Mieszko I. Tajemnicze drewienko - Magdalena Koziarek - ebook

Mieszko I. Tajemnicze drewienko ebook

Magdalena Koziarek

4,0

Opis

Kiedy podczas warsztatów archeologicznych w muzeum Piotrek znajduje tajemnicze drewienko, nie przypuszcza, że właśnie wszedł w posiadanie narzędzia do przenoszenia się w czasie. Razem ze starszym bratem Tomkiem wyruszają w podróż do średniowiecza czasów Mieszka I, któremu towarzyszą w najważniejszych momentach życia. Stają się świadkami postrzyżyn księcia, jego chrztu i poznają historię najważniejszych bitew. Chłopcy przekonują się, że w każdej legendzie tkwi ziarno prawdy… Kto jest prawdziwym właścicielem drewienka? I czego chce od chłopców tajemniczy pogański kapłan?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 65

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (11 ocen)
5
2
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Polscy Superbohaterowie Mieszko I. Tajemnicze drewienko

Magdalena Koziarek

Ilustracje: Elżbieta Moyski

Copyright © 2018 Wydawnictwo RM All rights reserved

Wydawnictwo RM 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected], www.rm.com.pl

ISBN 978-83-7773-946-4 ISBN 978-83-7773-947-1 (ePub) ISBN 978-83-7773-108-7 (mobi) ISBN 978-83-7773-949-5 (pdf)

Edytor: Justyna MrowiecRedaktor prowadzący: Aleksandra ŻdanRedakcja: Justyna MrowiecKorekta: Aleksandra Frela

Projekt graficzny książki i okładki: Elżbieta MoyskiKoordynacja produkcji wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji.

Roz­dział 1

Warsztaty

Była cie­pła ma­jo­wa so­bo­ta. Po dzie­dziń­cu mu­zeum ska­ka­ła sro­ka, szu­ka­jąc cze­goś na be­to­no­wych pły­tach. Le­ni­wie spo­glą­dał na nią czar­ny kot wy­grze­wa­ją­cy grzbiet na słoń­cu. Na­gle roz­legł się tu­pot. Sro­ka, skrze­cząc, od­fru­nę­ła, a kot znik­nął w krza­kach. Przez że­liw­ną bra­mę wbie­gło dwóch chłop­ców. Zdez­o­rien­to­wa­ni ro­zej­rze­li się wo­ko­ło.

— Mamo, je­steś pew­na, że to tu­taj i dzi­siaj? — Za­nie­po­ko­jo­ny Pio­trek spoj­rzał na idą­cą za nimi ko­bie­tę.

— Wie­dzia­łem. Nic się nie dzie­je. W ogó­le nie war­to było tu przy­jeż­dżać, pew­nie i tak bę­dzie nud­no — mruk­nął pod no­sem star­szy chło­piec, To­mek.

— Jak zwy­kle try­skasz en­tu­zja­zmem. — Mama się ro­ze­śmia­ła. — Chodź­cie, spy­ta­my, gdzie od­by­wa­ją się warsz­ta­ty.

— Pew­nie tam… — To­mek mach­nął ręką w kie­run­ku ko­lo­ro­wych strza­łek z pa­pie­ru, któ­re ktoś za­wie­sił na ga­łę­ziach. Wska­zy­wa­ły na wą­ski chod­nik pro­wa­dzą­cy na tyły mu­zeum. Pio­trek za­czął pod­ska­ki­wać z emo­cji.

— Na pew­no tam, chodź­cie szyb­ko, chodź­cie. Na pew­no już się za­czę­ło! Prę­dzej, bo nie zdą­ży­my…

W mu­ze­al­nym ogro­dzie ba­wi­ło się kil­ka­na­ścio­ro dzie­ci. Nie­któ­re z za­pa­łem roz­ko­py­wa­ły zie­mię, szu­ka­jąc ukry­tych w niej skar­bów. Inne de­li­kat­nie myły i oczysz­cza­ły swo­je zna­le­zi­ska. Kil­ko­ro sta­ło przy sto­le i z zapa­łem pró­bo­wa­ło od­wzo­ro­wać zna­le­zio­ne przed­mio­ty na kart­kach pa­pie­ru mi­li­me­tro­we­go. O stop­niu zaan­ga­żo­wa­nia świad­czy­ły wy­su­nię­te ję­zy­ki i nie­ty­po­wa ci­sza, któ­rą prze­ry­wał je- dy­nie szmer prze­sy­py­wa­ne­go pia­sku i trium­fal­ne okrzy­ki od­kryw­ców. Pio­trek i To­mek sta­nę­li z boku, nie­pew­ni, czy mogą do­łą­czyć do gru­py.

— Chodź­cie, za­pra­sza­my. — Sym­pa­tycz­na blon­dyn­ka w oku­la­rach uśmiech­nę­ła się do nich. — Mam na imię Mał­go­sia, z wy­kształ­ce­nia je­stem ar­che­olo­giem. Na co dzień zaj­mu­ję się czymś in­nym, ale grze­ba­nie w zie­mi to cią­gle moja pa­sja. Za­raz wam po­ka­żę, co mo­że­cie dzi­siaj ro­bić. — Wska­za­ła ręką na ogród. — Przy­go­to­wa­li­śmy trzy sta­no­wi­ska: na jed­nym mo­że­cie na­uczyć się, jak wy­mie­rzyć wy­ko­pa­li­sko i wy­ty­czyć plan od­kry­wek. Na dru­gim — tam, gdzie jest naj­wię­cej dzie­ci — szu­ka­my… Prze­pra­szam na chwi­lę!

Mał­go­sia pod­bie­gła do grup­ki dzie­ci, któ­re znie­cier­pli­wio­ne za­czę­ły ko­pać co­raz szyb­ciej i głę­biej. To­mek i Piotr po­szli za nią.

— Tak nie moż­na. — Ko­bie­ta ze śmie­chem prze­rwa­ła dzie­ciom ko­pa­nie. — Ar­che­olog prze­glą­da zie­mię bar­dzo do­kład­nie, żeby nie prze­oczyć żad­ne­go szcze­gó­łu. Na­wet naj­mniej­sza drza­zga, mały ko­ra­lik — wszyst­ko może mieć zna­cze­nie. Mu­si­cie ko­pać po­wo­li i uważ­nie. W tej pra­cy cier­pli­wość i spo­strze­gaw­czość są bar­dzo waż­ne.

Od­wró­ci­ła się do chłop­ców.

— Tu­taj ma­cie ło­pat­ki, szpa­chel­ki i pędz­le. Każ­dą zna­le­zio­ną rzecz trze­ba do­kład­nie oczy­ścić z zie­mi, umyć, a po­tem opi­sać. Jak już coś znaj­dzie­cie, po­ka­żę wam, co trze­ba zro­bić. No to do dzie­ła!

To­mek wy­brał sta­no­wi­sko mier­ni­cze. Po­mia­ry wy­da­ły mu się bar­dziej od­po­wied­nie dla dwu­na­sto­lat­ka niż grze­ba­nie w zie­mi w to­wa­rzy­stwie pod­nie­co­nych ma­lu­chów. Pio­trek przy­kuc­nął i z za­pa­łem za­czął ko­pać, gra­bić i prze­sie­wać, uważ­nie wpa­tru­jąc się w piach. Na­gle pod­sko­czył z wra­że­nia i ści­ska­jąc coś w gar­ści, pod­biegł do mamy.

— Zo­bacz, zna­la­złem! To na pew­no coś sta­re­go! — W po­bru­dzo­nej zie­mią ręce trzy­mał ka­wa­łek gli­nia­nej sko­rup­ki. — Te­raz mu­szę to oczy­ścić.

Chło­piec pod­szedł do wia­der­ka z wodą, umył zna­le­zi­sko, wy­su­szył i po­ka­zał pani Mał­go­si.

— Świet­na ro­bo­ta, zna­la­złeś frag­ment na­czy­nia. Spójrz, tu­taj wi­dać, że garn­carz łą­czył ze sobą wa­łecz­ki gli­ny. Gli­nia­ne na­czy­nia zna­no od daw­na, były uży­wa­ne do prze­cho­wy­wa­nia pro­duk­tów, no­sze­nia wody, słu­ży­ły za mi­ski. Chcesz opi­sać swo­je zna­le­zi­sko czy szu­kasz da­lej?

— Opi­szę po­tem, te­raz będę szu­kać — od­po­wie­dział z prze­ję­ciem chło­piec. Uważ­nie prze­ko­py­wał zie­mię, zna­lazł jesz­cze kil­ka ka­wał­ków ce­ra­mi­ki, gli­nia­ny ko­ra­lik, małe dre­wien­ko i że­la­zny grot.

— To była broń wo­jow­ni­ka, praw­da? — wy­py­ty­wał pod­eks­cy­to­wa­ny. — Mogę za­brać grot do domu?

— Nie­ste­ty nie. — Pani Mał­go­sia się uśmiech­nę­ła. — Więk­szość rze­czy, któ­re wy­ko­pu­je­cie, to au­ten­ty­ki lub re­pli­ki[1] po­trzeb­ne nam do po­dob­nych za­jęć. Ta­kie gro­ty były uży­wa­ne przez wo­jów we wcze­snym śre­dnio­wie­czu[2]. To grot włócz­ni. Drzew­ca nie prze­trwa­ły, były z drew­na, a gro­ty wy­ko­ny­wa­no z trwal­szych ma­te­ria­łów, więc nie­któ­re do­trwa­ły do na­szych cza­sów. Mia­łeś szczę­ście, może ten grot na­le­żał do ja­kie­goś śre­dnio­wiecz­ne­go woja…

— A to mogę za­trzy­mać? — Pio­trek pod­su­nął pani Mał­go­si pod nos ka­wa­łek de­secz­ki, na któ­rej wid­nia­ły ta­jem­ni­cze wzor­ki. Drew­no wy­glą­da­ło na sta­re i spróch­nia­łe.

— To? — Ko­bie­ta zmarsz­czy­ła brwi. — Tak, to mo­żesz. Oba­wiam się, że to po pro­stu ka­wa­łek odła­ma­nej de­ski nad­gry­zio­ny przez kor­ni­ki… Przy­kro mi.

— Wca­le nie. — Chło­piec ści­snął drew­no. — To na pew­no coś waż­ne­go, wiem. Za­bio­rę to do domu, a te­raz idę ro­bić ry­sun­ki.

Piotr uważ­nie prze­ry­so­wy­wał swo­je zna­le­zi­ska, choć my­śla­mi cią­gle był przy dre­wien­ku. „Ono na pew­no jest ma­gicz­ne” — my­ślał. — Żad­ne kor­ni­ki nie po­tra­fią wy­gryźć ta­kich za­wi­ja­sów, tego był pe­wien. A do­ro­śli nie zna­ją się na ta­kich rze­czach.

Po za­koń­cze­niu warsz­ta­tów dzie­ci zwie­dzi­ły mu­zeum. Pani Mał­go­sia chcia­ła po­ka­zać im przed­mio­ty zna­le­zio­ne w trak­cie praw­dzi­wych wy­ko­pa­lisk. Pro­wa­dzi­ła ma­łych od­kryw­ców przez ko­lej­ne sale, opo­wia­da­ła o tka­czach, garn­ca­rzach i rol­ni­kach, wska­zy­wa­ła wy­eks­po­no­wa­ne w ga­blo­tach przed­mio­ty, roz­śmie­sza­ła słu­cha­czy aneg­do­tami z wy­ko­pa­lisk i opo­wie­ścia­mi o przy­go­dach ar­che­olo­gów.

— To są skar­by? — spy­ta­ła ja­kaś dziew­czyn­ka za­wie­dzio­nym gło­sem, oglą­da­jąc ma­kie­tę daw­ne­go pie­ca garn­car­skie­go. — Skar­by po­win­ny być zło­te i dro­go­cen­ne, błysz­czą­ce…

Część dzie­ci ener­gicz­nie po­ki­wa­ła gło­wa­mi.

— Albo przy­naj­mniej po­win­ny być zło­te mie­cze — do­dał ja­kiś chło­piec, od­ry­wa­jąc się na mo­ment od in­te­rak­tyw­nej ta­bli­cy, na któ­rej pró­bo­wał zna­leźć dro­gę do skarb­ca. — Są tu­taj ja­kieś inne gry? — za­py­tał.

Pani Mał­go­sia wes­tchnę­ła.

— Nie ma in­nych gier. A dla hi­sto­ry­ków i ar­che­olo­gów skar­bem są nie tyl­ko garn­ki peł­ne zło­tych mo­net i klej­no­tów. Ta­kie od­kry­cia nie zda­rza­ją się zbyt czę­sto. Cza­sa­mi cie­kaw­sze są miej­sca, dzię­ki któ­rym uda­je nam się jak­by prze­nieść w prze­szłość i tro­chę le­piej po­znać ży­cie lu­dzi. Zwy­kłych, a nie tych bar­dzo bo­ga­tych. Piec garn­car­ski za­cho­wa­ny w ca­ło­ści czy pra­daw­ny nie­okra­dzio­ny kur­han[3] to praw­dzi­we skar­by. Dla­te­go po­wta­rza­łam wam, że w pra­cy ar­che­olo­ga tak waż­ne są spo­strze­gaw­czość i sta­ran­ność.

Dzie­ci ro­ze­szły się po sali. Więk­szość z nich sku­pi­ła się przy ta­bli­cach in­te­rak­tyw­nych. Kil­ko­ro za po­mo­cą mie­cha[4] pró­bo­wa­ło roz­pa­lić wir­tu­al­ny ogień w pie­cu garn­car­skim. Pio­trek i To­mek sta­nę­li przy jed­nej z ga­blot. Znacz­nie bar­dziej od koła garn­car­skie­go czy pie­ca, o któ­rym z ta­kim za­pa­łem opo­wia­da­ła pani Mał­go­sia, in­te­re­so­wa­ła ich wy­sta­wa śre­dnio­wiecz­nej bro­ni. Gro­ty, mie­cze, frag­men­ty heł­mów, oku­cia… Mimo że po­wy­krę­ca­ne i przy­po­mi­na­ją­ce ster­tę zło­mu, roz­bu­dza­ły wy­obraź­nię. Te­raz pró­bo­wa­li od­gad­nąć, czym były kie­dyś te po­wy­gi­na­ne że­la­zne ka­wał­ki wi­docz­ne za szy­bą.

— Czy oni wszy­scy wal­czy­li taką dzi­wacz­ną bro­nią? — za­py­tał pa­nią Mał­go­się czar­no­wło­sy chło­piec.

— Nie. — Ko­bie­ta się ro­ze­śmia­ła. — Ta broń dużo prze­szła. Może ktoś ją zgu­bił, może stra­cił w bi­twie, może scho­wał swo­je łupy, a po­tem nie zdą­żył już ich za­brać. Broń prze­le­ża­ła w zie­mi lub w wo­dzie set­ki lat, dla­te­go tak wy­glą­da. Wo­jo­wie dba­li o nią: mie­cze były ostre i lśnią­ce, a to­po­ry wy­po­le­ro­wa­ne. Wy­glą­da­ły tak samo groź­nie jak te w ga­blo­cie na ścia­nie.

— Wie­my, kto uży­wał tej bro­ni? — za­py­tał To­mek.

— Na sto pro­cent na­le­ża­ła do ja­kie­goś woja — od­po­wie­dzia­ła pani Mał­go­sia. — Nie zna­my jego imie­nia. Pew­ne ce­chy wska­zu­ją na to, że część bro­ni po­cho­dzi z X wie­ku, więc może było to uzbro­je­nie wo­jow­ni­ków Miesz­ka I. — Mru­gnę­ła do chłop­ca. — W tym cza­sie Ma­zow­sze na­le­ża­ło już do jego pań­stwa. Miesz­ko roz­sze­rzał swój kraj tak­że na wschód, czy­li wła­śnie na Ma­zow­sze, gdzie je­ste­śmy.

— Faj­nie by było zo­ba­czyć bi­twę — szep­nął chło­piec w oku­la­rach. Pani Mał­go­sia się ro­ze­śmia­ła, ale szyb­ko spo­waż­nia­ła.

— Nie by­ło­by faj­nie, uwierz mi. Bi­twy były prze­ra­ża­ją­ce. My­ślę, że bar­dzo byś się prze­stra­szył i od razu chciał­byś stam­tąd uciec. No do­bra, dzie­cia­ki! — krzyk­nę­ła. — Ko­niec za­jęć. Ode­rwij­cie się już od tych ta­blic. Za­pra­szam was na le­mo­nia­dę i cia­sto. Za­słu­ży­li­ście na od­po­czy­nek.

[1] Re­pli­ka — wier­na ko­pia dzie­ła sztu­ki lub za­byt­ko­we­go przed­mio­tu.

[2] Śre­dnio­wie­cze — epo­ka w dzie­jach Eu­ro­py, któ­ra trwa­ła od V do XV wie­ku.

[3] Kur­han — stoż­ko­wy na­syp kry­ją­cy gro­by.

[4] Miech — przy­rząd do tło­cze­nia po­wie­trza, uży­wa­ny w róż­ne­go ro­dza­ju pie­cach i in­stru­men­tach mu­zycz­nych, np. or­ga­nach.

Roz­dział 2

Postrzyżyny

Roz­dział 3

Chrzest

Roz­dział 4

Bitwa

Roz­dział 5

Gazetka