Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Miłość a kłamstwo. Samobójstwo: W obliczu moralnych dylematów. Czym jest kłamstwo i kiedy staje się ono usprawiedliwione? Czy w obliczu miłości i ochrony bliskich kłamstwo może być akceptowalne? A co z samobójstwem - czy zawsze jest ono tchórzostwem i grzechem? W swojej książce "Miłość a kłamstwo. Samobójstwo" Stanisław Antoni Wotowski stawia przed nami trudne pytania i zmusza do refleksji nad moralnymi dylematami, z którymi borykają się ludzie od wieków. Autor przytacza różne poglądy na kłamstwo i samobójstwo. Od surowych moralistów, którzy uważają je za grzech i występek, po tych, którzy dopuszczają pewne wyjątki w imię dobra ogółu lub ochrony bliskich. Wotowski sięga do przykładów z historii i literatury, pokazując, jak różne kultury i epoki postrzegały te zjawiska. Podkreśla, że nie ma prostych odpowiedzi na te pytania, a każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie. Książka "Miłość a kłamstwo. Samobójstwo" to wciągająca opowieść o ludzkich słabościach, sile miłości i granicach moralności. Jeśli szukasz książki, która skłoni Cię do refleksji nad ważnymi dylematami moralnymi, sięgnij po "Miłość a kłamstwo. Samobójstwo" autorstwa Stanisława Antoniego Wotowskiego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 58
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Stanisław Antoni Wotowski
Miłość a kłamstwo. Samobójstwo
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Na okładce grafika wygenerowana przez AI (dreamstudio.ai)
Tekst wg edycji z roku 1927.
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN 978-83-7639-600-2
Szatan, choć sobie mądrość i siłę przyznaje
Wie, że kłamie i wiary sam sobie nie daje
Dla tego rad śród ludzi zdania swoje szerzyć
By je słysząc z ust cudzych, mógł im sam uwierzyć!
(Mickiewicz)
„Zdania i uwagi, wybrane z dzieł Jakóba Boehme,
Anioła Ślązaka i Saint Martina”.
W ten to sposób pisze Mickiewicz o kłamstwie, przypisując mu pochodzenie szatańskie... Lecz zanim przystąpimy do samego tematu, do ustalenia związku, jaki pomiędzy miłością a kłamstwem zachodzi, wprzód musimy poświęcić słów parę samemu kłamstwu.
Co to jest kłamstwo?
Kłamstwo zwykle określane bywa, jako świadome mówienie nieprawdy.
W związku z tem na kłamstwo panują najróżnorodniejsze poglądy. Surowi moraliści uważają je za grzech, za występek wielki, twierdzą, jak między innemi filozof Kant, że kłamstwo nawet wtedy byłoby niedozwolone, gdyby od niego ocalenie całego świata zależało. Toż samo mówi Św. Augustyn, że kłamać nigdy nie wolno.
Ale już inni i to bardzo zaciekli filozofowie muszą z tego stanowiska czynić najprzeróżniejsze koncesje. Tak więc Wiktor Cathrein, w swej „Filozofji moralnej” (Bibljoteka dzieł Chrześcijańskich) opatruje powyższe zdanie Św. Augustyna następującym komentarzem: twierdzenie to zdaje się prowadzić do wielu trudności w życiu praktycznem, często bowiem dla jednostki, lub dla ogółu zachowanie tajemnicy jest konieczne.
Istotnie jeżeli zejdziemy z wyżyn wysokiej moralności a zwrócimy się do życia codziennego, to zobaczymy, że nie ma czynu bardziej pospolitego, jak kłamstwo; kłamią dzieci, kłamią dzicy, kłamią histerycy, a postępują tak nie tylko istoty, którym brak moralności, lecz ludzie zażywający jaknajwiększego szacunku.
Pisarz Ryttner poświęcił tej sprawie nawet nowelkę, bodaj zatytułowaną „Prawda”:
Do salonu wchodzi szereg osób i każda z nich zmuszona jest mówić prawdę.
Poważny więc profesor zwraca się do swego niemniej poważnego kolegi „jak się masz stary durniu, ciągle ci się jeszcze zdaje, że twoje wykłady są coś warte”.
Inna znów matrona, czule się uśmiechając, tak przemawia do jednej z wchodzących pań; „a toś się stara papugo umalowała a ta twoja suknia to pewnie wzięta na kredyt!”
Co się po tych wynurzeniach dziać poczęło — łatwo się domyśleć można — a mała ta próbka aczkolwiek przedstawiona w beletrystycznej formie, jest najlepszym dowodem tego, co w warunkach towarzyskich przy bezwzględnej prawdomówności by się stało.
Rzeczywiście o ile zastanowimy się głębiej, to przekonamy że nie jest to taki paradoks na jaki na pierwszy rzut oka wygląda: wypowiedzenie prawdy w wielu okolicznościach może przynieść daleko większą krzywdę niźli kłamstwo.
Całe nasze skomplikowane życie współczesne buduje się na kłamstwie: pomijając już, że ludzie okłamują się wzajemnie z potrzebą, lub bez potrzeby, kłamstwem jest polityka, kłamstwem jest dyplomacja, kłamstwem jest handel, kłamstwem są finanse, wielkim kłamstwem jest literatura i sztuka. Znakomity pisarz angielski Oskar Wilde pisał nawet w swych świetnych „Djalogach o sztuce” w fragmencie zatytułowanym „Znaki kłamstwa”. „Zarówno kłamstwo jak poezja jest sztuką — sztuką o pokrewnym charakterze, jak określił był Plato — i wymagają najsumienniejszych studjów i bezinteresownego oddania... Jak poetę poznajemy po jego subtelnej melodji słowa, tak samo kłamcę po rytmicznym bogactwie wyrazu, a u żadnego nie wystarcza samo tylko przypadkowe natchnienie chwili, jak wszędzie tak i tu ćwiczenie poprzedza doskonałość...” Świetny swój błyskotliwy essey opatruje Wilde komentarzem, że „dziwna banalność współczesnej literatury nastąpiła na skutek zaniku kłamstwa, jako sztuki, umiejętności i przyjemności”. Takie tedy mamy o kłamstwie najróżnorodniejsze zdania i sądy. Lecz jeśli każdy z nas na pierwszy rzut oka przyznać musi dopuszczalność w bardzo, a bardzo wielu wypadkach w naszych życiowych stosunkach kłamstwa, jako „malum necessarjum” — jako konieczności, to jakże rzecz się będzie miała z ustosunkowaniem świadomego mówienia nieprawdy do miłości.
Kochanko moja! na co nam rozmowa
Czemu chcąc z tobą uczucia podzielać
Nie mogę duszy prosto w duszę przelać
Za co ją trzeba rozdrabniać na słowa
Które nim słuch twój i serce dościgną
W ustach wietrzeją, na powietrzu stygną.
Kocham, ach kocham, po sto razy wołam
A ty się smucisz i zaczynasz gniewać
Że ja kochania mojego nie zdołam
Dosyć wymówić, wyrazić, wyśpiewać;
I jak w letargu nie widzę sposobu
Wydać znak życia, bym uniknął grobu.
Strudziłem usta daremnem użyciem:
Teraz je z twemi chcę stopić ustami,
I chcę rozmawiać tylko serca biciem
I westchnieniami i całowaniami
I tak rozmawiać godziny, dni, lata
Do końca świata i po końcu świata
W miłości więc prawdziwej słów nawet nie potrzeba; dusza rozmawia z duszą, bo miłość prawdziwa, wielka, wzajemna polega na zlaniu się dwóch jednostek kompletnie, na tym wytworzeniu z dwojga osób jednej całości. Trudno teoretycznie z prawdziwą miłością pogodzić kłamstwo, trudno wyobrazić sobie jak para kochanków może się wzajem oszukiwać, może mówić to czego nie ma na myśli, skoro właśnie wielka, prawdziwa miłość polega na jaknajwiększej szczerości.
Tak zdawałoby się pozornie, cóż z tego kiedy życie, to przeklęte życie, które nami kręci, niby marjonetkami w wielkim teatrze kukieł decyduje zgoła inaczej, zgoła w inne warunki nas stawia.
Dla zilustrowania przytoczę ustęp z nowelki Srokowskiego „Szklanka kawy”.
Poznali się; on był poetą, ona zaś, panna Dusia, sprzedawczynią w sklepie z czekoladkami. Poznali się i pokochali, jak para dzieciaków.
Spotykali się codziennie, obiady jadali razem, chodzili na długie spacery. Lecz razu pewnego, on skonstatował, że niema nawet paru groszy na obiad. — Przytaczam ustęp.
„Co począć? myślałem. Brak obiadu nie przerażał mnie wcale... ale co Dusia pomyśli, gdy nie przyjdę? Ostatecznie wymyśliłem dyplomatyczny sposób. Rano, zaraz po otwarciu sklepu, poszedłem i oznajmiłem jej, że matka moja ze wsi tylko na parę godzin przyjechała i muszę towarzystwa jej dotrzymywać. Wyszedłem. Cały dzień snułem się, jak błędna owca po mieście.
Z uderzeniem godziny ósmej przyszedłem po Dusię. Ona też była smutna i dziwnie zgnębiona... Szliśmy długo milcząc..
W końcu ona przemówiła:
— Wie pan? — i zamilkła.
— Co? — zapytałem.
— Wie pan, chciałam panu coś powiedzieć, tak jak przyjacielowi, ale mi wstyd i nie mogę...
Zacząłem nalegać.
Nic strasznego, o nie... tylko trudno powiedzieć.. Ale panu ufać mogę — nieprawdaż?
— Naturalnie — rzekłem tuląc jej ramię swoim ramieniem.
— No, to już powiem poprostu. Zdarzyło mi się tak głupio, że nie miałam dzisiaj na obiad, a i z tego samego powodu herbata mnie nie czeka i jestem bardzo głodna... Zadrżała bardzo silnie i przygarnęła się do mnie cała. Potem mówiła dalej.
— Wie pan co? Tu niedaleko jest cicha cukierenka. Pójdziemy na szklankę kawy... dobrze?
Słuchałem jej słów niemy, zrozpaczony... Nie miałem przecież złamanego grosza przy duszy! Przechodziliśmy właśnie pustym odludnym placem. Jakieś nawalne, ogromne uczucie wezbrało mi w piersi, czułem łzy w gardle.
— Dusiu, i ja nie mam grosza! Skłamałem... Powiedziałem, że matka przyjechała, bo nie miałem na obiad! Obojeśmy głodni, biedactwo ty moje.
I dotąd nie wiem jak się to stało... Uczułem nagle jej ramiona na mej szyi, uczułem jej drżące usta na mych ustach i łzy jej gorące polały się po mej twarzy i mięszały z zimnym dżdżem listopadowym — świat mi zawirował w oczach i staliśmy — para dzieciaków — w jedną istność zlani, nie zziębnięci, nie otuleni kirem nocy listopadowej, ale płonęły nam jasne słońca i przedziwne rosły nam kwiaty!
Głupie lata!
— Taki obrazek miłosny, połączony z kłamstwem — maluje nam Srokowski. Jakie to było niewinne kłamstwo! Lecz idźmy dalej.
Jak widzimy więc w najczystszej, najbardziej idealnej nawet miłości, kłamstwo, kłamstewko miejsce sobie znajdzie — a w innych wypadkach?
W innych wypadkach bywa bardzo różnie.
Pierwsza więc teorja głosi: niema miłości bez kłamstwa.
Tu