Tymek, Czarny Kot i zimowe sekrety zamczyska - Sylwia Winnik - ebook + audiobook + książka

Tymek, Czarny Kot i zimowe sekrety zamczyska ebook i audiobook

Sylwia Winnik

0,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów, by naprzemiennie czytać i słuchać.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Śnieżyca niemal odcięła od świata Kamieniec Ząbkowicki. W lesie pojawiła się tajemnicza choinka rozświetlona tysiącami złotych światełek.

Kot, Tymek, Tosia, wiewiórka Basia i Sokół – magiczni detektywi – wyruszają w jedną z najbardziej niebezpiecznych misji w swojej historii.

Przeniesieni w czasie do roku 1910, trafiają do majestatycznego zamku Książ, gdzie poznają niezwykłą księżną Daisy, zwaną Stokrotką. To właśnie tutaj giną bez śladu bezcenne perły – i tylko oni mogą odkryć prawdę.

Czy uda im się odnaleźć perły, zanim przepadną na zawsze? Czy spędzą te święta razem?

Zamek Książ skrywa więcej niż jedną tajemnicę… 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 110

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 45 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Artur Barciś

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tekst © Sylwia Winnik, 2025

Ilustracje © Ewa i Marcin Minor, 2025

Copyright © 2025 by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydanie pierwsze, Poznań 2025

REDAKTOR PROWADZĄCA: Anna Czech

REDAKCJA: Marta Stochmiałek

KOREKTA: Barbara Szymanek, Marta Baczewska

SKŁAD I ŁAMANIE: Monolitera Piotr Przepiórkowski

ISBN 978-83-8402-842-1

Wydawnictwo FRAJDA

Imprint Grupy Wydawniczej FILIA Sp. z o.o.

www.wydawnictwofrajda.pl

Grupa Wydawnicza FILIA Sp. z o.o.

ul. Franciszka Kleeberga 2

61-615 Poznań

www.wydawnictwofilia.pl

Fragmenty wspomnień i cytaty z pamiętnika Daisy za: Taniec na wulkanie 1873–1918, Daisy Hochberg von Pless, Wydawnictwo Arcana, 2002 r.

– Czy można stać się nieśmiertelnym? – zapytał Tymek. – Właściwym pytaniem jest nie to, czy można, lecz czy warto – odrzekł Kot. – Nieśmiertelne wydają się rzeczy, a nawet one takie nie są. Nic ponad swój prawdziwy blask nie jest trwalsze od relacji między ludźmi.

Kornelii

Rozdział I Pigwy i maliny

Nad lasem otaczającym pałac wisiały gęste, ciemne chmury. Korony drzew i szczyty wysokich iglaków pobielały od mrozu i trzeszczały na wietrze. W pustym teraz parku gwizdało i huczało, jakby ktoś grał na harmonijce. Tymek spojrzał w niebo i odniósł wrażenie, że zaraz sypnie śniegiem. Wyczekiwał tego momentu. Bardzo lubił zimę. W garażu już stały przygotowane sanki, a z szafki, na wszelki wypadek, wyciągnął czapkę, szalik i rękawiczki. Do świąt pozostało tylko kilka dni, a do tej pory ani jeden płatek śniegu nie spadł na ziemię.

Nagle chłopiec zobaczył w szybie odbicie czarnego kota. Regulus wyłonił się z korytarza, wszedł do pokoju i wskoczył na parapet. Tymek podrapał go za uchem. Kot zamruczał. To był piękny i duży, może nawet za duży jak na zwykłego dachowca, kot. Jego zielone oczy czyniły spojrzenie przenikliwym i mądrym. Teraz on patrzył na wyraźne odbicie przyjaciela, chłopca o rudych włosach, jasnej cerze i piegach. Kiedy się poznali, Tymoteusz był jeszcze dzieckiem, teraz stał się odważnym detektywem z niemałym doświadczeniem. A wszystko zaczęło się od tej pierwszej podróży w czasie.

Pościg za Warginem, demonicznym kotem, który chciał przejąć moc siedmiu kocich rodów ukrytych w różnych zakątkach świata, był ich pierwszą misją. Cofnęli się wtedy w czasie o sto pięćdziesiąt lat w pałacu Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim. Jednym z zagrożonych kotów był Regulus – pierwszy kot na Ziemi, najpotężniejszy – który według legendy został tu zesłany, by bronić ludzi. Wtedy też wybrał na swoich zastępców sześć innych kotów i podzielił się z nimi magią, jaką otrzymał w darze. Od tamtej pory koty reprezentowały rody Wintertail, Crinitus, Silvanclaw, Terra, Insuale, Desertlion i Magna, i chroniły świat przed złem. Ale zło zagrażało nie tylko ludziom i światu, lecz także samym kocim rodom oraz magicznej Księdze Wiedzy, która kryła odpowiedzi na wszystkie pytania. Był to jednak tylko wierzchołek góry lodowej, czyli wszystkich ich przygód w roli magicznych detektywów.

Po tym, jak okazało się, że Tymek jest prawowitym scalonym z kocim rodem Magna, po przebytych setkach lat w przeszłości mogło się wydawać, że już nic nie jest w stanie zaskoczyć tej dwójki przyjaciół. Tymek jednak dobrze wiedział, że każda z misji powiodła się dzięki pomocy wnuczki pana Seweryna, Strażnika Księgi Wiedzy, Tosi. Pomocni byli również Basia, gadająca wiewiórka, Sokół i słowiańskie duszki. Psotne Licho nieraz uratowało im skórę, a złodziejaszek Kłobuk przysparzał sporo kłopotów, ale i powodów do uśmiechu. Najbardziej jednak Tymek lubił Wodnika, który wcale lubić się nie dał. I to nie z powodu zapachu wodnego mułu, brzydkiej potworowatej twarzy czy zmieniającego się wyglądu – raz był mężczyzną, raz syreną, a innym razem dużą rybą – a za sprawą paskudnego charakteru, który Basia nazywała „glonowatym”.

– Co to znaczy glonowaty charakter? – zapytał ją kiedyś Tymek.

– Taki śliski i marudny – odparła bez zastanowienia. Robiła przy tym miny, jakby mówiła o czymś odrażającym.

Była trochę ironiczną, ale mądrą istotką, a od kiedy oglądała w telewizji programy popularnonaukowe, popisywała się wiedzą. Do powiedzenia miała wiele na każdy temat.

Tymek mimo wszystko żywił sentyment do Wodnika, bo ten uratował go już dwa razy i poświęcił się, choć mógł przypłacić to własnym demonicznym życiem. Tak naprawdę nawet sama Basia to doceniała. Ona miała jednak słabość do Świetli – księżycowej damy, która pomagała tym, którzy ją wzywali. Świetla ujarzmiła naturę, potrafiła z gałązki wyczarować nowe drzewo. I obdarowywała Basię jej ulubionymi orzechami laskowymi. Ta czysta i piękna magia kojarzyła się Tosi z pierwotnym dobrem i kręgiem natury. W niej nic nie znika i nie ginie, wszystko czemuś służy i ma sens.

Tymek założył ciepłą kurtkę i czapkę, bo naprawdę mocno wiało. Nawet Kotu trafił się sweterkowy kubraczek zrobiony na drutach przez gosposię, panią Stefanię. Kot bardzo nie lubił sweterkowych ubranek, ale pani Stefania nie wypuściłby go z domu bez odzienia, tak samo jak Tymka. Kot miauczał wniebogłosy i przewracał się na plecy, udając, że zemdlał. Czasami nawet ślinił się, żeby pani Stefania pomyślała, że to jakaś zaraźliwa choroba, i żeby go nie dotykała, ale gosposia była starszą, przeuroczą i nadmiernie troskliwą kobietą, której chyba nic nie było w stanie przestraszyć.

– Kochaneczku – mówiła, gdy Kot odgrywał swoją rolę. – Ty mi tu nie udawaj, przecież widzę, że udajesz, kłamczuszku. Zakładaj sweterek na ten tłusty brzusio, bo zimnica na dworze. – I kiedy Tymek zanosił się śmiechem, zwracała się do niego: – A ty nie myśl, że mi się wywiniesz. Proszę założyć szalik i rękawiczki. Bo później będę poić mlekiem z czosnkiem, miodem i masłem.

Tymek zdecydowanie wolał się ubrać niż pić w czasie przeziębienia to ohydztwo, które może i pomagało, ale smakowało jak śluz smoka zmieszany z glonami z jeziorka Wodnika. Tosia się z tym nie zgadzała i uważała, że połączenie miodu, masła, mleka i czosnku to rarytas dla podniebienia. „Co kto lubi”, pomyślał Tymek. I kiedy Kot miauczał z radości, że teraz pani Stefania zajęła się chłopcem, ona spoglądała na niego przekornie i dodawała:

– A jak kot się przeziębi, to tabletkę, zamiast schować w szyneczce, podam doustnie, bez niczego.

– Miauuuuuuu – jęczał Kot, a przynajmniej tyle z tego rozumiała Stefania.

Tymek zaś słyszał: „Dawajcie mi ten czerwony sweterek! Już!”. Bo Tymek od pierwszej misji w czasie, dzięki magii kocimiętki, rozumiał mowę kotów. Podobnie jak Tosia.

***

Szli wąską ścieżką wzdłuż parku. Drzewa uginały się pod naciskiem wiatru. Towarzyszyli im wiewiórka i Sokół. Oboje, widząc ubranego Kota, parsknęli śmiechem. Basia tupała nogami, a Sokół machał skrzydłami. Kot uznał, że to wcale a wcale nie jest zabawne, i skrzywił się tak, że wystawały mu kły.

Zaraz po spacerze chcieli odwiedzić pana Seweryna. W jego magicznym sklepiku z grami planszowymi zawsze miło spędzali czas. Dziś planowali zagrać partyjkę Monopoly i może napić się herbaty z pysznym syropem z pigwy, który zresztą pan Seweryn dostał od pani Stefci.

– Chyba się w nim zakochała – podejrzewała Basia.

– No coś ty, pani Stefania? W Sewerynie? – zapytał z niedowierzaniem Tymek. On nie posądzałby ich o takie bzdury jak miłość czy coś podobnego.

– No, mówię ci. Syrop z pigwy wczoraj, tydzień temu ciasteczka z pigwowym dżemem…

– Może po prostu miała dużo pigwy i nie wiedziała, co z nią zrobić?

Rozmowę o pigwowych przetworach przerwał niespodziewany odgłos łamiącego się drzewa. Sokół głośno zapiszczał, ostrzegając przyjaciół. Zdążyli odskoczyć, a po chwili w miejsce, w którym stali, spadło przewalone wiatrem drzewo.

– Musimy wracać – stwierdził Tymek. – Nie powinniśmy w taką pogodę wchodzić do lasu. To niebezpieczne.

Zawrócili. Tymkowi wydawało się, że gdzieś w oddali, pomiędzy drzewami, coś błysnęło. Gdy się jednak rozejrzał, niczego dziwnego nie zobaczył. „Pewnie mi się przywidziało”,pomyślał. Po chwili wszyscy siedzieli w ciepłym domu pana Seweryna.

– Mam dla was herbatkę z pigwą od Stefci. – Mówiąc to, pan Seweryn lekko się zarumienił.

– No, mówię przecież, że zakochany – szepnęła Basia.

A kiedy znad kubków unosiła się para, mężczyzna oznajmił, że lada chwila wydarzy się coś niezwykłego. Spojrzał na drzwi wejściowe, które otworzyły się z impetem niczym na magiczne zawołanie. Do środka weszła Tosia. Basia zapiszczała z radości i rzuciła się na Tosię, by po chwili wtulić się w jej gęste włosy. Wyglądały, jakby Tosia je zakręciła. Sokół zatoczył kółko nad jej głową, Kot i Seweryn serdecznie ją przywitali, a Tymek stał jak wryty i nic nie powiedział. Nie widział Tosi kilkanaście tygodni. Nie miała dla niego zbyt wiele czasu, bo przed świętami oboje dużo się uczyli. Mniej rozmawiali, mniej do siebie dzwonili. Nie spodziewał się, że tak za nią mocno tęsknił i że…

– A ty co? Języka w buzi zapomniałeś? – żachnęła się Tosia. – „Cześć” mi nie powiesz?

– Powiem – rzucił hardo Tymek. – Cześć. – I spuścił wzrok na swoje buty.

Szurał nimi i przyglądał się im, jakby je widział pierwszy raz. Tosia ściągnęła płaszczyk i dosiadła się do stolika z grą. Pachniała malinami i Tymek zauważył, że miała chyba coś świecącego na ustach. Jego mama też często używała czegoś takiego.

– Ulala – zaszczebiotała wiewiórka – pachniesz mi tu owockami lata. I usta masz jakby pomalowane, włosy lokowane. – Złapała łapkami policzki Tosi, robiąc z nich śmieszny dzióbek. Dziewczynka szeroko otworzyła oczy.

– …am… czyk… na… s…ne… usta… – Starała się coś powiedzieć, ale Basia jej nie pozwalała. Kiedy się zorientowała, że Tosia nie może wydusić ani słowa, wreszcie odskoczyła na bok. Wtedy dziewczynka powtórzyła: – Mam błyszczyk na spękane usta. – Po czym spuściła wzrok na swoje buty i chwilę nimi szurała, jakby była zaciekawiona ich wyglądem.

Pan Seweryn uśmiechnął się pod nosem i zaproponował, aby wreszcie wszyscy zagrali w Monopoly i napili się tej pigwowej herbaty od pani Stefanii. W pomieszczeniu zapachniało owocami.

***

Nie wiadomo kiedy minęły dwie godziny, podczas których Basia wszystkich ograła. Na zewnątrz zrobiło się całkiem cicho. Wiatr ustał, nie pozostawiając po sobie najmniejszego szmeru. Tymek spojrzał za okno. Nie poruszała się nawet najmniejsza gałązka. W tej ciszy zauważył pierwszy spadający płatek śniegu. Leciał powoli, jakby w zwolnionym tempie. Chłopiec śledził go wzrokiem i znów dostrzegł ten dziwny blask pomiędzy drzewami. Było to światełko bardzo zamglone i odległe, ale kiedy starał się mu przyjrzeć, zniknęło, podobnie jak blask gwiazdy, który ginie, gdy skieruje się na niego wzrok. Jakby grał w chowanego. Kiedy znów spojrzał na drzewa i ziemię, były już lekko zabielone.

Rozdział II Zupełnie znikąd

„Spacer?” – taką wiadomość następnego dnia wysłał Tymek do Tosi. Szybko odpisała: „Tak, zbieramy ekipę”. Śniegu było co najmniej po kolana. Wszystkie serwisy w internecie trąbiły, że cały kraj jest sparaliżowany z powodu ataku zimy, że drogowcy dali się zaskoczyć, a część dróg jest nieprzejezdna. W Kamieńcu nie było prądu, a jak mówili sąsiedzi, ponoć cały powiat został odcięty z powodu nocnej śnieżycy. Ekipa elektryków robiła wszystko, co tylko mogła, by przywrócić prąd, bo lada dzień miały być święta. Wtedy mama podjęła decyzję.

– Mieli do nas na Wigilię przyjechać rodzice Tosi z Antoniną, pan Seweryn, córka pani Stefanii i dziadkowie, ale skoro do świąt zostały dwa dni, a u nas nie ma prądu, musimy wyjechać.

– Jak to? Wigilia poza domem? – dziwił się tata.

– Nie chcę spędzić świąt w ciemnościach i chłodzie. Zapraszam wszystkich na Wigilię do Książa. To będzie coś wyjątkowego! Wyjeżdżamy dziś wieczorem.

Mimo protestów taty mama zarezerwowała noclegi w Zamku Książ i obiecała, że na pewno będą to magiczne święta. Tymek i Kot zaśmiali się pod nosem, słysząc „magiczne święta”, i spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Kot był przekonany, że cała ta śnieżyca wydarzyła się nie bez powodu. W końcu w naturze nic nie dzieje się przypadkowo. I w magii też nie. Nie tak dawno mówił Tymkowi o tym, że dotarły do niego wieści, że w Książu pojawił się ślad dziwnej magii. Chciał ją zbadać. Zastanawiali się nawet, jak namówić rodziców na wyjazd do zamku, a tu taka niespodzianka. Tymek szybko spakował torbę, bo umówili się z Tosią pod sklepikiem równo o dziewiątej.

Niebo nadal było zachmurzone i pojedyncze płatki śniegu wciąż spadały na ziemię. Tosia już czekała z Basią i Sokołem. Tymek ciągnął za sobą sanki, na których siedział Kot.

– Jaki królewicz – zakpiła z Kota Basia, ale ten nawet nie poczuł się urażony.

Uważał, że lepiej siedzieć na sankach i wyglądać na leniwca, ale mieć nieprzemarznięte łapy, niż zgrywać bohatera. Poruszył więc znacząco wibrysami i puścił oko do Basi. A kiedy to zrobił, z gałęzi spadła na nią czapa śniegu. Wiewiórka wyglądała teraz jak śnieżka, z której wystawała tylko ruda puchata kitka. Tosia i Tymek się roześmiali.

– Ej! – zawołała Basia, gdy się otrzepała. – Zrobiłeś to specjalnie, czary-mary!

– Ależ skąd – skłamał Kot i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Kot i Basia przekomarzali się całą drogę. Wiewiórka rozsiadła się wygodnie na sankach, a łapki przykryła dzierganym przez panią Stefcię kocykiem, na którym leżał Kot.

Im głębiej wchodzili w las, tym ciemniej się robiło. Minęli pałac po prawej stronie, skręcili w lewo, później w prawo i długo szli prosto. Tymek wyglądał, jakby czegoś szukał, co nie uszło uwadze Tosi. O nic jednak nie zapytała. Chłopiec wyglądał na zawiedzionego.

W lesie panowała cisza. O tej porze nikogo tu nie było. Wyszli wreszcie na polankę idealną na zjazdy na sankach. Zjeżdżali raz za razem, a ich śmiech niósł się echem.

– Blizna nie zniknęła – stwierdziła Tosia, patrząc na Tymka, gdy czekali na swoją kolej. Teraz na sankach ślizgali się Sokół, Kot i Basia.

– Pewnie się zagoi… – stwierdził niepewnie chłopiec i mimowolnie dotknął dłonią półokrągłej blizny na lewym policzku.

– Czy… – zaczęła Tosia – czy nie uważasz, że ta blizna coś przypomina?

– Też to zauważyłaś? Człowiek z laską i lwią łapą miał właśnie takie znamię. Starą bliznę w kształcie półkola na lewym policzku – odrzekł ochoczo Tymek.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Podziękowania

Dostępne w wersji pełnej

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Rozdział I. Pigwy i maliny

Rozdział II. Zupełnie znikąd

Podziękowania

Punkty orientacyjne

Okładka

Strona tytułowa

Prawa autorskie

Spis treści

Meritum publikacji