Mimochodem. Rozmowy o Jacku Kaczmarskim - Katarzyna Walentynowicz - ebook

Mimochodem. Rozmowy o Jacku Kaczmarskim ebook

Katarzyna Walentynowicz

4,0

Opis

Jacek Kaczmarski stanowi fenomen we współczesnej poezji. Jego twórczość już od debiutu pod koniec lat 70. XX wieku angażuje emocjonalnie Polaków, którzy również dziesięć lat po śmierci Poety (10 kwietnia 2004 roku) tłumnie gromadzą się na koncertach jego wyjątkowych piosenek, inspirujących różnych artystów.

Aby jak najpełniej odnieść się do niezwykłej popularności Jacka Kaczmarskiego, autorka zaprosiła do rozmów osoby, towarzyszące mu na różnych etapach życia i znające go poprzez różnorodne aspekty wspólnych fascynacji. Wywiady, zamieszczone w książce, niewątpliwie staną się źródłem wielokierunkowych inspiracji dla Czytelników tej książki podczas indywidualnych poszukiwań tego, co stanowi wartość w twórczości Jacka Kaczmarskiego.

Książka jest bogata w materiał ikonograficzny (reprodukcje obrazów rodziców Jacka Kaczmarskiego, artystów malarzy, a także zdjęcia i rysunki z archiwum rodzinnego Alicji Delgas, Muzy i towarzyszki ostatnich lat życia poety, oraz Zbigniewa Łapińskiego, wybitnego akompaniatora i kompozytora wielu piosenek Tria Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński). W książce znajdują się także rozmowy z Kazimierzem Wojtańcem, przyjacielem z okresu studiów na polonistyce warszawskiej oraz z Krzysztofem Nowakiem, znawcą twórczości i redaktorem wydań płytowych dzieł Jacka Kaczmarskiego. Ostatni rozdział stanowią rozmowy z młodymi wokalistami, muzykami, odtwórcami głównych ról w spektaklach, opartych na twórczości Jacka Kaczmarskiego.

O Jacku Kaczmarskim opowiadają m.in.:

Alicja Delgas

Zbigniew Łapiński

Kazimierz Wojtaniec

Krzysztof Nowak

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 652

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (6 ocen)
3
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki Kinga Sobiesiak

Opracowanie koncepcji całości i wywiadów Katarzyna Walentynowicz

Redaktor merytoryczny Dorota Szatańska

Redaktor prowadzący Joanna Proczka

Redaktor techniczny Bożena Nowicka

Korekta Teresa Kępa

Zdjęcie Katarzyny Walentynowicz na okładce: fot. Bogdan Marcinkiewicz

Teksty Jacka Kaczmarskiego © Copyright by Alicja Delgas, Kosma Kardyś-Kaczmarski, Patrycja Volny

© Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2014 © Copyright by Katarzyna Walentynowicz 2014

Bellona SAwww.ksiegarnia.bellona.pl Nasz adres: Bellona SA ul. Bema 87, 01–233 Warszawa

Dział Wysyłki: tel. 22 457 03 02, 22 457 03 06, 22 457 03 78 fax 22 652 27 [email protected]

Kolaż wykonany przez Kingę Sobiesiak do zdjęć autorstwa: Pawła Słomczyńskiego (zdj. Zbigniewa Łapińskiego), Krystynę A. Mathiak (zdj. Jacka Kaczmarskiego), z archiwum Alicji Delgas (zdj. Alicji Delgas), Małgorzaty Tryfon (zdj. Krzysztofa Nowaka i Kazimierza Wojtańca

Jackowi Kaczmarskiemu

WSTĘP

Jacek Kaczmarski na koncertach w Arcueil pod Paryżem, 2001 r. (fot. Janusz Halczewski)

Jacek Kaczmarski stanowi swoisty fenomen we współczesnej polskiej poezji. Zazwyczaj, aby określić wartość wierszy jakiegoś poety, musi upłynąć wiele lat od czasu ich powstania, ponieważ dystans do badanego materiału poetyckiego umożliwia obiektywizm i rzetelność jego oceny. Trudno jednak mówić o jakimkolwiek dystansie zarówno w przypadku samego Jacka Kaczmarskiego, jak i jego twórczości. Wiersze tego artysty angażowały emocjonalnie Polaków od końca lat 70. XX wieku i właściwie aż do chwili śmierci poety, 10 kwietnia 2004 roku, można było obserwować wyjątkowy wpływ jego twórczości na odbiorców. Ci tłumnie gromadzili się na koncertach, najpierw całego tria Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński, a następnie występującego indywidualnie Jacka Kaczmarskiego. Fenomen ten uświadamia, że podobną siłę oddziaływania miała zawsze poezja najwybitniejszych twórców.

Jacek Kaczmarski to poeta, moim zdaniem, wybitny, ponieważ udało mu się stworzyć wyjątkowy kod porozumienia z odbiorcami, którym proponuje twórczość uniwersalną, daleką od wszelkich schematów, a przede wszystkim poezję intelektualną, zrodzoną z wykorzystania w sposób twórczy i oryginalny szeroko rozumianej sztuki i kultury. Bywa, że odbiorcy jego piosenek, zwiedzeni lekkością przekazu treści wykonywanych utworów i osobowością twórcy, którego bezpośredniość w kontakcie z widzami wywoływała poczucie łatwej drogi do prezentowanej sztuki, nie umieszczają wierszy „ich Jacka” w kanonie najwybitniejszej poezji polskiej. Dzieje się tak również dlatego, że zdaniem wielu bard to co prawda poeta, ale taki ludowy, powszechnie lubiany, tworzący wiersze trochę interwencyjne, więc może niekoniecznie literacko najlepsze. Lubimy wtłaczać sztukę w schematy i tak samo schematycznie ją interpretować. Jednak w przypadku twórczości Jacka Kaczmarskiego jakakolwiek szablonowość czy też powierzchowność w podejściu do jego wierszy odbija się absurdalnym chichotem nowych kontekstów, w jakich są one umieszczane.

Spontaniczność postawy artystycznej oraz wyjątkowo empatyczna ekspresja na scenie, wyrażająca się w oryginalnie dowcipnych, a jednocześnie bardzo intelektualnych i wreszcie osobistych komentarzach do wykonywanych piosenek powodowały, że Jacka Kaczmarskiego po prostu pokochało wiele pokoleń odbiorców. Jest to miłość szczególna, bo wyrażająca się z jednej strony w absolutnym uwielbieniu,a z drugiej niejednokrotnie bezkrytycznym stosunku do pozostawionego przez poetę materiału literackiego, nad którym odbiorcy po prostu często się nie zastanawiają. Przyjmują tę poezję jako dobro ogólne, powszechne, odnoszą się do wyrwanych z kontekstu wierszy fraz, zapominając choćby o ich znaczeniu ironicznym, prześmiewczym. Wpływa to na tworzenie swoistej egzotyki nowych znaczeń. Jacek Kaczmarski – człowiek o dużym poczuciu humoru i specyficznym dystansie nawet do samego siebie, pewnie uśmiałby się nieraz, słuchając, w jakich konfiguracjach i w jakich okolicznościach wykorzystywane są jego piosenki. Ponieważ są one traktowane jako dobro wspólne, którym można w dowolny sposób dysponować, niejednokrotnie dochodzi do nadinterpretacji, niezależnie od wymowy tekstu. Najlepszym przykładem jest piosenka Mury, która stała się sztandarowym utworem walczących z systemem w latach 80. XX wieku działaczy politycznych w Polsce, ale również dzisiaj słyszy się ją podczas wieców i zgromadzeń. Pomijając fakt, że z Murów Polacy często wybierają wyrwane z kontekstu fragmenty, szczególnie refren, który dość ironicznie wybrzmiewa wobec wymowy utworu, zwłaszcza zakończenia, to również obserwuję przypadki manipulowania tekstem utworu, co przybiera formę absurdalnej trawestacji, zważywszy na to, że przecież przez wielu ten utwór jest traktowany jak współczesny hymn. Podczas ostatnich wakacji ze zdumieniem usłyszałam w jednejz regionalnych rozgłośni radiowych reklamę, w której refrenu Murów, oryginalnie wykonywanego przez Jacka Kaczmarskiego, użyto do reklamy… zakładu pogrzebowego i firmy produkującej nagrobki na jednym z cmentarzy. Uświadomiłam sobie wówczas, że w powszechnym odbiorze zastanej kultury zdarzają się przykłady paradoksalnych skojarzeń, umiejscawianych następnie w kontekstach kuriozalnych i groteskowych, na co twórca pierwotnego tekstu nie ma już żadnego wpływu. Co prawda Jacek Kaczmarski sam podkreślał, że kultura żywi się kulturą, a sztuka, stworzona przez naszych poprzedników, będzie inspiracją dla sztuki tworzonej przez nas, to jednak nie każde swobodne reinterpretowanie tekstów kultury tworzy sztukę nową.

Walka o wolność i prawdę było, w moim odczuciu, najważniejszym wyznacznikiem twórczości Jacka Kaczmarskiego, dlatego też swobodne żonglowanie jego tekstami, czasem, niestety, pozbawione logiki w nowych kontekstach i odarte z sensu przekazu wiersza, jest nie do przyjęcia. Podobnie schematycznie, swobodnie i w dowolny sposób wielu odbiorców poezji Jacka Kaczmarskiego odnosi się do jego życia, przyznając sobie prawo do oceny konkretnych zachowań, podobnie jak w przypadku twórczości, wyrwanych z kontekstu, bez świadomości prawdy, która istnieje, a którą interpretatorzy nie zawsze chcą zauważyć. To jest chyba największy paradoks, związany z twórczością i życiem Jacka Kaczmarskiego: poeta, brzydzący się schematyzmem i bylejakością, staje się obiektem wyjątkowo schematycznych odniesień. W ciągu dziesięciu lat od śmierci Jacka Kaczmarskiego, w wypowiedziach prasowych, telewizyjnych i radiowych, w publikacjach książkowych i internetowych najczęściej podkreśla się jego rolę barda, problemy alkoholowe wynikające z emigracji, złożone życie osobiste i często trudne relacje z bliskimi, wreszcie wyjazd do Australii, przebywanie z dala od Polski i naszych spraw oraz walkę z nowotworem. Jak mantra powtarzane są te same schematy w ocenie: wypowiadają się na ogół „przyjaciele”, „bliscy”, „znajomi” – bardzo duża grupa ludzi, ponieważ osobowość Jacka Kaczmarskiego nie tworzyła barier w nawiązywaniu relacji międzyludzkich, toteż po jego śmierci tych, którzy go znali, było wielu. Jednocześnie opinie dotyczące życia i twórczości Jacka Kaczmarskiego bardzo często sprawiają wrażenie, jakby osoby, które je wyrażają, były całkowicie obojętne na wypowiedzi samego poety, który przecież chętnie mówił o sobie, komentował swoje potknięcia na życiowych zakrętachi nie ukrywał stosunku do wielu tematów społecznych i osobistych. Dzięki licznym wywiadom telewizyjnym i prasowym wiemy, co Jacek Kaczmarski sądził na temat sytuacji Polski i Polaków, roli artysty w świecie społecznym, poszukiwania przez człowieka odpowiedzi na istotne egzystencjalne pytania. Jacek Kaczmarski bardzo chętnie mówił o wychowaniu w domu rodziców i dziadków, wartościach, którymi kieruje się w życiu, postrzeganiu tworzonej przez siebie sztuki, czy też samotności człowieka indywidualisty, czującego obciążenie misją, z której zrezygnować nie można. Paradoksalny jest fakt, że Jacek Kaczmarski ma tak wielu miłośników, znawców swojej twórczości, którzy często deklarują swoje zainteresowanie nim, ale wypowiadają się tak, jakby w ogóle nie słuchali tego, co on sam miał do powiedzenia w sprawach własnego życia i twórczości. Obserwuję interesujące z punktu widzenia socjologicznego zjawisko głoszenia wielkiej fascynacji jego życiem i twórczością, bez wnikliwego wsłuchiwania sięw słowa samego artysty, bezpośrednio wyrażane w wywiadach lub pośrednio w wierszach. Gdyby słuchano, co do powiedzenia na określone tematy ma sam poeta, zauważono by z pewnością jego wyraźne odcięcie się od etykietki narodowego barda (co jednocześnie nie oznacza lekceważenia przez Kaczmarskiego roli, jaką na danym etapie historii współczesnej Polski odegrał), dostrzeżono by wewnętrzne rozdarcie artysty wrażliwego, wiecznie poszukującego sposobu z jednej strony na doskonałe artystycznie wyrażanie siebie, z drugiej zaś na pogodzenie tego, co ludzkie, przyziemne i proste z tym, co wyjątkowe, indywidualne w relacjach z ludźmi. Zauważono by jego walkę z zagrożeniem, związanym z nadużywaniem alkoholu, a przede wszystkim fakt, że traktował to bardzo poważnie. Również usłyszano by, skąd pomysł na Australię i dlaczego, będąc kosmopolakiem, musiał do Polski powracać,a jednocześnie cieszył się, udając się tam, gdzie Absolut dotyka ludzkich namiętności w sposób metafizyczny. Również interesujące jest zjawisko, dość powszechne, głoszenia jakiejś jednej i niepodlegającej dyskusji „prawdy o Jacku”, wnikającej w najintymniejsze sfery jego życia, ale problem pojawia się wtedy, gdy okazuje się, że każdy z fanów Kaczmarskiego ma tę prawdę „swoją”, żeby nie powiedzieć „swojską”, dopasowaną do poglądów osoby wypowiadającej się, a często absolutnie niedopasowaną do tego, co mówił sam Kaczmarski.

10 kwietnia 2014 roku mija dziesiąta rocznica śmierci Jacka Kaczmarskiego – dziesięć lat to wystarczająco dużo czasu, by rzetelnie odnieść się do bogatego dorobku artystycznego tego wyjątkowego poety, który domaga się wręcz, poprzez stworzoną sztukę, dyskusji intelektualnych, zmuszających do myślenia, konstruktywnego działania i odpowiedzialności za świat, w którym żyjemy. Aby móc jak najpełniej odnieść się do fenomenu Jacka Kaczmarskiego, zarówno jako twórcy, jak i człowieka, zaprosiłam do rozmowy osoby, które go bardzo dobrze znały na różnych etapach jego życia i poprzez różne aspekty wspólnych fascynacji. Każdego z moich rozmówców łączy inna więź z Jackiem Kaczmarskim, ale dzięki temu, w moim przekonaniu, istnieje szansa na szerokie, wielopłaszczyznowe odniesienie się do tego artysty.

O Jacku Kaczmarskim zgodzili się ze mną porozmawiać: Zbigniew Łapiński, wybitny pianista, kompozytor i akompaniator, współtwórca wielu piosenek Jacka Kaczmarskiego; Alicja Delgas, Muza Jacka Kaczmarskiego i oddana mu towarzyszka ostatnich lat jego życia; Kazimierz Wojtaniec, towarzysz młodzieńczych dyskusji intelektualnych z czasów studiów na polonistyce warszawskiej; Krzysztof Nowak, redaktor wydań zbiorowych dyskografii i antologii wierszy Jacka Kaczmarskiego.

Rozmówcami ostatniego rozdziału, zatytułowanego „Rytmy nieskończoności Jacka Kaczmarskiego” są osoby, które w młodym wieku zmierzyły się z tym wymagającym repertuarem podczas różnych festiwali, ogólnopolskich konkursów lub spektakli, właśnie twórczości Jacka Kaczmarskiego. Rozmowa w tej części książki wynika z próby odpowiedzi na pytanie, jakie są przyczyny i źródła fascynacji dorobkiem Jacka Kaczmarskiego oraz co powoduje, że jest to twórczość tak popularna wśród osób z młodego pokolenia niezmiennie od ponad trzydziestu lat.

Każda z rozmów ma swój klimati jest bardzo osobista. Każdy z Rozmówców pozostawił w tej książce cząstkę swojej duszy, w której odbija się w sposób indywidualny osoba Jacka Kaczmarskiego. Jestem wdzięczna im wszystkim, że zgodzili się na formę rozmowy, pozwalającą na intymność refleksji, a jednocześnie merytoryczną rzetelność w odniesieniu się do życia i twórczości Jacka Kaczmarskiego. Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku obraz poety jest złożony, niejednorodny i czasem kontrowersyjny. Niezależnie jednak od tego, czy moi rozmówcy dzielili z Jackiem Kaczmarskim życie prywatne, czy też zawodowe, artystyczne, zawsze mogłam zauważyć w ich opowieściach szacunek do tego wszystkiego, co wiązało się z Jackiem Kaczmarskim. W kilku spotkaniach towarzyszyli mi moi uczniowie z L LO im. Ruy Barbosy w Warszawie: Julia Cieplińska, Maja Piotrowska i Łukasz Ślepowroński. Bardzo im dziękuję za zaangażowanie widoczne podczas spotkań z moimi rozmówcami. Niektóre z rozmów odbyły się w jak zawsze gościnnych murach warszawskiego L LO im. Ruy Barbosy dzięki życzliwości dyrektora tej szkoły, Wiesława Włodarskiego.

Przez te mijające od śmierci Jacka Kaczmarskiego dziesięć lat zabrakło mi w mówieniu o nim właśnie szerszego odniesienia do wartości, które stworzył lub które propagował. Dotyczy to zarówno kontekstów literackich, jak i życiowych. Jak słusznie zauważył jeden z rozmówców, nie ma jednego Jacka, ale, w moim odczuciu, warto uważniej przyjrzeć się stworzonej przez niego poezji oraz pokazać szersze konteksty jego życia, które pozwolą na pełniejsze zrozumienie podejmowanych decyzji. Najwyższy czas, by zacząć mówić o Jacku Kaczmarskim jako o jednym z najwybitniejszych poetów współczesnych. Chciałabym wyrazić nadzieję, że moje rozmowy ze Zbigniewem Łapińskim, Alicją Delgas, Kazimierzem Wojtańcem, Krzysztofem Nowakiem oraz przedstawicielami młodzieży staną się źródłem wielokierunkowych inspiracji dla Czytelników tej książki podczas indywidualnych poszukiwań tego, co stanowi wartość w twórczości Jacka Kaczmarskiego.

Katarzyna Walentynowicz

„Rozpierało się pod Modiglianim pianino / Przy którym wcześnie autor wspomnień tych zasłynął...”*

Jacek Kaczmarski w okresie licealnym w domu dziadków, Stanisława i Felicji Trojanowskich (fot. archiwum Alicji Delgas)

Jacek Kaczmarski: Człowiek nie przeżywający dramatu, jest człowiekiem bezmyślnym. […] Piekło jest nijakie, letnie, a coś, co nie ma wyrazu, jest piekłem. Moje pokolenie nie ma dziś dla mnie wystarczającego wyrazu. Ów brak więzi ze wspólnotą może się bierze również stąd, że ja byłem wychowany na artystę-mnicha, na samotnika, człowieka głęboko nieufającego tłumowi i wszystkiemu, co jest zjawiskiem masowym. Dość wcześnie wiedziałem (z relacji rodziców, którzy studiowali w Rosji, i od dziadka komunisty), na czym polegają społeczne mechanizmy rewolucji. Dlatego byłem pewny wyższości myślenia indywidualnego nad zbiorowym i czułem heroiczną potrzebę samodzielnego przeciwstawiania się światu. Być może to kwestia temperamentu czy znaku Baran w zodiaku, czyli indywidualizmu i niecierpliwości. Ale jeżeli już byłem wychowany na człowieka wśród ludzi, to na takiego z charakterem przywódczym. (…)

Rozmowa z Markiem Millerem, „Co się stało z nasza klasą!”, „Elle” 1997 r.

Cytat za: www.kaczmarski.art.pl

W PRACOWNI ARTYSTÓW

Rozmowa z Alicją Delgas

Jacek Kaczmarski i Alicja Delgas w Osowej, czerwiec 2002 r. (fot. Jacek Jaśkowiak)

Muza Jacka Kaczmarskiego i oddana poecie towarzyszka ostatnich lat jego życia. Spadkobierczyni Jacka Kaczmarskiego, która zgodnie z życzeniem artysty i jego rodziców, Anny Trojanowskiej-Kaczmarskiej oraz Janusza Kaczmarskiego, prowadzi archiwum ich pamiątek rodzinnych. Zgodnie z wolą Jacka Kaczmarskiego dysponuje upoważnieniem do opieki nad dorobkiem artystycznym, dokumentuje i inicjuje działania, służące rozpowszechnianiu jego twórczości oraz pielęgnowaniu pamięci o zmarłym w 2004 roku poecie (np. poprzez publikacje wierszy czy wydania płytowe).

Mając na uwadze propagowanie jego twórczości, założyła Fundację im. Jacka Kaczmarskiego z siedzibą w Gdańsku, której Radę tworzą: Anna Dorota Goliszewska, Marcin Kunicki i Wojciech Stronias. Do najważniejszych zadań Fundacji należą: organizacja festiwali i imprez kulturalnych, mających na celu popularyzację dorobku artystycznego Jacka Kaczmarskiego (m.in. Festiwal Piosenki Poetyckiej im. Jacka Kaczmarskiego „Nadzieja” w Kołobrzegu, od dziesięciu lat co roku przygotowywany dzięki zaangażowaniu Katarzyny i Jacka Pechmanów, czy też „Gdańska Majówka z Jackiem Kaczmarskim”), wydawanie płyt (np. Świadectwo); prowadzenie strony internetowej (http://www.fundacja-kaczmarski.org/), przyznawanie nagród i wyróżnień za propagowanie twórczości Jacka Kaczmarskiego wśród młodzieży oraz współpraca ze środowiskami kultury w kraju i ośrodkami polonijnymi za granicą.

To, co ważne – odbywa się w głębi,

za kotarą widoczne częściowo (…)

Jacek Kaczmarski, Alegoria malarstwa (Vermeer)[1]

Przekonałem się, że na poziomie arcydzieł trwa ciągłość przemian; nie ma przerw. (…) Umacniałem się w przekonaniu, że uniwersalne wartości dzieła sztuki istnieją poza czasem, a każdy wielki artysta jest mi Współczesny[2].

Janusz Kaczmarski

Szczerość ekspresji twórczej łączy się z postawą etyczną, której wymaga twórczość jako stałe poszukiwanie prawdy i jego wierność wobec samego siebie. Zakłamanie przeczy twórczości. Twórczość jest przeciwieństwem biernej imitacji przystosowania do istniejących wzorów myślenia i postępowania. Wymaga samodzielności myślenia i odpowiedzialności za swoje czyny[3].

Anna Trojanowska-Kaczmarska

***

Trzeba być wyjątkową kobietą, aby stać się czyjąś Muzą. Rozmowa z Alicją Delgas to okazja do pokazania niezwykłej rodziny: zarówno rodziny Jacka Kaczmarskiego z dzieciństwa, jak i tej, którą stworzył w Gdańsku Osowej właśnie z Alicją Delgas. Jacek Kaczmarski, co prawda wychowywany bezpośrednio przez dziadków, Felicję i Stanisława Trojanowskich, jako twórca został ukształtowany przez rodziców, Annę Trojanowską-Kaczmarską[4]i Janusza Kaczmarskiego[5]. Zarówno oni, jak i dziadkowie ze strony matki poety bardzo świadomie pracowali nad poziomem jego rozwoju; stworzyli różne przestrzenie, w których wzrastał on artystycznie: dom rodziców, dom dziadków, pracownia malarska ojca czy matki. Podzielili się obowiązkami, każdy z nich w innym stopniu wpływał na wychowanie i rozwój małego chłopca, którego oni wszyscy, jednomyślnie, ocenili jako dziecko wybitne, a któremu w związku z tym należy się oryginalne i twórcze wychowanie. Nie stanowiło problemu określenie koncepcji wychowania, ponieważ zarówno dziadkowie, jak i rodzice byli pedagogami, a rodzice dodatkowo artystami malarzami: ta koncepcja opierała się na wychowaniu przez sztukę[6].

Alicja Delgas opowiada nie tylko o relacjach rodzinnych i więzi, jaka łączyła Jacka Kaczmarskiego zarówno z dziadkami, jak i rodzicami. Z właściwą sobie wrażliwością pokazuje go jako oddanego rodzinie opiekuna oraz partnera życiowego, troszczącego się o relacje emocjonalne. Jej wspomnienia ukazują subtelność miłości dojrzałej,a jednocześnie pełnej młodzieńczej ekspresji, wyrażanej podczas wspólnego życia. Piękne słowa, którymi Poeta w twórczości odnosi się do swojej Muzy, to tylko część pamiątek, pokazujących jego zaangażowanie w tworzenie domu w Osowej.

Rozmowa w tym rozdziale ma charakter wyjątkowy, ponieważ odbywa się w szczególnym atelier, łączącym wszystkich wymienionych twórców. Pracownia każdego artysty to miejsce magiczne. Pachnie geniuszem, który wyrwał się z objęć doskonałości absolutu. Trudno przeciętnemu człowiekowi zrozumieć, co gra w duszy twórcy, jeszcze trudniej żyć z takim wyjątkowym człowiekiem, który patrzy na świat inaczej, widzi więcej, a jego wrażliwość nie pozwala mu na spokój, jaki dany jest jednostkom przeciętnym. Ale to, co powstaje z twórczej wrażliwości artysty, jest nieśmiertelne. I zazwyczaj dopiero po śmierci twórcy ludzie zdobywają się na większą wyrozumiałość wobec oceny jego wcześniej-szego życia, ponieważ patrzą na niego przez pryzmat dzieł, które po sobie zostawił. Schematyzm oceny życia twórcy blednie wobec oryginalności sztuki: z czymś, co jest nieśmiertelne, trudno nawet polemizować. Życie twórców sztuki, niezależnie od dziedziny, jest burzliwe, nietuzinkowe, pełne dramatycznych wyborów i skrajnych namiętności. Trzeba wyjątkowej dojrzałości albo prawdziwej miłości, wyzbytej jakichkolwiek elementów ludzkiego egoizmu, by w relacji z artystą z jednej strony pozwolić mu na twórczą wolność, a z drugiej nie zniszczyć w sobie wrażliwości, która w takim życiu daje radość i szczęście. Niewielu osobom się to udaje – artyści to trudni ludzie, bo nieprzeciętni. Albo sami musimy być nieprzeciętni, by wyjątkowość twórcy zrozumieć – ale wtedy istnieje niebezpieczeństwo, że takie indywidualności będą się odpychać, a nie przyciągać – albo musimy zdobyć się na większą abstrakcję w patrzeniu na życie, dzięki czemu możliwe jest zrozumienie intencji twórcy, dostrzeżenie jego prawdziwych emocji.

Pracownia artysty to jego azyl – przestrzeń łącząca to, co nieśmiertelne, ponadprzeciętne, ze zwykłym, materialnym światem. To miejsce, które istnieje, które można dotknąć, w którym są namacalne sztalugi czy farby, kartki papieruz zapisem wierszy lub nut; to miejsce, gdzie znajdują się dzieła, będące materialnym odzwierciedleniem twórczych poszukiwań, zamkniętych w obrazach, wierszach czy muzyce. Jacek Kaczmarski żył w różnych pracowniach i swój świat kreował w wielu z nich: najpierw w domu swoich rodziców – artystów malarzy, Janusza Kaczmarskiego i Anny Trojanowskiej-Kaczmarskiej, następnie w domu dziadków, ludzi światowych, dyplomatów, wrażliwych na sztukę, Felicji i Stanisława Trojanowskich. Następne swoje utwory tworzył w pracowniach, które znajdowały się w jego kolejnych rodzinach: pierwszym małżeństwie z Inką Kardyś-Kaczmarskąw Monachium, drugim małżeństwie z Ewą Volny w Australii i w związku z Alicją Delgas w Gdańsku Osowej. Patrząc na życie Jacka Kaczmarskiego, można zauważyć, że każde z jego miejsc pobytu w inny sposób określało go jako twórcę: dom rodzinny, zarówno rodziców, jaki dziadków, stał się fundamentem wyboru drogi życia oraz inspiracją wszechobecną, wyjątkową, bo wielopłaszczyznową dla tworzonych przez poetę utworów – i to fundamentem trwałym, pełnym. Pracownie stworzone w rodzinach dwóch kolejnych małżeństw są dynamiczne, ponieważ wynikają z ciągłego poszukiwania drogi, która mogłaby połączyć szczęście rodzinne z potrzebami wynikającymi z artystycznych inspiracji. I wydaje się, patrząc na losy tych małżeństw, że taką drogę Jackowi Kaczmarskiemu trudno było znaleźć, zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku[7]. Natomiast pracownia stworzona w Osowej pachnie dojrzałością twórcy spełnionego. Wygląda to tak, jakby tutaj Jacek Kaczmarski znalazł płaszczyznę łączącą wyjątkowe bogactwo inspiracji artystycznych, tkwiących w nim przez całe życie, z wiedzą i doświadczeniem człowieka dojrzałego. Roli i znaczenia Alicji Delgas na tym etapie życia Jacka Kaczmarskiego nie da się przecenić.

Poznali się w 1997 roku, kiedy każde z nich znajdowało się na poważnych życiowych zakrętach. Postanowili spróbować połączyć swoje osobiste plany rok później, kiedy ich poprzednie związki były zakończone i stanowiły zamknięte etapy dawnego życia. Gdańsk Osowa na przemian z Two Rocks, niedaleko Perth w Australii, stały się azylem ich nowego bytu. Alicja Delgas to nie tylko piękna kobieta, której Jacek Kaczmarski po prostu nie mógł nie zauważyć, ale przede wszystkim osobao wyjątkowo bogatym wnętrzu i głębokiej wrażliwości, tworzącej zaczarowany świat, niczym z Baśni tysiąca i jednej nocy[8]. Takiego anturażu potrzebował wówczas Jacek Kaczmarski i nim pragnął się otaczać w Osowej. Dom przy ulicy Letniskowej stał się na kilka lat pracownią twórcy spełnionego, podejmującego tematy egzystencjalne, ale także pracownią twórcy odchodzącego, świadomego zbliżającego się końca, patrzącego śmierci w oczy z godnością, na którą stać tylko jednostki nieprzeciętne[9].

Rozmowyo Jacku Kaczmarskim w tym rozdziale wynikają z dialogu między różnymi tekstami kultury, stworzonymi przez Jacka Kaczmarskiego i osoby mu najbliższe. Skoro „to, co ważne, odbywa się w głębi, za kotarą widoczne częściowo”, zajrzałam za tę kotarę głębiej, aby w rozmowie o Jacku Kaczmarskim oddać głos dziełom, które pozostawili w swoich artystycznych pracowniach jego rodzice oraz on sam. Wszystkie zaprezentowane poniżej materiały zostały udostępnione przez Alicję Delgas.[10]

***

Katarzyna Walentynowicz: Rozmawiamy w szczególnym atelier, stworzonym przez ciebie: jesteśmy właściwie w pracowni artystów – przede wszystkim Jacka Kaczmarskiego, ponieważ znajdują się tu różne pamiątki po nim – zdjęcia, młodzieńcze próbki literackie, nagrody i wyróżnienia… Ale również w tej przestrzeni współistnieją ze sobą pamiątki po Jacka najbliższych: obrazy jego matki, Anny Trojanowskiej-Kaczmarskiej oraz portrety dziadków Jacka, także samego Jacka, namalowane przez jego ojca, Janusza Kaczmarskiego. Czuję się tu, jakbym była w ich wspólnym domu – właśnie takiej wspólnej pracowni tej artystycznej rodziny.

Alicja Delgas: To prawda, ponieważ zgromadzenie w tym specyficznym miejscu cząstki twórczości każdego z nich powoduje, że mamy poczucie, jakby oni wszyscy razem tu właśnie przebywali, tylko w innym wymiarze. Tu trafiają mi w ręce dzieła ich wszystkich: obrazy namalowane przez Anię albo Janusza, portrety dziadków Jacka lub też jego zapiski, niektóre nawet z wczesnych lat młodzieńczych, w jakimś sensie przywołujące mnie i pomagające wypełnić pustkę.

„Palić mi nie wolno, bo mi szkodzi. Gardło i serce grożą strajkiem, więc zwodzę nałogowy głodzik, chytrze cmokając pustą fajkę”. (J. Kaczmarski, O zaletach niepalenia fajki) Jacek Kaczmarski wraz ze swoim ojcem, Januszem Kaczmarskim, 2003 r. (fot. Alicja Delgas)

Rzeczywiście to miejsce jest magiczne, tym bardziej, że nasze rozmowy rozpoczynamy późnym wieczorem, a kończymy nad ranem, kiedy pierwsze promienie słońca przypominają, że czas przeznaczony na współistnienie świata teraźniejszego i przeszłego minął i trzeba poczekać na kolejny metafizyczny wieczór, kiedy będzie można wrócić myślami do fascynującej przeszłości.

Wrócić można zawsze, ale w tej codziennej przestrzeni są wokół nas inne sprawy, inna rzeczywistość. Natomiast tu – jak widzisz – wszystko jest w zasięgu ręki, a przeglądając albumy ze zdjęciami dziadków Jacka, możemy wkroczyć nawet w odległy świat przedwojennej rzeczywistości. Chciałabym zwrócić uwagę na obrazy, przede wszystkim obrazy Ani, które domagają się wręcz rozmowy, ponieważ zawierają takie bogactwo przeżyć[11], że samotnie tak tkwić nie mogą. Jak widzisz, wszyscy oni współistnieją tutaj w sztuce, którą po sobie pozostawili.

Bardziej współistnieją po śmierci niż za życia, ponieważ ich losy i realizacja różnych pasji wpływały na funkcjonowanie każdego z nich w wielu przestrzeniach: Anna Trojanowska-Kaczmarska w swojej pracowni, Janusz Kaczmarski w swojej, Jacek Kaczmarski w różnych miejscach, stworzonych przez jego kolejne domy i jeszcze szczególna przestrzeń mieszkania dziadków, Felicji i Stanisława Trojanowskich.

W powszechnym odczuciu obraz tej wyjątkowej rodziny tak może funkcjonować, tym bardziej że Jacek był wychowywany przede wszystkim w domu dziadków[12], więc z reguły ocenia się ich rodzinne relacje dość schematycznie[13]. Ale ja nie zauważyłam tak rozumianej odrębności – wręcz przeciwnie, mam poczucie mocnego i trwałego, od samego dzieciństwa Jacka, emocjonalnego związku każdego z członków tej rodziny[14]. Jedynie formy okazywania tych emocji są bardzo różne, ponieważ każdy z nich był twórcą, więc indywidualistą, określającym swój sposób patrzenia na świat odmiennie i wyraziście. A z drugiej strony widać było w ich relacjach wyjątkową więź, szczególnie między Jackiem a jego rodzicami[15].

Ty, Alu, miałaś możliwość poznania rodziców i dziadków Jacka pod koniec lat 90., więc w czasie, kiedy byli to już ludzie bardzo dojrzali[16].

To prawda, ale mimo podeszłego wieku każde z nich przejawiało żywe zainteresowanie światem i bieżącymi sprawami...

Anna i Janusz Kaczmarscy, ślub 18.09.1955 r. Zdjęcie z „Albumu czterech pokoleń” (fot. archiwum Alicji Delgas)

Każde z rodziców Jacka Kaczmarskiego miało swoją pracownię – w innym miejscu niż ich mieszkanie?

Każde miało odrębną. Gdy w 1998 roku Jacek przedstawił mnie swojej rodzinie, pracownia Ani znajdowała się na poddaszu kamienicy położonej na placu Konstytucji, w którym wydzieloną część stanowiło mieszkanie rodziców Jacka – odremontowane i przystosowane do codziennego funkcjonowania. Jacek z dumą prezentował architektoniczne pomysły swego Taty, mające na celu wprowadzenie jak największej ilości światła do pomieszczenia, na przykład za pomocą podwieszonych pod skośnym oknem luster. Zauważyłam wtedy, że zaproszenie kogoś z zewnątrz do swego atelier stanowi wyraz ogromnego zaufania, ponieważ dla artysty jest to miejsce pewnej odrębności, wyraża jego osobowość, sposób patrzenia na świat. Moim zdaniem wprowadzenie innego człowieka do pracowni artystycznej jest porównywalne z obnażeniem się przed kimś. Ania nikogo poza najbliższymi jej osobami do swojej pracowni nie wpuszczała. Bardzo chroniła tej przestrzeni. Natomiast Janusz miał oddzielne pomieszczenia przy Alei Niepodległości – pracownię, której część w razie potrzeby pełniła funkcję mieszkalną, gdzie znosił wszystkie swoje skarby: przedmioty, które go fascynowały, i które potem stawały się znaczącymi eksponatami, bohaterami jego obrazów. Na przykład znajdowały się tam czaszki będące wyrazem fascynacji śmiercią i tego, co po człowieku pozostaje. Janusz natrafiał na nie w różnych miejscach – podczas jednego z licznych pobytów z Jackiem na Mazurach[17] zrobił synowi niezwykłe zdjęcie z czerepem bodajże byka. Czaszki stawały się często motywem umieszczanym na obrazach, podobnie jak muszle, będące też przecież szkieletem różnych stworzeń, a więc również symbolem przemijania życia. Pracownia Janusza powraca mi w pamięci w kolorze szarym, a właściwie we wszystkich odcieniach szarości, wpadających w srebro, solidnie podparta fioletem drewnianych desek podłogi. Janusz bardzo dbał o schludność i ład w swojej pracowni. Chodzi o porządek w takim sensie, że każda rzecz miała swoje miejsce. On bardzo na to zwracał uwagę. Znajdowało się tam dużo eksponatów, takich jak globus, waza, manekin, parasol, które umieszczał w odpowiednich konfiguracjach, w miejscu, gdzie światło padało akurat tak, a nie inaczej, dzięki czemu stwarzało iluzję postaci, których tam tak naprawdę nie było. Zauważ, że na przykład na obrazie pod tytułem W pracowni z 2000 roku na pierwszym planie jest umieszczony wazon, który swoim kształtem także przypomina kota.

Felicja Trojanowska, Anna Trojanowska-Kaczmarska, Stanisław Trojanowski. Zdjęcie z „Albumu czterech pokoleń” (fot. archiwum Alicji Delgas)

Czy według ciebie malarstwo było dla Janusza Kaczmarskiego również formą upamiętnienia życia? Sztuka jako symbol nieśmiertelności twórcy?

To możliwe, zwróć uwagę, jak wiele autoportretów namalował Janusz, na różnych etapach swojego życia. Przecież nasze ciało się zmienia, a autoportret to taka próba zmierzenia się z przemijaniem czasu.

Znalazłam w internecie bardzo interesującą rozmowę – wywiad Joanny Stasiak z Januszem Kaczmarskim[18], w którym zwrócono uwagę właśnie na znaczenie tych autoportretów w jego malarstwie. Interesujące jest stanowisko Janusza Kaczmarskiego, który zaznacza, że malowanie autoportretów nie jest poznawaniem siebie, lecz stanowi pewien temat i wyraża pewien problem.

Być może przede wszystkim problem przemijania czasu, popatrzenia na siebie z boku, jakby na kogoś obcego, kogo widzimy po raz pierwszy. Wtedy z pewnością łatwiej jest zaakceptować zachodzące w nas zmiany.

Tak, podkreślił to w cytowanej rozmowie: „Autoportrety maluję od lat sześćdziesiątych, a właściwie zacząłem zaraz po studiach. Robiłem mnóstwo rysunków, szkiców swojej twarzy. Wychodziło zawsze nie to. Trzeba było odrzucić tę koncepcję i nie usiłować przedstawiać siebie, tylko starać się coś zobaczyć, patrząc jak obcy na obcego”[19]. Ale to, co ujęło mnie najbardziej takim osobistym wymiarem refleksji, to stwierdzenie: „Wnętrze pracowni jest również moim autoportretem”. Czego wobec tego dowiadujemy się o Januszu Kaczmarskim na podstawie przestrzeni jego pracowni?

Pozwolisz, że przytoczę wypowiedź osoby, która bardzo dobrze go znała. Katarzyna Kasprzak-Stamm we wstępie do wspaniałej publikacji – mam na myśli album reprodukcji pt. Janusz Kaczmarski. Obrazy i rysunki[20]. – zauważa, że Janusz patrzy na świat bardzo uważnie, bez pośpiechu, mimo że panujący wokół pośpiech i tempo życia zazwyczaj nie pozwalają człowiekowi na prawdziwą refleksję. Aby można było tak obserwować świat, trzeba się zatrzymać i uruchomić inne od codziennych mechanizmy odczuwania[21].

Jacek Kaczmarski w pracowni swego ojca, Janusza Kaczmarskiego, wraz z Niną Delgas, maj 2003 r. (fot. Alicja Delgas)

Czy Janusz Kaczmarski tworzył malarstwo realistyczne?

W cytowanej publikacji autorka wyraźnie zaznacza, że nie jest to tradycyjny realizm, ponieważ Januszowi zależało, jak to ona zauważyła, na oddaniu ukrytej realności świata[22].

Realizm nieodłącznie kojarzy się z mimetyzmem, a w malarstwie Janusza Kaczmarskiego jest wiele przykładów na odchodzenie od takiego mimetycznego odwzorowania rzeczywistości, choć nie w stronę abstrakcji. Jego modele, portrety, martwa natura oprócz tego, że są realne, mają jeszcze jakąś głębszą interpretację w formie wyrazu. Większość znajduje się w jego pracowni, więc to miejsce określało istotę jego życia, które według mnie wyrastało z solidnych fundamentów zasad i wartości. Podobnie solidnie Janusz Kaczmarski podchodził do tworzenia swojej sztuki[23].

Tak, zresztą, wnioskując z opinii Katarzyny Kasprzak-Stamm, można zauważyć u Janusza nie odtwórcze odniesienia do świata, a właśnie twórczą obserwację; szczególną wrażliwość i jednak indywidualność w podejściu do aspektów życia człowieka i jego samego[24].

Janusz Kaczmarski podczas finału „Rytmów nieskończoności” w 2008 r. w L LO im Ruy Barbosy w Warszawie ( fot. Tomasz Terlecki)

Jakim człowiekiem był Janusz Kaczmarski?

Wyjątkowym. I Jacek też miał poczucie wyjątkowości swojego ojca[25]. Zresztą nie tylko ojca, myślę, że Jacek miał szacunek do całej swojej rodziny, ale ojciec był dla niego jednak fundamentalnym wzorcem. Przebywając w towarzystwie Janusza, człowiek miał poczucie kontaktu z niezwykłym autorytetem[26], którego życie opiera się na szacunku do innych i samego siebie. Był człowiekiem bardzo poważnie podchodzącym do tworzonej sztuki, która wrosła w niego, tak jak on stał się jej nieodłączną częścią składową – rozmawiałyśmy o przestrzeni oraz elementach jego obrazów: stanowiła ją pracownia i znajdujące się tam eksponaty, a modelem przecież często był sam Janusz. Ponadto Janusz był bardzo konsekwentny.

Ton głosu ojca, niepodlegający dyskusji, również informował o skutkach danego działania, a syn był tego świadomy.

Ta żelazna konsekwencja była bardzo wychowawcza: z jednej strony stawiała granice, określała kierunek rozwoju i wskazywała na znaczenie wartości w życiu, a z drugiej dawała Jackowi poczucie bezpieczeństwa, wynikające z siły autorytetu ojca: dotąd jest taki świat, dalej jest taki; ja cenię ten świat, a ty, Jaculu wybierzesz sam. Jacek umiał się znaleźć w świecie ojca, bo on szanował te wartości. Janusz pokazał mu, że aby być wiernym zasadom, które się stosuje, trzeba być konsekwentnym w myśleniu, działaniu i że ta wierność nie jest prosta w realizacji, ponieważ łączy się z pewnymi wyrzeczeniami, na przykład trzeba zrezygnować z wygodnych w życiu przyzwyczajeń czy zachowań, które nie zmuszają nas do aż takiej odpowiedzialności, punktualności, a w dzieciństwie choćby do posprzątania pokoju. Poza tym Janusz był uważnym obserwatorem świata – w jego działaniu nic nie było przypadkowe, powierzchowne.

Jacek Kaczmarski z mamą Anną Trojanowską-Kaczmarską w pracowni ojca, maj 2003 r. (fot. Alicja Delgas)

Tak jak solidne są konstrukcje jego obrazów – mam na myśli przede wszystkim solidność w podejściu do warsztatu malowania i tworzenia kompozycji dzieła, tak i na takich zasadach opierał się też świat osobisty Janusza, którego postawa znacząco wpływała na funkcjonowanie ich rodziny.

On nigdy w relacjach z ludźmi nie był płytki – to słowo w odniesieniu do niego w ogóle nie funkcjonuje. Ale, aby to zrozumieć, trzeba było także patrzeć na sygnały z jego strony, świadczące o tej solidności i umiejętności obserwacji, ponieważ tata Jacka nie miał osobowości ekstrawertyka, który rzuca się ludziom na szyję i potrzebuje do istnienia ekspresji w bezpośrednim obcowaniu z ludźmi.

Wnętrze jego duszy było zamknięte dla przeciętnego obserwatora dystansem, specyficznym skupieniem myśli i posągowością postawy w relacjach z ludźmi. Nie każdy umiał znaleźć klucz do tego świata, tak jak nie każdemu Janusz Kaczmarski otwierał drzwi do swojej pracowni przy Alei Niepodległości w Warszawie.

To mi przypomniało, jak kiedyś z Jackiem napisaliśmy Januszowi wiersz haiku w podzięce za gościnę w tej specyficznej pustelni na poddaszu, gdzie przyjemnie gruchały gołębie i wolno mijał czas:

Trzepot gołębia wstrząsnął ścianami mego odludzia.

Jednak dystans, posągowość postawy i, jak to określiłaś, specyficzne skupienie myśli nie oznaczają oschłości emocjonalnej, lecz to, że Janusz nie dzielił się ze wszystkimi tym, co znajdowało się w jego sercu. Natomiast z całą pewnością dzielił się tym ze swoim synem, który doskonale wiedział, jakim człowiekiem jest jego ojciec. Pamiętam, gdy podczas jednego z pierwszych moich wspólnych z Jackiem pobytów w Warszawie, Janusz użyczył nam kluczy do swojej pracowni, gdzie pozwolił przez jakiś czas zamieszkać. Zobaczyłam wówczas ojca i syna pochłoniętych rozmowami o sztuce, filozofii, nowościach literackich, ale także bardzo zaangażowanych w dyskusje o współczesnym życiu społecznym i politycznym[27]. Nie było wtedy widać tego dystansu, o którym ludzie czasem mówią, oceniając Janusza. Janusz miał błyskotliwy intelekt, który nie wyrażał się w tak bezpośredniej osobowości, jaką miał Jacek, ale poziom skojarzeń i przenikliwość umysłu mieli taką samą. Jacek uwielbiał rozmawiać z ojcem, potrzebował tych rozmów, zawsze był ciekawy jego zdania, dotyczącego różnych spraw i oczywiście cieszył się, gdy ten pozytywnie wyrażał się o jego twórczości.

Janusz Kaczmarski odbiera z rąk Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przyznany pośmiertnie Jackowi Kaczmarskiemu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, Gdańsk-Stocznia 2006 r. (fot. Alicja Delgas)

A wyrażał się też negatywnie?

Janusz nie krytykował, wypowiadając osądy poparte długimi monologami, natomiast jeśli coś mu nie odpowiadało w Jacka twórczości lub miał inny punkt widzenia na ten temat, milczał lub lakonicznie stwierdzał: „A może tak czy tak byłoby lepiej?” Lub: „Ja bym chyba zrobił to nieco inaczej”. Ta oszczędność w wyrażaniu osądów twórczo wpływała na Jacka, który musiał sam opracowywać koncepcję zmiany. Czasem ojciec sugerował wprost, jak zmienić słowa w tekście, ale podawał logiczne argumenty swojego stanowiska. Logiczne, nie emocjonalne, jak choćby wtedy, gdy powstawała Przyśpiewka bylejaka o europejskości Polaka. Jacek początkowo chciał zakończyć utwór słowami: „Ja Paliak”, ale ojciec stwierdził, że Jacek w tej piosence nie pisze przecież o swoich osobistych doświadczeniach, tylko wyraża pewną prawdę, dotyczącą ogółu Polaków, prawdę uniwersalną, dlatego Jacek zmienił puentę na „Wot Paliak”[28].

Ojciec – malarz – zwracał tak dużą uwagę na słowa. Czy w związku z tym wpływał też na wykształcenie plastyczne syna?

Trudno mi stwierdzić, czy rodzice chcieli jakoś konkretnie ukierunkować takie zdolności syna. Bardziej odbieram ich wspólne artystyczne doświadczenia jako próbę pokazania Jackowi określonych możliwości wyrażania ludzkiej ekspresji[29], ale na pewno nie poprzez narzucanie czegokolwiek. Ania szczególnie była zainteresowana wspólnymi z Jackiem zajęciami, a w każdym razie zespołowemu przyglądaniu się dziełom sztuki i obserwowaniu malarskich wprawek syna, ponieważ ją jako pedagoga interesowało to z punktu widzenia pewnych koncepcji dotyczących wychowania dzieci.[30] Swoje doświadczenia opisała w książkach pedagogicznych – zwróć uwagę na zainteresowania Ani, która poświęciła część swoich działań uważnej obserwacji procesu kształtowania się człowieka[31]. Do tego trzeba dużej wrażliwości w patrzeniu na ludzi, szczególnie tych najmłodszych, którzy przecież wyrażają to, co czują, inaczej niż ludzie dorośli. Według Ani dzieciom należało pozwolić na szeroko rozumianą spontaniczność, ponieważ tylko wtedy, gdy dziecięce doznania nie są ukierunkowywane, dziecko może rozwijać się najpełniej.

Anna Trojanowska-Kaczmarska w pracowni męża (fot. Alicja Delgas)

Była przekonana o tym, że prawdziwa niekontrolowana ekspresja przeżyć wyraża się poprzez tworzenie sztuki, dlatego też tak chętnie obserwowała pierwsze rysunki czy plastyczne wprawki dzieci, przede wszystkim swojego syna[32].

Ania była wierna tej koncepcji przez całe życie. Gdy przebywaliśmy z Jackiem w Warszawie, zostawiałam czasem moje kilkuletnie córki pod opieką Ani, która bardzo chętnie poświęcała im swój czas i jako pedagog miała instynkt do obserwowania rozwoju dzieci. Interesująca była jej uwaga, kiedy – już po śmierci Jacka – spoglądając na Ninę, stwierdziła w pewnym momencie: „No, te twoje dziewczynki to są już duże, a Nina to już prawie człowiek”. Bardzo mnie to wtedy zastanowiło, bo uświadomiłam sobie, jakimi kategoriami Ania patrzy na świat i ludzi.

Jacek Kaczmarski w okresie licealnym (fot. archiwum Alicji Delgas)

Doceniała rolę procesu kształtowania się osobowości człowieka, bo zdawała sobie sprawę, że to musi być proces, że nic nie staje się nagle i bez przyczyny; że wiąże się to z pracą nad dzieckiem, ale pracą mądrą, pozwalającą małemu człowiekowi przede wszystkim znaleźć swoją drogę do świata i ludzi. Rolą rodziców jest umiejętne towarzyszenie dziecku – życie przy dziecku, a nie zamiast dziecka. Patrząc na to, jak wszechstronnym człowiekiem był Jacek Kaczmarski, można powiedzieć, że matce udało się stworzyć warunki do rozwoju człowieka wielopłaszczyznowego, nieprzeciętnego i samodzielnego w twórczych poszukiwaniach.

Nie tylko matce. Zarówno Ania, jak i Janusz byli pedagogami. Oboje rozumieli, jak postępuje proces kształtowania się osobowości dziecka[33]. Często podkreśla się, że oni byli artystami malarzami. To prawda, ale oni byli także specjalistami świadomymi zachodzących w osobowości człowieka procesów emocjonalnych[34]. Rodzice Jacka różnili się od siebie: Janusz, jak już wspominałam, bardziej stonowany, powściągliwy, Ania za to pełna ekspresji, uczuciowości uzewnętrznionej, po której widać było różne stany emocji[35]. Natomiast to, co ich łączyło, to szczególna wrażliwość w patrzeniu na świat poprzez sztukę oraz szczególna wrażliwość w patrzeniu na człowieka. Oni byli ludźmi wykształconymi, świadomymi swojej roli.

Jacek Kaczmarski 1964 r., „Album czterech pokoleń” (fot. archiwum Alicji Delgas)

Znali doskonale swe atuty, wiedzieli, co – jako rodzice – mogą Jackowi zapewnić: wiedzę, wszechstronny rozwój, cały arsenał narzędzi do tworzenia sztuki, więc książki, publikacje, które kształtowały Jacka poglądy. Oprócz tego bardzo dużo z nim rozmawiali i to w różnej formie[36]. Była to zarówno krótka wymiana zdań, jak i długie dyskusje prowadzone podczas spotkań, ale był to też dialog wyrażany choćby poprzez prezenty, najczęściej książki, albumy, które Jackowi przynosili – zawsze przemyślane, nigdy przypadkowe. Jeśli książki, to zazwyczaj z dedykacją, która za każdym razem była indywidualna, skierowana do syna. Pamiętam, gdy Jacek był już chory, Ania i Janusz odwiedzili nas w Osowej. To było wielkie przeżycie zarówno dla Jacka, jak i dla mnie. Wtedy też przywieźli mu książkę, taką szczególną: Mój przyjaciel król autorstwa Józefa Hena, stanowiącą literacki portret życia i panowania Stanisława Augusta, którym Jacek mocno interesował się już na studiach, a który jest jednym z bohaterów wiersza Łazienki zimą z tomiku Tunel[37]. Spójrz, ten egzemplarz, który jest widocznie naznaczony chorobą – plamkami krwi, leżał zawsze na stole obok jego łóżka. Tego rodzaju gesty ze strony rodziców były dla Jacka ważne, jak potwierdzenie czegoś, co o nich już wiedział, a mianowicie, że zawsze w jakiś sposób przy nim byli, że to oni go ukształtowali i dla nich, kierując się wzorcem i poprzeczką postawioną wysoko gdzieś na szczycie tworzonej przez siebie sztuki, zaczął pisać.

Pisał dla nich i do nich już jako mały chłopiec.

Tak. Rodzice przy wsparciu dziadków namówili Jacka do tego, by wszystko to, co czuje, co chce wyrazić – przekazywał również w formie pisanej[38]. Wynikało to z potrzeby stworzenia płaszczyzny do wyrażania wewnętrznych przeżyć. Dla nich tą płaszczyzną było malarstwo, a dla Jacka, co dość wcześnie zauważono – pisanie.

Felicja i Stanisław Trojanowscy w przedwojennej Warszawie, „Album czterech pokoleń” (fot. archiwum Alicj Delgas)

Aby tworzyć jakąkolwiek sztukę, trzeba mieć najpierw opracowany warsztat, niezależnie od tego, czy mówimy o graniu na pianinie czy malowaniu obrazów. Jego rodzice tego bardzo pilnowali poprzez zwracanie uwagi na poprawność form użytych słów czy składni. Odnoszę wrażenie, że to była z ich strony także pełna współpraca z rodzicami Anny Trojanowskiej-Kaczmarskiej, ponieważ wystarczy zajrzeć do wspomnień kolegi z ławy szkolnej Jacka Kaczmarskiego, Jarosława Lindenberga[39], żeby się przekonać, jak babcia Jacka była uważna na punkcie kształtowania umiejętności posługiwania się również językiem francuskim.

W tych wspomnieniach, do których się odniosłaś, jest takie, moim zdaniem, ważne stwierdzenie, ukazujące kwintesencję relacji Jacka z rodzicami i dziadkami: szacunek do autorytetów domowych. Wynikało to z poczucia, że rodzice i dziadkowie bardzo się starali o pełny rozwój Jacka, czego on miał świadomość[40]. Zwróć uwagę na określenie, którego we wspomnieniach w pewnym momencie używa Jarosław Lindenberg: „by zapewnić synowi należytą opiekę” – należytą, czyli najlepszą, kompletną, aby spełnione były wszystkie warunki odpowiedniego wychowania. Lindenberg podkreśla oprócz tego wielką miłość rodziców do Jacka oraz to, że Jacek tę miłość rodziców bardzo czuł, skoro było to widoczne dla jego kolegi ze szkoły.

Jacek Kaczmarski z babcią Felicją Trojanowską, „Album czterech pokoleń” (fot. archiwum Alicji Delgas)

Również w rozmowie ze studentami polonistyki UAM w Poznaniu Jacek Kaczmarski charakteryzuje bezpośrednio wpływ rodziców i dziadków na swoje wychowanie[41].

Tak, oczywiście. Chciałabym ci pokazać fragmenty krótkich utworów prozatorskich Jacka, które napisał w 1973 roku, czyli miał wówczas 16 lat, pod tytułem Z życia Arue Maremateu – mieszkańca wyspy Paratahukane. Dedykacja nie pozostawia żadnych wątpliwości: „Kochanym Rodzicom – Jacek. 24 grudnia 1973 r.”

Dedykacja w tomiku Tunel, zamykającym jego twórczość, a przecież pisanym ze świadomością zbliżającej się śmierci, również nie pozostawia wątpliwości: „Ukochanym Rodzicom”. Te dwie dedykacje są jak klamra, podkreślająca znaczenie wzajemnych więzi emocjonalnych i relacji Jacka Kaczmarskiego z rodzicami.

Znamienne i rozczulające jest to, jak oni się do siebie zwracali: do babci Jacek mówił Babulu, do mamy – Mamulu, do taty – Tatulu, do dziadka – Dziadulu, a rodzice do syna mówili najczęściej Jaculu. To świadczy o więzi, jaka ich łączyła. Natomiast jeśli chodzi o młodzieńcze teksty Jacka, będące skutkiem właściwie od dzieciństwa ćwiczenia go w pisaniu, bardzo interesujące są właśnie te krótkie przypowiastki, które mam przed sobą, na przykład Perły, Legenda czy Śmierć pochodzące ze zbioru opowiadań o wspomnianym Arue.

Strona tytułowa własnoręcznie zrobionej przerz Jacka Kaczmarskiego książeczki z napisanymi przez siebie krótkimi formami prozatorskimi o charakterze powiastek filozoficznych lub opowiadań (archiwum Alicji Delgas)

Wszystko, jak widać, zależy od stopnia naszej wrażliwości w patrzeniu na ludzi i świat. W tym tkwi bogactwo doznań, które czasem, jak w przypadku artystów, odzwierciedlone jest w tworzonej przez nich sztuce.

To bardzo mądre opowiastki. Ta o śmierci na przykład jest wyjątkowo prawdziwa. Widać tutaj, jak trafnie Jacek posługiwał się ironią w swoich młodzieńczych utworach, a jednocześnie jak przenikliwie obserwował świat i ludzi.

Te teksty potwierdzają, że wychowanie poprzez sztukę wpłynęło na ukształtowanie się i funkcjonowanie artysty nieprzeciętnego.

Jacek był też uwieczniany przez ojca i matkę na różne sposoby. Zwróć uwagę na ten obraz Janusza pod tytułem Jacek – przecież jest to dzieło, które idealnie odzwierciedla osobowość małego Jacusia, patrzącego na malującego go ojca, myślącego swoje i chyba trochę wiercącego się na tym stołeczku. Potem jest inny obraz Janusza, który namalował Jacka już nastoletniego, w jarmułce, nawiązującej do żydowskich korzeni rodziców Ani[42], korzeni „niepraktykujących” choćby poprzez deklarowanie ateizmu przez dziadków i ich córkę. Janusz chciał oddać szacunek wszystkiemu – nazwać i podkreślić, nie oszukiwać.

Czy myślisz, że Jacek pozował ojcu w jarmułce?

Nie wiem, ponieważ ten obraz zobaczyłam po raz pierwszy po śmierci Jacka. Ale sądzę, że tak, ponieważ Janusz w taki sposób malował w swojej pracowni, że ustawiał malowane przedmioty lub patrzył na malowane postacie. Jest dużo obrazów Janusza, których jeszcze nie widzieliśmy, one spokojnie czekają na upublicznienie. Wracając do Jacka – w albumie Janusz Kaczmarski. Obrazy i rysunki znajdują się także rysunki, ukazujące małego Jacusia – zawsze podkreślające emocje małego chłopca, będącego przedmiotem analizy twórczej ojca, a raczej podmiotem jego życia. A najbardziej przejmująca jest dla mnie postawa Janusza po Jacka śmierci. Tutaj widzisz rysunek, stworzony właśnie wtedy w Górach Świętokrzyskich, zatytułowany Zabity gołąb…

Janusz Kaczmarski, Zabity gołąb, 2004 r . (archiwum Joanny Stasiak)

Parząc na ten rysunek, z jednej strony słyszę świst chwili, ponieważ gołąb jest tak ułożony, jakby gdzieś wbrew sobie leciał i nie miał na to absolutnie siły, a jednocześnie ten gołąb jest delikatny, skulony, samotny w chwili śmierci. I tu, na tym rysunku, on robi wrażenie jeszcze żyjącego. Zobacz, tu nie ma mówienia o śmierci lub przemijaniu poprzez motyw czaszki czy muszli, o czym wspominałaś wcześniej, ale przez ukazanie żywej istoty, której „martwą naturą” jako eksponatem na obrazie nazwać się w żaden sposób nie da. Rysunek jest bez kolorów, jak to w przypadku rysunków bywa: myślę, że nie bez powodu Janusz Kaczmarski wybrał właśnie taką czarno-białą formę wyrażenia stanu ducha, w jakim się wtedy znajdował.

Janusz był wstrząśnięty śmiercią Jacka, podobnie zresztą jak Ania, i jak my wszyscy. Tego nie da się opisać słowami, więc nawet nie próbuję. Natomiast wobec tego nieuchronnego końca można było jedynie przyjąć postawę taką, która wyrażałaby spełnienie wszystkiego, co dla Jacka było ważne. Janusz na przykład stworzył koncepcję ostatniego dzieła, wykonanego dla syna, a mianowicie krzyża, który umieścił na jego grobie pomiędzy dwiema połówkami tego samego kamienia, właściwie głazu, pochodzącego zresztą sprzed naszego domu w Osowej. Projekt ten jest wyjątkowy w swojej formie, ponieważ cały blask zachodzącego słońca pada na płytę właśnie przez ten krzyż. Janusz z wielkim zaangażowaniem dobierał proporcje, mając na uwadze zarówno wielkość kamiennych brył, jak i perspektywę rosnącego nieopodal drzewa. Kiedyś kamienie te łączyły ołowiane struny, ale stały się łakomym kąskiem dla cmentarnych zbieraczy złomu, a że dokonano tego w sposób ingerujący w idealne tafle przeciętych części, Janusz wpadł na pomysł zamaskowania niedoskonałości odpowiednim wyszlifowaniem i stworzeniem artystycznych nacięć. Wiele czasu spędziliśmy również z rodzicami Jacka na zbieraniu pomysłów i konsultowaniu się w kwestii samego pomnika nagrobnego, którego projekt przybrał swą ostateczną formę dzięki pomocy warszawskiego rzeźbiarza Grzegorza Kowalskiego, zaproponowanego przez Janusza.

To były wstrząsające przeżycia dla ciebie i dla waszej rodziny. Również bolesna jest kwestia dyskusji oceniającej twoje decyzje związane z pochówkiem Jacka Kaczmarskiego. Mija 10 lat od jego śmierci, a temat, jak się okazuje, ciągle zajmuje uwagę odbiorców jego twórczości.

Wiesz, Kasiu, jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Na marginesie dodam, że niepotrzebnie niektóre sprawy natury osobistej zostały upublicznione, dając pożywkę niezdrowym spekulacjom. Oczywiście, artysta to osoba publiczna, więc świadomie narażająca się na ocenę ze strony swoich wielbicieli, ale są pewne granice przyzwoitości, a jak to Herbert trafnie ujął, wszystko jest kwestią „smaku, w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia”[43].

To jest zdumiewające, jak ważna jest dla kogoś kwestia podejścia Jacka Kaczmarskiego do spraw religijnych; ludzie chcą koniecznie ostatecznego określenia jego wiary czy światopoglądu, a przecież są to sprawy tak osobiste, że chyba nie jesteśmy w stanie z całą pewnością stwierdzić, co ma w sercu każdy z nas. Zastanawiam się, z czego ta dociekliwość wynika?

Są osoby zwyczajnie ciekawe, czy może „ciekawskie”, ale są też osoby zafascynowane życiem innych ludzi, powołujące się na jakiś autorytet lub kierujące się wartościami wyznawanymi przez drugiego człowieka – i dla nich światopogląd takiej osoby jest ważny[44]. Jacek był tak wszechstronny i przechodził tak wiele różnych etapów na swojej drodze, że moim zdaniem nie da się w tym przypadku określić jednoznacznie jego podejścia do spraw ostatecznych. Wystarczy spojrzeć na bogactwo treści jego wierszy: wszystko to wynikało z obserwacji świata, ludzi i samego siebie. Jacka inspirowało wiele: dusza i nicość, Bóg i diabeł, dobro i zło, mądrość i głupota, życie i śmierć, wieczność i przemijanie, miłość i nienawiść – i tak mogłybyśmy wymieniać w nieskończoność. Należy także pamiętać o doświadczeniu, jakie niesie ze sobą bagaż przeżytych lat, które w tym przypadku upłynęły niezwykle intensywnie. Ludzie mają jednak potrzebę, aby Jacka zaszufladkować, dopasować do jakiejś określonej filozofii. Problem pojawia się wtedy, kiedy okazuje się, że jest to trudne. Wówczas, jak sądzę, zamiast zastanowić się nad tym, próbują Jacka włożyć w ramy koncepcji, która im odpowiada, a która niekoniecznie musi być odzwierciedleniem rzeczywistości.

Janusz Kaczmarski, Jacuś V, 1961-1962, tusz, piórko, papier (archiwum Joanny Stasiak)

Gdy żył, często odnosił się do komentarzy na temat swoich działań, więc zapewne i tu nie pozostałby obojętny. Teraz, po jego śmierci, trochę niestosowne jest wydawanie przez osoby trzecie sądów dotyczących intymnych sfer jego życia.

Bywa, że Jacka, z powodu jego choroby niektórzy traktują jak człowieka, który w ostatnich tygodniach czy dniach życia nie był w stanie o sobie decydować. Ale Jacek stracił przytomność dopiero na kilka godzin przed śmiercią, a wcześniej świetnie porozumiewał się z otoczeniem, pisząc swoje uwagi bądź życzenia na karteczkach lub w notatnikach, skrzętnie przeze mnie przechowywanych. Zresztą dzień przed śmiercią tworzył jeszcze wiersze.

Są osoby, które uważają, że był on ateistą.

Owszem, ale również znajdą się ludzie, którzy są gotowi udowadniać, że Jacek był wierzący, ponieważ napisał tyle utworów nawiązujących do tej tematyki, że nie byłoby problemu z podaniem odpowiednich argumentów. Motywy piekła i raju, duszy i niebytu przewijają się zarówno w jego twórczości, w zapowiedziach na koncertach, jak i wypowiedziach prasowych. Mogę powiedzieć, że znałam Jacka dobrze, a na pewno poznałam go lepiej w ostatnich latach jego życia. Dużo ze sobą rozmawialiśmy, poza tym swoje odczucia wyrażał w wielu utworach odnoszących się do spraw aktualnych. Moim zdaniem trudno znaleźć same kategoryczne nakazy, by go absolutnie nie łączyć z wiarą, kwestią istnienia życia po śmierci, czy też wszelkimi dylematami światopoglądowymi, które są ważne dla każdego człowieka, a cóż dopiero dla takiego intelektualisty, jak on. Dla mnie istotne są Jacka zapiski, których dokonywał w czasie ostatniego etapu choroby, na przykład:

Nie z pychy, próżności Dla sprostowania Te zapiski Z czasu umierania.

Dla sprostowania...

Tak, trudno nie zastanawiać się nad każdym słowem. Tutaj mam inną refleksję:

Największa rozkosz jest tylko rozkoszą, A to, co piękne, nie przemija z ciałem. Największa rozpacz jest tylko rozpaczą, To, co prawdziwe, nie przemija z ciałem.

Są to zapiski człowieka świadomego zbliżającego się końca. Nie mogę się zgodzić z tym, że w Jacka myśleniu nie było żadnego miejsca dla kwestii metafizycznych, związanych z wiarą. Tu jest na przykład taka przymiarka do wiersza:

WW

W długach byłem prawie całe życie O ile pamiętam spłacałem w terminie Więc cóż się dziwić, że teraz, w rozkwicie Sił i fortuny – termin mnie nie minie.

Obowiązki, długi, wybory, Co za ulga oderwać się od nich Bo zgłasza się Wielki Wierzyciel (Dowód – Powód? że istnieje wiara)

Nie da się tego oceniać jednoznacznie, bo kwestia wiary jest tak indywidualna, wręcz intymna, że nikt nie może być pewien tego, co tkwi w duszy każdego z nas, a na pewno nie wiemy, co czuje osoba umierająca. Ale w tych Jacka, jak to sam określił, „zapiskach z czasu umierania” odnalazłam różne rozważania na ten temat, co ugruntowało moje wewnętrzne poczucie, że w chwili tak ostatecznej, jaką jest śmierć, nie można blokować żadnych dróg.

Rozumiem cię doskonale – chodzi ci o kwestię odpowiedzialności za drugiego człowieka.

Wszystko, co intuicyjnie zrobiłam dla Jacka, wynikało z mojego przeświadczenia, że on by sobie tego życzył. Na przykład obecność ojca Wacława Oszajcy podczas pogrzebu Jacka spowodowana była szacunkiem, jakim Jacek darzył tego duchownego. Nie znali się osobiście, ale Jacek słyszał wypowiedzi ojca Oszajcy (zresztą też poety) w telewizji na krótko przed tą fatalną Wielką Sobotą i stwierdził, że odpowiada mu sposób podejścia do kwestii wiary właśnie tego duchownego. Dla mnie ważne były też rozmowy na ten temat z ojcem Jacka: zarówno chrzest, jak i pogrzeb w obrządku katolickim spotkał się z akceptacją Janusza Kaczmarskiego. Jacek pozostawił w moim ręku wszelkie decyzje dotyczące spraw związanych z jego śmiercią, między innymi z kwestią pochówku, a Janusz wyraźnie je poparł, wyrażając swoją wdzięczność za udźwignięcie tego zadania.

To bardzo ważne.

Janusz bardzo dobrze znał swojego syna, wiedział, jakie myśli krążyły w Jacku, łącząc się z jego nieustannymi poszukiwaniami samego siebie i wartości, na których opiera się świat. Na pewno nie zaaprobowałby takiego mojego działania, które w jego odczuciu byłoby dla Jacka w jakikolwiek sposób krzywdzące.

Ojciec był dla Jacka zawsze autorytetem, o czym on wielokrotnie mówił.

Dla mnie w związku z tym jego akceptacja moich przedsięwzięć, także dotyczących pomysłu utworzenia fundacji[45], była niezwykle ważna, właściwie najistotniejsza. Kiedy zabrakło Jacka, osobami najbardziej odpowiednimi do podejmowania decyzji związanych z Jackiem byli według mnie jego rodzice.

Z postawy i myślenia swojego ojca Jacek Kaczmarski bardzo dużo zaczerpnął…

Tak, ale w moim przeświadczeniu oboje rodzice oraz dziadkowie znacząco wpłynęli na Jacka i odcisnęli w jego osobowości trwałe ślady. Nauczyli go poprzez swój własny przykład – bo wyobrażam sobie, że w dzieciństwie zmuszanie Jacka do czegokolwiek mogło być trudne – przede wszystkim ogromnego szacunku do ich całej rodziny. Po matce odziedziczył radość patrzenia na świat i wręcz młodzieńcze, żeby nie powiedzieć dziecięce, zachłystywanie się życiem. Może to się wydawać paradoksalne w kontekście różnych życiowych doświadczeń Ani, ale ona taka właśnie była. Wystarczy popatrzeć na jej wyraz twarzy na zdjęciach, szczególnie z czasów młodości – to rozmarzenie w spojrzeniu, delikatność i kruchość myśli. Ania nie dość że sama była piękną dziewczyną, to piękno zewnętrzne, także to cielesne, interesowało ją jako artystkę, czego dowodem mogą być malowane przez nią akty, nie tylko kobiece, ale i męskie. Tutaj jest obraz pt. Akt z 1978 roku – zobacz, jaka misterna jest ta koronka. Tu nie ma żadnej pruderii, tylko taka artystyczna obserwacja ciała jako ważnego elementu człowieka. Czy Ania robiła to w podobnym kontekście jak Janusz, malujący swoje autoportrety latami? Tego nie wiem. Ale wiem na pewno, że malowane przez Anię te zachwycające zachody i wschody słońca, kolorowe portrety matki, martwe natury z genialnie ukazywanym blaskiem choćby szklanych wazonów, w których woda jest tak odtworzona, że sprawia wrażenie fotografii – to wszystko podkreśla prawdziwe, silne emocje, energię do czerpania z życia wrażeń, czasem tak ulotnych.

Anna Trojanowska-Kaczmarska. Zdjęcia z „Albumu czterech pokoleń” kolejno z lat: 1947, 1950, 1949, 1946 (archiwum Alicji Delgas)

To po matce Jacek miał w sobie tę swoistą niefrasobliwość i, niezależnie od wieku, cudowną, szczerą naiwność w cieszeniu się życiem, przez co nigdy nie zestarzał się emocjonalnie. Na szczęście, w przeciwieństwie do swojej mamy, Jacek nie miał tragicznych doświadczeń z dzieciństwa. Jego młode lata dały mu poczucie wartości i miłości, a jednocześnie siły autorytetów, których mocną podstawą był ojciec i dziadek. Janusz był człowiekiem zdystansowanym, ale też niezwykle uważnie przyglądającym się swojemu synowi. Wiesz, Kasiu, za to po babci Jacka na odległość widać było zainteresowanie wnukiem, ponieważ ona okazywała to w sposób dość powszechny: zrobiła dobry obiadek, zadbała o strój, o lekcje, o porządek w pokoju, biegała za nim, gdzie tylko – według niej oczywiście – było potrzeba. Janusz natomiast dał synowi poczucie obcowania z autorytetem poprzez uważne rozmowy na różne tematy. Janusz nigdy Jackowi nie narzucał swojego zdania, ale zawsze je wyrażał. Jacek wiedział, co myśli jego ojciec, jakie ma poglądy na tematy polityczne i społeczne, co go interesuje w sztuce czy literaturze, co ceni w ludziach, jakie ma preferencje kulinarne i tak dalej. Janusz zawsze mówił subtelnie, nienatarczywie, na zasadzie sugestii, wprowadzonej w jakiś kontekst rozmowy. Ale robił to z takim wyczuciem, że dla Jacka właśnie ta sugestia, rzucona mimochodem w tok wypowiedzi, była najważniejsza i Jacek nigdy wobec ojca poglądów nie przechodził obojętnie. Natomiast do matki Jacek był podobny także fizycznie[46]. Zwróć uwagę na jego zdjęcia z dzieciństwa i na spojrzenie Ani: identyczne. Ania, podobnie jak Jacek, była wychowywana przez swoich rodziców w cieplarnianych warunkach, jeśli chodzi o zacisze domu.

Zdjęcia Anny Trojanowskiej z rodzicami z „Albumu czterech pokoleń”, starannie opisane przez Stanisława Trojanowskiego (archiwum Alicji Delgas)

Bo oczywiście sytuacja wojny nie pozwoliła rodzicom Ani na zapewnienie jej takiego poczucia bezpieczeństwa, jakie wiele lat później zaoferowano Jackowi. Ania, podobnie jak Jacek, była rozpieszczana przez dziadków Jacka, czyli swoich rodziców: wyłączając, jak wspomniałam, czas wojenny – zawsze ładnie ubrana, zadbana, w domu nigdy niczego nie brakowało. Dziadkowie Jacka to ludzie światowi, kochający swoją córkę ponad wszystko. Nie dziwię się w związku z tym, że Ania czuła się bezpiecznie, pozwalając rodzicom na sprawowanie opieki nad Jackiem. Ania wiedziała, co mogą Jackowi dać od siebie jej rodzice: dużo miłości i szerokie horyzonty. Dziadkowie z pewnością chcieli, aby ich córka mogła swobodnie zająć się swoją pasją, a ponieważ mieli z nią bardzo częsty kontakt, to wiedzieli, że oni tak naprawdę razem, we czwórkę, będą się opiekować Jackiem. Poza tym pełne wychowanie dziecka wymaga zwrócenia szczególnej uwagi na rozwój zarówno fizyczny, jak i psychiczny, a na to trzeba poświęcić dużo czasu. Poziom oczekiwań dziadków Jacka wobec kształcenia i wychowania najpierw swojej córki, a następnie ukochanego wnuczka, był bardzo wysoki, co powodowało, że należało choćby Jackowi zapewnić takie warunki rozwoju, aby te oczekiwania mogły być spełnione, tym bardziej, że Jacek z racji swojego indywidualizmu był dzieckiem wymagającym. Babcia Jacka nie tylko dbała o czystość, schludność wyglądu Jacka, dobre posiłki, podane i przygotowane z myślą o ukochanym wnuczku, ale i stawiała wymagania dotyczące wiedzy, nauki, obowiązków, kultury zachowania, a przede wszystkim obdarzała Jacka wyjątkową miłością, wyrażoną w codziennej opiekuńczości, a często i nadopiekuńczości. Dziadek natomiast bardzo dużo z Jackiem rozmawiał, i to właściwie na każdy temat. Wyjątkowość osobowości wnuka wymagała szczególnego traktowania jego rozwoju jako dziecka – dziadkowie i rodzice mieli poczucie, że Jacek jest dla nich najważniejszy oraz że należy świadomie pracować nad jego wszechstronnym rozwojem. Pamiętam, gdy razem z Jackiem odwiedziliśmy jego dziadków pierwszy raz – to było pod koniec lat 90. Byłam bardzo przejęta tą wizytą i trochę stremowana, ale zupełnie niepotrzebnie, ponieważ przywitali mnie wyjątkowo ciepli, sympatyczni ludzie – zwróć uwagę, Kasiu, ile oni mieli wtedy lat! Gdy pierwszy raz poszliśmy do Jacka dziadków, zaniosłam im w prezencie imbryk do herbaty i paczuszkę darjeeling – babcia od razu ją zaparzyła, rozczulająco instruując mnie, jak poprawnie parzyć, aby wydobyć lepszy smak, dodając cukier już przy zalewaniu wrzątkiem (a ja do tamtej chwili myślałam, że wszystko wiem o herbacie!). Czułam się tam swobodnie, jakbym ich znała od zawsze. Poza tym miałam poczucie, że w tym domu jestem wraz z moimi córkami, dla których zawsze były przygotowane łakocie, mile widziana. Dziadek Jacka miał bardzo dużą wiedzę, potrafił rozmawiać na każdy temat – gdy dowiedział się, że mieszkam na Kaszubach, od razu podjął na ten temat rozmowę. On miał taki bezpośredni kontakt z ludźmi, lubił mówić, opowiadać – to były interesujące historie, odnoszące się do doświadczeń jego życia. Ponadto okazał się być ujmujący dla kobiet i zawsze umiał się zachować z klasą. Babcia oczywiście trzymała rękę na pulsie w każdej sytuacji i w każdej sprawie. Przede wszystkim w kwestii Jacka, nawet gdy był on już dojrzałym mężczyzną. Pamiętam, że kiedy babcia spostrzegła, że Jacek zaczął zapuszczać włosy i zaczesywać je w koński ogon, nie omieszkała wyrazić swojej dezaprobaty. Wnuk dzielnie odpierał te ataki, argumentując, że mężczyźni przez wieki nosili długie włosy, co zresztą można traktować jako ozdobę, ale babcia nie dawała za wygraną. W sukurs przyszedł Jackowi jego tata, który zawsze chętnie wykorzystywał zabawne sytuacje, prezentując swoje poczucie humoru i z błyskiem w oku ogłosił, że on też zacznie zapuszczać włosy, tylko jego koński ogon będzie szlachetnie siwy...

Jacek Kaczmarski z babcią Felicją 1961 r. (archiwum Alicji Delgas)

Felicja i Stanisław Trojanowscy w Szwajcarii (archiwum Alicji Delgas)

Anna Trojanowska z ojcem Stanisławem (archiwum Alicji Delgas)

Nie tylko na zdjęciach, które tu przyniosłaś, ale także na obrazie Janusza Kaczmarskiego pt. Jacek widzę zadbanego chłopca, który był oczkiem w głowie tej rodziny, tylko dla każdego na inny sposób.

Jak już wspomniałam, po Ani Jacek odziedziczył fascynację światem, dziec-kiem, które w nas tkwi, przejawami tego, co piękne w życiu. Ona zdawała sobie sprawę, że z powodu traumatycznych przeżyć wojennych powrót do dzieciństwa poprzez wychowanie syna mógłby być trudny, ponieważ miała dużo wewnętrznych rozterek, związanych z ukrywaniem się i strachem przed śmiercią[47]. Widać to w jej obrazach, ukazujących właśnie lęki i wewnętrzne rozdarcie, ale w Ani naturze była też otwartość na życie, radosna jego afirmacja, co widać także na wielu fotografiach. Janusz odnosił się z szacunkiem i uwagą do każdego człowieka. Zwróć uwagę na zdjęcia ze spotkań towarzyskich – Janusz jest uśmiechnięty, zadowolony. Ania obok niego, mimo że przecież później każde z nich mieszkało osobno, to wspólnie uczestniczyli w tym, co dotyczyło ich rodziny.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

***

Po rozmowie

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Przypisy

* Kaczmarski Jacek, Do (poemacik egocentryczny). Tekst z prywatnego archiwum Alicji Delgas.

1 Kaczmarski Jacek, Alegoria malarstwa (Vermeer), [w:] Kaczmarski Jacek, Tunel, Gdańsk: Tower Press 2004, s. 36.

2 Cytat za: Kaczmarski Janusz, Obrazy i rysunki. Red. Katarzyna Kasprzak-Stamm. Wrocław 2008, s. 6.

3 Cytat za: Trojanowska-Kaczmarska Anna, Dziecko i twórczość, Wrocław 1971, s. 20.

4 Anna Trojanowska-Kaczmarska (ur. 11.03.1931 roku w Warszawie, zm. 17.05.2007 roku w Warszawie), polska malarka, pedagog, historyk i teoretyk sztuki. Autorka książek: Dziecko i twórczość (1971) oraz Dziecko i plastyka (1983).

5 Janusz Kaczmarski (ur. 24.02.1931 roku w Warszawie, zm. 20.09.2009 roku w Warszawie), polski malarz i pedagog, profesor sztuk plastycznych. Od 1972 roku wielokrotnie prezes Zarządu Głównego Związku Polskich Artystów Plastyków.

6 Na ten temat Jacek Kaczmarski wypowiadał się wielokrotnie, co świadczy o jego świadomości mechanizmów, związanych z koncepcjami wychowania, jakich zwolennikami byli zarówno jego rodzice, jak i dziadkowie. Por. wypowiedź Jacka Kaczmarskiego z 2000 roku: „Ja byłem wychowywany na artystę, czyli na człowieka, dla którego najważniejszą rzeczą jest dojście do własnego widzenia świata i do języka, którym siebie i ten świat opisuje. Jako artysta nie mogłem szukać miejsca w strukturze społecznej czy politycznej. Z drugiej strony, w polskiej tradycji romantycznej, norwidowskiej, jest zaangażowanie artysty w sprawy społeczne jako obowiązek obywatelski. A wychowanie dziadka komunisty sprawiło, że te sprawy zawsze mnie bardzo interesowały. Szukałem więc sposobu, dzięki któremu mógłbym nazwać je nie w sposób publicystyczny i zaangażowany, ale artystyczny, bardziej uniwersalny. Natomiast ta twórczość nałożyła się na taki czas polityczny, że moje piosenki były odbierane jako głos pewnego pokolenia. Przecież nie mogłem powiedzieć, że nie będę ich śpiewał, bo ktoś uznał je za swoje, a ja miałem coś innego na myśli. To byłaby hipokryzja. Nigdy nie chciałem być bardem czy idolem, bo moja konstrukcja psychiczna absolutnie się do tego nie nadawała, ale kiedyś nie było demokratycznych wyborów na barda, więc siłą rzeczy zostałem nim w sposób spontaniczny. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie sprawiało mi to satysfakcji. Być młodym, zdolnym, uwielbianym...” (wywiad pt. Ja to Żyd, Mason i Unia Wolności przeprowadzony przez Przemysława Szubratowicza, „Trybuna”, 17 XI 2000 r. Cytat za: www.kaczmarski.art.pl).

7 Por. Gajda Krzysztof, To moja droga. Biografia Jacka Kaczmarskiego, Wrocław: Wydawnic-two Dolnośląskie 2009.

8 Por. Kaczmarski Jacek, Wyznanie Kalifa, [w:] Kaczmarski Jacek, Ale źródło wciąż bije…, pod red. Krzysztofa Nowaka, Warszawa: Volumen Marabut 2002, s. 367.

9 Por.: Kaczmarski Jacek, Tunel, Gdańsk: Tower Press 2004.

10 Odbyły się dwie rozmowy: 19–20 lipca i 5–6 sierpnia 2013 roku w Gdańsku.

11 Por. Trojanowska-Kaczmarska Anna: „Prawdziwa wartość człowieka polega na umiejętności »tworzenia życia« poprzez »tworzenie siebie«, a zarazem »tworzenie siebie« poprzez »tworzenie życia«. Dlatego też postawa twórcza jest zasadniczą busolą we wszystkich, zarówno indywidualnych, jak i społecznych poczynaniach człowieka”. Cytat za: Trojanowska-Kaczmarska Anna, Dziecko i twórczość, Wrocław 1971, s. 238.

12 Interesująco opisuje to Jarosław Lindenberg, we wspomnieniach pt. Mój kolega z dzieciństwa: „Jacek nigdy nie buntował się przeciwko autorytetom domowym, co jest regułą w wieku dojrzewania.(…) Pamiętam, że Ojciec (typ silnego, opanowanego i odpowiedzialnego mężczyzny) był dla Jacka wielkim autorytetem we wszystkich sprawach. Jacek lubił cytować mi krótkie i celne opinie (czasem dosadne) oraz komentarze Ojca odnoszące się do życia, a także do rzeczywistości politycznej. Natomiast Matkę (zapamiętałem ją jako bardzo piękną, wrażliwą i emocjonalną kobietę) traktował – miałem takie wrażenie – z jakąś czułą pobłażliwością”.

Cytat za: http://www.kaczmarski.art.pl/media/artykuly/osob/moj_szkolny_przyjaciel.php

13 Por. wypowiedź Jarosława Linderberga (wspomnienia Mój kolega z dzieciństwa): Dlaczego mieszkał u dziadków? (…) Rodzice – oboje artyści plastycy – zajęci swoją pracą twórczą, nie mieli chyba dość czasu, by zapewnić synowi należytą opiekę, chociaż bez wątpienia bardzo kochali swojego jedynaka. Natomiast babcia roztoczyła nad Jackiem pieczę doprawdy niezwykłą, której on poddawał się bez protestu, a nawet chyba z pewnym zadowoleniem. Pamiętam, że dziwiłem się na przykład, odwiedzając Jacka po lekcjach (jeszcze w czwartej klasie), gdy pod nieobecność Babci znajdował na stoliku talerzyk z obranym ze skórki i pokrojonym na ćwiarteczki jabłkiem oraz napisaną po francusku (dla ćwiczenia języka!) karteczkę, że ma zjeść to jabłko i poćwiczyć grę na pianinie. (Jego imię pisane było: „Yatzek”, co mnie bardzo śmieszyło).

Cytat za: http://www.kaczmarski.art.pl/media/artykuly/osob/moj_szkolny_przyjaciel.php

14 W książce pt. Dziecko i twórczość Anna Trojanowska-Kaczmarska dokonała szczegółowej analizy rozwoju swojego syna Jacka, którego poddała badaniom pedagogicznym, opartym na wnikliwej obserwacji jego zainteresowań, relacji z bliskimi. Świadczy to o wyjątkowej świadomości matki, uczestniczącej w sposób oryginalny w procesie kształtowania się osobowości i talentów swojego dziecka. Ocena syna jest wielostronna, poparta naukowymi wnioskami z dziedziny pedagogiki i psychologii. Anna Trojanowska-Kaczmarska pokazuje także swoją wnikliwość w obserwacji sposobu wychowania jej syna przez dziadków, co świadczy o zainteresowaniu i świadomym wpływie na rozwój swojego dziecka. Książka została wydana w 1971 roku, natomiast odnosi się do wczesnych lat dzieciństwa trójki dzieci, objętych badaniami: Piotra, Ewy i Jacka (Kaczmarskiego). Wnioski do analizy osobowości Jacka Kaczmarskiego były oparte na badaniach psychologicznych przeprowadzonych przez dr Zofię Skórzyńską w grudniu 1967 roku w Przychodni Wychowawczej w Warszawie przy ul. Słowackiego 5/13 m. 177. We wstępie do wskazanego rozdziału Anna Trojanowska-Kaczmarska pisze: „W niniejszym paragrafie prezentujemy sylwetki trojga dzieci, których wieloletnia działalność plastyczna i jej wyniki będą omawiane we wszystkich następnych rozdziałach. Podajemy zatem ich wiek, opisujemy środowisko społeczne i ważniejsze przeżycia oraz zamieszczamy krótkie charakterystyki psychologiczne, oparte na badaniach psychologa, relacjach rodziców i naszych własnych obserwacjach”. (Anna Trojanowska-Kaczmarska, Dziecko i twórczość, Zakład im. Ossolińskich, Wrocław 1971, s. 62.)

15 Interesujący jest fragment analizy osobowości Jacka Kaczmarskiego, przeprowadzonej przez jego matkę, Annę Trojanowską-Kaczmarską: „Jacek urodził się 22 marca 1957 roku w Warszawie. Rodzice jego są plastykami, jednakże chłopiec jest wychowywany przez dziadków, nauczycieli z zawodu. Rodzice, wiecznie zajęci, opiekują się synem raczej od święta. Dziadkowie za to poświęcają mu wiele czasu, dbając szczególnie o rozwój jego zainteresowań intelektualnych. Od siódmego roku życia chłopiec uczy się muzyki i dwóch języków poza zajęciami szkolnymi. Dziadek pobudza również jego zainteresowania przyrodą, geografią i historią. Chłopiec spontanicznie zajmuje się hodowlą różnych roślin doniczkowych, rysowaniem map i czytaniem książek na tematy historyczne. Czytanie – podobnie jak oglądanie filmów – to jego pasje. W domu Jacek ma dobre warunki, nie posiada jednak oddzielnego stołu do nauki. Odrabia najczęściej lekcje, siedząc obok dziadka, czytającego gazetę lub babki, cerującej skarpetki. Lekcje są na ogół od razu sprawdzane, będąc przedmiotem ożywionych dyskusji całej rodziny. Chłopiec jest przyzwyczajony do tego, że wszystkie jego czynności są obserwowane i komentowane w rodzinie, dlatego rzadko kiedy przykłada się do zajęć, o których wie, że nie będą sprawdzane i oceniane przez dorosłych. Ma jednak swoje namiętności, którym oddaje się z upodobaniem, takie jak – oprócz czytania i oglądania audycji telewizyjnych – rysowanie, majsterkowanie, zabawy z rówieśnikami. Jest to chłopiec ładny, inteligentny, żywy i bardzo swobodny w zachowaniu, niezależnie od okoliczności. W szkole uczy się bardzo dobrze, jakkolwiek zdarzają mu się potknięcia, wynikające ze zbytniej pewności siebie lub nieuwagi czy braku cierpliwości. Łatwość chwytania w lot potrzebnych wiadomości, wdzięk, zjednujący ludzi i nieustanna pewność oparcia, znajdowanego u dziadków spowodowały u tego dziecka trudność w skupieniu się i dokładnym wykonywaniu podjętych zadań. Otoczony wieloma kochającymi opiekunami, chłopiec wykazuje poza tym pewną niestałość uczuć. Potrafi on jednak pod wpływem nastroju zdobyć się na ładne gesty emocjonalne. Przez dzieci jest lubiany, a nawet zdobywa wśród nich popularność. Ujmuje je uczynnością, poczuciem humoru, inwencją w zabawach i artystycznymi popisami. Jest dzieckiem pogodnym, pełnym radości życia. W teście psychologicznym rubrykę »Zdanie o rodzicach« wypełnił w sposób nie wykazujący kompleksów na ich punkcie: »Mój tata jest fajny. Moja mama jest bardzo dobra«”. Cytat za: Anna Trojanowska-Kaczmarska, Dziecko i twórczość, Zakład im. Ossolińskich, Wrocław 1971, s. 63, 64. [Tekst z archiwum Fundacji im. Jacka Kaczmarskiego Alicji Delgas]

16 Stanisław Trojanowski zmarł w 2000 roku, przeżywszy 99 lat, Felicja Trojanowska – w 2002, w wieku 100 lat, Anna Trojanowska-Kaczmarska w 2007, mając 76 lat i Janusz Kaczmarski w 2009, w wieku 78 lat. Jacek Kaczmarski zmarł w 2004 roku, mając 47 lat.

17