Nauczanie i cuda Chrystusa Pana. Podróże misyjne - Anna Katharina Emmerich - ebook

Nauczanie i cuda Chrystusa Pana. Podróże misyjne ebook

Anna Katharina Emmerich

5,0

Opis

Wizje zawarte w niniejszym tomie obejmują podróże misyjne Pana Jezusa, w czasie których dokonywał On licznych cudów i uzdrowień. Pasjonujące, szczegółowe opisy i uzupełnienia dobrze znanych historii pozwolą czytelnikowi przenieść się w samo centrum ewangelicznych wydarzeń. Będzie mógł on dowiedzieć się, dlaczego Mistrz tak często nauczał przez porównania, lepiej pozna osobę Judasza Iskarioty, sprawdzi, ile razy nawracała się Magdalena, posłucha Kazania na górze, a może nawet odważy się wraz z Jezusem chodzić po wodzie.

Anna Katharina Emmerich - mistyczka i wizjonerka, obdarzona stygmatami, beatyfikowana przez Jana Pawła II w 2004 r. Jej szczegółowe wizje, spisane przez Klemensa Brentano, obejmują kilkadziesiąt tomów. Dotyczą życia Jezusa, Maryi, Józefa i ich krewnych oraz Apostołów. Na podstawie jej widzeń odnaleziono m.in. domek Maryi w Efezie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 649

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Na podstawie tłumaczenia ks. Władysława Rakowskiego,

wyd. II, Mikołów 1927

Opracowanie redakcyjne: Anna Dąbrowska

Korekta: Zofia Smęda, Magdalena Dobosz

Opracowanie graficzne: Edycja

Okładka: Anna Dąbrowska-Filip

 

© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2021

 

ISBN 978-83-8043-783-8

 

Wydawnictwo M

Al. Słowackiego 1/6, 31-159 Kraków

tel. 12-431-25-50; fax 12-431-25-75

e-mail: [email protected]

www.wydawnictwom.pl

 

Dział handlowy: tel. 12-431-25-78; fax 12-431-25-75

e-mail: [email protected]

 

Księgarnia wysyłkowa: tel. 12-259-00-03; 721-521-521

e-mail: [email protected]

www.klubpdp.pl

 

 

KonwersjaEpubeum

JEZUS NAUCZA NAD JEZIOREM GENEZARET I BRZEGAMI JORDANU

1. Posłaniec władcy Kafarnaum

Po wyjściu z Naim Jezus przechodził koło góry Tabor, a pozostawiwszy Nazaret po lewej stronie, przybył do Ka­ny. Tam wstąpił do pewnego uczonego w Piśmie, który mieszkał przy synagodze. Podwórze domu napełniło się wkrótce ludźmi, którzy z Engannim dowiedzieli się o przybyciu Jezusa i tutaj na Niego czekali.

Jezus nauczał już cały dzień, gdy sługa władcy z Kafarnaum przybył na mułach wraz z kilku towarzyszami. Widocznie bardzo się spieszył, zatroskany, był też w wielkiej trwodze, gdyż usiłował przecisnąć się do Jezusa z wielu stron przez tłum, ale na próżno, bo znikąd nie mógł się dostać. Gdy już kilka razy bezskutecznie się przeciskał, głośno zawołał: „Czcigodny Mistrzu, dopuść sługę Twego przed siebie! Jestem posłańcem mego pana z Kafarnaum i jakbym był nim samym i ojcem własnego syna, proszę Cię, abyś tam ze mną zaraz wyruszył, gdyż syn mój jest bardzo chory i bliski śmierci”. Jezus zdawał się go nie słyszeć, nie zważał na niego. On jednak, zwracając na siebie uwagę, zawołał ponownie: „Chodź zaraz ze mną, mój syn jest umierający!”.

Gdy tak natarczywie wołał, Jezus zwrócił w jego stronę głowę i rzekł mu tak, że lud usłyszał: „Jeżeli nie widzicie znaków i cudów, nie wierzycie. Wiem, o co ci chodzi. Chcecie się tym chwalić na przekór faryzeuszom, a potrzebujecie tego w równym stopniu, jak i oni. Nie jest moim posłannictwem czynić cuda dla waszych celów. Nie potrzebuję waszego potwierdzenia. Okażę, kim jestem, tam gdzie będzie wola Ojca mego, i będę czynił cuda tam, gdzie będzie tego wymagało moje posłannictwo”. Jezus mówił tak długo i łajał go przed całym ludem dlatego, że tak długo czeka na Niego, aby uzdrowił jego syna, i potem miałby się czym chełpić przed faryzeuszami. Nie powinni jednak żądać cudów przez wzgląd na drugich, ale mają wierzyć i nawracać się.

Wysłuchał tego ów człowiek, ale mimo to nie dał się odwieść od swego zamiaru, tylko przecisnął się jeszcze bliżej i począł wołać ponownie: „Co to pomoże, Mistrzu? Syn mój jest umierający, chodź więc natychmiast ze mną, gdyż może już nie żyje”. Wtedy Jezus powiedział mu: „Idź! Syn twój żyje!”. Człowiek ów pytał jeszcze: „A jest to pewne?”. A Jezus odrzekł: „Został uzdrowiony w tej godzinie właśnie na moje słowo”. Wtedy uwierzył Jezusowi ów człowiek i już nie żądał, aby z nim jechał, tylko dosiadł muła i pojechał sam do Kafarnaum. Jezus powiedział także, że tym razem jeszcze dokonał uzdrowienia, lecz w innym, podobnym wypadku tego nie uczyni.

Ten człowiek nie przybył jako urzędnik władcy, ale jako ojciec syna. Był pierwszym urzędnikiem domu owego władcy z Kafarnaum. Ten nie miał dzieci, lecz od dawna ich pragnął, wziął więc syna zaufanego sługi i jego żony za swojego, a chłopiec ten miał już teraz czternaście lat. Poseł przyszedł jako posłaniec w imieniu swego pana i we własnym, jako ojca. Widziałam to wszystko w widzeniu i było mi wyjaśnione, dlatego też może Jezus kazał mu tak długo wołać. Zresztą, nikt tego nie wiedział.

Chłopiec już od dłuższego czasu pragnął, aby Jezus do niego przyszedł. Na początku choroba była łagodna, a oni już żądali Jezusa, przez wzgląd na faryzeuszów. Od czterdziestu dni jednak choroba postępowała, a chłopiec, mimo wielu podanych mu lekarstw, wołał: „Wszystkie te napoje nie pomogą mi, tylko Jezus, prorok z Nazaretu, mi pomoże”. Gdy zatem niebezpieczeństwo było bardzo duże, wysłali już do Samarii poselstwo ze świętymi niewiastami, a potem znowu Andrzeja i Natanaela do Engannim. Wreszcie pojechał sam ojciec i zarządca do Kany, gdzie znalazł Jezusa. Ten jednak zwlekał, aby ukarać ich ukryte zamiary.

Z Kany do Kafarnaum było dzień drogi. Człowiek ten spieszył się jednak tak, że zdążył przed nocą do domu. Na kilka godzin przed Kafarnaum wyszli naprzeciwko niego słudzy i powiedzieli mu, że chłopiec jest zdrowy. Chcieli pójść za nim i powiedzieć mu, żeby się nie trudził, gdyby jeszcze Jezusa nie znalazł, i aby nie robił sobie wydatków, bo chłopiec około siódmej godziny nagle sam wyzdrowiał. Wtedy przekazał im słowa Jezusa, a oni dziwili się i pospieszyli z nim do domu. Widziałam, że Serobabel, władca miasta, wyszedł z chłopcem do drzwi, aby powitać posłańca. Chłopiec uściskał go, on zaś powtórzył słowa Jezusa, a obecni słudzy potwierdzili wszystko. Wtedy powstała wielka radość. Widziałam, jak przygotowywano ucztę. Chłopiec siedział między swym opiekunem a rzeczywistym ojcem, była przy nich także matka. Chłopiec kochał przybranego ojca jak prawdziwego, i ten miał także wielką władzę w domu.

Gdy Jezus odprawił owego człowieka z Kafarnaum, uzdrowił jeszcze wielu chorych, których przyniesiono Mu na podwórze owego domu. Było tam kilku opętanych, ale nie złośliwych. Często przyprowadzano opętanych na Jego nauki i ci wtedy zwykle srożyli się i rzucali straszliwie. Skoro jednak Jezus nakazał im spokój, uspokajali się zupełnie, lecz po pewnym czasie, jakby nie mogąc już dłużej wytrzymać, zaczynali od nowa drżeć. Wtedy Jezus dawał znak ręką, a oni uspokajali się znowu. Po nauce Jezus kazał szatanowi ustąpić, przy czym zwykle na kilka chwil opętani popadali w omdlenie, a potem się budzili, wesoło dziękując Jezusowi i nie wiedząc, co się z nimi działo. Byli to jednak tacy opętani, którzy bez własnej winy zostali opętanymi. Nie umiem tego jasno wytłumaczyć, ale widziałam teraz wyraźnie, że zwykle zdarzało się, iż obok człowieka złego, który tylko z łaski i pobłażania od zguby był oszczędzany, szatan opanowywał nieraz spokrewnionego z nim człowieka słabego i niewinnego. Było to tak, jakby ten dobry brał część winy tamtego złego na siebie. Nie mogę tego tak dokładnie wyjaśnić. Ma to, zdaje się, związek z tym, że jesteśmy członkami jednego ciała, a zatem tak samo, jak gdyby zdrowy członek zaniemógł z powodu grzechu drugiego. Wskutek tajemnych, wewnętrznych, wzajemnych wpływów. Tacy właśnie opętani tam byli. Złośliwi są straszniejsi i działają razem z szatanem, ci drudzy cierpią tylko, ale są dobrzy.

Jezus uczył następnie w synagodze, dokąd zaprosili Go uczeni w piśmie z Nazaretu. Mówili, że w ich rodzinnym mieście rozeszła się wieść o cudach, jakie zdziałał w Judei, Samarii i Engannim. Wie On jednakże o tym, iż w Nazarecie utrzymuje się mniemanie, że kto nie został wykształcony w szkole faryzeuszów, ten niewiele umie. Dlatego też pragną, aby do nich przyszedł i właściwej prawdy ich nauczył. Myśleli, że w ten sposób łatwiej Go do siebie przywabią. Jezus odpowiedział im, że teraz jeszcze nie pójdzie, ale jeśli przyjdzie, to nie otrzymają od Niego tego, czego pragną.

Wyszedłszy z synagogi, Jezus udał się na wielką ucztę do domu ojca oblubienicy z Kany: wdowa, ciotka oblubieńca, jak też sami oblubieńcy, byli także obecni. Oblubieniec Natanael przyszedł zaraz jako uczeń do Jezusa i pomagał utrzymywać porządek w trakcie nauki i uzdrawiania chorych.

Oblubieniec i oblubienica mieszkali osobno, nie mieli własnego gospodarstwa, a jedzenie otrzymywali od rodziców oblubienicy. Są to dobrzy ludzie, ojciec ich nieco utyka. Kana jest piękną, schludną miejscowością, położoną na wyżynie. Przez miasto prowadzi kilka dróg, a jedna wiedzie prosto do Kafarnaum, oddalonego może o siedem godzin drogi1. Droga ta jest nieco pochyła.

Po uczcie Jezus poszedł do swego mieszkania i uleczył jeszcze kilku chorych, którzy czekali tam na Niego. Nie zawsze leczył w ten sam sposób. Raz rozkazywał, drugi raz kładł na nich ręce, czasem nachylał się nad nimi, to znowu kazał im się kąpać, niekiedy znowu rozrabiał piasek śliną i tym mazał im oczy. Niektórych upominał, innym przypominał ich grzechy, a innych odprawiał.

2. Jezus w Kafarnaum

Gdy Jezus z uczniami, którzy przybyli z Nim do Kany, wyruszył do Kafarnaum, towarzyszył Mu także Natanael, którego żona ze swą ciotką i z innymi już naprzód tam poszły. Siedmiogodzinna droga jest dosyć równa i prosta, a prowadzi koło małego jeziora, podobnego do jeziora przy Ainon, nad którym leżą domy z ogrodami. Zaczyna się tu wspaniała, urodzajna okolica Genezaret, a w pewnych odstępach wznoszą się na niej strażnicze wieże.

Gdy Jezus dochodził już do Kafarnaum, wielu opętanych wszczęło zgiełk przed bramami miasta i w samym mieście. Zaczęli oni krzyczeć: „Prorok idzie, co On tu chce? Co Jemu do nas?”. Gdy jednak przyszedł przed samo miasto Kafarnaum, wtedy opętani się rozbiegli. Przed miastem zbudowany był namiot. Władca i ojciec chłopca, wziąwszy go między siebie, prowadzili naprzeciw Jezusa, a za nimi postępowała cała rodzina, słudzy i niewolnicy. Ci ostatni byli poganami przysłanymi władcy przez Heroda. Była to cała procesja. Wszyscy rzucili się na kolana przed Jezusem i dziękowali Mu. Następnie umyli Jezusowi nogi, podali Mu posiłek i napój. Jezus położył rękę na głowę klęczącego przed Nim chłopca i upominając go, zmienił mu imię z Joel na Jesse. Władca zaś nazywał się Serobabel. Prosił on koniecznie Jezusa, aby do niego wstąpił i wziął udział w uczcie. Jezus jednak odmówił mu, zganił powtórnie jego żądzę widzenia cudów tylko po to, aby dokuczyć innym. Jezus powiedział: „Byłbym nie uzdrowił chłopca, gdyby nie silna i niewzruszona wiara posła”. Potem Jezus wyruszył w dalszą drogę.

Serobabel kazał jednakże urządzić wielką ucztę. Wszyscy słudzy i ogrodnicy jego licznych, dokoła leżących ogrodów byli na nią zwołani. Wszystkim opowiadano ten cud i wszyscy się wzruszyli, a czeladź i ubodzy, gdy im rozdano podarki, zaczęli śpiewać w przedsionku hymn pochwalny.

Wiadomość o tym cudzie bardzo szybko rozeszła się po Kafarnaum. Serobabel przekazał tę wiadomość Matce Jezusa i Apostołom, którzy trudnili się połowem ryb. Powiedziano o tym także teściowej Piotra, która wówczas leżała chora.

Obszedłszy Kafarnaum, Jezus udał się do mieszkania swej Matki, gdzie zebrało się pięć niewiast, a także Piotr, Andrzej, Jakub i Jan. Wyszli oni naprzeciw Jezusowi i cieszyli się z Jego przybycia i z Jego cudów. Był tu, na uczcie, a potem udał się z uczniami do Kafarnaum na szabat, niewiasty zaś pozostały w domu.

W Kafarnaum tymczasem zgromadziło się wielu ludzi i chorych. Opętani biegali i krzyczeli na ulicach, gdy Jezus się zbliżał. Jezus nakazał im, aby milczeli, i przeszedł pośród nich do synagogi. Po modlitwie wywołano pewnego zaciętego faryzeusza o imieniu Manasses do czytania Pisma, gdyż na niego przypadła kolej. Jezus jednak zażądał Pisma i rzekł, że sam będzie je czytał. Podano Mu więc Pismo, a On zaczął czytać początek Piątej Księgi Mojżesza2 aż do szemrania synów Izraela, mówił o niewdzięczności ich ojców i o miłosierdziu Boga, o bliskim Królestwie i pouczał, aby się teraz tego strzegli, co dawniej czynili ich ojcowie. Porównywał ich dawne manowce i błąkanie się z teraźniejszymi błędami, a ówczesny kraj obiecany z bliskim teraz królestwem niebieskim.

Potem czytał pierwszy rozdział z Izajasza. Przekładał to na obecne czasy, mówił o występkach i karach za nie, o tym, jak długo oczekiwali na Mesjasza i jak się obejdą z Tym, który teraz jest wśród nich. Mówił o rozmaitych zwierzętach, które rozpoznają swoich panów, oni jednak Go nie rozpoznają. Mówił także, jak przez ich zniewagi wyglądać będzie Ten, który im pomaga, jak Jeruzalem poniesie karę, a Święta Gmina3 będzie początkowo mała. Pan jednak uczyni ją wielką, a inni zostaną wygubieni. Mówił im, aby się nawrócili, a chociażby całkiem krwią byli pokryci, niech wołają do Boga i poprawią się, a staną się czystymi. Nauczał także o tym, jakim Manasses był grzesznikiem, jak okropnie bluźnił, jak za karę był uwięziony i zaprowadzony do Babilonu, jak się nawrócił, modlił do Boga i otrzymał przebaczenie. Potem, jakby przypadkowo, otworzył książkę i czytał werset z Księgi Izajasza: „Oto Panna porodzi” (7,14) i wykładał go w odniesieniu do siebie i przyjścia Mesjasza.

To samo i w ten sam sposób wykładał, będąc w Nazarecie, przed chrztem, a obecni wyśmiewali Go i mówili: „Nie widzieliśmy, żeby jadł wiele chleba i miodu u swego ojca, ubogiego cieśli”.

Faryzeusze i wielu innych nie byli wcale zadowoleni, że im dziś tak ostro prawił o niewdzięczności. Spodziewali się czegoś pochlebnego, skoro tak dobrze Go przyjęli.

Nauka trwała dosyć długo, a gdy Jezus wyszedł, słyszałam kilku faryzeuszów, jak między sobą szeptali: „Powynoszono chorych, czy odważy się dzisiaj, w szabat, ich uzdrawiać?”. Ulicę i wiele domów oświetlono lampami. Kilka domów, których właściciele byli Jezusowi nieprzychylni, było nieoświetlonych, a którędy Jezus przechodził, przed domami byli jeszcze chorzy i światło. Innych domownicy wnosili drzwi, trzymając światło w ręku. Na ulicach panował zgiełk i jęki, opętani zaczęli za Nim wołać, lecz Jezus rozkazem uwolnił ich od złych duchów. Jeden z opętanych, ze straszną twarzą i rozczochranymi włosami, doskoczył z dziką gwałtownością do Jezusa, wołając: „Czego tu chcesz, co tu robisz?”. Wtedy Jezus odepchnął go i rzekł: „Wyjdź, szatanie”, a człowiek ten upadł tak gwałtownie, że mógłby sobie ręce i nogi połamać. Wkrótce jednak powstał, zupełnie zmieniony, klęknął przed Jezusem, płakał i dziękował Mu. Jezus kazał mu się poprawić. Wielu także uzdrawiał, przechodząc obok nich.

Potem Jezus z uczniami poszedł do domu swej Matki. Była już noc. W drodze Piotr opowiadał o swoim gospodarstwie, że zaniedbał rybołówstwo, gdyż długo był nieobecny, a przecież musi się starać o utrzymanie żony, dzieci i teściowej. Na to odpowiedział mu Jan, że on i Jakub też muszą się troszczyć o rodziców, a ci są ważniejsi od teściowej. Tak rozmawiali swobodnie, na pół żartem, a Jezus odezwał się tymi słowami: „Przyjdzie niebawem czas, że zaniechacie całkiem tego rybołówstwa, a inne ryby łowić będziecie”. Jan miał większą niż inni, jakby dziecięcą otwartość i poufałość względem Jezusa, był miły i we wszystkim uległy, bez cienia lęku lub oporu. Jezus poszedł wreszcie do Matki, a inni porozchodzili się do swoich domów.

Na drugi dzień rano Jezus udał się z uczniami do Kafarnaum, opuszczając mieszkanie Matki, położone może trzy kwadranse drogi od Betsaidy. Droga prowadząca stąd do Kafarnaum wznosiła się nieco w górę, potem spadała w dół. Przed bramą miasta stał przy drodze dom Piotra, który rybak przeznaczył dla Jezusa i Jego uczniów i osadził w nim poczciwego starca jako zarządcę. Od jeziora dom ten był oddalony o jakieś półtorej godziny drogi4. W Kafarnaum zeszli się wszyscy uczniowie Jezusa z Betsaidy, Maria i inne święte niewiasty także tam przyszły. Gdy Jezus przechodził przez miasto, na ulicach znajdowało się bardzo wielu chorych, którzy poprzychodzili już poprzedniego dnia, ale jeszcze nie zostali uzdrowieni. Jezus uzdrowił wielu w drodze do synagogi, w której nauczał, opowiadając między innymi pewną przypowieść. Ponieważ wychodząc z synagogi, jeszcze nauczał, wielu, korzystając z tego, rzucało się przed Nim na kolana i prosiło o przebaczenie grzechów.

Były także między nimi dwie niewierne niewiasty, oddalone przez swych mężów, i może czterech mężczyzn, a wśród nich uwodziciele owych niewiast. Wszyscy zalewali się łzami, płakali i chcieli wyznać swe grzechy przed całym zgromadzonym ludem. Jezus jednak odpowiedział, że ich grzechy są Mu znane, że przyjdzie czas, kiedy publiczne wyznanie będzie potrzebne, teraz jednak mogłoby to tylko wywołać zgorszenie, a na nich samych ściągnąć prześladowanie. Upomniał ich także, aby czuwali nad sobą i znów nie popadli w grzechy, a gdyby się im znów upaść zdarzyło, aby nie rozpaczali, lecz zwrócili się do Boga i pokutowali. Odpuścił im ich grzechy, a gdy pytali się, czy mają dać się ochrzcić uczniom Jana, czy też czekać aż ich ochrzczą uczniowie Jezusa, odpowiedział im, aby dali się ochrzcić uczniom Jana.

Obecni tam faryzeusze dziwili się bardzo, że Jezus odważa się odpuszczać grzechy, i żądali, by się z tego wytłumaczył. On jednak swoją odpowiedzią zmusił ich do milczenia i powiedział, że łatwiej Mu odpuszczać grzechy, niż uzdrawiać. Temu bowiem, kto szczerze żałuje, grzechy są odpuszczone, i niełatwo do nich wraca. Tymczasem chorzy, uzdrowieni na ciele, pozostają często nadal chorymi na duszy i używają ciała jako narzędzia do popełniania grzechu. Pytali się Go także, czy ci mężowie muszą przyjąć swoje odepchnięte żony, skoro już zostały im odpuszczone ich grzechy. Jezus odpowiedział im, że nie czas tu o tym mówić, lecz kiedy indziej obszerniej o tym ich pouczy. Pytali Go także o to, dlaczego uzdrawia w szabat, a On wykazał im, że postępuje słusznie, dodając, że przecież i oni wyciągają bydlę, jeżeli w szabat wpadnie do studni.

Po południu Jezus ze wszystkimi uczniami poszedł do domu przed Kafarnaum, gdzie były już święte niewiasty. Tu byli na uczcie urządzonej staraniem władcy Serobabela. Tenże i ojciec chłopca, Salatiel, byli przy stole, chłopiec zaś, Jesse, usługiwał. Niewiasty siedziały przy innym stole. Jezus nauczał w czasie uczty. Przynoszono Mu chorych aż tutaj i, błagając pomocy, wciskano się do sali jadalnej. Jezus uleczył wielu. Wstawszy od stołu, udał się ponownie do synagogi i nauczał między innymi o Izajaszu, który przepowiada królowi Achazowi: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna” (7,14).

Wyszedłszy z synagogi, Jezus do samej nocy uzdrawiał chorych na ulicach. Między chorymi znajdowało się kilka kobiet cierpiących na krwotok, które stały smutne w oddali i nie śmiały zbliżyć się do ludzi. Jezus wiedział o ich chorobie, zwrócił się więc w ich stronę i uzdrowił je jednym spojrzeniem. Tego rodzaju chorych nigdy nie dotykał. W tym unikaniu dotykania kryje się tajemnica, której teraz wypowiedzieć nie mogę. Wieczorem tego dnia rozpoczęło się święto.

Gdy z uczniami szedł do domu swej Matki, była mowa o tym, że Jezus chce się jutro z nimi wybrać na jezioro, Piotr zaś usprawiedliwiał się, że jego czółno jest zepsute.

Ci wszyscy, którym Jezus odpuścił grzechy, byli w pokutniczych szatach i zasłonięci. W poprzedni szabat Żydzi byli ubrani w czarne suknie i przez cały czas, aż dotąd, zachowywali żałobę, obchodząc rocznicę zburzenia Jerozolimy5. Powiązane z tym są także surowe nauki Jezusa o karach, jakie zawisły nad Jerozolimą. Wyszedłszy z Kafarnaum, Jezus przechodził koło budynku otoczonego wodą. Wieczorem zamykano tu zwykle złośliwszych opętanych. Gdy Jezus przechodził, zaczęli się rzucać i krzyczeć: „Już idzie! Co On chce? Dlaczego chce nas stąd wygnać?”. Wtedy Jezus rozkazał im: „Milczcie i zostańcie, aż znów przyjdę. Wtedy będzie wasz czas, aby ustąpić”. Po tych słowach uspokoili się.

Gdy Jezus opuścił miasto, zgromadzili się faryzeusze i przełożeni miasta, władca Serobabel był także obecny. Radzili nad tym wszystkim, co widzieli i co mają sądzić o Jezusie, jakie przedsięwziąć środki. Mówili: „Jaki zamęt i niepokój czyni ten człowiek, tak, że cały dawny spokojny tryb życia jest naruszony. Ludzie porzucają zajęcia i chodzą za Nim. On niepokoi i znieważa wszystko swoimi karcącymi mowami. Mówi ciągle o swym Ojcu, a czyż nie jest On synem biednego cieśli z Nazaretu? Jak może mieć taką śmiałość i pewność? Na jakim prawie się opiera? Uzdrawia w szabat i znieważa dzień święty. Odpuszcza grzechy! Czy Jego siła jest wyższa, nadprzyrodzona? Czy posiada tajne umiejętności i sposoby, skąd ma ten wykład Pisma Świętego? Czyż nie chodził do szkoły w Nazarecie? Musi mieć potajemne stosunki z jakimś obcym narodem. Ciągle mówi o zbliżaniu się Królestwa, o bliskości Mesjasza, o zburzeniu Jerozolimy. Jego ojciec, Józef, był ze znakomitej rodziny, może On jest podsuniętym dzieckiem jakiegoś innego potężnego ojca, który szuka zwolenników w kraju i chce zdobyć panowanie nad Judeą. Musi mieć jakąś wielką tajemną siłę, skryte poparcie, na którym tak śmiało polega – inaczej nie mógłby działać tak śmiało i odważnie, jakby miał wszelkie prawo do tego, wbrew panującemu zwyczajowi i powadze. Często dość długo Go nie było, a zatem musi być z kimś w konszachtach! Skąd zaczerpnął właściwie swoje umiejętności i wiadomości? Co z Nim począć?”.

Tak radzili razem wśród przeróżnych domysłów, wśród gniewu i wzajemnych kłótni. Władca Serobabel zachował się całkiem spokojnie. Wreszcie udało się mu ich uspokoić, mówiąc, że zbyteczna jest ich troska, aby się tym nie martwili, jeżeli bowiem moc Jego pochodzi od Boga, to się z pewnością utrzyma. Jeżeli zaś nie, to się rozpadnie. Tak długo, póki nas leczy i naucza, nie ulega wątpliwości, że możemy i powinniśmy Go kochać i dziękować Temu, który Go przysłał.

Na drugi dzień rano Jezus poszedł z mniej więcej dwudziestoma uczniami w kierunku jeziora, jednak nie prostą drogą, lecz na południe, okrążając wzgórze, w którego zachodniej części stał domek Maryi. To wzgórze mieści się u podnóża góry leżącej na północ, oddzielone jest jednak nieco od niej doliną. Było tam wiele strumyków spadających z góry do jeziora, płynęła także po tej stronie rzeczułka od Kafarnaum. Źródła przerzynały tu obficie okolicę i opływały Betsaidę. Jezus odpoczywał kilkakrotnie z nimi w miejscach uroczych, często stawał i nauczał o dziesięcinie. Uczniowie użalali się na wielki ucisk, połączony z poborem dziesięciny w Jeruzalem i mówili, czyżby jej wcale nie można było usunąć. Jezus mówił, że Bóg sam nakazał dawać świątyni i jej sługom dziesięcinę ze wszystkich owoców, aby ludzie przypominali sobie, że nie mają własności, tylko użytkowanie, także z jarzyn należy dawać dziesięcinę przez wstrzemięźliwość. Uczniowie mówili także o Samarii i wyrazili zdanie, że przykro im, że przyspieszyli stamtąd odejście Jezusa, ale tłumaczyli się tym, że nie wiedzieli, że ci ludzie są tak chciwi tej nauki i tak chętnie ją przyjęli. Dodali przy tym, że gdyby tak nie napierali, Jezus byłby z pewnością został tam dłużej. Jezus jednak odpowiedział, że te dwa dni, które tam był, zupełnie wystarczyły. Sychemici są gorącej krwi i prędko zostali poruszeni, a przecież z nawróconych może tylko dwudziestu wytrwa na stałe, przyszłe wielkie żniwo zostawia Apostołom.

Uczniowie, poruszeni poprzednią nauką Jezusa, mówili ze współczuciem o Samarytanach i na ich pochwałę opowiadali sobie przygodę owego człowieka, który niedaleko Jerycha wpadł między zbójców, a którego potem minęli kapłan i lewita; dopiero Samarytanin zajął się nim i namaścił go winem i oliwą. Historia ta była znana i rzeczywiście wydarzyła się w swoim czasie koło Jerycha.

Korzystając z ich współczucia, jakie okazywali zranionemu, i z radości, z powodu miłosierdzia Samarytanina, opowiedział im podobną przypowieść. Zaczął od Adama i Ewy i ich upadku, o którym opowiedział prosto, tak jak jest w Piśmie Świętym, jak potem wygnani z raju, dostali się z dziećmi na pustynię między opryszków i zbójców. I oto teraz cała ludzkość leży na pustyni, pobita i zraniona grzechami! Lecz Król nieba i ziemi uczynił możliwie wszystko, aby nędznemu człowiekowi przyjść z pomocą. Nadał wtedy prawo i wysłał kapłanów, dobrze we wszystko zaopatrzonych, jak też wielu proroków, ale wszyscy przeszli obok i poszli dalej, żaden nie pomógł choremu, a częściowo on sam wzgardził pomocą. W końcu posłał do nędznych ludzi własnego Syna w ubożuchnej postaci. I Ten właśnie, chociaż sam jest ubogi, bez obuwia, bez nakrycia głowy, bez pasa itd., nalał wina i oliwy w rany człowieka, aby go uleczyć. Ale ci sami, którzy byli umocnieni we wszystko, a którzy, mając pod dostatkiem wszystkiego, nad biednym się nie ulitowali, pojmali i zabili Syna królewskiego, który oliwą i winem uleczył nędzarza. Nad tym, co im opowiedział, kazał im dobrze zastanowić się i powiedzieć Mu, co o tym myślą, po czym On da im wyjaśnienie. Nie rozumieli Go, poznali jednak, że opisując owego biednego Syna królewskiego, opisał zupełnie samego siebie. Zaczęli więc wpadać na różne domysły i szeptać między sobą: kim też to jest Jego Ojciec, o którym ciągle mówi? Napomknął także, jak wczoraj utyskiwali na straty w rybołówstwie i dał przykład Syna królewskiego, który wszystko opuścił i namaścił oliwą i winem rannego nędzarza, podczas gdy inni, mimo dostatku, zostawili go w głodzie i chłodzie. Potem dodał: „Ojciec nie opuścił sług Syna swego i wszystko im sowicie wynagrodzi, gdy ich zgromadzi koło siebie w swoim królestwie”.

Wśród tych i podobnych nauk przybyli w okolice Betsaidy, nad jezioro, gdzie stały czółna Piotra i Zebedeusza. Była tam mała, zamknięta przystań, a na brzegu stało kilka szałasów dla rybaków. Jezus zszedł z uczniami na dół. Ponieważ było święto, na łodziach nie było Żydów, lecz pogańscy niewolnicy. Zebedeusz schował się w chacie na brzegu. Wtedy Jezus rzekł, aby przestali łowić ryby, a wyszli na ląd, co też uczynili. Jezus wówczas zaczął i tu nauczać.

Następnie Jezus udał się wzdłuż jeziora w górę, ku Betsaidzie, odległej stąd może pół godziny drogi. Przestrzeń, w obrębie której Piotrowi przysługiwało prawo łowienia ryb, wynosiła godzinę drogi wzdłuż brzegu. Pomiędzy miejscem, w którym zwykle stały czółna, a Betsaidą była zatoka. Wpływało tu do jeziora wiele strumyków – są to odnogi rzeczki, która z Kafarnaum przepływa doliną i przyjmuje wiele źródeł. Przed Kafarnaum tworzy ona wielki staw. Jezus z uczniami nie szedł prosto do Betsaidy, lecz zwrócił się na zachód i północną stroną doliny zdążał aż do domu Piotrowego, położonego na wschodniej stronie wzgórza. Na zachodniej zaś stronie wzgórza znajdował się dom Maryi.

Jezus wszedł z Piotrem do jego domu, gdzie Maryja i inne święte niewiasty już były zebrane. Inni uczniowie nie weszli z Nim do domu, lecz część z nich pozostała w pobliżu, w ogrodzie, a część poszła naprzód do domku Maryi. Gdy wchodzili do środka, Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, mieliśmy post, a Tyś nas nasycił”. Dom Piotra był w wielkim porządku, miał podwórze i ogród, był obszerny, z ogrodu było wejście na dach, skąd rozciągał się piękny widok na jezioro. Nie było tu ani pasierbicy Piotra, ani synów, których przyjął razem z żoną, widocznie wszyscy byli w szkole. Żona jego była ze świętymi niewiastami, nie miał z nią żadnych dzieci. Teściowa Piotra była kobietą chorowitą, chudą, wysoką, chodziła po domu, opierając się o ściany.

Jezus mówił długo z niewiastami o tym, jak tu, nad jeziorem, urządzić i przygotować zapasy, gdyż pragnie się tu dłużej zatrzymać. Przy czym upominał je, aby nie były lekkomyślnie rozrzutne ani też zbytecznie się nie troszczyły o nic i nie martwiły. Dla siebie bowiem – mówił – nie potrzebuję wiele, tylko dla uczniów i dla ubogich. Następnie poszedł z uczniami do mieszkania Maryi, gdzie jeszcze z nimi nieco rozmawiał, a potem wyruszył samotnie na modlitwę.

Obok domu Piotra płynął potok z Kafarnaum, Piotr ze sprzętem rybackim mógł nim dopłynąć na małym czółnie, które miało w środku siedzenie, aż do jeziora.

Święte niewiasty wiedziały od Jezusa, że na następny szabat chce pójść do Nazaretu, oddalonego stąd o dziewięć lub dziesięć godzin drogi, nie były jednak temu rade i życzyły sobie, aby Jezus tu pozostał, a jeżeli pójdzie, aby przynajmniej wkrótce powrócił. Jezus odrzekł, że prawdopodobnie nie zabawi tam długo, ponieważ nie będą tam z Niego zadowoleni, nie może bowiem czynić tego, czego pragną. Wymienił nawet niektóre rzeczy, które będą Mu zarzucali, i zwrócił na to uwagę swej Matki, dodając, że powie Jej, gdy to się sprawdzi.

3. Jezus w Betsaidzie

Z domu Maryi Jezus udał się z uczniami północną stroną doliny, wzdłuż stoku górskiego, do Betsaidy, która oddalona była o godzinę drogi. Święte niewiasty poszły z domu Piotra także do domu Andrzeja. Dom ten leżał na końcu Betsaidy, na północ, i choć nie był tak wielki jak dom Piotra, znajdował się w dobrym stanie.

Betsaida jest małym rybackim miastem, którego środek wysuwa się w głąb kraju, zaś dwie wąskie dzielnice, jakby ramiona, rozciągają się nad jeziorem. Z przystani Piotra można je było dokładnie zobaczyć. Zamieszkiwali je przeważnie rybacy, tkacze i namiotnicy. Jest to lud surowy, nieokrzesany i przedstawia mi się zawsze tak, jak u nas po wsiach torfiarze w porównaniu z innymi ludźmi. Dywany wyrabiają z sierści kóz i włosia wielbłądów. Długie włosy, które wielbłądy mają na szyi i na piersi, wykorzystuje się jako frędzle i szlaczki na obrębienia, ponieważ pięknie błyszczą.

Stary władca Serobabel był nieobecny, gdyż słabowity nie mógł daleko chodzić. Mógłby wprawdzie przyjechać konno, ale wtedy po drodze nie słyszałby nauk Jezusa, a w dodatku nie był nawet jeszcze ochrzczony. Przybyło tu naprzeciw Jezusowi wielu ludzi z okolic i wielu obcych z tamtej strony jeziora, z okolicy Chorazim i z Betsaidy-Juliady.

Jezus nauczał w niewielkiej synagodze o bliskości królestwa Bożego i dość wyraźnie dawał do zrozumienia, że On jest królem tego państwa, czym zdziwił, jak zwykle, swoich uczniów i słuchaczy. Nauczał ogólnie, tak samo jak we wszystkie te dni, i uleczył wielu chorych, których przyniesiono Mu przed synagogę. Także wielu opętanych wołało za Nim: „Jezus z Nazaretu, prorok, król żydowski”. Jezus nakazał im milczeć, mówiąc, że jeszcze nie przyszedł czas, aby mówiono, kim On jest.

Gdy Jezus skończył nauczać i uzdrawiać, wszyscy poszli do domu Andrzeja, aby się posilić. Jezus jednak nie wszedł do środka, mówiąc, że odczuwa inny głód. Poszedł więc z Saturninem i innym uczniem o jakieś pół kwadransa drogi od domu Andrzeja w górę, poza jezioro, do miejsca, gdzie przebywali nieszczęśliwi trędowaci, obłąkani i nędzarze przez ludzi prawie zapomniani. Byli to ludzie prawie nadzy. Nikt nie szedł tam za Jezusem, aby nie stać się nieczystym. Cele tych biednych ludzi znajdowały się wokoło podwórza. Nie wychodzili z nich, a pożywienie podawano im przez szpary w drzwiach. Jezus kazał dozorcy wyprowadzić ich z domu, a uczniom swoim przynieść im koce i suknie, aby ich pookrywać. Pouczał ich i pocieszał, chodził od jednego do drugiego i, wkładając na nich ręce, wielu uleczył. Niektórych pomijał jeszcze, innym kazał się kąpać i dawał im podobne polecenia. Uzdrowieni padali przed Nim na kolana i dziękowali ze łzami. Był to wzruszający widok, tym bardziej że ludzie ci byli całkiem podupadli. Jezus wziął ze sobą zarządcę owego miejsca do domu Andrzeja na ucztę. Przyszli także krewni niektórych uleczonych z Betsaidy, przynieśli suknie i zabrali ich z radością do domu, i do synagogi, aby podziękować Bogu.

U Andrzeja trwała okazała uczta, sporządzona z wielkich i wybornych ryb. Jedli w otwartej sali, kobiety osobno przy innym stole. Andrzej sam usługiwał do stołu. Jego żona była bardzo skrzętna, pilna i rzadko wychodziła z domu. Zajmowała się wyrabianiem sznurów do sieci, miała wiele ubogich dziewcząt, które również zatrudniała do tej pracy, we wzorowym porządku. Były między nimi różne biedne, upadłe, wzgardzone kobiety, które nie miały nigdzie przytułku, a nad którymi ona litowała się, zatrudniała je, pouczała i nakłaniała do modlitwy.

Wieczorem Jezus uczył w synagodze, a potem odszedł z uczniami. Przechodził jeszcze koło wielu chorych, ale nie leczył ich, mówiąc, że ich czas jeszcze nie przyszedł. Następnie pożegnawszy się z Martą, udał się ze wszystkimi uczniami do gospody przed Kafarnaum. Tam jeszcze długo rozmawiał z uczniami, potem oddalił się, poszedł na szczyt ostro wystającego pagórka cyprysowego i tam spędził całą noc na modlitwie.

Kafarnaum leży na zboczu góry, wznosząc się półkoliście, ma wiele tarasowych ogrodów i winnic, a na wzgórzach rośnie pszenica grubości sitowia. Jest to wielkie, przyjemne miejsce, kiedyś dwukrotnie większe, według innych było tu kiedyś jeszcze jedno miasto, gdyż w niewielkiej odległości od niego leżą gruzy, jakby po jakimś zburzeniu.

4. Jezus w Seforis Małym i w okolicy. Różne rodzaje uzdrawiania

Jezus szedł z Kafarnaum w stronę Nazaretu. Uczniowie z Galilei towarzyszyli Mu jakieś pięć godzin drogi, podczas której Jezus uczył ich o przyszłym ich zadaniu, a mówiąc z Piotrem o ich przyszłym przeznaczeniu, radził mu opuścić miejsce pobytu w pobliżu jeziora i przenieść się do domu, który ma przed Kafarnaum. Przechodzili koło kilku miast i wiejskich domów leżących nad jakimś jeziorkiem. Na jednym pastwisku przyszło do Jezusa kilku opętanych, którzy żądali uzdrowienia. Byli to właściciele trzód z okolicy, czasami tylko przez złego ducha napadani, obecnie jednak byli wolni od niego. Jezus nie uleczył ich, lecz rozkazał im najpierw się poprawić i opowiedział przykład o chorobie żołądka z przejedzenia, mówiąc: „Jest to tak samo, jak gdyby chory chciał się wyleczyć z choroby żołądka, aby potem na nowo się przejadać”. Ludzie, usłyszawszy to, odeszli bardzo zawstydzeni. Uczniowie opuścili Jezusa na kilka godzin przed Seforis, także Saturnin wrócił z nimi do domu Piotra. Przy Jezusie zostało tylko dwóch uczniów z Jerozolimy, dokąd chcieli wrócić. Jezus poszedł do Seforis Dolnego, małego miasteczka, gdzie zamieszkał w domu krewnych świętej Anny. Nie jest to rodzicielski dom świętej Anny, bo ten stał między tym w Seforis a Seforis Górnym. Obie te miejscowości są od siebie oddalone o godzinę drogi. W obrębie pięciu godzin drogi wiele domów należy do Seforis. W Seforis Wielkim Jezus tym razem nie był. Są tam wielkie szkoły wszystkich sekt i sądy.

W Seforis Dolnym niewielu jest ludzi bogatych. Wyrabiają tam sukna, a zamożne niewiasty jedwabne ozdoby i galony do świątyni. Cała ta okolica, pełna wiosek i rozsianych obszarów z niwami i alejami, wygląda jak park. Seforis Wielkie jest okazałe i szeroko rozpościera się ze swymi zamkami. Okolica jest tu bardzo piękna, posiada wiele studni i rosłe bydło.

Krewni Jezusa mieli trzech synów, z których jeden, imieniem Kolaja, był uczniem Jezusa. Matka życzyła sobie, aby Jezus także resztę jej synów przyjął na uczniów, powołując się na synów Marii Kleofasowej. Jezus przyrzekł jej to. Synowie ci po śmierci Jezusa zostali wyświęceni na kapłanów w Eleutheropolis przez Josesa Barsabę, który był tam biskupem.

Jezus uczył tu w synagodze, do której przybyło wiele ludu z okolic. Także ze swoimi krewnymi Jezus chodził i uczył tu i ówdzie w okolicy małe gromady ludzi, które czekały na Niego i za Nim chodziły. Powracając, uleczył przed synagogą wielu ludzi, a w synagodze nauczał o małżeństwie i rozwodzie. Nauczycielom wyrzucał, że wprowadzili różne dodatki, jednemu staremu nauczycielowi pokazał w Piśmie miejsce, które on tam wtrącił. Wykazał, że jest fałszywe i kazał mu to wymazać. Nauczyciel ukorzył się, rzucił się przed Jezusem wobec wszystkich na ziemię, wyznał swój błąd i dziękował za pouczenie.

Jezus spędził całą noc na modlitwie. Z domu swoich krewnych w Seforis Małym udał się do położonej pomiędzy Seforis Małym i Wielkim dawnej rodzinnej miejscowości Anny. Miał przy sobie tylko jednego ucznia. Tutejsi mieszkańcy, powchodziwszy w różne związki małżeńskie, nie byli już z Nim blisko spokrewnieni. Żyła tu tylko jeszcze jedna staruszka bliżej z Nim spokrewniona, obłożnie chora na wodną puchlinę6, przy której siedział zwykle mały, ślepy chłopiec. Jezus modlił się, a staruszka za Nim powtarzała. Potrzymał z minutę rękę na jej głowie i w okolicy żołądka, a ona przyszła całkiem do siebie. Przez minutę była omdlała, ale potem poczuła się zupełnie pokrzepiona. Jezus nakazał jej wstać. Puchlina jeszcze zupełnie nie ustąpiła, ale staruszka mogła już chodzić i w krótkim czasie bez trudności wyzdrowiała przez poty i wydzieliny. Kobieta ta prosiła Go za ślepym chłopcem, mającym około ośmiu lat, który od urodzenia był niemy i ślepy, ale słyszał. Chwaliła jego pobożność i posłuszeństwo. Jezus włożył mu palec wskazujący w usta, tchnął potem na oba wielkie palce u rąk lub może raczej pomazał je śliną i trzymał je na zamkniętych oczach chłopca, modląc się i patrząc w górę. Wtedy otworzyły mu się oczy i pierwszym człowiekiem, którego zobaczył, był Jezus, jego Zbawca. Z radości, zdumienia i niewymownego zachwytu upada przed Jezusem na kolana i łkając, dziękuje u Jego stóp. Jezus nakłaniał go łagodnie do posłuszeństwa, do miłości względem rodziców. Skoro wypełniał to będąc ślepym, to teraz odzyskawszy wzrok, powinien te cnoty jeszcze wierniej wykonywać, a oczu nie używać do grzechu. Potem przyszli rodzice chłopca, domownicy i wszyscy cieszyli się i wielbili Jezusa.

Jezus nie leczył wszystkich jednakowo. Nie leczył także inaczej niż Apostołowie i późniejsi święci i kapłani aż do naszych czasów. Wkładał ręce na chorych i modlił się z nimi. Czynił to jednak prędzej niż Apostołowie. Uzdrawiając i czyniąc cuda, dawał także wzór swoim następcom i uczniom, a czynił to w sposób, który najlepiej odpowiadał niedomaganiom i potrzebie. Chromych dotykał, a mięśnie ich odzyskiwały swobodę i prostowały się. Uszkodzone członki ujmował w miejscu uszkodzenia, a te zrastały się. Dzięki Jego dotknięciu z trędowatych spadała wysypka, jakby łuski, lecz zostawały czerwone plamy, które choć z wolna, to prędzej niż zwyczajnie znikały, w miarę tego, jak chory na to zasługiwał. Nie widziałam nigdy, aby garbaty w jednej chwili stawał się prosty jak świeca, albo by krzywa kość w okamgnieniu stawała się równa. Nie dlatego, że Jezus nie mógł był tego uczynić, lecz nie czynił tego z takiego powodu, że Jego cuda nie były widowiskiem, ale były uczynkami miłosierdzia, obrazem Jego posłannictwa, rozwiązywaniem, pojednaniem, nauczaniem, wyswobadzaniem, zbawianiem. Dlatego, podobnie jak od tych, którzy chcieli mieć udział w Jego odkupieniu, wymagał ich współdziałania, tak też i przy uzdrowieniach ci, którzy chcieli być uzdrowieni, musieli objawiać wiarę, nadzieję, miłość, skruchę i poprawę, jako współdziałanie dla otrzymania uzdrowienia. W każdym przypadku Jezus wybierał sposób postępowania odpowiedni do stanu ciała i duszy. Przez to każda choroba stawała się obrazem duchowej choroby, grzechu i kary, a jej uleczenie obrazem przebaczenia i poprawy. Tylko u pogan niektóre Jego cuda były uderzające i osobliwe. Cuda Apostołów i późniejszych świętych były bardziej niezwykłe, niezgodne z biegiem i prawami natury. Poganie bowiem potrzebowali wstrząsu, Żydzi zaś tylko rozwiązania. Często uleczał modlitwą na odległość, często spojrzeniem, zwłaszcza niewiasty mające krwotok, które nie śmiały się do Niego zbliżyć, a według prawa żydowskiego nawet nie mogły. Takich praw, które miały jakieś ukryte znaczenie, Jezus ściśle przestrzegał, innych zaś nie.

Następnie Jezus udał się do małej szkoły, leżącej w tej samej odległości pomiędzy Nazaretem a Seforis Małym, dokąd przyszedł do Niego uczeń Parmenas z Nazaretu. Ten już jako chłopiec chodził za Jezusem i teraz z innymi uczniami już także byłby poszedł za Nim, gdyby nie to, że miał w Nazarecie rodziców, których musiał utrzymywać ze swoich posług.

W szkole zgromadziło się wielu nauczycieli i faryzeuszów z Seforis Wielkiego i Małego i nieco ludu, aby z Jezusem rozprawiać nad pewnym miejscem w Piśmie mówiącym o rozwodzie, które Jezus wytknął nauczycielowi w synagodze jako nieprawnie wtrącone. Wzięto Mu to w Seforis Wielkim za złe, gdyż dołączony fragment wynikał z ich nauki. Rozwody w tym mieście traktowano i odbywano bardzo lekkomyślnie, był nawet osobny dom, w którym umieszczano żony oddalone przez mężów. Ów nauczyciel, który się przyznał do winy, przepisał Księgę Prawa i przy tej okazji powtrącał nieznaczne, lecz przewrotne wyjaśnienia.

Długo rozprawiali przeciw Jezusowi i nie mogli zrozumieć, jak śmie to potępiać i nakazuje wymazać. On zmusił ich do milczenia, jednak nie byli zdolni uznać swego błędu, tak jak ów nauczyciel. Jezus wykazał im, że zakazane jest wtrącanie czegokolwiek do Ksiąg Zakonu7 i dlatego istnieje obowiązek poprawić owe błędy. Udowadniał, że owe dodane wyjaśnienia są błędne, i skarcił ich obchodzenie prawa o rozwodach, którego w tym mieście tak lekkomyślnie się dopuszczali. Wymieniał także wypadki, w których mężowi wcale nie jest dozwolone oddalić żonę: jeżeli jedna strona żadną miarą nie może kochać drugiej, to za zgodą drugiej strony może się od niej odłączyć. Nigdy jednak strona silniejsza nie śmie wypędzać drugiej bez jej winy i woli. Niewiele jednak u nich zdziałał, byli bowiem rozjątrzeni i pyszni, choć niczym nie mogli odeprzeć Jego argumentów.

Ów uczony w Seforis Dolnym, przekonany i nawrócony przez Jezusa, odłączył się całkiem od faryzeuszów i zapowiedział w swojej gminie, że odtąd będzie wykładał Prawo bez dodatku, a jeżeli tego nie chcą, to usunie się zupełnie. Wtrącenie o rozwodach mówiło: „Jeżeli jedno z małżonków już przedtem miało z kimś stosunek, to małżeństwo to jest nieważne i osoba ta, która z jednym z małżonków miała stosunek, może się o niego, jako sobie należnego, dopominać, gdyby nawet ci ludzie dobrze ze sobą żyli”. To właśnie zganił Jezus i uznał to prawo za stosowne tylko dla ludu nieokrzesanego. Dwóch z najznakomitszych faryzeuszów obecnych przy tej rozprawie było zainteresowanych, ze względu na swą sytuację, uznaniem rozwodów i dlatego właśnie występowali z takimi dodatkami. Nikt o tym nie wiedział, ale Jezus znał prawdę i dlatego rzekł: „Czy tym przekręcaniem Zakonu nie chcecie przypadkiem bronić waszej własnej sprawy?” – na co oczywiście gwałtownie się oburzyli.

5. Jezus w Nazarecie. Faryzeusze chcą strącić Jezusa z góry

Stąd Jezus poszedł do Nazaretu, dokąd było dwie godziny drogi. Przed miastem wstąpił do domu krewnych zmarłego Eliuda. Tam umyli Mu nogi, dali posiłek i wspomnieli, że mieszkańcy Nazaretu wielce się cieszą spodziewanym Jego przybyciem. Jezus odpowiedział, że radość ta nie potrwa długo, gdyż nie zechcą słuchać tego, co im będzie musiał mówić. Następnie poszedł do miasta, gdzie przy bramie już mieli na Niego czekać. Zaledwie ukazał się, wyszło Mu naprzeciw wielu faryzeuszów i ludzi. Przyjęli Go bardzo uroczyście i chcieli zaprowadzić do publicznej gospody, gdzie przed szabatem przygotowano powitalną ucztę. Jezus nie przyjął zaproszenia, mówiąc, że teraz ma inne sprawy. Zaraz też poszedł do synagogi, dokąd ruszyli za Nim faryzeusze i wielu ludzi. Było to jeszcze przed rozpoczęciem szabatu.

Tu uczył Jezus o przyjściu Królestwa, o wypełnieniu proroctw, zażądał Pisma Izajasza, otworzył je i czytał: „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę” (61,1). To miejsce Jezus cytował i wyjaśniał w ten sposób, że to o Nim samym jest mowa, że Duch Boży na Niego zstąpił, że On, tj. Jezus, przyszedł, aby ubogim i nędznym zwiastować odkupienie, że wszelka niesprawiedliwość będzie wyrównana, wdowy zostaną pocieszone, chorzy uzdrowieni i grzechy odpuszczone. Mówił tak pięknie i miło, że wszyscy byli zdziwieni i pełni radości, mówiąc między sobą: „Mówi tak, jak gdyby sam był Mesjaszem”. Podziw tak zawładnął nimi, że byli dumni, iż Jezus pochodzi z ich miasta. Jezus uczył jeszcze, gdy już nastał szabat, mianowicie o głosie przygotowującego drogę na pustyni i o tym, że wszystko powinno być wyprostowane i wyrównane.

Potem był z nimi na uczcie, a oni byli dla Niego bardzo uprzejmi, mówili, że jest tu wielu chorych, prosząc zarazem, aby ich uleczył. Jezus odmówił jednak i zadowolili się tym na razie, sądząc, że jutro uczyni zadość ich prośbie. Po uczcie poszedł znowu do esseńczyków. Widząc ich radość z tego powodu, że tak dobrze Go przyjęto, rzekł im: „Poczekajcie do jutra, a dowiecie się czegoś zupełnie innego”.

Gdy nazajutrz Jezus przyszedł znów do synagogi, chciał ów Żyd, na którego przypadała kolej, wziąć Pismo. Jezus jednak zażądał Pisma i uczył z rozdziału czwartego Piątej Księgi Mojżesza o posłuszeństwie wobec przykazań, że nie godzi się ani nic do nich dodawać, ani z nich ujmować, że Mojżesz powtarza tu synom Izraela wszystko to, co Pan Bóg rozkazał, a oni to źle wypełniali. Potem z kolei odczytał Dziesięć Przykazań i wyjaśniał pierwsze przykazanie o miłości Boga. Jezus nauczał o tym bardzo surowo i wyrzucał im, że do przykazań różne poprzyczepiali dodatki, że na lud biedny nakładają ciężary, a sami nie wypełniają Prawa. Jezus natarł na nich tak ostro, że wpadli w gniew, ale nie mogli powiedzieć, że mówił nieprawdę. Szemrali więc między sobą, mówiąc: „Jak od razu się rozzuchwalił! Krótki czas Go tu nie było, a teraz się przedstawia, jakby Bóg wie kim był. Wszak mówi tak, jakby był Mesjaszem. A przecież znamy tak dobrze Jego, jak Jego ojca, ubogiego cieślę. Gdzie On się uczył? Jak śmie występować tu przed nami z takimi rzeczami?”. I tak w cichości zaczęli coraz więcej na Niego się srożyć, byli bowiem zawstydzeni i pokonani przed całym narodem.

Jezus uczył jednak spokojnie dalej, a gdy przyszła pora, poszedł do rodziny esseńczyków. Tu przyszli do Niego synowie bogatego człowieka, którzy Go już kilka razy przedtem, gdy tu przebywał, prosili o przyjęcie między uczniów, lecz rodzice ich szukali w tym tylko sławy i możliwości nauki dla swych synów. Prosili, aby u nich spożył posiłek. Jezus odmówił, prosili więc jeszcze raz o przyjęcie, mówiąc, że wypełnili wszystko, cokolwiek im polecił. Wtedy Jezus im rzekł: „Jeżeli wypełniliście już wszystko, to nie potrzebujecie być mymi uczniami, sami jesteście bowiem mistrzami” – i w ten sposób ich odprawił.

Jadł i nauczał w kółku domowym u esseńczyków, a oni opowiadali Mu, jak doznają ucisku w rozmaity sposób. Radził im więc, aby się przenieśli do Kafarnaum, gdzie w przyszłości także zamieszka.

Faryzeusze tymczasem już się wzajemnie naradzili, podburzyli i postanowili, że gdyby dziś wieczór znów tak śmiało mówił, pokażą Mu, iż nie ma tu żadnego prawa do tego, i zrobią Mu to, co w Jerozolimie już dawno zamierzano uczynić. Spodziewali się jednak jeszcze, że Jezus się do nich przychyli i przez wzgląd na nich będzie czynił cuda. Gdy Jezus przyszedł do synagogi pod koniec szabatu, przynieśli do Niego wielu chorych. Jezus jednak przeszedł obok nich, nie uzdrowiwszy żadnego. W synagodze Jezus mówił o wypełnieniu się czasu, o swoim posłannictwie, o ostatnim czasie łaski, o ich zepsuciu i karze, która ich czeka, jeżeli się nie poprawią, i o tym, że przyszedł pomagać, uzdrawiać i nauczać. Wtedy złościli się jeszcze więcej, szczególnie gdy mówił: „Powiadacie: «lekarzu, ulecz samego siebie, tak jak w Kafarnaum i gdzie indziej czyniłeś cuda, tak czyń je i tu, w swoim rodzinnym mieście». Zaprawdę, powiadam wam, żaden prorok nie jest ceniony w swojej ojczyźnie”.

Jezus porównywał obecny czas z wielkim głodem, a pojedyncze miasta z ubogimi wdowami, mówiąc: „Za dni Eliaszowych, podczas głodu, było także wiele wdów w kraju, ale prorok nie był do żadnej posłany, tylko do wdowy w Sarepcie, a za czasów Elizeusza było wielu trędowatych, a przecież uzdrowił tylko Syryjczyka Naamana”. W ten sposób porównywał ich miasto z trędowatym, który nie będzie uleczony. Oni jednak rozsrożyli się gwałtownie, bo porównywał ich do trędowatych, zerwali się ze swych siedzeń i chcieli Go pojmać. Lecz Jezus rzekł: „Zachowajcie to, czego uczycie, nie gwałćcie szabatu, a potem czyńcie co chcecie”. Wtedy szemrząc i urągając rozmaicie, pozwolili Mu dalej nauczać, opuścili swoje miejsca i zeszli na dół do drzwi.

Jezus uczył więc dalej i wyjaśniał ostatnie swoje słowa, potem zaś wyszedł z synagogi. Około dwudziestu rozgniewanych faryzeuszów otoczyło Go przy drzwiach, a ująwszy, wołali: „Teraz chodź z nami na jedno wysokie miejsce. Tam jeszcze raz przedstawisz swoją naukę, a wtedy odpowiemy Ci tak, jak należy na nią odpowiedzieć”. Jezus zaś rzekł im, aby Go puścili, gdyż sam pójdzie za nimi. Puścili Go więc, lecz otoczyli wkoło jak straż, a wielu ludzi szło za nimi. W chwili gdy skończył się szabat, zaczęło się niepohamowane lżenie i naigrawanie. Czynili zgiełk, każdy silił się na większe urąganie. Słychać było wołanie: „My Ci odpowiemy! Pójdziesz do wdowy z Sarepty! Skoro jesteś Eliaszem, to jedź do nieba, pokażemy Ci dobre miejsce. Kto ty jesteś? Dlaczego nie przyprowadziłeś swojego stronnictwa? Nie miałeś odwagi! Czy nie miałeś chleba u swoich biednych rodziców? Teraz, kiedyś poczuł sytość, chcesz nas hańbić? Będziemy Cię słuchali – musisz mówić przed całym narodem, pod gołym niebem, tam Ci odpowiemy!”. Trwało to pośród krzyku całą drogę na górę. Jezus jednak nauczał dalej spokojnie i odpowiadał na ich mowy świętymi zdaniami i głębokimi słowami, które ich albo zawstydzały, albo jeszcze więcej drażniły.

Synagoga leżała na zachodnim krańcu Nazaretu. Było już ciemno, mieli jednak kilka pochodni i prowadzili Jezusa wschodnią stroną koło synagogi, a potem zawrócili na szeroką ulicę, znowu na zachód, za miasto. Weszli na górę, zbliżyli się do wysokiego grzbietu, na którego północnej stronie w dole było bagno, a południowy jego koniec tworzył strome, wystające urwisko. Było to miejsce, skąd strącali złoczyńców. Chcieli tu Jezusa jeszcze raz zmusić do tłumaczenia się, a potem Go zepchnąć. Przepaść u stóp góry zamieniała się dalej w wąski wąwóz. Gdy już byli niedaleko tego miejsca, Jezus, który był między nimi jakby jeńcem, przystanął, a oni, lżąc Go i urągając Mu, poszli dalej. W tej chwili widziałam obok Jezusa dwie wysokie świetlane postacie, a On przeszedł przez cisnący się z tyłu powracający lud, po czym, idąc wzdłuż murów Nazaretu znajdujących się na grzbiecie góry, przybył do bramy, przez którą wszedł wczoraj do miasta. Następnie poszedł do domu esseńczyków, którzy nie lękali się o Niego, wierzyli bowiem w Niego i Go oczekiwali. Mówił z nimi o tym wypadku i radził im raz jeszcze przenieść się do Kafarnaum. Przypomniał im także, że już wcześniej przepowiedział, jakie spotka Go tu przyjęcie, i w mniej więcej pół godziny opuścił miasto, idąc w kierunku Kany.

Nie było nic śmieszniejszego niż owa głupota faryzeuszów, ich zmieszanie i hałas, gdy nagle spostrzegli, że nie ma Jezusa między nimi. Zaczęli wtedy krzyczeć: „Stójcie! Gdzież On jest? Stójcie!”. Z tyłu idący lud zaczął cisnąć się do przodu, a ci znów, co byli na przodzie, parli do tyłu. Stąd na wąskiej drodze powstał straszny tłok i zamieszanie. Jeden chwytał drugiego, kłócili się, krzyczeli, zaglądali do wszystkich wąwozów, oświetlali każdą jaskinię, myśląc, że się w niej ukrył. Omal sami nie połamali karków i kości, biegnąc tam i z powrotem, jeden przeklinał drugiego, mówiąc, że Jezus wymknął się z jego winy. Gdy Jezus już dawno był za miastem, wrócili spokojnie i obsadzili strażą całą okolicę góry, mówiąc: „Teraz widać, kim jest, kuglarzem, szatan Mu dopomógł. Przekonacie się, że niespodzianie zjawi się w jakimś innym zakątku i wszystkich wprawi w zakłopotanie”.

Jezus już wcześniej rozkazał uczniom, aby po zamknięciu synagogi opuścili Nazaret i czekali na Niego na drodze do Tarichei w oznaczonym miejscu, dokąd także polecił przyjść Saturninowi z innymi uczniami. Poranek szarzał już, gdy połączyli się wszyscy z Jezusem i odpoczęli w samotnej dolinie. Saturnin przyniósł chleb i miód. Jezus mówił z nim o wypadku w Nazarecie, że wobec tego muszą się zachowywać spokojnie i być posłuszni, aby zbytnim rozgłosem nie przeszkadzać Jego pracy. Potem szli przez doliny słabo uczęszczanymi drogami, koło rozmaitych miast, aż do miejsca, gdzie Jordan wypływa z Morza Galilejskiego. U podnóża góry, po południowej stronie morza, niedaleko tego właśnie miejsca, leżało potężne, obronne miasto. Prowadził do niego most i grobla. Między miastem a jeziorem była zielona, łagodnie opadająca płaszczyzna. Miasto to nazywa się Tarichea8.

6. Uzdrowienie trędowatych pod Taricheą. Jezus poucza uczniów w przypowieściach

Jezus nie poszedł do miasta, lecz przybył boczną drogą blisko południowego muru, niedaleko bramy. Do tego muru, po zewnętrznej stronie miasta, przylegał cały szereg chat dla trędowatych. Gdy Jezus zbliżył się do tych domów, rzekł do uczniów: „Wołajcie z daleka tych trędowatych, aby szli za Mną, a Ja ich uzdrowię! Gdy wyjdą, oddalcie się, abyście się nie zarazili. A nie mówcie nikomu o tym, co zobaczycie, gdyż jest wam znana zapalczywość mieszkańców Nazaretu, trzeba więc unikać wszelkiego powodu do rozdrażniania kogokolwiek!”. Potem Jezus odszedł nieco naprzód, ku Jordanowi, a uczniowie wołali do chorych: „Wyjdźcie i postępujcie za Prorokiem z Nazaretu! On wam pomoże!”. A gdy zobaczyli, że chorzy wychodzą, prędko uciekli. Jezus wtedy zawrócił z wolna z prowadzącej do miasta drogi, w stronę Jordanu. Z cel wyszło pięciu mężczyzn w rozmaitym wieku i przyszedłszy do Jezusa, otoczyli Go rzędem w odosobnionym miejscu, w którym się zatrzymał. Byli w długich, przestronnych, białych sukniach, bez pasów, z kapturem na głowie, z kapturów spadała na twarz szmata z otworami na oczy. Wtedy pierwszy z nich upadł przed Jezusem na kolana, całując rąbek Jego sukni, a Jezus zwrócił się doń, położył mu rękę na głowę, modlił się, błogosławił go i kazał mu odejść na bok. Następnie to samo czynili pozostali, aż do ostatniego. Potem uchylili zasłony z twarzy i odkryli ręce, a skorupa trądu opadła z nich. Jezus zaś upominał ich i przestrzegł przed grzechem, przez który popadli w tę chorobę, wskazał, jak mają żyć i zakazał im mówić o tym, że ich wyleczył. Lecz oni odpowiedzieli: „Panie, zjawiasz się nagle u nas! Wyglądaliśmy Cię tak dawno i wzdychaliśmy za Tobą, lecz nie mieliśmy nikogo, kto by Ci o naszej nędzy opowiedział i przyprowadził Cię do nas. Panie, zjawiasz się tak nagle! Jakże możemy przemilczeć naszą radość i Twoje cuda!”. Jezus powiedział im raz jeszcze, aby wcześniej o tym nie mówili, dopóki nie dopełnią przepisanych prawem czynności. Mają zgłosić kapłanom, że są czyści, dopełnić należne ofiary i oczyszczenia, a potem mogą powiedzieć, że On ich uleczył. Wtedy raz jeszcze rzucili się na kolana i powrócili do swoich cel, a Jezus poszedł do uczniów w stronę Jordanu. Trędowaci owi nie byli zupełnie zamknięci, mieli oni wyznaczoną przestrzeń, w obrębie której mogli się poruszać. Nikt się do nich nie zbliżał, rozmawiano z nimi z daleka, pożywienie stawiano im w oznaczonym miejscu, w miskach, których jednak z powrotem nie zabierano, lecz chorzy sami je tłukli i zakopywali. Za każdym razem przynoszono inne tanie naczynia.

Jezus szedł z uczniami jeszcze dość daleko przez urocze zarośla i aleje nad Jordanem, gdzie w zacisznym miejscu odpoczęli i posilili się. Potem przeprawili się czółnem przez rzekę. Przy brzegu były w rozmaitych miejscach czółna, którymi przypływali podróżni. Ludzie, którzy pracowali przy brzegach i w pewnych odstępach wzdłuż większej części rzeki mieli chaty, przyciągali czółna z powrotem na swoje miejsce. Jezus szedł z czterema uczniami nie koło samego jeziora, ale bardziej w górę, na wschód, w stronę miasta Galaad. Byli z nim uczniowie: Parmenas z Nazaretu, Saturnin, a spośród dwóch innych jeden nazywał się Tarzissus, drugi zaś, brat jego, Aristobulus. Tarzissus był później biskupem w Atenach. Aristobulus był przydany Barnabie. Słyszałam to z dodanym wyrazem „zbratany”, ale był on tylko duchowym jego bratem. Bywał często z Pawłem i Barnabą i – zdaje mi się – był biskupem w Brytanii. Łazarz przyprowadził ich do Jezusa. Byli to cudzoziemcy, prawdopodobnie Grecy, a ojciec ich niedawno osiadł w Jerozolimie. Byli żeglującymi handlarzami, ich niewolnicy, czyli słudzy, przewożąc towary, przybyli z jucznymi zwierzętami na naukę Jana i dali się ochrzcić. Po powrocie opowiedzieli o Janie i Jezusie ich rodzicom, którzy z synami wybrali się do Jana. Ojciec i synowie dali się ochrzcić, zostali obrzezani i powrócili do Jerozolimy. Nie byli też bez majętności, ale wszystko dali później na rzecz gminy. Obaj bracia byli wysokiego wzrostu, brunatnoczerwonej cery, zręczni i bardzo wykształceni. Byli dorosłymi, obrotnymi i zwinnymi młodzieńcami, umiejącymi dawać sobie radę w podróży i wszystko dobrze i wygodnie urządzić.

Z okolicy, do której Jezus wstępował, spływała rzeczka. Tamtędy właśnie przechodził. Prorok Eliasz także się tu raz zatrzymał. Jezus opowiadał o tym i nauczał uczniów przez całą drogę w samych przypowieściach zaczerpniętych z rozmaitych stanów, zajęć, każdego krzaczka, kamienia, rośliny, miejsca i ze wszystkiego, co się tylko na drodze nadarzało. Uczniowie pytali o wszystko, co przeszli z Nim w Nazarecie i Seforis. Mówił z nimi o małżeństwie z powodu dysputy z faryzeuszami w Seforis, potępiał rozwód, głosił nietykalność ślubu, mówiąc, że Mojżesz dozwolił na rozwód tylko przez wzgląd na surowe obyczaje, zatwardziałość i grzechy ludu.

Pytali się Go następnie o zarzut, który Mu uczynili mieszkańcy Nazaretu, że nie ma miłości bliźniego, gdyż w rodzinnym mieście, które jest Mu przecież najbliższe, nie chciał leczyć. Na koniec zapytali, czy przypadkiem rodaków nie należy uważać za bliźnich. Jezus uczył ich wówczas bardzo długo o miłości bliźniego, przytaczał im rozmaite przykłady i zadawał pytania. Przypowieści te Jezus brał z rozmaitych stanów w świecie, o których była mowa, wskazywał niektóre miejscowości, które stąd, z oddali, można było zobaczyć, mówiąc o tych lub owych rzemiosłach, które tam szczególnie wykonywano. Mówił dalej, że kto chce za Nim iść, musi opuścić ojca i matkę, a jednak wypełniać czwarte przykazanie. Nawet z ojczystym miastem musiałby tak postąpić, jak On postąpił z Nazaretem, tak jak na to zasłużyło, nie przestając jednak kochać bliźnich. Pierwszym bliźnim jest Bóg, Ojciec Niebieski, i Ten, którego On posłał. W dalszej kolejności mówił o miłości bliźniego, jak ją świat pojmuje i spełnia, o celnikach w Galaad, dokąd teraz się zbliżali, że najwięcej kochają oni tych, którzy płacą im rzetelnie cło. Wskazał następnie na Dalmanutę, która na lewo od nich leżała, i rzekł: „Ci namiotnicy i tkacze kobierców kochają tych bliźnich, którzy od nich wiele namiotów zakupują, a swoich biednych zostawiają bez przytułku”.

Następnie porównał ciekawość nazaretańczyków do wyrabiania podeszew. Rzekł między innymi: „Nie potrzebuję ich czci, która jest tak pięknie zabarwiona, jak pstre podeszwy w warsztacie wyrabiaczy podeszew, którymi później stąpa się w błoto”. Mówił także: „Są oni jak wyrabiacze podeszew tego miasta, na które wskazałem, którzy swoje własne dzieci wyśmiewają i pogardzają nimi, a jak je wyślą na obczyznę i tam się czegoś nauczą o pięknych zielonych podeszwach, o nowej modzie, to przez chciwość nowości każą im powrócić, a następnie chcą szczycić się tymi podeszwami, które podobnie jak i ta sława zostaną podeptane”. Dalej Jezus pytał: „Jeżeli ktoś w drodze podrze podeszwę i przyjdzie do któregoś z tych rzemieślników, aby kupić inną, czy wyrabiacz da mu jeszcze drugą na dodatek?”. Podobnie mówił o rybakach, budowniczych i innych zawodach.

Uczniowie pytali Go także: „Gdzie chcesz mieszkać? Czy chcesz wybudować dom w Kafarnaum?”. Jezus odpowiedział im, że nie buduje na piasku i wymienił innego rodzaju miasto, które zamierza zbudować. Nie zawsze rozumiałam, co mówili, chodząc; gdy siedzieli, rozumiałam lepiej. Tyle sobie przypominam, że Jezus chciał mieć czółno, aby móc pływać po jeziorze – chciał bowiem uczyć na lądzie i na wodzie.

Przybyli wreszcie do kraju Galaaditis9. Niegdyś chwilowo przebywał w tej krainie także Abraham z Lotem i już wtedy był między nimi pewien podział. Jezus mówił uczniom o tym, dodając, aby nie rozgłaszali o uleczeniu trędowatych, by nikomu nie dawać powodu do gniewu. Teraz szczególnie powinni być ostrożni i unikać rozgłosu, gdyż inaczej spowodowałoby to nienawiść mieszkańców Nazaretu. W dzień szabatu – mówił – będzie znowu w Kafarnaum nauczał, wtedy będą mieli sposobność poznać, jaka jest miłość bliźniego i wdzięczność ludzi. Zobaczą, że zupełnie inaczej przyjmują Go teraz niż wtedy, kiedy uzdrowił syna władcy.

Po kilku godzinach drogi w kierunku północno-wschodnim, idąc po łuku od jeziora, przybyli niedaleko Galaad na południe od Gamala. Miasto to, jak przeważnie wszystkie inne, zamieszkiwali poganie i Żydzi. Uczniowie chcieli wstąpić do miasta, ale Jezus powiedział, że gdyby poszedł do Żydów, to ci by Go źle przyjęli i nic Mu nie dali. Gdyby szedł do pogan, to Żydzi by się tym gorszyli i Go oczekiwali. Powiedział też o tym mieście, że jest bardzo złe i zostanie zburzone.

Uczniowie mówili także o pewnym Agabusie, współczesnym proroku z okolicy Argob, który od dłuższego czasu miał różne widzenia o życiu Jezusa i niedawno o Nim przepowiadał, a później stał się Jego uczniem. Jezus mówił, że jego rodzice byli herodianami10 i w tej sekcie go wychowywali, on jednakże się nawrócił. Jezus nazywał sekty pięknie przykrytymi grobami pełnymi zgnilizny.

Herodian było wielu po wschodniej stronie Jordanu, osobliwie w Perei, Trachonitis i Iturei. Mieszkali w ukryciu, otoczeni tajemniczością, i po kryjomu się wspierali. Przychodziło do nich wielu ubogich, którym nad podziw pomagali. Na pozór byli bardzo podobni do faryzeuszów, potajemnie działali jednak na rzecz uwolnienia Żydów od Rzymian i mieli związki z Herodem. Byli podobni do dzisiejszych wolnomularzy. Ze słów Jezusa odczuwałam, że udawali bardzo świątobliwych i szlachetnych, ale byli obłudnikami.

Jezus zatrzymał się z uczniami w pewnym oddaleniu od Galaad, w gospodzie celników. Było tu wielu celników, którym poganie płacili cło za przywiezione towary. Zdawało się, że nie znają Jezusa i On też nie mówił do nich, lecz uczył tylko o bliskości Królestwa, o ojcu, który swego syna posłał do winnicy, i dawał wcale wyraźnie do zrozumienia, że On jest tym Synem, a wszyscy ci, którzy wypełniają wolę Ojca, są Jego dziećmi. Przez to jednak stała się dla nich rzecz znów niejasna. Nakłaniał ich do chrztu i rzeczywiście kilku się nawróciło, pytając, czy mają się dać ochrzcić uczniom Jana. Jezus powiedział im, by czekali, aż Jego uczniowie będą tam chrzcić. Ponieważ uczniowie Jego przyjęli chrzest Jana, przeto pytali Go, czy chrzest Jego jest inny niż chrzest Jana. Jezus uczynił pewną różnicę i nazwał tamten obmyciem pokuty.

W nauce przed celnikami była wzmianka o Trójcy, o Ojcu, Synu i Duchu Świętym w ich jedności, jednak wypowiedziana całkiem inaczej. Tutejsi uczniowie wcale nie obawiali się celników.

Ponieważ Jezus mieszkał w Nazarecie u esseńczyków, a faryzeusze zarzucali Mu także i to, uczniowie pytali o nich, i słyszałam, że Jezus ich chwalił. Wymieniał różne błędy przeciw miłości bliźniego i przeciw sprawiedliwości, a przy tym zawsze pytał: „Czynią to esseńczycy? Czynią tamto esseńczycy?” itd.

W pobliżu Galaad wołało za Jezusem kilku opętanych, którzy wałęsali się w dzikiej okolicy przed miastem i zabijali ludzi, dopuszczając się wszelkich gwałtów. Jezus spojrzał za nimi, pobłogosławił ich, a oni uspokoili się i uwolnieni od złego ducha z radością przybiegli do Niego i padli do Jego nóg. Jezus zachęcił ich do pokuty i chrztu, kazał im czekać, aż Jego uczniowie będą chrzcić w Ainon.

Bliżej Galaad była okolica kamienista, grunt skalisty, pokryty białą grudą. Stąd Jezus udał się z uczniami przez góry, na których południowym krańcu leżała Gamala, w kierunku północno-zachodnim, w stronę jeziora. Przechodził tu przez Gergezę, która leżała w odległości prawie godziny drogi, w zagłębieniu grzbietu górskiego. W pobliżu było bagno powstałe z zatrzymanego strumyka wpływającego kotliną do morza. Jezus podczas drogi mówił z uczniami o zdarzeniu, które zaszło w tej miejscowości. Z pewnego proroka wyśmiewali się raz gergezeńczycy z powodu jego krzywej postaci. Rzekł im wtedy: „Słuchajcie, za to, że wyśmiewacie się ze mnie, dzieci wasze pozostaną zatwardziałymi, gdy większy ode mnie będzie tu uczyć i leczyć, i nie będą cieszyły się zbawieniem, wskutek smutku po stracie nieczystych zwierząt”. Była to przepowiednia o Jezusie Chrystusie i o wejściu złych duchów w świnie.

Jezus mówił z uczniami także o tym, co Go czeka w Kafarnaum. Faryzeusze z Seforis bowiem rozgniewani Jego nauką o rozwodzie posłali tę wiadomość do Jerozolimy. Nazaretańczycy przyłączyli się także do nich w tych skargach, skutkiem czego została wysłana do Kafarnaum cała zgraja faryzeuszów z Jerozolimy, Nazaretu i Seforis, aby tam osaczyć Jezusa i z Nim się spierać.

W tej drodze spotkały ich całe gromady pogan z mułami i wołami, które miały grube pyski, niskie, szerokie rogi i szły ze spuszczonymi łbami. Były to karawany handlowe, które przechodziły tędy z Syrii do Egiptu i częściowo koło Gerazy, a częściowo wyżej przeprawiały się przez most na Jordanie. Było z nimi także wielu ludzi, którzy się przyłączyli do gromad, aby usłyszeć proroka. Jedna z nich przyszła do Jezusa, pytając, czy prorok uczy w Kafarnaum. On odpowiedział im, aby nie szli do Kafarnaum, lecz rozłożyli się obozem na stoku góry, na północ przy Gerazie, gdyż prorok niezadługo tam przyjdzie. Jezus jednak tak mówił z nimi, że powiedzieli: „Panie, Ty jesteś także prorokiem!”, a wejrzenie Jego podsuwało im domysł, czy On sam nie jest owym prorokiem.

Gdy Jezus z uczniami wstąpił do gospody przed Gerazą, był tam taki natłok pogan i podróżnych, że zaraz się wycofał, ale uczniowie mówili jeszcze jakiś czas z poganami o proroku i pouczali ich.

Geraza leży na pochyłości doliny oddalonej od morza jakieś półtorej godziny drogi. Miasto jest większe i schludniejsze niż Kafarnaum, i jak prawie wszystkie miasta dokoła zamieszkałe przez Żydów i pogan. Są tu świątynie. Żydzi stanowili warstwę uciśnioną, mieli jednak szkołę i nauczycieli. Handel i przemysł stał tu wysoko, gdyż przechodziły tędy do Egiptu karawany z Syrii i Azji. Przed bramą stał budynek długi na mniej więcej pół kwadransa drogi, a w nim kuto żelazne drągi i rury. Drągi wykuwali płasko, a potem lutowali je w okrąg. Wyrabiano także ołowiane rury. Nie palili oni drewnem, ale czarnymi bryłami, które wydobywali z ziemi. Żelazo sprowadzano z Argob.

Przybyli poganie rozłożyli się na północ od Gerazy, na południowej stronie podgórza. Byli tam także poganie z miasta i kilku Żydów, którzy stali osobno. Poganie byli inaczej ubrani niż Żydzi i mieli suknie aż do połowy nóg. Musieli także być pomiędzy nimi bogaci, widziałam bowiem kobiety, które miały włosy splecione w czepek z samych pereł, inne zaś miały włosy wystające spoza welonu, uplecione z perłami w rodzaj koszyczka.

Jezus poszedł na owo wzgórze i nauczał rzesze, wstępując na górę, chodząc pośród słuchaczy, tu i ówdzie się zatrzymując. Chodził tam i z powrotem, i nauczał, rozmawiając z podróżnymi. Zadawał im pytania, a w odpowiedziach była nauka. Tak na przykład pytał: „Skąd jesteście? Co skłoniło was do podróży? Czego pragniecie od proroka?”. I zaraz uczył, jakimi muszą być, jeśli chcą mieć udział w zbawieniu. Mówił dalej: „Błogosławieni są ci, którzy przebyli tak daleką i męczącą drogę, aby szukać zbawienia! Biada jednak tym, między którymi powstanie zbawienie, a nie przyjmą go”. Tłumaczył także przepowiednię o Mesjaszu, mówił o wezwaniu pogan, o powołaniu i przybyciu Trzech Króli, o których zresztą ludzie wiedzieli.

W karawanach znajdowali się także ludzie z okolicy i miasta, gdzie przy cegielni nocował sługa Abgara z Edessy, powracając od Jezusa z Jego wizerunkiem i listem. Jezus nie uzdrawiał tu wcale chorych. Ludzie byli przeważnie poczciwi, była jednak między nimi garstka takich, co żałowali, że się tu wybrali. Spodziewali się bowiem zupełnie czegoś innego po proroku, co by bardziej pobudzało ich zmysły.

Po tej nauce, w której Jezus także używał rozmaitych podobieństw, poszedł z czterema uczniami do pewnego faryzeusza, nauczyciela żydowskiego, który zaprosił Go do siebie, ale z powodu własnej pychy nie był obecny na nauce Jezusa wygłoszonej do pogan. Byli tu także inni faryzeusze z miasta i przyjęli Jezusa wprawdzie bardzo uprzejmie, jednakowoż obłudnie. Przy stole Jezus znalazł sposobność, by im dosadnie powiedzieć prawdę. Jeden z niewolników czy sług, poganin, przyniósł na stół piękną wzorzystą misę z różnymi, wybornymi ciastami z cukru i korzeni, ułożonymi w kształcie ptaków i kwiatów. Jeden z obecnych zaczął głośno wrzeszczeć, że miska jest nieczysta, odepchnął biednego niewolnika, skrzyczał go i zepchnął do rzędu innej służby. Wtedy Jezus rzekł: „Nie miska, ale to, co na niej, jest pełne nieczystości”. Pan domu odpowiedział, iż się myli, ciasta są całkiem czyste i dobre. Ale Jezus odrzekł: „Owszem, są bardzo nieczyste, jest to przysmak ugnieciony z potu, krwi, szpiku i łez wdów, sierot i ubogich”, i dał im jeszcze dobrą naukę o ich sprawkach, zbytkach, sknerstwie i obłudzie. Byli tym bardzo rozjątrzeni, ale nie mogli nic odpowiedzieć i opuścili dom co do jednego. Gospodarz został sam i wciąż jeszcze pochlebiał Jezusowi obłudnie, a właściwie spodziewał się coś takiego wytropić, co mógłby później przedłożyć zgromadzeniu w Kafarnaum jako zarzut przeciw Niemu.

Pod wieczór Jezus nauczał jeszcze raz pogan na górze. Gdy się Go pytali, czy mają się dać ochrzcić uczniom Jana i wyrazili chęć osiedlenia się tutaj, Jezus radził im wstrzymać się jeszcze z chrztem, aż będą lepiej pouczeni, a teraz mogą się wybrać za Jordan, do górnej Galilei w okolice Admy, gdzie są poganie, którzy już z Nim się zetknęli, i dobrzy ludzie, i gdzie także jeszcze będzie uczyć. Uczył ich jeszcze przy świetle pochodni, potem opuściwszy ich, zszedł na brzeg morza do miejsca, gdzie czekali na Niego ludzie Piotra wraz z łódką. Było już późno. Trzej słudzy okrętowi używali pochodni, gdyż płynęli jakieś pół godziny poniżej Betsaidy-Juliady. Czółno, w którym Jezus płynął, zrobili Mu Piotr i Andrzej ze służbą. Byli bowiem nie tylko żeglarzami i rybakami, ale umieli także sami budować czółna. Piotr miał trzy, a jedno bardzo wielkie, długie jak dom. Czółno Jezusa mogło pomieścić dziesięcioro ludzi, a długością i szerokością przypominało kształt jaja. Przednia i tylna część były zamkniętym składem, gdzie można było przechowywać rozmaite przedmioty, a także myć nogi. Na środku łodzi stał maszt podpierany drągami. U góry można było koło tej żerdzi rozpiąć żagiel. Naokoło masztu znajdowały się siedzenia. Z tego czółna Jezus później często uczył i na nim przypływał do brzegu pomiędzy innymi łodziami.

Wielkie łodzie miały naokoło masztu okrągłe piętrowe pokłady, podobne do galerii, przez które można było wyglądać, a na górze można było płótnem żaglowym wydzielić wokół małe cele. Na drągach podpierających maszt znajdowały się szczeble do wchodzenia na górę, po obu zaś stronach łodzi pływające skrzynie lub beczki, jak skrzydła lub płetwy, tak że okręt nie mógł się w czasie burzy wywrócić; niektóre go obciążały lub czyniły lżejszym, by według potrzeby okręt szedł wyżej lub głębiej. Czasem były one napełnione wodą, czasem próżne, a niekiedy chowano tam złowione ryby. Z jednej i z drugiej strony łodzi można było wysuwać deski i wygodnie dostać się do tych skrzyń albo do innych sąsiednich łodzi i móc wyciągnąć sieci. Gdy nie łowili, to przeprawiali przez morze karawany albo podróżnych. Rybacy i pachołkowie na łodzi byli przeważnie niewolnikami i poganami. Piotr miał także niewolników.

7. Jezus w domu Piotra. Sposoby faryzeuszów. Uzdrowienie

Jezus wylądował powyżej Betsaidy, niedaleko domu trędowatych, gdzie Piotr, Andrzej, Jan, Jakub Starszy i Młodszy, i Filip oczekiwali na Jego przybycie. Nie szedł z nimi przez Betsaidę, lecz krótszą drogą przez góry, do domu Piotra w dolinie, między Betsaidą a Kafarnaum, gdzie była już Maryja i inne święte niewiasty. Teściowa Piotra była chora i leżała w łóżku. Jezus odwiedził ją, ale jeszcze nie uleczył. Przed ucztą umyto Jezusowi nogi i mówiono głównie o tym, że z rozmaitych szkół w Judei i Jerozolimie posłano do Kafarnaum piętnastu faryzeuszów, by śledzili Jezusa. Z większych miejscowości było ich po dwóch, z Seforis tylko jeden, a z Nazaretu przyszedł do Kafarnaum ów młodzieniec, który już kilka razy prosił Jezusa o przyjęcie, a którego On za każdym razem oddalał. Ów uczony w Piśmie był w komisji i niedawno się ożenił. Jezus wtedy rzekł do uczniów: „Patrzcie! Za kim prosiliście! Przychodzi Mnie pilnować, a chce być moim uczniem”. Młodzieniec ten chciał tylko z próżności przejść do uczniów Jezusa, ponieważ jednak Ten go nie przyjął, przystąpił do Jego nieprzyjaciół. Ci faryzeusze mieli zatrzymać się dłużej w Kafarnaum.