Modlitwa w tradycji Kościoła - Piotr Łabuda (red.) - ebook

Modlitwa w tradycji Kościoła ebook

Piotr Łabuda (red.)

0,0

Opis

Wszystko może być modlitwą, ale pod warunkiem: że to nie jest usprawiedliwienie tego, iż ja w ogóle nie znajduję czasu, aby oddawać chwałę Bogu na modlitwie w sensie ścisłym. Bo prawdopodobnie, gdy ktoś nie będzie miał takich stałych punktów w ciągu dnia czy tygodnia na modlitwę, wtedy ta modlitwa będzie byle jaka. Można się modlić pracując, można się modlić w innych sytuacjach, natomiast to nie może być usprawiedliwienie, że nie mamy czasu na modlitwę w wyciszeniu. Jeśli człowiek żyje Ewangelią, to wszystko, co czyni, jest ewangeliczne"

(z rozmowy z ks. bpem Leszkiem Leszkiewiczem)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 337

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Modlitwa w tradycji Kościoła

Źródło Wody Żywej

Modlitwa w tradycji Kościoła

pod redakcją

ks. Piotra Łabudy

Tarnów 2022

© Copyright by Wydawnictwo Diecezji Tarnowskiej BIBLOS, 2022

Projekt okładki: Mateusz Kowal

Nihil obstat

Tarnów, dnia 31.10.2022 r.

ks. prof. dr hab. Janusz Królikowski

Imprimatur

OW-2.2/36/22, Tarnów, dnia 03.11.2022 r.

Wikariusz generalny

† Stanisław Salaterski

Recenzja naukowa:

ks. dr hab. Sławomir Stasiak, prof. PWT; ks. prof. dr hab. Mirosław S. Wróbel

Publikacja dofinansowana z subwencji dla Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie przyznanej w roku 2022

Druk: Poligrafia Wydawnictwa Biblos

ISBN 978-83-7793-909-3

Plac Katedralny 6, 33-100 Tarnów

14 621 27 77

[email protected]

www.biblos.pl

@wydawnictwobiblos

O modlitwie z księdzem biskupem Leszkiem Leszkiewiczem rozmawia ksiądz Marcin Gryzło

Księże Biskupie, czym dla Księdza jest modlitwa?

Można o modlitwie mówić bardzo wiele, można też na jej temat wiele przeczytać. Nigdy w historii Kościoła nie było tak dużo pomocy, jeśli chodzi o modlitwę – zarówno teoretycznych rozważań o modlitwie, jak i przykładów modlitw. Modlitwa to jest wejście w relację z Panem Bogiem – to w niej jest najważniejsze. Bo pacierz może być powtarzaniem formuł bez większej troski o to, z Kim rozmawiam, do Kogo się zwracam i Kogo chcę słuchać. W modlitwie tak bardzo ważne jest to, że ja nawiązuję relację z Bogiem, a Bóg jest nastawiony na relację ze mną. To jest bardzo ważna rzecz, aby modlitwa była rzeczywistością żywą, dynamiczną. Mamy pozostawać otwarci na to, że dziś modlimy się tak, jak czujemy, a jutro ta modlitwa będzie już inaczej wyglądać. Ta relacyjność wymaga od nas, aby stawać przed Panem Bogiem, z całą swoją historią, całym – wciąż rosnącym – bagażem swojego doświadczenia. Jeśli patrzymy na bohaterów Pisma Świętego czy na mistrzów modlitwy znanych z historii Kościoła, to widzimy, że oni zawsze stawali do modlitwy w konkretnych okolicznościach życiowych. Ich modlitwa była niekiedy prowokowana przez wydarzenia, w których uczestniczyli. Oni wnosili w modlitwę doświadczenie, które było ich udziałem. Modląc się w ten sposób, różnimy się od tych, którzy wypowiadają zwyczajowe formuły tylko po to, aby zaspokoić bóstwo.

Modlitwa towarzyszy nam od samego początku, często jednak nasuwa się pytanie, czy Pan Bóg wysłuchuje naszych modlitw. Co zrobić, aby modlitwa była wysłuchana przez Boga?

Może użyję porównania. Papież Franciszek często powtarza, że Pan Bóg się nie męczy przebaczając nam. Da się jednak też powiedzieć, że Pan Bóg nie męczy się słuchając nas – On chce nas słuchać; chce również, abyśmy mówili do Niego i Go słuchali. Ktoś, kto modli się autentycznie, ma takie doświadczenie, że jego słowa nie trafiają w pustkę, ale trafiają do Pan Boga. Natomiast pojawia się kwestia, co jest przedmiotem naszej modlitwy – czy my chcemy porozmawiać z Panem Bogiem, mając świadomość, że On jest Bogiem, a my jesteśmy stworzeniem, i ufając, że On lepiej wie, czego nam potrzeba? Jeśli to dobrze rozumiemy, to nasza modlitwa nie będzie daremna i zobaczymy w życiu owoce naszej rozmowy z Bogiem; jeśli nie, to będziemy trochę jak dzieci, które próbują wymusić coś na rodzicach, podpowiadając jakieś konkretne rozwiązanie, mające nas uszczęśliwić. A widząc, że nie dzieje się tak, jak sobie to wyobrażaliśmy, ulegamy zmęczeniu modlitwą i uznajemy ją za bezowocną.

Mówi Ksiądz Biskup, że Pan Bóg nie męczy się, słuchając nas. Czy zatem można modlić się, powtarzając te same rzeczy?

Jak najbardziej – to jest też wpisane w rytm modlitwy. Najlepszy przykład to Msza św. Jest powtarzaniem tego samego obrzędu, ale jednocześnie jest to rzeczywistość żywa i dynamiczna, w której jest obecny Pan Bóg. W tych naszych modlitwach świadomość powtarzanych formuł modlitewnych jest nam potrzebna, abyśmy wiedzieli, że rozmawiamy z tym samym Bogiem, który jest naszym Ojcem i który nas słucha. Trudno zakładać, że człowiek będzie tak kreatywny, iż będzie każdego dnia używał w modlitwie innych słów. Groziłoby to zresztą jakimś rodzajem narcyzmu, gdybyśmy czerpali zadowolenie z tego, że dzisiaj udało się nam tak ładnie powiedzieć coś Bogu, że On sam się zadziwił. Nie o to chodzi w modlitwie. Chodzi o to, aby nie wypowiadać formuł modlitewnych bezmyślnie.

W Eucharystii, która jest najpiękniejszą modlitwą Kościoła, może uczestniczyć człowiek, który ma głęboką relację z Panem Bogiem, taki, który tkwi w grzechu czy wreszcie ktoś, kto poszukuje Boga w swoim życiu. Jaka będzie różnica w modlitwie między nimi?

Jeśli przychodzą ze względu na Pana Boga, to każdy z nich będzie się modlił i żadna z tych modlitw nie będzie przez Pana Boga odrzucona. Człowiek, który jest w stanie łaski uświęcającej i prowadzi święte życie, ma, wydaje się, łatwy dostęp do Pana Boga i jego relacja jest bardzo intensywna – więc ta modlitwa jest miła Panu Bogu jak woń kadzidła. Człowiek grzeszny, który się modli, szuka ratunku – woła do Niego, wyciąga ręce – wie, że ten ratunek tylko od Pana Boga pochodzi. I to jest piękna modlitwa, której Bóg wysłuchuje. Ważne jest, aby w takiej sytuacji usłyszeć, jak Pan Bóg chce nam pomóc, aby owocem było nawrócenie.

W Piśmie Świętym, w Liście św. Jakuba, a dokładnie w rozdziale czwartym czytamy takie słowa: „Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz”. Księże Biskupie, jakie mogą być przeszkody dla skutecznej modlitwy?

Myślę, że pierwszą bardzo poważną przeszkodą jest to, że sami nie chcemy się modlić. Jeśli nie ma w nas pragnienia spotkania z Bogiem, to nie będziemy się modlić albo nasza modlitwa będzie niewłaściwa. Jeśli chcemy się modlić, to musimy znaleźć czas na modlitwę. Bardzo często oskarżamy się na przykład w konfesjonale, że nie mamy czasu na modlitwę. A przecież jeśli nie mam czasu na modlitwę, to daleko jestem od Pana Boga. Warto, aby zachować to, czego nauczyliśmy się w naszych domach – pierwszych szkołach modlitwy – aby mieć czas na modlitwę rano, gdy rozpoczynamy dzień, i wieczorem, gdy ten dzień kończymy. Dzisiaj wielu z nas częściej zaczyna i kończy dzień od tego, aby sprawdzić nowe wiadomości na smartfonie, który staje się bożkiem.

Kolejna rzecz to rozproszenia, a więc to wszystko, co odciąga nasze serce od modlitwy. Jeśli brakuje mi takiej samodyscypliny, że teraz się modlę i nic innego nie jest dla mnie ważne: ani radio, ani telewizja, ani komputer, ani telefon – to znaczy, że ja także nie potrafię się modlić. Pan Bóg nie będzie konkurował z czymkolwiek lub z kimkolwiek. Człowiek, który się modli, cały oddaje się do dyspozycji Boga. Ważne, abyśmy umieli sobie narzucić dyscyplinę, sprawiającą, że gdy się modlimy, wtedy inne rzeczy przestają być dla nas ważne. Tylko w ten sposób osiągniemy stan niezbędnego wyciszenia.

Ktoś może powiedzieć, że tych obowiązków jest dzisiaj tak dużo, że rzeczywiście brakuje nam czasu. Jedyne, co możemy zrobić, to połączyć ich spełnianie z modlitwą. Czy jednak praca może być modlitwą?

Wszystko może być modlitwą, ale pod jednym warunkiem: że to nie jest usprawiedliwienie tego, iż ja w ogóle nie znajduję czasu, aby oddawać chwałę Bogu na modlitwie w sensie ścisłym. Bo prawdopodobnie, gdy ktoś nie będzie miał takich stałych punktów w ciągu dnia czy tygodnia na modlitwę, wtedy ta modlitwa będzie byle jaka. Można się modlić pracując, można się modlić w innych sytuacjach, natomiast to nie może być usprawiedliwienie, że nie mamy czasu na modlitwę w wyciszeniu. Jeśli człowiek żyje Ewangelią, to wszystko, co czyni, jest ewangeliczne.

Dlaczego naszą modlitwę kończymy słowem „Amen”?

Tym słowem „Amen” chcemy powiedzieć: niech się tak stanie, jak mówiliśmy; niech się stanie jak Ty, Boże, słyszałeś. Niech się tak stanie, jak Ty chcesz to pobłogosławić. To jest krótkie słowo, które wszyscy znamy, ale i ono jest modlitwą.

Rozmowa przeprowadzona w studiu radia RDN Małopolska w dniu 3 października 2021 r.

Ks. Antoni Żurek

Praktyka modlitwy wśród pierwszych chrześcijan

Człowiek skłania się do modlitwy głównie z dwóch powodów: albo z wewnętrznej potrzeby szukania kontaktu z Bogiem, albo z obowiązku, jaki nakłada na niego religia, którą wyznaje. Ta prawidłowość oczywiście łatwa jest do zaobserwowania w życiu pierwszych chrześcijan, dla których modlitwa – w różnych jej formach – płynęła z potrzeby serca i jednocześnie była – zwłaszcza niektóre jej formy – zrozumiałym obowiązkiem. Potwierdzają to liczne źródła, dzięki czemu zjawisko to możemy nie tylko obserwować, ale też dość szczegółowo badać.

Źródła wiedzy

Fenomen modlitwy poznajemy przede wszystkim ze źródeł pisanych, ale również – choć w mniejszym stopniu – z zabytków sztuki, z pozostałości architektonicznych, zwyczajów, które przetrwały. Każde z tych źródeł, poprawnie interpretowane, dostarcza informacji, które razem złożone dają pełny i w miarę szczegółowy obraz.

Mówiąc o źródłach pisanych, mamy na uwadze głównie świadectwa w postaci tekstów wczesnochrześcijańskich, podejmujących wprost albo pośrednio interesujący nas temat. Do najważniejszych należą traktaty i kazania koncentrujące się na temacie modlitwy oraz, rzecz jasna, teksty samych modlitw. Już najstarsze pisma chrześcijańskie (np. List do gminy w Koryncie św. Klemensa Rzymskiego, Didachè) zawierają teksty modlitw oraz krótkie wzmianki o ich stosowaniu. Pojawiają się lakoniczne informacje, że ktoś się modli czy też zachęca do modlitwy (zob. św. Ignacy Antiocheński, Do Kościoła w Smyrnie,11,1-3; Hermas, Pasterz [tu: Widzenie 2, 5,1-3]). Takie uwagi spotkać można bardzo często, zwłaszcza w pismach o charakterze hagiograficznym. Jeśli mowa o tekstach modlitw, to zazwyczaj chodzi o te, które wykorzystywano podczas sprawowania Eucharystii. W IV w. pojawią się wręcz całe anafory, czyli – jak dziś mówimy – modlitwy eucharystyczne.

W miarę rozwoju piśmiennictwa chrześcijańskiego wzmianek na temat modlitwy będzie przybywać. Teksty modlitw i informacje na ich temat pojawią się w aktach męczenników oraz opisach męczeństw pochodzących z II w. Najczęściej będą to cytaty z modlitw odmawianych przez męczenników prowadzonych na miejsce kaźni albo z okresu ich uwięzienia. Jak się wtedy modlili? Św. Polikarp w chwili aresztowania poprosił, aby dano mu jedną godzinę, bo chciał się pomodlić. Ci, którzy po niego przyszli, zgodzili się na to, a on

„przez dwie godziny nie mógł przestać mówić […]. W modlitwie swojej wspomniał wszystkich, a szczególnie tych, z którymi kiedykolwiek się spotkał […], wspomniał też cały Kościół” (Męczeństwo św. Polikarpa,7-8)1.

Musiał się modlić głośno, własnymi słowami, skoro świadkowie to słyszeli. Podobnie modlił się później, już przed samą śmiercią. W dzienniczku męczennicy Perpetuy co chwila trafiamy na informację, że uwięzieni chrześcijanie modlili się, choć niewiele wiemy, w jaki sposób i jakimi modlitwami; tyle, że gdy już szli na arenę, gdzie mieli ponieść śmierć, „Perpetua zaczęła śpiewać psalm” (Męczeństwo św. Perpetuy i Felicyty,18)2. Takie informacje, czasem z tekstem modlitwy, znaleźć można przy opisie każdego męczeństwa3.

Najwcześniejsze rozprawy na temat modlitwy pojawiły się w pierwszej połowie III w. Są to przede wszystkim traktaty poświęcone podstawowej modlitwie chrześcijan, czyli Modlitwie Pańskiej. Najstarszy z takich traktatów wyszedł spod pióra osoby świeckiej, Tertuliana, na przełomie II i III w. Autor ten napisał mały podręcznik zatytułowany O modlitwie, przeznaczony w pierwszym rzędzie dla katechumenów, a więc dla ludzi dopiero przygotowujących się do chrztu. Dziełko to zawiera szereg rad dotyczących modlitwy osobistej, która od chwili chrztu miała się stać codzienną praktyką każdego chrześcijanina. Tertulian w bardzo prosty sposób poucza o praktycznych kwestiach związanych tak z prywatną modlitwą, jak i modlitwą w ogóle. Ponieważ podstawową modlitwą było Ojcze nasz,więc w traktacie znalazł się krótki komentarz do tej modlitwy.

Podobne traktaty, czasem wzorowane na Tertulianie, później będą się pojawiać systematycznie4. Z czasem zastąpią je katechezy i kazania poświęcone Modlitwie Pańskiej. Modlitwa ta była, co najmniej od IV w., elementem katechezy dla katechumenów. Im właśnie – albo tuż przed samym chrztem, albo już w ramach katechez mistagogicznych – objaśniano treść tej modlitwy5. Uczono ich w ten sposób, jak mają zwracać się do poznanego Boga, którego dziećmi stali się w chwili chrztu. Niektórzy biskupi naukę i objaśnienie Modlitwy Pańskiej łączyli ze specjalnym obrzędem. Św. Augustyn najpierw uroczyście „przekazywał” Modlitwę Pańską, przy okazji ją objaśniając, a później dawał im kilka dni czasu na nauczenie się jej na pamięć (zob. św. Augustyn, Kazania 58,1). Znajomością tej modlitwy mieli się wykazać podczas pierwszej Eucharystii, w jakiej brali udział po chrzcie. Wówczas odmawiano ją wspólnie.

Z IV w. pochodzą też pierwsze teoretyczne rozprawy na temat modlitwy. Ich powstanie wiąże się z pojawieniem się życia monastycznego. Jego istotnym elementem była modlitwa. Była to modlitwa prywatna każdego mnicha, który na swój sposób starał się rozmawiać z Bogiem. Tymi doświadczeniami mnisi dzielili się między sobą, a wreszcie zaczęto je spisywać i poddawać systematycznemu opracowywaniu. Za pierwszego takiego teoretyka modlitwy uchodzi Ewagriusz z Pontu, wykształcony człowiek, który po latach praktykowania ascezy wśród mnichów i długim czasie spędzonym na rozmyślaniach i kontemplacji ujął swoje doświadczenia modlitwy i przemyślenia na jej temat w formie traktatów. Są to małe podręczniki modlitwy dla ludzi zaawansowanych już w tej dziedzinie.

Podobną funkcję pełnią konferencje św. Jana Kasjana z nieco późniejszego okresu. Ich zadaniem jest wprowadzenie w świat modlitwy adeptów życia monastycznego, a więc ludzi podejmujących ten styl życia. Tego typu rozpraw będzie później przybywać, zwłaszcza na Wschodzie. Tam właśnie pojawią się wielcy mistrzowie medytacji i kontemplacji, a więc modlitwy bardzo wysublimowanej.

Nieco inny charakter ma list św. Augustyna, który w odpowiedzi na prośbę pobożnej chrześcijanki Proby wprowadza ją w praktykę modlitwy, podając podstawowe informacje praktyczne i przybliżając teologiczne jej podstawy (zob. św. Augustyn, Listy, 130). Tekst odznacza się prostotą, a jednocześnie przybliża głębię modlitwy samego św. Augustyna, bo dzieli się on własnymi doświadczeniami w tej dziedzinie.

Oprócz tych rozpraw istnieje ogromna ilość wypowiedzi na temat bądź to konkretnej modlitwy, bądź to samej jej praktyki w kazaniach, katechezach, komentarzach i traktatach ojców Kościoła. Każdy z biskupów w swoim przepowiadaniu często poruszał tę tematykę, ukazując przeróżne jej aspekty. Oni nie tylko o modlitwie mówili, ale bardzo często włączali tekst swojej modlitwy do traktatu, kazania czy też jakiegoś innego wystąpienia.

Podobnych informacji dostarczają nam zabytki sztuki i architektury. Wystarczy wspomnieć motyw oranta w sztuce chrześcijańskiej, inskrypcje z modlitwami na grobach czy wreszcie same świątynie i przedmioty kultu, które były nierozłącznie związane z modlitwą chrześcijan.

Modlitwa publiczna i prywatna

W oparciu o informacje zawarte we wspomnianych źródłach możemy pokusić się o sformułowanie szeregu uwag dotyczących modlitwy w starożytnym Kościele. Należy zacząć od kwestii ogólnych, a do takich należy prosta konstatacja: chrześcijanie modlili się publicznie i prywatnie. Modlitwa publiczna to przede wszystkim liturgia eucharystyczna, na którą wyznawcy Chrystusa schodzili się w określone miejsca, o ustalonej porze. Ta modlitwa od samego początku miała swój ustalony przebieg, jednakowy we wszystkich wspólnotach. Określony był też sposób, w jaki każdy z uczestników tej liturgii brał w niej udział. Przewodniczył jej biskup, ewentualnie delegowany przez niego jeden z prezbiterów. Wyznaczone funkcje mieli diakoni, lektorzy, a także poszczególni wierni. Sposób sprawowania oraz funkcje poszczególnych osób były stopniowo dopracowywane i regulowane w formie przepisów liturgicznych, a ocena ich przestrzegania należała do kompetencji powołanych do tego instytucji kościelnych.

Poza Eucharystią chrześcijanie mogli się spotykać i wspólnie modlić, śpiewając i recytując – jak to mówią niektóre teksty – „psalmy i hymny”. Być może było to łączone z czytaniem Pisma Świętego, ale tego typu nabożeństw nie regulowały żadne przepisy i nie były one ujęte w ścisłe formy. Były na przykład czuwania nocne, ale nie mamy wiedzy, jak one wyglądały. Równie mało wiemy o modlitwach na grobach męczenników, choć wiemy, że takie były już od II w. Pewne teksty sugerują spotkania w małych grupach, podczas których też się modlono (zob. Tertulian, O modlitwie, 26). Wspólna modlitwa była też elementem każdego nieformalnego spotkania chrześcijan, na przykład na wspólnym posiłku. Recytowano wówczas psalmy, a duchowni udzielali błogosławieństwa (zob. św. Hipolit Rzymski, Tradycja apostolska,25).

Inaczej wyglądała modlitwa prywatna, odmawiana indywidualnie przez każdego ochrzczonego. Taką modlitwę traktowano jednocześnie jako obowiązek i przywilej każdego chrześcijanina, o czym mogli przypominać duszpasterze i co w jakimś sensie regulowało powstające prawo kościelne. Generalnie kierowano się w tym przypadku wskazówkami Pisma Świętego, które później duszpasterze przekuwali na konkretne przepisy. Jak zostało wspomniane, tę modlitwę, jakkolwiek prywatną, traktowana jako obowiązek i przywilej. Widziano w niej obowiązek, bo taki nakaz wynika z Pisma Świętego, choćby z ewangelii, w których jest zachęta do modlitwy i podany jej sposób (Mt 6,7n.; Łk 11,1n.). Kościół natomiast uszczegóławiał te wskazówki, określając czas, a niekiedy też okoliczności takiej modlitwy. Natomiast była ona traktowana też jako przywilej, bo wraz z chrztem wierny nabywał prawo do wykorzystania niektórych formuł modlitewnych. Takimi na przykład były: znak krzyża, Modlitwa Pańska, Wyznanie wiary. Były to formuły modlitewne zastrzeżone tylko dla ochrzczonych.

Znakiem krzyża po raz pierwszy znaczył biskup każdego zgłaszającego się do chrztu i zaliczonego do grona katechumenów. Był to znak czyniony na czole, a kształtem przypominał naszą literę T. Chrześcijanie czynili go często, rozpoczynając różnego rodzaju czynności codzienne. Wspominają o tym pisarze chrześcijańscy końca II w., więc zwyczaj należy do najstarszych6. Znak ten przypominał ochrzczonym, kim są, a jednocześnie uznawali oni, że „jest to znak męki, dany przeciw szatanowi, jeżeli ktoś czyni go z wiarą […], mądrze traktując ten znak jako tarczę” (św. Hipolit Rzymski, Tradycja apostolska,42)7. Z żywotów różnych świętych z tego okresu dowiadujemy się, że znak ten często czyniono w sposób skuteczny dla odpędzenia diabła.

Podstawową modlitwą codzienną było Ojcze nasz, które zalecano odmawiać kilka razy dziennie. Chrześcijanin był przekonany, że od chwili chrztu jest dzieckiem Bożym, więc ma prawo zwracać się do Boga słowami tej modlitwy. Posługiwano się nią również w trakcie modlitw publicznych.

Trzecią modlitwą, którą duszpasterze zalecali odmawiać, było Wyznanie wiary, w wersji znanej nam jako Skład apostolski. Biskup Augustyn, przygotowując katechumenów do chrztu, polecał im:

„Nie zapomnijcie codziennie go odmawiać. Gdy powstaniecie i gdy się kładziecie do snu, recytujcie wasz Symbol […]. Niech będzie twoim bogactwem i niech to będzie jakby codziennym odzieniem twojego umysłu” (św. Augustyn, Kazania,58,13)8.

Symbol apostolski włączony do codziennego pacierza spełniał podwójną rolę: był modlitwą, a jednocześnie przypomnieniem wyznawanych prawd wiary i umocnieniem w ich wyznawaniu.

Być może były znane jeszcze inne modlitwy, ale te tutaj wspomniane były polecane oficjalnie i często. W homiliach i kazaniach zachęcano do śpiewu psalmów, więc może one też stanowiły istotny element prywatnych modlitw chrześcijan. Z całą pewnością przyjęte było modlić się własnymi słowami. Przekonują o tym choćby wspomniane już modlitwy męczenników. Skoro w chwili śmierci umieli się modlić własnymi słowami, to wprawiać musieli się do tego wcześniej w swoim codziennym życiu. Nie byli zapewne wyjątkiem pod tym względem. Wśród chrześcijan krążyły również teksty modlitw, których prywatnie używali, choć oficjalnie o tym się nie mówiło. Tak było choćby z modlitwą Pod Twoją obronę, której tekst zachował się na przypadkowym papirusie9.

Czas i miejsce modlitwy, zachowania modlitewne

Istnieje zatem wystarczająco dużo danych przemawiających za tym, że modlitwa prywatna stanowiła istotny element codzienności. Składały się na nią zarówno dłuższe chwile poświęcone Bogu, jak i westchnienia, coś w rodzaju aktów strzelistych, do których zachęcali duszpasterze. Można sobie wyobrazić, że w każdym przypadku ta praktyka wyglądała inaczej, ale pewne ogólne zasady istniały i do nich stosowali się poszczególni chrześcijanie.

Zacznijmy od określenia czasu modlitwy. W Nowym Testamencie powtarza się wezwanie do ciągłej modlitwy (Łk 21,28; 1 Tes 5,17). Temu wezwaniu duszpasterze pozostaną wierni, zdając sobie jednak sprawę, że nie można bez przerwy klękać, składać rąk czy wznosić je ku niebu (zob. św. Augustyn, Objaśnienia Psalmów,37,14). Są jednak chwile dnia, które należy uświęcić modlitwą. Pierwszy tekst katechetyczny, a więc skierowany do początkujących chrześcijan, stawia w tym względzie małe wymaganie: poleca odmawiać modlitwę Ojcze nasz trzy razy dziennie (zob. Didaché, 8,3). Nie mówi ani w jakich porach, ani gdzie należy się modlić. Tak było przy końcu I w. Podobne zalecenie znajdziemy u Tertuliana pod koniec II w., a potem u Orygenesa w połowie III w.10. Można zatem wnioskować, że było to konieczne minimum, niezbędne do spełnienia przez każdego chrześcijanina.

Trzykrotne stawanie do modlitwy było nawiązaniem do proroka Daniela, który „trzy razy dziennie odmawiał swoje modlitwy” (Dn 6,16). Początkowo nie precyzowano, o jakiej porze należy się modlić, ale już wspomniany Tertulian proponował godzinę trzecią, szóstą i dziewiątą, bo: „Duch Święty został wylany na zebranych uczniów o godzinie trzeciej […]. Piotr miał widzenie, gdy wyszedł na górę, aby się modlić, o godzinie szóstej. On też z Janem o godzinie dziewiątej poszedł do świątyni” (Tertulian, O modlitwie, 25)11. Inną propozycję miał Orygenes, który powołując się na przykład św. Piotra oraz na Psalmy, za stosowne uznawał modlić się rano, o szóstej (południe) i wieczorem (zob. Orygenes, O modlitwie,12,2). Jak z tego widać, nie było w tym względzie odgórnego nakazu.

Nawet ci autorzy (Tertulian, Orygenes) przekonywali jednak, że modlić się należy częściej, a nie tylko trzykrotnie. Takich okazji do modlitwy w ciągu dnia nadarzać się miało dużo. Św. Bazyli Wielki w swoich wskazaniach dla wiernych proponował:

„Gdy siadasz do stołu, pomódl się. Gdy bierzesz do ręki chleb, złóż Dawcy dziękczynienie. Wzmacniając winem słabe siły fizyczne, wspomnij na Tego, który dał ci dar dla rozweselenia serca i ulżenia w dolegliwościach […]. Dziękuj Bogu, gdy się ubierasz. Gdy wdziewasz płaszcz, okaż większą miłość Bogu: On bowiem użyczył nam stosownego odzienia na zimę i na lato […]. Okaż wdzięczność Temu, który dał nam słońce, by pomagało nam przy dziennych zajęciach” (św. Bazyli Wielki, Homilia na cześć męczennicy Julitty,3)12.

Klemens Aleksandryjski doda, że „dobrze jest w czasie nocy zrywać się z łoża, aby sławić Pana” (św. Klemens Aleksandryjski, Wychowawca,II,79)13. W innym, szeroko czytanym, tekście z III w. znajdziemy zachętę do pójścia rano do kościoła na wspólną modlitwę, a w dni, kiedy jej nie ma, do dłuższej lektury Pisma Świętego w domu (zob. św. Hipolit Rzymski, Tradycja apostolska, 41).

Takich i podobnych rad znajdziemy u ojców Kościoła mnóstwo. Każdy z tego wybierał to, co uważał za słuszne i co było dla niego możliwe. Jest jednak prawdą, że z czasem wytworzyła się praktyka stałych godzin, zwłaszcza gdy wspólnoty monastyczne gromadziły się na modlitwie. Zwykli wierni nie byli jednak do tego zobowiązani.

W Piśmie Świętym jest też mowa o miejscu modlitwy. Nie są to jednak wskazówki jednoznaczne. Wprawdzie Jezus mówił, aby wejść do izdebki i modlić się do Boga, „który widzi w ukryciu” (Mt 6,6), ale św. Paweł zaleca modlitwę „na każdym miejscu” (1 Tm 2,8). Opierając się na tych i podobnych wskazaniach, ojcowie Kościoła nie przywiązywali większej wagi do miejsca, bo – jak powtarzali – Bóg widzi wszędzie i słyszy z każdego miejsca. Trzeba jednak ich zdaniem w miarę możliwości posłuchać rady Jezusa: „abyśmy modlili się w ukryciu, w odosobnionych i samotnych miejscach, w najbardziej zacisznych pokojach” (św. Cyprian, O „Modlitwie Pańskiej”,4)14. Dla zapewnienia sobie możliwości lepszego skupienia Orygenes radzi wyznaczyć w domu określone miejsce i tylko tam oddawać się modlitwie. Bardziej jednak zwracał uwagę na to, aby unikać miejsc jej niegodnych. Za takie uważał nie tylko te, w których dopuszczono się czynu niemoralnego, ale nawet te, które można uznać za sprofanowane przez zachowanie niezgodne z „prawym rozumem”. W tym sensie za niestosowne uważał przystępowanie do modlitwy w sypialni małżeńskiej (zob. Orygenes, O modlitwie,31,4-5). Były to jednak tylko sugestie. W tym przypadku niebagatelną rolę odgrywały możliwości poszczególnych chrześcijan. Zwłaszcza na początku, gdy chrzest przyjmował jeden z domowników, a pozostali trwali przy religii pogańskiej, wyodrębnienie dla siebie miejsca do modlitwy musiało nastręczać problemów. Nie mówiąc o tym, że w wielu wypadkach chrześcijanin musiał się ukrywać ze swoją wiarą nawet przed najbliższymi15.

Interesująca rzecz, że więcej uwagi niż kwestii miejsca i czasu poświęcano postawie ciała, co nie zawsze łączyło się z jakością modlitwy. Powszechna – jak się wydaje – była postawa stojąca podczas modlitwy, być może ze wzniesionymi rękami, jak ilustrują to utrwalone wizerunki oranta. Znano też postawę klęczącą, która czasem budziła kontrowersje, ale dotyczyło to raczej modlitwy publicznej; podobnie jak prostracja, czyli leżenie krzyżem podczas modlitwy. Większe kontrowersje budziły inne praktyki. Cytowany wielokrotnie Tertulian krytykuje zbytnie przywiązanie przystępujących do modlitwy do niektórych symbolicznych gestów. Za takie uważa przesadną troskę o czystość rąk, o zdejmowanie płaszcza, zbytnie podnoszenie rąk, zwyczaj obowiązkowego siadania po modlitwie (zob. Tertulian, O modlitwie, 13-17). Nie zawsze wiemy, o co dokładnie chodziło, ale zasadniczo było to zwracanie uwagi na gesty, zamiast na samą modlitwę. W dodatku niektóre z tych gestów miały jakieś powiązanie z rytuałami pogańskimi16.

Były jednak gesty, do których przywiązywano większą wagę. Najbardziej znany był zwyczaj kierowania wzroku ku niebu: poprzez otwarte okno albo drzwi. Pierwsi autorzy rozpraw o modlitwie za bardziej uzasadnione uważali zwracanie się w takiej sytuacji ku wschodowi, co uważano za symboliczne zwrócenie się do światła przynoszonego przez Syna Bożego (zob. Tertulian, Apologetyk,16; św. Klemens Aleksandryjski, Kobierce,VII,7,43; Orygenes, O modlitwie, 32).

Modlitwa w trakcie niedzielnej Eucharystii

Na początku II w. rzymski urzędnik przesłuchiwał chrześcijan, których oskarżano o ateizm, wówczas karany przez państwo. Wynikiem tych przesłuchań był raport, który przesłał do cesarza Trajana. Napisał w nim:

„Największą ich winą czy też błędem było to, że mieli zwyczaj w określonym dniu o świcie zbierać się i śpiewać na przemian pieśni ku czci Chrystusa jako Boga” (Pliniusz Młodszy, Listy,10,96)17.

Mieszkaniec Rzymu nie znał szczegółów i nawet go one nie interesowały. Wiedział tylko, że chrześcijanie się zbierają i wspólnie się modlą. W podobnej sytuacji byli wszyscy pozostali pogańscy mieszkańcy Cesarstwa. Wiedzieli, że chrześcijanie się schodzą na spełnienie jakichś obrzędów, ale szczegółów nie znali. Stało się to przyczyną powstawania plotek, a nawet formułowania zarzutów z tym związanych. Podejrzewano chrześcijan o jakieś sprośne czy wręcz makabryczne praktyki. Chrześcijanie zatem modlili się publicznie, ale tylko we własnym gronie. Poganie nie tylko nie mieli do tego dostępu, ale nawet długo nie znali miejsc modlitwy. Dopiero gdy pod koniec III w. zaczęły powstawać kościoły, miejsce modlitwy było znane, ale już jej sposób – nie.

Inna jest nasza sytuacja. Z dokumentów chrześcijańskich, do jakich mamy dostęp, a czego nie mieli ówcześni poganie, wiemy, kiedy i po co się wyznawcy Chrystusa schodzili. Wiemy, że ten „określony dzień” to niedziela, a najważniejszym elementem wspólnej modlitwy było sprawowanie Eucharystii. Udział w niej był prawem każdego ochrzczonego i choć nie było formalnego obowiązku uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii, to każdy, kto miał taką możliwość, z niej korzystał. O obowiązku niedzielnym zacznie się mówić dopiero od IV w. Wcześniej nie trzeba było ustanawiać prawa w tym względzie. Co więcej, chrześcijanin mógł być pozbawiony przez biskupa prawa uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii i to traktowano jako karę. W cytowanym już Didachè czytamy: „Kto ma jakiś spór ze swoim bratem, dopóki się nie pogodzi, niech nie bierze udziału w tym zgromadzeniu” (Didachè, 14,2)18. Brat, o którym mowa, to brat w wierze, czyli chrześcijanin. Zatarg, waśń, brak miłości braterskiej – czyniły niezdolnym do udziału w Eucharystii, ale dojście do zgody usuwało trudność. Większe wykroczenia wykluczały na stałe. Do uczestnictwa w Eucharystii należało się przygotować codziennym, godnym chrześcijanina, życiem.

Modlitwa w trakcie Mszy św. była uporządkowana. Każdy z jej uczestników wiedział, co do niego należy i jak się ma zachować. Zanim powstały pierwsze kościoły, chrześcijanie gromadzili się w domach prywatnych i z zachowaniem porządku nie było większego problemu. Z czasem, gdy rozrastała się grupa uczestników Eucharystii, a zwłaszcza gdy możliwe stało się wybudowanie domu modlitwy, czyli kościoła, nad zachowaniem porządku musieli czuwać wytypowani do tej funkcji członkowie wspólnoty. W kościołach wyznaczano każdemu miejsce, a następnie dyrygowano sposobem uczestniczenia. Z tym bywały kłopoty. Już w połowie III w. biskup Kartaginy napominał:

„Gdy więc gromadzimy się w jedności z braćmi i sprawujemy wraz z kapłanem Boga ofiarę świętą, powinniśmy pamiętać o skromności i właściwym zachowaniu się. Nie należy wtedy wykrzykiwać bezładnie nieuporządkowanych słów naszej modlitwy, ani wyrzucać z siebie w hałaśliwej gadatliwości prośby, która powinna być powierzona Bogu skromnie” (św. Cyprian, O „Modlitwie Pańskiej”, 4)19.

W późniejszym czasie, w miarę jak liczba chrześcijan rosła i budowano większe kościoły, takich kłopotów przybywało. Jako przykład można podać kwestię strojów kobiet. Wprawdzie samo strojenie się kobiet było już problemem pastoralnym wcześniej, ale w IV w., zwłaszcza wśród bogatych chrześcijanek, których było coraz więcej, zjawisko przybrało na sile. Niektóre z nich traktowały pójście do kościoła jako okazję do pokazania się w nowych strojach i klejnotach, co nie sprzyjało ani skupieniu na modlitwie, ani też nie miało nic wspólnego z miłością bliźniego, chociażby ze względu na ubogich uczestników Eucharystii20.

Uczestnictwo w Mszy św. wymagało zaangażowania. Wyrazem tego był aktywny udział w modlitwach mających formę dialogu (np. prefacja), wspólnych recytacjach (np. Ojcze nasz) i śpiewach. Te ostatnie rozwinęły się zwłaszcza w IV w., kiedy na większą skalę zaczęto układać hymny i używać ich w liturgii.

Obowiązek modlitwy?

Modlitwa stanowi integralną część każdej religii. Wydaje się wynikać z naturalnej potrzeby człowieka i w dużej mierze być czynnością spontaniczną, bo przecież kontakt ze Stwórcą, źródłem Miłości, stanowi pragnienie każdego serca. Z całą pewnością tak traktowali modlitwę ci, którzy przeżyli prawdziwe nawrócenie. Gdy jednak mijała pierwsza euforia, a zagrożenie straciło na wyrazistości, wielu chrześcijan stygło w gorliwości. Św. Grzegorz z Nyssy, biskup i wielki teolog, miał takie doświadczenie duszpasterskie:

„Niemało ludzi zaniedbuje i lekceważy tę świętą i boską czynność, jaką jest modlitwa […]. Widzę, jak ludzie ubiegają się o wszystko, jeden do tego, drugi do czego innego przywiązując serce, a zaniedbują wielkie dobro modlitwy. Kupiec śpieszy w czas rano do zajęć przed towarzyszami w zawodzie, aby pierwszy zaspokoił potrzeby kupujących i szybko im dostarczył towaru. Śpieszą się i kupujący, aby nikt ich nie uprzedził w tym, czego potrzebują. Wszyscy śpieszą nie do kościoła, lecz do sklepu […]. Tak czyni rzemieślnik i uczony, adwokat i sędzia – wszyscy oddają się pracy, zapominając o obowiązku modlitwy, czas na spotkanie z Bogiem uważają za stratę dla doczesnych interesów” (św. Grzegorz z Nyssy, Homilie o „Modlitwie Pańskiej”,1,1)21.

Tak było w IV w. Mimo to nie mówiono jeszcze wówczas o obowiązku. Duszpasterze zachęcali do modlitwy, podkreślali jej potrzebę i wartość, ale nie traktowano jej jako obowiązku, z którego należy się wywiązać pod groźbą popełnienia grzechu.

Bibliografia

Bober A., Modlitwa patrystyczna,„Tarnowskie Studia Teologiczne” 8 (1981), s. 77-96.

Kalinkowski S., Czas i miejsce modlitwy starochrześcijańskiej,„Tarnowskie Studia Teologiczne” 8 (1981), s. 105-108.

Łazewski W., Rola modlitwy w opisach męczeństwa, „Teologia Patrystyczna” 4 (2007), s. 61-72.

Malinowski A., Modlitwy męczenników,„Tarnowskie Studia Teologiczne” 8 (1981), s. 109-114.

Szram M., Modlitwa. W chrześcijaństwie,w: Encyklopedia katolicka, t. 12, red. E. Ziemann, Lublin 2008, kol. 1529-1531.

Wronikowska B., Problem motywu oranta w sztuce wczesnochrześcijańskiej,„Tarnowskie Studia Teologiczne” 8 (1981), s. 181-184.

1 Tłum. A. Świderkówna, w: Męczennicy (Ojcowie Żywi 9), Kraków 1988, s. 193.

2 Tłum. A. Malinowski, w: Męczennicy, s. 264.

3 Zob. A. Malinowski, Modlitwy męczenników,„Tarnowskie Studia Teologiczne” 8 (1981), s. 109-114.

4 Zob. A. Bober, Modlitwa patrystyczna,„Tarnowskie Studia Teologiczne” 8 (1981), s. 77-83.

5 Zob. A. Żurek, Inicjacja w Kościele starożytnym, Kraków 2019, s. 83-85.

6 Zob. S. Longosz, Znak krzyża świętego w życiu starożytnych chrześcijan,„Tarnowskie Studia Teologiczne” 8 (1981), s. 228-230.

7 Tłum. własne.

8 Tłum. własne.

9 Zob. M. Starowieyski, Nowy słownik wczesnochrześcijański,Poznań 2018, s. 805.

10 Zob. S. Kalinkowski, Czas i miejsce modlitwy starochrześcijańskiej,„Tarnowskie Studia Teologiczne” 8 (1981), s. 105.

11 Tłum. E. Stanula (Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy 5), Warszawa 1970, s. 130.

12 Tłum. J. Naumowicz, w: Filokalia. Teksty o modlitwie serca,Tyniec 1998, s. 74.

13 Tłum. M. Szarmach, Toruń 2012, s. 133.

14Tłum. A.U. Korab, w: Odpowiedź na Słowo, opr. H. Pietras, Kraków 1993, s. 63.

15 Rozważając uwagi ojców Kościoła dotyczące miejsca modlitwy, zwłaszcza tych z II-III w., należy uwzględnić fakt, że wówczas chrześcijanie również na modlitwę publiczną gromadzili się w domach prywatnych. Zatem uwagi te mogą odnosić się i do tej sytuacji.

16 Jak można wnioskować z tekstu, siadanie po modlitwie było praktykowanie w kulcie pogańskim.

17 Tłum. A. Świderkówna, w: Pierwsi świadkowie,red. M. Starowieyski (Ojcowie Żywi 10), Kraków 1998, s. 362.

18 Tłum. A. Świderkówna, w: Pierwsi świadkowie,s. 39.

19Tłum. A.U. Korab, w: Odpowiedź na Słowo, s. 64.

20 Zob. A. Bober, Modlitwa patrystyczna, s. 94.

21 Tłum. W. Kania, „Vox Patrum” 6 (1986) 1, s. 667.

Ks. Antoni Żurek

W szkole modlitwy ojców Kościoła

Wiemy już co nieco, jak wyglądała praktyka modlitwy pierwszych chrześcijan. Nadszedł czas, aby prześledzić to, co na temat samej modlitwy mieli do powiedzenia ojcowie Kościoła: jakie znaczenie jej nadawali? jakiej modlitwy uczyli? w czym upatrywali jej wartość? jakie rodzaje modlitwy znali? Odpowiedzi na te i podobne pytania można znaleźć w ich pismach: zarówno wprost poświęconych modlitwie, jak i tylko pośrednio do niej nawiązujących. Warto też przeanalizować modlitwy zamieszczone w traktatach i medytacjach autorów wczesnochrześcijańskich. Często bowiem zdarza się, że jakieś rozważanie przechodzi w indywidualną modlitwę.

Modlitwa Pańska – wzorem modlitwy

Pierwsi chrześcijanie modlitwy uczyli się przede wszystkim na Ojcze nasz, którego słów nauczył swoich uczniów Chrystus. Modlili się nimi wszyscy ochrzczeni i ta modlitwa służyła za wzór. Nad nią zatem w pierwszym rzędzie medytowano i ja analizowano, bo skoro została ona podana przez Syna Bożego, to tym samym była najpewniejszą wskazówką, jaka modlitwa jest godna Boga. Z tego przekonania narodziły się pierwsze komentarze i wyjaśnienia Modlitwy Pańskiej. Były one owocem przemyśleń ich autorów, ale też ważną rolę przy ich powstawaniu odgrywali adresaci, do których te komentarze były kierowane. Niebagatelny był też – zwłaszcza przy analizie wezwań z tej modlitwy – kontekst, w jakim dany komentarz powstawał, bo każdy z autorów aktualizował treść danego wezwania.

Pierwszy znany nam komentarz jest dziełem pisarza wczesnochrześcijańskiego, Tertuliana. Został napisany około 200 r. i w pierwszym rzędzie był adresowany do katechumenów. Autor zatem nie tylko koncentruje się na podaniu najważniejszych informacji o samej modlitwie, którą od chwili chrztu mieli się modlić chrześcijanie, ale też stara się podać dużo informacji praktycznych. Według Tertuliana Ojcze nasz to nie tylko modlitwa, której zadaniem jest oddać cześć Bogu i wyrazić ludzkie prośby, ale jest to równocześnie „skrót całej Ewangelii” (Tertulian, O modlitwie,1)22. Czyli jest to Ewangelia w pigułce i dzięki temu świadome odmawianie modlitwy pozwala przypomnieć sobie najważniejsze prawdy objawione przez Chrystusa, co autor stara się pokazać przy poszczególnych wezwaniach.

Kilkadziesiąt lat później komentarz do tej samej modlitwy napisał św. Cyprian, biskup Kartaginy. Komentarz ma formę listu tym razem skierowanego do wiernych, nazwanych przez biskupa „najmilszymi braćmi” (św. Cyprian, O „Modlitwie Pańskiej” 1)23. Autor nieco uwagi poświęca samej modlitwie, podaje przykłady modlitwy zawarte w Starym Testamencie, a następnie w sposób pogłębiony przybliża treść poszczególnych wezwań. Zwraca uwagę wiernych na charakter Modlitwy Pańskiej, która według niego jest modlitwą wspólnotową.

„Nauczyciel pokoju i Mistrz jedności” – jak nazywa Chrystusa – „nie chciał, aby modlono się pojedynczo. Nie mówimy bowiem «Ojcze mój […] ani chleba mojego […]. Nikt nie prosi, ażeby winy zostały odpuszczone tylko jemu»”. Wszędzie tam występuje forma mnoga. „Nasza modlitwa jest powszechna i wspólna i gdy się modlimy, prosimy nie za jednego, lecz za cały lud, ponieważ jako cały lud jesteśmy jedno” (św. Cyprian, O „Modlitwie Pańskiej”, 8)24.

Takie wyjaśnienie ma związek niewątpliwie z tym, że św. Cyprian poucza o Modlitwie Pańskiej odmawianej w trakcie sprawowania Eucharystii, ale także z okolicznościami, w jakich ten komentarz powstał. Jak wiemy, w gminie kierowanej przez tego biskupa doszło do rozłamów. Stąd przypominanie o jedności i wspólnocie stanowionej przez wyznawców Chrystusa. Modlitwa dotyczy wyłącznie ich, bo też tylko oni mogą rzeczywiście, jako ochrzczeni, nazywać Boga Ojcem i czuć się Jego dziećmi. W nich też zrealizować się może treść poszczególnych wezwań zawartych w Ojcze nasz. Są jednak dziećmi tego samego Ojca i mogą Go wzywać dopóty, dopóki stanowią jedno w Kościele. Tylko pod tym warunkiem zdobędą obiecane przez Boga dobra, przede wszystkim zbawienie, bo:

„Bóg […] przyjmie do Boskiego i Wiecznego Domu tylko takich, którzy są jednomyślni w modlitwie” (św. Cyprian, O „Modlitwie Pańskiej”, 8)25.

Mniej więcej w tym samym czasie powstał trzeci bardzo znaczący komentarz do Modlitwy Pańskiej. Jego autorem był jeden z największych myślicieli chrześcijańskich, Orygenes. Chociaż cała treść jego traktatu koncentruje się wokół Modlitwy Pańskiej, to jednak został on zatytułowany O modlitwie, bo autor rozważa tę modlitwę w szerszym kontekście. Ściśle rzecz biorąc, autor tego komentarza odpowiada swoim przyjaciołom na pytanie: czy proszenie Boga jest sensowne, skoro przecież On zna wszystkie nasze potrzeby? Orygenes musi zatem najpierw wyjaśnić istotę i potrzebę modlitwy, aby dopiero po takim wprowadzeniu przejść do wyjaśnienia Modlitwy Pańskiej.

Komentarz Orygenesa jest bardzo subtelną rozprawą na temat modlitwy, bo też skierowany jest do ludzi o wysokiej kulturze, posiadających odpowiednie przygotowanie teologiczne. Jest to jednocześnie bardzo osobiste dzieło Orygenesa, w którym dzieli się on z czytelnikami nie tylko swoimi przemyśleniami, ale również swoimi doświadczeniami, a trzeba dodać, że były one pod tym względem bardzo bogate. Komentarz jest bardzo mocno osadzony w Piśmie Świętym, skąd autor czerpie inspiracje, przykłady i argumenty.

Te trzy traktaty otwierają i, można by rzec, wytyczają przebieg całej późniejszej debaty na temat modlitwy w Kościele starożytnym. Ponieważ wyjaśnienie Modlitwy Pańskiej było elementem katechezy przedchrzcielnej, więc komentowanie jej było poniekąd obowiązkiem każdego duszpasterza26. We wszystkich wystąpieniach łatwo dostrzec echo tych pierwszych komentarzy.

O co i jak mamy się modlić?

W Modlitwie Pańskiej Syn Boży uczy swoich uczniów i wyznawców modlitwy, więc ojcowie Kościoła starają się tę naukę jak najgłębiej zrozumieć. Okazuje się, że wbrew pozorom jest ona bardzo bogata w swej zawartości. Wprawdzie to tylko kilka wezwań, wyrażonych w bardzo lapidarny sposób, a jednak doczytać się w nich można bardzo różnorodnych treści. Każdy z ojców i pisarzy wczesnochrześcijańskich komentujących tę modlitwę coś nowego od siebie dorzuca, bo coś nowego w niej znalazł. Te interpretacje zależą od analizy językowo-literackiej, ale też od konkretnej sytuacji odczytania, pozwalającej dostrzec jakiś nowy wymiar danej prośby. Wystarczy podać kilka przykładów.

Pierwsi komentatorzy (Tertulian, św. Cyprian) zwracali się do katechumenów i chrześcijan żyjących we wrogim im społeczeństwie i państwie. To zaważyło na rozumieniu przez nich poszczególnych próśb. Na przykład w prośbie „Przyjdź królestwo Twoje”widzą tęsknotę za królestwem niebieskim. Dla ojców IV-V w. jest to również prośba o rozszerzenie się królestwa Bożego na kraje pogańskie i zwycięstwo nad szatanem, utożsamianym z pogaństwem. Wielki teolog Orygenes w pierwszych słowach modlitwy („Ojcze nasz, który jesteś w niebie”) dostrzega objawienie prawdy o Bogu „na wysokościach”, czyli Stwórcy i Panu całego stworzenia. W jego tłumaczeniu wezwanie to ma w modlącym się wzbudzić zachwyt nad godnością tych, którzy takiego Boga mogą nazwać Ojcem (zob. Orygenes, O modlitwie, 22,4). Również współczesny Orygenesowi św. Cyprian podkreśla prawdę o Bogu jako Ojcu ochrzczonych, bo tylko „my, chrześcijanie, w modlitwie mówimy «Ojcze nasz», ponieważ stał się naszym” (św. Cyprian, O „Modlitwie Pańskiej”, 10)27.

Z kolei św. Grzegorz z Nyssy, w innej sytuacji społecznej, rozumiał to wezwanie w taki sposób:

„Gdy Pan uczy wzywać Ojca niebieskiego, przypomina ci ową wspaniałą ojczyznę, abyś tęsknił za jej pięknem i wszedł na drogę, która cię do niej zaprowadzi” (św. Grzegorz z Nyssy, Homilie o „Modlitwie Pańskiej”, 1,4)28.

Najwięcej interpretacji powstawało przy tłumaczeniu wezwania: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Wszyscy zgodnie dopatrywali się w nim prośby dotyczącej „ziemskich potrzeb” modlącego się. Chleb traktowany jest jako synonim wszystkich potrzeb materialnych człowieka żyjącego w doczesności. Czy jednak ma to być chleb powszedni, czyli chodzi tylko o zaspokojenie potrzeb w podstawowym wymiarze? A może to ma człowiekowi przypominać w jakim stopniu ma zabiegać o dobra doczesne? (zob. św. Grzegorz z Nyssy, Homilie o „Modlitwie Pańskiej”, 4,4). A co znaczy „dzisiaj”? „W tym małym słówku kryje się głębsza mądrość” – zauważył św. Grzegorz z Nyssy (św. Grzegorz z Nyssy, Homilie o „Modlitwie Pańskiej”, 4,7)29. Według św. Jana Chryzostoma Chrystus „dodał to po to, aby nie dręczyła nas troska o dzień jutrzejszy, bo nie wiesz nawet, czy go doczekasz” (św. Jan Chryzostom, Homilie na Ewangelię wg św. Mateusza,19,5)30. A może służy ono na oznaczenie całego doczesnego wymiaru naszego życia, czyli tego „wszystkiego, co jest w tym życiu konieczne dla naszego ciała” – jak chce św. Augustyn? (św. Augustyn, Mowy,58,5)31. Chodzi tu o wyzbycie się troski o jutro, czyli o najbliższą nawet przyszłość, czy też o całe życie doczesne? Pytań nasuwa się dużo i każde ma sens.

W tej prośbie jest jednak jeszcze większa tajemnica. Już św. Cyprian zauważył: „Te słowa można rozumieć w sensie duchowym i dosłownym, ponieważ i jedno, i drugie rozumienie, zgodnie z Bożym zamysłem, służy zbawieniu” (św. Cyprian, O „Modlitwie Pańskiej”, 18)32. Podstawę do takiej interpretacji daje podejście do pojęcia chleba. W tekście greckim nazwany jest on epiousios, co ma szerokie znaczenie33. Może oznaczać rzeczywistość, która dopiero nadejdzie, ale może też oznaczać obecną. W zależności od tego, którą z tych możliwość się wybierze, można w tym wypadku mówić o chlebie na dziś czy o chlebie zapewniającym przyszłość, ale też o „chlebie właściwym dla przyszłego wieku” (Orygenes, O modlitwie, 27,13)34. To drugie znaczenie pozwala myśleć o szczególnym chlebie, jaki dał Jezus swoim uczniom, czyli o Eucharystii czy też o słowie Bożym, „bo słowo Boże codzienne głoszone jest chlebem” (św. Augustyn, Mowy,59,6)35. To jest rzeczywiście chleb „ponadsubstancjalny”, istotny chleb z nieba, „który jest konieczny do osiągnięcia szczęścia nie tylko doczesnego, ale i tego wiecznego” (św. Augustyn, List do Proby, 21)36.

Przyglądając się całości Modlitwy Pańskiej, zauważyć można ciekawą rzecz. Zawiera ona siedem próśb, z których trzy pierwsze dotyczą w ogóle życia ludzkiego, również tego w wieczności, a dalsze cztery tylko doczesności. Zwrócił na to uwagę św. Augustyn, konkludując: „Imię Boże winno się święcić zawsze w nas, zawsze winniśmy być w Jego królestwie i zawsze powinniśmy pełnić Jego wolę […]. Pozostałe prośby dotyczą obecnego życia” (św. Augustyn, Mowy, 56,14,18)37. Tylko bowiem w tym życiu potrzebujemy chleba, nawet tego eucharystycznego; tylko teraz popełniamy grzechy, więc tylko w tym życiu potrzebujemy ich odpuszczenia; tylko w tym życiu narażeni jesteśmy na pokusy i stąd tylko obecnie potrzebujemy z nich wybawienia.

Jednocześnie Modlitwa Pańska wyznacza zakres, w jakim modlitwy ludzi mogą być skuteczne. Bóg przecież tylko to może i chce nam dać, co jest dla nas prawdziwym dobrem. Z tego punku widzenia wszystkie prośby zawarte w tej modlitwie są przypomnieniem sobie, a czasem nawet uświadomieniem, naszych prawdziwych potrzeb, tego, co nam rzeczywiście jest potrzebne w tym i przyszłym życiu. Tych potrzeb winniśmy być świadomi i o nich sobie przypominamy, odmawiając Ojcze nasz. Nie tyle zatem są to rzeczywiste prośby kierowane do Boga, ile uświadomienie tego, co rzeczywiście nam jest potrzebne i kto jest władny te nasze potrzeby zaspokoić.

„Pan Bóg zna doskonale nasze potrzeby – tłumaczył chrześcijance Probie św. Augustyn – ale poprzez modlitwę chce ożywić nasze pragnienia, abyśmy umieli przyjąć to, co nam dać zamierzył” (św. Augustyn, List do Proby, 17)38.

Taki też charakter winny mieć wszystkie modlitwy zanoszone przez nas do Boga. Modlitwę Pańską należy zatem potraktować jako wzór każdej modlitwy. Tak też traktowali ją ojcowie Kościoła. Św. Augustyn, zabierając się do zaznajomienia katechumenów z tą modlitwą, przypominał im, że najpierw tłumaczył im Credo, aby wiedzieli, w kogo wierzą, a teraz pokaże im, jak Go wzywać, czyli się do Niego modlić (zob. św. Augustyn, Mowy,56,1; 58,1).

Modlitwa i jej rodzaje

Modlitwa zdaje się być czynnością tak oczywistą i dla wszystkich zrozumiałą, że nie wymaga definiowania. Mimo to, kiedy ojcowie Kościoła zaczynają rozwijać temat modlitwy, wielu z nich podaje różne jej określenia. Wśród nich najpopularniejsze i chyba najgłębsze jest pojęcie modlitwy jako pragnienia. Św. Augustyn ujmuje to krótko: „Pragnienie jest twoją modlitwą” (św. Augustyn, Objaśnienia Psalmów,37,14)39. Jest to pojęcie bardzo szerokie, obejmujące przede wszystkim samą postawę człowieka. Tę definicję należy jednak uzupełnić, określając przedmiot tego pragnienia. Dla św. Augustyna jest oczywiste, że jest nim tylko Bóg, wraz z całym dobrem, jakie przynosi. Tylko tak rozumiana modlitwa spełnia często spotykane zachęty czy nawet zalecenia, o jakich czytamy w Nowym Testamencie, aby modlić się nieustannie. A przecież jest rzeczą niemożliwą, aby „bez przerwy zginać kolana i wznosić ręce ku górze” – tłumaczył Biskup Hippony. I dodawał:

„Dlatego słowa Apostoła «Nieustannie się módlcie», cóż innego oznaczają, jeśli nie to: «Nieustannie pragnijcie szczęśliwego życia – którego nie ma poza życiem wiecznym – pochodzącym od Tego, który jedynie może je dać!»” (św. Augustyn, List do Proby, 18)40.

Jest to zatem bardzo ogólne ujęcie tego, co w skrócie nazywamy modlitwą. Bo nie można zapominać wiele bardziej szczegółowych określeń. Prawdą przecież będzie, gdy modlitwę nazwie się rozmową z Bogiem. To częste określenie modlitwy. Jeśli w tych kategoriach traktujemy modlitwę, to analogicznie do rozmowy da się powiedzieć, że może ona charakteryzować się różnym stopniem zażyłości. Inaczej przecież wygląda rozmowa między obcymi sobie ludźmi, gdy sprowadza się do ogólnych formułek – bez względu na to, jak ładnie brzmiących – a zupełnie inaczej między bliskimi sobie osobami, gdy porusza się sprawy najgłębiej ukryte w sercu. Modlitwa staje się – jak pisał św. Klemens Aleksandryjski – taką rozmową z Bogiem, w której nie potrzeba ani słów, ani nawet otwierania ust, bo „Bóg słyszy bez żadnej przeszkody wewnętrzny głos naszego serca” (św. Klemens Aleksandryjski, Kobierce, VII,39,6)41. Dla mistyka modlitwa będzie „przestawaniem z Bogiem, wpatrywaniem się w rzeczy niewidzialne, wypełnieniem tęsknot, upodobnieniem do aniołów” (św. Grzegorz z Nyssy, Homilie o „Modlitwie Pańskiej”,1,1)42. Zawsze będzie chodziło o nawiązanie bezpośredniego kontaktu z Bogiem.