to pamiętam, o obozach za kolczastymi drutami.Potem historyków już nie było.Wystarczyło, że uwierzyliśmy w nowe płoty pod prądem.Wystarczyło, że zabrali ze szkół plastykę i muzykę.Wmówili, że cyferki dadzą nam papierkii droższy likier wieczorem.Ale wciąż pamiętam ten czas,kiedy używałem pióra zamiast klawiszy itylko straszyli nas promieniowaniem,opowiadali o ludzkim popiele.Teraz pozostało mi zamknąć oczy na wydłużający się cieńi zmartwienie, aby moje dziecinigdy nie zaczęły zadawać właściwych pytań.
Zaraz przekroczę próg Piekła, gdzie niewiedza jest jedyną stałą.Za złotymi klamkamikryją się zwolnienia,nienawiść do tych, co przychodzą bez ratunkowej kamizelki,oni najczęściej czują sztylet między spojrzeniem.
Zaprowadzenie Raju pośród kołyszących się ptaków na tęczy buków i brzózjest bardzo proste, ale problemem jest człowiek, który nie szuka Stwórcy, aby oddać mu pokłon, lecz żeby go zabić i zadeptać ślady na skrzyżowaniach, z których każda ścieżka prowadzi Nas do nieśmiertelnych wakacji w Edenie.Dla większości, niestety, ta droga jest odbiciem Piekław lusterku wstecznym.
Tajemnica tego Świata, bowiem, jest ukryta, i dzięki Bogu, inaczej człowiek zrobiłby to, co zrobił z jego Pięknem – kazał płacić bliźniemu za jego zwiedzanie.
Wydawnictwo Psychoskok