Nirvana Express - Brown Mick - ebook + książka

Nirvana Express ebook

Brown Mick

0,0
74,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Emisariusze oświecenia czy świątobliwi oszuści?

Gdy myślimy o duchowości Wschodu, widzimy odzianych w biel joginów, brodatych mędrców głoszących wolność, miłość i pokój oraz kolorowych hipisów tańczących w rytm psychodelicznej muzyki. Mick Brown pokazuje, jak indyjski mistycyzm – niegdyś traktowany jako egzotyczna ciekawostka – przeniknął do kultury masowej, zmieniając nasze postrzeganie religii, ciała i umysłu.

Podczas tej literackiej podróży spotykamy plejadę barwnych postaci: filozofa i mistrza duchowego Swamiego Wiwekanandę, Annie Besant z jej teozoficznymi wizjami oraz kontrowersyjnych nauczycieli, takich jak mentor Beatlesów Maharishi Mahesh Yogi czy guru bogaczy Bhagwan Shree Rajneesh (Osho). Autor opisuje zarówno pierwsze fascynacje Wschodem w wiktoriańskiej Anglii, ruchy kontrkulturowe lat 60. XX wieku, jak i współczesne skandale związane z nadużyciami w sektach.

Nirvana Express stawia kluczowe pytania o autorytet duchowych przewodników, naturę przebudzenia i granicę między autentycznym poszukiwaniem a łatwowiernością. To fascynująca, momentami niepokojąca opowieść o drodze Zachodu ku oświeceniu – od epickiego poematu o Buddzie po okultyzm, mizoginię i mordercze spiski.



Rzecz o tym, jak Zachód próbuje odnaleźć na Wschodzie duchowość, którą utracił w pogoni za bogactwem, i jak Wschód kieruje się ku Zachodowi w poszukiwaniu lepszego życia, choćby cząstki tego bogactwa, które mieszkańcy Zachodu mają często w pogardzie. Jest to również – a może przede wszystkim – opowieść o przewodnikach tej wędrówki. Ponoć „Wschód to jest Wschód, a Zachód – Zachód i nigdy nie zejdą się razem”. Ale przecież sam Kipling, któremu przypisuje się te słowa, tak kończy swoją balladę: „Lecz furda Zachód albo Wschód, kraj, rasa, urodzenie,/ Gdy zejdzie się siłaczy dwóch, choćby i z krańców Ziemi” (tłum. Anna Bańkowska).
Wojciech Jagielski

Nirvana Express to fascynująca opowieść o migracji idei – od hinduskich tradycji mistycznych po ich zachodnie reinterpretacje. Mick Brown kreśli mapę dróg, którymi duchowe koncepcje jogi, medytacji i hinduistycznej ascezy wędrowały na Zachód, gdzie zostały przefiltrowane przez potrzeby nowoczesności, uproszczone, przeobrażone – i sprzedane jako obietnica oświecenia. To książka o tym, jak Zachód nie tylko szukał sensu, lecz także tworzył własne wersje Wschodu.
dr hab. Agata Świerzowska, Katedra Porównawczych Studiów Cywilizacji, UJ, autorka książki Joga w Polsce od końca XIX wieku do 1939 roku.
 
 
Mick Brown (ur. 1950) – autor sześciu książek, m.in. The Spiritual Tourist, The Dance of 17 Lives i Tearing Down the Wall of Sound. W swojej wieloletniej karierze dziennikarskiej współpracował z „The Sunday Times”, „The Guardian”, „Rolling Stone” i wieloma innymi czasopismami. Przeprowadzał wywiady z takimi postaciami, jak Salvador Dalí, David Bowie, Arthur Miller, czy z zespołem The Rolling Stones. Od trzech dekad związany jest z „The Daily Telegraph”, gdzie pełni funkcję głównego felietonisty. Laureat wielu nagród, w tym British Journalism Awards (2023) i British Press Awards (2023). Mieszka w Londynie.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 725

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Marka wydawnicza Bo.wiem

Seria: Mundus

Tytuł oryginału: The Nirvana Express: How the Search for Enlightenment Went West

Copyright © Mick Brown, 2023

The Nirvana Express: How the Search for Enlightenment Went West was first published in 2023 by C. Hurst (Publishers) Ltd., London

This edition has been arranged through Red Rock Literary Agency Ltd.

Copyright ©for the Polish translation by Barbara Gutowska-Nowak, 2025

Copyright ©for the Polish edition by Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2025

Wydanie I, Kraków 2025

All rights reserved

Projekt logo serii

Bartłomiej Drosdziok

Projekt okładki istron tytułowych serii

Agnieszka Mitoraj

Projekt okładki

Marta Jaszczuk

Na okładce: Marcel Antonisse / Anefo, Volgelingen van Bhagwan tijdens de actie, 1983

W blurbie Wojciecha Jagielskiego zacytowane zostały fragmenty Ballady o Wschodzie i Zachodzie Rudyarda Kiplinga w tłumaczeniu Anny Bańkowskiej (https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-86/artykul/ballada-o-wschodzie-i-zachodzie)

Niniejsza książka stanowi utwór chroniony na podstawie ustawy oprawie autorskim iprawach pokrewnych. Prawami do tego utworu dysponuje Wydawca – Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bez zgody Wydawcy niedopuszczalne jest kopiowanie, rozpowszechnianie lub inne korzystanie zniniejszej książki wcałości lub zjej fragmentów zwyjątkiem dozwolonego użytku osobistego lub publicznego.

ISBN 978-83-233-5573-1 (druk)

ISBN 978-83-233-7727-6 (mobi, epub)

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków

tel. 12 663-23-80

Dystrybucja: tel. 12 631-01-97

tel. kom. 506-006-674, e-mail: [email protected]

Konto: PEKAO SA, 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325

SPIS TREŚCI

Spis ilustracji 7

Podziękowania 9

Przedmowa11

Pierwsza fala. księga

1 Światło Azji19

2 Swami przybywa na Zachód52

3 Dylemat Lady Emily81

4 Bhikszu iBestia100

5 Hyman, syn szewca130

6 Meher Baba przybywa na Zachód157

7 Ramana Maharishi193

8 Mercedes iSomerset216

9 Życie iśmierć Paula Bruntona242

Druga fala. sakrament

10 „W głębi naszego jestestwa wszyscy jesteśmy Hindusami”269

11 Wizja Allena Ginsberga287

12 Miłość jest wszystkim, czego potrzebujesz. Maharishi i Beatlesi314

13 Rajneesh. Ostatni guru 352

14 Na ranczu391

Przypisy413

Wybrana bibliografia445

Indeks451

PODZIĘKOWANIA

Jestem niezmiernie wdzięczny Odinowi Biddulphowi, Johnowi Braunsowi, Williamowi Breeze’owi, Andrew Brownowi, Jeffowi Coxowi, Hamishowi Dewarowi, Allanowi Downendowi, Donowi Ealesowi, Anthowi Ginnowi, Dot Ginn, Davidowi Godmanowi, Andrew Harrisonowi, Christopherowi Howse’owi, Bruce’owi Johnstonowi, Mike’owi Jonesowi, Naomi Levine, Carole Mansur, Louise Marchant, Jeffreyowi Moussaieff Massonowi, Johnowi Mayowi, Johnowi McLaughlinowi, Philipowi Normanowi, Davidowi Robsonowi, Christine Ryder, Deryckowi Solomonowi, Michaelowi Stoegerowi, Adamowi Stoutowi iDennisowi Willsowi za ich pomoc irady.

Mam szczególny dług wdzięczności wobec Roberta Warda za hojność, zjaką dzielił się ze mną wynikami swoich szeroko zakrojonych badań nad życiem Paula Bruntona, atakże wobec Evangeline Glass iMelody Talcott za to, że zechciały podzielić się ze mną swoimi wspomnieniami oBruntonie. Jestem także głęboko wdzięczny Johnowi Crowowi za to, że pozwolił mi czerpać ze swej rozległej wiedzy na temat Allana Bennetta.

Książka ta nie powstałaby bez nieocenionego wsparcia izachęty ze strony Mike’a Jonesa. Jestem też, jak zwykle, ogromnie wdzięczny mojej niezrównanej agentce Elizabeth Sheinkman.

Dziękuję mojej redaktorce Alice Clarke za jej cierpliwość iperfekcjonizm oraz adiustatorce Rose Bell za jej skrupulatność idbałość o szczegóły.

Żadne słowa nie zdołają wyrazić ogromu wdzięczności wobec mojej żony Patricii, za wszystko.

PRZEDMOWA

W 1897 roku wlondyńskim Westminster Aquarium indyjski jogin Bava Lachman Dass zaprezentował licznie zgromadzonej, zaciekawionej widowni czterdzieści osiem pozycji jogi, wywiedzionych z– jak można było przeczytać wpopularnym wowych czasach periodyku „The Strand”– „odrażającej indyjskiej religii”.Cztery lata wcześniej inny emisariusz owej „odrażającej indyjskiej religii” przemawiał podczas pierwszego Parlamentu Religii Świata wChicago, gdzie ponad sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi słuchało wystąpień przedstawicieli różnych wyznań ze wszystkich zakątków globu. Narendra Nath Datta, lepiej znany jako Swami Wiwekananda, przybył zrodzinnej Kolkaty oddalonej o13 000 kilometrów, by wygłosić przemówienie podczas obrad Parlamentu. Jego przemowa na temat potrzeby światowego braterstwa została nagrodzona hucznymi brawami, jego samego zaś okrzyknięto bohaterem. „Zdeterminowany, nieustraszony, krzepki, prawdziwy mężczyzna, podporządkował swoje wrodzone poczucie wartości isiły wykwintnemu pięknu swego uduchowionego przesłania iniezrównanej prawdzie Wschodu, która jest sercem iżyciem Indii”, napisała działaczka społeczna iteozofka Annie Besant.

W epoce wiktoriańskiej ludzie Zachodu odnosili się do wierzeń ipraktyk religijnych mieszkańców subkontynentu indyjskiego zmieszaniną fascynacji, podziwu, zakłopotania ipodejrzliwości. Brytyjczycy byli obecni wIndiach od prawie trzystu lat, najpierw za pośrednictwem Kompanii Wschodnioindyjskiej, zanim w1858 roku Indie znalazły się pod panowaniem Korony Brytyjskiej. Choć Indie były perłą wkoronie brytyjskiego imperium, dla większości Brytyjczyków pozostały odległą, słabo poznaną krainą; nie pojmowali oni wielu aspektów życia Hindusów, ale największą tajemnicą była dla nich tamtejsza bogata tradycja duchowa. Miało się to jednak zmienić. Rewolucja społeczno-kulturowa wAnglii pod koniec epoki wiktoriańskiej, postęp naukowy, który zachwiał podstawami wiary chrześcijańskiej, oraz cichy bunt przeciwko zjawisku, które reformator społeczny Edward Carpenter nazwie „zadowolonym zsiebie komercjalizmem imaterializmem środkowej fazy epoki wiktoriańskiej”, przyczyniły się do wzrostu zainteresowania „niezrównaną prawdą Wschodu”. Zaledwie trzy pokolenia później dziesiątki tysięcy młodych ludzi zkręgu kultury Zachodu będą podążać przez pół świata „szlakiem hippisów” wposzukiwaniu duchowego oświecenia, aczłonkowie najsłynniejszego na świecie popowego zespołu muzycznego, Beatlesi, będą medytować ustóp brodatego, chichoczącego Maharishiego Maheshy, nawróceni na jego „prostą technikę życia wpokoju iszczęściu”.

Poszukiwacze prawdy imarzyciele, uczeni iidealiści, poeci, okultyści, hippisi oraz poważni badacze natury jaźni iduszy, którzy zaludniają stronice tej książki, wyprzedzali swoje czasy. Dla poszukiwaczy duchowych przygód Wschód był nie tylko obiektem fascynacji, romantycznych wzruszeń– albo wyzysku– lecz także miejscem wybawienia, duchowym Eldorado. Tam bowiem, jak sądzono, znajdowała się odpowiedź na odwieczne problemy ludzkości– bezskuteczną pogoń za szczęściem, brak więzi zwłasnym ja iz Bogiem. Dla niektórych poszukiwania te zakończyły się rozczarowaniem iutratą złudzeń, dla innych szaleństwem, adla bardzo nielicznych, być może, odnalezieniem owego najbardziej nieuchwytnego Świętego Graala– oświecenia. Któż jednak, prócz prawdziwie oświeconych, może powiedzieć, czym naprawdę jest oświecenie?

W tej książce prześledzimy drogę od publikacji Światła Azji, poetyckiej biografii Buddy pióra Edwina Arnolda, która wywołała sensację istała się bestselerem wepoce wiktoriańskiej, przez Wiwekanandę iAnnie Besant, Allana Bennetta– pierwszego Anglika, który został buddyjskim mnichem, samozwańczego mędrca iduchowego turystę Paula Bruntona, po Mercedes de Acostę iSomerseta Maughama; od bitników do Beatlesów idalej, by dowiedzieć się, jak nauczyciele filozofii Wschodu dotarli na Zachód, gdzie najpierw przyjmowani byli ze zdziwieniem iciekawością, później zaś stali się znanymi osobistościami na zachodniej scenie kulturalnej. Byli wśród nich tacy słynni guru, jak Maharishi Mahesh, „bóg chłopiec” Maharaj Ji oraz– najbardziej kontrowersyjna postać wepoce nowożytnej– Bhagwan Rajneesh.

W czasach, kiedy nauka coraz bardziej spychała Boga itajemnicę na margines życia, guru oferował poszukiwaczom duchowej prawdy obietnicę odkrycia ich własnej, prywatnej drogi do Boga, której nie potrafiła im zapewnić konwencjonalna religia. Uważali oni, że wschodni mistycyzm proponuje głębsze, pełniejsze wyjaśnienie sensu ludzkiej egzystencji– obietnicę urzeczywistnienia wewnętrznej boskości, czego nie zapewniał materialistyczny pogląd na świat, wedle którego człowiek jest tylko zbiorem „samolubnych genów”.

Wiele koncepcji scharakteryzowanych wtej książce, które dawniej uważano za ekscentryczne, egzotyczne, obce albo dziwaczne, dziś stanowi element naszej codzienności. Podczas gdy kiedyś chrześcijańscy duchowni pomstowali na herezje hinduizmu, obecnie organizuje się zajęcia jogi wsalkach przykościelnych. Medytacja została pozbawiona duchowych konotacji iprzemianowana na „trening uważności”. Posążki Buddy stały się wszechobecnymi elementami wystroju wmagazynach wnętrzarskich. Termin „guru” oderwał się od powiązań ze Wschodemoraz od swego pierwotnego znaczenia: „nauczyciel”ijest dziś stosowany na określenie prawie każdego eksperta lub autorytetu wdowolnej dziedzinie, atakże wielu osób, które nie są żadnymi autorytetami.

Paradoksalnie, wtym samym czasie wzrosła nieufność wobec guru ze Wschodu. System guru opierał się na zupełnie innej relacji niż ta, która łączy wiernego zksiędzem albo pastorem. Guru był postrzegany jako ścieżka– aw niektórych wypadkach jako ucieleśnienie– boskości. Wsystemach filozoficznych kładących nacisk na dezintegrację ego bezwarunkowe oddanie wobec guru często prowadziło do uzależnienia wyznawców, które przypominało uzależnienie dziecka od rodzica isprawiało, że padali oni ofiarą emocjonalnych, finansowych iseksualnych nadużyć.

Emisariusze oświecenia czy świątobliwi oszuści? Nauki guru pomogły niektórym wieść satysfakcjonujące, spełnione życie duchowe. Innym przyniosły gorzkie rozczarowanie, kiedy guru okazywał się zbyt ludzki– zbyt omylny– albo kiedy gasła obietnica rychłego oświecenia. Od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku do dziś działalności niektórych spośród najsłynniejszych guru, którzy przybyli na Zachód, towarzyszyły liczne skandale. Sai Baba, zpewnością najbardziej niezwykły itajemniczy guru końca XX wieku, który cieszył się ogromnym uznaniem imiał rzesze wyznawców wIndiach oraz na Zachodzie, był oskarżany owykorzystywanie seksualne młodych wyznawców. On sam nigdy nie odniósł się do tych zarzutów, pozostawiając to swoim apologetom, którzy wyjaśniali, że osoby oskarżające guru omolestowanie seksualne nie rozumiały, iż jego zachowanie było elementem „duchowego rozwoju”.

Działalność buddystów także nie była wolna od skandali. W1983 roku pojawiły się zarzuty, że Swami Muktananda, który wymagał od swoich uczniów mieszkających waśramie wFallsburgu, wstanie Nowy Jork, przestrzegania celibatu, nie stosował się do własnych zasad iregularnie współżył ze swoimi wyznawczyniami, także niepełnoletnimi (w odpowiedzi na te zarzuty Muktananda zacytował Kabira, piętnastowiecznego poetę iświętego: „słoń porusza się własnym krokiem, ale psy biegną za nim iszczekają”). W2018 roku oskarżono dwóch spośród najwybitniejszych lamów, którzy prowadzili działalność na Zachodzie, Mifama Rinpocze iSogjala Rinpocze, opoważne nadużycia seksualne– aw wypadku Sogjala także przemoc fizyczną– wobec wyznawców. Kiedy przestępstwa lamów wyszły na jaw, obydwaj wystąpili zorganizacji, którymi kierowali. Te iinne podobne incydenty nie doprowadziły wprawdzie do całkowitej kompromitacji wschodnich nauk religijnych, ale przynajmniej wykazały, że ani oświecenie, ani domniemana doskonałość guru nie chronią ich przed pułapkami zwykłych ludzkich ułomności.

Ta książka rozpoczyna się od wydarzeń, które rozegrały się wodległych czasach, kiedy naczelny redaktor pewnej angielskiej gazety napisał pierwszą poetycką opowieść ożyciu Buddy ikiedy uczestnicy pierwszego Parlamentu Religii Świata w1893 roku jak jeden mąż wstali zmiejsc, by nagrodzić gromkimi brawami człowieka, który wygłosił wykład na temat zasad filozofii wedyjskiej; następnie przenosi nas do czasów, gdy Meher Baba podbił Hollywood, aSomerset Maugham zemdlał wobecności przypuszczalnie największego hinduskiego świętego; kiedy „mesjasz” LSD Timothy Leary stwierdził, że „teraz wszyscy jesteśmy Hindusami”, aBeatlesi siedzieli ustóp Maharishiego ipisali piosenki, nie przypuszczając nawet, że później staną się one inspiracją dla masakry, której dokonał Charles Manson, ucieleśnienie mrocznej strony wolności obyczajowej lat sześćdziesiątych.

Kończy się zaś na Rajneeshu, który za sprawą swoich dziewięćdziesięciu (a może dziewięćdziesięciu trzech? Nikt nie zna dokładnej liczby) rolls-royce’ów stał się najbardziej rozpoznawalnym ikontrowersyjnym guru schyłku XX wieku iktórego utopijne dążenie do stworzenia „Nowego Człowieka” zakończyło się morderczymi intrygami inocnymi ucieczkami przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Można powiedzieć, że Rajneesh był ostatnim przedstawicielem złotej epoki guru na Zachodzie. Ta książka opisuje jej początki, okres największego rozkwitu oraz schyłek, araczej definitywny koniec.

Pierwsza fala

KSIĘGA

Wschód, skąd przychodzi wszystko, dzień iwiara,

Na Wschód pompatyczny ifanatyczny, igorący,

Na Wschód przesadny, którego nigdy nie zobaczę,

Na Wschód buddyjski, bramiński, shintoistyczny,

Na Wschód, który jest wszystkim, czego nie mamy.

Wszystkim, czym nie jesteśmy*

Fernando Pessoa

* Fernando Pessoa, Fragmenty dwóch ód, w: Poezje zebrane: Álvaro de Campos, tłum. Wojciech Charchalis, Lokator, Kraków 2016 (przyp. tłum.).

1

ŚWIATŁO AZJI

W rogu przestronnego pokoju zwysokim sufitem wwiktoriańskim budynku przy pełnym zieleni skwerze wcentrum Londynu stoi piękny mahoniowy fotel tapicerowany czerwonym aksamitem. Wtym gmachu mieści się główna siedziba English Buddhist Society (Angielskiego Towarzystwa Buddyjskiego), afotel należał niegdyś do wiktoriańskiego nauczyciela, poety idziennikarza sir Edwina Arnolda– człowieka, który jak nikt inny przyczynił się do spopularyzowania hinduskiej myśli religijnej ifilozoficznej na Zachodzie.

Ważni goście Towarzystwa tradycyjnie zasiadają w„fotelu sir Edwina”. Dalajlama, XVI Karmapa oraz król Tajlandii siedzieli na czerwonej, aksamitnej tapicerce iwodzili palcami po rzeźbionych mahoniowych podłokietnikach, zastanawiając się być może nad związkiem między wygodą anatchnieniem.

Portret Arnolda zdobi ścianę biblioteki Towarzystwa. Przedstawia on dystyngowanego mężczyznę wśrednim wieku, weleganckim fraku, koszuli zcharakterystycznym, sztywnym kołnierzykiem ozagiętych rogach ikrawacie, ze spiczastą bródką izaczesanymi do tyłu, bujnymi, szpakowatymi włosami. Jego klapę zdobią dwa medale – Order Gwiazdy Indii iOrder Rycerza Komandora Imperium Indyjskiego. Wciągu swego długiego życia ten nieprzeciętny mężczyzna został także uhonorowany odznaczeniami przez władców Turcji, Persji, Japonii iSyjamu. Jego twarz na portrecie emanuje dociekliwą inteligencją, aspojrzenie biegnie gdzieś wdal. Wlewej ręce trzyma notatnik, aw prawej pióro, jak gdyby malarz uchwycił go wchwili namysłu, gdy układa wgłowie słowa, które za chwilę przeleje na papier. Obraz ten jest przedstawieniem wybitnej osobistości epoki wiktoriańskiej wkażdym calu.

Arnold był lingwistą, który znał dziewiętnaście języków obcych, wtym hindi, urdu, sanskryt, perski iturecki, był dziennikarzem, który pisał ze znajomością rzeczy na każdy temat, od róż po wojnę duńsko-pruską, atakże literatem, którego wpewnym okresie brano pod uwagę jako kandydata na następcę lorda Alfreda Tennysona na stanowisku oficjalnego dworskiego poety. Przyznano je jednak Alfredowi Austinowi, mimo że królowa Wiktoria wolała Arnolda.

Był on nie tylko wybitnym erudytą iintelektualistą, lecz także człowiekiem ozaskakująco wesołym usposobieniu, który– według jego syna Emersona– miał naturę „prostą jak małe dziecko ichętnie odrywał się od swoich wzniosłych rozważań, by radować się każdym niewinnym ibłyskotliwym żartem”1. Był także ekscentrykiem. Nosił przy sobie woreczek zkamieniami półszlachetnymi, które kupił na cejlońskich bazarach, iod czasu do czasu, używając swoich narzędzi stolarskich, wiercił otwór wschodach, kredensie albo krześle, by dla zabawy ukryć tam topaz, granat albo szafir. Kiedy przesuwa się palcami po mahoniowej ramie jego fotela wTowarzystwie Buddyjskim, można wyczuć podejrzane wgłębienia iszczeliny, które nie są naturalnymi elementami struktury drewna, ale, niestety, wżadnym znich nie tkwi topaz, granat ani szafir. Na tylnej stronie oparcia fotela umieszczono tabliczkę zinformacją, że Arnold siedział na nim, kiedy pracował nad poematem epickim prozą ożyciu Buddy, zatytułowanym Światło Azji (The Light of Asia), który ukazał się w1879 roku izafascynował wiktoriańskie społeczeństwo.

Przed Światłem Azji na Zachodzie publikowano prace naukowe, przekłady irozprawy akademickie na temat buddyzmu, ale poemat Arnolda bardzo się od nich różnił. Ów pierwszy oryginalny, napisany wjęzyku angielskim utwór poświęcony życiu Buddy rozszedł się wWielkiej Brytanii iAmeryce wnakładach ponad miliona egzemplarzy idoczekał tłumaczeń na całym świecie. Wywarł także bardzo silny wpływ na wielu bohaterów tej książki.

Samemu Arnoldowi zkolei przyniósł sławę iuznanie. Król Syjamu odznaczył go Orderem Białego Słonia. WSri Lance, która nosiła wówczas nazwę Cejlon, uhonorowano go tytułem obrońcy religii buddyjskiej ipodarowano mu żółtą szatę oraz żebraczą miskę buddyjskiego mnicha. Został pierwszym, ijak dotąd jedynym, redaktorem „The Daily Telegraph”– czy też którejkolwiek gazety zFleet Street– którego spotkał ten zaszczyt. Ów zpozoru stereotypowy Brytyjczyk epoki wiktoriańskiej był wistocie kimś zupełnie niestereotypowym.

Edwin Arnold, drugi syn sędziego pokoju zSussex Roberta Colesa Arnolda, urodził się 10 czerwca 1832 roku wGravesend whrabstwie Kent. Uczęszczał do King’s School wRochester, gdzie bardzo wcześnie wyróżnił się talentem poetyckim izainteresowaniem filologią klasyczną, dzięki czemu zdobył stypendium londyńskiego King’s College, anastępnie kontynuował edukację wUniversity College wOksfordzie. Zamieszkał tam wpokoju, który niegdyś zajmował słynny poeta Shelley, irzucił się wwir studenckiego życia. Założył organizację Fez Club, której członkowie nosili te egipskie nakrycia głowy, palili orientalny tytoń, deklarowali nienawiść do kobiet, zobowiązywali się do zachowywania celibatu oraz „pokazywania kobietom, gdzie ich miejsce”2. Edwin Arnold był pod wieloma względami dzieckiem swoich czasów. W1852 roku zdobył nagrodę Newdigate’a wkonkursie poetyckim dla studentów Oksfordu za wiersz The Feast of Belshazzar (Uczta Baltazara), arok później ukazał się jego pierwszy tomik poetycki Poems Narrative and Lyrical (Poezja narracyjna i liryczna). Po ukończeniu studiów został nauczycielem wszkole im. Króla Edwarda VI wBirmingham. Ożenił się zCatherine Biddulph iwkrótce doczekał się syna. W1857 roku, wwieku zaledwie dwudziestu dwóch lat, wyjechał ze swoją nową rodziną do Indii, gdzie objął posadę dyrektora Deccan College wmieście Pune.

Przyjazd Arnolda zbiegł się wczasie zwybuchem tak zwanego powstania sipajów (dziś nazywanego też często pierwszą indyjską wojną oniepodległość), które zostało brutalnie stłumione przez Brytyjczyków. Doprowadziło ono jednak, rok po przyjeździe Arnolda, do rozwiązania Kompanii Wschodnioindyjskiej, która przez ponad sto lat reprezentowała interesy Brytyjczyków wIndiach. Na mocy decyzji parlamentu bezpośrednią władzę wIndiach miała odtąd sprawować Korona Brytyjska.

Choć powstanie nie objęło terytorium ówczesnej Prezydencji Bombaju, na terenie której znajdowało się Pune, narastały tam nastroje antybrytyjskie. Arnold postanowił podjąć środki ostrożności ipodczas posiłków kładł obok talerza naładowany rewolwer. Pewnego dnia na bramie prowadzącej na teren szkoły pojawiło się ogłoszenie– autor oferował kilka tysięcy rupii nagrody za głowę dyrektora placówki. Arnold zniezmąconym spokojem przemówił do swoich uczniów, wyrażając nadzieję, że uznają, iż bardziej im się przyda żywy niż martwy.

Arnold ukochał Indie ipo trzech latach, które przepracował jako nauczyciel wPune, był pełen najgłębszego podziwu oraz szacunku dla kultury ireligii tego kraju. Uczył się języków perskiego imarathi, atakże, zpomocą lokalnych mędrców, sanskrytu, dzięki czemu mógł przeczytać woryginale wielkie hinduskie eposy Ramajanę iMahabharatę. Oddawał się także mniej wymagającym przyjemnościom, takim jak jazda konna, polowanie, strzelectwo oraz, jak później wspominał, „oglądanie wnieskończoność pląsów nautchnees [młodziutkich tancerek] isłuchanie ich śpiewu”.

Szczególnie ubolewał nad dominującym wśród kolonizatorów przekonaniem oich rasowej ikulturowej wyższości nad „lekceważącą ignorancją”, jak to ujął, „która uznaje wspaniałą cywilizację tej wielkiej rasy za «barbarzyńską»”. Mimo to przez całe życie był zatwardziałym imperialistą iniezachwianie wierzył, że Wielka Brytania ma święte prawo władać swymi koloniami, a„dobrze pojmowany interes Anglii jest nadzieją dla Hindustanu”3. Koncepcja autonomii Indii byłaby dla niego nie do przyjęcia.

W 1860 roku Arnold był zmuszony wrócić zrodziną do Anglii ze względu na zły stan zdrowia Catherine. (Umarła ona w1864 roku, acztery lata później Arnold ożenił się zJennie Fanny Channing, córką Williama Ellery’ego Channinga, unitariańskiego duchownego ichrześcijańskiego demokraty). Podjął pracę komentatora wredakcji „The Daily Telegraph”, az czasem awansował na stanowisko redaktora naczelnego. Jego syn Emerson (który otrzymał to imię na cześć przyjaciela Arnolda, poety Ralpha Waldo Emersona) wpamiętniku opisał ten etap życia ojca bardziej poetycko, wyjaśniając, że Indie były jego pierwszą miłością, lecz „zmuszony przez okoliczności pozostał pod szarym niebem Zachodu ipracował przez ponad czterdzieści lat wzespole «The Daily Telegraph»”4.

W rzeczywistości owa zpozoru wyrobnicza praca odpowiadała Arnoldowi. „The Daily Telegraph”, założony w1855 roku, początkowo ukazywał się wformie czterostronicowego pisemka, które kosztowało dwa pensy. Wczasie, kiedy Arnold dołączył do zespołu redakcyjnego, nakład dynamicznie rósł iwkrótce gazeta stała się najpopularniejszym brytyjskim dziennikiem. (Karol Marks, który wtamtym okresie mieszkał wLondynie, był jej namiętnym czytelnikiem, choć, oczywiście, nie podzielał poglądów redakcji. „Za pośrednictwem zmyślnie ukrytego systemu kanalizacji fizyczne nieczystości ze wszystkich londyńskich toalet są odprowadzane do Tamizy”, pisał. „Za pośrednictwem słowa pisanego światowy kapitał odprowadza wszystkie swoje społeczne nieczystości do wielkiego, papierowego ścieku zwanego «Daily Telegraph»”5).

Dzięki temu, że Arnold zajmował stanowisko komentatora, mógł się swobodnie wypowiadać na najróżnorodniejsze tematy. Przez lata napisał ponad dziesięć tysięcy „wstępniaków” poświęconych niezliczonym zagadnieniom, od politycznej perfidii Rosji aż po uprawę róż, często ubarwiając swoje przemyślenia iopinie– jak to ujął jego redakcyjny kolega George Augustus Sala, najsłynniejszy dziennikarz epoki wiktoriańskiej– „epitetami oorientalnym przepychu”6.

Lord Burnham, właściciel „Telegraph”, wspominał podstarzałego Arnolda jako „mrukliwego, raczej nieładnego starszego mężczyznę wczarnej, aksamitnej czapeczce”, którego cechowała jednak „spokojna godność wschodniego mistyka”. Ta wyróżniająca cecha, atakże noszona wbutonierce rozetka Orderu Medżydów ustanowionego przez Imperium Osmańskie (kolejnego odznaczenia, którym go uhonorowano) sprawiały, że sir Edward był wyjątkowo egzotyczną postacią wbiurze na Fleet Street7.

Według jego syna Emersona Arnold był nadzwyczaj łagodnym, nieomal świątobliwym człowiekiem. „Można stwierdzić bez przesady, że jego życie było «niczym delikatny powiew»”, napisał.

Okazywał „życzliwość wszystkiemu, co żyje”, abłogosławiona słodycz jego duszy emanowała na wszystkich, którzy mieli zaszczyt być znim na co dzień wbliskiej zażyłości. „Niech wasze umysły będą jak zegary słoneczne”, mawiał, „i zapamiętują tylko godziny życia przesycone światłem słońca”. Zjego ust nigdy nie padło złośliwe, okrutne ani nieżyczliwe słowo8.

Arnold był przy tym człowiekiem oniespożytej energii: napisał książki na temat edukacji wIndiach, dwutomowe dzieje lorda Dalhousie, wicekróla Indii, wspomnienia zpodróży po Ameryce, Indiach iJaponii, atakże kilka tomików wierszy. Nie znosił marnotrawienia czasu inapominał swoje dzieci, by zawsze „wykorzystywały ów krótki czas, który jest nam dany” na robienie czegoś pożytecznego.

W Indiach nauczył się sanskryckiego alfabetu, zapisując jego znaki na karteczkach, które wieszał nad toaletką, by ćwiczyć ipowtarzać każdego ranka, kiedy się ubierał. Emerson wspominał, że jego ojciec zawsze nosił wkieszeni jakiś tom greckiej, łacińskiej albo orientalnej literatury klasycznej, wktórym się zagłębiał wkażdej wolnej chwili. Miał doskonałą pamięć ipotrafił recytować długie fragmenty klasycznych poematów woryginale.

Większą część Światła Azji Arnold napisał wHamlet House, wiejskim domu zwidokiem na ujście Tamizy wpobliżu Southend wEssex, gdzie spędzał weekendy, ale gryzmolił także na kolanie wmetrze, podczas codziennych przejazdów linią District między swoim domem wSouth Kensington asiedzibą „Daily Telegraph”na Fleet Street. Miał nadzwyczajną zdolność koncentracji, potrafił pisać wszędzie ina wszystkim, co miał pod ręką– na restauracyjnym menu, na marginesie gazety, na mankiecie koszuli. Układał te zapiski wpliki, które nazywał „stosami cegieł”, apóźniej przepisywał ich zawartość „na czysto” do notatnika.

Poemat Światło Azji składa się z5300 wersów podzielonych na osiem ksiąg. Narrator dzieła, „zmyślony wyznawca Buddy”, opowiada historię Gautamy Buddy od jego przyjścia na świat wkrólewskiej rodzinie, poprzez stopniowe budzenie się wnim świadomości cierpień ziemskiego żywota, osiągnięcie stanu buddy, to jest duchowego przebudzenia iwyzwolenia, medytację wcieniu drzewa bodhi, pierwsze nauki iustanowienie pierwszej sanghy, wspólnoty buddyjskiej. Wostatniej części dzieła autor streszcza buddyjską doktrynę: prawa karmy idharmy, Cztery Szlachetne Prawdy, Ośmioraką Ścieżkę oraz pojęcie Nirwany– „bezimiennego spokoju, […] bezimiennej radości, […] błogosławionej Nirwany– tego bezgrzesznego, martwego spokoju– […] tej zmiany, która sama nigdy żadnej zmianie nie podlega!”9.

Poemat Światło Azji wniósł nieoceniony wkład wpopularyzację buddyzmu na Zachodzie. Przybliżył szerokim kręgom odbiorców zagadnienie, które wcześniej znajdowało się wkręgu zainteresowania orientalistów, uczonych i(zazwyczaj nieprzychylnie nastawionych) teologów. Książka odniosła oszałamiający sukces komercyjny zarówno wWielkiej Brytanii, jak iAmeryce. Wojczyźnie autora ukazało się około czterdziestu wydań, aw Stanach Zjednoczonych około osiemdziesięciu, nie licząc wielu edycji pirackich (w tamtych czasach książki brytyjskich twórców nie były jeszcze chronione prawem autorskim). Została przetłumaczona na języki niemiecki, holenderski, francuski, włoski, czeski, japoński, anawet na esperanto, przyniosła więc Arnoldowi międzynarodową sławę ibogactwo. Na jej podstawie powstały sztuka teatralna, opera, apóźniej także film, nakręcony wIndiach isfinansowany przez maharadżę Dźajpuru, który zapewnił ekipie filmowej plenery, kostiumy, wielbłądy isłonie (mimo że wŚwietle Azji nie ma ani słowa osłoniach iwielbłądach)10.

Zdaniem Christmasa Humphreysa, adwokata izałożyciela Brytyjskiego Towarzystwa Buddyjskiego, nie ma „zbytniej przesady wstwierdzeniu, że dzięki temu wybitnemu dziełu dhamma [buddyjska doktryna] zyskała rozgłos, jakiego nie zapewniłoby jej pół wieku studiów naukowych”11. Owe „pół wieku” to jednak zaniżony szacunek. Sir Edwin Arnold zapoczątkował modę na buddyzm na długo przed bitnikami, którzy zainteresowali się filozofią zen wlatach pięćdziesiątych XX wieku, na długo przed pionierem zen Alanem Wattsem ina długo, zanim Dalajlama zdobył sławę iuznanie na Zachodzie.

***

Nadzwyczajny sukces Światła Azji okazał się punktem zwrotnym wdługich izawikłanych dziejach poznawania– iodrzucania– wielkich religii Indii przez Zachód.

Grecy, którzy jako pierwsi zetknęli się zindyjskimi sadhu– albo „gymnosofistami”, jak ich nazywali– ponad 2tysiące lat temu, uważali wiele aspektów ich nauk, wmyśl których „najlepszą doktryną jest ta, która oczyszcza umysł zprzyjemności izmartwień”, za godne podziwu– jakkolwiek głębia ascezy isamoumartwienia, koniecznych, by osiągnąć ów upragniony stan, musiała im się wydawać dziwaczna. Późniejsi podróżnicy czuli zdumienie iprzerażenie na widok bóstw zhinduskiego panteonu: bogów ibogiń obłękitnych twarzach, zwężami owiniętymi wokół szyi, którzy jeździli na grzbietach tygrysów albo siedzieli we wnętrzach kwiatów lotosu, boga, który był pół-słoniem ipół-człowiekiem, innego, który dosiadał szczura, bogini oośmiu ramionach, znaszyjnikiem zludzkich czaszek na szyi iodciętymi głowami przytroczonymi do pasa. Zperspektywy przybysza zZachodu taksonomia hinduskich bóstw musiała się wydawać równie chaotyczna ipozbawiona sensu jak cała reszta życia wIndiach. „Zapewne nie dałbyś mi wiary, gdybym wymienił wstrętne inikczemne stwory, którym oni cześć boską oddają”, pisał osiemnastowieczny jezuita Pierre Martin. „Pewien jestem, że nie było wśród starożytnych obrzydliwszej istraszniejszej idolatrii niźli ta, którą wyznają owi Indyjczykowie”12. Praktyki religijne ogromnej większości Hindusów nie miały nawet nazwy– przynajmniej takiej, która byłaby ogólnie przyjęta wśród Europejczyków– dopóki brytyjski antropolog Monier Monier-Williams nie opublikował w1877 roku pracy Hinduism (Hinduizm).

Nieznajomość sanskrytu poważnie utrudniała pierwszym podróżnikom zrozumienie kultury ireligii Indii. Bramini, członkowie najwyższej kasty kapłańskiej, zazdrośnie strzegli tajników tego języka, zwanego językiem bogów, wktórym zostały spisane święte wedyjskie teksty, datowane na okres między 1700 a1100 rokiem p.n.e. Dopiero wXVIII wieku grupa europejskich– głównie brytyjskich– badaczy, wwiększości zapaleńców-amatorów, rozpoczęła systematyczne prace nad przekładem sanskryckich tekstów ipo raz pierwszy udostępniła Zachodowi wspaniałą skarbnicę wiedzy na temat religii ikultury Azji.

Katalizatorem tego przedsięwzięcia była Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska, która w1617 roku uzyskała zgodę władcy imperium Wielkich Mogołów Dżahangira na prowadzenie bezcłowej wymiany handlowej na terenie indyjskiej prowincji Bengal iw1757 roku de facto objęła władzę nad tą prowincją po tym, jak wojska Kompanii pod dowództwem generała Roberta Clive’a pokonały siły nababa Bengalu wbitwie pod Palasi, zdobywając dla Brytyjczyków pierwszy kolonialny przyczółek na subkontynencie. Kompania sprowadziła do Indii kupców, urzędników administracji, prawników, żołnierzy irzemieślników. Wielu znich wykazywało zainteresowanie kulturą ireligią Indii, które wykraczało daleko poza praktyczne wymogi zarządzania iwymiany handlowej. Ludzie ci wnieśli nieoceniony wkład wpopularyzację historii, kultury ireligijnych tradycji Indii na Zachodzie.

John Zephaniah Holwell przybył do Indii w1732 roku jako chirurg zatrudniony przez Kompanię Wschodnioindyjską, później zaś objął stanowisko zamindara, to jest naczelnego poborcy podatkowego wKolkacie. Holwell dowodził także garnizonem Kompanii wFort William ibył jedną zosób, które w1756 roku zostały uwięzione wtak zwanej Czarnej Dziurze, niewielkim lochu wFort William, do którego nabab Bengalu wtrącił brytyjskich jeńców iich rodziny. Według Holwella zmarło 123 ze 146 przetrzymywanych tam więźniów.

W 1760 roku Holwell krótko piastował urząd gubernatora Bengalu, później zaś wrócił do Wielkiej Brytanii ipoświęcił się pracy nad monumentalnym studium hinduskich obyczajów, wierzeń ipraktyk religijnych, którego trzy tomy ukazały się drukiem wlatach 1765–1771 pod frapującym tytułem Interesting Historical Events, Relative to the Provinces of Bengal, and the Empire of Indostan With aseasonable hint and perswasive to the honourable the court of directors of the East India Company. As also the mythology and cosmogony, fasts and festivals of the Gentoo’s, followers of the Shastah. And adissertation on the metampsychosis, commonly, though erroneusly, called the Pythagorean doctrine (Ciekawe przypadki historyczne związane zprowincjami Bengalu iImperium Hindustanu, stosownym komentarzem opatrzone iwielce przydatne dla szanownego gremium dyrektorów Kompanii Wschodnioindyjskiej. Takoż mitologia zkosmologią, posty iświęta Gentoo, czcicieli Szasty. Oraz rozprawa ometampsychozie, powszechnie, acz mylnie, doktryną pitagorejską zwanej).

Holwell twierdził, że oparł swoją pracę na świętych tekstach bramińskich, które udało mu się zdobyć, aktóre bezpowrotnie przepadły, kiedy był uwięziony wpiekielnej Czarnej Dziurze (badaczom nie udało się zidentyfikować owych tekstów). Przekonywał, że wszystkie religie świata opierają się na tych samych „pierwotnych prawdach objawionych człowiekowi przez miłosiernego Boga” oraz że „dociekliwi badacze ludzkiego umysłu odkryją, że wodniesieniu do spraw religii zdrowy rozsądek jest podzielony równo między wszystkie nacje”. Nie podzielał rozpowszechnionych wjego czasach uprzedzeń inie uznawał mnogości bóstw whinduskim panteonie za świadectwo rozpasanego pogaństwa, lecz twierdził, że fundamentem hinduizmu jest wiara w„jednego Boga, wiecznego, wszechmocnego iwszechobecnego stworzyciela wszystkich rzeczy”, aniezliczone bóstwa „winny być traktowane tylko jak metafory”13.

Zdaniem Holwella religia wedyjska była „najstarszą, aco za tym idzie najczystszą” zreligii. Nawet jeśli Hindusi byli tak samo „zwyrodniali, podstępni, przesądni, swarliwi iniegodziwi, jak każda rasa istot wznanym świecie”, nauki wedyjskie odobru izłu były „najczystszymi wzorami prawdziwej pobożności, jakie teraz istnieją lub jakie tylko napotkać można na ziemi”14. Przemawiała do niego zwłaszcza hinduska koncepcja transmigracji dusz, czyli reinkarnacji. Jak pisał, bramini nauczają, że

metampsychoza grzesznych duchów obejmuje wszelkie istoty, aż po najmniejsze owady igady; darzą oni głęboką czcią pszczoły iniektóre gatunki mrówek, uważają bowiem, że Bóg szczególnie sobie upodobał duchy, które ożywiają owe stworzenia, iże jego umysłowe przymioty dają się wnich poznać bardziej niż wwiększości innych15.

(Sam Holwell był zdeklarowanym wegetarianinem).

Być może pod wpływem tego iinnych, podobnych wywodów redakcja „The Critical Review” doszła do wniosku, że praktyki religijne opisywane przez Holwella są „zbiorem takich bredni, szalonych zmyśleń iniedorzeczności, że przytaczanie ich urągać musi zdrowemu rozsądkowi”16.

Dopiero dwadzieścia lat po publikacji dzieła Holwella ukazał się pierwszy angielski przekład najważniejszego tekstu hinduizmu. Bhagawadgita– Pieśń Pana– jest częścią historyczno-filozoficznego eposu Mahabharata, który przypuszczalnie pochodzi zV–IV wieku p.n.e. Pieśń, znana jako Gita, która liczy zaledwie dwadzieścia tysięcy słów, ma formę dialogu izostała napisana wzniosłym, poetyckim językiem. Wprzededniu bitwy dzielny książę Ardźuna rozmawia zwoźnicą swego rydwanu– bogiem Kryszną, który zstąpił na ziemię wludzkiej postaci– opodstawowych naukach religii wedyjskiej na temat obowiązku, karmy, dobrych izłych postępków, reinkarnacji ikonieczności podporządkowania się Najwyższemu.

Kryszna opisuje ludzkie życie jako nietrwały stan podobny do snu, wktórym dusza jest mamiona przez złudzenia imarzenia. Mądry człowiek uczy się rozpoznawać ich prawdziwą naturę, uwalnia się od pragnień iprzywiązań, kroczy przez życie zniezmąconym spokojem, by wchwili śmierci złączyć się na wieki zBrahmanem, duszą wszelkiego stworzenia. Ci, którzy nie zdołają osiągnąć tego błogosławionego stanu, muszą się odradzać wkolejnych wcieleniach dopóty, dopóki nie zasłużą na ostateczne wyzwolenie.

Autorem pierwszego angielskiego przekładu Gity był Charles Wilkins, drukarz ikancelista Kompanii Wschodnioindyjskiej. Wilkins, urodzony we Frome, whrabstwie Somerset, w1749 roku, wwieku zaledwie dwudziestu jeden lat wyjechał do Indii, by podjąć pracę wplacówce Kompanii. Nauczywszy się języków perskiego ibengalskiego, wykonał zpomocą miejscowych rzemieślników pierwszy kompletny zestaw czcionek zliterami bengalskiego alfabetu iprzygotował do druku podręcznik Grammar of the Bengali Language (Gramatyka języka bengalskiego), opracowany przez innego kancelistę Kompanii, Nathaniela Halheda.

Wilkins, zachęcony przez Halheda, rozpoczął także naukę sanskrytu. Kiedy zaczął podupadać na zdrowiu na skutek przepracowania, upału imalarycznego klimatu Kolkaty, za radą generalnego gubernatora Bengalu Warrena Hastingsa przeniósł się do miasta Benares. Zdaniem gubernatora było ono „miejscem uznawanym za najlepszy ośrodek nauki języka hinduskiego”. Tam, zpomocą bramińskiego pandita (mędrca, nauczyciela) Kalinathy przystąpił do tłumaczenia Mahabharaty zsanskrytu na język angielski. Nie ukończył wprawdzie przekładu całego dzieła, ale pod wpływem nalegań Hastingsa zdecydował się opublikować Gitę. Pieśń wtłumaczeniu Wilkinsa ukazała się wLondynie w1785 roku pod tytułem The Bhagavat-Geeta, or Dialogues of Kreeshna and Arjoon (Bhagawadgita albo dialogi Kryszny iArdźuny). Był to pierwszy przekład sanskryckiego tekstu na język europejski.

Wilkins zaznaczył we wstępie, że „bramini cenią to dzieło, jako że zawiera ono wszystkie wielkie tajemnice ich religii”. Wliście do Nathaniela Smitha, prezesa Kompanii Wschodnioindyjskiej, Warren Hastings, który pragnął zaznajomić swego zwierzchnika zprzekładem Wilkinsa, nazwał Gitę „jedną znajwiększych osobliwości, jakie kiedykolwiek zaprezentowano światu literatury”, atakże stwierdził, że jest ona „prawie niezrównana pod względem piękna koncepcji, wywodu oraz stylu”. Ostrzegł jednak Smitha, że znajdzie wniej fragmenty „obleczone wwymyślne zdobniki nie wnaszym guście, atakże inne, wktórych wywód wzniesiono na takie poziomy wysublimowania, iż nam, znaszą trzeźwością sądów, podążać za nim trudno”17. Irzeczywiście, dzieło to było powszechnie odbierane jako osobliwość. Jeden zrecenzentów uznał je za „ciekawą próbkę mitologii iautentycznych zasad wiary oraz religijnych poglądów Hindusów”18.

Przekład Gity autorstwa Wilkinsa został później przetłumaczony na języki francuski, grecki, rosyjski oraz niemiecki iodegrał ważną rolę wkształtowaniu poglądów Europejczyków na hinduską filozofię. Ralph Waldo Emerson wypowiadał się oGicie znajgłębszym podziwem, nazywając ją „najpierwszą zksiąg; jakby przemawiało do nas imperium, ito nie osprawach drobnych inieistotnych, lecz wielkich, arcypięknych ilogicznych, głosem starej inteligencji, która winnej epoce iw innym klimacie zastanawiała się nad tymi samymi pytaniami, które inas nurtują”19. William Jones, współzałożyciel, wraz zWilkinsem, Towarzystwa Azjatyckiego inajwybitniejszy zówczesnych orientalistów, uważał przekład Wilkinsa za szczyt erudycji izalecał każdemu, kto pragnie „zyskać prawdziwe pojęcie oreligii iliteraturze Indii”, by zignorował „wszystko, co zostało napisane na ten temat przez starożytnych bądź przez współczesnych, przed publikacją Gity”.

W głównej siedzibie Towarzystwa Azjatyckiego wKolkacie wisi portret Williama Jonesa pędzla Joshuy Reynoldsa. Obraz przedstawia mniej więcej trzynastoletniego chłopca oanielskiej urodzie, odzianego wkurtkę zkarmazynowego aksamitu, który zatopił się wlekturze– swojej życiowej pasji– izapomniał obożym świecie. Jones, urodzony wLondynie w1746 roku, był cudownym dzieckiem. Już jako czterolatek recytował Szekspira, aw wieku trzynastu lat potrafił napisać zpamięci cały tekst Burzy. Wbardzo młodym wieku nauczył się greki, łaciny, perskiego, arabskiego ihebrajskiego. Pod koniec życia władał biegle dwudziestoma ośmioma językami. Po ukończeniu Oksfordu oraz studiów prawniczych wlondyńskim Middle Temple podjął pracę jako sędzia sądu hrabstwa wWalii, później zaś został mianowany członkiem Najwyższego Trybunału Sprawiedliwości zsiedzibą wForcie William wKolkacie, najwyższego organu sądowniczego wbrytyjskich Indiach.

Jones przybył do Kolkaty w1783 roku, arok później wspólnie zCharlesem Wilkinsem założył Towarzystwo Azjatyckie (The Asiatick Society), którego ambitnym celem było prowadzenie szeroko zakrojonych badań „nad wszelkimi wytworami człowieka lub dziełami natury” wAzji. Od 1808 roku Towarzystwo zajmowało piękny klasycystyczny gmach na Park Street wcentrum Kolkaty. Dziś mieści się tam muzeum, główna zaś siedziba Towarzystwa znajduje się wprzyległym budynku– dosyć obskurnym, nijakim klocku, który sąsiaduje ze sklepem zmaszynami do szycia.

Wjechałem staromodną windą na trzecie piętro. Na ścianach ciemnego, ponurego korytarza wisiał zbiór wyblakłych fotografii Śri Aurobindo Ghosego, bojownika owolność Indii, który został mistykiem, oraz hinduskiego polityka idziałacza niepodległościowego Subhasa Chandry Bosego. Wzdłuż jednej ściany, pod tabliczką znapisem „Wyłącznie do użytku gości”, ustawiono sfatygowane krzesła ze skórzaną tapicerką.

Pan Roy, sekretarz Towarzystwa, powitał mnie wswoim gabinecie. Stwierdził, że kiedy Jones przyjechał do Indii, miał do wypełnienia „dwie misje”.

– Pierwszą znich było prowadzenie badań, drugą zaś szpiegostwo.

– Szpiegostwo?

– Tak, szpiegowanie. Jeżeli chcesz rządzić krajem, musisz rozumieć, co się dzieje wumysłach jego mieszkańców. Brytyjczycy chcieli się dowiedzieć, kim są ci Hindusi. Uważam jednak, że Jones był wyjątkowy. On kochał Indie20.

Pan Roy miał rację. Jones rzeczywiście je pokochał ipragnął „poznać Indie lepiej, niż się to kiedykolwiek udało innym Europejczykom”. Przejął lokalne obyczaje, wdomu dla wygody nosił indyjską długą, luźną koszulę zwaną kurta icodziennie pobierał lekcje języka umiejscowych nauczycieli ipanditów. Dzięki niezwykle szerokim zainteresowaniom, wybitnym zdolnościom iniespożytej energii wciągu dziesięciu lat napisał mnóstwo prac na temat botaniki, geografii, literatury, językoznawstwa, lokalnych praw iobyczajów oraz filozofii ipraktyk religijnych.

Jones dokonał także pierwszych przekładów wielu wybitnych dzieł indyjskiej literatury zsanskrytu na język angielski. Twierdził, że sanskryt jest „doskonalszy od greki, bogatszy od łaciny ibardziej wyrafinowany od nich obu”21. Jako jeden zpierwszych europejskich naukowców zwrócił uwagę na pokrewieństwo między sanskrytem, greką iłaciną oraz wysunął hipotezę oich wspólnym pochodzeniu. Ponadto miał niezwykle życzliwy iotwarty stosunek do hinduizmu, ajego eseje On the Hindus (O Hindusach), które ukazywały się na łamach czasopisma Towarzystwa Azjatyckiego „Asiatick Researches” wlatach 1789–1790, przez długi okres uchodziły woczach europejskich czytelników za wierne ikompletne objaśnienie hinduskich wierzeń oraz praktyk religijnych.

Podczas gdy Europę, zdaniem Jonesa, charakteryzuje „transcendentalny majestat”, Azja może się poszczycić „wieloma urokami oraz kilkoma szczególnymi przymiotami”, wtym klasyczną hinduską literaturą, azwłaszcza Mahabharatą, którą uważał za „nadzwyczaj wspaniałą iwzniosłą”. Jones przedstawiał wpozytywnym świetle hinduistyczną doktrynę najtrudniejszą do zaakceptowania zpunktu widzenia chrześcijan– monizm (albo nondualizm), opisywany wUpaniszadach inaukach wedanty jako jedność ludzkiej duszy, atmana, znajwyższym brahmanem. Wtym ujęciu brahman nie jest Bogiem, lecz Absolutem– fundamentalną, niezmienną Rzeczywistością samego bytu, która ma boską naturę. Atman to brahman obecny wkażdej istocie– iskra boskości, która jest Jaźnią. Nie powinniśmy go jednak mylić znaszym ego. Atman przekracza ramy naszej odrębności inie należy go utożsamiać ztakimi właściwościami jednostki, jak myślenie czy odczuwanie emocji.

Większość chrześcijan uznawała ową koncepcję obecności boskiego pierwiastka wkażdym znas za groźną herezję, ponieważ, ich zdaniem, pozwalała ona człowiekowi wierzyć, że jest Bogiem. Jones przekonywał jednak, że choć ludzki umysł nie może ani „w pełni udowodnić, ani całkowicie podważyć” nauk wedanty, „nie ma nic dalszego od bezbożności”22 niż one. Podobnie jak Holwell, Jones był pod wielkim wrażeniem hinduskiej doktryny reinkarnacji, którą uważał za „nieporównanie bardziej racjonalną, pobożną ibardziej skuteczną wodwodzeniu ludzi od złego” niż chrześcijańska wizja wiecznego potępienia grzeszników. Jednakże, choć odnajdywał whinduskiej filozofii wiele elementów godnych podziwu, stwierdził, że nic nie może zachwiać „niewzruszonymi filarami wiary chrześcijańskiej”.

Jones zmarł w1794 roku, wwieku czterdziestu siedmiu lat. Został pochowany na cmentarzu przy South Park Street wKolkacie, gdzie spoczywa wielu brytyjskich żołnierzy, poszukiwaczy przygód, urzędników ikupców, między innymi George Bogle, pierwszy brytyjski wysłannik do Tybetu, atakże wyjątkowy oryginał, generał Charles „Hindus” Stuart, który każdego ranka zażywał kąpieli wGangesie, czcił hinduskie bóstwa i(bez powodzenia) namawiał Brytyjki mieszkające wKolkacie, by pozbyły się gorsetów zfiszbinami izaczęły nosić sari, jako lepiej ukazujące „owe walory, którymi tak hojnie obdarzyła je natura”.

Oryginalny, zwieńczony strzelistą wieżyczką grobowiec Jonesa, który wyróżnia się na tle omszałych, zniszczonych przez deszcze iwiatry tradycyjnych pomników nagrobnych, jest stosownym hołdem dla wkładu tego wybitnego badacza wpopularyzację kultury ihistorii Indii. Epitafium na grobowcu głosi: „Tu spoczęły doczesne szczątki mężczyzny, który bał się Boga, lecz nie lękał się śmierci. Który zachował niezależność, lecz nie gonił za mamoną. Który tylko podłych inieprawych miał za gorszych od siebie, za lepszych zaś tylko mądrych isprawiedliwych”.

W połowie XIX wieku tolerancyjne, otwarte idociekliwe podejście do hinduizmu, reprezentowane przez ludzi pokroju Jonesa, Wilkinsa iHolwella, zaczęło ulegać zmianie za sprawą teologów ichrześcijańskich kaznodziei, którzy ponownie przypuścili atak na tę „pogańską” i„bałwochwalczą” religię. Odkąd wpierwszej połowie XVIII wieku Kompania Wschodnioindyjska rozpoczęła działalność na terytorium Indii, stawiała sobie za cel nie nawracanie tubylców, lecz prowadzenie działalności handlowej irozszerzanie strefy wpływów. Kompania nie zezwalała na działalność misjonarską, ponieważ nawracanie Hindusów na chrześcijaństwo szkodziłoby jej interesom. Jednakże pod koniec stulecia brytyjscy ewangelicy coraz głośniej domagali się wpuszczenia misjonarzy na terytoria zarządzane przez Kompanię.

Najbardziej gorliwym orędownikiem tej sprawy był Charles Grant– ów Szkot przybył do Indii w1768 roku jako wojskowy, później jednak zbił niewielką fortunę na handlu jedwabiem izostał członkiem izby handlowej Kompanii. Grant był hulaką irozpustnikiem, ale pod wpływem straty dwojga dzieci, które zmarły na ospę, odmienił swoje życie istał się gorliwym chrześcijaninem. W1787 roku wspólnie zgrupką podobnie religijnych ewangelików wystąpił zpropozycją założenia misji na terenie Indii. Stwierdził on wswoim piśmie, że Hindusi są „zepsuci do szpiku kości, tak samo zdemoralizowani, jak ślepi, ityleż pożałowania godni, co zdemoralizowani”, potrzebują więc jak najszybszego nawrócenia.

Choć jego pierwsza inicjatywa nie znalazła uznania woczach kierownictwa Kompanii, po powrocie do Wielkiej Brytanii w1790 roku kontynuował swoją „krucjatę” zjeszcze większym zapałem. W1792 roku napisał rozprawę zatytułowaną Observations on the State of Society among the Asiatic Subjects of Great Britain, Particularly with Respect to Morals and on the Means of improving It (Uwagi na temat stanu społeczeństwa wśród azjatyckich poddanych Wielkiej Brytanii, ze szczególnym uwzględnieniem moralności isposobów jej naprawy). Atakował wniej liberalną postawę Hastingsa, Wilkinsa iJonesa, którzy „wychwalali dzikusów ze Wschodu iwyznawców innych pogańskich religii pod niebiosa, jako wzory dobroci iniewinności”, atakże przekonywał, że gdyby Kompania Wschodnioindyjska zezwoliła chrześcijańskim misjonarzom na prowadzenie działalności wIndiach, kraj ten wzniósłby się na wyższy poziom społeczny imoralny. Stwierdził ponadto, że „przekazując Hindusom światło, wiedzę ipostęp, zapewnimy sobie ich przywiązanie”.

W 1804 roku Grant wszedł do zarządu Kompanii Wschodnioindyjskiej, arok później został jego prezesem. Zyskał także potężnego sprzymierzeńca wosobie Williama Wilberforce’a, jednego zzałożycieli towarzystwa misyjnego Church Mission Society (i późniejszego przywódcy ruchu abolicjonistycznego). W1813 roku postulat Granta został przedstawiony wparlamencie wramach debaty nad odnowieniem statutu Kompanii, aw roku 1815 pierwsi misjonarze zChurch Mission Society przybyli do Indii.

Kupcy, żołnierze ikanceliści, którzy pragnęli zbić majątki dzięki pracy dla Kompanii Wschodnioindyjskiej, byli wwiększości młodymi kawalerami. Wyruszali wdługą– nawet sześciomiesięczną– iniebezpieczną podróż do Indii ze świadomością, że nieprędko, oile wogóle, powrócą do ojczyzny. Tylko nieliczni zabierali ze sobą żony idzieci (William Jones, który przybył tam ze swoją żoną Anną, należał do wyjątków). Niektórzy przyjmowali miejscowe obyczaje iznajdowali sobie hinduskie żony albo kochanki. Wedle szacunków jedna trzecia „ludzi Kompanii” zawarła związki małżeńskie zHinduskami idoczekała się potomstwa, które odziedziczyło pieniądze inieruchomości. Proces ten doprowadził do powstania mieszanej, anglo-indyjskiej klasy społecznej– jej przedstawiciele byli później dyskryminowani zarówno przez brytyjskich kolonizatorów, jak iprzez indyjskie społeczeństwo.

Grant był zdecydowanym przeciwnikiem takiej asymilacji. Uważał natomiast, że należy zachęcać Hindusów do przyjmowania angielskich obyczajów, ponieważ doprowadzi to do powstania hinduskiej elity, która, zdaniem Thomasa Babingtona Macaulaya, polityka ze stronnictwa wigów, będzie mieć „hinduską krew, lecz angielskie gusta, przekonania, morale oraz intelekt”23.

Podczas gdy wcześniejsza generacja orientalistów opowiadała się za oparciem kształcenia Hindusów na ich rodzimych tekstach, tradycjach ijęzyku, Macaulay wMinute on Indian Education (Memorandum o kształceniu Hindusów, 1835) głosił tezę onaturalnej wyższości europejskiej kultury iprzekonywał, że doskonała znajomość angielskiego będzie dla Hindusów cenniejsza od umiejętności posługiwania się ich własnymi językami. Intencją Macaulaya było powołanie do życia klasy anglojęzycznych Hindusów, co umocniłoby kolonialną dominację Brytyjczyków, arównocześnie obniżyłoby rangę badań nad indyjską kulturą, historią ijęzykiem24.

Redaktorka inicjującaBarbara CichyRedaktorka prowadzącaJolanta GrzegorzekRedakcja językowo-stylistycznaAnna KędrońKorektaMagdalena CzarneckaSkład i łamanieHanna WiecheckaWydawnictwo Uniwersytetu JagiellońskiegoRedakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Krakówtel. +48 12 663 23 80

Spis treści

PODZIĘKOWANIA

PRZEDMOWA

Pierwsza fala

KSIĘGA

1

ŚWIATŁO AZJI

Punkty orientacyjne

Cover