Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe - Garrett Ryan - ebook + książka

Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe ebook

Ryan Garrett

3,5
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

PYTANIA O STAROŻYTNYCH GREKÓW I RZYMIAN, KTÓRE BALIŚCIE SIĘ ZADAĆ W SZKOLE.

Odpowiedzi na często zadawane pytania na temat starożytnych Greków i Rzymian

Dlaczego starożytni Grecy i Rzymianie nie nosili spodni? Jak się golili? Czy składali ofiary z ludzi i uprawiali zawodowy sport? Jak używali słoni w bitwach? Do czego służyły posążki Priapa? Garrett Ryan, specjalista od dziejów starożytnych, a także twórca jednego z najpopularniejszych kanałów historycznych na YT, dowcipnie, zwięźle i merytorycznie odpowiada na najdziwniejsze i najciekawsze pytania, które zadano mu podczas prowadzonych na żywo i zdalnie spotkań i wykładów. Odkrywa przed nami, jak wysocy byli Grecy i Rzymianie, jakiego wieku mogli dożyć, jak często używali środków antykoncepcyjnych, czy przeżywali zabiegi chirurgiczne i wiele innych intrygujących szczegółów dotyczących życia w świecie starożytnym.

Wciągająca lektura oparta na bogatym materiale źródłowym. Pełno w niej ciekawych informacji, począwszy od ciemnej strony życia codziennego starożytnych Greków i Rzymian, poprzez działania ówczesnych zabójców i szpiegów, aż po osobliwe wierzenia greckich i rzymskich obywateli. Intrygujące świeże spojrzenie pozwalające lepiej zrozumieć świat starożytny. - — dr Jerry Toner, kierownik studiów z historii starożytnej w Churchill College na Uniwersytecie Oksfordzkim.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 363

Oceny
3,5 (6 ocen)
1
1
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ainai1

Całkiem niezła

Jeśli interesują awas ciekawostki ze starożytnego świata to książka dla Was.
00
AStrach

Dobrze spędzony czas

Inne spojrzenie na starożytność warte zaznajomienia.
00

Popularność




Przedmowa

Kilka lat temu, kiedy wykła­da­łem na Uni­wer­sy­te­cie Michi­gan, zapro­wa­dzi­łem swo­ich stu­den­tów do Detroit Insti­tute of Arts. Gdy skoń­czy­li­śmy oglą­dać gale­rię poświę­coną sztuce sta­ro­żyt­nej Gre­cji i Rzymu, pod­szedł do mnie jeden stu­dent i nachy­liw­szy się, szep­nął mi na ucho kon­spi­ra­cyj­nym tonem: „Dok­to­rze Ryan, dla­czego tyle grec­kich posą­gów jest nagich?”.

W książce tej odpo­wia­dam zarówno na to pyta­nie, jak i kil­ka­na­ście innych. Jeśli kie­dy­kol­wiek zasta­na­wia­li­ście się, kiedy Rzy­mia­nie zaczęli nosić spodnie, czy Grecy wie­rzyli w swoje mity, jakie posady były naj­le­piej płatne w świe­cie sta­ro­żyt­nym lub jak chwy­tano lwy do walk w Kolo­seum, dobrze tra­fi­li­ście. Tajem­nice i magia, gla­dia­to­rzy i zabójcy, dobre wino i sło­nie bojowe – wszystko to znaj­dzie­cie w tej książce.

Moje odpo­wie­dzi są zwię­złym pod­su­mo­wa­niem aktu­al­nych badań nauko­wych dopra­wio­nym aneg­do­tami wybra­nymi ze sta­ro­żyt­nych źró­deł i zilu­stro­wa­nym naj­lep­szymi foto­gra­fiami dostęp­nymi w dome­nie publicz­nej1. Odpo­wie­dzi nie pre­ten­dują do miana wyczer­pu­ją­cych – zawie­rają tyle infor­ma­cji, ile można zmie­ścić na kilku stro­nach – mam jed­nak nadzieję, że zain­spi­rują czy­tel­nika do zgłę­bie­nia tematu.

Do zro­zu­mie­nia każ­dej odpo­wie­dzi wystar­czy naj­bar­dziej pod­sta­wowa wie­dza na temat Gre­ków i Rzy­mian. Ale ponie­waż szczypta kon­tek­stu nie zawa­dzi, na końcu książki umie­ści­łem doda­tek – bar­dzo krótką histo­rię świata kla­sycz­nego. Jeśli na począ­tek potrze­bu­je­cie ogól­nego obrazu, zachę­cam do prze­czy­ta­nia go w pierw­szej kolej­no­ści. W prze­ciw­nym razie skacz­cie od razu na głę­boką wodę pytań.

Wiele z naj­lep­szych aneg­dot umiesz­czo­nych w przy­pi­sach dol­nych dostar­cza inte­re­su­ją­cych szcze­gó­łów, któ­rych nie mogłem wci­snąć w główny wątek odpo­wie­dzi. Źró­dła i przy­pisy znaj­dują się na końcu. [wróć]

I

ŻYCIE CODZIENNE

1

Dlaczego Grecy i Rzymianie nie nosili spodni?

Letnim poran­kiem spa­ce­ru­jemy zatło­czoną ulicą sta­ro­żyt­nych Aten. Jest gorąco, ale nie aż tak, by nie móc zała­twiać spraw. Białe mury lśnią w słońcu. W suchym powie­trzu pobrzmiewa grecka mowa. Ape­tyczny zapach mio­do­wych cia­stek kuszą­cych z pobli­skiego stra­ganu zde­rza się z nie­po­wta­rzal­nym smro­dem nie­ska­na­li­zo­wa­nego mia­sta. Mijani prze­chod­nie to prze­waż­nie męż­czyźni, któ­rzy w więk­szo­ści wcale nie cho­dzą pół­nago. Niektó­rzy okryci są płasz­czami, a reszta prze­cha­dza się w luź­nych tuni­kach się­ga­ją­cych kolan. W zasięgu wzroku widać kilka kobiet, które noszą dłuż­sze tuniki, spięte na ramio­nach dłu­gimi szpi­lami1. Nie­za­leż­nie czy to kobieta, czy męż­czy­zna, stroje ubo­gich zro­bione są z bia­ła­wej wełny. Ubra­nia zamoż­niej­szych pysz­nią się róż­no­rod­nymi odcie­niami żółci, zie­leni i brązu12.

Prze­nie­śmy się teraz na ulicę Rzymu z cza­sów wcze­snego cesar­stwa. Choć docho­dzi połu­dnie (czyli szó­sta według Rzy­mian), na ulicy jest ciemno, bo ocie­niają ją wyso­kie budynki miesz­kalne. Śli­ski bruk cuch­nie łaj­nem. Z drzwi gospody po dru­giej stro­nie ulicy bucha dym nio­sący woń pra­żo­nej cie­cie­rzycy. W uszach dudni nam wie­lo­ję­zyczna wrzawa, a prze­chod­nie, ubrani zupeł­nie ina­czej niż miesz­kańcy Aten, mijają nas w pośpie­chu.

Kilku męż­czyzn ma na sobie togi. Roz­ło­żona toga to wielki sied­mio­me­trowy pas mate­riału. Aby zawi­nąć się w to morze wełny, trzeba było wyko­nać sze­reg tak skom­pli­ko­wa­nych czyn­no­ści, że ary­sto­kraci mieli nie­wol­ni­ków, któ­rzy zaj­mo­wali się wyłącz­nie jej zawi­ja­niem i ukła­da­niem. Ponie­waż cho­dze­nie w todze to w rów­nej mie­rze sztuka, jak męka – usta­wie­nie pra­wej ręki ina­czej niż pod kątem pro­stym natych­miast uni­ce­stwia sta­ran­nie uło­żone fałdy – więk­szość męż­czyzn na naszej ulicy togi zosta­wiła w domu i zała­twia sprawy ubrana w krót­kie tuniki. Część kobiet idzie owi­nięta tra­dy­cyj­nym płasz­czem rzym­skiej matrony. Reszta nosi dłu­gie tuniki w krzy­kli­wych kolo­rach.

Zarówno grec­kie, jak i rzym­skie ubra­nia były ukła­dane na ciele. Czy to len, wełna czy bawełna, stroje ukła­dane na ciele lepiej nada­wały się do kli­matu śród­ziem­no­mor­skiego i można je było łatwo przy­sto­so­wać do zmian w sta­tu­sie spo­łecz­nym lub pogody2. Ale oka­zy­wały się nie­wy­godne w zimne i desz­czowe dni. Nie­które, jak na przy­kład togi, wyma­gały sta­łej uwagi i popra­wia­nia pod­czas nosze­nia. Żaden ubiór nie miał kie­szeni3.

Od lewej: Grek w płasz­czu (hima­tion), Gre­czynka w tunice (chi­ton), Rzy­mia­nin w todze, rzym­ska matrona w płasz­czu (palla). Ilu­stra­cje z domeny publicz­nej

Mogłoby się wyda­wać, że był to świat bła­ga­jący o por­tki. Jed­nakże z kil­koma wyjąt­kami – takimi jak eks­cen­tryczny cesarz Helio­ga­bal, który cheł­pił się swo­imi jedwab­nymi spodniami – Grecy i Rzy­mia­nie uwa­żali je za bar­ba­rzyń­skie4. Ateń­czy­kom przy­po­mi­nały one inwa­zję Per­sów w wor­ko­wa­tych por­t­kach, któ­rzy w wiel­kiej licz­bie naje­chali Gre­cję. Rzy­mia­nom koja­rzyły się z wyta­tu­owa­nymi, żło­pią­cymi piwo ludami Pół­nocy, zwłasz­cza Ger­ma­nami3.

W końcu jed­nak Rzy­mia­nie się ugięli. Pierwsi wsko­czyli w spodnie legio­ni­ści. Wcze­śniej nosili tuniki do kolan wymy­ślone na śród­ziem­no­mor­skie upały, które pod­czas sro­gich zim na pół­nocy oka­zały się nie­przy­jem­nie prze­wiewne. Zain­spi­ro­wani przez bar­ba­rzyń­skich kawa­le­rzy­stów żoł­nie­rze sta­cjo­nu­jący w zim­nym kli­ma­cie zaczęli więc nosić krót­kie weł­niane lub skó­rzane spodenki, a nie­któ­rzy poszli krok dalej i wło­żyli dłu­gie spodnie. W ślad za nimi poszli dowódcy: cesarz z III wieku zaszo­ko­wał kon­ser­wa­tywną opi­nię publiczną, pro­wa­dząc w spodniach (i okla­płej blond peruce) swoje woj­sko4.

W IV wieku, kiedy żoł­nie­rze zajęli się poli­tyką i wpro­wa­dzili do mody odzież woj­skową, cywile zaczęli sprze­da­wać tuniki i kupo­wać spodnie. Pod koniec stu­le­cia, kiedy nowa moda stała się wszech­obecna, cesar­ski edykt zaka­zał nosze­nia tej czę­ści gar­de­roby w gra­ni­cach mia­sta Rzym. Każdy męż­czy­zna przy­ła­pany w tak skan­da­licz­nym ubra­niu miał być aresz­to­wany, pozba­wiony majątku (a zapewne także spodni) i ska­zany na wieczne wygna­nie. Sprawa jed­nak była już prze­grana. W ciągu kil­ku­dzie­się­ciu lat spodnie zaczęli nosić sena­to­rzy, i to nawet w obec­no­ści cesa­rza5.

Przyj­rzaw­szy się, jak przyj­mo­wały się w sta­ro­żyt­nej Gre­cji i Rzy­mie spodnie, docho­dzimy do waż­niej­szej kwe­stii: Czy sta­ro­żytni Grecy i Rzy­mia­nie nosili bie­li­znę?

Więk­szość kobiet z pew­no­ścią nosiła pier­wo­wzór sta­ni­ków5. Choć ist­niały biu­sto­no­sze na ramiącz­kach, zwy­kle były to paski mate­riału owi­nięte wokół piersi. Zmniej­szały one biust, a małe piersi uwa­żano za atrak­cyjne6. Jeśli wie­rzyć sta­ro­żyt­nym poetom, prze­pa­ski na pier­siach słu­żyły także jako zaim­pro­wi­zo­wane kie­sze­nie do nosze­nia prze­róż­nych dro­bia­zgów, od listów miło­snych po fiolki z tru­ci­zną. Rze­komo ta część bie­li­zny miała także wła­ści­wo­ści lecz­ni­cze: owi­nięta wokół głowy zmniej­szała jej ból6.

Greccy męż­czyźni mogli się pochwa­lić pod tuniką jedy­nie opa­le­ni­zną. W świe­cie rzym­skim tra­dy­cjo­na­li­ści nosili pod togami prze­pa­ski bio­drowe, a w łaźni pier­wo­wzór kąpie­ló­wek. Więk­szość jed­nak oby­wała się bez bie­li­zny, bar­dziej sobie ceniąc prze­wiewne lniane i jedwabne tuniki wkła­dane pod wierzchni strój. Choć wygodna, taka gar­de­roba nie sprzy­jała skrom­no­ści. Pewien autor z okresu póź­nego antyku opo­wie­dział histo­rię o gościu, który z roz­kra­czo­nymi nogami roz­siadł­szy się przy ogniu naprze­ciwko Mar­cina z Tours, przy­pad­kowo odsło­nił temu świę­temu sze­roki widok na swoje geni­ta­lia7.

W IV wieku, gdy przed św. Mar­ci­nem obna­żył się ów nie­zna­jomy, rzym­skie stroje znaj­do­wały się na dobrej dro­dze, by stać się śre­dnio­wiecz­nymi. Wyobraźmy sobie, że znaj­du­jemy się na ulicy Kon­stan­ty­no­pola w okre­sie póź­nego antyku. Żeby lepiej wczuć się w nastrój, załóżmy, że jest chłodne jesienne popo­łu­dnie, wieje słona bryza, a kościelne dzwony wybi­jają sere­nady w powoli zapa­da­ją­cym zmroku. Środ­kiem ulicy suną nadęci dwor­scy urzęd­nicy w wąskiej odmia­nie tra­dy­cyj­nej togi. Obok tło­czą się mniej znaczni oby­wa­tele w się­ga­ją­cych kolan tuni­kach o sze­ro­kich ręka­wach ozdo­bio­nych tyloma haftami, na ile ich wła­ści­ciele mogli sobie pozwo­lić. Kobiece tuniki są dłuż­sze, ale rów­nie luźne i strojne. Kilku naj­bo­gat­szych prze­chod­niów pyszni się obci­słymi ubra­niami z jedwa­biu. Naj­po­boż­niejsi mają chrze­ści­jań­skie tatu­aże na rękach. Nikt jed­nak, tego można być pew­nym, nie nosi bie­li­zny.

W razie koniecz­no­ści mogły one posłu­żyć za broń. W Ate­nach tłum kobiet zadźgał kie­dyś męż­czy­znę takimi szpi­lami. [wróć]

Do naj­pow­szech­niej­szych tka­nin w świe­cie kla­sycz­nym nale­żały wełna i len. Cie­plej­sza, wytrzy­mal­sza i łatwiej­sza w bar­wie­niu wełna lepiej nada­wała się na odzież wierzch­nią. Na bie­li­znę i stroje codzienne czę­ściej za to uży­wano lnu – prze­wiew­niej­szego, łatwiej­szego w czysz­cze­niu i mniej przy­ja­znego wszom. Bawełna (rosnąca w Egip­cie) roz­po­wszech­niła się w Rzy­mie dopiero w okre­sie cesar­stwa. [wróć]

Tę funk­cję peł­niły zaim­pro­wi­zo­wane zamien­niki: Gre­czynki część tuniki zawi­jały w pasie, two­rząc wielką kie­szeń, a Rzy­mia­nie cho­wali dro­bia­zgi w zaka­mar­kach togi. Monety jed­nak trzy­mano w sakiew­kach przy­tro­czo­nych do pasa lub zawie­szo­nych na szyi. A ponie­waż świat nic jesz­cze nie wie­dział o zaraz­kach, wpy­chano je także do ust. [wróć]

Cesa­rze rzym­scy upo­rczy­wie grze­szyli w spra­wach mody. Nie­któ­rzy zado­wa­lali się ubra­niami bar­wio­nymi na pur­pu­rowo, naj­droż­szymi na świe­cie, a przez to naj­bar­dziej pre­sti­żo­wymi. (Uży­wa­nie naj­de­li­kat­niej­szych odcieni pur­pury, ciem­nego i poły­sku­ją­cego kar­ma­zynu w kolo­rze krwi, było cza­sami zare­zer­wo­wane dla człon­ków rodziny cesar­skiej; Neron roz­ka­zał kie­dyś prze­pro­wa­dze­nie pro­wo­ka­cji poli­cyj­nej, aby wyła­pać kup­ców han­dlu­ją­cych prze­my­ca­nymi barw­ni­kami). Dla innych szaty warte wię­cej niż wille były zbyt sub­telne. Kali­gula lubił się prze­bie­rać za Zeusa ze złotą brodą i błysz­czą­cym pio­ru­nem w dłoni. Kom­mo­dus przy­szedł do Kolo­seum w skó­rze lwa. [wróć]

Nie ma zbyt wielu dowo­dów na nosze­nie maj­tek, ale z pew­no­ścią ist­niały czę­ści gar­de­roby za nie słu­żące. Rzy­mianki nosiły w łaź­niach kostiumy kąpie­lowe, a spor­t­smenki i aktorki poja­wiały się w czymś w rodzaju bikini. (Przy­szła cesa­rzowa Teo­dora, która roz­po­częła karierę jako aktorka, miała w zwy­czaju para­do­wać na sce­nie w sta­ro­żyt­nym odpo­wied­niku strin­gów). Zwy­kle jed­nak kobiety nosiły pod wierzch­nim ubra­niem tylko koszulki. One stwa­rzały inne nie­bez­pie­czeń­stwa: pewien rzym­ski poeta poświę­cił nie­zbyt miły epi­gram damie, któ­rej zbyt cia­sna bie­li­zna pod tuniką wrzy­nała się w pośladki. [wróć]

W pew­nych sytu­acjach prze­pa­ski na pier­siach sta­no­wiły ele­ment ero­tyczny; w jed­nej z kome­dii postać kobieca stop­niowo luzo­wała swoją prze­pa­skę, aby pobu­dzić męża. [wróć]

2

Jak się golili?

Do naj­bar­dziej zagad­ko­wych rzym­skich cesa­rzy nale­żał Hadrian. Był zna­ko­mi­tym poetą, archi­tek­tem i fle­ci­stą, naj­bar­dziej lubił jed­nak polo­wać na lwy. Prze­wo­dził dys­ku­sjom aka­de­mic­kim naj­więk­szych uczo­nych, ale rów­nie dobrze się czuł, odby­wa­jąc for­sowny marsz na czele legio­nów. Był szczo­drym przy­ja­cie­lem i spra­wie­dli­wym sędzią. Ale potra­fił także zacho­wy­wać się aro­gancko, podejrz­li­wie, a w złym nastroju rów­nież zabi­jać. Co naj­bar­dziej zaska­ku­jące, nosił brodę. Przez stu­le­cia wszy­scy wybitni Rzy­mia­nie cho­dzili gładko ogo­leni. Hadrian jed­nak przez dwa­dzie­ścia jeden lat pano­wa­nia dum­nie obno­sił się z obfi­tym zaro­stem. Broda mogła być u niego oznaką fascy­na­cji Gre­kami, powro­tem do rzym­skiej prze­szło­ści lub ukło­nem w stronę Zeusa. Albo, jak wywo­dził jeden z rzym­skich pisa­rzy, chciał po pro­stu zama­sko­wać nią ślady po trą­dziku8.

Bez względu na powód broda u Hadriana była czymś wię­cej niż oso­bi­stym dzi­wac­twem. W świe­cie kla­sycz­nym brody trak­to­wano bar­dzo poważ­nie. Przede wszyst­kim sta­no­wiły oznakę męsko­ści1. Były także spo­so­bem roz­gła­sza­nia swo­jej pozy­cji spo­łecz­nej: wizy­tówką dżen­tel­mena były gładko ogo­lone policzki, a bie­daka – nie­chlujny zarost. Broda wska­zy­wała także na stan emo­cjo­nalny męż­czy­zny, gdyż pogrą­żeni w żało­bie (i sta­ra­jący się zyskać sym­pa­tię na dwo­rze) się nie golili. Wresz­cie brody świad­czyły o przy­na­leż­no­ści kul­tu­ro­wej – grec­kiej, rzym­skiej czy do świata bar­ba­rzyń­skiego9.

Hadrian i jego cesar­ska broda. Clas­si­cal Numi­sma­tic Group (www.cng­co­ins.com)

W okre­sie kla­sycz­nym pra­wie wszy­scy Grecy nosili brody. Choć moda się zmie­niała, naj­po­pu­lar­niej­szym sty­lem był bujny zarost na policz­kach oraz pod­bródku i ogo­lona górna warga2. Do cza­sów Alek­san­dra Wiel­kiego gładko ogo­lone policzki uwa­żano za oznakę znie­wie­ście­nia. Wśród wielu dzi­wactw wiel­kiego zdo­bywcy (począw­szy od obse­sji na punk­cie Iliady, po prze­świad­cze­nie, że jest synem Zeusa) można także wymie­nić regu­larne gole­nie zaro­stu. Nie wiemy, czy Alek­san­der chciał przez to pod­kre­ślić swoją mło­dość, czy po pro­stu miał łyse placki na policz­kach. Wiemy jed­nak, że dzięki ogrom­nemu pre­sti­żowi, jakim się cie­szył, gole­nie stało się modne10.

Po śmierci Alek­san­dra, pomimo kłu­ją­cych anty­bro­do­wych prze­pi­sów w kilku mia­stach świata grec­kiego, gładko ogo­lona twarz gwał­tow­nie zyski­wała na popu­lar­no­ści. Nie wszy­scy jed­nak dosto­so­wali się do nowej mody. W szcze­gól­no­ści inte­lek­tu­ali­ści wciąż dum­nie obno­sili się ze swo­imi bro­dami; jeden z filo­zo­fów twier­dził nawet, że jeśliby miał wybie­rać mię­dzy gładko ogo­loną twa­rzą a śmier­cią, chęt­nie wybrałby śmierć. Według ogól­nego prze­ko­na­nia bro­date twa­rze wyglą­dały dostoj­niej niż oskro­bane. Pewien czło­wiek, który za cza­sów cesar­stwa odwie­dził pro­win­cjo­nalne mia­sto w Gre­cji, widział wokół samych bro­da­tych męż­czyzn, oprócz jed­nego łobuza, który się ogo­lił, jak powia­dano, żeby zro­bić wra­że­nie na Rzy­mia­nach11.

Na początku Rzy­mia­nie cho­dzili tak samo zaro­śnięci jak Grecy. Jed­nakże w II wieku p.n.e. rzym­ska elita, zapewne pod wpły­wem ówcze­snej mody grec­kiej, zaczęła pozby­wać się wąsów. Wielki wojow­nik Scy­pion Emi­lian, zdo­bywca Kar­ta­giny, został zapa­mię­tany jako pierw­szy Rzy­mia­nin, który codzien­nie się golił, i wszyst­kie zna­czące posta­cie póź­nej repu­bliki i wcze­snego cesar­stwa poszły za jego przy­kła­dem. Raczej próżny Juliusz Cezar ni­gdy nie poja­wiał się publicz­nie nie­ucze­sany i nie­ogo­lony. Okta­wian August poświę­cał kilka chwil każ­dego dnia na gole­nie i przy­cię­cie wło­sów, nad czym czu­wało trzech goli­bro­dów pra­cu­ją­cych parami. W całym cesar­stwie ambitni męż­czyźni szli za przy­kła­dem ary­sto­kra­tów, odrzu­ca­jąc brody, aby wzbu­dzać sza­cu­nek12.

Po czym na sce­nie poja­wił się nasz przy­ja­ciel Hadrian. Tysiące posą­gów i miliony monet sła­wiły jego bro­daty maje­stat; Hadrian nie tylko wyho­do­wał zarost, ale rów­nież wielu lokal­nych trend­set­te­rów, i po czte­ry­stu trud­nych latach miło­ści do zaro­stu Rzy­mia­nie mogli wresz­cie swo­bod­nie wró­cić do bród. Przez następne dwie­ście lat, dopóki za pano­wa­nia gładko ogo­lo­nego Kon­stan­tyna sytu­acja się nie odwró­ciła, modni Rzy­mia­nie obno­sili się ze swo­imi bro­dami w róż­nych kształ­tach i o róż­nej dłu­go­ści, idąc za przy­kła­dem aktu­al­nie panu­ją­cego cesa­rza. Cza­sem modna broda była schlud­nie przy­strzy­żona, jak u Hadriana. W innych okre­sach domi­no­wała broda buj­niej­sza, typowa dla filo­zo­fów, jaką upodo­bał sobie Marek Aure­liusz, lub kil­ku­dniowa szcze­cina, w któ­rej gusto­wali wojow­ni­czy cesa­rze z III wieku.

Wielu Gre­kom i Rzy­mia­nom dba­nie nawet o bujną brodę musiało się wyda­wać łatwiej­sze niż gole­nie. Typowa sta­ro­żytna brzy­twa miała ostrze z brązu lub żelaza, czę­sto w kształ­cie sierpa, zamon­to­wane na krót­kim trzonku. Nawet tym, co mieli w domu odpo­wied­nie lustro, trudno było się ogo­lić samemu takim, dość tępym, narzę­dziem3. Z tego, co wiemy, nie­wielu pró­bo­wało. Bogaci mieli od tego nie­wol­ni­ków. Reszta korzy­stała z usług goli­bro­dów.

Choć kilku bywa­łych w świe­cie fry­zje­rów strzy­gą­cych boga­czy miało luk­su­sowe salony, więk­szość goli­bro­dów była skrom­nymi przed­się­bior­cami wyko­nu­ją­cymi swój zawód na świe­żym powie­trzu. Klient sia­dał na nie­wy­so­kim tabo­re­cie, a goli­broda kładł mu na ramiona lnianą tka­ninę. Następ­nie spry­ski­wał policzki wodą, żeby zmięk­czyć skórę. Klien­towi pozo­sta­wało jedy­nie patrzeć z ponu­rym zre­zy­gno­wa­niem, jak goli­broda pochyla się nad nim z brzy­twą w ręku. Ponie­waż sta­ro­żytne brzy­twy szybko się tępiły, pod­czas gole­nia szar­pały i do krwi kale­czyły skórę. Choć klienci wydy­mali policzki, żeby zmniej­szyć ryzyko ska­le­cze­nia, pra­wie wszy­scy oprócz naj­lep­szych fry­zje­rów golili zarost zbyt bli­sko skóry4. Naj­gorsi byli prak­ty­kanci, któ­rzy mieli wię­cej entu­zja­zmu niż umie­jęt­no­ści, dla­tego zazwy­czaj mogli uży­wać jedy­nie tępych brzy­tew13.

Męż­czyźni, któ­rzy chcieli się pozbyć brody, ale bali się męki gole­nia, mieli kilka innych moż­li­wo­ści. Jeden z grec­kich tyra­nów, który bał się, że goli­broda pode­tnie mu gar­dło, nauczył córkę opa­lać wło­ski roz­grza­nymi łupi­nami orze­cha. Do bar­dziej kon­wen­cjo­nal­nych metod nale­żało sma­ro­wa­nie policz­ków żywicą depi­la­cyjną i pra­co­wite wysku­by­wa­nie uciąż­li­wego zaro­stu. Tak samo albo za pomocą rów­nie nie­przy­jem­nego zabiegu pole­ga­ją­cego na tar­ciu skóry szorst­kim pumek­sem usu­wano uciąż­liwe wło­ski na innych czę­ściach ciała14.

Część kobiet goliła sobie nogi (a raczej depi­lo­wała, ście­rała pumek­sem lub wyry­wała). Rzym­ski poeta radził im, by robiły to, wybie­ra­jąc się na spo­tka­nie z poten­cjal­nym kochan­kiem. Dość powszechne było rów­nież depi­lo­wa­nie oko­licy bikini5. Mniej wia­domo, czy kobiety spoza miej­skiej elity bawiły się w takie rze­czy. Naj­praw­do­po­dob­niej nie, przy­naj­mniej dla­tego, że nogi zwy­kle zasła­niały ubra­niem. Nie­wiele świa­tła na ten temat rzu­cili sta­ro­żytni auto­rzy, gdyż bar­dziej inte­re­so­wali się ogo­lo­nymi nogami męż­czyzn, co uwa­żali za skan­dal15.

Zwłasz­cza w świe­cie rzym­skim wielu męż­czyzn usu­wało sobie część lub wszyst­kie włosy z ciała. Cesarz Oton na przy­kład zasły­nął tym, że pod­da­wał się bole­snym zabie­gom, by mieć gładką skórę. Ta prak­tyka jeżyła kon­ser­wa­ty­stom włos na gło­wie. Lokalna mniej­szość uwa­żała gole­nie wło­sów na ciele za celowe odrzu­ce­nie męsko­ści. Przy­naj­mniej raz doszło do gorą­cej debaty mię­dzy wąsa­tym filo­zo­fem a świeżo wysku­ba­nym ora­to­rem na temat moral­no­ści usu­wa­nia wło­sów. Umiar­ko­wani byli gotowi się zgo­dzić, że nie­które czę­ści ciała mogłyby być przy­zwo­icie odsło­nięte. Dżen­tel­men, przy­zna­wali, mógłby i powi­nien zro­bić porzą­dek z wło­sami pod pachami616.

Dla rzym­skich mło­dzień­ców dzień, w któ­rym po raz pierw­szy się golili, sta­no­wił oka­zję do świę­to­wa­nia wej­ścia w doj­rza­łość i spo­sob­ność do uwiecz­nie­nia tego wyda­rze­nia po wieki wie­ków przez poświę­ce­nie swego rzad­kiego zaro­stu bogom. Kiedy się po raz pierw­szy ogo­lił, Neron scho­wał ścięte wło­ski w zło­tej szka­tułce, którą zło­żył w świą­tyni Jowi­sza. [wróć]

Sparta zaka­zała nosze­nia wąsów. Każ­dego roku przy obej­mo­wa­niu urzę­dów naj­waż­niejsi spar­tań­scy urzęd­nicy wyda­wali edykt naka­zu­jący wszyst­kim oby­wa­te­lom pod­po­rząd­ko­wa­nie się prawu i zgo­le­nie zaro­stu na gór­nej war­dze. [wróć]

W Rzy­mie co prawda ist­niały już lustra, jed­nakże w epoce kla­sycz­nej w więk­szo­ści były to nie­wiel­kie dyski z pole­ro­wa­nego brązu. Tylko bogaci mieli wiel­kie lustra wiszące. [wróć]

Pewien rzym­ski autor dora­dzał uży­cie paję­czyny do tamo­wa­nia krwo­to­ków. [wróć]

Miesz­kańcy jed­nego z grec­kich miast podobno czcili Dio­ni­zosa jako „obna­ża­cza geni­ta­liów”. Trudno powie­dzieć, dla­czego ten uciąż­liwy obo­wią­zek wyma­gał boskiego patrona. [wróć]

Wiele rzym­skich łaźni zatrud­niało zawo­do­wego wysku­by­wa­cza wło­sów pod pachami (i z innych kło­po­tli­wych zaka­mar­ków ciała), który przez cały czas cze­kał w goto­wo­ści. [wróć]

3

Jakie zwierzęta trzymali w domu?

Ruiny mia­sta Ter­mes­sos są pełne nagrob­ków. Oko­liczne wzgó­rza są nimi wręcz utkane – stosy, rzędy sar­ko­fa­gów poro­śnię­tych trawą, poroz­bi­ja­nych i ogo­ło­co­nych. W więk­szo­ści wiel­kich i cięż­kich. Ale kilka na wpół zasło­nię­tych potęż­nymi kuzy­nami jest skrom­niej­szych. Jeden z nich, szara kamienna skrzynka przy­kryta dasz­kiem, ma wyryte krót­kie epi­ta­fium. Ostat­nia linijka jest wciąż czy­telna: „Jestem pies Ste­fa­nos. Ten nagro­bek wysta­wił mi Rodope”17.

Ulu­bio­nymi zwie­rzę­tami świata kla­sycz­nego były psy. Do naj­więk­szych, umow­nie zwa­nych molo­sami, nale­żały mastify o potęż­nej klatce pier­sio­wej. Pier­wot­nie hodo­wane do polo­wa­nia na dziki, nie­kiedy pil­no­wały domów, a cza­sem cią­gnęły wozy1. Do innych dużych ras nale­żał także pies „indyj­ski”, podobno powstały w wyniku skrzy­żo­wa­nia psa z tygry­sem (rzadka rasa, gdyż jak uwa­żano, tygrysy po sko­ja­rze­niu czę­sto poże­rały suki). Smu­kły i szybki pies goń­czy lakoń­ski, który polo­wał na jele­nie i zające, był przez długi czas główną rasą psów śred­niej wiel­ko­ści. Jed­nak w epoce rzym­skiej popu­lar­no­ścią pobił go rów­nie smu­kły i jesz­cze szyb­szy ver­tra­gus, przo­dek współ­cze­snego charta. Naj­bar­dziej znaną rasą psów małych był mal­tań­czyk – krót­ko­no­gie dłu­go­włose stwo­rze­nie, które ceniono za to, że mie­ściło się w torebce2. Nada­wane psom imiona zwy­kle odzwier­cie­dlały ich wygląd. Ogary molo­syj­skie i lakoń­skie otrzy­my­wały męskie imiona, takie jak Wojow­nik, Włócz­nik, Hura­gan. Z kolei pie­ski poko­jowe nazy­wano Muszką, Perełką czy Okrusz­kiem18.

Pies mal­tań­ski na rzym­skiej pły­cie nagrob­nej. Stela nagrobna Heleny, 150–200 n.e. J. Paul Getty Museum, Villa Col­lec­tion. Fot. dzięki uprzej­mo­ści Getty’s Open Con­tent Pro­gram

Wielu boga­tych Gre­ków i Rzy­mian trzy­mało po kilka mal­tań­czy­ków. Widać je na grec­kich wazach uwią­zane na smy­czy do sof swo­ich panów. W świe­cie rzym­skim mal­tań­czyki stały się mod­nym akce­so­rium dam z elity towa­rzy­skiej, które trzy­mały je w fał­dach tuniki. Czę­sto ich pupile były roz­pusz­czone jak dzia­dow­ski bicz: rzym­ski poeta opi­suje, jak pewna kocha­jąca wła­ści­cielka zamó­wiła por­tret swo­jej suczki imie­niem Panienka. Ulu­bione psy łow­cze także były roz­piesz­czone. W jed­nym ze swych dzieł grecki histo­ryk obszer­nie roz­wo­dzi się nad przy­mio­tami swo­jego charta, który leży obok niego, gdy autor pisze, i każ­dego dnia cho­dzi z nim do gim­na­zjonu. Alek­san­der Wielki nazwał mia­sto imie­niem swego wier­nego ogara Peri­tasa319.

Choćby były bar­dzo przy­wią­zane do swo­ich psów, zamożne rodziny zle­cały kar­mie­nie, spa­cery i całą opiekę nad nimi nie­wol­ni­kom i słu­żą­cym. Pewien sta­ro­żytny autor opi­suje, jak ponury sto­icki filo­zof zaopie­ko­wał się szcze­ka­ją­cym psem swo­jego patrona. Rezul­tat był komiczny – pies co rusz wplą­ty­wał się filo­zofowi w brodę. Psy zwy­kle kar­miono reszt­kami ze stołu i czer­stwym chle­bem, cho­ciaż pupile mogły otrzy­my­wać pie­czone psie sma­ko­łyki. Pomimo że wła­ści­ciele psów zda­wali sobie sprawę, że psy wyma­gają pew­nych zabie­gów medycz­nych – samce cza­sem kastro­wano – zapew­niali swym zwie­rza­kom jedy­nie szcząt­kową opiekę wete­ry­na­ryjną. Uwa­żali na przy­kład, że psa można wyle­czyć ze świerzbu, śpiąc co noc razem z nim4. Mimo to sta­ro­żytne psy żyły mniej wię­cej tyle samo co ich współ­cze­śni potom­ko­wie: według Ary­sto­te­lesa nie­które rasy doży­wały nawet dwu­dzie­stu lat20.

Koty były znacz­nie mniej popu­larne niż psy. Poja­wiły się w świe­cie kla­sycz­nym w Egip­cie, gdzie cie­szyły się sta­tu­sem zwie­rząt świę­tych i nale­żały do ubó­stwia­nych zwie­rząt domo­wych5. Jed­nakże Grecy i Rzy­mia­nie postrze­gali je raczej jako łow­ców szkod­ni­ków niż towa­rzy­szy. Mimo to w Rzy­mie aż do okresu cesar­skiego nawet do łowie­nia myszy czę­ściej wyko­rzy­sty­wano fretki lub oswo­jone węże. Nie­po­pu­lar­ność kotów można jed­nak tłu­ma­czyć masową obec­no­ścią oswo­jo­nych pta­ków w domach rzym­skiej elity21.

Jeden z grec­kich filo­zo­fów trzy­mał w domu gęś, która cho­dziła za nim krok w krok. Inny miał w zwy­czaju roz­ma­wiać ze swoją kuro­pa­twą. Bogaci Rzy­mia­nie trzy­mali pawie dla ich urody, sło­wiki i kosy dla śpiewu oraz kruki i papugi, bo umiały mówić. Szcze­gól­nie cenili papugi indyj­skie i szko­lili je w wita­niu gości i innych sztucz­kach. Grecki histo­ryk przez dwa­dzie­ścia lat miesz­kał z papugą, która umiała śpie­wać, tań­czyć i zwra­cać się do gości po imie­niu. Rzy­mia­nie uczyli także papugi chwa­lić i, co nie­uchronne, rów­nież prze­kli­nać cesa­rza. Czę­stą zabawą było upi­ja­nie tych pta­ków i nama­wia­nie ich do powta­rza­nia brzyd­kich słów. Wią­zało się to jed­nak z pew­nym ryzy­kiem, bo gdy papuga zaczy­nała kląć, lamen­to­wał pewien pisarz, trudno było jej prze­rwać.22

Nie­któ­rzy Grecy i Rzy­mia­nie ku prze­ra­że­niu innych Gre­ków i Rzy­mian za wszelką cenę chcieli trzy­mać w domu węże. Z zami­ło­wa­nia do węży sły­nął bez­li­to­sny cesarz Tybe­riusz. Podob­nie jak matka Alek­san­dra Wiel­kiego. Węże stały się popu­larne wśród rzym­skich ary­sto­kra­tów, któ­rzy kła­dli je sobie na ramio­nach i pod­czas uczt pozwa­lali im peł­zać po taler­zach6. Innymi nie­po­żą­da­nymi stwo­rze­niami były małpy (praw­do­po­dob­nie makaki ber­be­ryj­skie) trzy­mane w domach przez rzym­skich nota­bli, które pod­czas obiadu siały przy stole spu­sto­sze­nie23.

Naj­bar­dziej egzo­tyczne i impo­nu­jące zwie­rzęta trzy­mali cesa­rze. Do ich ulu­bio­nych nale­żały lwy. Domi­cjan zmu­sił raz sena­tora, któ­rego nie lubił, do walki ze swoim naj­bar­dziej zabój­czym lwem pała­co­wym (na nie­szczę­ście dla cesa­rza sena­tor był wytraw­nym myśli­wym i poko­nał bestię). Kara­kalli stale towa­rzy­szył lew o imie­niu Mie­czyk, któ­rego cesarz cały czas gła­skał, gdy sie­dział na tro­nie, jak czarny cha­rak­ter z fil­mów o Bon­dzie. Jeden z jego następ­ców lubił na przy­ję­ciach wypusz­czać dla żartu stado oswo­jo­nych i pozba­wio­nych kłów lwów na niczego nie­podej­rze­wa­ją­cych gości7. Innymi ulu­bio­nymi zwie­rzę­tami cesa­rzy były niedź­wie­dzie. Walen­ty­nian I miał dwie niedź­wie­dzice o imio­nach Złota Okru­szyna i Nie­win­ność, które trzy­mał w klatce obok swej sypialni i obfi­cie kar­mił więź­niami poli­tycz­nymi. Jego poprzed­nik o podob­nych upodo­ba­niach rze­komo oży­wiał atmos­ferę pod­czas uczt, rzu­ca­jąc męż­czyzn na pożar­cie swoim domo­wym niedź­wie­dziom8. Nie­któ­rzy cesa­rze mieli w swych pała­cach całe ogrody zoo­lo­giczne. Neron pozwo­lił sta­dom oswo­jo­nych i dzi­kich zwie­rząt wałę­sać się po tere­nie Zło­tego Domu, a któ­ryś z póź­niej­szych cesa­rzy trzy­mał podobno sło­nie, łosie, lwy, lam­party, tygrysy, żyrafy, hieny, hipo­po­tamy i samot­nego noso­rożca24.

Choć więk­szość zwie­rząt w cesar­skich mena­że­riach trudno nazwać zwie­rzątkami domo­wymi, nie­które były czymś wię­cej niż sym­bo­lami wła­dzy. Lew Kara­kalli na przy­kład spał w jego sypialni i przy­pusz­czal­nie pró­bo­wał go oca­lić przed śmier­cią w zama­chu. Walen­ty­nian tak lubił jedną ze swo­ich niedź­wie­dzic, że wypu­ścił ją na wol­ność w dzi­kim lesie. Cza­sami naj­lepsi przy­ja­ciele czło­wieka zja­dają jego wro­gów.

Pewien eks­cen­tryczny cesarz, kiedy chciał się prze­je­chać po swo­jej posia­dło­ści, podobno zaprzę­gał do rydwanu cztery psy. [wróć]

Psy te miały jesz­cze jedną poży­teczną cechę: gdy wła­ści­ciel cier­piał na nie­straw­ność, kazał psu umo­ścić się sobie na brzu­chu i dole­gli­wo­ści mijały jak ręką odjął. Sta­ro­żytny pies mal­tań­ski bar­dziej przy­po­mi­nał szpica minia­tu­ro­wego niż dzi­siej­szego mal­tań­czyka (z któ­rym nie jest bez­po­śred­nio spo­krew­niony). [wróć]

Pie­ski może były roz­pusz­czone, ale nie­zwy­kle wierne. Na początku I wieku pewien pies nie chciał opu­ścić zwłok swego pana ska­za­nego na śmierć za zdradę. Przy­no­sił mu nawet kawałki chleba. Kiedy ciało zdrajcy rzu­cono do Tybru, pies sko­czył za nim i sta­rał się utrzy­mać jego nos nad powierzch­nią wody. [wróć]

Co mogło skut­ko­wać jed­nie tym, że sam wła­ści­ciel nabawi się świerzbu. [wróć]

Kiedy w Alek­san­drii rzym­ski żoł­nierz przy­pad­kowo zabił kota, tłum Egip­cjan go zlin­czo­wał. [wróć]

Ponie­waż nie zacho­wały się szcze­gó­łowe opisy węży domo­wych, nie wia­domo, do jakiego nale­żały gatunku. Mogły to być na przy­kład nie­ja­do­wite i sto­sun­kowo łagodne węże czte­ro­pa­sia­ste. Jeśli opo­wia­da­nie o wiel­kim wężu, który połknął dziecko w Rzy­mie, jest czymś wię­cej niż tylko miej­ską legendą, to można sobie wyobra­zić, że jakiś lek­ko­myślny Rzy­mia­nin kupił sobie (a potem stra­cił) pytona siat­ko­wego z Indii. [wróć]

Kilku rzym­skich ary­sto­kra­tów także trzy­mało niedź­wie­dzie, ale więk­szość znie­chę­cały do tego wyso­kie koszty zwią­zane z ich kar­mie­niem i tre­so­wa­niem (tak w każ­dym razie suge­ruje poeta). [wróć]

Nie wszy­scy Rzy­mia­nie byli tak krwio­żer­czy. Pewien mło­dzie­niec umi­ło­wał sobie kur­czaczka imie­niem Roma. Inny lubił obser­wo­wać szcze­niaki doka­zu­jące z pro­sia­kami. [wróć]

4

Czy stosowali środki antykoncepcyjne?

Wzgó­rza wschod­niej Libii zro­sił kie­dyś czarny deszcz. Mówiono, że tam, gdzie spa­dły heba­nowe kro­ple, wyrósł syl­fion – wysoka i efek­towna roślina z czar­nymi korze­niami, poje­dyn­czą grubą łodygą i kępami zło­tych liści. A jak wkrótce odkryli miesz­kańcy Cyreny, pobli­skiej grec­kiej kolo­nii, miała ona wiele zasto­so­wań. Tuczyły się na niej miej­scowe owce1. Łodygi i liście syl­fionu, pokro­jone w kostkę i podane w occie, sta­no­wiły ozdobę wielu uczt, a jego kwiaty roz­ta­czały woń pach­ni­deł. Naj­cen­niej­szy był jed­nak sok. Poza tym, że popra­wiał smak każ­dego dania, miał wiele zasto­so­wań medycz­nych: usu­wał włosy, koił ból oczu, sta­no­wił główny skład­nik maści na uką­sze­nia, usu­wał bro­dawki, a także powstrzy­my­wał jątrze­nie się ran od zatru­tych strzał (i leczył wiele innych scho­rzeń). Poza tym sta­no­wił silny śro­dek anty­kon­cep­cyjny. Z tego powodu syl­fion upa­mięt­niano na mone­tach, opie­wano w pie­śniach i… ska­zano na wygi­nię­cie. Ostat­nią łodygę otrzy­mał Neron2526.

Jesz­cze zanim syl­fion wygi­nął, w świe­cie sta­ro­żyt­nym nie sto­so­wano środ­ków anty­kon­cep­cyj­nych na sze­roką skalę. Zde­cy­do­wana więk­szość wol­nych Gre­ków i Rzy­mian żyła w związ­kach mał­żeń­skich i powszech­nie uwa­żano, że celem mał­żeń­stwa jest spło­dze­nie dzieci. Pre­sję na pro­kre­ację potę­go­wała ogromna liczba cho­rób wieku dzie­cię­cego: pary, które ogra­ni­czały się do kil­korga dzieci, ryzy­ko­wały utratę wszyst­kich. W związku z tym więk­szość kobiet rodziła tak długo, jak tylko mogła, w odstę­pach wyzna­czo­nych przez okres wstrze­mięź­li­wo­ści sek­su­al­nej i kar­mie­nia pier­sią. Ponie­waż kobiety zwy­kle kar­miły dzieci mniej wię­cej przez dwa lata i zale­cano im, by w tym okre­sie uni­kały sto­sun­ków sek­su­al­nych (zgod­nie z teo­rią, że męskie nasie­nie w jakiś spo­sób psuje mleko matki), nawet bez sto­so­wa­nia środ­ków anty­kon­cep­cyj­nych zacho­dziły w ciążę naj­wy­żej co kilka lat27.

Łodyga syl­fionu przed­sta­wiona na mone­cie z Cyreny. Clas­sic Numi­sma­tic Group Inc. (www.cng­co­ins.com)

Jed­nak nie­które miały powody, by dra­stycz­niej ogra­ni­czyć swą płod­ność. Dla pro­sty­tu­tek, kobiet nie­za­męż­nych i nie­wol­nych dzieci sta­no­wiły cię­żar. Czę­sto rodzice żyli w tak prze­ra­ża­ją­cej bie­dzie, że nie chcieli mieć kolej­nej gęby do wykar­mie­nia. Z kolei na dru­gim końcu dra­biny spo­łecz­nej rodziny ary­sto­kra­tyczne nie chciały roz­drab­niać swo­jego bogac­twa i sta­tusu, poprze­sta­wały więc na jed­nym lub dwóch spad­ko­bier­cach.

Poza abs­ty­nen­cją naj­bar­dziej pod­sta­wową formą anty­kon­cep­cji była nie­co­dzienna wer­sja kalen­da­rzyka mał­żeń­skiego. Przy­jęto, że kobiety są naj­mniej płodne w poło­wie cyklu mie­siącz­ko­wego. Ale ponie­waż w rze­czy­wi­sto­ści jest to okres naj­więk­szej płod­no­ści, kobiety, które współ­żyły zgod­nie z tą kon­cep­cją, czę­sto zacho­dziły w ciążę. Więk­szą sku­tecz­ność miało powstrzy­my­wa­nie się od sto­sun­ków dopo­chwo­wych2. W nie­któ­rych wypad­kach można też było unik­nąć poczę­cia, sto­su­jąc sta­ro­modny coitus inter­rup­tus (sto­su­nek prze­ry­wany) – według jed­nego z auto­rów szcze­gól­nie sku­teczny, jeśli kobieta wstrzy­my­wała oddech28.

Nie ma dowo­dów na to, że sta­ro­żytni Grecy i Rzy­mia­nie uży­wali pre­zer­wa­tyw. Kobiety jed­nak powszech­nie sto­so­wały wkładki dopo­chwowe i czopki. Prak­tycz­nie wyko­rzy­sty­wały każdą sub­stan­cję, która zda­wała się prze­chwy­ty­wać czy schła­dzać nasie­nie lub w inny spo­sób utrud­niać jego poczy­na­nia. Do naj­bar­dziej popu­lar­nych nale­żały skórki gra­natu i małe gąbki nasą­czone ole­jem lub żywicą. Gdy para wolała mniej inwa­zyjną metodę, sma­ro­wała geni­ta­lia roz­gnie­cio­nymi jago­dami jałowca, żywicą cedrową lub oliwą. Podob­nie jak nie­które czopki, sub­stan­cje te miały rze­czy­wi­ście wła­ści­wo­ści anty­kon­cep­cyjne i mogły, przy­naj­mniej czę­ściowo, być sku­teczne. Można jed­nak podej­rze­wać, że nie­spe­cjal­nie zwięk­szały one dozna­nia ero­tyczne29.

Na sze­roką skalę sto­so­wano rów­nież środki doustne. Cho­ciaż nie­które miały posmak rudy mie­dzi lub piż­mowy aro­mat pie­czo­nych jąder mułów, więk­szość opie­rała się na wycią­gach roślin­nych zmie­sza­nych z wodą lub winem. Oprócz nie­od­ża­ło­wa­nego syl­fionu powszech­nym skład­ni­kiem anty­kon­cep­cyj­nych mik­stur był gro­szek kró­lew­ski, wierzba i dwie rośliny o suge­styw­nych nazwach: ośli ogó­rek i tobo­łek. Nie­które z tych wycią­gów, przyj­mo­wane w odpo­wied­nich daw­kach, mogły fak­tycz­nie dzia­łać. Nie spo­sób jed­nak tego powie­dzieć o amu­le­tach anty­kon­cep­cyj­nych noszo­nych przez wiele kobiet. Zawie­rały one wszystko, od wątroby łasicy po zawar­tość głowy wło­cha­tego pająka. Gdy wszystko inne zawio­dło, zawsze pozo­sta­wała magia. Jeden z magicz­nych spo­so­bów zapo­bie­ga­nia ciąży pole­gał na zła­pa­niu żaby, zmu­sze­niu jej do połknię­cia nasion zamo­czo­nych w krwi men­stru­acyj­nej i wypusz­cze­niu oszo­ło­mio­nego płaza z powro­tem na wol­ność30.

Kobieta, nawet zabez­pie­czona jądrami muła lub toboł­kiem, zaraz po sto­sunku mogła pod­jąć dodat­kowe środki ostroż­no­ści, aby unik­nąć ciąży. Uwa­żano, że męskie nasie­nie można zneu­tra­li­zo­wać, schła­dza­jąc je przez wypi­cie zim­nej wody zaraz po sto­sunku, znisz­czyć dawką sprosz­ko­wa­nego jądra bobra lub wyda­lić z macicy szyb­kimi i ener­gicz­nymi kich­nię­ciami331.

Ponie­waż greccy i rzym­scy leka­rze trak­to­wali poczę­cie jako pro­ces stop­niowy, nie widzieli róż­nicy mię­dzy anty­kon­cep­cją a tym, co nazwa­li­by­śmy przed­wcze­sną abor­cją. W ciągu pierw­szych kilku dni i tygo­dni po zapłod­nie­niu kobiety mogły pró­bo­wać zapo­biec zagnież­dże­niu się plem­ni­ków w macicy, jeż­dżąc powo­zem po wybo­istych dro­gach lub ska­cząc i kopiąc. Ale kiedy ten począt­kowy okres minął, abor­cja sta­wała się zarówno nie­do­pusz­czalna, jak i nie­bez­pieczna4. Her­baty zio­łowe nale­żały do naj­bez­piecz­niej­szych metod anty­kon­cep­cji, ale czopki – które jed­nak mogły uszko­dzić macicę – były sku­tecz­niej­sze. Metody chi­rur­giczne sto­so­wano tylko w osta­tecz­no­ści32.

W więk­szo­ści kobiety wolały unik­nąć nie­bez­pie­czeństw abor­cji i dono­siły ciążę. Po uro­dze­niu dziecka o jego losie decy­do­wał ojciec (lub, gdy cho­dziło o nie­wol­nicę, wła­ści­ciel matki)5. W wypadku zdro­wego i pra­wo­wi­tego potomka – zwłasz­cza płci męskiej – ojciec zwy­kle posta­na­wiał przy­jąć dziecko do rodziny. Ale jeśli nie chciał go uznać, los nowo­rodka sta­wał się nie­pewny: zazwy­czaj wyno­szono go nagiego na dwór i porzu­cano. Nie­ko­niecz­nie musiało to ozna­czać wyrok śmierci. Nie­mow­lęta czę­sto pod­rzu­cano w miej­scach publicz­nych, takich jak świą­ty­nie, gdzie miały dużą szansę, że ktoś się nimi zaopie­kuje6. Cza­sami zosta­wiano im grze­chotkę, pier­ścio­nek lub coś innego, co umoż­li­wiało ich póź­niej­szą iden­ty­fi­ka­cję. Dla dziecka jed­nak prze­ży­cie nie zawsze ozna­czało bło­go­sła­wień­stwo. Wiele gołych nowo­rod­ków zabie­rali han­dla­rze nie­wol­ni­ków i wycho­wy­wali na pro­sty­tutki lub żebra­ków. Tylko nie­wiele miało szczę­ście i tra­fiało na wycho­wa­nie do wol­nych rodzin33.

Podob­nie jak bru­tal­ność rzym­skiej areny i nie­ludzka insty­tu­cja sta­ro­żyt­nego nie­wol­nic­twa, porzu­ca­nie nie­mow­ląt to jesz­cze jeden objaw prze­pa­ści, jaka dzieli nas od świata kla­sycz­nego. Dla więk­szo­ści Gre­ków i Rzy­mian życie sta­no­wiło walkę, a posia­da­nie rodziny wyma­gało doko­ny­wa­nia trud­nych wybo­rów. To mogły być wykal­ku­lo­wane decy­zje, ale nie powin­ni­śmy zakła­dać, że były one łatwe.

Woło­wina i bara­nina ze zwie­rząt kar­mio­nych syl­fio­nem miała nie­zrów­nany smak, jed­nak kozy, które pasły się tam, gdzie rósł syl­fion, dosta­wały czkawki. [wróć]

Tyran Pizy­strat musiał ucie­kać z Aten po skan­dalu, który roz­pę­tał się, gdy wyszło na jaw, że upra­wiał z żoną seks analny. [wróć]

Jądra bobra były bar­dzo poszu­ki­wa­nym środ­kiem anty­kon­cep­cyj­nym. Według ludo­wych opo­wie­ści zago­niony bóbr, wie­dząc, dla­czego jest ści­gany, odgry­zał sobie jądra i rzu­cał je pod nogi myśli­wym. (Jeśli was to cie­kawi, powiem, że bobry wcale tak nie robią, a nawet gdyby chciały, nie mogłyby dosię­gnąć zębami swych jąder). [wróć]

Więk­szość sta­ro­żyt­nych leka­rzy uwa­żała, że płód nabiera ludz­kich cech mniej wię­cej po czter­dzie­stu dniach od poczę­cia. Pomimo kry­tyki w śro­do­wi­sku filo­zo­ficz­nym i lekar­skim prze­waż­nie akcep­to­wano prze­rwa­nie ciąży po tym ter­mi­nie, ale sytu­acja ule­gła zmia­nie w III wieku n.e., gdy cesarz wydał edykt zaka­zu­jący abor­cji. [wróć]

W Spar­cie ojco­wie pre­zen­to­wali swe nowo naro­dzone dzieci radzie star­szych. Zdrowe (takie, które na przy­kład prze­żyły kąpiel w winie) mogły być wycho­wy­wane. Te, które wyda­wały się cho­ro­wite, porzu­cano na śmierć w odle­głych doli­nach. [wróć]

Nowo­rodki porzu­cano na obrze­żach miast, czę­sto na wysy­pi­skach śmieci. Cza­sami zna­le­zione tam dzieci otrzy­my­wały takie imiona jak Ster­co­rius „Gów­niarz”, które nada­wali im pozba­wieni polotu wybawcy. [wróć]

5

Czy mieli szansę przeżyć operację?

Strzała była pra­wie na metr długa i zakoń­czona usia­nym zadzio­rami gro­tem wiel­ko­ści pugi­nału. Migo­cząc na tle mie­dzia­nego nieba, ze świ­stem prze­cięła uno­szący się w powie­trzu pył, musnęła kra­wędź pozła­ca­nej tar­czy i prze­biła napier­śnik Alek­san­dra. Zdo­bywca krzyk­nął i upadł. Linie wroga się zachwiały, a gdy jego ludzie rzu­cili się naprzód, przy­boczni Alek­san­dra odcią­gnęli go do tyłu, sapią­cego i ocie­ka­ją­cego krwią. Kiedy odcięto mu napier­śnik, odkryto, że strzała prze­biła mostek i dra­snęła płuco. Wbity w kość grot nie dawał się ruszyć. Według jed­nego z prze­ka­zów ochro­niarz Alek­san­dra wydłu­bał strzałę szty­chem mie­cza. Więk­szość sta­ro­żyt­nych auto­rów przy­pi­sy­wała jed­nak zasługę ura­to­wa­nia Alek­san­dra jego leka­rzowi, który naciął skórę, wycią­gnął grot i zata­mo­wał krwo­tok34.

Alek­san­der, szczę­ściarz jak zwy­kle, prze­żył. Wielu Gre­ków i Rzy­mian, któ­rzy pod­dali się ope­ra­cjom chi­rur­gicz­nym, miało mniej szczę­ścia. Ponie­waż sta­ro­żytni leka­rze nie mieli poję­cia o zaraz­kach, nie ste­ry­li­zo­wali narzę­dzi chi­rur­gicz­nych. Sek­cja zwłok była zaka­zana i leka­rze mieli raczej wyryw­kowe poję­cie o ludz­kiej ana­to­mii1. Bar­dziej skru­pu­latni sta­rali się zre­kom­pen­so­wać ów brak wie­dzy, prze­pro­wa­dza­jąc sek­cje zwie­rząt – wielki Galen badał małpy człe­ko­kształtne, świ­nie, kozy, stru­sie, a przy­naj­mniej raz wyko­nał sek­cję sło­nia2. Ale nawet on ni­gdy nie badał ludz­kich zwłok i zazdro­ścił leka­rzom bio­rą­cym udział w cesar­skich kam­pa­niach, któ­rzy oka­zjo­nal­nie mogli roz­kra­wać zwłoki bar­ba­rzyń­ców35.

Galen nale­żał do leka­rzy cele­bry­tów – ludzi o wyso­kiej pozy­cji spo­łecz­nej, wyga­da­nych i obse­syj­nie ambit­nych, któ­rzy zaspo­ka­jali potrzeby medyczne boga­tych i sław­nych. To oni wypo­wia­dali się za i prze­ciw mod­nym kura­cjom, wyzy­wali się na chi­rur­giczne poje­dynki, rywa­li­zo­wali ze sobą na festi­wa­lach i od czasu do czasu poda­wali sobie tru­ci­znę3. Więk­szość leka­rzy obra­cała się w niż­szych krę­gach spo­łecz­nych. W Rzy­mie czę­sto byli to wyzwo­leńcy spe­cja­li­zu­jący się w wyry­wa­niu zębów lub usu­wa­niu kamieni z pęche­rza moczo­wego. Pomimo braku for­mal­nego wykształ­ce­nia medycz­nego – nie ist­niała insty­tu­cja przy­zna­jąca tytuły lekar­skie – nie­któ­rzy mieli cał­kiem wyso­kie kwa­li­fi­ka­cje. Spora część nie miała jed­nak żad­nych. Na wielu nagrob­kach, jak twier­dził rzym­ski pisarz, wid­niał napis: „Zabiła mnie banda leka­rzy”36.

Mimo że na rynku dzia­łało wielu szar­la­ta­nów, nie­któ­rzy sta­ro­żytni leka­rze potra­fili sto­so­wać wyra­fi­no­wane pro­ce­dury chi­rur­giczne. Wiele z narzę­dzi, któ­rymi się posłu­gi­wali, ma swoje odpo­wied­niki we współ­cze­snej chi­rur­gii: sondy, skal­pele, klesz­cze, a nawet strzy­kawka znana jako eks­trak­tor ropy. Pra­co­wali jed­nak w pry­mi­tyw­nych warun­kach. Cho­ciaż cza­sami poda­wali zio­łowe środki uspo­ka­ja­jące, takie jak sok z man­dra­gory lub maku, pacjenci pozo­sta­wali przy­tomni nawet pod­czas naj­bar­dziej bole­snych zabie­gów. Dobrego chi­rurga – jak bez­tro­sko zauwa­żył pewien sta­ro­żytny autor – cha­rak­te­ry­zuje to, że jest nie­czuły na okrzyki bólu. Nic dziw­nego, że sta­ro­żytni chi­rur­dzy sta­rali się skoń­czyć ope­ra­cję naj­szyb­ciej, jak to tylko było moż­liwe. Gdy już skoń­czyli kroić, brzegi rany spi­nali lub zszy­wali i sma­ro­wali żywicą lub mio­dem (które, jak dziś wiemy, mają łagodne wła­ści­wo­ści anty­sep­tyczne). Na nie­które rany nakła­dano wil­gotne szmatki, inne ban­da­żo­wano lnia­nym płót­nem437.

Chi­rur­dzy czę­sto otrzy­my­wali wezwa­nia do lecze­nia ran bitew­nych. Choć dowody na ist­nie­nie medy­cyny woj­sko­wej można zna­leźć już w Ilia­dzie, naj­wię­cej wiemy o leka­rzach słu­żą­cych w rzym­skiej armii cesar­skiej, jedy­nej armii w świe­cie sta­ro­żyt­nym, która miała wła­sny per­so­nel medyczny i szpi­tale. Ran­nymi w bitwie żoł­nie­rzami zaj­mo­wali się pobież­nie jesz­cze na polu walki medycy przy­dzie­leni do poszcze­gól­nych pod­od­dzia­łów, a następ­nie – w miarę moż­li­wo­ści – wszech­stron­niej­szą opiekę medyczną zapew­niali im leka­rze legio­nowi. Rany kłute i cięte czy­ścili, kau­te­ry­zo­wali i ban­da­żo­wali. Strzały wyry­wali klesz­czami i pod­wa­żali egzo­tycz­nym instru­men­tem zwa­nym „łyżką Dio­klesa” lub (jeśli wbiły się głę­boko w ramię lub w nogę) wypy­chali je cien­kim prę­tem przez prze­ciętą skórę na drugą stronę koń­czyny. Tak samo postę­po­wali z zatru­tymi strza­łami, ale sta­rali się robić to jak naj­szyb­ciej5. Oło­wiane kule mio­tane z procy, które mogły się wbić rów­nie głę­boko jak strzała, luzo­wali i wycią­gali son­dami. Zmiaż­dżone koń­czyny odci­nali6. O dziwo wielu prze­ży­wało takie pry­mi­tywne lecze­nie. Kie­dyś na przy­kład strzała tra­fiła rzym­skiego żoł­nie­rza w twarz mię­dzy nosem a pra­wym okiem i prze­szła na wylot przez głowę, tak że jej czu­bek wysta­wał z karku. Nie­wia­ry­godne, ale lekarz woj­skowy wyrwał mu strzałę z szyi, nie zabi­ja­jąc go ani nawet (podobno) nie kale­cząc, gdyż po jego inter­wen­cji nie została żadna bli­zna38.

Na cywi­lach leka­rze prze­pro­wa­dzali raczej nie­wiel­kie zabiegi. Naj­czę­ściej wyry­wali zęby. Cho­ciaż Grecy i Rzy­mia­nie sto­so­wali do czysz­cze­nia zębów proszki den­ty­styczne i wyka­łaczki, próch­nica i tak się sze­rzyła. Tylko bogaci mogli sobie pozwo­lić na złote korony i mostki den­ty­styczne; dla wszyst­kich innych sto­ma­to­lo­gia ozna­czała szczypce i wyry­wa­nie. Usu­wa­nie żyla­ków, naj­le­piej potwier­dzona pla­nowa ope­ra­cja w świe­cie antyku, nale­żało do jesz­cze mniej przy­jem­nych, ponie­waż każde pato­lo­giczne naczy­nie nale­żało wyciąć lub zamknąć. Cyce­ron twier­dził, że pierw­szy zniósł ten zabieg bez unie­ru­cho­mie­nia. Mniej powszechne zabiegi kosme­tyczne obej­mo­wały zmniej­sze­nie piersi u męż­czyzn i pry­mi­tywną formę lipo­suk­cji39.

Spo­ra­dycz­nie tylko wyko­ny­wano tre­pa­na­cję czaszki – wyci­na­nia jej cho­rych lub uszko­dzo­nych frag­men­tów – która nale­żała do naj­po­waż­niej­szych zabie­gów. Źró­dła szcze­gó­łowo opi­sują tę pro­ce­durę. Naj­pierw pacjen­towi usu­wano skórę z głowy, odsła­nia­jąc czaszkę. Wokół doce­lo­wego obszaru wier­cono otworki, a mostki kostne pomię­dzy nimi wybi­jano dłu­tem (zale­cano zatkać pacjen­towi uszy, aby nie sły­szał odgło­sów odpry­ski­wa­nia i pęka­nia kości). Poła­mane frag­menty ostroż­nie usu­wano, czę­sto spe­cjal­nym narzę­dziem chro­nią­cym mem­branę opo­nową mózgu. Następ­nie brzegi otworu wygła­dzano, a ranę pokry­wano wełną nasą­czoną ole­jem lub pla­strami ścią­ga­ją­cymi. Po wszyst­kim pacjent mógł pokuś­ty­kać do domu40.

Część pacjen­tów prze­ży­wała tre­pa­na­cję czaszki, a jeśli umie­rali, to naj­czę­ściej z powodu infek­cji, do któ­rej czę­sto docho­dziło przy poważ­nych ope­ra­cjach. Na przy­kład jeden z synów Marka Aure­liu­sza zmarł wkrótce po usu­nię­ciu naro­śli na szyi. Jeden z póź­niej­szych cesa­rzy zmarł na sku­tek infek­cji po ope­ra­cji usu­nię­cia kamieni w pęche­rzu moczo­wym. Mimo to zacho­wały się opisy nie­bez­piecz­nych ope­ra­cji, które się powio­dły. Galen ura­to­wał kie­dyś gla­dia­tora, któ­remu wypa­dły nie­mal całe wnętrz­no­ści7. Póź­niej doko­nał jesz­cze bar­dziej impo­nu­ją­cego wyczynu, usu­wa­jąc mostek nad biją­cym ser­cem nie­wol­nika. Ale Galen – jak sam dobrze wie­dział – był wyjąt­kowy. Inwa­zyjne zabiegi, nawet prze­pro­wa­dzane przez naj­lep­szych leka­rzy, czę­sto musiały się skoń­czyć śmier­cią pacjenta. Wielu Gre­ków i Rzy­mian podzie­lało opi­nię poety, który żar­to­wał, że jego lekarz w końcu odkrył swe praw­dziwe powo­ła­nie i został przed­się­biorcą pogrze­bo­wym41.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Od czasu do czasu jed­nak prze­pro­wa­dzano sek­cje ludz­kich zwłok. Przez krótki czas leka­rze w hel­le­ni­stycz­nej Alek­san­drii mogli nawet doko­ny­wać wiwi­sek­cji prze­stęp­ców. [wróć]

Galen czę­sto publicz­nie demon­stro­wał swoje umie­jęt­no­ści w zakre­sie wyko­ny­wa­nia sek­cji i wiwisek­cji. Bywało, że pytał publicz­ność, którą część ciała powi­nien w następ­nej kolej­no­ści wypre­pa­ro­wać. [wróć]

Na jed­nym z „festi­wali medycz­nych” w Efe­zie zor­ga­ni­zo­wano zawody w pro­jek­to­wa­niu nowych lub ulep­szo­nych narzę­dzi chi­rur­gicz­nych, dia­gno­zo­wa­niu cho­rób na pod­sta­wie stu­dium przy­padku i prze­pro­wa­dza­niu ope­ra­cji na żywo. [wróć]

Ist­niało wiele tech­nik i sty­lów ban­da­żo­wa­nia ran, a nie­które miały barwne nazwy, takie jak „oczko” lub „kró­lik z dłu­gimi uszami”. [wróć]

Pewien autor jako odtrutkę zale­cał psią krew. [wróć]

Jeden z żoł­nie­rzy rzym­skich, dwa­dzie­ścia trzy razy ranny w bitwie, miał nie­sprawne wszyst­kie cztery koń­czyny. Nie­zra­żony tym kazał odciętą prawą dłoń zastą­pić żela­znym pazu­rem i dalej peł­nił zaszczytną służbę. [wróć]

Galen pisze, że męż­czy­zna prze­żył, ale do końca życia było mu zimno. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Przy­pis na temat przy­pi­sów Gdzie to było moż­liwe, sta­ra­łem się cyto­wać źró­dła pier­wotne. Dzięki magii Inter­netu dzieła więk­szo­ści głów­nych auto­rów kla­sycz­nych są na wycią­gnię­cie kla­wia­tury, czę­sto w dobrych (i dar­mo­wych) tłu­ma­cze­niach na język angiel­ski. Spró­buj je odkryć dla wła­snej korzy­ści. Cyto­wane pozy­cje są przed­sta­wione za pomocą tajem­ni­czych skró­tów, jakie uwiel­biają eks­perci od sta­ro­żyt­no­ści. Ale nie bój się! Tam, gdzie to moż­liwe, są zgodne z kon­wen­cją obo­wią­zu­jącą w Oxford Clas­si­cal Dic­tio­nary, który jest dostępny w sieci pod adre­sem: https://oxfor­dre.com/clas­sics/page/abbre­via­tion-list/#l [link mar­twy]. [wróć]

Śmier­telne broszki i szpile: Hdt. 5.87. [wróć]

Helio­ga­bal: Hdn. 5.3.6. Pro­wo­ka­cja poli­cyjna Nerona: Suet., Ner. 32.3. Usta­wo­daw­stwo w spra­wie pur­pu­ro­wego jedwa­biu: Cod. Iust. 4.40, 11.9.3; Cod. Theod. 10.21.3. Stroje Kali­guli: Suet., Calig. 52. Kom­mo­dus: Hdn. 1.14.8; Cass. Dio 73.17.4. Spodnie Per­sów: np. Eur., Cyc. 182; Ar., Vesp. 1087. Rzy­mia­nie na temat bar­ba­rzyń­ców z Pół­nocy: np. Ov., Tr. 4.6.47. [wróć]

Poja­wie­nie się spodni w rzym­skiej armii patrz Gra­ham Sum­ner, RomanMili­tary Dress (History Press, 2009), 177–187. Spodnie i peruka: Hdn. 4.7.3. [wróć]

Zakaz nosze­nia spodni: Cod. Theod. 14.10.2–3. Sena­to­rzy wkła­dają spodnie: Const. Porph., De admin. imp. 91; por. Joh. Lydus, Mag. 1.17. [wróć]

Kostium kąpie­lowy: Mart. 3.87.3. Bikini: np. Mart. 7.67.4. Teo­dora: Pro­cop., Anec. 9.20–21. Bie­li­zna pod tuniką: Mart. 11.99. Nie­atrak­cyjny duży biust: np. Sor., Gyn. 2.15. Spłasz­cza­nie piersi: Ter., Eun. 313–17; Mart. 14.66; por. Ovid, Ars am. 3.274. Draż­nie­nie męża: Ar., Lys. 931–32. Opa­ski na piersi jako kie­sze­nie: Ovid, Ars am. 3.621 (listy); Ap. Rhod., Argon. 3.867–68 (tru­ci­zna). Lecze­nie bólu głowy: Plin., HN 28.76. [wróć]

Kąpie­lówki: Mart. 7.35.1. Prze­pa­ska bio­drowa pod togą: np. Asc., Scaur. 25. Nie­zna­jomy obnaża się przed świę­tym: Sulp. Sev., Dial. 3.14. [wróć]

Hadrian stara się zakryć ślady po trą­dziku: SHA, Hadr. 26.1. [wróć]

Broda Nerona: Suet., Nero 12. [wróć]

Wąsy nie­le­galne w Spar­cie: Plut., Cleom. 9. Alek­san­der wpro­wa­dza modę na gole­nie się: Ath. 13.565A (Alek­san­der podobno kazał też wła­snym ludziom się ogo­lić): Plut., Thes. 5.4. [wróć]

Zakaz gole­nia bród: Ath. 13.565C–D. Kocha­jący brodę filo­zof: Arr., Epict. diss. 1.2.29. Filo­zof odwie­dza mia­sto: Dio Chrys., Or. 36.17. [wróć]

Scy­pion się goli: Plin., HN 7.211. Cezar: Suet., Caes. 45. August: Suet., Aug. 79. [wróć]

Klienci wydy­mają policzki: Ar., Thesm. 218–21. Goli­brody upusz­czają krew: np. Mart. 11.84. Paję­czyny: Plin., HN 29.14. [wróć]

Tyrań­ska łupina orze­cha: Cic., Tusc. 5.20. [wróć]

Gole­nie nóg przed randką: Ov., Ars. am. 3.194. Depi­la­cja bikini woskiem: np. Ar., Eccl. 65–67; Plin., HN 29.26. Dio­ni­zos obna­żacz: Clem. Alex., Pro­trep. 2.37. [wróć]

Otton: Suet., Otho 12. Filo­zo­ficzna nie­zgoda na gole­nie się, np. Dio Chrys. 33.63; Arr., Epict. diss. 3.1.26–9. Debata na temat usu­wa­nia wło­sów: Phi­lostr., VS 536. Gole­nie pod pachami – tak, nóg – nie: Sen., Ep. 114.14. Wysku­by­wa­nie wło­sów pod pachami w łaź­niach: Sen., Ep. 56.2; Juv. 11.156–58. [wróć]

Rein­hold Mer­kel­bach, Josef Stau­ber, Ste­ine­pi­gramme aus dem grie­chi­schen Osten (Teub­ner, 2004), nr 18/01/28. Sar­ko­fag można zoba­czyć w Muzeum Arche­olo­gicz­nym w Anta­lyi. [wróć]

Psy cią­gnące rydwan: SHA, Helio­gab. 28.1. Psy indyj­skie spo­krew­nione z tygry­sami: Arist., Hist. an. 8.27. Mal­tań­czyki leczące nie­straw­ność: Plin., HN 30.43. [wróć]

Por­tret Panienki: Mart. 1.109. Chart histo­ryka: Arr., Cyn. 5.1–6. Peri­tas: Plut., Alex. 61.3. Wierny pies: Plin., HN 8.144–45. [wróć]

Filo­zof i pies: Lucian, Merc. Cond. 32–34. Kastro­wa­nie psów: Varro, Rust. 3.9.3. Lek na świerzb: Arr., Cyn. 9.2. Dłu­gość życia psa: Arist., Hist. an. 6.20. [wróć]

Lincz na żoł­nie­rzu: Diod. Sic. 1.83. [wróć]

Gęś filo­zofa: Ael., NA 7.41. Kuro­pa­twa: Porph., Abst. 3.4. Papuga histo­ryka: Phot., Bibl. 80. Niech żyje Cezar: np. Plin., HN 10.42. Pijane papugi: Arist., Hist. an. 8.14; Plin., HN 10.117. Ni­gdy nie ucz papugi prze­kli­nać: Apul., Flor. 12. [wróć]

Wąż Tybe­riu­sza: Suet., Tib. 72. Matka Alek­san­dra Wiel­kiego: Plut., Alex. 2.6. Węże na ramio­nach: Mart. 7.87.7. Węże na sto­łach: Sen., Ira 2.31. Pyton w Rzy­mie: Plin., HN 8.37. Domowe małpki sieją spu­sto­sze­nie: np. Cass. Dio 50.8. [wróć]

Sena­tor zabija lwa: Cass. Dio 67.14. Mie­czyk: Cass. Dio 79.7. Lwy na przy­ję­ciu: SHA, Helio­gab. 21, 25. Dro­gie kar­mie­nie lwa: Juv. 7.75–77. Złota Okru­szyna i Nie­win­ność: Amm. Marc. 29.3.9. Niedź­wie­dzie na uczcie: Lac­tant., De mort.pers. 21.5–6. Kur­czak imie­niem Roma: Pro­cop., Vand. 3.2.25–26. Szcze­niaki i pro­siaki: SHA, Alex. Sev. 41.5. Zwie­rzęta w Zło­tym Domu: Suet., Nero 31.1. Mena­że­rie póź­niej­szych cesa­rzy: SHA, Gord. 33.1. [wróć]

Tak w każ­dym razie twier­dzi jeden z ówcze­snych pisa­rzy. Z innych źró­deł wynika, że syl­fion prze­trwał nieco dłu­żej, a nie­któ­rzy uczeni opty­mi­stycz­nie twier­dzą, że wciąż może kwit­nąć w odlud­nych doli­nach Libii. [wróć]

Wła­ści­wo­ści syl­fionu: Diosc., Mat. Med. 3.82–84; Plin., HN 19.38–46, 22.100–106; Sor., Gyn. 1.63. [wróć]

Nasie­nie psuje mleko matki: np. Sor., Gyn. 2.12.19. [wróć]

Pizy­strat: Hdt. 1.61. Wstrzy­my­wa­nie odde­chu: Sor., Gyn. 1.20. [wróć]

Skórki i gąbki, Sor, Gyn. 1.62. Jagody i żywice: Plin., HN 24.11, 18. [wróć]

Ruda mie­dzi: Hip­poc., Mul. 1.76. Jądra muła: Aet 16.17. Głowa pająka: Plin., HN 29.85, PGM 36.320. [wróć]

Zimna woda i zaklę­cie żaby, Sor, Gyn. 1.20. Jądra bobra: Diosc., Mat. Med. 2.24. Bóbr odgryza sobie jądra: Ael., NA 6.34. [wróć]

Jazda po wybo­jach: Plin., HN 7.42. Pod­ska­ki­wa­nie: Hip­poc., Nat. puer. 13. Nie­le­galna abor­cja: Dig. 48.8.8. [wróć]

Nie­mow­lęta w Spar­cie: Plut., Lyc. 16.1. [wróć]

Ten epi­zod można zna­leźć w każ­dym stan­dar­do­wym opra­co­wa­niu na temat życia Alek­san­dra: np. Arr., Anab. 6.10–11; Plut., Alex. 63. [wróć]

Sek­cja sło­nia: Gal., AA 7.10; UP 4.9. Sek­cje bar­ba­rzyń­ców: Gal., Comp. Med. Loc. 13.604K. [wróć]

Zimna woda jako lekar­stwo: Plin., HN 29.10. Tru­jący sie­bie nawza­jem leka­rze: Gal., Praen. 14.623K. Festi­wal w Efe­zie: IvE 1162. Banda leka­rzy: Plin., HN 29.11. [wróć]

Eks­trak­tor ropy: Heron, Pneum. 2.18. Man­dra­gora jako śro­dek uspo­ka­ja­jący: Plin., HN 25.150. Lekarz nie­czuły na krzyki pacjenta: Cel­sus, Med. 7. Pref. 4. Żywica do ran: Plin., HN 24.35. Kró­lik z dłu­gimi uszami: Gal., Fasc. 18A.777K. [wróć]

Medycy u Homera: np. Il. 4.219f. „Łyżka Dio­klesa”: Cel­sus, Med. 7.5.3. Psia krew: Plin., HN 29.58. Kula wystrze­lona z procy: Cel­sus, Med. 7.5.4; Paul. Aeg. 6.88. Żela­zny pazur: Plin., HN 7.104–5. Żoł­nierz z prze­strze­loną szyją: Pro­cop., Goth. 6.2. [wróć]

Usu­nię­cie żyla­ków u Cyce­rona: Cic., Tusc. 2.53. Zmniej­sza­nie piersi: Paul. Aeg. 6.46. Lipo­suk­cja: Plin., HN 11.213. [wróć]

Tre­pa­na­cja czaszki: Cel­sus, Med. 8.3. Zaty­ka­nie uszu: Paul. Aeg. 6.90.5. Pla­ster na głowę: Gal., Meth. Med. 6.6. [wróć]

Syn Marka Aure­liu­sza: SHA, Marc. 21.3. Cesarz z kamie­niami w pęche­rzu moczo­wym: Joh. Eph., HE 3.6. Gla­dia­tor, któ­remu wypa­dły wnętrz­no­ści: Gal., UP 4.9. Usu­nię­cie mostka: Gal., AA 7.13. Lekarz przed­się­biorcą pogrze­bo­wym: Mart. 1.30. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: Naked Sta­tues, Fat Gla­dia­tors, and War Ele­phants

Trans­la­ted from the English Lan­gu­age edi­tion of Naked Sta­tues, Fat Gla­dia­tors, and War Ele­phants, By Gar­rett Ryan ori­gi­nally publi­shed by an imprint of The Row­man & Lit­tle­field Publi­shing Group, Inc.,

Copy­ri­ght © 2021 by Gar­rett Ryan. Trans­la­ted into and publi­shed in the Polish lan­gu­age by arran­ge­ment with Row­man & Lit­tle­field Publi­shing Group, Inc.

All rights rese­rved

No part of this book may be repro­du­ced or trans­mit­ted in any form or by any means elec­tro­nic or mecha­ni­cal inc­lu­ding pho­to­co­py­ing, reprin­ting, or on any infor­ma­tion sto­rage or retrie­val sys­tem, without per­mis­sion in wri­ting from Row­man & Lit­tle­field Publi­shing Group.

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2022

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Grze­gorz Dziam­ski

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Urszula Gireń

Ilu­stra­cja na okładce

Anto­nov Maxim / Shut­ter­stock

Vec­tor­Plot­ni­koff / Shut­ter­stock

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Nagie posągi, brzu­chaci gla­dia­to­rzy i sło­nie bojowe, wyd. I, Poznań 2023)

ISBN 978-83-8338-701-7

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer