Miesięcznik Znak nr 739: Przepis na głód -  - ebook

Miesięcznik Znak nr 739: Przepis na głód ebook

4,0
9,99 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Ziemię zamieszkuje ponad 7 mld ludzi, a ilość obecnie produkowanego rocznie jedzenia pozwoliłaby wykarmić 12 mld osób. Mimo to na świecie żyje ponad 800 mln cierpiących z powodu braku pożywienia, a statystycznie co pięć sekund ktoś umiera z głodu.

Doświadczenie głodu, które najsilniej jednak uwidoczniło się w czasie wielkich wojen w XX w., gdy pochłonęło niezliczoną liczbę ofiar. Głód nierozerwalnie wiąże się z władzą – jest efektem politycznego uwikłania, a także najsilniejszym aktem politycznego oporu.

 

Co to znaczy, że na świecie panuje głód? Jakie są jego konsekwencje? Jakie są związki władzy, siły i głodu? Co symbolizuje głód? Jak pamiętać o klęskach głodowych, o ludobójstwie spowodowanym zagłodzeniem części społeczeństwa? Dlaczego strajki głodowe są najsilniejszym aktem oporu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 266

Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dominika Kozłowska

Nie chodzi o współczucie

SKUTECZNOŚĆ WŁADZY OD ZAWSZE PŁYNĘŁA Z JAKOŚCI narzędzi pozwalających ochronić przestrzeń życiową danej społeczności. Należy przez to rozumieć nie tylko zabezpieczenie zasobów umożliwiających przeżycie, ale i utrzymywanie siły symbolicznej, dającej poczucie wpływu na anomalie przyrodnicze, w wyniku których wspólnota mogła być skazana na wymarcie. Do czasów zielonej rewolucji z XIX i XX w., epoki maszyn w rolnictwie, hybrydyzacji zbóż, dystrybucji nawozów sztucznych i pestycydów oraz coraz powszechniejszego nawadniania każdy dynamiczny wzrost populacji wiązał się z ekspansją terytorialną – koniecznością zagarnięcia nowej, żyznej przestrzeni życiowej, pozwalającej wykarmić społeczność.

Dostęp do pożywienia wyznacza społeczną hierarchię i generuje nierówności. Nie wszyscy członkowie wspólnoty politycznej mają jednakowy udział w zasobach. Jeszcze gorszą pozycję zajmują ci, którzy znajdują się poza wspólnotą polityczną. Polityka głodu nie była jedynie domeną systemów totalitarnych, ale i codzienną praktyką ustroju feudalnego czy – by odwołać się do polskich doświadczeń – obowiązku pańszczyzny. Pamięć głodu jest w Polsce silna nie tylko za sprawą stalinowskiego terroru i hitlerowskiej okupacji. Przede wszystkim jest pamięcią chłopskich korzeni, gdzie codzienna walka z głodem wyznaczała sens egzystencji i faktycznie uniemożliwiała zmianę pozycji w hierarchii.

Choć głód od początku miał wymiar polityczny, faktyczne stany niedostatku pożywienia miały różne, również naturalne, przyczyny. Obecnie głód – a raczej nieumiejętność rozwiązania problemu głodu na świecie – stał się problemem wyłącznie politycznym. I skandalem etycznym.

Nie wiemy, czym jest głód, choć opisy choroby głodowej i fotografie osób w jej śmiertelnym stadium mają pomóc zrozumieć. Wiedza i wyobraźnia pozostawiają nas jednak poza granicą tego doświadczenia. Lekarze prowadzący badania w getcie warszawskim, opublikowane po wojnie, obserwowali, że kiedy normalna masa ciała zmniejsza się o ok. jedną trzecią, dochodzi do zaniku najważniejszych wewnętrznych narządów. Swoją typową wagę do końca zachowuje jedynie mózg. Jednak mimo to śmiertelne stadium wiąże się z zanikiem mowy. Człowiek traci resztki więzi łączących go z otaczającym światem. Ludzie pogrążeni w chorobie głodowej, inaczej niż dyskryminowane kobiety, pracownicy, których prawa są łamane, czy nawet – niegdyś – niewolnicy, nie mogą mówić w swoim imieniu. Dlatego przemawiają jedynie ze zdjęć, stron kolejnych raportów organizacji humanitarnych i działających na rzecz praw człowieka.

Dwa lata temu w grudniu opublikowaliśmy numer „XI: Nie marnuj”. Tym razem piszemy o głodzie. Nie po to, by budzić wyrzuty sumienia, odbierać radość czasu obfitości. Wręcz przeciwnie – mamy świadomość, że problemu głodu nie rozwiążą głodzeni, ale ludzie nasyceni. Ostatecznie nie chodzi nam o zatrzymanie się na granicy współczucia, lecz o skuteczne działania. Bo eliminacja głodu na świecie jest dziś możliwa!

ilustracja: Tomasz Domański

Oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: »Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów«.

Mt 1, 20–21

Głód w Rogu Afryki z 2011 r. to jedna z największych klęsk humanitarnych ostatnich lat. Spowodowany długotrwałą suszą doprowadził do śmierci ok. 260 tys. ludzi. Na zdjęciu: kobiety, które uciekły z rejonu południowej Somalii, stoją w kolejce po racje żywnościowe, Mogadiszu, 16 lipca 2011 r.fot. Abdurashid Abdulle/AFP/ East News

Temat Miesiąca

W strukturach głodu

Ziemię zamieszkuje ponad 7 mld ludzi, a ilość obecnie produkowanego rocznie jedzenia pozwoliłaby wykarmić 12 mld osób. Mimo to na świecie żyje ponad 800 mln cierpiących z powodu braku pożywienia, a statystycznie co pięć sekund ktoś umiera z głodu. Doświadczenie głodu, które najsilniej jednak uwidoczniło się w czasie wielkich wojen w XX w., gdy pochłonęło niezliczoną liczbę ofiar. Głód nierozerwalnie wiąże się z władzą – jest efektem politycznego uwikłania, a także najsilniejszym aktem politycznego oporu. Co to znaczy, że na świecie panuje głód? Jakie są jego konsekwencje? Jakie są związki władzy, siły i głodu? Co symbolizuje głód? Jak pamiętać o klęskach głodowych, o ludobójstwie spowodowanym zagłodzeniem części społeczeństwa? Dlaczego strajki głodowe są najsilniejszym aktem oporu?

Odpowiadają:

David Rieff, Karolina Brzuzan, Oksana Zabużko, Jakub Muchowski

Cena optymizmu

DAVID RIEFF

Sześć stuleci przed rozpoczęciem naszej ery prorok Ezechiel głosił, że głód jest hańbą narodów. Przez głód rozumiał przede wszystkim klęskę głodu – głód, który zabija. A przez większość z 2600 lat od czasów Ezechiela praktycznie w każdej części świata jego słowa nadal brzmiały równie prawdziwie jak wtedy, gdy je pisał. Klęski głodu to powtarzające się zjawisko w historii ludzkości, pojawiające się równie regularnie i niezawodnie jak nadejście każdej z czterech pór roku oraz równie nieubłagane jak cykl życiowy

HISTORYCZNIE RZECZ BIORĄC, KLĘSKI GŁODU NIE UZNAWAŁY ŻADNYCH GRANIC geograficznych, nawet jeśli w różnych okresach różne kraje i regiony świata były z nimi kojarzone najczęściej. Dziś myślimy np. o Afryce jako o centrum klęsk głodu na świecie, choć w rzeczywistości przez ponad połowę ubiegłego wieku ich faktycznym siedliskiem była Azja. Z tego powodu Josué de Castro, wielki brazylijski dyplomata i uczony, który był szarą eminencją stojącą za utworzeniem Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) w 1943 r. i którego wytyczająca nowe szlaki książka Geografia głodu, choć teraz nieco przestarzała, zainspirowała kilka pokoleń agronomów, mógł rzeczowo twierdzić – pisząc w 1946 r. – że „Azja, bardziej niż którykolwiek inny kontynent, jest krainą człowieka i krainą głodu. Nigdzie indziej człowiek nie wyrył w ziemi śladów swojej obecności tak głęboko i nigdzie indziej głód nie odcisnął tak wyraźnego piętna na strukturze ludzkiej społeczności”1.

W Indiach i Chinach poszczególne klęski głodu oraz niepowodzenia i sukcesy państwa w łagodzeniu ich skutków wywarły ogromny wpływ w perspektywie politycznej i społecznej. Zważywszy na regularność klęsk głodu – jedynie wojna była bardziej niezawodnym zjawiskiem w historii ludzkości, raczej normą niż wyjątkiem – jest to najzupełniej logiczne. W Indiach np., choć dowody istnienia klęsk głodu w okresie przedklasycznym i klasycznym często pochodzą z mitów, uważa się, że w ciągu tych 2500 lat miało miejsce ok. 90 poważnych klęsk głodu. W Chinach równie trudno jest z absolutną pewnością określić dokładną liczbę okresów głodu, ale nie jest prawdopodobne, aby była ona znacznie mniejsza niż w Indiach. W swoim wyczerpującym studium tematu Fighting Famine in North China (Walka z głodem w północnych Chinach) historyczka Lillian Li cytuje z aprobatą książkę zatytułowaną China: Land of Famine (Chiny. Kraina głodu), która została opublikowana w 1926 r. przez amerykańskiego podróżnika Waltera H. Mallory’ego, ponieważ, jak to ujęła, „w żadnej innej cywilizacji nie występuje taka nieprzerwana tradycja myślenia o głodzie”2.

*

CZĘSTOŚĆ WYSTĘPOWANIA KLĘSK GŁODU W AMERYKACH, EUROPIE I NA BLISKIM Wschodzie była zasadniczo podobna. Nie ma też wiele wątpliwości odnośnie do tego, co spowodowało zdecydowaną większość z nich. Wielki irlandzki historyk gospodarczy i specjalista od kwestii głodu Cormac Ó Gráda pisał, że jeszcze stosunkowo niedawno, najwcześniej pod koniec XVII w., klęski głodu były głównie związane albo z „nadzwyczajnymi zjawiskami przyrodniczymi”, albo ze „wstrząsami ekologicznymi”. Z pewnością przez większość dziejów ludzkości istniało wystarczające uzasadnienie myślenia, że społeczeństwo może z powodzeniem zorganizować się, aby złagodzić skutki danej klęski głodu. Znanych jest także kilka historycznych przykładów długookresowych działań przeprowadzanych w tym celu przez administracje państwowe, zwłaszcza przez trzech cesarzy z dynastii Qing między 1662 a 1796 r. Ó Gráda słusznie wymieniał wiele więcej przykładów sytuacji, w których biedni ludzie postrzegali klęskę głodu jako zdarzenie, którego konsekwencje bogaci i wpływowi mogli złagodzić dzięki posiadanym środkom, gdyby tylko zdecydowali się to zrobić3. Ale choć łagodzenie skutków głodu uważano za obowiązek, od którego mogła zależeć zasadność władzy państwowej, do XX w. nikt poważnie nie myślał, że klęski głodu mogłyby stać się kiedykolwiek przeszłością. Można było fantazjować o takiej utopii – było wręcz niemożliwe, jak w przypadku nieśmiertelności, by jej nie pragnąć – ale rozumiano, że jest ona poza zasięgiem człowieka. I słusznie, gdyż względy praktyczne przesądzały o tym, że poza rozpaczą, łagodzoną nadzieją, nie było żadnej podstawy, by wierzyć, iż kiedykolwiek nastąpi kres głodu jako wiecznie powracającego wydarzenia w życiu istot ludzkich po tej stronie końca świata.

Tymczasem w II poł. XX w. właśnie to, co do tej pory było nieosiągalną utopią, coraz bardziej wydawało się w pełni możliwym do osiągnięcia, nadzwyczaj praktycznym celem. Na całym świecie klęski głodu zaczęły być mniej śmiercionośne i zdarzały się rzadziej. Pięćdziesiąt lat to większość życia człowieka, ale w ujęciu historycznym to znikomy okres, a patrząc z perspektywy czasu, tempo tej przemiany było oszałamiające. To Lenin – że też akurat on – powiedział: „Są dekady, kiedy nie dzieje się nic; i są tygodnie, kiedy decydują się losy dekad”. W przypadku globalnego głodu i żywienia można śmiało powiedzieć, że były nie tylko wieki, lecz tysiąclecia, kiedy niewiele się zmieniało, oraz lata i dziesięciolecia, kiedy możliwości pozytywnych zmian wydawały się nieograniczone. I poł. XX w. była epoką, w której zmieniło się niewiele lub nie zmieniło się nic. Klęski głodu przychodziły i odchodziły jak wcześniej, siejąc spustoszenie jak zawsze. Zachodziły pewne zmiany – przynajmniej sporadycznie, kiedy inne zmartwienia administracji państwowych nie górowały nad kwestiami humanitarnymi – w zdolności działań rządów na rzecz łagodzenia skutków głodu. Warto zwrócić uwagę na tzw. kodeksy głodowe (famine codes) opracowane przez brytyjską administrację kolonialną w latach 80. XIX w., które nie bez powodu nazwano pierwszą nowoczesną reakcją na głód. Ale poza tym fatalistyczne podejście dotyczące wiecznotrwałości głodu pozostawało normą.

*

POCZĄTEK XX W., OKRES KIEDY POWSTAŁO bardzo wiele organizacji międzynarodowych (z których najważniejsza była Unia Międzyparlamentarna, poprzedniczka Ligi Narodów), przyniósł utworzenie pierwszej izby rozrachunkowej w celu gromadzenia globalnych statystyk rolnych. Był nią Międzynarodowy Instytut Rolnictwa (International Institute of Agriculture – IIA), powstały z inicjatywy Davida Lubina, polsko-żydowskiego imigranta do Stanów Zjednoczonych, który osiedlił się w Sacramento w Kalifornii i założył firmę sprzedającą ubrania, a później ostatecznie kupił farmę owocową. W żelaznej determinacji Lubina, aby stworzyć instytucję o kompetencjach, które w przeważającej mierze były bezprecedensowe, było coś z pasji Henriego Dunanta, założyciela Czerwonego Krzyża. Lubin i jego syn Simon wrócili do Europy w 1896 r. i prowadzili intensywną kampanię na rzecz tego projektu. W 1904 r. udało im się pozyskać uwagę króla Włoch Wiktora Emanuela III. Król udzielił wsparcia projektowi, przekazując budynek w Rzymie, aby służył jako siedziba4 instytucji, oraz gwarantując finansowanie po jej utworzeniu w roku 1908. Zespół IIA był prawdziwie międzynarodowy: w 1919 r. w jego skład wchodzili przedstawiciele 53 krajów. Jednakże kiedy powstała Liga Narodów, w bezpośrednim następstwie I wojny światowej, nie były z nią związane ani sam IIA, ani żadna inna instytucja zajmująca się rolnictwem w sensie ogólnym, choć pod auspicjami Ligi przeprowadzono wiele badań na temat żywienia.

Kontrast między tą obojętnością Ligi a zaangażowaniem ONZ podczas II wojny światowej, kiedy następca Ligi był jeszcze w zalążkowej formie, nie mógłby być wyraźniejszy. Prawie rok przed tym, nim Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny, w orędziu o stanie państwa ze stycznia 1941 r., która to mowa miała przejść do historii pod nazwą „Cztery wolności”, prezydent Franklin Delano Roosevelt zaproponował wolność od niedostatku, jak najbardziej uwzględniającą głód, jako będącą – wraz z wolnością słowa, wyznania i wolnością od strachu (tzn. od tyranii) – jedną z fundamentalnych swobód, z których powinni móc korzystać ludzie na całym świecie. Pięć miesięcy później Roosevelt zwołał pierwszą Krajową Konferencję nt. Żywienia w Perspektywie Obronności. Główną motywacją tej decyzji było w rzeczywistości to, że Stany Zjednoczone miały wkrótce przystąpić do wojny i amerykańscy planiści wojskowi byli zszokowani wysokim poziomem niedożywienia, który, jak odkryli, był powszechny wśród potencjalnych rekrutów. Istniały jednak także bardziej idealistyczne motywacje, zmaterializowane w jednej z końcowych uchwał konferencji. Określono w niej, że jednym z celów ustrojów demokratycznych powinno być pokonanie głodu, który delegaci przezornie rozumieli jako „nie tylko oczywisty głód znany człowiekowi od zawsze, lecz także ukryty głód ujawniony przez współczesną wiedzę o żywieniu”.

Od samego początku kładziono nacisk również na rolnictwo, podczas gdy powstający system ONZ nabierał kształtu. Istotnie, pierwszą oficjalną konferencję ONZ, która odbyła się na jakikolwiek temat, zorganizowano w ramach spotkania w sprawie żywności i rolnictwa, które prezydent Roosevelet zwołał w Hot Springs w stanie Wirginia pod koniec maja 1943 r., pełne dwa lata przed faktycznym powstaniem ONZ. Konferencja w Hot Springs przyciągnęła delegatów z 45 krajów, w tym ze Związku Radzieckiego, a jej ranga w perspektywie myślenia o tym, jak przekształcić powojenny świat, była w tamtym czasie właściwie pojmowana. W relacji ze spotkania magazyn „Life” określił to, co szybko stawało się zgodnie przyjmowanym stanowiskiem odnośnie do kluczowej roli kwestii związanych z żywnością. W opublikowanym materiale stwierdzono – jak gdyby było to po prostu uznanie oczywistego faktu – nie tylko, że żywność stała się „najpotężniejszą bronią polityczną Narodów Zjednoczonych zarówno w dążeniu do wygrania wojny, jak i w zachowywaniu pokoju”, lecz dodano ponadto, że konferencja ta – na dwa lata przed kapitulacją Niemiec – „była pierwszym wielkim sprawdzianem tego, czy Narody Zjednoczone mogą działać równie efektywnie na rzecz pokoju przy stole negocjacyjnym jak na polu walki”5. Krajowa Konferencja nt. Żywienia w Perspektywie Obronności doprowadziła do powstania struktur biurokratycznych, przede wszystkim Urzędu ds. Żywności i Leków (FDA), oraz – co być może ważniejsze – zapoczątkowała przyjmowanie perspektywy obliczeniowej, nastawienie na kalorie i suplementy, co stało się od tego czasu podstawą konwencjonalnego rozumienia żywienia, ale to konferencja w Hot Springs bezpośrednio poprzedzała Organizację Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa, która znajduje się w samym centrum globalnego systemu żywnościowego od swojego powstania.

Ważne jest, aby nie wyolbrzymić dalekowzroczności uczestników konferencji w Hot Springs. W czasie kiedy się ona odbywała, klęska głodu w Bengalu Zachodnim stawała się coraz bardziej katastrofalna, choć poziom szczytowy miała osiągnąć dopiero na początku listopada tamtego roku. Nie było też żadnych analiz głodu jako zdarzenia fundamentalnie społeczno-gospodarczego i politycznego, a nie głównie jako rezultatu zmian pogodowych. Jednak mimo że przez większość historii ludzkości warunki klimatyczne i wynikający z nich nieurodzaj były istotnymi czynnikami powodującymi klęski głodu, od czasów Wielkiego Głodu w Irlandii w 1847 r. rola polityki stała się kluczowa. Uważa się, że w ciągu ostatniego 25-lecia XIX w. gdzieś pomiędzy 32 a 61 mln ludzi zmarło w wyniku klęsk głodu w Chinach, Indiach i Brazylii. Amerykański pisarz Mike Davis napisał wysoko cenioną książkę o tych „imperialistycznych klęskach głodu”, które nazwał po prostu poźnowiktoriańskimi Holokaustami. Według Davisa kombinacja susz związanych z typem pogody znanym jako El Niño-Południowa Oscylacja w Azji i krajach tropikalnych oraz nowego porządku ekonomicznego nakładanego na świat kolonialny doprowadziła do katastrof humanitarnych, które były równie poważne jak tzw. czarna śmierć, epidemia dżumy, która przetoczyła się przez Europę w połowie XIV w. Davis jest ponadto przekonany, że tej katastrofy można było uniknąć, gdyby kolonizatorzy nie zniszczyli zdolności społeczeństw chłopskich do radzenia sobie w codziennym życiu. Należy w tym miejscu zachować wielką ostrożność. Jak ostrzegał wybitny indyjski ekonomista i filozof polityczny Amartya Sen, którego prace dotyczące głodu dosłownie odmieniły sposób rozumienia tej kwestii i który bardzo chwalił Davisa, były inne straszne klęski głodu oprócz tych, za które można obwiniać europejskie mocarstwa kolonialne. Poza debatą jest jednak to, że od początku XX w. klęski głodu były przede wszystkim rezultatem polityki, nieważne, czy rzeczona polityka to imperializm czy socjalizm, wojna czy rewolucja.

Czy tam gdzie głód stanowi problem, stał się on również dręczącym grzechem świata?

*

BENGAL ZACHODNI W 1943 R. BYŁ OSTATNIM PRZYKŁADEM IMPERIALNEJ KLĘSKI GŁODU – „spowodowanej przez człowieka”, jak ujął to Sen – w Indiach. Bezdyskusyjne jest teraz, że stanowił rezultat wojennych warunków społecznych i zmian gospodarczych. Warto zauważyć, że w Indiach nie było klęski głodu od uzyskania przez kraj niepodległości w 1947 r.6 Ale w tamtym czasie, cytując Sena, za „detonator” katastrofy posłużył „wzrost zagregowanego popytu [, który] był bardzo wysoki w wojennej gospodarce Bengalu, prowadząc do gwałtownego wzrostu cen ryżu oraz śmierci głodowej tych, których pozostawiono w tyle po boomie gospodarczym”7. Nie chodziło o to, że spadek dostaw żywności był aż tak znaczny w ujęciu bezwzględnym, nawet jeśli pojawiły się niedobory, nie tylko ze względu na wzrost cen i popytu, lecz także z powodu determinacji urzędników brytyjskich, by kontynuować wysyłanie z Indii artykułów spożywczych w ramach wsparcia wysiłków wojennych Wielkiej Brytanii. Władze imperialne poprawnie rozumiały, że w Bengalu Zachodnim wciąż znajdowała się wystarczająca ilość żywności, co istotnie przyczyniło się do znacznego pogorszenia już i tak strasznej sytuacji. Sen scharakteryzował to jako „imperialny zamęt [, który powiązał] przyczyny klęsk głodu wyłącznie z warunkami podaży (a w szczególności ze spadkiem dostępności żywności), ignorując wpływ popytu i rozkładu siły nabywczej, co doprowadziło do śmierci milionów ludzi”8.

Zdaniem Cormaca Ó Grády kwestia dostępności żywności była kluczowa, podobnie jak jej przyczyna: fakt, że w czasie wojny Wielka Brytania miała inne priorytety. Klęski głodu w Europie w tym samym okresie II wojny były spowodowane przez człowieka. Greckie podręczniki historii opisują „Wielki Głód” lat 1941–1942, podczas którego zginęło 300 tys. ludzi z całkowitej populacji liczącej w tamtym czasie niewiele mniej niż 7,5 mln. Ta klęska głodu była głównie rezultatem masowych grabieży dokonanych przez niemieckich okupantów, ale spowodowała ją także brytyjska blokada morska Aten. Sytuacja była tak poważna, że nawet w drakońskim klimacie moralnym wojny totalnej tak wstrząsnęła brytyjską opinią publiczną, iż uczestnicy kampanii pod wodzą grupy profesorów Oksfordu, którzy zareagowali na zaistniałe okoliczności założeniem Oxford Famine Relief (organizacji, która stała się globalnym NGO – teraz znanym jako Oxfam – zajmującym się niesieniem pomocy i wspieraniem rozwoju), byli w stanie przekonać Churchilla do ustąpienia i wydania rozkazu częściowego zniesienia blokady. Ostatnią europejską klęską głodu w czasie II wojny światowej była „zima głodu” w latach 1944– 1945, która zdarzyła się na obszarach Holandii, nadal pozostających pod okupacją nazistów, i stanowi rezultat wyjątkowo srogiej zimy oraz niemieckich środków represyjnych wobec ludności cywilnej (niektórzy badacze twierdzą, że nadmierna śmiertelność była nawet większa w rejonach Holandii, w których nie panował głód, ponieważ stanowiły one strefę działań bojowych). Jedną nieuniknioną lekcją, jaką można z tego wyciągnąć, jest to, że choć trafiały się klęski głodu w czasie pokoju, niewiele było wielkich wojen bez głodu. Szacuje się, że gdzieś pomiędzy 50 a 72 mln ludzi zmarło w czasie II wojny światowej. Jednakże mniej więcej 20 mln zmarłych osób, których faktycznym powodem śmierci był głód (ponad połowa z nich dotyczy ZSRR), dorównuje, jak wynika z szacunków, ok. 20 mln ofiar toczonych walk.

W stopniu, w jakim można zasadnie uznawać koniec XIX w. za epokę imperialistycznych przyczyn klęsk głodu, równie właściwe jest postrzeganie większości wieku XX jako epoki klęsk głodu będących rezultatem socjalizmu. Zdecydowanie najgorszym z nich oraz, w bezwzględnych wartościach liczbowych (choć nieproporcjonalnie – ten straszliwy zaszczyt przypada irlandzkiemu głodowi z 1847 r.), prawdopodobnie pociągającym za sobą największą liczbę ofiar pojedynczym zdarzeniem w historii ludzkości była chińska klęska głodu w latach 1958–1962. Choć natura odegrała tam ważną rolę, jak dzieje się prawie zawsze, nawet w klęskach głodu „spowodowanych przez człowieka”, przyczyną tej tragedii były głównie katastrofalne decyzje polityczne Mao Zedonga w zakresie rolnictwa i żywności, które zniosły prywatne uprawy i skolektywizowały chińskie rolnictwo, oraz jego równie fatalna strategia rozwoju kraju, której nacisk na industrializację doprowadził do tego, że miliony rolników wysłano do miast.

Spowodowana przez politykę Mao klęska głodu nie była szczególnie wyjątkowa. Wręcz przeciwnie – poprzedzały ją te, które zdarzyły się w ZSRR: pierwsza pod rządami Lenina w 1921 r., obejmująca swoim zasięgiem większą część obszaru zachodniego ZSRR, a druga w czasach Stalina, na Ukrainie w 1932 i 1933 r. – przez Ukraińców określana jako Hołodomor. Ostatnia z radzieckich klęsk głodu nastąpiła w 1946 r. i trwała do roku 1948; doszło do niej w Mołdawii, choć dała o sobie znać także na Ukrainie i Białorusi. Wydaje się, że doprowadziła do niej dotkliwa susza w regionach uprawy zbóż, której skutki stały się znacznie poważniejsze w wyniku spustoszeń dokonanych przez wojnę.

Chiny, kwiecień 1958 r., ceremonia powitania traktorów zakupionych przez rolniczą spółdzielnię w ramach kampanii wielki skok – ten źle skonstruowany program modernizacyjny doprowadził do klęski głodu i gospodarczej ruinyfot. Universal History Archive/UIG/Getty

*

JEDNAKŻE OD LAT 60. XX W. LICZBA KLĘSK GŁODU STOPNIOWO MALAŁA, PRAWIE znikając z centrum Azji (z wyjątkiem Korei Północnej, choć nawet tam wcale nie jest jasne, jak wiarygodne są w rzeczywistości doniesienia mediów o bardzo wysokiej śmiertelności), a następnie z każdego kontynentu oprócz Afryki, która dziś jest ostatnią redutą głodu. Ponadto nawet w Afryce Subsaharyjskiej, mimo powtarzających się tragedii na obszarze Rogu Afryki, przede wszystkim w Somalii i Etiopii, a także w krajach Sahelu – Mali, Czadzie, Republice Środkowoafrykańskiej oraz, w największym stopniu, w Nigrze – głód również bardzo znacząco się zmniejszył. Nareszcie te dobre wieści zaczęły docierać do opinii publicznej. Z pewnością mamy za sobą długą drogę od 2000 r., kiedy „The Economist” opublikował okładkę z hasłem „Kontynent bez nadziei” umieszczonym nad zdjęciem młodego bojownika trzymającego granatnik przeciwpancerny, wstawionym w mapę Afryki. Co ciekawe, w grudniu 2011 r. tygodnik wydrukował przeprosiny w numerze zatytułowanym „Afryka rośnie w siłę”. Mimo to wbrew całemu optymizmowi dotyczącemu Afryki, który regularnie można teraz usłyszeć w wypowiedziach zachodnich polityków, takich jak Hillary Clinton (kładącej na to szczególny nacisk w czasie swojej kadencji jako sekretarz stanu w administracji Baracka Obamy), i który spotyka się w prasie biznesowej, ukazującej kontynent jako kolejny rynek wschodzący (pogląd ten jest podzielany, choć w znacznie bardziej zniuansowany sposób, w niektórych krajach rozwijających się), fakt, że wciąż regularnie występują tam klęski głodu, wywarł nietypowo silny wpływ na kształtowanie się opinii ogółu społeczeństwa w krajach tzw. globalnej Północy – pesymizmu, który jest szczególnie dziwny, biorąc pod uwagę to, że (co wykazało wiele ankiet przeprowadzonych przez ośrodek Pew Research Center) Afrykanie są zwykle bardziej optymistyczni co do swojej przyszłości niż mieszkańcy każdego innego kontynentu.

Nie trzeba trzymać się niezłomnie jakiejkolwiek formy chrześcijańskiej lub świeckiej narracji postępu, aby odnaleźć w zwycięstwie nad głodem w tak wielu regionach Ziemi niezaprzeczalny przykład realnego postępu. W niektórych częściach globu, zwłaszcza w Azji, było to równie radykalnie transformacyjne jak zniesienie niewolnictwa w większości (choć nie wszędzie) miejsc na świecie i emancypacja kobiet, przynajmniej w Europie, znacznej części Azji Północno-Wschodniej, Ameryki Łacińskiej oraz wśród klas wyższych na subkontynencie indyjskim. Cormac Ó Gráda wskazuje na kwestię zasadniczą, kiedy pisze, że „dla historyków gospodarczych dzisiejszy świat jest niezwykły ze względu na fakt, że prawie nie ma w nim katastrofalnego głodu” i że te klęski głodu, które się wydarzyły, „były niewielkie i krótkotrwałe w porównaniu z tymi odnotowanymi w przeszłości”9.

W stopniu, w jakim można zasadnie uznawać koniec XIX w. za epokę imperialistycznych przyczyn klęsk głodu, równie właściwe jest postrzeganie większości wieku XX jako epoki klęsk głodu będących rezultatem socjalizmu

To, co w połowie XX w. było nie do pomyślenia, na początku XXI w. jest coraz częściej brane za pewnik i słusznie postępują ci, którzy świętują koniec głodu. Ale czy konsekwencje tego stanu rzeczy są równie bezsporne? Albo, ujmując to inaczej, czy postęp w kierunku położenia kresu globalnemu głodowi również jest nie do zatrzymania? Eleanor Roosevelt uznała kiedyś myślenie życzeniowe za jeden z „dręczących grzechów” Ameryki. Czy tam gdzie głód stanowi problem, również stał się on dręczącym grzechem świata? W naszej wierności temu typowo amerykańskiemu wariantowi milenaryzmu, w którym zakłada się, że możemy zmieniać świat tak, jak chcemy, stajemy twarzą w twarz z przynajmniej jednym znaczeniem, w którym wydaje się, że światopogląd zglobalizowanej kapitalistycznej nowoczesności stał się w większym, a nie w mniejszym stopniu konstruktem wyraźnie amerykańskim, mimo że pod wieloma względami początek XXI w. był dla Stanów Zjednoczonych epoką co najmniej względnego pogorszenia się sytuacji ekonomicznej. Świadomie lub nie, retoryka świata rozwijającego się szczególnie podsumowuje, jak się wydaje, prototypowo amerykański pogląd, że – cytując Henry’ego Forda – „historia to w mniejszym czy większym stopniu bzdury”, przynajmniej w zakresie postępu, którego w niedalekiej przyszłości można się rozsądnie spodziewać. Można odnieść wrażenie, że w bieżącym konsensusie dotyczącym rozwoju nie ma miejsca na ideę, którą w swojej książce Seeing Like a State: How Certain Schemes to Improve the Human Condition Have Failed (Z perspektywy państwa. Jak niektóre programy poprawy kondycji ludzkiej zawiodły) antropolog James C. Scott nazwał „radykalną kontyngencją” przyszłości.

*

W XIX W. NIETZSCHE MÓGŁ NAZWAĆ JEDNĄ ze swoich najważniejszych książek Narodzinami tragedii. Dzisiaj często wydaje się, że gdyby XXI-wieczny Nietzsche chciał znaleźć jakąkolwiek publiczność dla swoich poglądów, musiałby postawić sobie zupełnie inne zadanie i napisać raczej książkę zatytułowaną Śmierć tragedii. Na dobre czy na złe właśnie tak daleko zaszliśmy w czasie, kiedy dominuje pogląd łączący „rewolucję moralnej troski” Michaela Ignatieffa – która, jak twierdził, rozpoczęła się wraz z utworzeniem systemu ONZ pod koniec II wojny światowej i rozwinęła się w pełni wraz z sukcesami ruchu praw człowieka – z wiarą Billa Gatesa w innowacje techniczne i odkrycia naukowe jako niemal gwarantujące, że świat nadal będzie się rozwijał, przechodząc od biedy do dobrobytu.

Prace Ignatieffa w znacznej mierze koncentrują się na rewolucji w zakresie praw człowieka, aż po – i uwzględniając obie te kwestie – dylematy akcji humanitarnych w sytuacjach kryzysowych oraz interwencje wojskowe podejmowane z uwagi na prawa człowieka. Niewiele miejsca poświęcił on wszakże rozwojowi. Gdyby to jednak zrobił, rezultat byłby interesujący, ponieważ radykalizm współczesnego myślenia o biedzie i głodzie jest coraz bardziej skrajny. Co więcej, w tym kontekście powszechna opinia mogłaby głosić, że Ignatieff był w swoich twierdzeniach nazbyt ostrożny. Jego przestroga – z wygłoszonych w 2000 r. Wykładów Tannerowskich – o tym, że prawa człowieka są w najlepszym razie formą polityki, lecz zawsze pozostają obciążone ryzykiem, że staną się formą bałwochwalstwa – „humanizmem, który wielbi sam siebie”, jak to ujął – z pewnością nie spodobałaby się wielu grupom aktywistów o takich nazwach, jak The World We Want Foundation (Fundacja „Świat, jakiego chcemy”), End Poverty 2015 Millennium Campaign (Kampania Milenijna Koniec Biedy 2015) i Make Poverty History (Niech bieda stanie się przeszłością), które wywarły ogromny wpływ na oczekiwania dotyczące tego, co w I poł. XXI w. ma przynieść rozwój ekonomiczny. Dla nich wszelkie wątpliwości co do ostatecznego rezultatu tego procesu, choć oczywiście przyznają oni, że po drodze pojawią się wielkie wyzwania, są albo szalone, albo złe, albo jedno i drugie.

Do pewnego stopnia powiązanie praw człowieka i rozwoju gospodarczego zaczęło się jawić jako świecka religia, ale nie przypomina żadnej z religii, które ją poprzedziły, co wykaże pobieżny przegląd myślenia o ubóstwie i głodzie właściwego dominującym tradycjom wyznaniowym. Przykładowo: w większości interpretacji hinduizmu należących do głównego nurtu tej religii sztywność systemu kastowego oraz moralne osądy o tym, dlaczego ludzie znajdują się w takich, a nie innych warunkach materialnych, zawsze służyły za potwierdzenie „wiecznotrwałości” biedy. Pochodna hinduizmu, buddyzm, również przyjmuje ubóstwo jako jeden z pewników kondycji ludzkiej. A Jezus, nawiązując do tego, co w Księdze Powtórzonego Prawa głosi Mojżesz – „Ubogiego bowiem nie zabraknie w tym kraju”10 (Pwt 15, 11) – i rozwijając tę myśl, w Ewangelii wg św. Mateusza poucza swoich uczniów: „Albowiem zawsze ubogich macie u siebie, lecz Mnie nie zawsze macie” (Mt 26, 11). Wystarczyło jednak tylko trochę ponad pół wieku, żeby ten stary jak świat pogląd obecny w każdej z dominujących tradycji religijnych został wyparty, jak się wydaje, przez ideę, że jesteśmy u progu sprawienia, iż – nawiązując do hasła pierwotnie spopularyzowanego przez irlandzkiego piosenkarza Bono w 2005 r. – bieda i głód staną się „przeszłością”.

W rzeczywistości byliśmy już kiedyś w takiej sytuacji. W 1974 r. sponsorowana przez FAO Światowa Konferencja Żywnościowa w Rzymie przyjęła dokument nazwany Powszechną Deklaracją w Sprawie Likwidacji Głodu i Niedożywienia. Tytuł wybrano z jasnym zamiarem nawiązania do Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka ONZ z 1948 r., która określa podstawowe zasady ruchu praw człowieka. Henry Kissinger, wówczas sekretarz stanu USA, stwierdził na konferencji, że „w ciągu dziesięciu lat żadne dziecko na świecie nie będzie chodziło spać głodne (...) żadna rodzina nie będzie obawiać się, że następnego dnia zabraknie jej chleba, a (...) przyszłość i zdolności żadnego człowieka nie będą zagrożone przez niedożywienie”. Trudno oczywiście uwierzyć, biorąc pod uwagę, że Kissinger był niereformowalnym realistą w zakresie stosunków międzynarodowych, iż wierzył on w cokolwiek tego rodzaju. A w latach 70. XX w. rewolucja moralnej troski Ignatieffa była jeszcze w powijakach.

W II dekadzie XXI w. sytuacja jest zupełnie inna. Kiedy, przykładowo, Bill Gates publikuje wpis na swoim blogu, wychwalając tzw. Milenijne Cele Rozwoju, te „marzenia z terminem realizacji”, jak je nazwał, na które składa się osiem celów uzgodnionych przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 2000 r., począwszy od zmniejszenia o połowę wskaźników skrajnego ubóstwa, przez powstrzymanie rozprzestrzeniania się HIV i AIDS, nie ma powodu, by wątpić w jego poświęcenie czy jego szczerość. A Gates wcale nie jest w tym odosobniony. Wręcz przeciwnie – założenie, iż ubóstwo i głód mogą zostać zlikwidowane, jeśli tylko świat zdoła wykrzesać determinację i zebrać pieniądze potrzebne, by to urzeczywistnić, jest teraz głównym mechanizmem „nadającym ramy” temu, jak bieda jest rozumiana w świecie międzynarodowego rozwoju, jednakowo w sektorze prywatnym i publicznym. Jeśli zaś chodzi o tych, którzy wciąż mogliby twierdzić, że w rzeczywistości „zlikwidowanie” biedy raz na zawsze wykracza poza możliwości człowieka, bez względu na stopień zaangażowania, bez względu na rodzaj otrzymanego wsparcia politycznego i bez względu na to, ile pieniędzy jest do dyspozycji, takie osoby są zwykle postrzegane z takim samym litościwym niedowierzaniem, jakie na konferencji astronomów okazano by komuś, kto popełniłby w ich gronie gafę, twierdząc, że Ziemia jest płaska lub że Słońce krąży wokół niej.

*

CZY RELIGIA MOŻE BYĆ ANTYMETAFIZYCZNA? BILL GATES, KTÓRY PUBLICZNIE STWIERDZIŁ, że „pod względem alokacji zasobów czasowych religia nie jest po prostu szczególnie wydajna”11 i że mógłby „robić wiele innych rzeczy w niedzielny poranek”, najwyraźniej nie wziął nawet pod uwagę, że tego rodzaju wątpliwości mogą być inspirowane przez intuicję moralną, a nie przez względy czysto praktyczne. Wprawdzie Gates przyznaje, że niektórzy kwestionują jego pogląd, winę za to przypisuje jednak niemal wyłącznie złożoności problemu. Właśnie w tym miejscu dostrzega piękno Milenijnych Celów Rozwoju: one „przebijają się przez tę złożoność”12. Ponieważ, jak w 2004 r. ujął to w wywiadzie jego dobry przyjaciel i współpracownik Bono: „Powiedzmy to sobie szczerze: mamy naukę, technikę i bogactwo”. Przyznał, że obecnie nie ma na świecie wspólnej woli wyeliminowania ubóstwa, ale dodał, że to „nie jest powód, który historia zaakceptuje”13.

Nawet w większym stopniu niż u Gatesa i podobnie jak u Jeffreya Sachsa wieloletni aktywizm Bono także stawał się coraz głębiej osadzony w idei, że początek XXI w. to okres, w którym skrajne ubóstwo i głód czeka koniec. Stało się to jasne w czasie pierwszej akcji pod hasłem Make Poverty History (Niech bieda stanie się przeszłością), która odegrała kluczową rolę w kampanii na rzecz tego, by rozwój gospodarczy uczynić priorytetem, kiedy w 2005 r. Wielka Brytania objęła przewodnictwo w G8. W 2013 r., gdy Brytyjczycy kolejny raz przejęli tę rolę, większość głównych międzynarodowych organizacji pozarządowych zajmujących się rozwojem, z Bono wciąż pełniącym funkcję lidera, ale tym razem mocno wspieranym przez Gates Foundation, znów połączyła siły, aby promować akcję, którą początkowo nazywałs Make Poverty History 2, lecz którą ostatecznie rozpoczęła pod milszą dla ucha nazwą IF Campaign (Kampania JEŚLI) i której slogan głosił, że świat ma wystarczającą ilość żywności dla wszystkich i że głodowi jak najbardziej można by zapobiec wszędzie na Ziemi, jeśli tylko rządy-darczyńcy poczyniłyby kilka prostych kroków – w szczególności, gdyby wypełniły zobowiązania w zakresie pomocy, które podjęły już wcześniej, dokonały dodatkowych inwestycji, aby wspomóc uprawy na małą skalę oraz programy żywieniowe, pomogły sfinansować zaadaptowanie globalnego rolnictwa do zmian klimatycznych, zadbały o to, by międzynarodowe przedsiębiorstwa płaciły podatki w pełnej wysokości, chroniły rolników przed przymusowym usuwaniem ich z należącej do nich ziemi, zatrzymały przeznaczanie kukurydzy na etanol (czyli stosowanie jej jako paliwa zamiast żywności) i naciskały na przejrzystość działań rządów i przedsiębiorstw. Postępujcie tak, podkreślano, a świat będzie mógł zacząć „kończyć z głodem w 2013 r.”.

Uderzające było w tym to, że uczestnicy kampanii najwyraźniej zakładali, że rządy mogą spełnić te wymagania bez radykalnej zmiany systemowej w skali globalnej. W tym ważnym sensie ich stanowisko było i pozostaje antypolityką – wizją świata opartą na technice, przede wszystkim na nieograniczonych obietnicach innowacji technicznych, które po wdrożeniu w kontekście rewolucji moralnej troski Ignatieffa powszechnie uznaje się za niemożliwe do zatrzymania. Kate Nash z Goldsmiths College zauważyła w błyskotliwym artykule analizującym kampanię Make Poverty History z 2005 r., że była ona „kampanią walki z ubóstwem, a nie z kapitalizmem czy globalizacją”. Przeciwnie, zakładano w niej, „że struktury globalnych rządów kapitalizmu [były tym, co sprawiło, że] cel likwidacji ubóstwa po raz pierwszy stał się możliwy do osiągnięcia”14. A jednak, na co zwróciła uwagę Nash, choć niektóre z postulatów kampanii z 2005 r., takie jak anulowanie długów niektórych z najbardziej zadłużonych biednych krajów i zwiększenie wsparcia, kosztują bogate kraje udzielające pomocy stosunkowo niewiele, z zagadnieniem sprawiedliwości handlowej, o którą zabiegała kampania Make Poverty History i o której jest także mowa, choć w nieco innej formie i z ważnymi różnicami w rozłożeniu akcentów, w IF Campaign15, wiążą się istotne problemy wynikające z konfliktu interesów między globalną Północą a globalnym Południem oraz, co jest jeszcze bardziej fundamentalną kwestią, ignorowanie faktu, że – jak ujęła to Nash – działanie za pośrednictwem istniejących instytucji międzynarodowych nigdy nie mogłoby się udać, ponieważ owe instytucje są „tak skonstruowane, aby przynosić korzyści bogatym i potężnym krajom”16.

*

TO CAŁKOWICIE ZROZUMIAŁE I NAWET godne pochwały, że każda pełna dobrych chęci osoba w konfrontacji z brutalną rzeczywistością głodu w biednych rejonach świata chciałaby poczuć, że – jak głosi znane wyrażenie – jest „częścią rozwiązania, a nie częścią problemu”. Mniej zrozumiałe jest natomiast to, dlaczego takie slogany jak „W ciągu najbliższych 50 dni możesz zmienić świat na lepsze [, uczestnicząc w akcji Make Poverty History]” wydawały się atrakcyjne, nawet biorąc pod uwagę niewątpliwy urok tego, co Nash nazywa „globalnym obywatelstwem jako show-biznesem”. Częściowo odpowiedź prawie na pewno wynika z faktu, że świat schyłku XX i początku XXI w. jest miejscem, w którym pesymizm (w każdym razie publiczny pesymizm) jest coraz częściej uważany za moralny nietakt. Zaczęło być coś bez mała bluźnierczego w zaprzeczaniu, że wszystkie społeczeństwa i wszystkie problemy ludzi oprócz śmiertelności mogą zostać radykalnie przekształcone, a cierpieniu można położyć kres. W narracji postępu zaś z definicji dobro ostatecznie triumfuje, a zło zostaje pokonane. W tej rzeczywistości, być może bardziej emocjonalnej (by nie powiedzieć: narcystycznej) niż moralnej we właściwym tego słowa znaczeniu, niemal poświadczeniem przynależności do obozu dobra stało się nietraktowanie sceptycznie twierdzeń, że świat jest na progu odnowy, rutynowo wygłaszanych przez urzędników zajmujących się pomocą i rozwojem w rządach najbardziej wpływowych krajów Zachodu, które z kolei, w każdym razie, pozostają źródłem większości globalnej pomocy na rzecz rozwoju.

W tym ogromnym chórze, tak wielkim, że tym, którzy w nim śpiewają, nie przychodzi chyba do głowy, że mogłaby się z nimi nie zgodzić każda przyzwoita osoba, można znaleźć także praktycznie w całości system ONZ, nie tylko sekretarza generalnego i jego sekretariat, lecz także wyspecjalizowane agencje, takie jak Światowy Program Żywnościowy (WFP), Światową Organizację Zdrowia (WHO) oraz Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP). Można tam również odnaleźć globalne organizacje dobroczynne, przede wszystkim Gates Foundation, której hegemonia w świecie filantropii zaczęła odzwierciedlać (niepokojąco dla tych, dla których nie jest mile widziana, nie wspominając o tym, że jej rola nie jest dla nich naturalnym porządkiem rzeczy) hegemonię Stanów Zjednoczonych w globalnym systemie politycznym. Rosnące znaczenie roli zajmowanej przez te instytucje w globalnym systemie pomocy przeobraziło ten system, mimo że istniejący od dawna uznany harmonogram działań międzynarodowych organizacji pozarządowych zajmujących się pomocą i rozwojem w dalszym ciągu wywiera wielki wpływ.

Do pewnego stopnia powiązanie praw człowieka i rozwoju ekonomicznego zaczęło się jawić jako świecka religia, ale nie przypomina żadnej z religii, które ją poprzedziły

Jest