Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek - George Friedman - ebook + audiobook

Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek ebook i audiobook

George Friedman

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Fascynująca, a jednocześnie szokująca wizja tego, co nas czeka w XXI wieku Nowa zimna wojna z Rosją, wewnętrzny kryzys w Chinach, koniec wojny Stanów Zjednoczonych z islamskim fundamentalizmem, globalne konflikty kulturowe i problemy na granicy amerykańsko-meksykańskiej. Niektóre z zaskakujących prognoz, zawartych w tej głośnej książce, już zaczęły się spełniać. Scenariusz Friedmana przewiduje, że wiek XXI będzie czasem wzrostu pozycji Stanów Zjednoczonych, osłabienia Rosji, Niemiec i Chin i pojawienia się nowych potęg – Turcji, Japonii, Meksyku i… Polski, jako jednego z czołowych europejskich mocarstw, które zyska na klęsce i rozpadzie Rosji. George Friedman, uznany ekspert w dziedzinie geopolityki i założyciel prywatnej agencji wywiadu Stratfor, w swojej przenikliwej analizie wskazuje na zmiany, które przyniesie nam nowa epoka. Wyjaśnia źródła przyszłych konfliktów, politycznych i gospodarczych przemian oraz wstrząsów w poszczególnych regionach i krajach. A także pokazuje, jak nowe technologie i trendy kulturowe zmienią oblicze świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 335

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 41 min

Lektor: Jacek Dragun

Oceny
4,3 (89 ocen)
54
19
10
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jslowicka

Z braku laku…

Geopop/political fiction. Wiele z prognoz już się zdezaktualizowało. Razi wielkie pominięcie roli Chin w 21 wieku. Nie polecam.
00
piotrmatt

Całkiem niezła

ciekawe spostrzeżenia ale to raczej fikcja literacka
00
rg22513

Nie oderwiesz się od lektury

wow!
00
potoczysty

Nie oderwiesz się od lektury

Polska ma przed sobą wspaniałą przyszłość, USA nas potrzebuje i dlatego nasi rządzący powinni z tego czerpać jak najwięcej
00
ASzulawski

Nie oderwiesz się od lektury

Książka jest fascynująca i nie mogłem się od niej oderwać. Gorąco polecam!
00

Popularność




George Friedman Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek Tytuł oryginału The Next 100 Years. A Forecast for the 21st Century ISBN Copyright © 2009 by George Friedman All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form. This edition published by arrangement with Doubleday, an imprint of The Knopf Doubleday Group, a division of Penguin Random House LLC. Copyright © for the Polish translation by Maciej Antosiewicz, 2009 Copyright © for this edition by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2022All rights reserved Korekta Jadwiga Jęcz, Daria Kozierska Projekt okładki Tobiasz Zysk Wydanie I w tej edycji Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Meredith, muzie i nadzorczyni

 

Temu, kto spogląda na świat racjonalnie,

świat ukazuje swoje racjonalne aspekty.

Relacja jest wzajemna.

Georg W.F. Hegel

Od autora

Nie mam kryształowej kuli. Mam jednak metodę, która, choć może niedoskonała, pomogła mi w zrozumieniu przeszłości i przewidywaniu przyszłości. Moje zadanie polega na tym, aby pod chaosem historii spróbować dostrzec porządek — i przewidzieć, jakie wydarzenia, tendencje i technologie ów porządek przyniesie. Prognozowanie na sto lat naprzód może się wydawać płochą rozrywką, ale, o czym mam nadzieję przekonać czytelnika, jest to proces racjonalny, wykonalny i wcale nie płochy. W niedalekiej przyszłości będę miał wnuki i niektóre z nich z pewnością dożyją XXII stulecia. Ta myśl czyni to wszystko bardzo realnym.

W niniejszej książce staram się przekazać istotę przyszłości. Mogę się oczywiście mylić w wielu szczegółach. Ale moim celem jest uchwycenie głównych tendencji — geopolitycznych, technologicznych, demograficznych, kulturowych, militarnych — w ich najszerszym sensie i zarysowanie najważniejszych wydarzeń, które mogą nastąpić. Byłbym usatysfakcjonowany, gdyby udało mi się wyjaśnić, jak funkcjonuje świat dzisiaj i jak to z kolei warunkuje jego funkcjonowanie w przyszłości. I byłbym zachwycony, gdyby moje wnuki, przeglądając tę książkę w 2100 roku, mogły powiedzieć: „Całkiem niezła”.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Uwertura Wprowadzenie do ery amerykańskiej

Wyobraźcie sobie, że latem 1900 roku mieszkaliście w Londynie, ówczesnej stolicy świata. Europa rządziła półkulą wschodnią. Prawie nie dałoby się znaleźć miejsca, które nie byłoby pośrednio kontrolowane, jeśli nie bezpośrednio zarządzane, z europejskiej metropolii. Europa cieszyła się pokojem i niesłychanym dobrobytem. Dzięki handlowi oraz inwestycjom wzajemna zależność poszczególnych krajów europejskich była tak wielka, iż poważni ludzie utrzymywali, że wojna jest niemożliwa — a gdyby nawet do niej doszło, to zakończyłaby się w ciągu kilku tygodni, ponieważ światowe rynki nie wytrzymałyby takiego napięcia. Przyszłość wydawała się ustalona: pokojowa, rozkwitająca Europa miała rządzić światem.

A teraz wyobraźcie sobie lato 1920 roku. Europa została rozdarta wyniszczającą, trwającą cztery lata wojną. Kontynent leżał w ruinie. Niektóre imperia — austro-węgierskie, rosyjskie, niemieckie i osmańskie — zniknęły z mapy. Zginęły miliony ludzi. Wojna zakończyła się po interwencji milionowej armii amerykańskiej — armii, która przyszła, a potem równie szybko odeszła. W Rosji zapanował komunizm, ale nie było jasne, czy przetrwa. Kraje leżące na peryferiach europejskiej potęgi, takie jak Stany Zjednoczone i Japonia, wyłoniły się nagle jako wielkie mocarstwa. Ale jedno było pewne — traktat pokojowy, który narzucono Niemcom, gwarantował, że szybko się one nie podźwigną.

Wyobraźcie sobie lato 1940 roku. Niemcy nie tylko się podźwignęły, ale też podbiły Francję i uzyskały dominację w Europie. Komunizm przetrwał, a Związek Sowiecki sprzymierzył się z hitlerowskimi Niemcami. Wielka Brytania samotnie przeciwstawiała się Niemcom i z punktu widzenia większości rozsądnych ludzi wojna dobiegła końca. Nawet gdyby nie ziściły się niemieckie marzenia o tysiącletniej Rzeszy, to los kontynentu był przesądzony na całe stulecie. Niemcy miały zapanować nad Europą i odziedziczyć jej imperium.

A teraz wyobraźcie sobie lato 1960 roku. Niemcy zostały pokonane już w 1945 roku. Europa była okupowana, podzielona między Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki. Europejskie imperia upadały, a dwa mocarstwa rywalizowały o to, kto będzie ich spadkobiercą. Stany Zjednoczone wyłoniły się jako światowe supermocarstwo. Trzymały Związek Sowiecki w okrążeniu i dysponując miażdżącą przewagą w dziedzinie broni nuklearnej, mogły go unicestwić w ciągu kilku godzin. Panowały nad wszystkimi oceanami i dzięki swojej potędze nuklearnej były w stanie dyktować warunki całemu światu. Związek Sowiecki mógł co najwyżej mieć nadzieję na przewlekły impas — chyba żeby wojska sowieckie wkroczyły do Niemiec i podbiły Europę. To była wojna, na którą wszyscy się przygotowywali. A drugim zagrożeniem, o jakim należało pamiętać, były maoistowskie Chiny.

Teraz wyobraźcie sobie lato 1980 roku. Stany Zjednoczone zostały pokonane w siedmioletniej wojnie — nie przez Związek Sowiecki, lecz przez komunistyczny Wietnam Północny. Uważano, i same Stany też uważały, że znalazły się w odwrocie. Wypędzone z Wietnamu, zostały później wypędzone również z Iranu, gdzie pola naftowe, nad którymi nie sprawowały już kontroli, mogły w każdej chwili wpaść w ręce Związku Sowieckiego. Aby powstrzymać swego głównego rywala, Stany Zjednoczone zawarły sojusz z maoistowskimi Chinami — amerykański prezydent i chiński przewodniczący odbyli przyjazne spotkanie w Pekinie. Jedynie ten sojusz wydawał się zdolny do powstrzymania rosnącego w potęgę Związku Sowieckiego.

A teraz wyobraźcie sobie lato 2000 roku. Nastąpił całkowity rozpad Związku Sowieckiego. Chiny wciąż były komunistyczne z nazwy, ale stawały się kapitalistyczne w praktyce. NATO wkroczyło do Europy Wschodniej, a nawet do dawnego Związku Sowieckiego. Świat cieszył się pokojem i dobrobytem. Wszyscy wiedzieli, że względy geopolityczne ustąpiły przed względami ekonomicznymi, a jedynych problemów przysparzały lokalne ogniska zapalne, takie jak Haiti czy Kosowo.

A potem przyszedł jedenasty września 2001 roku i świat znowu stanął na głowie.

Kiedy mówimy o przyszłości, możemy być pewni tylko jednego: że zdrowy rozsądek zawodzi. Nie ma żadnego magicznego dwudziestoletniego cyklu; nie ma żadnej prostej siły rządzącej tym wzorem. Jest po prostu tak, iż rzeczy, które w danym momencie historii wydają się trwałe i pewne, mogą się zmienić z błyskawiczną szybkością. Epoki nastają i przemijają. W relacjach międzynarodowych świat, na który patrzymy dzisiaj, będzie wyglądał zupełnie inaczej za dwadzieścia lat... albo nawet mniej. Upadek Związku Sowieckiego trudno było sobie wyobrazić, i o to właśnie chodzi. Konwencjonalna analiza polityczna odznacza się niezwykłym brakiem wyobraźni. Traktuje przemijające chmury jako trwałe i jest ślepa na doniosłe, długofalowe zmiany, które dokonują się na oczach świata.

Gdybyśmy żyli na początku XX stulecia, nie dałoby się przewidzieć tych wydarzeń, które właśnie wymieniłem. Ale coś jednak można było przewidzieć i w istocie przewidziano. Było na przykład oczywiste, że zjednoczone w 1871 roku Niemcy są wielką potęgą w niepewnym położeniu (osaczone przez Rosję i Francję) i pragną przebudować system europejski i światowy. Wszystkie wielkie konflikty pierwszej połowy XX wieku toczyły się o pozycję Niemiec w Europie. Choć trudno było przewidzieć czas i miejsce, wybuch wojny wydawał się prawdopodobny i wielu Europejczyków go przewidziało.

Najtrudniejszą część tego równania stanowiła prognoza, że będą to wojny aż tak wyniszczające i że po obu wojnach światowych Europa utraci swoje imperium. Znaleźli się jednak tacy, zwłaszcza po wynalezieniu dynamitu, którzy przewidywali, iż wojna spowoduje katastrofalne zniszczenia. Gdyby przepowiednie dotyczące technologii połączono z przepowiedniami w dziedzinie geopolityki, przewidziano by również spustoszenie Europy. W XIX wieku z pewnością prognozowano wzrost potęgi Stanów Zjednoczonych i Rosji. Alexis de Tocqueville i Friedrich Nietzsche przewidzieli przyszłe znaczenie tych krajów. A zatem na początku XX stulecia, przy zachowaniu dyscypliny i odrobinie szczęścia, dałoby się przewidzieć jego ogólne zarysy.

XXI stulecie

Wchodząc w XXI stulecie, musimy wskazać jedno zasadnicze dla niego wydarzenie, odpowiednik zjednoczenia Niemiec w XX wieku. Po uprzątnięciu szczątków imperium europejskiego, jak również tego, co pozostało po Związku Sowieckim, mamy jedno mocarstwo dysponujące przeważającą potęgą. Tym mocarstwem są Stany Zjednoczone. Z pewnością, jak to zwykle bywa, można odnieść obecnie wrażenie, że Stany swoimi nieudolnymi poczynaniami przysparzają sobie problemów na całym świecie. Ale przemijający chaos nie powinien wprowadzać nas w błąd. Gospodarczo, militarnie i politycznie Stany Zjednoczone są najpotężniejszym krajem świata i nie ma nikogo, kto mógłby rzucić wyzwanie tej potędze. Podobnie jak w przypadku wojny hiszpańsko-amerykańskiej sto lat temu mało kto będzie wkrótce pamiętał o wojnie pomiędzy Stanami a radykalnymi islamistami, niezależnie od przeważających dzisiaj nastrojów.

Od czasu wojny secesyjnej Stany Zjednoczone przeżywały niezwykły wzrost gospodarczy. Z marginalnego, rozwijającego się państwa przekształciły się w potęgę gospodarczą większą niż cztery następne najlepiej rozwinięte kraje razem wzięte. Stały się również dominującą na świecie silą militarną. Pod względem politycznym Stany Zjednoczone wywierają praktycznie wpływ na wszystko, czasem celowo, a czasem po prostu przez samą swoją obecność. Czytelnikowi będzie się z pewnością wydawać, iż jest to książka amerykocentryczna, napisana z amerykańskiego punktu widzenia. Może to prawda, twierdzę jednak, że dzisiejszy świat obraca się wokół Stanów Zjednoczonych.

Nie dzieje się tak wyłącznie za sprawą amerykańskiej potęgi. Ma to również związek z fundamentalną zmianą w sposobie funkcjonowania świata. Przez minione pięćset lat Europa była ośrodkiem systemu międzynarodowego, a jej imperia po raz pierwszy w historii ludzkości stworzyły jednolity system globalny. Głównym szlakiem wiodącym do Europy był północny Atlantyk. Ten, kto panował nad północnym Atlantykiem, panował nad dostępem do Europy — i dostępem Europy do świata.

Potem, na początku lat osiemdziesiątych XX wieku, wydarzyło się coś niezwykle istotnego. Po raz pierwszy handel prowadzony szlakami morskimi przez Pacyfik zrównał się z handlem transatlantyckim. Ponieważ po drugiej wojnie światowej Europa stała się skupiskiem drugorzędnych mocarstw i zmieniła swoje nawyki handlowe, północny Atlantyk przestał być jedynym kluczem do wszystkiego. Obecnie państwo panujące nad północnym Atlantykiem i nad Pacyfikiem mogłoby, gdyby sobie tego życzyło, sprawować kontrolę nad całym światowym handlem, a co za tym idzie — światową gospodarką. W XXI stuleciu każdy kraj położony nad oboma oceanami ma ogromną przewagę.

Biorąc pod uwagę koszt budowy potęgi morskiej i olbrzymi koszt rozmieszczenia jej na świecie, mocarstwo posiadające dostęp do obu oceanów stało się najważniejszym aktorem na scenie światowej z tego samego powodu, z jakiego Wielka Brytania odgrywała tę rolę w XIX stuleciu: żyła z morza, nad którym musiała panować. W ten sposób Ameryka Północna zastąpiła Europę jako punkt ciężkości na świecie, a ten, kto panuje nad Ameryką Północną, może być pewny swojej pozycji dominującej potęgi światowej. W XXI wieku, przynajmniej, będą to Stany Zjednoczone.

Potęga Stanów Zjednoczonych w połączeniu z ich położeniem geograficznym czyni z nich głównego aktora XXI stulecia. Ale z pewnością nie przysparza im powszechnego uwielbienia. Wręcz przeciwnie, ich potęga budzi strach. Historia XXI wieku zatem, zwłaszcza jego pierwszej połowy, będzie się obracać wokół dwóch przeciwstawnych dążeń. Po pierwsze, drugorzędne mocarstwa utworzą koalicję, aby spróbować powstrzymać Stany Zjednoczone i pozbawić je dominującej roli. Po drugie, Stany Zjednoczone będą podejmowały działania prewencyjne, aby nie dopuścić do powstania takiej koalicji.

Jeśli postrzegamy początek XXI stulecia jako świt ery amerykańskiej (następującej po erze europejskiej), widzimy, że zaczyna się ona od grupy muzułmanów usiłujących odtworzyć Kalifat — wielkie imperium islamskie ciągnące się od Atlantyku do Pacyfiku. Nieuchronnie musieli oni uderzyć na Stany Zjednoczone, pragnąc wciągnąć największe światowe mocarstwo w wojnę, ukazać jego słabość i w ten sposób zapoczątkować islamskie odrodzenie. Stany Zjednoczone odpowiedziały atakiem na świat islamski. Ich celem nie było jednak zwycięstwo. Nie jest nawet jasne, co oznacza zwycięstwo. Chodziło po prostu o rozerwanie i skłócenie świata islamskiego, ażeby uniemożliwić powstanie jego imperium.

Stany Zjednoczone nie muszą wygrywać wojen. Wystarczy, jeśli nie dopuszczą do tego, aby druga strona zbudowała potęgę, która mogłaby rzucić im wyzwanie. Na jednej płaszczyźnie XXI stulecie będzie serią konfrontacji z udziałem pomniejszych mocarstw próbujących stworzyć koalicję i powstrzymać amerykańską hegemonię oraz Stanów Zjednoczonych organizujących operacje militarne w celu rozerwania koalicji. W XXI stuleciu wybuchnie więcej wojen niż w XX, ale będą to wojny mniej katastrofalne, zarówno z powodu zmian technologicznych, jak i charakteru geopolitycznego wyzwania.

Jak widzimy, przemiany prowadzące do nowej ery są zawsze szokująco nieoczekiwane, a pierwsze dwadzieścia lat nowego stulecia nie będzie tu wyjątkiem. Wojna Stanów Zjednoczonych z islamistami już się kończy i dojrzewa następny konflikt. Rosja odtwarza swoją strefę wpływów, a owa strefa będzie niewątpliwie wyzwaniem dla Stanów Zjednoczonych. Rosjanie ruszą na zachód, na wielką Nizinę Środkowoeuropejską. Rekonstruując swoją potęgę, Rosja zetknie się z podporządkowanym amerykańskim wpływom NATO w trzech państwach bałtyckich — Estonii, Łotwie i Litwie — a także w Polsce. Na początku XXI wieku będą inne płaszczyzny tarcia, ale ta nowa zimna wojna dostarczy punktów zapalnych po wygaśnięciu wojny z islamistami.

Rosjanie muszą podjąć próbę odbudowania swojej potęgi, a Stany Zjednoczone muszą im w tym przeszkodzić. Ale w ostatecznym rozrachunku Rosja nie może wygrać. Jej głębokie problemy wewnętrzne, gwałtowny spadek demograficzny i słaba infrastruktura sprawiają, że na dłuższą metę szanse Rosji na przetrwanie są nikłe. A druga zimna wojna, mniej przerażająca i znacznie mniej globalna niż pierwsza, zakończy się tak jak pierwsza — rozpadem Rosji.

Jest wielu takich, którzy przewidują, że następnym zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych staną się Chiny, nie Rosja. Nie zgadzam się z tym poglądem z trzech powodów.

Po pierwsze, kiedy spojrzy się uważnie na mapę Chin, widać, że jest to naprawdę kraj bardzo izolowany. Z Syberią na północy, Himalajami i dżunglami na południu i większą częścią ludności skupioną we wschodniej części kraju Chińczykom nie jest łatwo prowadzić ekspansję.

Po drugie, przez stulecia Chiny nie były potęgą morską, a stworzenie floty wymaga nie tylko budowy okrętów, lecz także obsadzenia ich dobrze wyszkolonymi i doświadczonymi marynarzami.

Po trzecie, jest głębszy powód, aby nie obawiać się Chin. Chiny są wewnętrznie niestabilne. Ilekroć otwierają swoje granice na świat zewnętrzny, wzrasta zamożność prowincji nadbrzeżnych, ale przeważająca większość Chińczyków w głębi kraju nadal cierpi nędzę. Prowadzi to do napięć, konfliktów i destabilizacji. Prowadzi również do decyzji gospodarczych podejmowanych z powodów politycznych, czego rezultatem jest nieudolność i korupcja. Nie po raz pierwszy Chiny otworzyły się na handel zagraniczny i nie po raz ostatni efektem będzie ich destabilizacja. I nie po raz ostatni pojawią się postacie takie jak Mao, aby odciąć kraj od wpływów zewnętrznych, wprowadzić równość — czyli powszechną nędzę — i zacząć cykl na nowo. Są tacy, którzy wierzą, że tendencje ostatnich trzydziestu lat będą trwać w nieskończoność. Ja uważam, że chiński cykl wejdzie w swoją następną nieuchronną fazę w nadchodzącym dziesięcioleciu. Chiny, dalekie od tego, aby stać się zagrożeniem, są krajem, który Stany Zjednoczone będą próbowały wzmocnić i spoić jako przeciwwagę dla Rosji. Obecny chiński dynamizm gospodarczy nie przekształci się w długotrwały rozwój.

W połowie stulecia pojawią się nowe siły, kraje, które nie są dzisiaj uważane za wielkie mocarstwa, lecz ja oczekuję, że w ciągu następnych kilkudziesięciu lat staną się potężniejsze i pewniejsze siebie. Wyróżniają się zwłaszcza trzy.

Pierwszym jest Japonia, drugie najlepiej rozwinięte gospodarczo państwo świata, a zarazem najbardziej zagrożone, ponieważ uzależnione od importu surowców, których samo prawie nie posiada. Ze swoją militarystyczną przeszłością Japonia nie pozostanie tym marginalnym pacyfistycznym krajem, którym była wcześniej. Nie może. Problemy demograficzne i niechęć do imigracji na większą skalę zmuszą ją do szukania nowych robotników w innych krajach. Słabości Japonii, o których pisałem w swoich poprzednich książkach i z którymi poradziła sobie lepiej, niż się spodziewałem, wymuszą w końcu zmianę polityki.

Dalej mamy Turcję, obecnie siedemnaste najwyżej rozwinięte gospodarczo państwo świata. W odległej przeszłości wielkie imperium islamskie zostało zdominowane przez Turków. Imperium osmańskie upadło pod koniec pierwszej wojny światowej, a jego miejsce zajęła współczesna Turcja. Ale Turcja jest oazą stabilizacji wśród chaosu. Bałkany, Kaukaz i świat arabski na południu są niestabilne. W miarę wzrostu tureckiej potęgi — a jest to już najpotężniejsze gospodarczo i militarnie państwo tego regionu — rosną też tureckie wpływy.

A wreszcie Polska. Polska nie była wielką potęgą od XVI wieku. Ale kiedyś nią była — i, jak sądzę, będzie znowu. Umożliwią to dwa czynniki. Po pierwsze, upadek Niemiec. Ich gospodarka jest silna i wciąż się rozwija, ale straciła dynamikę, którą się odznaczała przez dwa stulecia. Ponadto w ciągu następnych pięćdziesięciu lat gwałtownie spadnie liczba ludności, jeszcze bardziej podkopując ich potencjał gospodarczy. Po drugie, ponieważ Rosjanie naciskają na Polskę od wschodu, Niemcy nie będą mieli ochoty na trzecią wojnę z Rosją. Stany Zjednoczone jednak wesprą Polskę, udzielając jej ogromnej pomocy gospodarczej i technicznej. Wojny — jeśli nie powodują wyniszczenia kraju — stymulują wzrost gospodarczy, a Polska stanie się najważniejszą potęgą w bloku państw stawiających czoło Rosjanom.

Japonia, Turcja i Polska będą patrzeć na Stany Zjednoczone z jeszcze większą pewnością siebie po drugim upadku imperium rosyjskiego. Wytworzy się wybuchowa sytuacja. Jak zobaczymy w dalszej części książki, stosunki pomiędzy tymi czterema krajami w znacznym stopniu ukształtują XXI stulecie, doprowadzając ostatecznie do następnej wojny światowej. Ta wojna będzie toczona inaczej niż wszystkie inne w historii — z użyciem broni, która dzisiaj należy do królestwa fantastyki naukowej. Ale, jak spróbuję wykazać, konflikt połowy XXI wieku wyrośnie z dynamicznych sił zrodzonych we wcześniejszych dekadach.

Ta wojna, podobnie jak druga wojna światowa, przyniesie niezwykłe osiągnięcia techniczne, a jedno z nich odegra szczególnie istotną rolę. Wszystkie walczące strony, z wielu oczywistych powodów, będą poszukiwały nowych form energii, aby zastąpić węglowodory. Promieniowanie słoneczne jest teoretycznie najwydajniejszym źródłem energii na Ziemi, lecz wymaga ogromnych odbiorników, które zajmują mnóstwo miejsca na powierzchni planety i powodują wiele negatywnych skutków ekologicznych. W dodatku cykl ich pracy jest przerywany wraz z nadejściem nocy.

Jednak podczas zbliżającej się wojny światowej rozwijane wcześniej koncepcje umieszczonych w przestrzeni kosmicznej generatorów energii elektrycznej, dostarczanej na Ziemię w postaci promieniowania mikrofalowego, przekształcą się raptownie z teorii w rzeczywistość. Podczepione pod wojskowy program kosmiczny nowe źródło energii uzyska takie samo zabezpieczenie finansowe ze środków rządowych jak Internet czy koleje. A to zapoczątkuje wielki boom gospodarczy.

Ale u podłoża tego wszystkiego będzie leżał jeden najistotniejszy dla XXI stulecia fakt: koniec eksplozji demograficznej. Do 2050 roku liczba ludności w rozwiniętych krajach uprzemysłowionych gwałtownie spadnie. Do 2100 roku nawet najsłabiej rozwinięte kraje osiągną wskaźnik urodzin, który ustabilizuje liczbę ich ludności. Od 1750 roku cały system globalny był budowany w przeświadczeniu o stałym wzroście demograficznym. Więcej robotników, więcej konsumentów, więcej żołnierzy — takie były zawsze oczekiwania. W XXI wieku jednak to przestanie być prawdą. Zmieni się cały system produkcji. Zmiana spowoduje, że świat będzie musiał w większym stopniu oprzeć się na technologii — zwłaszcza na robotach, które zastąpią pracę rąk ludzkich — i na intensywnych badaniach genetycznych (nie tyle w celu przedłużenia życia, ile przedłużenia okresu produkcyjnego).

Jaki będzie najbardziej bezpośredni skutek kurczącej się liczby ludności na świecie? To całkiem proste: w pierwszej połowie stulecia spadek demograficzny spowoduje poważne niedobory siły roboczej w rozwiniętych krajach uprzemysłowionych. Dzisiaj te kraje zastanawiają się, jak zatrzymać napływ imigrantów. W pierwszej połowie XXI wieku staną wobec problemu, jak ich skłonić do przyjazdu. Rządy posuną się aż do tego, że będą płacić cudzoziemcom, by ich zachęcić do imigracji. Obejmie to również Stany Zjednoczone, które wszelkimi środkami będą nakłaniać Meksykanów do przyjazdu — zakrawa to na ironię, lecz taka zmiana jest nieuchronna.

Owe przemiany doprowadzą do ostatniego kryzysu w XXI stuleciu. Meksyk jest obecnie piętnastym najlepiej rozwiniętym gospodarczo krajem świata. W miarę jak Europejczycy będą pozostawać w tyle, Meksykanie, podobnie jak Turcy, zaczną zajmować coraz wyższe miejsca w rankingach, aż pod koniec wieku Meksyk stanie się jedną z największych potęg gospodarczych na świecie. Podczas popieranej przez Stany Zjednoczone wielkiej migracji na północ skład etniczny dawnej Cesji meksykańskiej (czyli obszarów Stanów Zjednoczonych odebranych Meksykowi w XIX stuleciu) gwałtownie się zmieni i większa część tego rejonu stanie się zdecydowanie meksykańska.

Rząd meksykański będzie traktował rzeczywistość społeczną po prostu jako zadośćuczynienie za historyczne klęski. Spodziewam się, że do roku 2080 dojdzie do poważnej konfrontacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a coraz potężniejszym i pewnym siebie Meksykiem. Konfrontacja może mieć nieprzewidziane konsekwencje dla Stanów i prawdopodobnie nie zakończy się do 2100 roku.

Większość tego, co powiedziałem, może się wydawać trudna do pojęcia. Idea, że XXI stulecie może się zakończyć konfrontacją pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi, z pewnością jest mało prawdopodobna w 2009 roku, podobnie jak wizja potężnej Turcji czy Polski. Ale cofnijmy się do początku tego rozdziału, gdzie opisałem, jak wyglądał świat w dwudziestoletnich odstępach w XX wieku, a będzie nam łatwiej zrozumieć, do czego zmierzam: zdrowy rozsądek to jedyna rzecz, na którą nie można liczyć.

Oczywiście im dokładniejszy jest opis, tym mniej staje się wiarygodny. Nie da się przewidzieć szczegółów nadchodzącego stulecia — poza tym, że od dawna nie będę już żył i nigdy się nie dowiem, jakie błędy popełniłem. Ale twierdzę, że naprawdę można zobaczyć szerokie zarysy tego, co nastąpi, i spróbować nadać temu jakąś interpretację, choćby była to jedynie interpretacja czysto spekulatywna. O tym właśnie jest niniejsza książka.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki