Miłość bez jutra.Prawdziwe historie zakochanych z obozów, łagrów, więzień i gettv - Agnieszka Cubała - ebook
NOWOŚĆ

Miłość bez jutra.Prawdziwe historie zakochanych z obozów, łagrów, więzień i gettv ebook

Agnieszka Cubała

4,3

Opis

Miłość w cieniu wojny. Wzruszające historie o prawdziwym uczuciu w najcięższych czasach.

 

Agnieszka Cubała znów porusza serca. Bohaterowie jej najnowszej książki doświadczyli miłości tam, gdzie nikt nie odważyłby się jej szukać – za drutami obozów i łagrów, za murami gett, kratami więzień niemieckich, radzieckich i ubeckich, podczas rzezi wołyńskiej albo niewolniczej pracy na robotach w III Rzeszy. Cubała maluje obraz silnych uczuć, które rodziły się i trwały mimo okrucieństwa wojny, przypominając nam, że miłość nie zna granic.

Ta poruszająca książka to zbiór historii opartych na faktach – opowiada o prawdziwych ludziach, którzy w obliczu niewyobrażalnych wyzwań, potrafili kochać, dawać ciepło i zrozumienie. Autorka śledzi losy wybranych postaci i ich romantycznych relacji, analizując fenomen miłości, która pojawiała się nagle lub istniała jeszcze przed wojną i trwała, mimo okrutnych realiów, w świecie pozbawionym nadziei.

Wśród bohaterów książki znajdują się znani poeci, pisarze i artyści, tacy jak Stanisława Fleszarowa-Muskat, Tadeusz Borowski, Konstanty Ildefons Gałczyński, Wiera Gran, Hanka Ordonówna, Witold Zacharewicz, a także rodzice reżysera Romana Polańskiego czy też osoby będące pierwowzorami bohaterów filmów „Popiół i diament”, „Mała Moskwa” i „W zawieszeniu”.

 

W ostatnich dniach sierpnia 1939 roku, korzystając z uroków lata, dziewczyna przebywała w domu rodzinnym ukochanego. Pewnego ranka jej ciocia weszła do pokoju, mówiąc: „Basiu, wstawaj! Jest mobilizacja!” Dziewczyna natychmiast zerwała się z łóżka. Po chwili zobaczyła Marysia. Wyglądał inaczej niż zwykle, miał na sobie mundur wojskowy. Udało mu się namówić obie kobiety, by poszli sobie zrobić w ogrodzie pamiątkowe zdjęcia. Uwielbiał wszystko utrwalać na fotografiach – miał ich całe stosy. Tak, jakby przeczuwał, że trzeba upamiętnić każdy szczęśliwy moment, zadbać o to, by po razem przeżytych chwilach pozostała jakaś pamiątka…

fragment książki

 

Agnieszka Cubała – pisarka, pasjonatka historii powstania warszawskiego, absolwentka warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej, w której studiowała Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze i Polityczne oraz Zarządzanie i Marketing. To na SGH zaczęła się jej przygoda z tematem powstania warszawskiego – napisała pracę magisterską, która stała się jej książkowym debiutem. Przez wiele lat zajmowała się marketingiem, łącząc to zajęcie z pracą nad kolejnymi publikacjami: Ku wolności… Międzynarodowe, polityczne i psychologiczno-socjologiczne aspekty Powstania Warszawskiego; Sten pod pachą, bimber w szklance, dziewczyna i… Warszawa. Życie codzienne powstańczej Warszawy; Skazani na zagładę? 15 sierpnia 1944. Sen o wolności a dramatyczne realia; Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w Powstaniu Warszawskim; Miłość’44; Piaseczno’44. Miasto i ludzie; Kobiety’44, Warszawskie dzieci’44; Sportowe dzieje Piaseczna.

Opracowała także hasła autorskie do Wielkiej Ilustrowanej Encyklopedii Powstania Warszawskiego, konsultowała dwa rozdziały polskiej edycji książki Normana Davisa Powstanie’44, współpracowała z Muzeum Powstania Warszawskiego przy realizacji prac nad ekspozycją stałą placówki.

Za popularyzację tematu dwukrotnie otrzymała prestiżową nagrodę Klio podczas Targów Książki Historycznej, a także odznakę Zasłużony dla Warszawy. W wolnym czasie odwiedza stare zamki i pałace, robi zdjęcia, piecze ciasta i tańczy. Gdy potrzebuje chwili przerwy, dodatkowej energii czy inspiracji, jedzie nad morze i godzinami chodzi po plaży.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 438

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (7 ocen)
4
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Nie­na­wiść jest ła­twa, mi­łość wy­maga wy­siłku i po­świę­ce­nia.

Ma­rek Edel­man

Wstęp

Czy ktoś zro­zu­mie na­sze za­chwyty, unie­sie­nia i mi­łość?

Raz wzbiera we mnie na­dzieja,

raz je­stem nie­spo­kojna.

Zbyt wiele rze­czy się dzieje –

coś przyj­dzie: mi­łość lub wojna.

Są znaki, że przyj­dzie wojna:

Ko­meta, orę­dzia, mowy.

Są znaki, że przyj­dzie mi­łość:

Serce, za­wroty głowy[1].

Autorką po­wyż­szych słów jest Zu­zanna Gin­czanka – młoda ko­bieta, która w roku 1935 przy­je­chała z Rów­nego, mia­sta na da­le­kich Kre­sach II RP, do War­szawy. Śro­do­wi­sko ar­ty­styczne sto­licy za­chwy­ciła nie tylko nie­ba­nalną urodą, ele­gan­cją i ko­bie­co­ścią, ale także in­te­li­gen­cją i ta­len­tem li­te­rac­kim. Na­pi­sany parę lat póź­niej wiersz Maj 1939 oka­zał się nie­stety pro­ro­czy. Przy­wo­łane w nim znaki już kilka mie­sięcy póź­niej przy­nio­sły po­etce dra­ma­tyczny los.

Pierw­sze lata oku­pa­cji Zu­zanna spę­dziła we Lwo­wie. Wy­szła za mąż za Mi­chała We­in­zie­hera, ale za­ko­chała się w... Ja­nu­szu Woź­nia­kow­skim – męż­czyź­nie, który po­mógł jej uciec z mia­sta po tym, jak są­siadka i do­zor­czyni do­nio­sła na nią ge­stapo, wy­ja­wia­jąc jej ży­dow­skie po­cho­dze­nie i miej­sce ukry­cia. Nie­spo­dzie­wane uczu­cie przy­nio­sło po­etce krót­kie chwile szczę­ścia. Do­dało jej sił nie­zbęd­nych, by znieść po­nie­wierkę, nie­pew­ność, upodle­nie. Po­ko­nać strach i prze­trwać ko­niecz­ność prze­by­wa­nia przez wiele dni w cał­ko­wi­tej izo­la­cji, bez moż­li­wo­ści za­mie­nie­nia z kim­kol­wiek choćby słowa. Nie­stety, mi­łość stała się dla Zu­zanny rów­nież za­po­wie­dzią za­głady. Ba­da­cze uwa­żają, że to uko­chany – przez brak ostroż­no­ści – mógł do­pro­wa­dzić Niem­ców do kry­jówki ko­biety, choć nie spo­sób tego udo­wod­nić.

Wojna znisz­czyła nie tylko ka­rierę po­etki i zdru­zgo­tała jej psy­chikę, lecz także ode­brała ży­cie. Naj­praw­do­po­dob­niej zo­stała za­mor­do­wana w Kra­ko­wie lub oko­li­cach, pod­czas ma­so­wej eg­ze­ku­cji więź­niów. Do dziś leży w bez­i­mien­nym, być może na­wet nie­ozna­ko­wa­nym gro­bie.

Cał­kiem od­mien­nie po­to­czyły się wo­jenne losy in­nego po­ety, Jana Brze­chwy. On sam wspo­mi­nał, że oku­pa­cja go nie do­ty­czyła, po­nie­waż... się za­ko­chał! Prze­żył, gdyż kur­czowo chwy­cił się mi­ło­ści: barw­nej, peł­nej wzlo­tów i upad­ków. Wy­branką jego serca zo­stała ko­bieta bę­dąca żoną in­nego męż­czy­zny – Ja­nina Se­rocka. Od­wza­jem­niała wpraw­dzie uczu­cia po­ety, ale nie chciała po­rzu­cić dla niego męża. Zwią­zek oka­zał się burz­liwy i ob­fi­to­wał w skrajne emo­cje: uwiel­bie­nie, eks­cy­ta­cję, za­zdrość, a także żale, pre­ten­sje, roz­sta­nia i po­wroty.

W prze­ci­wień­stwie do Zu­zanny Gin­czanki, Jan Brze­chwa nie ukry­wał się. Po­czą­tek wojny spę­dził pod Kra­ko­wem, póź­niej prze­niósł się w oko­lice War­szawy, by osta­tecz­nie za­miesz­kać w sa­mej sto­licy. Pra­co­wał w nie­miec­kim go­spo­dar­stwie, na te­re­nie toru wy­ści­gów kon­nych na Słu­żewcu. Dbał tam o ży­wo­płot i po­dobno ro­bił to wy­jąt­kowo umie­jęt­nie – efekty jego ogrod­ni­czych za­bie­gów chwa­lono jesz­cze wiele lat po woj­nie. Na Słu­że­wiec jeź­dził tram­wa­jem, co w jego przy­padku mo­gło oka­zać się wy­jąt­kowo nie­bez­pieczne. A mimo to prze­trwał – dzięki mi­ło­ści i pi­sa­niu ksią­żek oraz wier­szy dla dzieci. To wtedy po­wstała Aka­de­mia Pana Kleksa, za­wie­ra­jąca mnó­stwo od­wo­łań i do czasu wojny, i do jego trud­nej mi­ło­ści[2].

Nie­stety, do­świad­cze­niom więk­szo­ści oby­wa­teli II RP przez sześć lat wojny i oku­pa­cji bli­żej było ra­czej do tra­gicz­nych lo­sów Zu­zanny Gin­czanki. Na­paść III Rze­szy na Pol­skę i wkro­cze­nie na Kresy Wschod­nie od­dzia­łów Ar­mii Czer­wo­nej ozna­czały dla więk­szo­ści miesz­kań­ców naj­pierw walkę zbrojną z wro­giem lub – w przy­padku lud­no­ści cy­wil­nej – asy­sto­wa­nie przy niej, po­moc żoł­nie­rzom i po­no­sze­nie skut­ków obrony. Po klę­sce roku 1939 na­stą­piły zaś aresz­to­wa­nia, przy­mu­sowe prze­sie­dle­nia, a także ko­niecz­ność ukry­wa­nia się i zmiany toż­sa­mo­ści oraz po­dej­mo­wa­nia prób prze­trwa­nia za mu­rami, kra­tami i dru­tami obozu, getta, ła­gru, wię­zie­nia czy na przy­mu­so­wych ro­bo­tach w III Rze­szy.

A jed­nak wła­śnie wtedy, mimo że czas temu nie sprzy­jał, lu­dzie – i to nie tylko po­eci, jak Gin­czanka czy Brze­chwa – za­ko­chi­wali się, łą­czyli w pary, do­świad­czali wszyst­kich od­cieni mi­ło­ści. Szu­kali bli­sko­ści, wspar­cia i zro­zu­mie­nia, ale także spo­sobu na od­re­ago­wa­nie stra­chu i stresu. W ob­li­czu nie­ustan­nego za­gro­że­nia śmier­cią chcieli na­cie­szyć się ży­ciem i uzmy­sła­wiali so­bie, że do prze­trwa­nia po­trzebny jest im drugi czło­wiek. Ktoś, kto wy­słu­cha, po­cie­szy, wes­prze sil­nym ra­mie­niem, po­może zdo­być żyw­ność i dach nad głową.

Choć od­da­nie serca in­nej oso­bie za­wsze nie­sie ze sobą ry­zyko cier­pie­nia, lu­dzie nie chcieli re­zy­gno­wać z uczuć, które się mię­dzy nimi ro­dziły. Do­świad­czali dzięki nim ra­do­ści, po­czu­cia szczę­ścia i bez­pie­czeń­stwa. Od­naj­dy­wali siłę nie­zbędną do prze­trwa­nia na­stęp­nego dnia, a w sy­tu­acjach osta­tecz­nych uła­twia­jącą przy­ję­cie z god­no­ścią i spo­ko­jem wy­roku losu. Bo, jak na­pi­sała Anka Ko­wal­ska: „Czy mi­łość nie jest po to, by trzy­mać się za ręce w ciem­no­ściach peł­nych prze­ra­że­nia?”[3].

Pod­czas II wojny świa­to­wej uczu­cie szcze­gól­nie czę­sto łą­czyło osoby na­le­żące do tej sa­mej struk­tury kon­spi­ra­cyj­nej albo kręgu to­wa­rzy­skiego zwią­za­nego z da­nym od­dzia­łem. Nie­stety, bar­dzo utrud­niało to za­cho­wa­nie za­sad bez­pie­czeń­stwa. O tym, że bez­tro­ska w tej dzie­dzi­nie może pro­wa­dzić do tra­ge­dii, prze­ko­nali się żoł­nie­rze Od­działu Spe­cjal­nych Ak­cji Bo­jo­wych (kryp­to­nim „Osa”-„Kosa 30”). Ich za­da­niem była dy­wer­sja i wy­ko­ny­wa­nie wy­ro­ków śmierci na szcze­gól­nie okrut­nych przed­sta­wi­cie­lach nie­miec­kiego apa­ratu wła­dzy. Ła­dunki wy­bu­chowe pod­ło­żyli m.in. na dwor­cach ko­le­jo­wych w Ber­li­nie i Wro­cła­wiu, a na obrze­żach Rygi wy­sa­dzili po­ciąg z amu­ni­cją.

Pew­nego dnia w ich gro­nie ro­ze­szła się ra­do­sna wia­do­mość o pla­no­wa­nym ślu­bie Mie­czy­sława Unie­jew­skiego, ps. Ma­ry­narz, z Teo­filą Su­chan­kówną, sio­strą jego ko­legi z jed­nostki. Za­ko­chani po­sta­no­wili zło­żyć przy­sięgę mał­żeń­ską w to­wa­rzy­stwie licz­nych go­ści, przede wszyst­kim przy­ja­ciół z pod­zie­mia. Po­mimo pro­te­stów czę­ści śro­do­wi­ska, nie zre­zy­gno­wali z tego po­my­słu, po­nie­waż pan młody obie­cał na­rze­czo­nej „we­sele, które bę­dzie długo pa­mię­tała”[4]. Nie spo­dzie­wali się, że słowa te okażą się zło­wrogą prze­po­wied­nią.

Ślub od­był się w so­botę, 5 czerwca 1943 roku, o go­dzi­nie 12 w war­szaw­skim ko­ściele św. Alek­san­dra przy placu Trzech Krzyży. Zgod­nie z ży­cze­niem pary na mszy po­ja­wili się żoł­nie­rze „Osy”-„Kosy 30” oraz przed­sta­wi­ciele śro­do­wi­ska kra­kow­skiego – uczest­nicy za­ma­chu na Krügera. Nie­stety, kiedy mał­żon­ko­wie ode­szli od oł­ta­rza, przed świą­ty­nią – za­miast szpa­leru usta­wio­nego przez ko­le­gów – cze­kało na nich ge­stapo. Aresz­to­wano i prze­wie­ziono na Pa­wiak wszyst­kich znaj­du­ją­cych się wów­czas się w ko­ściele: 89 osób. Po se­lek­cji za­trzy­mano 56 z nich. Wśród poj­ma­nych był tzw. V-Mann (niem. Ver­trau­en­smann), czyli kon­fi­dent ge­stapo, który wska­zał kon­spi­ra­to­rów[5]. Roz­strze­lano ośmiu męż­czyzn i dwie ko­biety. Jedna osoba, po przej­ściu cięż­kiego śledz­twa i z obawy, że nie znie­sie ko­lej­nych tor­tur, po­peł­niła sa­mo­bój­stwo, po­ły­ka­jąc ukrytą w ubra­niu tru­ci­znę.

Nie­ocze­ki­wa­nym zrzą­dze­niem losu po­cząt­kowo udało się ura­to­wać parę młodą. Dziew­czyna nie była bez­po­śred­nio za­an­ga­żo­wana w dzia­łal­ność kon­spi­ra­cyjną, a jej na­rze­czo­nego oca­lił pi­sarz z kan­ce­la­rii wię­zien­nej, wy­kre­śla­jąc go z li­sty ży­wych. Po ja­kimś cza­sie Mie­czy­sław zo­stał nie­stety roz­strze­lany wraz z in­nymi więź­niami Pa­wiaka. Teo­fila z ro­dziną tra­fiła do KL Au­schwitz-Bir­ke­nau, a na­stęp­nie do Of­fi­zier­la­ger Sa­ar­brüc­ken i KL Ra­vens­brück. Na szczę­ście prze­żyła.

Zu­zanna Gin­czanka, 1938 r.[Mu­zeum Li­te­ra­tury/East­News]

Mie­czy­sław Unie­jew­ski[do­mena pu­bliczna]

Zu­zanna Gin­czanka z nie­zna­nym męż­czy­zną, Równe, czer­wiec 1933 r.[East­News]

Więź­nio­wie obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, zwłasz­cza ci młodsi, nie­jed­no­krot­nie wspo­mi­nali o uczu­ciach, które ro­dziły się na­wet w tak strasz­nych miej­scach. Opo­wie­działa o tym mię­dzy in­nymi Da­nuta Brzo­sko-Mę­dryk, prze­trzy­my­wana w KL Lu­blin (na Maj­danku). Za­ko­chała się w An­drzeju Czay­kow­skim, swoim – jako go na­zy­wała – „wol­no­ścio­wym” chło­paku. Męż­czy­zna kilka razy, dzięki po­mocy zna­jo­mych, wszedł na te­ren obozu, jako że po­sia­dał do­ku­menty ze­wnętrz­nego pra­cow­nika. Chciał oso­bi­ście po­da­ro­wać dziew­czy­nie pre­zenty z dawno za­po­mnia­nego przez więź­niarki świata: bu­kiet pą­so­wych róż, pączki od Bli­klego, ko­biece cza­so­pi­sma.

Da­nu­siu, gość do... ale pani Niu­sia nie koń­czy, bo za nią staje... An­drzej Czay­kow­ski. Śmieje się, jakby lekko za­że­no­wany nie­za­po­wie­dzianą wi­zytą.

– An­drzej! – rzu­cam się w otwarte ra­miona.

– Tylko nie becz! – woła ostrze­gaw­czo Ala, wie­dząc, że po­tra­fię pła­kać i z ra­do­ści.

– Po co znowu? Po co... – po­wta­rzam, wtu­la­jąc twarz w ra­mię, które mnie obej­muje.

– Przy­nio­słem pa­niom li­sty, ciastka, żur­nal i kwiaty...

– Żur­nal? Na­prawdę? – pyta za­sko­czona Ma­linka Bie­licka.

– A czy nie je­ste­ście ko­bie­tami, moje piękne pa­nie?

Te­raz wi­dzę, że wszyst­kie są wzru­szone tym hoł­dem, dawno nam nie skła­da­nym. Ko­biety... Prze­cież za­po­mi­namy o tym po­woli. Za­po­mi­namy, jak ry­sów wła­snych twa­rzy, które nie znają od­bi­cia w lu­strze. (...)

– Ma­leńka – szep­cze An­drzej – przy­suń się do mnie.

Dla­czego nie mogę za­rzu­cić mu rąk na szyję i po­dać ust do po­ca­łunku? Co mi prze­szka­dza? Te brudne, cuch­nące sien­niki, wrza­ski Niemca, pa­mięć Wojtka czy... Nie wiem. Nie wiem. Czy on, czy w ogóle ktoś stam­tąd zro­zu­mie czło­wieka, który żyje jak my upodlony, od­czło­wie­czony, co­dzien­nie bity, choćby na­wet bez ra­zów? Czy ktoś zro­zu­mie na­sze opory, za­chwyty, unie­sie­nia i mi­łość?[6].

W in­nym wspo­mnie­niu ko­bieta opi­sała do­świad­cze­nia to­wa­rzy­szą­cych jej więź­nia­rek, które za­ko­chi­wały się w wi­dy­wa­nych prze­lot­nie męż­czy­znach. Na­wet te krót­kie wspólne chwile – uśmie­chy, cie­płe spoj­rze­nia i to­wa­rzy­szące im póź­niej my­śli czy ma­rze­nia – oka­zy­wały się ważne. Sta­no­wiły swego ro­dzaju ko­twicę, która po­zwa­lała prze­trwać naj­trud­niej­sze chwile zwąt­pie­nia, smutku i za­ła­ma­nia. Da­nu­sia tak przed­sta­wiła te nie­co­dzienne spo­tka­nia i to­wa­rzy­szące im emo­cje:

Tu w obo­zie ro­dzą się dziwne, pla­to­niczne mi­ło­ści, dzięki któ­rym można prze­żyć wzru­sze­nie prze­lot­nego spo­tka­nia, lecz z po­wodu nie­obec­no­ści czy­ichś oczu i roz­pacz, gdy nie otrzy­muje się od­po­wie­dzi. Ta mi­łość nie umniej­sza uczu­cia do ro­dzin ży­ją­cych za dru­tami, to jest coś na­głego i wzru­sza­ją­cego jak za­błą­kany fio­łek w bu­kie­cie róż. My­śli – to za mało. Uczu­cia, to za dużo. Więc ci, któ­rzy jako tako za­spo­ka­jają żo­łą­dek, wy­li­zują się ze śla­dów kija – szu­kają obiektu ad­o­ra­cji. Szczę­śliwi, gdy znaj­dują od­wza­jem­nioną, prze­dziwną obo­zową mi­łość[7].

Re­la­cje mię­dzy więź­niami w obo­zach, get­tach czy ła­grach rzadko oka­zy­wały się jed­nak pla­to­niczne. Oczy­wi­ście przy­zna­wali to znacz­nie czę­ściej męż­czyźni niż ko­biety. Za­wie­rane wtedy związki oparte były na fa­scy­na­cji i praw­dzi­wych uczu­ciach, ale także czy­stej kal­ku­la­cji – moż­li­wo­ści otrzy­my­wa­nia do­dat­ko­wej por­cji chleba, przy­działu lżej­szej pracy, chęci za­spo­ko­je­nia po­trzeb bio­lo­gicz­nych czy prze­ży­cia chwili przy­jem­no­ści w ob­li­czu nie­usta­ją­cego za­gro­że­nia ży­cia.

Choć za in­tymne spo­tka­nia gro­ziły su­rowe kary i można było za nie utra­cić wszyst­kie nie­zbędne do prze­ży­cia przy­wi­leje, czę­sto przy­ła­py­wano pary na ta­kich schadz­kach. W ich kon­se­kwen­cji w KL Stut­thof przy­szło na świat kil­koro dzieci. Pi­sał o tym mię­dzy in­nymi li­tew­ski po­eta, pro­zaik i dra­ma­turg Ba­lys Sru­oga, prze­trzy­my­wany w obo­zie w la­tach 1943–1945:

Mi­łość (...) w wa­run­kach nie­woli i se­pa­ra­cji jed­nej płci od dru­giej jest jedną z form tę­sk­noty trzy­ma­nego w za­mknię­ciu czło­wieka za nor­mal­nym ludz­kim ży­ciem. (...) Jest rze­czą nie­wąt­pliwą, że obok mniej lub wię­cej au­ten­tycz­nych uczuć, które ka­zały po­ko­ny­wać więź­niom i więź­niar­kom nie­zwy­kłe prze­szkody, by cho­ciaż spoj­rzeć na uko­chaną lub uko­cha­nego lub spo­tkać się z nim skry­cie, pa­no­szyła się rów­nież w obo­zie stut­tho­fskim zwy­czajna roz­pu­sta, upra­wiana przez tak zwa­nych pro­mi­nen­tów, któ­rych stać było na nią, nie tylko nie gło­do­wali bo­wiem, ale jak na wa­runki obo­zowe, opły­wali w do­statki.

Mi­łość au­ten­tyczna pro­wa­dziła w wielu przy­pad­kach do trwa­łych związ­ków. Wiele z nich prze­żyło obóz i koń­czyło się mał­żeń­stwem, które, o ile wiem, na­po­tkać można w nie­jed­nym za­kątku Pol­ski. Cza­sami było to tylko ero­tyczne pra­gnie­nie, któ­remu nie to­wa­rzy­szyło głęb­sze uczu­cie – ale czyż nie jest to zja­wi­sko nor­malne, ludz­kie, zwłasz­cza w wa­run­kach obo­zo­wych, gdy nie było ani czasu, ani miej­sca na kul­ty­wo­wa­nie uczuć wy­su­bli­mo­wa­nych[8].

Szcze­gól­nie okrutną formę ka­ra­nia ko­biet za tego ro­dzaju re­la­cje za­sto­so­wano w KL Stu­thoff la­tem 1944 roku. Więź­niar­kom naj­pierw ogo­lono głowy, a po­tem skie­ro­wano je do kar­nego ko­manda, na któ­rego czele stał Nie­miec o na­zwi­sku Lege. Tra­fił on do obozu za gwałty. Wy­my­ślił, by „winne” za­przę­gnąć do ogrom­nego wozu, któ­rego koła były wyż­sze od więk­szo­ści z nich. Znaj­do­wała się na nim wielka beczka do wy­wozu nie­czy­sto­ści z mę­skich ba­ra­ków. Ko­biety mu­siały za­cią­gnąć ją na po­bli­skie pole i tam opróż­nić. I tak przez dwa ty­go­dnie – do mo­mentu aż wóz nie prze­wró­cił się i nie po­ła­mał nóg jed­nej z więź­nia­rek[9].

O tym, że bo­gate ży­cie ero­tyczne kwi­tło rów­nież w get­tach, świad­czy re­la­cja No­emi Wig­do­ro­wicz-Ma­ko­wer – le­karki, która w war­szaw­skiej dziel­nicy za­mknię­tej po­znała swo­jego przy­szłego męża Hen­ryka (ich hi­sto­rię przed­sta­wiam sze­rzej w czę­ści trze­ciej):

Do­okoła wi­dać wszę­dzie parki, już sfor­mo­wane, albo też w trak­cie two­rze­nia się. Mi­łość we wszel­kich od­mia­nach, nie­rzadko trwałe uczu­cie mło­dych lu­dzi, albo też per­fidne wy­uz­da­nie wraz z czę­stą zmianą part­ne­rów. Za­twar­dziali ka­wa­le­ro­wie za­tę­sk­nili za ży­ciem mał­żeń­skim, stare za­su­szone panny znaj­dują ama­to­rów; w dawno „wy­pa­lo­nych pie­cach” wdow­ców po sześć­dzie­siątce zno­wuż dia­beł pali.

Dan­cingi pełne, młode dziew­czyny tulą się do swo­ich przy­pad­ko­wych part­ne­rów, w prze­czu­ciu nie­zna­nych, ale już ocze­ki­wa­nych piesz­czot, prężą się im piersi. (...) Sprze­dajna mi­łość też kwit­nie. Już je­de­na­sto­let­nie dziew­czynki wy­cho­dzą na ulicę, trzeba prze­cież jeść! Ży­cie prze­siąk­nięte jest nę­dzą i ero­ty­zmem, mu­zyką upoj­nego tanga, i „mu­zyką strza­łów”. A może ju­tro trafi mnie kula? Prę­dzej, prę­dzej, carpe diem, dziś na­leży do mnie. (...) Byle zdą­żyć jesz­cze przed śmier­cią upić tro­chę roz­ko­szy z pu­charu ży­cia. (...) Zmy­sły są wy­ostrzone, czujne, wcią­gają wraz ze stra­chem woń pro­chu, a z lu­bo­ścią woń ciała, która prze­po­wiada za­po­mnie­nie[10].

Szcze­gólną próbę trwa­ło­ści uczuć prze­szły mał­żeń­stwa pol­sko-ukra­iń­skie pod­czas rzezi wo­łyń­skiej. Można tu mó­wić o kilku sce­na­riu­szach: oboje mał­żon­ko­wie gi­nęli z rąk band na­cjo­na­li­stów; jedno z nich (po­cho­dze­nia ukra­iń­skiego) po­ka­zowo wy­rze­kało się dru­giego, po­świę­ca­jąc go „na oł­ta­rzu walki o wolną oj­czy­znę”; mąż i żona wspól­nie ucie­kali, naj­pierw do więk­szego mia­sta, na przy­kład Lwowa, a na­stęp­nie, po za­koń­cze­niu dzia­łań wo­jen­nych, do Pol­ski, naj­czę­ściej na tzw. Zie­mie Od­zy­skane. W tym ostat­nim przy­padku ich sy­tu­acja była sto­sun­kowo naj­lep­sza, je­śli przy­łą­czyli się do miesz­ka­ją­cej już na da­nym te­re­nie wspól­noty ukra­iń­skiej. W prze­ciw­nym ra­zie mu­sieli zwy­kle ukry­wać swą toż­sa­mość czy wy­zna­nie, a co za tym idzie – żyć w po­czu­ciu za­gro­że­nia, po­śród wza­jem­nych pre­ten­sji i oskar­żeń, braku zro­zu­mie­nia i wspar­cia.

Do­ku­menty po­świad­cza­jące zbrod­nię do­ko­naną wów­czas na Po­la­kach, a także ich ukra­iń­skich mał­żon­kach, po­ra­żają skalą okru­cień­stwa, be­stial­stwa i nie­na­wi­ści. Oto kilka przy­kła­dów: Po­lki poj­mane przez bandy na­cjo­na­li­stów naj­pierw były zbio­rowo gwał­cone, a po­tem za­bi­jane. Cza­sami na ich na­gich cia­łach umiesz­czano szarfy z na­pi­sem: „Laszki tak po­winny gi­nąć”. Schwy­ta­nych męż­czyzn bito, a na­stęp­nie oka­le­czano. Do sta­łych prak­tyk na­le­żało odzie­ra­nie ze skóry, wy­ry­wa­nie żył i na­rzą­dów we­wnętrz­nych, wy­dłu­by­wa­nie oczu.

Nie oszczę­dzano także Ukra­inek, które po­ślu­biły Po­la­ków. Jedną z naj­czę­ściej sto­so­wa­nych wo­bec nich kar – a ra­czej zbrodni – były gru­powe gwałty. Taki los spo­ty­kał rów­nież córki mie­sza­nych mał­żeństw. Pa­no­wało prze­ko­na­nie, że dzięki temu ciała ko­biet, dziew­cząt, a cza­sem wręcz dzieci, zo­staną „oczysz­czone”, a ich winy – zma­zane. Do tego typu za­cho­wań na­wo­ły­wały ha­sła gło­szone przez na­cjo­na­li­stów na wie­cach, przy ogni­skach, w przy­droż­nych go­spo­dach, ale i przez księży w cer­kwiach. Ci, któ­rzy do­pu­ścili się „zdrady”, mo­gli zmyć z sie­bie hańbę je­dy­nie przez roz­lew krwi – wy­mor­do­wa­nie pol­skiej ga­łęzi wła­snej ro­dziny.

Wa­syl Ło­zo­wyj opi­sał, co od sa­mo­zwań­czego przy­wódcy grupy usły­szał je­den z Ukra­iń­ców chcą­cych wstą­pić w sze­regi na­cjo­na­li­stów:

– Mó­wią, że masz żonę Po­lkę... Te­raz zro­bisz z nią po­rzą­dek i bę­dziesz wol­nym Ko­za­kiem... Wiemy: twoja żona, twoje dzieci. U nas w Ga­li­cji dziew­częta idą po li­nii matki. Zna­czy, że i one La­szęta. A my wszyst­kich La­chów, sta­rych i ma­łych, ot tak! – wy­cią­gnął nóż i trzy­ma­jąc go za rączkę pchnął przed sie­bie.

– Na ostrze, jak żaby... Jed­nym sło­wem za­czy­naj druhu, za­czy­naj... Czy­ta­łeś Ta­rasa Bulbę? Wła­snymi rę­kami syna za­ka­tru­pił.

Na­stę­puje scena za­bi­ja­nia żony.

– Śmierć! Śmierć La­chom! – ry­czeli za jego ple­cami es­bowcy. – A te­raz za jed­nym za­ma­chem ba­cho­rów... Da­waj ba­cho­rów za jed­nym ra­zem! Sły­szysz?!... Kończ, ja­keś za­czął[11].

Rzadko opi­sy­wane są z ko­lei związki przy­mu­so­wych ro­bot­ni­ków wy­sła­nych do III Rze­szy i miesz­ka­ją­cych tam Nie­mek. Być może to dla­tego nie­wiele osób zdaje so­bie sprawę, że jedną z naj­po­waż­niej­szych zbrodni Po­la­ków no­szą­cych na ubra­niach znak z li­terą „P” (sym­bol przy­pi­sany ro­bot­ni­kom przy­mu­so­wym) było „spół­ko­wa­nie z ko­bietą nie­miecką lub męż­czy­zną nie­miec­kim, względ­nie zbli­że­nie nie­mo­ralne do nich”. Gro­ziła za to kara śmierci. Pod­stawą do ta­kiego dzia­ła­nia stał się tajny okól­nik He­in­ri­cha Him­m­lera, Re­ichs­füh­rera SS i ko­mi­sa­rza do spraw umac­nia­nia niem­czy­zny, z dnia 8 marca 1940 roku. Na­ka­zano w nim „spe­cjal­nie” trak­to­wać męż­czyzn utrzy­mu­ją­cych sto­sunki sek­su­alne z Niem­kami. Wy­roki za­pa­dały bez orzecz­nic­twa sądu, je­dy­nie na pod­sta­wie prze­pro­wa­dzo­nego przez ge­stapo śledz­twa. Do hi­sto­rii prze­szło na­wet okre­śle­nie „ska­za­nie na mocy tzw. pol­skich de­kre­tów”[12].

Hi­sto­ryk Tho­mas Mug­gen­tha­ler do­tarł w ar­chi­wach do akt 22 pol­skich ro­bot­ni­ków przy­mu­so­wych pra­cu­ją­cych na te­re­nie Dol­nej Ba­wa­rii (Nie­der­bay­ern) i Gór­nego Pa­la­ty­natu (Obe­rp­falz). „Do­pu­ścili się” oni w la­tach 1941–1943 zła­ma­nia za­kazu kon­taktu z oby­wa­tel­kami III Rze­szy, za co zo­stali w więk­szo­ści po­wie­szeni pod­czas zbio­ro­wych eg­ze­ku­cji. Sza­cuje się, że wy­ko­nano około 700 ta­kich wy­ro­ków[13].

W ar­chi­wum za­cho­wały się mię­dzy in­nymi do­ku­menty i zdję­cia z eg­ze­ku­cji Ju­liana Majki (por. s. 344), za­ko­cha­nego w sie­dem­na­sto­let­niej Niemce. Gdy dziew­czyna za­szła w ciążę, męż­czy­zna zo­stał aresz­to­wany. Stra­cono go w Mi­chel­sneu­kir­chen, 18 kwiet­nia 1941 roku. Jego śmierć miała być ostrze­że­niem dla in­nych ro­bot­ni­ków przy­mu­so­wych.

Hi­sto­rię tę syn pary po­znał do­piero w roku 2003, po 59 la­tach od śmierci ojca. Ja­dąc na grób matki, przy­pad­kiem usły­szał au­dy­cję ra­diową, w któ­rej opo­wie­dziano o lo­sach jego ro­dzi­ców. Za­sko­czony tym od­kry­ciem po­roz­ma­wiał z jed­nym z krew­nych. Ten po­twier­dził, że mło­dzi na­prawdę się ko­chali, a Ju­lian pla­no­wał po woj­nie za­brać dziew­czynę ze sobą do oj­czy­zny. Męż­czy­zna prze­żył szok, ale po ja­kimś cza­sie stwier­dził: „To była mi­łość!”[14].

W trak­cie przy­go­to­wy­wa­nia ni­niej­szej książki te­mat mi­ło­ści pol­skich ro­bot­ni­ków przy­mu­so­wych i nie­miec­kich ko­biet na­brał dla mnie wy­jąt­ko­wego wy­dźwięku. W czę­ści szó­stej opi­sa­łam hi­sto­rię Ma­rii Fi­scher i Ka­zi­mie­rza Woź­nic­kiego, któ­rzy po­znali się we wsi Yach w Schwarz­wal­dzie. Dzięki wspar­ciu re­dak­tora pro­wa­dzą­cego, Bar­tło­mieja Ka­ftana, udało nam się skon­tak­to­wać z miesz­kań­cami miej­sco­wo­ści. Oka­zało się, że pa­mięć o Ma­rii i Ka­zi­mie­rzu jest wśród nich na­dal żywa, a Po­laka wielu wspo­mina jako bar­dzo do­brego, cie­płego, ser­decz­nego czło­wieka. Udo­stęp­nione mi przez nie­miec­kiego hi­sto­ryka, He­iko Hau­manna, bar­dzo cenne, wręcz uni­ka­towe do­ku­menty, oraz in­for­ma­cje prze­ka­zane przez Karla Fi­schera, krew­nego Ma­rii, i An­dre­asa Wer­neta, który miał oka­zję po­znać Ka­zi­mie­rza Woź­nic­kiego, rzu­cają nowe świa­tło na to za­gad­nie­nie.

Sy­tu­acji, w któ­rych to Po­lka, pra­cow­nica przy­mu­sowa, za­ko­chi­wała się w Niemcu, było znacz­nie mniej. Ale i ta­kie się zda­rzały, o czym świad­czy choćby hi­sto­ria sie­dem­na­sto­let­niej He­leny Wol­skiej ze Sta­szowa w po­wie­cie piotr­kow­skim. W 1940 roku z jed­nym z pierw­szych trans­por­tów ro­bot­ni­ków przy­mu­so­wych tra­fiła ona na Dolny Śląsk – naj­pierw do Lie­gnitz (Le­gnicy), a na­stęp­nie do Gold­bergu (Zło­to­ryi) i wsi Wol­fs­dorf (Wil­ków). Pra­co­wała w du­żym, no­wo­cze­snym go­spo­dar­stwie ro­dziny Matzke. Pew­nego dnia do ro­dzi­ców przy­je­chał Kon­rad Matzke, żoł­nierz We­hr­machtu. Mło­dzi za­ko­chali się w so­bie „bez pa­mięci”, jak stwier­dziła He­lena, nie ba­cząc na to, że na­leżą do na­ro­dów bę­dą­cych ze sobą w sta­nie wojny. Nie ukry­wali swo­ich uczuć, a ro­dzina nie miała nic prze­ciwko ich mi­ło­ści. Nie­stety, wkrótce stali się te­ma­tem plo­tek w ca­łej oko­licy. Aż w końcu pew­nego dnia przed dom pań­stwa Matzke przy­je­chało ge­stapo. Kon­rad tra­fił do kom­pa­nii kar­nej na fron­cie wschod­nim, a He­lena na pięć ty­go­dni do aresztu. Gdyby była w ciąży, praw­do­po­dob­nie gro­zi­łoby jej ze­sła­nie do KL Gross-Ro­sen. Ba­da­jący ją le­karz stwier­dził jed­nak, że mło­dzi lu­dzie byli tylko przy­ja­ciółmi. Przy­dzie­lono ją do in­nych go­spo­darstw – naj­pierw w Ku­nitz (Ku­ni­cach), a na­stęp­nie Pans­dor­fie (Pąt­nówku). Po woj­nie po­zo­stała w Le­gnicy, gdzie po­znała Po­laka, który wró­cił z ro­bót przy­mu­so­wych w Niem­czech. Stwo­rzyła z nim udane i szczę­śliwe mał­żeń­stwo[15].

Wy­jąt­kowo dra­ma­tyczne oka­zały się losy miesz­kań­ców gett: po­nad 400 dziel­nic za­mknię­tych utwo­rzo­nych przez Niem­ców na te­ry­to­rium Ge­ne­ral­nego Gu­ber­na­tor­stwa. Do za­ję­cia się tym te­ma­tem za­in­spi­ro­wała mnie książka I była mi­łość w get­cie – po­kło­sie roz­mów Pauli Sa­wic­kiej z Mar­kiem Edel­ma­nem. Nie­stety, jej au­tor o wła­snych do­świad­cze­niach opo­wia­dał mało i nie­chęt­nie. W spo­sób otwarty zde­cy­do­wał się po­dzie­lić tylko jedną hi­sto­rią. Pew­nego wie­czora wra­cał z ak­cji prze­pro­wa­dzo­nej przez Ży­dow­ską Or­ga­ni­za­cję Bo­jową (ŻOB). Wcho­dząc na klatkę scho­dową domu, w któ­rym miesz­kał, za­uwa­żył cień. Jego wy­cią­gnięta ręka tra­fiła na grubo sple­cione war­ko­cze. „Ob­jęli się i we­szli na pierw­sze pię­tro. I już przez całą wojnę ra­zem zo­stali. Prze­szli ra­zem wszystko, co naj­gor­sze i co naj­lep­sze pod­czas oku­pa­cji. Po woj­nie ona wy­je­chała do Ame­ryki, sama. On zo­stał. Na­uczyli się sie­bie, na­uczyli się być jed­no­ścią. Po dwu­dzie­stu la­tach znów się spo­tkali. Cho­ciaż przez ten czas każde z nich żyło in­nym ży­ciem, da­lej byli jed­no­ścią”[16].

Jo­lanta Dy­lew­ska, re­ży­serka filmu opar­tego na mo­ty­wach książki, za­uwa­żyła, że w przy­to­czo­nych hi­sto­riach z dziel­nicy za­mknię­tej Ma­rek Edel­man od­wo­ły­wał się do emo­cji, które każde z nas może od­na­leźć w swoim ży­ciu. A gdy tylko od­waży się je przy­jąć, na nowo od­kryje w so­bie do­bro, piękno i spo­kój.

Ma­rek krzy­czy do nas: otwórz się na mi­łość, ko­chaj, daj się ko­chać, po­ko­chaj ko­goś. A wszystko bę­dzie do­brze – je­żeli wtedy, tam, było do­brze i wtedy mo­gli­śmy zna­leźć na­szą kro­plę szczę­ścia... Bo Ma­rek tak do mnie kie­dyś krzy­czał poza ka­merą: Ty nic nie zro­zu­miesz, bo nie wiesz, co to było bać się przez cały dzień, ale wie­dzieć, że w nocy czeka na cie­bie kro­pla szczę­ścia. Więc oby­śmy wszy­scy szu­kali i znaj­dy­wali na­sze oso­bi­ste kro­ple szczę­ścia – i le­piej żyli dzięki temu[17].

O tym wła­śnie opo­wiada ni­niej­sza książka. O lu­dziach, dla któ­rych prze­ży­wane pod­czas oku­pa­cji uczu­cie oka­zy­wało się rów­nie ważne, co walka o wol­ność. O mi­ło­ści do­świad­cza­nej w ob­li­czu wojny, to­ta­li­ta­ry­zmu, znie­wo­le­nia, za­głady, ter­roru, zbrodni i śmierci. Ale także o tym, że w świe­cie po­zba­wio­nym ide­ałów, a na­wet ja­kich­kol­wiek ludz­kich od­ru­chów, da się za­cho­wać na­dzieję, wiarę w lep­sze ju­tro, a przede wszyst­kim czło­wie­czeń­stwo. Spo­tkać mi­łość tam, gdzie nikt nie od­wa­żyłby się jej szu­kać: za dru­tami kol­cza­stymi obo­zów i ła­grów, za mu­rami gett, kra­tami wię­zień nie­miec­kich, ra­dziec­kich i ubec­kich, pod­czas nie­wol­ni­czej pracy na ro­bo­tach w III Rze­szy czy w azja­tyc­kich sow­cho­zach.

Na­wet tam – w świe­cie prze­peł­nio­nym cier­pie­niem, gło­dem, nie­ustan­nym za­gro­że­niem ży­cia – lu­dzie lgnęli do sie­bie. Szu­kali swo­jego to­wa­rzy­stwa, bli­sko­ści, wspar­cia i cie­pła. Oka­zy­wali so­bie czu­łość i tro­skę. Ko­chali się, upra­wiali seks, współ­dzie­lili ży­cie. Po­tra­fili od­na­leźć mi­łość i chwile szczę­ścia.

Losy bo­ha­te­rów ni­niej­szej książki są po­twier­dze­niem tezy, że nie­na­wiść jest ła­twa, a mi­łość wy­maga wy­siłku i po­świę­ceń. Można się o tym prze­ko­nać, po­zna­jąc wo­jenne hi­sto­rie naj­wy­bit­niej­szych ar­ty­stów pol­skiej es­trady, filmu i te­atru: Hanki Or­do­nówny, Wiery Gran czy Wi­tolda Za­cha­re­wi­cza, a także ro­dziny słyn­nego re­ży­sera Ro­mana Po­lań­skiego; lu­dzi pióra: Sta­ni­sławy Fle­sza­ro­wej-Mu­skat, Ta­de­usza Bo­row­skiego, Kon­stan­tego Il­de­fonsa Gał­czyń­skiego; spor­tow­ców, w tym pi­lotki szy­bow­co­wej i spa­do­chro­niarki Ja­niny Le­wan­dow­skiej, wio­śla­rza gdań­skiej Ge­da­nii, Mi­chała Szucy oraz bok­sera Szap­sela Ro­tholca; a także osób bę­dą­cych pier­wo­wzo­rami bo­ha­te­rów fil­mów „Po­piół i dia­ment”, „Mała Mo­skwa” czy „W za­wie­sze­niu”.

Po­cząt­kowo pla­no­wa­łam po­gru­po­wać ich hi­sto­rie we­dle miejsc, w któ­rych osa­dzeni zo­stali bo­ha­te­ro­wie: obo­zów, gett, wię­zień, ła­grów czy miej­sco­wo­ści w III Rze­szy, do któ­rych tra­fili na ro­boty przy­mu­sowe. Klucz ten wy­dał mi się pre­cy­zyjny. Po na­my­śle stwier­dzi­łam jed­nak, że może od­wra­cać uwagę Czy­tel­nika od tego, co sta­nowi sedno ze­bra­nych tu opo­wie­ści: mi­ło­ści sil­niej­szej niż ja­kie­kol­wiek prze­ci­wień­stwa.

Skon­cen­tro­wa­łam się więc na tym, ja­kiego aspektu uczu­cia i re­la­cji do­ty­czy dana hi­sto­ria – czy to opo­wieść o po­cząt­kach zna­jo­mo­ści, roz­łące albo roz­sta­niu – a także czy na pierw­szy plan wy­suwa się w niej opo­wieść męż­czy­zny, czy może ko­biety. Otwiera to oczy­wi­ście roz­le­głe pole do dys­ku­sji, o czym jest dana hi­sto­ria. Wszel­kie oceny będą tu nie­zwy­kle su­biek­tywne – oparte na wra­że­niach, prze­ko­na­niach, wła­snych do­świad­cze­niach, a na­wet ra­nach. Każdy z Czy­tel­ni­ków zwróci pew­nie uwagę na inny aspekt po­szcze­gól­nych opo­wie­ści. Ile osób, tyle opi­nii, in­ter­pre­ta­cji, pro­po­zy­cji – i każdy bę­dzie miał na swój spo­sób ra­cję. Warto pa­mię­tać więc, że za­pro­po­no­wany po­dział jest umowny i sta­nowi mój su­biek­tywny wy­bór. Być może skłoni on Czy­tel­ni­ków do re­flek­sji i za­sta­na­wia­nia się nad tym, czym tak na­prawdę jest i jak ob­ja­wia się mi­łość. Uwa­żam, że taka dys­ku­sja i zwią­zane z nią emo­cje to naj­lep­sza rzecz, jaka mo­głaby się przy­da­rzyć każ­dej książce i jej au­torce lub au­to­rowi.

Ni­niej­sza pu­bli­ka­cja ma rów­nież cha­rak­ter oso­bi­sty. Dzięki niej po­zna­łam le­piej dzieje mo­jej ro­dziny. Mię­dzy in­nymi hi­sto­rię babci Krysi, któ­rej za­ko­chany w niej chło­pak wpi­sał na pa­miąt­ko­wej fo­to­gra­fii w 1940 roku prze­piękną de­dy­ka­cję, oraz losy dziadka Mietka i babci Ja­dzi, któ­rzy – gdyby nie wy­buch wojny – praw­do­po­dob­nie by się nie po­znali i nie po­brali w stycz­niu 1940 roku. Ich mał­żeń­skie szczę­ście nie trwało długo. Za próbę udzie­le­nia po­mocy więź­niom po­li­tycz­nym dzia­dek tra­fił do hi­tle­row­skiego wię­zie­nia. Nie­ba­wem spo­tkał w nim rów­nież żonę. Bab­cia zo­stała aresz­to­wana, bo – chcąc po­ży­czyć szklankę cu­kru czy mąki – za­pu­kała w nie­wła­ści­wej chwili do są­siadki, u któ­rej Niemcy urzą­dzili aku­rat tzw. ko­cioł, czyli za­sadzkę.

Moja bab­cia Ja­dzia z córką Ha­neczką. Być może to pod­czas tej zimy mu­siała sama zaj­mo­wać się dziec­kiem, gdy dzia­dek prze­by­wał w hi­tle­row­skim wię­zie­niu.[arch. au­torki]

Moja bab­cia Kry­sia, gru­dzień 1939 r. Pół roku póź­niej za­ko­chany w niej ko­lega na­pi­sał na pa­miąt­ko­wym zdję­ciu de­dy­ka­cję: „Na czym po­lega mi­łość... nie wiem. Ale je­śli kie­dyś bę­dziesz miała dla mnie tro­chę sym­pa­tii, to wspo­mnij mnie cza­sem i się uśmiech­nij. Lu­tek, 2 maja 1940 roku”.[arch. au­torki]

Do­piero w trak­cie pracy nad książką uświa­do­mi­łam so­bie, jak bar­dzo i moją ro­dzinę do­tknęło do­świad­cze­nie Ka­ty­nia oraz obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, o czym wię­cej pi­szę w za­koń­cze­niu. Z tego względu ni­niej­szą pu­bli­ka­cję chcia­ła­bym za­de­dy­ko­wać pa­mięci mo­ich dziad­ków i pra­dziad­ków, a w szcze­gól­no­ści Ma­rii i Ma­rian­nie oraz wuj­kowi Wieś­kowi, który na dwa ty­go­dnie przed śmier­cią, jako ostatni świa­dek, po­dzie­lił się ze mną wspo­mnie­niami i re­flek­sjami.

Za po­moc oka­zaną pod­czas pracy nad ni­niej­szą pu­bli­ka­cją chcia­ła­bym po­dzię­ko­wać na­stę­pu­ją­cym in­sty­tu­cjom: Ar­chiv des He­imat- und Land­scha­ft­sp­fle­ge­ve­re­ins Yach, Ar­chi­wum Straży Gra­nicz­nej w Szcze­ci­nie, Bi­blio­tece Gdań­skiej PAN, Bi­blio­tece Na­ro­do­wej, Bi­blio­tece Pu­blicz­nej w Le­gnicy, Bi­blio­tece Pu­blicz­nej w Pia­secz­nie, Bi­blio­tece Pu­blicz­nej w Za­le­siu Dol­nym, In­sty­tu­towi Pa­mięci Na­ro­do­wej, KZ-Ge­denk­stätte Flos­sen­bürg, Mu­zeum Hi­sto­ryczno-Ar­che­olo­gicz­nemu w Ostrowcu Świę­to­krzy­skim, Mu­zeum Mie­dzi w Le­gnicy, Mu­zeum Pań­stwo­wemu Au­schwitz-Bir­ke­nau, Mu­zeum Re­gio­nal­nemu Kielc, Mu­zeum Re­gio­nal­nemu w Piń­czo­wie, Mu­zeum Stut­thof w Sztu­to­wie i Pań­stwo­wemu Mu­zeum na Maj­danku.

Szcze­gólne wy­razy wdzięcz­no­ści kie­ruję także do osób, które w róż­no­rodny spo­sób przy­czy­niły się do po­wsta­nia ni­niej­szej pracy. Na­leżą do nich: Woj­ciech Ba­ła­bań­ski, Ma­rzena Bie­gała, Syl­wia Choj­nacka-Tu­zi­mek, Anna Cu­bała-Woj­cicka, Be­ata Do­bkow­ska, Da­nuta Drywa, Ja­nina Fi­li­pecka, Wa­cław Fi­li­pecki, Wie­sław Fi­li­pecki, Karl Fi­scher, Ma­ciej Ga­blan­kow­ski, Anna Gą­tow­ska, Fran­ci­szek Grzy­wacz, He­iko Hau­mann, Jür­gen Herr, Bar­tło­miej Ka­ftan, Mar­cin Ko­lasa, Ilona Ko­wal­ska, Ra­do­sław Ko­wal­ski, Ma­ciej Kreyer-No­wak, Wal­de­mar Krzy­stek, Irena Ma­ko­wer, Mar­cin Ma­kuch, Mo­nika Mielke, Bar­bara Miś­kie­wicz, Grze­gorz Mo­tyka, Ka­ta­rzyna Na­bia­łek, Na­ta­lia No­wak, Sier­giej No­wi­kov, Jo­anna Ostrow­ska, Ka­ta­rzyna Pro­miń­ska, Jo­anna Ra­wik, Iza Re­icher, Ta­de­usz Sam­bor­ski, Ma­rzena Smo­lak, Agnieszka So­ko­łow­ska, Maja So­ko­łow­ska, Ma­ciej So­ko­łow­ski, Ma­rek Tyka, Pa­weł Ukiel­ski, To­masz Urzy­kow­ski, An­dreas Wer­net, Ma­riola i Pa­weł Wie­czor­kie­wi­czo­wie, Wie­sław Wi­siecki, Łu­kasz Woj­nar, Anna Wój­cik, Ma­rek Wój­cicki, Mał­go­rzata Wryk, Mag­da­lena Zió­łek-Woj­nar, Re­nata Żołna i Ma­rek Żołna, a także moi Ro­dzice, Anna i Ja­nusz Cu­ba­ło­wie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy źró­dłowe

Wstęp
[1] Zu­zanna Gin­czanka, Maj 1939, w: Zu­zanna Gin­czanka. Po­ezje ze­brane (1931–1944), wstęp i opra­co­wa­nie Izolda Kiec, Mar­gi­nesy, War­szawa 2019, s. 340.
[2] Na pod­sta­wie: Ma­riusz Urba­nek, Brze­chwa nie dla dzieci, Iskry, War­szawa 2023.
[3]O mi­ło­ści pra­wie...nic. Afo­ry­zmy, sen­ten­cje, frag­menty, wy­brał i uło­żył Piotr Ra­dwań­ski, P.W. Pro­mus, Szcze­cin 1991, s. 203.
[4] Ber­nard Drzy­zga, Za­gra-Lin. Od­wet – sa­bo­taż – dy­wer­sja, Cal­dra Ho­use, Hove 1986, s. 104–105.
[5] Leon Wa­nat, Za mu­rami Pa­wiaka, Książka i Wie­dza, War­szawa 1985, s. 76.
[6] maj­da­nek.eu/pl/news/mi­lo­sc_za­_dru­ta­mi­_maj­dan­ka­_od­ci­ne­k_4__hi­sto­ria­_da­nu­ty­_brzo­sko­_i­_an­drzeja/1213#/ (do­stęp 15.01.2024), także: Da­nuta Brzo­sko-Mę­dryk, Niebo bez pta­ków, Wy­daw­nic­two MON, War­szawa 1975.
[7] Ibi­dem, s. 322.
[8] Ba­lys Sru­oga, Las bo­gów, Mu­zeum Stut­thof, Sztu­towo 2019, s. 12–13.
[9] Ibi­dem, s. 178–179.
[10] No­emi Ma­ko­wer, Mi­łość w cie­niu śmierci. Wspo­mnie­nia z getta war­szaw­skiego, Erech­te­jon, Wro­cław 1996, s. 48.
[11]Zbrod­nie na­cjo­na­li­stów ukra­iń­skich do­ko­nane na lud­no­ści pol­skiej na Wo­ły­niu 1939-1945, opra­co­wa­nie Jó­zef Tu­row­ski i Wła­dy­sław Sie­maszko, Główna Ko­mi­sja Ba­da­nia Zbrodni Hi­tle­row­skich w Pol­sce, In­sty­tut Pa­mięci Na­ro­do­wej, War­szawa 1990, s. 46.
[12] hsoz­kult.de/event/id/event-81642 (do­stęp 15.01.2024).
[13] Tho­mas Mug­gen­tha­ler, Ver­bre­chen Liebe. Von po­lni­schen Män­ner und deut­schen Frauen: Hin­rich­tun­gen und Ver­fol­gung in Nie­der­bay­ern und der Obe­rp­falz wäh­rend der NS-Zeit, Lich­tung Ver­lag, Viech­tach 2016, s. 174. Także: fo­cus.pl/ar­ty­kul/hanba-ra­sowa-za­ka­zane-ro­manse (do­stęp 15.01.2024).
[14] Tho­mas Mug­gen­tha­ler, Ver­bre­chen Liebe. op. cit., s. 39.
[15] He­lena Wol­ska, Mi­łość i ro­boty przy­mu­sowe, w: Te­atr mia­sta – mia­sto te­atru. Dawna Le­gnica i jej te­atr we wspo­mnie­niach miesz­kań­ców, opra­co­wał Ro­bert Urbań­ski, współ­praca Carl H. Hil­ler, Te­atr im. He­leny Mo­drze­jew­skiej w Le­gnicy, Ofi­cyna Wy­daw­ni­cza Atut, Wro­cław 2003, s. 131–136.
[16] Ibi­dem, s. 42.
[17]pol­skie­ra­dio.pl/8/2222/Ar­ty­kul/2375881,Jo­lanta-Dy­lew­ska-Ma­rek-Edel­man-pod­kre­slal-zna­cze­nie-mi­lo­sci-w-get­cie (do­stęp 15.01.2024).
Pro­jekt gra­ficzny okładkiKa­ro­lina Że­la­ziń­ska-So­biech
Źró­dła fo­to­gra­fii na okładcearch. Mał­go­rzaty Wryk, arch. ro­dziny Ali­cji Gra­bow­skiej, arch. Mu­zeum Li­te­ra­tury/East News, arch. Mai So­ko­łow­skiej, arch. au­torki
Re­dak­tor pro­wa­dzącyBar­tło­miej Ka­ftan
Re­dak­cjaEwa No­sa­rzew­ska
Ko­rektaAnna Bur­ger
Co­py­ri­ght © by Agnieszka Cu­bała, 2024 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2024
ISBN 978-83-8360-048-2
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.