Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
NADCHODZI IMPERIALNA ROSJA to realistyczne spojrzenie na obronne zdolności Polski i naszych sojuszników na Starym Kontynencie. Autor przestrzega przed nadmierną ufnością wobec Ameryki, najpotężniejszego i bodaj jedynego do tej pory gwaranta naszego bezpieczeństwa w tej części świata. Być może powinniśmy się dziś poważnie zastanowić na trwałością tego aliansu i tego wsparcia, zwłaszcza w kontekście rewolucji w polityce zagranicznej USA pod rządami Donalda Trumpa. Skrętu w kierunku koncertu mocarstw, w którym o globalnym porządku decydują Waszyngton, Moskwa i Pekin, nie zaś "pomniejsi aktorzy" i "mniej ważne narody".
Książka Arkadiusza Siwko trafnie identyfikuje współczesne wyzwania dla bezpieczeństwa Polski. Przedstawione w niej propozycje reformy sektora bezpieczeństwa i obrony powinny stać się przedmiotem debaty publicznej ponad podziałami politycznymi.JACEK CZAPUTOWICZ
To nie jest książka dla ludzi o słabych nerwach. Jednak, jak to zwykle bywa z dobrymi, wciągającymi thrillerami, trudno się od niej oderwać. Arkadiusz Siwko namalował obraz ponury, momentami przerażający, lecz prawdziwy. Obraz neoimperialnej Rosji, która chce odbudować swoje strefy wpływów w swoim najbliższym i nieco dalszym otoczeniu, oraz nakreślił sylwetkę gnuśnej Europy, która do konfrontacji z Putinowską Rosją nie jest przygotowana, ani mentalnie, ani tym bardziej dosłownie, w sensie militarnym. Stephen King, John le Carr i Tom Clancy w jednym. Tyle że, niestety, nie mówimy o literackiej fikcji.MAREK MAGIEROWSKI
Arkadiusz Siwko precyzyjnie opisuje co Polska powinna zrobić aby odstraszyć Rosję i powstrzymać jej siły zbrojne, jeśli Kreml zdecyduje się na atak. Z diagnoz Autora wyłania się obraz sytuacji w której się znaleźliśmy. Polska nie jest gotowa do odparcia rosyjskiej agresji a nasi sojusznicy nie będą w stanie przyjść nam z pomocą. Tym bardziej książka ta jest potrzebna, bo musimy wiedzieć co robić.MAREK BUDZISZ
Autor przez wiele lat pracował w instytucjach państwa i w sektorze obronnym. Jego pierwsza książka jest więc zarówno owocem wiedzy, jak i doświadczenia. Przemyślana przestroga i rekomendacje warte przemyślenia.MAREK JUREK
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 357
Projekt okładki, stron tytułowych i layoutu
Robet Kempisty
Zdjęcie autora
archiwum Arkadiusza Siwko
Korekta i redakcja
Barbara Manińska
Skład i łamanie wersji do druku
Gabriela Rzeszutek
Dyrektor wydawniczy
Maciej Marchewicz
ISBN 978-83-68123-47-0
© Copyright by Arkadiusz Siwko
© Copyright for Zona Zero, Warszawa 2025
Wydawca
Zona Zero Sp. z o.o.
ul. Łopuszańska 32
02-220 Warszawa
tel. 22 836 54 44, 22 877 37 35
faks 22 877 37 34
e-mail: [email protected]
Przygotowanie wersji elektronicznej
Epubeum
„…trzeba myśleć o Polsce i starać się Polsce pomagać. Każde inne myślenie na temat Polski jest myśleniem nie-Polaka, jest myśleniem dozorcy niewolników i głupca”.
Marek Hłasko Piękni dwudziestoletni.
To nie jest książka dla ludzi o słabych nerwach. Jednak, jak to zwykle bywa z dobrymi, wciągającymi thrillerami, trudno się od niej oderwać.
Arkadiusz Siwko namalował obraz ponury, momentami przerażający, lecz prawdziwy. Obraz neoimperialnej Rosji, która chce odbudować swoje strefy wpływów w swoim najbliższym i nieco dalszym otoczeniu. Nakreślił też sylwetkę gnuśnej Europy, która do konfrontacji z putinowską Rosją nie jest przygotowana ani mentalnie, ani tym bardziej dosłownie, w sensie militarnym. Stephen King, John le Carré i Tom Clancy w jednym. Tyle że, niestety, nie mówimy o literackiej fikcji.
Europa miota się dziś między przekonaniem, że Federacja Rosyjska jest państwem słabym, skostniałym gospodarczo i zacofanym technologicznie oraz obawą, iż mamy do czynienia z brutalnym, pozbawionym skrupułów graczem, który nie powstrzyma się przed użyciem żadnych środków, aby osiągnąć swoje geopolityczne cele. Rządzonym twardą ręką przez dawnego kagebistę, niewyznającego żadnych wartości, poza wiarą we własną polityczną siłę i niemal nieograniczoną władzę.
Autor zachęca nas do realistycznego spojrzenia na obronne zdolności Polski i naszych sojuszników na Starym Kontynencie. I przestrzega przed nadmierną ufnością wobec Ameryki, najpotężniejszego i bodaj jedynego do tej pory gwaranta naszego bezpieczeństwa w tej części świata. Być może powinniśmy się dziś poważnie zastanowić na trwałością tego aliansu i tego wsparcia, zwłaszcza w kontekście rewolucji w polityce zagranicznej USA pod rządami Donalda Trumpa. Skrętu w kierunku koncertu mocarstw, w którym o globalnym porządku decydują Waszyngton, Moskwa i Pekin, nie zaś „pomniejsi aktorzy” i „mniej ważne narody”.
47 prezydent USA darzy mocarstwa najwyraźniej większym szacunkiem i jest gotów do daleko idących koncesji w stosunku do państw dotychczas uznawanych za nieprzyjazne, jeśli nie wrogie. O Władimirze Putinie czy Xi Jinpingu wypowiada się zazwyczaj ze sporą dozą nieukrywanego podziwu, co raczej nie zdarza mu się, gdy mówi o szefie kanadyjskiego rządu Justinie Trudeau, pani premier Danii Matte Frederiksen czy politykach niemieckich. Do ulubionego sloganu Donalda Trumpa, „Make America Great Again” można by dorzucić: „…and the Rest Smaller”. Ameryka ma być Pierwsza, Największa, reszta zaś, ujmując rzecz kolokwialnie, nie ma nic do gadania.
Po raz pierwszy od przystąpienia Polski do NATO stoimy w obliczu perspektywy naruszenia transatlantyckiej architektury bezpieczeństwa. Z konsekwencjami, które mogą się okazać dla Polski nader bolesne. Osłabione gwarancje ze strony USA, republikańska administracja jawnie wspierająca skrajnie prawicową i prorosyjską AfD za naszą zachodnią granicą, Rosja zrzucająca (także dzięki wyciągniętej dłoni Donalda Trumpa) brzemię pariasa oraz zagubiona, sparaliżowana i bezsilna Europa. W takich okolicznościach zapewne przyjdzie nam funkcjonować w najbliższych latach.
Wybuch wojny na Ukrainie stanowił wyraźną cezurę w europejskim myśleniu o polityce bezpieczeństwa i traktowaniu Rosji jako „partnera”. Państwa niedemokratycznego, rewizjonistycznego, ale jednak ważnego dla dostawy surowców i atrakcyjnego rynku dla zachodnich gospodarek. Polska (a także kraje bałtyckie) nigdy nie miała w tym względzie żadnych złudzeń, jednak w Berlinie czy Paryżu nie była słuchana.
Po 24 lutego 2022 roku wydawało się, że w europejskiej polityce wobec Kremla nastąpił nieodwracalny zwrot. Niemcy i kilka innych krajów zaczęły gwałtownie ograniczać import rosyjskich surowców, a jednocześnie zwiększać wydatki na zbrojenia. Nakładano kolejne pakiety sankcji, a Unia Europejska ściśle współdziała z demokratyczną administracją prezydenta Bidena, karząc Rosję za jej wojenne awanturnictwo. Polska odegrała w dziele wspierania Ukrainy niebagatelną rolę.
Bez wątpienia możemy być dumni z naszej postawy w obliczu rosyjskiej inwazji. Prawdopodobnie – jako państwo i jako społeczeństwo – uczyniliśmy wszystko, by pomóc Ukraińcom w odparciu agresji. Nie zawsze spotykając się z wdzięcznością (choć to temat na zupełnie inną dyskusję). Pojawia się jednak pytanie: czy wyciągnęliśmy stosowne lekcje z wydarzeń ostatnich trzech lat? Czy „nauczyliśmy się” Rosji na nowo? Czy jesteśmy w stanie przewidzieć, jak mógłby się rozwinąć scenariusz, którego wszyscy obawiamy się najbardziej: realnego starcia Federacji Rosyjskiej z państwami NATO, z Polską jako jednym z państw frontowych?
Warto tutaj wspomnieć, iż Arkadiusz Siwko słusznie zwraca uwagę na zagrożenia hybrydowe, chyba nadal nie do końca doceniane, zarówno w Polsce, jak i w wielu państwach Europy Zachodniej. Czy np. obecność białoruskich opozycjonistów nad Wisłą (nazywanych przez samego Aleksandra Łukaszenkę i jego propagandystów „ekstremistami”) może być pretekstem do niekonwencjonalnych działań ze strony i Mińska, i Moskwy? Łącznie z próbami zabójstw? Oczywiście, że tak. Czy akty sabotażu ze strony Rosji (podpalenia, ataki cybernetyczne na elementy infrastruktury etc.) skończą się wraz z podpisaniem „porozumienia pokojowego” między Rosją a Ukrainą? Na pewno nie. Czy wreszcie Rosjanie zaprzestaną zmasowanych kampanii dezinformacyjnych w Polsce, Niemczech, Włoszech, Austrii, Czechach? Chyba wszyscy doskonale znamy odpowiedź na to pytanie.
King, le Carré, Clancy. Lecz także trochę Mickiewicza i Norwida. Taki już nasz los. Historyczny i geograficzny. Jednak, zamiast lamentować nad niekorzystnymi, geopolitycznymi zawirowaniami, powinniśmy zakasać rękawy i budować własną, długofalową strategię obronną, nie oglądając się na to, co powiedzą lub uczynią inne stolice. Owszem, nie możemy zapominać o sojusznikach, o naszych zobowiązaniach w NATO i Unii Europejskiej, pamiętajmy jednak, że najważniejszym i najbardziej lojalnym sojusznikiem Polski są… sami Polacy.
Marek Magierowski,
były wiceminister spraw zagranicznych, ambasador Polski w Izraelu i Stanach Zjednoczonych
Sprawy bezpieczeństwa Polski nie mają barw politycznych
Świat, który znamy, na naszych oczach przechodzi do historii. Trudno się z tym pogodzić. Odsuwamy od siebie tę myśl. Ledwo zaczęliśmy budować niepodległe, demokratyczne państwo, a już musimy myśleć o poważnym zagrożeniu dla jego egzystencji. Nie wiemy, co się wydarzy w najbliższych latach. Ale to, co wiemy, nie nastraja optymistycznie.
Do Polaków dociera powoli świadomość, że czas pokoju, w którym żyli przez ostatnie kilkadziesiąt lat dobiega końca. Ich marzenia po 1989 roku, że służba wojskowa, wojsko w ogóle, stanie się trwałą przeszłością, właśnie legło w gruzach.
Minister obrony Niemiec Boris Pistorius stwierdził podczas konferencji prasowej relacjonowanej przez niemiecki „Bild” w czerwcu 2024, że musimy założyć, iż Rosja będzie w stanie zaatakować państwo NATO w 2029 roku. To już za cztery lata!!!1.
Szef Sztabu generalnego Wojska Polskiego Gen. Wiesław Kukuła powiedział w październiku 2024 roku na inauguracji kolejnego roku nauki w Akademii Wojsk Lądowych, że „wszystko wskazuje na to, iż jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa”2.
Z kolei szef niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) Bruno Kahl oświadczył na początku marca 2025 podczas wywiadu dla Deutsche Welle, że według niemieckich danych Rosja z pewnością wystawi na próbę jedność Zachodu, a w szczególności natowskie zobowiązanie do wzajemnej pomocy w razie ataku na jedno z państw sojuszniczych zgodnie z art. 5 traktatu NATO3.
To bardzo trudno przyjąć do wiadomości. Szczególnie pokoleniu, które urodziło się w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych i nie pamięta wojny i okupacji. Nie mówiąc o pokoleniu urodzonym po 1989 roku, dla którego Polska z otwartymi granicami w całej Europie to oczywistość, a jedynym problemem jest lepsza praca. Trudno pogodzić się z myślą, że bezpieczna Europa, jaką znamy od trzydziestu lat, już nie czuje się bezpieczna, a nie chcemy przecież tego.
Naturalną reakcją jest wyparcie. No przecież wojna tutaj nie dotrze, jesteśmy przecież w NATO. NATO nas obroni, jest potężniejsze niż Rosja i zapewne Rosja ostatecznie nie ośmieli się nas zaatakować. Nie ma się co martwić. Poza tym na pewno niedługo dojdzie do zawarcia pokoju na Ukrainie i wszystko wróci do normy.
Nie chodzi bynajmniej o straszenie. Ostatecznie nie mamy innego wyjścia, jak pogodzić się z prawdą, że czeka nas okres ponownej zimnej wojny w Europie, który może przekształcić się w otwartą wojnę. Dlaczego tak się dzieje?
Historia odpowiada nam na to pytanie. Od czasu do czasu na przestrzeni historii świata pojawia się sekta polityczna, która uważa, że jest lepsza od innych, wie czego potrzebuje świat i ma misję dziejową zaprowadzenia nowego moralnego porządku na świecie. W ramach tej misji dziejowej musi sobie podporządkować resztę świata, dla jego oczywistego dobra nawet nieuświadamianego, a do realizacji tej misji dziejowej dopuszczalne są wszystkie środki. W tym militarna agresja.
Mało tego, taka sekta polityczna nie poprzestaje na nadaniu sobie prawa do agresji militarnej w celu zrealizowania swojego celu, ale ogłasza, że ma nawet taki obowiązek! Właśnie widzimy, jak Cerkiew moskiewska ogłasza, że agresja na Ukrainę nie jest już operacją specjalną przeciwko ogłupiałej Ukrainie, która ze swojej głupoty nie rozumie, że przecież oddanie się jej całkowite w ręce Rosji leży w jej własnym interesie, ale jest już od marca 2024 r. „ŚWIĘTĄ WOJNĄ!”4. Wojną, w której Rosja ma obowiązek uczestniczyć, broniąc cywilizacji przed zepsuciem. Niestety „ogłupiali Ukraińcy” tego nie rozumieją.
Jak już Rosja na „ŚWIĘTEJ WOJNIE” upora się z zepsutą Ukrainą, zacznie wyzwalać z okowów zepsucia resztę Europy i to już niestety stawia nas w pierwszej kolejce do najazdu.
Czy to nam czegoś nie przypomina? Czy nie tak zaczynały się właśnie wielkie wojny światowe w Europie, w których zachodni Europejczycy jakoś nie potrafili zrozumieć misji dziejowej kajzerowskich i nazistowskich Niemiec czy komunistycznego Związku Sowieckiego? Ten brak zrozumienia nie wystarczył, by sekty rządzące Niemcami i Związkiem Sowieckim w tamtym czasie nie podjęły decyzji, by uszczęśliwić resztę świata na siłę, skoro po dobroci nie rozumieją. I dochodziło do wybuchu wojny światowej, w której dopiero po latach działań wojennych marzenia politycznych sekt rozpoczynających wojnę legły w gruzach, niszcząc po drodze jednak ludność i gospodarkę jako straszliwe koszty wojny.
Imperialna Rosja się nie cofnie. Może nie odważyć się zaatakować w pewnym horyzoncie czasowym, ale na pewno spróbuje. To oznacza, że musimy przygotować się do wojny. Przygotować się jak najlepiej, by w przewidywalnym okresie Rosji nie opłacało się zaatakować nas i pozostałych krajów NATO.
Polska jako państwo i społeczeństwo musi zmierzyć się z wyzwaniem zachowania swojej integralności i suwerenności wobec rozjuszonego sąsiada, który jednoznacznie zapowiada swoje wrogie zamiary wobec naszego kraju.
Wojna hybrydowa już trwa. Naiwnością byłoby założenie, że tylko na prowokacjach się skończy. Prowokacje, które są udane, zachęcają do ich powtarzania, a w ostateczności służą przygotowaniu agresji.
Można postawić pytanie, dlaczego Rosja prowadzi wojnę z Ukrainą i odgraża się sąsiadującym krajom NATO, że także je zaatakuje.
Bo może. Taka jest natura imperialnego dyktatorskiego reżimu. A jak może, to chce. Że to może prowadzić do globalnej klęski Rosji w starciu z NATO? Nie szkodzi, to tylko możliwość, która według pochlebców dyktatury nigdy się nie ziści. Dyktatury zawsze się tak łudzą, dlatego są tak niebezpieczne.
Powody zawsze są te same – ogłaszana potrzeba przestrzeni życiowej, gospodarczej (zabrano nam surowce i musimy je odzyskać), historycznej (te ziemie były nasze), ideologicznej (my mamy misję przeciwko barbarzyńcom) i kończą się także tak samo – klęską. I także nigdy dyktatur to niczego nie nauczyło. Zawsze myślą, że tym razem wygrają.
Niemcy przegrywając I wojnę światową i ponosząc w niej ogromne straty, po 20 latach wywołali II wojnę w imię potrzeb, o których mowa wyżej. Klęska w II wojnie była jeszcze większa. Rosjanie po przegranej ZSRS w wyścigu zbrojeń, po upadku muru berlińskiego i zimnej wojnie oto ogłaszają, że teraz to już mogą zbrojnie i siłowo odbudować, a nawet powiększyć swoje imperium choćby w wojnie pełnoskalowej z NATO. Przegrają, ale to ich nie odstrasza. Przecież ich pochlebcy wyliczyli, że wygrają. Jak zawsze.
Należy zakładać, że dla Moskwy i jej sojuszników wojna na Ukrainie to dopiero początek. Niemiecki „Bild” ujawnił w 2024 tajny dokument Cerkwi moskiewskiej. Przedstawia on strategiczne plany współczesnej imperialnej Rosji. Zdaniem Cerkwi moskiewskiej, cytując publikację „Bilda”: „Ukraińcy nigdy więcej nie powinni być w stanie decydować o tym, kto nimi rządzi”. Według ujawnionego stanowiska Cerkwi moskiewskiej wojna to dopiero początek historycznej strategii Kremla, w której Rosja powinna liczyć 600 mln mieszkańców oraz stać się przystanią dla osób nienawidzących zepsutego Zachodu. Co znaczące, patriarcha Cyryl, zwierzchnik Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, nazwał w tym dokumencie wojnę w Ukrainie „ŚWIĘTĄ”. Otwarcie uznaje agresję rosyjską za „dziejową konieczność” i przedstawia jako „historyczną rolę Moskwy”. Według Cerkwi moskiewskiej Rosja to w zasadzie współczesny „Wyzwoliciel Świata”, usprawiedliwiony prawie sakralnie „świecki Mesjasz”, który broni światła cywilizacji nie tylko na Ukrainie, ale także stawia opór całemu zepsutemu Zachodowi. Rosja według Cerkwi moskiewskiej musi ratować świat przed moralną zagładą5.
Carsten Breuer, inspektor generalny Bundeswehry w wywiadzie udzielonym niemieckiej stacji telewizyjnej ARD w marcu 2025 potwierdził, że jego zdaniem Rosja realnie przygotowuje się do wojny na wielką skalę. Oświadczył, że według niemieckich informacji Rosja będzie gotowa do takiej wojny w 2029 roku. Niemiecki generał przypomniał, że Rosja „bardzo wyraźnie dała do zrozumienia, że nie jest zainteresowana wyłącznie Ukrainą”6.
Ze strategicznego punktu widzenia pełnoskalowa rosyjska inwazja na Ukrainę w 2022 roku jest już wojną zmierzającą do zakwestionowania dotychczasowego europejskiego systemu bezpieczeństwa. Jeżeli pozwolimy na zwycięstwo w niej Rosji, wrócimy nie tylko do zimnej wojny, ale także zachęcimy agresywne dyktatury do przekonania, że mogą osiągnąć swoje cele strategiczne poprzez siłę militarną.
„Jeśli pozwolimy Ukrainie upaść, zobaczymy, że za nią pójdzie Polska i wszystkie kraje wzdłuż wschodniej granicy” – powiedział poprzedni prezydent USA Joe Biden w czerwcu 2024 r. w wywiadzie dla tygodnika „Time”. Prezydent USA stwierdził, że celem Putina jest odnowienie Związku Sowieckiego i Układu Warszawskiego7. Wydaje się, że ma rację. Putin przynajmniej spróbuje.
Minister obrony Szwecji Pal Johnson oświadczył na początku 2025 roku: „nie można wykluczyć ataku zbrojnego na Szwecję”. „Wojna może przyjść i do nas” – powiedział na styczniowej konferencji w Saelen na północy Szwecji. Na tej samej konferencji minister obrony cywilnej Szwecji Carl Oscar Bohlin zaapelował do szwedzkiego społeczeństwa o „mentalne przygotowanie się na wybuch wojny8”.
Demokratyczne wolne społeczeństwo na koniec zawsze wygra z tyranią.
W tym ostatecznym zwycięstwie demokratycznego świata jest dla nas jednak słaba pociecha. Dlatego że zanim imperialna dyktatura przegra, poczyni ogromnie zniszczenia na atakowanych i okupowanych terytoriach i spowoduje ogromne cierpienia ludności cywilnej. Tak było na okupowanych przez nazistowskie Niemcy oraz komunistyczny Związek Sowiecki terenach II Rzeczypospolitej i tak obecnie się dzieje na okupowanych przez Rosję terenach Ukrainy. I w obu przypadkach cierpienia i zniszczenia ciągną się przez parę długich lat.
Nie możemy dopuścić do tego, by taki los spotkał Polskę i nasze społeczeństwo. Oznacza to, że nie możemy przegrać pierwszego starcia i nie możemy dopuścić do wkroczenia imperialnej Rosji na nasze terytorium. Musimy przygotować nasz kraj i społeczeństwo do realnej wojny o niepodległość. Więcej, widząc to, co się dzieje na okupowanych przez Rosję terenach Ukrainy, co się działo w Mariupolu i Buczy, stawia nas to przed wyzwaniem walki po prostu o fizyczne przetrwanie. A to kieruje nasz wzrok ku naszej armii i naszym ostatnim dokonaniom wojennym.
Polska po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku brała udział w kilku wojnach, z których można wyciągnąć wnioski nie tylko historyczne, ale także wciąż aktualne geopolitycznie.
Najbardziej spektakularną zwycięską wojną była wojna z bolszewicką Rosją w 1920 r. Polska stawiła opór najazdowi rosyjskiemu całkowicie w oparciu o własne siły wojskowe, polską myśl dowódczą i polskie społeczeństwo. Oczywiście Europa pomagała Polsce swoimi doradcami, często najwybitniejszymi umysłami wojskowymi zwycięzców I wojny światowej, ochotnikami nawet z dalekiej Ameryki. Ale to Polska sama się obroniła jednocząc się nawet na polu parlamentarnym, powołując rząd zjednoczenia narodowego pod przywództwem polskiego chłopa Wincentego Witosa. Cele walki naszego społeczeństwa w tym czasie były jasno zidentyfikowane, mimo krzyków miłośników komunistycznego raju rosyjskiego. Zachowanie niepodległego państwa polskiego.
Nie zbudowaliśmy na tym zwycięstwie jednak trwałej przewagi militarnej.
Nie udało się także zachować jedności społecznej. Niedługo po zwycięskiej kampanii przeprowadzono w 1926 majowy zamach stanu ,obalając zwycięzcę z bolszewickiego najazdu premiera Wincentego Witosa i ograniczając wydatnie demokratyczny parlamentaryzm, tworząc zamknięte państwowe elity oparte na kulcie jednostki. Dowódcy wojskowi niewywodzący się z Legionów Piłsudskiego poszli w odstawkę. Inni niepasujący do samozwańczych państwowych elit byli już niepotrzebni i w latach trzydziestych po prostu osadzono ich, na czele znowu z premierem Wincentym Witosem, w więzieniu w Berezie Kartuskiej. Taka to była demokracja. Państwo oparto na kryterium upodobania osobistego jednego polityka, co kończy się zawsze tak samo – niezależnie od chęci tego czy innego polityka – promocją lizusostwa niepopartego głębszą wiedzą i umiejętnościami. Skutki były opłakane.
We wrześniu 1939 rząd polski wraz z Naczelnym Wodzem uciekli z kraju, pozostawiając państwo i społeczeństwo na pastwę okupantów. Polska po heroicznej, długotrwałej walce, przekraczającej późniejsze dokonania zachodniej Europy wobec najazdu niemieckiego, padła pod ciosami dwóch dyktatorskich najeźdźców w postaci nazistowskich Niemiec i komunistycznej Rosji. Nie zdecydowano się na prewencyjne uderzenie na Niemcy, o czym wcześniej myślał Piłsudski przed 1939 rokiem. Przyjęto założenie, że podpisany sojusz z Wielką Brytanią i Francją zabezpieczy Polskę przed najazdem. Stąd też Rzeczpospolita nie przygotowywała się do wojny z Niemcami, nie mówiąc o komunistycznej Rosji, na pełną skalę, mimo poważnych symptomów, że wojna taka jest możliwa. Deklaracje sojuszy pozostały w mocy, ale jak wiemy, dla Polski nie oznaczały wystarczającego wsparcia wojskowego. Francja i Wielka Brytania wypowiedziały zgodnie z podpisanymi traktatami sojuszniczymi wojnę Niemcom, jednakże z punktu widzenia prowadzonej przez Polskę wojny obronnej we wrześniu 1939 działania sojuszników były zbyt intelektualne i nie miały nadmiernego charakteru wojskowego. To poważne ostrzeżenie historyczne.
Polskie społeczeństwo zbudowało w dalszej części II wojny światowej na terenie kraju oraz poza terenem naszej ojczyzny ogromnym wysiłkiem dwie armie, które nie pomogły odbudować niepodległego państwa polskiego po 1945 roku. Jak to się mogło stać?
Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, utworzone na bazie polskiego wojska, któremu udało się przedostać na Zachód oraz ludności przebywającej na rosyjskim wygnaniu i wyekwipowane przez aliantów zostały rozformowane po zakończeniu wojny. Tylko nieliczni wrócili do kraju, w większości zaludniając bynajmniej nie wojsko tylko więzienia. Armia Krajowa działająca na terenie kraju po upadku Powstania Warszawskiego została zdziesiątkowana i podjęła decyzję o samorozwiązaniu. Dowódcy Armii Krajowej nie trafili oczywiście do nowego Wojska Polskiego tylko do więzienia. Nastąpił okres podporządkowania polskiego państwa i wojska komunistycznej Rosji w postaci ZSRS.
Zniszczono ziemiaństwo i arystokrację. Zdewastowano inteligencję, przedsiębiorców, rzemieślników. Polska miała być odzwierciedleniem komunistycznej Rosji społecznie, państwowo i strategicznie.
Doktryna wojenna i szkolenie wojskowe były w okresie tzw. Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nakierowane na wspólny z ZSRS atak na „zgniłe” kraje Europy Zachodniej. Polska armia była częścią imperialnej polityki militarnej ZSRS. W tym okresie wojsko nabierało doświadczenia bojowego w kasowaniu zrywów demokratycznych, służąc armii sowieckiej w najeździe podczas Wiosny Praskiej. Trenowało także walki miejskie w pacyfikacji Poznania, Trójmiasta i kopalni Wujek.
Po 1989 roku okazało się, że wyżej opisane doświadczenia bojowe są całkowicie bezużyteczne, a dotychczasową sowiecką doktrynę wojenną opartą na strategii napaści na Zachód można wyrzucić do kosza.
Polska musiała stworzyć zupełnie nową armię, mającą służyć niepodległej niekomunistycznej Rzeczypospolitej, opartą na nowej doktrynie obronnej zakładającej, że Polska jest częścią demokratycznego świata Zachodu, a nie częścią imperialnej komunistycznej Rosji. To jednak w sposób naturalny jest długotrwały proces. Trzeba wziąć pod uwagę, że całe wojsko polskie w 1989 roku było oparte na rosyjskim sprzęcie wojskowym i imperialnej rosyjskiej myśli wojskowej, której było częścią. Także w sensie mentalnym rosyjskiej filozofii żołnierskiej.
Trzydzieści lat po rozpoczęciu transformacji demokratycznej w Polsce w Wojsku Polskim wciąż można spotkać myśli absolwentów szkół sowieckiej doktryny wojskowej, jednak na szczęście w korpusie dowódczym Wojsko Polskie oparte jest już na absolwentach szkół natowskich.
Jakie były doświadczenia bojowe w tym trzydziestoleciu? Niewielkie. To towarzyszenie organizacyjne armii amerykańskiej w Iraku, Katarze, Afganistanie. Jedyne zdecydowane doświadczenie bojowe osiągnięte w tym czasie było udziałem wyspecjalizowanej jednostki specjalnego reagowania Grom. Grom z powodzeniem uczestniczył w militarnych akcjach wojskowych w Iraku. To jednak za mało na to, by powiedzieć, że współczesne wojsko polskie ma zweryfikowane doświadczenie bojowe. Sama jednostka Grom nie obroni Warszawy. Do tego Wojsko Polskie było częścią grupy wojsk dowodzonych przez dowódców amerykańskich i miało charakter uzupełniający. Polacy nie planowali strategii wojennej. To bardzo ważne w kontekście potencjalnej wojny z Rosją, w której to sami Polacy będą musieli podejmować decyzje bojowe i dowodzić organizacją teatru wojennego.
Stan umiejętności polskiego dowództwa jest największą niewiadomą naszego przygotowania do prowadzenia wojny. Nie pomagają częste roszady personalne. Trudno nie zadawać sobie pytania, czy zawsze na lepsze. Zagubienie ciężkiego karabinu maszynowego przez żołnierzy WOT w maju 2024 roku powinno zapalać czerwone światło nad sprawnością organizacyjną i odpowiedzialnością za powierzone obszary działań9.
Ale to nie wszystko. 170 sztuk zagubionej amunicji przeciwpancernej, 65 sztuk skradzionej amunicji do armaty przeciwlotniczej. Seryjne zagubienia pistoletów i karabinków w okresie poprzednich lat. Aktualnie głośne zagubienie min przeciwpancernych. Czy to nie dzwonek alarmowy wobec zarządców polskich żołnierzy10?
Roszady personalne w dowództwie polskiej armii w przeciągu ostatnich lat są naprawdę niepokojące. Przy czym mniej istotne jest, z jakiego powodu tak się dzieje. A dzieje się tak zarówno poprzez dymisjonowanie i przesuwanie na mocy decyzji Ministra Obrony Narodowej, jak i poprzez dymisje samych dowódców opuszczających swoje stanowiska dowódcze i wojsko.
Niezależnie od charakteru dymisji zawsze ma to swoje konsekwencje dla wojska. Trudno dopatrzeć się w tym pozytywów. Najpierw szkolimy dowódców, później nabierają oni doświadczenia na stanowiskach dowódczych, biorą udział w misjach międzynarodowych poznając struktury dowódcze pozostałych państw NATO, wdrażają jakąś myśl strategiczną w podległym sobie obszarze, wyrażają opinie strategiczne dla Ministerstwa Obrony Narodowej oraz Biura Bezpieczeństwa Narodowego u Prezydenta RP, a na koniec odchodzą mniej lub bardziej gwałtownie. Na ich miejsce są powoływani oczywiście dowódcy mniej doświadczeni, którzy dopiero będą się uczyli, nieznający najlepiej międzynarodowego środowiska NATO, o nieznanej myśli strategicznej. Być może za to całkowicie ulegli aktualnemu kierownictwu Ministerstwa Obrony Narodowej. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jeżeli mamy zostać zaatakowani, to zapewne nastąpi to w momencie taśmowej zmiany osobowej dowódców polskiej armii. Niestety w pewnych okresach historycznych, zwykle przy zmianie ministra obrony narodowej zmiany idą taśmowo. Mało tego, samo środowisko wojskowe niejednokrotnie domaga się zmian personalnych w takich momentach politycznych, widząc w tym dla siebie samych szansę na przyspieszony awans. I dalej należy postawić wcześniejsze pytanie – czy zawsze na lepsze?
Niewątpliwie nasza armia i jej dowództwo potrzebuje stabilizacji. Stabilizacji strukturalnej. Tak jak budowaliśmy pewien szkielet administracji państwowej w postaci korpusu Służby Cywilnej, tak potrzebujemy pewnego szkieletu stabilizacji kadrowej w armii. Wytyczenia ścieżki kariery dla poszczególnych korpusów i rodzajów sił zbrojnych. Konieczności odbycia stażów w międzynarodowych strukturach natowskich, udziału w misjach międzynarodowych, w końcu pozytywnego wyniku na ćwiczeniach bojowych. Najwyżsi dowódcy powinni legitymować się doskonałą znajomością taktyki i terenu działań wojennych, międzynarodowym szacunkiem kolegów z NATO i szacunkiem naszych własnych żołnierzy. Na koniec ważne jest, by ukrócić całkowitą swobodę w kreacji personalnej najważniejszych dowódców przez organy administracji państwowej. Dobrym rozwiązaniem wydaje się zastosowanie reguł wyboru I Prezesa Sądu Najwyższego. Tam Prezydent wybiera spośród 5 kandydatów przedstawianych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego.
Chodzi o to, by w samym wojsku wprowadzić twarde zasady, że warunkiem osiągnięcia najwyższych stanowisk dowódczych nie jest znajomość jednego czy drugiego polityka, ale osiągnięcie przewidzianych w strukturze armii odpowiednich ścieżek rozwoju oraz sprawności wojskowych zweryfikowanych w międzynarodowych strukturach wojskowych NATO. I pewności, że osiągnięcie takich sprawności będzie owocowało awansem. Awansem niezagrożonym przez koniunkturę lub dekoniunkturę polityczną w Polsce. Dowodzenie armią musi pozostać poza sporem politycznym. Z pewnością jest to jeden z podstawowych warunków powodzenia systemu obrony państwa. Dowódcy muszą mieć pewność, że mają klarowną ścieżkę awansu, która zostanie zachowana niezależnie od aktualnie rządzących.
Opinia publiczna w Polsce ma prawo oczekiwać, że aktualni dowódcy oraz ich zespół dowódczy są w stałej gotowości wojennej i na bieżąco zarządzają potencjalnym terenem wojennym na organizowanych ćwiczeniach i symulacjach wojennych. Doświadczenie powodzi w lecie 2024 powinno dawać do myślenia, czy państwo ze swojej strony jest na bieżąco przygotowane do reagowania na kryzys.
Należy oczekiwać, że przeprowadzane są ćwiczenia wojskowe naszej armii przy symulowanym ataku rosyjskim ze wszystkich możliwych kierunków, czyli obwodu kaliningradzkiego, Morza Bałtyckiego, Białorusi i potencjalnie Ukrainy, gdyby ta przegrała wojnę z Rosją. W symulowanych walkach można będzie nauczyć się strategii dowodzenia teatrem wojny w Polsce oraz możliwości sprzętowych. To bardzo ważne, by nasze dowództwo miało możliwość zweryfikowania swoich umiejętności podczas symulacji realnej walki. I nie chodzi jedynie o wspólne manewry z natowskimi sojusznikami, ale o ćwiczenia samej naszej armii.
Uczenie się na strategii wojny w Ukrainie
Wojna na Ukrainie pokazuje nam dobitnie, jak taka agresja rosyjska może wyglądać. Widzimy, jaką strategię ofensywy realizuje Moskwa i jakimi siłami atakuje poszczególne cele. Widzimy, jakiego sprzętu używa i jakiej on jest wartości bojowej. Widzimy, jak wykorzystuje przestrzeń powietrzną oraz co może ograniczać i powstrzymywać ich ataki. Mamy cały przegląd obecnej myśli wojskowej oraz dostępnego sprzętu Rosji. Pozwala to skutecznie zaplanować działania obronne oraz wykorzystać do tego odpowiedni skuteczny sprzęt. Jeżeli się go doczekamy.
Doświadczenie wojny na Ukrainie uczy także jednej bardzo ważnej dla naszej przyszłości rzeczy. Że na pomoc można liczyć tylko wtedy, gdy kraj sam odpiera pierwszy atak, utrzymuje pozycje i powstrzymuje natarcie. Tak się stało na Ukrainie i dało to czas na wdrożenie międzynarodowej pomocy. My sami musimy być przygotowani na odparcie ataku i musimy zbudować siły wojskowe wyposażone w sprzęt zdolny do takiego odparcia.
Wiara w sojuszników
Mentalnie jako społeczeństwo opieramy system własnego bezpieczeństwa na sojusznikach. Szczególnie na Stanach Zjednoczonych. Historycznie patrząc na powstanie państwa polskiego z popiołów po I wojnie światowej jest to sentyment uzasadniony. Zdecydowana postawa prezydenta USA Woodrowa Wilsona co do odbudowania Polski miała decydujące znaczenie dla przywrócenia państwa polskiego na mapach Europy. Amerykanie, podobnie jak Francuzi i Brytyjczycy, brali udział w obronie Polski podczas najazdu bolszewickiego w 1920 roku. Po II wojnie światowej nie było już tak różowo. Prezydent Roosevelt bez większego żalu oddał w Jałcie państwo polskie pod kontrolę komunistycznej Rosji, co uczyniła także Wielka Brytania, choć z żalem. Trzeba także pamiętać, że udział USA w II wojnie światowej nie zaczął się w 1939 roku, ba nawet nie zaczął się w 1940 roku, gdy Wielka Brytania samotnie broniła się przed najazdem niemieckim. Zaczął się od bezpośredniego uderzenia Japonii na Amerykę, co spowodowało pełne zaangażowanie w wojnę. Wielka Brytania musiała do tego czasu wytrzymać. I wytrzymała. Podobnie jak wytrzymuje na naszych oczach Ukraina. I to jest główne przesłanie wiary w sojuszników. Jak sobie sami pomożemy, to sojusznicy się dołączą wcześniej czy później. Jeżeli odeprzemy atak, damy im szansę na dołączenie. Jeżeli padniemy po pierwszym ciosie, nie liczmy na nikogo. Gdyby Rosjanie byli już w Kijowie, sojusznicy Ukrainy nie mieliby co z tym zrobić.
Głośnym echem odbiły się słowa generała Bena Hodgesa, byłego dowódcy wojsk lądowych USA w Europie, które wypowiedział w wywiadzie udzielonym rumuńskiemu oddziałowi stacji CNN na parę tygodni przed szczytem NATO w Waszyngtonie11. Generał zwrócił uwagę, że Rumunia, Polska czy Litwa, jeżeli zostaną zaatakowane, będą musiały czekać co najmniej dwa tygodnie na dodatkowe siły NATO. Według tej zapowiedzi polskie siły musiałyby przez kilkanaście dni odpierać atak bez żadnego wsparcia. A do tego trzeba przyjąć, przypomniał, że zgromadzenie odpowiedniej wielkości wsparcia sojuszniczego będzie ogromnym przedsięwzięciem logistycznym do którego potrzeba będzie czasu i infrastruktury logistycznej. Aby przerzucić do Polski około 100 000 natowskich żołnierzy sojuszniczych, co pozwoliłoby na wykonanie skutecznego kontruderzenia na agresora, Polska musi utrzymać kontrolę nad najważniejszymi obszarami swojej infrastruktury i terytorium.
Polska po wojnie z Rosją w 1920 r. oraz obroną kraju we wrześniu 1939 r. nie przeprowadziła samodzielnie żadnej kampanii wojskowej. W pozostałych kampaniach wojskowych była częścią większej grupy podporządkowana dowódczo pod inne dowodzące kraje.
Wojna na Ukrainie wymusza na Polsce konkretne przygotowania do samodzielnego odparcia pierwszego uderzenia, utrzymania pozycji i przygotowania do tego odpowiedniej strategii wojskowej. Opinia publiczna ma prawo oczekiwać odpowiedzi o rzeczywistym stanie zdolności polskiej armii. Konieczne są stabilizujące działania w polskiej armii, by osiągnąć zdolność dowódczą uniezależnioną od politycznych wpływów. Polska musi pozostać w strukturze państw zachodnich, by mieć możliwość uzyskania wojskowej pomocy sojuszniczej. Tempo tej pomocy jest uzależnione od odparcia pierwszego uderzenia.
Społeczeństwo polskie musi posiadać niepodległościową wrażliwość i chęć walki w obronie własnego kraju. By temu sprostać, musimy odbudować wspólnotę społeczną, poczucie identyfikacji z Polską, wspólne wartości, które konstytuują nasz naród. Bez wspólnoty, z której będziemy dumni, nie damy rady wspólnie stanąć do obrony naszej ojczyzny.
Sprawy bezpieczeństwa Polski nie mają barw politycznych. Wszyscy albo obronimy naszą niepodległość, albo wszyscy ulegniemy pod ciężarem zagrożenia, przed którymi stoi obecnie Polska.
1https://wiadomosci.wp.pl/pistorius-za-5-lat-putin-moze-zaatakowac-nato-7037989006977792a
2https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-gen-kukula-mowil-o-wojnie-nasze-pokolenie-stanie-z-bronia-w,nId,7829484
3https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,127561,31753252,szef-niemieckiego-wywiadu-rosja-chce-wystawic-nato-na-probe.html
4https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art40084511-patriarcha-cyryl-i-twierdzi-ze-specjalna-operacja-wojskowa-to-swieta-wojna
5https://wiadomosci.onet.pl/swiat/nie-przestanie-dopoki-ukraina-nie-zostanie-wymazana-tajny-dokument-kremla/6mf3gpp; https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art40084511-patriarcha-cyryl-i-twierdzi-ze-specjalna-operacja-wojskowa-to-swieta-wojna
6https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/carsten-breuer-ostrzega-zakonczenie-wojny-w-ukrainie-to-nie-pokoj/mwewxzq
7https://wiadomosci.wp.pl/zlowieszcza-przepowiednia-bidena-mowi-o-polsce-7034968549731072a
8https://www.pap.pl/aktualnosci/niecodzienna-sytuacja-w-szwecji-rzad-i-wojsko-zaapelowali-o-przygotowanie-sie-na-atak
9https://defence24.pl/polityka-obronna/srodowy-przeglad-mediow-czystka-w-rosyjskim-mon-trwa-cztery-nowe-korwety-rakietowe-dla-marynarki-wojennej
10https://wiadomosci.onet.pl/kraj/komisja-ws-zagubionych-min-minister-ujawnia-wojsko-seryjnie-gubilo-srodki-bojowe/v2qb71m
11https://wiadomosci.onet.pl/swiat/amerykanski-general-o-zagrozeniu-ze-strony-rosji-takie-kraje-jak-polska-beda-musialy/wfrgtcn
Okładka
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
MAREK MAGIEROWSKI. Wstęp
Rozdział 1. Wojna na Ukrainie to dopiero początek
Przypisy
Spis treści
Cover
Title Page
Copyright Page