Moje wspaniałe życie - Jenny Jägerfeld - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Moje wspaniałe życie ebook i audiobook

Jagerfeld Jenny

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dwunastoletni Sigge przeprowadza się wraz z mamą i dwiema młodszymi siostrami ze Sztokholmu do babci mieszkającej w małym, prowincjonalnym szwedzkim miasteczku. Zaczynają się wakacje, a Sigge wyznaczył sobie na nie trudny cel: chce się nauczyć zdobywania sympatii swoich rówieśników. Wie, że w nowej szkole może rozpocząć swoje życie od nowa i nie zamierza po raz kolejny zostać klasowym outsiderem.

 

Nowy dom okazuje się kolorowy i pełen różnych ciekawych rekwizytów, natomiast babcia pomimo zaawansowanego wieku wręcz kipi pozytywną energią. Wkrótce Sigge poznaje Juno, czyli mieszkającą w sąsiedztwie dziewczynę o turkusowych włosach i przeżywa z nią wiele przygód i niespodziewanych sytuacji. A także wiele… problemów.

 

Magiczna książka pełna przygód, humoru i nienachalnej życiowej mądrości!

 

Jenny Jägerfeld – szwedzka psycholożka i jedna z najpopularniejszych szwedzkich pisarek dla dzieci, laureatka Nagrody Astrid Lindgren, Nagrody Szwedzkiego Radia, Nagrody Broocmana oraz wielu innych. Jej książki zostały przetłumaczone na ponad dwadzieścia języków. W Polsce dotychczas ukazała się powieść Comedy Queen, uznana przez WielkiBuk.com za najlepszą powieść młodzieżową 2020 roku. Ekranizacja Comedy Queen zdobyła Kryształowego Niedźwiedzia na festiwalu filmowym w Berlinie i została uznana za jeden z najlepszych skandynawskich filmów ostatnich lat.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 268

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 19 min

Lektor: 978-83-8334-869-8

Oceny
4,5 (8 ocen)
5
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: Mitt Storslagna Liv

© Jenny Jägerfeld 2019 by Agreement with Grand Agency

Copyright © for Polish edition by Stara Szkoła Sp. z o.o., 2023

All rights reserved.

Kopiowanie, udostępnianie i rozpowszechnianie całości lub fragmentów bez pisemnej zgody wydawnictwa zabronione.

The cost of this translation was defrayed by a subsidy from the Swedish Arts Council, gratefully acknowledged. Koszt tłumaczenia niniejszej powieści został pokryty przez Szwedzką Radę Kultury i Sztuki, za co serdecznie dziękujemy.

Okładka: Radek Bączkowski, Quite Studio

Redakcja: Mirosław Śmigielski

Korekta: Ewa Żak

Wydawca:

Stara Szkoła Sp. z o.o.

Rudno 16, 56-100 Wołów

[email protected]

www.stara-szkola.com

ISBN: 978-83-67889-17-9

Opracowanie ebooka: Katarzyna Rek

Wszystkim zwierzętom, które kochałam: psom Benjaminowi, Siddhartowi, Tjifen i Dolly,świnkom morskim Tarzanowi i Frasse, kotom Michelowi i Toulouse, królikom Turbolinie,Stampelinie i Fritzowi oraz żółwicy Carolinie!

59 dni do końca

MAGICZNY HARPUN

Nagle wśród porysowanych talerzy, starych płyt DVD i rozczochranych lalek Barbie zauważyłem harpun z ciemnego, lakierowanego drewna. Taki, którym poluje się na wieloryby i inne duże zwierzęta morskie. Wyglądał jak broń z długą lufą zakończoną srebrnym ostrzem. Do końcówki ostrza przymocowana była cienka linka, a pod spodem znajdowało się takie jakby kółko, na które nawinięto resztę tej linki, żeby można było wyciągnąć zdobycz z wody, gdy już się ją upoluje. No proszę, a jeszcze przed chwilą myślałem, że wycieczka na pchli targ to kompletny bezsens. Nic bardziej mylnego!

– Po ile to? – spytałem.

Mężczyzna za stołem podniósł wzrok. Miał na sobie kombinezon roboczy i akurat przecierał okulary brudną chusteczką do nosa. Kiedy je założył, jego oczy zrobiły się bardzo małe, jak dwa błękitne guziki koszuli.

– Co? – spytał. – Harpun?

– Tak.

Zastanawiał się przez chwilę.

– Pięćset.

Pięćset. Sporo. Wprawdzie miałem tyle gotówki, ale nie przy sobie. Wbiłem wzrok w harpun. Ostrze błyszczało w słońcu. Poczułem, że po prostu muszę go mieć. Nie tylko dlatego, że był to najładniejszy harpun, jaki kiedykolwiek widziałem (okej, w sumie jedyny, jaki widziałem), ale również dlatego, że idealnie pasował do mojego nowego wynalazku.

– Darling! Gdzie ty się podziewałeś?!

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, poczułem czyjąś rękę ciężko lądującą na moim barku i usłyszałem brzdęk bransoletki. Babcia.

– Znalazłeś coś ciekawego?

Skinąłem głową w stronę harpuna.

– Fajny. A ja właśnie kupiłam takie cudo.

Niechętnie oderwałem wzrok i spojrzałem na babcię.

Do wózka stojącego obok niej był przywiązany ogromny obraz wielkości naszego stołu kuchennego. Zdaje się, że przedstawiał lisa na tle zimowego krajobrazu. Autor tego dzieła z pewnością nie był wybitnym malarzem, ponieważ lis miał zaburzone proporcje. Jedna przednia łapa wyglądała jak gruba noga od krzesła, ogon jak ogon wiewiórki, a ponadto było widać dwoje oczu, chociaż lisa, który stał w śnieżnej zaspie i pił wodę z jeziora o dziwnym, różowym kolorze, namalowano z profilu.

– Oj! – rzuciłem.

– Prawda, że robi wrażenie?! – spytała podekscytowana babcia.

– Jest naprawdę…

Szukałem odpowiedniego słowa.

– … unikatowy.

– To Bruno Liljefors! – poinformowała babcia.

Mężczyzna w kombinezonie roboczym prychnął.

– Jak to jest Bruno Liljefors, to ja jestem Zlatan Ibrahimović – oznajmił.

– Drogi panie, wydaje mi się, że znam się na sztuce trochę lepiej niż pan. To jest Bruno Liljefors.

– A ja jestem Zlatan – powiedział mężczyzna. – Chce pani autograf?

Babcia go zignorowała, z zadowoleniem pokiwała głową w kierunku obrazu i oznajmiła:

– Sigge, mój drogi, Bruno Liljefors to szwedzki malarz, najbardziej znany z motywów zwierzęcych i krajobrazów.

– Aha – bąknąłem.

– Ten lis wygląda jakby połknął granat, który rozsadził go od środka – stwierdził mężczyzna.

– To wczesny Liljefors – spokojnie wyjaśniła babcia. – Miał zaledwie szesnaście lat, gdy to namalował. Był wówczas początkującym artystą.

Mężczyzna wyszedł zza stołu i przykucnął przed płótnem.

– Tu jest napisane Rune Liljefors.

– Ślepy pan jest? Nie widzi pan B? – zdenerwowała się babcia.

– To nie jest żadne B, to plama! Zdechła mucha, która przykleiła się do farby albo coś takiego.

– To B!

– Dobra, może i B, ale nawet jeśli, to ten człowiek nazywa się Brune Liljefors.

– Wielkie mi rzeczy, pewnie się pomylił! – oświadczyła poirytowana babcia.

– We własnym nazwisku?

– Drogi panie wszystkowiedzący – powiedziała babcia. – Zdarza się nawet najlepszym. Kiedyś napisałam Charlotte przez trzy „t”. – Spojrzała na mnie, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Tak czy owak, świetnie zakryje dziurę w ścianie! W pokoju z flipperem. To znaczy w twoim pokoju!

– Super – ucieszyłem się. – Wyciągnąłem rękę i ostrożnie dotknąłem lśniącego harpuna. Poczułem pod palcami gładkie drewno. – Babciu, pożyczysz mi pięćset koron? Oddam ci je zaraz po powrocie do domu.

– Pięćset! To przesada! Zdzierca! Dostanie maksymalnie trzysta.

– Przypominam, że wciąż tu stoję i wszystko słyszę – odezwał się mężczyzna.

Nie byłem pewien, co znaczy słowo zdzierca, ale wiedziałem, że nic dobrego.

– Proszę mi powiedzieć – zwróciła się do niego babcia, głęboko spoglądając w jego małe, błękitne oczka przypominające guziki koszuli. – Czy to magiczny harpun?

– Yyyy… nie.

– Czy można nim upolować motocykl?

Mężczyzna uniósł pytająco brwi.

– Czy należał do Jezusa? Nie! A więc dostanie pan za niego trzysta koron – oświadczyła babcia i zaczęła grzebać w swojej złotej, błyszczącej torebce.

Wyjęła portfel i rzuciła na stół trzy banknoty stukoronowe. Trzy stówki, które natychmiast porwał wiatr.

– Oh dear! – krzyknęła babcia i pobiegła za banknotami, które oczywiście pofrunęły w trzy różne strony.

Zaimponowałem samemu sobie tym, że podskoczyłem i udało mi się złapać jeden z nich. Chyba pierwszy raz z życiu skoczyłem tak wysoko! Pomyślałem o zawodach lekkoatletycznych, które odbyły się w mojej starej szkole jakiś miesiąc temu. Przy skoku wzwyż strąciłem wtedy poprzeczkę zawieszoną na zaledwie siedemdziesięciu centymetrach. Mój wuefista westchnął i powiedział: „Co my z tobą zrobimy, Sigge? Nie myśl, tylko skacz! Jak mam sprawić, żebyś wyszedł ze swojej głowy i wszedł w swoje ciało?”.

Odpowiedź była prosta! Pieniądze! Gdyby wymachiwał do mnie stówką po drugiej stronie tego przepoconego materaca, to skoczyłbym co najmniej metr dwadzieścia. Ponadto „Nie myśl” to najgorsza rada, jakiej mi kiedykolwiek udzielono. Próbowałem i to kompletnie niemożliwe.

Drugi banknot utknął w ciernistym krzewie i łatwo go było wyciągnąć, ale trzeci odleciał w siną dal.

– Nie zmieniłam zdania. Dostanie pan dwieście koron – oświadczyła babcia, gdy sytuacja z pieniędzmi została częściowo opanowana.

– Czterysta – nie dawał za wygraną mężczyzna w kombinezonie.

– Dwieście.

– Trzysta pięćdziesiąt.

– Dwieście.

– Trzysta.

– Umowa stoi – powiedziała babcia, sięgnęła po harpun i wręczyła mi go.

Zdziwiło mnie to, jaki jest ciężki, i poczułem takie szczęście, że w moich oczach zaszkliły się łzy.

– Ale trzeci banknot musi pan sobie znaleźć sam. Jest gdzieś tam – oznajmiła babcia i niedbale machnęła ręką całą w pierścionkach w stronę horyzontu.

58 dni do końca

KIEDY ZAMARZNIE PIEKŁO!

– Musimy ci skrócić grzywkę – powiedziała mama.

– Nie, nie musimy.

– Na wszystkich zdjęciach, które zrobiłam ci po Midsommar[1], włosy zasłaniają ci twarz! Nie widać, jak wyglądasz!

– Przecież chyba wiesz, jak wyglądam?

Siedziałem na podłodze i wsuwałem palce w miękkie futro Einsteina. Drapałem go za uszami i patrzyłem, jak rozanielony zamyka oczy i odchyla głowę do tyłu, nos trzymając do góry, jakby był wilkiem, który zaraz zawyje.

– Nie widać ci oczu! – marudziła mama.

Nie do końca miała rację. Powinna była powiedzieć: „Nie widać ci oka”. Drugie było całkowicie widoczne. Miałem ukośną grzywkę, która zasłaniała tylko jedno oko.

Mama wytarła dłonie w fartuch i spróbowała milszym głosem:

– Masz takie ładne oczy.

– Mhm.

– Mamy ich nie oglądać?

– Czyli gdybym miał brzydkie oczy, mógłbym nosić długą grzywkę?

Nagle otworzyły się drzwi i do kuchni weszła babcia ubrana w srebrzysty kombinezon, z papierosem w ustach i z wypchaną łasicą pod pachą. Rozejrzała się, jakby czegoś szukała, i położyła łasicę na kuchennym blacie.

– Błagam cię, Charlotte – powiedziała mama z wyraźnym obrzydzeniem. – Musisz tu kłaść to zaświerzbione zwierzę, gdy gotuję?

– Patience, darling! Przyszłam tylko po przybory do szycia. Widziałaś je gdzieś?

Babcia wrzuciła peta do zlewu i otworzyła spiżarnię.

– Tam ich raczej nie ma.

– Pavlov popękał trochę na czubku głowy. Potrzebuję wytrzymałej nitki albo czegoś innego, równie mocnego, może metalowych nici? Te, które kupiłaś w Netto, nie spełniły moich oczekiwań.

Babcia zgięła się wpół na prostych nogach, otworzyła szafkę i zaczęła ją przeszukiwać. Chyba nie mogła przykucnąć. Nigdy nie widziałem, żeby kucała.

– Ach tak – rzuciła mama z irytacją w głosie.

– Darling, to nie była krytyka, tylko informacja.

Podszedłem do Pavlova i ostrożnie dotknąłem jego głowy, z której wystawało biało–szare, puchate wypełnienie. Jakby był zrobiony z puchu. Mama dalej kroiła cebulę szybkimi, nerwowymi ruchami.

– Tak czy inaczej, umówiłam cię na jutro do fryzjera – poinformowała mnie.

– Odwołaj to, nie zamierzam się strzyc – odparłem.

Einstein uparcie popychał moje ramię mokrym nosem, dając mi do zrozumienia, że mam go dalej drapać za uchem.

– Dlaczego ma się ostrzyc? – spytała babcia.

– Bo nie widać mu twarzy.

– Kto by chciał oglądać jego twarz? – Babcia się uśmiechnęła i uszczypnęła mnie w policzek.

– Żartowałam, darling. Jesteś inteligentny, więc rozumiesz moje żarty. Twoja twarz jest absolutnie urocza. Powinna się znaleźć na znaczkach pocztowych.

– Jesteś umówiony na jutro, na czternastą, do fryzjera w centrum. Mamo, mogłabyś z nim pójść? Proszę. Mam jutro rozmowę o pracę.

– Charlotte – poprawiła ją babcia.

– Proszę, Charlotte – powiedziała mama zniecierpliwionym głosem. – Pójdziesz z nim?

Babcia nie chciała być nazywana mamą ani babcią. Nie chciała, żeby „jej umniejszano jako człowiekowi”, jak to określiła. Wpadła na to kilka miesięcy przed tym, jak się do niej wprowadziliśmy, więc jeszcze nikt nie zdążył się do tego przyzwyczaić. Nie do końca rozumiałem, o co jej chodzi, ale uważała, że słowa „mama” i „babcia” mają wydźwięk, z którym ona się nie identyfikuje. Że w tych słowach jest zawarte oczekiwanie, że się nami zaopiekuje, a tego nie chciała. I nie chodziło o to, że tego nie chce. Chciała tego – czasami. Po prostu nie chciała, żeby to było takie oczywiste.

Jej imię wymawia się z angielskim akcentem. Chaaarlotte. Babcia jest w połowie Angielką, w jednej czwartej Niemką i w jednej czwartej Norweżką. I według mamy w stu procentach niespełna rozumu. Chociaż babcia twierdzi, że zwierzęta mieszane są mądrzejsze niż te czystej krwi. To mnie cieszy, bo jestem w połowie Australijczykiem, w jednej czwartej Szwedem, w jednej ósmej Anglikiem, w jednej szesnastej Niemcem i też w jednej szesnastej Norwegiem. Chociaż, szczerze mówiąc, najbardziej czuję się Szwedem.

– Chyba sam może pójść do fryzjera, ma dwanaście lat – stwierdziła babcia.

– Wiem, że może pójść sam, ale problem polega na tym, że nie pójdzie, bo nie chce się ostrzyc.

– W takim razie nie rozumiem, dlaczego go umówiłaś.

– Bo musi ćwiczyć swoje słabsze oko!

– Oh dear. Nie wiedziałam, że wizyta u fryzjera może być takim problemem.

Nagle zadzwonił telefon. Czerwony, stary, plastikowy aparat ze spiralnym kablem przymocowany do ściany w przedpokoju.

– Saved by the bell – powiedziała babcia i mrugnęła do mnie, po czym odebrała profesjonalnym głosem: – The Royal Grand Golden Hotel Skärblacka. Charlotte speaking.

Potem przez chwilę milczała, kiwała głową i słuchała.

– Niestety, nie. Naprawdę mi przykro, ale hotel ma pełne obłożenie. Przez całe lato. Wszystkie pokoje. Tak. Mam nadzieję, że znajdzie pani coś innego. Bye, bye!

Odwiesiła słuchawkę.

Mama uniosła podejrzliwie brwi.

– The Royal Grand Golden Hotel Skärblacka? Naprawdę tak się nazywa?

– Tak, jakiś czas temu zmieniłam nazwę. Hotel Skärblacka brzmiał strasznie drętwo.

– Ale, mamo, The Royal Grand Golden Hotel… czy to nie przesada?

– Bynajmniej. Przecież to największy hotel w Skärblace.

– To jedyny hotel w Skärblace!

– Właśnie! – przyznała z zadowoleniem babcia. – A tym samym największy i najwspanialszy.

Mama przewróciła oczami, zsuwając cebulę z deski do krojenia na patelnię. Natychmiast zaczęło skwierczeć.

– A tak w ogóle, to sama mogę go ostrzyc, jeśli to takie ważne. Zaoszczędzisz parę koron – zaproponowała babcia.

– Właściwie dlaczego nie – stwierdziła mama, która zawsze była oszczędna. – Naprawdę myślisz, że dasz radę?

– Jasne. Co roku latem strzygę Einsteina, to nic trudnego. A tobie będzie tu łatwiej usiedzieć spokojnie, prawda Sigge? W nagrodę dostaniesz Frolic[2].

– Sigge, co ty na to? – spytała mama, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

– When hell freezes over – odparłem tekstem zasłyszanym kiedyś w jakimś filmie. To znaczy „kiedy piekło zamarznie”. Czyli nigdy.

MOJE OKO ZOMBIE

Tak. Mam zeza. To oznacza, że jedno oko cały czas wydaje się patrzeć na mój nos, chociaż ja wcale tego nie chcę. Kiedy byłem mały, nosiłem plastry okulistyczne na zdrowym oku, żeby wzmocnić to chore, ponieważ istniało ryzyko, że mózg, by nie widzieć podwójnie, wyłączy je z pracy i w efekcie miałbym tylko jedno oko. To znaczy wciąż miałbym dwoje oczu, ale jedno prawie ślepe.

Nienawidziłem badania wzroku i nienawidziłem tych plastrów. Za każdym razem, gdy je zmieniali, miałem wrażenie, że zrywają mi całą brew.

Plaster miał kolor cielisty. Jak to plaster. Problem w tym, że moja skóra nie była beżowa i wcale się z nią nie zlewał. Rzucał się w oczy.

Pewnego weekendu, gdy zajmowała się mną babcia, poprosiłem, by namalowała na plastrze oko. Miałem nadzieję, że dzięki temu plaster nie będzie tak bardzo widoczny. Babcia potraktowała moją prośbę poważnie i wyjęła maleńkie słoiczki z farbami, należące kiedyś do dziadka. Używał tych farb do malowania modeli kolejek, które teraz stały w piwnicy.

Babcia pozwoliła sobie na dużą artystyczną dowolność. Namalowała oko zombie, okrągłe jak piłeczka pingpongowa, wypadające z oczodołu, jeśli wiecie, co mam na myśli. Wyglądało jak zawieszone na bardzo krótkim, czerwonym strzępie mięsa. Tęczówka była taka jak moja, ciemnozielona ze złoto–brązową obwódką, ale wewnątrz niej babcia namalowała czerwone kreski, jakby oko było przekrwione. Spodobało mi się, chociaż nie do końca tego się spodziewałem. Powodem, dla którego zapamiętałem je z takimi szczegółami, było to, że następnego dnia robiono nam w przedszkolu zdjęcia. Mama nie była zachwycona. Za to babcia owszem. Kupiła mnóstwo zdjęć, naklejek i magnesów na lodówkę z moją podobizną, które potem rozdała rodzinie i przyjaciołom. Prezenty gwiazdkowe roku, jak je nazwała. Mieliśmy taki magnes na lodówce w naszym starym mieszkaniu w Sztokholmie. Tutaj, w Skärblace, babcia ma takie trzy, a w sypialni duże zdjęcie w ramce. Uważa, że to moja najlepsza fotka.

Jest tylko jedna rzecz, której nienawidzę bardziej od plastrów na oku, a mianowicie tego, że wciąż mam zeza. Wprawdzie nie widać go aż tak bardzo, gdy mam na nosie okulary, lecz one są strasznie brzydkie. Mają oprawki z beżowego plastiku, a szkła grube jak denka od butelek. Powiększają mi oczy. Wyglądam w nich jak Minionek. No proszę was… Żartuję mówiąc o zezie, choć tak naprawdę mam ochotę płakać. Chcecie poznać mój sekret? Chciałbym pracować w telewizji i prowadzić takie programy jak na przykład Klinika Weterynaryjna. Albo jeszcze bardziej jakiś program o wynalazkach. Może taki, w którym dzieci wymyślają różne zabawne maszyny i apki, a potem tworzą je w rzeczywistości. Ale widzieliście kiedyś zezowatego prezentera telewizyjnego? Nie. Bo tacy najwyraźniej nie pracują w telewizji, tylko w radiu albo w jakiejś gazecie, gdzie ich nie widać. Dlatego zapuściłem grzywkę, by ukryć zeza. Prędzej dam się porąbać siekierą, niż pozwolę sobie ją obciąć.

[1] Midsommar (szw.) – jedno z najpopularniejszych świąt w Szwecji. Jest to święto ruchome, które obchodzi się zawsze w piątek między 19 a 25 czerwca.

[2] Karma dla psa.

57 dni do końca

OGÓLEK I JELLY BEANS

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Sasha ma dwanaście lat. Marzy o tym, by zostać królowa śmiechu. By zostać Comedy Queen. Jej mama często mawiała, ze niektórzy ludzie maja funny bones, czyli zabawne kości. Dzięki temu rozśmieszanie innych przychodzi im z łatwością. Tyle że mama Sashy już nie żyje.

Comedy Queen to cudowna opowieść o miłości, odwadze, tęsknocie i śmiechu. Wzruszająca, zabawna i doskonała. Jenny Jägerfeld jest w Szwecji uważana za współczesna Astrid Lindgren i nie ma w tym porównaniu ani odrobiny przesady. Przekonajcie się sami!

Najlepsza szwedzka powieść dla młodzieży ostatnich lat! Nagroda dla najlepszej książki dla dzieci. Nagroda Szwedzkiego Radia dla najlepszej książki dla dzieci. Nominacja dla najlepszej książki dla dzieci i młodzieży

Zdobywca najważniejszej czeskiej nagrody literackiej Magnesia Litera! Cały świat w jednej powieści? Tak, to możliwe!

Przed Wami jedna z najlepszych książek czeskiej literatury współczesnej! Josef Pánek zabiera Was w podroż, jakiej jeszcze nie zaznaliście! Przemierzycie z nim niemal całą kulę ziemską, a on opowie Wam o niej w sposób, w jaki nigdy wcześniej nikt o niej nie opowiadał.

„Książka Josefa Pánka jest tak zaskakująca i charakterystyczna pod względem stylu i poruszanych tematów, ponieważ nie wzoruje się na żadnym współczesnym trendzie literackim. Wprawdzie porusza większość aktualnych kwestii takich jak ksenofobia, rasizm i inne globalne zjawiska społeczne, ale robi to z klasa, humorem i swada bliska Hrabalowi, Haškowi czy Demlowi”.

Kapituła Nagrody Magnesia Litera

Dwunastoletnia Basia, jej starsza siostra Kasia oraz rodzice tworzą na pozór typową i szczęśliwą rodzinę. Jednak pod powłoką tak zwanej normalności skrywają się wzajemne pretensje, problemy i brak zrozumienia. Dojrzewająca Basia odkrywa w sobie talent plastyczny, lecz im bardziej próbuje żyć w zgodzie z własną naturą, tym usilniej

Czy tak młoda dziewczyna ma szansę ucieczki z życiowej pułapki? Czy jako społeczeństwo wykształciliśmy odpowiedni system pomocy dzieciom? Czy przepaść między córką a rodzicami jest możliwa do przeskoczenia?

Petra Dvořáková, jedna z najważniejszych czeskich pisarek współczesnych, bezkompromisowo porusza ważne tematy społeczne, ubierając je w świetną fabułę. Ta książka to lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy pragną znaleźć klucz do świata dziecięcych emocji.

Jeremiasz jest inny. Żyje w świecie, w którym dni tygodnia maja swoje kolory, a najlepsza zabawka jest zamek błyskawiczny. Jeremiasz wychodzi z domu tylko z olbrzymia pokrywka. Opiekuje się nim siostra Pamela. Dlaczego to właśnie ona rozumie go najlepiej?

Chłopiec, jego siostra oraz ich mama przeprowadzają się do kolejnego miasta. Muszą rozpocząć życie na nowo. Czy tym razem im się to uda?

Ta pełna ciepła i humoru historia łamie serca i uczy zrozumienia.

Drugi tom trylogii Dziewczyny na smyczy, poświęconej problemom nastolatek.

„Pamiętaj, żebyś nigdy nie stała się taka jak ja!” – te słowa matki towarzyszyły Marcie od najmłodszych lat. Musi być szczupła. To jest jedyny cel jej życia. „Nie jedz tyle czekolady, nie podjadaj cukierków, nie smaruj tak grubo masłem!” Czy te zaklęcia zadziałały? I czy szczupłość jest gwarancja szczęścia?

Samotna matka pragnie ustrzec córkę Martę przed otyłością, ponieważ to właśnie w tuszy opatruje źródła wszystkich swoich problemów: samotności, bezradności, smutku i leku. Natomiast Marta miota się między miłością do matki a młodzieńczym buntem. Na przemian głoduje i zatraca się w jedzeniu. W końcu pojawiają się u niej zaburzenia odżywiania, z którymi dziewczyna nie potrafi sobie poradzić. Traci poczucie własnej wartości, gubi sens życia i przestaje wieżyc w to, ze kiedykolwiek osiągnie szczęście i że na nie zasługuje. To ostatnia chwila, by ja uratować.

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
59 dni do końca: MAGICZNY HARPUN
58 dni do końca: KIEDY ZAMARZNIE PIEKŁO!
MOJE OKO ZOMBIE
57 dni do końca: OGÓLEK I JELLY BEANS
BEZNADZIEJNY PRZYPADEK
NIEBO I WYPCHANA WYDRA
55 dni do końca: TRZY ZAMROŻONE KIEŁBASKI W MINUTĘ
JAK PERKOZ ZOSTAŁ KRÓLIKIEM
52 dni do końca: EINSTEIN, MOJA NAJUKOCHAŃSZA CZAPKA
51 dni do końca: GRA W KOŚCI W SKÓRZANYCH SPODNIACH
49 dni do końca: ŻĄGLUJĄCA MAŁPKA
SŁODKA ZEMSTA
48 dni do końca: CZĘSTOWANIE PAPIEROSAMI
SEKRETNY MILION W BANKU!
DZIEŃ DOBRY! UKRADZIONO MI KRASNALA OGRODOWEGO!
45 dni do końca: EMOTKA KUPY
KRASNAL W SPA
44 dni do końca: LIS PIJĄCY MILKSHAKE'A
KRILLE BEZA
BYĆ SOBĄ
43 dni do końca: KOPNIAK W TYŁEK NA SZCZĘŚCIE
IMPREZOWE NORKI
42 dni do końca: SMOOTHIE Z ŁOSOSIEM I TRZY ZŁOTKA
41 dni do końca: ZSZYWANIE ROSOMAKOWYCH TYŁKÓW
40 dni do końca: ZNIENAWIDZONA PIŁKA
38 dni do końca: CHOLERNY BANAN
36 dni do końca: GRUBY CZARNY MUMINEK
34 dni do końca: NIE CHCĘ, ŻEBY EINSTEIN ZJADŁ TARZANA
31 dni do końca: WSZYSTKO DLA SZTUKI
28 dni do końca: ŻÓŁWICA NA GIGANCIE!
TRZY WŚCIEKŁE EMOTKI DIABŁA
27 dni do końca: BAGIETKI, ŚMIERDZĄCE SERY I MĘŻCZYŹNI W BERETACH
NAJSZCZĘŚLIWSZY KRASNAL NA ŚWIECIE
22 dni do końca: ŻÓŁW W BAGAŻNIKU
MAŁPA Z ALZHEIMEREM
21 dni do końca: NORKI W ŁAZIENCE
DWIE TAJEMNICE I LATAJĄCY KROKODYL
ISKIERKA NADZIEI
20 dni do końca: JAK RÓŻOWA WATA CUKROWA
19 dni do końca: TYLKO BÖJRE
17 dni do końca: BON JOUR I AUF WIEDERSEHEN!
16 dni do końca: SZAŁOWE OKULARY
14 dni do końca: SYJAMSKI KOT-MELOMAN SZUKA KONIA Z POCZUCIEM HUMORU
9 dni do końca: MOJE ROLKI W MIĘSIE MIELONYM
8 dni do końca: KATASTROFA!
6 dni do końca: MOJE BEZNADZIEJNE ŻYCIE
5 dni do końca: POTRÓJNY WILDE