Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
To zupełnie niesłychane, że przy tylu książkach opisujących naszą historię pod zaborami dopiero Wozinski połączył bliższe oraz dalsze kropki, fakty powszechnie znane i z pozoru takie, które mają niewielkie znaczenie, przedstawiając całkowicie z nowej perspektywy 123 lata naszej niewoli. W roli głównej nie występują tu nasi bohaterowie narodowi i daty, które znamy ze szkoły. Głównymi aktorami tego tomu są: wielka gra imperiów, w której sprawa polska jest jedynie przedmiotem handlu między mocarstwami, bankierzy, niekończące się intrygi i zimne kalkulacje oraz system kreacji pustego pieniądza, który zmienił zasady światowej rywalizacji. Mają Państwo przed sobą pracę, która wywróci do góry nogami historię XIX wieku, jaką dotychczas znaliście. Zebrany, opracowany i przedstawiony materiał dowodowy przez Wozinskiego nie pozostawia wątpliwości, że mamy – niezależnie czy się z nim zgodzimy czy nie – do czynienia z dziełem wybitnym i absolutnie nowatorskim!
* * *
Od XIX w. jesteśmy narodem pozbawionym swojej reprezentacji wśród najbardziej decyzyjnych warstw finansowych i gospodarczych świata, co przekłada się na słabość naszego państwa. Aby temu zaradzić trzeba wreszcie odrobić lekcję z przeszłości i zrozumieć mechanizmy, które kształtowały światową gospodarkę w kluczowym XIX wieku. Temu właśnie celowi podporządkowany jest trzeci tom Od ujścia Wisły po Morze Czarne, który przedstawia bolesną historię obcej dominacji na polskiej ziemi.
W niniejszej pracy nazwisko „Rotszyld” pada co najmniej dwieście razy i nie wynika to bynajmniej z osobistej obsesji autora, lecz z sumiennie wykonanego obowiązku udokumentowania najważniejszych wydarzeń kształtujących gospodarcze oblicze epoki. Znane powiedzenie mówi o niezauważaniu słonia w menażerii; w kontekście Rotszyldów opisywanie polskich dziejów wedle ustalonego zwyczaju zakrawa wręcz na niezauważanie stada słoni. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że bankierzy Świętego Przymierza są w tak zaskakujący sposób pomijani przy opisie naszych losów? Dlaczego dom bankierski, który finansował tłumienie powstania listopadowego, obsługiwał finanse osobiste Metternicha i Bismarcka, odpowiadał za budowę wielu linii kolejowych na ziemiach polskich oraz podporządkował sobie część z najważniejszych przemysłowców Królestwa Polskiego niemal nie istnieje w naszej narodowej świadomości historycznej?
Sprowadzeni w XIX w. do roli parweniuszy i powstańców do wynajęcia, Polacy nie zagrażali już bezpośrednio Wielkiej Brytanii i Rotszyldom, bo nie posiadali nawet niepodległego państwa. Ich aspiracje trzeba było jednak trzymać stale pod kontrolą. Rezydujący w imponujących pałacach bankierzy przez wiele lat dbali o to, aby na mapie Europy utrzymane było polityczne status quo, co dla Polski oznaczało wegetację w warunkach niewoli. Gdy zaś życie polityczne na kontynencie zaczęło ulegać stopniowej demokratyzacji, rolą środowisk finansowych było utrzymanie politycznej dominacji przy użyciu środków ekonomicznych. W liberalnym ładzie światowym, który narzucili Brytyjczycy, rola niejawnych środowisk finansowych urosła przecież do niespotykanych dotąd w dziejach ludzkości rozmiarów. Za czasów Ancien régime’u koronowane głowy oraz książęta Kościoła mieli zapewniony wyróżniony status majątkowy w państwie, co znacząco sprzyjało transparentności struktur władzy. W epoce rewolucji i wyborów powszechnych politycy sprawujący funkcje ministrów, prezydentów, kanclerzy czy premierów bywali bardzo bogaci jedynie okazjonalnie, co czyniło ich wręcz perfekcyjnymi marionetkami potężnych środowisk finansowych. Nawet „żelazny kanclerz” Otto von Bismarck siedział w przysłowiowej kieszeni bankierów i był zmuszony nie raz znosić upokorzenia z ich strony.
Fragment książki
Jakub Wozinski (ur. 1984) – doktor filozofii, tłumacz i publicysta, m.in.: „Do Rzeczy”, „Polonii Christiana”, i „Najwyższego Czasu!”, autor książek , m.in: Historia pisana pieniądzem (2013), To NIE musi być państwowe (2014), Dzieje kapitalizmu (2016), Liberalizm to nie wolność (2019) oraz Od ujścia Wisły po Morze Czarne. Handlowo-finansowe tło dziejów Polski t. I i II (2021 i 2022), mąż, ojciec piątki dzieci.
W swojej publicystyce skupia się na ukazywaniu finansowego i handlowego podtekstu najważniejszych wydarzeń z historii powszechnej oraz Polski. Zwolennik tezy, iż system kreacji pustego pieniądza stał za Wielkim Wzbogaceniem krajów Zachodu oraz zupełnie wywrócił do góry nogami rozumienie procesów ekonomicznych oraz zjawisk politycznych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 583
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Jakub Wozinski
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Prohibita
Wydanie I
ISBN:
978-83-67453-30-1
Projekt okładki, skład i łamanie:
Maciej Harabasz
Mapy:
Maciej Harabasz
Na okładce książki wykorzystano fragment obrazu
Fransa Hohenberga i Georga Brauna zatytułowany Posnania
Wydawca:
Wydawnictwo PROHIBITA
Paweł Toboła-Pertkiewicz
www.prohibita.pl
Tel: 22 425 66 68
fb.com/WydawnictwoProhibita
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamy
nabywać w Internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:
Księgarnia Multibook.pl
Dymińska 4, 01-519 Warszawa
fb.com/Multibookpl
Wydanie tej książki, podobnie jak innych projektów
wydawnictwa Prohibita, NIE zostało sfinansowane z pieniędzy podatników.
Wstęp
Dzieje Polski w epoce rozbiorowej oraz dzieje bankierskiego rodu Rotszyldów w tym samym okresie przedstawia się najczęściej w rodzimej historiografii jako dwa niemal zupełnie niepowiązane ze sobą zagadnienia. W perspektywie prezentowanej przez ogromną większość autorów sprawy polskie oraz interesy najbogatszej rodziny XIX w. wydają się być niczym opisy dwóch gatunków zwierząt zamieszkujących, dajmy na to, Europę i Australię, które rozdzielone wielkimi masami oceanów nie miały nigdy ze sobą żadnego kontaktu.
Pozornie takie podejście do sprawy da się uzasadnić tym, że potężny ród nie zaszczycił nigdy Warszawy swoim oddziałem banku. Zgoła nic nie wiemy także na temat ewentualnych odwiedzin Rotszyldów na polskiej ziemi. A skoro twórcy rynku międzynarodowych pożyczek nie fatygowali się osobiście do Polski, historycy mają już na ogół zapewnione doskonałe alibi, aby się nimi nie zajmować. Po cóż zresztą poruszać tego typu tematykę, która tak łatwo naraża autorów na status zwolenników spiskowej teorii dziejów lub przypina im inne etykiety, wliczając w to bycie posądzonym o antysemityzm. Nie dziwi więc, że badacze naszych dziejów z okresu rozbiorów starannie omijają temat Rotszyldów i skupiają się na tysiącach innych zagadnień. W latach 1795–1918 nie brakowało przecież barwnych polityków, bitew czy rewolucji, którym można poświęcać kolejne serie artykułów czy monografie.
Badacz dziejów finansowych, handlowych i gospodarczych, zajmujący się tym samym okresem, zwyczajnie nie może pominąć wpływu żydowskiego rodu na dzieje Polski – a w istocie był to wpływ ogromny. W niniejszej pracy nazwisko „Rotszyld” pada co najmniej dwieście razy i nie wynika to bynajmniej z osobistej obsesji autora, lecz z sumiennie wykonanego obowiązku udokumentowania najważniejszych wydarzeń kształtujących gospodarcze oblicze epoki. Znane powiedzenie mówi o niezauważaniu słonia w menażerii; w kontekście Rotszyldów opisywanie polskich dziejów wedle ustalonego zwyczaju zakrawa wręcz na niezauważanie stada słoni. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że bankierzy Świętego Przymierza są w tak zaskakujący sposób pomijani przy opisie naszych losów? Dlaczego dom bankierski, który finansował tłumienie powstania listopadowego, obsługiwał finanse osobiste Metternicha i Bismarcka, odpowiadał za budowę wielu linii kolejowych na ziemiach polskich oraz podporządkował sobie część z najważniejszych przemysłowców Królestwa Polskiego niemal nie istnieje w naszej narodowej świadomości historycznej? Jeśli już o domu bankierskim Baringów mówiło się swego czasu, że są „szóstą wielką potęgą” w Europie, to cóż dopiero powiedzieć o wywodzącym się z Frankfurtu nad Menem rodzie, który przez wiele lat miał decydujący wpływ na stan finansów publicznych europejskich mocarstw?
Dzieje Europy w okresie między Kongresem Wiedeńskim a I wojną światową były w pewnym sensie wielkim ciągiem zmagań kolejnych mocarstw o przełamanie dominacji Imperium Brytyjskiego oraz imperium finansowego Rotszyldów. Od samego początku było to bardzo nierówne starcie, ponieważ wraz z pokonaniem Napoleona Brytyjczycy zdołali ostatecznie narzucić całej reszcie świata swój system finansowy i handlowy, którego przedstawicielem była rozsiana po całym świecie diaspora żydowska. W epoce pokongresowej każde mocarstwo musiało uznać tę dominację, czego wyrazem były kolejne pożyczki rządowe udzielane przy udziale Rotszyldów Francji, Austrii, Prusom, Rosji, Hiszpanii czy Portugalii. Ostatecznie nawet wielki niemiecko-brytyjski konflikt o dominację, zakończony I wojną światową, nie był w stanie zagrozić ich wyróżnionemu statusowi w światowych finansach.
Fakt, iż Polacy nie mieli w XIX w. swojego państwa, które mogłoby występować w roli klienta potężnego rodu nie oznacza jednak, że jego przedstawiciele nie mieli żadnego wpływu na nasze losy. Wręcz przeciwnie, Rotszyldowie, jak mało kto, byli zainteresowani utrzymaniem brytyjskiej supremacji, a historycznie rzecz biorąc jednym z fundamentów tej dominacji było wygaszenie polskiego państwa. Czytelnik pragnący lepiej zrozumieć, co dokładnie mam na myśli, musi sięgnąć po dwa wcześniejsze tomy tej pracy, w których szczegółowo wyjaśniam, na czym w XVI–XVIII w. polegała rola Holandii, a następnie Wielkiej Brytanii w torpedowaniu polskiej polityki morskiej, paraliżowaniu polskiego handlu, dotowaniu najeżdżających Polskę armii, czy też sabotowaniu polskiego życia politycznego. Wbrew wszelkim pozorom Rzeczpospolita była potencjalnie niezwykle niebezpiecznym państwem dla brytyjskich interesów, a o skali tego niebezpieczeństwa najlepiej świadczy fakt, że Wielka Brytania ostatecznie tak bardzo wzmocniła Prusy i Rosję, że te podzieliły się polskim terytorium.
Sprowadzeni w XIX w. do roli parweniuszy i powstańców do wynajęcia, Polacy nie zagrażali już bezpośrednio Wielkiej Brytanii i Rotszyldom, bo nie posiadali nawet niepodległego państwa. Ich aspiracje trzeba było jednak trzymać stale pod kontrolą. Rezydujący w imponujących pałacach bankierzy przez wiele lat dbali o to, aby na mapie Europy utrzymane było polityczne status quo, co dla Polski oznaczało wegetację w warunkach niewoli. Gdy zaś życie polityczne na kontynencie zaczęło ulegać stopniowej demokratyzacji, rolą środowisk finansowych było utrzymanie politycznej dominacji przy użyciu środków ekonomicznych. W liberalnym ładzie światowym, który narzucili Brytyjczycy, rola niejawnych środowisk finansowych urosła przecież do niespotykanych dotąd w dziejach ludzkości rozmiarów. Za czasów Ancien régime’u koronowane głowy oraz książęta Kościoła mieli zapewniony wyróżniony status majątkowy w państwie, co znacząco sprzyjało transparentności struktur władzy. W epoce rewolucji i wyborów powszechnych politycy sprawujący funkcje ministrów, prezydentów, kanclerzy czy premierów bywali bardzo bogaci jedynie okazjonalnie, co czyniło ich wręcz perfekcyjnymi marionetkami potężnych środowisk finansowych. Nawet „żelazny kanclerz” Otto von Bismarck siedział w przysłowiowej kieszeni bankierów i był zmuszony nie raz znosić upokorzenia z ich strony.
Nie było dziełem przypadku, że na dokładnie ten sam zakres czasowy przypadły szczytowe wywyższenie rodu Rotszyldów i krańcowe upokorzenie polskiego państwa. Mimo iż jako naród dopuszczaliśmy się niekiedy w czasach I Rzeczpospolitej rażących aktów apostazji względem duchowego i politycznego Rzymu, w XIX w. byliśmy wciąż jednym z najbardziej wiernych łacińskiemu dziedzictwu społeczeństw na świecie. W łacińskiej Europie Rotszyldowie mogli być co najwyżej tolerowani, ale nie zdołaliby nigdy uzyskać statusu równego koronowanym głowom. Świadomość tego nakazywała im opowiadać się ściśle za interesami najbardziej liberalnego imperium w dziejach. Oparcie się na Imperium Brytyjskim przyniosło ostatecznie upragniony owoc wraz z deklaracją Balfoura z listopada 1917 r., która zapowiadała utworzenie siedziby narodu żydowskiego w Palestynie.
Dla Polski największą nadzieją na odzyskanie dawnej wielkości było wzięcie udziału w próbach reanimacji dawnego łacińskiego oblicza kontynentu. To dzięki niemu powstało w ogóle polskie państwo i jemu w szczególnie kryzysowych momentach zawdzięczało wielokrotnie powstawanie niemal z martwych. Szanse na powrót do korzeni od samego początku były ograniczone, a Polacy nie chcieli ich zwiększyć. Wybierali masowo programy: rewolucyjny, powstańczy, socjalistyczny i demokratyczny. Sprawa restytucji dawnego ładu miała niestety niewielu zwolenników, a przyjęcie błędnego programu polityczno-ideowego doprowadziło do tragedii niepotrzebnych powstań: listopadowego i styczniowego. Wiążąc na dodatek ściśle sprawę przywrócenia polskiego państwa z agendą liberalno-demokratyczną, rodzime elity same przyłożyły się do destrukcji polskości we wschodnich województwach Rzeczypospolitej.
Rozbiory polsko-litewskiego państwa były przejawem rażącej niesprawiedliwości w ładzie międzynarodowym. Czystą naiwnością było jednak szukać tej sprawiedliwości w systemie liberalnym, w którym prawdziwi decydenci skrywali się za fasadą rządowych gabinetów, a za obrońcę idei konserwatywnej uchodziły Prusy czy Rosja. O ile w dobie Oświecenia znaczna część Europy zwątpiła za namową salonowych intelektualistów w swoje chrześcijańskie korzenie, o tyle w dobie dominacji arystokracji fiducjarnego pieniądza niewiara ta przyjęła już olbrzymie rozmiary. Przyglądając się epokowym wynalazkom oraz imponującej skali produkcji w brytyjskich manufakturach, cały świat uwierzył, że nadeszła zupełnie nowa epoka, w której należało przewartościować wszelkie dotychczasowe zasady i pewniki. W krajobrazie miast przestawały już dominować wieże kościołów, a ich miejsce zajmowały wielkie fabryczne hale i kominy, a z czasem także pierwsze wysokościowce.
Związaną z tym polską narodową traumą pozostaje do dziś fakt, że w epoce rozbiorowej w szczególności Europa Zachodnia przeżyła swój okres „Wielkiego Wzbogacenia”. Upadek Rzeczypospolitej, który dokonał się ostatecznie tuż przed rewolucją przemysłową, przedstawia się nierzadko jako swego rodzaju potwierdzenie teorii, iż odpadliśmy z wyścigu po bogactwo z własnej winy: ponieważ byliśmy za słabi, nie potrafiliśmy się w porę zmodernizować i zreformować, a także pod wieloma względami nie przystawaliśmy do naszych sąsiadów z kontynentu. Tego rodzaju teoriom dawałem już odpór we wcześniejszych tomach Od ujścia Wisły po Morze Czarne. W niniejszym staram się dodatkowo pokazać jak bardzo „Wielka Dywergencja” zachodnich gospodarek wynikała wprost z upowszechnienia na masową skalę dodruku pieniądza. Historycznym pseudo-wkładem Imperium Brytyjskiego w dziedzinę rozwoju gospodarczego było uzależnienie go od przynoszącego w dłuższej perspektywie czasowej destrukcyjne i katastrofalne skutki systemu kreacji pustego pieniądza. System ten wydawał się początkowo (i nadal wydaje) niezwykle efektywnym narzędziem umożliwiającym wspinanie się na nieznane dotąd szczeble rozwoju technologicznego. Im bardziej jednak cały świat zostawał wprzęgnięty w reżim gospodarki opartej na pustym pieniądzu, tym bardziej niebezpieczne oblicze zyskiwała cała cywilizacja. Najważniejszy rachunek za zastosowanie tego mechanizmu ludzkość miała zapłacić w XXI w., w postaci bezprecedensowej w dziejach depopulacji, lecz już w epoce rozbiorowej dały o sobie znać demony komunizmu, socjalizmu, czy też wojny totalnej. Nowa europejska cywilizacja, która za swoje fundamenty uznała rewolucję francuską, rewolucję angielską, myśl Oświecenia czy też brytyjski system finansowy, patrzyła zawsze z nieskrywaną wyższością na cywilizację łacińską i traktowała ją jako niedojrzałą, dziecięcą formę podporządkowaną myśleniu magiczno-religijnemu. Hekatomba frontów I wojny światowej oraz rewolucja bolszewicka pokazały jednak, że zamiast ogłaszanego wszem i wobec postępu, ludzkość zaliczyła ogromny regres do niespotykanego dotąd barbarzyństwa.
Wszystkie najgorsze cechy liberalnej cywilizacji pieniądza fiducjarnego wybrzmiały najmocniej dopiero w XX w. wraz z piekłem gułagów, obozów koncentracyjnych, czy też aborcji. Ludzkość oddawała jednak wówczas to, czym nasiąkała przez cały XIX w. Zorganizowany na trumnie Rzeczypospolitej koncert mocarstw wynosił na szczyt zachłannych fabrykantów, zdemoralizowanych bankierów i upadłych polityków. Marką rozpoznawczą epoki stał się zaś bezprecedensowy cynizm i wyrachowanie, którego ukoronowaniem było wysłanie przez Niemców do Petersburga pociągu z Leninem na pokładzie w celu wywołania najstraszliwszej rewolucji w dziejach.
Współcześni apologeci stulecia poprzedzającego wybuch I wojny światowej ukazują je często jako „epokę kapitalizmu”, która pomogła ludzkości nie tylko wyrwać się z pułapki maltuzjańskiej, ale także z biedy. Bezsprzecznym faktem pozostaje to, że współczesny przeciętny zjadacz chleba na Zachodzie żyje dziś na ogół na poziomie, który jeszcze w XVIII w. uchodziłby za właściwy dla zamożnych warstw. Przeciwstawiając to warunkom życia, jakie panowały w poprzednich stuleciach stwierdza się tym samym, że współczesna cywilizacja pieniądza dekretowego jest jednoznacznie lepsza a dominujący w jej ramach liberalizm doskonalszy niż cokolwiek innego w dotychczasowych dziejach. Narracja ta przyjmuje nierzadko kształt niemalże historii odkupienia ludzkości ze stanu nędzy i rozpaczy, a wszelkich kontestatorów jedynego słusznego cywilizacyjnego kursu posądza się o chęć cofnięcia ludzkości do czasów Średniowiecza.
Potrzeba uzasadnienia w kategoriach religijnych kursu obranego w nowożytności przez cywilizację zachodnią wynika wprost z faktu, że Europa w epoce przypadającej na nieobecność niepodległego polskiego państwa znacząco odeszła od swoich chrześcijańskich korzeni. Wiara w postęp stała się opium dla ludu, który odczuwał ogromny niepokój związany z odrzuceniem swojego wielowiekowego dziedzictwa. Obfitość materialna i postęp technologiczny, które przyniosła ze sobą rewolucja przemysłowa starannie skrywały jednak fakt, że praźródłem Wielkiego Wzbogacenia było oszustwo finansowe bankowości rezerw cząstkowych narzucone brutalnie całemu światu przez Brytyjczyków. Cywilizacja liberalizmu nie niosła wcale ludzkości wolności, lecz dominację światowego imperium i jego finansjery; nie pomnażała równości, lecz wprowadzała nową hierarchię wyznaczoną przez dostęp do kreowanych ex nihilo środków finansowych; i nie ustanawiała braterstwa, lecz co najwyżej wzmacniała rolę tajnych stowarzyszeń i lóż.
Z punktu widzenia modnych we współczesnej humanistyce nurtów, wiek XIX jest szczególnie ważny dlatego, że w jego trakcie dopełnił się proces stopniowej likwidacji pańszczyzny i innych form przywiązania ludności chłopskiej do szlachty. Czasami widzi się w nim wręcz odpowiednik zniesienia niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych. Zgodnie z tą narracją zniesienie poddaństwa chłopów miało stanowić usunięcie ostatniego bastionu feudalizmu, dzięki czemu Polska i Europa mogły wreszcie wkroczyć na ścieżkę dynamicznego wzrostu i ulec procesom modernizacji. Jak już pokazywałem w I tomie niniejszej pracy, wtórne poddaństwo nie miało w sobie zbyt wiele z feudalizmu, gdyż doszło do niego głównie w XVI w. w dobie rewolucji protestanckiej. Polscy chłopi zostali częściowo zniewoleni w imię rozwoju społecznego, ponieważ przykuwająca ich do ziemi szlachta zaliczała się do grona najbardziej nowoczesnych i postępowych środowisk ówczesnej Europy. Poddaństwo było więc reliktem ślepych dążeń do modernizacji, a nie konserwatyzmu.
Samo zaś zwolnienie ludności chłopskiej z powinności względem dworów doprowadziło ostatecznie do tego, że znaczna jej część popadła w nowy rodzaj podległości, tym razem wobec zdegenerowanej arystokracji pieniądza fiducjarnego. Dzielnice robotnicze w XIX w. były często miejscami ogromnej nędzy, które w sposób szczególny sprzyjały szerzeniu się idei komunistycznych. Apologeci kapitalizmu pustego pieniądza zazwyczaj natychmiastowo odpierają ten zarzut stwierdzeniem, że przecież pozostawszy na wsi ludność byłaby jeszcze biedniejsza, a na dodatek z czasem warunki życia poprawiały się zauważalnie nawet w najbiedniejszych dzielnicach. To prawda: w gospodarce stymulowanej ciągłą kreacją pustego kredytu obfitość wszelkiego rodzaju dóbr dosłownie zalewa nas każdego roku, tworząc złudne poczucie wyzwolenia. Czy jednak na początku XXI w. naprawdę możemy stwierdzić, że jesteśmy wolni jak jeszcze nigdy dotąd?
Nie jest absolutnie przypadkiem to, że w ostatnim czasie ukazało się tak wiele prac i artykułów analizujących wykształcenie się nowej klasy technofeudałów lub diagnozujących nastanie nowego Średniowiecza. Zwykli zjadacze chleba coraz częściej są traktowani niczym drobne trybiki w przygotowywanym dla nich przez wielkich tego świata mechanizmie społeczeństwa idealnego. W świecie zdominowanym przez wielkie banki, firmy inwestycyjne, korporacje czy banki centralne, ryzyko zaprowadzenia dystopijnego modelu społecznego opartego na powszechnej inwigilacji i kontroli wzrosło być może jak jeszcze nigdy w dziejach, gdyż jeszcze nigdy dotąd ludzkość nie miała do dyspozycji tak wyrafinowanych technologii.
Początków wykształcenia się globalistycznej kasty niejawnych i niezapisanych w żadnych konstytucjach decydentów należy doszukiwać się właśnie w XIX w. gdy fundamenty pod system międzynarodowych finansów kładł dom bankowy rodziny Rotszyldów. Jego nagłe wkroczenie na polityczne i biznesowe salony dokonało się w okresie, gdy Polacy zaczęli z nich coraz szybciej znikać. Pozbawieni własnego państwa i odsunięci od przewodzenia gospodarce swoich ziem znaczyli coraz mniej w świecie wielkiej polityki. Najbardziej wymownym potwierdzeniem tej obserwacji był fakt, że w kryzysowym okresie I wojny światowej naszym głównym narodowym ambasadorem przy Rotszyldach i Morganach był nie żaden bankier czy przemysłowiec, lecz pianista Ignacy Jan Paderewski.
Mówi się często i zasadnie, że okres II wojny światowej i stalinizmu Polska przypłaciła utratą swoich elit ziemiańskich, politycznych czy umysłowych. Okres rozbiorów sprawił natomiast, że Polska nie wykształciła swoich własnych pierwszorzędnych elit gospodarczych, którym dane było pojawić się w większości europejskich krajów. Wyróżniony status majątkowy utrzymały na ogół tyko wybrane rody magnackie, które jednak szybko traciły na znaczeniu w nowej rzeczywistości wyznaczonej przez kolejne odsłony rewolucji przemysłowej. Poza tym jednak w krajowej gospodarce dominowali przedstawiciele obcych narodów i nie był to bynajmniej efekt naszego mniejszego talentu w zakresie przedsiębiorczości. Od XIX w. jesteśmy narodem pozbawionym swojej reprezentacji wśród najbardziej decyzyjnych warstw finansowych i gospodarczych świata, co przekłada się na słabość naszego państwa. Aby temu zaradzić trzeba wreszcie odrobić lekcję z przeszłości i zrozumieć mechanizmy, które kształtowały światową gospodarkę w kluczowym XIX wieku. Temu właśnie celowi podporządkowany jest trzeci tom Od ujścia Wisły po Morze Czarne, który przedstawia bolesną historię obcej dominacji na polskiej ziemi. W rolach głównych, tak jak w poprzednich tomach, występują: cieśniny morskie, traktaty handlowe, bankierzy, mennice, przemysłowcy, złoto, srebro, porty i kanały, lecz dodatkowo na scenę wkraczają także: koleje, pola naftowe, nawozy sztuczne, czy też U-booty. Za sprawą rewolucji przemysłowej scenografia wielkiego politycznego spektaklu zostaje wprawdzie bardzo wzbogacona, lecz jej sednem wciąż jest to samo dążenie do dominacji.
Pierwsze lata niewoli
Oficjalne wymazanie Rzeczypospolitej z politycznej mapy Europy dokonało się wraz z podpisaniem przez zaborców traktatu rozbiorowego 24 października 1795 roku. Podział terytorium na trzy części nie wyczerpywał jednak wszystkich roszczeń względem upadłego państwa. Jak przystało na epokę, która prawowite królestwa wdeptywała w ziemię, a na szczyt hierarchii społecznej wynosiła bankierów, po swoje wierzytelności niemal w dniu śmierci ponad osiemsetletniego państwa zgłosili się przedstawiciele domu bankierskiego Hope’ów z Amsterdamu.
Spółkę Hope and Co. założyli Szkoci, którzy przybyli do Holandii i specjalizowali się najpierw w handlu i dyskoncie weksli, a z czasem zyskali sławę jako wiodący pożyczkodawcy na kontynencie. Najważniejszym klientem domu bankierskiego, kierowanego w tym okresie przez Henry’ego Hope’a, była Rosja, której tylko w latach 1788–93 (okres wojen z Turcją) udzielił łącznie aż 18 pożyczek1. Korzystanie z usług amsterdamskich finansistów było czymś znacznie więcej niż tylko prostą usługą kredytową: Hope’owie poprzez swoich partnerów w Livorno pomogli także Rosjanom m.in. zorganizować transfery pieniężne konieczne do prowadzenia operacji na Morzu Śródziemnym. W nagrodę za tak wszechstronną pomoc caryca Katarzyna II przesłała nawet Henry’emu Hope’owi swój portret2.
Z usług domu bankierskiego Hope’ów korzystał także ostatni król Rzeczypospolitej, który nie mogąc liczyć na zbyt wielkie sumy z królewszczyzn, zaciągnął pożyczki w 1776 i 1783 roku. Stanisław August Poniatowski zwrócił się do bankierów Katarzyny II, ponieważ rządził tylko i wyłącznie z jej woli. Jak się zresztą miało później okazać, amsterdamscy finansiści zgodzili się pożyczyć polskiemu monarsze pieniądze dlatego, że w ich oczach za chylącą się ku upadkowi Rzeczpospolitą poręczała już faktycznie Rosja. Co prawda spłata kredytów króla Poniatowskiego została zabezpieczona tzw. subsidium charitativum, czyli podatkami pobieranymi od osób żyjących na ziemiach należących do Kościoła, ale przecież likwidowane stopniowo od 1772 r. państwo nie dawało pełnych gwarancji uregulowania całości kwoty.
Przedstawiciel Hope’ów pojawił się w Warszawie już w 1793 r. zaraz po wybuchu kryzysu finansowego, który pogrążył wówczas m.in. najbogatszego bankiera w kraju Piotra Teppera i wielu innych. Warszawski bankier obsługiwał spłatę królewskich zobowiązań, dlatego jego upadłość skłoniła holenderskiego wysłannika do udania się wprost na ostatni sejm Rzeczypospolitej, do Grodna. Dostrzegłszy tam agonię polsko-litewskiego państwa skierował się z kolei do Petersburga, aby porozmawiać z najbardziej decyzyjną w kwestii majątku polskiego państwa Katarzyną II. Zaniepokojony wizją sporych strat Robert Voûte przedstawił carycy pomysł, który stał się jednym z najważniejszych czynników przesądzających o ostatecznej likwidacji Rzeczypospolitej.
Zadłużona na znaczne sumy Rosja, która oprócz wymagającej wojny z Turcją musiała także finansować kolejne akcje pacyfikacyjne przeciwko Polsce, potrzebowała od domu bankierskiego Hope’ów kolejnych pożyczek. Przebywający w Petersburgu Voûte zasugerował, że jeśli tylko caryca przejmie odpowiedzialność za dług polskiego króla, Rosja uzyska możliwość reorganizacji swojego zadłużenia oraz uzyskania kolejnych pożyczek na lepszych niż dotąd warunkach. Z punktu widzenia Hope’ów długi polskiego króla (oraz części magnaterii) stawały się swego rodzaju toksycznym aktywem, którego należało jak najszybciej się pozbyć lub zmienić jego charakter. Na wschodnich rubieżach kontynentu caryca władała niepodzielnie, lecz wobec zachodnich finansistów musiała wielokrotnie okazywać skruchę, dlatego już w październiku 1793 roku zgodziła się wstępnie przejąć dług Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wybuch Powstania Kościuszkowskiego oraz konieczność stłumienia go przez Rosjan sprawił, że rozwiązanie kwestii polskiego długu zostało odsunięte na nieokreślony czas, lecz po likwidacji Rzeczypospolitej dom bankierski Hope’ów wznowił negocjacje.
Robert Voûte przybył do Petersburga po raz kolejny we wrześniu 1796 roku i miał znaczny udział w tym, że po trwających wiele tygodni negocjacjach 26 stycznia 1797 roku Rosja, Austria i Prusy podpisały ostateczną konwencję rozbiorową Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Destruktorzy polskiej państwowości zapisali w niej nawet, że „samo imię Polski będzie na zawsze wymazane z prawa narodów”. Słynna konwencja petersburska przewidywała także, że wszystkie państwa zaborcze wyznaczą członków specjalnej komisji, która miała zająć się weryfikacją i likwidacją istniejącego długu. Zobowiązania polskiego państwa podzielono między Rosję, Prusy i Austrię w proporcji 13:13:4, natomiast zobowiązania polskiego króla w proporcji 2:2:1.
Dom bankierski Hope’ów, który reprezentował tak naprawdę całe grono pomniejszych holenderskich banków, potraktował unicestwienie Rzeczypospolitej w bardzo techniczny i pozbawiony skrupułów sposób. Nie wnikał w to, czy jego dotychczasowy klient z Warszawy chciał odzyskać zdolność kredytową i zaciągać kolejne pożyczki, lecz aktywnie zachęcał Rosję do sfinalizowania dzieła zaborów. Znaczny wpływ na tę postawę miała oczywiście tradycyjna w protestanckiej Holandii wrogość wobec katolickiej Polski, która dała o sobie znać z tak wielką siłą już w XVI–XVII w3. Przeprowadzony przez nizinne państwo wstępny, gospodarczy rozbiór Rzeczypospolitej polegający na sabotowaniu jej rozwoju przy pomocy Gdańska, przeciwdziałaniu wysiłkom na rzecz utworzenia polskiej floty, czy też wypłacaniu subsydiów dla szwedzkich najeźdźców, doprowadził w końcu u schyłku XVIII w. do upadku polskiej państwowości i nie powinno dziwić, że notariuszem oraz finansowym nadzorcą ostatecznych umów byli właśnie Holendrzy.
Henry Hope
Równie istotny był jednak także fakt, iż znaczne długi w holenderskich bankach zaciągnęli wcześniej polscy magnaci. Przebywający w Petersburgu przez wiele miesięcy Voûte po podpisaniu ostatecznej konwencji rozbiorowej negocjował także spłatę zobowiązań m.in. księcia Michała Ogińskiego czy księcia Józefa Lubomirskiego, którzy pozastawiali znaczne części swoich posiadłości. Pozbawieni wraz z upadkiem polsko-litewskiego państwa urzędów oraz tradycyjnych rynków zbytu magnaci nie dawali zbyt wielkich nadziei na zwrot łącznie aż 5,8 mln guldenów, gdyż większość z nich przestała spłacać kredyty już w latach 1793–94 w następstwie finansowego krachu. Rosja zgodziła się wziąć na siebie także i te długi na mocy osobnych umów podpisanych 30 czerwca i 29 października 1797 roku. Przewidywały one, że wszystkie polskie długi zostaną przekonwertowane na rosyjskie obligacje oprocentowane na 5%. Większość zadłużonych dóbr i tak znajdowała się na zagrabionym przez nią terytorium, a ich wartość przewyższała należne bankierom kwoty4.
Nagrodą za taki gest wobec amsterdamskich bankierów okazała się ostatecznie wielka konwersja rosyjskiego długu przeprowadzona 15 stycznia 1798 roku. Wszystkie dotychczasowe długi zaciągnięte przy udziale domu bankierskiego Hope’ów po wyższym procencie zostały przekonwertowane w jednolite obligacje oprocentowane na 5%. Innymi słowy, w nagrodę za zniszczenie polskiego państwa protestanckie elity finansowe Amsterdamu zgodziły się obniżyć Rosji koszty obsługi jej zadłużenia. Prezent dla Rosji był tylko pozornie wspaniałomyślny – pruski przedstawiciel w Amsterdamie Niebuhr twierdził, że skupując obligacje, gdy ich cena była w dołku, a następnie sprzedając po wyższej cenie po konwersji, dom bankierski Hope’ów miał zarobić co najmniej 6 mln guldenów. Rzeczpospolita nie istniejąc już więc od wielu miesięcy, nadal pozwalała zarabiać środowiskom, które doprowadziły do jej upadku.
Nastrój domu bankierskiego Hope’ów, który na polskim nieszczęściu zarobił znaczne kwoty, zepsuły wojska rewolucyjnej Francji, które już w styczniu 1795 roku wkroczyły do Amsterdamu i ustanowiły nowe państwo o nazwie Republika Batawska. Zaniepokojeni bankierzy przewieźli swój majątek do Anglii, gdzie zaopiekował się nimi zaprzyjaźniony dom bankierski Baringów, który również specjalizował się w pożyczkach dla Rosji. Od tego czasu oba banki nawiązały ścisłą współpracę, która uczyniła ich najważniejszym partnerstwem w świecie finansów całego globu. W praktyce, jak się miało później okazać, wojenna zawierucha na kontynencie sprawiła, że w partnerstwie tym na plan pierwszy wysunęli się Baringowie, pożyczający znaczne sumy m.in. Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym5.
Czysto teoretycznie, dotknięty obcą agresją dom bankierski Hope’ów powinien był okazać więcej zrozumienia dla zaatakowanej przez trzech zaborców Rzeczypospolitej, lecz w Epoce Rozumu nie było miejsca na tego rodzaju sentymenty. Rzeczpospolita, jako kraj zawierający w sobie zbyt wiele elementów ucieleśniających dorobek cywilizacji łacińskiej, musiała zostać rytualnie ograbiona i usunięta.
Głównym żywiołem decydującym o tym, jak będą wyglądały stosunki społeczno-gospodarcze na terenie brutalnie podzielonych między zaborców ziemiach polskich, miały ostatecznie zostać środowiska nowej arystokracji finansowej. Wraz ze stale rosnącą potęgą Wielkiej Brytanii i upowszechnianego przez nią systemu kreacji pustego pieniądza, środowiska finansowo-bankierskie przejmowały coraz większy wpływ na sytuację polityczną, przejmując ostatecznie w XIX w. dominację nawet nad koronowanymi głowami państw. Początkowo mogło się więc wydawać, że począwszy od 1795 r., w poprzednich wiekach umyślnie uciszana gospodarczo, Rzeczpospolita stanie się areną dla rozmaitych przedsięwzięć i inwestycji elit finansowych Londynu, Amsterdamu i innych wiodących ośrodków gospodarczych Europy – na wzór zamorskich kolonii. Realizacja takiego scenariusza została jednak odroczona przynajmniej do 1815 r. wraz z wkroczeniem wojsk rewolucyjnej Francji do Holandii. Ich obecność w tym kraju oznaczała dla Wielkiej Brytanii konieczność pozostawania w stałym pogotowiu ze względu na stale zagrażającą jej inwazję. Ucieczka liderów domu bankierskiego Hope’ów wraz z główną częścią kapitału do Anglii wiązała się zaś z poważnymi zaburzeniami w funkcjonowaniu brytyjskiego systemu finansowego na kontynencie. W 1795 r. świat nie słyszał jeszcze o Napoleonie, więc sukcesy militarne rewolucyjnej Francji mogły się wydawać bardzo krótkotrwałe. Z czasem okazało się natomiast, że cała Europa wkracza właśnie w przejściową epokę, która dla Polski oznaczała opóźnienie procesu jej kolonizacji przez arystokrację pieniądza fiducjarnego. Elity bankowo-gospodarcze, rozbudowujące swój stan posiadania na fundamencie rosnących wpływów brytyjskiego imperium musiały najpierw zdławić rewolucję i wyrosły z niej francuski projekt imperialny. Z tego właśnie powodu pierwsze dwudziestolecie po ostatnim rozbiorze miało upłynąć pod znakiem wyczekiwania na ostateczne rozstrzygnięcia oraz wstrzymania wszelkich znaczących przedsięwzięć gospodarczych. W porównaniu do kolejnych dziesięcioleci, pierwsze lata po III rozbiorze były pod względem gospodarczym wyjątkowo apatyczne; obfitowały za to wydarzenia o charakterze militarnym.
Próbująca rozwiązać własne wewnętrzne problemy drogą podbojów, kontrybucji i grabieży Francja starła się po 1795 r. z Wielką Brytanią, stosującą wyrafinowane metody politycznego oddziaływania przy pomocy środków finansowych i handlowych. Wynik tej konfrontacji od początku był raczej przesądzony, lecz zanim nastąpiło ostateczne rozstrzygnięcie, nieoczekiwane zelżały wpływy środowisk finansowych na kontynencie, co wepchnęło ziemie polskie w przedłużający się stan tymczasowości. Zaborcy nie byli w stanie zaprząc polskich ziem i dostępnych na nich zasobów do realizacji swoich wielkich gospodarczych przedsięwzięć, co zadziałało na niekorzyść ich wizerunku koryfeuszy postępu rzekomo cywilizujących zacofaną Polskę. Powiązane z Londynem amsterdamskie źródło kredytu, które od wielu dekad miało decydujący wpływ na inwestycje na kontynencie, nieoczekiwanie wyschło, a wraz z nim diametralnie zmieniły się reguły życia gospodarczego.
Na pozór jako kraj, który przez minione dwa wieku był sukcesywnie odseparowywany od bogactwa wynikającego z uczestnictwa w światowym handlu, Polska nie miała do zaoferowania zaborcom zbyt wielu bogactw. Jak pokazały roszczenia banku Hope & Co. można było jednak zarobić nawet na niespłaconych długach polskiego państwa. Głównym bogactwem żyjącej z produkcji rolnej Polski były wciąż przede wszystkim wielkie dobra magnackie. W dobie prowadzonych przez kolejne koalicje wojen z Francją, na europejskim rynku dochodziło do poważnych zaburzeń w dostawach i dlatego ceny polskiego zboża były wciąż dość wysokie. Wysiłki pruskiej władzy, która 9 stycznia 1796 roku rozgościła się w Warszawie, sprowadzały się dlatego od samego początku do prób wyrugowania rodzimych właścicieli ziemskich. Skolonizowanie polskich miast, które w XVIII w. znajdowały się niemal w permanentnym kryzysie gospodarczym, nie wydawało się Prusakom trudnym zadaniem, lecz w przypadku magnaterii i szlachty trzeba było zastosować podstęp.
Z całą pewnością źródłem inspiracji dla najeźdźców była uchwała wekslowa z 1775 roku, która umożliwiała szlachcie zaciąganie kredytów hipotecznych. Gdy w 1793 roku wybuchł finansowy kryzys z Piotrem Tepperem w roli głównej, znaczna część właścicieli ziemskich stała się niewypłacalna, a całe majątki można było przejąć za bezcen. Dążąc do osiągnięcia tego samego celu pruska władza od samego początku czyniła co tylko mogła, aby zachęcić polską szlachtę do zaciągania pożyczek. W Warszawie otworzono filię Kompanii Handlu Zamorskiego (Seehandlung), powstałą jeszcze w czasach Fryderyka II w celu nękania Polski, która teraz udzielała licznych kredytów. W byłej stolicy pojawili się także berlińscy i wrocławscy bankierzy, którzy znacząco wzmogli akcję kredytową. Pruska administracja pospiesznie nakazała uregulowanie do końca 1796 roku wszystkich tytułów własnościowych, aby zastawy hipoteczne były finalizowane jak najsprawniej. Przy zaciąganiu długów obowiązywał nakaz hipoteczny6.
Ważnym elementem tej podstępnie stosowanej polityki było także przyzwolenie, czy też zachęcanie polskich posiadaczy ziemskich do prowadzenia możliwie jak najbardziej wystawnego i hulaszczego trybu życia. Mimo iż po III rozbiorze Warszawa błyskawicznie straciła ponad połowę ludności, a obowiązujące odtąd pruskie prawa ograniczały wiele wolności, część elit była skłonna do zabaw i znacznych wydatków. Upadek państwa nie był niestety przypadkiem, a beztroskie postępowanie wielu przedstawicieli szlachty jedynie potwierdzało, że jako stan utraciła zdolność trzeźwego myślenia. W ciągu kilku lat zadłużenie w pruskich prowincjach utworzonych na terenach odebranych Polsce zadłużenie wzrosło o 44 mln talarów. Prusacy tylko czekali na ten moment i gdy tylko zdołali uśpić czujność Polaków, przystąpili do przejmowania majątków. Bankierzy z dnia na dzień wypowiadali umowy lub żądali uiszczenia nadspodziewanie wysokich kwot. Administracja pruska stała zawsze po stronie finansistów, dlatego szlachta brnęła w coraz większe długi lub stopniowo traciła swój majątek.
Drugim zasadniczym przedmiotem grabieży ze strony zaborców była własność kościelna. Program Oświecenia zakładał docelowo całkowitą likwidację życia zakonnego oraz wszechstronną destrukcję wszystkich instytucji cywilizacji łacińskiej. Dla rządzących wdrażanie oświeceniowego porządku oznaczało zaś okazję do znacznego wzbogacenia się. Zaledwie kilka miesięcy po wkroczeniu do Warszawy pruskie władze zarządziły konfiskatę wszystkich większych posiadłości kościelnych, pozostawiając polskiemu Kościołowi jedynie grunty parafialne7. Prusy nie mogły sobie wciąż pozwolić na całkowite przejęcie mienia kościelnego, lecz na przestrzeni całego XIX w. regularnie na nie nastawały, m.in. kasując kolejne klasztory.
Przyczyn tego, iż państwo rządzone przez Hohenzollernów od pierwszych dni administrowania ziemiami zagarniętymi Polsce prowadziło politykę sprowadzającą się do wyzysku miejscowej ludności, było wiele. Nade wszystko luterańskie Prusy traktowały katolicką Polskę jako swój łup wojenny, który należało stopniowo zgermanizować. W polityce Berlina zaznaczała się jednak także tradycyjna od wieków dążność do sabotowania rozwoju gospodarczego całego dorzecza Wisły. Macierzysty obszar polskiego państwa, który wręcz predestynował Rzeczpospolitą do odgrywania wiodącej roli w europejskiej polityce, miał być utrzymywany w stanie wegetacji, ponieważ stanowił wielkie zagrożenie dla rdzennego obszaru Niemiec. Prusy widziały siebie w roli przywódcy krajów niemieckich i skłonne były uczynić wszystko, aby najsilniejsze na kontynencie państwo wzrastało docelowo w dorzeczu Łaby i Renu. Gdyby po rozbiorach, mając w swoich granicach zarówno Gdańsk, jak i Warszawę, odblokowały wreszcie rozwój gospodarczy dorzecza Wisły, stworzyłyby sobie potężną konkurencję i wzmocniły ludność polską. Dlatego właśnie od pierwszych miesięcy okupacji Prusy skupiły się na podtrzymywaniu zasadniczo rolniczego charakteru polskich ziem oraz stworzeniu odpowiedniej infrastruktury obronnej na wypadek konfliktu z sąsiadami. Pierwsze raporty pruskie z końca XVIII w. skupiały się właśnie na braku twierdz, a nie potrzebie wzmocnienia przemysłu czy handlu.
Nie wszyscy obywatele zgładzonej właśnie Rzeczypospolitej odczuwali jednak ten sam dyskomfort związany z panoszeniem się w niej obcych władz. Już 17 marca 1796 roku w Berlinie miał miejsce ślub księcia Antoniego Radziwiłła z Luizą Fryderyką Hohenzollern. Małżeństwo najznamienitszego na Litwie rodu z przedstawicielką rodu panującego Prus stanowiło odzwierciedlenie niezwykle serdecznych i przyjacielskich relacji między obu familiami. Poprzedni ślub między reprezentantami obu rodów miał miejsce w 1681 roku i wówczas zszokował krajową opinię publiczną, zaniepokojoną ambicjami Hohenzollernów; w 1796 roku szoku nie tylko nie było, ale przy okazji weselnych uroczystości miał wręcz miejsce pewien incydent odczytywany przez ówcześnie żyjących jako przejaw patriotyzmu. Przynależący do wolnomularstwa generał Jan Henryk Dąbrowski złożył wobec gości uroczystą przysięgę zorganizowania powstania przeciwko Austrii i Rosji w celu odbudowy Polski z Hohenzollernem na tronie8. Deklaracja doświadczonego dowódcy złożona na ślubie przedstawiciela rodu Radziwiłłów, utrzymującego świetne relacje z pruskim dworem, stanowiła niejako symbol tragedii, jaka spotkała Polskę. Nie dość bowiem, że przestało istnieć państwo polskie – na dodatek jej polityczne elity nadal uważały, że idealnym środkiem politycznego oddziaływania jest wywoływanie kolejnych powstań, mających w tym wypadku wynieść na tron jednego z oprawców Rzeczypospolitej. Prusy miały od wieków destrukcję Polski wpisaną w sam rdzeń swojej państwowej strategii, dlatego deklaracje Dąbrowskiego były wręcz zatrważające. Polska i jej elity mogły szukać ratunku jedynie w powrocie do dawnego politycznego ładu chrześcijańskiej Europy. W tym celu należało przede wszystkim przeciwstawiać się zarówno kulturze politycznej Oświecenia, jak i narastającemu zagrożeniu ze strony sił rewolucji, które wraz z podbojami francuskimi rozlewały się po całym kontynencie. Tego rodzaju program zakładał wykonanie ogromu pracy rozłożonej na całe lata, lecz niezdolne do jego realizacji polskie elity polityczne dawały się nieustannie zwodzić zupełnie fałszywym ideom i prorokom.
Największym tego rodzaju fałszywym prorokiem stawał się w owym czasie generał Napoleon Bonaparte, który wiosną 1796 roku przejął dowodzenie nad armią francuską walczącą we Włoszech. Jako niezwykle utalentowany dowódca odnosił zwycięstwo za zwycięstwem i w efekcie już w czerwcu tego samego roku najechał Państwo Kościelne. Dwa lata później wojska francuskie weszły do Rzymu i zmusiły papieża Piusa VI do ucieczki (ostatecznie zmarł na wygnaniu). Dla katolików taki rozwój sytuacji przybierał wręcz apokaliptyczne oblicze, ponieważ od 1793 roku siły rewolucyjne tłumiły powstanie w Wandei, dopuszczając się przy okazji zakrojonego na niespotykaną dotąd skalę ludobójstwa (zginęło nawet 400–600 tys. ludzi). Przejęcie przez ludobójczą władzę kontroli nad Państwem Kościelnym stwarzało niespotykane od czasów ekspansji tureckiej zagrożenie dla samych religijno-cywilizacyjnych podstaw, na których zbudowana była Europa.
Nie przeszkadzało to jednak w żaden sposób generałowi Dąbrowskiemu oraz wielu innym polskim dowódcom i żołnierzom, którzy po opanowaniu Italii przez Napoleona zaczęli coraz liczniej gromadzić się pod rewolucyjnym sztandarem. Począwszy od stycznia 1797 roku w Lombardii zaczęły powstawać regularne Legiony Polskie we Włoszech, które walcząc u boku Napoleona miały docelowo przynieść Polsce odzyskanie niepodległości. Nadzieja ta było od początku złudna, choćby dlatego, że formując polskie oddziały u boku pogromców Państwa Kościelnego i setek tysięcy Wandejczyków, nie można było w żaden sposób liczyć na ich przychylny stosunek do interesów przeważająco katolickiej Polski. Posiadający w masonerii 29. stopień wtajemniczenia w rycie szkockim Dąbrowski i jego towarzysze broni walczyli więc w istocie nie o Polskę, lecz o zwycięstwo rewolucyjnego świata9.
Warto przypomnieć, że już sama Insurekcja Kościuszkowska miała silnie rewolucyjny charakter, co dało o sobie znać choćby przy okazji konfiskaty dóbr biskupów krakowskich oraz innego kościelnego mienia. Ton wydarzeniom z 1794 roku nadawali w znacznym stopniu polscy jakobini, którzy wybuchem powstania pomogli zresztą ocalić Rewolucję Francuską przed wspólną akcją zbrojną wojsk koalicji. Walcząc oficjalnie od 1797 roku u boku wojsk francuskich, zbiegli do Włoch powstańcy i oficerowie wykonywali pozornie swój „patriotyczny” obowiązek, gdyż walczyli z wrogami ojczyzny sprzymierzonymi wówczas przeciw Francji. Sytuacja, w której wszyscy zaborcy mieliby wspólnego wroga nigdy wcześniej w zasadzie nie miała miejsca i wydawała się niepowtarzalną szansą, lecz w rzeczywistości wspieranie ludobójczego rewolucyjnego reżimu oznaczało jeszcze większe pognębienie sprawy polskiej. Wszędzie bowiem, gdzie pojawiała się władza niosąca rzekomo wolność, równość i braterstwo, błyskawicznie wyrywano z korzeniami kulturowe, prawne i społeczne korzenie łacińskości. Mimo iż Powstanie Kościuszkowskie okazało się całkowicie błędną decyzją i jedynie przyspieszyło upadek państwa, jego mit żył wciąż w polskim społeczeństwie pod postacią marzeń o kolejnym zrywie nawiązującym do tragicznych wydarzeń z Francji z 1789 r. Z napięciem oczekiwano więc tylko na moment, w którym rewolucyjne gwardie dotrą do granic dopiero co zgładzonego polsko-litewskiego państwa.
Rewolucyjny charakter zmian, które niosły ze sobą francuskie wojska, dostrzec można było choćby na przykładzie ludności żydowskiej, która zostawała natychmiast zrównywana pod względem prawnym z chrześcijanami. W osobie Napoleona Żydzi znaleźli natomiast nie tylko protektora, ale wręcz promotora ruchu syjonistycznego – w 1799 r. wydał wręcz proklamację wzywającą ich do osiedlania się w Palestynie. Zyskanie ich przychylności miało być środkiem służącym do wytrącenia Wielkiej Brytanii z ręki potężnego atutu, jakim było wykorzystanie potężnej żydowskiej diaspory do umacniania swoich finansowych i handlowych wpływów.
Zupełnie inną postawę w stosunku do ludności żydowskiej przejawiali za to zaborcy, co najłatwiej było dostrzec na przykładzie Prus. Wiedząc jak wielką rolę Żydzi odgrywali przez wieki w paraliżowaniu polskiego handlu, zarządcy z Berlina zaraz po wkroczeniu do Warszawy przyznali im prawo swobodnego osiedlania się (wcześniej stołeczne władze latami zabiegały o ograniczenia w tym względzie). Do największego polskiego miasta zaczęli przybywać wkrótce Żydzi m.in. z Berlina, Królewca czy też Rygi, którzy utworzyli nawet własną „synagogę niemiecką” gromadzącą niemieckojęzyczną i bardziej zeświecczoną społeczność10. Władze pruskie zakładały, że w oparciu o ludność żydowską uda im się przyspieszyć germanizację oraz proces wywłaszczania polskiej szlachty w oparciu o kredyty pod zastaw. Część z niej uległa jednak przyspieszonej polonizacji, na co wpływ miała zapewne wciąż silna pozycja Żydów zamieszkujących Polskę od dawna.
Cieszący się od czasów upadku banku Piotra Teppera statusem najbogatszego mieszkańca polskich ziem Szmul Zbytkower odgrywał wciąż wiodącą rolę, w znacznej mierze dlatego, że owocnie współpracował z okupantami. Najpierw był liwerantem rosyjskiej armii, gdy tłumiła powstanie kościuszkowskie i likwidowała polskie państwo, a gdy w Warszawie pojawił się pruski garnizon, zaczął mu dostarczać drewno i inne towary11. Zbytkower mógł być największym finansistą i handlarzem w upadającej Rzeczypospolitej, lecz jako mieszkaniec pruskiej prowincji Prusy Południowe (do której przynależała odtąd Warszawa) utracił w pewnym stopniu swój status. Wpływ na to miał choćby fakt, że żydowskie domy bankierskie z Berlina czy Wrocławia mogły teraz swobodniej niż kiedykolwiek rozwijać swoją działalność nad Wisłą. W ten właśnie sposób jego zięciem został w 1798 roku Samuel Fraenkel z Wrocławia, który reprezentując dom bankowy S.M. Levy przejął interes zmarłego właśnie Karola Laskiego odziedziczony przez wdowę – Atalię Zbytkower12.
Nabytki terytorialne Rosji w czasach rządów Katarzyny II
17 kwietnia 1797 roku król pruski Fryderyk Wilhelm II wydał statut pozwalający mieszkać na terenach odebranych Polsce jedynie bogatym Żydom, zajmującym się handlem13. Biedni Żydzi, o ile przybyli już po zajęciu prowincji przez Prusy, mieli opuścić kraj. Statut ten, choć pozornie wymierzony w ludność żydowską, faktycznie umocnił jej dominację w handlu na ziemiach polskich, gdyż zezwalał na obecność tych Żydów, którzy mieszkali już w Polsce wcześniej (tym bardziej, iż dopuszczał m.in. handel hurtowy wełną i zbożem w Poznaniu)14. Tym samym na terenie Prus utrwalił się podział, w ramach którego biedniejsi Żydzi zamieszkiwali tereny odebrane Polsce, a bogatsi obecni byli w miastach pruskich. Potrafiący opłacić swój przywilej Żydzi mogli przy tym liczyć na zrobienie zawrotnej kariery. Rezydujący w Berlinie ród Mendelssohnów oficjalnie otworzył w 1795 r. jeden z największych w całych Niemczech bank, którego jednym z klientów było później rosyjskie państwo.
17 listopada 1796 r. zmarła caryca Katarzyna II. Jej odejście oznaczało koniec pewnej epoki w dziejach Rosji, która za jej sprawą nawiązała do największych podbojów Piotra I. Państwo carów zdobyło szeroki dostęp do Morza Czarnego i mogło wreszcie przystąpić do realizacji swoich ambicji na Bliskim Wschodzie i w rejonie Morza Śródziemnego. Założona w 1794 r. Odessa zyskiwała stopniowo status najważniejszego po Petersburgu portu w całym państwie. Jej znaczenie dość szybko docenili Żydzi z Brodów, które należąc do Austrii już od pierwszego rozbioru straciły nieco na znaczeniu wskutek rosnących stopniowo ceł oraz likwidacji polskiego państwa. Odessa przyjęła przed końcem XVIII w. ok. 300 żydowskich rodzin, które odgrywały później w życiu gospodarczym miasta szczególną rolę15.
Szczególnie dynamiczny okres rozwoju Odessy przypadł na początek XIX w., lecz już samo założenie portu stanowiło ogromny cios zadany polskiej gospodarce. Co prawda już od 1778 roku w Chersoniu istniał rosyjski port, lecz nie był w stanie obsługiwać zbyt wielkiej ilości dużych statków. Port w Odessie miał pod tym względem już zdecydowanie odmienną charakterystykę oraz potencjał, aby stać się wielkim centrum handlu zarówno między wschodem i zachodem, jak i północą i południem. Odessa zapewniała także dużo sprawniejszy transport zbóż z ukraińskich czarnoziemów. W całym regionie, zwanym od czasów kniazia Potiomkina Nową Rosją, przystąpiono również do intensywnej akcji osadniczej, mającej na celu maksymalne zwiększenie produkcji rolnej. Pojawiającym się tu kolonistom z Niemiec, Mołdawii, Grecji czy innych regionów Rosji oferowano znacznie większe wolności niż w pozostałych częściach państwa. Dla żyjącej wciąż z eksportu zboża Polski wyrośnięcie tego rodzaju konkurencji było wyjątkowo niesprzyjającą okolicznością. Dodatkowo dawał się we znaki fakt, że handel morski prowadzony przez Odessę przyczyniał się do jeszcze większej marginalizacji ziem polskich w strukturze światowego handlu. Polskie państwo upadło, ponieważ od czasów podbojów tureckich i rewolucji protestanckiej straciło dostęp do wielkich magistrali międzynarodowej wymiany. Tuż po rozbiorach okazywało się, że ta jakże zgubna handlowa marginalizacja pogłębia się jeszcze bardziej, ponieważ Odessa odciągała ruch towarowy jeszcze dalej od polskich ziem, ku południowemu wschodowi, przekształcając jednocześnie przez wieki niezagospodarowane Dzikie Pola w dynamicznie rozwijający się organizm gospodarczy.
Rosyjska obecność nad Morzem Czarnym była dla Polski wyjątkowo niekorzystna dlatego, że w przeciwieństwie do dawnych kolonii włoskich funkcjonujących tam w okresie średniowiecza (m.in. Kaffy czy Tany) porty w Odessie, Chersoniu, a później także Mikołajewie nie dawały żadnej nadziei na uczestnictwo w tzw. jedwabnym szlaku. Rosja marzyła wciąż o tym, aby stać się wielkim pośrednikiem handlowym między kontynentami i rzucić wyzwanie Wielkiej Brytanii, ale nie była wciąż w stanie jej się przeciwstawić. Z tego względu Odessa była zawsze głównie portem zbożowym, a nie wielkim centrum handlu kolonialnego o zdywersyfikowanej i rozbudowanej ofercie. Z perspektywy nieobecnego na mapach politycznych Królestwa Polskiego niezwykle niekorzystną okolicznością był więc fakt, że gdy wreszcie po ponad trzech wiekach Turcy przestali decydować o losach północnych wybrzeży Morza Czarnego, nowym panem regionu stała się Rosja, która ten kluczowy dla polskiej gospodarki odcinek podporządkowała swoim własnym interesom, konkurencyjnym względem polskich. Uzyskawszy z woli zachodnich potęg morskich status imperium, Rosja konsumowała w ten sposób efekty kilkuwiekowych zmagań militarnych Polski z Turcją.
U schyłku XVIII w. mogło się wciąż wydawać, że Rosja i Wielka Brytania będą ze sobą współpracować na dotychczasowych warunkach jeszcze przez bardzo długi czas. Ostatnia dekada stulecia stała pod znakiem szczytowych obrotów w handlu między obu krajami, który wciąż polegał głównie na tym, iż Rosja eksportowała materiały potrzebne do budowy i konserwacji okrętów, w zamian otrzymując dobra kolonialne, tekstylia, czy też wyroby przemysłowe16. Wielka Brytania przyzwalała na ekspansję Rosji w Europie Środkowej, Azji i nad Morzem Czarnym, pilnując jedynie, aby państwo carów nie zagroziło jej szlakom handlowym prowadzącym do krajów Lewantu, na Bliski Wschód czy do Indii. Rosja akceptowała ten stan rzeczy, gdyż mogła dzięki niemu stopniowo wzmacniać się i zyskiwać przewagę w konfrontacji z innymi potęgami kontynentalnymi. Wielkim wyzwaniem dla tego partnerstwa okazały się niespodziewanie podboje rewolucyjnej Francji. Zająwszy Holandię i większość Półwyspu Apenińskiego, Francuzi podjęli się nawet nieudanej próby inwazji na Wyspy Brytyjskie. Mocno zaniepokojeni takim obrotem spraw Brytyjczycy zapewnili sobie zawczasu pomoc rosyjskich wojsk, lecz te włączyły się do walki dopiero po sformowaniu tzw. drugiej koalicji w 1798 roku.
Władze rewolucyjnej Francji na fali swoich militarnych sukcesów podjęły się próby złamania trwającej już od niemal wieku dominacji Wielkiej Brytanii. Mający coraz silniejszą pozycję generał Napoleon Bonaparte zaproponował, aby zadać wrogowi cios z dala od jego macierzystego terytorium i dlatego wyruszył do Egiptu, który był szczególnie istotny z punktu widzenia kontroli szlaków prowadzących m.in. do Indii. Mimo iż Wielka Brytania znalazła się pod znaczną presją, nowy car Paweł I nie zdecydował się skorzystać z sytuacji i wspomógł ją, atakując pod koniec 1798 roku zajęte przez Francję Wyspy Jońskie. W celu ułatwienia rosyjskiej interwencji na Morzu Śródziemnym, Brytyjczycy uruchomili tradycyjnie subsydia, które już w 1799 roku sięgnęły 815 tys. funtów. Środki te przekazywano m.in. przez Hamburg, który w przeciwieństwie do Antwerpii czy Amsterdamu był wolny od francuskiej okupacji. Tamtejszy bank Harman and Company stał się głównym agentem finansowym Rosji w sytuacji, gdy dom bankowy Hope & Co. przebywał wciąż na przymusowej emigracji17.
Trwające wojny z rewolucyjną Francją stanowiły w tym okresie dla Hamburga wyjątkowo korzystny okres, ponieważ blokada holenderskich portów przekierowała do niego znaczną część handlu towarami kolonialnymi. W tych okolicznościach znacząco wzbogaciła się hamburska spółka rodziny Schröderów, której statki wypełniały powstałą lukę i kursowały od Rosji aż po Portugalię. Schröderowie wyspecjalizowali się w szczególności w obrocie towarami eksportowanymi z terenów odebranych przez Rosję Rzeczypospolitej, a więc łojem, zbożem i skórami. Co prawda nałożone w 1799 roku przez Francję embargo na handel z Hamburgiem popsuło tę szczególną koniunkturę, lecz i tak dom bankierski Schröderów, który w końcu przeniósł swoją siedzibę do Londynu, zyskał status jednej z najważniejszych instytucji finansowych XIX w18.
Zupełnie inaczej przedstawiała się natomiast sytuacja w Gdańsku, w którym narastała frustracja. Mieszczanie gdańscy nie byli zadowoleni z pruskich rządów, mimo iż przez kilka wieków uczynili wszystko, co mogli, aby zniszczyć polskie państwo i uczynić je bezbronnym wobec Prus. W ramach Rzeczypospolitej Gdańsk cieszył się nieprzerwanie wielkim przywilejem, sięgającym jeszcze czasów Kazimierza Jagiellończyka, lecz w pruskim państwie przydzielono mu rolę peryferyjnego portu podporządkowanego jednolitemu dla całego kraju prawu. Pod wpływem rewolucyjnych nastrojów panujących w całej Europie, część mieszczan zorganizowała pod przywództwem Gotfryda Bartholdy’ego w kwietniu 1797 roku powstanie. Spiskowcy znacząco przeszacowali jednak gotowość miejskiego ludu do walki zbrojnej z niepopularną władzą i zostali szybko spacyfikowani. Gdańsk nie odzyskał swoich dawnych republikańskich wolności i został skazany na wegetację pod pruskim zarządem, który z definicji wykluczał jakikolwiek wzrost jego znaczenia i dalszą ekspansję19. Taki rozwój sytuacji cieszył w szczególności Hamburg, który, jako wielki port obsługujący większą część Europy Środkowo-Wschodniej, korzystał wciąż z paraliżu handlowego ziem polskich.
Nieszczęście jednych było jednocześnie okazją do zarobku dla innych. Coraz większą karierę w krajach niemieckich robił Żyd z Frankfurtu nad Menem, Meyer Amschel Rotszyld. Początkowo był faktorem i bankierem landgrafa Hesji-Kassel, lecz w czasie trwającej wojny z Francją zaczął dodatkowo zaopatrywać walczącą nad Renem austriacką armię20. W kolejnych latach, również naznaczonych wojną, majątek Rotszylda miał przyrastać w coraz szybszym tempie. Osaczana na różnych frontach Wielka Brytania nie szczędziła bowiem subsydiów dla swoich kontynentalnych sojuszników a żydowscy finansiści, dostawcy i liweranci stanowili ze względu na swoją rozproszoną sieć kontaktów najbardziej skutecznych i niezawodnych partnerów.
12 lutego 1798 r. w Petersburgu zmarł Stanisław August Poniatowski. Na pogrzeb wybrał się jego bratanek, ks. Józef Poniatowski, który po nieudanym powstaniu z 1794 r. rezydował w Wiedniu. Obracający się w kręgach europejskiej arystokracji spadkobierca króla nie przejawiał tych samych rewolucyjnych zapędów co gen. Dąbrowski, Józef Wybicki i wielu innych dowódców tzw. obozu patriotycznego, którzy zbiegli do Włoch, aby u boku Francji niweczyć podstawy dawnego społecznego ładu Europy. Wzorem swojego wuja nie zaliczał się także do grona polityków hołdujących najlepszej tradycji polskiej myśli politycznej. Jako wolnomularz co do zasady akceptował większość zasad Oświecenia i starał się utrzymywać bardzo dobre relacje ze wszystkimi dworami państw zaborczych21.
Po śmierci ostatniego polskiego króla książę Józef przybył do Warszawy, aby uporządkować wszystkie kwestie majątkowe krewnego. Od czasu, gdy carem został bardziej przychylny Polakom Paweł I, wiele zajętych wcześniej majątków wróciło do swoich właścicieli, a uwięzieni wychodzili na wolność. W byłej stolicy widać było wyraźne efekty pęknięcia finansowej bańki z 1793 roku: budowane wcześniej na każdym kroku pałace i rezydencje wyprzedawano po bardzo niskich cenach, a tętniące życiem miasto wyraźnie przygasło. Podobny marazm dawało się odczuć niemal we wszystkich częściach podzielonego na trzy części kraju. Cały kontynent żył w tym okresie wojnami z rewolucyjną Francją, które pochłaniały znaczną część budżetów i uwagi rządzących. Zamiast więc podejmować wzmożone działania na odebranych terytoriach, Rosja, Austria i Prusy wykazywały dość pasywną i wyczekującą postawę.
W kwietniu 1799 r. wojska rosyjskie po raz pierwszy w dziejach dokonały desantu we Włoszech i we współpracy z armią austriacką próbowały przegnać Francuzów. Część oddziałów rosyjskich walczyła także w Holandii, ale współpraca koalicjantów pozostawiała wiele do życzenia. Zamiast gromić rewolucyjne wojska, współpracujące ze sobą mocarstwa ponosiły kolejne porażki, a pozbawieni wsparcia Rosjanie ponosili największe ze wszystkich straty. Przez niemal cały XVIII wiek angielskie subsydia dla armii kontynentalnych sojuszników okazywały się zazwyczaj wystarczające do tego, aby rozstrzygać konflikty, lecz tym razem ogromny zapał egalitarystycznie urządzonej armii francuskiej razem z geniuszem taktycznym generała Napoleona okazywały się silniejsze.
Bonaparte dokonał 9 listopada 1799 roku zamachu stanu i objął funkcję pierwszego konsula. Stanąwszy na czele państwa miał teraz pełną swobodę w kierowaniu poczynaniami militarnymi francuskiego państwa. Formalnie zakończył się w ten sposób okres rządów rewolucyjnych, lecz w istocie nowy władca utrzymał w mocy wiele zarządzeń zbrodniczego reżimu. Zrabowany Kościołowi majątek, który posłużył rewolucjonistom jako zabezpieczenie dla emitowanych na masową skalę papierowych asygnat, w większości nigdy nie został zwrócony, a prawo i instytucje miały już odtąd na trwałe rewolucyjny i antykościelny charakter. Co prawda to właśnie Napoleon zatrzymał wielką falę rewolucyjnych prześladowania Kościoła, ale też nie przywrócił należnych mu praw i przywilejów.
Inaugurując nowy etap rządów, Napoleon zdjął jednak z Francji odium śmiertelnego zagrożenia dla europejskich monarchii. Dążenia Francji przestały tym samym jednoczyć zaniepokojonych przewrotem społecznym rządzących i stały się wręcz atrakcyjne dla części z nich jako próba przeciwdziałania handlowo-finansowej dominacji Wielkiej Brytanii. W ten właśnie sposób na Francję, również pod wpływem znacznego rozczarowania sojusznikami, zaczął patrzeć car Paweł I, który nawiązał kontakt z Napoleonem i latem 1800 roku podjął z nim nawet wspólne plany przypuszczenia ataku na brytyjskie Indie. Uderzenie w pozornie bardzo odległy kraj było tak naprawdę próbą wyprowadzenia ciosu w samo serce brytyjskiej gospodarki, gdyż dostęp do indyjskiej bawełny stanowił jeden z jej najważniejszych atutów. Brytyjczycy nie tylko opanowali eksport gotowych wyrobów z Indii na cały świat, ale także stopniowo wygaszali tamtejsze warsztaty tkackie, transportując surową bawełnę do swoich zakładów, zlokalizowanych głównie w hrabstwie Lancashire. W latach 1780–1800 wartość brytyjskiego eksportu wyrobów bawełnianych wzrosła aż 16-krotnie22.
Francja stanowiła największą konkurencję dla Wielkiej Brytanii w coraz bardziej lukratywnym przemyśle bawełnianym, głównie za sprawą Santo Domingo na Karaibach, dokąd sprowadzano masowo niewolników z Afryki (łącznie na Karaiby trafiało ich pod koniec XVIII w. nawet 30 tys. rocznie). Trwający na wyspie od 1791 r. bunt niewolników zakłócił funkcjonowanie francuskiego przemysłu, dlatego napoleońskie plany inwazji na Egipt czy Indie motywowane były m.in. chęcią zajęcia głównych terenów wyspecjalizowanych w dostawie bawełnianej przędzy.
Podejmując współpracę z Francją, Rosja bardzo dużo ryzykowała, ponieważ swoją pozycję zawdzięczała w znacznej mierze trwającej przez cały XVIII w. współpracy handlowej i politycznej z Wielką Brytanią. Swoją polityką Londyn wręcz wykreował Rosję na wielką potęgę, ponieważ jej finansowa i handlowa słabość gwarantowała mu trwałe wygaszenie lądowych szlaków wiodących przez Eurazję. Rozgościwszy się już nad Morzem Czarnym i nie polegając już jedynie w kwestii dostępu do morza na Bałtyku, państwo carów szukało jednak sposobu na to, aby stać się mocarstwem z prawdziwego zdarzenia. Car Paweł m.in. nie przedłużył w 1800 roku traktatu handlowego z 1793 r., regulującego dostęp Brytyjczyków do Morza Czarnego i polecił zaaresztować wszystkie brytyjskie statki wraz z załogami przebywające w brytyjskich portach, a już w 1801 roku liczący 25 tys. oddział kozaków dońskich ruszył w kierunku Gangesu23. Rosja w oparciu o Napoleona wszczęła otwarty bunt przeciwko demiurgowi swojej statusu.
Rachuby podjęte na petersburskim dworze okazały się zbyt śmiałe, ponieważ w strukturze rosyjskiego handlu naczelną rolę odgrywała wciąż Wielka Brytania i podporządkowany jej interesom Bałtyk. Na początku 1800 r. aż 80% rosyjskiego handlu przechodziło przez porty w Petersburgu i Rydze. Paweł I doprowadził do zawarcia sojuszu neutralnych państw, w skład którego wchodziła także Szwecja, Dania i Prusy, ale Wielka Brytania nie życzyła sobie, aby wobec jej wielkiego konfliktu z Francją ktokolwiek pozostał obojętny. Na początku marca 1801 r. brytyjska flota pod dowództwem admirała Horatio Nelsona zaatakowała Danię i narzuciła jej swój dyktat24. Brytyjczycy ruszyli wkrótce potem dalej w kierunku Petersburga. Na rosyjskim dworze wiele osób miało już świadomość, że państwo carów zadarło ze zbyt wielką potęgą. Car Paweł I został zamordowany przez własnych dworzan. Jego syn Aleksander niemal natychmiast przystąpił do rozmów z Brytyjczykami i powstrzymał wyprawę kozaków na Indie25.
Brytyjska wyprawa na Bałtyk z 1801 roku żywo przypominała skarcenie cara Piotra I za próby podporządkowania sobie Meklemburgii i uzyskania dostępu bezpośrednio do Morza Północnego i Atlantyku w 1719 roku. Misternie przygotowywany plan został błyskawicznie ukrócony, gdy tylko Brytyjczycy dostrzegli, że Rosja miała szansę wyrwać się spod ich kurateli i zagrozić im na światowych morzach. Dwór w Petersburgu po raz kolejny uświadomił sobie tym samym, że wielkość jego państwa jest gwarantowana przez postawę Brytyjczyków i że musi minąć jeszcze bardzo wiele lat, zanim uda się przeprowadzić kolejną próbę osiągnięcia samodzielności.
Dla znajdującej się pod rozbiorami Polski oznaczało to zabetonowanie politycznego status quo w relacjach między obu krajami, które przez cały XVIII w. miało największy wpływ na wydarzenia w Europie Środkowo-Wschodniej. Rosja zachowywała swój status regionalnego mocarstwa, niezmiennie potrzebnego brytyjskiemu hegemonowi jako pasywny handlowo administrator eurazjatyckich przestrzeni, dostawca towarów potrzebnych do budowy i konserwacji okrętów oraz okresowy sojusznik do spraw równoważenia wpływów i ambicji Francji, Austrii, Turcji czy Prus.
Zakonserwowaniu politycznego stanu rzeczy towarzyszyło także utrzymanie przez część magnackich elit wyrażanego przez większość XVIII w. przekonania, że najlepszym rozwiązaniem w zaistniałej sytuacji pozostaje próba ułożenia się ze zdominowaną przez Brytyjczyków Rosją, czy też raczej wywalczenia sobie pod jej egidą możliwie jak największej swobody. Opcję tę reprezentował nade wszystko główny spadkobierca polityczny obozu Familii, książę Adam Jerzy Czartoryski. Po przejęciu władzy przez cara Aleksandra I znalazł się w założonym przez niego Komitecie Tajnym, należąc do grona najbliższych doradców. Książę znany był jako „liberalny przywódca konserwatystów”, gdyż sprzeciwiając się proponowanemu przez rewolucjonistów egalitaryzmowi, głosił jednocześnie program rozwoju gospodarki w nowoczesnym duchu. Szanse na odrodzenie się Polski dostrzegał nade wszystko w stworzeniu skierowanego przeciw Prusom i Austrii sojuszu pod przywództwem Rosji i Anglii. Rzeczpospolita miałaby się w świetle tej wizji odrodzić jako kraj złączony unią personalną z państwem carów. Tego rodzaju koncepcja od samego początku posiadała bardzo niewielkie szanse na spełnienie, gdyż Rosja nie miała żadnego wyraźnego interesu w odtworzeniu polskiego państwa. Potęga caratu miała przecież swoje źródło w dokonanym na przestrzeni XVII–XVIII w. stopniowym demontażu całego gospodarczo-militarnego potencjału Rzeczypospolitej, a znaczny w tym udział miała najpierw Holandia i następnie Wielka Brytania. Tak długo, jak Rosja z Wielką Brytanią decydowały o północnej części kontynentu, nie było w zasadzie miejsca na polskie aspiracje ani żadnej potrzeby odczuwanej przez mocarstwa, aby je zaspokoić.
Po drugiej stronie politycznej barykady funkcjonowało stronnictwo profrancuskie, które wiązało ogromne nadzieje z zaprószeniem rewolucyjnego ognia również na ziemiach polskich. Jeden z przywódców polskich jakobinów, gen. Józef Zajączek, opublikował nawet w 1797 roku po francusku zarys historii Polski, napisany w rewolucyjnym duchu. Środowiska, które były coraz bardziej zafascynowane postacią Napoleona, chciały odtworzyć Polskę u jego boku, wdrażając przy okazji polityczno-społeczny program buntu przeciwko dawnemu porządkowi. Zwolennicy tej opcji zakładali, że uderzając w zastaną strukturę społeczną kontynentu, zdołają przy okazji wstrząsnąć panującymi dynastiami państw zaborczych, jawiącymi się jako główny wróg wszelkiego rodzaju swobód obywatelskich (i narodowych).
Zarówno opcja prorosyjska, jak i profrancuska odziedziczyły większość politycznych i ideowych błędów, które były typowe dla środowisk szlachecko-magnackich jeszcze z czasów istnienia Rzeczypospolitej. Z perspektywy niezwykle potrzebnej Polsce próby złamania dominacji brytyjsko-rosyjskiej, nieco więcej sensu reprezentowałaby opcja profrancuska, o ile oczywiście udałoby się od niej oddzielić program rewolucyjny. Podejmowane nieustannie próby złamania dominacji handlowej Wielkiej Brytanii na światowych morzach mogły w razie powodzenia przynieść pewne istotne przetasowania w systemie polityczno-handlowym w rejonie Bałtyku. Gdyby panem oceanów została Francja, z pewnością poszukiwałaby dla siebie w Europie Środkowo-Wschodniej nowego, silnego sojusznika. Tym sojusznikiem najprawdopodobniej zostałaby jednak Rosja, co oznaczałoby dla Polski kontynuację dotychczasowego układu sił. Wiązanie nadziei z Francją było więc ogromnie ryzykowne i dawało bardzo skromne nadzieje na przebudowę dotychczasowego ładu z korzyścią dla Polski. Najbardziej rozsądnym rozwiązaniem w tym nieszczęsnym stanie rzeczy pozostawała próba zdystansowania się od fałszywej alternatywy dwóch głównych opcji polityczno-społecznych w nadziei na nadejście lepszych czasów dla sprawy polskiej.
Większość ówczesnych elit nie rozumowała niestety w tych kategoriach i szukała okazji do wzniecenia kolejnego powstania lub wojny, które miały rzekomo przynieść upragnioną niepodległość. Widząc ten rażący brak realizmu oraz gotowość do walki Polaków, pierwszy konsul Francji Napoleon wysłał ich w październiku 1801 r. ze specjalną misją tłumienia buntu niewolników na Santo Domingo (współczesne Haiti). Jak już wspomniano, owa kolonia miała ogromne znaczenie z punktu widzenia rynku bawełny, stanowiąc jeszcze przed rewolucją najbardziej dochodową zamorską posiadłość Francji. Spodziewający się, że walcząc pod Napoleonem przyczynią się kiedyś do odzyskania niepodległości swojej ojczyzny, polscy legioniści musieli odczuwać spory dyskomfort związany ze świadomością, że tłumili właśnie dążenia niepodległościowe innego kraju. Krwawa rozprawa na Santo Domingo stanowiła bardzo zły prognostyk przyszłej współpracy z Napoleonem, lecz opcja insurekcyjno-niepodległościowa nie wyciągnęła z tych wydarzeń żadnych wniosków.
W pierwszych latach po utracie niepodległości polskie środowiska polityczne i intelektualne niestety tkwiły wciąż przy zupełnie błędnych koncepcjach polityczno-ideowych. Właściwe zrozumienie przyczyn upadku Rzeczypospolitej nastąpiło znacznie później. Z tego powodu opcja rosyjsko-angielska, rzekomo konserwatywna, oraz profrancuska, prorewolucyjna, zawłaszczyły dla siebie przestrzeń politycznego sporu na długie lata. W późniejszych latach zarówno „czerwoni”, jak i „biali” nadzieje na realizację swojego programu wiązali okresowo także z innymi państwami, lecz co do zasady głoszone przez nich koncepcje jedynie utwierdzały Polaków w tych samych błędach politycznych, które doprowadziły wcześniej do katastrofy rozbiorów. Rozwiązanie problemu utraconej niepodległości leżało w zupełnie innej orientacji.
1 Lieven, Dominic, The Cambridge History of Russia. Imperial Russia 1689–1917, Cambridge University Press 2008, s. 398.
2 Buist, Marten Gerbertus, At Spes non Fracta. Hope & Co. 1770–1815, Martines Nuhoff, Den Haag 1974, s. 102–104.
3 Więcej na ten temat w II tomie niniejszej pracy.
4 Tamże, s. 52, 229.
5 Ziegler, Philip, The Sixth Great Power. Barings 1762–1929, Collins London 1988, s. 54 i dalej.
6 Kempner, Stanisław, Rozwój gospodarczy Polski od rozbiorów do niepodległości, Biblioteka Polska, Warszawa 1924, s. 22 i dalej.
7 Rusiński, Władysław, Rozwój gospodarczy ziem polskich, Książka i Wiedza, Warszawa 1963, s. 194.
8 Banach, Witold, Radziwiłłowie. Burzliwe losy słynnego rodu, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018, s. 55.
9 Hass, Ludwik, Wolnomularstwo w Europie Środkowowschodniej w XVIII i XIX wieku, Ossolineum 1982, s. 225.
10 Fuks Marian, Hoffman Zygmunt, Horn Maurycy, Żydzi w Warszawie. Życie codzienne – wydarzenia – ludzie, Sarus, Poznań 1997, s. 70 i dalej.
11 Aust, Cornelia, The Jewish Economic Elite: Making of Modern Europe, Indiana University Press 2018, s. 124.
12 Fuks, Żydzi w Warszawie…, dz. cyt., s. 122.
13 Fuks, Marian et al., Żydzi w Polsce. Dzieje i kultura. Interpress, Warszawa 1982, s. 18.
14 Trzeciakowski, Lech, Polityka władz pruskich wobec Żydów w Wielkim Księstwie Poznańskim, s. 120, w: Topolski, Jerzy (red.), Żydzi w Wielkopolsce na przestrzeni dziejów, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1999.
15 Bartal, Israel, The Jews of Eastern Europe 1772–1881, University of Pennsylvania Press, Philadelphia 2005, s. 79.
16 Romaniello, Matthew P., Enterprising Empires. Russia and Britain in Eighteenth-Century Eurasia, Cambridge University Press 2019, s. 230.
17 Lieven, dz. cyt., s. 399.
18 Roberts, Richard, Schröders. Merchants & Bankers, Macmillan, London 1992, s. 14 i dalej.
19 Askenazy, Szymon, Gdańsk a Polska, Gebethner i Wolff, Warszawa 1916, s. 95.
20 Ferguson, Niall, The House of Rotschild, vol 1 Money’s Prophets 1798–1848, Penguin Books, London 1999, s. 173.
21 Skowronek, Jerzy, Książę Józef Poniatowski, Ossolineum 1984, s. 95–98.
22 Beckert, Sven, Empire of Cotton. A New History of Global Capitalism, Penguin Books 2014, s. 39–74.
23 Lambert, Andrew D., Seapower State. Maritime Culture, Continental Empires and the Conflict that Made the Modern World, Yale University Press 2018, s. 258.
24 Czapliński, Władysław i Górski, Karol, Historia Danii, Ossolineum Wrocław 1965, s. 250.
25 Bazylow, Ludwig, Historia Rosji, Ossolineum 1975, s. 250 i dalej.