Nad morzem - Stanisław Przybyszewski - ebook

Nad morzem ebook

Stanisław Przybyszewski

2,0
12,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nad morzem” to utwór Stanisława Przybyszewskiego, polskiego pisarza, poety, dramaturga okresu Młodej Polski. Przybyszewski był skandalistą, przedstawicielem cyganerii krakowskiej i nurtu polskiego dekadentyzmu.

Nad morzem” to utwór Stanisława Przybyszewskiego składający się z modlitwy oraz trzech wspaniałych rapsodów. Obok samej twórczości rozgłos Przybyszewskiemu przynosiła także atmosfera, jaką wokół siebie wytwarzał. Był uważany za legendarną postać europejskiej bohemy, przez Strindberga nazywany był „genialnym Polakiem”. Przybyszewskiego uważa się za prekursora współczesnego satanizmu intelektualnego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 45

Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-612-2
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Modlitwa

Ty, która w czarne sny moje świetlanymi palcami wplatasz piękno więdniejących jesieni, blaski okwitłych przepychów, spiekłe barwy ogniem trawionych rajów, -

O jasna moja -

wiele bólu się prześniło, odkąd Cię po raz ostatni widziałem, ale wciąż jeszcze lśni me serce nad gwiazdami, któreś w me życie rozsiała, wciąż jeszcze rwą się z krwi mojej dyszące ręce ku szczęściu, które mi kiedyś w duszy rozpaliłaś.

Ty, która w ciemnej pomroce cichymi rękoma przędziesz mi na zaczarowanych harfach ciężką zadumę o chwilach rozkoszy, co jak poszum dalekich skrzydeł przewiały, o słońcach, co w morzu tonąc, iskrzą się na zachodzie krwawą rosą, o nocach, co do ciepłych piersi tulą serca zbolałe -

O jasna moja -

już tyle razy słońce zapadło, odkąd koiłaś czarownymi pieśniami smutek mej duszy, a wciąż jeszcze widzę w smutnym rozjęku Twe oczy, jak się żarzą w nieziemskim zachwycie i jasną rękę widzę, jak się ku mnie wysuwa i w płonącym krzyku chwyta za moją.

Ty, która mi noce burz na dni pogody przemieniasz, w głębiach snu mi jawy gasisz, w bezbrzeżne dale odsuwasz pobliża - która mi w sercu błędne ognie rozpalasz i czarne kwiecie ku życiu niecisz -

O jasna moja -

Już tysiąc razy świat się przeobraził, odkąd Twe ostatnie spojrzenie chłonęło gasnące blaski mej duszy, a wciąż jeszcze widzę Twą drobną twarz dziecka i złotą koronę jedwabnych włosów wokół Twej skroni, widzę, jak dwie łzy spłynęły w blady uśmiech, co tlał na Twych ustach, i słyszę, jak głos Twój ciemną skargą się żali.

Ty, która mi rozrywasz pieczęcie wszelkich tajemnic i czytasz runy ukrytych sił, a po wszystkich szałach mego życia roztaczasz się tęczą łaski od jednego nieba do drugiego -

nigdy jeszcze nie wichrzyły się taką burzą gwiazdy moje, nigdy jeszcze nie płomieniała jasność, co Twą skroń wieńczy, tak krwawymi błyski, jak teraz, kiedym Cię już na zawsze utracił.

Przed Twe nogi rzucam gwiazdy moje, stopy Twe oplatam snów mych czarnym kirem, a w ręce Twoje kładę me serce - me serce...

Rapsod pierwszy

Byłem królem!

Bezkresne było państwo moje, a bez granic potęga moja.

Dziś siedzę na złomach skał, patrzę na morze i myślę o Tobie.

Morze się pieni, u nóg mych łamią się z głuchym łoskotem olbrzymie fale, a noc tak ciemna i dżdżysta.

Zamykam oczy i słucham.

I słyszę tajemny szum - wzmaga się i opada; chwilami słyszę go gdyby zbłąkane echo z nieskończonych oddali, to znowu wre mi w uszach gdyby kipiący war zatorów. I nie wiem, czy to we mnie, czy poza mną ten straszny głos burzy?

I czuję, jak szum ten staje się czarnym jękiem mej duszy. Czuję, jak zapuszcza korzenie w najtajniejsze głębie mego serca, jak rośnie, jak naraz rozkwita w wielki kwiat boleści. A śmieje się dziko, śmieje się zgrzytem upiorów, rozgałęzia się w krzew, wrasta w każdy mój nerw, ssie rozkosz z mego bólu, kipi radością nad mą niemocą, rozdziera światło mych oczu, tak że cały świat migoce gdyby krwawy szmat purpury i w ognistych łzach się rozkrapla.

Sam jestem na świecie. Sam jedyny. Sam, bo stoję ponad wszelką burzą i bólem. Na szczycie najwyższych gór stoję w odwiecznym śniegu, odziany w najtajniejsze dale życia, i widzę, jak się przestrzenie rozszerzają, a cisza wokół mnie jako jedyny wir, który wszystko pochłania i moje dziś i moje jutro, moją rozpacz i... i... Ale otóż słyszę głuchy rozgwar; jak czarna chmura kłębi się pode mną gniew i grzech życia, a lejąc się gdyby strumień roztopionego złota spadła pierwsza błyskawica... I widzę, jak się olbrzymie skały lodu rozluźniają i z przestrachem sądu ostatecznego staczają się w dół. A trzask i łoskot i grzmot stał się ciałem, rozerwał powietrze od góry do dołu, bo nie mógł znaleźć dość miejsca. Tylko ja, ja sam stoję niewzruszony w tym strachu i gniewie i burzy, ja sam panuję nad zniszczeniem, bo nie ma bólu większego nad ten, który mi serce szarpie i nie ma strachu nad ten, co mi jadem trucizny mózg przegryza.

Ucichło...

Dwa krwawe światła na morzu. Dwa krwawe słońca, w których dwie wieczności się stopiły: - to Twoje oczy...

Piękno, niespożyte piękno jesiennej nocy nad morzem: - to Twoja piękność pra-początku, co czas i przestrzeń i mnie i Ciebie ze siebie wyłonił, piękność przedstworzenia, gdyśmy oboje w rozkosznym spowiciu spoczywali.

Cisza w mym sercu, cisza bólu, co przestał już być bólem: - to cisza smutku Twej duszy, który kiedyś promieniłaś w parne noce mej ojczyzny.

...Bo byłaś piękną i czystą i jasną, jak dusza dziecka, w której się święta ofiara chrztu dopełniła.

Bo byłaś tak przezroczystą i powiewną, jak kłosy złotych zbóż w drgającym żarze południa.

Bo byłaś tak cichą i bladą, jak oddech nocy letniej, gdy miękką rozkoszą kwitnącego bzu w rosie się rozpływa.

Siedzę na skałach i myślę o Tobie, choć obłęd me myśli chłonie...

Chciałbym Cię widzieć, jak idziesz w mrocznym blasku przez moje ciemne komnaty, jak nikniesz w lesie olbrzymich filarów mego pałacu. Och, widzieć tylko jaśnienie Twych włosów, słyszeć najdalsze, najtajniesze echo Twego głosu, czuć niepojętą pieszczotę Twej dłoni, oddychać powietrzem, przez które spłynęłaś, pić tchnienie Twego ciała...

Z całego świata spędziłem czarowników i magów, by mi tylko Twój cień wywołali, ale na próżno kreślili czarodziejskie znaki, na próżno palili perły i myrhę w olbrzymich kadziach. Patrzałem w metalowe zwierciadła, zaklęte przez najpotężniejszych magów, patrzałem dniami całymi, aż oczy krwią mi zachodziły, by tylko ujrzeć mgłę Twoich oczu - popełniałem zbrodnie, od których mi dusza przegniła, by ubłagać króla podziemia i śmierci - wszystko, wszystko na próżno.

Szatanie! Wykreśl mnie