35,90 zł
To, o czym warto pamiętać
Kiedy cztery lata przed wojną mała Letycja siedzi z ojcem w pijalni czekolady Wedla, nie może wiedzieć, że w przyszłości usiądzie przy tym samym stoliku z kimś zupełnie innym, kto na zawsze odmieni jej los.
Nie może również wiedzieć, że po latach za sprawą tego miejsca w jej życiu pojawi się Greta – młoda kobieta borykająca się z przedwczesną śmiercią matki i trudną relacją z ojcem.
To przypadek sprawia, że nawiązuje się między nimi relacja, dzięki której Letycja po raz pierwszy opowie o swoim życiu. Wróci wspomnieniami do codzienności w obozie zagłady. Przywoła obrazy powojennej odbudowującej się Warszawy. Opowie o miłości, która niespodziewanie narodziła się w Auschwitzi która przez lata była niemożliwym do spełnienia marzeniem.
Ocalona to poruszająca opowieść o dwóch kobietach – Grecie i Letycji. O wsparciu, przyjaźni, tęsknocie i nadziei. O rozstaniach, powrotach i czekaniu ponad wszystko. O ludzkich słabościach.I wreszcie o sile kobiecości, która odmienia życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 256
Data ważności licencji: 11/19/2030
Projekt okładki: Urszula Gireń
Redakcja: Magdalena Zabrocka
Redaktor inicjujący: Barbara Czechowska
Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Barbara Milanowska, Katarzyna Głowińska (Lingventa)
Zdjęcia:
© Natasza Fiedotjew/Trevillion Images
© Freepik
© for the text by Sylwia Winnik
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2025
ISBN 978-83-287-3375-6
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz
Mojej przyjaciółce Annie
Każdy chce zmieniać świat, ale nikt nie chce zmieniać siebie.
LEW TOŁSTOJ
Warszawa
1935 rok
Smak gorzkiej czekolady pozostał w pamięci małej Letycji na długo. Kostka rozpływała się przyjemnie, najpierw trochę chropowata, później płynna, oblepiająca język i podniebienie. Z początku wyczuwało się w niej nutę goryczy, ale po kilku minutach przebijała się delikatna słodycz, która pozostawała na dłużej.
Letycja wierciła się niespokojnie na krzesełku wedlowskiej pijalni czekolady przy ulicy Szpitalnej, wyglądając zza stolika w stronę lady. Ekspedientka w białym, eleganckim stroju przygotowywała dla niej gorący napój. Tatuś głaskał ją po burzy jasnych loków, by opanować jej zniecierpliwienie. Uczył ją, że to, co ma czasem gorzki smak, wcale nie musi pozostać na zawsze gorzkie. To właśnie mówił, gdy pytała, dlaczego najpierw dostaje kawałek ciemnej czekolady, a nie mlecznej. Siedziała na krześle, nie dosięgała nogami do podłogi, więc machała nimi beztrosko. Miała tylko dziewięć lat.
Wtedy, na cztery lata przed wojną, nie mogła wiedzieć, że przy tym samym stoliku usiądzie za kilkanaście lat z kimś zupełnie innym. Nie mogła też wiedzieć, że mogiły jej rodziców nie zostaną odnalezione do końca jej życia. Być może wyrosną na nich sosny i krzaki jałowców i będą się piąć ku niebu niemal jak dusze ciał uwięzionych pod ziemią.
Warszawa
czasy obecne
Twarz, która odbijała się w lustrze, w niczym nie przypominała tej sprzed roku. Zafarbowane włosy, zbyt ciemne jak na jasną i piegowatą cerę dziewczyny, uwydatniały jej kości policzkowe i oczy podkrążone od nieprzespanych nocy. Ich kolor był dokładnie taki sam jak kolor oczu jej matki. Przejrzyście niebieski. Ojciec cały czas powtarzał, że ta czerń, którą się otaczała, nie pasuje do jej natury ani do tego, kim jest – córką zamożnego rzeźbiarza. Choć żałoba już minęła, śmierć matki nieodwracalnie wyrwała jakąś niezbędną do życia część z serca Grety. Emilia była nie tylko jej matką, ale i bratnią duszą, podobnie wrażliwą na świat.
Greta nie umiała albo nie chciała pogodzić się z przeszłością, choć dobrze wiedziała, że tylko puszczenie tych lin, które przeciągała z losem o własny spokój, mogłoby ją uzdrowić. Trzymała je jednak kurczowo. Bała się, że jeśli postąpi inaczej, zapomni. Bała się, że straci kolejną nić łączącą ją z matką – wspomnienia mocno zakorzenione w podświadomości, które w żadnym wypadku nie mogły być utracone. Greta więc codziennie wracała w myślach do zapachu, jaki unosił się wokół jej matki. A ta pachniała wiatrem. Jakiegoś rodzaju wolnością, niezależnym podejściem do świata, choć jak nikt inny związana była z domem i otaczała go troską. Była jego bijącym sercem. Wraz z jej śmiercią mury okryły się mrokiem. Niby niewidocznym dla oczu, a odczuwalnym tak bardzo, że aż bolesnym.
Gdy Greta była mała, nie rozumiała, skąd we włosach matki bierze się zapach wiatru. Wieczorami często zanurzała twarz w burzy jej jasnych loków, ułożonych niedbale na poduszce, podczas gdy Emilia śpiewała z zamkniętymi oczami kołysankę, którą nuciła jej kiedyś babka. Greta dobrze pamiętała delikatne dłonie matki, gładzące wtedy jej policzek.
Z wiekiem przyszła odpowiedź. Greta uświadomiła sobie wtedy, że codzienność z mężem rzeźbiarzem, artystą żyjącym według własnych zasad, nie była dla jej matki łatwa. Ucieczki do lasu i długie przebywanie na łonie natury pozwoliły Emilii wytrwać. Dla córki. Jak mitologiczny pelikan przebijała własne serce, by jej dziecko kwitło. A im Greta była starsza, tym więcej było wokoło wiatru. Wkrótce matka zginęła w wypadku. I zniknęła tak bardzo, że mocniej już się nie dało.
Warszawa
czasy obecne
Wierzchołki sosen poruszane wiatrem niebezpiecznie zakołysały się we wszystkie strony. Echem niosło się wyraźne, ale stłumione skrzypienie. Greta spojrzała w górę. Lubiła ten widok sprawiający wrażenie, że drzewa nachylają się w jej stronę, jakby chciały ją otulić. Jakby ją obserwowały. Łypały na nią. Szeptały coś między sobą. Czuła to w szumie wiatru przedzierającego się przez wąskie przestrzenie między igliwiem.
Często zastanawiała się nad tym, co powiedziałyby drzewa, gdyby mogły mówić. Co powiedziałby wiatr… Czuła się mała. Dla potęgi natury miała respekt. I chyba już tylko takiej siły, pochodzącej z natury, się bała.
Dzień jak wiele poprzednich niknął w gestach rutyny i znudzenia, ale jednocześnie dłużył się w nieskończoność. Greta miała czasami wrażenie, że od dawna nic nie jest jak należy i że nigdy już się to nie zmieni.
Zazwyczaj budziła się o piątej rano równie zmęczona, co przed snem, więc niewyspanie zakrywała mocnym makijażem. Współlokatorki pytały, po co tak wcześnie wstaje. Nie odpowiadała. W ogóle mało mówiła, szczególnie do pierwszego espresso. Odpowiadała dopiero wtedy w myślach, że nie może spać i chyba już nigdy spokojnie nie zaśnie. Kiedyś, jeszcze nie tak dawno, książki zastępowały jej sen, teraz – myśli o alkoholu. Ojciec wyklinał i krzyczał wniebogłosy, że matka przewraca się w grobie. I właśnie to wspomnienie matki było jedynym, co wyrywało Gretę z letargu. Podnosiła wtedy na chwilę wzrok z podłogi i patrzyła prosto w ojcowskie oczy. Wyraz jej twarzy pozornie się nie zmieniał. Najczęściej był jak skała, niewzruszony. Jednak kiedy ktoś mówił o Emilii, tylko najuważniejszy obserwator mógł dostrzec niewielkie, być może mimowolne drgania kącików ust Grety. I jej oczy. Nabierały nagle życia. Jakby w śmierci bliskiej osoby szukała iskry wskrzeszenia dla siebie samej. Nigdy jej jednak nie znalazła. Te chwile mijały dość szybko, a potem Greta znów zapadała w ten swój niedostępny dla nikogo świat.
– Po co tu w ogóle nocujesz? – zapytała Laura.
Jej jedyna koleżanka, która akceptowała, jak to nazywała, „Gretowe dziwactwa”, mieszkała w akademiku, bo musiała. Warszawska uczelnia pozwalała się jej wyrwać z przemocowego domu gdzieś na Opolszczyźnie. A Greta… Greta to co innego.
– Mogłabyś spać u ojca, przyjeżdżać tu boltem i wracać po zajęciach do swojej luksusowej chaty. A ty siedzisz w tym zatęchłym pokoju. Wąchałaś swoje włosy? – Złapała czarny kosmyk i powąchała go, przesadnie wykrzywiając usta. – No właśnie, o to mi chodzi! Czuć cię akademikiem! Co gorsza – teraz złapała swoje włosy i przytknęła je do nosa – mnie też. Tylko ja w tym momencie nie mam innego wyboru.
– Milion razy mówiłam ci, że nie wytrzymałabym z nim pół dnia. – Greta, mówiąc te słowa, rzuciła ołówkiem w stronę koleżanki. – Poza tym mam dwadzieścia sześć lat, więc mam prawo nie mieszkać w rodzinnym domu.
– I co? Będziesz wybierać kolejne kierunki studiów, żeby tu tkwić? Bo to już, niech no sobie przypomnę… – ironicznie wykrzywiła twarz – twój trzeci kierunek? Wynajmij coś chociaż. Weź stąd uciekaj, bo zaczynam się martwić, że skończysz nie jako stara panna na uniwerku, tylko jako babka od nauczania. Zostaniesz tu na wieki, będziesz dręczyć studentów wywodami na temat filozofii i kulturoznawstwa czy czego ty się tam uczysz…
– Historii…
– Co takiego?
– Studiuję historię… – Greta spojrzała z zażenowaniem na koleżankę. Mieszkały razem od momentu, gdy Laura przyszła na pierwszy rok, a Greta kończyła już swój drugi kierunek. Historia miała być ostatnim. Tak sobie obiecała.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
