39,90 zł
Mit Darcy'ego. Jane Austen, literaccy amanci i potwory, które nauczono nas kochać
Dlaczego pociągają nas osoby niedostępne emocjonalnie? Co sprawia, że godzimy się tracić czas na kogoś, kto nas źle traktuje? Jane Austen może mieć z tym coś wspólnego.
W Micie Darcy'ego literaturoznawczyni Rachel Feder dekonstruuje archetyp romantycznego bohatera, który znamy z powieści Austen, i bada jego wpływ na nasze kulturowe wyobrażenie o relacjach romantycznych. Śledząc popularny motyw – od nienawiści do miłości – nie tylko w klasyce literatury, ale i w piosenkach Taylor Swift czy programie The Bachelor, Feder bada źródła naszej kulturowej obsesji na punkcie okrutnych bohaterów (i bohaterek). Autorka pokazuje, ile w tym winy Darcy'ego i co z tym zrobić.
Mit Darcy'ego to książka, która zainteresuje zarówno zagorzałe dżejnistki i fanki wątków typu slow burn, jak i osoby, które chcą krytycznie spojrzeć na wzorce kulturowe, na których budujemy nasze relacje intymne.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 271
Rok wydania: 2025
Rachel Feder, Mit Darcy’ego. Jane Austen, literaccy amanci i potwory, które nauczono nas kochać Tytuł oryginału: The Darcy Myth: Jane Austen, Literary Heartthrobs, and the Monsters They Taught Us to Love
Warszawa 2025
Copyright © by Rachel Feder, 2023 Copyright © for the translation by Aleksandra Paszkowska, 2025 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2025
All rights reserved. First published in English by Quirk Books, Philadelphia, Pennsylvania.
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-68267-38-9
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Ossowska
Dla moich rodziców, Roba i Andee Federów, którzy nauczyli mnie, żebym nikomu nie dała po sobie jeździć
W łaśnie wygrzebałam się z jałowca. Pozwól, że najpierw odmaluję cały obrazek, a potem ci się wytłumaczę. Siedzę u siebie w ogrodzie pod starym, rozłożystym jesionem. We włosy mam wplątane gałązki, do polaru poprzyczepiane wiecznie zielone igiełki i krągłe nasiona. (Polaru brata, znaczy, jego gimnazjalnej kurtki, która tego chaotycznego października służy mi za całą garderobę kapsułową).
Jakąś godzinę temu dostałam SMS-a od swojej trzynastoletniej sąsiadki, Julie. „W krzakach jest kot” – pisała. A przynajmniej jej się zdawało, że kot. Brzmiał, jakby coś mu dolegało. Nie mogła sprawdzić, bo siedział w jałowcu pod jej domem.
Teraz tak – żeby było jasne. Ja nie mam na to czasu. Nie narzekam, tylko wyjaśniam. I to nie jest tak, że wyznaję tę całą kapitalistyczną kulturę zapierdolu czy coś. Po prostu tej jesieni dużo się dzieje. Mam 501 nieprzeczytanych maili. Mam 361 nieprzeczytanych SMS-ów. Nie jestem żadną ważną osobą, chyba że dla moich dzieci, ale akurat żaden mail nie pochodzi od nich. No i dla studentów – a od nich, owszem, sporo maili pochodzi. Nie chwalę się – a wręcz wstyd mi pisać to wszystko o sobie. (O swoim smartfonie, czyli o sobie). Ale żeby nadać sens tej anegdocie, muszę po prostu jednoznacznie podkreślić, że naprawdę potrzebuję teraz wykorzystać każdą chwilę. Mąż zabrał dzieciaki na szczepienie przeciwko grypie, żebym mogła popracować nad tą książką.
Ale czy radzę Julie, żeby zadzwoniła po służby ochrony zwierząt, włączam w telefonie tryb „nie przeszkadzaj” i zabieram się do pracy? Otóż nie, bynajmniej.
Wysyła mi filmik. Kadr przedstawia krzak jałowca rosnący w ogrodzie, jałowcujący sobie jak zwykle, oprócz jednej, charakterystycznej cechy: żałościwego, tajemniczego wołania.
Czy jestem odpowiednią osobą do rozwiązania kociej tajemnicy? Również nie. Nie mam do tego kwalifikacji. Kocham koty, ale nigdy żadnego nie miałam. Niespecjalnie je rozumiem. Sprawiają wrażenie, jakby mnie nienawidziły? Nie znają granic? Ale z drugiej strony nigdy nie chcą się przytulać? Chodzi o to, że ja nawet nie wiem, jak stwierdzić zgubioność kota, a co dopiero złapać go i opatrzyć mu potencjalne rany.
Mimo to po krótkiej wymianie wiadomości moje zamiary tężeją jak toffi.
Bo widzisz, sama kiedyś byłam tą nastolatką, której istnienie fenomenologiczne całkowicie kierowało się ku projektowi ratowania małych stworzonek z opałów. Z przedszkolną psiapsiółką często spędzałyśmy całe dnie na tworzeniu kolejnych książek (ja – słowa, ona – ilustracje), w których jako bohaterki znajdowałyśmy zwierzęcych towarzyszy wszelkich maści i zaprzyjaźniałyśmy się z nimi. W ciągu życia na tym ziemskim padole znalazłam mnóstwo zagubionych psów – a raczej, jak się zdawało, one znalazły mnie. Do tymczasowych pupili mojego dzieciństwa należały: polna mysz złapanaw domu, jaszczurka frynosoma i niejedna salamandra. (Tę mysz to może przypadkiem przywlekłam ze stodoły). Historyjki o żółwiach? Mam ich w bród. Czy na pierwszym roku studiów jakoś tak wyszło, że zamieszkałam w akademiku z królicą w wieku starczym? To długa historia, a na imię jej Lola. A czy pozwoliłam dzieciom zatrzymać zdobytego z drugiej ręki dziesięcioletniego kraba pustelnika wielkości miniburgera? Owszem – i robiłam mu sałatki z niepryskanych warzyw.
Piszę to wszystko, żeby pokazać, że fantazja o uratowaniu bezradnego zwierzaczka i jego przemianie w mojego magicznego towarzysza siedzi we mnie głęboko. A kiedy ten motyw się uruchomił – mimo że nie byłam do tego właściwą osobą i miałam pracę do wykonania – przybiegłam w podskokach.
To będzie książka o panu Darcym. Za chwilę zrozumiesz, co to ma do rzeczy.
***
Jestem wykładowczynią anglistyki na niewielkiej uczelni w stanie Kolorado i ekspertką w dziedzinie literatury brytyjskiej. Nigdy nie uważałam się za fankę Jane Austen, czyli dżejnistkę1 (bardziej w moim stylu są Frankenstein czy Drakula), ale prowadzę zajęcia o tej pisarce praktycznie co roku. I co roku psuję ludziom Dumę i uprzedzenie.
Nie tak, jak można na przykład zniszczyć sobie jedwabną bluzkę, gramoląc się za kotem w krzewie jałowca. Ale raczej tak, jak można zepsuć komuś odbiór piosenki Total Eclipse of the Heart, informacjąc, że Bonnie Tyler pierwotnie chciała, żeby to było o wampirach (fakt). Obaliłam właśnie wszelkie nieskomplikowane skojarzenia, jakie masz z tą piosenką. Od teraz zawsze, gdy ją usłyszysz, pomyślisz o wampirach. Ale dzięki temu piosenka stała się znacznie ciekawsza. Literaturoznawcy mają do dyspozycji mnóstwo narzędzi do psucia twoich ulubionych książek. Ja najbardziej lubię psuć Dumę i uprzedzenie, zwracając uwagę na to, że literatura tresuje kobiety, aby poświęcały swój czas na próby przemiany gburów we wrażliwców – zamiast po prostu obalić patriarchat.
Nie zrozum mnie źle: uwielbiam Dumę i uprzedzenie! Uwielbiam ją w druku i na ekranie, może nawet jeszcze bardziej dlatego, że uwielbiam ją psuć. I na tyle, na ile się orientuję, osoby studiujące lubią mnie, mimo że im psuję lekturę. Piszą o mnie: „rel” czy też „bardzo miła i kujonkowata” (to była anonimowa ankieta w internecie i, szczerze, to jak pan[i] śmiał[a]). Raz ktoś napisał, że mój widok to „najlepsza antykoncepcja”. (Wtedy miałam krępująco gigantyczny ciążowy brzuch. Do tego stopnia, że kiedy wysłałam swoje zdjęcie przyjaciółce, zamiast skomentować „promieniejesz” albo „jaram się”, odpisała: „wyglądasz jak kosmitka”). Tekst o antykoncepcji nie ma tak naprawdę żadnego związku z moim nawykiem psucia Dumy i uprzedzenia, ale myślę, że daje pojęcie o tym, jak to jest czytać ze mną Jane Austen. Chodzi mi o to, że na zajęciach ze mną wszystko jest fajnie, aż nagle w świetlicy wydziału anglistyki musisz się wypłakać na ramieniu swojej współlokatorki, bo właśnie się zorientowałaś, że cały czas, energię i uwagę poświęcasz małomównym albo emocjonalnie niedostępnym typom, wierząc, iż zamienią się w romantycznych bohaterów typu slow burn2, takich jak pan Darcy – podczas gdy w rzeczywistości to zwykli palanci.
Duża część z nas jest podatna na ten mit. Wydaje nam się, że jeżeli okażemy się wystarczająco potulne, cierpliwe, urocze, użyteczne i/lub pojednawcze, uda nam się stopić lód w sercu nieprzystępnego obiektu westchnień. Zamienimy go w oddanego i uważnego absztyfikanta. Ale dlaczego wbrew wszelkim oznakom jesteśmy przekonane, że ktoś, kto cały czas stosuje na nas lekki negging3, a odpisuje tylko po północy, nagle zamieni się w pana Darcy’ego?
Otóż odpowiada za to pieprzony Darcy! Literatura piękna to stek kłamstw.
Nie chcę zrzucać wszystkiego na Jane Austen. Mit przemiany wyniosłego crusha w romantycznego protagonistę jest tak znaczący, że pokutuje w kulturze najnowszej. Weźmy na przykład Bridgertonów, świeży serial Netflixa oparty na romansach autorstwa Julii Quinn, których akcja dzieje się w brytyjskiej epoce regencji4. Żeby było jasne: zarwałam nawet noc, oglądając ciągiem pierwszy sezon Bridgertonów – ale serial ten jest mocno współodpowiedzialny za to całe bagno. Do bohaterki, Daphne Bridgerton, żarliwie zaleca się autentyczny książę z bajki, ale ona woli „zaledwie” diuka z kompleksem na punkcie własnego tatusia5 – mężczyznę, który nie potrafi zmusić się do wyrażenia emocji czy słabości przez, cóż, większość serialu. A przecież książę jest na wyciągnięcie ręki. Wejście w relację z księciem nie wymagałoby żadnego radykalnego przeobrażenia struktury społecznej. Daphne nie musiałaby nawet przeciwstawiać się swojemu starszemu, despotycznemu bratu hipokrycie! (Swoją drogą, kocham Anthony’ego Bridgertona. Współczuję mu, chcę go przytulić i ugotować mu zupę – społeczeństwo mnie spaczyło). Fryderyk dosłownie jest księciem. Księciem uważnym i pewnym siebie, ale też czułym na potrzeby parterki. Wprawdzie oznajmia, że pierwszy taniec zwyczajnie musi do niego należeć, ale przed oświadczynami jasno stwierdza, że z radością osiądzie niedaleko rodziny Daphne! Fryderyk jest księciem w każdym calu. Tylko że… ma trochę dziwne bokobrody. I ona przy nim nie czuje tego czegoś, wiesz, tego przedziwnego, dezorientującego, tęsknego, pożądliwego bólu, który emocjonalnie niedostępne osoby uczą się wywoływać, bo chcą się czuć chciane, ale potrzebują też wiedzieć, że nie grozi im wejście w prawdziwą relację. Rozumiesz, tego czegoś, co Daphne odczuwa za sprawą emocjonalnie niedostępnego diuka.
Uwaga, spoiler – ale chyba już wiesz, co dzieje się potem. Humorzasty diuk odrzuca Daphne. A potem idzie z nią do łóżka. A potem znowu odrzuca. Potem jest pojedynek, ona go ratuje, on ją ignoruje, męczy, poślubia i udziela edukacji seksualnej, polegającej na zakłamaniu, po którym następuje odwet w postaci gwałtu.
Daphne, miałaś księcia pod bokiem, serio! Jeśli nie możesz mu darować tych bokobrodów, to spytaj, czy nie chciałby ich zgolić – a wiesz, że dla ciebie by zgolił. I wtedy zobaczysz to, co my, dysponujące Google’em, już wiemy: gładko ogolony Freddie Stroma jest hociakiem – jeśli ktoś lubi typ atlety. Do tego zapewne od samego początku byłaby to dobra, czuła relacja seksualna oparta na świadomej zgodzie!
Ale oczywiście ponieważ Bridgertonami rządzi dynamika, którą ja określam jako mit Darcy’ego, serial pokazuje nam, że Daphne od początku miała rację. Po pierwsze, widzki poznają tragiczną historię diuka – o odrzuceniu przez przemocowego ojca – i zaczynają współczująco patrzeć na jego lekką skłonność do okrucieństwa. Potem Daphne odkrywa jego tajemnicę w postaci jakże dosłownego pakietu listów, których ojciec nigdy nie otworzył, ale z jakiegoś powodu się ich nie pozbył. Dziewczyna okazuje ukochanemu miłość i zrozumienie, wyglądając przy tym olśniewająco na deszczu. Daphne dostaje diuka, romantyczną historię i dziecko, bo podąża za głosem serca, znosi przemoc, a nawet w niej uczestniczy, i w sumie bierze wszystko na przeczekanie. Jej uroda, wrażliwość, empatia i cierpliwość zamieniają bestię w tego bajecznego księcia, z którym od początku miała być.
A co z tytularnym księciem, który przez cały czas czekał obok? Cóż, jego miłość nie jest aż tyle warta, bo nie trzeba na nią zasłużyć.
Poczet Darcych
NAZWISKO:
Simon Basset, diuk Hastings
FABUŁA:
sezon 1 Bridgertonów
CO GO KRĘCI:
seksualnie doświadczone kobiety; pomoc seksualnie niedoświadczonym w uzyskaniu doświadczenia; przekomarzanie się; malarstwo olejne; głęboka przyjaźń
CO GO ODRZUCA:
spłodzenie potomka – żeby przypadkiem nie przedłużyć rodu ojca
Ten diuk jest takim ciachem, że prawie przestaje mieć znaczenie fakt, iż wolałby umrzeć niż cię poślubić. Przynajmniej tak mówi – ale potem twierdzi, że powiedział tak tylko dlatego, że nie mógłby obdarzyć cię potomstwem. A potem miesza ci w głowie na temat tego, skąd się biorą dzieci. Jest tak przystojny, że zaczynasz kwestionować wszelkie definicje sztuki i wszystko, co wiesz o ludzkiej anatomii.
Atrakcyjny arystokrata ma jednak za sobą mroczną przeszłość. Cierpiał na wadę wymowy. Jego ojciec był okrutnikiem i ableistą, zaniedbywał syna i nie chciał zbudować z nim więzi emocjonalnej. Przy łożu śmierci ojca, chcąc go ukarać za występki, Simon poprzysiągł, że nigdy nie będzie miał dziedzica, a tytuł diuka – jedyna sprawa, na której ojcu zależało – umrze wraz z nim. Diukowi może jednak uda się przezwyciężyć traumy przeszłości i złamać mroczną przysięgę, jeśli ukochana kobieta okaże się wystarczająco cierpliwa, troskliwa i wyrozumiała. Czy szuka właśnie ciebie?
***
Tu wracam do kota. Wparowując między gałązki jałowca i wyobrażając sobie, że zostanę ukochaną zbawczynią i dozgonną przyjaciółką zwierzęcia, którego nie znałaminie miałam pojęcia, jak sięonie dba, zorientowałam się, że narracje, które sobie wdrukowałam jako dziecko, w zasadzie poruszają mną jak marionetką. Opowieści, na których się nas wychowuje, stają się czymś więcej. Zostają naszymi osobistymi mitologiami. Przenikają nas do szpiku kości.
Pomysł, że pewnego dnia uratuję urocze stworzonko, które stanie się moim pupilem, pochodzi z książek, które przeczytałam, i filmów, które obejrzałam jako dziecko. We wspomnieniach trudno mi znaleźć konkretny przykład. Może powieści Jamesa Herriota? Wszystkie te książki o koniarach i przyjaźni dziecka z psem? Może to ma związek ze zwierzakami księżniczek Disneya? Trudno stwierdzić na pewno.
Mit Darcy’ego jest właśnie opowieścią tego typu: to prosta dynamika zwieńczona ogromną nagrodą emocjonalną, przyswajana przez nas, zanim w ogóle połapiemy się, co się dzieje. W kolejnych rozdziałach omówię Dumę i uprzedzenie bardziej dogłębnie, a teraz w skrócie zapowiem: klasyczna powieść Austen i niekończące się wariacje na temat fabuły romansowej typu slow burn od nienawiści do miłości, którą ta autorka wyszlifowała do perfekcji, wprowadzają nas w pewną narrację. Opowieść brzmi tak: poznasz kogoś nieznośnego. Będą cię ostrzegać, że to zły człowiek. Pierwsze wrażenie potwierdzi pogłoski. Tak się zacznie twoja wielka miłość.
Wydawałoby się, że kiedy dorośniemy i ukształtujemy naszą samoświadomość, mit Darcy’ego przestanie nami sterować. Zaczniemy rozpatrywać swoje historie miłosne jako to, czym faktycznie są, a nie odnosić się do nich przez pryzmat dominujących stereotypów kulturowych. Jednak dopóki nie rozliczymy się z mitem Darcy’ego, nie będziemy mogły i mogli się od niego odciąć. Dopóki nie zrozumiemy, że mit ten oddziałuje na nasze myśli, uczucia i działania – dopóki nie zmienimy zdania na temat tego typu opowieści, a nawet nie podzielimy się tym ze sobą nawzajem, by się przekonać, że wszystkim nam zrył banię ten sam mit – dopóty nigdy nie będziemy wolni i wolne.
Zadaniem tej książki jest spojrzeć mitowi Darcy’ego prosto w błyszczące oczy, żeby wziąć z niego to, czego potrzebujemy, a resztę zostawić w przeszłości. Bo czasem – chociaż wydaje nam się, że jesteśmy mądrzejsze – działamy w oparciu o wiarę w jakąś opowieść.
Wyciągam rękę i łapię kociątko za ogon. Ale – jak nieuchwytny pan Darcy – łatwo wymyka mi się z ręki.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Bibliografia
Dostępne w wersji pełnej
Przypisy końcowe
Prolog. O kociętach i bokobrodach
1 Oryg. Janeite. Dziś dżejniści i dżejnistki funkcjonują jak wiele innych środowisk fanowskich. Sama nazwa została jednak ukuta jeszcze w XIX wieku przez wykształconych znawców, którzy chcieli odciąć się od popularnego odbioru Austen – przyp. tłum.
2Slow burn to rodzaj wątku miłosnego, w którym uczucie między bohaterami narasta stopniowo – na tyle, że mogą oni nie zdawać sobie z tego sprawy albo się temu opierać – przyp. tłum.
3Negging jest techniką manipulacji poprzez zawoalowane złośliwości, stosowaną na przykład przez podrywaczy. Ma ona obniżyć pewność siebie u kobiety, powodując chęć uzyskania aprobaty mężczyzny – przyp. tłum.
4 Epoka regencji w kulturze brytyjskiej obejmuje lata 1795–1837. Jej nazwa wzięła się od okresu, w którym władzę zamiast przewlekle chorego króla Jerzego III sprawował jego syn Jerzy jako książę regent (1811–1820) – przyp. tłum.
5 W napisach do serialu Simon Basset jest określany jako książę, zgodnie z tym, jak często tłumaczy się na język polski lordowski tytuł diuka. Natomiast Fryderyk (inspirowany postacią historyczną) jest księciem z królewskiego rodu Hohenzollernów – przyp. tłum.