Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W jaki sposób kryzys przynależności ujawnia się we współczesnym świecie? Czy uzależnienia nadal należy traktować jako chorobę czy raczej adaptację do stylu więzi społecznych i ich zaniku?
„To jak zbudowany jest dzisiejszy świat, jest jednym z głównych powodów rozwoju uzależnień. Dopóki przy tym nie przystaniemy, również jako profesjonaliści, będziemy działać jak współuzależnione osoby, zasłaniając skutki i ból uzależnienia, nie sięgając do jego przyczyn. Od nas też zależy, jak chcemy myśleć i patrzeć na uzależnienie, jakie metody i perspektywy chcemy wziąć pod uwagę. Czy chcemy zmierzyć się z szerszym kontekstem, własnym uczciwym rachunkiem w tej sprawie, czy jesteśmy w stanie patrzeć na uzależnienie z perspektywy kryzysu naszego świata, czy raczej jak zachodnia medycyna, „łatać dziury”, łagodząc zaostrzone objawy? Czy jesteśmy gotowi na otwarcie naszych oczu i serc, na ból nas wszystkich i kłamstwa, którymi jesteśmy codziennie podsycani do walki, wysiłku, opuszczenia, izolacji, samotności, lęku, niepokoju, utraty wiary w siebie i drugiego człowieka?” (fragment tekstu)
Książka Katarzyny Rejniak prowadzi Czytelnika ku rozumieniu przekonań i postaw, a przede wszystkim uczuć, jakie żywimy wobec osób uzależnionych. Podróż ta pozwala nam uzyskać pełniejszy obraz cierpienia tych ludzi; słyszymy głuche echo pustej studni ich dzieciństwa, a także dorosłych relacji, których kształt jest jego konsekwencją. W miarę zagłębiania się w myśl Autorki ten dźwięk staje się coraz wyraźniejszy. Odkrywamy, jak bardzo doświadczenia traumatyczne determinują nasze życie. Rozpoznajemy to również w szerszej, społecznej perspektywie.
Opisywana w tej publikacji kultura kryzysu przynależności pozwala nam głębiej rozumieć siebie i uzależnienie, które w naszym świecie stało się rozpaczliwą próbą ratowania więzi.
Bożena Maciek-Haściło
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 388
Rok wydania: 2023
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W książce korzystam z własnej praktyki klinicznej. Zadbałam w niej o anonimowość osób, których historie tutaj przywołuję.
(Nie)obecność. Uzależnienie w kulturze kryzysu przynależności
Copyright © Katarzyna Rejniak, 2023
Copyright © for this edition by Oficyna Związek Otwarty, 2023
Redakcja: Ewelina Szyszkowska, Krzysztof Zadros
Korekta: Joanna Wysłowska
Opieka redakcyjna: Anna Bal
Projekt okładki, ilustracja: Paweł Sky
Układ typograficzny i łamanie: Paweł Sky
Wydanie I
Warszawa 2023
ISBN 978-83-965225-3-5
Oficyna Związek Otwarty
ul. Kaliska 5/6, 02-316 Warszawa
www.oficynazwiazekotwarty.pl
Bohaterem książki (Nie)obecność jest ludzki wymiar cierpienia. Choć traktuje ona o naturze uzależnień, to sięga dużo głębiej. Sposób i jakość ujęcia dramatycznego ludzkiego doświadczenia ukrytego pod tym objawem dotyka mojej duszy i pozostawia w niej trwały ślad. Mam nadzieję, że tak samo będzie i z Tobą, Czytelniku. Zobaczyć oczami autorki ów specyficzny rodzaj twórczego przystosowania do świata, w którym przyszło nam żyć, to zaproszenie do refleksji, do zastanowienia się nad następującymi kwestiami: jak jestem świecie? jak być, by nie współtworzyć rzeczywistości, w której tak częstą praktyką jest sięganie po używki jako substytut kontaktu i bliskości? Przesłanie zawarte w tej pracy prowokuje nas do stawiania pytań, szukania odpowiedzi, a także do weryfikacji systemu wartości, jakim się posługujemy.
Autorka swą wnikliwością, uważnością, a nade wszystko swoją OBECNOŚCIĄ wprowadza czytelnika w kliniczny obszar tematyki oraz w proces powstawania twórczego przystosowania się w świecie, w którym kontakt został odstawiony na boczny tor, a główną figurą jest uzależnienie od dóbr materialnych.
Zastosowany w książce sposób prowadzenia narracji, a także traktowanie w niej osób uzależnionych i samego tematu uzależnień są mi bliskie, gdyż moja droga zawodowa rozpoczęła się w Monarze w roku 1998, a wówczas była to wyjątkowo sztywna, zacofana i oporna na zmiany instytucja. Ślady tamtych czasów nadal pozostają niczym piętno w wielu ośrodkach tego stowarzyszenia, a wieści o stosowanych w nich w przeszłości metodach mrożą krew w żyłach i budzą wiele wątpliwości merytorycznych, a także pytań o kliniczną ich zasadność. Właśnie dlatego (Nie)obecność to bardzo cenna pozycja.
Prezentuje alternatywę dla usztywnionych i nieskutecznych metod, jest inspiracją dla terapeutów otwartych i z nieszablonowym podejściem, zaś czytelnikom spoza branży klinicznej pozwala poszerzyć świadomość i wiedzę w temacie uzależnień i ich leczenia.
Klient uzależniony to człowiek, u którego wyraźnie widoczny objaw chorobowy jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Strategia pomocy powinna być osadzona w rozumieniu mechanizmu, objawu i w kompetencjach osoby pomagającej – terapeuty. (Nie)obecność jest praktycznym i teoretycznym podręcznikiem dla tych osób, może także być inspirującą lekturą dla każdego, kto jest zainteresowany zgłębianiem ludzkiej natury.
Proces popadania w uzależnienie jest jak proces zmian klimatycznych: jego katastrofalne objawy widzimy w tu i teraz, choć rozpoczął się on już dawno temu. Niezauważanie czy lekceważenie go to tkwienie w złudzeniu, ignorowanie rzeczywistości oraz nieliczenie się z konsekwencjami zdarzeń. Pomijanie symptomów nie chroni przed ich następstwami, (nie)obecność skutkuje katastrofą, jaka ujawnia się w ostatniej fazie uzależnienia. Przysłaniając wszystkie zdarzenia z przeszłości, które do niego doprowadziły. Zamykanie oczu na problem nie jest rozwiązaniem. Brak wrażliwości i uważności na symptomy choroby przeradza się w reaktywną nadwrażliwość – rzeczywistość staje się coraz trudniejsza do ujarzmienia, a skutki tego są bardzo poważne. Zatrzymanie procesu prowadzącego do powstania skrajnej postaci uzależnienia wymaga dużego zaangażowania. Najważniejsze to stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością, przestać zaprzeczać swojej chorobie i zaangażować się w zmianę.
Substancje psychoaktywne istnieją od zawsze, a jednak uzależnienia to znak współczesnych czasów. Zatem jaka jest korelacja między nimi a rozwojem cywilizacji, dlaczego kiedyś ludzie nie popadali w nie tak często i tak łatwo? Jaki związek ma uzależnianie się z aktualnym kontekstem społecznym? Na te pytania znajdziemy odpowiedzi w książce Katarzyny Rejniak.
(Nie)obecność to humanistyczno-holistyczne poszukiwanie sposobów wsparcia procesu leczenia oraz kierunków profilaktyki uzależnień. Jeśli będziemy zwracać należytą uwagę na ich całościowy, historyczno-kulturowy charakter,, otworzy to przed nami nowe możliwości wskaże kierunek zmian w leczeniu i możliwe dynamiki rozumienia procesów psychicznych towarzyszących uzależnieniom.
Usłyszeć, zobaczyć, zrozumieć potrzeby człowieka i pozostać z nim w kontakcie to droga do autonomii i wolności w świecie, w którym używki są obecne niemal wszędzie. Przy czym nie należy mylić wolności z samotnością czy opuszczeniem, więzi nie odbierają autonomii. Książka Katarzyny Rejniak inspiruje i zachęca do poszukiwania holistycznych rozwiązań, skłaniając czytelnika do refleksji na temat tego, jaką funkcję pełni uzależnienie w danym polu, a ponadto skłania do snucia refleksji nad samym procesem uzależnienia oraz nad funkcją pola, w którym powstawało.
Autorka zaprasza do krytycznego namysłu nad uzależnieniami, postrzegania ich jako funkcji pola, w którym objaw się rozwija, zdradziecko wnikając do życia człowieka i wypełniając je po brzegi, staje się niejako drugą tożsamością oraz cudownym lekiem na wszystko. Wtedy kurtyna złudzeń opada, a naszym oczom pokazuje się pozbawiony upiększeń, realny obraz, choroby, w której zniewolony człowiek funkcjonuje jak w więzieniu. Życie w tym kulminacyjnym momencie staje się pasmem problemów, trudów i funkcjonowania w błędnym kole, a uwolnienie się od tego mechanizmu, podobnie jak od objawu, wymaga czasu i zaangażowania.
Zaspokajanie swoich potrzeb poprzez uzależnienie to efekt długotrwałego używania substancji jako substytutu – do uzależnienia nie dochodzi po kilkurazowym jej użyciu. Zatem gdzie był, jak był i czy w ogóle był obecny świat w początkach tego procesu oraz w jego kolejnych etapach, przy próbach szukania lekarstwa na dojmujące cierpienie, poszukiwania substytutu kontaktu, bliskości, więzi? Gdzie byłeś, człowieku, gdzie byłeś świecie, kiedy potrzeba obecności, kontaktu, więzi czy wymiany emocjonalnej była dotkliwa jak głód i pragnienie na środku pustyni, na której inni ludzie byli niczym milczące i martwe ziarna piasku?
Sposób prowadzenia narracji w książce jest intrygujący, zaprasza ona czytelnika do spojrzenia w głąb uzależnienia, poza fasadę objawu, by nie tylko klinicystów nakłonić do zrewidowania poglądów i przekonań. Przeprowadzone w niej rozumowanie daje nadzieję oraz wskazuje kierunek pracy z pogrążoną w cierpieniu duszą, przystosowaną do niewystarczająco zasobnego dla ludzkich potrzeb emocjonalnych i społecznych pola. Współczesny świat, pełen technicznych nowinek, blichtru i oznak wysokiego statusu materialnego, nie jest zasobem, który by wspierał rozwój człowieka. Książka Katarzyny Rejniak zachęca do pogłębionej analizy zagadnień związanych z uzależnieniami i ich źródłami, twórczej refleksji nad nimi, oraz konfrontowania się z niewygodnymi treściami, które są nieodłącznym elementem pracy nad zmianą. Poddaje krytyce obowiązujące teorie dotyczące uzależnień, zachęcając do ich weryfikowania i podjęcia dyskusji wokół pracy klinicznej w obszarze uzależnień. Wskazuje strefy, w których proces przywracania zdrowej regulacji determinuje i wyznacza obszary pomocy. Zwraca też uwagą, na ślepe ulice pomagania klientom, takie jak na przykład sztywność diagnozy. Sztywna struktura ogranicza i zamyka proces na indywidualność i niepowtarzalność człowieka, a także na relację, w której zmiana się dokonuje. Autorka wskazuje, iż budowanie autentycznej relacji terapeutycznej i emocjonalnej wymiany między terapeutą a klientem jako doświadczenia korekcyjnego wspiera proces zdrowienia. Daje też pełen obraz uzależnień poprzez świadome poszerzanie perspektywy tworzenia rzeczywistości, objawiającej się problemem, z jakim zmagają się klienci. Wyraźnie wskazuje obszary i zakresy odpowiedzialności klienta za proces uzależniania się, jak i odpowiedzialności terapeuty za moment, w którym znalazł się klient. Końcowy obraz staje się figurą przysłaniającą głębię i rzeczywiste źródła oraz przyczyny uzależnienia.
Obecność to widzenie i rozumienie całego kontekstu, to antidotum na aktualny w świecie brak poczucia przynależności.
Dziękuję, Katarzyno, za możliwość lektury. Twoja książka jest jak balsam dla duszy i przypomina mi, z jaką ufnością i naiwnością wniosłam metodę Gestalt do pracy z klientem uzależnionym 25 lat temu, co dla dla wielu osób okazało się bardzo skuteczne. Uważam, że zanurzenie się w tej lekturze jest dla osób uzależnionych doświadczeniem korekcyjnym – daje im możliwość wyjścia poza sztywne ograniczenia, otwiera drzwi do żywego, autentycznego i bliskiego kontaktu. Osoby takie zasługują na holistyczną pomoc, udzielaną z użyciem humanistycznego warsztatu – a przynajmniej na możliwość wyboru metody, którą będą leczone. Moc obecności w kontakcie daje siłę i wspiera rozwój każdego.
Aleksandra Replin, 2023
Ta książka powstała dzięki wielu osobom, przede wszystkim dzięki mojej rodzinie, która w pewien sposób zainfekowała moje serce tematem uzależnień, sama będąc pokoleniowo obciążona traumą, bólem, nieobecnością. Miało to ogromny wpływ na moją decyzję o zostaniu terapeutką i podjęcie poszukiwań panaceum na klątwę uzależnienia.
Dziękuję wszystkim moim klientom za to, że zdecydowali się ze mną pracować w obszarze swojego uzależnienia. Relacja z każdym z nich była dla mnie spotkaniem budującym chęć towarzyszenia mu, a także poszerzania mojej wiedzy, umiejętności bycia w relacji, asystowaniu klientowi nie tylko jako terapeutka, ale też jako człowiek.
Dziękuję moim nauczycielom, terapeutom i superwizorom, którzy wspierali mnie w moich wysiłkach do osiągnięcia dojrzałości i zdobycia jak najgłębszej świadomości problemu uzależnień.
Serdecznie dziękuję mojej przyjaciółce Monice Gendek, bez której inspiracji, wiary i pomocy ta książka nigdy by nie powstała. Dziękuję Agnieszce Ogunlade za nasze inspirujące rozmowy o literaturze, życiu, ukrytym kodzie kultury. Martynie Figurskiej za pierwsze zrecenzowanie tej pracy i cenne uwagi merytoryczne. Katarzynie Kazimierczak za wspólną drogę zawodową w pracy terapeutycznej z grupą. A także wielu innym osobom, których wszystkich nie jestem w stanie wymienić z imienia i nazwiska, za ich zaciekawienie tym tematem i wspieranie mnie w pomyśle pisania. Dziękuję moim studentom za każde z ich pytań, które inspirowało mnie do poszukiwań.
Dziękuję Ani Bal i Kasi Kurskiej za chęć publikacji tej książki i zaufanie, jakim mnie obdarzyły, kiedy zgłosiłam się do nich z tym pomysłem. Dziękuję mojej redaktorce Ewelinie Szyszkowskiej za towarzyszenie mi w procesie twórczym, wsparcie, obecność i rzetelną pomoc merytoryczną oraz Krzysztofowi Zadrosowi za redakcję i merytoryczne uwagi.
Dziękuję mojemu mężowi i mojemu synowi za przestrzeń, oparcie, które mi dali, i wsparcie, jakiego mi udzielili.
Książkę tę dedykuję mojemu synowi: aby Twoje życie obfitowało w obecność i zdrowie
Dopiero po wycięciu ostatniego drzewa.
Dopiero po zanieczyszczeniu ostatniej rzeki.
Dopiero po złapaniu ostatniej ryby.
Dopiero wtedy okaże się, że pieniędzmi nie można się najeść.
Thorsons Principles of Native American Spirituality – Wa’na’nee’che (Dennis Renault) and Timothy Freke
Jaką pustkę oddaje ten cytat? Jak owe słowa mają się do uzależnienia? Dlaczego po nie sięgam i właśnie nimi otwieram nasze spotkanie? Dlaczego łączę perspektywę choroby z codziennością każdego z nas, z przekazem kultury, z perspektywą kapitalizmu i dążeniem do gromadzenia dóbr materialnych? Czemu nazywam uzależnienie schronieniem? To trudne pytania i na część z nich znajdziesz odpowiedź w tekście, na inne być może w swojej praktyce. Publikacja ta bowiem nie tyle daje gotowe recepty, co zachęca czytelnika do podejmowania dalszych poszukiwań.
Na nazwiska moich nauczycieli natrafisz na kartach tej książki, ale chciałabym na początek przytoczyć kilka z nich, żebyś wiedział, kogo oprócz mnie możesz tu spotkać. Podążam tutaj za ideami takich osób, jak: Bożena Maciek-Haściło, Gabor Maté, Philip J. Flores, Frederick S. Perls, Ralph Hefferline i Paul Goodman. Poza tym w moim wywodzie towarzyszy mi wielu pisarzy, poetów, filozofów, psychoterapeutów, ekoterapeutów, jak: Timothy Morton, Joanna Macy, Olga Tokarczuk czy Tomasz Stawiszyński. Korzystając z ich dorobku, tkam opowieść o świecie, w którym uzależnienia, mimo ogromnej wiedzy merytorycznej, jaka została zgromadzona na ich temat, i opracowania świetnych programów leczenia, są coraz głęb-sze i mocniejsze.
W tej książce szukam obszarów nieobecności, pustki i braku, w których rodzą się uzależnienia, próbuję w nich znaleźć powody zatykania tego niezapełnionego obszaru konsumpcją, biegiem, nieustannym życiowym pośpiechem, braniem udziału w „wyścigu szczurów”, nadaktywnością, kompulsywnością, obsesyjnymi działaniami, reaktywnością emocjonalną. Książka ta zawiera wyrywkowy opis koncepcji uzależnienia, mówi o świecie osoby pogrążonej w nałogu, o przyczynach chorych uwikłań w chore nawyki, po czym zwraca uwagę na proces diagnozowania, na niektóre kierunki pracy z uzależnionymi, aż wreszcie odwołuje się do świata nas – terapeutów, i do trudu, jakim jest praca w tym obszarze. Na końcu czytelnik znajdzie w niej próbę znalezienia sposobów dających szansę na poszerzenie obecności, zaproszenie do dalszych poszukiwań na własną rękę i snucia refleksji na poruszone wcześniej tematy.
Napisałam ten poradnik głównie dla terapeutów, bez względu na nurt, w którym pracują. Prezentuje on perspektywę, która może stać się pomocna w ich pracy, ale i życiu. Być może ci doświadczeni i praktykujący od wielu lat nie znajdą, szczególnie w początkowej części, wiele nowego, ale dla młodych przedstawicieli tej profesji właśnie te partie tekstu mogą się okazać najbardziej inspirujące.
Jest to pozycja przeznaczona również dla osób niebędących terapeut(k)ami, które temat uzależnień po prostu interesuje, stanowi obszar ich namysłu i refleksji.
Nie została napisana w konwencji „mitu sielanki”, dlatego nie jest to lektura łatwa, do poduszki. Zachęcam do robienia podczas jej czytania notatek, zapisywania swoich uwag. Do każdego z zamieszczonych w niej ćwiczeń można wracać, warto jednak czytać tę książkę zgodnie z kolejnością rozdziałów, gdyż refleksja nad każdym z nich daje możliwość pogłębienia oglądu problemu na kolejnym etapie lektury.
Być może dla niektórych z Was będzie to pozycja terapeutyczna, dla innych bardziej merytoryczna. Jakakolwiek by była, zachęcam do czytania jej w swoim tempie, z wykluczeniem funkcji, dającego szybki haj pośpiechu, bez procesu kontaktu, asymilacji i wycofania.
Dla mnie pisanie było poruszającym procesem, pełnym poszukiwań i refleksji, stawiania wielu trudnych pytań. Doprowadziło mnie do przewartościowania mojego życia, stało się zachętą do wkładania jeszcze większego wysiłku w obecność i zdania sobie sprawy z pułapek, jakie czają się w tych drobnych szczegółach codzienności, od których zależą nasze wybory. Do lepszego uświadomienia sobie trudu, jakim jest praca z osobami uzależnionymi, i potrzeby znalezienia „stada wilków”, czyli grupy wspierających się terapeutów, którzy potrafiliby dogłębnie pojąć i okiełznać obezwładniającą siłę przyczyn i skutków uzależnienia.
Na koniec chcę powiedzieć, że być może Cię zawiodę, ale nie znajdziesz tu konkretnych rad, które „w 10 krokach” doprowadzą Cię do celu. Proponuję Ci raczej wspólną podróż i szukanie świata obecności, wzajemności, kolektywności, szukanie sposobów odkrywania sekretów. Ta książka zrodziła się z miłości do Ziemi, ludzi, świata, „głodnych duchów”, zmęczonych matek i ojców, samotnych dzieci i wyalienowanych nastolatków. Z miłości do życia oraz z nadziei, że samotność, ucieczka od bólu i ciągłe poszukiwanie przyjemności nie są jednym na nie sposobem.
Zapraszam Cię do wspólnego budowania zdrowszego świata. Dołączysz?
Uczcie się, ile możecie, poznawajcie, ile możecie – a gdy siadacie z pacjentem, zapomnijcie o wszystkim.
Carl Gustav Jung
Czy zastanawiałeś się kiedyś, co czujesz i myślisz, gdy słyszysz słowo: uzależnienie?
Do zastanowienia
Chciałabym na początek zaprosić cię do eksperymentu. Weź, proszę, kartkę, i zapisz na niej wszystko, co przychodzi ci do głowy, kiedy myślisz o uzależnieniu. Nie cenzuruj tego, pozwól wyłonić się z twojego umysłu wszelkim skojarzeniom i odczuciom dotyczącym tego pojęcia. Zapisz wszystko, co się w związku z nim pojawi w twojej świadomości.
Większość tego, co napisałeś, jest twoją mapą przekonań, obrazem twojego pola skojarzeniowego, które powstało na podstawie twojej historii i twego doświadczenia. To pole działa na ciebie i na twojego klienta, kiedy się spotykacie. Może być czymś, co was połączy. Ale może również być powodem waszego oddalenia, niechęci do skracania dystansu, a nawet niemożności jakiegokolwiek zbliżenia. Czy zdajesz sobie z tego sprawę w swojej codziennej pracy?
Jestem ciekawa twoich wyników tego eksperymentu. Zainteresowana tym, czy dostarczył ci on jakiejś inspiracji. Chciałabym cię zapytać, czy wiesz, jak ważnym krokiem do podjęcia decyzji o pracy z osobami uzależnionymi jest świadomość kształtu wspomnianego pola skojarzeniowego, z którego wyłaniają się różne figury, na przykład akceptacji, miłości, kontroli, odrzucenia, krzywdy…?
Przedstawię ci teraz mapę pola, z którą wchodziłam ja, ale też wchodzą inni terapeuci, w relację z uzależnionymi klientami. Pochodzi ona z mojej własnej praktyki jako terapeutki i nauczycielki w szkole psychoterapii i na uniwersytecie SWPS, gdzie prowadzę zajęcia ze studentami z zakresu uzależnień. Kiedy zaczynam pracę z grupą, czy to terapeutyczną, czy z grupą studentów, na początku za każdym razem stawiam to samo pytanie. Udzielane na nie odpowiedzi zawsze mnie skłaniają do namysłu nad tym, jak wiele jest związanych z tym tematem emocji i stereotypów. Chciałabym skłonić również ciebie do zatrzymania się przy tej kwestii.
Oto mapa pola skojarzeniowego, którą stworzyłam na podstawie mojej praktyki zawodowej: brak kontroli i brak chęci do kontrolowania siebie, ucieczka od rzeczywistości, cierpienie, niechęć do przyjęcia pomocy i bezradność wobec niechęci przyjęcia pomocy, poczucie winy i wstydu, cierpienie, wykluczenie, oszukiwanie, zaprzeczanie, strata, brak więzi, brak zaufania, złość, stres, strach, lęk, niechęć do pracy nad sobą, do zmiany, wysilania się, niskie poczucie własnej wartości, tłumienie złości, ból.
W obręb owego pola wchodzą również przekonania, które da się wyrazić następującymi zdaniami: „jak będzie chciał przestać, to przestanie”, „musi sięgnąć dna, inaczej nie zrozumie”, „gdyby był naprawdę chory, to doceniłby, co znaczy żyć”, „robi to na własne życzenie – chce, to ma”; a także określenia: kłamca, kombinator, oszust, menel, żul, wariat…
Powyższa lista określeń jest fragmentaryczna i można by ją jeszcze długo uzupełniać, ale istotne jest to, że rzadko albo wcale nie spotkamy na niej potraktowania uzależnienia jako choroby. Nawet jeśli wiele osób to wie, to często wyrzuca się tę wiedzę ze świadomości, a pozostawia ocenianie, negatywne przekonania, nieprzyjazne emocje. Tym, co leży na dnie owych odczuć, często jest złość w przebraniu bezradności albo bezradność przebrana za pogardę, odrzucenie bądź odrazę. U podstaw takiego myślenia leży siła wielu splątanych emocji, zatrzymanych w naszym wnętrzu i ukrytych. Znajdują się tam wreszcie ból, niezgoda, poczucie bycia opuszczonym oraz doświadczenie samotności przykryte maską nie-czucia, nie-mówienia, nie-ufania.
Kiedy rozmawiam o tym z osobami, z którymi pracuję, próbujemy odkryć, jakie są powody tego, że tak trudno myśleć o uzależnieniu właśnie w kategorii choroby. Często tym, co blokuje ową możliwość, jest jakiś wypełniony nieukojonym bólem obszar własnej historii klienta, w której dotkliwy ból chorej zależności i jego rozmaite konsekwencje dotykają serc większości z nas.
Jestem ciekawa, jak reagujesz na przytoczoną powyżej listę? Jaka jest twoja? Czy pracując z osobami uzależnionymi, pytasz o ich własną? Dla mnie, jak już pisałam, jest to jeden z punktów wyjścia do pracy terapeutycznej. Staram się jednak zawsze pamiętać o tym, jak bardzo może to ograniczać zarówno mnie, jak i mojego klienta. Jak pole skojarzeniowe może wpływać na budowanie naszej relacji. Bo przecież zaczynamy od spotkania „zdrowego” terapeuty z „uzależnionym”.
A co z polem, które nas otacza, w którym żyjemy, którym jest całe nasze społeczeństwo? Czy ma ono wpływ na rozwój uzależnienia? Czy myślałeś kiedyś o tym, jak nasz styl życia i rzeczywistość społeczno-polityczna sprzyjają jego postępowi?
Czym wobec tego jest uzależnienie? Jak można pogłębić jego postrzeganie i odczuwanie, uporządkować je tak, aby pojawiła się inna mapa, sprzyjająca relacji i kontaktowi, a nie ocenianiu i walce? Pomocna w profilaktyce choroby, a nie stymulująca jej rozwój? Jak poszerzyć nasze spojrzenie na próby kompulsywnego regulowania afektu? Uświadomić sobie własną perspektywę, z którą my sami wchodzimy w relację z osobami uzależnionymi, jest ważnym krokiem na ścieżce terapii.
Zapraszam cię zatem do przyjrzenia się kilku moim myślom, które w różny sposób odnoszą się do przyczyn i dynamiki chorej zależności. Jednocześnie pragnę podkreślić, że perspektywy, które tu pokażę, to tylko drobna część wielu wspaniałych, szerokich koncepcji, a i z tych wybranych zaprezentuję jedynie wybrane elementy. W ten sposób tworzę swoistą układankę myśli, którą – mam nadzieję – zechcesz rozwijać we własnym zakresie, na podstawie materiałów źródłowych. Moja opowieść jest tylko fragmentaryczna, ale jest mapą drogowskazów wskazujących kierunki eksploracji wielu ścieżek prowadzących do rozumienia uzależnienia.
Kiedy terapeuta widzi uzależnienie jako chorobę
W Polsce, i nie tylko w Polsce, bardzo silnie jesteśmy przywiązani do myślenia objawowego. Często fizyczne uzależnienie jest czymś, co jest dominujące w planowaniu pracy z pacjentem. Należy oczywiście wyróżnić fizyczne uzależnienie, pamiętając, że ma ono tylko charakter przejściowy. Nie należy mylić konsekwencji, komplikacji z powodu uzależnienia, z nim samym.
(Maciek-Haściło 2018, s. 22–23)
Zaprezentowane w przytoczonym wyżej cytacie podejście jest mocno osadzone i najczęściej spotykane w lecznictwie odwykowym. Jest to spojrzenie medyczne, zgodnie z którym uzależnienie definiuje się w określonych kategoriach diagnostycznych, co znaczy, że jest ono traktowane jako choroba, jak każda inna, ze swoją dynamiką i wyjątkowością, do tego z możliwością generalizacji i scentralizowania objawów.
Według prezentowanego podejścia jest to choroba przewlekła, postępująca i nieuchronnie prowadząca do śmierci, a dotknięte nią osoby mają prawo do bezpłatnego leczenia odwykowego, które oferuje bogaty wachlarz możliwości. Nie będę ich tutaj szczegółowo omawiać, chcę tylko zwrócić uwagę na ten paradygmat. Reprezentuje on podejście objawowe, często na poziomie systemowym, bez zrozumienia holistycznego pola wpływów i dynamik, zero-jedynkowy system diagnozy i leczenia, opartego na likwidacji objawów. Ograniczeniem takiego traktowania uzależnienia jest więc reaktywność. Z jednej strony w krótkiej perspektywie czasowej bywa ono skuteczne, w perspektywie dłuższego okresu jednak często nie prowadzi do eliminacji problemu.
Bazując tylko na objawach, bo tak początkowo pracowałam w poradni leczenia uzależnień, dysponowałam szerokim zestawem narzędzi, procedur i możliwości, które zapewniały mi poczucie bezpieczeństwa i oferowały skuteczne, choć krótkotrwałe rozwiązania. Jednocześnie doświadczałam trudności związanych z powrotami osób uzależnionych do ich wcześniejszych życiowych uwarunkowań, trosk i objawów. Działałam reaktywnie, tak jak moi klienci, często mając na uwadze raczej samo działanie i jego skuteczność niż relację z klientem i jej wartość.
Praca objawowa, bo według takiego schematu zazwyczaj postępuje się w lecznictwie odwykowym, mocno mnie osadziła w obszarze związanym z całym spektrum uzależnienia. Wymagała ode mnie nauczenia się i zrozumienia mechanizmów choroby, a następnie towarzyszenia pacjentom w ich docieraniu do własnej świadomości. Praca z różnego rodzaju kwestionariuszami, procedurami, zaleceniami i wskazówkami pomagała mi utrzymywać balans między chaosem choroby a możliwością wpływu na jej przebieg.
Były to parametry mierzalne i dostępne, dla wielu klientów dostępniejsze niż praca z relacją czy doświadczanie bliskości i zdrowej zależności. Dawały im poczucie wpływu, sprawstwa, pomagały im szukać swojej tożsamości, identyfikować się z sobie podobnymi. Uspokajały, porządkowały obraz i eliminowały poczucie kompletnej dezorientacji i osamotnienia. Możliwość skorzystania z pomocy lekarza i całego zespołu terapeutów była przez pacjentów odbierana jako szansa na uzyskanie przynależności, poczucia bezpieczeństwa – tak bardzo potrzebnego w początkowym etapie leczenia.
Kiedy pracowałam na oddziale dziennym, przez 6–8 tygodni z kilkunastoosobową grupą klientów, obserwowałam ich przemianę i zdrowienie. Niezwykłe dla mnie było, że po zazwyczaj trudnym początku terapii, co wiązało się ze wstydem, poczuciem upokorzenia, lękiem i niepewnością, następowało stopniowe uspokojenie, rodziło się ich zaufanie do mnie jako terapeuty, ale też do samych siebie, odbywało się budowanie i wzmacnianie relacji z grupą terapeutów, wspólnotą pacjentów i z samymi sobą, w pacjentach dokonywało się odsłanianie siebie nie tylko z perspektywy choroby. To był intensywny proces, pełen emocji, czasem trudny, bo wymagający wytrwałości, systematyczności, zaangażowania i budowania bliskości. Obserwowałam, jak pacjenci nawzajem się wspierają, jak się o siebie troszczą, jak szukają siebie pod powierzchnią swojej choroby, jak zwracają się do nas – terapeutów i jak się nam powierzają. Ważne było uczestnictwo w poprawie ich stanu od strony somatycznej, towarzyszenie im w radości z poprawy wyników badań krwi, z coraz lepszych wyników prób wątrobowych, z coraz spokojniejszego snu, zmniejszenia drżenia rąk i całego ciała, ze stopniowego powrotu radości życia, zaufania do siebie i do świata. Kolosalne znaczenie miało dzielenie z nimi poczucia zadowolenia wywołanego kolejnymi tygodniami abstynencji, radości z postępów w trzeźwieniu i z coraz wyraźniej ukazujących się im możliwości wpływu na swoje życie. Mając w pamięci pierwszy kontakt z tymi ludźmi, z radością obserwowałam ich metamorfozę, kiedy kończyli terapię. Była bardzo widoczna: ich skóra miała inną barwę, czasem przybierali na wadze, krok był pewniejszy, mowa – płynna, bez lęku patrzyli w oczy, ich sylwetka była dumnie wyprostowana, z nadzieją spoglądali w przyszłość. Byłam bardzo poruszona zmianą, która się w nich dokonała.
Możliwość pracowania z klientami według klarownie wyłożonego programu, w ramach określonego limitu czasowego, według ustalonych zasad i reguł dawała poczucie bezpieczeństwa również nam – terapeutom, nie zawsze gotowym i otwartym na pracę na relacji, pracę dotykającą głębi zranienia i bólu pacjentów. Było to zatem podejście objawowe, to znaczy łagodzące objawy, z jednoczesnym uzyskiwaniem rychłej poprawy stanu naszych podopiecznych, przy czym poczucie wpływu na chorobę, a raczej na jej zwalczenie, mieliśmy zarówno my, terapeuci, jak i mieli je nasi pacjenci.
Jednak dość szybko zorientowałam się, jak ta zmiana jest nietrwała. Kiedy po zakończeniu terapii kontakt z pacjentami stawał się rzadszy, do tego mniej nasycony obecnością i zaangażowaniem, często zaczynali oni znów funkcjonować według starych schematów. To, co zostało uzdrowione podczas terapii, zaczynało być na powrót chore, u osób, z którymi wcześniej pracowałam, następował powrót do punktu wyjścia, gdyż z jakiegoś powodu wytrwanie w zmianie było dla nich nie do wytrzymania, okazywało się zbyt trudne, wręcz niemożliwe. Niezwykle mnie to poruszało, dziwiło mnie, jak nietrwałe jest to ich przeobrażenie się, jak objawy choroby, mechanizmy uzależnienia powracają i jak się od siebie z pacjentami oddalamy, tracimy możliwość bycia razem, ulatnia się nasza bliskość, jak słabnie nasz kontakt.
„Kiedy w pracy terapeutycznej koncentrujemy się tylko na tym, żeby zatrzymać objaw, czyli picie lub granie, a jednocześnie pomijamy, że podstawowym kłopotem pacjenta jest regulacja emocji, nie możemy być dostatecznie pomocni. Interwencja jest bowiem skierowana na zatrzymanie objawu, a nie na pracę nad jego przyczyną. Jeśli więc nasze interwencje i sposób pomocy nie będą też ukierunkowane na pracę terapeutyczną z regulacją emocji i na jej źródło, które, jak wiemy, tkwi w pierwszych latach życia, jeśli nie nastąpi tutaj zmiana, to trudno będzie mówić o trwałym efekcie. Tu można również szukać przyczyn, dla których pacjenci wielokrotnie powtarzają programy terapeutyczne i piją nadal w sposób tak samo intensywny i szkodliwy” – pisze Bożena Maciek-Haściło (2018, s. 24.) i podkreśla, że skuteczne wyjście z uzależnienia jest możliwe dopiero po uzyskaniu przez pacjenta emocjonalnego bezpieczeństwa.
Jak zatem uzyskać zrozumienie dla choroby zależności, spojrzeć na nią szerzej, znaleźć odpowiedź na pytanie, czemu to, co było ważne i cenne, postanowienia oraz wyuczone sposoby monitorowania i wspierania samego siebie, czemu ta nadzieja i chęć zmiany nie działają zbyt długo? Warto pomyśleć o tym, że uzależnienie ma głębsze podłoże, silniejsze korzenie, że jest zasłoną innego problemu, objawem głębszego bólu, którego w ramach objawowych strategii i takiej pracy nie jesteśmy w stanie ukoić, nie potrafimy trwale zaleczyć, zabezpieczyć naszą obecnością i pełną emocji relacją, na którą zresztą zarówno wielu terapeutów, jak i pacjentów nie jest gotowych. Chowanie się pod przykrywką pracy objawowej nie jest więc bolesne, angażujące, pełne obecności, nacechowane indywidualnym podejściem i pełne miłości, a jednak, w perspektywie czasu – mało skuteczne i niestabilne. W wielu poradniach i ośrodkach coraz częściej zyskuje sobie popularność idea, że leczenie objawowe odpowiada tylko na niewielką część potrzeb klienta. Jak pisze Ewa Wyrzykowska (2012, s. 312–313): „Pacjenci uzależnieni od alkoholu często będą demonstrować «przeciwzależną» postawę do leczenia, dla nieświadomego udowodnienia sobie, że ich wszelkie potrzeby są spełnione przez substancję psychoaktywną. Taki psychiczny związek z substancją i korespondująca z nim niezdolność zwrócenia się do ludzkiej figury przywiązania stanowią ogromną trudność w kontekście możliwości leczenia osób uzależnionych od alkoholu […] niezdolność do nawiązywania zdrowych relacji jest ponadto jednym z głównych czynników przyczyniających się do nawrotów i powrotu do używania substancji”.
Pracując objawowo, nie dostrzegamy tej postawy. Nie możemy jej dostrzec, gdy ramy programu i ograniczony czas terapii uniemożliwiają nam uważność na relację, dynamikę kontaktu. Pacjenci realizują program bądź nie, to jest punkt odniesienia, poza tym program wymusza skupienie na utrzymywaniu abstynencji. Takie są nasze figury, w których ową postawę przeciwzależną łatwo jest przeoczyć, zgubić, aż wreszcie pojawia się pytanie o to, z czego może wynikać brak trwałości abstynencji u pacjentów, albo poczucie, że coś tu jest nie tak. Poszerzanie perspektywy widzenia uzależnienia jest jakimś sposobem oswojenia i zrozumienia tego doświadczenia, zarówno dla nas – terapeutów, jak i dla naszych klientów.
Do zastanowienia
Jakie są twoje doświadczenia w pracy objawowej z pacjentami? Jak je odbierasz w perspektywie zasobów, a jak w perspektywie ograniczeń? Co myślisz o poszerzaniu perspektywy rozumienia uzależnień?
Gdy terapeuta myśli, że uzależnienie to objaw
Zdaniem Perlsa […], współcześni ludzie nauczyli się sztucznie oddzielać ciało od umysłu.
(Clarkson i Mackewn 2008, s. 64)
Takie podejście pozwala uzyskać szerszy wgląd w istotę choroby. Chodzi nie tyle o dostrzeżenie jej poszczególnych symptomów, ile o uświadomienie sobie, że samo uzależnienie jest tylko objawem, objawem wskazującym na coś głębszego, poważniejszego i ukrytego. Studiując psychoterapię Gestalt, nieraz słyszałam: „Nie skupiaj się na objawie, w Gestalcie tak się z klientami nie pracuje”. Co zatem robić, jak być z człowiekiem chorym, jednocześnie przymykając oczy na jego chorobę?
Długo się nad tym zastanawiałam i dziś, jako terapeutka praktykująca Gestalt i specjalistka psychoterapii uzależnień, wiem, że przywiązywanie wagi tylko do objawów jest trudne, nieskuteczne, blokujące, nierozwojowe, niezachęcające do walki i uzyskania kontroli nad uzależnieniem. Mam tu na myśli pracę wyłącznie w obszarze utrzymywania abstynencji, regulowania afektu, przestrzegania zaleceń.
Z drugiej jednak strony pomijanie objawów, czyli brak zaniechania pracy na rzecz abstynencji i regulacji afektu, a także przestrzegania zaleceń, to jak przyglądanie się czyjejś powolnej śmierci w nadziei, że jednak zdążymy zareagować.
Wyjściem z tej sytuacji jest praca z objawami choroby: diagnoza stanu zdrowia, konsultacja lekarska, leczenie medyczne (np. detoksykacja, leczenie depresji, schorzeń wątroby, bezsenności, nieprawidłowości ciśnienia tętniczego, zaburzeń lękowych i wszystkiego, czego eliminacja jest niezbędna, aby uzyskać stabilność i komfort klienta), jeśli jest to konieczne do tego, aby móc pracować psychoterapeutycznie nad przyczynami pojawienia się uzależnienia. Bez tego psychoterapia jest niewystarczająca, daje jedynie złudną nadzieję na poprawę, bo nasz klient jest wciąż mało odporny na ból, cierpienie i frustrację. I nie jest to jego wina – taka jest dynamika i siła uzależnienia, w którym rozwija się myślenie życzeniowe, marzeniowe planowanie, reaktywność. Zajęcie się objawem jest niezbędne, bo to choroba pociągająca za sobą wiele poważnych konsekwencji, które muszą być leczone przez odpowiednich specjalistów. Dopiero wtedy możemy zaczynać psychoterapię, która w połączeniu z leczeniem objawowym składa się na całość kuracji. Do kwestii uzależnienia należy podchodzić całościowo, a nie koncentrować się na jego poszczególnych aspektach. Trzeba pamiętać, że choroba ta ma wielką siłę niszczącą. Praca tylko z objawem to, ujmując rzecz metaforycznie, łatanie dziury w przerwanej tamie w złudnej nadziei, że kilka przybitych gwoździami desek zatrzyma napierające masy wody. Nasi klienci często się na te protezy zgadzają, bo nie potrafią sięgnąć do źródeł swojej choroby, często nie mają świadomości, jak ich historia życia i działanie pola wpłynęło na jej aktywację. Inna sprawa, że zazwyczaj wracają oni do świata, którego kształt przyczynił się do wywołania uzależnienia, a to oznacza, że „objaw” może im być jeszcze potrzebny, aby w tym świecie przetrwać.
Przywołany na początku tego podrozdziału cytat przypomina nam, że również w obszarze uzależnień rozdział na umysł i ciało jest przyjmowany i wspierany. Jest on odzwierciedleniem funkcjonowania osób uzależnionych, które ciągle dokonują takiego podziału, i to na wielu poziomach, zarówno w stanie trzeźwości, jak i będąc pod wpływem działania substancji psychoaktywnej. Szukanie sposobów integracji tych dwóch aspektów człowieka jest jednym z głównych celów pracy z osobami uzależnionymi. Oznacza to, że klienta należy postrzegać całościowo i dążyć do zrozumienia, czym jest chora zależność i jaki deficyt znajduje się u jej źródeł. Glebą, na której wyrasta uzależnienie, jest bowiem wspomniane oddzielenie postrzegania wymienionych aspektów człowieka. Zbliżenie i integracja tych dwóch wymiarów danej osoby mogą stanowić remedium na to usztywnione, sztuczne doświadczanie i przeżywanie rzeczywistości oraz kontaktu z samym sobą oraz światem zewnętrznym, zarówno na poziomie rozumienia choroby, wpływu świata na jej dynamikę, jak i ostatecznego wyboru przedsiębranych wobec niej środków terapeutycznych i leczniczych.
Do zastanowienia
Jak rozumiesz zdanie: „Uzależnienie jest objawem”?
Jak się czujesz, kiedy w taki sposób postrzegasz chorobę?
Gdy terapeuta myśli, że uzależnienie
to schronienie klienta…
Zależność od substancji psychoaktywnej w myśl idei psychodynamicznych i teorii więzi to substytut zależności od drugiego człowieka. Dzieje się tak dlatego, że zależność od drugiego człowieka była od czasów dzieciństwa niesatysfakcjonująca i dla większości zagrażająca. Najprościej można powiedzieć, że ludzie wiążą się z substancją, bo relacja z substancją czy czynnością jest bardziej bezpieczna niż z drugim człowiekiem. […] Zależność od substancji psychoaktywnych staje się w pewnym momencie zarówno konsekwencją, jak i rozwiązaniem uszkodzonej więzi i zdrowego przywiązania.
(Maciek-Haściło 2018, s. 23)
Uogólniając, można powiedzieć, że człowiek uzależniony to człowiek opuszczony przez innych. Opuszczenie to zwykle wydarza się na samym początku życia, kiedy zależność od innych jest jego podstawowym doświadczeniem. W czasie, kiedy mózg, ciało, dusza są jeszcze nieukształtowane, w okresie powierzenia, w którym człowiek jest całkowicie zależny od świata i nie ma możliwości obrony przed nim. W momencie początków uczenia się nawiązywania relacji, uczenia się siebie, świata, emocji, kiedy nasze odczucia są jeszcze chaotyczne i podejmujemy dopiero pierwsze próby ich regulowania. Wtedy, kiedy budujemy nasze zaufanie do innych lub wytwarza się w nas brak tego zaufania. Wreszcie w chwili tworzenia się więzi, która będzie prototypem budowania wszystkich naszych późniejszych relacji. Rodzaje tego opuszczenia mogą być różne, począwszy od realnej nieobecności, a skończywszy na nieobecności emocjonalnej.
Wyniki badań nad rolą więzi i stylów przywiązania jednoznacznie dowodzą, że jako bezpieczna traktowana jest więź stabilna, przewidywalna, regulująca emocje, mająca działanie ochronne i sprzyjająca zdrowiu człowieka. Natomiast cała reszta więzi, tych pozabezpiecznych, koresponduje z występowaniem zaburzeń natury psychicznej, w tym uzależnień. Dzieje się tak, kiedy osoba cierpiąca nie ma zdolności emocjonalnej samoregulacji, powierzania się innym, budowania żywych i autentycznych relacji z ludźmi ani wzorca poczucia bezpieczeństwa w relacji. Zainteresowanych odsyłam do teorii przywiązania, której twórcą jest John Bowlby (2007). Warto podkreślić, że relacje oraz więzi mają fundamentalne znaczenie dla rozwoju i dynamiki uzależnień.