Misja generała Bethouart - R. Jegorow, S. Krakowski - ebook + książka

Misja generała Bethouart ebook

R. Jegorow, S. Krakowski

0,0
12,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Operacja „Torch” stanowiła jeden z przełomowych momentów II wojny światowej. Pierwszy raz Brytyjczycy i Amerykanie przeprowadzili wspólną operację militarną na taką skalę. W okresie poprzedzającym „Torch” Alianci podjęli szereg działań dyplomatycznych i wywiadowczych mających zapewnić przychylne powitanie ze strony Francuzów. Ważną rolę miał odegrać generał Béthouart, bohater spod Narwiku. Podjął on próbę aresztowania lub przeciągnięcia na swoją stronę głównych dowódców wojsk Vichy w tym kraju.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 73

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

Lato roku 1942 miało się już ku koń­cowi. Cały świat nie ochło­nął jesz­cze z przy­gnę­bia­ją­cych komu­ni­ka­tów, jakie nad­cho­dziły z róż­nych fron­tów: o suk­ce­sach Trze­ciej Rze­szy w Rosji i o klę­skach zada­wa­nych woj­skom bry­tyj­skim w Afryce, gdy nagle poja­wiła się pierw­sza rado­sna wieść: armia nie­miecka została zatrzy­mana pod Sta­lin­gra­dem. Stra­te­giczny plan Hitlera zmie­rza­jący do obej­ścia Moskwy i zdo­by­cia jej został zni­we­czony. Nie­ba­wem nade­szły nowe pocie­sza­jące wia­do­mo­ści: 23 paź­dzier­nika dzia­ła­jąca w Afryce 8 Armia bry­tyj­ska pod dowódz­twem gene­rała Mont­go­mery’ego roz­po­częła pod El Ala­mein zwy­cię­ską ofen­sywę prze­ciwko woj­skom nie­miec­kim i wło­skim dowo­dzo­nym przez gene­rała Rom­mla.

To były pierw­sze zwia­stuny klę­ski, jaka od tej pory nie­uchron­nie zawi­sła nad Niem­cami. Cho­ciaż wojna trwać miała jesz­cze nie­mal trzy lata, cho­ciaż ini­cja­tywa pro­wa­dze­nia dzia­łań miała dość czę­sto prze­cho­dzić z rąk do rąk – to jed­nak jesień roku 1942 mocno wstrzą­snęła pod­sta­wami nie­miec­kiej machiny wojen­nej, roz­wiała mit o nie­zwy­cię­żo­no­ści armii nie­miec­kich, a w serca naro­dów uci­ska­nych wlała nadzieję wyzwo­le­nia.

Woj­ska sojusz­ni­cze przy­go­to­wy­wały się tym­cza­sem do zada­nia woj­skom nie­miec­kim decy­du­ją­cych ude­rzeń. Na ste­pach Powołża Armia Radziecka kon­cen­tro­wała olbrzy­mie siły, które wkrótce miały okrą­żyć i znisz­czyć pod Sta­lin­gra­dem dwie armie nie­miec­kie liczące kil­ka­set tysięcy żoł­nie­rzy.

Rów­nież i na Wyspach Bry­tyj­skich gro­ma­dzono pospiesz­nie woj­ska i sprzęt bojowy: działa, czołgi, samo­loty i okręty. Połą­czone siły zbrojne Sta­nów Zjed­no­czo­nych i Wiel­kiej Bry­ta­nii szy­ko­wały się do prze­pro­wa­dze­nia inwa­zji w Euro­pie Zachod­niej.

Inwa­zja ta mogła być prze­pro­wa­dzona jedy­nie przez kanał La Man­che. Już wio­sną roku 1942 pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych Roose­velt powziął w tej spra­wie decy­zję. Przez całe lato tego roku Oce­anem Atlan­tyc­kim pły­nęły do Anglii kon­woje okrę­tów z dzie­siąt­kami tysięcy żoł­nie­rzy ame­ry­kań­skich. W por­tach bry­tyj­skich kon­cen­tro­wały się setki jed­no­stek mor­skich. Jed­no­cze­śnie sztaby oby­dwu mocarstw zachod­nich przy­stą­piły do opra­co­wa­nia pla­nów ope­ra­cyj­nych.

Wkrótce jed­nak zamiary ule­gły zupeł­nej zmia­nie. Win­ston Chur­chill – pre­mier Wiel­kiej Bry­ta­nii, sprze­ci­wił się orga­ni­zo­wa­niu wyprawy na Europę. Opra­co­wał nowy plan – inwa­zji na Afrykę Pół­nocną. Plan Chur­chilla prze­wi­dy­wał opa­no­wa­nie Afryki, a następ­nie ude­rze­nie na Wło­chy i pań­stwa bał­kań­skie. Plan Chur­chilla otrzy­mał kryp­to­nim ope­ra­cji „Torch”1.

Do wyko­na­nia tych dzia­łań prze­zna­czono kil­ka­set okrę­tów wojen­nych, tysiące samo­lo­tów i czoł­gów, setki tysięcy żoł­nie­rzy ame­ry­kań­skich i bry­tyj­skich. Dzień i noc trwały usilne przy­go­to­wa­nia do inwa­zji. W Lon­dy­nie utwo­rzono spe­cjalny sztab pod dowódz­twem gene­rała Eisen­ho­wera, który opra­co­wy­wał plany dzia­łań poszcze­gól­nych zgru­po­wań bojo­wych i jed­no­stek.

Wszyst­kie prace przy­go­to­waw­cze ota­czane były tajem­nicą. O zamia­rach inwa­zji w Afryce Pół­noc­nej wie­dzieli jedy­nie nie­liczni wyżsi ofi­ce­ro­wie w szta­bach alianc­kich.

Inwa­zja miała być doko­nana na tere­nach fran­cu­skich kolo­nii w Afryce Pół­noc­nej: w Algie­rze, Maroku i Tuni­sie. Od chwili powsta­nia rządu Vichy2 wła­dza w tych kolo­niach pozo­sta­wała w rękach ludzi odda­nych mar­szał­kowi Pétainowi: gene­ra­łów i guber­na­to­rów fran­cu­skich o pro­fa­szy­stow­skich poglą­dach. Dygni­ta­rze owi po kapi­tu­la­cji Fran­cji w czerwcu 1940 roku zło­żyli przy­sięgę na wier­ność mar­szał­kowi Pétainowi. Dla ochrony tych posia­dło­ści mieli około 150 000 żoł­nie­rzy fran­cu­skich. Na lot­ni­skach Tunisu, Algieru i Maroka stało 500 samo­lo­tów bojo­wych, a u wybrzeży Afryki były zako­twi­czone liczne jed­nostki fran­cu­skiej mary­narki wojen­nej. Dowódcy tych wojsk wyko­ny­wali roz­kazy zdraj­ców Fran­cji: Pétaina i Lavala. Alianci przy­go­to­wu­jąc ope­ra­cję „Torch” posta­no­wili mimo to zwró­cić się do nie­któ­rych gene­ra­łów fran­cu­skich.

Konferencja z przygodami

Okręt pod­wodny P-219 szedł na peł­nych obro­tach. 20 paź­dzier­nika 1942 roku w godzi­nach ran­nych prze­kro­czył strefę Gibral­taru i skie­ro­wał się na Morze Śród­ziemne, w kie­runku wschod­nim, bio­rąc kurs 60°. Wkrótce w odda­le­niu kil­ku­na­stu mil od brzegu minął z pra­wej strony Oran i prze­ciął połu­dnik zerowy. Dowódca okrętu nie scho­dził ze swego sta­no­wi­ska bojo­wego. Przyj­mo­wał mel­dunki pod­wład­nych, czu­wał przy urzą­dze­niach pery­sko­po­wych, śle­dził dokład­nie powierzch­nię morza. Nie­jed­no­krot­nie, gdy w pobliżu uka­zy­wała się jakaś jed­nostka, zarzą­dzał więk­sze zanu­rze­nie. P-219 umie­jęt­nie wymi­jał każdy okręt czy nawet łódź.

Mary­na­rze obsłu­gu­jący mecha­ni­zmy okrętu oraz wyrzut­nie tor­ped nie­cier­pli­wili się, że prze­pusz­cza się takie dosko­nałe oka­zje do znisz­cze­nia wro­gich okrę­tów. Lecz cóż było robić? Roz­kaz wyraź­nie zabra­niał nawią­zy­wa­nia walki.

Im dalej odda­lali się na wschód, tym morze było głęb­sze. Mary­narz przy echo­son­dzie stwier­dził głę­bo­kość 2700 metrów. Okręt wciąż nie zmie­niał swego kursu. Po kilku godzi­nach dowódca spraw­dził dokład­nie poło­że­nie. Kilku wyż­szych ofi­ce­rów ame­ry­kań­skich i bry­tyj­skich, któ­rzy byli wła­śnie w jego kabi­nie, patrzyło uważ­nie w mapę. Wśród nich wyróż­niali się szcze­gól­nie: gene­rał dywi­zji Clark, gene­rał bry­gady Lem­nit­zer, puł­kow­nicy: Ham­blen i Hol­mes, oraz koman­dor Wri­ght.

– Czy minę­li­śmy już Tenes? – rzu­cił pyta­nie gene­rał Clark.

– Yes, sir!

– Czy daleko jesz­cze do „Cher­chel Light”?

– Jesz­cze dwie mile i znaj­dziemy się na wyso­ko­ści 36°32’ i 1°35’. Wtedy zmie­nimy kurs na 180°. Od tego miej­sca za pół godziny ujrzymy afry­kań­ski brzeg.

– Dzię­kuje panu, kapi­ta­nie.

Gene­rał Clark wró­cił do swej kajuty, a wraz z nim udał się gene­rał Lem­nit­zer. Clark, ze względu na swój nad­mierny wzrost, sto­jąc musiał być bez prze­rwy pochy­lony. Teraz siadł na swej koi. Lem­nit­zer sta­nął obok niego, był znacz­nie niż­szy od gene­rała Clarka.

– Czy jest pan, gene­rale, prze­ko­nany, że Fran­cuzi przy­będą tu na spo­tka­nie? – spy­tał Lem­nit­zer.

– Jestem tego pewny. Wie­rzę, ze Mur­phy potra­fił to nale­ży­cie urzą­dzić.

– Bądźmy dobrej myśli. Jeśli cho­dzi o mnie, to nie bar­dzo wie­rzę Fran­cu­zom.

– Są Fran­cuzi, na któ­rych można pole­gać.

Gene­rał Clark zmru­żył lekko oczy. Był wyczer­pany fizycz­nie i potrze­bo­wał krót­kiego wypo­czynku. Gene­rał Lem­nit­zer widząc to wysu­nął się z kajuty.

Upły­nęła godzina. W kaju­cie gene­rała roz­legł się sygnał tele­fonu. Clark otwo­rzył oczy i chwy­cił za słu­chawkę.

– Jeste­śmy na miej­scu, sir – mel­do­wał dowódca okrętu. – Czy można roz­po­cząć obser­wa­cję?

– Tak jest – odpo­wie­dział Clark spo­glą­da­jąc na zega­rek. Była godzina 21.00. Za godzinę lub dwie ekipa winna zna­leźć się na brzegu.

Gdy okręt wynu­rzył pery­skopy na powierzch­nię morza, gene­rał poszedł do cen­trali.

– Czy jest pan pewny, że jeste­śmy we wła­ści­wym miej­scu? – zwró­cił się do kapi­tana.

– Naj­zu­peł­niej. Oto widać już żółte świa­tło na brzegu. – Kapi­tan ode­rwał oczy od szkieł. – Jedna mila dzieli nas od lądu.

Gene­rał spoj­rzał w kie­runku brzegu. Jego oczy, nie­przy­wy­kłe do prze­ni­ka­nia ciem­no­ści mor­skich, nie od razu spo­strze­gły jasny punk­cik wid­nie­jący na połu­dniu. Dopiero po chwili gene­rał ujrzał świa­tło.

– Pro­szę obser­wo­wać sygnały – rzekł Clark. – Jeśliby świa­tło zga­sło, pro­szę nie­zwłocz­nie mnie powia­do­mić.

– Yes, sir!

W tej chwili do kabiny wszedł gene­rał Lem­nit­zer.

– Możemy przy­go­to­wać się do wyj­ścia na ląd – rzekł do niego Clark. – Jeśli wszystko pój­dzie gładko, to jutro powró­cimy do Gibral­taru. Fran­cuzi powinni nie­długo podać sygnał.

– Cza­sami zda­rzają się nie­spo­dzianki.

– Wie­rzę w nasze powo­dze­nie.

Gene­rał Clark zarzą­dził spo­ży­cie posiłku. Mary­narz przy­niósł do mesy gorącą kola­cję oraz kilka bute­lek whi­sky. Zmę­czeni podróżą, wszy­scy ocho­czo zabrali się do jedze­nia.

Czas upły­wał szybko. Minęło już kilka godzin, a z pomo­stu nie nad­cho­dziła wieść o sygna­łach zauwa­żo­nych z lądu. Gene­rał zaczął się dener­wo­wać.

– Pro­szę co dzie­sięć minut mel­do­wać o obser­wa­cjach brzegu – powie­dział nie­cier­pli­wie.

– Yes, sir!

Świa­tło na lądzie wciąż nie gasło. Kapi­tan speł­nia­jąc życze­nie gene­rała bez prze­rwy czu­wał i sam skła­dał mel­dunki.

O pół­nocy nad­szedł mel­du­nek:

– Świa­tło na brzegu zga­sło!

– Pro­szę dobrze obser­wo­wać dal­sze sygnały! – rzekł z oży­wie­niem w gło­sie Clark. Po czym zwra­ca­jąc się do Lem­nit­zera dodał z zado­wo­le­niem:

– Mamy pierw­szy sygnał.

Upły­nęło kilka dłu­żą­cych się minut. Gene­rał pod­niósł słu­chawkę i zapy­tał:

– Dla­czego nie mel­duje pan o sygna­łach?

– Pro­szę wyba­czyć, panie gene­rale, lecz nic wię­cej nie widać! – odparł kapi­tan.

– Jakże to? Prze­cież sygnały miały się poja­wiać co trzy­dzie­ści sekund. Świa­tło winno gasnąć i zapa­lać się kilka razy – rzekł sam do sie­bie zdzi­wiony Clark.

– Świa­tło zga­sło i wię­cej się nie zapa­liło! – prze­ka­zał kapi­tan. – Czy mam na­dal kon­ty­nu­ować obser­wa­cję?

– Oczy­wi­ście.

– Otóż i mamy pierw­szą nie­spo­dziankę – powie­dział Lem­nit­zer. – Ten nasz dyplo­mata musiał tu jed­nak coś nakno­cić.

– Nie sądzę. Znam oso­bi­ście Mur­phy’ego. Gene­rał Eisen­ho­wer jest o nim rów­nież dobrego zda­nia.

– Więc cóż mogą zna­czyć te kawały?

– Za chwilę wszystko się wyja­śni.

– Widzę, że zawsze jest pan, gene­rale, opty­mi­stą. Ja lubię cza­sami wąt­pić. To wcale nie szko­dzi, a nie­raz łatwiej znieść roz­cza­ro­wa­nie.

– Prawdę mówiąc nie rozu­miem, dla­czego nie podają żad­nych sygna­łów.

– Panie gene­rale, a jeśli my zamiast w „Cher­chel Light” jeste­śmy w innym miej­scu? Kapi­tan mógł się nieco pomy­lić. Jest prze­cież noc. Trudno dokład­nie usta­lić poło­że­nie przed­mio­tów roz­miesz­czo­nych na lądzie.

– Nie. Ten Bry­tyj­czyk wygląda na roz­sąd­nego ofi­cera. Jestem z niego zupeł­nie zado­wo­lony.

– Cóż z tego, jeśli zamiast wyjść na ląd zmu­szeni jeste­śmy pozo­sta­wać w tym sta­lo­wym pudle.

Clark nie odpo­wie­dział. Poszedł do kabiny kapi­tana i sam zaczął obser­wo­wać przez pery­skop ląd. Mimo dłu­go­trwa­łych poszu­ki­wań nie odna­lazł w pobliżu żad­nego świa­tła. Gene­rał spraw­dził dokład­nie na wiel­kiej mor­skiej mapie poło­że­nie okrętu. Nie miał naj­mniej­szej wąt­pli­wo­ści. Znaj­do­wali się dokład­nie w ozna­czo­nym miej­scu. Zresztą świad­czyło o tym świa­tło, które widział na brzegu. W pobliżu ni­gdzie nie było innych świa­teł. Pocho­dziło więc ono z samot­nie sto­ją­cego domku, o któ­rym mówił Mur­phy.

Gene­rał Clark nie zmru­żył tej nocy oka. Rów­nież jego współ­to­wa­rzy­sze: gene­rał Lem­nit­zer oraz puł­kow­nicy ame­ry­kań­scy i bry­tyj­scy, nie spo­częli przez chwilę. Trwały nie­koń­czące się dys­ku­sje i narady. Tak upły­nęła ostat­nia godzina nocy. Powoli gwiazdy poga­sły, niebo zaczęło jaśnieć od wschodu. Zanim pierw­szy pro­mień słońca musnął swym zło­tym bla­skiem łagod­nie wzno­szące się fale, okręt dla bez­pie­czeń­stwa odda­lił się od brzegu na jedną milę. Gdy nastał świt, czło­wiek czu­wa­jący przy pery­sko­pie zamel­do­wał, że w pobliżu brzegu rze­czy­wi­ście stoi nie­wiel­kie zabu­do­wa­nie wraz z dom­kiem.

A więc pomyłki nie było. Wzdłuż brzegu na prze­strzeni kilku kilo­me­trów ni­gdzie nie zaob­ser­wo­wano żad­nych innych zabu­do­wań. To stwier­dze­nie nie zmie­niło jed­nak ogól­nego nastroju, jaki pano­wał wśród gene­ra­łów i puł­kow­ni­ków: byli bar­dzo zde­ner­wo­wani i zmę­czeni. Zaczęli powąt­pie­wać o real­no­ści zamie­rzo­nej kon­fe­ren­cji. Pro­po­no­wano nawet powrót do Anglii.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. „Pochod­nia”. [wróć]

2. W czerwcu 1940 roku Fran­cja pod­pi­sała kapi­tu­la­cję wobec Nie­miec. Na mocy układu połu­dniowa część Fran­cji była wyłą­czona spod oku­pa­cji. W nie­wiel­kiej miej­sco­wo­ści Vichy mie­ściła się sie­dziba kapi­tu­lanc­kiego rządu fran­cu­skiego – stąd przy­jęła się nazwa rządu Vichy. [wróć]