Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bywamy mistrzami wielkich, szlachetnych postanowień, choć zwykle trudno nam je w pełni zrealizować. Co zrobić, żeby ukształtować życie tak, aby czerpać z niego jak najwięcej radości? Warto zacząć od małych kroków – od mikrozmian.
Wszystko, czym się zajmujemy i co nas spotyka, ma wymiar duchowy: dogadywanie się z domownikami, kto tym razem pozmywa; lektura książki, po którą wreszcie możemy sięgnąć; cierpliwe oczekiwanie w długiej kolejce do kasy; przekonywanie dziecka, żeby dzieliło się swoimi zabawkami. Każda czynność, którą wykonujemy, wpływa na nasze życie wewnętrzne. I odwrotnie – od stanu życia duchowego zależy jakość naszej codzienności. Dzięki temu, że wszystko jest powiązane, możemy bez wielkiego wysiłku poprawić relacje, zdrowie albo ożywić wiarę w Boga.
Gary Jansen, zainspirowany nauczaniem św. Ignacego Loyoli, zachęca: rób małe rzeczy we wspaniały sposób.
Gary Jansen – popularny mówca i komentator występujący w wielu amerykańskich stacjach telewizyjnych oraz radiowych. Redaktor książek z dziedziny religii i duchowości w Penguin Random House. Pisał do „Huffington Post”, „Religion Dispatches” i „USA Today”. W Wydawnictwie WAM ukazała się jego książka pt. Prosty sposób na spotkanie Boga. Odkryj, jak kwadrans modlitwy może zmienić twoje życie (2020).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 91
Rok wydania: 2021
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Rób małe rzeczy w wielki sposób
Gdybyś wiedział, jak ważny jesteś w życiu wszystkich, których spotykasz, jak ważna możesz być dla osób, które nawet nie przeszły ci przez głowę. Jest jakaś cząstka ciebie, którą zawsze pozostawiasz po sobie przy każdym spotkaniu z drugim człowiekiem.
Fred Rogers
Napawasz mnie podziwem i zachwytem.
Tak, właśnie ty. Wiem, że te słowa mogą ci się wydać dziwne, ale tak właśnie jest.
Jak mogę coś takiego powiedzieć, skoro nawet cię nie znam? Powołując się na prosty fakt, że jesteś tu i teraz. Bo musisz wiedzieć, że trafił ci się szczęśliwy los na loterii. I to los, w którym szanse na wygraną są naprawdę znikome. Mniej więcej jedna na siedem miliardów. Oznacza to, że na Ziemi żyje w tej chwili mniej więcej sześć miliardów dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć milionów dziewięćset dziewięćdziesiąt osób, które nie są tobą. To mnóstwo ludzi, którzy nigdy nie będą mieć takich myśli, jakie ty masz w głowie, ani nie będą odczuwać emocji, jakie ty odczuwasz. Czy zdarzyło ci się wyobrażać sobie, jakby to było być kimś innym? Chodzi mi o takie mocne wyobrażenie, że opuszczasz własne ciało i jesteś w ciele swojego wujka Adama i czujesz to, co on w tej chwili czuje. Nie możesz tego oczywiście zrobić. I w tym pewnie tkwi jedna z przyczyn tylu światowych konfliktów. Trudno nam wczuć się w kogoś innego i zrozumieć, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Być może gdyby udało nam się od czasu do czasu wyskoczyć z naszych ciał, umysłów i dusz i wskoczyć w ciała, umysły i dusze innych ludzi, bylibyśmy w stosunku do siebie nawzajem życzliwsi i bardziej wyrozumiali. Być może.
No ale to wszystko ma też dobrą stronę, a mianowicie taką, że jesteś jedyny i nie ma nikogo drugiego takiego jak ty. Że jesteś niepowtarzalna. Czy to nie zdumiewające? Prawdopodobieństwo wygrania miliona dolarów jest większe niż prawdopodobieństwo tego, że jesteś sobą, a nie innym człowiekiem.
Każda ziemska istota, cokolwiek by czyniła, odgrywa zawsze główną rolę w dziejach świata. Oczywiście, nic o tym nie wiedząc2.
Paulo Coelho
A zatem moje gratulacje. Jeśli czytasz tę książkę, to znaczy, że żyjesz. I jeśli nawet masz wrażenie, że to jednak nie jest pełne życie, jeśli nawet odczuwasz ból, zamęt, jeśli doskwiera ci ogromna samotność, to przecież masz w sobie życie. Tutaj i teraz, masz swoje życie. Niezależnie od tego, jak traktują cię ludzie, co ci mówią, niezależnie od twojego koloru skóry, płci, stanu zdrowia, statusu społecznego, niezależnie od tego, czy masz zielone oczy, nie masz nóg, dwa razy złamali ci nos i przypominasz obraz Picassa – to przecież zostałeś obdarzony sercem, zostałaś obdarzona duszą. Te dwa aspekty tego, kim jesteśmy – serce i dusza – to dwa bieguny baterii. Jeśli je połączyć w jakimś celu – może to być po prostu oddech, krzyk, by zwrócić na siebie uwagę mamy lub taty, pierwsze samodzielne i nieporadne kroki, dobry wynik na szkolnym teście, opanowanie gry na jakimś instrumencie lub po prostu pragnienie, aby być dobrym ojcem lub matką – tworzy się obwód. To potężne połączenie, ponieważ życie ze swej natury jest twórcze. Życie stwarza nowe istoty ludzkie, wspaniałe dzieła sztuki, inspirującą muzykę, pełen energii taniec, poruszającą do głębi prozę, skłaniającą do refleksji poezję. Rodziny, wspólnoty i przyjaźnie, wszystko to powstaje przez cud dzielonego wspólnie życia. Gdy życie spotyka inne życie, następuje zmiana, czasami na lepsze, niekiedy na gorsze. Jak pisał Carl Gustaw Jung: „Spotkanie dwojga osobowości to proces przypominający zmieszanie się ze sobą dwóch różnych pierwiastków chemicznych: jeśli w ogóle mogą one utworzyć związek, to – tworząc go – obie ulegają przemianie”3.
Ta książka pokazuje w praktyczny sposób drogę do duchowej transformacji. Jako autor i redaktor, który przez ponad dziesięć lat nie tylko miał możliwość współpracowania z największymi duchowymi nauczycielami naszych czasów – od papieży i mniszek po przewodników duchowych, naukowców i ekspertów od pracy nad sobą – lecz także w swoim własnym życiu szukał – jak powiedziałby św. Ignacy – „Boga we wszystkich rzeczach”, zrozumiałem, że wszystkow naszym życiu ma swój duchowy wymiar: praca, życie rodzinne, relacje z innymi ludźmi, cierpienie, finanse, zdrowie, emocje, rozczarowania, radości i smutki. Innymi słowy, twoja miłość do współmałżonka lub partnera jest duchowa. Strach, który odczuwasz, gdy patrzysz na stan swojego konta w banku, jest duchowy. Niespodziewana ciąża jest duchowa. Niepokój, którego doświadczasz, martwiąc się o nastoletniego syna i o to, z kim się przyjaźni, jest duchowa, podobnie jak czasami twoje burzliwe relacje z przyjaciółmi i kolegami lub koleżankami z pracy. To oznacza, że wymiar duchowy mają także konflikty polityczne, rewolucje społeczne, środowisko, a nawet ten cymbał w supermarkecie, który najechał ci wózkiem na stopę, a potem chamsko potraktował wyraźnie zmęczoną kasjerkę. Święty Ignacy uczył, że życie duchowe nie jest w żaden sposób odseparowane od codziennego: jest ono wszystkim i każdym. A to oznacza, że nawet drobne zmiany, jakie wprowadzasz do swego zewnętrznego życia – na przykład to, ile godzin poświęcasz na sen i jak reagujesz na problemy w domu i pracy – może mieć istotny wpływ na twoje głębsze, wewnętrzne życie. I odwrotnie.
Chcę, żeby ta książka była przystępna dla każdego, niezależnie od wyznawanej religii lub duchowości (a także dla tych, którzy uważają się za osoby niereligijne). Tym samym świadomie starałem się ograniczać na tych stronicach odwołania do Boga, aczkolwiek nigdy o Nim nie zapominam (i – powiedzmy sobie szczerze – jest Go w niej wciąż bardzo dużo). Święty Ignacy, którego osoba była dla mnie inspiracją, jeśli chodzi o pomysł tej książki (i wszystkiego, co do tej pory napisałem), był przekonany, że poczucie życiowego spełnienia zapewni nam poszukiwanie we wszystkich rzeczach, nie wyłączając codziennych drobiazgów, tego, co święte. W tym, jak reagujemy na uśmiech, jak rozmawiamy z dzieckiem, a nawet jak traktujemy naszego psa albo kota – we wszystkim tym jest Bóg – we wszystkim, co robimy i czego nie robimy. Jako osoba pragnąca uczynić duchowość ignacjańską, duchowość codzienności, częścią mojej pracy zawodowej i życia rodzinnego, przekonałem się osobiście, że zwracanie uwagi na drobiazgi przynosi owoce, i zobaczyłem, jaką moc ma wprowadzanie drobnych zmian. W tej książce zachęcam cię, aby przyjrzeć się kilku rzeczom, które dotąd wydawały ci się oczywiste, i zastanowić się nad tym, czy nie warto wprowadzić do swojego życia drobnych, prostych i stopniowych zmian – mikrozmian – które z czasem mogą zaowocować radykalną przemianą umysłu, ciała i duszy. Powiedzmy sobie jednak od razu, że takie drobne zmiany też wymagają wysiłku. Podobnie jak wszystkie pozytywne życiowe metamorfozy, sztuka drobnych zmian wymaga czasu i zaangażowania. I chociaż przedstawiam w tej książce wiele praktycznych wskazówek, pomysłów i osobistych historii przydatnych w życiu duchowym, przede wszystkim ma ona pomóc ci zachwycić się wspaniałym darem, jakim jest twoje życie, i zobaczyć w niezwykły sposób to, co zwyczajne. Mówiąc najkrócej, chodzi w niej o to, by robić małe rzeczy z wielką miłością. To zaś wymaga jedynie wprowadzenia kilku drobnych zmian w patrzeniu na otaczający świat.
2P. Coelho, Alchemik, przeł. B. Stępień, A. Kowalski, Drzewo Babel, Warszawa 1995, s. 200.
3C.G. Jung, Praktyka psychoterapii, przeł. R. Reszke, Wydawnictwo KR, Warszawa 2007, s. 83.
1. Mikrozmiany
Mikrozmiana to drobna zmiana dotycząca sposobu wykonywania codziennych czynności, określonego patrzenia na życie, podejmowanych działań i rozumienia własnych uczuć i emocji.
Do znudzenia powtarza się nam, że ludzie nie lubią zmian. To nie do końca prawda. Racja, nikt nie przepada za zmianami na gorsze, ale jeśli ktoś zafunduje ci wycieczkę do Paryża, lekarz powie, że nie ma u ciebie ani śladu po niebezpiecznej chorobie, przyjaciel wybaczy jakąś bezmyślną uwagę lub zachowanie, to taka zmiana jest bardzo przyjemna. Takich zmian chcielibyśmy jak najwięcej.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że zmiany mogą powodować w nas lęk. Ja sam jestem wielkim strachajłą i cały czas ściska mnie w dołku z tego czy innego powodu. Bezustannie boję się porażki, tego, że kogoś zawiodę, obawiam się kryzysu gospodarczego, utraty słuchu, włosów, klarowności umysłu. Tak się boję, że boję się tego, że się boję. Jestem jak Charlie Brown z kreskówki, który na pytanie swojej przyjaciółki Lucy, czy aby nie cierpi na „panfobię”, czyli na lęk przed wszystkim, wykrzykuje z ulgą „właśnie!”, ponieważ udało mu się znaleźć odpowiednie słowo na wciąż obecną w nim trwogę.
Mimo to jednak nie boję się wprowadzać w swoje życie drobnych zmian. Nie budzą takiego lęku jak poważne życiowe zmiany: nowa praca, przeprowadzka na drugi koniec kraju lub do innego państwa, duży remont domu. A poza tym drobne zmiany mogą pomóc ci dość szybko poprawić sobie samopoczucie w codziennym życiu.
Czujesz, że brak ci sił? Łykaj codziennie malutką pastylkę witaminy B12, wielkości jednej dziesiątej jednogroszówki, a wróci energia i zniknie ospałość umysłu. (Wiem, bo sam to wypróbowałem). Jeśli drobne, które zostają ci każdego dnia, będziesz wrzucać do skarbonki w kształcie wysokiej na pół metra butelki coca-coli, po kilku latach uzbierasz sporą sumę na kolejny samochód. (Wiem, bo sam to wypróbowałem). Załóżmy, że twój szef nie pała do ciebie sympatią. W takim razie poproś go o spotkanie i dowiedz się delikatnie, o co mu chodzi. (Wiem, bo sam to wypróbowałem). Jeśli zaczniesz od jednej pompki i każdego dnia przez kolejny rok będziesz robić o jedną więcej, pod koniec roku będziesz robić pompki jak komandos. (Wiem, bo sam to wypróbowałem. No dobrze, może opuściłem po drodze parę dni, ale poza tym ćwiczyłem regularnie i chociaż nie wyglądam jak kulturysta, wychodzi mi to na zdrowie).
Drobne zmiany mogą ci także ocalić życie.
Pracuję w Nowym Jorku; powiedzieć, że w tym mieście panują ciągły ruch i zgiełk, a ludzie nie zwracają uwagi na innych, to nic nie powiedzieć. Kilka lat temu szedłem Broadwayem w kierunku północnym i miałem właśnie przejść przez ulicę Czterdziestą Szóstą, kiedy na skrzyżowanie, ignorując czerwone światło, wjechała na pełnym gazie taksówka. Dla mnie i kilku przechodniów zapaliło się już zielone i właśnie wchodziliśmy na jezdnię. W ostatniej chwili włączył się u mnie instynkt samozachowawczy, a czas zaczął płynąć w zwolnionym tempie (kto interesuje się poczuciem przepływu w psychologii lub stanami szczytowymi Maslowa, wie, że takie doznania nie są ostatecznie niczym nadzwyczajnym). Odwróciłem głowę w lewo i zobaczyłem żółtą taksówkę zbliżającą się nieubłaganie w naszą stronę. Wszystko inne wydawało się trwać w bezruchu z wyjątkiem sunącego jak pocisk samochodu. Tak jak na filmach, kiedy akcja pokazywana jest w zwolnionym tempie, krzyknąłem grubym, donośnym głosem: „Cofnąć się!”. W ułamku sekundy wszyscy jak na komendę zrobili krok do tyłu. Taksówka przemknęła tuż obok mnie, tak że poła mojego płaszcza przejechała po karoserii, a boczne lusterko uderzyło mnie w łokieć. Nic mi się nie stało, ale przez kilka długich chwil byłem w szoku. Tego dnia wszyscy, którzy weszliśmy wtedy na jezdnię, byliśmy dosłownie o włos od śmierci lub kalectwa.
To wszystko stało się bez mała dziesięć lat temu i chociaż praktycznie zapomniałem już o tym wypadku, codziennie stawiam sobie następujące pytania: „Czy w moim życiu jest miejsce na jakąś drobną zmianę? Czy mam zrobić krok do tyłu, a może kroczek do przodu? Czy powinienem wprowadzić jakąś drobną zmianę, która pomoże mi bardziej spełnić się w życiu? Czy nie byłoby dobrze powiedzieć moim dzieciom jeszcze raz, jak bardzo je kocham? Czy mogę przed pójściem do pracy pocałować jeszcze raz żonę? Czy należałoby, idąc do pracy, wziąć z sobą butelkę wody mineralnej, by dać ją jakiemuś bezdomnemu? Czy kiedy czuję, że ogarnia mnie irytacja, mogę wykonać głęboki oddech i bezgłośne podziękować Bogu za to, że potrafię takowy wziąć? Czy mogę oddychać głębiej? Czy idąc do pracy, jestem w stanie w myślach pobłogosławić mijaną na ulicy osobę i pomodlić się za nią?”.
Nie wydaje się, by były to jakieś wielkie wyczyny. To prawda, ale mogą zmienić zasadniczo nasze relacje z ludźmi i zwiększyć zdolność czerpania radości z życia.
Takie kroki nazywam właśnie mikrozmianami. Gdy będziemy myśleć w kategoriach na pozór niedostrzegalnych zmian, drobnych praktyk i nowych sposobów myślenia o życiu, może to być dla nas źródłem energii, która ożywi naszą wiarę, obudzi do życia przyjaźnie, pozwoli pokonać ograniczenia i pomoże nam poczuć się bliżej Boga i lepiej spełniać się w rolach męża, żony, taty, mamy, członka rodziny, kolegi i przyjaciela.
Od lat mówię wszystkim o jednej takiej konkretnej mikrozmianie, którą lubię nazywać zmianą jednego procenta. A oto, co przez nią rozumiem: godzina ma sześćdziesiąt minut, a doba – dwadzieścia cztery godziny. To oznacza, że doba ma tysiąc czterysta czterdzieści minut. Jeden procent tego czasu to niecały kwadrans. Pomyślmy, ile moglibyśmy osiągnąć, gdybyśmy ten jeden procent czasu z każdej doby poświęcili na zmianę czegoś w naszym życiu lub na pomoc ludziom wokół nas?
Pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć procent czasu możemy zachować dla siebie, by zatroszczyć się o rodzinę, pracować, chodzić do szkoły, studiować, spać, przesiadywać w mediach społecznościowych, oglądać w Internecie filmiki ze słodkimi kotkami lub wrzucać do sieci selfie. Z żadnej z tych rzeczy nie musimy rezygnować. Jakie zatem są te niektóre drobne rzeczy, które możemy robić, a które mogłyby zmienić nasze życie?
Piszę o nich więcej w dalszej części tego rozdziału, pomyśl jednak jeszcze raz: gdybyśmy codziennie poświęcali kwadrans na grę na gitarze, pisanie lub gotowanie i gdybyśmy robili to konsekwentnie każdego dnia, uzbierałoby się z tego w ciągu roku ponad dziewięćdziesiąt godzin. To prawie cztery doby. Pomyśl przez chwilę, ile to czasu. Tyle, co trzy semestry zajęć na studiach – a wszystko to, jak odłoży się na bok każdego dnia zaledwie kwadrans. Wiem, wiem, wszyscy jesteśmy zagonieni, ale nie wierzę, że nie jesteśmy w stanie wykroić kwadransa dziennie na działanie, które doda nam energii.
W mikrozmianach chodzi nie tyle o to, by coś robić, ale żeby być. Ta sztuka polega na tym, by przyjąć naszą własną wielkość – nasze własne życie – i dojść do bardziej autentycznego zrozumienia tego, na czym polega sukces. Mówi się nam często, że taki sukces to powodzenie w życiu, staranie się o to, byśmy byli bardziej bystrzy i piękniejsi oraz zdobyli przewagę nad rywalami. Może się zdziwisz, ale częścią prawdziwego sukcesu jest pomaganie innym, by także osiągnęli sukces w życiu.
Jeżeli dzień i noc pozwalają człowiekowi radośnie się z sobą witać, a życie rozsiewa woń podobną do zapachu kwiatów i słodkich ziół, jest bardziej prężne, promienne i bliższe nieśmiertelności – człowiek osiągnął sukces4.
Henry David Thoreau
Przypomnij sobie nauczycieli, polityków, przywódców religijnych i krewnych, którzy wzbudzili twój największy podziw. Kto się naprawdę wyróżnia wśród ludzi? Na pewno nie ci, którzy żyją tylko dla siebie. Takie osoby uważamy za skrajnych egoistów. Nasz podziw i szacunek budzą ci, którzy pomagają nam najlepiej się rozwinąć i rozkwitnąć.
Pomyśl o wszystkich osobach, które poświęciły życie na to, byś mógł/mogła być tu i teraz. Nie chodzi tylko o twoich przodków – rodziców, dziadków i pradziadków – ale także o takich ludzi, jak lekarze, pielęgniarki, żołnierze, robotnicy, rolnicy, kierowcy, robotnicy budowlani, inżynierowie, kelnerki, nauczyciele, naukowcy, którzy wymyślili i opracowali szczepionki i antybiotyki. Wszyscy oddali swój czas, zdolności i życie dla nas. Racja, wiele z tych osób zarabiało w ten sposób na utrzymanie siebie i rodziny, ale miało równocześnie na względzie coś większego od nich samych. Powodzenie i sukces mogą dotyczyć wielu rzeczy, ale jedną z najbardziej satysfakcjonujących i dających poczucie spełnienia jest wspieranie innych ludzi: nakarmienie głodnych, podanie wody spragnionym, przyodzianie nagich, zapewnienie dachu nad głową potrzebującym, odwiedzanie chorych lub więźniów, troska o umierających. Niektórym z nas ta lista może wydać się znajoma. To prawda, te działania Kościół katolicki nazywa uczynkami miłosierdzia względem ciała.
Chrześcijaństwo nie jest jedyną tradycją duchową świadomą tego, że nasze czyny wypływają z tego, kim jesteśmy. Wszystkie wielkie religie znają tę prawdę od wieków. Dlatego wszelka zmiana musi zacząć się od bycia i dlatego jest tak trudna. Dlaczego? Bo w każdym z nas tkwią głęboko zakorzenione nawyki. Jakakolwiek trwała zmiana musi zatem zacząć się od powrotu do źródła, do tego, kim jesteśmy. Proces dokonywania mikrozmian zaczyna się właśnie od takich pytań: „Jaką osobą chcę być? Co się dla mnie naprawdę liczy?”, oraz od drobnych czynności wynikających z odpowiedzi na te pytania. Ja chcę, by moje życie polegało na pomaganiu innym ludziom i dlatego uczynki miłosierdzia wpisują się w moje wartości i są dobrym punktem wyjścia dla moich drobnych zmian.
Pomagając innym, możemy także mieć dużo frajdy i przeżyć wspaniale życie. Możemy – i powinniśmy – zatroszczyć się także o siebie samych. Mikrozmiany powinny jednak przede wszystkim skierować naszą uwagę na to, co liczy się dla nas najbardziej w życiu. Przeprowadźmy drobny eksperyment.
Podnieś wzrok znad tekstu, który w tej chwili czytasz, i nie odwracając głowy, spójrz jak najbardziej w lewo. Policz do trzech i spójrz szybko na prawo. Co się stało? Obraz świata po twojej lewej stronie był zupełnie inny niż obraz świata po twojej prawej stronie. Taka zmiana perspektywy nie wymagała od ciebie zbyt wiele wysiłku, prawda? Gdy piszę te słowa i spoglądam w lewo, widzę pokój syna, który gra w tej chwili w jakąś grę. Gdy spojrzę w prawo, widzę za oknem świat na zewnątrz i przejeżdżający samochód. Oba te światy dzieli od siebie kilka centymetrów i wydarzenia w nich przebiegają równocześnie. To po prostu dwie różne rzeczywistości realizujące się w tym samym czasie. Wszystko jest z sobą złączone lub – jak mówi franciszkanin Richard Rohr – wszystko przynależy. Czasami, aby to zrozumieć, wystarczy skupić się na czymś odmiennym niż do tej pory. Często drobna zmiana może doprowadzić do wewnętrznej transformacji, co pomoże nam pomagać innym i w ten sposób stworzyć odrobinę więcej nieba na ziemi.
Cała sztuka polega na tym, by nie ustawać w działaniu. Możemy zasadzić ziarenko, ale jeśli nie będziemy pomagać mu wzrastać, dostarczając wody i składników odżywczych i chroniąc je przed żywiołami, nie doczekamy się dorodnej rośliny. Kiedy zaczynamy coś robić, kierując się wyższym względem – Bogiem, dobrem mamy lub przyjaciela – nagle związany z tym wysiłek nie wydaje się już wcale uciążliwością i zamiast tego odczuwamy go jako błogosławieństwo.
Moc takich drobnych czynów rozumiał Jezus, który pozostawił nam następującą przypowieść:
Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach (Mt 13,31–32).
Nawet jeśli żona zajęta jest w tej chwili wyprawianiem do szkoły syna, a ja spieszę się na pociąg, to przecież mogę poświęcić sekundę na to, by pokazać jej, jak bardzo ją kocham. Nawet jeśli gbur, któremu zrobiłem miejsce w metrze, nie powie mi „dziękuję”, wiem, że postąpiłem jak należy, posuwając się trochę na siedzeniu. Nawet jeśli ten bezdomny mężczyzna wolałby napić się whisky, wiem, że kanapka, którą mu dałem, pomoże mu przetrwać kolejny dzień. Pomyśl tylko, ten brudny człowiek, cały w łachmanach, był kiedyś dzieckiem. Ktoś trzymał to dziecko w ramionach i karmił je. Gdy był już większym chłopcem, być może lubił grać w baseball lub patrzeć, jak za oknem pada śnieg. Może jego rodzice go osierocili. Może był ofiarą przemocy. Może jest chory umysłowo i każdego dnia stara się po prostu przeżyć. Nie wiemy tego, musimy jednak dostrzec jego człowieczeństwo, nawet jeśli nasze wysiłki, by zrobić z niego człowieka, wydają się bezowocne.
Wszystkie takie działania nie wymagają od nas praktycznie żadnego wysiłku, a mogą ocalić twoje życie lub życie kogoś innego. A przez ocalenie życia nie rozumiem tylko uratowania własnej skóry, lecz także istoty tego, kim jesteś – to znaczy twojej duszy, niepojętej części ciebie, która sprawia, że jesteś tym, kim jesteś. Kiedy mówię o ocaleniu życia, mam na myśli jego kształtowanie, życie z charakterem, zgodne z zasadami, sensowne i celowe, nawet jeśli ten cel to po prostu kulturalne odnoszenie się do innych ludzi i dobre traktowanie szczeniaczków.